ZAZDROŚĆZazdrość w związkuByła roztrzęsiona. Gdy weszła do kościoła trochę się uspokoiła. Tyle jadu wczoraj wylała z siebie. Emocje kipiały, przypominała wygasły wulkan, który niespodziewanie dla wszystkich eksplodował. Nie sądziła, że jest do tego w ogóle zdolna. Nie lubiła teraz siebie. Zachowała się jak jakaś paranoiczka. Podeszła powoli do konfesjonału. Ksiądz był młody, więc nie liczyła na wiele, ale nie miała się komu wygadać. Do spowiedzi nie chodziła od lat, kościół też odwiedzała sporadycznie. Dziś zupełnie przypadkiem przechodziła obok i to był impuls, błyskawiczna decyzja – weszła. Nie wiedziała, dlaczego tak poczuła, ale w końcu od kilku dni „czuła” dosłownie wszystko, odkryła w sobie uczucia, do których – myślała – że nie jest zdolna. Podążyła więc za tym odczuciem i weszła. Hania nie widziała twarzy księdza, jedynie mglisty zarys sylwetki. Oddzielająca kratka i folia dawały poczucie bezpieczeństwa. Mówiła jak do samej siebie. Tłumaczyła się, czy szukała usprawiedliwienia? „Złorzeczyłam…” – powiedziała głośno „…tej małpie” – zabrzmiało już tylko w jej głowie. „Złorzeczyłam” – cóż za piękne zapomniane słowo i nie brzmi wcale tak strasznie. Przeklinałam ją i życzyłam wszystkiego, co najgorsze – taka była prawda! Ksiądz wysłuchał wszystkiego w ciszy, nie dopytywał, dał się jej wygadać. Tego potrzebowała. - „To niszczy Ciebie. Te wszystkie negatywne uczucia niszczą Ciebie” – powiedział, gdy skończyła. „Obwiniałaś męża i raniłaś sobie” - mówił dalej. - „Tego ostatniego mu nie powiedziałam” – pomyślała. „Jednak mądry jak na tak młodego człowieka. Dokładnie tak było. Myślałam, że muszę być beznadziejną żoną, że mąż mnie już nie kocha. Że mój mąż jest wstrętny. Jak on mógł?” Miała żal do męża. A tak naprawdę: czuła wściekłość i gniew! Najpierw spotkali „JĄ” na koncercie. Zaprosili ich znajomi, którzy w przerwie przedstawili im Luizę. Przyjechała do Poznania z Warszawy. Postanowiła tu zamieszkać, dostała pracę. Już wtedy Hanię coś zaniepokoiło. Luiza - projektantka mody – skupiała uwagę wszystkich wokół. I lubiła to, a wręcz uwielbiała. Wyglądała jak wielobarwna papuga. Haute couture na co dzień. „Też coś” – pomyślała Hania. Luiza była duszą towarzystwa, tylko ona mówiła, wszyscy wpatrywali się w nią jak w obraz, a ona uśmiechała się, trzepotała rzęsami, gestykulowała. Teatr jednego aktora. Hania widziała jak to działało na mężczyzn. Stali oczarowani. I niestety jej mąż też. Poczuła ukłucie w sercu. Luiza mówiła coś o emocjach w sztuce, przeżyciach w czasie słuchania muzyki. Zdaniem Hani, która pracowała jako chemik w laboratorium, egzaltowana babka, która zapomina, gdzie na parkingu zostawiła samochód. Zdecydowanie nie w typie Hani. Czym tu się zachwycać? Nie mogła zrozumieć. Spotykali potem Luizę jeszcze kilka razy. A mąż – coraz bardziej był w nią wpatrzony. Oczy kręciły mu się, gdy o niej mówił. „Jakie to fascynujące” – komentował jej opinie na temat sztuki, którą nigdy do tej pory się nie interesował. Przynajmniej Hania nie pamięta tych fascynacji. Starał się zawsze stanąć, usiąść blisko Luizy, dyskutował z nią, doceniał jak pięknie wygląda. Znajomi zaprosili ich na Sylwestra u siebie w domu. Hania powoli miała już dość Luizy i zachowania męża, który przy tej kobiecie zamieniał się w psa merdającego ogonem i skomlącego o kość. Przypomniały się jej sceny z rodzinnego domu, gdy mama zarzucała ojcu zainteresowanie innymi kobietami. Kupiła nową „małą czarną”, krótszą niż miała zwyczaj nosić. Wysokie szpilki. „Ja jej pokażę!” – pomyślała sobie. Umalowała