SMAK CIERPKICH WIŚNIKrytyka. Negatywna informacja zwrotnaGdyby dekalog miał jedenaście przykazań z pewnością dopisałybyśmy: Nie krytykuj! Niszczy rozwijające się dopiero dzieci, ale potrafi niszczyć też związki. Andrzej w dzieciństwie słyszał od rodziców mało pozytywnych słów na swój temat. Ciągle tylko jakieś narzekania, zwracanie uwagi: coś źle zrobił, czegoś nie dopełnił, zapomniał o czymś. Dzień zaczynał się napominaniem i kończył się negatywnymi informacjami. I tak od rana do wieczora i od wieczora do rana. Anię krytykował chyba od początku znajomości. Najpierw tego nie dostrzegała. Po ślubie stało się to nagminne i okropnie uciążliwe. Żadnego dobrego słowa, ciągłe uwagi i pretensje. Krytykował ją na każdym kroku. A to źle sprzątnęła. Pieczeń zbyt wysuszyła. Kupiła niegustowne spodnie. Tak jak w jego domu rodzinnym i tak samo jak rodzice traktowali jego samego. Krytyka rodziła konflikty. Z czasem ich wspólne życie stało się nie do zniesienia. Dziecko jest bezbronne i buduje sobie dopiero wizję świata i samego siebie. Nasiąka opiniami o sobie jak gąbka, chłonie wiedzę – jak inni mnie widzą, jak oceniają, jaki jestem? Poddane ciągłej krytyce, negatywnym komunikatom ze strony rodziców, kolegów, krewnych, nauczycieli rośnie w przekonaniu, że jest „do niczego”, beznadziejne, nieudane. Nie umie się przed tym obronić. Wierzy w opinie na swój temat. Cierpi na tym jego poczucie wartości i samooceny. Trudno mu potem uwierzyć w siebie i w swoje możliwości, dostrzec swój potencjał. Zaczyna myśleć o sobie tak samo, jak Ci, którzy go krytykują. Jest surowe w stosunku do siebie, krytyczne. Pięknie powiedział o tym pewien nieznany autor*:
Andrzej nie doświadczył w ogóle lub w niewystarczającym stopniu pozytywnych sytuacji: akceptacji, uznania, aprobaty. jedynie co znał bardzo dobrze, to krytykę. Gdy krytykowane nadmiernie dziecko dorasta to przejmuje tendencję do krytykowania i „rozszerza się” ją na innych ludzi wokoło. To właśnie u innych zaczyna ono dostrzegać jedynie wady, braki, bo przecież nikt nie nauczył go patrzeć i doceniać tego, co wspaniałe, co się udało, co jest osiągnięciem. Tak jakby miał klapki na oczach i widział tylko jedną część świata - tę złą. Z drugiej strony, gdy człowiek skupi się na niedoskonałościach innych, może nie myśleć o swoich własnych. Można odwrócić uwagę od tego, co dzieje się w nim samym. Na zasadzie kontrastu może dzięki temu mechanizmowi spostrzegać siebie jako lepszego. Czuć się lepiej niż w sytuacji, gdy sam był krytykowany. Cały czas piszemy o źle udzielanej krytyce, która jest zwracaniem uwagi, napominaniem, karceniem, narzekaniem. To krytyka która:
Jeśli taka krytyka pojawia się w małżeństwie, to powoduje powstawanie negatywnych uczuć, oddalanie się zranionych współmałżonków od siebie. Spirala niechęci pogłębia się i jeśli nie ma szans na zmianę może nawet doprowadzić do rozpadu związku. Nikt przecież nie lubi się czuć poniżany i niedoceniany na dłuższą metę. Nie chodzi o to, że w ogóle nie można krytykować innych, chodzi jednak o to, aby nie było to destrukcyjne a konstruktywne. Każdy z nas ma jakieś słabe strony, wady, ale ktoś, kto nas kocha powinien uświadomić je nam delikatnie i w sposób „przepełniony pozytywną energią i szacunkiem”*. Można nawet pokusić się o wykorzystanie odrobiny humoru, aby ułatwić drugiej stronie przyjęcie informacji. Chociaż humor to jednak zawsze nieco ryzykowna sprawa, bo jeśli mąż napisze na zakurzonym regale „Żono - kocham Cię” zamiast zrobić awanturę: „Cały dzień siedzisz w domu i głupich kurzy nie możesz zetrzeć?!”** to i tak część pań może poczuć się dotknięta. Pamiętajmy, że prawda powiedziana bez miłości – zabija. *S.R.Covey „7 nawyków szczęśliwej rodziny” **J.Pulikowski „Ewa czuje inaczej” Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. NIE MYŚL TYLE! IZABELA CIEPLIŃSKA Cosmopolitan numer 3 marzec 2019 |
LoveZnajdźMiłość - jesteśmy tradycyjnym Biurem Matrymonialnym, działamy wyłącznie bezpośrednio. Każdego klienta poznajemy osobiście, dlatego działamy na terenie Trójmiasta i okolic, musimy mieć możliwość spotkania w cztery oczy. Na terenie Trójmiasta dojeżdżamy w miejsce dla Ciebie najdogodniejsze. Stosujemy niekonwencjonalną metodę, która przynosi bardzo dobre rezultaty. Proponujemy znacznie więcej niż ,,tylko" usługi matrymonialne... Mamy w ofercie pakiet "Metamorfoza" - prawdziwą przemianę wewnętrzną i zewnętrzną dla zainteresowanych.
|
DAJ SIĘ POKOCHAĆ DZIEWCZYNO
Jak znaleźć mężczyznę na całe życie?
Nie zawsze wierzymy w siebie, nie zawsze kochamy same siebie. Wydawać by się mogło, że nie ma to większego wpływu na nasze relacje z mężczyznami. Tymczasem ma to niestety zasadnicze znaczenie. Wyobraźcie sobie dziewczynę, która ma zabójczo przystojnego faceta, który cudownie się ubiera, a ona ciągle zastanawia się, dlaczego on z nią jest? Co prawda nie uważa siebie za odrażającą, ale według niej on mógłby mieć każdą, podoba się przecież wszystkim kobietom. Myśli więc, że chłopak może ją zostawić.
