Z PUSTEGO I SALOMON NIE NALEJEFragment z książki "Pokochaj poniedziałki""Jeśli sprawia ci radość bieganie w maratonach – rób to. Zauważ jednak, że eksperci sportowi polecają startować nie więcej niż w czterech biegach rocznie. Maratony bowiem są wyczerpujące dla zawodników i wymagają dwu- lub trzymiesięcznej regeneracji. W codziennym życiu działaj więc raczej jak sprinter. Dawaj z siebie tyle, ile możesz w określonym przedziale czasowym, a potem koniecznie zrób sobie przerwę. Jeśli skończyłeś właśnie ważną prezentację, podczas której byłeś maksymalnie skupiony, nie oddzwaniaj się od razu do osób, które w tym czasie chciały się z tobą skontaktować. Odpocznij. Pozwól opaść emocjom, sercu spowolnić rytm. Niech twoja głowa ochłonie, a myśli przez jakiś czas niech błądzą bez celu i nieujęte w żadną strukturę. Wyjdź przed budynek w którym przebywasz albo podejdź do okna (mam nadzieję, że się otwiera), popatrz daleko za horyzont i uwolnij ciało od napięcia. Powoli wciągaj głęboko powietrze, a następnie je wypuszczaj. Nic więcej. Wdech…wydech… I jeszcze raz: wdech… wydech… Nie jest ważne, jak wiele wskażesz zawodów w których przerwy nie są możliwe, ja i tak będę się upierać, że odpoczynek jest niezbędny każdemu. Bez względu na wykonywaną pracę każdy może czuć się przemęczony. A im dłużej wykonujemy swoje zadania bez odpoczynku, tym mniej efektywni się stajemy. „Z pustego i Salomon nie naleje” – plakat z takim hasłem powinien zawisnąć nad biurkiem każdego pracusia. Człowiek nie jest baterią w telefonie, którą można do cna wyczerpać i ponownie naładować, wręcz przeciwnie - ma ograniczoną żywotność." *Fragmenty pochodzą z książki Joanny Karpety "Pokochaj poniedziałki", Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne Kochane, specjalnie dla Was przygotowałyśmy webinar pt.: „Nie daj się wypalić i odzyskaj motywację!” Dowiecie się podczas niego: 📌 jak wzmocnić siły psychiczne i odporność na stres 📌 jakie są czynniki doprowadzające do wypalenia zawodowego 📌 jak rozbudzić motywację do samorealizacji i rozwoju 📌 jak efektywnie planować i zarządzać sobą w czasie 📌 czym jest asertywność wobec samego siebie Warto wziąć w nim udział, aby: ✅ lepiej zrozumieć przyczyny wypalenia zawodowego ✅ wiedzieć, jakie są sygnały ostrzegawcze zbliżającego się wypalenia zawodowego ✅ odkryć skuteczne metody przeciwdziałania stresowi ✅ spojrzeć inaczej na swoje słabe strony ✅ dowiedzieć się, czym jest asertywność wobec samego siebie ✅ poznać sposoby radzenia sobie w sytuacjach trudnych ✅ poznać narzędzie tworzenia wizji i wyznaczania celów (model GROW) oraz narzędzia planowania Dodatkowe informacje: ⭐ Szkolenie trwa 1,5 godziny zegarowej (90 minut) ⭐ Jest dedykowane każdej osobie, która chce czerpać satysfakcję z pracy i nie wypalić się zawodowo ⭐ Otrzymasz imienne zaświadczenie o udziale w warsztacie ⭐ Cena: 35zł POLECAMY: OBUDŹ SIĘ!Syndrom Kopciuszka. NarcyzHonorata spoglądając jej głęboko w oczy, zapytała: czy Ty jesteś Kochana szczęśliwa? Nie wierzę, by odpowiadał Ci ten blichtr, szpan, przecież to nie w Twoim stylu! Beata zaprzeczała. Nie rozumiała, dlaczego przyjaciołom nie odpowiada jej związek z Piotrem. Może przeszkadza im, że jest z innej bajki, z innego kręgu, nie z ich paczki. Zdaniem Beaty, te błękitne oczy rozkochałyby każdą kobietą. Przystojny, wykształcony, nienagannie ubrany, szarmancki. Koleżanki, poza przyjaciółkami, były nim zachwycone. Takiego faceta ze świecą szukać! Ty to masz szczęście! – słyszała. Czuła się jak księżniczka, jak gwiazda, którą Piotr chwalił się całemu światu. Ona też była z niego dumna. Wierzyła, że w końcu jej ukochany nagra płytę i będą podróżować po świecie. Beata, obudź się! Takich jak on mogłabyś mieć na pęczki!!! Dajesz temu pasożytowi wypijać z siebie wszystkie soki! Nie poznajemy Cię! Opamiętaj się póki jeszcze czas! Czy Ty nie widzisz, że pracujesz ponad ludzkie siły, by utrzymywać tego picusia - glancusia i pracować na jego luksusowe zachcianki?! Musiało upłynąć nie mało czasu, by do Beaty powoli zaczęło docierać, w jaką pułapkę wpadła. Wcześniej nie potrafiła zauważyć tego, co widzieli jej przyjaciele, dla których stawała się osobą uzależnioną od Narcyza. Oni wiedzieli, że w tym związku nie jest sobą. Przecież znali ją od piaskownicy. Relacja Beaty i Piotra to relacja, w której Narcyz musi błyszczeć , by istnieć. Musi być podziwiany, chwalony, wspierany. Dlaczego? Gdyż sam w siebie nie wierzy. Na zewnątrz pokazuje postawę pewnego siebie zarozumialca, a w środku czuje się nikim. Ma bardzo niskie poczucie własnej wartości. Gdzie leży podłoże takiej postawy? Przecież takich ludzi można spotkać wśród nas. Otóż Piotr wychowywany był przez rodziców, którzy stawiali mu bardzo wysoko poprzeczkę i wiecznie byli z niego niezadowoleni. Sami natomiast zaabsorbowani byli wszystkim poza własnym dzieckiem. To rodziło w nim ciągłe pytania: „Dlaczego wszystko inne jest ważniejsze? ”, „Dlaczego mnie nie kochają?”, „Co ze mną jest nie w porządku?” Relację tę cechował brak czułości. Piotr w odpowiedzi na to, nauczył się grać kogoś, kogo chcieli w nim widzieć rodzice. Nie wierzył, że można go kochać za to, kim jest, dlatego musiał wciąż wchodzić w rolę. W efekcie jako osoba dorosła nie miał stabilnego obrazu siebie, brakowało mu poczucia własnej wartości. Żył w ciągłym lęku, obawiając się, że zostanie zdemaskowany, iż inni odkryją, że nie jest tym, za którego go mają. Ona i on. Szukają się, by w chorym związku zaspakajać swoje potrzeby. Potrzeby będące wynikiem błędów wychowawczych swoich rodziców. Narcyz i Kopciuszek. Szukają się, by odnajdując siebie, nie zaznać prawdziwego szczęścia. Narcyz, często wychowywany był w domu, w którym na miłość musiał zasłużyć byciem idealnym. Zabrakło w nim bezwarunkowego uczucia. Rodzice oczekiwali, by był idealny i wciąż dawali mu odczuć, że nie zasługuje na ich miłość. W dorosłym życiu poszukuje kobiety, która