W ZWIERCIADLE EMOCJI"Emocje i nastrój. Jak je zrozumieć i kształtować"Przychodzi do Natalii w snach. Jest zdrowy, pogodny, dziękuje jej za to, że o niego walczyła, że zawdzięcza jej życie. Po przebudzeniu dociera do niej, że to tylko sen, że Antka nie ma… Jej ukochany synek… Ból staje się jeszcze bardziej przeszywający. Tęsknota każdego dnia jest zdaniem Natalii coraz większa. Nie wie, jak żyje… Jedynie trzyletnie bliźniaczki dodają jej motywacji do działania i powodują, że rano wstaje, ubiera się i żyje. Tęskni potwornie, cierpi, a z drugiej strony ma do siebie potworny żal, że nie jest taką matką, jaką chciałaby być dla Ani i Hani. Obwinia się za ten swój smutek. Magda dwa miesiące temu obroniła pracę magisterską, po miesiącu podjęła pracę w firmie, o jakiej marzyć mogłaby niejedna jej rówieśniczka. Planuje już ślub z mężczyzną, który jest miłością jej życia, któremu może ufać i na którym nigdy się nie zawiodła. Patrząc na nią z boku, można powiedzieć, że jest w czepku urodzona, gdyż wszystko układa jej się jak z płatka. Natomiast Magda nie potrafi tego docenić i wiecznie chodzi zniechęcona życiem. Dlaczego? Na każdym kroku powtarza, że czuje strach przed tym, co będzie, gdyż jej zdaniem człowiek nigdy nie może być pewien kolejnego dnia. Boi się tego, co może się wydarzyć. Wracając do domu, Adrian odczuwa radość. Siadając wygodnie na sofie, upaja się swoim spokojnym - jak je określa – życiem, życiem samotnika, bez znajomych i przyjaciół. Jest tylko on i jego świat, w którym odczuwa radość i satysfakcję z bycia innym, lepszym. Każdy dzień to utwierdzanie się w przekonaniu, że ludzie są małostkowi, prymitywni i głupi. Wciąż powtarza sobie, „jakie to szczęście, że jestem inny”. Natalia, Magda i Adrian doświadczali metaemocji. Daniel Jerzy Żyżniewski w książce „Emocje i nastrój. Jak je zrozumieć i kształtować” określa metaemocje jako emocje o emocjach 😊 O co w tym chodzi? Otóż, Natalia smucąc się, złościła się na samą siebie za ten smutek. Szczęście Magdy powodowało w niej strach przed jutrem, bała się cieszyć tym, czego doświadczała „tu i teraz”, gdyż uważała, że może ją za to spotkać kara. Adrian natomiast czuł dumę w reakcji na własny wstręt w stosunku do innych ludzi. Każde doświadczenie metaemocjonalne powstaje w wyniku indywidualnych doświadczeń na bazie reakcji różnych osób na naszą własną emocjonalność. Jak pisze Daniel Żyżniewski „Kształtowane w ten sposób metaemocje wpływają na nasze postrzeganie siebie samych oraz na to, z jaką jakością psychiczną dążymy do realizacji swoich potrzeb i celów życiowych.” Według niego „Źródłem dla rozwijania się naszej metaemocjonalności są dwa obszary. Pierwszy – to, jak reagują i oceniają nas ludzie z naszego otoczenia w sytuacjach, w których doświadczamy emocji. Jeżeli czujemy strach, to reakcja osób w naszym otoczeniu na ten strach może stać się podstawą naszego własnego reagowania na nasz strach wstydem, poczuciem winy, złością itd. Drugie źródło naszej metaemocjonalności stanowi nasza własna