ECHO PRZESZŁOŚCI Komplementarność nerwic Szymon. Przystojny mężczyzna. Metrykalnie dorosły, ale zachowujący się jak chłopiec w spodenkach na szelkach. Z pomocą terapeuty zaczął powracać do bolesnej przeszłości. Bolało. Bardzo bolało, bo trzeba było zajrzeć tam, gdzie nie chciał zaglądać. Trzeba było poruszyć te struny, które spowodowały, że łzy same napływały do oczu. Mama… Pamięta jej zielone duże oczy. Doskonale pamięta ten dzień, tę chwilę, gdy stanęła w progu z plecakiem. Niewiele wówczas rozumiał. Gdzieś w głowie kołatały słowa, które usłyszał już wcześniej, a które potem pojawiały się w rozmowach rodziny: Bieszczady, choroba, przemęczenie, odpoczynek. Nigdy więcej mamy nie widział. Przepadła. Zapadła się jak kamień w wodzie. Ojciec, babcia i ciocia robili wszystko, by zapewnić mu to, czego potrzebował, ale… On nie potrafił już być takim dzieckiem jak przed odejściem kogoś, kogo brakowało każdego dnia. Nie było jej w tak ważnych momentach jego życia – pierwszy dzień w szkole, dzień Pierwszej Komunii Świętej, wybór szkoły średniej, matura… Jej nie było… Przez lata targały nim różne emocje. Od złości, żalu do smutku i poczucia niższości, wstydu. Nie umiał sobie z nimi poradzić. Czuł się gorszy. Wstydził się tego, że nie ma mamy, że jego dom jest inny. Nie wiedział, co ma mówić, gdy koledzy pytali. Matura. Dostał się bez problemu po niej na wymarzone studia. Ale wciąż czuł się gorszy. Próbował swoim poczuciem humoru, pracowitością imponować kolegom i koleżankom. Był inteligentny, sympatyczny, chętny do pomocy. A przy tym konsekwentnie dążył do celu. Ania. Gdy ją poznał, przeglądał się w jej zakochanych oczach i poszukiwał tego, co stracił przed laty. Była dobra, czuła, dawała mu to, czego wówczas zabrakło. Ale… w jej ramionach poczuł się jak dziecko, które gdzieś przed laty w nim musiało ustąpić miejsca dorosłemu pomimo iż miał tylko 8 lat. Wówczas musiał bardzo szybko dojrzeć, zrozumieć to, czego nie potrafił pojąć. Ania dała mu poczucie bezpieczeństwa, miłości, akceptacji. Wówczas coś w nim pękło. Poczuł się błogo i chciał czerpać z jej miłości i opiekuńczości. Miłość. Dzięki mądrości i dojrzałemu uczuciu, jakim obdarzyła go Ania, zrozumiał, że ich związek będzie miał szanse na przetrwanie tylko wówczas, gdy upora się z przeszłością. Kochająca go kobieta uświadomiła mu, że pokochała w nim mężczyznę, a nie dziecko. Wytłumaczyła, że chce być jego partnerką i żoną, a nie matką. Taka relacja między dojrzałymi ludźmi nie miała jej zdaniem szans na przetrwanie. Ania sprawiła, że odważył się stawić czoła przeszłości, że z Szymonka, który wciąż czekał na miłość matki, stal się dojrzałym mężczyzną. Terapia. Była bolesna, ale otworzyła mu drogę ku wolności i dojrzałemu życiu. Wychodząc z gabinetu psychologa dostrzegł, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystkie lata życia po odejściu mamy to lata udowadniania całemu światu, że jest mądry, pracowity, że zasługuje na to, by być kochanym. Miał jeden cel. Wspinać się na palce i być zawsze "naj..." Nie marnował ani chwili. Nie pozwalał sobie na najmniejszy błąd i minimalne nawet niedociągnięcia. Perfekcjonista i pracuś w jednym. Dorosły metrykalnie, a w środku bezbronne dziecko szukające akceptacji. Wokół nas wiele związków opartych jest na komplementarności nerwic. Ludzie szukają partnera (często nie zdając sobie nawet z tego sprawy), który zaspokoi ich potrzeby. Z reguły znajdują kogoś, kto też ma problemy, które pchają go w takie właśnie ramiona. Związki te oparte są na wzajemnym uzależnieniu. Gdyby Szymon trafił na kobietę, która chciałaby się nim opiekować, ten związek mógłby trwać latami, ale nie byłby oparty na prawdziwym uczuciu. Szymon trafił na Anię, która pokochała go, ale nie szukała w nim osoby będącej narzędziem do zaspokojenia jej potrzeb. Dzięki temu ich uczucie miało szansę na rozwój, a Szymon na uporanie się z przeszłością. *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. ![]() Katarzyna Krakowska współautorka bloga Jeżeli nie potrafisz poradzić sobie z przeszłością, chcesz zacząć inaczej reagować, wchodzić w zdrowe relacje - pomożemy Ci. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POCZYTAJ MIJak czytać dziecku?
Parę dni temu odbyła się premiera książki "Szczęście. Opowiastki dla dzieci"* Leo Bormansa. Składa się ona z dziesięciu krótkich opowiadań przedstawiających na przykładzie historyjek ptaków "'przykazania" psychologii pozytywnej. Dzięki nim dzieci dowiadują się jakich jest 10 kluczy do szczęścia. Naszym zdaniem książka ta pomimo, iż jest adresowana do dzieci, dorosłym także otwiera oczy na wiele istotnych, a często niezauważanych spraw, które mogą nasze życie zmienić na lepsze.
