DLACZEGO MILCZYSZ?Relacja kat - ofiara. Przemoc domowa„To poronienie” – słowa lekarza wciąż dźwięczały jej w uszach. Leżała w szpitalnym łóżku i patrzyła w sufit. Z oczu leciały jej łzy. Płakała bezgłośnie. Była wykończona całym dniem, strasznie smutna, ale i wściekła. Czuła ogromny żal. Tak bardzo pragnęła tego dziecka. Mimo, że był to początek ciąży, już oglądała ciuszki w sklepach, projektowała w głowie pokój dla maleństwa. Nie wiedziała jeszcze, czy będzie to chłopczyk, czy dziewczynka, ale kochała je całym sercem. Teraz cała miłość do Marka uleciała. W jednym momencie, opadła z niej jak lepka pajęczyna, którą od kilku lat była oplątana. Przejrzała na oczy, jasno zobaczyła całą swoją sytuację. Czuła tylko złość i wrogość do niego. To on je zabił - jej dziecko. „Spadłam ze schodów” – powiedziała lekarzowi, gdy trafiła do szpitala. Był to automatyzm, nawet się nie zastanawiała, gdy tłumaczyła wcześniej: „Gapa ze mnie, uderzyłam się o drzwi szafy”, „Poślizgnęłam się”, „Potknęłam się na chodniku”. Nikt nic złego nie podejrzewał, bo i sytuacje z siniakami zdarzały się rzadko. Zresztą z zewnątrz – Ola i Marek - wydawali się wręcz idealnym małżeństwem. On – dobrze zapowiadający się prawnik, dostał pracę w najlepszej kancelarii w mieście, ona skończyła pedagogikę specjalną, ale nie pracowała w szkole, ale w fundacji, działającej na rzecz dzieci niepełnosprawnych. Sprzedali kawalerkę Marka, dostali trochę pieniędzy od rodziców Oli, wzięli kredyt i kupili 2-pokojowe mieszkanie. Prawie idealny start: mieszkanie, w miarę dobra praca, kochająca się para. Ale pozory potrafią mylić. Olę na początku zmyliły także. Gdy poznała Marka, wydawał się prawie aniołem. Miły, uczynny, pomocny, zgadywał wprost jej myśli i pragnienia, zapatrzony w nią jak w obraz. Ona przepiękna, długonoga i długowłosa, na studiach dorabiała jako modelka i hostessa. Przy tym inteligentna. Znajomi dla żartu mówili o nich: ”Angelina i Bratt”. Zazdrościli nawet im trochę, piękni, młodzi, wydawało się im, że ich życie usłane jest różami. Pobrali się po roku chodzenia ze sobą. Nie mieszkali wcześniej razem, dwa razy byli na wspólnym wyjeździe. Pierwszy zawód Ola przeżyła w czasie wesela koleżanki. Poszła z Markiem, ale on pod wpływem alkoholu dostał „małpiego rozumu” – szalał, był agresywny, rzucał talerzami, gdy Ola próbowała go powstrzymać, wyrywał się i uderzył ją przedramieniem w twarz. Potem tłumaczył, że to przez przypadek, że nie chciał, że wymachiwał rękami i po prostu Ola stała w nieodpowiednim miejscu. Przepraszał, były kwiaty, wspaniała kolacja w restauracji. Marek tłumaczył, że to przez alkohol, że nie powinien pić, prosi, żeby Ola go pilnowała i nie dawała mu wódki, że to się nie powtórzy… Ola uwierzyła i potem… zapomniała. Głowa zaprzątnięta przygotowaniami do ślubu, tyle spraw, emocji, zakup mieszkania, pierwsza praca. A już w tym momencie powinna „zapalić się jej czerwona lampka”. Pierwszy raz zrobił jej awanturę 3 miesiące po ślubie. Krzyczał na nią, wyzywał, obrzucał najgorszymi epitetami, w końcu rzucił wazonem, który rozbił szybę w drzwiach. Podobno Ola miała za krótką spódnicę. Potem nastąpiła sielanka – kwiaty, prezenty, mąż „do rany przyłóż”, przepraszający, uczynny, gdyby mógł nosiłby ją na rękach. Aż do następnego razu. Ola miała według niego zbyt wyzywający makijaż. Tym razem uderzył ją w twarz. Ola leżała w szpitalu i przypominała sobie ostatnie tragiczne wydarzenia. Szarpanie, popychanie, wyzwiska. On atakuje, ona się broni. W końcu niefortunnie pcha ją na krzesło, ona się przewraca razem z meblem, poręcz wbija się jej w brzuch i ten potworny ból… „Nigdy więcej” – mówi sobie teraz Ola patrząc w sufit. „Nigdy więcej nie pozwolę się już skrzywdzić!” Każdego tygodnia w wyniku przemocy domowej giną w Polsce średnio 3 kobiety.* CBOS donosi, że co ósma kobieta w Polsce przyznaje się, że co najmniej raz została uderzona podczas małżeńskiej kłótni (dane z 2002 roku). Według danych Policji** w 2016 roku blisko 67 tys. kobiet doznało przemocy w domu. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej, bo to kobiety, dla których wypełniono „Niebieskie karty”. Nie obejmuje to danych innych instytucji, do których może zgłosić się gnębiona kobieta. Statystyki te nie obejmują także tych kobiet, które nie szukają pomocy, nie zgłaszają z różnych przyczyn swojego problemu, nie mówią nikomu. Dlaczego mężczyźni biją i poniżają? Przemoc domowa nie dotyczy tylko rodzin z tzw. marginesu społecznego. Jest zjawiskiem powszechnym, dotyczy wszystkich grup społecznych. Zdarza się w tzw. dobrych rodzinach, osób wykształconych, lekarzy, prawników itd. Według badań przemocy domowej dopuszczają się najczęściej mężczyźni mający niskie poczucie własnej wartości, z kompleksem niższości. Gdy taki lękowy mężczyzna bije, ma poczucie siły, kontroli nad sytuacją. Bije słabszych, bo sam się boi, a ze słabszym na pewno zawsze wygra. Często sam wyrastał w rodzinie, w której stykał się z różnymi przejawami przemocy i powiela dobrze znany sobie schemat, nie potrafi inaczej kontrolować sytuacji. Część ze sprawców przejawia zaburzenia osobowości, np. cechy osobowości dyssocjalnej, czy przejawia cechy uzależnienia od alkoholu, czy narkotyków. Często do przemocy doprowadza problem z brakiem umiejętności radzenia sobie trudnymi uczuciami, stresem. Agresywne zachowanie jest wynikiem niepowstrzymania furii, wybuchem skumulowanych uczuć: złości, gniewu i wściekłości. Przeżycie furii, po której następuje akt przemocy bywa dla sprawcy fascynującym, ekstatycznym doznaniem, choć wstydliwym. Rozładowanie napięcia następuje poprzez agresję fizyczną lub psychiczną, której celem jest spowodowanie cierpienia lub szkód u drugiej osoby (tzw. przemoc „gorąca”). I mimo, że „damski bokser” obwinia za swoje zachowanie kobietę – przysłowiowa „zupa była za słona” - to prawdziwa przyczyna tkwi w nim. Przemoc domowa to nie tylko maltretowanie fizyczne, z czym najczęściej się kojarzy (zadawanie bólu w przeróżnej formie, duszenie, przypalanie i inne obrażenia ciała), ale także:
Życie na huśtawce Po wybuchu złości, gniewu i wściekłości męża, aktach agresji w różnej formie, cierpieniach kobiety psychicznych i fizycznych, następuje w rodzinie tzw. faza miesiąca miodowego. Ponieważ lękowy mąż boi się odejścia żony, próbuje ją udobruchać, przeprasza, usprawiedliwia się, kupuje kwiaty, prezenty – miłość kwitnie. Ale przemoc w rodzinie działa na zasadzie błędnego koła. Za chwilę znowu przejdzie w fazę agresji. I tak bez końca. Jeśli mężczyzna uderzył Cię raz, zrobi to znowu. Milczą jak zaklęte "Jak ona mogła na to pozwolić?! I to przez tyle lat?" - komentują znajome, gdy dowiadują się, że żona odchodzi od męża-boksera, damskiego boksera. No właśnie? Dlaczego ofiary milczą jak zaklęte? Zostają ze swoimi dręczycielami z wielu różnych powodów. Boją się, że po odejściu mąż im tego nie daruje i skrzywdzi je oraz dzieci. Boją się więc zemsty. Są uzależnione ekonomicznie, uważają, że same po odejściu nie poradzą sobie finansowe, nie utrzymają siebie i dzieci. Wstydzą się, jak zareaguje na to ich rodzina, znajomi, otoczenie. Uważają, że tak naprawdę nie zasługują na miłość, mają niskie poczucie własnej wartości. Czasami dorastały w „przemocowych” rodzinach, w rodzinach z uzależnieniem. I najsmutniejsze jest to, że całe życie marzyły, aby od tego uciec, ale przymus powtarzania pierwotnej więzi powoduje, że znajdują sobie katów, jakich znają z rodzinnego domu. Paradoksalnie szukają bezpieczeństwa, ale bezpieczne jest to, co znane i nawet jak było to okropne i złe to jednak przewidywalne, wiadomo było, czego można się spodziewać. Nawet najbardziej patologiczny związek daje poczucie stabilizacji. Wreszcie doświadczenia życiowe zaczynają żony „zmienić” w ofiary. Bezustannie poniżane i krytykowane powoli zaczynają wierzyć, że są winne, że zasłużyły na takie traktowanie. Z jednej strony słyszą to od swojego męża a z drugiej strony tak potwornie nie traktuje się przecież nikogo dobrego. Rozpoczyna się proces wiktymizacji, czyli destrukcji ulega obraz siebie u ofiary, traci ona poczucie bezpieczeństwa, sama zaczyna się obwiniać, myśleć o sobie negatywnie. To początek, im dłużej trwa taki chory związek, tym więcej kolejnych niekorzystnych cech się pojawia. Wyuczona bezradność, zespół zaburzeń stresu pourazowego PTSD (m.in. z paraliżem emocjonalnym, bezsennością, unikanie bodźców przypominających o traumie), czy wreszcie myśli samobójcę. Trudno więc od kobiet w takim stanie psychicznym oczekiwać racjonalnej analizy sytuacji i samodzielnych prób jej rozwiązania. Jeśli więc mężczyzna uderzył Cię raz, po czym przeprasza, chce Ci to wynagrodzić, obiecuje, że to się więcej nie powtórzy, ale po jakimś czasie jednak robi to ponownie, po jak przejdziesz ten „cykl” trzy razy oznacza to, że tak właśnie będzie wyglądał Wasz związek. Czy jesteś na to gotowa? Czy przerwiesz milczenie? Chcesz mieć satysfakcjonujący związek? Dobrze rozumieć się ze swoim mężem, żoną? Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie:) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
0 Comments
CO PISMO MÓWI O TWOIM CHARAKTERZE?Grafologia a osobowość zapisana literamiGrafolog po analizie naszego pisma potrafi rozpoznać nasze cechy osobowości. Czy wiesz, że jeśli Twoje litery są średniej wielkości - jesteś elastyczny, potrafisz dostosować się do sytuacji. Jeśli zostawiasz wąski lewy margines tzn., że jesteś oszczędny, ale i niepewny przyszłości. A jeśli Twoje „A” zawsze jest okrągłe, duże i proste - należysz do odważnych, otwartych i miłych osób. Unikalność charakteru pisma można porównać z unikalnością odcisku palca. Jakie jeszcze tajemnice kryją Twoje zapiski? Sprawdź co Twój charakter pisma mówi o Twojej osobowości. Analiza grafologiczna z marką Schneider. Zastanawiałeś się kiedyś co mówi o Tobie Twój charakter pisma? Już nie musisz się zastanawiać, możesz to sprawdzić dzięki marce artykułów piśmienniczych Schneider i nowej akcji “Litery i charaktery”, która wystartowała 6 maja 2019 i potrwa do końca września. Marka Schneider uważa, że pismo jest czymś więcej niż tylko słowami pisanymi - jest wyrazem tego jacy jesteśmy. Biorąc udział w akcji przekonasz się, jaki typ osobowości dopasuje do Ciebie grafolog na podstawie Twojego pisma. W ramach akcji przeprowadzany jest test psychologiczny, oparty na analizie próbek odręcznego pisma. Pozwoli on marce Schneider zbadać zagadnienie dotyczące tego, co charakter pisma mówi o typach osobowości Polaków. Osoba może wziąć udział w akcji wchodząc na stronę literyicharaktery.pl. Uczestnik ma za zadanie przepisać określone zdanie na kartkę, zrobić zdjęcie/skan przepisanego zdania oraz wysłać zgłoszenie. Do współpracy zaproszony został ekspert z dziedziny grafologii, który analizuje każde zgłoszenie i określa jaki typ osobowości najbardziej pasuje do przesłanego charakteru pisma. Każdy profil osobowościowy jest opisany oraz skorelowany z wybranym produktem marki Schneider. Wykonałeś test i zaskoczyła Cię analiza? Chcesz przesłać ją znajomym? Nie ma problemu, wynikiem można podzielić się na swoich social mediach. Podstawą kampanii jest grafologia. Ale co to tak naprawdę jest? Jest to dziedzina wiedzy, która zajmuje się rozpoznawaniem cech osobowości na podstawie charakteru pisma. Stosowana jest między innymi w procesach rekrutacji, psychologii, a czasem także w kryminalistyce. Unikalność charakteru pisma każdego człowieka może być porównywalna z unikalnością odcisku palca. Z fragmentu odręcznie napisanego tekstu doświadczony grafolog potrafi odczytać szereg cech psychologicznych badanego. Analizując pismo pod kątem sposobu łączenia lub pochylenia liter czy też odległości między słowami, literami grafolodzy są w stanie stwierdzić, w jakim stopniu dana osoba potrafi się koncentrować, jak jest stabilna emocjonalnie lub czy dobrze radzi sobie ze stresem. Ciekawe prawda? Organizatorem akcji jest firma Schneider – niemiecki producent artykułów piśmienniczych będący na rynku już ponad 80 lat oraz wyłączny dystrybutor jej produktów na terenie Polski – firma PBS Connect Polska. W ofercie Schneider znajdują się długopisy, pióra wieczne i kulkowe, cienkopisy, markery, zakreślacze i wiele innych przyborów. Dzięki wysokiej jakości wykonania i długiej żywotności zyskały uznanie wśród klientów i obecnie eksportowane są do 130 krajów na całym świecie. Wejdź na literyicharaktery.pl i weź udział w teście. Sprawdź, co pismo może powiedzieć o Twojej osobowości :-) PsychologiaPrzyKawie.pl jest patronem akcji „Litery i charaktery - Co mówi o Tobie Twój charakter pisma?”
