W SIECI NARCYZAInstrukcja obsługi człowieka. "Prawa ludzkiej natury"Położyła kopertę na stole. Powoli ściągnęła płaszcz, zaparzyła herbatę i usiadła na krześle, wpatrując się w śnieżnobiałe zaproszenie. Zaproszenie na ślub siostrzenicy przywołało wspomnienia, do których niechętnie powracała. Ślub kojarzący się niemal każdemu z atmosferą radości, szczęścia, ekscytacji, dla niej miał zupełnie inny wydźwięk. Pamiętała doskonale dzień, który miał być najpiękniejszym wspomnieniem w życiu, a pozostawił po sobie głęboką ranę. Kostka poznała na jednej z imprez firmowych. Pracował w innym mieście. Oczarował ją, jak i całe towarzystwo od momentu, w którym się pojawił. Przystojny, pewny siebie, czarujący. Tak przynajmniej był odbierany przez otoczenie. Nikt nie miał pojęcia, że pod tą maską kryje się człowiek przepełniony lękiem i złością. Iza od razu wpadła mu w oko. Uczynił wszystko, by ją zaintrygować, a potem pokazać siebie jako ideał. Świetnie grał, robił wszystko, by ją oczarować, a potem rozkochać, aby dała mu poczucie bezpieczeństwa i dowartościowała w zamian za… piekło, które jej zgotował. Iza powoli wpadała w sidła zastawione przez mężczyznę wyrachowanego i nastawionego tylko na branie. Z kobiety pewnej siebie stawała się osobą, która przestawała istnieć. Liczył się w tym związku tylko on - człowiek pozbawiony empatii i poczucia winy. Po odejściu od Kostka Iza długo nie mogła odzyskać równowagi. Przyjaciele znający ją od czasów studenckich nie mogli zrozumieć, jak ona - osoba stojąca nogami na ziemi, o wysokim poczuciu własnej wartości, dała się omotać takiemu zakompleksionemu człowiekowi. Stał się dla niej toksyczny, jak na narcyza przystało. W życiu niejednokrotnie spotykamy wiele toksycznych osób, nie tylko narcyzów, które są przyczyną naszego cierpienia i wielu problemów, z którymi musimy się zmierzyć. Jak się przed nimi ustrzec? Czy powinniśmy być bardziej czujni, a może mniej naiwni? Robert Greene w książce „Prawa ludzkiej natury” napisał: „Gdybyśmy naprawdę rozumieli korzenie ludzkich zachowań, destrukcyjnym jednostkom byłoby znacznie trudniej wymigiwać się od skutków własnych działań. Nie dawalibyśmy się tak łatwo oczarować i wprowadzić w błąd. Moglibyśmy przewidzieć ich podłe manewry i manipulacje. (…) Nie pozwolilibyśmy, aby tacy ludzie wciągali nas w swoje intrygi. (…)”* Co zatem należy zrobić? Otóż Greene proponuje nam - czytelnikom - przyjrzeć się bliżej sobie, poznać swój potencjał i świadomiej się rozwijać, ale także uczyć się obserwowania ludzi, interpretowania sygnałów pochodzących od innych, rozpoznawania ludzkich masek, dzięki czemu będziemy mogli chronić siebie przed wpływem toksycznych osób. Można to zrobić dzięki lekturze jego książki, w której w osiemnastu rozdziałach odnosi się do konkretnych aspektów lub praw ludzkiej natury, między innymi do prawa irracjonalności, narcyzmu, odgrywania ról, kompulsywnego zachowania, pożądliwości, zazdrości, autosabotażu, wypierania śmierci, bezcelowości. Każdy z nich zawiera opowieść o jakiejś znanej osobie lub osobach, która ilustruje dane prawo oraz koncepcje i strategie postępowania z samym sobą i innymi w warunkach oddziaływania tegoż prawa. Możemy przeczytać między innym o Coco Chanel, Lwie Tołstoju, Józefie Stalinie, Abrahamie Lincolnie. Wracając do Izy. Czy mogła rozpoznać narcyza w Kostku? Otóż "osoby głęboko narcystyczne da się rozpoznać na podstawie następujących wzorców zachowania:
Książka Roberta Green'a otwiera oczy na wiele ważnych spraw. Jej przekaz jest zarazem profesjonalny, ale i rzeczowy, jasny, obrazowy i bardzo konkretny. Każdy rozdział kończy się zaleceniami, a wprowadzenie postaci ze świata historii, nauki i kultury sprawia, że książka jest bardzo autentyczna i czyta się ją jak najlepszą powieść, która nie tylko daje nam przyjemność czytania, ale przede wszystkim uczy poruszania się w świecie, gdzie niestety często człowiek człowiekowi staje się wilkiem. *R. Greene "Prawa ludzkiej natury" POLECAMY: POWIĄZANY POST: |
NOWOŚĆ! Katarzyna Miller, Suzan Giżyńska "Instrukcja obsługi dzieci" Wyd. Zwierciadło premiera: 19 lutego 2020 ZOBACZ WIĘCEJ>> |
LoveZnajdźMiłość - jesteśmy tradycyjnym Biurem Matrymonialnym, działamy wyłącznie bezpośrednio. Każdego klienta poznajemy osobiście. Działamy na terenie Trójmiasta i okolic oraz Szczecina i Torunia. Na terenie miast dojeżdżamy w miejsce dla Ciebie najdogodniejsze. Stosujemy niekonwencjonalną metodę, która przynosi bardzo dobre rezultaty. Proponujemy znacznie więcej niż ,,tylko" usługi matrymonialne... Mamy w ofercie pakiet "Metamorfoza" - prawdziwą przemianę wewnętrzną i zewnętrzną dla zainteresowanych. WIĘCEJ>> |
NASTOLATEK A DEPRESJA
Nadmierne oczekiwania
„Mamo boli mnie brzuch” – córka rano przychodzi do łóżka rodziców. Mama ją przytula, przygotowuje termofor z gorącą wodą, szuka kropli żołądkowych, choć myśli sobie: „Może lepsze byłyby „dobre” bakterie. Oby to tylko nie była grypa żołądkowa.” Córeczka zostaje w domu. Przy następnej podobnej sytuacji, mama zaczyna się niepokoić – bo mamy tak już mają. Gdy zdarza się to trzeci raz, zaczyna się zastanawiać: „Może pójść do lekarza? A gdzie Cię boli? To może najpierw zrobimy usg?”
Oczywiście badanie nic nie wykazuje. I przy kolejnym bólu brzucha rano w poniedziałek przed szkołą, mama – bo jak każda kobieta ma w sobie coś z Sherlocka Holmesa – zaczyna kojarzyć fakty. „Dlaczego brzuch boli ją przed szkołą, a nigdy nie zdarza się to w weekendy, dlaczego gdy zostaje w domu, po dwóch godzinach po bólu nie ma śladu, dlaczego?” Ponieważ jest kobietą wykształconą, słyszała o nerwicy szkolnej. I tak oto wszystkie fakty zaczynają łączyć się w jej głowie i jedyny wniosek na wyjściu - ale na razie w postaci hipotezy - to: „Czy jest możliwe, aby moje dziecko miało nerwicę szkolną?”. I zaczyna się baczna obserwacja i „matczyne szpiegostwo”.
Czasami sami tego nie zauważamy jak zupełnie mimochodem wtłaczamy własne dzieci w jakieś „tory”, w jakiś sposób myślenia o świecie. Niekoniecznie musi to wyglądać tak, że sadzamy dziecko na krześle i prosto w oczy mówimy mu „Zosiu, Kasiu, Franku – chcę żebyś był najlepszy!”. No nie, raczej tak to się nie odbywa. Częściej przekaz jest bardziej „zakamuflowany”. Po powrocie ze szkoły pytamy „Jak poszło na sprawdzianie? Jaką dostałeś(aś) ocenę?”. Przy „czwórce” unosimy ze zdziwienia brwi, przy „trójce” – pytamy: „A dlaczego? Co się stało?” I dalej: „A co dostali inny? A co dostał Heniek, Staś…?” Skutki naszej presji (choć może się nam wydawać, że przecież żadnej specjalnej presji nie stosujemy) bywają opłakane. Może się nam wydawać, że przecież dbamy w ten sposób o przyszłość naszych dzieci, one mogą to zaś odczytać jako konieczność wybicia się ponad rówieśników. Zaczynają uważać wszystkich wokół za rywali i potencjalne przeszkody do sukcesu. Skutki łatwo przewidzieć: alienacja i agresja, zawiść wobec zwycięzców i pogarda dla przegranych, oglądanie świata w kategoriach wygrana – przegrana, brak kształtowania umiejętności współpracy. W konsekwencji poczucie wartości staje się chwiejne, bo skoro sukces potwierdza tylko zwycięstwo nad innymi, to wartość można czuć tylko od czasu do czasu.
