DLACZEGO WŁAŚNIE TERAZ?Frustracja, zmęczenie, żal. M. SeligmanZe łzami w oczach spojrzała na zegar. Dobiegała dwudziesta czwarta. Dopiero zasnął. Lekarz tłumaczył, że trzy dni, a szczególnie noce mogą być ciężkie. Inhalacja, smarowanie, oklepywanie… W końcu kaszel ustał. Delikatnie wysunęła jego maleńką rączkę ze swojej dłoni. Nie miała już siły. W uszach brzmiała diagnoza: zapalenie oskrzeli. Który to już raz w ciągu jego czteroletniego życia? Próbowała ogarnąć w myślach jutrzejszy dzień. Dlaczego właśnie teraz? Tak bardzo zależało jej na tej pracy. Przeszła przez sito rekrutacyjne. Wiedziała, jak ważny jest pierwszy tydzień. A tu taka niespodzianka. Oczywiście Marcina w takich sytuacjach nie ma w domu. Tyle razy prosiła, błagała, aby zmienił pracę. Przy jego kwalifikacjach i doświadczeniu to nie jest przecież problem. Dość miała ciągłych nieobecności, szczególnie w takich dniach jak dzisiejszy. Zapalenie oskrzeli… wciąż powracały słowa lekarza. Skąd to się przyplątało? No, tak… Pewnie panie w przedszkolu nie dopilnowały, aby się przebrał. Z pewnością biegał po podwórku, zgrzał się, a potem w mokrej koszulce siedział i tak się „załatwił”. Ale on przecież też mógłby pomyśleć, ma już cztery latka. Boże, to moja wina! Za mało z nim rozmawiam, tłumaczę… W głowie Kasi kotłowały się myśli. Zaparzając herbatę, uświadomiła sobie, że od rana nic nie jadła. Ale to nie jest ważne. Jak ja ogarnę jutrzejszy dzień? – pomyślała z przerażeniem. Pierwszy dzień w nowej pracy. W głowie zaczęła układać plan, ale wciąż powracały dręczące myśli. Jak ja dam radę? Wszystko, czego się dotknę, zawsze nie wychodzi. Nigdy nie jestem w stanie zapanować na tym życiowym chaosem. Jestem do niczego. A jutro jak ja temu podołam? W tym momencie uśmiechnęła się resztką sił. Dobrze, że jest Ula. Rano przyjedzie i zostanie z Boryskiem, a ja spokojnie odwiozę bliźniaki do szkoły. Co ja bym bez niej zrobiła? – pomyślała. Ula była lekiem na całe zło. Kasia wiedziała, że na nią zawsze może liczyć. Ulka miała od lat dobrą pracę, w której była ceniona. Dzień urlopu nie był dla niej problemem. Jak się nie ma dzieci, to nagłe sytuacje nie wyrastają jak grzyby po deszczu. Idąc spać, pomimo że miała przed sobą jedynie dwie godziny, nie przeklinała już swojego losu. Parę godzin wcześniej miała dość takiego życia, użalała się nad sobą, miała pretensje do siebie, do świata, do Pana Boga. Ale wraz z przywołaniem do świadomości Uli, przypomniała sobie słowa, które usłyszała jakiś czas temu, wypłakując się jak zwykle w jej ramię. „Dziękuj Bogu i losowi za to, co masz. Skup się na tym, co pozytywne, a nie roztrząsaj tego, co złe.” Pamięta, że przyjaciółka zacytowała słowa Fromma. Chodziło w nich o to, że szczęście nie jest dziełem przypadku, ani darem bogów, ale czymś, co każdy musi sam wypracować dla siebie. Ula tłumaczyła Kasi, że tylko od nas zależy, jakie uczucia pielęgnujemy i które dzięki temu z nami zostają. Kasia często roztrząsała niepowodzenia, traktowała je jako coś trwałego, całościowego i globalnego, obwiniając przy tym siebie i innych. Czy nie miała powodów do narzekań? Oczywiście, że miała. Miało jej prawo być ciężko, czuła się przemęczona, sfrustrowana, poddenerwowana. Miała prawo do poczucia żalu, złości i niesprawiedliwości. Ale zapominała, że nasze szczęście zależy w głównej mierze od tego, jak interpretujemy zdarzenia życiowe. Człowiek bowiem, według jednego z twórców psychologii pozytywnej Martina Seligmana, może nauczyć się optymizmu, modyfikując swój styl wyjaśniania zdarzeń. Gdyby Kasia traktowała to zło, które było jej udziałem jako przejściowe i zależne od czynników zewnętrznych, które dzisiaj są , ale jutro może ich nie być, byłoby jej łatwiej. Natomiast ona często zapadała się w sobie, uważając, że jest złą żoną, złą matką i taka postawa rzutowała na jej nastawienie do życia, działając czasem jak samospełniające się proroctwo. Gdyby natomiast pomyślała, że dzisiaj jest ciężko, ale nie będzie to trwało wieki, byłoby jej lżej. Wiadomo, że gdy dzieci są małe, chorują, ale