SMAK CAPPUCCINOWpływ innych ludzi na nasze szczęścieTego dnia Ewa padała z nóg. Przekroczyła próg domu. Zrobiła sobie filiżankę gorącej kawy. Usiadła i zaczęła wracać myślami do swoich lat studenckich. Boże, drogi! Ileż to już czasu upłynęło? Ile w jej życiu się wydarzyło dobrego i złego. Ale nie o tym teraz chciała myśleć. Przed oczami miała Marię. Maria, Marysia… Kobieta, która przewijała się przez życie Ewy od dwudziestu lat. Poznała ją podczas studiów. Była ciocią jej koleżanki z roku. I pomimo różnicy wieku, pomimo upływu lat, pomimo tego, iż wiele znajomości gdzieś po drodze rozpadało się, ta jedna z niewielu przetrwała. Co prawda widywały się sporadycznie, ale z większą lub mniejszą częstotliwością rozmawiały przez telefon. Ewa siedząc w fotelu i popijając ulubione cappuccino znalazła niespodziewanie odpowiedź na pojawiające się często pytanie dotyczące trwałości tej znajomości. Rano wychodząc z poczty, gdzie odbierała list polecony natknęła się na Magdę. Dziesięć lat młodsza siostra jej przyjaciółki. Zgrabna, ładna, modnie ubrana, opalona. Ale coś psuło ten obraz. Chwila rozmowy wystarczyła, by zorientować się, co stanowiło rysę na tym pozornie ładnym obrazku. Magda z miną „zbitego psa” w ciągu chwili rozmowy poskarżyła się na swój los. Jest zmęczona, bo dzieci, praca, mąż wyjeżdżający w delegacje. Stwierdziła, że nic jej się już nie chce i ma już wszystkiego serdecznie dość. Po tym przelotnym spotkaniu Ewa czuła się, jakby ktoś nałożył na jej ramiona ciężarki. Boże, ile goryczy było w tej młodej, ślicznej dziewczynie. Biegnąc do pracy zastanawiała się, gdzie tkwi problem? Jest zdrowa, ma kochającego męża, śliczne dzieci, pracę, pieniądze. Niczego im przecież nie brakuje. A może… Może właśnie ten brak problemów jest powodem jej frustracji? Po pracy Ewa chciała zrobić drobne zakupy. Nie spieszyła się. W domu czekał jedynie kot. Dzieci na obozie sportowym, a mąż… odszedł z młodszą. Przechodząc powoli pomiędzy półkami poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. To był Tomek. Pięć lat temu zdiagnozowali u niego nowotwór. Operacja, chemia. Wydawało się, że wszystko będzie już dobrze. Ale niestety… Tomek wyznał, że nastąpił nawrót i lekarze rozłożyli ręce. Nie są już w stanie pomóc. Guz nieoperacyjny. Ewę przeszedł dreszcz. Słuchała, ale nogi się pod nią uginały. Starała się zrobić dobra minę, pocieszać. Ale Tomek tego nie oczekiwał. Szybko zmienił temat. Pytał o dzieci Ewy, o jej rodziców. Uśmiech, szczery uśmiech nie schodził z jego twarzy. Jak to możliwe? Chyba wyczuł, że Ewa odczuwa pewien dysonans pomiędzy tym, co słyszy, a tym, co widzi. Dlatego patrząc jej głęboko w oczy, ze szczerością dziecka powiedział: „Wiesz, zaczynam doceniać rzeczy małe i cieszyć się tym, na co wcześniej nie zwracałem uwagi. Mówię Ci Ewa, nie przejmuj się drobiazgami". W oczach Tomka było tyle ciepła, tyle spokoju. Boże, skąd on czerpie tę siłę? To pytanie kołatało w głowie Ewy w drodze do domu. Gdy usiadło wieczorem w fotelu, przed oczami stanęła jej Maria. Dołączyła do galerii spotkanych tego dnia osób. Ten dzień, te rozmowy, jak się okazało miały przynieść odpowiedź na pytanie, dotyczące trwałości znajomości z Marią. Nieraz myślała, że to inteligencja, mądrość życiowa, poczucie humoru były magnesem przyciągającym? Ale dzisiaj zaczęła układać pewne elementy układanki w jedną całość. Przypomniała sobie, że parę tygodni wcześniej Maria zadzwoniła i wyznała, że nie jest w stanie zrozumieć postawy wielu osób. Wokół sami frustraci. Złość, niezadowolenie, gorycz… Rozsiewają wokół siebie aurę niezadowolenia. Powiedziała, że ucieka od takich ludzi, bo nie chce się taką stać. Wyznała Ewie, że jest jedną z nielicznych osób, z którymi utrzymuje kontakt, bo dzięki rozmowom z nią zaraża się pozytywną energią i naładowuje swoje akumulatory. Wówczas Ewa nie przywiązała większej wagi do tych sów. Teraz one brzmiały w sposób szczególny. Trzy tygodnie