UCIECZKA PRZED SZCZĘŚCIEM?Badanie Marka Schallera - obniżanie nastroju
Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, dlaczego jako ludzie dążący ze zrozumiałych względów do sytuacji, które dają nam szczęście, czasami poszukujemy zdarzeń diametralnie innych, czyli obniżających nasz nastrój? Bywają przecież dni, gdy słuchamy przygnębiającej muzyki, czy też oglądamy smutne filmy. Zadaliście sobie kiedykolwiek pytanie - dlaczego? Skoro naturalnym dążeniem człowieka jest dążenie do szczęścia, jaki jest cel obniżania sobie nastroju? Otóż Mark Schaller z Uniwersytetu z Montany tłumaczy to między innymi złudzeniem gracza. Jest ono błędem w ocenie rzeczywistości, polegającym na przekonaniu człowieka, że istnieje równowaga panująca w świecie. W związku z tym po paśmie sukcesów rośnie prawdopodobieństwo porażki. I oczywiście odwrotnie. Na pewno każdy z Was rzucał nieraz monetą. W takim razie dobrze wiecie, że z reguły po wyrzuceniu na przykład w trzech seriach orła, jesteśmy przekonani, że w następnym rzucie będzie reszka. Czyż nie jest tak? Oczywiście, że takie jest nasze myślenie. Jest ono działaniem automatycznym i nieświadomym i dlatego sprzecznym z zamierzonym przez nas i świadomym dążeniem do szczęścia. Dlatego czytając smutną książkę, czy przygnębiający film chcemy sobie "zafundować" określoną dawkę goryczy, mając nadzieję, że po niej przyjdzie czas na doświadczanie miłych i przyjemnych chwil. WZMACNIANIE SAMOOCENY DZIECKA9 rzeczy, które dziecko musi usłyszeć od CiebieW poście "Średniak wygrywa" pisaliśmy o dzieciach, które nie osiągają najwyższych ocen w szkole, są tzw. "średniakami" - raz na wozie, raz pod wozem - ale za to układa im się w życiu. Ich rodzice nie mają wygórowanych oczekiwań co do ocen szkolnych. A może znają biografię Alberta Einsteina, Steve'a Jobsa i Billa Gatesa, którzy wcale orłami w szkole nie byli? Może to właśnie rodzice "średniaków" pamiętali, że nie presja sukcesu wywierana na dziecko powoduje, że osiągnie ono cele życiowe, ale właśnie wiara w nie, traktowanie sprawiedliwie, przeproszenie, gdy samemu popełniło się błąd. Pamiętajmy o 9 rzeczach, które dziecko małe i duże musi od nas słyszeć:
Inspiracja: www.powerofpositivity.com Jeżeli wychowywanie dziecka nie jest dla Ciebie wspaniałą przygodą, masz wiele dylematów, nie wiesz jak postępować, zapraszamy na konsultacje albo indywidualną Szkołę dla Rodzica.
Czym skorupka za młodu...Okresy sensytywneJarek nie pracuje. Obstawia zakłady bukmacherskie, trochę pomaga mu finansowo mama. Wynajmuje mieszkanie i gdyby nie wizyty właściciela od czasu do czasu, pewnie panowałby tam okropny bałagan, jak kiedyś w jego pokoju, gdy był nastolatkiem. Książki na ziemi, brudne ubrania, kanapki sprzed tygodnia. Zajęte biurko, półki i dywan. Jak on przechodził, aby usiąść na krześle lub kanapie? To była ekwilibrystyka, do której tylko on był zdolny. Gdy był mały, cały czas pomagała mu mama – pakowała mu plecak, wkładała tam drugie śniadanie (rano biegła po świeże bułki). Przypominała mu o wszystkich zajęciach, gdy czegoś zapomniał, przynosiła do szkoły, bo nie pracowała. Usprawiedliwiała wszelkie wagary, odrabiała za niego zadania domowe, żeby nie dostał jedynki. Miał same trójki, przechodził ledwie z klasy do klasy. Babcia sprzątając po nim zabawki a potem piorąc, mówiła, że „Jeszcze się w życiu napracuje”. Był przekonany, że adidasy to świetne buty, bo się nie brudzą. Dopiero po jakimś czasie przypadkiem dowiedział się, że babcia wrzucała je co tydzień do pralki i następnego dnia rano znajdował je na miejscu, gdzie je zostawił – czyste. Jarek to pewnie ekstremalny przypadek, problemy zapewne nasilił jeszcze brak ojca na co dzień. Pracował na zagranicznych kontraktach, gdy wracał, chciał wynagrodzić swoją nieobecność – kupował najdroższe rzeczy, spełniał wszystkie zachcianki Jarka. Ale dziś nie będziemy zajmować się rolą ojca w wychowaniu dzieci (to oddzielna bardzo ważna kwestia), skupimy się na okresach sensytywnych - okresach szczególnej wrażliwości. Według F. Corominasasą to „fazy w rozwoju dzieci, w których są one szczególnie zdolne do tego, by rozwinąć konkretną funkcję (dotyczącą ciała, umysłu lub woli)”. Fazy te w wychowaniu Jarka kompletnie przeoczono. Gdy był czas, gdy kształtował się porządek (między 0,5 a 5 rokiem życia) Jarek obsługiwany przez dwie kobiety w domu i nie miał szans się tego nauczyć. W odpowiedzialności (między 7 a 13 rokiem życia) wyręczała go zawsze mama – nie ponosił żadnych negatywnych konsekwencji swojego zachowania. Nie musiał być odpowiedzialny - mama była. Podobnie z pracowitością (kształtuje się między 7 a 13 r.ż) – w domu nie musiał robić nic, w szkole podobnie, drogie prezenty „spadały z nieba”, gdy tata przyjeżdżał i tak Jarkowi już zostało. A dobiegał już trzydziestki. Zaniedbano pewnie jeszcze wiele innych cech. A wiadomo, że "czego Jaś się nie nauczył, tego Jan nie będzie umiał"... Wiele głębokiej prawdy w tym ludowym porzekadle.