z reguły tylko przez pierwsze lata swojego życia. Gdyby przyszła refleksja dotycząca tego, co pozytywne, gdyby pomyślała, że cudownie, że ma kochanego męża, że mają zdrowie i pracę, a najważniejsze: trojkę cudownych dzieci, świat nabrałby innych barw. Seligman mówi o stylu wyjaśniania, czyli sposobie, w jaki tłumaczymy sobie niepomyślne zdarzenia. Jest on związany z opinią, jaką mamy na swój temat i posiada trzy wymiary: stałość, zasięg i personalizację. Stałość odnosi się do oceny zdarzeń, które są naszym udziałem - jako stałych bądź chwilowych. Kasia uważała, że zawsze ma pecha, że mąż nigdy nie liczy się z jej zdaniem. I tym samym przypisywała negatywnym zdarzeniom charakter trwały. Zasięg dotyczy przekonań w aspekcie przestrzennym. Można postrzegać go jako ograniczony, czyli niemający wpływu na inne dziedziny, albo wręcz przeciwnie. Kasia mogła uważać, że nie umie przekonać męża do zmiany pracy, ale widzi, że on zawsze liczy się z nią w innych kwestiach. Mogła zdawać sobie sprawę, że kiepska z niej kucharka, natomiast mieć przekonanie, że umie dbać o ciepło domowego ogniska. Ostatni wymiar to personalizacja, czyli upatrywanie winy za niepowodzenia w sobie lub innych. Okazuje się, że osoby szukające winy w sobie i patrzące na siebie jako na ludzi bezwartościowych i do niczego, nie chcą podejmować wyzwań, wysiłku, bo obawiają się kolejnych porażek i kompromitacji. Psychologowie pozytywni kładą duży nacisk na pielęgnowanie pozytywnych emocji i delektowanie się nimi tak, by trwały i trwały. Jedną z praktyk jest praktyka wdzięczności. Polega ona na przypominaniu sobie osoby, której coś w życiu zawdzięczamy. Napisanie listu do tej osoby bądź spotkanie się z nią powoduje, że poziom naszego optymizmu wzrasta i to jest udowodnione. Kasia w momencie, gdy pomyślała o Uli, nabrała dystansu do problemów. Za imieniem Ula kryła się bowiem osoba, która dawała jej wielkie wsparcie, na którą zawsze mogła liczyć. Myśląc, jaki to skarb i jak bardzo jest jej wdzięczna, zmobilizowała się do działania i z uśmiechem rozpoczęła kolejny niełatwy przecież dzień. Spróbujcie zastanowić się, komu w życiu jesteście wdzięczni i za co? Może będzie to okazja do spotkania, które jesteśmy pewne, iż przyniesie Wam wiele cudownych emocji. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli często masz wszystkiego dość, życie i jego problemy przerastają Ciebie. Nie umiesz się z niczego cieszyć. Masz niskie poczucie, które wpływa na relacje z innymi. Czujesz się niedowartościowana i nieakceptowana. Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
0 Comments
SIEDEM SYTUACJI, |
NOWOŚĆ Magdalena Kieferling "Efekt piaskownicy" Wydawnictwo Onepress premiera: 16 czerwca 2020 ZOBACZ WIĘCEJ>> |
EFEKT PIASKOWNICY
Kompetencje społeczne
„W naszych zawodowych piaskownicach jesteśmy różni. Wywodzimy się z odmiennych środowisk, mamy różne wykształcenie, wyznajemy różne poglądy, czym innym się odżywiamy, jesteśmy w różnym wieku, różnimy się płcią, zwyczajami, estetyką ubioru, sytuacją ekonomiczną itp. Można powiedzieć, że dzieli nas wszystko. Jednak jest jedna wspólna rzecz, która efektywnie pomaga nam w dogadywaniu się ze sobą: wszyscy jesteśmy ludźmi, z tą samą gamą uczuć, które przeżywamy, i potrzeb, za których zaspokojeniem tęsknimy — szacunku, akceptacji, zrozumienia, przynależności, bycia zauważanym.”*
Radek ma problem z komunikacją z innymi osobami. Nie umie słuchać ani wyrażać swojego zdania w sposób nieraniący innych. Zarówno na gruncie rodzinnym, jak i zawodowym dostrzega, że mówi w sposób niejasny, nieprecyzyjny, nieuwzględniający punktu widzenia drugiego człowieka, ale też nie umie mówić o swoich potrzebach. Czuje się niezrozumiany przez innych…
Karolina nie potrafi radzić sobie ze stresem. Nie wie, jak stawić czoła zakłopotaniu, perswazji, oskarżeniom i niepowodzeniom. Czuje się zagubiona wśród ludzi. Nie traktuje ich jako sprzymierzeńców, ale jako wrogów. Ma problem z odczytaniem intencji drugiego człowieka, interpretacją zachowań i wciąż odczuwa presję otoczenia.
