DRUGA SZANSAZdrada w małżeństwie. Komunikacja w związkuHania Chyba ją tą męczyło. Powiedziała mężowi zaraz po wycieczce. Wyjechała do Grecji z biurem podróży. Sama - bez Marcina. Chyba wtedy nie mógł zostawić firmy, był zajęty interesami, a ona czuła, że musi odpocząć. Kierowca autokaru od razu zwrócił jej uwagę. Młodszy od niej, przystojny. Widziała, że też się mu podoba się. Zawsze uczynny, pomagał jej. W sumie nawet nie wie jak to się stało? Wieczorne imprezy na plaży, wino (może za dużo wina?) i pewnej nocy – stało się. Spędzili noc w jej pokoju, tylko jedną. Po powrocie czuła, że musi powiedzieć mężowi. I to był szok. Nie był na to absolutnie przygotowany. Byli małżeństwem od prawie dwudziestu lat, mieli nastoletnie dzieci. On nie mógł się z tym w ogóle pogodzić. Po kilku dniach wiedziało o tym pół małego miasteczka i wszyscy znajomi. Marcin nie mógł spać, ale nie mógł też patrzeć na Hanię. Musiała się wyprowadzić. Miała na szczęście kawalerkę po mamie. Po rozwodzie nie dostała praktycznie nic, a gdy po 7 latach zachorowała na stwardnienie rozsiane zamieszkała z córką. Zmarła mając niespełna 60 lat. Czy żałowała swoich decyzji? Krystian Szkolenie firmowe. Tak, banalna sprawa. Po całym dniu intensywnej pracy intelektualnej – impreza przy piwie i muzyce. Atrakcyjne koleżanki, szum w głowie. Gdy obudził się rano przy Zuzi czuł kaca, chyba także moralnego. Wracając do domu zastanawiał się jak to powiedzieć Magdzie. Czy go zrozumie? Czekała na niego z obiadem, taka uradowana, uśmiechnięta. Zrobiła jego ulubiony sernik. Dzieci śmiały się i przekomarzały przy stole. Nie, dziś nie, może jutro. Jutro także jakoś się nie złożyło. Nazajutrz rano powiedział, że chciałby z Magdą porozmawiać. „To mów teraz” – zaproponowała przygotowując drugie śniadania dla wszystkich. „Nie to poważna sprawa – wieczorem” – powiedział. Trochę ją to zaniepokoiło, ale nie aż tak bardzo. Byli zgodnym małżeństwem. Jak wszyscy, od czasu do czasu się kłócili, mieli ciche dni, ale wokół ludzie się rozwodzili, a oni ciągle trwali. Nie przypuszczała, że mógłby jej powiedzieć coś takiego. Wieczorną krzątaninę przerwał dzwonek telefonu – tata Magdy miał zawał, trafił do szpitala. Krystian nie miał więc okazji się przyznać. Gdy kilka dni później, gdy wszystko powoli zaczęło wracać do normy, Magda, zapytała, co Krystian chciał jej powiedzieć. „Nie pamiętam. To chyba nie było nic ważnego” – skłamał. Minęło kilka lat. Krystian lubi przyglądać się uśmiechniętej i radosnej Magdzie, która potrafi rozśmieszyć go po najtrudniejszym dniu w pracy, piecze jego smakołyki i wspaniale dba o dzieci. Ma swoje wady, ale kto ich nie ma. A Krystian swój sekret schował głęboko. Czy żałuje, że nie powiedział? Nie, chyba nie. Nie wiadomo jak mogłoby się to skończyć. Małgosia Złapała się na tym, że sprawdza rachunki z osiedlowego sklepiku, czy nie policzyli więcej niż faktycznie kupiła. Wielu ludzi podejrzewa o złe intencje. Nie uśmiecha się tak często jak kiedyś. Nie ma już w niej takiej radości. Źle sypia. Krytycznie patrzy na siebie w lustrze. Z szaf wylewają się jej ciuchy, ale ona ciągle nie czuje się atrakcyjna. Mąż powiedział jej o romansie rok temu. Co prawda twierdził, że już go zakończył i że żałuje, ale ona nie potrafiła tak łatwo zapomnieć. Wręcz nieświadomie wącha jego koszule, ogląda kołnierzyki szukając śladów szminki. Gdy tylko zostawi gdzieś komórkę – przegląda maile i SMSy. Pierwsze trzy miesiące to był wręcz fizyczny ból, depresja, nie umiała się pozbierać. Pomogła mama i psycholog. Teraz stała się znerwicowana, podejrzliwa. Nie miałaby jak odejść (bo i to rozważała), nie ma w sobie tyle siły, nie ma dobrej pracy, żeby utrzymać siebie i dzieci. Czy go jeszcze kocha? To trudne pytanie. Na pewno nie jest tak jak wcześniej. Chyba wolałaby się nigdy o tym nie dowiedzieć. Zdrada – jednorazowa, czy dłuższy romans – to chyba najtragiczniejsze doświadczenie dla związku. Niszczy zaufanie, poczucie bezpieczeństwa i bliskość w związku. Zdarza się, że i miłość. Osoba, która dowiaduje się o zdradzie czuje się okropnie oszukana, czuje ból, rozpacz, żal, gorycz. Związek dotyka kryzys. Jest naturalne, że osoba zdradzona odczuwa także nienawiść i agresję. Będzie musiała sobie poradzić z silnymi emocjami, jakie się w niej pojawiają, z ranami po "strzale w jej serce". Czasami jednak paradoksalnie zdrada może umocnić związek. Jak zareagowalibyśmy na zdradę, tego nie wie nikt. Tyle wiemy bowiem o sobie, na ile zostaliśmy sprawdzeni. Joseph Luft i Harrington Ingham opracowali model komunikacji zwany Oknem Johari, dzięki któremu lepiej zrozumieć siebie i innych. Jednym z czterech okien jest tak zwane okno zamknięte, czyli „obszar nieznany” – który nie jest znany ani dla jego posiadacza, ani dla innych. Informacje z tego obszaru ujawniają się w procesie poznawania siebie. Dopóki nie zostaliśmy zdradzeni, nie wiemy jak na ten fakt byśmy zareagowali. Czy w takim razie warto przyznać się do zdrady? To zależy. Zależy od konkretnej sytuacji. Ponieważ jest duże prawdopodobieństwo, że wyznanie spowoduje głęboki kryzys w związku, warto pomyśleć, czemu wyznanie niewierności ma służyć? Jeśli mamy poczucie winy, nie umiemy poradzić sobie ze swoją zdradą, to dlaczego chcemy obarczać swoim problemem naszego partnera? Skoro mamy postanowienie nie romansować więcej, to co nasze przyznanie się do winy ma dać? Czy to będzie budujące dla związku? Co ma to zmienić? Czemu chcemy zranić naszego partnera? Może lepiej samemu uporać się ze swoim problemem, nawet z pomocą psychologa i wziąć odpowiedzialność za swoje działania. Natomiast w sytuacji, gdy chcemy opuścić męża lub żonę, bo romans przysłonił nam świat, to przy wyprowadzce naszemu partnerowi należy się wyjaśnienie i wówczas przyznanie się do zdrady jest jak najbardziej na miejscu. To nie są łatwe sprawy i decyzje. Zawsze to bardzo indywidualna i potwornie trudna decyzja. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
