TEN JEDYNYDlaczego nie mogę znaleźć partnera?Wszyscy chcielibyśmy być szczęśliwi w życiu i miłości. Truizm, prawda? Ale gdzieś głęboko taka myśl w nas jest. I wydaje się, że to możliwe. Upewnia nas w tym kultura masowa, filmy kończące się w momencie, gdy wszystko tak naprawdę się zaczyna, czyli po okresie „pierwszej miłości”, reklamy pokazujące idealny świat, romantyczne pary przechadzające się podczas zachodu słońca, chłopak oświadczający się na kolanach w restauracji z białymi obrusami, wspaniałe rodziny śmiejące się przy stole… A my to wszystko przyjmujemy, nawet na nieświadomym poziomie. Marzenia innych stają się naszymi. Będę szczęśliwy, szczęśliwa! – myślimy sobie. Trzeba tylko znaleźć odpowiedniego partnera. No właśnie, czy na pewno? Czasami są to wręcz listy cech, jakie tworzymy, jaki ma być ten „ideał”. Szczególnie kobiety po zakończonym związku mają tendencję do tworzenia takich list, wychodząc z założenia, że widocznie źle wybrały poprzednio i nie popełnią drugi raz tego samego błędu. A związek to przecież relacja dwojga ludzi. Zrzucanie winy tylko na jedno z pewnością nie pomoże w przyszłości. Rozczarowanie będzie jeszcze większe. Niektórzy z nas twierdzą, że nie mają żadnych spisanych list idealnych cech partnera, ale tak naprawdę mają je w swojej głowie, mniej czy bardziej uświadomione. Bo jak to się dzieje, że dziwnym trafem zawsze wybierają podobny typ kobiety albo mężczyzny? A czasem nie mogą znaleźć odpowiedniego kandydata i kandytatki, ponieważ… 1. Wiele osób czeka na księcia albo księżniczkę z bajki. Oczekują, że partner będzie miał określone cechy fizyczne i psychiczne, a gdy ich nie ma, zostaje skreślony przy pierwszym kontakcie. Kobiety na przykład marzą o wysokim brunecie, a panowie o zgrabnej blondynce i poznany niski blondyn albo wysoka brunetka odpadają w przedbiegach. Nie mają nawet szansy na pokazanie, jakimi są ludźmi. 2. Są osoby, które traktują partnerów w sposób przedmiotowy. Partner ma stać się narzędziem do osiągnięcia celu. Często relacja jest traktowana na zasadzie kupna-sprzedaży. Ja mogę ofiarować to i to. A co otrzymam? Skoro jestem atrakcyjna, to muszę mieć partnera na przykład z grubym portfelem, skoro mam dobre wykształcenie, muszę mieć partnerkę, z którą mógłbym się pokazać wśród znajomych. Czyli coś za coś. 3. Niektóre osoby chciałyby się ogrzewać w blasku swojego partnera. Czują się niedowartościowane, nie lubią siebie i szukają drugiej połówki, która dodawałaby im blasku. Związek niejako ma je nobilitować. Będą inaczej postrzegane, mając przy swoim boku na przykład przystojnego, szanowanego zawodowo, ustawionego finansowo mężczyznę albo inteligentną, zgrabną i śliczną kobietę. 4. Niekiedy partner ma stać się lekarstwem na kompleksy i niezaspokojone potrzeby. Część osób szuka partnerów, którzy zaspokajaliby ich neurotyczne potrzeby, czyli szukają toksycznego związku. 5. Perfekcjonistki oraz osoby, które ze względu na wcześniejsze doświadczenie z płcią przeciwną mają wysoko, wręcz nierealnie postawioną poprzeczkę. Może tak być w sytuacji, gdy rodzice albo byli partnerzy byli wzorami doskonałości i nikt im według danej osby nie dorówna. 6. Czasami stygmatyzowany jest potencjalny partner, przyklejana jest mu łatka zanim odkryje karty. Dzieje się tak ze względu na jakąś cechę wspólną, którą ma z człowiekiem, o którym chcą zapomnieć. Na przykład osoba, której nie udało się stworzyć udanego związku z mężczyzną uprawiającym sport, skreśla osoby mające takie zainteresowania. 7. Barierą jest lęk przed emocjonalną bliskością i zaangażowaniem w stały związek, który racjonalizują, umniejszając partnerowi. Stosują mechanizm obronny „kwaśne winogrona”, dzięki któremu przekonują siebie i innych, że ktoś uważany za wartościowego taki nie jest.` A co badania mówią o tym, jak dobieramy się w pary? Jakie cechy preferujemy w partnerach? „Chciałabym, żeby był troskliwy i opiekuńczy, niezależny, pewny siebie” – jeśli tak myślisz lub myślą Twoje koleżanki, to jest to zbieżne w wynikami badań*, w których kobiety oceniając atrakcyjność partnera większą wagę przypisują jego cechom psychicznym, wśród których wymieniają dodatkowo jeszcze „skłonność do dominacji i rywalizacji” (tłumacząc to ewolucyjnie prawdopodobnie kobietom wydaje się, że daje to mężczyźnie większe szanse w życiu i tym samym większe szanse na utrzymanie rodziny). W mężczyznach kobiety cenią pozytywne nastawienie do życia rodzinnego, zawodowego i towarzyskiego. Ważny jest także dla nas dodatkowo prestiż społeczny przyszłego męża (powoli rola tego czynnika będzie się prawdopodobnie zmniejszać).
