KRYZYS WIEKU ŚREDNIEGOZdrada.Biura detektywistyczneBaśka… Pięćdziesięciolatka, której niejedna kobieta mogłaby pozazdrościć. Ustabilizowane życie, czyli kochający mąż, studiujące dzieci, dom, dwa samochody, co roku wakacje zagraniczne. Długo by można było wymieniać to wszystko, co było solą w oku innych kobiet. O takim życiu marzą młode małżeństwa, które ledwie wiążą koniec z końcem, a malutkie dzieci, będące co prawda wielkim szczęściem, w pakiecie zapewniają nieprzespane noce, kolki, różyczki, świnki i inne atrakcje, po to, by z przytupem wkroczyć w wiek dorastania, doprowadzając rodziców do stanów nerwicowych albo przedzawałowych. Te młode małżeństwa śnią o spokoju, ale gdy ten upragniony czas nadchodzi, nie zawsze potrafią się nim cieszyć. Dojrzała miłość. Osobiście kojarzy mi się z odpowiedzialnością, troską, zwróceniem w kierunku drugiej osoby, ale nie po to, by zapomnieć o sobie, ale po to, by wzajemnie się wzbogacać. Radość, szczęście, zrozumienie, dostrojenie i współgranie. Ludzie, którzy przeszli ze sobą przez liczne życiowe burze i dotrwali razem do tak zwanego wieku średniego, mogliby czuć się jak w raju. Tak mogła czuć się Basia z Tomkiem, ale… Historie takie jak ta, sądziłam, że mogą być tylko kanwą scenariuszy filmowych, a jednak… Nie zapomnę tego spotkania. Tomek był roztrzęsiony, nie kontrolował emocji. Baśka… trudno powiedzieć, czy zawstydzona. Raczej próbowała udawać, że nie wie, po co ta cała afera. Po co mąż zatrudnił detektywa. Czy można w tym wypadku mówić o zdradzie? Oceńcie sami? „Wydawało mi się, że już mnie nie kochasz. Czułam się jak szara myszka. Byłam niedowartościowana. Szukałam podziwu i zainteresowania.” Takie padły słowa. To, czego podobno nie znalazła w związku, dał jej znajomy z Internetu. Mówiła, że to była tylko zabawa. Coś niewinnego, co ją po prostu wciągnęło i przybrało dość szybki obrót. Bardzo śmiałe maile. Być może w realu nawet z mężem na takie rozmowy by sobie nie pozwoliła. A po drugiej stronie monitora siedział mężczyzna, który „wkręcał” ją w tę grę, dając w zamian słowa, które lały się jak miód na jej serce. Gdyby nie biuro detektywistyczne do którego zgłosił się Tomasz, nie wiadomo, jak by się to wszystko potoczyło. Czego brakowało Basi u boku kochającego męża? Co było bodźcem do rozpoczęcia tej znajomości? Jaka potrzeba tej kobiety była niezaspokojona w małżeństwie? A może było jej za dobrze? Zwykle mówimy o kryzysie wieku średniego u mężczyzn, natomiast nie tylko oni są skłonni do zdrady, a czasem do krótkotrwałych romansów mających ich dowartościowywać we własnych oczach. W wieku 40-50 lat nachodzi nas często refleksja dotycząca dotychczasowego życia. Robimy bilans i uzmysławiamy sobie, że przekroczyliśmy już półmetek. Są tacy którym ciężko pogodzić się z pierwszym siwym włosem i wszelkimi oznakami przemijającego czasu. Im niższe poczucie własnej wartości, tym trudniej to zaakceptować. Wyjścia są różne. Jedni próbują zatrzymać młodość, robiąc coś, na co sobie nigdy wcześniej nie mogli pozwolić, a co jest szalone np. zaczynają uprawiać sporty ekstremalne, zmieniają garderobę na bardziej krzykliwą, a inni mają kochanka/ę, w którego/ej zakochanych oczach będą mogli się przejrzeć. Te romanse stanowią, tak jak to było w przypadku Baśki, zaspokojenie z jednej