UWAŻAJ NA TAKICH LUDZIKłamstwo. Mowa ciałaCzasami wykrycie kłamstwa jest proste - jak w dowcipie, w którym mąż nie wrócił na noc do domu. Rano powiedział żonie, że spał u kolegi. Ona obdzwoniła dziesięciu jego najlepszych kolegów. Ośmiu potwierdziło wersję męża, a dwóch twierdziło nawet, że ciągle jeszcze u nich jest. Gdy podobna sytuacja przytrafiła się żonie – nie wróciła na noc, mąż obdzwonił jej dziesięć najlepszych przyjaciółek i… żadna nie potwierdziła. Cóż, tytuł książki „Dlaczego mężczyźni kłamią, a kobiety płaczą” A&B Pease nie jest bezpodstawny:-)
Ale co zrobić w sytuacji, gdy kłamstwo nie jest aż tak ewidentne? Można skupić się na treści wypowiedzi, ale to wymaga większej wprawy lub można skupić się na mowie ciała, bo ta potrafi zdradzić nawet najlepszego kłamcę. Chyba najmniej wprawy w kłamaniu mają małe dzieci, więc u nich sygnały kłamstwa są bardzo wyraźne. Na co trzeba zwracać uwagę? (oczywiście nie każde z zaprezentowanych poniżej zachowań musi świadczyć o tym, że mamy do czynienia z kimś kto próbuje nas okłamać, czy oszukać). Oczy Jeśli ktoś w czasie rozmowy unika kontaktu wzrokowego, może oznaczać, że ma coś do ukrycia (chyba, że jest niezwykle nieśmiały i wycofany). Ale i uporczywe patrzenie w nasze oczy prawie przez 100% czasu naszej rozmowy powinno wzbudzić nasz niepokój, co do czystości intencji rozmówcy. Pocieranie oka – częstsze u panów lub dotykanie się pod okiem – częstsze u pań – to kolejny sygnał, który powinien zwrócić naszą uwagę. Częste mruganie powiekami również świadczy o napięciu rozmówcy. Nos – efekt Pinokia i twarz Gdy ktoś kłamie, pociera często nos, dotyka go. Pokazuje się, że w każdej bajce jest odrobina prawdy i w bajce o Pinokiu także. Naukowcy stwierdzili, że kiedy kłamiemy nasz nos co prawda nie wydłuża się jak u pajacyka, ale za to staje się cieplejszy. Lęk wywołany kłamstwem podnosi temperaturę tej części ciała. Powoduje to delikatne mrowienie, co z kolei skłania nas do podrapania się po nosie. Kłamca bywa poddenerwowany. Zdarza się, że dotyka swojej twarzy, np. skroni, szyi, karku, ściska twarz, przysłania usta (jakby ciało samo chciało, aby umilkł), gładzi dłonią głowę. To takie ruchy, które mają go „uspokoić”. Im lepszy kłamca, tych ruchów będzie mniej. Uśmiech Sztuczny uśmiech, nieszczery, raczej nietypowy może służyć odwróceniu uwagi i zakamuflowaniu oszustwa. Ma wzbudzić wiarygodność. Ale taki uśmiech jest mechaniczny, nie aktywizuje wszystkich mięśni twarzy, łatwo go rozpoznać. To tzw. dobra mina do złej gry. Ruch Kręcenie się na krześle, odwracanie głowy, krzyżowanie co chwilę rąk, przebieranie nogami – to jakby sygnał ciała: chcę stąd uciec. Jeśli nasz rozmówca zachowuje się w ten sposób, sprawdźmy w innym źródle wiarygodność jego słów. Często osoby, które kłamią chcą niejako „zapaść się w sobie”, siedzą zgarbione, skulone, chowają głowę w ramionach, jakby chcieli uciec od tego, co właśnie mówią, a co mija się z prawdą. Sprzeczność wypowiedzi i mowy ciała Czasem zdarza się, że ciało wyrywa się do tego, aby powiedzieć prawdę. Usta mówią „Tak, oczywiście, zrobiłem tak jak obiecałem”, a w tym czasie głowa wykonuje minimalnie przeczący ruch „nie”. Która „wypowiedzi” jest prawdziwa? Zawsze język naszego ciała. Ponadto kłamcy rzadko używają gestów dla zobrazowania tego, co mówią, czy modulacji tonu głosu – są tak skupieni na swojej wypowiedzi, aby była wiarygodna, myślą intensywnie co i jak powiedzieć, że nie są już w stanie skontrolować wszystkiego. A w sumie najlepiej, abyśmy nie musieli kłamać, ani spotkać nikogo, kto chce przed nami coś zataić, czy nas oszukać!
