TWOJE ZADANIECenne rady nie tylko dla dzieciWczoraj miałam przyjemność zaprezentować wywiad, który przeprowadziłam z Ulą Młodnicką i Agnieszką Waligórą "Bądź sobą!" A dzisiaj przedstawiam cenne rady z nowej ksiażki "Bądź sobą, Pinku!:" Cenne nie tylko dla dzieci :) POLECAMY: * Fragmenty i cytaty pochodzą z książki U. Młodnickiej, A. Waligóry "Bądź sobą Pinku! Książka o asertywności i stawianiu granic dla dzieci i dla rodziców trochę też.", Wydawnictwo Sensus ** Dziękujemy Wydawnictwu Sensus za możliwość zareklamowania tej wartościowej , pełnej ciepła książki.
BĄDŹ SOBĄ!O asertywności i stawianiu granicParę dni temu odbyła się premiera niezwykle wartościowej książki, nie tylko dla dzieci, pt.: „Bądź sobą, Pinku!” autorstwa Urszuli Młodnickiej i Agnieszki Waligóry. To już kolejna część przygód Pinka, tym razem dotycząca tak bardzo ważnego tematu, jakim jest asertywność. Poprzednie dotyczyły poczucia własnej wartości, relacji z rówieśnikami, odporności psychicznej. Dzisiaj mamy przyjemność zaprezentować kolejny już wywiad, który przeprowadziłam z jej autorkami. Psychologia przy kawie: Przed rokiem miałam przyjemność rozmawiać z Paniami na temat wspaniałej książki „Odwagi, Pinku!”. Pamiętam, że kończąc wywiad, powiedziałam, że mam nadzieję, iż będziecie się z nami swoją mądrością oraz doświadczeniem dzielić w kolejnych przygodach Pinka. I tak się stało 😊 Parę dni temu odbyła się premiera książki „Bądź sobą, Pinku. O asertywności i stawianiu granic”. Dlaczego postanowiłyście pójść w tym kierunku? Ula Młodnicka: Tak, rzeczywiście z początkiem września ukazała się czwarta książka „Bądź sobą, Pinku”. Dlaczego taki temat? Bo to bardzo ważne umiejętności, które pozwalają na bycie sobą, dbanie o siebie i wyrażanie siebie na swój własny sposób. A to podstawa autentycznego życia. I dobrze zacząć je kształtować u dzieci już od najmłodszych lat. Bo to owocuje w dorosłym życiu w każdej sytuacji i relacji, którą będą chcieli zbudować. Aga Waligóra: Asertywność i stawianie granic to umiejętności, których na szczęście można się nauczyć, a dzięki którym poznajemy samych siebie i możemy zadbać o nasz komfort, o to, w jaki sposób chcemy by nas traktowano i dzięki którym dbamy o nas samych. To dobra baza startowa w przyszłość, w dorastanie, a potem w dorosłe życie, w którym poczucie własnej wartości czy pewność siebie jest po prostu niezbędna. Ppk: „Granica to taka niewidzialna linia, która oddziela to, co ci odpowiada i z czym czujesz się dobrze, od tego, co ci nie odpowiada.”* - to jedno z wielu mądrych przesłań z Waszej książki. Jest to moim zdaniem bardzo trudne zadanie w procesie wychowawczym, aby nauczyć dziecko, po pierwsze, zdawania sobie sprawy ze swoich granic, a po drugie chronienia ich. Czy według Was łatwiej jest uświadomić dziecku, czym jest granica, czy nauczyć bronienia jej? AW: Myślę, że łatwiej jest wytłumaczyć dziecku, że ma granice, bo gdy ktoś je przekracza, automatycznie pojawiają się silne związane z tym emocje jak złość czy strach. Trudniej jest natomiast nauczyć dziecko bronić własnych granic, tym bardziej, że są one elastyczne i zmienne, wiele zależy od charakteru, doświadczeń, wieku. Sama będąc dorosłą osobą, nadal mam problemy z asertywnością. Jako mama wiem już, że potrzeba czasu, cierpliwości, czułości. UM: Myślę, że zarówno jedno, jak i drugie nie jest łatwym zadaniem. Sama świadomość istnienia granic nie wystarczy, choć jest bardzo ważnym krokiem. Paradoksalnie granic uczymy się, gdy są one przekraczane, jak mówi Aga. To wtedy włączają nam się emocje i przekonanie, że coś jest nie tak, że tak nie chcemy, że to nam się nie podoba. I tu jest miejsce na zakomunikowanie tego, czyli asertywne wyrażenie naszego zdania. To bardzo długi proces, który w dużej mierze zależy od naszego rodzicielskiego podejścia. Warto sobie zadać pytanie, czy jako rodzice zostawiamy naszym dzieciom przestrzeń do wyrażania własnego zdania, czy dopuszczamy możliwość, że może być ono inne od naszego, czy dyskutujemy z nimi, czy narzucamy im bez dyskusji własne decyzje, czy dajemy możliwość podejmowania decyzji, czy zawsze wiemy lepiej. Z drugiej strony warto pamiętać o tym, że nie nauczymy dzieci stawiania granic, jeśli sami tego nie będziemy potrafili. Dzieci uczą się przez naśladowanie, a rodzice stanowią dla nich pierwszy wzór. Ppk: Czytając Waszą książkę, chwilami zastanawiałam się, czy niektóre z twierdzeń spodobają się osobom dorosłym 😊 Nie obawiałyście się, jak zareagują rodzice na słowa mówiące o tym, że dzieci „mają prawo podejmować świadome decyzje i mają prawo decydować, co chcą robić w danej chwili, a czego nie chcą”*. 😊 Czy wierzycie w mądrość rodziców, w to, że zrozumieją Wasze przesłanie? Czy będą potrafili dostrzec różnicę pomiędzy agresją a asertywnością? UM: Mam nadzieję, że tak.😊 Warto pamiętać, że dzieci są indywidualnymi jednostkami, nie są nasza własnością. Nie znaczy to, że we wszystkich aspektach swojego życia mają podejmować własne decyzje i robić po swojemu, bo zwyczajnie nie są na to gotowe, nie są dorosłe. Mam tu na myśli takie rzeczy jak bezpieczeństwo, zdrowie… Chodzi o danie przestrzeni, dopuszczenie możliwości wyrażenia swojego zdania i dostosowanie tej wolności tam, gdzie jest to możliwe. Pozwolenie dzieciom na robienie rzeczy po swojemu, popełnianie błędów daje im poczucie sprawstwa, buduje wiarę w swoje możliwości. Jeśli okaże się, że ich sposób działa, damy im okazję do przeżycia autentycznej satysfakcji. Z kolei pokazaniem, że porażki czy błędy dają nam znać, co możemy zrobić w przyszłości lepiej - wzmacnia, a nie dołuje. To najlepsza droga do samodzielności. Warto tu zaznaczyć, że asertywność nie jest agresją. Asertywność jest związana z jasnym i spokojnym komunikowaniem światu jak mamy, jak to jest u nas, jak odbieramy daną sytuację. To tłumaczenie naszego punktu widzenia. Agresja może wynikać z tego, że przez dłuższy czas blokowaliśmy swoje emocje, że tłumiliśmy je, a nie spokojnie wyrażaliśmy swoje uczucia. AW: Dzieci mają prawo podejmować decyzje, tym bardziej, że wraz z ich dorastaniem coraz bardziej tego od nich oczekujemy. Warto, żebyśmy jako rodzice uświadomili sobie, na jakie dzieci i na jakich dorosłych chcemy je wychować; takich, którzy mają poczucie własnej wartości, potrafią stanąć we własnej obronie, być pewnymi siebie. To wymaga od nas rodziców elastyczności w uczuciach, szczerości i dużych zasobów empatii. Ppk: „Warto mieć kontakt z własną bazą i słuchać swojego głosu. Tylko wiesz, on jest bardzo cichutki i łatwo go zagłuszyć (…) Czasem go nie słyszymy, bo ważniejszy jest dla nas głos innych, ich opinie”.