Mężczyźni zaś ciągle jeszcze oceniają nas w kontekście atrakcyjności fizycznej. Ładna partnerka będzie dla mężczyzny ważniejsza niż przystojny mężczyzna dla kobiety. Mężczyźni wolą także w roli żony widzieć kobiety, które miały niewielu partnerów i mają raczej nieduże doświadczenie w życiu seksualnym, mimo że generalnie cenią otwartość na eksperymentowanie w tej sferze. Tu więc wskazówka dla kobiet, aby nie chwalić się liczbą poprzednich partnerów, jeśli rzeczywiście było ich wielu :-) Z pewnością, gdy poszukujemy męża, czy żony, czyli partnerów do związków długoterminowych nie jest to proces przypadkowy, ale podlegający regułom. Pierwsza z nich to reguła homogamii – „podobne przyciąga podobne”. Próbujemy maksymalizować naszą pozycję i dochody, szukając męża, czy żony o atrakcyjnym statusie społecznym. Może więc to być szukanie kogoś o podobnym statusie społeczno – ekonomicznym. U kobiet może dojść do głosu kolejna reguła - hipergamii, czyli chęć znalezienia partnera o wyższej lub co najmniej takiej samej pozycji jak ich własna. Wydaje się dość szokujące, że w XXI wieku zwracamy uwagę na takie rzeczy, ale to także kwestia grupy społecznej, w której na co dzień się poruszamy. Łatwiej bowiem znaleźć partnera wśród tych, którzy pojawiają się w naszym otoczeniu, są znajomymi znajomych, preferują te, co my - miejsca, rozrywki, itp. Aktualne badania coraz bardziej skupiają się jednak na homogamii edukacyjnej, kładąc nacisk bardziej na podobieństwo kulturowe niż status ekonomiczny. Socjologowie prognozują, że przemiany społeczne, podejmowanie pracy zawodowej przez kobiety i ich wyższe zarobki spowodują, że kobiety poza statusem ekonomicznym i prestiżem społecznym kandydata na męża będą większą wagę przywiązywały do jego atrakcyjności fizycznej, poczucia humoru, skłonności do empatii, relacjami z dziećmi (zajmowanie się nimi, zabawa). Natomiast badaczom wydaje się, że preferencje mężczyzn dotyczące wieku i urody nie zmienią się zanadto. Nie oznacza to, że inne cechy partnerki nie są dla nich istotne, oczywiście, że są. Natomiast, aby rozpocząć znajomość kobieta musi się im podobać. Pamiętajmy przy tym, że w większości w pary dobierają się ludzie o podobnym poziomie atrakcyjności. Taki kierunek zmian (w kierunku obniżenia roli statusu ekonomicznego) potwierdzają także badania E. Paprzyckiej, E. Mianowskiej i Z. Izdebskiego z 2014 roku, które pokazują, że „większe znaczenie w ocenie atrakcyjności partnera mają jego cechy psychiczne i kompetencje społeczne oraz cechy wyglądu, a nie status ekonomiczny. Uzyskane rezultaty wpisują się więc w koncepcję tak zwanej hipotezy miłości romantycznej, zgodnie z którą w krajach wysoko rozwiniętych, w których zaczynają dominować wartości postmaterialne, podstawą wyboru współmałżonka jest jego atrakcyjność seksualna i emocjonalna, a nie status społeczno-ekonomiczny.” * Jeśli nie zgadzacie się z powyższymi kryteriami, uważacie, że takich nie macie, to chcemy zaznaczyć, że w ramach koncepcji płci społeczno - kulturowej badacze twierdzą, że waga poszczególnych kryteriów oraz ich hierarchia może być różna u różnych typów kobiet i mężczyzn.* W ramach tej koncepcji istnieją: kobiece kobiety i męscy mężczyźni, ale także kobiety i mężczyźni androgyniczni, kobiety i mężczyźni nieokreśleni oraz męskie kobiety i kobiecy mężczyźni (te dwie ostatnie grupy mają zresztą największe problemy ze znalezieniem partnera). Jeśli jesteście ciekawi, jak procentowo wygląda udział poszczególnych typów wśród kobiet i mężczyzn oraz jak wyglądają ich kryteria doboru partnerów - czytajcie nas w przyszłym tygodniu - napiszemy o tym :) * E. Paprzycka, E. Mianowska i Z. Izdebski „Jak dobieramy się w pary? Płeć biologiczna i społeczno – kulturowa a preferowane cechy partnera”, Uniwersytet Zielonogórski, 2014
0 Comments