strony potrzeby akceptacji, z drugiej wypełniają pustkę w życiu, o którym co prawda marzyło się przez lata, ale kiedy stało się teraźniejszością, zaczyna drażnić nas stagnacją. Są i tacy, dla których zdrada jest udowodnieniem samemu sobie, że jest się młodym. Fromm w książce „O sztuce miłości” pisał, że jest różnica między kochaniem a zakochaniem się. Kochamy drugą osobę, a zakochujemy się w sobie, wykorzystując tę drugą osobę jako narzędzie, pełni ona rolę lustra, gdyż w jej oczach pełnych zachwytu i uwielbienia możemy się przejrzeć, dowartościowując swoje ego. Mówi się co prawda, że kochance męża należy kupić kwiaty, gdyż niejednokrotnie zdrada w wieku dojrzałym umacnia związek. Z jednej strony osoba zdradzana widząc wracającego małżonka marnotrawnego, czuje się wybrana – „jednak do mnie wraca” (wypieramy myśl, że wygodny partner boi się stracić ułożone życie i ciepłe kapcie), a z kolei osoba zdradzająca wraca z poczuciem dowartościowania, gdyż współmałżonek czeka zwykle z otwartymi ramionami, a kochanek/a rozpacza. Dla jednych zdrada jest paradoksalnie kołem ratunkowym ich związku, ale dla większości wiąże się z wielkim upokorzeniem. Ta cena, którą przychodzi zapłacić, nie jest warta przelotnego romansu, nie jest warta podbudowania własnego ego. Widziałam płaczącego i bezsilnego mężczyznę. To koszt zdrady, niekoniecznie fizycznej, która powoduje ból, rozdarcie wewnętrzne, poczucie krzywdy. Pomimo niekiedy wielkiego miłosierdzia osoby, którą stać na wybaczenie, nie jest to proste. Przebaczenie wymaga czasu, to proces. Sama obserwowałam jak Tomek mówiący, iż wybacza, za moment szamotał się, walczył ze swoimi emocjami, wypytywał, wypominał. Pomimo chęci wybaczenia bardzo cierpiał. Takie są koszty… A miłość dojrzała mogłaby być taka piękna… * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. POLECAMY:
0 Comments
CIESZMY SIĘ Z MAŁYCH RZECZYBiuro detektywistyczneZdjął kurtkę i niedbale rzucił ją na fotel. Wszedł do pokoju chłopców. Spojrzał na dwie jasne czuprynki i stópki wystające spod kołderek. Na sofie z książką w ręku spała Nastka. Podszedł cichutko i ucałował ją w czoło. Przebudziła się nagle, a on spojrzał głęboko w jej piękne oczy. W ich błękicie zakochał się dziewięć lat temu. Ile czasu minęło i ile wydarzyło się od ich pierwszego spotkania… Jaką ilością dobra, szczęścia, uśmiechu obdarowywała go każdego dnia. Leszek ucałował żonę i westchnąwszy uświadomił sobie, że szczęście, którego doświadcza, należy pielęgnować każdego dnia. Czy zdaje sobie z tego sprawę na co dzień? Czy może wydarzenia ostatniego tygodnia uświadomiły mu, jakie piekło ludzie potrafią sobie w życiu zgotować? Ręce zadbanej drobnej brunetki trzęsły się, gdy przekroczyła próg firmy detektywistycznej. Ze łzami w oczach opowiadała o historii swojego małżeństwa, a w zasadzie o ostatnim roku i podejrzeniach, które narastały w niej z każdym dniem. Mąż często wyjeżdżał w delegacje. Ona zostawała z dziećmi, dbałą o dom, pracowała zawodowo i zawsze z uśmiechem na ustach i ciepłą kolacją czekała na niego z utęsknieniem. Bożena robiła wszystko, by zawsze był perfekcyjnie spakowany, by prezentował się na spotkaniach służbowych elegancko i z klasą. Pamiętała słowa swojej babci, która często jej powtarzała: „Pamiętaj, mąż jest wizytówką swojej