* Jestem przekonana, że gdyby wiele z osób dorosłych, którzy żyją z sabotażystą przy boku szepcącym im do ucha, że są za mało…, za słabo…, za bardzo… itd., miało okazję jako dziecko usłyszeć Pani słowa o tym bezwzględnym głosie innych, głosie krytyki, oceny, poniżania, który zagłusza ich wewnętrzny głos, a jest wynikiem nie ich ułomności, ale problemów sabotażystów, to jako osoby dorosłe nie dałyby się zwieść na manowce przez te wewnętrzne podszepty. Mam rację? UM: Hmm, chciałabym myśleć, że tak.😊 Owszem, słowa mają moc, niemniej jednak same słowa nie wystarczą. Za tym musi iść przede wszystkim podejście do dziecka jako podmiotu swojego życia, które spełnia własne oczekiwania, a nie rodziców. Które ma prawo do autentycznego wyrażania siebie. A jeśli cały czas słyszy, co robi nie tak, że znowu trója, itd., ma poczucie, że tych oczekiwań nie spełnia, że jest do bani. I przekłada się to potem na życie dorosłe, na spełnianie oczekiwań partnera, szefa, przyjaciół, na obawę przed tym, co powiedzą inni, na obawę przed zmarszczoną brwią. Ale, ale nigdy nie jest za późno. Warto o tym pamiętać. Zawsze jest dobry moment, żeby pracować nad dopuszczeniem swojego głosu do… głosu. I tu pierwszym krokiem może być świadomość, bo ona jest podstawą zmiany. Jeśli zaczynamy sobie zdawać z czegoś sprawę - łatwiej to zmienić. Ppk: Dlaczego dzieci, ale i my - osoby dorosłe - robimy wiele wbrew sobie, bojąc się wyśmiania przez otoczenie? Dlaczego tak bardzo boimy się krytyki? AW: Boimy się krytyki, ponieważ podświadomie chcemy być akceptowani przez osoby z naszego otoczenia; szkoły, pracy. Codziennie, wchodząc w różne relacje z innymi, otrzymujemy informację zwrotne, które nie do końca mogą być pozytywne. Myślimy, że może lepiej się nie narażać albo unikać sytuacji, które mogą sprawić, że poczujemy się niekomfortowo, pokazując nasze słabości. Słowa krytyki wystawiają na próbę nasze poczucie własnej wartości albo po prostu jego brak. UM: Tak. I tu znów wracamy do dzieciństwa. Bo jeśli byliśmy „karani” za wyrażanie siebie, to ta obawa w nas zostaje. Ba, nie czujemy, że mamy do tego prawo, bo zostało nam ono odebrane w dzieciństwie. I nie chcemy się narażać na kolejne przykre doświadczenia. Dlatego należy dzieci wspierać w mówieniu o sobie, wyrażaniu się, wiem, nie zawsze jest to łatwe… zdać sobie sprawę, że przecież to wyrażanie się wiąże się także z przeżywaniem trudnych emocji przez dzieci. Zamiast „nie krzycz”, „nie złość się”, warto przyjrzeć się, dlaczego takie, a nie inne emocje powstają w naszych dzieciach, co jest przyczyną. Ppk: Namawia Pani w swojej książce, aby „o siebie zawalczyć, żeby potem nie czuć się głupio przed samym sobą”.* A w innym miejscu piszecie o tym, że „czasem trudno wyrazić własne zdanie, zwłaszcza jeśli jest odmienne od opinii innych”.* Dlaczego dzieciom brak odwagi? Jak uczyć je stawania po swojej stronie? UM: Bo to nie jest prosta sprawa. To znaczy są dzieci, którym łatwiej jest wyrażać swoje zdanie, są bardziej dominujące i nie przejmują się opinią innych. Ale są też dzieci, którym trudniej się przeciwstawić z obawy przed odrzuceniem. Doskonale to rozumiem. W pewnym wieku przynależność do grupy rówieśniczej staje się szalenie ważna, nawet kosztem siebie. Dlatego z jednej strony zachęcam do tego, aby o sobie pamiętać, a z drugiej strony wiem, że może to być trudne. Ta walka o siebie nie musi być agresywna, nie oznacza to, że od razu z grubej rury, ale może odbywać się metodą małych kroczków, małych wyzwań. Ostatnia historia najnowszej części Pinka właśnie o tym mówi, Pink sporządza listę wyzwań, osobistych celów, które pomogą mu w byciu bardziej asertywnym. Może stanowić ona inspirację dla dzieci. Ppk: Jak rozglądamy się wokół, nietrudno dojrzeć wielu egoistów, szczególnie wśród młodych osób, dzieci. Może z uwagi na to, aby nie wychować egoisty, wielu dorosłych zaczyna być świadomych i zwraca od najwcześniejszych lat uwagę dzieci na potrzeby innych. I cudownie, jeżeli tak się dzieje, jeżeli nie jesteśmy samotnymi wyspami, jeżeli dostrzegamy potrzebujących, ale jest jedno ale… należy pamiętać, że „Twoje potrzeby są tak samo ważne jak innych, a dla Ciebie powinny być najważniejsze”.* Dlaczego nie pamiętamy o tym, że miłość do bliźniego powinna zaczynać się od miłości własnej? Jak znaleźć złoty środek w wychowaniu osoby dostrzegającej innych, ale widzącej też samego siebie? AW: Na co dzień zapominamy po prostu o naszych potrzebach, wiąże się to między innymi z czasem: którego ciągle nam brak, z ilością czynności, które musimy wykonać, albo które sami sobie narzucamy; no bo jeśli nie ja, to kto?... Zapominamy bądź pomijamy fakt, że dbając o siebie, o własne potrzeby, będąc dla siebie samych wyrozumiałymi i czułymi, możemy zadbać o potrzeby innych, tak, aby poczuli, że jest to nasz wybór, a nie konieczność. UM: Dokładnie. Dbając o nasze potrzeby, nie doprowadzamy do sytuacji, w której już nie możemy tak dalej i wybuchamy ku wielkiemu zdziwieniu całego otoczenia. Złotym środkiem może być nauka asertywności i empatii jednocześnie. Empatia wiąże się z nastawieniem radarów na innych, umiejętnością zrozumienia, co przeżywają, słuchaniem drugiej strony. To bardzo ważne, ale to tylko jedna strona medalu. Z kolei asertywność to umiejętność mówienia o sobie, swoich potrzebach, pragnieniach, uznanie ich za tak samo ważne, jak nie ważniejsze od innych. To umiejętność wyrażania siebie w taki sposób, aby nie krzywdzić innych. Empatia w połączeniu z asertywnością daje super podstawy do dobrej komunikacji i szansę na tworzenie zdrowych relacji. Ppk: Nieraz wpadamy w pułapkę, gdyż jak Panie zauważyły, robimy coś „tylko dlatego, że to się podoba innym”* i w tym momencie często przestajemy być sobą. Dlaczego dzieci, ale i my - osoby dorosłe - wpadamy w tę pułapkę? AW: Myślę, że to jest mechanizm podobny do lęku, jaki wywołuje w nas krytyka - czyli mamy potrzebę bycia akceptowanymi przez innych. Czasem zgadzamy się na coś, co nam nie odpowiada, bo boimy się zranić druga osobę, tym samym krzywdząc siebie. Czasem po prostu chcemy poczuć się częścią grupy, mieć swoje miejsce wśród innych, kosztem własnych uczuć bądź poglądów. To pułapka, w którą łatwo wpaść, dlatego jak mówi mama Pinka: „... warto mieć kontakt z własną bazą i słuchać swojego głosu”.* UM: Tak, ale ważne jest też pytanie, gdzie szukać korzeni takiego zachowania. Każdy z nas rodzi się z naturalną potrzebą wyrażania siebie. Już od najmłodszych lat komunikujemy światu tak, jak potrafimy najlepiej, czego chcemy, co nam odpowiada, a co nie. Krzyczymy, płaczemy, mówimy nie. I jeśli to zostaje uznane przez rodziców, kiedy uznają oni nasze prawo do tego wyrażania, to jest w porządku. Ale jeśli dostajemy karę, klapsa, rodzice nie akceptują naszego zachowania, obrażają się na nas, karcą, wtedy dostajemy informację, oczywiście na poziomie nieświadomym, że to może zagrażać relacji z rodzicem. Że to nie jest mile widziane. I przestajemy się wyrażać. Dlatego jeśli boimy się, co pomyślą o nas inni, zawsze ma to korzenie w dzieciństwie. Ppk: Duży nacisk kładziecie na kwestię hejtu, czyli zachowania, „które ma jeden cel - zranić, poniżyć i sprawić, by ktoś poczuł się gorszy”.