Oczywiście badanie nic nie wykazuje. I przy kolejnym bólu brzucha rano w poniedziałek przed szkołą, mama – bo jak każda kobieta ma w sobie coś z Sherlocka Holmesa – zaczyna kojarzyć fakty. „Dlaczego brzuch boli ją przed szkołą, a nigdy nie zdarza się to w weekendy, dlaczego gdy zostaje w domu, po dwóch godzinach po bólu nie ma śladu, dlaczego?” Ponieważ jest kobietą wykształconą, słyszała o nerwicy szkolnej. I tak oto wszystkie fakty zaczynają łączyć się w jej głowie i jedyny wniosek na wyjściu - ale na razie w postaci hipotezy - to: „Czy jest możliwe, aby moje dziecko miało nerwicę szkolną?”. I zaczyna się baczna obserwacja i „matczyne szpiegostwo”.
Czasami sami tego nie zauważamy jak zupełnie mimochodem wtłaczamy własne dzieci w jakieś „tory”, w jakiś sposób myślenia o świecie. Niekoniecznie musi to wyglądać tak, że sadzamy dziecko na krześle i prosto w oczy mówimy mu „Zosiu, Kasiu, Franku – chcę żebyś był najlepszy!”. No nie, raczej tak to się nie odbywa. Częściej przekaz jest bardziej „zakamuflowany”. Po powrocie ze szkoły pytamy „Jak poszło na sprawdzianie? Jaką dostałeś(aś) ocenę?”. Przy „czwórce” unosimy ze zdziwienia brwi, przy „trójce” – pytamy: „A dlaczego? Co się stało?” I dalej: „A co dostali inny? A co dostał Heniek, Staś…?” Skutki naszej presji (choć może się nam wydawać, że przecież żadnej specjalnej presji nie stosujemy) bywają opłakane. Może się nam wydawać, że przecież dbamy w ten sposób o przyszłość naszych dzieci, one mogą to zaś odczytać jako konieczność wybicia się ponad rówieśników. Zaczynają uważać wszystkich wokół za rywali i potencjalne przeszkody do sukcesu. Skutki łatwo przewidzieć: alienacja i agresja, zawiść wobec zwycięzców i pogarda dla przegranych, oglądanie świata w kategoriach wygrana – przegrana, brak kształtowania umiejętności współpracy. W konsekwencji poczucie wartości staje się chwiejne, bo skoro sukces potwierdza tylko zwycięstwo nad innymi, to wartość można czuć tylko od czasu do czasu.
Badanie przeprowadzone w latach osiemdziesiątych przez A. Norem-Hebeisena i D. Johnsona wśród uczniów szkół średnich pokazało, że ci, którzy przystępowali do rywalizacji „charakteryzowali się poczuciem własnej wartości bardziej uzależnionym od ocen i wyników”. Czyli tak naprawdę ich samopoczucie zależało od świata zewnętrznego, od ocen, jakie otrzymywali i o ile były one pozytywne, czuli się dobrze, a jeśli negatywne ich psychika cierpiała.
Motywowani byli lękiem. A lęk przed niepowodzeniem to zupełnie coś innego niż pragnienie sukcesu. Radzenie sobie ze skutkami własnych niepowodzeń, zabiera nam tyle czasu, że brakuje nam już energii na zrobienie czegoś, co prowadzi do sukcesu. I gdy presja zewnętrzna znika, znika chęć też do robienia określonych rzeczy (np. uczenia się).I tu dochodzimy do paradoksu. Nasze „przykręcanie śruby” wcale nie musi przynieść efektów! Im bowiem mocniej naciskamy na dziecko, np. żeby odrobiło zadanie domowe, ono często chroni swoją autonomię poprzez jawny bunt albo jakiś rodzaj oporu: zapomina, odkłada na potem, znajduje coś innego do roboty, marudzi. Z drugiej strony nacisk na dobre stopnie, może spowodować, że faktycznie dziecko zacznie je „zdobywać", ale „koszty” mogą pojawić się po drodze, czy to psychiczne, czy somatyczne (z ciała).