Jak sądzicie, skoro ona traktuje siebie w tak negatywny sposób, uważa się za „niewystarczająco dobrą” dla niego, a w zasadzie dla samej siebie, to jak taki związek się skończy? Bo to, że się skończy jest pewne. Wystarczy, że włączy się np. mechanizm „samospełniającego się proroctwa”, czyli przewidywania i przekonania wywołają takie nasze zachowania i działania, które spowodują spełnienie tych przewidywań. Mówiąc prościej: dziewczyna zacznie się zachowywać jak „niewystarczająco dobra”, tym samym udowodni mężczyźnie, że faktycznie nie jest interesująca, ładna, godna jego uwagi, itd. A przecież jej chłopak ją wybrał, nie „miał chustki zawiązanej na oczach” jak mówi Katarzyna Miller w książce „Daj się pokochać dziewczyno”. Mężczyźni się nie poświęcają, nie należy mierzyć ich naszą własną kobiecą miarą. Ale jeśli nie masz wiary w siebie, to miłość żadnego mężczyzny nie będzie w stanie zastąpić miłości do siebie samej i jednocześnie miłości damsko – męskiej. Nikt nie jest w stanie sprostać takiemu zadaniu, nawet najbardziej kochający mężczyzna. Jeśli umieścisz w nim nierealistyczne oczekiwania, to żaden ich nie będzie w stanie spełnić. I druga strona medalu, gdy będziesz „marudzącą, zgorzkniałą i zniechęconą babą, co to nie wie, jak żyć, to niby dlaczego ktoś miałby chcieć być z Tobą?” – pyta autorka książki. Racja. Jeśli nie pokochamy najpierw same siebie, nie możemy zacząć prawdziwie kochać innych. Jak pisałyśmy w poście „Jak znaleźć mężczyznę na całe życie?” nie należy oczekiwać, że mąż, chłopak zaspokoją nas w całości, wszystkie nasze potrzeby, pragnienia, wszystko. Mężczyzna może spełniać tylko kawałek naszego życia, nie potrzebujesz go do wszystkiego. Warto więc za Katarzyną Miller zadać sobie na początku pytanie: „do czego go potrzebujesz. Czy do towarzystwa, czy do seksu, czy do tego, żeby ci walizki wnosił na czwarte piętro, czy do tego, żeby inne dziewczyny wiedziały, że masz faceta? Dziewczyny wykorzystują facetów do różnych rzeczy, ale mają problem, że chcą więcej. A już mają bardzo dużo”.
Powiązane posty:
Jak znaleźć mężczyznę na całe życie?
Czego pragną faceci?
Jak sądzicie, skoro ona traktuje siebie w tak negatywny sposób, uważa się za „niewystarczająco dobrą” dla niego, a w zasadzie dla samej siebie, to jak taki związek się skończy? Bo to, że się skończy jest pewne. Wystarczy, że włączy się np. mechanizm „samospełniającego się proroctwa”, czyli przewidywania i przekonania wywołają takie nasze zachowania i działania, które spowodują spełnienie tych przewidywań. Mówiąc prościej: dziewczyna zacznie się zachowywać jak „niewystarczająco dobra”, tym samym udowodni mężczyźnie, że faktycznie nie jest interesująca, ładna, godna jego uwagi, itd. A przecież jej chłopak ją wybrał, nie „miał chustki zawiązanej na oczach” jak mówi Katarzyna Miller w książce „Daj się pokochać dziewczyno”. Mężczyźni się nie poświęcają, nie należy mierzyć ich naszą własną kobiecą miarą. Ale jeśli nie masz wiary w siebie, to miłość żadnego mężczyzny nie będzie w stanie zastąpić miłości do siebie samej i jednocześnie miłości damsko – męskiej. Nikt nie jest w stanie sprostać takiemu zadaniu, nawet najbardziej kochający mężczyzna. Jeśli umieścisz w nim nierealistyczne oczekiwania, to żaden ich nie będzie w stanie spełnić. I druga strona medalu, gdy będziesz „marudzącą, zgorzkniałą i zniechęconą babą, co to nie wie, jak żyć, to niby dlaczego ktoś miałby chcieć być z Tobą?” – pyta autorka książki. Racja. Jeśli nie pokochamy najpierw same siebie, nie możemy zacząć prawdziwie kochać innych. Jak pisałyśmy w poście „Jak znaleźć mężczyznę na całe życie?” nie należy oczekiwać, że mąż, chłopak zaspokoją nas w całości, wszystkie nasze potrzeby, pragnienia, wszystko. Mężczyzna może spełniać tylko kawałek naszego życia, nie potrzebujesz go do wszystkiego. Warto więc za Katarzyną Miller zadać sobie na początku pytanie: „do czego go potrzebujesz. Czy do towarzystwa, czy do seksu, czy do tego, żeby ci walizki wnosił na czwarte piętro, czy do tego, żeby inne dziewczyny wiedziały, że masz faceta? Dziewczyny wykorzystują facetów do różnych rzeczy, ale mają problem, że chcą więcej. A już mają bardzo dużo”.
Powiązane posty:
Jak znaleźć mężczyznę na całe życie?
Czego pragną faceci?