* Od czego zacząć naukę dziecka radzenia sobie z nim? AW: Przede wszystkim uświadomić, że hejt jest problemem, który sam nie zniknie, że nie należy go bagatelizować. Jako rodzic rozmawiać szczerze z dziećmi, podkreślając, że to, co mówią o nas hejterzy nie jest prawdą, że są to TYLKO słowa, które mają nas zranić, poniżyć. Należy zapewnić dziecko, że w przypadku bycia hejtowanym nie jest samo i nie musi rozwiązywać tego problemu we własnym zakresie, że może liczyć na naszą pomoc i wsparcie. Ze nie musi czuć się winne, mówiąc wprost o przypadkach przemocy słownej dorosłym, bo to jest również nasz problem i nasza odpowiedzialność: rodziców, nauczycieli, opiekunów. UM: To bardzo trudny temat i nie ma jednej recepty. Dodam do tego, co powiedziała Aga, to, żeby uświadomić dzieciom bardzo jasno, że nikt nigdy nie ma prawa do takiego zachowania w stosunku do nich. Po drugie, jeśli zdarzy się taka sytuacja, najlepiej nie dać się sprowokować i powiedzieć, żeby się tak nie zachowywać w stosunku do nas i spróbować ignorować dalsze zachowanie agresora. Oni karmią się słabościami innych i szukają wrażliwych i słabych dzieci, które są łatwym celem. Dlaczego? Bo sami mają problemy i wzmacniają swoją samoocenę kosztem innych. Warto to także uświadomić dzieciom. Ppk: A co może zrobić dziecko, gdy widzi, że ktoś kogoś hejtuje? UM: Po pierwsze może wyrazić swoje zdanie na temat zachowania osoby hejtującej. Nie zawsze jednak mamy cywilną odwagę, aby stawić temu czoła i stanąć w obronie. Jeśli tak się dzieje, warto skupić się na osobie, której jest robiona przykrość i wesprzeć ją. Pokazać, że nie jest sama. To bardzo dużo może dla niej znaczyć. Pogadać, zaproponować spacer, wspólną zabawę. Warto zaznaczyć, że to też jest aktem odwagi. Wiele dzieci w takiej sytuacji boi się, że jeśli zaczną zadawać się z „ofiarą”, im również zacznie się dokuczać. To zrozumiałe. Ale warto dać tyle wsparcia, na ile nas stać. I oczywiście opowiedzieć o tym osobie dorosłej. AW: W nowej książce „Bądź sobą, Pinku!” jest cały rozdział poświęcony hejtowi, i jak zwykle po każdym rozdziale są ćwiczenia, które mogą przyjść z pomocą, jeśli nasze dzieci są świadkami hejtowania. Na przykład ignorować hejterów, nie wdając się z nimi w dyskusje, zabrać poszkodowaną osobę daleko od hejtera i tak, jak wspomniała Ula, dać jej słowne wsparcie i poprosić dorosłego o pomoc. Jest to lista zachowań, dzięki którym nasze dzieci mogą poczuć, za mają prawo do działania, że ich decyzje mogą realnie pomóc. Ppk: Napisała Pani w książce: „Kiedy jesteś sobą, czujesz się wolny i szczęśliwy”.* Czytając to zdanie, pomyślałam, że dzieciństwo powinno być czasem radości i szczęścia, ale niestety nie zawsze tak jest. Często szczęście zabierane jest przez osoby dorosłe i nie zawsze dziecko ma wpływ na zmianę tego stanu rzeczy. Natomiast Panie wskazują na istotny fakt, na to, że w pewnym obszarze dziecko ma moc sprawczą i od jego odwagi bycia sobą jest jego szczęście uzależnione. Czyli dajecie niejako nadzieję na to, że nawet młody człowiek może wpływać na swoje samopoczucie, choć w jakimś stopniu. Czy taki był Wasz cel? UM: Tak, to prawda. Relacje dzieci z rodzicami bywają często trudne i nie zawsze jest możliwość czuć się w nich naprawdę szczęśliwie. Naszym celem było przekazanie dzieciom wszystkiego tego, co same chciałyśmy usłyszeć w dzieciństwie. Ja mocno wierzę w to, że książki o Pinku zasieją ziarenko, dadzą nadzieję i że jeśli nawet teraz nie do końca jest to możliwe, to wykiełkują w odpowiednim momencie. Ppk: Gorąco dziękuję za rozmowę, a przede wszystkim za kolejną fantastyczną książkę! Jutro na naszym blogu ukażą się najważniejsze wskazówki wynikające z Waszej książki. Ponownie wydrukuję je dla siebie, bo przecież to książka nie tylko dla dzieci, wiele może nauczyć i nas - dorosłych. I nie ukrywam, że czekam z nadzieją na kolejne Wasze mądre lektury 😊 UM: Bardzo dziękujemy za miłe słowa i rozmowę. Niezmiernie cieszy mnie fakt, że dorośli także czerpią z naszych książek. Jeśli więc jest choć jedna rzecz, zdanie, wniosek, który czytelnik po lekturze dla siebie zabierze, to jest to znak, że warto było 😊 * Fragmenty i cytaty pochodzą z książki U. Młodnickiej, A. Waligóry "Bądź sobą Pinku! Książka o asertywności i stawianiu granic dla dzieci i dla rodziców trochę też.", Wydawnictwo Sensus ** Dziękujemy Wydawnictwu Sensus za możliwość zareklamowania tej wartościowej , pełnej ciepła książki. POLECAMY:
TO JEST NASZ WYBÓRWpływ innych ludzi na nasze szczęście Tego dnia Ewa padała z nóg. Przekroczyła próg domu. Zrobiła sobie filiżankę gorącej kawy. Usiadła i zaczęła wracać myślami do swoich lat studenckich. Boże, drogi! Ileż to już czasu upłynęło? Ile w jej życiu się wydarzyło dobrego i złego. Ale nie o tym teraz chciała myśleć. Przed oczami miała Marię. Maria, Marysia… Kobieta, która przewijała się przez życie Ewy od dwudziestu lat. Poznała ją podczas studiów. Była ciocią jej koleżanki z roku. I pomimo różnicy wieku, pomimo upływu lat, pomimo tego, iż wiele znajomości gdzieś po drodze rozpadało się, ta jedna z niewielu przetrwała. Co prawda widywały się sporadycznie, ale z większą lub mniejszą częstotliwością rozmawiały przez telefon. Ewa siedząc w fotelu i popijając ulubione cappuccino znalazła niespodziewanie odpowiedź na pojawiające się często pytanie dotyczące trwałości tej znajomości. Rano wychodząc z poczty, gdzie odbierała list polecony natknęła się na Magdę. Dziesięć lat młodsza siostra jej przyjaciółki. Zgrabna, ładna, modnie ubrana, opalona. Ale coś psuło ten obraz. Chwila rozmowy wystarczyła, by zorientować się, co stanowiło rysę na tym pozornie ładnym obrazku. Magda z miną „zbitego psa” w ciągu chwili rozmowy poskarżyła się na swój los. Jest zmęczona, bo dzieci, praca, mąż wyjeżdżający w delegacje. Stwierdziła, że nic jej się już nie chce i ma już wszystkiego serdecznie dość. Po tym przelotnym spotkaniu Ewa czuła się, jakby ktoś nałożył na jej ramiona ciężarki. Boże, ile goryczy było w tej młodej, ślicznej dziewczynie. Biegnąc do pracy zastanawiała się, gdzie tkwi problem? Jest zdrowa, ma kochającego męża, śliczne dzieci, pracę, pieniądze. Niczego im przecież nie brakuje. A może… Może właśnie ten brak problemów jest powodem jej frustracji? Po pracy Ewa chciała zrobić drobne zakupy. Nie spieszyła się. W domu czekał jedynie kot. Dzieci na obozie sportowym, a mąż… odszedł z młodszą. Przechodząc powoli pomiędzy półkami poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. To był Tomek. Pięć lat temu zdiagnozowali u niego nowotwór. Operacja, chemia. Wydawało się, że wszystko będzie już dobrze. Ale niestety… Tomek wyznał, że nastąpił