0 Comments
DOCENIAJ PÓKI CZASZłudzenie postępu hedonistycznego Na pewno wszyscy pamiętacie bajkę o H. Ch. Andersena o brzydkim kaczątku - o nieakceptacji, samotności, a gdzieś w głębszej warstwie o kompleksie niższości. O ukrytych znaczeniach powszechnie znanych nam wszystkim baśni wspaniale pisał Bruno Bettleheim* – chyba największy psychoanalityk od czasów Freuda.
Dla wszystkich, którzy dawno temu mieli w ręku tę książkę, kilka słów streszczenia. Brzydkie kaczątko było małym pisklęciem: słabym, nieatrakcyjnym, szarym, różniący się od otoczenia. Po wielu upokorzeniach, gdy dorosło, okazało się, że jest przepięknym łabędziem. Poczuło się wówczas naprawdę szczęśliwe! Los wynagrodził mu wszystkie cierpienia i smutek. A co to ma wspólnego z naszym światem? Otóż ma. Złapani w wyścig szczurów, pogoń za pieniędzmi, żyjemy w świecie, który proponuje nam tysiące rzeczy, dzięki którym podobno będziemy szczęśliwi. Media, które przekonują nas, że ważne jest jak wyglądamy i ile posiadamy. Pułapka konsumpcjonizmu, w którą dużo łatwiej załapać osoby mniej pewne siebie, aspirujące do lepszego życia, osoby z kompleksem niższości, „brzydkie kaczątka”, które dostają wskazówkę jak stać się kim innym, akceptowanym społecznie, otoczonym gronem znajomych, podziwianym, pięknym i w końcu szczęśliwym. I do tego baśń „Brzydkie kaczątko” przekonuje, że szczęście naprawdę może spotkać także słabszego, cichszego, skromniejszego. Czy pamiętacie Pawła z naszego tekstu „…wtedy będę szczęśliwy”? On wpadł w pułapkę, uległ tzw. złudzeniu postępu hedonistycznego – uważał, że będzie szczęśliwszy, gdy zdobędzie kolejną rzecz. Gdy wraz z nią szczęście nie przychodziło – wyznaczał sobie kolejny cel. Wspaniały konsument dla współczesnego świata, z ciągle wielką niezaspakajalną potrzebą zdobywania nowych rzeczy. Ale to nie jest dobra droga, to tylko złudzenie, któremu pewnym osobowościom łatwiej ulec. Być może Paweł przez całe życie swoje życie czuł się „brzydkim kaczątkiem”, tylko nie zdążył odkryć, że tak naprawdę był już od dawna wspaniałym dorosłym pięknym łabędziem. Nigdy nie udało mu się poczuć tej dumy i szczęścia. Zadanie dla Was - popatrzcie dziś w lustro i napiszcie do nas, kogo zobaczyliście: brzydkie kaczątko, czy jednak łabędzia:-) *Bruno Bettelheim „Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni” UWAŻAJ NA FRUSTRATÓW!Agresja obronna. Nastawienie defensywneAgresję zwykle postrzegamy jako emocję. Natomiast jest ona zachowaniem. A to jest duża różnica. Mogę czuć złość, wściekłość, gniew, nienawiść. Mam do tego prawo. Natomiast ode mnie zależy, czy na bazie tych emocji powstanie zachowanie, którego celem będzie