Ponadto w książce znajdujemy podpowiedzi, jak czytać dzieciom. Wydaje się banalne? Może tak, ale przekonajcie się sami, czy nie popełniacie niektórych błędów. PODPOWIEDZI: 1. Możesz czytać o każdej porze dnia, na przykład przed snem. 2. Nie spiesz się. Zadbaj o spokojną, miłą atmosferę. Usiądź blisko dziecka. 3. Bądź pozytywny. Nigdy nie mów dziecku, że za karę mu nie poczytasz. 4. Czytaj z przyjemnością. Spraw, żeby dziecko poczuło, że opowiadania interesują także ciebie. 5. Rób krótkie przerwy. Zatrzymuj się. Po zadaniu pytania daj dziecku czas na odpowiedź. 6. Wypowiadaj starannie wszystkie słowa. Gdy dziecko zacznie tracić koncentrację, zapytaj o coś prostego. 7. Niektóre zdania czytaj szybko, inne – powoli. Naśladuj odgłosy. 8. Nie patrz tylko na tekst. Utrzymuj kontakt wzrokowy z dzieckiem. 9. Pozwól dziecku zadawać pytania. Sam też je zadawaj. Dyskutujcie razem na ich temat. 10. Nie przestawaj czytać dzieciom nawet wtedy, gdy same już potrafią czytać. Czytać można każdemu, niezależnie od wieku!
POWIĄZANE ARTYKUŁY:
NA PRZEKÓR WSZYSTKIM Efekt Romea i Julii Mówiłyśmy już o tym, że jeśli coś jest nam ograniczane, zabraniane zyskuje u nas podświadomie niesamowitą wartość. Dziś o związkach i miłości, która kwitnie, gdy ma przeciwników i obumiera, gdy zakazy i przeszkody – znikają.
Wszyscy pamiętamy szekspirowskiego Romea i Julię – dwie młode osoby z dwóch zwaśnionych rodów, których miłości przeciwne były obie rodziny. Im bardziej krewni zabraniali, tym bardziej młodzi się kochali. Działała reguła niedostępności, która objawiła się poprzez zakaz, ciekawość, tajemniczość, nieosiągalność. Im bardziej naciskano na zerwanie ich związku, tym bardziej oni się temu opierali i nie zgadzali. Dla nich skończyło się to tragicznie, ale znane są współcześnie takie miłosne związki. Rodzice, czy szerzej rodzina nie akceptują partnera – przyszłego męża, żony swojego dziecka i dają temu ewidentny wyraz. Kłótnie, zakazy - a w tym czasie młodzi silnie oponują przed zerwaniem. Zakaz spotkań zakochanych cementuje ich związek. Na przekór wszystkim i wszystkiemu. Potocznie mówimy, że „zakazany owoc smakuje najlepiej”. Bo to co reglamentowane ma dla nas niesamowitą wartość, staje się cenne, żeby nie powiedzieć bezcenne. Młodzi dążą do odzyskania wolności decydowania, którą tracą, gdy jest coś im narzucane, zakazywane. Miłość więc kwitnie, gdy piętrzą się przeszkody, reguła niedostępności silnie działa. W takiej sytuacji nie widzimy wad partnera, jego słabych stron, gloryfikujemy go przesadnie. Im bardziej atakują, tym bardziej go bronimy. Natomiast gdy przeszkody znikają, rodzina przyzwyczaja się do związku lub poddaje się i przestaje oponować – związek często się rozpada. Zaczyna działać reguła „odwróconej niedostępności”, bo to, co powszechnie dostępne, bez ograniczeń, limitów, do woli – traci na wartości, przestaje być dla nas tak cenne i pożądane. Nagle ukochana osoba przestaje być tak atrakcyjna, wyjątkowa i pożądana. Przestaje działać, to co ich spajało – reguła niedostępności i ich związek rozbija zasada odwróconej niedostępności. Czy widzieliście kiedyś efekt Romea i Julii wśród znanych Wam par? Czy może dotknął też kiedyś Was osobiście? Tylko czy była to miłość, czy też fatalne zauroczenie, które przewrotnie umacniał wpływ społeczny? SZCZĘŚCIE NIE JEST DZIEŁEM PRZYPADKUPsychologia pozytywna a nasze szczęście
„Szczęście nie jest dziełem przypadków, ani darem bogów. Szczęście to coś, co każdy z nas musi wypracować dla samego siebie.” Ten cytat Fromma zamieściłyśmy jakiś czas temu na naszym blogu. Jest w nim nuta optymizmu, gdyż pokazuje, że możemy być autorami własnego szczęścia, ale z drugiej strony zwraca uwagę na fakt, iż szczęście nie spadnie nam jak gwiazdka z nieba, ale wymaga od nas zaangażowania i wysiłku. Mimo, że Fromm był psychoanalitykiem i żył na początku XX wieku, to sens jego tezy jest zbieżny z przesłaniem popularnego aktualnie nurtu psychologii, tzn. psychologii pozytywnej, która zajmuje się podłożem naszego dobrego samopoczucia i szczęścia.