nawrót i lekarze rozłożyli ręce. Nie są już w stanie pomóc. Guz nieoperacyjny. Ewę przeszedł dreszcz. Słuchała, ale nogi się pod nią uginały. Starała się zrobić dobra minę, pocieszać. Ale Tomek tego nie oczekiwał. Szybko zmienił temat. Pytał o dzieci Ewy, o jej rodziców. Uśmiech, szczery uśmiech nie schodził z jego twarzy. Jak to możliwe? Chyba wyczuł, że Ewa odczuwa pewien dysonans pomiędzy tym, co słyszy, a tym, co widzi. Dlatego patrząc jej głęboko w oczy, ze szczerością dziecka powiedział: „Wiesz, zaczynam doceniać rzeczy małe i cieszyć się tym, na co wcześniej nie zwracałem uwagi. Mówię Ci Ewa, nie przejmuj się drobiazgami". W oczach Tomka było tyle ciepła, tyle spokoju. Boże, skąd on czerpie tę siłę? To pytanie kołatało w głowie Ewy w drodze do domu. Gdy usiadło wieczorem w fotelu, przed oczami stanęła jej Maria. Dołączyła do galerii spotkanych tego dnia osób. Ten dzień, te rozmowy, jak się okazało miały przynieść odpowiedź na pytanie, dotyczące trwałości znajomości z Marią. Nieraz myślała, że to inteligencja, mądrość życiowa, poczucie humoru były magnesem przyciągającym? Ale dzisiaj zaczęła układać pewne elementy układanki w jedną całość. Przypomniała sobie, że parę tygodni wcześniej Maria zadzwoniła i wyznała, że nie jest w stanie zrozumieć postawy wielu osób. Wokół sami frustraci. Złość, niezadowolenie, gorycz… Rozsiewają wokół siebie aurę niezadowolenia. Powiedziała, że ucieka od takich ludzi, bo nie chce się taką stać. Wyznała Ewie, że jest jedną z nielicznych osób, z którymi utrzymuje kontakt, bo dzięki rozmowom z nią zaraża się pozytywną energią i naładowuje swoje akumulatory. Wówczas Ewa nie przywiązała większej wagi do tych sów. Teraz one brzmiały w sposób szczególny. Trzy tygodnie temu Maria dowiedziała się, że jej ukochany mąż ma nowotwór złośliwy. Ewę zaskoczyło jej podejście do tej tragedii. Nie było żalu do Pana Boga, pretensji do świata. Maria przekazując tę smutną informację, powiedziała, że stoi przed nią wyzwanie, musi wspierać męża, gdyż wyruszają wspólnie na wojnę i trzeba walczyć, by wygrać. Ewa przypominając sobie tę rozmowę - w kontekście dzisiejszych przypadkowych spotkań - zrozumiała, jaka siła trzyma ją przy Marysi. Zrozumiała, że w życiu człowiek spotyka wielu malkontentów, którzy wokół siebie rozsiewają pretensje do całego świata. Ci ludzie nie są szczęśliwi i unieszczęśliwiają innych swoim podejściem do życia. Ewa, która zawsze uważała, że do szczęścia człowiekowi potrzebne jest tylko zdrowie, oczywiście to fizyczne, zmieniła zdanie. Zrozumiała, że tak samo ważny jak zdrowie fizyczne, jest zdrowy duch. Maria, Tomek to osoby, które pomimo ciężaru, miały w sobie radość. One wiedziały, że należy otaczać się ludźmi, którzy pokazują nam jasne strony, nawet w tych najtrudniejszych sytuacjach. W życiu bowiem niezwykle ważne jest, jakimi ludźmi jesteśmy otoczeni. Badania prowadzone przez 20 lat w Framingham Heart Study, udowodniły, że osoby, które otoczone są szczęśliwymi ludźmi, same mają większe szanse na bycie szczęśliwymi. Wybór należy do nas :) Jeżeli często masz wszystkiego dość, życie i jego problemy przerastają Ciebie. Wzięłaś na siebie za dużo obowiązków, jesteś mało asertywna, nie umiesz się z niczego cieszyć. Nie potrafisz panować nad emocjami, masz niskie poczucie, które wpływa na relacje z innymi. Brak Ci poczucia wartości i akceptacji. Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
POWIĄZANY POST: *Dziękujemy Wydawnictwu Onepress/Sensus za możliwość zareklamowania tej wartościowej książki. POLECAMY:
JAK NAUCZYĆ SIĘ ODPUSZCZAĆWywiad z dr Katarzyną Czyż na temat książki |
NOWOŚĆ! dr Katarzyna Czyż "Miej wyje**ne, będzie ci dane. 102 praktyczne zadania z odpuszczania" Wydawnictwo Onepress/Sensus PREMIERA ODBĘDZIE SIĘ 19 WRZEŚNIA 2023! |
Polecany post:
POLECAMY:
POWIĄZANY POST:
POLECAMY:
Jarosław Gibas "Narcyz. Jak nie dać się skrzywdzić i jak nie krzywdzić innych" Wydawnictwo Onepress PREMIERA ODBĘDZIE SIĘ 6 WRZEŚNIA 2023! |
POWIĄZANY POST:
POLECAMY:
NOWOŚĆ! Salverio Tomasella "Jak być szczęśliwym, będąc wysoko wrażliwym" Przełożyła Katarzyna Iwaszkiewicz Wydawnictwo RM PsychologiaPrzyKawie.pl jest patronem medialnym |
ZABLIŹNIONE RANY
Wywiad z Pauliną Pawlak na temat książki
"Jak wychować dziecko na zdrowego psychicznie dorosłego?"
W ostatnich dniach odbyła się premiera książki "Jak wychować dziecko na zdrowego psychicznie dorosłego?", która skierowana jest zarówno do rodziców, dorosłych dzieci i wszystkich tych, których interesuje sposób, w jaki doświadczenia z najwcześniejszych lat życia rzutują na lata kolejne. Oraz do tych, którzy chcieliby nauczyć się rozpoznawać niewłaściwe schematy wychowania, by móc zawczasu interweniować i chronić młodych ludzi przed ich niszczącymi konsekwencjami. Dzisiaj mam przyjemność zaprezentować wywiad, który przeprowadziłyśmy z jej autorką - Pauliną Pawlak - psychologiem, wykładowcą, autorką wielu artykułów i publikacji.
Psychologia przy kawie: Pani Paulino, do kogo skierowana jest Pani książka?
Paulina Pawlak: Pierwotnie książka miała być skierowana jedynie do rodziców czy przyszłych rodziców, którzy chcieliby świadomie wspierać swoje dziecko w rozwoju. Jednak w praktyce książka jest dla każdego dorosłego, który interesuje się psychologią, psychiką ludzką, osobowością i jej zaburzeniami, chce poszerzyć wgląd, przyjrzeć się sobie samemu, zobaczyć jak dzieciństwo wpływa na to, kim jesteśmy w dorosłości.
Ppk: Już w pierwszym zdaniu we wstępnie można przeczytać, że nie jest to miła lektura. Dlaczego?
PP: Książka porusza trudne tematy, to, co zaburza rozwój, to przede wszystkim doświadczenia traumatyczne i przemocowe. Dorosły, czytając ją, może zauważyć, że albo sam doświadczał przemocy albo, że ją stosuje na własnych dzieciach czy na partnerze.
Posiadamy wiele mechanizmów obronnych, by na co dzień nie widzieć trudnych dla nas, bolesnych faktów. Pomaga to nam zachować dobre samopoczucie i zdanie o sobie samym. W takim komforcie najczęściej niestety nie ma miejsca na rozwój. Ta książka może być konfrontacją z rzeczywistością.
W książce znajdują się również ćwiczenia, które pomagają odkryć swój własny system poznawczy i emocjonalny, widzenie go takiego, jakim jest, kiedy szczerze przed samym sobą się mu przyglądamy, również może wiązać się z dyskomfortem.
Można również zdać sobie sprawę z tego, jak duży wpływ mamy na własne dzieci i jak wiele błędów popełniamy – to również jest ludzkie, i podkreślam to w książce. Każdy robi błędy, jest to część procesu uczenia się. Zobaczyć błędy, może być bolesne, jednak jest to pierwszy krok do zmiany w kierunku, w którym chcemy iść.
Ppk: Napisała Pani, że większość z nas ma w sobie „głębokie zabliźnione rany, które mogą prowadzić do cierpienia.”* Czy to oznacza, że większość z rodziców popełniało błędy, które nas dużo kosztują?