wyrządzenie krzywdy drugiemu człowiekowi. I tego już nic nie usprawiedliwia. Do uczuć mam prawo, natomiast jestem odpowiedzialny za zachowania, które na bazie tych emocji powstają. Jest wiele rodzajów agresji. Jedną z nich jest agresja obronna. Często traktujmy ją jednowymiarowo. Skoro obronna, to znaczy, że bronię się, gdy mnie ktoś atakuje, albo stanowi niebezpieczeństwo dla innych. Ale jest jeszcze inne jej podłoże, o którym pisałyśmy w poście „Diametralnie inne zakończenie”. Agresja obronna jest często „sposobem na przetrwanie” osób nastawionych defensywnie, czyli traktujących innych jako potencjalne źródło zagrożenia. Oczywiście nic nie dzieje się bez powodu. Zwykle ludzie Ci mają za sobą bardzo trudne doświadczenia związane z obcowaniem z innymi. Często są to osoby, które w przeszłości zostały zranione. Postrzeganie świata jako nieprzyjaznego prowadzi do agresji wyprzedzającej. Osoby o skłonności do dostrzegania wszędzie zagrożeń oraz do interpretowania zachowania innych jako nieprzyjaznych, bojąc się – zachowują się agresywnie. Biją nie dla przyjemności bicia, ale w reakcji na poczucie zagrożenia. Warto zastanowić się czy ludzie wokół nas nie są ranieni, upokarzani, krytykowani? Szczególnie dotyczy to dzieci i młodzieży. A może to my z bezsilności, bezradności, frustracji wynikającej z życia codziennego właśnie tak zachowujemy się wobec innych osób. A przecież każdy ma pewne granice wytrzymałości. Jodi Picoult w swojej książce pyta: „Ile ciosów jest w stanie znieść człowiek, zanim zostanie zredukowany do zera?” Człowiek czujący się ofiarą w pewnym momencie zaczyna się bronić, stosując różne tarcze obronne. Szkoda, że nie zawsze dostrzegamy tych, którzy oczekują jedynie wsparcia otoczenia, wyciągniętej dłoni, która pomogłaby znieść szyderstwa, krytykę , kpinę z ust osób, które też nie radząc sobie z własnymi emocjami przelewają agresję słowną na swoje ofiary. Jeżeli chcesz znowu zacząć patrzeć na życie pozytywnie, poczuć radość, spowodować, aby przeszłość nie kierowała Tobą, żeby czuć się osobą pewną siebie, spełnioną i szczęśliwą, osobą, która ma dobre relacje z innymi, akceptuje ich i siebie - zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
SZCZĘŚCIU TRZEBA POMÓCCzy zadajecie sobie czasem pytanie: "Czy jestem szczęśliwa/szczęśliwy?" Życie pędzi, my próbujemy mu sprostać. Tysiąc spraw, mnóstwo obowiązków, ciągle za czymś gonimy (chyba, że akurat mamy urlop i silne postanowienie, że oderwiemy się i zapomnimy o wszystkich problemach). Czy też macie tak, że wydaje się Wam, że spraw do załatwienia przybywa, zamiast ubywać, mimo że sumiennie starcie się pracować i załatwiać kolejne sprawy?