Według F. Corominasa do 12 roku życia kończy się uczenie w ramach 80% obszarów rozwoju, a w wieku 20 lat, gdy zaczyna się dorosłość, wszystkie obszary rozwoju wymagają dużo większych nakładów pracy, aby je wypracować. Niektóre, jak np. mowa, poza okresem krytycznym, nigdy nie rozwinie się na takim poziomie jak u osób, które okres ten przechodziły naturalnie (o przypadku Genie - "dzikiego dziecka" z XX wieku pisałyśmy w poście "Wszystko ma swój czas"). Koncepcję okresów sensytywnych miała również Maria Montessori, nazywała je także „fazami wrażliwymi”. Według niej np. w przypadku porządku nie chodzi jedynie o porządek w otoczeniu (pokoju, domu, klasie), ale również o porządek wykonywania różnych czynności (sekwencje) oraz o porządek w układzie dnia (tzw. rutynę) – pory wstawania, posiłków, kładzenia się spać. To Maria Montessori zaobserwowała, że jeśli mydło leży obok mydelniczki, to najprawdopodobniej dwulatek, gdy to zauważy odłoży, je na miejsce. Chyba, że ubiegnie go np. babcia. Twierdziła także, że uporządkowane otoczenie we wczesnej fazie życia dziecka jest niezwykle ważne, ponieważ dziecko przechodzi wtedy proces porządkowania swojego umysłu. Okazuje się, więc że zwykłe porządkowanie zabawek przez dziecko ma daleko większy sens, niż to sobie uświadamiamy. Poniżej prezentujemy wykres przedstawiający okresy sensytywne według F. Coromiasa. Zerknijcie, żeby nie zaniedbać niczego w rozwoju Waszych dzieci. JAK ŻYĆ Z UPARCIUCHEM?Uparte dziecko, komunikacja„Nie chcę! Nie włożę tego! Nie pójdę!” Brzmi znajomo? A w roku szkolnym, takie poranki przed wyjściem z domu nie są rzadkością. Pewnie wielu z Was mających i małe i duże dzieci doskonale zna takie sytuacje. Z kolei ustalanie z krnąbrnym nastolatkiem godziny powrotu i sposobu spędzania wolnego czasu, to prawdziwa wojna domowa, o której doskonale wiedzą rodzice gimnazjalistów. Co z takiego uparciucha wyrośnie? Jak będzie mu się żyło w społeczeństwie? Pewnie nieraz zadajecie sobie takie pytania. Otóż, upór, którego nie możecie znieść u Waszego dziecka, kształtuje jego osobowość. A to, że trzylatek, czy nastolatek wyprowadza Was z równowagi stawianiem na swoim, to Kochani oznaka, że rozwija się prawidłowo. Są bowiem takie etapy w życiu dziecka, gdy chce ono postawić na swoim – w wieku trzech lat wyodrębniając swoje „Ja” z otoczenia, a potem w wieku lat nastu, kiedy zaczyna krytycznie patrzeć na świat i buntuje się przeciw regułom i zasadom, między innymi wprowadzanymi przez Was – rodziców. Ale uwierzcie nam, z tych uparciuchów wyrastają osoby mające swoje zdanie, osoby asertywne, otwarte, odważne, wytrwałe i twórcze. Dlatego, pomóżcie swoim dzieciom, ale i sobie, przejść przez te ważne okresy w sposób w miarę bezbolesny :) Co możemy zrobić, gdy dziecko stawia na swoim? Po pierwsze wyciszcie swoje emocje – pooddychajcie głęboko, policzcie do dziesięciu. To skutkuje! Jeżeli będziecie próbowali w stanie „podkręcenia” emocjonalnego stawiać czoła uparciuchowi - klęska murowana. A więc spokojnie, z dawką humoru, która w takich sytuacjach jest wskazana, wytłumaczcie swoje stanowisko. Pamiętajcie przy tym, że złota zasada rozmowy, to nie tylko mówienie, ale i słuchanie. Z tym mamy niestety jako rodzice problem :) Bądźcie też konsekwentni i nie ulegajcie uparciuchowi! To niestety częsty błąd rodziców - dla „świętego spokoju” zgodzę się, ustąpię… I co? Wówczas tylko wzmacniamy niepożądane przez nas zachowania. Nawet jeśli ulegniemy raz na tysiąc razy, to dziecko będzie w kolejnych sytuacjach znowu próbować. Warto natomiast szukać dogodnych sytuacji, w których można dać dziecku możliwość wyboru. Przecież nikt z nas nie lubi narzucania czegoś z góry. Zrób to, ubierz tamto, wróć wtedy… Uff! Klęska gwarantowana. Jeżeli natomiast zapytacie swoją pociechę, dając jej na przykład dwie możliwości wyboru, dziecko będzie czuło, że ma możliwość decydowania. A kto z nas - dorosłych też tego nie lubi? A przecież dzieci również nie chcą być marionetkami, za które podejmujemy decyzje. Oczywiście decyzje muszą być dostosowane do wieku (np. dla 3-latka wybór koloru skarpetek też będzie decyzją). W komunikacji z dzieckiem stawiającym opór, należy pamiętać też o zminimalizowaniu komunikatów typu „nie” – „nie rób”, „nie wolno” - na komunikaty pokazujące, co należy robić. Słowo „nie” budzi bowiem opór i bunt. Ważna jest też spójność i jasność komunikatów oraz stabilność granic, gdyż daje to dziecku poczucie bezpieczeństwa. Zmiana zdania ze względu na nasze samopoczucie, bądź podważanie zdania drugiego rodzica, powoduje frustrację i prowadzi do buntu. I chyba nie musimy się temu dziwić. I jeszcze jedno - pomimo, iż uparty młody człowiek wyprowadza nas nieraz z równowagi, ten fakt nie usprawiedliwia zwracania mu uwagi przy osobach obcych, upokarzania i wyśmiewania się z niego. Jest to niedopuszczalne i prowadzić może to prawdziwej katastrofy wychowawczej.
Są natomiast takie sytuacje, w których bezwzględnie jako rodzice powinniśmy postawić na swoim. Dotyczy to momentów, gdy zagrożone jest zdrowie i bezpieczeństwo dziecka. Da się więc żyć z uparciuchem, tylko trzeba wiedzieć „jak”. JAK DOCENIAĆ DZIECKO?Dzień Dziecka 2019Dużo lepiej jest wzmacniać dziecko, gdy jest małe, niż potem próbować "naprawiać" dorosłego. Przekonania na swój temat zbudowane w dzieciństwie potrafią być bardzo silne i trudne do zmiany. Dobre słowa są w stanie pomóc w budowaniu własnej wartości oraz samooceny dziecka. Musi tylko ono otrzymywać od otoczenia takie pozytywne informacje zwrotne. Im bardziej konkretne i związane z sytuacją tym lepiej. Przedstawione na ilustracji mogą być inspiracją, pierwszym słowem, jakie możemy wypowiedzieć, a w dalszej części wypowiedzi - ukonkretnić, co nam się podoba, powiedzieć, co doceniamy. Mówienie dziecku dobrych rzeczy przez mamę i tatę, ale także i nauczycieli może przypominać włączanie światła w pokoju. Tak jak pokój wypełnia się światłem, tak dziecko wypełnia się wiarą w siebie i swoje możliwości. Z okazji Dnia Dziecka możecie wydrukować ten plakat, powiesić w widocznym miejscu w domu . Wystarczy pobrać wersję pdf TUTAJ: ![]()
Jeżeli wychowywanie dziecka nie jest dla Ciebie wspaniałą przygodą, masz wiele dylematów, nie wiesz jak postępować, zapraszamy na konsultacje albo indywidualną Szkołę dla Rodzica.
LUBISZ TO, CO MASZ?Anthony de Mello o szczęściuW poście "Jak zostać szczęściarzem?" zastanawiałyśmy się, czym różnią się ludzie szczęśliwi od nieszczęśliwych, potocznie nazywanych pechowcami? Chciałyśmy zwrócić uwagę na to, iż szczęście w życiu w dużej mierze jest uzależnione od naszego nastawienia. Dla dopełnienia tematu, dzisiaj proponujemy przypowieść Anthony de Mello.
PASTERZ LUBI WSZYSTKIE RODZAJE POGODY Podróżny: "Jaką pogodę będziemy mieli dzisiaj?" Pasterz: "Taką, jaką lubię" "Skąd wiesz, że będzie taka, jaką lubisz?" "Stwierdziwszy, proszę pana, że nie zawsze mam to, co lubię, nauczyłem się zawsze lubić to, co mam. Jestem więc całkiem pewien, że będziemy mieli taką pogodę, jaką lubię". Szczęście i nieszczęście leżą w sposobie, w jaki przyjmujemy wydarzenia, nie w naturze samych wydarzeń. Anthony de Mello "Modlitwa Żaby II" DLACZEGO JESTEM WRAŻLIWCEM?Osoby Wysoko Wrażliwe
Wrażliwi ludzie są najbardziej autentycznymi i uczciwymi ludźmi, których kiedykolwiek spotkasz. Nie ma niczego, czego nie powiedzieliby o sobie, jeśli Ci zaufają. Jednak w momencie, gdy ich zdradzisz, odrzucisz lub poniżysz, zakończą Waszą przyjaźń. Wrażliwcy żyją z poczuciem winy i ciągłym cierpieniem, wynikającym z nierozwiązanych sytuacji i nieporozumień. Nie są w stanie żyć, gdy nienawidzą lub są znienawidzeni przez innych. Ten typ osób potrzebuje tyle miłości, ile nikt nie jest w stanie im dać, ponieważ ich dusza jest stale raniona przez innych. Jednak pomimo tragedii, które muszą przejść w życiu, pozostają najbardziej współczującymi ludźmi, których warto poznać i często zostają działaczami na rzecz innych: zranionych, zapomnianych i niezrozumianych. Są aniołami ze złamanymi skrzydłami, które latają tylko, gdy są kochani.
