NIE DAJ SIĘ "WKRĘCIĆ"Wywieranie wpływu a manipulacja. |
ŻYCIE ZA ŻYCIE
Trauma po stracie dziecka, dawcy organów
„Musiałam na chwilę zasnąć. Ale to nie mogło być dłużej niż chwilka. (…)
- Gdzie jest Amalie?
– Ona… ona była tam – mówię. – Pójdę po nią.
– Nie widzę jej.
Wstaję i od niego odchodzę, przyglądam się wbiegającym do wody i wybiegającym z niej dzieciakom, niosącym wiaderka wody, niemowlętom z zapiaszczonymi pupami, starszym dzieciom dalej we wodzie, siedzącym na dmuchanych krokodylach i flamingach. Nigdzie nie widzę Amalie i zaczynam czuć tępy ból w brzuchu, dzikie przerażające trzepotanie. Nie zasnęłam, nie mogłam zasnąć, pewnie na chwilę zamknęłam oczy, to wszystko. I wtedy ją widzę. Stoi do nas plecami, jakieś trzydzieści metrów dalej, ostrożnie wylewa wodę ze swojego wiaderka do wiaderka innej dziewczynki. Przez chwilę na nią patrzę i stwierdzam, że kostium z Elsą jest już bardzo ciasny, choć kupiliśmy go niecały miesiąc wcześniej, że skóra Amalie jest już bardzo opalona, widzę, jak uroczo wyciąga ręce w rękawkach z Królową Elsą, jak świetnie się bawi.
– Zobacz, tam jest – mówię, odwracając się do Sindrego i pokazując mu Amalie.
– Gdzie?
– Tam. Z tamtą dziewczynką.
– Gdzie?
Biorę go za rękę i wyciągam ją w stronę dwóch dziewczynek.
– Tam.
– Ali, to nie ona. – Jego słowa są niewyraźne, tak jakby wypowiedział je pod wodą.”*
Śmierć dziecka… Niewyobrażalny ból, eksplozja nieznanych dotąd emocji rozdzierających serce i pragnienie odejścia tam, gdzie los tak brutalnie zabrał kogoś, kogo kochali całą cząstką swojego ciała. Czują jakby umierała część należąca do nich samych. Można powiedzieć, że śmierć dziecka powoduje umieralnie ludzi, którzy kochali je od jego pierwszego oddechu, którzy cieszyli się z pierwszego uśmiechu, pierwszego ząbka i niepewnie stawianego kroku. Ten nienaturalny obrót spraw powoduje bunt, złość, niedowierzanie, a potem smutek, rozpacz, a często depresję doprowadzającą niekiedy nawet do samozniszczenia. Wracają wspomnieniami, odgrzebują to, co było, by odczarować rzeczywistość, by zmienić bieg zdarzeń, by cofnąć czas i zapobiec tragedii. W sytuacji gdy śmierć dziecka jest wynikiem niedopatrzenia, nieuwagi, braku czujności rodzica - poza bólem wynikającym z utraty kogoś najdroższego na świecie, poczuciu winy nie ma końca. Jest zadręczanie, obwinianie, samobiczowanie.
„Dalej, dalej, dalej – powiedziałam do poszarpanej linii życia, linii, która miała zdecydować, czy zostaniesz, czy odejdziesz. Nie mogłam na ciebie patrzeć, chociaż trzymałam cię za rękę. Czułaś to? Wiedziałaś, że przy tobie jestem? Byłam w stanie patrzeć tylko na tę linię. No dalej, no dalej, no dalej, misiaczku, mówiłam. Linia zaczęła się zmieniać od ostrych szarpnięć do łagodnych wirów i pomyślałam, że to musi być dobrze, przecież każdy chce, żeby linia życia stała się spokojna i przewidywalna, ale te łagodne wiry zamieniały się powoli w coraz bardziej płaską linię z maleńkimi szczytami, a ja patrzyłam na nie i wrzeszczałam, no dalej, no dalej, no dalej, ale ona coraz bardziej się wyrównywała, aż wreszcie była tylko najokrutniejszą możliwą płaską kreską…”*
- Gdzie jest Amalie?
– Ona… ona była tam – mówię. – Pójdę po nią.
– Nie widzę jej.
Wstaję i od niego odchodzę, przyglądam się wbiegającym do wody i wybiegającym z niej dzieciakom, niosącym wiaderka wody, niemowlętom z zapiaszczonymi pupami, starszym dzieciom dalej we wodzie, siedzącym na dmuchanych krokodylach i flamingach. Nigdzie nie widzę Amalie i zaczynam czuć tępy ból w brzuchu, dzikie przerażające trzepotanie. Nie zasnęłam, nie mogłam zasnąć, pewnie na chwilę zamknęłam oczy, to wszystko. I wtedy ją widzę. Stoi do nas plecami, jakieś trzydzieści metrów dalej, ostrożnie wylewa wodę ze swojego wiaderka do wiaderka innej dziewczynki. Przez chwilę na nią patrzę i stwierdzam, że kostium z Elsą jest już bardzo ciasny, choć kupiliśmy go niecały miesiąc wcześniej, że skóra Amalie jest już bardzo opalona, widzę, jak uroczo wyciąga ręce w rękawkach z Królową Elsą, jak świetnie się bawi.