będzie wzmacniała jego niskie poczucie wartości. I często trafia na osoby, które kochają za bardzo. Odnajduje kobiety, które z kolei w domu rodzinnym były zależne od innych. Od dzieciństwa uświadamiano im, że potrzebują wsparcia, bo same sobie w życiu nie poradzą. Ta potrzeba zależności wpłynęła na ich sposób myślenia i zachowania. Osoby te uważają, że nie zasługują na szczęście. Są gotowe do niesienia pomocy, poświęcania się. To daje im poczucie bycia potrzebną. Wybaczają, dają się krzywdzić, bo przecież nie zasługują na miłość. Panicznie boją się opuszczenia. Gdy trafią na Narcyza, zostaje zaspokojona ich potrzeba bycia dowartościowywaną i docenianą, ale do czasu. Narcyz w związku z Kopciuszkiem paradoksalnie im więcej dostaje, tym szybciej się oddala. Potrzebuje kobiet, które go wielbią, by przeglądać się w ich zakochanych oczach, ale nie wierząc w swoją wartość, ucieka i odtrąca Kopciuszka, obawiając się, że zostanie zdemaskowany. Ratunkiem dla takiego związku jest rozwój emocjonalny jednego z partnerów. Wówczas jest szansa na otwarcie drugiej osobie oczu. Terapia może pomóc w wyzwoleniu się z zaklętego kręgu, który miał swoje początki w domu rodzinnym. Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POLECAMY:
JESIENNA KAWAOptymizm receptą na sukces?Spotkałam ostatnio Luśkę - moją znajomą, która uwielbia podróżować. Oczywiście nasza rozmowa zeszła na temat jej ostatniego, kolejnego, oczywiście najcudowniejszego wyjazdu. Zapytałam, czy korzysta z ofert last minute… Domyślam się, że przy takiej intensywności podróżowania jest starym i dobrym klientem biura podróży i na ciekawe oferty może liczyć. Wiecie, co usłyszałam? Nigdy w życiu! Otworzyłam oczy szeroko ze zdziwienia. A Luśka, zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć, rzekła: oferty last minute? - to jak Boże Narodzenie bez grudnia. Zrozumiałam, o co jej chodziło. Przecież okres przygotowywania się do podróży i oczekiwania na wyjazd jest dodatkowym bonusem. Badania pokazują, że wolimy piątek od niedzieli. Niesie on bowiem ze sobą radość oczekiwania na coś, co ma się niebawem wydarzyć. Czekamy na święta, na randki, na wakacje i już samo oczekiwanie jest dla nas szczęściem. To tak jak z gonieniem króliczka. Mamy radość w samym gonieniu, a kiedy go chwytamy, ogarnia nas smutek. I tak jest z niedzielą, przecież czeka nas perspektywa kolejnego tygodnia pracy. Tymczasem w piątek od rana myślimy o weekendzie, który jest przed nami.… Pamiętam Michała. Już w szkole odnosił sukcesy. Wygrywał konkursy, zawody sportowe, był uwielbiany przez nauczycieli, otoczony wiecznie wianuszkiem zapatrzonych w niego wielbicielek. Nie zapomnę, jak kiedyś nasz wspólny kolega zapytał mnie; „Co on w sobie ma? Czym przyciąga wszystkich do siebie?” Zastanawialiśmy się, czy ten jego życiowy optymizm wpływa na to, co osiąga. W zasadzie od czasu, kiedy go pamiętam, zawsze powtarzał: „Będzie dobrze”. Jak myślicie, czy to jego nastawienie wpływało na to nieustające pasmo sukcesów, będące jego udziałem? Są wśród nas ludzie, którzy mają pokłady optymizmu, którymi mogliby dzielić wszystkich wokół. I ten ich optymizm, jak pokazują badania Margaret Marshall i Johna Browna, wpływa na sukces. Czekając na coś pozytywnego, otrzymujemy już nagrodę w postaci dobrego samopoczucia, co obniża nasz poziom stresu i motywuje do działania. Nie myślcie, że życie z całym bagażem doświadczeń nie było udziałem Michała. On też potykał się, przewracał, ale w przeciwieństwie do większości od razu wstawał i z podniesiona głową szedł dalej. On miał poczucie swojej wartości, wierzył w swoje możliwości. Gdy coś poszło nie po jego myśli, potrafił to odpowiednio zinterpretować. "Nie udało mi się, nie dlatego, że źle to zrobiłem, tylko dlatego, że test był źle skonstruowany, nauczyciel przemęczony, pogoda wpływająca na złe samopoczucie.” Nic i nikt nie był w stanie podciąć Michałowi skrzydeł. On szedł wyprostowany przed siebie. Gdy odnosił sukcesy, sobie przypisywał zasługi, gdy spotykała go porażka, potrafił to wytłumaczyć niesprzyjającymi warunkami zewnętrznymi. W przypadku Michała można mówić o samospełniający się proroctwie. Jego oczekiwania dotyczące różnych zdarzeń miały wpływ na jego zachowania tak, że uzyskiwał to, czego oczekiwał. Można powtórzyć za Tali Sharot, że optymizm nie tylko wpływa na sukces , ale i do niego prowadzi. Michał widział swój cel i wierzył, że go zrealizuje, w związku z tym tak planował swoje życie, by podążać drogą prowadzącą do zrealizowania swoich marzeń. Reasumując, można powiedzieć, że sukces osiągają ludzie nastawieni optymistycznie, gdyż: -niezależnie od faktycznego powodzenia zawsze czują się lepiej, gdyż sukces przypisują własnym cechom, a porażkę warunkom zewnętrznym; -samo oczekiwanie ich uszczęśliwia, powodując lepsze samopoczucie, obniżenie poziomu stresu, a przez to większą wydajność; -oczekiwania zmieniają ich sposób patrzenia na świat, w związku z czym stawiają wysoką poprzeczkę i tak planują działania, by swoje cele zrealizować. A więcej na temat optymizmu możecie przeczytać w poście "Klucz do dobrego życia". Dobrego dnia Wam życzę, bo może być niepowtarzany, pomimo że za oknem deszczowa jesień :) Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy Ci. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POLECAMY:
POTYCZKI SŁOWNE"DoSłownie. Rzecz o porozumiewaniu się"Renata przestała w końcu rozmawiać. Zamknęła się w sobie. Ile można próbować i dostawać po głowie. Wiedziała od zawsze, że dialog jest w relacjach niezwykle istotny, rozumiała, że należy tak komunikować się z drugim człowiekiem, by nas zrozumiał, by nie czuł się atakowany, by czuł się bezpieczny. Zdawała sobie sprawę, że komunikując się, możemy wyrazić miłość, wdzięczność, współczucie, chęć niesienia pomocy, ale także przekazać swój punkt widzenia. Nauczona była w swoim domu rodzinnym, że jedną z podstaw dobrego życia jest sztuka porozumiewania się. Ale w praktyce nie było to łatwe. Stefan był raptusem. Wiedziała o tym, że z nim należy postępować z bardzo dużym wyczuciem, dlatego stąpała jak po lodzie dla wspólnego, jak jej się wówczas wydawało, dobra. Ale każda jej subtelna sugestia, a czasami nawet wyrażenie wdzięczności czy podziwu wywoływało w nim emocje, których nikt się nie spodziewał. Zawsze szukał podtekstu, zawsze rozmowa stanowiła dla niego okazję do zaatakowania drugiej strony. Traktował wymianę zdań jako okazję do rozgrywki, w której musiał odnieść zwycięstwo, szukał w rozmowie „nagrody wyłącznie dla siebie.”* Jak napisała w wydanej parę dni temu książce pt.: „DoSłownie. Rzecz o porozumiewaniu się” Magdalena Trus-Urbańska: „ (…) I wówczas nie o relacje chodzi, tylko nażarcie ego, tak by syte było do następnego razu. Do kolejnej potyczki na patyczki słowne.”* Porozumiewanie się ludzi między sobą może być źródłem dobra, ale może też spowodować rozpad wielu relacji i nieść ze sobą wiele emocji powodujących zamieszanie, nie tylko wewnętrzne. Rozmowy, dopóki dwie strony są na nie gotowe, są sposobem na rozwiązywanie konfliktów i sytuacji problemowych. Za pomocą słowa możemy przekazywać myśli, uczucia, wyrażać nasze pragnienia, ale słowem można posługiwać się w różny sposób i w różnym celu. Dla Stefana stanowiły narzędzie, za pomocą którego wyrażał złość, nienawiść, pogardę. Zależało jemu na zranieniu i na upokorzeniu drugiego człowieka. Relacja Renaty i Stefana rozpadła się. Jedna ze stron nie rozumiała, że rozmowa polega na wymianie zdań, której celem jest wyjaśnienie racji i zbliżenie stanowisk, której celem miało być wspólne dobro, wspólne piękne życie. Do Stefana nie docierało, że dwie osoby to z reguły dwa różne punkty widzenia. I ta różność może ubogacać związek, o ile będziemy chcieli, po pierwsze - w sposób jasny i zrozumiały dla rozmówcy mówić, bez atakowania, oskarżeń i nadmiernego zaabsorbowania sobą, ale także - o ile będziemy chcieli słuchać i słyszeć. Chodzi o to, by słuchać „z uważnością i życzliwością albo inaczej, z życzliwą uważnością drugiego człowieka, po to, by go zrozumieć, a nie natychmiast mu odpowiedzieć. Słucham jego, a nie tego, co myślę na temat tego, co słyszę.”* Nie zawsze w komunikacji musi być natychmiastowa reakcja, to nie ping-pong, w którym liczy się szybkie odbicie piłeczki, tu nie o refleks i błyskotliwość chodzi. To umiejętność stworzenia płaszczyzny bezpiecznej dla siebie i dla drugiego człowieka, w której w jasny, czytelny i zrozumiały sposób sformułujemy nasze myśli bez strachu przed oceną, ale w której nauczymy się także słuchać i słyszeć innych. W której damy możliwość wypowiedzenia się naszemu partnerowi i zechcemy go zrozumieć. A zrozumienie to niekoniecznie przyznanie racji, uleganie, zrezygnowanie z własnego zdania. Sztuka komunikacji to sztuka budowania płaszczyzny, w której zrozumiemy wartość milczenia. Nie tego, które ma na celu danie komuś czegoś do zrozumienia, domyślenia się tego, co my mamy na myśli, ukarania go, ale milczenia będącego niemówieniem, którym „robi się miejsce na słuchanie i przyjmowanie tego, co się słyszy, bez przymusu natychmiastowego odpowiadania. Chodzi o to, by milczeć przez chwilę na siebie, żeby pomieścić treści drugiego człowieka (…) Nie chodzi o to, by przyjmować bezkrytycznie, zgadzać się bezrefleksyjnie, rzecz w tym, żeby odroczyć odpowiadanie. Dosłuchać do końca. W finale wypowiedzi bowiem czasami ukryta jest esencja. Niedotarcie do niej to jakby pozbawić się szansy na sukces zrozumienia i porozumiewania.”* O błędach komunikacji napisano wiele. Wydano dużą ilość książek, napisano sporo publikacji. My również często na naszym blogu umieszczałyśmy posty i cytaty dotyczące porozumiewania się. Parę dni temu została wydana kolejna książka dotycząca tego tematu pt.: „DoSłownie. Rzecz o porozumiewaniu się”. Jest ona inna niż te, które do tej pory udało nam się przeczytać. Jej autorka – Magdalena Trus-Urbańska - mówi o niej, że jest „subiektywnym komentarzem do codzienności. Ten komentarz ma datę ważności, a zatem pewien limit słuszności. Być może stawiając ostatnią kropkę, inaczej zobaczę, usłyszę i zrozumiem to, o czym tu do Was napisałam.”* Książka nie jest poradnikiem, pomimo że została napisana przez psycholożkę. Są w niej zebrane cytaty, które stały się impulsem do skomentowania świata komunikacji przez autorkę. Jak napisała „zamieszczam w książce cytaty, czyli nieruchomości intelektualne, które można przekładać samemu jak naleśniki na patelni. Z cytatami (…) jest tak, że one nie mają w zasadzie tez ani wniosków. Nawet bez znaku zapytania na końcu na ogół są pytaniami. I to w nich lubię. Są bowiem wielokrotnego użytku.”* Polecamy Wam tę książkę. Wielkim jej atutem jest to, że została napisana w bezpośredni, lekki i żartobliwy sposób, ale niosący ze sobą niezwykle cenny przekaz. Jesteśmy pewne, że treści w niej zawarte i przemyślenia, do których nas prowokuje, wykorzystamy w wielu sytuacjach i na wielu płaszczyznach życiowych. Czego Wam i sobie życzymy 😉 *Fragmenty pochodzą z książki Magdaleny Trus-Urbańskiej "DoSłownie. rzecz o porozumiewaniu się", Wydawnicto Sensus