temu Maria dowiedziała się, że jej ukochany mąż ma nowotwór złośliwy. Ewę zaskoczyło jej podejście do tej tragedii. Nie było żalu do Pana Boga, pretensji do świata. Maria przekazując tę smutną informację, powiedziała, że stoi przed nią wyzwanie, musi wspierać męża, gdyż wyruszają wspólnie na wojnę i trzeba walczyć, by wygrać. Ewa przypominając sobie tę rozmowę - w kontekście dzisiejszych przypadkowych spotkań - zrozumiała, jaka siła trzyma ją przy Marysi. Zrozumiała, że w życiu człowiek spotyka wielu malkontentów, którzy wokół siebie rozsiewają pretensje do całego świata. Ci ludzie nie są szczęśliwi i unieszczęśliwiają innych swoim podejściem do życia. Ewa, która zawsze uważała, że do szczęścia człowiekowi potrzebne jest tylko zdrowie, oczywiście to fizyczne, zmieniła zdanie. Zrozumiała, że tak samo ważny jak zdrowie fizyczne, jest zdrowy duch. Maria, Tomek to osoby, które pomimo ciężaru, miały w sobie radość. One wiedziały, że należy otaczać się ludźmi, którzy pokazują nam jasne strony, nawet w tych najtrudniejszych sytuacjach. W życiu bowiem niezwykle ważne jest, jakimi ludźmi jesteśmy otoczeni. Badania prowadzone przez 20 lat w Framingham Heart Study, udowodniły, że osoby, które otoczone są szczęśliwymi ludźmi, same mają większe szanse na bycie szczęśliwymi. Wybór należy do nas :) *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli często masz wszystkiego dość, życie i jego problemy przerastają Ciebie. Nie umiesz się z niczego cieszyć. Masz niskie poczucie, które wpływa na relacje z innymi. Czujesz się niedowartościowana i nieakceptowana. Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
SPRAGNIONA MIŁOŚCIToksyczna miłośćBaśka niechętnie mówi o przeszłości. Odkąd pamięta, zawsze z zazdrością patrzyła na rówieśników. Tak chętnie wracali ze szkoły do domu, tyle opowiadali, a ona… Nigdy nie czuła miłości. Dzisiaj wie, że rodzice albo byli nieporadni wychowawczo, albo mieli jakieś problemy natury psychicznej. Wchodząc w dorosłe życie, tak bardzo pragnęła mieć cudowny dom. Dom, o którym zawsze marzyła. A przede wszystkim tak bardzo chciała być kochana i kochać. Była spragniona miłości. Gdy poznała Bartka, świat zawirował przed jej oczyma, a w momencie, gdy ten wykazał zainteresowanie jej osobą, gotowa była za nim w ogień wskoczyć. Zrobiłaby wszystko, by dać mu miłość, ciepło - to, co zagwarantowałoby jej trwałość tej relacji. Tego uczucia, którym ją obdarzył była zgłodniała, dlatego pragnęła je odwzajemnić z nawiązką, bo przecież nie zasługiwała na miłość, skoro rodzice jej nie potrafili tego uczucia dać. Pamięta, jak bardzo bliskości i akceptacji pragnęła jako dziecko, potem jako nastolatka. I często zadawała sobie pytanie – co ze mną jest nie tak, skoro nie potrafią mnie kochać? Basia do czasu spotkania Bartka nie czuła, by była dla kogoś ważna. Dzisiaj wie, że każdy człowiek potrzebuje bliskości drugiej osoby. Dlatego miłość, którą została obdarzona potraktowała jako najcenniejszy skarb, którego za nic nie chciała stracić. Robiła wszystko, co było w jej mocy, by go uszczęśliwić, ale na swój sposób. Chciała niejako urządzić mu życie, zawładnąć nim. I tu pojawił się problem. Bartek tego nie chciał. Zaczął czuć się osaczony i zniewolony. A ona tego zrozumieć nie mogła. Ona o takiej miłości, jaką dawała Bartkowi zawsze marzyła. Zawsze pragnęła być dla kogoś tak ważna. Dlatego wyprzedzała jego marzenia, zgadywała, co czuje, chciała usunąć spod jego nóg każdą widzianą jej oczyma przeszkodę. A on chciał poznawać i smakować życie w całym jego wymiarze. Im bardziej Basia się starała, tym bardziej on się oddalał. Toksyczna miłość. Miłość polegająca na nieświadomej próbie zawładnięcia drugim człowiekiem. Bartek jako normalnie funkcjonujący człowiek nie chciał być zniewolony, a Basia nie rozumiała, dlaczego odrzuca jej dobre intencje. To spowodowało w niej pojawienie się znanego przez nią uczucia frustracji, które z kolei wywoływało