– Zobacz, tam jest – mówię, odwracając się do Sindrego i pokazując mu Amalie.
– Gdzie?
– Tam. Z tamtą dziewczynką.
– Gdzie?
Biorę go za rękę i wyciągam ją w stronę dwóch dziewczynek.
– Tam.
– Ali, to nie ona. – Jego słowa są niewyraźne, tak jakby wypowiedział je pod wodą.”*
Śmierć dziecka… Niewyobrażalny ból, eksplozja nieznanych dotąd emocji rozdzierających serce i pragnienie odejścia tam, gdzie los tak brutalnie zabrał kogoś, kogo kochali całą cząstką swojego ciała. Czują jakby umierała część należąca do nich samych. Można powiedzieć, że śmierć dziecka powoduje umieralnie ludzi, którzy kochali je od jego pierwszego oddechu, którzy cieszyli się z pierwszego uśmiechu, pierwszego ząbka i niepewnie stawianego kroku. Ten nienaturalny obrót spraw powoduje bunt, złość, niedowierzanie, a potem smutek, rozpacz, a często depresję doprowadzającą niekiedy nawet do samozniszczenia. Wracają wspomnieniami, odgrzebują to, co było, by odczarować rzeczywistość, by zmienić bieg zdarzeń, by cofnąć czas i zapobiec tragedii. W sytuacji gdy śmierć dziecka jest wynikiem niedopatrzenia, nieuwagi, braku czujności rodzica - poza bólem wynikającym z utraty kogoś najdroższego na świecie, poczuciu winy nie ma końca. Jest zadręczanie, obwinianie, samobiczowanie.
„Dalej, dalej, dalej – powiedziałam do poszarpanej linii życia, linii, która miała zdecydować, czy zostaniesz, czy odejdziesz. Nie mogłam na ciebie patrzeć, chociaż trzymałam cię za rękę. Czułaś to? Wiedziałaś, że przy tobie jestem? Byłam w stanie patrzeć tylko na tę linię. No dalej, no dalej, no dalej, misiaczku, mówiłam. Linia zaczęła się zmieniać od ostrych szarpnięć do łagodnych wirów i pomyślałam, że to musi być dobrze, przecież każdy chce, żeby linia życia stała się spokojna i przewidywalna, ale te łagodne wiry zamieniały się powoli w coraz bardziej płaską linię z maleńkimi szczytami, a ja patrzyłam na nie i wrzeszczałam, no dalej, no dalej, no dalej, ale ona coraz bardziej się wyrównywała, aż wreszcie była tylko najokrutniejszą możliwą płaską kreską…”*
Zdarza się, że rodzice zmarłych dzieci nie chcą pozwolić na ich odejście. Mówią o nich w czasie teraźniejszym, czują ich obecność, nie pozbywają się zabawek, ubranek, nie porządkują pokoju. Chcą wierzyć, że obudzą się z tego koszmarnego snu i ich „promyczek” przybiegnie i zarzuci im swoje drobne rączki na szyi. Nie są gotowi na pożegnanie, na odejście. Chcą wbrew logice, wbrew wszystkiemu zatrzymać dziecko przy sobie. Szukają ku temu różnych dróg. Alice – bohaterka powieści Alex Dahl - jest przykładem matki, której życie rozpadło się na drobne kawałki po tragicznej śmierci córeczki. Kobieta nie umie stanąć w obliczu prawdy i pogodzić się z najboleśniejszą stratą. Pogrążona w ciężkiej depresji, balansując na krawędzi, jest w stanie zrobić wszystko, by odzyskać ukochane dziecko.
„Hej, misiaczku, szepczę. Założę się, że widzisz mnie teraz, nawet jeśli ja nie mogę zobaczyć ciebie. Jeśli mnie słyszysz, możesz dać mi jakiś znak, jakikolwiek, najmniejszy? Talerz, który spada na podłogę, światło, które nagle się zapala, jakieś zwierzę, które zaczyna wyć na zewnątrz? Zobaczyłabym cię w tych odłamkach szkła, w tym jasnym świetle, usłyszałabym cię w dźwięku... Znak, kochanie, mój ukochany aniołku, proszę, przemów do mnie...”*
Alex Dahl w powieści „Życie za życie”, której premiera odbędzie się w najbliższą środę, porusza nie tylko temat traumy po utracie dziecka, ale także oddawania narządów do przeszczepu. Są rodzice, dla których ofiarowanie narządów, czyli życia innej istocie, pomaga pogodzić się z osobistą niewyobrażalną stratą. Świadomość, że cząstka ich maleństwa żyje w innym dziecku, daje im siłę, by podnieść się i wrócić do życia. Niekiedy traktują swojego synka/córkę jako bohatera ratującego swoją śmiercią inne ludzkie istnienie. Niestety Alice, mama zaginionej Amelie, chwyta się jak tonący brzytwy myśli, że jej dziecko żyje, że jej najdroższa córeczka odrodziła się w ciele innej osoby i wpada w obłęd, który rozpędza ją jak pojazd, który niepostrzeżenie znajduje się nad przepaścią.