pamięć wcześniejszych doświadczeń i skojarzenia tych wspomnień z przewidywaniem nowej sytuacji. Bojąc się czegoś, co dopiero przed nami, np. lotu samolotem, możemy czuć strach w reakcji na to banie się, bo mamy w pamięci wcześniejsze latanie samolotem i turbulencje. Wtedy emocja strachu wchodzi w rolę metaemocji jako reakcja na strach przed lataniem. Przybiera to w rezultacie postać bania się tego, że będę się bał/a, gdy wsiądę do samolotu.” Według autora książki „ Emocje i nastrój” doświadczanie metaemocji może przebiegać w czterech wariantach: 1. Emocje pozytywne w reakcji na emocje negatywne „Jak to dobrze, że nie jestem taki/a jak ta hołota.” 2. Emocje negatywne w odpowiedzi na emocje negatywne np. „Tylko słaby człowiek pokazuje, że mu smutno.” 3. Emocje negatywne w reakcji na pozytywne „Nie można być z siebie zadowolonym, bo to nie wypada.” 4. Emocje pozytywne w odpowiedzi na emocje pozytywne „Duma stała się powodem moje radości.” Emocje… „Towarzyszą nam od zawsze. Wpływają na codzienność, nastrój i decyzje. Ich zrozumienie pozwala nam lepiej poznać siebie i drugiego człowieka” – jak twierdzi Daniel Jerzy Żyżniewski. Według niego „emocje nie są ani dobre, ani złe, tylko naturalne i adaptacyjne.” Dlaczego w takim razie w naszych uszach często dźwięczą słowa „nie przystoi się złościć”, „nie wypada się gniewać”, „jak możesz czuć nienawiść”? Dlaczego uciekamy przed częścią emocji? Dlaczego wiele z nich wypieramy? Przecież mamy do nich prawo. Mamy prawo doświadczać zarówno tych wygodnych uczuć, ale i tych, które często są przez nas traktowane jako nieproszeni goście. Problem w tym, że od najmłodszych lat byliśmy uczeni, co wolno, a czego nie wolno. Niestety nauczyliśmy się podobnie wartościować emocje. A prawda jest taka, że jako ludzie mamy prawo do całej ich gamy. Jest tylko jedno „ale” – jesteśmy odpowiedzialni za zachowania, które na ich podłożu powstaną. Mam prawo czuć złość, gniew, pożądanie, żal. Mam do tego prawo, ale odpowiadam za moje zachowanie, które może pod ich wpływem się narodzić. Dlatego ważne, aby nasze emocje współpracowały z intelektem. A to jest kwestia treningu. Pierwszym krokiem, jaki możemy zrobić, to sięgnąć po literaturę dotyczą tematyki emocji. Może to być wspomniana przez nas książka „Emocje i nastrój”. Jest ona napisana przez psychologa, neuropsychologa klinicznego i terapeutę, który pozwala czytelnikowi nie tylko zrozumieć mechanizmy psychologiczne, ale również proponuje wiele praktycznych rozwiązań. Każdy z dziesięciu rozdziałów książki jest zakończony podsumowaniem oraz pytaniami do autorefleksji. Książka wzbogacona jest diagramami, tabelkami i zdjęciami. Autor podpowiada nam – czytelnikom, jak stosować aktualną wiedzę psychologiczną we własnym życiu. Na zakończenie zwracamy się do Was z prośbą - zaakceptujcie emocje, gdyż one wszystkie są nam potrzebne, ale pamiętajcie, by mądrze nimi kierować. W ramach rozgrzewki do treningu proponujemy pytania do autorefleksji zaczerpnięte z książki „Emocje i nastrój”.