Shannon L. Adler lessonslearnedinlife.com O osobach wysoko wrażliwych pisałyśmy w ostatnim poście "Naprawdę jaka jestem, nie wie nikt". Wspominałyśmy w nim o niedawno wydanej książce „Wysoko wrażliwi i miłość” w której można między innymi można znaleźć odpowiedź na pytania: czy osoby wysoko wrażliwe tworzą dobre związki z innym osobami wysoko wrażliwymi, jak uniknąć pułapek związków osób wysoko wrażliwych z osobami niewysoko wrażliwymi, i jaki jest wpływ stopnia wrażliwości na seksualność. W książce Elaine N. Aron osoby wysoko wrażliwe odnajdą siebie i znajdą dla siebie wiele cennych wskazówek, a pozostali będą mogli spojrzeć na świat z ich perspektywy i być może zrozumieć, jakie błędy popełniają w relacjach z osobami, których zdolności empatyczne i analityczne mogą ubogacić wiele związków i stać się atutem, a nie kulą u nogi. POLECAMY:
CHCESZ BYĆ SZCZĘŚCIARĄ?
Różnice między ludźmi szczęśliwymi i nieszczęśliwymi
Odprowadzam syna do szkoły, wracam na parking i …klops. Ktoś „inteligentnie” zaparkował na samych środku parkingu. Nie zdołam wyjechać. Mimo wszystko – próbuję. Oczywiście bez skutku. Znajomy tata ze szkoły, proponuje pomoc (ach Ci mężczyźni, zawsze myślą, że kobiety nie potrafią prowadzić), ale i jemu także się nie udaje. Jestem coraz bardziej zirytowana. Śpieszę się. Za 15 minut mam spotkanie. Biegnę do sekretariatu szkoły, może to ktoś od nich, a może wiedzą, do kogo należy samochód, może do jakiegoś rodzica? Nic nie wiedzą – złość wzbiera we mnie. Wychodzę ponownie na parking porządnie już zdenerwowana. Mogę zostawić samochód i wziąć taksówkę, ale to niestety nie załatwi sprawy, bo potem mam kolejne spotkanie i nie zdążę wrócić po samochód. A jeśli nadal byłby zablokowany? Co za głupi ludzie robią takie rzeczy? Nie wiedział/nie wiedziała, że inni nie będą w stanie wyjechać? Dalsza część myśli, kłębiących się w głowie jest mniej cenzuralna, więc ich nie przytoczę.
Na pewno przypomnicie sobie takie sytuacje, w których Wy też byliście wściekli i źli. Gdy moja złość sięgała zenitu – zjawiła się ONA. Właścicielka feralnego samochodu i jak gdyby nigdy nic - wsiada. Podbiegam i próbując się opanować, opowiadam jej, jakiego problemu narobiła. Po czym wsiadam do swojego samochodu, cały czas gotując się ze wściekłości i odjeżdżam. Za chwilę na skrzyżowaniu zapala się czerwone światło. Staję i zaczynam myśleć – w sumie powinnam być szczęśliwa, zdążę jeszcze na pierwsze spotkanie, skoro mam już samochód bez problemu dojadę na kolejne. Powinnam być szczęśliwa, wdzięczna i cieszyć się z tego, że właścicielka samochodu znalazła się tak szybko!
No właśnie i tu przechodzimy do sedna. Czym różnią się ludzie szczęśliwi od nieszczęśliwych, potocznie nazywanych pechowcami? Ci pierwsi cieszą się sukcesami w pracy, mają fajne rodziny, mają wystarczająco dużo pieniędzy a drugim praktycznie nic nie wychodzi. Badania Richarda Wisemana pokazują, że najważniejszą różnicą jest sposób myślenia, odbierania i interpretowania świata. Wydaje się zagmatwane? Już tłumaczymy: mamy tendencję do oceniania sytuacji, które się nam przydarzają. I „szczęściarze”, w KAŻDEJ sytuacji widzą tylko pozytywne strony i są za nią naprawdę wdzięczni. Np. jeśli spadliby ze schodów i złamali nogę, oceniliby tę sytuację bardzo pozytywnie, bo przecież mogliby rozbić sobie głowę, czy złamać kręgosłup. Przy tym porównaniu złamana noga to w sumie nic takiego. Myśli pechowców w tej samej sytuacji nie trzeba chyba przytaczać (co za pech!, co ja teraz zrobię, dlaczego mnie to spotkało, jak będę chodzić, pracować, żyć, co za utrapienie, itd.). Ludzie szczęśliwi nawykowo myślą, co jeszcze gorszego mogłoby ich spotkać w danej sytuacji i są szczerze wdzięczni, że nie spotkało ich najgorsze. Są wówczas szczęśliwi. I dotyczy to tych samych sytuacji, które spotykają pechowców. Nastawienie szczęściarzy - w każdej sytuacji spotyka mnie coś dobrego - uruchamia „samospełniające się proroctwo” i faktycznie doświadczają więcej dobrych rzeczy w życiu. Samospełniające się proroctwo działa jak swoisty nieświadomy filtr, dostrzegamy tylko te rzeczy, które są zgodne z naszymi oczekiwaniami. Według Philipa Zimbardo, samospełniające się proroctwo (inaczej: samospełniająca się przepowiednia) oznacza, że oczekiwania dotyczące jakiegoś zdarzenia, czy osoby mogą zmieniać nasze zachowanie w taki sposób, że uzyskujemy to, czego oczekiwaliśmy. Nasze oczekiwania powodują też , że w danej sytuacji poszukujemy dowodów (informacji, szczegółów), które potwierdzają te oczekiwania. Mam szczęście, jestem szczęściarzem, więc w danej sytuacji poszukuję „dowodów” na to, że faktycznie tak jest.