OBNAŻONY UMYSŁUzależnienie od alkoholuSpojrzała na zegarek. Wskazówki pokazywały godzinę szesnastą trzydzieści. Do wyjścia zostało jej piętnaście minut. Cieszyła się na to spotkane, choć przywoływało ono lawinę wspomnień. Zarówno tych, do których lubiła wracać, ale i tych bolesnych, rozdzierających serce i wyciskających z oczu łzy. Wychodząc, spojrzała na fotografię mamy stojącą na półce. Jak zwykle uwagę przykuły jej piękne szmaragdowe oczy. Oczy, w których już jako dziecko umiała wyczytać emocje, z których bił spokój, dobro, troska. Nigdy nie zapomni, jak po śmierci taty te najdroższe oczy drastycznie zmieniły się wręcz nie do poznania. Nie zapomni, jak straciły dawny blask. Tak jakby radość i spokój zostały wyparte przez smutek i ból. A potem po latach zrozumiała, że na zawsze „zamieszkał” w nich lęk, lęk związany z chorobą alkoholową matki, która zamieniła nie tylko jej życie w piekło. Danka widziała, że alkohol po śmierci ojca stał się dla mamy sposobem na przetrwanie, traktowała go jak przyjaciela, który sprawiał, że czuła się lepiej. Nie miała wówczas pojęcia, że dzień po dniu wpada w śmiertelną pułapkę, która ją usidliła i zabiła. Dzisiaj Dana wie, że ta pułapka, w którą wpadła jej mama jest „subtelna i podstępna i mami miliony osób każdego dnia”*, skazując ich na bycie wiecznymi więźniami swojego nałogu. Alkoholizm jest nie tylko bardzo groźnym zjawiskiem społecznym, ale przede wszystkim chorobą. Chorobą, o której niewiele wiemy. Często mamy w głowie błędny obraz pijaka jako osoby zdegradowanej fizycznie, psychicznie, moralnie i materialnie i nie zawsze zdajemy sobie sprawę jak wiele osób wpada w szpony tego nałogu. Istotą tej choroby jest uzależnienie od substancji, którą jest alkohol. Oznacza to, że człowiek stopniowo traci wolność i z czasem do normalnego funkcjonowania potrzebuje alkoholu jak tlenu i wody. Alkoholik nie zdaje sobie sprawy, że traci kontrolę nad piciem. „Wszystkie osoby uzależnione okłamują siebie i innych. Robią to, by chronić samych siebie i minimalizować wewnętrzną traumę wywołaną przez ten konflikt.” „Godzina 3.33 rano. Codziennie budzę się o tej samej porze. Przez chwilę zastanawiam się, czy ma to coś znaczyć. Pewnie nie, to tylko przypadek. Wiem, co się zbliża, i przygotowuję się na to. Te same myśli zaczynają napływać. Próbuję poskładać ze sobą wydarzenia z poprzedniego wieczora, próbuję policzyć, ile wypiłam. Zliczam pięć kieliszków wina, ale potem pamięć mnie zawodzi. Wiem, że wypiłam więcej, ale straciłam rachubę. Zastanawiam się, jak ktoś może tyle wypić. Wiem, że nie mogę dalej tak żyć. Zaczynam martwić się o moje zdrowie, wchodzę na dobrze znaną mi drogę strachu i obwiniania się.”* Tak zaczyna się książka Annie Grace „Obnażony umysł”, w której opowiada o swoje drodze do wolności i szczęścia i zaprasza czytelnika do wyruszenia z nią na wędrówkę, w której odzyska kontrolę i szacunek do samego siebie. Dana po śmierci ojca powoli traciła mamę. Na początku mama oddalała się od niej w sensie psychicznym, aż w końcu odeszła w sensie dosłownym, gdyż alkohol doprowadził ją do zdegradowania organizmu i śmierci. Kobieta wpadła w pułapkę w trudnym dla siebie momencie życia. Uwierzyła, że alkohol przyniesie ulgę po śmierci męża i złagodzi stres. A tak naprawdę odebrał jej wszystko. Każdego dnia okłamywała bliskich, ale i samą siebie, aż w końcu zaczęła chyba wierzyć w te kłamstwa. Dom Dany stał się zdominowany przez nałóg. Destrukcyjny wpływ alkoholu nie tylko odczuwała matka Dany, ale i ona i jej brat i reszta rodziny. Można powiedzieć, że ich życie zostało nasączone alkoholem. Matka robiła wszystko, by się napić, by uzasadnić to, a potem to zatuszować albo usprawiedliwić. A Dana wraz z bratem żyła w ciągłym lęku, wstydzie, kłamstwie, bezradności i poczuciu winy. „Jeśli tylko uda mi się zobaczyć to, jak nisko upadłam, może uda mi się odzyskać kontrolę. Potem przychodzą ślubowania i składane sobie obietnice, że następnym razem będzie inaczej. Że wszystko naprawię. Obietnice, których nigdy nie dotrzymuję. Leżę tak przez godzinę. Czasem płaczę. Innym razem jestem tak zniesmaczona, że czuję złość. Od jakiegoś czasu wymykam się do kuchni i piję jeszcze trochę. Tyle, by zagłuszyć te myśli, znowu zasnąć i przestać czuć ból.”