KLUCZ DO DOBREGO ŻYCIARadość. Opowiastki dla dzieciJulka przestała marzyć. Zaczęła łapać się na tym, że uciekała przed marzeniami, a jak się pojawiały, tłumiła je w zarodku. Uważała, że ograniczają one jej wolność, powodują, że dusi się pod ich wpływem i popada w stan permanentnego stresu. Każde marzenie było dla niej wezwaniem do działania, które musiało być przez nią dopięte na ostatni guzik. Nie umiała pozwolić sobie na niedociągnięcia, na porażkę. Wciąż porównywała się z innymi. Funkcjonowała jak maszyna i zaczynało do niej powoli docierać, że znalazła się w ślepym zaułku. Filip był wiecznym marzycielem. Czas i energię poświęcał na bujaniu w obłokach. Marzył, ale nie przekłuwał tych pragnień w działanie. A one zamiast dodawać mu skrzydeł, powodowały wieczną frustrację. Zazdrościł ludziom niemalże wszystkiego, narzekał na swój los i widział swoje życie w czarnych barwach. Dlaczego w takim razie nie dokonywał zmian? Dlaczego nie podążał za marzeniami? Dlaczego lęk był jego złym doradcą i powstrzymywał wszelkie działania? Lena nie wierzyła w siebie. Dostrzegała jedynie swoje słabe strony. Rozpamiętywała porażki. Przejmowała się opinią innych. Bała się stawiać sobie wyzwania, bo tak naprawdę nie wiedziała, czego chce. Miała poczucie, że od paru lat kręci się w kółko. Cele, do których dążyła, stawały się nieosiągalne ze względu na rozpraszacze, które pojawiały się na jej drodze. A może to ona chciała tym rozpraszaczom ulegać? Julka, Filip i Lena powoli tracili radość życia. Przestali mieć nadzieję, że spotka ich coś przyjemnego albo że poprawi się sytuacja, w której się znaleźli. A radość to przecież emocja wyrażająca spełnienie, zadowolenie, satysfakcję, której pragnie każdy z nas. To ona powoduje, że mamy chęć do życia i z entuzjazmem witamy każdy kolejny dzień. Niestety w dzisiejszej dobie mamy coraz większy problem z tym, by jej doświadczać. Jest coraz więcej osób wśród nas cierpiących na anhedonię, czyli brak odczuwania radości z elementarnych przejawów życia. Co jest powodem takiego stanu rzeczy? Otóż, jest to między innymi związane ze specyfiką dzisiejszego życia, jego tempa, braku czasu na sen i kontaktu z innymi ludźmi. A właśnie drugi człowiek i relacje z nim są źródłem naszej radości, pomimo iż często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Uśmiech dziecka, zakochane oczy mężczyzny, wdzięczność ludzi, dla których uczyniliśmy jakiekolwiek dobro. To gesty dobroci ze strony osób, które nie liczą na naszą wdzięczność, ich wrażliwość, empatia. Inni ludzie dostarczają nam powodów ku temu, by iść dalej z radością w sercu i chęcią do działania. Brakuje nam radości, bo wpadliśmy w szalony wir życia, który spłyca relacje z innymi. Julka, Flip i Lena zamknęli się w swoim życiu jak w szklanej kuli. Byli zapatrzeni w siebie. Chcieli być najlepsi, porównywali się z innymi, czerpali radość z niezdrowej rywalizacji. A niekiedy poddawali się, nie podejmowali wyzwań, a porażki i nieszczęścia innych stawały się powodem ich satysfakcji i z tego czerpali radość. Nie zdawali sobie niestety sprawy, że ten rodzaj radości był tylko chwilową przyjemnością, która bardzo szybko mijała. Nie dostrzegali, że drugi człowiek, jego wsparcie, motywacja, a czasem po prostu obecność, potrafią zdziałać cuda. Nikt z nas przecież nie jest samotną wyspą. Dlatego warto zastanowić się, czy chcemy czerpać chwilowe, szybko przemijające chwile zadowolenia, czy mieć w sercu prawdziwe szczęście, powodujące spokój, satysfakcję i spełnienie. Oczywiście ważne, by myśląc o innych wokół, nie zapominać również o sobie. Bowiem, o ile nam będzie ze sobą dobrze, pokochamy siebie, wówczas z życzliwością spojrzymy na świat i poczujemy radość. Czy jest to możliwe? Jak można odnaleźć ją w tym „dziwnym” współczesnym świecie? Czy jest szansa na wydostanie się z labiryntu własnych myśli, obaw, utartych schematów zachowań? Otóż, można i nigdy nie jest za późno na odnalezienie zasad i prawd życiowych, które staną się naszymi drogowskazami. Parę dni temu do naszych rąk trafiła książka Leo Bormansa „Radość. Opowiastki dla dzieci” zawierająca bezcenne wskazówki, które mogą pozwolić każdemu z nas odszukać nieocenioną dziecięcą radość. Pomimo że jest ona adresowana do młodego czytelnika, powinna stać się obowiązkową lekturą dla każdego z nas. Płynie z niej piękna lekcja optymizmu, którego tak bardzo brakuje nam na co dzień. Jest to opowieść o szczęściu, nadziei, przyszłości i marzeniach. W dziesięciu kolejnych rozdziałach poznajemy ptasich bohaterów, którzy znajdują klucz do dobrego, zwróconego ku przyszłości i pełnego nadziei życia. „Radość. Opowiastki dla dzieci” jest trzecią już książką z serii i podobnie bezcenną jak pozostałe o szczęściu i przyjaźni. Każdy rozdział wzbogacony jest pytaniami, dzięki którym dziecko ma szansę zwrócić uwagę na najistotniejsze treści. Ponadto, posiada opis wartości, która jest tematem danego rozdziału oraz charakterystykę określonego gatunku ptaka i propozycję zadań dla dziecka. Bogactwo treści, jasny, zrozumiały język, zabawny i pobudzający ciekawość oraz wyobraźnię przekaz, są niewątpliwie atutami kolejnej pozycji Leo Bormansa. A przepiękne wydanie, kolorowe ilustracje i duży format sprawiają, że bierze się ją chętnie do ręki, a dzieci są nią od pierwszej chwili zafascynowane. W książce trafiłyśmy na takie słowa „Marzysz o dobrym życiu dla siebie, swojej rodziny, przyjaciół i innych osób. Co wówczas robisz? Zastanawiasz się, jak to osiągnąć, i zaczynasz stawiać małe kroki w stronę celu. W ten sposób odkrywasz, że prowadzi do niego nie jedna, ale wiele dróg. Bierzesz życie w swoje ręce, i działasz. W przypadku niepowodzeń, które mogą cię spotkać, nie poddajesz się. Każdy z nas popełnia błędy, ważne, by się na nich uczyć i rozwiązywać problemy. Tak postępują osoby mądre, pełne nadziei. Pomagają im w tym często rodzina i przyjaciele, a potem to one udzielają pomocy innym. To sprawia, że czują się szczęśliwe.”* Kochani, możemy być szczęśliwi i radośni, tak wiele zależy od nas. Polecamy książkę z całego serca, bo właśnie ona może odmienić życie Waszego dziecka i Wasze, a poniżej przedstawiamy 10 wskazówek Leo Bormansa, które mogą stać się kluczem do dobrego życia:
*Fragmenty i cytaty pochodzą z książki Leo Bormansa "Radość. Opowiastki dla dzieci", Wydawnicto Papilon POLECAMY:
POKOCHAJ PONIEDZIAŁKINie daj się wypalić i odzyskaj motywację!Czy wiecie, że wypalenie zawodowe może dotknąć każdego, bez względu na wykonywany zawód. Jeszcze kilkanaście lat temu mówiło się o nim w kontekście zawodów „pomagaczy”, czyli osób zajmujących się zawodowo pomaganiem: lekarzy, pielęgniarek, psychologów, pracowników socjalnych itp. Dzisiaj wiemy, że każdy jest na nie narażony, a jak sobie z nim poradzimy, uzależnione jest przede wszystkim od nas. Mówimy często o wypaleniu zawodowym, ale jest wiele sytuacji, w których czujemy się wypaleni – przecież w roli żony i matki też można się wypalić. Pewnie wiecie coś o tym 😉 Jego objawami jest płaczliwość, zmienny nastrój, niższa kontrola emocji, lęk, poczucie bezradności i bezsilności, poczucie winy i poczucie porażki. Przyczyn jest wiele… Należą do nich: zbyt duża ilość pracy, życie w ciągłym napięciu, brak świadomości celu, nieustanny pośpiech, niepewność jutra, monotonia, perfekcjonizm, brak asertywności. Wypalenie przypomina sytuację, która opisana została w książce „Pokochaj poniedziałki” wydanej przez Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne. Jej autorka – Joanna Karpeta - używa w niej ciekawej metafory, przyrównując czynniki doprowadzające do wypalenia do drzazgi. Pewnie każdy z nas był kiedyś w takiej niekomfortowej sytuacji. „Czy wbiła ci się kiedyś drzazga w palec? Okropne uczucie, prawda? Szczęście w nieszczęściu, jeśli była na tyle duża, że dało się ją szybko zlokalizować i usunąć. Bywają jednak drzazgi cieniutkie i niewidoczne dla oka. Długo nie odczuwasz wyraźnego bólu, raczej ćmienie… czujesz, że coś cię uwiera, czasem swędzi, kłuje, ale nie wiesz, co to jest i gdzie dokładnie tkwi.”* To opis wczesnej fazy wypalenia. Jak pisze autorka, „na początku niby nic się nie dzieje, robi się trochę niewygodnie, aż pojawia się okazały stan zapalny.”* Czy można temu zapobiec? Oczywiście, że tak. Najważniejsze, by być świadomym, że każdego z nas może to spotkać. Warto wiedzieć, że w bardzo dużej mierze tylko od nas zależy, czy przejdziemy ten stan w miarę bezboleśnie i szybko wrócimy do normalnego funkcjonowania, czy konsekwencje jego będą bolesne i długotrwałe. Tak więc warto być świadomym tego, co możemy zrobić i każdego dnia wprowadzać drobne działania profilaktyczne. Zapewne każda z nas przypomina sobie momenty ze swojego życia zawodowego albo prywatnego, w których biegałyśmy na pełnych obrotach, a poziom stresu był maksymalny. Tak się już bowiem dzieje, że im bardziej jesteśmy przeciążeni, tym trudniej wykonać nam dobrze pracę. A można przecież przerywać monotonne czynności i tym samym sprawiać, że będziemy bardziej wydajni, aniżeli pracując bez przerwy do uzyskania efektu. Dlatego przedstawiamy Wam jedną ze wskazówek – jakie formy przerw w pracy stosować - ze wspomnianej książki „Pokochaj poniedziałki”. FORMY PRZERW W PRACY:
*Fragmenty pochodzą z książki Joanny Karpety "Pokochaj poniedziałki", Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne Kochane, specjalnie dla Was przygotowałyśmy webinar pt.: „Nie daj się wypalić i odzyskaj motywację!” Dowiecie się podczas niego: 📌 jak wzmocnić siły psychiczne i odporność na stres 📌 jakie są czynniki doprowadzające do wypalenia zawodowego 📌 jak rozbudzić motywację do samorealizacji i rozwoju 📌 jak efektywnie planować i zarządzać sobą w czasie 📌 czym jest asertywność wobec samego siebie Warto wziąć w nim udział, aby: ✅ lepiej zrozumieć przyczyny wypalenia zawodowego ✅ wiedzieć, jakie są sygnały ostrzegawcze zbliżającego się wypalenia zawodowego ✅ odkryć skuteczne metody przeciwdziałania stresowi ✅ spojrzeć inaczej na swoje słabe strony ✅ dowiedzieć się, czym jest asertywność wobec samego siebie ✅ poznać sposoby radzenia sobie w sytuacjach trudnych ✅ poznać narzędzie tworzenia wizji i wyznaczania celów (model GROW) oraz narzędzia planowania Dodatkowe informacje: ⭐ Szkolenie trwa 1 godzinę zegarową (60 minut) ⭐ Jest dedykowane każdej osobie, która chce czerpać satysfakcję z pracy i nie wypalić się zawodowo ⭐ Otrzymasz imienne zaświadczenie o udziale w warsztacie ⭐ Cena: 35zł POLECAMY: POLECAMY:
TO JEDNAK ONA!Smartny celZuza? Siedziałam już na widowni przed premierą przedstawienia i nagle ją ujrzałam. Czy to na pewno Zuza? Wchodząca na salę śliczna blondynka w czerwonej sukience przypominała mi moją koleżankę z liceum. W zasadzie spotykałam ją co jakiś czas, bo mieszkamy w pobliżu, ale ta jakaś młodsza, subtelniejsza, zgrabniejsza. Nie mogłam uwierzyć i oderwać oczu, aż nagle gasnące światło przypomniało mi, że jestem w teatrze i lada moment rozpocznie się przedstawienie. Dla Przemka triathlon był pewnego rodzaju magią. Czytał o tym w męskich czasopismach, widział migawki w telewizji, w których wypowiadali się „ludzie z żelaza”, pokonujący w Half Ironmanie 113 kilometrów na raz o własnych siłach. Był pełen podziwu. Twardziele o silnej woli. Muszą zmierzyć się w trzech skrajnie różnych dyscyplinach. Pływanie, jazda na rowerze, bieg. „A może … Czytałem przecież, że ludzie uprawiający triathlon są lepiej zorganizowani, uzyskują lepsze efekty w pracy.” W jego głowie zaczęły pojawiać się marzenia, a przecież to one są motorem wszelkich poczynań… Wiedział, że jeżeli bardzo się chce, to znajdzie się sposób, a nie wymówkę. Podczas przerwy w foyer natknęłam się na Zuzę. To jednak ona! Nie kryłam mojego podziwu. Przecież dziewczyna, którą miałam w pamięci wyglądała inaczej. Tamta była dobrze zbudowana, trochę przy kości. A teraz stoi przede mną szczuplutka, przyciągająca wzrok mężczyzn subtelna blondynka. „Wyglądasz olśniewająco”- powiedziałam. „To efekt współpracy z dietetykiem i moja silna wola. Zawsze pragnęłam schudnąć, ale kręciłam się w kółko. Korzystałam z wielu diet i nic. To było ostatnie podejście, po którym w razie kolejnej porażki, miałam zaakceptować siebie w rozmiarze 40 plus” - odpowiedziała z uśmiechem„ Biegam, trochę pływam, z jazdą na rowerze jest gorzej, ale jestem przecież sprawny fizycznie, od zawsze lubiłem się ruszać.” Przemek postawił sobie ambitny sportowy cel. Wiedział, że jego systematyczność i konsekwencja mogą pomóc mu osiągnąć upragniony cel i za rok podejmie próbę startu w zawodach triathlonowych i będzie marzył o jego ukończeniu. Wiecie