„Hej, misiaczku, szepczę. Założę się, że widzisz mnie teraz, nawet jeśli ja nie mogę zobaczyć ciebie. Jeśli mnie słyszysz, możesz dać mi jakiś znak, jakikolwiek, najmniejszy? Talerz, który spada na podłogę, światło, które nagle się zapala, jakieś zwierzę, które zaczyna wyć na zewnątrz? Zobaczyłabym cię w tych odłamkach szkła, w tym jasnym świetle, usłyszałabym cię w dźwięku... Znak, kochanie, mój ukochany aniołku, proszę, przemów do mnie...”*
Alex Dahl w powieści „Życie za życie”, której premiera odbędzie się w najbliższą środę, porusza nie tylko temat traumy po utracie dziecka, ale także oddawania narządów do przeszczepu. Są rodzice, dla których ofiarowanie narządów, czyli życia innej istocie, pomaga pogodzić się z osobistą niewyobrażalną stratą. Świadomość, że cząstka ich maleństwa żyje w innym dziecku, daje im siłę, by podnieść się i wrócić do życia. Niekiedy traktują swojego synka/córkę jako bohatera ratującego swoją śmiercią inne ludzkie istnienie. Niestety Alice, mama zaginionej Amelie, chwyta się jak tonący brzytwy myśli, że jej dziecko żyje, że jej najdroższa córeczka odrodziła się w ciele innej osoby i wpada w obłęd, który rozpędza ją jak pojazd, który niepostrzeżenie znajduje się nad przepaścią.
W książce „Życie za życie” widzimy dramat dwóch różniących się między sobą prawie wszystkim kobiet. Kobiet, które są podobne jedynie pod względem bezgranicznej miłości, jaką żywią względem swoich córek, dla których są w stanie zrobić wszystko. Te dwie zupełnie sobie obce osoby niepodziewanie łączy los. Tragedia jednej otwiera bramy szczęścia drugiej, przywracając jej dziecko do życia.
Autorka w swojej trzymającej w napięciu i wciągającej czytelnika bez reszty powieści pokazuje do czego zdolna jest osoba, która będąc na dnie rozpaczy, nie zostanie otoczona wsparciem najbliższych i opieką specjalistyczną. Alex Dahl świetnie sportretowała wewnętrzne rozterki swojej bohaterki powodując, że książki nie da się przeczytać bez wzruszenia. Atutem powieści jest również wartka akcja, ciekawie nakreślone postacie, wielowymiarowość i poruszenie kilku niezwykle istotnych problemów.
Czytając „Życie za życie”, stajemy się świadkami walki i wyborów dyktowanych stanem, w jakim znalazła się główna bohaterka. Pogrążona w ciężkiej depresji kobieta snuje i układa w swojej chorej głowie plan odzyskania dziecka, które chce odnaleźć w biorcy serca swojej córeczki. Czytając, zadajemy sobie pytania: Jak daleko może się posunąć człowiek? Co może zrobić i jakie granice przekroczyć, by choć w jakiejś części odzyskać swoje dziecko?
„Patrzę na małą dziewczynkę siedzącą samotnie na ławce, potem na małego chłopca leżącego na plecach w śniegu, poruszającego rękami i nogami. I na pulchną dziewczynkę, która wygląda na trochę chorowitą. A inna wygląda jak Amalie, gdy spojrzę na nią spod zmrużonych powiek. Oczywiście wiem, że to żadne z tych dzieci. On albo ona może być w każdym miejscu na ziemi. Ale gdzieś tam serce mojej córki zostało umieszczone głęboko w ciele obcej osoby. I chcę je znaleźć.”*
*Fragmenty pochodzą z książki Alex Dahl "Życie za życie"
Autorka w swojej trzymającej w napięciu i wciągającej czytelnika bez reszty powieści pokazuje do czego zdolna jest osoba, która będąc na dnie rozpaczy, nie zostanie otoczona wsparciem najbliższych i opieką specjalistyczną. Alex Dahl świetnie sportretowała wewnętrzne rozterki swojej bohaterki powodując, że książki nie da się przeczytać bez wzruszenia. Atutem powieści jest również wartka akcja, ciekawie nakreślone postacie, wielowymiarowość i poruszenie kilku niezwykle istotnych problemów.