* Dzisiaj jadąc na spotkanie z przyjaciółką mamy, Dana dostrzegła bilbord, z których uśmiechali się ludzie trzymający w ręku kufle z piwem. Ten widok wywołał w niej bunt. Dotarło do niej silniej niż kiedykolwiek, że człowiek oswajany jest z alkoholem od dziecka, karmiony jest jego wizerunkiem, który ma pozytywne konotacje i kojarzy się z tym, co dodaje radości, energii, przebojowości i odwagi. Alkohol staje się dla wielu sposobem na poprawę humoru, lekarstwem na pokonanie nieśmiałości, sposobem na zaimponowanie innym. Nie łączy się go z niebezpieczeństwem, zagrożeniem, porażką. „Telewizja, filmy, reklamy i zgromadzenia społeczne, wszystko to wpływa na nasze poglądy. Od dzieciństwa obserwowaliśmy, z kilkoma wyjątkami, naszych rodziców, przyjaciół i znajomych, cieszących się umiarkowanym,<<odpowiedzialnym>> piciem. Wizje te nauczyły naszą podświadomość, że alkohol to aktywność przyjemna, relaksująca i wyrafinowana. Twoje poglądy na alkohol i pragnienie picia są rezultatem trwającego całe życie uwarunkowywania Twojej nieświadomości. Pragnienie to zapewne jest umacniane przez konkretne neurologiczne zmiany w mózgu.”* Książka Annie Grace pozwala określić prawdziwą rolę alkoholu w naszym życiu. Znajduje się w niej wiele rzetelnych, naukowych faktów z dziedziny psychologii i neurobiologii. Pozwala czytelnikowi zrozumieć, jak działa mechanizm uzależnienia się od alkoholu i przeanalizować własny cykl picia. Co prawda, moim zdaniem lektura nie zastąpi terapii, ale stwarza ona okazję do zastanowienia się nad sobą i zadania sobie pytania, dlaczego się pije i czy te korzyści są prawdziwe. Autorka "Obnażonego umysłu" proponuje odbycie z nią wędrówki, podczas której jest szansa odzyskania kontroli nad własnym życiem. Annie Grace nie jest ekspertem, który opowiada o emocjach, których nie doświadczył. Ona jest autentyczna dzięki temu, że opowiada o sobie i swoim niełatwym doświadczeniu. Książka powinna trafić nie tylko w ręce osób uzależnionych i ich rodzin. Każdy z nas powinien ją przeczytać, nie tylko po to, by zrozumieć perspektywę i dramat osób pijących, ale by zdać sobie sprawę, jak podstępna jest nasza podświadomość i w jakie pułapki możemy wpadać każdego dnia. „Kiedy sama odzyskałam wolność i uwolniłam się od alkoholu, odczuwałam euforię! Przyszło do mnie zrozumienie i zapłakałam z radości. Zapewne wciąż wierzysz, że alkohol daje Ci jakieś korzyści. Dlatego sama myśl o piciu mniej czy całkowitym odstawieniu alkoholu może być niekomfortowa. Rozumiem Cię. Przerażające jest myślenie o rzuceniu czegoś, co, jak Ci się wydaje, daje Ci przyjemność albo ulgę. W porządku. Kiedy zrozumiesz koncepcje przedstawione w tej książce, nie będziesz już odczuwał niechęci, ale radość. Nadzieja jest silniejsza od strachu. Staraj się myśleć pozytywnie. Pamiętaj też, to nie Twoje wina. Wpadłeś w śmiertelną pułapkę stworzoną do tego, by Cię usidlić i powoli zabić. Jest ona subtelna i podstępna, mami miliony osób każdego dnia. Pułapka ta jest tak stworzona, by uczynić Cię na wieczność więźniem, przekonując Cię, że pijesz, bo chcesz…”* *Cytat i fragmenty pochodzą z książki "Obnażony umysł" A. Grace, Wydawnictwo Sensus, 2021 POLECAMY:
POLECAMY:
POLECAMY:
ZAOPIEKUJ SIĘ SOBĄ"ME TIME"Droga Julio, pamiętasz swoje osiemnaste urodziny? Byłaś młoda, śliczna, otoczona grupą oddanych przyjaciół, otwarta na ludzi i z nadzieją patrząca w swoją przyszłość. Świat stał przed Tobą otworem. Widziałaś, że byłaś wyjątkowa. Słyszałaś na każdym kroku, że do osób z takim potencjałem należy przyszłość. Zdawałaś sobie sprawę, jak dużo otrzymałaś od losu, ale sama też robiłaś wiele, by inwestować w siebie i swoje życie. Czy los z Ciebie zakpił? Ale dlaczego miałby to robić? Przecież jak mało kto miałaś w sobie olbrzymią pokorę. Nie trzeba było dawać Ci pstryczka w nos, abyś doceniła to, co miałaś. Nie byłaś osobą rozpychającą się łokciami… Byłaś wdzięczna za to, co otrzymałaś i umiałaś dawać z siebie tyle, na ile było Cię stać. Mogłabyś być dzisiaj w innym miejscu i czerpać z życia pełnymi garściami. Ale stało się inaczej…. Wiem, wiem, powiedziałabyś, że wszystkiemu winne były Twoje wybory i trochę niesprzyjających okoliczności. Wiem, że Ty nigdy nie obarczasz innych winą za swoje potknięcie i popełnione błędy… Julia uniosła głowę znad kartki, na której pisała list kierowany do siebie w imieniu swojej przyjaciółki. To zadanie, które otrzymała od swojego psychologa, który pomaga jej odnaleźć siebie, zaopiekować się sobą i stać się dla siebie kimś kochającym, wspierającym, otaczającym troską i czułością. Julia podeszła do stołu, aby napić się wody i spojrzała przez szparę w drzwiach na dwie blond czuprynki śpiących chłopców. To właśnie oni byli motorem jej działania. To