gdzie tkwił problem Zuzy? Wydawało jej się, że ma cel, ale był on nieprecyzyjny. Chciała się odchudzać, ale co to miało konkretnie znaczyć? Zrzucenie 5 kilogramów w ciągu dwudziestu lat? To też przecież odchudzanie. Wraz z dietetykiem Zuza określiła dokąd zdąża, co chce osiągnąć, jaki jest konkretnie cel – czyli jaka waga będzie kryterium jej sukcesu. Ustalili, że realne będzie dojście do niego w ciągu 10 miesięcy. Pokonanie 1,5 kilometra pływania, 90 kilometrów na rowerze i 21 kilometrów biegu za rok podczas zawodów Half Ironman w Gdyni. Czas nie będzie odgrywał roli. Ambitny, ale realny cel. Określony w czasie, mierzalny i konkretny. Taki był cel Przemka. To, co nas na gubi na początku drogi, która mogłaby prowadzić do celu, to nieumiejętność sprowadzenia go do smartu. Co to takiego? Smartny cel ma 5 cech. Jest konkretny, mierzalny, ambitny, racjonalny i terminowy. Cel można uznać za skonkretyzowany, jeżeli konkretnie wiemy, co zamierzamy osiągnąć. Mierzalny będzie wówczas, gdy da się go opisać za pomocą wskaźników, za pomocą których można sprawdzić, czy został osiągnięty. Realność celu to posiadanie wystarczających zasobów do jego realizacji, a terminowość to określenie terminu realizacji, po którym można sprawdzić, czy udało się go osiągnąć. Zuza wraz z dietetykiem ustaliła, że po 10 miesiącach (terminowość), zrzuci 10 kilogramów (mierzalność). Cel ten był realny (nie zamierzała w ciągu tygodnia stracić 10 kilogramów), ambitny (musiała skończyć ze starymi przyzwyczajeniami i złymi nawykami, które ją gubiły i nauczyć się zdrowego odżywiania) i oczywiście konkretny (wiedziała dobrze, czego chce). Podobnie jak w przypadku Przemka, który z czasem 5.16 ukończył walkę z samym sobą podczas zawodów triathlonowych, jej zmagania zakończyły się sukcesem i osiągnęła upragnioną wagę. Obydwoje zrozumieli, co wcześniej powodowało, że tracili czas, energię, pieniądze, a marzeń nie realizowali. Teraz wiedzieli, że dobrze postawiony cel jest początkiem drogi wiodącej do sukcesu. Jeżeli nie umiesz dążyć do celu, a czasami nawet nie wiesz, czego chcesz, brakuje Ci motywacji i zaangażowania - pomożemy Ci. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POLECAMY:
JAK BYĆ SWOJĄ PRZYJACIÓŁKĄĆwiczenie z książki "Sexy zaczyna się w głowie"W sobotnim poście "Sexy zaczyna się w głowie" pisałyśmy o tym, że samoakceptacja jest nam potrzebna do tego, by działać, by odnajdywać w swoich działaniach sens, czerpać satysfakcję z tego, co robimy. Powoływałyśmy się na książkę Karoliny Cwalina-Stępniak i Pauliny Klepacz, której premiera odbyła się 14 października, a w której możemy przeczytać: "jeśli nie będziemy siebie akceptować, to choćbyśmy góry przenosiły, nie będziemy tego doceniać. Możemy wręcz hamować siebie w swoich działaniach, słuchać własnego wewnętrznego krytyka, zamiast się motywować i mówić do siebie przyjaznym, empatycznym głosem. Największą przeszkodą w naszych przedsięwzięciach jesteśmy zazwyczaj my same — jeśli nie uwierzymy w swoje pomysły, nie wysłuchamy własnych potrzeb, to będziemy się po prostu sabotować. Samoakceptacja wiąże się z autentycznością. Gdy siebie akceptujemy, staramy się być sobą, słuchać siebie, działać po swojemu, robić sobie dobrze. A gdy siebie nie akceptujemy, to szukamy wzorców na zewnątrz, próbujemy być kimś innym, zaspokajamy cudze potrzeby, a nie swoje. Samoakceptacja chroni przed wchodzeniem w toksyczne związki, uzależnianiem się od innych ludzi. Pomaga w walczeniu o swoje w relacjach. Sprzyja pilnowaniu swoich granic. Samoakceptacja wiąże się więc również z asertywnością.”* Dzisiaj zgodnie z obietnicą publikujemy ćwiczenie z książki "Sexy zaczyna się głowie". ĆWICZENIE: JAK ZOSTAĆ SWOJĄ PRZYJACIÓŁKĄ "Za każdym razem, kiedy uruchamiasz dialog wewnętrzny, polegający na przykład na krytykowaniu, potępianiu siebie, zadaj sobie pytanie, co w tej sytuacji powiedziałabyś swojej najlepszej przyjaciółce. Jak byś się zachowała? Czy Twoja postawa nadal byłaby taka surowa i krytyczna, czy może znalazłoby się miejsce na współczucie, empatię i chęć zrozumienia? Zastanów się, co byś jej doradziła. Jak poprawiłabyś jej humor? Bycia dla siebie przyjacielem trzeba się nauczyć, trzeba to praktykować każdego dnia, powtarzać, aż w końcu stanie się to nawykiem i automatycznie zaczniesz przyjmować przyjacielską, pełną troski postawę względem siebie. Pytaj się: Dlaczego czuję to, co czuję? Dlaczego przyjmuję właśnie taką postawę? Wypisuj pod koniec każdego dnia, z czego możesz być dziś dumna, co dziś osiągnęłaś (nie chodzi tu o spektakularne sukcesy, bardziej o drobne działania dnia codziennego, jak na przykład wyjście z psem czy wypicie dobrej kawy w samotności, gdy ma się czas na refleksję)"* (autorka: Sylwia Miller) *Fragmenty pochodzą z książki K. Cwalina-Stępniak, P. Klepacz "Sexy zaczyna się w głowie", Wyd. Sensus, 2020 POLECAMY:
SPOJRZENIE W OTCHŁAŃNeuropsychiatria i tajemnice ludzkich umysłówPatrick „Patrick był fanatykiem ćwiczeń fizycznych i uwielbiał sport. Niewiele wcześniej się ożenił, robił karierę jako dziennikarz, ale jego życie legło w gruzach, kiedy spadł z roweru uderzony przez furgonetkę pędzącą z prędkością osiemdziesięciu kilometrów na godzinę.” Thomas „Thomas wiódł spokojne, pozbawione dramatyzmu życie(…) Miał kochającą żonę i dwójkę dzieci, które uwielbiał. Pracował jako kierowca ciężarówki. (…)Trzy lata wcześniej przydarzył mu się dość poważny epizod depresyjny. Doszło do tego bez wyraźnej przyczyny, bez jednoznacznego katalizatora. Zapadł na coś, co psychiatrzy określają mianem depresji endogennej. (dosłownie:<<pochodzącej z wewnątrz>>).” Caitlín „Caitlín została do mnie skierowana z adnotacją <<atypowe zaburzenie odżywiania>>. Po pierwsze, niewiele wcześniej skończyła czterdzieści lat, po drugie – nie uważała się wcale za grubą. Przeciwnie, zgadzała się, że należy raczej do osób szczupłych, choć miała skłonność do