Czytając „Życie za życie”, stajemy się świadkami walki i wyborów dyktowanych stanem, w jakim znalazła się główna bohaterka. Pogrążona w ciężkiej depresji kobieta snuje i układa w swojej chorej głowie plan odzyskania dziecka, które chce odnaleźć w biorcy serca swojej córeczki. Czytając, zadajemy sobie pytania: Jak daleko może się posunąć człowiek? Co może zrobić i jakie granice przekroczyć, by choć w jakiejś części odzyskać swoje dziecko?
„Patrzę na małą dziewczynkę siedzącą samotnie na ławce, potem na małego chłopca leżącego na plecach w śniegu, poruszającego rękami i nogami. I na pulchną dziewczynkę, która wygląda na trochę chorowitą. A inna wygląda jak Amalie, gdy spojrzę na nią spod zmrużonych powiek. Oczywiście wiem, że to żadne z tych dzieci. On albo ona może być w każdym miejscu na ziemi. Ale gdzieś tam serce mojej córki zostało umieszczone głęboko w ciele obcej osoby. I chcę je znaleźć.”*
*Fragmenty pochodzą z książki Alex Dahl "Życie za życie"
POLECAMY:
POLECAMY:
NOWOŚĆ Natalia Kraus "Slow life w wielkim mieście" Wydawnictwo Sensus PREMIERA: 14 lipca 2020 ZOBACZ WIĘCEJ>> |
JAK SIĘ WYPLĄTAĆ Z SIECI
Uzależnienie od internetu
We wczorajszym poście "Slow life w wielkim mieście" pisałyśmy o konsekwencjach życia w ciągłym pędzie i stresie. Dzisiaj udostępniamy fragment z książki Natalii Kraus w którym podpowiada jak „odłączyć się od sieci”.
„W moim poprzednim życiu, aby zadzwonić do koleżanki, biegłam do budki telefonicznej na skrzyżowaniu. A jeśli okazywało się, że nie działa w niej telefon, bo ktoś urwał kabel od słuchawki, to 2 km dalej była następna budka. Wiadomości oglądałam w telewizji, a mieszkania do wynajęcia szukałam w gazecie. Takiej drukowanej. I nie było to sto lat temu. A dziś? Czy jesteśmy w stanie przeżyć choć jeden dzień bez netu? Nazywam się Natalia Kraus i też byłam uzależniona od sieci.
Dwadzieścia lat temu spędzałam każdą wolną chwilę na świeżym powietrzu, jeździłam na rowerze, skakałam w gumę, w linkę , no i oczywiście czytałam mnóstwo książek. Coś trzeba było robić w wolnym czasie, a takie pojęcie jak tablet i smartfon jeszcze nie istniały. Być może właśnie dlatego poszłam na polonistykę i zostałam redaktorem. Ważne było, czy twoje Wigry 3 są szybsze od hulajnogi koleżanki z końca ulicy i czy potrafisz przeskoczyć przez gumę uniesioną na wysokość ramion. Jeśli chciałaś się dowiedzieć, co słychać u kumpeli, trzeba było się z nią po prostu spotkać. Dziwne, co? Nie pogadać na Messengerze, tylko fizycznie się zobaczyć. To dopiero wyzwanie!”*
A dzisiaj, wciąż zastanawiamy się , czy „przypadkiem nie przegapiliśmy ważnego maila, wpisu na Facebooku, nowego zdjęcia na Instagramie”*. A jeśli? Czy coś nas ominie? Okazuje się, że nie jest łatwo wyplątać się z sieci, ale jest to możliwe.
Natalia Kraus w swojej książce "Slow life w wielkim mieście" zamieściła ćwiczenie, które prezentujemy poniżej.
ĆWICZENIE:
Odpowiedz na kilka pytań: TAK lub NIE.
1. Gdy budzę się rano, zanim jeszcze wstanę z łózka, sięgam po telefon, aby sprawdzić pogodę, e-maile lub aktualności na Facebooku.
2. Przed wyjściem do pracy sprawdzam w telefonie skrzynkę pocztową.
3. Jeśli jadę komunikację miejską, biorę telefon do ręki i przeglądam Facebooka, gram w grę lub czytam wiadomości w necie.
4. Po włączeniu komputera w pracy najpierw sprawdzam pocztę i przez najbliższą godzinę odpisuje na maile.
5. Gdy chcę sobie zrobić przerwę w pracy, wchodzę na Facebooka lub inne strony w sieci, zamiast przespacerować się przez chwile lub pomedytować.
6. Po powrocie do domu w wolnej chwili włączam komputer i szukam w sieci propozycji w sklepach z ciuchami, nowości sprzedażowych, artykułów, informacji - spędzam na tym dłuższą chwile.