UWOLNIJ MNIEToksyczna miłość„Najwspanialszą rzecz, jaką możesz zrobić dla swoich dzieci, to kochać swojego współmałżonka". Ten cytat Covey’a wzbudził na naszym blogu wiele kontrowersji. Życie nie zawsze jest bajką, o czym świadczą Wasze wpisy i my o tym wiemy. Z jednej strony o miłość należy dbać, należy ją pielęgnować, czuwać, by żar nie przygasł, bez względu na to, czy minęło pięć, dziesięć, czy trzydzieści lat po ślubie, ale z drugiej strony nie można zapominać o własnej godności i pewnych granicach, których przekraczać nie należy. Czasami chuchanie i dmuchanie nie jest łatwe, ale należy próbować. Często brak czasu, stres powodują, że ludzie zaczynają się od siebie oddalać. Napięcia rosną, konflikty zostają nierozwiązane. Niekiedy pojawiają się „doradcy”, którym zależy na podsycaniu wzajemnej niechęci. I co wówczas można zrobić? Sposobem może być znalezienie czasu na rozmowę i wsłuchanie się w potrzeby drugiej osoby. Jeżeli to nie pomoże, warto poprosić o wsparcie kogoś, kto spojrzy z innej perspektywy. Bliscy, przyjaciele, terapia, to koła ratunkowe, z których warto skorzystać. Do sposobów na ratowanie związku będziemy jeszcze wracały w naszych postach. Bywają niestety niekiedy drogi, z których nie ma już powrotu, ale to ostateczność. Jak daleko można zajść i jak długo pielęgnować uczucie do współmałżonka, kiedy ta troska i odpowiedzialność jest jednostronna? Na pewno kosztem nie może być utrata szacunku do własnej osoby. Miłość do mężczyzny, dzieci, ojca, matki nie może być bowiem silniejsza od naszej godności. Nie można bowiem kochać drugiego człowieka, nie kochając i nie szanując samego siebie. Miłość bliźniego musi zacząć się od miłości własnej. Kinga, atrakcyjna trzydziestopięciolatka, straciła w związku, który trwał dziesięć lat swoją niezależność, podporządkowała się mężczyźnie, który odbierał jej każdego dnia prawo decydowania o sobie, godność, w końcu całkowicie ją od siebie uzależniając. Ania, wykształcona, drobna czterdziestolatka, upokarzana, poniżana i manipulowana, najczęściej poczuciem winy. Słyszała wciąż, iż jest do niczego, że jest fatalną żoną i matką. W końcu zaczęła w to wierzyć. Wiele kobiet, jak pokazują wyniki badań, tkwi w toksycznych związkach. Nie potrafią powiedzieć „dość”, nie umieją postawić granic. To wszystko trwa zwykle latami. Granica jest przesuwana powoli. Dlaczego kobiety tkwią w takich małżeństwach? Pierwszym powodem są dzieci. Kobiety tłumaczą sobie często, że najważniejsze jest dobro dzieci, które muszą przecież rozwijać się w rodzinie pełnej. Pytanie, czy większej krzywdy nie wyrządza się dzieciom, skazując je na takie życie? Druga sprawa to lęk. Kobiety boją się, że sobie same nie poradzą. Przecież codziennie słyszały, że są nic nie warte, niczego nie umieją. Niekiedy mają niskie poczucie własnej wartości, które wyniosły z domu rodzinnego, które spowodowało, że nie mają żadnych wymagań, zadawalają się każdym okruszkiem, cieszą się, że ktoś koło nich jest i nie sądzą, by zasługiwały na coś dobrego. Uważają, że lepsza taka miłość, niż żadna. Jest też wiele kobiet, które pomimo wszystko kochają i wierzą w siłę swojej miłości. Wiele znoszą, wierząc, że ich uczucie zdziała cuda i zmieni mężczyznę. Niekiedy też względy religijne powodują, że kobieta tkwi latami w chorym związku. Uważa, że jest to krzyż, który powinna nieść pokornie na swoich ramionach. Tymczasem jest to błędne myślenie, niezgodne z nauką Kościoła. Wiele kobiet broni i chroni swojego gniazda. Jak lwice nie pozwalają, by ktokolwiek cokolwiek złego powiedział na ich mężów. Kryją prawdę przed rodziną i przyjaciółmi. Ale niekiedy przychodzi kres. Często dzieci, które latami okłamywały, wybielając tatusia, zaczynają dorastać i widzieć dokładnie, w jakiej rodzinie żyją. Do matki zaczyna wówczas stopniowo docierać, jaki może być dalszy scenariusz, jakie mogą być konsekwencje. Wiedzą, że jest duże prawdopodobieństwo, że córki dorastające w takiej rodzinie w przyszłości przyjmą postawę dziewczynki do bicia, chłopcy natomiast wejdą w rolę agresora. Tak może się stać, gdyż dzieci kształtują swoje postawy drogą modelowania (rodzic jest dla nich modelem, wzorem, który naśladują). Niekiedy dochodzi do przekroczenia kolejnych granic i to jest impulsem do zmiany. Czasami ktoś bliski potrząśnie, otworzy oczy i przemówi do rozsądku. Co wówczas może kryć się za zakrętem? Wiele kobiet boi się tej zmiany. Nawet jeśli dostrzegą, że żyją w piekle, nawet jeżeli strach jest potężny, lęk przed nieznanym paraliżuje je i nie pozwala zrobić kroku naprzód. Niekiedy nie widzą wyjścia z potrzasku i ich obawy są słuszne. Kobiety będące ofiarami