PP: Każdy rodzic popełnia błędy i jest to naturalne. To, jak z tych błędów wychodzi, ma ogromne znaczenie, czy potrafi przeprosić, czy jest refleksyjny, czy jednak zrzuci odpowiedzialność na dziecko albo je unieważni. Jeśli zdarzy się to jednorazowo, prawdopodobnie nie będzie miało wpływu na całokształt funkcjonowania dziecka, jeśli jednak będzie to normą, dziecko wykształci w sobie sposoby radzenia sobie z tym, np. z poczuciem samotności, bezradności, z lękiem o rodzica.
Duże znaczenie ma nie tylko jednostka, jaką jest rodzic czy system rodzinny, ale cała kultura czy społeczeństwo, w jakim jesteśmy zanurzeni. Żyjemy w kraju, który jest straumatyzowany, całe pokolenia nadal nie przepracowały traumy, wpływa to na nas w różnym stopniu. Normy osób czy społeczeństwa, które doświadczyło traumy, są inne niż osób, których psychiki są zdrowe i zadbane.
W Polsce nadal istnieje przekonanie, że klaps to nie przemoc, dzieci są dyskryminowane na szeroką skalę i często nie są traktowane jak człowiek. Zatem tak, większość z nas nadal nosi te blizny i jeśli sami nie zrobimy z tym porządku, tę lekcję będą odrabiać za nas przyszłe pokolenia. Czy jesteśmy skazani na cierpienie czy nie musimy być bezsilni i możemy mieć wpływ na naszą psychikę?
Oczywiście mamy ogromny wpływ na psychikę! Jednym z popularnych i smutnych sposobów radzenia sobie z cierpieniem jest wpadnięcie w stan bezradności. To, że czujemy się bezradni, nie zawsze oznacza, że rzeczywiście jesteśmy bezradni. Możemy nie wiedzieć, nie znać rozwiązań, ale, jako dorośli, zawsze mamy wybór. Sprawczość to wybór, sprawczość to poszukiwanie rozwiązań, próbowanie nowych rzeczy. Nie musimy wiedzieć od razu, nie musimy znać rozwiązań. Po to właśnie istnieje zawód psychoterapeutów, by rehabilitować psychikę. By rekonstruować system poznawczy (jeśli obecny sprzyja cierpieniu), wzmacniać jedne a osłabiać inne szlaki neuronalne, by przywracać naturalną, korzystną biochemię mózgu. Mózg jest plastyczny, potrafi się zmieniać, trzeba jednak to odpowiednio ćwiczyć.
Cierpienie zawsze jest oznaką tego, że coś się dzieje. Cierpienie to okazjonalny ból, który zmienił się w permanentny stan, zachęcam, by działać już, gdy pojawi się ból. Z cierpienia natomiast również da się wyjść. Jeśli nie psychoterapią, to często farmakoterapią.
Ppk: „Osobowość, tak jak roślina, zaczyna rozwój na określonym gruncie. Nasionko, które miało szczęście trafić na żyzną glebę, bogatą w minerały i substancje odżywcze, od samego początku ma bardziej sprzyjające warunki do rozwoju. Tak samo człowiek przychodzący na świat w kochającej, dojrzałej emocjonalnie rodzinie”* – to Pani słowa. Jakie są te sprzyjające warunki według Pani?
PP: Sprzyjające warunki są takie, że dorośli w rodzinie, w której rodzi się dziecko, odrobili własne lekcje z przeszłości, zadbali o swój dobrostan psychiczny i dzięki temu, że potrafią odpowiednio zadbać o samych siebie, potrafią odpowiednio zadbać o dziecko. Dojrzałość emocjonalna rodziców sprawia, że:
- nie przerzucają swoich problemów na dziecko
- pokazują jak można regulować własne emocje i radzić sobie z trudnościami
- aktywnie uczą regulować emocje dziecka.
Korzystne warunki są wtedy, gdy dziecko ma zaspokojone wszystkie swoje podstawowe potrzeby, od tych fizjologicznych po samorozwojowe. Może budować własną tożsamość w bezpiecznej przestrzeni, w której rodzice towarzyszą szanując godność i fazę rozwoju, w której jest dziecko. Traktują je jako osobną pełnoprawną osobę, a nie jako przedłużenie siebie czy wręcz przedmiotowo.
Ppk: Jakie czynniki są najbardziej niszczące dla dziecięcej psychiki?
PP: Czynnikami najbardziej niszczącymi ludzką psychikę są zarówno pewne substancje np. alkohol, narkotyki, spożywane już w trakcie ciąży, jak i doświadczenia, które dziecko może przeżyć już po przyjściu na świat. Należą do nich wszelkiego rodzaju traumy, gdzie jedną z najgroźniejszych jest na pewno wykorzystanie seksualne przez rodzica. Samo wykorzystanie zawsze jest traumą, jeśli sprawstwo jest ze strony podstawowego opiekuna, psychika dziecka tworzy ogromne mechanizmy obronne by przeżyć tak wielką zdradę.
Nie tylko taki kaliber tworzy uraz psychiczny. Traumę przeżyje również dziecko, które nie ma poczucia bezpiecznej więzi, jeśli jest zostawiane samo zbyt wcześnie, jeśli nie pomaga mu się regulować emocji (gdy płacze jest zostawiane samo albo się na nie krzyczy), które jest niechciane, odrzucane,
permanentnie krytykowane.
Ppk: Czy pisała Pani książkę z wiarą, że dzięki jej lekturze osoby dorosłe będą miały okazję do refleksji, do przyjrzenia się nieuświadomionym częściom siebie, swoim ułomnościom, słabym stronom i popełnianym błędom?
PP: Tak, przyświecała mi myśl, że łatwiej jest zapobiegać cierpieniu niż je leczyć. Uwielbiam mój zawód, zdecydowanie spełniam się jako psychoterapeutka, jednak to wiąże się także z przyglądaniem się, jak wielkie cierpienie może towarzyszyć ludziom, wraz z pacjentami odkrywamy, co mogło spowodować odczuwane w teraźniejszości konsekwencje.
Jest dużo osób, które przychodzą na terapię dopiero wtedy, gdy są w trakcie załamania psychicznego. Unikali przyjścia często ze wstydu czy z poczucia, że trzeba radzić sobie samemu. Być może ta książka pomoże znormalizować to, jak działa ludzka psychika, da pewne narzędzia do pracy własnej i oswoi z tematem terapii.
Ppk: Napisała Pani, że celem tej książki nie jest obarczanie czytelnika poczuciem winy. Czyli chodziło Pani o zachęcenie do pozytywnych zmian, które przyniosłyby korzyści zarówno nam, jak i naszym dzieciom?
PP: Poczucie winy nie jest rozwojowe. Ono również może wpędzić w stan bezradności i zadręczania siebie tym, jakie błędy popełniliśmy. Zobaczenie błędów i wzięcie za nie odpowiedzialności to po prostu zmiana ku temu, by odpuścić sobie, odpuścić to, co było, i zmienić kierunek jazdy. Na to nigdy nie jest za późno. Robiliśmy błędy z różnych przyczyn, z takich, że nigdy sami czegoś nie doświadczyliśmy czy nie mieliśmy gotowości na coś innego.
Zachęcałabym do przyglądania się sobie z pozycji życzliwego obserwatora. Ani pobłażającego ani surowego. Takiego, który widzi, wyciąga wnioski i zachęca ku zmianie.
Ppk: Ale większość z nas boi się konfrontacji. Jak zminimalizować nasz lęk?
Jeśli lęk jest duży, znów zachęcę do drogi wspólnej z psychoterapeutą, który daje bezpieczną przestrzeń i towarzyszy w nieprzyjemnych doznaniach.
Pomaga w tym również ćwiczenie życzliwej postawy wobec siebie. Często to nie sama konfrontacja jest najboleśniejsza, ale to, co robimy sami sobie, gdy zobaczymy rzeczywistość taką, jaką jest. Krytykowanie czy karanie siebie to bardzo destrukcyjny głos wewnętrzny, często będący naleciałością ran osób z poprzednich pokoleń.
Ppk: Przeczytałam w Pani książce, że „Rodzic to też człowiek — z własnymi potrzebami, problemami, trudniejszymi dniami, z własnym kontekstem. To normalne, że zdarzą się mu nawet całkiem spore <<wpadki>>”*. Myślę, że to niezwykle ważne dla tych rodziców, którzy są nadgorliwi, którzy zapominają o swoich potrzebach, by zaspokoić wszystkie potrzeby dziecka i w momencie, gdy popełniają jakiś błąd, obarczają siebie poczuciem winy. Mam rację?