O tym co pozwala nam stawiać czoła przeciwnościom, o tak zwanej rezyliencji, czyli umiejętności radzenia sobie z przeciwnościami i stawania czoła wyzwaniom na drodze do wykorzystania pojawiających się możliwości możecie również poczytać więcej w książce Ricka Hansona Forresta Hansona "Rezyliencja. Jak ukształtować fundament spokoju, siły i szczęścia." Wracając do sytuacji z parkingu. Gdy stanęłam na czerwonym świetle, przypomniałam sobie o myśleniu szczęściarzy. Jak pewnie się domyśliliście, nie jest to moje nawykowe myślenie. Przypomniałam sobie także o „dzienniku wdzięczności”, jaki miałam zacząć prowadzić i poczułam się naprawdę wdzięczna. „Super, że właścicielka samochodu się znalazła! Fantastycznie, że wszystko się udało! Zdążę na wszystkie spotkania!” I wyobraźcie sobie, że wówczas całe zdenerwowanie i stres minęły. Zaczął się szczęśliwy dzień. Naprawdę. Gdybym tylko tak mogła reagować w innych sytuacjach… POLECAMY:
Z UŚMIECHEM ROZPOCZNIJ DZIEŃ!Frustracja, zmęczenie, żal. M. SeligmanZe łzami w oczach spojrzała na zegar. Dobiegała dwudziesta czwarta. Dopiero zasnął. Lekarz tłumaczył, że trzy dni, a szczególnie noce mogą być ciężkie. Inhalacja, smarowanie, oklepywanie… W końcu kaszel ustał. Delikatnie wysunęła jego maleńką rączkę ze swojej dłoni. Nie miała już siły. W uszach brzmiała diagnoza: zapalenie oskrzeli. Który to już raz w ciągu jego czteroletniego życia? Próbowała ogarnąć w myślach jutrzejszy dzień. Dlaczego właśnie teraz? Tak bardzo zależało jej na tej pracy. Przeszła przez sito rekrutacyjne. Wiedziała, jak ważny jest pierwszy tydzień. A tu taka niespodzianka. Oczywiście Marcina w takich sytuacjach nie ma w domu. Tyle razy prosiła, błagała, aby zmienił pracę. Przy jego kwalifikacjach i doświadczeniu to nie jest przecież problem. Dość miała ciągłych nieobecności, szczególnie w takich dniach jak dzisiejszy. Zapalenie oskrzeli… wciąż powracały słowa lekarza. Skąd to się przyplątało? No, tak… Pewnie panie w przedszkolu nie dopilnowały, aby się przebrał. Z pewnością biegał po podwórku, zgrzał się, a potem w mokrej koszulce siedział i tak się „załatwił”. Ale on przecież też mógłby pomyśleć, ma już cztery latka. Boże, to moja wina! Za mało z nim rozmawiam, tłumaczę… W głowie Kasi kotłowały się myśli. Zaparzając herbatę, uświadomiła sobie, że od rana nic nie jadła. Ale to nie jest ważne. Jak ja ogarnę jutrzejszy dzień? – pomyślała z przerażeniem. Pierwszy dzień w nowej pracy. W głowie zaczęła układać plan, ale wciąż powracały dręczące myśli. Jak ja dam radę? Wszystko, czego się dotknę, zawsze nie wychodzi. Nigdy nie jestem w stanie zapanować na tym życiowym chaosem. Jestem do niczego. A jutro jak ja temu podołam? W tym momencie uśmiechnęła się resztką sił. Dobrze, że jest Ula. Rano przyjedzie i zostanie z Boryskiem, a ja spokojnie odwiozę bliźniaki do szkoły. Co ja bym bez niej zrobiła? – pomyślała. Ula była lekiem na całe zło. Kasia wiedziała, że na nią zawsze może liczyć. Ulka miała od lat dobrą pracę, w której była ceniona. Dzień urlopu nie był dla niej problemem. Jak się nie ma dzieci, to nagłe sytuacje nie wyrastają jak grzyby po deszczu. Idąc spać, pomimo że miała przed sobą jedynie dwie godziny, nie przeklinała już swojego losu. Parę godzin wcześniej miała dość takiego życia, użalała się nad sobą, miała pretensje do siebie, do świata, do Pana Boga. Ale wraz z przywołaniem do świadomości Uli, przypomniała sobie słowa, które usłyszała jakiś czas temu, wypłakując się jak zwykle w jej ramię. „Dziękuj Bogu i losowi za to, co masz. Skup się na tym, co pozytywne, a nie roztrząsaj tego, co złe.” Pamięta, że przyjaciółka zacytowała słowa Fromma. Chodziło w nich o to, że szczęście nie jest dziełem przypadku, ani darem bogów, ale czymś, co każdy musi sam wypracować dla siebie. Ula tłumaczyła Kasi, że tylko od nas zależy, jakie uczucia pielęgnujemy i które dzięki temu z nami zostają. Kasia często roztrząsała niepowodzenia, traktowała je jako coś trwałego, całościowego i globalnego, obwiniając przy tym siebie i innych. Czy nie miała powodów do narzekań? Oczywiście, że miała. Miało jej prawo być ciężko, czuła się przemęczona, sfrustrowana, poddenerwowana. Miała prawo do poczucia żalu, złości i niesprawiedliwości. Ale zapominała, że nasze szczęście zależy w głównej mierze od tego, jak interpretujemy zdarzenia życiowe. Człowiek bowiem, według jednego z twórców psychologii pozytywnej Martina Seligmana, może nauczyć się optymizmu, modyfikując swój styl wyjaśniania zdarzeń. Gdyby Kasia traktowała to zło, które było jej udziałem jako przejściowe i zależne od czynników zewnętrznych, które dzisiaj są , ale jutro może ich nie być, byłoby jej łatwiej. Natomiast ona często zapadała się w sobie, uważając, że jest złą żoną, złą matką i taka postawa rzutowała na jej nastawienie do życia, działając czasem jak samospełniające się proroctwo. Gdyby natomiast pomyślała, że dzisiaj jest ciężko, ale nie będzie to trwało wieki, byłoby jej lżej. Wiadomo, że gdy dzieci są małe, chorują, ale z reguły tylko przez pierwsze lata swojego życia. Gdyby przyszła refleksja dotycząca tego, co pozytywne, gdyby pomyślała, że cudownie, że ma kochanego męża, że mają zdrowie i pracę, a najważniejsze: trójkę cudownych dzieci, świat nabrałby innych barw. Seligman mówi o stylu wyjaśniania, czyli sposobie, w jaki tłumaczymy sobie niepomyślne zdarzenia. Jest on związany z opinią, jaką mamy na swój temat i posiada trzy wymiary: stałość, zasięg i personalizację. Stałość odnosi się do oceny zdarzeń, które są naszym udziałem - jako stałych bądź chwilowych. Kasia uważała, że zawsze ma pecha, że mąż nigdy nie liczy się z jej zdaniem. I tym samym przypisywała negatywnym zdarzeniom charakter trwały. Zasięg dotyczy przekonań w aspekcie przestrzennym. Można postrzegać go jako ograniczony, czyli niemający wpływu na inne dziedziny, albo wręcz przeciwnie. Kasia mogła uważać, że nie umie przekonać męża do zmiany pracy, ale widzi, że on zawsze liczy się z nią w innych kwestiach. Mogła zdawać sobie sprawę, że kiepska z niej kucharka, natomiast mieć przekonanie, że umie dbać o ciepło domowego ogniska. Ostatni wymiar to personalizacja, czyli upatrywanie winy za niepowodzenia w sobie lub innych. Okazuje się, że osoby szukające winy w sobie i patrzące na siebie jako na ludzi bezwartościowych i do niczego, nie chcą podejmować wyzwań, wysiłku, bo obawiają się kolejnych porażek i kompromitacji. Psychologowie pozytywni kładą duży nacisk na pielęgnowanie pozytywnych emocji i delektowanie się nimi tak, by trwały i trwały. Jedną z praktyk jest praktyka wdzięczności. Polega ona na przypominaniu sobie osoby, której coś w życiu zawdzięczamy. Napisanie listu do tej osoby bądź spotkanie się z nią powoduje, że poziom naszego optymizmu wzrasta i to jest udowodnione. Kasia w momencie, gdy pomyślała o Uli, nabrała dystansu do problemów. Za imieniem Ula kryła się bowiem osoba, która dawała jej wielkie wsparcie, na którą zawsze mogła liczyć. Myśląc, jaki to skarb i jak bardzo jest jej wdzięczna, zmobilizowała się do działania i z uśmiechem rozpoczęła kolejny niełatwy przecież dzień. Spróbujcie zastanowić się, komu w życiu jesteście wdzięczni i za co? Może będzie to okazja do spotkania, które jesteśmy pewne, iż przyniesie Wam wiele cudownych emocji. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
PRZYPOMINAMY:Dzień Matki zbliża się wielkimi krokami. Między innymi zaprzyjaźniona z nami firma Emanuel Berg przygotowała w Trójmieście niespodziankę dla MAM.