przemocy zostają z niczym. Prawo nie staje po ich stronie, nie mają pomocy państwa. Zamykając drzwi, niekiedy muszą się pogodzić z pozostawieniem dorobku swojego życia. I co dalej? Nie są to proste decyzje. Każdy musi je podjąć w zgodzie z własnym sumieniem. Choć ta zgoda z samym sobą nie ułatwia trudnej drogi, którą będą miały do pokonania. Ważne, by być otoczonym ludźmi, którzy pomogą odzyskać wiarę we własne siły, uwolnić się od poczucia winy, wyzwolić od poczucia krzywdy. Nie jest to proste, ale możliwe. Trzeba wyjść z pewnej granej latami roli i wejść w rolę kobiety świadomej, silnej i pewnej siebie, która kocha przede wszystkim siebie, między innymi po to, by kochać też tych, którzy tego uczucia nie podepczą. Jeżeli żyjesz w tosycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
SMAK CIERPKICH WIŚNIKrytyka. Negatywna informacja zwrotnaGdyby dekalog miał jedenaście przykazań z pewnością dopisałybyśmy: Nie krytykuj! Niszczy rozwijające się dopiero dzieci, ale potrafi niszczyć też związki. Andrzej w dzieciństwie słyszał od rodziców mało pozytywnych słów na swój temat. Ciągle tylko jakieś narzekania, zwracanie uwagi: coś źle zrobił, czegoś nie dopełnił, zapomniał o czymś. Dzień zaczynał się napominaniem i kończył się negatywnymi informacjami. I tak od rana do wieczora i od wieczora do rana. Anię krytykował chyba od początku znajomości. Najpierw tego nie dostrzegała. Po ślubie stało się to nagminne i okropnie uciążliwe. Żadnego dobrego słowa, ciągłe uwagi i pretensje. Krytykował ją na każdym kroku. A to źle sprzątnęła. Pieczeń zbyt wysuszyła. Kupiła niegustowne spodnie. Tak jak w jego domu rodzinnym i tak samo jak rodzice traktowali jego samego. Krytyka rodziła konflikty. Z czasem ich wspólne życie stało się nie do zniesienia. Dziecko jest bezbronne i buduje sobie dopiero wizję świata i samego siebie. Nasiąka opiniami o sobie jak gąbka, chłonie wiedzę – jak inni mnie widzą, jak oceniają, jaki jestem? Poddane ciągłej krytyce, negatywnym komunikatom ze strony rodziców, kolegów, krewnych, nauczycieli rośnie w przekonaniu, że jest „do niczego”, beznadziejne, nieudane. Nie umie się przed tym obronić. Wierzy w opinie na swój temat. Cierpi na tym jego poczucie wartości i samooceny. Trudno mu potem uwierzyć w siebie i w swoje możliwości, dostrzec swój potencjał. Zaczyna myśleć o sobie tak samo, jak Ci, którzy go krytykują. Jest surowe w stosunku do siebie, krytyczne. Pięknie powiedział o tym pewien nieznany autor*:
Andrzej nie doświadczył w ogóle lub w niewystarczającym stopniu pozytywnych sytuacji: akceptacji, uznania, aprobaty. jedynie co znał bardzo dobrze, to krytykę. Gdy krytykowane nadmiernie dziecko dorasta to przejmuje tendencję do krytykowania i „rozszerza się” ją na innych ludzi wokoło. To właśnie u innych zaczyna ono dostrzegać jedynie wady, braki, bo przecież nikt nie nauczył go patrzeć i doceniać tego, co wspaniałe, co się udało, co jest osiągnięciem. Tak jakby miał klapki na oczach i widział tylko jedną część świata - tę złą. Z drugiej strony, gdy człowiek skupi się na niedoskonałościach innych, może nie myśleć o swoich własnych. Można odwrócić uwagę od tego, co dzieje się w nim samym. Na zasadzie kontrastu może dzięki temu mechanizmowi spostrzegać siebie jako lepszego. Czuć się lepiej niż w sytuacji, gdy sam był krytykowany. Cały czas piszemy o źle udzielanej krytyce, która jest zwracaniem uwagi, napominaniem, karceniem, narzekaniem. To krytyka która:
Jeśli taka krytyka pojawia się w małżeństwie, to powoduje powstawanie negatywnych uczuć, oddalanie się zranionych współmałżonków od siebie. Spirala niechęci pogłębia się i jeśli nie ma szans na zmianę może nawet doprowadzić do rozpadu związku. Nikt przecież nie lubi się czuć poniżany i niedoceniany na dłuższą metę. Nie chodzi o to, że w ogóle nie można krytykować innych, chodzi jednak o to, aby nie było to destrukcyjne a konstruktywne. Każdy z nas ma jakieś słabe strony, wady, ale ktoś, kto nas kocha powinien uświadomić je nam delikatnie i w sposób „przepełniony pozytywną energią i szacunkiem”*. Można nawet pokusić się o wykorzystanie odrobiny humoru, aby ułatwić drugiej stronie przyjęcie informacji. Chociaż humor to jednak zawsze nieco ryzykowna sprawa, bo jeśli mąż napisze na zakurzonym regale „Żono - kocham Cię” zamiast zrobić awanturę: „Cały dzień siedzisz w domu i głupich kurzy nie możesz zetrzeć?!”** to i tak część pań może poczuć się dotknięta. Pamiętajmy, że prawda powiedziana bez miłości – zabija. *S.R.Covey „7 nawyków szczęśliwej rodziny” **J.Pulikowski „Ewa czuje inaczej” Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. NIE MYŚL TYLE! IZABELA CIEPLIŃSKA Cosmopolitan numer 3 marzec 2019 |
LoveZnajdźMiłość - jesteśmy tradycyjnym Biurem Matrymonialnym, działamy wyłącznie bezpośrednio. Każdego klienta poznajemy osobiście, dlatego działamy na terenie Trójmiasta i okolic, musimy mieć możliwość spotkania w cztery oczy. Na terenie Trójmiasta dojeżdżamy w miejsce dla Ciebie najdogodniejsze. Stosujemy niekonwencjonalną metodę, która przynosi bardzo dobre rezultaty. Proponujemy znacznie więcej niż ,,tylko" usługi matrymonialne... Mamy w ofercie pakiet "Metamorfoza" - prawdziwą przemianę wewnętrzną i zewnętrzną dla zainteresowanych.
|
DAJ SIĘ POKOCHAĆ DZIEWCZYNO
Jak znaleźć mężczyznę na całe życie?