Motywowani byli lękiem. A lęk przed niepowodzeniem to zupełnie coś innego niż pragnienie sukcesu. Radzenie sobie ze skutkami własnych niepowodzeń, zabiera nam tyle czasu, że brakuje nam już energii na zrobienie czegoś, co prowadzi do sukcesu. I gdy presja zewnętrzna znika, znika chęć też do robienia określonych rzeczy (np. uczenia się).I tu dochodzimy do paradoksu. Nasze „przykręcanie śruby” wcale nie musi przynieść efektów! Im bowiem mocniej naciskamy na dziecko, np. żeby odrobiło zadanie domowe, ono często chroni swoją autonomię poprzez jawny bunt albo jakiś rodzaj oporu: zapomina, odkłada na potem, znajduje coś innego do roboty, marudzi. Z drugiej strony nacisk na dobre stopnie, może spowodować, że faktycznie dziecko zacznie je „zdobywać", ale „koszty” mogą pojawić się po drodze, czy to psychiczne, czy somatyczne (z ciała).
W książce ,,Nastolatek a depresja” wydanej przez Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne autorzy* wymieniają niekorzystne postawy wychowawcze oraz pokazują jaki mają one wpływ na kształtowanie się nieadaptacyjnych schematów , które przyczyniają się do rozwoju zaburzeń psychicznych. Między innymi zwracają uwagę na potrzebę wolności i wyrażania prawdziwych potrzeb i uczuć oraz potrzebę spontaniczności i zabawy. Ta pierwsza bywa niezaspokojona, gdyż postawa rodzicielska polega na tak zwanej akceptacji warunkowej, dbaniu o pozory i swój wizerunek, stawianiu dziecku wysokich wymagań i skupianiu się bardziej na potrzebach swoich niż na potrzebach i uczuciach dziecka. Niezaspokojenie tej drugiej potrzeby często jest wynikiem stawiania dziecku wielu ograniczeń, sprawowania nadmiernej kontroli i nie wspierania dziecka w dążeniu do szczęścia i pozytywnych uczuć związanych z zabawą. W konsekwencji według autorów powstają nieadaptacyjne schematy – dzieci uczą się zaspokajać potrzeby innych ludzi kosztem własnych, tłumią swoje potrzeby, aby zyskać aprobatę lub uniknąć kary, starają się spełniać wysokie wymagania innych kosztem swojego szczęścia i bliskich relacji.
Wniosek płynie taki, zastanówmy się, czy „nie za mocno przykręcamy śrubę”. Bo będzie jak ze stalowym prętem. Możemy go zginać, on się poddaje, poddaje, ale tylko do pewnego momentu i … pęka. I wcale nie znaczy to, że wygraliśmy. Stres w dziecku rośnie, rośnie i zaczyna przejawiać się w różnych dziwnych formach, jak np. w objawach somatycznych, jak ów ból brzucha naszej ukochanej córeczki, dla której chcieliśmy przecież jak najlepiej albo depresji naszego nastolatka.
*Konrad Ambroziak, Artur Kołakowski, Klaudia Siwek ,,,Nastolatek a depresja”, Sopot ,,Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne”, 2018
Chcesz mieć dobre relacje w dziećmi? Nie wiesz jak je motywować, zachęcać do samodzielności, asertywności i współpracy? Nie wiesz jak mówić, by chciały Ciebie słuchać? Jesteś często bezradna i przytłoczona niełatwą rolą matki? Nie jest to takie trudne zadanie. Zapraszamy Cię na porady on line. Na indywidualną "Szkołę dla Rodziców". Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
Wniosek płynie taki, zastanówmy się, czy „nie za mocno przykręcamy śrubę”. Bo będzie jak ze stalowym prętem. Możemy go zginać, on się poddaje, poddaje, ale tylko do pewnego momentu i … pęka. I wcale nie znaczy to, że wygraliśmy. Stres w dziecku rośnie, rośnie i zaczyna przejawiać się w różnych dziwnych formach, jak np. w objawach somatycznych, jak ów ból brzucha naszej ukochanej córeczki, dla której chcieliśmy przecież jak najlepiej albo depresji naszego nastolatka.