POLECAMY: |
Katarzyna Miller, Joanna Olekszyk "Daj się pokochać dziewczyno" Wyd. Zwierciadło premiera: 23 stycznia 2019 |
ZNAJDŹ MNIE
Toksyczne związki. Komplementarność nerwic
Hania z rozrzewnieniem wspomina początki swojego małżeństwa, pomimo że w tej chwili buduje je na nowo. Przemek… - pierwsza prawdziwa miłość, stanowił dla niej wyzwanie. Ona – dziewczyna z wielodzietnej rodziny, gdzie bieda i brak miłości doskwierał każdego dnia i on – chłopak z tak zwanego dobrego domu, wzorowy uczeń, grzeczny, kulturalny i przystojny. Hanię z jednej strony ciągnęło do towarzystwa , które do później nocy błąkało się po ulicach Krakowa, ale z drugiej, gdzieś w głębi duszy tęskniła do świata Przemka, który był tak bardzo dla niej odległy. Czy zakochała się w tym ułożonym chłopaku, czy w świecie, do którego ją ciągnęło? Sama do końca nie potrafi szczerze odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ten świat był odległy i tak bardzo przez to fascynujący, bo niedostępny. Przemek posiadał to wszystko, czego jej było brak – dom pełen miłości, w którym wszystko było przewidywalne i przez to bezpieczne. Wyjście z jej środowiska było niemalże niemożliwe, a ten wpatrzony w nią dużymi niebieskimi oczyma chłopak stanowił swego rodzaju trampolinę, dzięki której Hania mogła wskoczyć na najwyższy szczyt swoich marzeń. Ostatecznie Przemka chyba pokochała. Był pierwszą osobą, dla której stała się ważna. Mogła dojrzeć w jego oczach uczucie, którego jej w całym dzieciństwie brakowało. Ale dzisiaj wie, że nie była to prawdziwa miłość…
Spokój i stabilizacja. Tego pragnęła z całych sił. Marzyła o tym, że będzie miała dom, męża, dzieci i pieniądze, których w jej domu brakowało. Była gotowa ciężko pracować, byle tylko udowodnić sobie, że osiągnie swój cel. Dążyła do niego w pocie czoła każdego dnia, nie marnując żadnej chwili. Stała się pracoholiczką, która wie, czego chce. I w momencie, gdy osiągnęła niemal wszystko, szczęście rozprysło się na drobne kawałki. Zdrada. Po dziesięciu latach wspólnego życia, w momencie, gdy byli już zdecydowani na ślub. Do dzisiaj nie potrafi zrozumieć, co pchnęło Przemka do tego. Zranił ją do żywego, zawiódł, spowodował, że jej świat się zawalił…
Nie odeszła… Pomimo iż nie potrafiła sobie z tym poradzić, zdecydowała się na ślub. Nie chciała rzucać tego, do czego dążyła z determinacją. Wiedziała ile nauki, pracy, potu kosztowało ją to, co wspólnie osiągnęli. Bała się, że wróci tam, skąd przyszła. Pojawiały się lęki, niezrozumiałe lęki. Dlatego zdecydowała się na małżeństwo z Przemkiem pomimo upokorzenia. Czuła, że pomimo wszystko, paradoksalnie wręcz, to on, jego osoba daje jej bezpieczeństwo i stabilizację.
Spokój i stabilizacja. Tego pragnęła z całych sił. Marzyła o tym, że będzie miała dom, męża, dzieci i pieniądze, których w jej domu brakowało. Była gotowa ciężko pracować, byle tylko udowodnić sobie, że osiągnie swój cel. Dążyła do niego w pocie czoła każdego dnia, nie marnując żadnej chwili. Stała się pracoholiczką, która wie, czego chce. I w momencie, gdy osiągnęła niemal wszystko, szczęście rozprysło się na drobne kawałki. Zdrada. Po dziesięciu latach wspólnego życia, w momencie, gdy byli już zdecydowani na ślub. Do dzisiaj nie potrafi zrozumieć, co pchnęło Przemka do tego. Zranił ją do żywego, zawiódł, spowodował, że jej świat się zawalił…
Nie odeszła… Pomimo iż nie potrafiła sobie z tym poradzić, zdecydowała się na ślub. Nie chciała rzucać tego, do czego dążyła z determinacją. Wiedziała ile nauki, pracy, potu kosztowało ją to, co wspólnie osiągnęli. Bała się, że wróci tam, skąd przyszła. Pojawiały się lęki, niezrozumiałe lęki. Dlatego zdecydowała się na małżeństwo z Przemkiem pomimo upokorzenia. Czuła, że pomimo wszystko, paradoksalnie wręcz, to on, jego osoba daje jej bezpieczeństwo i stabilizację.
Małżeństwo nie było już tym, czym wcześniejsza ich relacja. Zdrada rzuciła cień na ich życie. Nie była podejrzliwa, ale Przemek zmienił się, stał się obcy. Starał się odpłacić jej ból, który przeżyła, ale coś się między nimi zepsuło, jakby znajdował się za szklaną szybą. Ale to ona się za nią ukryła, choć sama tego nie wiedziała.
Po dwóch latach Hania urodziła śliczną córeczkę. Czy była szczęśliwa? Nie. Nadal czuła się zraniona, upokorzona, tęskniąca za miłością, prawdziwą miłością, którą dane by jej było jeszcze przeżyć dla wyrównania rachunków, a może po to, by mieć co wspominać.
Gdy Tosia miała roczek, w jej życiu pojawił się Bartek. Był osobą, o której marzyła, której wypatrywała każdego dnia. Młody, inteligentny i wpatrzony w nią jak w obraz. Nie chciała odchodzić od męża, nie chciała burzyć rodziny, pragnęła jedynie chwili zapomnienia. Tych chwil było wiele. Czerpała z nich całą sobą to, co dawał jej Bartek. A dawał jej to wszystko, czego jej było brak. Budował jej poczucie wartości jako człowieka, jako kobiety. Od momentu, gdy go poznała, zaczęła inaczej postrzegać siebie. Uważała, że jest zakochana. Ale czy kochała Bartka? Nie, ona zakochała się po raz pierwszy w sobie, dzięki przeglądaniu się w jego oczach? Było to cudowne uczucie. Unosiła się pięć metrów nad ziemią. Chciała, by ta chwila trwała wiecznie, choć nie wyobrażała sobie, by zmieniać swoje życie. W domu była przykładną żoną i matką, a w ramionach Bartka zapominała o wszystkim. Ale to życie w kłamstwie nie mogło trwać wiecznie. Hania z jednej strony rozpływała się w jego ramionach, ale z drugiej strony wyrzuty sumienia nie pozwalały jej żyć. Wiedziała, że na Przemka zawsze mogła liczyć, że po zdradzie robił wszystko, by nie zawieść jej zaufania. Rozsądek podpowiadał, że z nim będzie wiodła spokojne życie. Pomimo iż relacja pomiędzy nimi nie przypominała tej z początku znajomości, czuła, że oddalili się bardzo. Do Bartka pchała ją namiętność. Ale czy umiałaby z nim żyć, stworzyć rodzinę? Czy byłby dobrym ojcem dla Tosi?