oni powodowali, że chciało jej się rano wstawać z łóżka i czasami pomimo braku sił iść naprzód. Łatwo nie było. I dlatego w końcu postanowiła zawalczyć o siebie. Życie wielu z nas to materiał na książkę albo na scenariusz filmu. Prowadzi nas czasami drogami, których nie przewidziałybyśmy, mając naście lat. Niekiedy zaskakuje nas w nieoczekiwany sposób i obdarza tym, czego nawet byśmy sobie nie wyśniły w najwspanialszych snach, ale czasem doświadcza, mniej lub bardziej boleśnie, odbierając radość i chęć życia. Czujemy się jak na froncie, na którym walczymy o najbliższych, o zdrowie, o byt, ale w tej walce niekiedy zapominamy o kimś, kto powinien być dla nas najbliższy – o sobie. Co zrobić, by dać sobie to, na co każda z nas zasługuje, co sprawi, że odzyskamy radość i chęć do życia? Z pomocą przychodzi Jessica Sanders w książce „ME TIME. Zaopiekuj się sobą i zostań swoją najlepszą przyjaciółką”, której mamy przyjemność być patronem medialnym :) Według niej opieka nad sobą jest nie tylko przyjemnością, ale i koniecznością. Autorka zabiera swoje czytelniczki w podróż ku odkrywaniu na nowo siebie i swoich potrzeb. Namawia nas przede wszystkim do wsłuchiwania się w głos naszego ciała, umysłu i serca. Pokazuje, że self – care, czyli dbanie o siebie to opieka nad sobą w wymiarze fizycznym, duchowym, psychicznym oraz inwestowanie w przyszłą siebie. Jej zdaniem zaangażowanie w opiekę nad sobą sprawi, że nasze życie stanie się szczęśliwsze. Z niezwykłego, nie tylko ze względu na treść, ale i formę poradnika wyciągnęłam wiele wskazówek, między innymi:
Jessica Sanders proponuje rożne metody opieki nad sobą: od zajmujących minutę do zajmujących połowę dnia. Każdy może z nich wybrać coś dla siebie, tworząc swoje rytuały na spędzanie czasu ze sobą i dla siebie. Wśród propozycji znalazły się takie czynności jak: zapalanie pachnących świeczek sprawiających, że dana chwila staje się odrobinę bardziej wyjątkowa; ćwiczenie uważności - np. podczas zaparzania herbaty, gdy skupiamy się na pojedynczych czynnościach, zapachach i wrażeniach, starając się być obecną w danej chwili; spacer, który wpływa zarówno na ciało, sylwetkę, jak i myśli i jest okazją do zwrócenia uwagi na otoczenie i skupienie się na tym, co jest piękne, a także przepracowania tego, co dzieje się w Twojej głowie; czytanie, które przenosi nas do odległych miejsc i może być ucieczką od wzlotów i upadków codziennego życia oraz pomóc zrozumieć punkt widzenia innych ludzi, zwiększyć naszą empatię i tolerancję, zredukować stres, poprawić jakość snu, a nawet może przeciwdziałać chorobie Alzheimera; zastanowienie się nad pytaniami: - gdyby moje ciała umiało mówić, co by mi powiedziało, - czy mam w sobie życzliwość i empatię, - czy poświęcam czas na rzeczy, które lubię najbardziej? Książka „ME TIME” to niezwykły przewodnik dla każdej z nas. Na kolorowych stronach znajdujemy pomysły nie tylko na to, jak zadbać o siebie, ale także jak siebie motywować w momentach szczególnie dla nas trudnych. Jej autorka Jessica Sanders przychodzi do każdej z nas z pomocą w stworzeniu zdrowych nawyków i zabiera nas w świat spokoju i ciszy, gdzie możemy odpocząć, nabrać sił i zrozumieć, że „Największym z życiowych błędów jest nic nie robić w przekonaniu, że możesz uczynić tak niewiele.”* *Cytat i framenty pochodzą z książki "ME TIME" J. Sanders, Wydawnictwo Publicat, 2021 POLECAMY:
POWIĄZANE POSTY: "Długo i szczęśliwie" POLECAMY:
DŁUGO I SZCZĘŚLIWIEJak radzić sobie ze stresem, gniewem i lękiem?Gdy otwierała kopertę, serce waliło jej jak młotem. Każde awizo i wizyta na poczcie od dwóch lat kojarzyła się Lenie z ciągłym stresem związanym z rozwodem. Nie wszystkim jest dane, by rozstać się w poczuciu szacunku do drugiego człowieka. Lena nie miała pojęcia, ile zdrowia będzie kosztowała ją sytuacja rozwodowa. Nie wiedziała, że rozwód zaliczany jest do najbardziej stresujących wydarzeń w naszym życiu. Znajduje się na drugiej pozycji, ustępując miejsca w rankingu jedynie śmierci współmałżonka. „Nie radzę sobie ze stresem.”; „Stres mnie niszczy i odbiera całą moją energię i radość życia”; „Nie wiem, jak długo pociągną, żyjąc w takim napięciu”. Z tego typu stwierdzeniami spotykam się bardzo często na mojej drodze zawodowej. Czynników wywołujących