Nie zawsze wierzymy w siebie, nie zawsze kochamy same siebie. Wydawać by się mogło, że nie ma to większego wpływu na nasze relacje z mężczyznami. Tymczasem ma to niestety zasadnicze znaczenie. Wyobraźcie sobie dziewczynę, która ma zabójczo przystojnego faceta, który cudownie się ubiera, a ona ciągle zastanawia się, dlaczego on z nią jest? Co prawda nie uważa siebie za odrażającą, ale według niej on mógłby mieć każdą, podoba się przecież wszystkim kobietom. Myśli więc, że chłopak może ją zostawić.
Jak sądzicie, skoro ona traktuje siebie w tak negatywny sposób, uważa się za „niewystarczająco dobrą” dla niego, a w zasadzie dla samej siebie, to jak taki związek się skończy? Bo to, że się skończy jest pewne. Wystarczy, że włączy się np. mechanizm „samospełniającego się proroctwa”, czyli przewidywania i przekonania wywołają takie nasze zachowania i działania, które spowodują spełnienie tych przewidywań. Mówiąc prościej: dziewczyna zacznie się zachowywać jak „niewystarczająco dobra”, tym samym udowodni mężczyźnie, że faktycznie nie jest interesująca, ładna, godna jego uwagi, itd. A przecież jej chłopak ją wybrał, nie „miał chustki zawiązanej na oczach” jak mówi Katarzyna Miller w książce „Daj się pokochać dziewczyno”. Mężczyźni się nie poświęcają, nie należy mierzyć ich naszą własną kobiecą miarą. Ale jeśli nie masz wiary w siebie, to miłość żadnego mężczyzny nie będzie w stanie zastąpić miłości do siebie samej i jednocześnie miłości damsko – męskiej. Nikt nie jest w stanie sprostać takiemu zadaniu, nawet najbardziej kochający mężczyzna. Jeśli umieścisz w nim nierealistyczne oczekiwania, to żaden ich nie będzie w stanie spełnić. I druga strona medalu, gdy będziesz „marudzącą, zgorzkniałą i zniechęconą babą, co to nie wie, jak żyć, to niby dlaczego ktoś miałby chcieć być z Tobą?” – pyta autorka książki. Racja. Jeśli nie pokochamy najpierw same siebie, nie możemy zacząć prawdziwie kochać innych. Jak pisałyśmy w poście „Jak znaleźć mężczyznę na całe życie?” nie należy oczekiwać, że mąż, chłopak zaspokoją nas w całości, wszystkie nasze potrzeby, pragnienia, wszystko. Mężczyzna może spełniać tylko kawałek naszego życia, nie potrzebujesz go do wszystkiego. Warto więc za Katarzyną Miller zadać sobie na początku pytanie: „do czego go potrzebujesz. Czy do towarzystwa, czy do seksu, czy do tego, żeby ci walizki wnosił na czwarte piętro, czy do tego, żeby inne dziewczyny wiedziały, że masz faceta? Dziewczyny wykorzystują facetów do różnych rzeczy, ale mają problem, że chcą więcej. A już mają bardzo dużo”.
Powiązane posty:
Jak znaleźć mężczyznę na całe życie?
Czego pragną faceci?
Jak sądzicie, skoro ona traktuje siebie w tak negatywny sposób, uważa się za „niewystarczająco dobrą” dla niego, a w zasadzie dla samej siebie, to jak taki związek się skończy? Bo to, że się skończy jest pewne. Wystarczy, że włączy się np. mechanizm „samospełniającego się proroctwa”, czyli przewidywania i przekonania wywołają takie nasze zachowania i działania, które spowodują spełnienie tych przewidywań. Mówiąc prościej: dziewczyna zacznie się zachowywać jak „niewystarczająco dobra”, tym samym udowodni mężczyźnie, że faktycznie nie jest interesująca, ładna, godna jego uwagi, itd. A przecież jej chłopak ją wybrał, nie „miał chustki zawiązanej na oczach” jak mówi Katarzyna Miller w książce „Daj się pokochać dziewczyno”. Mężczyźni się nie poświęcają, nie należy mierzyć ich naszą własną kobiecą miarą. Ale jeśli nie masz wiary w siebie, to miłość żadnego mężczyzny nie będzie w stanie zastąpić miłości do siebie samej i jednocześnie miłości damsko – męskiej. Nikt nie jest w stanie sprostać takiemu zadaniu, nawet najbardziej kochający mężczyzna. Jeśli umieścisz w nim nierealistyczne oczekiwania, to żaden ich nie będzie w stanie spełnić. I druga strona medalu, gdy będziesz „marudzącą, zgorzkniałą i zniechęconą babą, co to nie wie, jak żyć, to niby dlaczego ktoś miałby chcieć być z Tobą?” – pyta autorka książki. Racja. Jeśli nie pokochamy najpierw same siebie, nie możemy zacząć prawdziwie kochać innych. Jak pisałyśmy w poście „Jak znaleźć mężczyznę na całe życie?” nie należy oczekiwać, że mąż, chłopak zaspokoją nas w całości, wszystkie nasze potrzeby, pragnienia, wszystko. Mężczyzna może spełniać tylko kawałek naszego życia, nie potrzebujesz go do wszystkiego. Warto więc za Katarzyną Miller zadać sobie na początku pytanie: „do czego go potrzebujesz. Czy do towarzystwa, czy do seksu, czy do tego, żeby ci walizki wnosił na czwarte piętro, czy do tego, żeby inne dziewczyny wiedziały, że masz faceta? Dziewczyny wykorzystują facetów do różnych rzeczy, ale mają problem, że chcą więcej. A już mają bardzo dużo”.
Powiązane posty:
Jak znaleźć mężczyznę na całe życie?
Czego pragną faceci?