bagatelizowania, może nawet do lekceważenia tego, jak bardzo jest blada i wymizerowana. Od kilku lat nie dostawała okresu. Problem polegał na tym, że straciła apetyt. Lekarze, którzy odesłali ją do mnie, podejrzewali problem <<organiczny>> albo mózgowy – być może guz przysadki mózgowej, który mógłby odpowiadać za amenorrhoeę (brak miesiączki), albo guz podwzgórza powodujący spadek apetytu.” Patrick Patrick wraca do sprawności fizycznej, ale jego umysł zaczyna płatać figle. Wysportowany, inteligentny, pracowity, miły trzydziestodwulatek zaczyna mieć problemy z pamięcią oraz realizowaniem skomplikowanych poleceń. Doprowadza go to do irytacji i pogorszenia nastroju. Z energicznego, zadbanego dziennikarza zmienia się w znerwicowanego paranoika. Staje się ponury, nie ma motywacji, nie dba o higienę i wygląd, traci panowanie nad sobą. Przestaje przypominać siebie sprzed wypadku. Nie poznaje własnej żony i ma wątpliwości, czy sam żyje. Patrick „ znajdował kolejne dowody potwierdzające, że wszystko, co znał i cenił jest odmienione. Czuł się głęboko osamotniony i w końcu zdał sobie sprawę, że jego doświadczenie wykracza poza normalny bieg rzeczy.” Thomas Thomas niechętnie, ale w końcu zgadza się na hospitalizację. W wyniku leczenia szpitalnego poprawia się jego samopoczucie i zaczyna myśleć bardziej pozytywie. Po pierwszej przepustce, lekarze zgadzają się na kolejną i myślą o wypisaniu ze szpitala. Podczas spokojnego i pięknego pobytu w domu, w niespodziewany dla wszystkich sposób popełnia samobójstwo. Caitlín W ocenie psychiatry na problemy Caitlín wpływ mają między innymi wspomnienia z okresu dzieciństwa i trudne doświadczenia, które sprawiły, że uznaje, że nie zasługuje na doznawanie szczęścia, czerpiąc przyjemność z jedzenia. W jej przekonaniu zawsze to musi kończyć się źle i dlatego tego unika jak ognia. Patrick, Thomas i Caitlín to przykłady trzech osób z galerii postaci przedstawionej w książce ”Spojrzenie w otchłań. Neuropsychiatria i tajemnice ludzkich umysłów.” Jej autor – Anthony David - będący jednym z największych światowych ekspertów w dziedzinie psychiatrii klinicznej, wprowadza czytelnika za kulisy pracy lekarza psychiatry. Na stronach swojej książki w niezwykle interesujący sposób pokazuje, że „współczesna psychiatria splata biologię, psychologię i socjologię w biopsychospołeczny model zaburzenia psychicznego”. A czytelnik mając okazję „podejrzenia” od środka pracy człowieka odpowiedzialnego za ludzką psychikę, który wykonuje ją cierpliwie, niekiedy mozolnie, ucząc się krok po kroku człowieka w każdym nowym pacjencie, przekonuje się, jak bardzo jest ona fascynująca dzięki poznawaniu zawiłości tajników ludzkiej psychiki. Czytając, mamy możliwość obserwowania spotkania lekarza z pacjentem, spotkania, które niesie ze sobą potrzebę, a w zasadzie konieczność wyjaśnienia przyczyn konkretnych zachowań, emocji, myśli i konsekwencji. Anthony David wyjaśnia, że „niezdolność do podania wyjaśnienia możemy nazwać przepaścią dzielącą lekarza i pacjenta.” A nawet otchłanią, w której znajduje się człowiek, którego co prawda można zobaczyć, ale który bardzo często pozostaje poza zasięgiem. Autor stawia pytanie o to, gdzie przebiega granica, poza którą nawet psychiatra nie jest w stanie poznać sekretów ludzkiego umysłu. Książka „Spojrzenie w otchłań” pomimo że porusza trudne zagadnienia medyczne, napisana jest w przystępny dla każdego czytelnika sposób. Autor pisząc ją, chciał zdemistyfikować psychiatrię, jak sam przyznaje „(…)nawet jeśli jest tajemniczą dziedziną wiedzy, z pewnością nie ma w niej nic mistycznego. Choć kiedy w gabinecie spotkają się dwie osoby i zaczną ze sobą rozmawiać, czasami dzieje się coś niezwykłego.” Wielkim walorem książki jest nie tylko umożliwienie nam wejścia w świat na co dzień dla nas niedostępny, zamknięty za drzwiami gabinetu psychiatrycznego, ale również tematyka poruszanych problemów, które są tak bardzo aktualne, z którymi borykają się ludzie wokół nas - depresja, schizofrenia, choroba Parkinsona, zaburzenia odżywiania, zaburzenia nastroju, samobójstwa. Jestem przekonana, że każdy, kto sięgnie po wydaną przed paroma dniami książkę, nie będzie żałował wędrówki, dzięki której z nią odbędzie, wędrówki, która nie zdarza się nam na co dzień, która pozwala dotknąć tego, co w człowieku jest najdelikatniejsze, a zarazem najbardziej tajemnicze. POLECAMY:
SEXY ZACZYNA SIĘ GŁOWIESamoakceptacja, samoświadomość i seksualnośćNie lubię wracać do przeszłości. Wspomnienia bolą. Są jak zły sen, z którego chcemy się szybko obudzić. Nie łatwo jest jednak wymazać to, co było, co nas dotknęło. Nie jest takie proste, by zapomnieć o ranach z dzieciństwa. Ja je zamknęłam głęboko i od wielu lat robię wszystko, by do nich nie powracać. A jednak… To właśnie one przez długi czas kładły się cieniem na moim życiu. Pomimo że ją kocham, jej narodziny były dla mnie koszmarem. Odebrano mi wówczas to, co dawało mi spokój, stabilizację, poczucie bezpieczeństwa. Uważałam, że to ona jest wszystkiemu winna. Przez moje życie przeszła wraz z jej pojawieniem się nawałnica, powodując spustoszenie. Nikt sobie nie zdawał nawet sprawy, co w tamtym czasie czułam. Wszyscy skupieni byli na maleństwie, które stało się częścią naszej rodziny, a w zasadzie najważniejszym jej elementem. Rodzice poświęcali jej czas i uwagę, a ja zadawałam sobie pytanie, czym zawiniłam, czego nie zrobiłam, a co zrobiłam nie tak, skoro chcieli mieć „nowe” dziecko. Dzisiaj wiem, że stałam się wówczas trochę niesforna. No cóż, robiłam wszystko, aby mnie zauważyli. Ale skutek był odwrotny. Dostrzegali mnie, ale nie widzieli moich potrzeb, mojego cierpienia. Widzieli jedynie moje złe zachowanie. Zastanawiałam się, wieczorami leżąc w łóżku, co by było, gdybym była inna? Zdawałam sobie sprawę, że przewyższam rówieśników o głowę i mój wzrost jest przedmiotem żartów i drwin kolegów z klasy. Uznałam więc, że pewnie