paznokcie, włosy wprost od fryzjera. Nigdy nie była jakąś pięknością, ale była zgrabna i miała urok. Przynajmniej 10 lat temu, gdy brała ślub. Jej mąż był przystojnym facetem, wiedziała, że miał przed nią wiele dziewczyn. Nawet dziwiła się, dlaczego wybrał właśnie ją. Ale w miarę upływu lat zapomniała o tej wątpliwości. Do czasu, gdy pojawiła się Luiza. Śniada kobieta, z kruczoczarnymi włosami i jaskrawoczerwonymi paznokciami. Przecież ona nie jest w typie mojego męża – zachodziła w głowę Hania. Co się stało? Ten wieczór to była tragedia. Mąż chodził krok w krok za Luizą. Donosił wino, prosił do tańca, śmiał się z jej dowcipów, chwalił jej sądy, zachwycał się całym sobą, zapominając chyba, że przyszedł z żoną i że to jej powinien poświęcać czas. Hania czuła się przezroczysta i niewidzialna. Mąż nie zauważył ani jej stroju, ani jej samej. Sylwester to była przysłowiowa kropla, która przelała czarę. Odrobina alkoholu, a może właśnie więcej niż odrobina, nastrojowa muzyka i mąż stracił rozum, a Hania panowanie nad sobą. Na szczęście dopiero, gdy wyszli. W samochodzie zrobiła mu karczemną awanturę, wielką z emocjami, płaczem i krzykiem. To było to złorzeczenie, o którym następnego dnia opowiadała księdzu… *** Zazdrość, bo tego uczucia doświadczyła Hania, potocznie oceniana jest przez nas jako negatywne uczucie. Mówimy co prawdą, że „nie ma miłości bez zazdrości”, ale raczej żartobliwie. I przyznawanie się do niej nie jest łatwe. A przecież pewien niewielki poziom zazdrości pokazuje, że zależy nam na ukochanej osobie, że jest dla nas ważna. Działa mobilizująco, popycha do pozytywnej konkurencji. Wówczas jest pożyteczna. Jeśli zazdrość jest normalną i naturalną reakcją na sytuację, to nie ma w tym nic złego, jeśli np. chłopak flirtuje z inną dziewczyną, to jest to wówczas adekwatna, zdrowa reakcja. Gorsze może być zaprzeczanie, czy ukrywanie zazdrości – bo partner może to odczytać jako brak naszego zaangażowania w związek. I będzie szukał kogoś, komu na nim będzie naprawdę zależało. Ale uwaga! Jest jednak granica, po przekroczeniu której zaczyna się działanie destrukcyjne. Huśtawka uczuć i emocji: lęku, gniewu, agresji, autoagresji, nienawiści, tęsknoty, poczucia winy, ale i krzywdy. Problemem jest, gdy zazdrość czyni nas samych nieszczęśliwymi, pozbawia nas radości życia. Często przyczyną zazdrości jest nie partner, ale my sami: nasz lęk przez opuszczeniem, niskie poczucie wartości, uzależnienie od partnera (jego ocen, obecności, toksyczna symbioza z nim). Zazdrość może też być wynikiem naszych doświadczeń wyniesionych z poprzednich związków, czy wzorów z domu oraz powtarzanie (często nieświadome) relacji rodziców. Jeśli Hania jest niepewna siebie, ma kompleksy, nie czuje się atrakcyjna jako kobieta, nie jest pewna miłości swojego męża, uważa np. że na nią nie zasługuje, to każda ładna i zadbana kobieta może być przez nią traktowana jako potencjalna rywalka. Przy niskim poczucia własnej wartości będziemy uzależnieni od opinii, ocen i uczuć naszego partnera. Wówczas utrata partnera, to nie tylko utrata związku, ale i pozytywnej samooceny, bo zniknie ktoś, kto ją dzień po dniu buduje zamiast nas. Druga strona takiej sytuacji, to ciągły strach: skoro nie widzę swoich dobrych stron, nie doceniam siebie i tak naprawdę mało lubię, to ciągle boję się, że partner zauważy to wszystko i znajdzie kogoś ładniejszego, inteligentniejszego, po prostu wartościowego. Zapominamy, że każdy z nas ma wady i zalety i że nasz partner pokochał nas, takimi jakimi jesteśmy. Tak więc