Hania wciąż wchodzi w sytuacje konfliktowe. Nie umie negocjować, reagować na dowcipy i powstrzymywać się od walki. Nawiązanie, jak i utrzymanie relacji z innymi ludźmi – to dla niej jak wejście na Mont Everest. Ma również problem z przewidywaniem konsekwencji swoich działań.
Kompetencje społeczne, czyli umiejętność postrzegania i rozumienia sytuacji społecznych (nagradzanie, asertywność, samoprezentacja, komunikacja werbalna i niewerbalna, empatia, znajomość reguł życia społecznego, czyli tzw. inteligencja społeczna) są niezbędne w naszym życiu - zarówno w „zawodowych, jak i rodzinnych piaskownicach”.* Wynikiem ich braku są działania nieakceptowane społecznie, które mogą być krzywdzące lub niebezpieczne zarówno dla innych, jak i dla osoby zagubionej w tych umiejętnościach. Osoba taka nie zdaje sobie sprawy, jak rani innych swoim zachowaniem, a czasami nawet nie dostrzega, że zmiana nastroju męża, żony, współpracownika ma związek z tym, co ona zrobiła bądź czego nie zrobiła, o ile tę zmianę w ogóle zaobserwuje. W grupie osób o niskich kompetencjach społecznych są też ludzie bardzo nieśmiali albo lękowi, dla których interakcje stanowią duże wyzwanie i powodują silny stres. Takie osoby szkodzą same sobie. Nie są asertywne, nie potrafią mówić o swoich potrzebach, wyrazić opinii na określony temat i unikają kontaktu z innymi ludźmi.
Jak w takim razie nadrobić braki w tej sferze? Czy jest to możliwe? Otóż z pomocą przychodzi nam Małgorzata Kieferling - autorka książki „Efekt piaskownicy.” Według niej najlepszy trening umiejętności społecznych wyciągniemy obserwując dzieci, podpatrując ich zabawy w piaskownicy albo wracając pamięcią do czasów budowania zamków z piasku i relacji zachodzących między rówieśnikami.
Radek ma problem z komunikacją z innymi osobami. Nie umie słuchać ani wyrażać swojego zdania w sposób nieraniący innych. Zarówno na gruncie rodzinnym, jak i zawodowym dostrzega, że mówi w sposób niejasny, nieprecyzyjny, nieuwzględniający punktu widzenia drugiego człowieka, ale też nie umie mówić o swoich potrzebach. Czuje się niezrozumiany przez innych…
Karolina nie potrafi radzić sobie ze stresem. Nie wie, jak stawić czoła zakłopotaniu, perswazji, oskarżeniom i niepowodzeniom. Czuje się zagubiona wśród ludzi. Nie traktuje ich jako sprzymierzeńców, ale jako wrogów. Ma problem z odczytaniem intencji drugiego człowieka, interpretacją zachowań i wciąż odczuwa presję otoczenia.
Hania wciąż wchodzi w sytuacje konfliktowe. Nie umie negocjować, reagować na dowcipy i powstrzymywać się od walki. Nawiązanie, jak i utrzymanie relacji z innymi ludźmi – to dla niej jak wejście na Mont Everest. Ma również problem z przewidywaniem konsekwencji swoich działań.
Kompetencje społeczne, czyli umiejętność postrzegania i rozumienia sytuacji społecznych (nagradzanie, asertywność, samoprezentacja, komunikacja werbalna i niewerbalna, empatia, znajomość reguł życia społecznego, czyli tzw. inteligencja społeczna) są niezbędne w naszym życiu - zarówno w „zawodowych, jak i rodzinnych piaskownicach”.* Wynikiem ich braku są działania nieakceptowane społecznie, które mogą być krzywdzące lub niebezpieczne zarówno dla innych, jak i dla osoby zagubionej w tych umiejętnościach. Osoba taka nie zdaje sobie sprawy, jak rani innych swoim zachowaniem, a czasami nawet nie dostrzega, że zmiana nastroju męża, żony, współpracownika ma związek z tym, co ona zrobiła bądź czego nie zrobiła, o ile tę zmianę w ogóle zaobserwuje. W grupie osób o niskich kompetencjach społecznych są też ludzie bardzo nieśmiali albo lękowi, dla których interakcje stanowią duże wyzwanie i powodują silny stres. Takie osoby szkodzą same sobie. Nie są asertywne, nie potrafią mówić o swoich potrzebach, wyrazić opinii na określony temat i unikają kontaktu z innymi ludźmi.
Jak w takim razie nadrobić braki w tej sferze? Czy jest to możliwe? Otóż z pomocą przychodzi nam Małgorzata Kieferling - autorka książki „Efekt piaskownicy.” Według niej najlepszy trening umiejętności społecznych wyciągniemy obserwując dzieci, podpatrując ich zabawy w piaskownicy albo wracając pamięcią do czasów budowania zamków z piasku i relacji zachodzących między rówieśnikami.