7. Każdego wieczora podsumowuję swój dzień na Facebooku i komentuję posty znajomych.
8. Gdy reszta domowników śpi, ja myszkuję po internecie.
9. Za każdym razem, gdy znajduję się w ciekawym miejscu, robię zdjęcie i melduję się na Facebooku.
10. Na pytania dotyczące wyboru restauracji, godzin otwarcia sklepu, dojazdu w miejsce x odpowiadasz „nie wiem, ale zaraz sprawdzę w internecie”.
Jeśli co najmniej 3 razy wpisałaś TAK obok pytania, wykonaj kolejne zadanie.
Pomyśl: Jak możesz spędzać czas poza siecią?
Oto kilka propozycji:
1. Pójdź na spacer. Podczas przechadzki obserwuj przyrodę, zauważ ludzi, których mijasz.
2. Wyczesz kota lub psa. Zrób to uważnie, powoli, aby zwierzak się nie denerwował.
3. Poćwicz jogę.
4. Przeczytaj książkę.
5. Spotkaj się z koleżanką w przytulnej herbaciarni i zamów np. zieloną herbatę z miodem.
6. Usiądź przy oknie i poobserwuj niebo z filiżanką ciepłego kakao w ręce.
7. Pobaw się dzieckiem klockami LEGO. Przypomnisz sobie czasy, kiedy nie było internetu.
8. Zapytaj najbliższa osobę, jak jej minął dzień, i wysłuchaj z uważnością, nie wtrącaj swoich opowiastek.
*Fragmenty pochodzą z książki Natalii Kraus "Slow life w wielkim mieście"
„W moim poprzednim życiu, aby zadzwonić do koleżanki, biegłam do budki telefonicznej na skrzyżowaniu. A jeśli okazywało się, że nie działa w niej telefon, bo ktoś urwał kabel od słuchawki, to 2 km dalej była następna budka. Wiadomości oglądałam w telewizji, a mieszkania do wynajęcia szukałam w gazecie. Takiej drukowanej. I nie było to sto lat temu. A dziś? Czy jesteśmy w stanie przeżyć choć jeden dzień bez netu? Nazywam się Natalia Kraus i też byłam uzależniona od sieci.
Dwadzieścia lat temu spędzałam każdą wolną chwilę na świeżym powietrzu, jeździłam na rowerze, skakałam w gumę, w linkę , no i oczywiście czytałam mnóstwo książek. Coś trzeba było robić w wolnym czasie, a takie pojęcie jak tablet i smartfon jeszcze nie istniały. Być może właśnie dlatego poszłam na polonistykę i zostałam redaktorem. Ważne było, czy twoje Wigry 3 są szybsze od hulajnogi koleżanki z końca ulicy i czy potrafisz przeskoczyć przez gumę uniesioną na wysokość ramion. Jeśli chciałaś się dowiedzieć, co słychać u kumpeli, trzeba było się z nią po prostu spotkać. Dziwne, co? Nie pogadać na Messengerze, tylko fizycznie się zobaczyć. To dopiero wyzwanie!”*
A dzisiaj, wciąż zastanawiamy się , czy „przypadkiem nie przegapiliśmy ważnego maila, wpisu na Facebooku, nowego zdjęcia na Instagramie”*. A jeśli? Czy coś nas ominie? Okazuje się, że nie jest łatwo wyplątać się z sieci, ale jest to możliwe.
Natalia Kraus w swojej książce "Slow life w wielkim mieście" zamieściła ćwiczenie, które prezentujemy poniżej.
ĆWICZENIE:
Odpowiedz na kilka pytań: TAK lub NIE.
1. Gdy budzę się rano, zanim jeszcze wstanę z łózka, sięgam po telefon, aby sprawdzić pogodę, e-maile lub aktualności na Facebooku.
2. Przed wyjściem do pracy sprawdzam w telefonie skrzynkę pocztową.
3. Jeśli jadę komunikację miejską, biorę telefon do ręki i przeglądam Facebooka, gram w grę lub czytam wiadomości w necie.
4. Po włączeniu komputera w pracy najpierw sprawdzam pocztę i przez najbliższą godzinę odpisuje na maile.
5. Gdy chcę sobie zrobić przerwę w pracy, wchodzę na Facebooka lub inne strony w sieci, zamiast przespacerować się przez chwile lub pomedytować.
6. Po powrocie do domu w wolnej chwili włączam komputer i szukam w sieci propozycji w sklepach z ciuchami, nowości sprzedażowych, artykułów, informacji - spędzam na tym dłuższą chwile.