prawdziwym powodem zazdrości może być nie to, w czym jej upatrujemy, czyli partner. Ona może rodzić się w naszej głowie a nie mieć w ogóle uzasadnienia w rzeczywistości. W skrajnej formie zazdrość może przyjąć formę zazdrości chorobliwej obsesyjnej, zwaną zazdrością urojoną, czy inaczej zespołem Otella, która zmienia życie pary w koszmar. Ciągle podejrzewanie, czytanie SMSów, nieustanne sprawdzanie i kontrolowanie, odczytywanie wszystkich sygnałów tak, jakby świadczyły o zdradzie. Zamęczanie partnera tysiącem pytań, brak wiary w jego tłumaczenia, łączenie przypadkowych faktów w pozornie logiczną całość, która ma wykazać zdradę. Każde działanie partnera interpretowane jest jako świadome mylenie i zacieranie śladów zdrady. Taka zazdrość to już poważne zaburzenie. Dotknięta nim osoba, nie umie opanować swoich zachowań i racjonalnie oceniać sytuacji. Panicznie boi się utraty partnera. Z reguły nie uważa się za osobę chorą i nie ma poczucia, że wszystkie jej podejrzenia są wytworem wyobraźni. Zazdrość tego typu może powodować stany depresyjne a w skrajnych przypadkach prowadzi do prób samobójczych, czy morderstwa w afekcie. Wracając do tytułowego pytania: Czy warto być zazdrosną? Odrobinę tak, ale tylko odrobinę. Nie wolno jednak przekroczyć granicy, aby zazdrość nie zaczęła szkodzić Tobie, a tym samym związkowi. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie.
MOC SŁÓWMotywowanie siebie i innychMówi się potocznie, że słowami możemy zranić do żywego, możemy też kogoś podnieść na duchu. Często nie bardzo wiemy jak możemy powiedzieć coś pozytywnego, aby kogoś "zbudować", dać mu wiarę, czyli psychologicznie: podnieść jego poczucie wartości, jeśli nie jest zbyt silne lub gdy jego samoocena nie jest stabilna. Słowa, które ranią, pretensje, krytyka czasami przychodzą nam bardzo łatwo. Ze słowami wsparcia bywa trudniej. Czy pamiętacie Zosię z tekstu "Czego pragną faceci?", której krytyka przychodziła z łatwością, ale tylko krytyka. Czy myślicie, że z takimi osobami łatwo i przyjemnie żyć, gdy ciągle słyszymy od nich tylko wyrzekania i same negatywne rzeczy? A jak postępujemy sami? Czy nasze pochwały w ciągu dnia przewyższają siedmiokrotnie uwagi i upomnienia, w stosunku do męża, żony, dzieci, współpracowników? Wreszcie, czy wierzymy w siebie? Czy myślimy o sobie dobrze, widzimy swoje mocne strony?
Motywujące słowa uruchomiają w nas samych i w drugim człowieku samospełniające się proroctwo. Zaczynamy tak postępować i organizować rzeczywistość, aby była ona zgodna z naszymi przekonaniami. Brzmi może nieco magicznie, ale badania psychologiczne dowodzą, że właśnie tak jest. Dziś podpowiadamy słowa, które możemy mówić do siebie samych, ale i do innych, a wszystkim będzie żyło się przyjemniej. NIEZAPOMNIANY TELEFONZdrada. Okna JohariDana… Uwielbiana przez wszystkich. Dobra, kochana, współczująca. Cudowny człowiek. Była zawsze wzorem do naśladowania. Za jej słowami szły czyny. Żadnej obłudy, fałszu, dwulicowości. Ona sama nie zapomni, jak koleżanki przekonywała do wybaczania. Podawała przykłady ludzi, którzy po zdradzie poukładali swoje relacje na nowo, dla których zdrada paradoksalnie stała się ratunkiem ich letniego w pewnym momencie związku. Rafał nie jeden raz śmiał się, że zdrady dodają tylko pikanterii. Znany ze swojego humorystycznego podejścia do życia. Luzak – tak go nazywano. Koleżanki mające partnerów tyranów zazdrościły Beacie takiego cudownego męża. Nie robił problemów, gdy obiad nie czekał na niego po powrocie z pracy, dawał swobodę, o jakiej niejedna mężatka