„Czy wiecie, jak wiele można nauczyć się w piaskownicy? Pamiętacie czas swojego dzieciństwa spędzony na robieniu babek z piasku? A może obserwowaliście zabawy swoich pociech? Jak zapewne wiecie, od dzieci można się wiele nauczyć (…)”* One „nie kierują się ukrytymi motywami, są autentyczne i transparentne. Pytają i oczekują odpowiedzi(…) Prostota i autentyczność zachowań kilkulatków to sedno współpracy z innymi nie tylko dla osiągnięcia wspólnego celu, ale też dla budowania koalicji, wkupienia się do nowego zespołu, budowania autorytetu, dyplomacji i walczenia o swoje. Ci, którzy do tych niepisanych reguł się nie dostosują, muszą liczyć się z tym, że w najlepszym razie zostaną posypani piaskiem, a w najgorszym — wykluczeni z zabawy.” Czas spędzony w piaskownicy to czas „zawieranych przyjaźni, po nienawiść na śmierć i życie, ból niezrozumienia i realizację nawet najbardziej szalonych wizji architektonicznych. Piaskownica to miejsce, gdzie dzieci ćwiczą kreatywność, wspólnie tworzą, dzielą się pomysłami, uczą się lubić innych, rozumieć ich i polegać na sobie nawzajem.”*
Tak więc piaskownica to miejsce, w którym nabywamy pierwszych umiejętności niezbędnych do funkcjonowania w naszym życiu, czyli umiejętności komunikacyjnych i umiejętności społecznych.
Małgorzata Kieferling w swojej książce przedstawia nam reguły „podpatrzone” w piaskownicy:
1. Wspólnie ustalamy zasady
Skoro ktoś bawi się z Tobą w tej samej piaskownicy, oznacza to, że tak jak Ty jest jej pełnoprawnym użytkownikiem. Ustalcie więc wspólne reguły kopania, grabienia i stawiania babek. Traktujcie się tak, jak chcielibyście sami być traktowani. Pomagajcie sobie, kiedy tego potrzebujecie. Nie wyrywajcie łopatki, kiedy ktoś nią kopie, nie wsypujcie piasku do foremek, których ktoś używa. Jeśli sam narzucisz głupie reguły, piaskownicę opuszczą dzieci, które z dużym prawdopodobieństwem pomogłyby Ci zbudować dużo większy zamek.
2. Jasno mówimy, o co chodzi
Piasek służy do napełniania wiaderek i foremek. Nie służy do rzucania. Sypanie się piaskiem nie tylko boli, ale też tworzy konflikty i marnuje czas, który można poświęcić na zabawę. Zanim w odwecie kogoś posypiesz, zatrzymaj się, zapytaj go, co się tak naprawdę stało i w czym mu możesz pomóc. Zrozumienie sedna problemów i transparentność w komunikacji budują relacje, których nie zburzy byle jaki konflikt.
3. Budujemy relacje
Społeczność Twojej piaskownicy to zarówno przyjaciele, jak i nieznajomi. Nieznajomi to przyjaciele, z którymi jeszcze nie miałeś czasu się pobawić. Arystoteles pisał, że jedna godzina zabawy mówi więcej o danej osobie niż kilka godzin intelektualnej rozmowy. Korzystaj z tego, że możesz się bawić. Baw się z tymi, którzy słuchają tego, co mówisz, i mówią Ci, co by ulepszyli w Twoim zamku. Razem wpada się na nieoczekiwane pomysły i tworzy nową jakość.
4. Dzielimy się zabawkami
W piaskownicy zawsze tak jest, że czyjeś wiaderko jest fajniejsze, a czyjaś łopatka dłuższa od Twojej. Jeśli macie zbudować razem zamek, warto ustalić, kto i jak te narzędzia najlepiej wykorzysta dla wspólnego celu. Dzielenie się wiedzą, narzędziami, złymi i dobrymi doświadczeniami inspiruje i buduje więzi. Pozwala na zrobienie rzeczy szybciej, bo unika się błędów, które już ktoś popełnił. Bawienie się samemu dystansuje innych i sprawia, że pod koniec dnia kopie się samemu.
5. Inspirujemy się
To, jaki zbudujesz zamek, zależy od dwóch czynników: od Twojej wyobraźni i od tego, czy będziesz umiał połączyć swoje pomysły z pomysłami innych. Rzadko kiedy wielkie rzeczy są wymyślane w pojedynkę. Nie oceniaj pomysłów innych, bo nawet ten najgłupszy może kogoś zainspirować do wymyślenia mądrego rozwiązania, na które sam nie potrafisz wpaść. Kreatywność rodzi się z kopania z kimś.