Którędy pójść, jaką drogę wybrać ? Czy odejście od Bartka spowoduje odnalezienie w małżeństwie szczęścia? Czy to wyrównanie rachunków będzie gwarancją tego, że z mężem będą mogli ruszyć dalej do przodu i budować razem szczęśliwe życie? Wiedziała, że jest dobrym ojcem, dobrym człowiekiem, a błąd który popełnił zadośćuczynił jej z nawiązką. Ale czy będzie umiała zapomnieć o Bartku, o tym szaleństwie, które przeżywała przy jego boku? A z kolei, jeśli zostanie z Przemkiem, czy nie będzie szukała nadal miłości, czy będzie umiała naprawdę wybaczyć i zaufać?
Po dwóch latach Hania urodziła śliczną córeczkę. Czy była szczęśliwa? Nie. Nadal czuła się zraniona, upokorzona, tęskniąca za miłością, prawdziwą miłością, którą dane by jej było jeszcze przeżyć dla wyrównania rachunków, a może po to, by mieć co wspominać.
Gdy Tosia miała roczek, w jej życiu pojawił się Bartek. Był osobą, o której marzyła, której wypatrywała każdego dnia. Młody, inteligentny i wpatrzony w nią jak w obraz. Nie chciała odchodzić od męża, nie chciała burzyć rodziny, pragnęła jedynie chwili zapomnienia. Tych chwil było wiele. Czerpała z nich całą sobą to, co dawał jej Bartek. A dawał jej to wszystko, czego jej było brak. Budował jej poczucie wartości jako człowieka, jako kobiety. Od momentu, gdy go poznała, zaczęła inaczej postrzegać siebie. Uważała, że jest zakochana. Ale czy kochała Bartka? Nie, ona zakochała się po raz pierwszy w sobie, dzięki przeglądaniu się w jego oczach? Było to cudowne uczucie. Unosiła się pięć metrów nad ziemią. Chciała, by ta chwila trwała wiecznie, choć nie wyobrażała sobie, by zmieniać swoje życie. W domu była przykładną żoną i matką, a w ramionach Bartka zapominała o wszystkim. Ale to życie w kłamstwie nie mogło trwać wiecznie. Hania z jednej strony rozpływała się w jego ramionach, ale z drugiej strony wyrzuty sumienia nie pozwalały jej żyć. Wiedziała, że na Przemka zawsze mogła liczyć, że po zdradzie robił wszystko, by nie zawieść jej zaufania. Rozsądek podpowiadał, że z nim będzie wiodła spokojne życie. Pomimo iż relacja pomiędzy nimi nie przypominała tej z początku znajomości, czuła, że oddalili się bardzo. Do Bartka pchała ją namiętność. Ale czy umiałaby z nim żyć, stworzyć rodzinę? Czy byłby dobrym ojcem dla Tosi?
Którędy pójść, jaką drogę wybrać ? Czy odejście od Bartka spowoduje odnalezienie w małżeństwie szczęścia? Czy to wyrównanie rachunków będzie gwarancją tego, że z mężem będą mogli ruszyć dalej do przodu i budować razem szczęśliwe życie? Wiedziała, że jest dobrym ojcem, dobrym człowiekiem, a błąd który popełnił zadośćuczynił jej z nawiązką. Ale czy będzie umiała zapomnieć o Bartku, o tym szaleństwie, które przeżywała przy jego boku? A z kolei, jeśli zostanie z Przemkiem, czy nie będzie szukała nadal miłości, czy będzie umiała naprawdę wybaczyć i zaufać?
Życia u boku Bartka nie umiała sobie do końca wyobrazić. Nie była wstanie dostrzec w nim osoby, z którą byłaby gotowa spędzać każdy dzień. Nie wiedziała nawet dlaczego. Ale odejść jej było ciężko. Dawał jej coś, dzięki czemu rozkwitała każdego dnia.
Przyjaciółka powtarzała, że w życiu należy iść za głosem serca. Ale ona nie była tego pewna. Nie wiedziała też, czy umiałaby konsekwentnie podążać wybraną drogą? Czy pójście za głosem serca byłoby rozsądne? Te pytania kołatały jej się w głowie. Nie dawały spać.
Hania w tym momencie, gdy stała na rozstaju dróg, nie wiedziała jeszcze, że żaden z tych mężczyzn nie będzie gwarancją jej szczęścia. Nie wiedziała, że zarówno Przemek, jak i Bartek w pewnych momentach jej życia byli tylko lekiem na jej niezaspokojone potrzeby, lekiem na jej nerwicową potrzebę miłości. Oni dali jej to, czego wówczas potrzebowała, a co było tylko namiastką szczęścia. Nie mogła być w pełni szczęśliwa, bo nie kochała siebie i nie była zdolna do miłości drugiego człowieka. Była w nich zakochana, bo sprawiali, że dzięki nim miała zaspokojoną potrzebę znaczenia, akceptacji, wartości, miłości. Ale przeglądanie się w czyiś oczach, bez wiary w to, iż jest się człowiekiem takim, jakiego widzi się w oczach zakochanego, jest tylko chwilową radością, nietrwałą jak bańka mydlana. Aby zacząć iść drogą spokoju, drogą realizowania siebie, swojego szczęścia i swojej rodziny, Hania musiała stanąć na nogach. Musiała zrozumieć, że jest wspaniałą, piękną , umiejącą dążyć do celu kobietą, która co prawda popełniła wiele błędów, ale dzięki nim stała się mądrzejsza i dojrzalsza. Hania musiała zrozumieć, że tworzyła do tej pory toksyczne związki, gdyż nie była zdolna do zdrowych relacji. Związki, w które wchodziła, były oparte na komplementarności nerwic. Ich fundamentem było wzajemne uzależnienie, dlatego też wybierała osoby, które również potrzebowały osoby takiej jak ona. Dzięki temu, iż Hania zaczęła dojrzewać emocjonalnie, zrozumiała, że musi zacząć inaczej żyć. Musi zbudować własną autonomię, pokochać siebie, zrozumieć swoją przeszłość, uporać się z ranami z dzieciństwa i z wiarą w swoją wartość budować relacje z innymi.
* Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.

Katarzyna Krakowska
współautorka bloga
współautorka bloga
Chcesz mieć satysfakcjonujący związek? Dobrze rozumieć się ze swoim mężem, żoną? Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie:) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
JAK ZNALEŹĆ MĘŻCZYZNĘ NA CAŁE ŻYCIE?
,,Daj się pokochać dziewczyno"
Młode kobiety przed swoim pierwszym związkiem często zastanawiają się – jak znaleźć mężczyznę na całe życie? Tworzą listy pożądanych cech, myślą o tym, gdzie znaleźć najlepszego kandydata. Czasami oglądając rozpadające się wokół związki, zaczynają wątpić, czy to w ogóle jest możliwe?
Z kolei kobiety, które są już w związkach, pytają w pewnym momencie same siebie, dlaczego ich mężczyźnie brak entuzjazmu, który miał na początku znajomości, denerwują się, że zamawia ciągle te same dania w restauracji i nie wychodzi z nią tak chętnie z domu. Coś przestaje im w nim pasować. Dlaczego ON to, czy tamto? Przyglądają się MU, obserwują GO.
Co łączy te kobiety? Otóż przenoszą „ciężar” uwagi na zewnątrz, na mężczyznę, partnera, męża. Zupełnie (albo w dużej mierze) zapominając, że w tym związku są przecież także ONE.
„Daj się pokochać dziewczyno” - książka Katarzyny Miller i Joanny Olekszyk - odwraca perspektywę: z „ON” na „JA” i każe nam kobietom - w różnym wieku, samotnym i w związkach – „przejrzeć się w lustrze”. Spojrzeć na siebie, swoje wnętrze. Zadbać o siebie, jeśli jest taka potrzeba, aby w konsekwencji mieć coś wartościowego do zaoferowania innym, także mężczyznom. W tym kontekście tytułowe pytanie artykułu, które często zadają sobie kobiety, jest niestety źle postawione. Zamiast „Jak znaleźć mężczyznę na całe życie? powinno brzmieć np. „Jaka mogę być, aby zainteresować mężczyznę i móc przeżyć z nim całe życie?”, albo „Jaka mogę być, aby szczęśliwie przeżyć życie, nawet jeśli nie będę miała męża”. Widzicie różnicę?
Książkę duetu Miller – Olekszyk - czyta się jednym tchem. Dobrze napisana, miejscami żartobliwa, z dystansem, czasami jednak szczera do bólu, jak i sama Katarzyna Miller. Jest ona niezwykle mądrą i doświadczoną psycholożką. Pokazuje nam kobietom, że szukanie „ideału”, albo mężczyzny spełniającego listę pożądanych przez nas cech jest bezsensowne: „mężczyzna nie jest od tego, żeby spełniał kobietę całą, tylko kawałek jej życia. […] Co ja sobie będę ich zmieniać, jak ja z każdym będę miała podobny albo różny rodzaj jakichś niespełnień”. I dalej dodaje: „Jeśli facet ma poczucie humoru, jest wrażliwy, fajny i seksowny, a do tego jeszcze lubi swoją pracę – tylko go brać. Ale zaraz jakaś doda: „Ja bym chciała, żeby jeszcze czytał Sartre’a”. A jak on tego Sartre’a nigdy nie przeczyta?”
Niby oczywiste, ale czy czasami nie mamy tendencji, aby WSZYSTKIE swoje pragnienia, oczekiwania umieszczać w jednym mężczyźnie? I wówczas nie może to się skończyć inaczej niż totalnym rozczarowaniem, rozpadem związku i szukaniem kolejnego „idealnego” kandydata, który będzie miał zapełnić jakąś naszą pustkę. Jak dosadnie mówi Pani Katarzyna: „Kochana, jak jesteś pusta w środku, jak ze sobą nie obcujesz i się nie lubisz to, dopóki tej pustki w sobie nie wypełnisz, z czym ma obcować ten ktoś, kto ciebie wybierze?” Dla niektórych może to być faktycznie jak kubeł zimnej wody wylanej na głowę. Czasami jednak, jeśli chcemy zmiany w samych sobie, trzeba nami wstrząsnąć i wręcz zmusić do refleksji. Kilka takich - szczerych do bólu - fragmentów w książce „Daj się pokochać dziewczyno” na pewno się znajdzie. Ale to tak naprawdę od czytelniczek zależy, czy będą chciały nad nimi zatrzymać. Nic na siłę.
Czytając książkę mamy wrażenie jakbyśmy siedziały razem przy kawiarnianym stoliku z Kasią Miller – starszą, mądrą koleżanką, która dzieli się swoimi przemyśleniami na temat związków, miłości, kryzysów: jak kochać mądrze siebie i partnera, czym jest miłość, jak wskrzesić ogień w związku, jak przeżyć zdradę i ponownie uwierzyć w miłość? Mówi jeszcze o wielu innych kwestiach damsko-męskich.
W rozmowie Pani Kasia jest autentyczna i bliska nam. Dzieli się także swoim życiem, opowiada o sobie - jest w związku z jednym mężczyzną od 30 lat, ale był to burzliwy związek z kilkoma przerwami. Nie kryje tego, nie kreuje się na nieomylną, wiecznie szczęśliwą, której wszystko się udaje. Opowiada szczerze o swoim życiu. Jest prawdziwa.
„Daj się pokochać dziewczyno” nie jest z pewnością dla tych kobiet, które oczekują - w stylu amerykańskich poradników – prostych i łatwych rad, do zrealizowania w dziesięciu krokach. Zresztą życie takie nie jest.
Książka spodoba się z pewnością szerokiemu gronu kobiet: singielkom, silnym i niezależnym, tym, które jeszcze szukają mężczyzny i recept na udany związek, tym, które po latach małżeństwa chcą rozbudzić na nowo miłość w swoim związku, tym, które przeżyły zdradę i muszą się z nią uporać.