Czasami wieczorem na kanapie po całym dniu, gdy uda się na chwilę przysiąść dopada nas refleksja: czy ja w ogóle jestem szczęśliwa? My przynajmniej tak mamy. Jeśli czasem też i Wam się to zdarza, warto sobie wówczas zadać pytanie: czy w ogóle zrobiłam w ciągu dnia coś, żeby poczuć się szczęśliwa, czy w natłoku zadań, pracy, obowiązków pomyślałam choć przez chwilę o sobie, zrobiłam coś inaczej niż zwykle, zadbałam o swoje potrzeby, zamiast iść starymi koleinami nawyków? Zerknijcie na plakat, może się Wam przyda? Jeśli wywoła uśmiech, tym lepiej :) Szczęścia jak w niebie - mówimy zwyczajowo. Życzymy nam i Wam takiego szczęścia, tylko pamiętajcie, że trzeba mu trochę pomóc :) ATRAKCYJNOŚĆ TO NIE WSZYSTYKO!AdonizacjaHania przypłaciła to depresją. Wysoka, długonoga czterdziestoparolatka. Blondynka z przepięknymi, niepowtarzalnymi zielonymi oczami. Kiedyś zwracała uwagę wszystkich, gdy szła ulicą. Wiedziała o tym. Potrafiła uwodzicielskim uśmiechem „uwolnić się” od mandatu na drodze, trzepotaniem rzęs - załatwić sprawę w urzędzie. Zawsze umawiała się z tymi mężczyznami, z którymi chciała. Była w kilku związkach, ale zawsze była przekonana, że kogo jak kogo, ale ją stać na lepszą partię. W końcu książę na białym koniu się nie pojawił i została sama. Koleżanki miej urodziwe pozakładały rodziny, wychowywały dzieci, a ona… po prostu żyła. Gdy one zmieniały pieluchy, ona bywała na imprezach, koncertach. Zapraszana, ubóstwiana. Studiów nie skończyła, bo pojawiły się kontrakty – pracowała jako modelka na wybiegach, jako fotomodelka. Któregoś razu zdziwiła się bardzo, gdy dostała pierwszy w życiu mandat. Wręczył jej go młody policjant. Potem zauważyła, że mężczyźni przechodzący obok niej ulicą nie odwracają już głowy, ba – w ogóle na nią nie patrzą. Stała się dla nich „przezroczysta”. Czasami miłym spojrzeniem obdarzył ją jakiś 60-latek. Czuła się dziwnie. Zaczęła się przyglądać swojej twarzy – drobne zmarszczki, może nieco opadające powieki. Przyglądała się figurze – niewielka oponka na brzuchu nie znikała już, gdy nie zjadła kilku kolacji. Ponieważ zawsze miała piękne ciało, nie była przyzwyczajona do ćwiczeń, regularnego stosowania kremów, balsamów. Patrzyła na zmieniającą się siebie i życie, które budowała w oparciu o atrakcyjność fizyczną – a ono rozpadało się na jej oczach. Wtedy z objawami depresji trafiła do lekarza. Prof. Eugenia Mandal taki stosunek do roli urody, wdzięku i seksapilu, który wykorzystuje się do wywierania wpływu - określa mianem adonizacji. Eksponujemy wówczas własną atrakcyjność fizyczną i seksapil, które stają się dla nas narzędziem manipulacji. Wykorzystujemy je do wywieraniu wpływu i osiągania własnych korzyści, np. w czasie egzaminów, czy rozmów biznesowych. Adonizacja dotyczy zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Pamiętajmy jednak, że mityczny Adonis nie skończył wcale dobrze. Przepiękny młodzieniec zabity przez dzika, wskrzeszony przez Zeusa musiał dzielić czas między zakochane w nim Afrodytę i Persefonę. Niełatwe życie po życiu. Adonizacja jak każda postawa składa się z trzech komponentów:
Jak widać na przykładzie Hani – atrakcyjność to nie wszystko! Należy pamiętać, że atrakcyjność fizyczna to po pierwsze coś, co możemy w pewnym stopniu sami kreować (jakie czynniki wpływają na ocenę człowieka jako atrakcyjnego - już wkrótce), a po drugie to jedynie drobny bonus, jakim dysponujemy w kontaktach społecznych. Pierwszy „filtr przesiewowy”, który oczywiście na początku wiele ułatwia, ale nie zastąpi wszystkiego. Możemy uświadamiać sobie rolę atrakcyjności i wówczas wiemy, jaki sami wywieramy wpływ na innych (może nam się to przydać np. idąc na rozmowę kwalifikacyjną lub „randkę w ciemno”) lub - gdy ulegamy urokowi innej atrakcyjnej osoby - możemy świadomie zastanowić się, czy czasami nie podlegamy efektowi aureoli i nie przeceniamy jej pozytywnych cech. Nie bądźmy więc niewolnikami atrakcyjności fizycznej! * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli masz problem z poczuciem własnej wartości, nie lubisz siebie albo stałaś się niewolnikiem atrakcyjności? - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POCZTÓWKI Z PARYŻAMechanizmy obronneObudziła się z wypiekami na twarzy. „Co za wspaniały pocałunek” - myślała. Jeszcze czuła zapach jego skóry… Powoli się budziła. Przewróciła się na bok i zobaczyła leżącego obok Tomka. „Ale zaraz zaraz...” - powoli jej umysł przechodził ze snu do rzeczywistości. Przecież w jej śnie to nie był Tomek! „O Boże” - oprzytomniała w jednej chwili i prawie skoczyła na równe nogi. „Zdradziłam męża. Nie! Nie! Przecież to tylko sen i tylko się całowałam”. Myśli pędziły przez jej głowę. „Kochanie, coś się stało?” – z łóżka zaspanym głosem pytał Tomek. Przywróciło ją to natychmiast do codziennych porannych obowiązków. Hania cały dzień była w dziwnym stanie. Emocje mieszały się, nie mogła zebrać myśli. We śnie całowała się z Markiem. Dokładnie to pamiętała, gdy tylko o tym pomyślała, wszystko wracało tak, jakby zdarzyło się naprawdę. Marek to jej szef z pracy. Ostatnio spędzała z nim dużo czasu. Pracowali nad wspólnym projektem, dobrze się rozumieli, chyba trochę flirtowali. A może nawet dla Marka zaczynało to być już coś więcej niż zwykła znajomość z pracy? Może Hania też tego chciała? Za dwa tygodnie mieli jechać razem w delegację do Francji. Była tym bardzo podekscytowana. Im bardziej nie rozumiała się z Tomkiem, im częściej się kłócili, tym bardziej z Markiem rozmawiało się jej lepiej. Starszy, doświadczony, spokojniejszy. Imponował jej swoją wiedzą, zawsze celnymi wskazówkami. No i był bardzo przystojny mimo siwizny na skroniach. A może właśnie dzięki niej. Dobrze, że tego dnia miała wolne. Pracowała całą sobotę i dostała dzień wolnego. Próbowała kupić córeczce wiosenną kurtkę i buty, ale kompletnie nie potrafiła się skoncentrować. Ciągle w głowie miała sen, małżeństwo, Marka i Tomka. Oglądała ubrania, ale w ogóle ich nie widziała. Może kawa postawi ją jakoś na nogi? Usiadła w kawiarni na środku holu w galerii handlowej i próbowała skupić się na zapachu i smaku ulubionego napoju. Kątem oka zobaczyła parę siedzącą obok. Kobieta około czterdziestki podawała mężczyźnie tabletki, a ten trzęsącymi się dłońmi próbował je wziąć, włożyć do ust i popić wodą ze szklanki, którą podawała kobieta. Hania obserwowała ich. „Czy kiedyś mój ojciec też będzie taki niedołężny. Choroba Parkinsona? Na szczęście to jeszcze dużo czasu” – pomyślała i wróciła do mieszania pianki w swoim latte. „Kochanie, jeszcze jedna. Popij” – dobiegł ją głos z sąsiedniego stolika. Kobieta pocałowała mężczyznę w usta. Hania zaczęła