6. Oduczamy się
Zabawa to frajda z nieustannej nauki. W piaskownicy rzadko jesteś sam. Zawsze znajdzie się ktoś bardziej doświadczony, kto pokaże Ci inne rozwiązanie, inny sposób stawiania babek z piasku czy inne wykorzystanie wiaderka. Grabienie ciągle w taki sam sposób, w jaki to robisz na co dzień, wcale nie oznacza, że Twój patent jest najlepszy. Jednego dnia uczymy się rzeczy, których w kolejnych tygodniach z przyjemnością się oduczamy.
7. Nie bijemy się
Nie bij innych dzieci. Nie krzycz na nie. Nie wymuszaj płaczem ich zabawek. Zamiast tego mądrze negocjuj i wymieniaj się. Przemoc słowna i fizyczna zabija frajdę z zabawy i niszczy zaufanie. Jeśli kogoś tak potraktujesz, jest mało prawdopodobne, że jutro będzie się chciał z Tobą bawić.
8. Przepraszamy się
Przyznaj, że jest Ci przykro, jeśli w złości lub niechcący posypiesz kogoś piaskiem. Dobry kompan w piaskownicy potrafi powiedzieć, że się pogubił. To nie tylko buduje jego autorytet, ale też pokazuje, że ma wartości i zasady. Za łamanie zasad ponosi się konsekwencje: nikt się z nami nie chce bawić, nikt nie pożyczy nam swoich zabawek. A kopanie w samotności to najnudniejsza zabawa świata.
9. Słuchamy oczami
Budując pierwszy zamek z piasku, zazwyczaj najpierw obserwujemy, jak robią to inne dzieci. Patrzymy, jak nabierają piasek do wiaderka, powtarzamy ich techniki ubijania go łopatką. W końcu przychodzi ten moment, kiedy sami jesteśmy gotowi zbudować swoją fortecę. Będąc dziećmi, rejestrujemy na swoich twardych dyskach wszystko to, co dzieje się dookoła nas, nawet jeśli dorosłym wydaje się, że nie słuchamy. Potem ta umiejętność gdzieś zanika. Żeby tak się nie stało, wystarczy na chwilę przestać mówić i zacząć słuchać.
10. Negujemy stałość
Wiaderka się niszczą. Foremki gubią. Piaskownice zamykają albo przenoszą w inne miejsce. Do piasku wpadają liście i go brudzą. Dzieci, z którymi tak kochaliśmy się bawić, zmieniają miejsce zamieszkania i bawią się z innymi znajomymi w innych piaskownicach. Kiedy jako dziecko zrozumiemy, że nie ma nic stałego, każda strata będzie bolała nas troszkę mniej. A zmiana nie będzie przerażać.
Tak więc piaskownica to miejsce, w którym nabywamy pierwszych umiejętności niezbędnych do funkcjonowania w naszym życiu, czyli umiejętności komunikacyjnych i umiejętności społecznych.
Małgorzata Kieferling w swojej książce przedstawia nam reguły „podpatrzone” w piaskownicy:
1. Wspólnie ustalamy zasady
Skoro ktoś bawi się z Tobą w tej samej piaskownicy, oznacza to, że tak jak Ty jest jej pełnoprawnym użytkownikiem. Ustalcie więc wspólne reguły kopania, grabienia i stawiania babek. Traktujcie się tak, jak chcielibyście sami być traktowani. Pomagajcie sobie, kiedy tego potrzebujecie. Nie wyrywajcie łopatki, kiedy ktoś nią kopie, nie wsypujcie piasku do foremek, których ktoś używa. Jeśli sam narzucisz głupie reguły, piaskownicę opuszczą dzieci, które z dużym prawdopodobieństwem pomogłyby Ci zbudować dużo większy zamek.
2. Jasno mówimy, o co chodzi
Piasek służy do napełniania wiaderek i foremek. Nie służy do rzucania. Sypanie się piaskiem nie tylko boli, ale też tworzy konflikty i marnuje czas, który można poświęcić na zabawę. Zanim w odwecie kogoś posypiesz, zatrzymaj się, zapytaj go, co się tak naprawdę stało i w czym mu możesz pomóc. Zrozumienie sedna problemów i transparentność w komunikacji budują relacje, których nie zburzy byle jaki konflikt.
3. Budujemy relacje
Społeczność Twojej piaskownicy to zarówno przyjaciele, jak i nieznajomi. Nieznajomi to przyjaciele, z którymi jeszcze nie miałeś czasu się pobawić. Arystoteles pisał, że jedna godzina zabawy mówi więcej o danej osobie niż kilka godzin intelektualnej rozmowy. Korzystaj z tego, że możesz się bawić. Baw się z tymi, którzy słuchają tego, co mówisz, i mówią Ci, co by ulepszyli w Twoim zamku. Razem wpada się na nieoczekiwane pomysły i tworzy nową jakość.