mogłaby marzyć. Spotykała się ze znajomymi, wyjeżdżała na weekendy z przyjaciółką, a on z uśmiechem na ustach żegnał ją w drzwiach i bez mrugnięcia okiem zajmował się dwójka słodkich bliźniaków. Uważał, że zdrada pojawia się tam, gdzie czegoś się człowiekowi zabrania. Do końca swoich dni Dana nie zapomni tego telefonu. Dokładnie pamięta, jaka była pogoda, jak była ubrana, co wówczas robiła. Nieznany numer. Pani zapytała, czy rozmawia z żoną... W tym momencie miała nogi jak z waty. Gdy usłyszała w słuchawce imię i nazwisko Piotra, zamówiła. Tego dnia jechał w sprawach służbowych do Żywca. Znała tę scenę z filmów… Jednak nie chodziło o wypadek, choć dałaby wiele, żeby tak było… Nie wierzyła. Zaprzeczała. To nie może być prawda! Gdy Piotr przy kolacji przyznał się do zdrady, jednorazowej zdrady i ze łzami w oczach błagał o przebaczenie, wpadła w furię. Przypadek. Kolega Rafała długo się bił z myślami zanim powiedział, że widział Beatę w towarzystwie mężczyzny. Z żoną pojechali złapać oddech po ciężkim tygodniu do przytulnego hotelu nad morzem. Szybko zmienili miejsce, gdy zorientowali się, kto tam naładowuje akumulatory i w jakim towarzystwie. Męska lojalność wzięła górę. Szczera rozmowa oparta na faktach. Rafał nie wierzył. Zaślepiony miłością, wierzący w uczciwość. W głowie nie mogło mu się pomieścić to, że stwarzając Beacie komfortowe warunki, sam na siebie zastawił pułapkę. Może miała za dobrze, brak problemów spowodował, że szukała adrenaliny… Dzisiaj Dana, gdy ogląda się wstecz, nie może uwierzyć, że była do tego zdolna. Złość, bunt, słowa, które nigdy wcześniej nie przeszłyby jej przez gardło. Kazała mężowi pakować walizki i wyprowadzać się. Nie żałuje swojej decyzji. Rafał próbował wybaczyć. Chciał zrozumieć. Rozmawiał, by poznać przyczyny. Chciał wiedzieć, gdzie popełnił błąd. Beata tłumaczyła, wykorzystywała przy tym swoje sztuczki, które zawsze skutkowały w jej komunikacji. Chciał. Starał się. Dobro dzieci było wartością nadrzędna. Ale nie potrafił. Ich życie stało się koszmarem. Stał się obsesyjnie zazdrosny, kontrolował żonę na każdym kroku. Tak nie można było normalnie funkcjonować. „Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono” te słowa Wisławy Szymborskiej potwierdziło życie Dany i Rafała. Nie będąc w tak trudnej sytuacji, nie wiedzieli, jak by się w niej faktycznie zachowali… Zostało w ich życiu otwarte okno, które nazywamy oknem nieznanym w modelu Johari. Człowiek nie może przewidzieć swojego zachowania w sytuacjach, w których emocje mogą być niewyobrażalnie trudne. Czy wybaczyć? Czy po zdradzie będzie umiało się żyć dalej z osobą, która zraniła, czy będzie się potrafiło nie wracać, nie rozdrapywać, nie wypominać? Nie jest to łatwe. Pisałyśmy o tym w poście „Miłość Ci wszystko wybaczy.” Zarówno Dana, jak i Rafał byli ludźmi czytelnymi dla innych. Mieli duże, według modelu Johari, okno otwarte, czyli tę część, w której znajduje się wszystko, co o sobie wiemy, ale i inni o nas wiedzą. Znajdują się tu nasze zachowania, wiedza, kompetencje, których jesteśmy świadomi i które znają inni. Te informacje sami przekazujemy otoczeniu, czyli komunikujemy je „na zewnątrz” z pełną świadomością. Okno to stopniowo zwiększa się wraz ze wzrostem znajomości i zaufania. Piotr i Beata wiedzieli, jakimi ludźmi są ich partnerzy i umiejętnie tę widzę wykorzystywali wierząc, że dobra żona, lojalny mąż - wybaczą… U Piotra i Beaty było obszerne okno ukryte, w którym znajdowało się to, co wiedzieli na swój temat, ale innym tego nie komunikowali. Informacje