żony.” Długo żyła w niewiedzy… Może zgubiła ją naiwność, a może oceniała męża przez pryzmat własnej uczciwości. Drobiazg spowodował, że zaczęła nabierać podejrzeń, a potem już tylko jej życie rozsypywało się jak domek z kart. Wysoka zielonooka germanistka swoją postawą pokazywała pewność siebie. Widać było, że wiele w życiu przeszła, ale to tyko ją wzmocniło i zahartowało, a ona już nigdy nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać. A na krzywdę wyrządzaną dziecku była szczególnie wrażliwa. Po rozwodzie zarówno Oliwia, jak i jej były mąż ułożyli sobie na nowo życie przy nowych partnerach. Mąż z kolejnego związku miał dwójkę dzieci, ale o widzenie z pierworodnym walczył z całych sił, wylewając w sądzie morze łez i przekonując o swojej wielkiej miłości i tęsknocie. Niestety w praktyce spotkania z dzieckiem przebiegały w sposób daleki od ideału. W nowej rodzinie i nowym domu nie było miejsca dla chłopca. Ojciec zabierał go w piątek po szkole, szli na pizzę, a później odwoził syna do swoich rodziców, gdzie chłopiec spędzał czas do niedzielnego popołudnia, w które „stęskniony tata” przyjeżdżał, by odwieźć go do matki. Gdyby nie pomoc detektywa z żony zrobiłby osobę szukającą pretekstu do zaczepki, a z syna osobę skłonną do konfabulacji. Znajomy namówił Romana do skierowanie sprawy do biura detektywistycznego. On sam nigdy by na to wpadł. Powtarzał zawsze, że zrobi wszystko, by dzieci wychować i wykształcić, choć jako samotnie wychowującemu ojcu nie było łatwo. Ale nie poddawał się. Był ojcem i matką, pracował, prowadził dom, dbał o dzieci, jak tylko potrafił. Pomimo iż im się nie przelewało, robił wszystko, by dzieciom niczego nie brakowało. Żona odeszła, gdy dziewczynki były malutkie. Jak napisała w liście pożegnalnym - małżeństwo i rodzicielstwo przerosły ją. Zajęła się karierą i młodszym partnerem, gdyż musiała, jak to często podkreślała, nadrobić beztroski czas młodości, który drastycznie przerwało macierzyństwo. Kobieta nie tylko nie chciała uczestniczyć w życiu córek, ale robiła też wszystko, by nie płacić na ich utrzymanie. Była osobą niedojrzałą i nieodpowiedzialną. Gdy wystąpiła o obniżenie i tak niewielkich alimentów, znajomi Romana kiwali ze zdumieniem głowami, a ci, którzy widywali ją przypadkiem, nie kryli słów oburzenia - luksusowy samochód, modne ubrania, wakacje za granicą. Ona Boga się nie boi – powtarzali ludzie, a Romek twierdził, że o ile sił starczy, da radę, by samodzielnie utrzymać i wychować córki. Ale posunięcie matki dziewczynek przedstawiającej w sądzie zwolnienia od psychiatry i zaświadczenia poświadczające, że jest bezrobotna, spowodowały, że w końcu przejrzał na oczy i poprosił o pomoc detektywa. Leszek tuląc w ramionach żonę i z czułością przeczesując jej włosy między pacami, myślał o tym, jak wielkim jest szczęściarzem. Nie zdawał sobie wcześniej sprawy, że praca detektywa, o której tak bardzo marzył, już w pierwszym tygodniu da mu cenną lekcję. Myśląc o Bożenie, Oliwii i Romanie, uświadomił sobie, że warto cieszyć się z małych rzeczy, codziennych chwil, uśmiechu dzieci, spojrzenia żony - bo te z pozoru drobiazgi z których składa się życie, nie mają wartości, one są po postu bezcenne. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób ** Tekst powstał przy udziale Biura Detektywistycznego Umbra POLECAMY:
POLECAMY:
CZEKANIE TO NIE TYLKO CIERPLIWOŚĆFragment książki"Mindfulness znaczy SATI"Żeby docenić wartość godziny, zapytaj zakochanych czekających na to, żeby się zobaczyć. „Czekanie może być głęboko wyciszającym, uspokajającym czasem. Może też być piekiełkiem lub piekłem, w zależności od… No właśnie, czego? Czekamy często. W kolejce do sklepu, fryzjera, lekarza. Po odbiór dziecka z zajęć, na wiadomość, decyzję, odpowiedź. Gdy zastanowimy się nad tym, okaże się, że czekanie to duża część naszego życia. I niestety często związana z całkowicie zbędnym i niszczącym stresem. Parę lat temu jeden z uczestników prowadzonych przeze mnie zajęć poświęconych mindfulness opowiedział o zdarzeniu, które uprzytomniło mu zmianę, jaka w wyniku systematycznej praktyki zaczęła w nim zachodzić. Po wyjściu ze szpitala, w którym pracował, zobaczył, że jego samochód został zatarasowany przez inny. Nie miał jak wyjechać. Szybko przeanalizował, co może zrobić. Wniosek był jeden. Nie może zrobić nic, aby usunąć przeszkodę. Tak więc zamiast zwyczajowo zamartwiać się, wściekać, zapadać w agresywnej bezsilności, wsiadł do swojego samochodu i zaczął medytować. Po kilkudziesięciu minutach niezbyt uważny kierowca blokującego samochodu odjechał, a wypoczęty, zrelaksowany, wyciszony medytacją i zadowolony lekarz, bo taki zawód wykonuje bohater tej historii, spokojnie wrócił do domu. A mógł się wściec. Tylko ponownie ważne pytanie: po co? Są w życiu sytuacje, gdzie nie ma innego wyjścia i pozostaje czekanie. I takie, gdy oceniasz, że czekanie jest właśnie najlepszą opcją. W olbrzymim stopniu to od ciebie zależy, jak spędzisz czas, czekając, w jakim stanie będzie twój umysł. Poniżej jedna z wielu pomocnych form bycia, również wtedy, gdy czekasz: Skieruj uwagę na oddech. Obserwuj doznania związane z każdym wdechem i wydechem. W ten sposób osadź się w teraźniejszości. * Rozszerz uwagę na dźwięki, pozwól im pojawiać się, od żadnego z nich nie uciekaj, do żadnego nie lgnij, pozwól im przepływać. * Poczuj swoje ciało, doznania z jego wnętrza, napięcie bądź rozluźnienie, doznania związane z kontaktem skóry z powietrzem, ubraniem. * Uświadamiaj sobie także pojawiające się na bieżąco uczucia i myśli. * Nie osądzaj swoich doświadczeń, dźwięków, doznań, uczuć, myśli. Nie ukierunkowuj ich w żaden sposób, po prostu obserwuj. * Bądź tu i teraz, nie wybiegaj w przyszłość, nie wracaj do przeszłości, w pełni zanurz się w teraźniejszości, pozwól sobie w niej wypocząć, nie oddając się wyobrażeniom tego, co było lub co będzie."* * Fragment pochodzi z książki Tomasza Kryszczyńskiego "MINDFULNESS znaczy SATI" Polecany post: Bądźmy uważne! POLECAMY:
BĄDŹMY UWAŻNE!"Mindfulness znaczy sati"NADIA. Kładąc się spać, Nadia po raz kolejny analizuje swój los. Jest pełna niepokoju. Obawia się, że przeszłość kładzie się cieniem na jej obecne życie. A może coraz bardziej dostrzega, że związek, w którym tkwi od wielu miesięcy jest daleki od ideału. Czuje lęk i obawę… SONIA. Sonia siedząc pod kocem i słuchając muzyki, która przynosi chwilowe ukojenie, zadaje sobie pytanie, co może zrobić, by w końcu być osobą szczęśliwą. Dociera do niej każdego dnia, że nie radzi sobie ze sobą i swoim życiem. „Przecież nie umiem stworzyć normalnych