4. Dzielimy się zabawkami
W piaskownicy zawsze tak jest, że czyjeś wiaderko jest fajniejsze, a czyjaś łopatka dłuższa od Twojej. Jeśli macie zbudować razem zamek, warto ustalić, kto i jak te narzędzia najlepiej wykorzysta dla wspólnego celu. Dzielenie się wiedzą, narzędziami, złymi i dobrymi doświadczeniami inspiruje i buduje więzi. Pozwala na zrobienie rzeczy szybciej, bo unika się błędów, które już ktoś popełnił. Bawienie się samemu dystansuje innych i sprawia, że pod koniec dnia kopie się samemu.
5. Inspirujemy się
To, jaki zbudujesz zamek, zależy od dwóch czynników: od Twojej wyobraźni i od tego, czy będziesz umiał połączyć swoje pomysły z pomysłami innych. Rzadko kiedy wielkie rzeczy są wymyślane w pojedynkę. Nie oceniaj pomysłów innych, bo nawet ten najgłupszy może kogoś zainspirować do wymyślenia mądrego rozwiązania, na które sam nie potrafisz wpaść. Kreatywność rodzi się z kopania z kimś.
6. Oduczamy się
Zabawa to frajda z nieustannej nauki. W piaskownicy rzadko jesteś sam. Zawsze znajdzie się ktoś bardziej doświadczony, kto pokaże Ci inne rozwiązanie, inny sposób stawiania babek z piasku czy inne wykorzystanie wiaderka. Grabienie ciągle w taki sam sposób, w jaki to robisz na co dzień, wcale nie oznacza, że Twój patent jest najlepszy. Jednego dnia uczymy się rzeczy, których w kolejnych tygodniach z przyjemnością się oduczamy.
7. Nie bijemy się
Nie bij innych dzieci. Nie krzycz na nie. Nie wymuszaj płaczem ich zabawek. Zamiast tego mądrze negocjuj i wymieniaj się. Przemoc słowna i fizyczna zabija frajdę z zabawy i niszczy zaufanie. Jeśli kogoś tak potraktujesz, jest mało prawdopodobne, że jutro będzie się chciał z Tobą bawić.
8. Przepraszamy się
Przyznaj, że jest Ci przykro, jeśli w złości lub niechcący posypiesz kogoś piaskiem. Dobry kompan w piaskownicy potrafi powiedzieć, że się pogubił. To nie tylko buduje jego autorytet, ale też pokazuje, że ma wartości i zasady. Za łamanie zasad ponosi się konsekwencje: nikt się z nami nie chce bawić, nikt nie pożyczy nam swoich zabawek. A kopanie w samotności to najnudniejsza zabawa świata.
9. Słuchamy oczami
Budując pierwszy zamek z piasku, zazwyczaj najpierw obserwujemy, jak robią to inne dzieci. Patrzymy, jak nabierają piasek do wiaderka, powtarzamy ich techniki ubijania go łopatką. W końcu przychodzi ten moment, kiedy sami jesteśmy gotowi zbudować swoją fortecę. Będąc dziećmi, rejestrujemy na swoich twardych dyskach wszystko to, co dzieje się dookoła nas, nawet jeśli dorosłym wydaje się, że nie słuchamy. Potem ta umiejętność gdzieś zanika. Żeby tak się nie stało, wystarczy na chwilę przestać mówić i zacząć słuchać.
10. Negujemy stałość
Wiaderka się niszczą. Foremki gubią. Piaskownice zamykają albo przenoszą w inne miejsce. Do piasku wpadają liście i go brudzą. Dzieci, z którymi tak kochaliśmy się bawić, zmieniają miejsce zamieszkania i bawią się z innymi znajomymi w innych piaskownicach. Kiedy jako dziecko zrozumiemy, że nie ma nic stałego, każda strata będzie bolała nas troszkę mniej. A zmiana nie będzie przerażać.
Jak Wam się podobają te zasady? Czy warto wprowadzić je w nasze życie? Ja jestem nimi zachwycona i nie ukrywam, że bardzo żałuję, że książka Małgorzaty Kieferling nie została napisana parę lat temu, kiedy szkoliłam zarówno kadry kierownicze, jak i rodziców. I pomimo że jest napisana z myślą o menadżedrach, którzy chcą dobrze zarządzać ludźmi, tak naprawdę jest adresowana do każdego z nas - żyjących wśród ludzi. Przedstawia ona nie tylko wiele rzeczowych treści, ale jest bogata w ćwiczenia i pytania inspirujące oraz cenne wioski przydatne zarówno dla osób zarządzających, ale także dla rodziców i każdego z nas.
Na zakończenie przedstawiamy jedno z ćwiczeń, które może nam pomóc odróżnić rzeczy ważne od nieważnych. A z tym mamy duży problem, o czym doskonale wiem jako psycholog pracujący z ludźmi.
Ćwiczenie: Rzeczy ważne i nieważne
Każdemu z nas zdarzają się wyrzuty sumienia z powodu pracy, którą powinniśmy wykonać, a z jakiegoś powodu tego nie robimy. W prosty sposób można się tego odczucia pozbyć.