w niej agresję. Agresja rodziła agresję i Bartek nie pozostawał dłużny, nie dochodziło co prawda do rękoczynów, ale była to agresja słowna, która prowadziła do tego, że powstawał między nimi mur. Bartek nie rozumiał pułapki, w jakiej się znalazł. Nie rozumiał przyczyn takiego zachowania. Dla niego miłość oznaczała zupełnie coś innego, aniżeli to, co prezentowała swoją postawą Basia. Tylko dzięki temu, że był osobą dojrzałą emocjonalnie, trwanie w toksycznym związku nie było dla niego sposobem na życie. Być może inna osoba trwałaby w związku, który stawałby się coraz bardziej destrukcyjny albo dawno odeszłaby w swoją stroną. Bartek szukał powodu zachowania Basi, które stało się problem w ich związku. Z czasem zrozumieli mechanizm, który nią kierował, a który pomimo jej dobrych intencji doprowadzał do zabijania uczucia. To, co Basia nazywała miłością, nie miało z nią nic wspólnego. Nie było to prawdziwe uczucie, które tylko w formie dojrzałej, a nie nerwicowej potrzeby, może być podstawą szczęśliwej relacji. *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację prawdziwych osób. Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POLECAMY: MUSISZ MI UWIERZYĆMiłość, zdrada, zemsta, przebaczenie„Przyjaźniłyśmy się przez dwa lata. Ani razu nie przeszło mi przez myśl, że posunie się do czegoś takiego. Ani razu. Człowiekowi wydaje się, że kogoś zna, a tu proszę. Obawiam się, że nabrała nas oboje.(…) Wiedziałam, że w końcu do mnie wrócisz. Wiedziałam, że znudzisz się (…) jej obcisłymi spodniami do jogi, organicznymi perfumami i malutkim, ekologicznym samochodem, i zaczniesz tęsknić za znajomymi rzeczami, które od zawsze nas łączyły. Była twoją odskocznią, ucieczką od rzeczywistości, krótką przerwą od monotonii, która nieco stępiła twoją żywiołową osobowość. Ale to ja byłam dla ciebie domem. Ja.”* Dwie kobiety – bohaterki thrillera psychologicznego Minki Kent „Musisz mi uwierzyć”, które połączyła przyjaźń, a rozdzieliła miłość do jednego mężczyzny. Ból, smutek, dramat, upokorzenie i nadzieja na powrót tego, z którym spędziło się pięknych dwadzieścia lat życia. Czy można wrócić do równowagi po zdradzie? Jak funkcjonować po odejściu partnera, bez którego nie wyobrażamy sobie dalszego życia? „Ludzie spodziewali się, że po rozwodzie cię znienawidzę. Myśleli, że jestem rozgoryczona. Mówili, że mam pełne prawo być na ciebie wściekła, przeklinać twoje imię i wszystko dookoła. Trzeba jednak czegoś znacznie więcej niż świstka papieru i pozbawionego obrączki palca, żebym przestała kochać mężczyznę, który uczynił ostatnie dwadzieścia lat mojego życia możliwie najlepszymi, a wręcz – przerażająco idealnymi. Zerkam na twój klasyczny zegarek (…), który udało mi się przemycić do małego pudełka z pamiątkami w trakcie mojej wyprowadzki sześć miesięcy temu. (…) Ceniłeś sobie ten zegarek. Był jednym z twoich ulubionych (…). Gdy przestał działać, schowałeś go do górnej szuflady komody i nigdy nie zdążyłeś oddać do naprawy. Zabrałam go z zamiarem przekazania do zegarmistrza i zwrócenia ci go we właściwym momencie. Tyle że on nigdy nie nadszedł.”* Naturalną reakcją człowieka w odpowiedzi na uraz, jakim może być zdrada bądź odejście ukochanej osoby jest reakcja emocjonalna. Pojawić się wówczas może cała gama negatywnych uczuć - poczucie krzywdy, żalu, gniewu, złości. I te emocje z psychologicznego punktu widzenia są czymś naturalnym i powinny ujrzeć światło dzienne. Mamy bowiem prawo nazwać je i dać im wyraz. Blokowanie niewygodnych dla nas uczuć i próba ich wyciszenia może spowodować, iż paradoksalnie nie przejmiemy nad nimi kontroli i w efekcie - te nieprzepracowane treści emocjonalne mogą doprowadzić do wielu dramatycznych konsekwencji, między innymi chęci zemsty, odwetu. „Od twojej śmierci minęły trzy godziny. A raczej pięć godzin. Pięć godzin temu znaleźli twoje zimne i nieruchome ciało w brzozowym zagajniku rosnącym przed moim blokiem. Ale dopiero trzy godziny temu zapukali do moich drzwi z pytaniem, kiedy rozmawiałam z tobą po raz ostatni. Wpisuję hasło na swoim służbowym komputerze: jeden-zero-jeden-cztery. Czternasty października. Dzisiejsza data. Dzień, w którym obchodzilibyśmy piątą rocznicę ślubu. Monitor rozświetla się przy akompaniamencie radosnego dzwonka, a na tapecie pojawia się nasze zdjęcie. Wyglądaliśmy wtedy tak młodo. Dopiero co skończyliśmy pierwszy rok studiów (…) Mieliśmy przed sobą całą przyszłość, nieprawdaż?"