relacji z ludźmi, wybrać odpowiedniego partnera, dbać o swoje interesy. Wiem, że tylko narzekam i nic z tym nie robię. Ale nie wiem, jak to zmienić…” KAROLINA. Przez wiele lat Karolina nie umiała wyjść z roli ofiary. Chciała, ale nie miała pojęcia, jak wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i decyzje. Czasami stawiała sobie cel, ale szybko traciła go z oczu i powracała do starych nawyków i schematów. NADIA. Nadia nie chce być tylko dodatkiem w związku. Zawsze wyobrażała sobie, że w relacji z drugim człowiekiem będzie czuła się jak osoba najważniejsza dla swojego partnera. A dostrzega coraz bardziej, że musi konkurować z pasją, która wypełnia życie mężczyzny, z którym tak bardzo by chciała dzielić swój los. Czuje, że znajduje się na dalszym planie, a to przypomina jej bolesną przeszłość. Nigdy nie była ważna, zawsze stała z boku… Nie chce powrotu do czasów dzieciństwa, to sprawia ból… SONIA. Sonia ma świadomość tego, że przeszłość wpływa na jej obecne życie. Wie, że w każdym partnerze z przerażeniem odnajduje cechy swojego ojca. Obawia się, że zawsze będzie się doszukiwać problemów, bo chciałaby mieć idealne życie. Ale czy takie jest możliwe? Jak żyć, akceptując to, co w danym momencie pojawia się w doświadczeniu? Jak osiągnąć głębokie zrozumienie umysłu, procesów w nim zachodzących, tego, co przynosi szczęście i co je zabiera? KAROLINA Karolina odważyła się i wykazała gotowość do zmiany i pomimo świadomości, że będzie to nieustanna, ciągła praca nad sobą, jest szczęśliwa. Dzisiaj pisząc list do swoich przyjaciółek - do Nadii i Sonii, wyznała: „To był proces, w którym z każdym kolejnym dniem porzucałam dawne błędne myślenie, a zaczynałam podejmowanie próby patrzenia na otaczającą mnie rzeczywistość z innej perspektywy, bez oceniania, stawiając się w roli obserwatora. Zaczęłam być uważna. Przyglądałam się moim emocjom, pojawiającym się myślom i uczuciom, akceptowałam je, bo wierzyłam i ufałam, że coś ważnego chcą mi powiedzieć. Zrozumiałam, że w żadnym razie nie mogę udawać, że ich nie ma lub ich odpychać. Pojawiła się wówczas akceptacja i świadomość prawa do ich odczuwania. Moim codziennym wieczornym rytuałem stało się odpowiadanie na pytanie: za co dzisiaj jestem wdzięczna? To sprawia, że staram się wychwytywać same pozytywne zdarzenia i je urzeczywistniać w postaci zapisanych słów, co czyni mnie jeszcze bardziej uważną i szczęśliwą, bo dzięki temu widzę, że w moim życiu jest więcej dobrego niż złego. A gdy nawet już dzieje się coś nieprzewidzianego, niewygodnego, to mam poczucie sprawczości i wyboru i wiem, co z tym zrobić. Paradoksalnie właśnie te trudne chwile sprawiły, że stałam się jeszcze bardziej uważna i wdzięczna za wszystko to, co dobrego się wydarzyło i wydarza w moim życiu.” Karolina przekazała Nadii i Sonii swoją receptę na wyjście z matni. Ona stała się uważna… Czym zatem jest mindfulness, czyli uważność? „Uważność w szerokim znaczeniu to przede wszystkim akceptująca świadomość bieżącego doświadczenia, doznań, uczuć, myśli. (…) Jest przepełniona akceptacją tego, co w danym momencie pojawia się w doświadczaniu. Akceptacją niemającą nic wspólnego z budowaniem bierności w codziennym życiu. Akceptacją, która związana jest z nieoszukiwaniem się, z widzeniem zjawisk takimi, jakie są — oczywiście na tyle, na ile nasza ludzka kondycja na to pozwala. Świadomością, która osadza dobry, bardzo pomocny w życiu dystans, która pozwala zrozumieć całym sobą, pozwala poczuć, że myśli to tylko ulotne zjawiska, że nie są tym samym, co odzwierciedlają, że są właśnie jedynie odzwierciedleniem — czasami bliższym, czasami dalszym — tego, co odwzorowują. Nigdy tym samym. Ostatecznie uważność pomaga osiągnąć głębokie zrozumienie umysłu, procesów w nim zachodzących, tego, co przynosi szczęście i co je zabiera.(…) Pomaga uzyskać olbrzymią wolność i spokój, jak też to, co z tej wolności, spokoju i zrozumienia płynie.”** Jak zatem stać się osobą uważną? Wiele osób podobnie jak Karolina w procesie terapii nauczyło się uważnego patrzenia na siebie i swoje życie. Aby nie cofać się w tym procesie potrzebują konkretnych narzędzi do pracy. W odpowiedzi na te potrzeby Tomasz Kryszczyński - psycholog i certyfikowany, doświadczony nauczyciel mindfulness napisał książkę, która parę dni temu trafiła do naszych rąk. „Mindfulness znaczy sati” to pozycja, której przepiękna okładka jest zapowiedzią tego, co zawiera w środku. Powstała w odpowiedzi na potrzeby zarówno osób, które mają już pewną wiedzę i doświadczenie związane z treningiem mindfulness, jak i tych, które dotychczas się z nim nie zetknęły. Dzięki autorowi dowiadujemy się, że mindfulness: - obniża wskaźniki chronicznego stresu, - ogranicza nawroty depresji, - pomaga radzić sobie z przewlekłym bólem, - wspiera w radzeniu sobie z przeżytą traumą, - pozytywnie wpływa w przypadku zaburzeń lękowych oraz zaburzeń odżywiania, - zmniejsza doświadczanie dyskomfortu psychicznego, - osłabia uzależnienie od alkoholu i narkotyków, - wzmacnia koncentrację, - poprawia pamięć, - podnosi odporność organizmu, - prowadzi do bycia szczęśliwszym - pomaga w radzeniu sobie ze stresem, z lękiem, paniką, depresją i jej nawrotami, - jest pomocny w pracy z dziećmi i młodzieżą oraz w walce z chronicznym bólem. Książka składa się z trzech części. Pierwsza stanowi wprowadzenie do tematu. Dowiadujemy się w niej, czym jest mindfulness i jakie przynosi korzyści potwierdzone w licznych badaniach. W drugiej - głównej części książki - znajduje się 25 ćwiczeń. Każde z nich opisane jest w sposób umożliwiający samodzielną praktykę. W części trzeciej przedstawione jest źródło idei i praktyki uważności. Do książki dołączona jest płyta z nagraniami audio, która ułatwi samodzielne ćwiczenie. Szczególnie do gustu przypadły mi rozdziały pokazujące, jak rozwijać mindfulness w codziennych czynnościach, takich jak mycie zębów, branie prysznica, przygotowywanie owsianki, jedzenie, sprzątanie. Z mojej perspektywy psychologa najcenniejsze są ćwiczenia, które można zastosować podczas rozmowy, czekania i zasypiania, gdyż wiem, ile osób ma z tym problem. W jutrzejszym artykule znajdziecie ćwiczenie do wykorzystania podczas czekania - od nas bowiem zależy, jak spędzimy czas, czekając i w jakim stanie będzie nasz umysł. Karolina kończąc swój list do przyjaciółek, napisała: Obiema rękoma podpisuję się pod słowami Eckharta Tollego „W codziennym życiu widać, że to nie szczęście czyni nas wdzięcznymi, lecz wdzięczność szczęśliwymi”. Dziewczyny, ja daję radę, Wy też dacie. Kto, jak nie my? Bądźmy uważne! * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób ** Tomasz Kryszczyński "Mindfulness znaczy sati"