Większość z nas zapytana, co jest najważniejsze w życiu, odpowie z dużym prawdopodobieństwem, że szczęście. Większość rodziców pytanych o emocje, które chcieliby, by były udziałem ich dzieci w pierwszej kolejności, wymieni szczęście. Ale nie zawsze wiedzą, jak nauczyć swoje dziecko bycia osobą szczęśliwą. Nie znają klucza do szczęścia i nie potrafią rozpoznawać drogowskazów, które pomogłyby im na drodze, którą jest życie. A przecież wystarczyłoby sięgnąć po zasady psychologii pozytywnej. Tylko jest jedna przeszkoda. Na ile dziecko zrozumie te prawdy i na ile my, jako osoby dorosłe, jesteśmy w stanie je dziecku przełożyć na zrozumiały dla niego język i pobudzić w nim ciekawość i otwartość na wartości, które z pewnością pomogą mu w życiu, ale będą wymagały zaangażowania i wysiłku z jego strony. Na potrzeby i oczekiwania rodziców wychodzi wprost książka, która ukazała się parę dni temu. „Szczęście. Opowiastki dla dzieci” Leo Bormansa to zbiór krótkich opowiadań przedstawiających na przykładzie historyjek ptaków kolejne ,,przykazania” psychologii pozytywnej. Dzieci dowiadują się z nich w ciekawie przedstawiony sposób, jakich jest 10 kluczy do szczęścia (wg badaczy London School of Economics). A czy my dorośli znamy je dobrze sami? 1. umiejętność określania własnych celów, 2. wchodzenie w relacje, 3. bycie otwartym i nadawanie sensu zjawiskom wokół, 4. uważność i docenianie otaczającego świata, 5. bycie sobą, 6. dzielenie się z innymi, 7. okazywanie emocji, 8. dbałość o zdrowie, 9. chęć do nauki 10. niepoddawanie się. Książka adresowana jest do dzieci, ale naszym zdaniem trafia również doskonale w potrzeby dorosłego człowieka. Przesłanie jej brzmi: Szczęście to sposób na życie! A czy nie jest tak, że z jednej strony dążymy do szczęścia, a z drugiej nieustannie szukamy sensu naszego życia. A może warto zauważyć, jaki jest między nimi związek i nasza rola jako osób, które w dużej mierze decydują o swoim życiu. Książka składa się z dziesięciu bajeczek - historii ptaków, które są szczęściarzami. Przed lekturą rodzic ma szansę na zapoznanie się z uniwersalnymi „zasadami”, których warto przestrzegać podczas czytania dziecku nie tylko tej pozycji. Każdy rozdział poświęcony jest jednej z wartości, będącej niejako kluczem do bramy szczęścia, jest on ponadto wzbogacony pytaniami, dzięki którym dziecko ma szansę zwrócić uwagę na najistotniejsze treści, ponadto, posiada opis wartości, która jest tematem danego rozdziału oraz charakterystykę danego gatunku ptaka i propozycję zadań dla dziecka. Dobra zabawa dla dorosłego i dziecka – gwarantowana. Autor książki Leo Bormans opowiada, jak po lekturze „Szczęście. Opowiastki dla dzieci” podszedł kiedyś do niego 17-letni chłopiec i powiedział: Teraz już wiem, co będę mówił ludziom, gdy zapytają mnie, kim chcę zostać w przyszłości? Odpowiem: „Chcę być optymistą”. To jest rzecz, której wszyscy możemy się nauczyć. „Szczęście. Opowiastki dla dzieci” to niezwykle wartościowa publikacja kierowana nie tylko do najmłodszych, ale według nas do każdego człowieka bez względu na wiek, status i pochodzenie. Bogactwo treści, jasny, zrozumiały język, zabawny i pobudzający ciekawość oraz wyobraźnię przekaz, to kolejne atuty książki. Niewątpliwie innym z walorów są piękne kolorowe ilustracje, które z pewnością spodobają się dzieciom. Czytając książkę, nie sposób nie zauważyć, że autor nie tylko umiejętnie potrafi przekazać ważne treści, ale doskonale rozumie potrzeby zarówno dzieci, jak i osób dorosłych i trafia w nie bez pudła, przez co książka naszym zdaniem stanie się bestsellerem i pomoże nam poczuć się szczęśliwymi ludźmi, a dzieci ustrzeże przed popełnieniem wielu niepotrzebnych błędów. POLECAMY:
SKOŃCZ Z TYM!Nawyk zamartwiania się Zaśmiecamy swój umysł „martwieniem się na zapas”. To zły nawyk, który nie przynosi żadnych korzyści. Martwimy się, jak sobie poradzimy, gdy zdarzy się coś. A jak stracę pracę? A jak umrze mój mąż? A jak stanie się coś mojemu dziecku? A jak… ? Snujemy groźne scenariusze i zaczynamy się bać.
Z reguły zamartwiamy się przyszłością, jeśli przeszłością to także raczej w kontekście jej wpływu na nasze przyszłe życie. A przecież przeszłości nie możemy zmienić, można co najwyżej o niej zapomnieć (lub przepracować np. z psychologiem, jeśli była trudna), ale nie można jej zmienić. Z kolei przyszłość jeszcze nie zaistniała, nie jest realna, ale możemy ją kształtować naszymi działaniami. I właśnie to ostatnie przekonanie uzasadnia nasze zamartwianie się przyszłością. Zapominamy jednak, że zamartwianie nie jest działaniem, więc także tej przyszłości nie zmieni. Jedynie nasze działanie tu i teraz może mieć wpływ na przyszłość, ale samo zamartwianie nie ma większego sensu. Kradnie nam czas, wpędza w niepotrzebny stres, wzbudza lęk, prowadzi do złych zachowań. Martwimy się, że nikt nas nie pokocha, więc wiążemy się z pierwszym napotkanym człowiekiem, który okazuje się niestety nieodpowiednim partnerem. Martwimy się o swoją sytuację finansową, więc pracujemy za 2 etaty do późna zaniedbując swoją rodzinę. Zmartwienia kładą na nasze barki ciężar nie do udźwignięcia. A są nierzeczywistymi wyobrażeniami. Dlaczego dręczymy samych siebie? Gdybyśmy