*Konrad Ambroziak, Artur Kołakowski, Klaudia Siwek ,,,Nastolatek a depresja”, Sopot ,,Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne”, 2018
Chcesz mieć dobre relacje w dziećmi? Nie wiesz jak je motywować, zachęcać do samodzielności, asertywności i współpracy? Nie wiesz jak mówić, by chciały Ciebie słuchać? Jesteś często bezradna i przytłoczona niełatwą rolą matki? Nie jest to takie trudne zadanie. Zapraszamy Cię na porady on line. Na indywidualną "Szkołę dla Rodziców". Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
POLECAMY:
TY TEŻ TAK MIAŁAŚ?
"Instrukcja obsługi dzieci"
Wydawało mi się, że świat mam u swoich stóp… To, co mówili rodzice nie miało dla mnie kompletnie znaczenia. Ignorowałam ich… Żyłam od imprezy do imprezy. Od jednej sesji fotograficznej do drugiej wierząc, że to dla mnie droga do cudownego dorosłego życia.
Patrząc w oczy mojej mamy i na jej siwą skroń, mam ogromne wyrzuty sumienia. Wiem, że każdy siwy włos to moja zasługa. Ciężko policzyć nieprzespane noce z powodu problemów, jakie jej przysparzałam. Nie uczyłam się, wagarowałam, rzadko wracałam do domu o umówionej porze.
Do dzisiejszego dnia nie wiem, jak mama mogła ze mną wytrzymać. Byłam ukochaną córeczka, którą po śmierci ojca samotnie wychowywała. Byłyśmy we dwie nierozłączne aż do moich trzynastych urodzin. Od tego czasu zaczęli się dla mnie liczyć tylko znajomi, a dla mamy byłam arogancka, pyskata, zawsze musiałam postawić na swoim.
Ilu z nas dzisiaj wracając do swoich nastu lat, chwyta się za głowę. Staramy się wymazać ten czas skutecznie z naszej pamięci. A może warto wrócić do niego w momencie, gdy nasze pociechy stają u progu nastoletniego życia, by łatwiej przejść wraz z nimi przez ten niełatwy dla wszystkich czas? Czas, w którym wielu rodziców czuje się bezsilnych wobec problemów, jakie stwarzają dorastające dzieci.
Patrząc w oczy mojej mamy i na jej siwą skroń, mam ogromne wyrzuty sumienia. Wiem, że każdy siwy włos to moja zasługa. Ciężko policzyć nieprzespane noce z powodu problemów, jakie jej przysparzałam. Nie uczyłam się, wagarowałam, rzadko wracałam do domu o umówionej porze.
Do dzisiejszego dnia nie wiem, jak mama mogła ze mną wytrzymać. Byłam ukochaną córeczka, którą po śmierci ojca samotnie wychowywała. Byłyśmy we dwie nierozłączne aż do moich trzynastych urodzin. Od tego czasu zaczęli się dla mnie liczyć tylko znajomi, a dla mamy byłam arogancka, pyskata, zawsze musiałam postawić na swoim.
Ilu z nas dzisiaj wracając do swoich nastu lat, chwyta się za głowę. Staramy się wymazać ten czas skutecznie z naszej pamięci. A może warto wrócić do niego w momencie, gdy nasze pociechy stają u progu nastoletniego życia, by łatwiej przejść wraz z nimi przez ten niełatwy dla wszystkich czas? Czas, w którym wielu rodziców czuje się bezsilnych wobec problemów, jakie stwarzają dorastające dzieci.
Co ty wiesz o życiu?, Ogarnij się!, Jak możesz mi to robić? – brzmi znajomo? To przykłady komunikatów kierowanych przez bezsilnych rodziców do nastoletnich dzieci. Czują się bezradni, sfrustrowani i widzą w swoim dziecku jedynie niezadowolonego, bezczelnego, niewdzięcznego i pyskatego nastolatka, a nie osobę potrzebującą miłości, akceptacji, wsparcia, bezpieczeństwa, która chowa swój niepokój związany z wchodzeniem w dorosłość pod maską swoich opryskliwych zachowań.