7. Każdego wieczora podsumowuję swój dzień na Facebooku i komentuję posty znajomych.
8. Gdy reszta domowników śpi, ja myszkuję po internecie.
9. Za każdym razem, gdy znajduję się w ciekawym miejscu, robię zdjęcie i melduję się na Facebooku.
10. Na pytania dotyczące wyboru restauracji, godzin otwarcia sklepu, dojazdu w miejsce x odpowiadasz „nie wiem, ale zaraz sprawdzę w internecie”.
Jeśli co najmniej 3 razy wpisałaś TAK obok pytania, wykonaj kolejne zadanie.
Pomyśl: Jak możesz spędzać czas poza siecią?
Oto kilka propozycji:
1. Pójdź na spacer. Podczas przechadzki obserwuj przyrodę, zauważ ludzi, których mijasz.
2. Wyczesz kota lub psa. Zrób to uważnie, powoli, aby zwierzak się nie denerwował.
3. Poćwicz jogę.
4. Przeczytaj książkę.
5. Spotkaj się z koleżanką w przytulnej herbaciarni i zamów np. zieloną herbatę z miodem.
6. Usiądź przy oknie i poobserwuj niebo z filiżanką ciepłego kakao w ręce.
7. Pobaw się dzieckiem klockami LEGO. Przypomnisz sobie czasy, kiedy nie było internetu.
8. Zapytaj najbliższa osobę, jak jej minął dzień, i wysłuchaj z uważnością, nie wtrącaj swoich opowiastek.
*Fragmenty pochodzą z książki Natalii Kraus "Slow life w wielkim mieście"
POLECAMY:
NOWOŚĆ Natalia Kraus "Slow life w wielkim mieście" Wydawnictwo Sensus PREMIERA: 14 lipca 2020 ZOBACZ WIĘCEJ>> |
SLOW LIFE W WIELKIM MIEŚCIE
Jak zwolnić i zacząć wreszcie żyć?
Gdy obudziła się, światło dotknęło boleśnie jej oczu. Nie wiedziała, gdzie jest i co się stało. Po chwili obrazy zaczęły powoli pojawiać się w pamięci. Zaczęły wracać hałasy i emocje dnia, w którym… Lilka nie pamiętała momentu, gdy urwał jej się film. Zdawała sobie sprawę, że tak naprawdę nie wie, jaki jest dzień i jak długo znajduje się w tej obcej sali, której biel ścian powodował wielkie przerażenie i uświadamiał, że najprawdopodobniej wydarzyło się coś złego.
Musiała skończyć projekt, terminy goniły, a ona przecież wszystko chciała mieć dopięte na ostatni guzik. Nie było ważne, że padała z nóg, że zasypiała, stojąc w korku. Goniła, jakby ścigała się z czasem. Wciąż pragnęła więcej, skuteczniej, szybciej. Pięcie się wzwyż było jej życiową dewizą. I o tyle, o ile zdobywanie życiowych szczytów zasługuje na podziw i jest godne naśladowania, w przypadku Liliany było maratonem w tempie sprinterskim bez chwili na odpoczynek, wytchnienie, złapanie dystansu. Ona nie miała czasu na nic poza pracą. Zawsze perfekcyjna, idealna, bez skazy.
Leżąc w przerażająco białej szpitalnej sali, zdała sobie sprawę jak kruche jest życie. Jedna chwila, która decyduje o tym, czy będzie miało się jeszcze jedną szansę. Szansę na to, by dostrzec, co w życiu jest najważniejsze. By zauważać wschody i zachody słońca, ukojenie, które przynosi wiejący wietrzyk i piękno oraz zapach kwiatów. Ona nie miała czasu, by cieszyć się życiem. Spała po 4-5 godzin na dobę, ale osiągała kolejne cele. Cele, które zawsze były przez nią zdobywane, ale nie przynosiły szczęścia. Miała poczucie, że jej pociąg odjechał. Straciła szansę na przyjaźń, miłość, na rodzinę. Zdawała sobie sprawę, że rok za rokiem mija w coraz szybszym tempie, a ona jest sama. Leżąc w tej obcej sali, czuła się samotna jak nigdy dotąd. Dotarło do niej, że wiara w to, że kolejny sukces zawodowy, będący spełnieniem marzeń, da wreszcie poczucie szczęścia, już dawno się w niej wypaliła…. Zawsze uważała, że szczęście jest tuż przed nią, za najbliższym zakrętem. Wystarczy jeszcze trochę się postarać i złapie je. Gdy wydawało się, że już je ma, trzyma w swych rękach, okazywało się, że to jeszcze nie to. Wpadła w pułapkę. W pewnym momencie zaczęło brakować jej w tym wiecznym zabieganiu czasu, by być szczęśliwą. Goniła szczęście, a ono z każdym krokiem oddalało się od niej.