POLECAMY: |
Katarzyna Miller, Joanna Olekszyk "Daj się pokochać dziewczyno" Wyd. Zwierciadło premiera: 23 stycznia 2019 |
ZNAJDŹ MNIE
Toksyczne związki. Komplementarność nerwic
Hania z rozrzewnieniem wspomina początki swojego małżeństwa, pomimo że w tej chwili buduje je na nowo. Przemek… - pierwsza prawdziwa miłość, stanowił dla niej wyzwanie. Ona – dziewczyna z wielodzietnej rodziny, gdzie bieda i brak miłości doskwierał każdego dnia i on – chłopak z tak zwanego dobrego domu, wzorowy uczeń, grzeczny, kulturalny i przystojny. Hanię z jednej strony ciągnęło do towarzystwa , które do później nocy błąkało się po ulicach Krakowa, ale z drugiej, gdzieś w głębi duszy tęskniła do świata Przemka, który był tak bardzo dla niej odległy. Czy zakochała się w tym ułożonym chłopaku, czy w świecie, do którego ją ciągnęło? Sama do końca nie potrafi szczerze odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ten świat był odległy i tak bardzo przez to fascynujący, bo niedostępny. Przemek posiadał to wszystko, czego jej było brak – dom pełen miłości, w którym wszystko było przewidywalne i przez to bezpieczne. Wyjście z jej środowiska było niemalże niemożliwe, a ten wpatrzony w nią dużymi niebieskimi oczyma chłopak stanowił swego rodzaju trampolinę, dzięki której Hania mogła wskoczyć na najwyższy szczyt swoich marzeń. Ostatecznie Przemka chyba pokochała. Był pierwszą osobą, dla której stała się ważna. Mogła dojrzeć w jego oczach uczucie, którego jej w całym dzieciństwie brakowało. Ale dzisiaj wie, że nie była to prawdziwa miłość…
Spokój i stabilizacja. Tego pragnęła z całych sił. Marzyła o tym, że będzie miała dom, męża, dzieci i pieniądze, których w jej domu brakowało. Była gotowa ciężko pracować, byle tylko udowodnić sobie, że osiągnie swój cel. Dążyła do niego w pocie czoła każdego dnia, nie marnując żadnej chwili. Stała się pracoholiczką, która wie, czego chce. I w momencie, gdy osiągnęła niemal wszystko, szczęście rozprysło się na drobne kawałki. Zdrada. Po dziesięciu latach wspólnego życia, w momencie, gdy byli już zdecydowani na ślub. Do dzisiaj nie potrafi zrozumieć, co pchnęło Przemka do tego. Zranił ją do żywego, zawiódł, spowodował, że jej świat się zawalił…
Nie odeszła… Pomimo iż nie potrafiła sobie z tym poradzić, zdecydowała się na ślub. Nie chciała rzucać tego, do czego dążyła z determinacją. Wiedziała ile nauki, pracy, potu kosztowało ją to, co wspólnie osiągnęli. Bała się, że wróci tam, skąd przyszła. Pojawiały się lęki, niezrozumiałe lęki. Dlatego zdecydowała się na małżeństwo z Przemkiem pomimo upokorzenia. Czuła, że pomimo wszystko, paradoksalnie wręcz, to on, jego osoba daje jej bezpieczeństwo i stabilizację.
Spokój i stabilizacja. Tego pragnęła z całych sił. Marzyła o tym, że będzie miała dom, męża, dzieci i pieniądze, których w jej domu brakowało. Była gotowa ciężko pracować, byle tylko udowodnić sobie, że osiągnie swój cel. Dążyła do niego w pocie czoła każdego dnia, nie marnując żadnej chwili. Stała się pracoholiczką, która wie, czego chce. I w momencie, gdy osiągnęła niemal wszystko, szczęście rozprysło się na drobne kawałki. Zdrada. Po dziesięciu latach wspólnego życia, w momencie, gdy byli już zdecydowani na ślub. Do dzisiaj nie potrafi zrozumieć, co pchnęło Przemka do tego. Zranił ją do żywego, zawiódł, spowodował, że jej świat się zawalił…
Nie odeszła… Pomimo iż nie potrafiła sobie z tym poradzić, zdecydowała się na ślub. Nie chciała rzucać tego, do czego dążyła z determinacją. Wiedziała ile nauki, pracy, potu kosztowało ją to, co wspólnie osiągnęli. Bała się, że wróci tam, skąd przyszła. Pojawiały się lęki, niezrozumiałe lęki. Dlatego zdecydowała się na małżeństwo z Przemkiem pomimo upokorzenia. Czuła, że pomimo wszystko, paradoksalnie wręcz, to on, jego osoba daje jej bezpieczeństwo i stabilizację.
Małżeństwo nie było już tym, czym wcześniejsza ich relacja. Zdrada rzuciła cień na ich życie. Nie była podejrzliwa, ale Przemek zmienił się, stał się obcy. Starał się odpłacić jej ból, który przeżyła, ale coś się między nimi zepsuło, jakby znajdował się za szklaną szybą. Ale to ona się za nią ukryła, choć sama tego nie wiedziała.
Po dwóch latach Hania urodziła śliczną córeczkę. Czy była szczęśliwa? Nie. Nadal czuła się zraniona, upokorzona, tęskniąca za miłością, prawdziwą miłością, którą dane by jej było jeszcze przeżyć dla wyrównania rachunków, a może po to, by mieć co wspominać.
Gdy Tosia miała roczek, w jej życiu pojawił się Bartek. Był osobą, o której marzyła, której wypatrywała każdego dnia. Młody, inteligentny i wpatrzony w nią jak w obraz. Nie chciała odchodzić od męża, nie chciała burzyć rodziny, pragnęła jedynie chwili zapomnienia. Tych chwil było wiele. Czerpała z nich całą sobą to, co dawał jej Bartek. A dawał jej to wszystko, czego jej było brak. Budował jej poczucie wartości jako człowieka, jako kobiety. Od momentu, gdy go poznała, zaczęła inaczej postrzegać siebie. Uważała, że jest zakochana. Ale czy kochała Bartka? Nie, ona zakochała się po raz pierwszy w sobie, dzięki przeglądaniu się w jego oczach? Było to cudowne uczucie. Unosiła się pięć metrów nad ziemią. Chciała, by ta chwila trwała wiecznie, choć nie wyobrażała sobie, by zmieniać swoje życie. W domu była przykładną żoną i matką, a w ramionach Bartka zapominała o wszystkim. Ale to życie w kłamstwie nie mogło trwać wiecznie. Hania z jednej strony rozpływała się w jego ramionach, ale z drugiej strony wyrzuty sumienia nie pozwalały jej żyć. Wiedziała, że na Przemka zawsze mogła liczyć, że po zdradzie robił wszystko, by nie zawieść jej zaufania. Rozsądek podpowiadał, że z nim będzie wiodła spokojne życie. Pomimo iż relacja pomiędzy nimi nie przypominała tej z początku znajomości, czuła, że oddalili się bardzo. Do Bartka pchała ją namiętność. Ale czy umiałaby z nim żyć, stworzyć rodzinę? Czy byłby dobrym ojcem dla Tosi?