Wszystkie z nas dzięki Katarzynie Miller będziemy miały okazję, aby zajrzeć w głąb siebie, zatroszczyć się o swoje wewnętrzne dziecko i je pokochać. Jeśli pozbędziemy się swoich lęków, wypełnimy pustkę, będziemy mogły zrozumieć, czego tak naprawdę chcemy w życiu i przekonać się, że na to w pełni zasługujemy, jak mówią autorki: „Kiedy już pokochamy siebie, możemy zacząć kochać innych”.
Z kolei kobiety, które są już w związkach, pytają w pewnym momencie same siebie, dlaczego ich mężczyźnie brak entuzjazmu, który miał na początku znajomości, denerwują się, że zamawia ciągle te same dania w restauracji i nie wychodzi z nią tak chętnie z domu. Coś przestaje im w nim pasować. Dlaczego ON to, czy tamto? Przyglądają się MU, obserwują GO.
Co łączy te kobiety? Otóż przenoszą „ciężar” uwagi na zewnątrz, na mężczyznę, partnera, męża. Zupełnie (albo w dużej mierze) zapominając, że w tym związku są przecież także ONE.
„Daj się pokochać dziewczyno” - książka Katarzyny Miller i Joanny Olekszyk - odwraca perspektywę: z „ON” na „JA” i każe nam kobietom - w różnym wieku, samotnym i w związkach – „przejrzeć się w lustrze”. Spojrzeć na siebie, swoje wnętrze. Zadbać o siebie, jeśli jest taka potrzeba, aby w konsekwencji mieć coś wartościowego do zaoferowania innym, także mężczyznom. W tym kontekście tytułowe pytanie artykułu, które często zadają sobie kobiety, jest niestety źle postawione. Zamiast „Jak znaleźć mężczyznę na całe życie? powinno brzmieć np. „Jaka mogę być, aby zainteresować mężczyznę i móc przeżyć z nim całe życie?”, albo „Jaka mogę być, aby szczęśliwie przeżyć życie, nawet jeśli nie będę miała męża”. Widzicie różnicę?
Książkę duetu Miller – Olekszyk - czyta się jednym tchem. Dobrze napisana, miejscami żartobliwa, z dystansem, czasami jednak szczera do bólu, jak i sama Katarzyna Miller. Jest ona niezwykle mądrą i doświadczoną psycholożką. Pokazuje nam kobietom, że szukanie „ideału”, albo mężczyzny spełniającego listę pożądanych przez nas cech jest bezsensowne: „mężczyzna nie jest od tego, żeby spełniał kobietę całą, tylko kawałek jej życia. […] Co ja sobie będę ich zmieniać, jak ja z każdym będę miała podobny albo różny rodzaj jakichś niespełnień”. I dalej dodaje: „Jeśli facet ma poczucie humoru, jest wrażliwy, fajny i seksowny, a do tego jeszcze lubi swoją pracę – tylko go brać. Ale zaraz jakaś doda: „Ja bym chciała, żeby jeszcze czytał Sartre’a”. A jak on tego Sartre’a nigdy nie przeczyta?”
Niby oczywiste, ale czy czasami nie mamy tendencji, aby WSZYSTKIE swoje pragnienia, oczekiwania umieszczać w jednym mężczyźnie? I wówczas nie może to się skończyć inaczej niż totalnym rozczarowaniem, rozpadem związku i szukaniem kolejnego „idealnego” kandydata, który będzie miał zapełnić jakąś naszą pustkę. Jak dosadnie mówi Pani Katarzyna: „Kochana, jak jesteś pusta w środku, jak ze sobą nie obcujesz i się nie lubisz to, dopóki tej pustki w sobie nie wypełnisz, z czym ma obcować ten ktoś, kto ciebie wybierze?” Dla niektórych może to być faktycznie jak kubeł zimnej wody wylanej na głowę. Czasami jednak, jeśli chcemy zmiany w samych sobie, trzeba nami wstrząsnąć i wręcz zmusić do refleksji. Kilka takich - szczerych do bólu - fragmentów w książce „Daj się pokochać dziewczyno” na pewno się znajdzie. Ale to tak naprawdę od czytelniczek zależy, czy będą chciały nad nimi zatrzymać. Nic na siłę.
Czytając książkę mamy wrażenie jakbyśmy siedziały razem przy kawiarnianym stoliku z Kasią Miller – starszą, mądrą koleżanką, która dzieli się swoimi przemyśleniami na temat związków, miłości, kryzysów: jak kochać mądrze siebie i partnera, czym jest miłość, jak wskrzesić ogień w związku, jak przeżyć zdradę i ponownie uwierzyć w miłość? Mówi jeszcze o wielu innych kwestiach damsko-męskich.
W rozmowie Pani Kasia jest autentyczna i bliska nam. Dzieli się także swoim życiem, opowiada o sobie - jest w związku z jednym mężczyzną od 30 lat, ale był to burzliwy związek z kilkoma przerwami. Nie kryje tego, nie kreuje się na nieomylną, wiecznie szczęśliwą, której wszystko się udaje. Opowiada szczerze o swoim życiu. Jest prawdziwa.
„Daj się pokochać dziewczyno” nie jest z pewnością dla tych kobiet, które oczekują - w stylu amerykańskich poradników – prostych i łatwych rad, do zrealizowania w dziesięciu krokach. Zresztą życie takie nie jest.
Książka spodoba się z pewnością szerokiemu gronu kobiet: singielkom, silnym i niezależnym, tym, które jeszcze szukają mężczyzny i recept na udany związek, tym, które po latach małżeństwa chcą rozbudzić na nowo miłość w swoim związku, tym, które przeżyły zdradę i muszą się z nią uporać.
Wszystkie z nas dzięki Katarzynie Miller będziemy miały okazję, aby zajrzeć w głąb siebie, zatroszczyć się o swoje wewnętrzne dziecko i je pokochać. Jeśli pozbędziemy się swoich lęków, wypełnimy pustkę, będziemy mogły zrozumieć, czego tak naprawdę chcemy w życiu i przekonać się, że na to w pełni zasługujemy, jak mówią autorki: „Kiedy już pokochamy siebie, możemy zacząć kochać innych”.