Musiała skończyć projekt, terminy goniły, a ona przecież wszystko chciała mieć dopięte na ostatni guzik. Nie było ważne, że padała z nóg, że zasypiała, stojąc w korku. Goniła, jakby ścigała się z czasem. Wciąż pragnęła więcej, skuteczniej, szybciej. Pięcie się wzwyż było jej życiową dewizą. I o tyle, o ile zdobywanie życiowych szczytów zasługuje na podziw i jest godne naśladowania, w przypadku Liliany było maratonem w tempie sprinterskim bez chwili na odpoczynek, wytchnienie, złapanie dystansu. Ona nie miała czasu na nic poza pracą. Zawsze perfekcyjna, idealna, bez skazy.
Leżąc w przerażająco białej szpitalnej sali, zdała sobie sprawę jak kruche jest życie. Jedna chwila, która decyduje o tym, czy będzie miało się jeszcze jedną szansę. Szansę na to, by dostrzec, co w życiu jest najważniejsze. By zauważać wschody i zachody słońca, ukojenie, które przynosi wiejący wietrzyk i piękno oraz zapach kwiatów. Ona nie miała czasu, by cieszyć się życiem. Spała po 4-5 godzin na dobę, ale osiągała kolejne cele. Cele, które zawsze były przez nią zdobywane, ale nie przynosiły szczęścia. Miała poczucie, że jej pociąg odjechał. Straciła szansę na przyjaźń, miłość, na rodzinę. Zdawała sobie sprawę, że rok za rokiem mija w coraz szybszym tempie, a ona jest sama. Leżąc w tej obcej sali, czuła się samotna jak nigdy dotąd. Dotarło do niej, że wiara w to, że kolejny sukces zawodowy, będący spełnieniem marzeń, da wreszcie poczucie szczęścia, już dawno się w niej wypaliła…. Zawsze uważała, że szczęście jest tuż przed nią, za najbliższym zakrętem. Wystarczy jeszcze trochę się postarać i złapie je. Gdy wydawało się, że już je ma, trzyma w swych rękach, okazywało się, że to jeszcze nie to. Wpadła w pułapkę. W pewnym momencie zaczęło brakować jej w tym wiecznym zabieganiu czasu, by być szczęśliwą. Goniła szczęście, a ono z każdym krokiem oddalało się od niej.
Czy nie jesteśmy niekiedy podobni do Lilianny? A może żyjemy z osobami, które pędząc do przodu, nie myślą o sensie tego wysiłku? Czy musi wydarzyć się tragedia w postaci choroby, odejścia współmałżonka, problemów z dziećmi, aby otworzyły nam się oczy?
„My, ludzie XXI wieku, funkcjonujemy w ciągłym zabieganiu. Wmówiono nam, że szybciej, dalej i więcej są synonimami słowa lepiej. Że musimy tylko trochę więcej pracować, szybciej się przemieszczać i komunikować, sięgać planami dalej niż do przyszłego tygodnia, a staniemy się… Jacy? Właśnie - jacy się staniemy, jeśli będziemy ciągle gonić za niedoścignionymi ideałami? Bardziej spełnieni? Bardziej godni podziwu? Szczęśliwsi? Może ten i ów czerpie przyjemność z nieustannego biegu, ale po prawdzie tacy ludzie to wyjątki. Większość z nas, zabieganych, w głębi duszy pragnie spokoju. Chcemy się zatrzymać. Chcemy opuścić chomikowy kołowrotek, choć na moment stanąć pewnie na własnych nogach, wciągnąć w płuca świeże powietrze, zamknąć oczy i poczuć, jak przepływa przez nas energia. Chcemy, by wystarczyło nam to, co mamy, albo nawet mniej. Pragniemy pozbyć się nadmiaru obowiązków, przedmiotów oraz dążeń, bo czujemy, że <<szybciej, dalej i więcej>> nas przytłacza. Marzymy o tym, by się od nich uwolnić, tylko nie zawsze wiemy jak.”*
„My, ludzie XXI wieku, funkcjonujemy w ciągłym zabieganiu. Wmówiono nam, że szybciej, dalej i więcej są synonimami słowa lepiej. Że musimy tylko trochę więcej pracować, szybciej się przemieszczać i komunikować, sięgać planami dalej niż do przyszłego tygodnia, a staniemy się… Jacy? Właśnie - jacy się staniemy, jeśli będziemy ciągle gonić za niedoścignionymi ideałami? Bardziej spełnieni? Bardziej godni podziwu? Szczęśliwsi? Może ten i ów czerpie przyjemność z nieustannego biegu, ale po prawdzie tacy ludzie to wyjątki. Większość z nas, zabieganych, w głębi duszy pragnie spokoju. Chcemy się zatrzymać. Chcemy opuścić chomikowy kołowrotek, choć na moment stanąć pewnie na własnych nogach, wciągnąć w płuca świeże powietrze, zamknąć oczy i poczuć, jak przepływa przez nas energia. Chcemy, by wystarczyło nam to, co mamy, albo nawet mniej. Pragniemy pozbyć się nadmiaru obowiązków, przedmiotów oraz dążeń, bo czujemy, że <<szybciej, dalej i więcej>> nas przytłacza. Marzymy o tym, by się od nich uwolnić, tylko nie zawsze wiemy jak.”*