Którędy pójść, jaką drogę wybrać ? Czy odejście od Bartka spowoduje odnalezienie w małżeństwie szczęścia? Czy to wyrównanie rachunków będzie gwarancją tego, że z mężem będą mogli ruszyć dalej do przodu i budować razem szczęśliwe życie? Wiedziała, że jest dobrym ojcem, dobrym człowiekiem, a błąd który popełnił zadośćuczynił jej z nawiązką. Ale czy będzie umiała zapomnieć o Bartku, o tym szaleństwie, które przeżywała przy jego boku? A z kolei, jeśli zostanie z Przemkiem, czy nie będzie szukała nadal miłości, czy będzie umiała naprawdę wybaczyć i zaufać?
Po dwóch latach Hania urodziła śliczną córeczkę. Czy była szczęśliwa? Nie. Nadal czuła się zraniona, upokorzona, tęskniąca za miłością, prawdziwą miłością, którą dane by jej było jeszcze przeżyć dla wyrównania rachunków, a może po to, by mieć co wspominać.
Gdy Tosia miała roczek, w jej życiu pojawił się Bartek. Był osobą, o której marzyła, której wypatrywała każdego dnia. Młody, inteligentny i wpatrzony w nią jak w obraz. Nie chciała odchodzić od męża, nie chciała burzyć rodziny, pragnęła jedynie chwili zapomnienia. Tych chwil było wiele. Czerpała z nich całą sobą to, co dawał jej Bartek. A dawał jej to wszystko, czego jej było brak. Budował jej poczucie wartości jako człowieka, jako kobiety. Od momentu, gdy go poznała, zaczęła inaczej postrzegać siebie. Uważała, że jest zakochana. Ale czy kochała Bartka? Nie, ona zakochała się po raz pierwszy w sobie, dzięki przeglądaniu się w jego oczach? Było to cudowne uczucie. Unosiła się pięć metrów nad ziemią. Chciała, by ta chwila trwała wiecznie, choć nie wyobrażała sobie, by zmieniać swoje życie. W domu była przykładną żoną i matką, a w ramionach Bartka zapominała o wszystkim. Ale to życie w kłamstwie nie mogło trwać wiecznie. Hania z jednej strony rozpływała się w jego ramionach, ale z drugiej strony wyrzuty sumienia nie pozwalały jej żyć. Wiedziała, że na Przemka zawsze mogła liczyć, że po zdradzie robił wszystko, by nie zawieść jej zaufania. Rozsądek podpowiadał, że z nim będzie wiodła spokojne życie. Pomimo iż relacja pomiędzy nimi nie przypominała tej z początku znajomości, czuła, że oddalili się bardzo. Do Bartka pchała ją namiętność. Ale czy umiałaby z nim żyć, stworzyć rodzinę? Czy byłby dobrym ojcem dla Tosi?
Którędy pójść, jaką drogę wybrać ? Czy odejście od Bartka spowoduje odnalezienie w małżeństwie szczęścia? Czy to wyrównanie rachunków będzie gwarancją tego, że z mężem będą mogli ruszyć dalej do przodu i budować razem szczęśliwe życie? Wiedziała, że jest dobrym ojcem, dobrym człowiekiem, a błąd który popełnił zadośćuczynił jej z nawiązką. Ale czy będzie umiała zapomnieć o Bartku, o tym szaleństwie, które przeżywała przy jego boku? A z kolei, jeśli zostanie z Przemkiem, czy nie będzie szukała nadal miłości, czy będzie umiała naprawdę wybaczyć i zaufać?
Życia u boku Bartka nie umiała sobie do końca wyobrazić. Nie była wstanie dostrzec w nim osoby, z którą byłaby gotowa spędzać każdy dzień. Nie wiedziała nawet dlaczego. Ale odejść jej było ciężko. Dawał jej coś, dzięki czemu rozkwitała każdego dnia.
Przyjaciółka powtarzała, że w życiu należy iść za głosem serca. Ale ona nie była tego pewna. Nie wiedziała też, czy umiałaby konsekwentnie podążać wybraną drogą? Czy pójście za głosem serca byłoby rozsądne? Te pytania kołatały jej się w głowie. Nie dawały spać.
Hania w tym momencie, gdy stała na rozstaju dróg, nie wiedziała jeszcze, że żaden z tych mężczyzn nie będzie gwarancją jej szczęścia. Nie wiedziała, że zarówno Przemek, jak i Bartek w pewnych momentach jej życia byli tylko lekiem na jej niezaspokojone potrzeby, lekiem na jej nerwicową potrzebę miłości. Oni dali jej to, czego wówczas potrzebowała, a co było tylko namiastką szczęścia. Nie mogła być w pełni szczęśliwa, bo nie kochała siebie i nie była zdolna do miłości drugiego człowieka. Była w nich zakochana, bo sprawiali, że dzięki nim miała zaspokojoną potrzebę znaczenia, akceptacji, wartości, miłości. Ale przeglądanie się w czyiś oczach, bez wiary w to, iż jest się człowiekiem takim, jakiego widzi się w oczach zakochanego, jest tylko chwilową radością, nietrwałą jak bańka mydlana. Aby zacząć iść drogą spokoju, drogą realizowania siebie, swojego szczęścia i swojej rodziny, Hania musiała stanąć na nogach. Musiała zrozumieć, że jest wspaniałą, piękną , umiejącą dążyć do celu kobietą, która co prawda popełniła wiele błędów, ale dzięki nim stała się mądrzejsza i dojrzalsza. Hania musiała zrozumieć, że tworzyła do tej pory toksyczne związki, gdyż nie była zdolna do zdrowych relacji. Związki, w które wchodziła, były oparte na komplementarności nerwic. Ich fundamentem było wzajemne uzależnienie, dlatego też wybierała osoby, które również potrzebowały osoby takiej jak ona. Dzięki temu, iż Hania zaczęła dojrzewać emocjonalnie, zrozumiała, że musi zacząć inaczej żyć. Musi zbudować własną autonomię, pokochać siebie, zrozumieć swoją przeszłość, uporać się z ranami z dzieciństwa i z wiarą w swoją wartość budować relacje z innymi.
* Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.
Katarzyna Krakowska
współautorka bloga
współautorka bloga
Chcesz mieć satysfakcjonujący związek? Dobrze rozumieć się ze swoim mężem, żoną? Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie:) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
JAK ZNALEŹĆ MĘŻCZYZNĘ NA CAŁE ŻYCIE?
,,Daj się pokochać dziewczyno"
Młode kobiety przed swoim pierwszym związkiem często zastanawiają się – jak znaleźć mężczyznę na całe życie? Tworzą listy pożądanych cech, myślą o tym, gdzie znaleźć najlepszego kandydata. Czasami oglądając rozpadające się wokół związki, zaczynają wątpić, czy to w ogóle jest możliwe?
Z kolei kobiety, które są już w związkach, pytają w pewnym momencie same siebie, dlaczego ich mężczyźnie brak entuzjazmu, który miał na początku znajomości, denerwują się, że zamawia ciągle te same dania w restauracji i nie wychodzi z nią tak chętnie z domu. Coś przestaje im w nim pasować. Dlaczego ON to, czy tamto? Przyglądają się MU, obserwują GO.
Co łączy te kobiety? Otóż przenoszą „ciężar” uwagi na zewnątrz, na mężczyznę, partnera, męża. Zupełnie (albo w dużej mierze) zapominając, że w tym związku są przecież także ONE.
„Daj się pokochać dziewczyno” - książka Katarzyny Miller i Joanny Olekszyk - odwraca perspektywę: z „ON” na „JA” i każe nam kobietom - w różnym wieku, samotnym i w związkach – „przejrzeć się w lustrze”. Spojrzeć na siebie, swoje wnętrze. Zadbać o siebie, jeśli jest taka potrzeba, aby w konsekwencji mieć coś wartościowego do zaoferowania innym, także mężczyznom. W tym kontekście tytułowe pytanie artykułu, które często zadają sobie kobiety, jest niestety źle postawione. Zamiast „Jak znaleźć mężczyznę na całe życie? powinno brzmieć np. „Jaka mogę być, aby zainteresować mężczyznę i móc przeżyć z nim całe życie?”, albo „Jaka mogę być, aby szczęśliwie przeżyć życie, nawet jeśli nie będę miała męża”. Widzicie różnicę?
Książkę duetu Miller – Olekszyk - czyta się jednym tchem. Dobrze napisana, miejscami żartobliwa, z dystansem, czasami jednak szczera do bólu, jak i sama Katarzyna Miller. Jest ona niezwykle mądrą i doświadczoną psycholożką. Pokazuje nam kobietom, że szukanie „ideału”, albo mężczyzny spełniającego listę pożądanych przez nas cech jest bezsensowne: „mężczyzna nie jest od tego, żeby spełniał kobietę całą, tylko kawałek jej życia. […] Co ja sobie będę ich zmieniać, jak ja z każdym będę miała podobny albo różny rodzaj jakichś niespełnień”. I dalej dodaje: „Jeśli facet ma poczucie humoru, jest wrażliwy, fajny i seksowny, a do tego jeszcze lubi swoją pracę – tylko go brać. Ale zaraz jakaś doda: „Ja bym chciała, żeby jeszcze czytał Sartre’a”. A jak on tego Sartre’a nigdy nie przeczyta?”
Niby oczywiste, ale czy czasami nie mamy tendencji, aby WSZYSTKIE swoje pragnienia, oczekiwania umieszczać w jednym mężczyźnie? I wówczas nie może to się skończyć inaczej niż totalnym rozczarowaniem, rozpadem związku i szukaniem kolejnego „idealnego” kandydata, który będzie miał zapełnić jakąś naszą pustkę. Jak dosadnie mówi Pani Katarzyna: „Kochana, jak jesteś pusta w środku, jak ze sobą nie obcujesz i się nie lubisz to, dopóki tej pustki w sobie nie wypełnisz, z czym ma obcować ten ktoś, kto ciebie wybierze?” Dla niektórych może to być faktycznie jak kubeł zimnej wody wylanej na głowę. Czasami jednak, jeśli chcemy zmiany w samych sobie, trzeba nami wstrząsnąć i wręcz zmusić do refleksji. Kilka takich - szczerych do bólu - fragmentów w książce „Daj się pokochać dziewczyno” na pewno się znajdzie. Ale to tak naprawdę od czytelniczek zależy, czy będą chciały nad nimi zatrzymać. Nic na siłę.
Czytając książkę mamy wrażenie jakbyśmy siedziały razem przy kawiarnianym stoliku z Kasią Miller – starszą, mądrą koleżanką, która dzieli się swoimi przemyśleniami na temat związków, miłości, kryzysów: jak kochać mądrze siebie i partnera, czym jest miłość, jak wskrzesić ogień w związku, jak przeżyć zdradę i ponownie uwierzyć w miłość? Mówi jeszcze o wielu innych kwestiach damsko-męskich.
W rozmowie Pani Kasia jest autentyczna i bliska nam. Dzieli się także swoim życiem, opowiada o sobie - jest w związku z jednym mężczyzną od 30 lat, ale był to burzliwy związek z kilkoma przerwami. Nie kryje tego, nie kreuje się na nieomylną, wiecznie szczęśliwą, której wszystko się udaje. Opowiada szczerze o swoim życiu. Jest prawdziwa.
„Daj się pokochać dziewczyno” nie jest z pewnością dla tych kobiet, które oczekują - w stylu amerykańskich poradników – prostych i łatwych rad, do zrealizowania w dziesięciu krokach. Zresztą życie takie nie jest.
Książka spodoba się z pewnością szerokiemu gronu kobiet: singielkom, silnym i niezależnym, tym, które jeszcze szukają mężczyzny i recept na udany związek, tym, które po latach małżeństwa chcą rozbudzić na nowo miłość w swoim związku, tym, które przeżyły zdradę i muszą się z nią uporać.