znajdujące się w tym obszarze z różnych powodów nie są ujawniane. Często są to informacje dotyczące naszych słabości, tego, co jest wstydliwe, bądź z jakichś powodów nie chcemy tego komunikować otoczeniu. A gdyby Piotr i Beata dawali Dance i Rafałowi sygnały świadczące o tym, że ich relacja jest narażona na kryzys? Czy oni by te sygnały przyjmowali? Pomimo, iż powody zdrady są bardzo różne, najczęściej wcześniej pojawiają się sygnały świadczące o tym, że partnerowi czegoś brak, ma przesyt, bądź występują u niego problemy natury osobowościowej. Nie zawsze jednak jako partnerzy chcemy to widzieć. Często stosujemy mechanizmy obronne. Najprawdopodobniej Danka i Rafał byli zamknięci na informacje zwrotne. Być może ich okno ślepe było szerokie, czyli nie byli świadomi wielu rzeczy, pomimo, iż inni o tym wiedzieli. Możliwe, że otoczenie widziało, iż w ich związkach nie dzieje się dobrze. Może wysyłało sygnały. Gdyby byli otwarci na informacje zwrotną i porozmawiali ze swoimi partnerami, być może… Tego nie wiemy, gdyż ci, którzy okno ślepe mają wąskie, przyjmują sygnały i próbują podejmować rozmowy, nie zawsze trafiają na partnerów gotowych do komunikacji. Być może Piotr i Beata zamydlaliby oczy mówiąc, że wszystko jest w należytym porządku i są szczęśliwi, gdyż takie życie na dwóch frontach odpowiadało im. A może czekali na taką rozmowę, może sami nie umieli się zdobyć na to, by powiedzieć o swoich frustracjach? Może byłaby to szansa na ratowanie związku i nie doszłoby do zdrady? * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie! ICH UKRYTE PRAGNIENIALęki mężczyzn„Jak mogłeś podpisać tak niekorzystną umowę?” – słyszy Kamil od swojej żony. Następnego dnia Zosia zarzuca: „Jak możesz nie znaleźć tego adresu, po co Ci ten GPS, skoro nie umiesz z niego korzystać?”. Kolejnego dnia: „Nie podpisałeś tego kontraktu? Przecież mówiłeś, że masz go prawie w kieszeni. Ale kiedy ostatnio Ci się udało…”, „Znowu nie wiesz, gdzie zostawiłeś klucze?”, „Dlaczego nie zapłaciłeś w terminie?” Podcinane skrzydeł każdego dnia, pomalutku, ale metodycznie. A gdyby Zosia wiedziała, że największym ukrytym lękiem mężczyzn jest porażka! Boją się, że po prostu mogą wyjść na głupich. Nienawidzą tego uczucia bardziej niż wszystkich innych. „Nienawidzą” jest nawet zbyt słabym określeniem. Mężczyźni oceniają świat z punktu widzenia zwycięzcy, patrzą na świat z perspektywy podboju i czują się upokorzeni, gdy tym zwycięzcą nie są, gdy coś im się nie udaje, gdy potrzebują czyjejś pomocy. Czują się fatalnie, jeśli ocenia się ich jako nieudaczników. A jeszcze wyjść na głupka przy kobiecie to dramat, chcieliby wówczas zapaść się pod ziemię. Będą więc czynić wszystko, by nie wydawać się głupimi. Czy teraz dziwisz się Kamilowi, który codziennie słysząc od Zosi raniące go do żywego słowa, zaczął marzyć o zmianie żony na młodą dwudziesto-kilkulatkę? Zaczął marzyć o kimś, kto z uwielbieniem „machałaby rzęsami” patrząc z podziwem na niego i jego dokonania. Kto zachwycałaby się jego „podbojami”, a tak szczerze potrafią tylko dziewczyny młodsze o 10-20 lat. Może więc nie zawsze jest tak, że „wymiana na młodszy model” wynika z kryzysu wieku średniego u mężczyzn, czy z chęci podążania za młodym ciałem? Może czasami możemy ranić do żywego nie wiedząc o tym? Kamil zaczął nawet radzić młodszym kolegom w pracy, żeby ich przyszłe żony były dużo młodsze i może z mniejszych miejscowości, wówczas mężczyzna z wielkiego miasta i jego dokonania od razu były dla nich o wiele cenniejsze i budziłyby większy podziw. Przy nich