We wtorek odbyła się premiera książki Natalii Kraus „Slow life w wielkim mieście”. Jej autorka przekonuje nas, że można żyć w zwolnionym tempie, z dala od codziennej bieganiny nawet wówczas, gdy nie mieszkamy w Bieszczadach czy chociażby małym miasteczku. Według niej wszystko zależy od nas i naszego podejścia do życia. Natalia Kraus przekonuje czytelnika, że aby żyć slow nie trzeba dokonywać w życiu spektakularnych rewolucji. Wystarczy po prostu żyć w zgodzie ze sobą, a nie na pokaz. Autorka uważa, że zmianę można całkowicie wkomponować w swój dotychczasowy tryb życia, a jedyne, co na tym możemy „stracić’ - to pozbycie się ciągłego uczucia zagonienia, bólów głowy i potwornego zmęczenia na koniec tygodnia – albo i dnia. Natomiast zyskać możemy więcej czasu na własne przyjemności. Ale jak tego dokonać, skoro nasze życie to wieczny wyścig z czasem? Otóż w książce pokazana jest droga do wprowadzania drobnych przemian, które za jakiś czas zaprocentują i spowodują, że odkryjemy, iż jesteśmy szczęśliwi i wolni. W kolejnych rozdziałach książki możemy przeczytać o tym, jak wprowadzać slow w domu, w pracy, w finansach, w zdrowiu. Poznajemy również plusy minimalizmu, porzucenia miasta i dostarczania sobie drobnych przyjemności. Dowiadujemy się także jak „wyplątać się” z ciągłego bycia on line. Już jutro na naszym blogu znajdziecie receptę na odłączenie się od sieci zaczerpniętą z książki Natalii Kraus. Dzisiaj natomiast przypominamy fragment z „Małego Księcia”. Zatrzymajmy się na chwilę i zastanówmy, czy nie przypominamy „podróżnych”… Może warto zwolnić, spróbować żyć tu i teraz i docenić to, co mamy i gdzie jesteśmy, póki jeszcze jest nasz czas.
„Mały Książę w swej wędrówce przez planetę Ziemię spotkał również Zwrotniczego.
- Co ty tu robisz?- spytał Mały Książę.
- Sortuję podróżnych na paczki po tysiąc sztuk – odpowiedział Zwrotniczy. – Wysyłam w lewo i w prawo pociągi, które ich rozwożą.
Oświetlony pociąg pospieszny, hucząc jak grzmot, zatrząsł domkiem Zwrotniczego.
- Bardzo się spieszą – powiedział Mały Książę. – Czego oni szukają?
- Tego nie wie nawet człowiek prowadzący parowóz – odparł Zwrotniczy.
I znowu zagrzmiał oświetlony ekspres, pędzący w przeciwnym kierunku.
- Już wracają? – spytał Mały Książę.
- To nie ci sami – odpowiedział Zwrotniczy – To wymiana.
- Czy było im źle tam, gdzie byli przedtem?
- Zawsze się wydaje, że w innym miejscu będzie lepiej – powiedział Zwrotniczy.”
*Fragment pochodzi z książki "Slow life w wielkim mieście", Wydawnictwo Sensus, 2020
**Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.
„Mały Książę w swej wędrówce przez planetę Ziemię spotkał również Zwrotniczego.
- Co ty tu robisz?- spytał Mały Książę.
- Sortuję podróżnych na paczki po tysiąc sztuk – odpowiedział Zwrotniczy. – Wysyłam w lewo i w prawo pociągi, które ich rozwożą.
Oświetlony pociąg pospieszny, hucząc jak grzmot, zatrząsł domkiem Zwrotniczego.
- Bardzo się spieszą – powiedział Mały Książę. – Czego oni szukają?
- Tego nie wie nawet człowiek prowadzący parowóz – odparł Zwrotniczy.
I znowu zagrzmiał oświetlony ekspres, pędzący w przeciwnym kierunku.
- Już wracają? – spytał Mały Książę.
- To nie ci sami – odpowiedział Zwrotniczy – To wymiana.
- Czy było im źle tam, gdzie byli przedtem?
- Zawsze się wydaje, że w innym miejscu będzie lepiej – powiedział Zwrotniczy.”
*Fragment pochodzi z książki "Slow life w wielkim mieście", Wydawnictwo Sensus, 2020
**Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.
POLECAMY:
NOWOŚĆ Natalia Kraus "Slow life w wielkim mieście" Wydawnictwo Sensus PREMIERA: 14 lipca 2020 ZOBACZ WIĘCEJ>> |