👗 Kochane, możecie skorzystać z bezpłatnych konsultacji ze stylistką w niedzielę 26 maja w Klif Gdynia. Jeżeli chcecie wiedzieć jaką macie sylwetkę, jakimi fasonami i kolorami podkreślić swoje atuty i ukryć mankamenty, jak zbudować profesjonalny wizerunek oraz dzięki czemu poczuć się dobrze w ubraniach, które nosicie - koniecznie wyślijcie zgłoszenie na adres: [email protected] i odwiedźcie w najbliższą niedzielę salon Emanuel Berg w godzinach 10.00-20.00. Nie zapominajcie, że warto zrobić coś dla siebie! POLECAMY:
APETYT NA ŻYCIEToksyczne związki
Mijały tygodnie, a ona wciąż nie umiała powrócić na normalności. Nie umiała skupić się na pracy, na projektach, którym poświęcała czas i serce, w które angażowała się bez reszty. W kółko czytała treść maili, które rozpoczęły tę niespodziewaną, niechcianą, a wnoszącą tyle emocji znajomość.
Tak – wszystko, co nas łączy jest naprawdę ekscytujące, no i nie jest proste. Nie powielę Twojego wywodu i nie napiszę "może”. Zacznę od wielkich liter zdanie: Należy poczekać, pozwolić się temu potoczyć, bo nic przecież nie dzieje się przez przypadek. Rozumiem, że boisz się mi zaufać i nie będę Cię do tego namawiał, gonił i popędzał. Czas pokaże, że można, ale to musi nastąpić samo, nic na siłę bo wszystko można by zepsuć… Po śmierci Pawła nie szukała miłości. On był jej pierwszą i jedyną, najwspanialszą, jaka może się zdarzyć. Gdy wreszcie po trzech latach zaczęła uczyć się życia, nowego życia, pojawił się on. Broniła się jak mogła. Nie chciała, by ktokolwiek zastąpił miejsce tego, który przecież nie mógł być zastąpiony. Nie jestem nieuczciwym wyrachowanym egoistą. Może jestem odpowiedzialnym człowiekiem, który tęskni za czymś, czego nigdy nie doznał? Jednak nie potrafię sprecyzować - czego. Cieszę się, że jesteśmy od początku szczerzy i że umiemy o pewnych sprawach mówić… Zaufała, a może tęskniła za ciepłem, bliskością, może potrzebowała oparcia, miłości, poczucia bezpieczeństwa. To był piękny czas, w którym wreszcie zaczęła się uśmiechać i patrzeć w przyszłość.
Dzisiejsze Urodziny wyobrażała sobie od paru tygodni. Co prawda dostrzegała, że Grzegorz nie jest tym, który ją zdobywał kilka miesięcy temu, ale tłumaczyła go wciąż przed samą sobą. Dzwonek do drzwi spowodował szybsze bicie serca. Widok kuriera z bukietem czerwonych róż potraktowała jako początek świętowania. Od razu zauważyła śnieżnobiałą kopertę kontrastująca z czerwienią róż. W jej wyobraźni kryła niespodziankę, której tak bardzo pragnęła…
Nie chciała otwierać jej w pośpiechu. Wykąpała się, przygotowała ulubioną kawę i drżącymi z podekscytowania dłońmi zaczęła sprawdzać, co kryła zawartość… Wybacz. Nie mogę, nie chcę tego dalej kontynuować. Tak będzie lepiej dla nas. Nie mogła uwierzyć. Może to jakiś żart. Łzy napłynęły jej do oczu. Wzrokiem zaczęła przebiegać po linijkach tekstu, szukając słów wyjaśniających, że to żart… Początek był super, wydaje mi się, że kiedy człowiek poznaje drugiego i chce go poznać lepiej, a może i zdobyć, nie widzi pewnych wad, a może nie chce widzieć. A tak było ze mną. Widziałem w Tobie super babkę, atrakcyjną, mądrą i dlatego potoczyło się to przez te pierwsze miesiące tak, a nie inaczej. Jednak potem zaczęły mnie pewne sprawy drażnić, denerwować. Chciałem pisać, ale tylko kiedy miałem na to ochotę, chciałem spotykać się, ale tylko wtedy kiedy miałbym na to czas. Tak wiem, że to egoizm, ale powiedziałem Ci kiedyś, że zdaję sobie sprawę, że jestem egoistą. Dla mnie znajomość ta mogłaby mieć sens tylko na takich warunkach, o których napisałem, że to ja ustalam warunki. Więc kiedy nie piszę przez tydzień, i kiedy nie spotykamy się przez dwa tygodnie, to po prostu tak ma być, bo ja nie mam ani czasu, ani ochoty. Więc kiedy zauważyłem, że taki układ Ci nie odpowiada, próbowałem Ci to delikatnie powiedzieć. Ale kiedy zaczęliśmy rozmawiać o nas, zaczęło być to dla mnie nie do wytrzymania. Zacząłem odczuwać to tak, jakbyś mnie osaczała. Wiem, że nie miałaś ani takiego zamiaru, ani nie odbierałaś tego w ten sposób, być może powiedziałabyś, że to ja prowokowałem takie sytuacje, ale piszę jak to odbierałem. Kilka razy próbowałem o tym mówić, ale skutków nie było i dlatego zacząłem wysyłać Ci sygnały że, chyba nie ma to sensu. Problem był w tym, że dalej pociągałaś mnie jako kobieta. Już wówczas wiedziałem, że jeśli nie przerwę tego, jeśli nie skończę – zrobię Ci wielką krzywdę, domyślałem się, że z twojej strony zaczęły się krystalizować jakieś uczucia, a to znaczyłoby, że ta znajomość nie jest już tak prosta i nieskomplikowana jak do tej pory. Jednak jak pisałem i mówiłem, nie chcę Cię oszukiwać, nie chcę robić Ci nadziei i być może postępuję zbyt drastycznie, ale nie widzę innego wyjścia.
Historia Poli to historia wielu kobiet, których życie przeplatają radości i cierpienia, miłość i lęk, zaufanie i rozczarowanie, ból i tęsknota. Życie, w którym dokonujemy czasami niewłaściwych wyborów, popełniamy błędy wynikające z obdarzania ludzi zbyt dużym zaufaniem, a może patrzeniem na innych przez pryzmat swojej uczciwości. „Życie, które boli, ale - jak pisze w swojej najnowszej książce Katarzyna Miller - może być smaczne, gdyż nawet smaki gorzkie są w nim ważne.” Właśnie książka „Życie od A do Z” Katarzyny Miller ucząca apetytu na życie, pomimo jego wielu trudności, przywoła we mnie wspomnienie Poli. Zrozpaczona, zawiedziona, rozczarowana dziewczyna miała dwa wyjścia, wyciągnąć lekcję z trudnego związku i z podniesioną głową ruszyć dalej w życie, albo rozpamiętywać popełniony błąd. Przecież mogłam się nie oprzeć, nie musiałam rzucać się w ramiona tego człowieka. Dlaczego podjęłam tak głupią decyzję? – te pytania powracały jak bumerang do Poli każdego dnia. I w tym miejscu można by było odpowiedzieć dziewczynie słowami Pani Kasi Miller pochodzącymi z najnowszej książki, w której to sama autorka opowiada:<< Jeśli ktoś mnie pyta: „Czy ja mam się związać z tym facetem, czy nie, bo nie chciałabym popełnić błędu”, odpowiadam: „Nie ma szansy, ponieważ to, co bierzesz w tej chwili pod uwagę, to jest tylko kawałeczek czegoś, co widzisz. Na to, co się będzie działo pomiędzy Tobą a tym człowiekiem, nie wpływa tylko to, co jest w nim i w Tobie teraz, ale cały świat, mnóstwo rzeczy może się zdarzyć>>. Pola nie mogła wielu rzeczy przewidzieć, ale od niej zależało, jaką drogę wybierze po odejściu Grzegorza. Od nas bowiem zależy, co wybieramy. Katarzyna Miller ze swoim dystansem do życia podsuwa kolejną myśl: ,,…widzę wszystko, ale wybieram dobre. A jak wybieram dobre, to ono mnie wybiera. I mam ochotę na więcej.” Błędy i złe wybory są rzeczą ludzką, natomiast ważne, by nie odebrały nam ochoty na delektowanie się życiem.