tylko potrafili skupić się na teraźniejszości, żyć bardziej tu i teraz. Zapytacie jak to zrobić, gdy mamy tyle problemów związanych z przeszłością i tych, które wiążą się z przyszłością? Jednym ze sposobów skupienia się na chwili obecnej, prawdziwym antidotum na nawyk zamartwiania się jest – wdzięczność. Nie możemy jednocześnie zamartwiać się i być wdzięcznym. Albo, albo. Gdy zaczniemy dziękować za wszystkie dobre rzeczy, jakie przytrafiają się nam, troski wydadzą się nam niepotrzebną stratą czasu. Będzie nam łatwiej skupić się na teraźniejszości. Rozbudowując wdzięczność, życie stanie się prostsze, radośniejsze, mniej skomplikowane. Psychologowie pozytywni proponują prowadzenie „dziennika wdzięczności”. Pisałyśmy już o tym. Codziennie wieczorem przypomnij sobie 3 dobre rzeczy, które przydarzyły Co się w ciągu dnia. Zapisz je w specjalnie kupionym do tego celu zeszycie. Rób to regularnie i zobacz, jak zmienia się Twoje nastawienie do życia już po 2-3 tygodniach. Czy życie nie jest piękne dziś? Zamartwiając się o przyszłość, nie możesz być szczęśliwy, nie cieszysz się tym, co masz tu i teraz. Inspiracja: Susan K. Rowland. Make Room for God: Clearing Out the Clutter, 2007
POLECAMY:
NIE ZAPOMINAJ O SWOICH PRAWACHAsertywnośćO tym, iż umiejętność postawienia granic, to dla niektórych osób sztuka pisałyśmy w poście „A gdzie JA jestem?” Gosia, Bogusia i Marek - bohaterowie artykułu, to osoby, które nie umiały zadbać o własne granice. Widziały innych i ich potrzeby, nie widząc swoich. Zawsze stawiały innych ponad swoje dobro. Gdyby nie przyjaciele, koleżanki, terapeuta, nie wiadomo jak daleko by zaszli.Tak jak podkreślałyśmy, wielu z nas nie mówi NIE, bo nie chce zrobić przykrości, nie chce być egoistami, nie chce stracić sympatii, miłości, szacunku. Wiele osób nie chce przyznać się przed sobą, że pewnych sytuacji nie akceptuje. Zapominają natomiast o sobie, o swoich prawach, emocjach. Doprowadza to często do przemęczenia, frustracji, poczucia wykorzystywania . Często osoby nie stawiają granic, gdyż mylą postawę asertywną z agresją. A przecież jest różnica pomiędzy zachowaniem agresywnym , w którym swoje prawa stawiamy ponad prawami innych osób, a uległością, gdy prawa innych są przez nas stawiane ponad własnymi i asertywnością, gdy dostrzegamy zarówno swoje prawa, jak i prawa innych. Asertywność bowiem jest umiejętnością otwartego wyrażania swoich myśli, uczuć, przekonań, ale bardzo istotne – bez lekceważenia poglądów swoich rozmówców. Uczy nas mówić „nie” bez wyrzutów sumienia, złości czy lęku i ułatwia wyrażanie swoich potrzeb w sposób możliwy do przyjęcia przez innych. Komunikat asertywny powinien być jasny i precyzyjny w formie i treści tak, by by wyrażał wprost to, co myślimy i czujemy, bez obronnej maski, udawania i oszukiwania. Model asertywnej odmowy składa się z czterech elementów: -słowa „Nie" -informacji o decyzji: „Nie pojadę z Tobą do Ani i Piotra." -przedstawienia w jasny sposób motywu odmowy: „Nie pojadę, ponieważ..." -zmiękczenia: „Nie mogę pojechać, ponieważ... Przykro mi.” Techniki wspomagające asertywną odmowę: „Zdarta płyta” polega na tym, iż nie szukamy uzasadnień, tylko powtarzamy zdanie, które zostało powiedziane za pierwszym razem. Jest to technika upierania się przy swoim i polegająca na powtarzaniu tego samego zwrotu, bez zmiany jego treści. Jest przydatna w sytuacji, gdy ktoś próbuje na przykład nakłonić nas do czegoś, na co nie mamy ochoty. Pozwala ona uniknąć zbędnej dyskusji, nie przekraczając granic drugiej osoby. „Jujitsu” – stosowanie tej techniki polega na tym, że skoncentrowanej energii partnera nie przeciwstawiamy całej naszej mocy (kontrargumentów, polemiki), lecz uginamy się, pozostawiając partnera z jego własną siłą w próżni. Potwierdzenie negatywne może być stosowane wówczas, gdy ktoś krytykuje nasze autentyczne negatywne cechy, mówiąc np. „jesteś zbyt emocjonalna”. Wówczas możemy odpowiedzieć: „Tak, to prawda, czasami rządzą mną emocje”. Mgła – technika polegająca na przyznaniu, że w tym, co ktoś mówi do nas, może być część prawdy. „Odezwałaś się niegrzecznie w stosunku do mojej siostry. Nie szanujesz nikogo, poza sobą”. Na co, odpowiadamy: „Tak, dzisiaj nie byłam grzeczna w stosunku do niej. Możliwe, że czuję się źle w jej towarzystwie”. Pytanie negatywne to aktywne zachęcanie do krytyki naszego zachowania. Na przykład: „Będzie to dla ciebie trudne, prawda? Jesteś taka nieśmiała.” Odpowiadamy: „Kiedy twoim zdaniem byłam zbyt nieśmiała?” Asertywna obrona przed atakiem werbalnym i przerywaniem, polega na jasnym komunikacie: „Chwileczkę, chciałbym dokończyć. Pozwolisz, że skończę to, co mam do powiedzenia. Obrona przed podniesionym tonem głosu polega na tym, że informujemy: „Mówisz do mnie poniesionym głosem. Proszę, zmień ton.” Zasada „Jestem słoniem” to kontrola tempa własnego zachowania. Chodzi w niej o to, aby w sytuacji odmawiania mówić wolniej, głębiej oddychać, parafrazować i dopytywać się, gdy coś jest niezrozumiałe. Przyspieszenie powoduje bowiem, że jakość naszego zachowania pogarsza się, powodując większe poczucie niepewności i niezadowolenia z siebie. Zwolnienie tempa, nawet gdy odbywa się w sposób niespontaniczny, powoduje zwiększenie poczucia własnej mocy. Jeżeli macie problem z byciem asertywnym, wybierzcie z powyższych sposobów jeden i przy najbliższej okazji wypróbujcie :) Jeżeli nie potrafisz stawiać własnych granic, nie umiesz być osobą asertywną, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