Jak wykonać ćwiczenie?
Poniżej wypisz 5 rzeczy dotyczących pracy, które powinieneś zrobić w tym miesiącu, ale ich nie robisz, bo Ci się nie chce.
NIE CHCE MI SIĘ ZROBIĆ:
1.
2.
3.
4.
5.
Teraz skreśl napis: NIE CHCE MI SIĘ ZROBIĆ i zamiast niego napisz:
NIE ZALEŻY MI NA TYM.
Może nauka chińskiego wcale nie jest Ci niezbędna i niepotrzebnie zajmujesz nią sobie głowę? Może przygotowanie prezentacji nie jest tak kluczowe, jak Ci się wydaje?
To samo ćwiczenie zrób w odniesieniu do tematów związanych z dzieckiem.
Wypisz 3 rzeczy dotyczące Twojego dziecka, które powinieneś zrobić
w tym miesiącu, ale ich nie robisz, bo Ci się nie chce.
NIE CHCE MI SIĘ ZROBIĆ:
1.
2.
3.
Teraz skreśl napis: NIE CHCE MI SIĘ ZROBIĆ i napisz: NIE ZALEŻY MI NA TYM.
Co czujesz? Czy np. odprowadzanie do przedszkola jest przykrym obowiązkiem, czy może dodatkowym czasem, który możecie spędzić razem i budować Waszą relację?
Zaznacz, co jest dla Ciebie naprawdę ważne, i od razu wciel to w życie.
Kochani, a jutro kolejna niespodzianka. Na naszym blogu znajdziecie kolejną perełkę z książki „Efekt piaskownicy” - siedem sytuacji, w których warto się nie odzywać 😉
*Fragmenty pochodzą z książki "Efekt piaskownicy" Wydawnictwo Onepress, 2020
**Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.
Na zakończenie przedstawiamy jedno z ćwiczeń, które może nam pomóc odróżnić rzeczy ważne od nieważnych. A z tym mamy duży problem, o czym doskonale wiem jako psycholog pracujący z ludźmi.
Ćwiczenie: Rzeczy ważne i nieważne
Każdemu z nas zdarzają się wyrzuty sumienia z powodu pracy, którą powinniśmy wykonać, a z jakiegoś powodu tego nie robimy. W prosty sposób można się tego odczucia pozbyć.
Jak wykonać ćwiczenie?
Poniżej wypisz 5 rzeczy dotyczących pracy, które powinieneś zrobić w tym miesiącu, ale ich nie robisz, bo Ci się nie chce.
NIE CHCE MI SIĘ ZROBIĆ:
1.
2.
3.
4.
5.
Teraz skreśl napis: NIE CHCE MI SIĘ ZROBIĆ i zamiast niego napisz:
NIE ZALEŻY MI NA TYM.
Może nauka chińskiego wcale nie jest Ci niezbędna i niepotrzebnie zajmujesz nią sobie głowę? Może przygotowanie prezentacji nie jest tak kluczowe, jak Ci się wydaje?
To samo ćwiczenie zrób w odniesieniu do tematów związanych z dzieckiem.
Wypisz 3 rzeczy dotyczące Twojego dziecka, które powinieneś zrobić
w tym miesiącu, ale ich nie robisz, bo Ci się nie chce.
NIE CHCE MI SIĘ ZROBIĆ:
1.
2.
3.
Teraz skreśl napis: NIE CHCE MI SIĘ ZROBIĆ i napisz: NIE ZALEŻY MI NA TYM.
Co czujesz? Czy np. odprowadzanie do przedszkola jest przykrym obowiązkiem, czy może dodatkowym czasem, który możecie spędzić razem i budować Waszą relację?
Zaznacz, co jest dla Ciebie naprawdę ważne, i od razu wciel to w życie.
Kochani, a jutro kolejna niespodzianka. Na naszym blogu znajdziecie kolejną perełkę z książki „Efekt piaskownicy” - siedem sytuacji, w których warto się nie odzywać 😉
*Fragmenty pochodzą z książki "Efekt piaskownicy" Wydawnictwo Onepress, 2020
**Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.
POLECAMY:
NOWOŚĆ Magdalena Kieferling "Efekt piaskownicy" Wydawnictwo Onepress premiera: 16 czerwca 2020 ZOBACZ WIĘCEJ>> |
ZDRADZONA
Zdrada, biura detektywistyczne
Dzisiaj o zdradzie. Jak powszechny jest to problem, doskonale widzą detektywi. Kto z Was jeszcze nie czytał, zapraszamy do lektury wczorajszego wywiadu z Panem Mikołajem Mieszkalskim - właścicielem biura detektywistycznego Umbra Detektywi.