I nie zapomnijcie słów Antoniego Czechowa „Jeśli chcesz zrozumieć życie, to przestań wierzyć w to, co mówią i piszą, a zacznij obserwować i czuć.” POLECAMY:
0 Comments
KU BARDZIEJ SATYSFAKCJONUJĄCEMU ŻYCIUTechniki prof. Sonji LyubomirskiOkazuje się, że i na tak trudne wydawałoby się pytanie, może znaleźć się odpowiedź. A co najważniejsze naprawdę można być bardziej szczęśliwym niż się jest. To dobra wiadomość! Psychologowie pozytywni osobom dobrze funkcjonującym polecają kilka sposobów, aby podnieść poziom szczęścia i satysfakcji z życia. Sonja Lyubomirski z Uniwersytetu Kalifornijskiego opracowała technikę „8 kroków ku bardziej satysfakcjonującemu życiu”*. Myślimy, że dla każdego z nas te ćwiczenia mogą być pomocne:
Teraz już wiecie, co można robić, by być bardziej szczęśliwym. Pomyślcie więc od czego możecie zacząć już dziś :) Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
TO TY WYBIERASZWpływ innych ludzi na nasze szczęścieTego dnia Ewa padała z nóg. Przekroczyła próg domu. Zrobiła sobie filiżankę gorącej kawy. Usiadła i zaczęła wracać myślami do swoich lat studenckich. Boże, drogi! Ileż to już czasu upłynęło? Ile w jej życiu się wydarzyło dobrego i złego. Ale nie o tym teraz chciała myśleć. Przed oczami miała Marię. Maria, Marysia… Kobieta, która przewijała się przez życie Ewy od dwudziestu lat. Poznała ją podczas studiów. Była ciocią jej koleżanki z roku. I pomimo różnicy wieku, pomimo upływu lat, pomimo tego, iż wiele znajomości gdzieś po drodze rozpadało się, ta jedna z niewielu przetrwała. Co prawda widywały się sporadycznie, ale z większą lub mniejszą częstotliwością rozmawiały przez telefon. Ewa siedząc w fotelu i popijając ulubione cappuccino znalazła niespodziewanie odpowiedź na pojawiające się często pytanie dotyczące trwałości tej znajomości. Rano wychodząc z poczty, gdzie odbierała list polecony natknęła się na Magdę. Dziesięć lat młodsza siostra jej przyjaciółki. Zgrabna, ładna, modnie ubrana, opalona. Ale coś psuło ten obraz. Chwila rozmowy wystarczyła, by zorientować się, co stanowiło rysę na tym pozornie ładnym obrazku. Magda z miną „zbitego psa” w ciągu chwili rozmowy poskarżyła się na swój los. Jest zmęczona, bo dzieci, praca, mąż wyjeżdżający w delegacje. Stwierdziła, że nic jej się już nie chce i ma już wszystkiego serdecznie dość. Po tym przelotnym spotkaniu Ewa czuła się, jakby ktoś nałożył na jej ramiona ciężarki. Boże, ile goryczy było w tej młodej, ślicznej dziewczynie. Biegnąc do pracy zastanawiała się, gdzie tkwi problem? Jest zdrowa, ma kochającego męża, śliczne dzieci, pracę, pieniądze. Niczego im przecież nie brakuje. A może… Może właśnie ten brak problemów jest powodem jej frustracji? Po pracy Ewa chciała zrobić drobne zakupy. Nie spieszyła się. W domu czekał jedynie kot. Dzieci na obozie sportowym, a mąż… odszedł z młodszą. Przechodząc powoli pomiędzy półkami poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. To był Tomek. Pięć lat temu zdiagnozowali u niego nowotwór. Operacja, chemia. Wydawało się, że wszystko będzie już dobrze. Ale niestety… Tomek wyznał, że nastąpił nawrót i lekarze rozłożyli ręce. Nie są już w stanie pomóc. Guz nieoperacyjny. Ewę przeszedł dreszcz. Słuchała, ale nogi się pod nią uginały. Starała się zrobić dobra minę, pocieszać. Ale Tomek tego nie oczekiwał. Szybko zmienił temat. Pytał o dzieci Ewy, o jej rodziców. Uśmiech, szczery uśmiech nie schodził z