WIELKANOCNE ŻYCZENIAKochani, z okazji Świąt Wielkanocnych
życzymy Wam zdrowia, radości i miłości. Ale przede wszystkim nadziei, abyście Jej nigdy nie tracili i każdego dnia z ufnością patrzyli w przyszłość. Katarzyna i Joanna Autorki PsychologiaPrzyKawie.pl SPRAW, ABY TWE ŻYCIE BYŁO WYJĄTKOWERobin Williams i jego przesłanieZapraszamy Was dziś na poetycką opowieść z udziałem Robina Williamsa. Chyba wszyscy znacie tego świetnego amerykańskiego aktora, który przez lata rozbawiał nas do łez. Dziś kilka jego mądrych słów. Chwila zastanowienia dla nas, którzy pędzimy w życiu, gubimy gdzieś po drodze sens, brniemy w ślepe zaułki. Martwimy się tym, co było, co jest i co będzie. Zapominamy, o tym co najważniejsze, a jak mówi Williams: życie jest ulotne i jesteśmy tu tylko przez chwilę. To prawda, że cierpiał na depresję, to prawda, że jego śmierć uznano za samobójstwo. Nie umniejsza to jednak w niczym jego przesłania. To człowiek o wielkim sercu i wrażliwości. Wdowa po nim w swoim oświadczeniu napisała: "Robin spędził dużą część swojego życia pomagając innym. Czy zabawiając miliony ludzi na scenie, w kinie i telewizji, czy goszcząc u naszych żołnierzy na frontach wojen, czy pocieszając chore dzieci - zawsze starał się, byśmy się uśmiechali i mniej się bali". * ROBIN WILLIAMS: Gdy kończymy pewien etap w naszym życiu, staramy się pamiętać dobre chwile, próbujemy zapomnieć złe momenty i zaczynamy myśleć o przyszłości. Zaczynamy się martwić, myśląc: Co będę robić? Gdzie będę za 10 lat? Ale mówię do Ciebie: „Hej, popatrz na mnie!” Proszę nie martw się zanadto, Ponieważ w końcu, nikt z nas nie zostaje na tej Ziemi długo. Życie jest ulotne. I nawet jeśli jesteś zestresowany, podnieś oczy i popatrz w letnie niebo, usiane gwiazdami w aksamitnej nocy. Gdzie spadająca gwiazda przecina ciemność, zmieniając noc w dzień… Pomyśl życzenie i myśl o mnie. Uczyń swoje życie wyjątkowym, tak jak ja to zrobiłem. * źródło: www.tvn24.pl Zobaczcie i posłuchajcie Robina Williamsa: tłumaczenie napisów umieściliśmy powyżej w tekście
PEWNEGO RAZU ŚNIŁO MI SIĘ...Pewnego razu śniło mi się, Że spacerowałam plażą z Panem, Na ciemnym niebie rozbłyskiwały sceny z mego życia. Po każdej z nich na piasku pojawiały się dwie pary stóp: jedne należały do mnie, a drugie do Pana. Kiedy błysnęła przede mną ostatnia scena, Spojrzałam znowu za siebie. Nie zauważyłam śladów stóp Pana. Uświadomiłam sobie, że był to najgorszy i najsmutniejszy czas w moim życiu. Nigdy nie mogłam o nim zapomnieć. „Panie – rzekłam – kiedy postanowiłam iść za Tobą, powiedziałeś mi, że zawsze będziesz przy mnie. Jednak w najtrudniejszych chwilach mego życia na piasku widniały ślady tylko jednych stóp. Panie, dlaczego, gdy najbardziej Cię potrzebuję, Ty mnie zostawiasz?” „Moje drogie dziecko – wyszeptał – kocham cię i nigdy cię nie opuszczę, nigdy i nigdzie, w chwilach prób i doświadczeń. Gdy widziałaś ślady tylko jednych stóp, to znak, że cię niosłem." Margaret Fishback w przekładzie Aldony Nowak DWIE STRONY MEDALUCzynniki warunkujące sukces
W jednym z naszych postów zastanawiałyśmy się na ile sukces, szczęście, powodzenie i spokój zależą od nas samych? Stwierdziłyśmy wówczas, że każdy z nas sam powinien sobie na to pytanie odpowiedzieć i powołałyśmy się na słowa Marca i Angel Chernoff, według których w życiu można otrzymać dokładnie to, czego pragniemy. Ale czy tak faktycznie jest? Czy życie i przykłady osób, które osiągnęły sukces potwierdzają te słowa? Na ile sukces jest w naszych rękach?
Jak się okazuje, są dwie strony medalu. Z jednej strony motywacja do zmian jest motorem naszego działania i w dużym stopniu może wpływać na osiągnięcie przez nas sukcesu. Wiadomo bowiem, że sposób, w jaki podchodzimy do życia, do zadań, które stoją przed nami, może przybliżać nas do osiągania celu. Ale nie zawsze wszystko jest uzależnione tylko od nas. Nie wszyscy dostajemy bowiem od życia taki sam potencjał do wykorzystania i nie każdemu w taki sam sposób świeci słońce. A od tych drobnych niekiedy różnic, czasami zbiegów okoliczności zależy wiele. Dowodów na to dostarcza Malcolm Gladwell w książce„Poza schematem”, o której pisałyśmy w poście „Gdyby nie ona…”. Według niego sukces błędnie przypisuje się wyłącznie wysiłkom jednostki. Gladwell twierdzi, że są dwie strony medalu. Na podstawie wielu badań, eksperymentów, biografii, które przeczytał lub do których sam dotarł, uważa, że w przypadku ludzi sukcesu - geniuszy, znanych przedsiębiorców, gwiazd rocka, czy programistów komputerowych: „Ich sukcesy są produktem historii, społeczeństwa, sposobności i dziedzictwa kulturowego. Nie ma w nich nic wyjątkowego ani tajemniczego. Mają swe źródło w splocie kulturowych uwarunkowań, zasłużonych i niezasłużonych możliwości, a nawet szczęśliwych zbiegów okoliczności.”
|
Malcolm Gladwell
"Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu" Wydawnictwo Znak Literanova, 2019 |
GDYBY NIE ONA...