będą czuli się zwycięzcami! A o to przecież im chodzi, choć nie zawsze umieją to nazwać. A my często z mężami postępujemy tak jak z dziećmi: jak robią dobrze swoje – nie mówimy nic, a odzywamy się z negatywnymi komentarzami, gdy pojawiają się zachowania trudne do zaakceptowania przez nas. A przecież „pochwał” powinno być dużo więcej niż złych ocen. Jak na co dzień doceniamy naszych „wojowników”? Albo przynajmniej, czy nie robimy z nich „głupków” i nieudaczników? Czy wiemy, że największe ukryte nieuświadomione pragnienia mężczyzn, opisane w ”Dzikości serca” to:
Gdyby tylko Zosia to wszystko wiedziała, gdyby mogła wspierać Kamila w tych jego nieświadomych pragnieniach. Nie wściekać się na jego awanturę w sklepie (bo przecież to była jego „bitwa”), nie krytykować jego wyjazdu z kolegami na skałki (bo to przecież przygoda) i czasami pokazać swoją słabość, aby Kamil mógł okazać swą zaradność i opiekuńczość. Być dla niego Piękną, którą wówczas mógłby ratować z różnych opresji codzienności. Serce Pięknej jednak przepełniają inne pragnienia i lęki, których nie zawsze ona sama jest świadoma. My na przykład w głębi najbardziej boimy się odrzucenia, a nade wszystko – opuszczenia! I ten lęk nas determinuje. Och, gdyby „instrukcja obsługi” mężczyzny i kobiety mogłaby być tak prosta! Aż tak prosto nie jest, czynników jest wiele, ale pomyślenie w kategoriach głębokich, atawistycznych wręcz pragnień, może dać nam nowe spojrzenie na wiele spraw. Kobiety mówią dziś, że „prawdziwych facetów” już nie ma. Faktycznie mówi się o kryzysie męskości, ale np. wychowujemy teraz chłopców i młodych mężczyzn zupełnie inaczej, zaprzeczamy ich wewnętrznym pragnieniom i oni sami mają wówczas problem z odkryciem swojej „męskości”. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
DLACZEGO ON TAKI JEST?Przejmowanie wzorców. Naśladownictwo i modelowanie „Cholela jasna” – dobiegło z pokoju dzieci, gdy Karolkowi lat 4 i pół, który jeszcze dobrze nie wymawiał „r”, nie udało się zbudować wieży z klocków. Mama zszokowana zajrzała przez drzwi i zobaczyła chłopca a przed nim leżącą wielką kupę klocków. Na początku nie bardzo wiedziała, jak ma zareagować. Ponieważ podobne sytuacje zaczęły się powtarzać, zaczęła zwracać synkowi uwagę, upominać, tłumaczyć, że tak nie wolno mówić, że powinien ładnie się odzywać, a brzydkie wyrazy i przekleństwa nie są dobrze odbierane przez innych. Efekty były jednak znikome. Po kilku dobrych latach od tego zdarzenia rodzice praktycznie nie mogli wejść do pokoju Karola. Panował bałagan nie do opisania. Na dywanie klocki Lego mieszały się z kartkami i pisakami. Leżał szkolny plecak, a obok skarpetki i inne ubrania. Śrubokręt, który pożyczył od taty na zajęcia techniczne, a nawet wczorajsze drugie śniadanie, jakie dostał do szkoły. „Coś nieprawdopodobnego” myślała mama. „Sprzątnij pokój! Ile razy mam Ci to powtarzać! Jak możesz żyć w takim bałaganie!” - tylko że żadne prośby i groźby kierowane do Karola nie działały. Gdy Karol stał się nastolatkiem, zaczął pyskować ojcu. „Zwracaj się do mnie z szacunkiem! Nie mów tak do mnie!” – mówił w takich sytuacjach ojciec. Zmian jednak wielkich w zachowaniu Karola nie było. "Dlaczego on taki jest?” – zachodzili w głowę rodzice. Zdarzenia i sytuacje z życia Karola z pozoru wydają się bez związku. A przynajmniej rodzice nie widzieli w nich logiczności, choć może i specjalnie się ich nie doszukiwali. Zapomnieli w tym wszystkim o sobie i swoim życiu. O tym, że jedną z podstawowych i najskuteczniejszych metod wychowawczych jest bycie