baczniej obserwować tę parę. „To nie córka” – pomyślała. „To musi być żona”. Mężczyzna przy stoliku obok był starszy od swojej żony o 20, może 25 lat. Zerknęła raz jeszcze i wtedy sobie przypomniała. Czytała kiedyś artykuł o tej parze. To był głośny romans - młoda początkująca dziennikarka zakochała się w bogatym biznesmenie. On dla niej zostawił rodzinę, żonę, dzieci. Był spektakularny rozwód, cierpiące dzieci, żona, która trafiła z depresją do szpitala psychiatrycznego. Sprawa w sądzie o podział majątku trwająca latami, wywlekanie wszelkich brudów. W tym momencie zobaczyła w wyobraźni siebie i Marka za te 20 lat. To było dla Hani jak kubeł zimnej wody. Wystarczyła ta jedna sekunda, żeby wszystko zrozumiała. „Nie!!!” Oprzytomniała. Nagle wszystkie puzzle, jakie miała w głowie ułożyły się. Co ona w ogóle robi, o czym myśli? O rozbiciu dwóch rodzin w imię nieznanej i trudnej przyszłości? To, że 3-letnia córeczka jest ostatnio nieznośna, że z mężem nie dogaduje się, to może być przejściowe, może to wcale nie ich wina, może ona może coś zmienić, może mogą zmienić to razem? To nie są duże kłopoty, dadzą radę, przejdą przez to. Zrobi dziś wspaniałą kolację dla męża, porozmawia „od serca”, a jutro w pracy spróbuje wycofać się z wyjazdu służbowego do Francji. Myślimy, że jako ludzie jesteśmy racjonalni, że decyzje, jakie podejmujemy, które czasami zmieniają całe nasze życie, są racjonalne. Niestety musimy Was zmartwić. Badania temu zaprzeczają*. Działamy pod wpływem emocji, popełniamy błędy atrybucji, stosujemy mechanizmy obronne. To tylko niektóre pułapki, na jakie w czasie wnioskowania i podejmowania decyzji wpadamy. Hania – bohaterka naszej dzisiejszej historii - zaczynała myśleć o zmianie swojego życia, o zmianie męża. Była sfrustrowana sytuacją domową, konfliktami z Tomkiem, nieposłuszną córką. Powoli miała tego wszystkiego dość. Zaczęło ją to przerastać. Wówczas pojawił się na horyzoncie Marek. Nadzieja na zmianę, nadzieja na lepsze życie. Tylko, czy faktycznie? Czy Hania nie wpadła w jeden z mechanizmów obronnych - idealizację? Dostrzegała przez długi czas w Marku same pozytywne cechy. Chciała je widzieć a nie dostrzegała jego wad. Idealizacja polega na wyolbrzymieniu znaczenia i wartości jakiejś osoby, czy grupy osób przy jednoczesnym niedopuszczaniu do świadomości wiedzy o cechach negatywnych. Wymaga rozszczepienia idealizowanego obiektu na dwie części: dobrej i złej i zaprzeczeniu istnienia tej złej. Dzięki spotkaniu w kawiarni Hania w jednej sekundzie dostrzegła część tej drugiej strony Marka – problematyczną, negatywną (starszy, w związku, reakcja środowiska, rodziny, walka w sądzie). A przecież Marek jak każdy człowiek ma dodatkowo jeszcze takie cechy charakteru, których nie ocenilibyśmy pozytywnie. Być może u Hani pojawiło się także „fantazjowanie” – wyjazd do Francji, może nieśmiałe marzenia o wspólnym życiu z Markiem. Tylko czy było już to obronne fantazjowanie? Czasami każdy z nas ucieka w marzenia i nie w tym nic złego. Jeśli jednak celem jest zapomnienie o niemiłej rzeczywistości, trudnych zadania, problemach, gdy w marzeniach jesteśmy wspaniali, życie układa się jak po maśle a na dodatek jesteśmy obiektem romantycznej miłości i jest to forma radzenia sobie z naszym niskim poczuciem wartości i pozwala uniknąć tym samym mozolnego