Czynniki warunkujące sukces. Poza schematem
Wróciła do domu zmarznięta. Skostniałymi dłońmi włączyła wodę na herbatę i siadając przy stole, zgarnęła okruszki, które pozostały po niecodziennym śniadaniu. To były piękne dwa dni, które spędziła z przyjaciółką z liceum. Dwa dni i trzy noce – czas wypełniony rozmowami, śmiechem, tęsknotą za tym, co minęło bezpowrotnie i refleksjami na temat życia, szczęścia, sukcesu.
Natalka była dla Sonii jak siostra. Pomimo, że były rówieśniczkami, Sonia zawsze miała w Natalii oparcie, traktowała ją zawsze jak wyrocznię, jako osobę, z której zdaniem liczyła się i miała pewność, że nigdy się na niej nie zawiedzie. Była osobą, która swoim przykładem pokazywała, iż w życiu osiągnąć można to, o czym się marzy. Dziewczyna z biednego domu, w którym zamiast chleba często na stole gościł alkohol. A kłótnie i rękoczyny matki i ojca to obrazy, które zapewne chciałaby wymazać ze swojej pamięci.
„Gdyby nie Ala, nie byłabym dzisiaj tu, gdzie jestem” - Natalka wspomniała w czasie wizyty o swojej cioci, która przed laty stała się dla niej kimś najważniejszym na świecie. „To ona była dla mnie nie tylko kołem ratunkowym, ale i przepustką do innego życia.” Natalka do dziś pamięta zapach jej perfum, który wraz z powiewem innego, lepszego świata pojawiał się wraz z Alą w jej obskurnym małomiasteczkowym domu raz na parę miesięcy, gdy przyjeżdżała z wizytą. Natalka początkowo z zaciekawieniem dziecka, a potem z podziwem nastolatki słuchała o życiu ciotki, osoby, która odznaczała się pracowitością i siłą charakteru. A Ala z kolei z zainteresowaniem i przejęciem, które tak obce było dla rodziców Natalki, wypytywała o sukcesy dziewczynki i była pod wielkim wrażeniem jej bystrości, elokwencji, błyskotliwości oraz umiejętności, z jaką opowiadała o swoim małym świecie, świecie nauki, w który uciekała od problemów codziennego dnia.
Natalka była dla Sonii jak siostra. Pomimo, że były rówieśniczkami, Sonia zawsze miała w Natalii oparcie, traktowała ją zawsze jak wyrocznię, jako osobę, z której zdaniem liczyła się i miała pewność, że nigdy się na niej nie zawiedzie. Była osobą, która swoim przykładem pokazywała, iż w życiu osiągnąć można to, o czym się marzy. Dziewczyna z biednego domu, w którym zamiast chleba często na stole gościł alkohol. A kłótnie i rękoczyny matki i ojca to obrazy, które zapewne chciałaby wymazać ze swojej pamięci.
„Gdyby nie Ala, nie byłabym dzisiaj tu, gdzie jestem” - Natalka wspomniała w czasie wizyty o swojej cioci, która przed laty stała się dla niej kimś najważniejszym na świecie. „To ona była dla mnie nie tylko kołem ratunkowym, ale i przepustką do innego życia.” Natalka do dziś pamięta zapach jej perfum, który wraz z powiewem innego, lepszego świata pojawiał się wraz z Alą w jej obskurnym małomiasteczkowym domu raz na parę miesięcy, gdy przyjeżdżała z wizytą. Natalka początkowo z zaciekawieniem dziecka, a potem z podziwem nastolatki słuchała o życiu ciotki, osoby, która odznaczała się pracowitością i siłą charakteru. A Ala z kolei z zainteresowaniem i przejęciem, które tak obce było dla rodziców Natalki, wypytywała o sukcesy dziewczynki i była pod wielkim wrażeniem jej bystrości, elokwencji, błyskotliwości oraz umiejętności, z jaką opowiadała o swoim małym świecie, świecie nauki, w który uciekała od problemów codziennego dnia.
„Gdyby Ala miała swoją rodzinę, moje życie dzisiaj wyglądałoby zupełnie inaczej i uwierz mi, moja wiara w siebie, pozytywne myślenie, determinacja i umiejętność planowania mogłyby nie zagwarantować sukcesu. Popatrz na życie naszych kolegów Wojtka i Roberta… Oni też zawsze powtarzali słowa, które w latach osiemdziesiątych nie były tak popularne jak dzisiaj, słowa, które są wypowiadane przez wielu coachów: chcieć to znaczy móc. Oni przecież tak bardzo chcieli, starali się z całych sił, mieli ogromny potencjał, a spójrz jak różnie potoczyły się ich losy. Gdyby w moim życiu nie pojawiła się Ala, gdyby nie miała możliwości i chęci, by wyciągnąć do mnie pomocną dłoń, przyjąć pod własny dach i utorować wiele dróg, różnie mogłoby być. Spójrz, jakie znaczenie miało to, że byłam czwartym, a nie pierwszym dzieckiem moich rodziców. Gdy dorastało moje starsze rodzeństwo, Ala była licealistką i nie miała możliwości dania im tego, czym mnie obdarowała. Gdybym urodziła się 10 lat wcześniej, nie wchodziłabym w dorosłe życie w czasach sprzyjających tak niepokornym i ciekawym świata ludziom jak ja. Tak więc widzisz, Kochana, nie wszystko w życiu zależy od nas. Choć my powinniśmy dać z siebie wszystko, by wiedzieć, że nie zmarnowaliśmy szansy danej nam być może ten jeden jedyny raz przez życie.”