* Czy pozostawiona żona - bohaterka książki „Musisz mi uwierzyć”- dopuściła się zbrodni? A może to jej rywalka miała wystarczający motyw, by zabić swojego partnera? Komu zależało na tej śmierci? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie na stronach książki, która do ostatnich chwil trzyma czytelnika w napięciu. Jest to doskonały thriller psychologiczny poruszający wiele poważnych problemów współczesnego społeczeństwa. Książka wciąga od pierwszej strony, a dzięki naprzemiennemu przedstawieniu zdarzeń z perspektywy dwóch osób powoduje, że czyta się ją szybko i bardzo przyjemnie. Autorka skupia się w dużej mierze na psychice bohaterów, tworząc ich portrety psychologiczne i pokazując świat z ich punktu widzenia, dzięki czemu czytelnik ma szansę analizować ich zachowania, a także jest prowokowany do postawienia sobie pytania: Jeśli ja znalazłbym się kiedykolwiek w takiej sytuacji, co bym zrobił? Najczęstszym powodem zemsty jest miłość. W miłości bowiem doświadczamy najboleśniejszych ran. Zranione osoby niekiedy na własną rękę chcą wyrównać rachunki za nadużycie zaufania, za poniżenie, skrzywdzenie, opuszczenie, poczucie straty i porażki. Ta chęć odwetu jest często krzykiem rozpaczy, jest wynikiem poczucia bezsilności i niesprawiedliwości. Większość osób wymierzających samodzielnie rachunki krzywd wierzy, że zemsta przyniesie im ukojenie i pozwoli zapomnieć o krzywdzie oraz da wewnętrzne poczucie, że świat jest sprawiedliwy, a zło zostanie ukarane. Mają nadzieję, że da im poczucie sprawczości i władzy, a także przyniesie ulgę. W rzeczywistości wygląda to nieco inaczej. W ostatecznym rozrachunku nie jest w stanie ukoić żalu i tęsknoty, natomiast doprowadza do wyrzutów sumienie i poczucia winy. Psychologowie twierdzą, że osoba skrzywdzona zamiast postępować według zasady „oko za oko, ząb za ząb”, powinna dla własnego dobra wybaczać. Jak wiemy, nie jest to takie proste. Akt wybaczenia może być przecież traktowany przez wielu jako akceptowanie wyrządzonej nam krzywdy, a po drugie, nie przywróci stanu równowagi w życiu… Kolejna sprawa, przebaczenie wymaga niekiedy nieludzkich sił. Szczególnym wyzwaniem jest dla tych, którzy mają wybaczyć sprawy dotyczące ich wartości, zwłaszcza te związane z wiernością, miłością, godnością oraz życiem bliskiej osoby. Przebaczenie jest sztuką, to proces, który wymaga motywacji, wysiłku i czasu. Ale ostatecznie daje ogromne poczucie wolności. „Odwraca się do wyjścia, ale zatrzymuję ją. – Tak? – Chciałam ci powiedzieć, jak strasznie jest mi przykro przez to… wszystko. Patrzy na mnie tak, jakby miało to być nasze ostatnie spotkanie w życiu. Wzrusza ramionami, biorąc głęboki, oczyszczający wdech. – Ludzie popełniają błędy. Życie jest zbyt krótkie, by spędzić je na ich rozpamiętywaniu. Wybacz sobie (…). Ja to zrobiłam. Zanim udaje mi się cokolwiek powiedzieć, jest już w połowie drogi do wyjścia. Dzwonek nad drzwiami brzęczy, gdy wychodzi na zewnątrz, a ja przyglądam się z ciepłego wnętrza kawiarni, jak jej granatowy płaszcz pokrywają grube płatki śniegu. Mam nadzieję, że miejsce, do którego się wybiera, zasługuje na kogoś o takiej pięknej duszy…”* *Fragmenty pochodzą z książki Minki Kent "Musisz mi uwierzyć", Wyd. Filia, 2020 POLECAMY: DOBRE DOBRO IZABELA CIEPLIŃSKA Cosmopolitan numer 7 lipiec 2019 |
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
REKLAMA:
piszcie do nas na adres: psychologiaprzykawie@gmail.com |