stres jest wiele, stres był, jest i będzie niechcianym towarzyszem naszego życia. Nikt nie znalazł jeszcze sposobu na to, jak go wyeliminować z naszej codzienności. Większość z nas przeżyła śmierć osoby bliskiej, każdy drżał o zdrowie swoje bądź osób, które kocha, większość z nas zdawała różne egzaminy, niektórzy tracili pracę albo podejmowali niełatwe życiowe decyzje, jeszcze inni podobnie jak Lena przechodziliśmy przez trudne drogi rozwodowe, część z nas przeprowadzała się do innego mieszkania, a czasem innego miasta, a nawet kraju… Lista wszystkich czynników powodujących stres może być długa i nie ma możliwości, by je wyeliminować z naszego życia. Oczywiście czynniki powodujące stres są mniejszego i większego kalibru. Czasem mamy do czynienia z wielkim stresem - np. śmiercią albo ciężką chorobą bliskiej osoby. Na co dzień natomiast towarzyszy nam wiele drobnych stresów, jak na przykład ból zęba, kłótnia z mężem, konflikt z koleżanką z pracy, które potrafią uprzykrzyć nam życie. Stresory zaburzają naszą równowagę, czyli stan homeostazy. Każda zmiana w naszym życiu, a tych zmian zarówno negatywnych, jak i pozytywnych jest wiele, powoduje reakcję organizmu zwaną stresem. Nawet te oczekiwane przez nas zmiany, jakimi jest narodzenie dziecka, przeprowadzka czy podróż związane są ze stresem. Nie mówiąc o zmianach, które nas zaskakują w niemiły sposób. I o tyle, o ile pewien optymalny poziom stresu jest niezbędny dla naszego efektywnego funkcjonowania, zbyt wysoki powoduje napięcie, trudności w obszarze funkcjonowania poznawczego, powoduje fizyczne wyczerpanie i spadek refleksu. Co w takim razie możemy zrobić? Albo usunąć przyczyny stresu, albo walczyć z jego objawami, czyli napięciem psychicznym (niemożnością poradzenia sobie z problemami, a także niemożnością zaprzestania rozmyślania o problemie) oraz napięciem fizycznym (np. problemami ze snem, poczuciem zmęczenia, znużenia, bólami mięśni). A może jest jeszcze inne wyjście? Przecież przyczyn wszystkich nie wyeliminujemy, a koszty jakie są związane z objawami stresu są czasem bardzo wysokie. Co można zrobić, aby nauczyć się z nimi żyć tak, by nie tracić zdrowia i energii? Może warto się z nimi niejako zaprzyjaźnić, oswoić je 😊 Sposobów na to jest wiele. Ostatnio znalazłam niezwykle ciekawe podejście do życia i sytuacji powodujących stres w książce zatytułowanej „Długo i szczęśliwie”. Jej autor Scott Haas - psycholog kliniczny - pokazuje jak wiele nauczył się od mieszkańców Japonii i w jaki sposób wyjazd do Kraju Kwitnącej Wiśni zmienił jego życie dzięki odpowiedniemu podejściu do stresu i niepokoju, które są naszymi niechcianymi „pasażerami na gapę” w zabieganym świecie. „Żadne inne miejsce na świecie nie pozwoliło mi doświadczyć większej równowagi, spokoju, cierpliwości, szacunku dla ciszy i obserwacji” – pisze Scott Haas. „Poznałem inny sposób patrzenia na świat, który wzbogaca nasz aktualny sposób widzenia i oferuje nowe możliwości”. Scott pokazuje nam, że praktykując ukeireru, czyli japońską sztukę akceptacji będącą podstawową zasadą życia Japończyków, można znacząco poprawić swoje relacje z innymi, zacząć emanować szacunkiem do samego siebie, a także odpuścić sobie doświadczenia, które przynoszą ci więcej szkody niż pożytku, doceniać rolę prostych codziennych rytuałów i nauczyć się radzić sobie z gniewem, lękiem i napięciami, które zabierają zbyt wiele czasu i energii. W książce znaleźć można wiele przemyśleń i niezwykle cennych wskazówek. Każdy zapewne zwróci uwagę na inne treści. Ja zebrałam to, co będę wcielała w moje życie i z czym będę dzieliła się z innymi ludźmi. 1. Zaakceptuj siebie takim, jakim jesteś, zanim podejmiesz próby, aby stać się tym, kim chcesz być i kim możesz się stać. „Akceptacja samego siebie powinna ci przynieść większy spokój, dzięki czemu będziesz mógł zastanowić się nad tym, co czyni cię nieszczęśliwym i przerażonym, a także co możesz z tym zrobić.”* Scott cytuje Michelle Obamę: „Wiedziałam, że można żyć na dwóch płaszczyznach jednocześnie – stąpać mocno po ziemi, lecz być zorientowanym na postęp. (...) Możesz dokądś dotrzeć tylko wówczas, jeśli stworzysz sobie lepszy świat, choćby początkowo tylko we własnym umyśle. (...) możesz żyć w świecie takim, jaki jest, lecz wciąż pracować na rzecz świata, jaki powinien być”. 