o to chodziło rodzicom, wręcz byłam tego pewna, że mój wygląd był przyczyną ich niezadowolenia. Może chcieli bym była drobną blondyneczką z kręconymi włoskami… A może miałam być chłopcem… Z pewnością byli rozczarowani tym, że nie śpiewam tak pięknie jak córka sąsiadów i nie biegam tak szybko jak Zosia z V b. Myślałam intensywne, co mogłabym zrobić, aby cofnąć czas, aby coś naprawić, coś w sobie zmienić. Gdy zaczęłam dojrzewać i krytyczniej patrzeć na świat, zrozumiałam, że nie chce być kozłem ofiarnym, osobą, która jest przedmiotem żartów. Wiedziałam, że muszę zacząć się bronić. Przełknęłam już to, że mam młodszą siostrę, oswoiłam się z tą sytuacją, ale nie chciałam być wyśmiewana przez rówieśników. Zmiana szkoły na średnią była okazją, by pokazać się w innym świetle. Dzięki temu, że byłam inteligenta, a może dlatego, że byłam wrażliwa, wiedziałam, że walka z agresją nie ma sensu. A może tego po prostu nie umiałam. Przybrałam natomiast pancerz, stałam się osobą pokazującą się jako twarda, niewzruszona, a w środku tylko ja sama wiedziałam, jaka jestem krucha. Ktoś patrzący z zewnątrz uznałby, że świetnie poradziłam sobie z otoczeniem. Patrzyli na mnie z szacunkiem, nie ośmielali się atakować. Ale czy ja czułam się dobrze? Nie byłam przekonana, że jestem lubiana… Co prawda, nie żartowali ze mnie, ale czy darzyli sympatią? Przecież na to nie zasługiwałam. Wiedziałam natomiast jedno, że zrobię wszystko, aby im się przypodobać, pomimo że pokazywałam ze wszystkich sił, że mi na tym nie zależy. Zuzia dzisiaj wie, że jej kompleksy, jej niskie poczucie wartości mają swoje źródło w dzieciństwie. „Jeśli byliśmy zawstydzani, często nas krytykowano, zwracano się do nas pogardliwie lub krytycznie, to ten obszar pozostanie w szarej strefie kompleksów przez kolejne lata (...). Możemy zatem czuć się brzydsi, głupsi, mniej zdolni, mniej skuteczni, mniej zaradni od innych, zbyt wrażliwi, zbyt gniewni. Im więcej takich negatywnych doświadczeń, tym silniejsze głosy.”* To poczucie gorszości powodowało, że Zuzia cały czas musiała mieć się na baczności, grać kogoś, kto nie da się skrzywdzić, pokazywać się ze strony, która będzie podobała się otoczeniu. Ale przecież oczekiwania ludzi są różne i czy o to chodzi, by im wszystkim sprostać? Czy żyć w zgodzie z sobą i akceptować siebie? „Do czego potrzebna nam jest samoakceptacja? By działać, by odnajdywać w swoich działaniach sens, czerpać satysfakcję z tego, co robimy. Bo jeśli nie będziemy siebie akceptować, to choćbyśmy góry przenosiły, nie będziemy tego doceniać. Możemy wręcz hamować siebie w swoich działaniach, słuchać własnego wewnętrznego krytyka, zamiast się motywować i mówić do siebie przyjaznym, empatycznym głosem. Największą przeszkodą w naszych przedsięwzięciach jesteśmy zazwyczaj my same — jeśli nie uwierzymy w swoje pomysły, nie wysłuchamy własnych potrzeb, to będziemy się po prostu sabotować. Samoakceptacja wiąże się z autentycznością. Gdy siebie akceptujemy, staramy się być sobą, słuchać siebie, działać po swojemu, robić sobie dobrze. A gdy siebie nie akceptujemy, to szukamy wzorców na zewnątrz, próbujemy być kimś innym, zaspokajamy cudze potrzeby, a nie swoje. Samoakceptacja chroni przed wchodzeniem w toksyczne związki, uzależnianiem się od innych ludzi. Pomaga w walczeniu o swoje w relacjach. Sprzyja pilnowaniu swoich granic. Samoakceptacja wiąże się więc również z asertywnością.”* Zuzia powoli zaczęła rozumieć, że najwyższy czas, by spojrzeć na siebie z miłością, by zrzucić pancerz, zauważyć swoje zalety, a przede wszystkim docenić siebie. To czas, w którym wraz z psychologiem zaczęła poznawać na nowo siebie, swoje potrzeby i emocje. To czas, w którym podjęła pracę nad sobą, by cieszyć się z tego, co dobre, zamiast skupiać się na tym, co nam się nie udaje. Zuzia już dzisiaj podpisałaby się pod słowami z książki Karoliny Cwaliny – Stępniak i Pauliny Klepacz „Sexy zaczyna się w głowie”: „Nikt nie będzie bliżej mnie niż ja sama. Jestem dla siebie najbliższym człowiekiem. I dlatego dbam o to, by być swoją najlepszą przyjaciółką. Nie jest to prosta sprawa, ale się opłaca. Dużo ułatwia w życiu. Uczy uważności, słuchania swoich potrzeb. Od kiedy jestem bliżej siebie, bardziej w siebie wierzę, więcej rzeczy realizuję, bardziej cieszę się życiem. Nie przejmuję się też, tak jak kiedyś, tym, co ludzie sobie o mnie pomyślą. Najważniejsze jest to, co ja sama o sobie myślę. I kiedy widzę, że moja samoocena spada, zastanawiam się, co się dzieje. Nie prę ślepo naprzód, tylko się sobie przyglądam, zatrzymuję się w codziennym biegu.”* Książka „Sexy zaczyna się w głowie” to przewodnik dla wielu z nas. Dla osób, które czują się niedoskonałe, które cierpią z powodu popełnianych błędów, słabości, które wiecznie obwiniają siebie, krytykują, robią sobie wieczne wyrzuty. To obowiązkowa lektura dla tych, którzy mają problem z samoakceptacją, którzy nie rozumieją, że popełnianie błędów - to normalna część bycia człowiekiem. To książka o samoakceptacji, samoświadomości i seksualności, która została napisana przez dwie niezwykłe kobiety - coacha i dziennikarkę, a wzbogacona została o wiele cennych rad ekspertek, które zostały zaproszone przez autorki do podzielenia się wiedzą i doświadczeniem. Możemy w niej znaleźć historie z życia, jak i cenne ćwiczenia praktyczne. Jesteśmy przekonane, że dla wielu z Was może stać się impulsem do rozpoczęcia pracy nad sobą, do znalezienia przestrzeni na swoje potrzeby i stania się bardziej uważnym na to, co dla nas samych jest ważne. Już w poniedziałek na naszym blogu znajdziecie jedno z ćwiczeń z książki „Sexy zaczyna się w głowie” – „Jak nauczyć się bycia swoją przyjaciółką?” *Fragmenty pochodzą z książki K. Cwalina-Stępniak, P. Klepacz "Sexy zaczyna się w głowie", Wyd. Sensus, 2020 **Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. POLECAMY:
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|