Wspomniana książka „Życie od A do Z” to zbiór felietonów rozpisanych według liter alfabetu, które wciągają czytelnika bez reszty. Kolejne rozdziały, które można czytać w dowolnej kolejności są poświęcone różnym aspektom życia, między innymi: miłości, zdradzie, wolności, dojrzałości, optymizmowi, krzywdzie. Pani Kasia w charakterystyczny dla siebie, niezwykle dowcipny, inteligentny, a zarazem ciepły sposób „otwiera” nas na życie, uczy uważności i pokazuje, iż to od nas w bardzo dużej mierze zależy, jakie będzie miało ono barwy i odcienie. Jak stwierdza autorka „ Życia od A do Z”: „Błędem jest trwać w błędzie, w tym, co już jest dla nas niedobre. Jeść niesmaczne, zepsute rzeczy, utrzymywać iluzję, że coś trwa, choć się już skończyło. Niezgoda na przemijanie też jest błędem, ponieważ zatrzymujemy coś, z czego nie ma już energii. Będąc w kontakcie ze sobą i z realnością, możemy zaczynać na nowo, odradzać się, zamiast patrzeć do tyłu i się nie rozwijać.” Wspaniała lektura na popołudnie z kawą. A jeśli powiecie: "Nie mam czasu", to od razu pomyślcie, jak w takim razie cieszyć się życiem, nie mając czasu na życie? :) Dziś niedziela - spróbujcie! POLECAMY:
NAPRAWDĘ JAKA JESTEM, NIE WIE NIKTOsoby wysoko wrażliwe i miłość
„Naprawdę jaka jestem, nie wie nikt…” Sonia kładła się spać nucąc słowa ulubionej piosenki, która w sposób szczególny odzwierciedlała jej dzisiejszy nastrój. To był piękny dzień. Dzień, w którym jej bliska koleżanka powiedziała sakramentalne TAK. Po ślubie Sonia udała się na kameralne - jak je nazwali nowożeńcy – wesele. Ale dla Soni z kameralnością nie miało ono wiele wspólnego. Muzyka, rozmowy, zamieszanie, gwar – ten nadmiar bodźców przytłoczył ją i z radością wróciła do swojego przytulnego domu.
Dzisiaj jak nigdy wcześniej zaczęła zastanawiać się nad swoją innością. To, co ludzi fascynowało – ją męczyło, to co innych motywowało do działania - ją przytłaczało, to co było dla jej otoczenia pobudzające – powodowało w niej stres. Sonia miała problem z podniesieniem się po słowach jakiekolwiek krytyki, nieustannie obawiała się odrzucenia, wciąż analizowała swoje niedociągnięcia. Ślub Kasi przywołał wiele wspomnień, przypomniał Soni o jej nieudanych związkach. „Czy jest ze mną coś nie tak? Czy za dużo oczekuję od mężczyzn?”– te pytania bombardowały jej myśli. Przed oczyma stanął Łukasz. Był duszą towarzystwa, dobry, czuły, inteligentny. Ale według niej nadpobudliwy, uwielbiający zmiany, pędzący wciąż do przodu, jakby nie umiał zatrzymać się i żyć tu i teraz. Po tym związku odnalazła spokój i poczucie bezpieczeństwa przy Grzesiu. Wspólnie spędzone chwile, trzymanie się za rękę przy romantycznej muzyce i dobrym filmie, dyskusje na odpowiednim poziomie, refleksje na temat życia. Ten spokój został przerwany nagłą zmianą w człowieku, który jak do tej pory czuł przecież tak jak i ona. Być może nowa praca sprawiła, że Grzegorz zaczął coraz więcej wolnego czasu spędzać poza domem, rozsmakował się w swoim nowym hobby, o którym wcześniej nigdy by nie pomyślał. W wielu rozmowach przyznawał się Soni, że poczuł, iż coś go w życiu omija, że nie umiał do tej pory dostrzec wszystkich barw, jakie niosło życie. Sonia do dzisiaj doskonale pamięta, jak miesiącami obydwoje męczyli się w tym związku, bo Grzegorz nie potrafił odejść.
Sonia - osoba wysoko wrażliwa (OWW). Takim osobom poświęcona jest najnowsza książka Elain N. Aron "Wysoko wrażliwi i miłość". Po sukcesie poprzedniej („Wysoko wrażliwych”) autorka postanowiła napisać pewnego rodzaju przewodnik po świecie miłości i związków tworzonych przez osoby wysoko wrażliwe. Książka jest skierowana zarówno do nich, ale i do tych, którzy chcą się więcej dowiedzieć o swoich partnerach, przyjaciołach, znajomych będących OWW. Czyta się ją lekko i przyjemnie, gdyż pomimo, iż jest oparta na badaniach naukowych, obfituje w przykłady z życia wzięte i kwestionariusze, dzięki którym czytelnik może dowiedzieć się, czy należy do 20 procent osób wysoko wrażliwych, bądź czy OWW jest jego partner. Jak sama autorka mówi: „W książce przyglądam się miłości i wrażliwości z wierzchu, przez dane i liczby, a także z głębi, od strony nieświadomości i tego, o czym rzadko się mówi.”
Dzięki lekturze „Wysoko wrażliwi i miłość” można między innymi znaleźć odpowiedzi na pytania: czy osoby wysoko wrażliwe tworzą dobre związki z innym osobami wysoko wrażliwymi, jak uniknąć pułapek związków osób wysoko wrażliwych z osobami niewysoko wrażliwymi, ale również można dowiedzieć się, jaki jest wpływ stopnia wrażliwości na seksualność. „Bliskość z drugim człowiekiem z pewnością pociąga za sobą ryzyko – możemy się narazić na przykład na stratę, zdradę, porzucenie, wykorzystanie lub kontrolowanie przez drugą osobę. Dlatego mimo że obecnie ceni się bliskość i w teorii wygląda ona wspaniale, w praktyce wszystkie osoby wysoko wrażliwe mają swoje powody, by na moment zatrzymać się przed skoczeniem na głęboką wodę…”– pisze Elaine N. Aron. Ale jak już skoczą, jak wykazują badania o których wspomina autorka książki, zakochują się mocniej niż nie OWW. Wysoko wrażliwych pociąga bowiem głębia i złożoność emocji, którym mogą dać upust, choć z drugiej strony doskonale zdają sobie sprawę, że konsekwencje intensywnej miłości są nieprzewidywalne, co im nie odpowiada. W książce Elaine N. Aron osoby wysoko wrażliwe odnajdą siebie i znajdą dla siebie wiele cennych wskazówek, a pozostali będą mogli spojrzeć na świat z ich perspektywy i być może zrozumieć, jakie błędy popełniają w relacjach z osobami, których zdolności empatyczne i analityczne mogą ubogacić wiele związków i stać się atutem, a nie kulą u nogi.
POLECAMY:
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|