jego twarzy. Jak to możliwe? Chyba wyczuł, że Ewa odczuwa pewien dysonans pomiędzy tym, co słyszy, a tym, co widzi. Dlatego patrząc jej głęboko w oczy, ze szczerością dziecka powiedział: „Wiesz, zaczynam doceniać rzeczy małe i cieszyć się tym, na co wcześniej nie zwracałem uwagi. Mówię Ci Ewa, nie przejmuj się drobiazgami". W oczach Tomka było tyle ciepła, tyle spokoju. Boże, skąd on czerpie tę siłę? To pytanie kołatało w głowie Ewy w drodze do domu. Gdy usiadło wieczorem w fotelu, przed oczami stanęła jej Maria. Dołączyła do galerii spotkanych tego dnia osób. Ten dzień, te rozmowy, jak się okazało miały przynieść odpowiedź na pytanie, dotyczące trwałości znajomości z Marią. Nieraz myślała, że to inteligencja, mądrość życiowa, poczucie humoru były magnesem przyciągającym? Ale dzisiaj zaczęła układać pewne elementy układanki w jedną całość. Przypomniała sobie, że parę tygodni wcześniej Maria zadzwoniła i wyznała, że nie jest w stanie zrozumieć postawy wielu osób. Wokół sami frustraci. Złość, niezadowolenie, gorycz… Rozsiewają wokół siebie aurę niezadowolenia. Powiedziała, że ucieka od takich ludzi, bo nie chce się taką stać. Wyznała Ewie, że jest jedną z nielicznych osób, z którymi utrzymuje kontakt, bo dzięki rozmowom z nią zaraża się pozytywną energią i naładowuje swoje akumulatory. Wówczas Ewa nie przywiązała większej wagi do tych sów. Teraz one brzmiały w sposób szczególny. Trzy tygodnie temu Maria dowiedziała się, że jej ukochany mąż ma nowotwór złośliwy. Ewę zaskoczyło jej podejście do tej tragedii. Nie było żalu do Pana Boga, pretensji do świata. Maria przekazując tę smutną informację, powiedziała, że stoi przed nią wyzwanie, musi wspierać męża, gdyż wyruszają wspólnie na wojnę i trzeba walczyć, by wygrać. Ewa przypominając sobie tę rozmowę - w kontekście dzisiejszych przypadkowych spotkań - zrozumiała, jaka siła trzyma ją przy Marysi. Zrozumiała, że w życiu człowiek spotyka wielu malkontentów, którzy wokół siebie rozsiewają pretensje do całego świata. Ci ludzie nie są szczęśliwi i unieszczęśliwiają innych swoim podejściem do życia. Ewa, która zawsze uważała, że do szczęścia człowiekowi potrzebne jest tylko zdrowie, oczywiście to fizyczne, zmieniła zdanie. Zrozumiała, że tak samo ważny jak zdrowie fizyczne, jest zdrowy duch. Maria, Tomek to osoby, które pomimo ciężaru, miały w sobie radość. One wiedziały, że należy otaczać się ludźmi, którzy pokazują nam jasne strony, nawet w tych najtrudniejszych sytuacjach. W życiu bowiem niezwykle ważne jest, jakimi ludźmi jesteśmy otoczeni. Badania prowadzone przez 20 lat w Framingham Heart Study, udowodniły, że osoby, które otoczone są szczęśliwymi ludźmi, same mają większe szanse na bycie szczęśliwymi. Wybór należy do nas :)
*Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Parę dni temu przeprowadziłyśmy wywiad z Karoliną Wilczyńską - autorką książki "Rachunek za szczęście, czyli caffe latte". Zapraszamy do przeczytania wywiadu: Kawiarenka za rogiem i sięgnięcia po pełną ciepła książkę. Fantastyczna propozycja na prezent świąteczny ;)
WSZYSTKO CO NAJWAŻNIEJSZEPatryk Rudziński - niezwykły młody człowiek, z najcięższą formą mózgowego porażenia dziecięcego, uśmiechający się do świata, zmarł kilka dni temu w wieku 31 lat. Z nami rozmawiał w marcu 2016 roku. Jak inaczej świat wygląda z perspektywy osoby uwięzionej we własnym ciele - przeczytajcie: Porażenie mózgowe i co z tego?