PP: Tak, presja dzisiejszych czasów jest ogromna i dotyka zarówno rodziców jak i dzieci. Perfekcjonizm również nie jest dla nikogo korzystny. Nie trzeba zaspokoić wszystkich potrzeb dziecka naraz, ba, jest to niemożliwe. Powiedziałabym, że dążymy do takiej normy, gdzie dziecko ufa, że jego potrzeby zostaną zaopiekowane, a nie odrzucone, wyśmiane, zbagatelizowane. Jeśli zdarzy się raz na jakiś czas, że nie zareagujemy natychmiast na potrzebę dziecka, to ono również uczy się, że czasami w życiu tak jest, że chwilkę trzeba poczekać.
Pamiętajmy również, że dziecko uczy się przez modelowanie – czyli obserwując i naśladując. Jeśli rodzic zaniedbuje samego siebie, bo tak bardzo skupia się na potrzebach dziecka, to ono również może się nauczyć, że należy dbać o innych a siebie można zostawiać daleko w tyle. Dojrzały emocjonalnie rodzic nie zaniedbuje siebie.
Ppk: Temat granic jest szeroko omawiany w Pani książce. Czy stawianie ich jest z Pani punktu widzenia tak bardzo istotne?
PP: Jest niezbędne dla zdrowego rozwoju dziecka. Jedną z podstawowych potrzeb człowieka jest poczucie bezpieczeństwa, dla dzieci świat bez wyraźnych granic albo z nieadekwatnie postawionymi czy chaotycznymi granicami, jest niebezpieczny, nieprzewidywalny, zagrażający, powoduje produkcję kortyzolu w mózgu, a permanentnie przeżywany stres powoduje spustoszenie w organizmie. Czasami dzieci same zaczynają te granice budować, bo bardzo ich potrzebują, oczywiście z racji na poziom rozwoju, nie są na to przygotowane i zawsze zakłóci to ich rozwój. Dziecko, które bierze nadmierną odpowiedzialność za siebie czy za rodzica zawsze straci coś ze swojego dzieciństwa i zdrowia. Częstym zaburzeniem, które może towarzyszyć nieadekwatnie stawianym przez dorosłych granic, jest zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne, nadmierna kontrola, lęk albo odwrotnie, ogromna roszczeniowość. W konsekwencji także zaburzenia osobowości. Są to typowe strategie radzenia sobie z brakiem granic.
Ppk: Chyba nie jest łatwo bronić granic, gdy nie jesteśmy ich świadomi? A co dopiero, gdy mamy uczyć ich stawiania.
PP: Tak, praca zaczyna się od poszukiwania własnych granic i potrzeb, by również dbać o granice innych osób. Każdy te granice jakieś ma, nie każdy potrafi czytać własne ciało i emocje, by je rozpoznawać. A wtedy też nie potrafimy ich bronić albo bronimy ich nieadekwatnie (bierność albo nieadekwatna defensywność, agresja).
Ppk: Napisała Pani, że „Szczególnym rodzajem przemocy psychicznej jest manipulacja. To rodzaj wpływu społecznego, który zawsze przyniesie szkodę ofierze, a zysk manipulatorowi.”* Jak uwrażliwić dzieci na wpływ manipulatora?
PP: Tu również zaowocuje fakt, że uczymy dziecko rozpoznawania własnych granic i potrzeb. Jeśli dziecko ufa swoim odczuciom, poczuje dyskomfort w rozmowie z kimś, jest szansa, że nie wejdzie w relacje z osobą, która jakoś chce je wykorzystać. Oczywiście każdy w jakimś stopniu jest podatny na manipulacje, i mimo dojrzałości emocjonalnej możemy stać się ofiarami manipulacji, nie mamy wpływu na to, że ktoś chce dla nas źle. Natomiast łatwiej jest manipulację rozpoznać oraz, gdy ją rozpoznamy, skonfrontować się z tym faktem i opuścić sytuację/relację, zadbać o siebie (a nie używać mechanizmów obronnych by zaprzeczać faktowi, że zostaliśmy wykorzystani).
Ppk: Wielu z nas tkwi w pewnych schematach, stosujemy mechanizmy obronne nie mając nawet o tym pojęcia, a to wszystko wpływa między innymi naszą postawę rodzicielską. Czy uważa Pani, że dzisiaj świadomość rodziców jest ciut większa niż 10-20 lat temu?
PP: Uważam, że każde pokolenie ma inny kontekst, historyczny, społeczny, i inne wyzwania. Jeśli chodzi o potrzeby dziecka, rozwój psychiki, zdecydowanie mamy łatwiejszy dostęp do wiedzy, do książek, do specjalistów, więc jeśli chcemy, możemy być bardziej świadomi. Świadomość nie zawsze jednak wiąże się z realizacją. Dla poprzednich pokoleń z kolei oczywistym było spędzanie jakościowego czasu razem, gdzie dziś dochodzi do atrofii więzi, przez m.in. rozwój technologii.
Ciężko zatem porównywać kto jest bardziej świadomy. Na pewno mamy dużo większą wiedzę, również dzięki rozwojowi nauki, badań i technologii.
Ppk: Czy wierzy Pani, że uświadamianie młodych ludzi, którzy za parę lat znajdą się w roli rodzica przyniesie owoce?
PP: Bardzo wierzę w to, że mamy sprawczość i wpływ jako jednostki, a także jako całe społeczeństwo. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie mamy wpływu na wszystko, warto jednak iść świadomie w kierunku, w którym chcemy. Jeśli my popracujemy z naszymi obecnymi schematami, oraz z nieprzepracowanymi schematami poprzednich pokoleń, to następne pokolenia nie będą musiały nieść takich ciężarów. A życie i tak przyniesie im inne wyzwania. Uważam, że czas rozprawić się z traumą transgeneracyjną.
Ppk: Pani Paulino, z tego co wiem, książka spotkała się z niezwykle pozytywnym odbiorem. Czy tego się Pani spodziewała i czy to będzie motywacją do napisania kolejnej książki?
PP: Dziękuję bardzo za tak miłe słowa, faktycznie dostaję wiele informacji zwrotnych o tym, że książka jest przydatna i wartościowa. Jest mi niezwykle miło. Mnie zwyczajnie brakowało takiej książki na rynku. W pracy w gabinecie często podrzucam pacjentom książki o tematyce, nad którą pracujemy, tej mi brakowało i stwierdziłam, ze napiszę ją sama. Jest to również moje osobiste spełnione marzenie. A motywacji mam dużo i również w planie inne projekty. A chyba mogę już zdradzić, że kolejna książka już jest w drodze :)
Ppk: Cudownie! W takim razie czekamy. A dzisiaj dziękuję za rozmowę.
PP: Również bardzo dziękuję, szczególnie za zainteresowanie i przyczynienie się do szerzenia wiedzy o ludzkiej psychice. Cieszę się, że społecznie takie tematy są poruszane. Mówmy o tym. Nie zamiatajmy pod dywan. Nazywajmy rzeczy po imieniu.
*Cytaty i fragmenty pochodzą z książki P. Pawlak "Jak wychować dziecko na zdrowego psychicznie dorosłego?", Wydawnictwo Sensus, 2023
Paulina Pawlak: Pierwotnie książka miała być skierowana jedynie do rodziców czy przyszłych rodziców, którzy chcieliby świadomie wspierać swoje dziecko w rozwoju. Jednak w praktyce książka jest dla każdego dorosłego, który interesuje się psychologią, psychiką ludzką, osobowością i jej zaburzeniami, chce poszerzyć wgląd, przyjrzeć się sobie samemu, zobaczyć jak dzieciństwo wpływa na to, kim jesteśmy w dorosłości.
Ppk: Już w pierwszym zdaniu we wstępnie można przeczytać, że nie jest to miła lektura. Dlaczego?
PP: Książka porusza trudne tematy, to, co zaburza rozwój, to przede wszystkim doświadczenia traumatyczne i przemocowe. Dorosły, czytając ją, może zauważyć, że albo sam doświadczał przemocy albo, że ją stosuje na własnych dzieciach czy na partnerze.
Posiadamy wiele mechanizmów obronnych, by na co dzień nie widzieć trudnych dla nas, bolesnych faktów. Pomaga to nam zachować dobre samopoczucie i zdanie o sobie samym. W takim komforcie najczęściej niestety nie ma miejsca na rozwój. Ta książka może być konfrontacją z rzeczywistością.