POLECAMY: |
Katarzyna Miller, joanna Olekszyk "Daj się pokochać dziewczyno" Wyd. Zwierciadło premiera: 23 stycznia 2019 |
Cytat pochodzi z książki "Daj się pokochać dziewczyno" autorstwa Katarzyny Miller
i Joanny Olekszyk, wyd. Zwierciadło. Książka swą premierę miała 23 stycznia 2019.
i Joanny Olekszyk, wyd. Zwierciadło. Książka swą premierę miała 23 stycznia 2019.
POLECAMY:
PRZYKRĘCANIE ŚRUBY
Nadmierne oczekiwania. Nastolatek a depresja
„Mamo boli mnie brzuch” – córka rano przychodzi do łóżka rodziców. Mama ją przytula, przygotowuje termofor z gorącą wodą, szuka kropli żołądkowych, choć myśli sobie: „Może lepsze byłyby „dobre” bakterie. Oby to tylko nie była grypa żołądkowa.” Córeczka zostaje w domu. Przy następnej podobnej sytuacji, mama zaczyna się niepokoić – bo mamy tak już mają. Gdy zdarza się to trzeci raz, zaczyna się zastanawiać: „Może pójść do lekarza? A gdzie Cię boli? To może najpierw zrobimy usg?”
Oczywiście badanie nic nie wykazuje. I przy kolejnym bólu brzucha rano w poniedziałek przed szkołą, mama – bo jak każda kobieta ma w sobie coś z Sherlocka Holmesa – zaczyna kojarzyć fakty. „Dlaczego brzuch boli ją przed szkołą, a nigdy nie zdarza się to w weekendy, dlaczego gdy zostaje w domu, po dwóch godzinach po bólu nie ma śladu, dlaczego?” Ponieważ jest kobietą wykształconą, słyszała o nerwicy szkolnej. I tak oto wszystkie fakty zaczynają łączyć się w jej głowie i jedyny wniosek na wyjściu - ale na razie w postaci hipotezy - to: „Czy jest możliwe, aby moje dziecko miało nerwicę szkolną?”. I zaczyna się baczna obserwacja i „matczyne szpiegostwo”.
Oczywiście badanie nic nie wykazuje. I przy kolejnym bólu brzucha rano w poniedziałek przed szkołą, mama – bo jak każda kobieta ma w sobie coś z Sherlocka Holmesa – zaczyna kojarzyć fakty. „Dlaczego brzuch boli ją przed szkołą, a nigdy nie zdarza się to w weekendy, dlaczego gdy zostaje w domu, po dwóch godzinach po bólu nie ma śladu, dlaczego?” Ponieważ jest kobietą wykształconą, słyszała o nerwicy szkolnej. I tak oto wszystkie fakty zaczynają łączyć się w jej głowie i jedyny wniosek na wyjściu - ale na razie w postaci hipotezy - to: „Czy jest możliwe, aby moje dziecko miało nerwicę szkolną?”. I zaczyna się baczna obserwacja i „matczyne szpiegostwo”.
Czasami sami tego nie zauważamy jak zupełnie mimochodem wtłaczamy własne dzieci w jakieś „tory”, w jakiś sposób myślenia o świecie. Niekoniecznie musi to wyglądać tak, że sadzamy dziecko na krześle i prosto w oczy mówimy mu „Zosiu, Kasiu, Franku – chcę żebyś był najlepszy!”. No nie, raczej tak to się nie odbywa. Częściej przekaz jest bardziej „zakamuflowany”. Po powrocie ze szkoły pytamy „Jak poszło na sprawdzianie? Jaką dostałeś(aś) ocenę?”. Przy „czwórce” unosimy ze zdziwienia brwi, przy „trójce” – pytamy: „A dlaczego? Co się stało?” I dalej: „A co dostali inny? A co dostał Heniek, Staś…?” Skutki naszej presji (choć może się nam wydawać, że przecież żadnej specjalnej presji nie stosujemy) bywają opłakane. Może się nam wydawać, że przecież dbamy w ten sposób o przyszłość naszych dzieci, one mogą to zaś odczytać jako konieczność wybicia się ponad rówieśników. Zaczynają uważać wszystkich wokół za rywali i potencjalne przeszkody do sukcesu. Skutki łatwo przewidzieć: alienacja i agresja, zawiść wobec zwycięzców i pogarda dla przegranych, oglądanie świata w kategoriach wygrana – przegrana, brak kształtowania umiejętności współpracy. W konsekwencji poczucie wartości staje się chwiejne, bo skoro sukces potwierdza tylko zwycięstwo nad innymi, to wartość można czuć tylko od czasu do czasu.
Badanie przeprowadzone w latach osiemdziesiątych przez A. Norem-Hebeisena i D. Johnsona wśród uczniów szkół średnich pokazało, że ci, którzy przystępowali do rywalizacji „charakteryzowali się poczuciem własnej wartości bardziej uzależnionym od ocen i wyników”. Czyli tak naprawdę ich samopoczucie zależało od świata zewnętrznego, od ocen, jakie otrzymywali i o ile były one pozytywne, czuli się dobrze, a jeśli negatywne ich psychika cierpiała.
Motywowani byli lękiem. A lęk przed niepowodzeniem to zupełnie coś innego niż pragnienie sukcesu. Radzenie sobie ze skutkami własnych niepowodzeń, zabiera nam tyle czasu, że brakuje nam już energii na zrobienie czegoś, co prowadzi do sukcesu. I gdy presja zewnętrzna znika, znika chęć też do robienia określonych rzeczy (np. uczenia się).I tu dochodzimy do paradoksu. Nasze „przykręcanie śruby” wcale nie musi przynieść efektów! Im bowiem mocniej naciskamy na dziecko, np. żeby odrobiło zadanie domowe, ono często chroni swoją autonomię poprzez jawny bunt albo jakiś rodzaj oporu: zapomina, odkłada na potem, znajduje coś innego do roboty, marudzi. Z drugiej strony nacisk na dobre stopnie, może spowodować, że faktycznie dziecko zacznie je „zdobywać", ale „koszty” mogą pojawić się po drodze, czy to psychiczne, czy somatyczne (z ciała).