KAWIARENKA ZA ROGIEM"Rachunek za szczęście, czyli caffe latte"W ubiegłym miesiącu odbyła się premiera pełnej ciepła i nadziei książki "Rachunek za szczęście, czyli caffe latte", która pokazuje jak o ważnych sprawach pisać lekko i przystępnie. Dzisiaj mamy przyjemność zaprezentować wywiad, który przeprowadziłyśmy z jej autorką - Karoliną Wilczyńską. Psychologia przy kawie: Myślę, że Pani nowa książka "Rachunek za szczęście, czyli caffe latte” dla wielu osób może mieć moc terapeutyczną. Czy taki miał być jej cel? Jest przecież Pani także terapeutką. Karolina Wilczyńska: Jeżeli moja opowieść komuś pomoże, to zawsze bardzo się cieszę. Uważam, że taką „terapeutyczną” moc powinna mieć literatura jako taka. I owszem, chciałabym, żeby moje powieści pomagały Czytelniczkom zmierzyć się z życiowymi problemami, wspierały je w walce o lepsze, szczęśliwsze życie. Ppk: Skąd czerpie Pani inspiracje? Czy czytając Pani książki, możemy w nich spotkać wątki z Pani życia? A może z życia osób, które spotkała Pani na swojej drodze jako terapeuta? KW: Zawsze powtarzam, że jest ogromna różnica między inspirowaniem się własnym czy cudzym życiem i doświadczeniami, a wiernym ich opisywaniem. Mnie inspiruje to wszystko, co przeżywam i to, o czym słyszę w opowieściach innych ludzi, ale nigdy nie odtwarzam ich dosłownie. Są raczej tworzywem, z którego potem powstają moje powieści. Ppk: W „Rachunku za szczęście” można znaleźć przekaz skierowany do kobiet i zachęcający je do bycia odważnymi. Na stronach książki czytamy, że „strachu nie czują tylko głupcy, ale jest on potrzebny. Ostrzega przed niebezpieczeństwem, pozwala się na nie przygotować i przed nim obronić.” Czy jest coś, czego Karolina Wilczyńska się boi? KW: Oczywiście, na przykład bardzo boję się pająków. I burzy, choć ta także mnie fascynuje. W ogóle mnóstwa rzeczy się boję. Jak chyba każdy. Codziennie towarzyszy mi lęk o najbliższych, o przyszłość. To normalne. Trzeba tylko uważać, aby ten strach zbytnio się nie rozrósł, nie przesłonił nam radosnych i szczęśliwych chwil. Warto też czasami mierzyć się ze swoimi lękami, próbować je pokonać. Oczywiście nie na siłę, ale w miarę swojej gotowości. Wiadomo przecież, że strefa komfortu jest miła, ale każda zmiana wymaga wyjścia z niej i zrobienia kroku w nieznane. Ppk: Czy ma Pani przepis na radzenie sobie z lękiem i na bycie odważną? KW: Myślę, że każdy musi sam wypracować własne sposoby. Mnie zawsze sprawdzało się wyobrażanie sobie tego, czego się boję i analizowanie wielu scenariuszy. Czyli takie przeżywanie czegoś trudnego „na sucho”. No i zawsze nieocenione jest wsparcie kogoś bliskiego. Świadomość, że w przypadku trudności czy porażki mamy osobę, która nam pomoże lub chociaż zrozumie, to najlepszy oręż do walki z lękiem. Ppk: W najnowszej książce jest zdanie skierowane do Miłki – głównej bohaterki, które utkwiło mi w pamięci: „Dla siebie nie prosisz o nic, ale żeby pomagać innym, gotowa jesteś poświęcić wszystko.” Czy dostrzega Pani, że problemem dzisiejszych kobiet jest brak asertywności? KW: To trochę chyba uwarunkowane kulturowo. Nadal panuje powszechne przekonanie, że kobieta musi przede wszystkim sprostać swoim rolom społecznym - być doskonałą matką, córką, partnerką. Jest tego tak wiele, że zdarza się nam, kobietom, zapomnieć o sobie. Ja nie namawiam do zaniedbywania bliskich, ale zawsze proszę, żeby panie znalazły czas na realizację swoich marzeń albo chociaż pozwalały sobie na odrobinę odpoczynku. Na szczęście coraz więcej kobiet to rozumie i potrafią w sposób asertywny zadbać także o siebie. Ppk: Miłka zostaje postawiona przed