samemu wzorem dobrego zachowania. Zapomnieli, że tata Karola strasznie denerwuje się za kierownicą i zazwyczaj przeklinania w samochodzie, gdy stoi w korku lub gdy ktoś zajedzie mu drogę. Nie jest więc dziwne, że potem słyszeli dosadne słowa w ustach małego Karolka, gdy nie udawała mu się zabawa: układnie wieży, rysunek, czy cokolwiek innego. Porządek – kolejny problem w życiu Karola. Ale pytanie jak wyglądał porządek w ich kuchni? Czy zawsze talerze od razu trafiały do zmywarki, czy stały przez cały dzień na blacie? A stosy ubrań przy pralce w łazience? Czy rodzice chowali swoje ubrania i buty do szafy, gdy wracali do domu? Wydaje się, że z pozoru małe i nieistotne rzeczy. No, właśnie… Tata Karola miał bardzo stresującą pracę. Wracał do domu wykończony, na granicy wytrzymałości, najdrobniejsza rzecz wyprowadzała go z równowagi i wówczas krzyczał na żonę. A po kilku latach zaczął się dziwić, co dzieje się z Karolem, że zaczął mu pyskować. Nic! Po prostu dostał „dobrą” szkołę zachowania i zaczął stosować ją w swoim życiu. Rodzice są osobami znaczącymi w życiu dziecka i to od nich przejmowane są wzorce zachowania (zarówno dobre, jak i złe), ale nie dlatego, że dziecko uznało te zachowania za moralnie słuszne, tylko dlatego, że mama i tata to pierwszoplanowe osoby znaczące dla dziecka. To także zupełnie instynktowne zachowanie, bo gdy np. do pokoju, w którym jest mama z małym dzieckiem baraszkującym po podłodze, wejdzie ktoś nieznajomy - nieznany dziecku, to spojrzy ono najpierw na swoją mamę, jej reakcję i jej zachowanie wobec obcego i na podstawie reakcji mamy będzie się podobnie zachowywać. Nie możesz wymagać od dziecka czegoś, czego sam nie robisz! To nigdy nie zadziała. Przekaz „Rób, to co Ci mówię, a nie to, co sam robię!” nigdy nie będzie skuteczny. Ponieważ to, co robimy ma na dzieci o wiele większy wpływ niż to, co mówimy. „Wydaje się, że dzieci instynktownie wiedzą, że czyny więcej mówią o człowieku niż słowa”. * Jeśli mówisz dziecku, żeby nie paliło papierosów, bo są szkodliwe, a na imprezie widzi Cię palącego, to otrzymuje dużo ważniejszą dla siebie informację. Jeśli oszukujesz w zeznaniach podatkowych, mówisz, że wyjeżdżasz, bo nie chcesz iść na spotkanie, to nie dziw się potem, że sam zostaniesz przez dziecko okłamany. Ale i gdy jesteś otwarty i ufny wobec ludzi, uprzejmy i wspaniałomyślny, to Twoje dziecko otrzyma od Ciebie dobrą lekcję tego, jaką wartość mają relacje z innymi ludźmi. We wczesnym okresie życia przejmowanie wzorców przez dziecko odbywa poprzez empatię, naśladowanie, modelowanie i identyfikację. Dzieci przejmują więc nie tylko proste zachowania, ale też nasze tendencje emocjonalno – motywacyjne, czyli bardziej złożone sposoby przenoszenia doświadczenia, które wpływają na ich pozytywny lub negatywny stosunek do innych ludzi. Musimy więc ciągle uważać na informacje, jakie komunikują nasze własne czyny, a nie nasze słowa. Przyjrzyjmy się uważnie naszym dzieciom, ile w nich jest z nas? I czy czasem nie denerwuje Was w nich to, czego najbardziej nie lubicie u siebie? Gdy idąc wraz z dzieckiem, znajdziemy portfel na ulicy, to od nas zależy, co zrobimy i czego w ten sposób nauczymy naszą pociechę :-) Pomyślcie też, czy skutecznym jest szef, który tylko mówi Wam, co powinniście robić, ale sam tego nie robi? Czy ten, który jest dla Was wzorem pracowitości, inteligencji i dotrzymywania słowa? *K. Steede ”10 błędów popełnianych przez dobrych rodziców”, GWP, Gdańsk 2007 POLECAMY:
POMOCNA DŁOŃIZABELA CIEPLIŃSKA Cosmopolitan numer 7 lipiec 2019 |
|