trudu pracy nad sobą – należy przypuszczać, że jest to fantazjowanie w funkcji obronnej. Fantazjowanie należy do technik zniekształcania rzeczywistości. I znowu – dzięki spotkaniu w kawiarni – Hania wróciła do rzeczywistości, realnego życia. To, że są w nim problemy: sprzeczki z mężem, kłopoty z dziećmi, to normalne. Trzeba się z nimi zmierzyć i je rozwiązywać (najlepiej na bieżąco) a nie uciekać w marzenia o tym, że gdzie indziej z kimś innym czeka nas wieczna idylla. Nie jest to oczywiste proste. Zmiany w życiu są i są potrzebne. Jednak gdy chcemy jakiejś zmiany – zastanówmy się na przyczynami, motywami, które nas do tego popychają. W jakie pułapki wpadamy, jakie środki samoobrony psychicznej stosujemy? Myślenie o tym jest tym trudniejsze, że są to mechanizmy nieświadome 😊 Ale refleksja nad samym sobą zawsze jest pożyteczna 😊 *„Złudzenia, które pozwalają żyć” – pod redakcją M. Kofta, T.Szustrowa, PWN, Warszawa 2001 ** Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację prawdziwych osób Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
JA TYLKO KOCHAMCechy kobiet kochających za bardzo według Robin NorwoodW wielu postach nawiązywałyśmy do tematu toksycznych związków. W „Psychologia przy kawie radzi” poruszony był problem kobiet, które kochają za bardzo. Kobiet, które żyją w ciągłym lęku, bojąc się samotności i odrzucenia. Pomimo, iż są niemal bez przerwy ranione, robią wszystko, by zabiegać o miłość. Dlaczego tak się dzieje? Otóż może to być wynikiem niskiej samooceny i braku pewności siebie, które mają swoje podłoże w dzieciństwie, o czym pisałyśmy w poście„Chory związek”. Dzisiaj prezentujmy listę cech charakterystycznych dla kobiet, które kochają za bardzo stworzoną przez Robin Norwood*: - opętanie związkiem uczuciowym - zaprzeczanie wymiarowi problemu - kłamstwa w celu ukrycia, co dzieje się z uczuciami - unikanie ludzi, by ukryć problemy w związku uczuciowym - powtarzanie prób zapanowania nad związkami uczuciowymi - niewytłumaczalne zmiany nastrojów - poczucie krzywdy - niemądre posunięcia - agresja - wypadki na skutek zaprzątnięcia kłopotami - samousprawiedliwianie - niedomagania fizyczne związane ze stresami psychicznymi - życie w ciągłym oczekiwaniu - niemożność skoncentrowania się na własnym rozwoju - zastój w pozostałych sferach życia, pełna koncentracja na związku - permanentne napięcie emocjonalne w całości zależne od partnera - lęk przed odrzuceniem / porzuceniem, włącznie z napadami lęku - ustawiczny brak poczucia bezpieczeństwa w związku - usprawiedliwianie krzywdzących zachowań partnera. * Robin Norwood „Kobiety, które kochają za bardzo” Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
DOKĄD PROWADZI TA DROGA?Deficyt uczućIwona zamknęła za sobą drzwi i opadła na krzesło. Rozwód. Sytuacja wywołująca jeden z większych poziomów stresu. Słyszała o tym, ale nigdy nie myślała, że bezpośrednio będzie jej to dotyczyło. Gdyby ktoś kiedykolwiek powiedział, że odejdzie od mężczyzny z takiego powodu, nigdy by nie uwierzyła… Bartek z zazdrością spoglądał na rodziny swoich kolegów. Ciepło rodzinne, radość świąt, wzajemne więzi. To było dla niego obce. O tym jedynie słyszał, to z zazdrością obserwował. Chłonął z wypiekami na twarzy relacje rówieśników, którzy opowiadali o wspaniałych wakacjach, uroczystościach, o