2. Zachowuj jednocześnie wystarczającą świadomość i pewność siebie. Pamiętaj, że „szacunek do siebie buduje pewność siebie.” 3. Zaakceptuj i przyjmuj straty, czyli miej świadomość, że nasze życie jest zależne od wielu czynników, między innymi relacji z przyrodą, ale także innymi ludźmi.„Kiedy twoje podejście do życia zakłada akceptację przeciwności losu poprzez poszanowanie innych oraz sytuacji, stwarzasz coś, na czym możesz się oprzeć, i co w najgorszym wypadku pozwoli ci przynajmniej zachować godność.”* 4. Szanuj innych, okazując również szacunek sobie. „Aby móc okazywać światu szacunek, empatię i akceptację, musisz zadbać o własne samopoczucie i stosunek do samego siebie. Nie sposób szanować innych, gdy jest się nieszczęśliwym, przerażonym i rozeźlonym.”* „Okazywanie ludziom szacunku jest nie tylko oznaką empatii, lecz także sposobem na złagodzenie stresu wewnętrznego.”* (…) „Niektórzy będą cię popychać i obrażać, ale nie znaczy to, że musisz odpowiadać im tym samym.” Wyrażanie szacunku to też uważność na drugiego człowieka. 5. Obserwuj, a nie oceniaj i nie wydawaj opinii. Mniejsze zaabsorbowanie sobą oznacza większą troskę o innych oraz zainteresowanie rozwijaniem zdolności obserwacji i akceptacji. 6. Zwolnij, doceń teraźniejszość, która przemija, a wraz z nią wszelki ból i smutek, gdyż nic nie trwa wiecznie. „Spowolnienie tempa tworzy przestrzeń na obserwację, a dzięki niej masz większą szansę zaakceptować miejsce, w którym się znajdujesz, oraz samego siebie. Oznacza to także mniej wspominania przeszłości, mniej lęku przed przyszłością, a więcej bycia obecnym w danym momencie.”* 7. Zachowuj uważność i rób to, co w twojej mocy, aby uniknąć stresotwórczych sytuacji i toksycznych ludzi. Zamiast myśleć o tym, co negatywne, skupiam się na nawiązywaniu więzi z ludźmi i tym, co utrzymuje mnie przy życiu. 8.Naucz się komunikowania przez ciszę. „Słuchanie drugiego człowieka w milczeniu pozwala zobaczyć sytuację z jego perspektywy.(…) Wybierając pełne szacunku milczenie, odnosisz całe mnóstwo korzyści. A najlepszą z nich jest to, że gromadzisz siły na sytuacje, w których zabranie głosu będzie konieczne”* 9.Ucz się cierpliwości, która jest potrzebna w dążeniu do celu. „Oczekiwanie jest dla ciebie równie ważne, jak sama realizacja pragnienia, uczysz się więcej o sobie, relacjach i twoim otoczeniu. Czekając na zaspokojenie swojej potrzeby, wyczulasz się bardziej na nowe możliwości.”* 10.Pamiętaj o śnie. Drzemki poprawiają samopoczucie fizyczne i psychiczne, ale pozwalają również uzyskać większą samokontrolę. To „bezpieczny sposób na zabranie wewnętrznego chaosu do świata snu, w którym wszystko się wycisza.(…) Czas poświęcony na refleksję zapewnia wypoczętej osobie pewnego rodzaju schronienie, w którym może ona przyjrzeć się okolicznościom i wprowadzić ewentualne zmiany.”* 11. Zaakceptuj naturę i stań się jej częścią. „Lęki, smutki czy też niezgoda na przemijalność życia pojawiają się, gdy ludzie zatracają swoje miejsce w naturalnym porządku świata.”*Scott zwraca uwagę na to, że doświadczenie bliskości z naturą jest możliwe dla każdego, nawet dla osób, które z jakichś ważnych powodów nie mogą wyjść z domu lub oddalić się z miejsca pracy. Można posłuchać nagrań z odgłosami burz - piorunami oraz dźwiękami z lasów deszczowych. Wystarczy posłuchać 15-20 minut, aby poczuć spokój. Autor powołuje się na słowa neurologa dr Olivera Sacksa, który uważa, że „nie ulega wątpliwości, że natura przemawia do czegoś bardzo głęboko w nas. Zapewnia nam zdrowie i sprzyja uleczeniu.” Chodzi o to, byśmy poczuli się częścią natury. Aby zwracać uwagę na to, co wokół nas się dzieje, gdyż wówczas zabraknie czasu na zamartwianie się tym, co nas denerwuje i unieszczęśliwia. 12. Naucz się mówić „przepraszam”. „Przepraszając, pokazujesz, że akceptujesz rzeczy takimi jakie są, ale nie godzisz się, żeby takie pozostały.”