W książce znajdują się również ćwiczenia, które pomagają odkryć swój własny system poznawczy i emocjonalny, widzenie go takiego, jakim jest, kiedy szczerze przed samym sobą się mu przyglądamy, również może wiązać się z dyskomfortem.
Można również zdać sobie sprawę z tego, jak duży wpływ mamy na własne dzieci i jak wiele błędów popełniamy – to również jest ludzkie, i podkreślam to w książce. Każdy robi błędy, jest to część procesu uczenia się. Zobaczyć błędy, może być bolesne, jednak jest to pierwszy krok do zmiany w kierunku, w którym chcemy iść.
Ppk: Napisała Pani, że większość z nas ma w sobie „głębokie zabliźnione rany, które mogą prowadzić do cierpienia.”* Czy to oznacza, że większość z rodziców popełniało błędy, które nas dużo kosztują?
PP: Każdy rodzic popełnia błędy i jest to naturalne. To, jak z tych błędów wychodzi, ma ogromne znaczenie, czy potrafi przeprosić, czy jest refleksyjny, czy jednak zrzuci odpowiedzialność na dziecko albo je unieważni. Jeśli zdarzy się to jednorazowo, prawdopodobnie nie będzie miało wpływu na całokształt funkcjonowania dziecka, jeśli jednak będzie to normą, dziecko wykształci w sobie sposoby radzenia sobie z tym, np. z poczuciem samotności, bezradności, z lękiem o rodzica.
Duże znaczenie ma nie tylko jednostka, jaką jest rodzic czy system rodzinny, ale cała kultura czy społeczeństwo, w jakim jesteśmy zanurzeni. Żyjemy w kraju, który jest straumatyzowany, całe pokolenia nadal nie przepracowały traumy, wpływa to na nas w różnym stopniu. Normy osób czy społeczeństwa, które doświadczyło traumy, są inne niż osób, których psychiki są zdrowe i zadbane.
W Polsce nadal istnieje przekonanie, że klaps to nie przemoc, dzieci są dyskryminowane na szeroką skalę i często nie są traktowane jak człowiek. Zatem tak, większość z nas nadal nosi te blizny i jeśli sami nie zrobimy z tym porządku, tę lekcję będą odrabiać za nas przyszłe pokolenia. Czy jesteśmy skazani na cierpienie czy nie musimy być bezsilni i możemy mieć wpływ na naszą psychikę?
Oczywiście mamy ogromny wpływ na psychikę! Jednym z popularnych i smutnych sposobów radzenia sobie z cierpieniem jest wpadnięcie w stan bezradności. To, że czujemy się bezradni, nie zawsze oznacza, że rzeczywiście jesteśmy bezradni. Możemy nie wiedzieć, nie znać rozwiązań, ale, jako dorośli, zawsze mamy wybór. Sprawczość to wybór, sprawczość to poszukiwanie rozwiązań, próbowanie nowych rzeczy. Nie musimy wiedzieć od razu, nie musimy znać rozwiązań. Po to właśnie istnieje zawód psychoterapeutów, by rehabilitować psychikę. By rekonstruować system poznawczy (jeśli obecny sprzyja cierpieniu), wzmacniać jedne a osłabiać inne szlaki neuronalne, by przywracać naturalną, korzystną biochemię mózgu. Mózg jest plastyczny, potrafi się zmieniać, trzeba jednak to odpowiednio ćwiczyć.
Cierpienie zawsze jest oznaką tego, że coś się dzieje. Cierpienie to okazjonalny ból, który zmienił się w permanentny stan, zachęcam, by działać już, gdy pojawi się ból. Z cierpienia natomiast również da się wyjść. Jeśli nie psychoterapią, to często farmakoterapią.
Ppk: „Osobowość, tak jak roślina, zaczyna rozwój na określonym gruncie. Nasionko, które miało szczęście trafić na żyzną glebę, bogatą w minerały i substancje odżywcze, od samego początku ma bardziej sprzyjające warunki do rozwoju. Tak samo człowiek przychodzący na świat w kochającej, dojrzałej emocjonalnie rodzinie”* – to Pani słowa. Jakie są te sprzyjające warunki według Pani?
PP: Sprzyjające warunki są takie, że dorośli w rodzinie, w której rodzi się dziecko, odrobili własne lekcje z przeszłości, zadbali o swój dobrostan psychiczny i dzięki temu, że potrafią odpowiednio zadbać o samych siebie, potrafią odpowiednio zadbać o dziecko. Dojrzałość emocjonalna rodziców sprawia, że:
- nie przerzucają swoich problemów na dziecko
- pokazują jak można regulować własne emocje i radzić sobie z trudnościami
- aktywnie uczą regulować emocje dziecka.
Korzystne warunki są wtedy, gdy dziecko ma zaspokojone wszystkie swoje podstawowe potrzeby, od tych fizjologicznych po samorozwojowe. Może budować własną tożsamość w bezpiecznej przestrzeni, w której rodzice towarzyszą szanując godność i fazę rozwoju, w której jest dziecko. Traktują je jako osobną pełnoprawną osobę, a nie jako przedłużenie siebie czy wręcz przedmiotowo.
Ppk: Jakie czynniki są najbardziej niszczące dla dziecięcej psychiki?
PP: Czynnikami najbardziej niszczącymi ludzką psychikę są zarówno pewne substancje np. alkohol, narkotyki, spożywane już w trakcie ciąży, jak i doświadczenia, które dziecko może przeżyć już po przyjściu na świat. Należą do nich wszelkiego rodzaju traumy, gdzie jedną z najgroźniejszych jest na pewno wykorzystanie seksualne przez rodzica. Samo wykorzystanie zawsze jest traumą, jeśli sprawstwo jest ze strony podstawowego opiekuna, psychika dziecka tworzy ogromne mechanizmy obronne by przeżyć tak wielką zdradę.
Nie tylko taki kaliber tworzy uraz psychiczny. Traumę przeżyje również dziecko, które nie ma poczucia bezpiecznej więzi, jeśli jest zostawiane samo zbyt wcześnie, jeśli nie pomaga mu się regulować emocji (gdy płacze jest zostawiane samo albo się na nie krzyczy), które jest niechciane, odrzucane,
permanentnie krytykowane.
Ppk: Czy pisała Pani książkę z wiarą, że dzięki jej lekturze osoby dorosłe będą miały okazję do refleksji, do przyjrzenia się nieuświadomionym częściom siebie, swoim ułomnościom, słabym stronom i popełnianym błędom?
PP: Tak, przyświecała mi myśl, że łatwiej jest zapobiegać cierpieniu niż je leczyć. Uwielbiam mój zawód, zdecydowanie spełniam się jako psychoterapeutka, jednak to wiąże się także z przyglądaniem się, jak wielkie cierpienie może towarzyszyć ludziom, wraz z pacjentami odkrywamy, co mogło spowodować odczuwane w teraźniejszości konsekwencje.
Jest dużo osób, które przychodzą na terapię dopiero wtedy, gdy są w trakcie załamania psychicznego. Unikali przyjścia często ze wstydu czy z poczucia, że trzeba radzić sobie samemu. Być może ta książka pomoże znormalizować to, jak działa ludzka psychika, da pewne narzędzia do pracy własnej i oswoi z tematem terapii.
Ppk: Napisała Pani, że celem tej książki nie jest obarczanie czytelnika poczuciem winy. Czyli chodziło Pani o zachęcenie do pozytywnych zmian, które przyniosłyby korzyści zarówno nam, jak i naszym dzieciom?
PP: Poczucie winy nie jest rozwojowe. Ono również może wpędzić w stan bezradności i zadręczania siebie tym, jakie błędy popełniliśmy. Zobaczenie błędów i wzięcie za nie odpowiedzialności to po prostu zmiana ku temu, by odpuścić sobie, odpuścić to, co było, i zmienić kierunek jazdy. Na to nigdy nie jest za późno. Robiliśmy błędy z różnych przyczyn, z takich, że nigdy sami czegoś nie doświadczyliśmy czy nie mieliśmy gotowości na coś innego.
Zachęcałabym do przyglądania się sobie z pozycji życzliwego obserwatora. Ani pobłażającego ani surowego. Takiego, który widzi, wyciąga wnioski i zachęca ku zmianie.
Ppk: Ale większość z nas boi się konfrontacji. Jak zminimalizować nasz lęk?