Wszystkie z nas dzięki Katarzynie Miller będziemy miały okazję, aby zajrzeć w głąb siebie, zatroszczyć się o swoje wewnętrzne dziecko i je pokochać. Jeśli pozbędziemy się swoich lęków, wypełnimy pustkę, będziemy mogły zrozumieć, czego tak naprawdę chcemy w życiu i przekonać się, że na to w pełni zasługujemy, jak mówią autorki: „Kiedy już pokochamy siebie, możemy zacząć kochać innych”.
Z kolei kobiety, które są już w związkach, pytają w pewnym momencie same siebie, dlaczego ich mężczyźnie brak entuzjazmu, który miał na początku znajomości, denerwują się, że zamawia ciągle te same dania w restauracji i nie wychodzi z nią tak chętnie z domu. Coś przestaje im w nim pasować. Dlaczego ON to, czy tamto? Przyglądają się MU, obserwują GO.
Co łączy te kobiety? Otóż przenoszą „ciężar” uwagi na zewnątrz, na mężczyznę, partnera, męża. Zupełnie (albo w dużej mierze) zapominając, że w tym związku są przecież także ONE.
„Daj się pokochać dziewczyno” - książka Katarzyny Miller i Joanny Olekszyk - odwraca perspektywę: z „ON” na „JA” i każe nam kobietom - w różnym wieku, samotnym i w związkach – „przejrzeć się w lustrze”. Spojrzeć na siebie, swoje wnętrze. Zadbać o siebie, jeśli jest taka potrzeba, aby w konsekwencji mieć coś wartościowego do zaoferowania innym, także mężczyznom. W tym kontekście tytułowe pytanie artykułu, które często zadają sobie kobiety, jest niestety źle postawione. Zamiast „Jak znaleźć mężczyznę na całe życie? powinno brzmieć np. „Jaka mogę być, aby zainteresować mężczyznę i móc przeżyć z nim całe życie?”, albo „Jaka mogę być, aby szczęśliwie przeżyć życie, nawet jeśli nie będę miała męża”. Widzicie różnicę?
Książkę duetu Miller – Olekszyk - czyta się jednym tchem. Dobrze napisana, miejscami żartobliwa, z dystansem, czasami jednak szczera do bólu, jak i sama Katarzyna Miller. Jest ona niezwykle mądrą i doświadczoną psycholożką. Pokazuje nam kobietom, że szukanie „ideału”, albo mężczyzny spełniającego listę pożądanych przez nas cech jest bezsensowne: „mężczyzna nie jest od tego, żeby spełniał kobietę całą, tylko kawałek jej życia. […] Co ja sobie będę ich zmieniać, jak ja z każdym będę miała podobny albo różny rodzaj jakichś niespełnień”. I dalej dodaje: „Jeśli facet ma poczucie humoru, jest wrażliwy, fajny i seksowny, a do tego jeszcze lubi swoją pracę – tylko go brać. Ale zaraz jakaś doda: „Ja bym chciała, żeby jeszcze czytał Sartre’a”. A jak on tego Sartre’a nigdy nie przeczyta?”
Niby oczywiste, ale czy czasami nie mamy tendencji, aby WSZYSTKIE swoje pragnienia, oczekiwania umieszczać w jednym mężczyźnie? I wówczas nie może to się skończyć inaczej niż totalnym rozczarowaniem, rozpadem związku i szukaniem kolejnego „idealnego” kandydata, który będzie miał zapełnić jakąś naszą pustkę. Jak dosadnie mówi Pani Katarzyna: „Kochana, jak jesteś pusta w środku, jak ze sobą nie obcujesz i się nie lubisz to, dopóki tej pustki w sobie nie wypełnisz, z czym ma obcować ten ktoś, kto ciebie wybierze?” Dla niektórych może to być faktycznie jak kubeł zimnej wody wylanej na głowę. Czasami jednak, jeśli chcemy zmiany w samych sobie, trzeba nami wstrząsnąć i wręcz zmusić do refleksji. Kilka takich - szczerych do bólu - fragmentów w książce „Daj się pokochać dziewczyno” na pewno się znajdzie. Ale to tak naprawdę od czytelniczek zależy, czy będą chciały nad nimi zatrzymać. Nic na siłę.
Czytając książkę mamy wrażenie jakbyśmy siedziały razem przy kawiarnianym stoliku z Kasią Miller – starszą, mądrą koleżanką, która dzieli się swoimi przemyśleniami na temat związków, miłości, kryzysów: jak kochać mądrze siebie i partnera, czym jest miłość, jak wskrzesić ogień w związku, jak przeżyć zdradę i ponownie uwierzyć w miłość? Mówi jeszcze o wielu innych kwestiach damsko-męskich.
W rozmowie Pani Kasia jest autentyczna i bliska nam. Dzieli się także swoim życiem, opowiada o sobie - jest w związku z jednym mężczyzną od 30 lat, ale był to burzliwy związek z kilkoma przerwami. Nie kryje tego, nie kreuje się na nieomylną, wiecznie szczęśliwą, której wszystko się udaje. Opowiada szczerze o swoim życiu. Jest prawdziwa.
„Daj się pokochać dziewczyno” nie jest z pewnością dla tych kobiet, które oczekują - w stylu amerykańskich poradników – prostych i łatwych rad, do zrealizowania w dziesięciu krokach. Zresztą życie takie nie jest.
Książka spodoba się z pewnością szerokiemu gronu kobiet: singielkom, silnym i niezależnym, tym, które jeszcze szukają mężczyzny i recept na udany związek, tym, które po latach małżeństwa chcą rozbudzić na nowo miłość w swoim związku, tym, które przeżyły zdradę i muszą się z nią uporać.
Wszystkie z nas dzięki Katarzynie Miller będziemy miały okazję, aby zajrzeć w głąb siebie, zatroszczyć się o swoje wewnętrzne dziecko i je pokochać. Jeśli pozbędziemy się swoich lęków, wypełnimy pustkę, będziemy mogły zrozumieć, czego tak naprawdę chcemy w życiu i przekonać się, że na to w pełni zasługujemy, jak mówią autorki: „Kiedy już pokochamy siebie, możemy zacząć kochać innych”.
POLECAMY: |
Katarzyna Miller, joanna Olekszyk "Daj się pokochać dziewczyno" Wyd. Zwierciadło premiera: 23 stycznia 2019 |
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
REKLAMA:
piszcie do nas na adres:
psychologiaprzykawie@gmail.com
piszcie do nas na adres:
psychologiaprzykawie@gmail.com