zwykłym życiu, które dla niego miało wymiar „Baśni z tysiąca i jednej nocy”. Życiu, które podglądał z ciekawością zgłodniałego dziecka zaglądającego do sklepu ze słodyczami. Poznali się na studiach. Motyle w brzuchu. Fajerwerki. Czuła się cudownie. Była adorowana, dopieszczana. Koleżanki z zazdrością spoglądały na Iwonę, która była noszona przez Bartka na rękach. Rozpoznawał w lot jej potrzeby, był dobry i czuły. Na ostatnim roku pobrali się. Rodzice Iwony pomogli im na starcie. Mieli możliwości, a wiedząc, że rodzice zięcia nie żyją, chcieli w dwójnasób pomóc im wejść w życie. A jednak pomimo tego problemy zaczęły się pojawiać wcześniej, niż mogli się tego spodziewać. Początkowo Iwona z dumą opowiadała koleżankom, iż mąż przedkłada jej osobę nad kolegów i znajomych. Siatkówka, piłka nożna, spotkania przy piwku…- Iwona o tym nie słyszała. Wracał po pracy do domu, wspólne wieczory, kino, spacery, zakupy. Można powiedzieć, że życie sielskie i anielskie. A jednak… „Wszyscy się tam wybierają. Nie mogę nie pójść. Nie rozumiesz?” Iwona codziennie od tygodnia próbowała przekonać męża, że spotkanie integracyjne nie jest jej fanaberią. „Mam już dość życia w złotej klatce! Układasz mi życie jak dziecku. Traktujesz jak rzecz, której nie wypuszczasz z dłoni. Czuję się jak lalka, którą ubierasz, ustawiasz gdzie chcesz, uszczęśliwiasz, ale powodujesz, że czuję się bezwolna! Duszę się! Nie rozumiesz? Nie widzisz tego? Nie czujesz?! Jak długo można?” Iwona usiadła w fotelu i zasnęła. Emocje były tak silne, że musiała odreagować zmęczenie. Gdy obudziła się, po głowie kołatało jej pytanie – „Czy można kochać za bardzo? Czy to uczucie można nazwać miłością?” Zaczęła przypominać sobie kolejne miesiące wspólnego życia i Bartka, który jak architekt chciał urządzić jej życie według swojego pomysłu. Czy robił to w złej wierze? Oczywiście, że nie. Ale nie zmieniało to faktu, że jego pomysły na życie Iwony nie były jej własnymi. Czuła się osaczona. Dostrzegła, że Bartek traktuje ją jak cenny skarb, którego nie chce stracić, ale jego zachowanie odbierało jej dzień po dniu wolność. Potrzeba miłości, która jest naturalną potrzebą człowieka, nie była zaspokojona u małego Bartka. W jego rodzinie był deficyt tego niezbędnego dla prawidłowego rozwoju dziecka uczucia. To rodziło w nim frustrację. Czuł się niechciany, niekochany, odrzucony. W dorosłe życie wszedł zgłodniały miłości. Iwonie, która go zaakceptowała, okazała zainteresowanie i pokochała, odpowiedział całym sobą. Kochał ją ponad życie i nie chciał jej stracić. Był gotowy zrobić wszystko, by tylko była. Ale traktował ją jak przedmiot, którego nie chciał wypuścić z rąk. Iwona zaczęła się dusić. Nie odpowiadała jej ta toksyczna miłość. Chciała żyć, oddychać, kochać, ale też mieć swoje potrzeby, które drugi człowiek szanuje i akceptuje. Ludzie mający deficyt miłości, w momencie, gdy spotykają osoby obdarzające je uczuciem, często robią wszystko, by odpłacić całym sobą za ten „towar”, który dla nich był deficytowy. Robią wszystko, by tego uczucia nie utracić, ale jest to początek „chorej relacji”. Ze swojego punktu widzenia nie rozumieją, dlaczego dając coraz więcej, powodują oddalanie się człowieka, którego chciało się za wszelką cenę zatrzymać przy sobie. *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
|
|