trudnym życiowym egzaminem. Jej życie nagle zaczyna przypominać domek z kart, który się rozpada. Czy opisanie sytuacji głównej bohaterki miało mieć moc terapeutyczną? Czy chciała Pani, by czytelniczki odnajdując w niej siebie, uwierzyły, że nawet z najtrudniejszych sytuacji jest wyjście? A może Pani znalazła się kiedyś w podobnej sytuacji? KW: Wydaje mi się, że każdy miewa takie momenty w życiu, w których wydaje się, że nasz świat przewraca się do góry nogami. Życie często pisze nam nieprzewidywalne scenariusze. Przez postać Miłki chciałam pokazać, że każdy koniec to też nowy początek i od nas zależy, co pięknego wybudujemy na gruzach przeszłości. Ppk: „Rachunek za szczęście” to opowieść o relacjach międzyludzkich, o przyjaźni, która umie przezwyciężyć wszystkie niesprzyjające okoliczności, o mądrych ludziach, których spotykamy na swojej drodze i o niesamowitej wewnętrznej sile. Co daje Pani bohaterom siłę? Czy to samo, co Pani wykorzystuje do walki z przeciwnościami losu? KW: Już wcześniej o tym wspomniałam - ważne jest wsparcie innych. Osobiście wierzę, że zawsze mamy obok jakąś przyjazną duszę, choć czasami jej nie dostrzegamy. Warto się rozglądać. Zresztą w ogóle mam przekonanie, że ludzie, w znaczącej większości, gotowi są komuś pomóc. Poza tym wyznaję też zasadę, że wszystko przydarza nam się w jakimś celu, nieprzypadkowo. I nawet te trudne sytuacje są potrzebne. Czasem z początku nie wiemy dlaczego, ale często udaje się to zrozumieć z perspektywy czasu. Ppk: Niezwykle ważnym elementem Pani ostatniej powieści jest miejsce akcji – kawiarenka za rogiem. Skąd ten pomysł? KW: Chciałam stworzyć miejsce, które będzie kojarzyło się ze spokojem, przytulnością, chwilą wytchnienia od codzienności. Najodpowiedniejsza wydała mi się właśnie kameralna kawiarnia. A że w dodatku w takim miejscu mogą spotkać się różni ludzie, to nic lepszego dla pisarskiej wyobraźni chyba nie ma. Ppk: Napisała Pani w „Rachunku za szczęście": „Nie można obwiniać się za czyjeś uczynki. I wolno się na świat i ludzi zamykać. Straciłam wiele lat na myśleniu o przeszłości. A jej i tak się zmienić nie da. To jedyne, czego żałuję. Gdybym mogła cofnąć czas, nie bałabym się żyć. Próbowałabym wszystkiego bez strachu. Bo życie ma się jedno i szkoda go na rozdrapywanie ran.” Rzeczywiście tak Pani uważa? KW: Tak. Włożyłam te słowa w usta pani Anny, ale śmiało mogę się pod nimi podpisać. Ppk: „Na każdej drodze są zakręty. I kamienie. Na wiele nadepniesz, zanim nauczysz się je omijać… Można oczywiście usiąść na poboczu, ale wtedy nie uda się dojść do celu.” To kolejne przesłanie Pani książki. Jaki jest obecnie Pani cel? Czy jest w planach kolejna książka? KW: Moim ciągłym celem jest spokojne życie w poczuciu spełniania się i w bliskości ważnych dla mnie osób. Staram się realizować ten cel każdego dnia, cieszyć się z drobnych sukcesów, doceniać szczęśliwe momenty i wyciągać wnioski z ewentualnych niepowodzeń. Oczywiście mam w planach kolejne książki, nie zawiodę Czytelników, którzy na nie czekają. Już wiosną będę miała dla nich pierwszą niespodziankę. Ppk: Jak wiemy, stawianie celu jest dla Pani niezwykle istotne. Napisała Pani „Jeszcze nie zrobiłam pierwszego kroku, ale najważniejsze, że zrozumiałam, gdzie jest cel. Jeżeli chcesz zrealizować swój cel, to musisz znaleźć odwagę.” I tej odwagi Pani życzymy, odwagi do podejmowania kolejnych wyzwań, odwagi, dzięki której my – kobiety będziemy mogły czerpać siłę i mądrość z Pani kolejnych książek. KW: Bardzo dziękuję i tego samego życzę wszystkim kobietom.
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|