Jeśli lęk jest duży, znów zachęcę do drogi wspólnej z psychoterapeutą, który daje bezpieczną przestrzeń i towarzyszy w nieprzyjemnych doznaniach.
Pomaga w tym również ćwiczenie życzliwej postawy wobec siebie. Często to nie sama konfrontacja jest najboleśniejsza, ale to, co robimy sami sobie, gdy zobaczymy rzeczywistość taką, jaką jest. Krytykowanie czy karanie siebie to bardzo destrukcyjny głos wewnętrzny, często będący naleciałością ran osób z poprzednich pokoleń.
Ppk: Przeczytałam w Pani książce, że „Rodzic to też człowiek — z własnymi potrzebami, problemami, trudniejszymi dniami, z własnym kontekstem. To normalne, że zdarzą się mu nawet całkiem spore <<wpadki>>”*. Myślę, że to niezwykle ważne dla tych rodziców, którzy są nadgorliwi, którzy zapominają o swoich potrzebach, by zaspokoić wszystkie potrzeby dziecka i w momencie, gdy popełniają jakiś błąd, obarczają siebie poczuciem winy. Mam rację?
PP: Tak, presja dzisiejszych czasów jest ogromna i dotyka zarówno rodziców jak i dzieci. Perfekcjonizm również nie jest dla nikogo korzystny. Nie trzeba zaspokoić wszystkich potrzeb dziecka naraz, ba, jest to niemożliwe. Powiedziałabym, że dążymy do takiej normy, gdzie dziecko ufa, że jego potrzeby zostaną zaopiekowane, a nie odrzucone, wyśmiane, zbagatelizowane. Jeśli zdarzy się raz na jakiś czas, że nie zareagujemy natychmiast na potrzebę dziecka, to ono również uczy się, że czasami w życiu tak jest, że chwilkę trzeba poczekać.
Pamiętajmy również, że dziecko uczy się przez modelowanie – czyli obserwując i naśladując. Jeśli rodzic zaniedbuje samego siebie, bo tak bardzo skupia się na potrzebach dziecka, to ono również może się nauczyć, że należy dbać o innych a siebie można zostawiać daleko w tyle. Dojrzały emocjonalnie rodzic nie zaniedbuje siebie.
Ppk: Temat granic jest szeroko omawiany w Pani książce. Czy stawianie ich jest z Pani punktu widzenia tak bardzo istotne?
PP: Jest niezbędne dla zdrowego rozwoju dziecka. Jedną z podstawowych potrzeb człowieka jest poczucie bezpieczeństwa, dla dzieci świat bez wyraźnych granic albo z nieadekwatnie postawionymi czy chaotycznymi granicami, jest niebezpieczny, nieprzewidywalny, zagrażający, powoduje produkcję kortyzolu w mózgu, a permanentnie przeżywany stres powoduje spustoszenie w organizmie. Czasami dzieci same zaczynają te granice budować, bo bardzo ich potrzebują, oczywiście z racji na poziom rozwoju, nie są na to przygotowane i zawsze zakłóci to ich rozwój. Dziecko, które bierze nadmierną odpowiedzialność za siebie czy za rodzica zawsze straci coś ze swojego dzieciństwa i zdrowia. Częstym zaburzeniem, które może towarzyszyć nieadekwatnie stawianym przez dorosłych granic, jest zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne, nadmierna kontrola, lęk albo odwrotnie, ogromna roszczeniowość. W konsekwencji także zaburzenia osobowości. Są to typowe strategie radzenia sobie z brakiem granic.
Ppk: Chyba nie jest łatwo bronić granic, gdy nie jesteśmy ich świadomi? A co dopiero, gdy mamy uczyć ich stawiania.
PP: Tak, praca zaczyna się od poszukiwania własnych granic i potrzeb, by również dbać o granice innych osób. Każdy te granice jakieś ma, nie każdy potrafi czytać własne ciało i emocje, by je rozpoznawać. A wtedy też nie potrafimy ich bronić albo bronimy ich nieadekwatnie (bierność albo nieadekwatna defensywność, agresja).
Ppk: Napisała Pani, że „Szczególnym rodzajem przemocy psychicznej jest manipulacja. To rodzaj wpływu społecznego, który zawsze przyniesie szkodę ofierze, a zysk manipulatorowi.”* Jak uwrażliwić dzieci na wpływ manipulatora?
PP: Tu również zaowocuje fakt, że uczymy dziecko rozpoznawania własnych granic i potrzeb. Jeśli dziecko ufa swoim odczuciom, poczuje dyskomfort w rozmowie z kimś, jest szansa, że nie wejdzie w relacje z osobą, która jakoś chce je wykorzystać. Oczywiście każdy w jakimś stopniu jest podatny na manipulacje, i mimo dojrzałości emocjonalnej możemy stać się ofiarami manipulacji, nie mamy wpływu na to, że ktoś chce dla nas źle. Natomiast łatwiej jest manipulację rozpoznać oraz, gdy ją rozpoznamy, skonfrontować się z tym faktem i opuścić sytuację/relację, zadbać o siebie (a nie używać mechanizmów obronnych by zaprzeczać faktowi, że zostaliśmy wykorzystani).
Ppk: Wielu z nas tkwi w pewnych schematach, stosujemy mechanizmy obronne nie mając nawet o tym pojęcia, a to wszystko wpływa między innymi naszą postawę rodzicielską. Czy uważa Pani, że dzisiaj świadomość rodziców jest ciut większa niż 10-20 lat temu?
PP: Uważam, że każde pokolenie ma inny kontekst, historyczny, społeczny, i inne wyzwania. Jeśli chodzi o potrzeby dziecka, rozwój psychiki, zdecydowanie mamy łatwiejszy dostęp do wiedzy, do książek, do specjalistów, więc jeśli chcemy, możemy być bardziej świadomi. Świadomość nie zawsze jednak wiąże się z realizacją. Dla poprzednich pokoleń z kolei oczywistym było spędzanie jakościowego czasu razem, gdzie dziś dochodzi do atrofii więzi, przez m.in. rozwój technologii.
Ciężko zatem porównywać kto jest bardziej świadomy. Na pewno mamy dużo większą wiedzę, również dzięki rozwojowi nauki, badań i technologii.
Ppk: Czy wierzy Pani, że uświadamianie młodych ludzi, którzy za parę lat znajdą się w roli rodzica przyniesie owoce?
PP: Bardzo wierzę w to, że mamy sprawczość i wpływ jako jednostki, a także jako całe społeczeństwo. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie mamy wpływu na wszystko, warto jednak iść świadomie w kierunku, w którym chcemy. Jeśli my popracujemy z naszymi obecnymi schematami, oraz z nieprzepracowanymi schematami poprzednich pokoleń, to następne pokolenia nie będą musiały nieść takich ciężarów. A życie i tak przyniesie im inne wyzwania. Uważam, że czas rozprawić się z traumą transgeneracyjną.
Ppk: Pani Paulino, z tego co wiem, książka spotkała się z niezwykle pozytywnym odbiorem. Czy tego się Pani spodziewała i czy to będzie motywacją do napisania kolejnej książki?
PP: Dziękuję bardzo za tak miłe słowa, faktycznie dostaję wiele informacji zwrotnych o tym, że książka jest przydatna i wartościowa. Jest mi niezwykle miło. Mnie zwyczajnie brakowało takiej książki na rynku. W pracy w gabinecie często podrzucam pacjentom książki o tematyce, nad którą pracujemy, tej mi brakowało i stwierdziłam, ze napiszę ją sama. Jest to również moje osobiste spełnione marzenie. A motywacji mam dużo i również w planie inne projekty. A chyba mogę już zdradzić, że kolejna książka już jest w drodze :)
Ppk: Cudownie! W takim razie czekamy. A dzisiaj dziękuję za rozmowę.
PP: Również bardzo dziękuję, szczególnie za zainteresowanie i przyczynienie się do szerzenia wiedzy o ludzkiej psychice. Cieszę się, że społecznie takie tematy są poruszane. Mówmy o tym. Nie zamiatajmy pod dywan. Nazywajmy rzeczy po imieniu.
*Cytaty i fragmenty pochodzą z książki P. Pawlak "Jak wychować dziecko na zdrowego psychicznie dorosłego?", Wydawnictwo Sensus, 2023
POLECAMY:
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
REKLAMA:
piszcie do nas na adres:
psychologiaprzykawie@gmail.com
piszcie do nas na adres:
psychologiaprzykawie@gmail.com