Badanie przeprowadzone w latach osiemdziesiątych przez A. Norem-Hebeisena i D. Johnsona wśród uczniów szkół średnich pokazało, że ci, którzy przystępowali do rywalizacji „charakteryzowali się poczuciem własnej wartości bardziej uzależnionym od ocen i wyników”. Czyli tak naprawdę ich samopoczucie zależało od świata zewnętrznego, od ocen, jakie otrzymywali i o ile były one pozytywne, czuli się dobrze, a jeśli negatywne ich psychika cierpiała.
Motywowani byli lękiem. A lęk przed niepowodzeniem to zupełnie coś innego niż pragnienie sukcesu. Radzenie sobie ze skutkami własnych niepowodzeń, zabiera nam tyle czasu, że brakuje nam już energii na zrobienie czegoś, co prowadzi do sukcesu. I gdy presja zewnętrzna znika, znika chęć też do robienia określonych rzeczy (np. uczenia się).I tu dochodzimy do paradoksu. Nasze „przykręcanie śruby” wcale nie musi przynieść efektów! Im bowiem mocniej naciskamy na dziecko, np. żeby odrobiło zadanie domowe, ono często chroni swoją autonomię poprzez jawny bunt albo jakiś rodzaj oporu: zapomina, odkłada na potem, znajduje coś innego do roboty, marudzi. Z drugiej strony nacisk na dobre stopnie, może spowodować, że faktycznie dziecko zacznie je „zdobywać", ale „koszty” mogą pojawić się po drodze, czy to psychiczne, czy somatyczne (z ciała).
W książce ,,Nastolatek a depresja” wydanej przez Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne autorzy* wymieniają niekorzystne postawy wychowawcze oraz pokazują jaki mają one wpływ na kształtowanie się nieadaptacyjnych schematów , które przyczyniają się do rozwoju zaburzeń psychicznych. Między innymi zwracają uwagę na potrzebę wolności i wyrażania prawdziwych potrzeb i uczuć oraz potrzebę spontaniczności i zabawy. Ta pierwsza bywa niezaspokojona, gdyż postawa rodzicielska polega na tak zwanej akceptacji warunkowej, dbaniu o pozory i swój wizerunek, stawianiu dziecku wysokich wymagań i skupianiu się bardziej na potrzebach swoich niż na potrzebach i uczuciach dziecka. Niezaspokojenie tej drugiej potrzeby często jest wynikiem stawiania dziecku wielu ograniczeń, sprawowania nadmiernej kontroli i nie wspierania dziecka w dążeniu do szczęścia i pozytywnych uczuć związanych z zabawą. W konsekwencji według autorów powstają nieadaptacyjne schematy – dzieci uczą się zaspokajać potrzeby innych ludzi kosztem własnych, tłumią swoje potrzeby, aby zyskać aprobatę lub uniknąć kary, starają się spełniać wysokie wymagania innych kosztem swojego szczęścia i bliskich relacji.
Wniosek płynie taki, zastanówmy się, czy „nie za mocno przykręcamy śrubę”. Bo będzie jak ze stalowym prętem. Możemy go zginać, on się poddaje, poddaje, ale tylko do pewnego momentu i … pęka. I wcale nie znaczy to, że wygraliśmy. Stres w dziecku rośnie, rośnie i zaczyna przejawiać się w różnych dziwnych formach, jak np. w objawach somatycznych, jak ów ból brzucha naszej ukochanej córeczki, dla której chcieliśmy przecież jak najlepiej albo depresji naszego nastolatka.
*Konrad Ambroziak, Artur Kołakowski, Klaudia Siwek ,,,Nastolatek a depresja”, Sopot ,,Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne”, 2018
Wniosek płynie taki, zastanówmy się, czy „nie za mocno przykręcamy śrubę”. Bo będzie jak ze stalowym prętem. Możemy go zginać, on się poddaje, poddaje, ale tylko do pewnego momentu i … pęka. I wcale nie znaczy to, że wygraliśmy. Stres w dziecku rośnie, rośnie i zaczyna przejawiać się w różnych dziwnych formach, jak np. w objawach somatycznych, jak ów ból brzucha naszej ukochanej córeczki, dla której chcieliśmy przecież jak najlepiej albo depresji naszego nastolatka.
*Konrad Ambroziak, Artur Kołakowski, Klaudia Siwek ,,,Nastolatek a depresja”, Sopot ,,Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne”, 2018
Chcesz mieć dobre relacje w dziećmi? Nie wiesz jak je motywować, zachęcać do samodzielności, asertywności i współpracy? Nie wiesz jak mówić, by chciały Ciebie słuchać? Jesteś często bezradna i przytłoczona niełatwą rolą matki? Nie jest to takie trudne zadanie. Zapraszamy Cię na porady on line. Na indywidualną "Szkołę dla Rodziców". Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
POLECAMY:
JESTEŚ WRAŻLIWCEM?
Charakterystyka osób wrażliwych
Wrażliwi ludzie są najbardziej autentycznymi i uczciwymi ludźmi, których kiedykolwiek spotkasz. Nie ma niczego, czego nie powiedzieliby o sobie, jeśli Ci zaufają. Jednak w momencie, gdy ich zdradzisz, odrzucisz lub poniżysz, zakończą Waszą przyjaźń. Wrażliwcy żyją z poczuciem winy i ciągłym cierpieniem, wynikającym z nierozwiązanych sytuacji i nieporozumień. Nie są w stanie żyć, gdy nienawidzą lub są znienawidzeni przez innych. Ten typ osób potrzebuje tyle miłości, ile nikt nie jest w stanie im dać, ponieważ ich dusza jest stale raniona przez innych. Jednak pomimo tragedii, które muszą przejść w życiu, pozostają najbardziej współczującymi ludźmi, których warto poznać i często zostają działaczami na rzecz innych: zranionych, zapomnianych i niezrozumianych. Są aniołami ze złamanymi skrzydłami, które latają tylko, gdy są kochani.
Shannon L. Adler
lessonslearnedinlife.com
Shannon L. Adler
lessonslearnedinlife.com
Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!