Jak w takim razie rozmawiać z młodym zbuntowanym człowiekiem? Nie jest to łatwe, gdyż do głosu dochodzą również nasze emocje. Nie dowierzamy, patrząc na pyskatego młodego człowieka, że jeszcze nie tak dawno był grzecznym, podporządkowującym się naszym poleceniom chłopcem albo czarującą swoim uśmiechem blondyneczką, której włosy plotłyśmy w długi warkocz. Jak komunikować się, gdy tak naprawdę brak słów…? Z pomocą przychodzi nam psycholog Katarzyna Miller, której rozmowa z Suzan Giżyńską została zawarta w bestsellerze „Instrukcja obsługi dzieci”. Kto czytał wcześniejsze książki tej autorki, doskonale wie, że przekazuje ona ważne treści z dystansem, w sposób lekki i żartobliwy, dzięki czemu nie słucha się jej jako psychologa – moralizatora, ale jako życzliwą, bardziej doświadczoną życiową przyjaciółkę, która nie daje rad, nie narzuca swojego zdania, ale wspiera w sytuacji, gdy tego potrzebujemy.
Według Katarzyny Miller problemy dorastających dzieci są rzeczywiste, a my – jako dorośli bardzo często je bagatelizujemy, nie traktując młodych osób poważnie. A przecież okres dorastania to czas niezwykle trudny dla nastolatka, który wchodzi w inną perspektywę, zaczyna przyglądać się sobie i światu z innego pułapu. Widzi szerzej, dalej niż wcześniej jako dziecko i to go zaczyna niekiedy przerastać. To, co wcześniej przyjmował bez zastrzeżeń, budzi jego niepokój. Zaczyna stawać się autorefleksyjny, ale i krytyczny wobec innych ludzi. Zaczyna podważać autorytety. Ale z drugiej strony czuje jeszcze swoją nieporadność i bezsilność, nie zawsze panuje nad swoimi emocjami… I w tym momencie niezbędna jest właśnie mądrość i wyczucie rodziców.
Jakie zwroty w takim razie powinniśmy wykluczyć, a jakie wprowadzić do repertuaru słownictwa skierowanego do nastolatka?
Według współautorki "Instrukcji obsługi dzieci" wykluczyć należy sformułowania takie jak: Nie przesadzaj!; Nic ci nie będzie!; To twoja wina.; Mówiłam ci.; Poświęciłam ci całe życie i co z tego mam.; Żałuję, że byłam taka dobra dla ciebie.
Warto natomiast wzbogacić nasze słownictwo poniższymi zwrotami:
Jak w takim razie rozmawiać z młodym zbuntowanym człowiekiem? Nie jest to łatwe, gdyż do głosu dochodzą również nasze emocje. Nie dowierzamy, patrząc na pyskatego młodego człowieka, że jeszcze nie tak dawno był grzecznym, podporządkowującym się naszym poleceniom chłopcem albo czarującą swoim uśmiechem blondyneczką, której włosy plotłyśmy w długi warkocz. Jak komunikować się, gdy tak naprawdę brak słów…? Z pomocą przychodzi nam psycholog Katarzyna Miller, której rozmowa z Suzan Giżyńską została zawarta w bestsellerze „Instrukcja obsługi dzieci”. Kto czytał wcześniejsze książki tej autorki, doskonale wie, że przekazuje ona ważne treści z dystansem, w sposób lekki i żartobliwy, dzięki czemu nie słucha się jej jako psychologa – moralizatora, ale jako życzliwą, bardziej doświadczoną życiową przyjaciółkę, która nie daje rad, nie narzuca swojego zdania, ale wspiera w sytuacji, gdy tego potrzebujemy.
Według Katarzyny Miller problemy dorastających dzieci są rzeczywiste, a my – jako dorośli bardzo często je bagatelizujemy, nie traktując młodych osób poważnie. A przecież okres dorastania to czas niezwykle trudny dla nastolatka, który wchodzi w inną perspektywę, zaczyna przyglądać się sobie i światu z innego pułapu. Widzi szerzej, dalej niż wcześniej jako dziecko i to go zaczyna niekiedy przerastać. To, co wcześniej przyjmował bez zastrzeżeń, budzi jego niepokój. Zaczyna stawać się autorefleksyjny, ale i krytyczny wobec innych ludzi. Zaczyna podważać autorytety. Ale z drugiej strony czuje jeszcze swoją nieporadność i bezsilność, nie zawsze panuje nad swoimi emocjami… I w tym momencie niezbędna jest właśnie mądrość i wyczucie rodziców.
Jakie zwroty w takim razie powinniśmy wykluczyć, a jakie wprowadzić do repertuaru słownictwa skierowanego do nastolatka?