* 13. Miej szacunek do życiowych zawirowań. „Nawet jeśli sytuacja jest stresująca, nie trzeba reagować na nią napięciem. Mogę zatem szanować życiowe zawirowania, a nawet je akceptować, a jednocześnie nie stawać się ich częścią i nie pozwalać, aby wpływały na to, kim jestem jako człowiek. Innymi słowy: nie muszę reagować, mogę ignorować”* Książka Scotta Haasa "Długo i szczęśliwie" może stać się przewodnikiem do bardziej świadomego życia. Czyta się ją jednym tchem. Autor bazuje na własnym doświadczeniu i w niezwykle ciekawy sposób opowiadając o swojej japońskiej przygodzie krok po kroku, pokazuje czytelnikowi zwyczaje panujące w Kraju Kwitnącej Wiśni, które zmieniły jego podejście do stresu i sposób, w jaki go doświadcza i mu zapobiega. Jestem przekonana, że nie zmarnujecie czasu na lekturę tej książki i pozostanie ona z wami na długo, gdyż będziecie czerpać ze wskazówek, które daje nam autor. *Fragmenty i cytaty pochodzą z książki S. Haasa "Długo i szczęśliwie", Wydawnictwo W.A.M., 2021 POLECAMY: POLECAMY: NASZE WEWNĘTRZNE MORZEFragment z książki Daniela J.Siegela "Psychowzroczność""Każdy z nas ma w sobie własny mentalny świat, który z czasem zacząłem traktować jak wewnętrzne morze. To niezwykle różnorodne miejsce, pełne myśli i odczuć, wspomnień i marzeń, nadziei oraz życzeń. Przetaczają się przez nie burze, kiedy doświadczamy ciemnej strony tych wszystkich cudownych wrażeń i myśli: lęku, smutku, strachu, jak również żalu i przerażenia. Gdy mroczne głębiny wewnętrznego morza zdają się nas wciągać, odnosimy wrażenie, że toniemy. Kto z nas nie czuł się przytłoczony tego rodzaju doznaniami? Czasami są przelotne i spowodowane kiepskim dniem w pracy, kłótnią z ukochaną osobą, napadem zdenerwowania przed zbliżającym się egzaminem lub prezentacją, której mamy dokonać, albo dniem bądź dwoma chandry o bliżej nieokreślonym podłożu. Zdarza się jednak, że znacznie trudniej je wyjaśnić, gdyż pozostają ściśle związane z istotą naszej osobowości i nawet nie zdajemy sobie sprawy, że moglibyśmy je zmienić. W takim momencie dochodzi do głosu umiejętność, którą nazwałem psychowzrocznością. Kto nauczy się z niej korzystać, będzie miał w ręku prawdziwie transformacyjne narzędzie. Psychowzroczność pozwala uwolnić się od tych schematów funkcjonowania umysłu, które utrudniają nam korzystanie z życia w pełni." Ten fragment pochodzi z książki Daniela J. Siegela "Psychowzroczność", której premiera odbyła się dzisiaj, a której mamy przyjemność być patronem medialnym :) Daniel J. Siegel wlewa w serce czytelnika optymizm poprzez pokazanie umiejętności, którą może nabyć każdy z nas, a która jest „formą skoncentrowanej uwagi, dzięki której możemy dostrzec wewnętrzny sposób funkcjonowania naszego umysłu, a także być świadomi przebiegu procesów mentalnych i nie padać ich ofiarą.”* Według niego za sprawą psychowzroczności „przemieszczamy się poza zasięg reaktywnych pętli emocjonalnych, w których wszyscy czasem utykamy”* i to ona „pozwala nazwać i poskromić doświadczane uczucia, dzięki czemu nie jesteśmy nimi przytłoczeni.”* Siegel porównuje tę umiejętność zwaną psychowzrcznością do obiektywu, dzięki któremu możemy zanurzając się w głębinach naszego wewnętrznego morza, przyjrzeć się swoim emocjom, myślom i zachowaniom. Utwierdza nas również w przekonaniu, że te umysłowe i emocjonalne przemiany, które będą się w nas dokonywać, pozostawią ślady w naszym mózgu. Jak pisze „Poprawiając zdolność skupiania uwagi na naszym wewnętrznym świecie, poniekąd chwytamy za skalpel, by przeobrazić swoje drogi nerwowe i tym samym doprowadzić do stymulacji rozwoju określonych obszarów mózgu, kluczowych dla zdrowia umysłowego.”* Jestem przekonana, że książka "Psychowzroczność" stanie się nie tylko obowiązkową lekturą dla psychologów. To książką, po którą powinno sięgnąć wiele osób pragnących wprowadzać pozytywne zmiany w swoim życiu. Autor po wstępie teoretycznym, w którym w jasny i zrozumiały sposób wprowadza czytelnika w istotę nauki o mózgu, przechodzi do części praktycznej, w której omawia przypadki, z jakimi zetknął się w trakcie własnej kariery zawodowej. Sądzę, że dzięki lekturze wiele osób będzie mogło wprowadzić w swoim życiu wartościowe zmiany i docenią psychowzroczność nazywaną fundamentem wszystkiego, co mamy na myśli, mówiąc o naszej inteligencji społecznej i emocjonalnej. *Fragmenty i cytaty pochodzą z książki D.J. Siegel "Psychowzroczność", Mamania, 2021 POLECAMY: Wydawictwo Mamania przygtowało 30% rabat na wszystkie książki. Będzie on obowiązywał do 31 stycznia 2021 roku.
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|