Z rozmyślania wyrwała Sonię jej ulubiona melodia „My Way” ustawiona jako dźwięk dzwonka w telefonie. To Natalia zameldowała, że szczęśliwie dotarła do domu. Podziękowała za wspólnie spędzony czas i za spotkanie, które dla Sonii poza wieloma wartościami dostarczyło też zmiany dotychczasowego spojrzenia na ludzi sukcesu. Ona zawsze żyła w przekonaniu i tego uczyła swoich synów, że sami jesteśmy panami swojego losu i od nas zależy jak wysoko wzlecimy. Dzisiaj uświadomiła sobie, że nie zawsze jest to takie proste przełożenie. Choroba, niesprzyjające okoliczności, czas, w którym dane nam było się urodzić często decydują o tym, że nasz potencjał nie jest w pełni wykorzystany. I pomimo, iż zrobiliśmy wszystko, by wykorzystać dany nam przez życie dar w postaci talentu, dochodzimy jedynie do podnóża szczytu, którego wierzchołek zdobywają Ci, którym wiatr zawiał pomyślniej.
Z rozmyślania wyrwała Sonię jej ulubiona melodia „My Way” ustawiona jako dźwięk dzwonka w telefonie. To Natalia zameldowała, że szczęśliwie dotarła do domu. Podziękowała za wspólnie spędzony czas i za spotkanie, które dla Sonii poza wieloma wartościami dostarczyło też zmiany dotychczasowego spojrzenia na ludzi sukcesu. Ona zawsze żyła w przekonaniu i tego uczyła swoich synów, że sami jesteśmy panami swojego losu i od nas zależy jak wysoko wzlecimy. Dzisiaj uświadomiła sobie, że nie zawsze jest to takie proste przełożenie. Choroba, niesprzyjające okoliczności, czas, w którym dane nam było się urodzić często decydują o tym, że nasz potencjał nie jest w pełni wykorzystany. I pomimo, iż zrobiliśmy wszystko, by wykorzystać dany nam przez życie dar w postaci talentu, dochodzimy jedynie do podnóża szczytu, którego wierzchołek zdobywają Ci, którym wiatr zawiał pomyślniej.
To, że w życiu nie wszystko jest zdeterminowane czynnikami wewnętrznymi i wiele zależy w nim od sprzyjających okoliczności, to nie tylko wnioski osób podchodzących z dużym dystansem do swojego sukcesu, takich jak Natalia, czy też frustratów szukających uzasadnienia swoich niepowodzeń. Są bowiem dowody uzasadniające tezę, że do osiągnięcia sukcesu w życiu potrzebne jest szczęście, o czym możemy przeczytać w wyśmienitej, wciągającej jak najlepsza powieść książce Malcolma Gladwella „Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu”. Według jej autora dostateczna inteligencja, pracowitość oraz określone cechy osobowościowe, które niewątpliwie ułatwiają zauważanie okazji, jakie nie każdemu w jednakowej mierze serwuje życie, to tylko jedna strona medalu determinującego sukces. Wszyscy chcemy wierzyć w mit „od pucybuta do milionera”, bo daje nam poczucie kontroli nad własnym życiem. Znamy też oczywiste czynniki sukcesu: po pierwsze: talent, zdolności, po drugie ciężka praca, żeby tego talentu nie zmarnować, ale go rozwinąć i po trzecie: oryginalne postrzeganie świata, dzięki któremu wyróżnimy się spośród innych ciężko pracujących utalentowanych ludzi.
Kojarzymy sukces wyłącznie z wysiłkami jednostki. Ale jak twierdzi autor „Poza schematem” niestety to nie wystarcza. Potrzeba czegoś więcej - jest jeszcze druga strona medalu, bo jak mówi „nasze dotychczasowe postrzeganie sukcesu opiera się na całkowicie błędnych przesłankach”. Gladwell na podstawie wielu badań, eksperymentów, biografii, które przeczytał lub do których sam dotarł, twierdzi, że w przypadku ludzi sukcesu - geniuszy, znanych przedsiębiorców, gwiazd rocka, czy programistów komputerowych: „Ich sukcesy są produktem historii, społeczeństwa, sposobności i dziedzictwa kulturowego. Nie ma w nich nic wyjątkowego ani tajemniczego. Mają swe źródło w splocie kulturowych uwarunkowań, zasłużonych i niezasłużonych możliwości, a nawet szczęśliwych zbiegów okoliczności.”
Trzeba więc w odpowiednim czasie być w odpowiednim miejscu i spotkać na swojej drodze odpowiednie osoby. Gdyby nie ciocia Ala, nie wiadomo jak potoczyłoby się życie Natalki. Według Gladwella sukces odnoszą ci, do których wyciągnięto pomocną dłoń: „Ludzie robiący karierę nigdy nie są sami. Ważne jest, skąd pochodzą, bo są wytworem konkretnych miejsc i środowisk.”
Okazuje się więc, że jeżeli w ten sposób rozumiemy szczęście, życzenia, które sobie kurtuazyjnie i nieco automatycznie składamy – „Szczęścia Ci życzę” - mają głęboki sens.