Według współautorki "Instrukcji obsługi dzieci" wykluczyć należy sformułowania takie jak: Nie przesadzaj!; Nic ci nie będzie!; To twoja wina.; Mówiłam ci.; Poświęciłam ci całe życie i co z tego mam.; Żałuję, że byłam taka dobra dla ciebie.
Warto natomiast wzbogacić nasze słownictwo poniższymi zwrotami:
W „Instrukcji obsługi dzieci” znajdziemy odpowiedzi nie tylko na pytania dotyczące komunikacji z nastolatkiem. Każdy z czterdziestu czterech rozdziałów zawiera inny problem, z którym zmagają się współcześni rodzice zarówno małych, jak i dorosłych dzieci, ale i osoby dopiero przymierzające się do roli mamy i taty. Pani Katarzyna Miller ustosunkowuje się w książce do wielu problemów oraz odpowiada na konkretne pytania zadawane przez rodziców, między innymi takie jak: Co robić, gdy małe dziecko nieustannie płacze?; Na co musi uważać samotna matka?; Czy powinno się odrabiać lekcje z dziećmi?; Czy następstwa molestowania seksualnego są poważne? Każdy rozdział rozpoczyna się od kilku ważnych wskazówek związanych z postawionym pytaniem bądź przedstawionym problemem, a następnie - jako czytelnicy możemy „przysłuchiwać się” rozmowie Katarzyny Miller i Suzan Giżyńskiej, która prowadzona jest w inteligentny, nieco przewrotny i humorystyczny sposób. Dzięki książce możemy nauczyć się, jak postępować z dziećmi i młodzieżą, byśmy wszyscy byli spokojniejsi i szczęśliwsi.
Uważamy, że każdy, kto sięgnie po książkę nie będzie żałował poświęconego na jej lekturę czasu. Jest ona bowiem nie tylko doskonałą formą doskonalenia kompetencji rodzicielskich, ale daje również możliwość samopoznania – czytając ją, jesteśmy zachęcani do refleksji nad sobą, swoimi emocjami, zachowaniami, które nie tylko czasem zamęczają nasze dzieci, ale są powodem cierpienia dla nas samych. Zamiast walczyć z krnąbrnym nastolatkiem, może warto spróbować go zrozumieć i czasem rozładowując atmosferę, powiedzieć: ja też tak miałam 😉, dlatego rozumiem ciebie jak mało kto i wierzę, że razem damy radę 😊
Jeśli chcesz stosować zwroty proponowane przez Katarzynę Miller w komunikacji z nastolatkiem, ale obawiasz się, że możesz od razu wszystkich nie zapamiętać, możesz pobrać je w formacie A4 (jak powyżej) i wydrukować. Wówczas zawsze możesz je mieć pod ręką :)
POBIERZ PLIK DO WYDRUKU "JAK MÓWIĆ DO NASTOLATKA?":
Uważamy, że każdy, kto sięgnie po książkę nie będzie żałował poświęconego na jej lekturę czasu. Jest ona bowiem nie tylko doskonałą formą doskonalenia kompetencji rodzicielskich, ale daje również możliwość samopoznania – czytając ją, jesteśmy zachęcani do refleksji nad sobą, swoimi emocjami, zachowaniami, które nie tylko czasem zamęczają nasze dzieci, ale są powodem cierpienia dla nas samych. Zamiast walczyć z krnąbrnym nastolatkiem, może warto spróbować go zrozumieć i czasem rozładowując atmosferę, powiedzieć: ja też tak miałam 😉, dlatego rozumiem ciebie jak mało kto i wierzę, że razem damy radę 😊
Jeśli chcesz stosować zwroty proponowane przez Katarzynę Miller w komunikacji z nastolatkiem, ale obawiasz się, że możesz od razu wszystkich nie zapamiętać, możesz pobrać je w formacie A4 (jak powyżej) i wydrukować. Wówczas zawsze możesz je mieć pod ręką :)
POBIERZ PLIK DO WYDRUKU "JAK MÓWIĆ DO NASTOLATKA?":

jak_mÓwiĆ_do_nastolatka.pdf | |
File Size: | 118 kb |
File Type: |
POLECAMY:
NOWOŚĆ! Katarzyna Miller, Suzan Giżyńska "Instrukcja obsługi dzieci" Wyd. Zwierciadło premiera: 19 lutego 2020 ZOBACZ WIĘCEJ>> |