CHCIAŁBYM WRÓCIĆ TAM...Wartość wspomnień, sesje fotograficznePamiętam jak trzydzieści lat temu "puszysty śnieżek zmienił nasz świat w zimową krainę czarów. Zostawiliśmy nie pozmywane naczynia w kuchni, nie posprzątany dom, nie dokończone prace. Nie z powodu pracy zawodowej ani tez kryzysu rodzinnego, ale dla wspólnej zabawy na śniegu, lepienia bałwana, przedzierania się jak lodowe duszki przez zaspy w ogrodzie, kiedy zapada ciemność..."* Potem śnieg stopniał.". Czy tamte beztroskie godziny spędzone ma śniegowej zabawie był stracone? Nie, one zostały zainwestowane - zostały dopisane do wspomnień."* Wspomnienia z dzieciństwa… Mają one szczególne znaczenie dla naszego późniejszego życia. Każdy z nas przechowuje je w swoim w sercu do końca swoich dni. Czasami są jak bolesne kolce, a czasami są dla nas kołami ratunkowymi, dzięki którym możemy przeżyć różne życiowe burze. Wspomnienia nadają naszemu życiu sens, chronią przed niebezpieczeństwami, dodają otuchy, wiary w siebie, uczą pokory, ale przede wszystkim kształtują nas jako osobę. Tęsknimy do krainy naszego dzieciństwa, tęsknimy do beztroskich lat, do zabaw na śniegu, do kąpieli w morzu, do smaków i zapachów dzieciństwa. Tęsknimy do ludzi, którzy odeszli. Tęsknimy do ukochanych, z którymi nie możemy być razem, bo nasze drogi życia - choć kiedyś skrzyżowały się, ale są inne – i nie wolno się na nie wdzierać. Tęsknota, choć czasem boli, jest wartością. Ona rozszerza naszą świadomość, pamięć, zaangażowanie na coś dalej i więcej. W codziennej gonitwie nie mamy czasu na podróż do krainy naszego dzieciństwa i młodości. Ale pewne zapachy, smaki, emocje przywołują wspomnienia. Wspomnienia przywołują także fotografie, które zatrzymały ulotne chwile. I to zarówno te zrobione spontanicznie podczas wakacji, świąt, uroczystości rodzinnych, ale również te, zrobione u fotografa. Wyjście razem na sesję to rytuał związany z wyborem odpowiedniej scenografii, ubrań, to rozmowy, śmiech, emocje – czasami poddenerwowanie, strach, niepewność, ale przede wszystkim radość i szczęście. To czas na odkrywanie siebie i swoich bliskich, to wydobywanie z siebie tego, co nas w danej chwili określa. Te zdjęcia za 5, 10, 30 i 50 lat przywołają w pamięci obrazy, ale i atmosferę, która towarzyszyła wspólnemu wyjściu do fotografa. Ale i w danym momencie mają one swoją wielką wartość. Pokazują naszą rodzinę jako wspólnotę osób, które codziennie pędząc w swoje strony, realizując swoje indywidualne cele, stanowi jednak niezastąpioną wartość, z której będziemy czerpać przez długie lata naszego życia. Czas kwarantanny to czas dla wielu z nas i wielu rodzin niepewności o jutro. To czas, w którym wiele osób traci pracę, traci pieniądze nie tylko na realizację marzeń, ale i na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Może czując wzajemną odpowiedzialność za siebie nawzajem, ale i inwestując w wspomnienia, zróbmy sobie prezent w postaci vouchera na sesję rodzinną, a przy okazji wspomóżmy tych, którzy drżą o swoją przyszłość. *Marion Stroud "Darem jest dziecko" JESTEŚMY PARTNERAMI AKCJI:
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
REKLAMA:
piszcie do nas na adres: psychologiaprzykawie@gmail.com |