Kojarzymy sukces wyłącznie z wysiłkami jednostki. Ale jak twierdzi autor „Poza schematem” niestety to nie wystarcza. Potrzeba czegoś więcej - jest jeszcze druga strona medalu, bo jak mówi „nasze dotychczasowe postrzeganie sukcesu opiera się na całkowicie błędnych przesłankach”. Gladwell na podstawie wielu badań, eksperymentów, biografii, które przeczytał lub do których sam dotarł, twierdzi, że w przypadku ludzi sukcesu - geniuszy, znanych przedsiębiorców, gwiazd rocka, czy programistów komputerowych: „Ich sukcesy są produktem historii, społeczeństwa, sposobności i dziedzictwa kulturowego. Nie ma w nich nic wyjątkowego ani tajemniczego. Mają swe źródło w splocie kulturowych uwarunkowań, zasłużonych i niezasłużonych możliwości, a nawet szczęśliwych zbiegów okoliczności.”
Trzeba więc w odpowiednim czasie być w odpowiednim miejscu i spotkać na swojej drodze odpowiednie osoby. Gdyby nie ciocia Ala, nie wiadomo jak potoczyłoby się życie Natalki. Według Gladwella sukces odnoszą ci, do których wyciągnięto pomocną dłoń: „Ludzie robiący karierę nigdy nie są sami. Ważne jest, skąd pochodzą, bo są wytworem konkretnych miejsc i środowisk.”
Okazuje się więc, że jeżeli w ten sposób rozumiemy szczęście, życzenia, które sobie kurtuazyjnie i nieco automatycznie składamy – „Szczęścia Ci życzę” - mają głęboki sens.
POLECAMY:
Malcolm Gladwell "Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu" Wydawnictwo Znak Literanova, 2019 |
ACH CI MĘŻCZYŹNI
Syndrom Madonny i ladacznicy
„Żartujesz chyba sobie, nie zrobię przecież tego z żoną” – mówi czasem przyjaciel do przyjaciela. W ten sposób może w tych mężczyznach przejawiać się szczątkowo syndrom Madonny i ladacznicy. W klasycznej postaci syndrom ten jest zaburzeniem seksualnym i oznacza spostrzeganie przez mężczyzn dwóch typów kobiet: tych, które stanowią wzór żony, matki, uczciwej, zasługujących na miłość, uwielbienie, które się szanuje. Są one ostoją ogniska domowego, porządne, cnotliwe, dziewice – Madonny, na wzór Matki Boskiej. I drugi typ: rozwiązłe, wyuzdane, wulgarne, zmysłowe, z którymi zaspakaja się swoje popędy – ladacznice. Mężczyźni dotknięci tym syndromem mogą w ogóle nie być w stanie lub bardzo rzadko osiągać satysfakcję seksualną ze swoją żoną, którą bardzo kochają. W skrajnej postaci, nie są w stanie w ogóle prowadzić pożycia intymnego z żoną. W tym zaburzeniu szlachetna miłość wyklucza seks, a seks jest kompletnie oderwany od miłości. Miłość zaspakaja żona – Madonna, a potrzeby cielesne – „ladacznica”.
Mężczyzna tak odrealnia i idealizuje swoją ukochaną, stawia ją na ołtarzu, podziwia i wielbi, że wręcz nie są w stanie jej dotknąć. Z kolei ladacznic, z którymi będzie mógł się kochać, nie będzie szanował i żadna z nich nie będzie nigdy mogła stać się jego żoną.
Mężczyźni dotknięci tym syndromem nie łączą bliskości emocjonalnej i seksualnej. Uważają seks za coś brudnego i złego, do którego nadaje się ktoś, kogo nie szanują, nie cenią, a nie ukochana wspaniała kobieta.
Taka postawa niektórych mężczyzn, według Renshava – psychoanalityka, który opisał to zaburzenie - jest bardzo rozpowszechniona w zachodniej kulturze i jest wynikiem wychowania, lęku kastracyjnego, nieufności wobec kobiet i podwójnej moralności.
W łagodnej i szczątkowej formie syndrom Madonny i ladacznicy może czasami pojawić się w naszych małżeństwach - w postaci przekonania, że pewnych rzeczy z żoną się nie robi (co nie znaczy, że w ogóle kiedykolwiek będą chcieli swoje fantazje zrealizować). Jeśli więc chcesz być bardzo wyzwolona, wcześniej pomyśl, jakie przekonania może mieć mężczyzna i czy chcesz, żeby był w przyszłości Twoim mężem.
Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
Mężczyzna tak odrealnia i idealizuje swoją ukochaną, stawia ją na ołtarzu, podziwia i wielbi, że wręcz nie są w stanie jej dotknąć. Z kolei ladacznic, z którymi będzie mógł się kochać, nie będzie szanował i żadna z nich nie będzie nigdy mogła stać się jego żoną.
Mężczyźni dotknięci tym syndromem nie łączą bliskości emocjonalnej i seksualnej. Uważają seks za coś brudnego i złego, do którego nadaje się ktoś, kogo nie szanują, nie cenią, a nie ukochana wspaniała kobieta.
Taka postawa niektórych mężczyzn, według Renshava – psychoanalityka, który opisał to zaburzenie - jest bardzo rozpowszechniona w zachodniej kulturze i jest wynikiem wychowania, lęku kastracyjnego, nieufności wobec kobiet i podwójnej moralności.
W łagodnej i szczątkowej formie syndrom Madonny i ladacznicy może czasami pojawić się w naszych małżeństwach - w postaci przekonania, że pewnych rzeczy z żoną się nie robi (co nie znaczy, że w ogóle kiedykolwiek będą chcieli swoje fantazje zrealizować). Jeśli więc chcesz być bardzo wyzwolona, wcześniej pomyśl, jakie przekonania może mieć mężczyzna i czy chcesz, żeby był w przyszłości Twoim mężem.
Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!