Zosia: piękna, wysoka, szczupła blondynka. Inteligentna, wykształcona. Już po trzydziestce. Małe dziecko w domu, po urlopie macierzyńskim wraca do pracy. I w tym właśnie momencie dowiaduje się, że jej mąż zdradzą ją… od 6 lat, czyli w zasadzie od ślubu. To nie jeden romans, ale całe ich mnóstwo, przelotnych obcych kobiet w jego życiu i łóżku. Świat się wali. Życie, które wydawało się udane, przestaje istnieć w jednej sekundzie. Zosia wyprowadza się z córeczką do swoich rodziców. Próbuje się pozbierać.
Zaczęłyśmy od zdrady, bo ta chyba boli w związku najbardziej. Albo odwrotnie: od wierności, a „z wiernością jest dokładnie jak ze zdrowiem. Póki jest, to nie cenimy go za bardzo” - pisze prof. B. Wojciszke w „Alfabecie miłości”. A jak reagujemy na zdradę? Okazuje się, że w przypadku zdrady kobiety są zazdrosne o uczucia, silniej reagują na zdradę emocjonalną, a mężczyźni o seks. I jest to zjawisko uniwersalne, występuje w kilkunastu, bardzo zróżnicowanych kulturach. W badaniach okazało się, że nawet wyobrażenie sobie, że partner wyjeżdża z kimś na weekend do hotelu, jedzą kolację przy świecach, idą na romantyczny spacer, a noc przegadują (bez konsumpcji) – bardziej „boli” kobiety, a zdrada seksualna (nawet wyobrażona) – wywołuje silniejszy gniew i cierpienie u mężczyzn.
Zosia: piękna, wysoka, szczupła blondynka. Inteligentna, wykształcona. Już po trzydziestce. Małe dziecko w domu, po urlopie macierzyńskim wraca do pracy. I w tym właśnie momencie dowiaduje się, że jej mąż zdradzą ją… od 6 lat, czyli w zasadzie od ślubu. To nie jeden romans, ale całe ich mnóstwo, przelotnych obcych kobiet w jego życiu i łóżku. Świat się wali. Życie, które wydawało się udane, przestaje istnieć w jednej sekundzie. Zosia wyprowadza się z córeczką do swoich rodziców. Próbuje się pozbierać.
Zaczęłyśmy od zdrady, bo ta chyba boli w związku najbardziej. Albo odwrotnie: od wierności, a „z wiernością jest dokładnie jak ze zdrowiem. Póki jest, to nie cenimy go za bardzo” - pisze prof. B. Wojciszke w „Alfabecie miłości”. A jak reagujemy na zdradę? Okazuje się, że w przypadku zdrady kobiety są zazdrosne o uczucia, silniej reagują na zdradę emocjonalną, a mężczyźni o seks. I jest to zjawisko uniwersalne, występuje w kilkunastu, bardzo zróżnicowanych kulturach. W badaniach okazało się, że nawet wyobrażenie sobie, że partner wyjeżdża z kimś na weekend do hotelu, jedzą kolację przy świecach, idą na romantyczny spacer, a noc przegadują (bez konsumpcji) – bardziej „boli” kobiety, a zdrada seksualna (nawet wyobrażona) – wywołuje silniejszy gniew i cierpienie u mężczyzn.
SPRÓBUJĘ WYBACZYĆ
„Jak zaufać partnerowi, który zdradzał?” - to pytanie, które zadajecie nam wielokrotnie, to pytanie, które na naszej drodze zawodowej padało wiele razy z ust kobiet, które zostały zranione. Wybaczanie to proces.
Co dzieję się z Zosi? Kłębowisko myśli, poczucia winy, gniewu, złości pomieszanej z żalem i rozpaczą. Oczywiście, że w takiej sytuacji emocje przeważają nad racjonalnym myśleniem! I to silne, negatywne. I nie ma w tym nic dziwnego. Osoba skrzywdzona nie może uciekać przed emocjami, nie może się ich wstydzić. Ma prawo być zła, wściekła, ma prawo w tym momencie nienawidzić. Doznała krzywdy, została upokorzona... O ile damy sobie przyzwolenie na pojawienie się emocji, po czasie, gdy one ucichną, do głosu będzie mógł dojść rozsądek. Są badania, które pokazują, że kobiety były bardziej skłonne wybaczyć zdradę po fakcie, niż im się wydawało przed zdradą. Czy należy do nich Zosia? Wiele kobiet jest gotowa ratować związek, mimo, że wydawało się im, że zdrada jest nie do wybaczenia. Badacze tłumaczą to tym, że przeszłość jest dla nas mniej warta od przyszłości, a poza tym dostrzegamy komplikacje naszego życia, wspólne mieszkanie, kredyt w banku, małe dzieci, znajomych itd. Zanim coś zrobimy lub powiemy, pamiętajmy, że odruchowe, nieprzemyślane, natychmiastowe reakcje zwykle są bardziej destrukcyjne. Nie podejmujmy żadnych decyzji w silnych emocjach. Poczekajmy!
„Jak zaufać partnerowi, który zdradzał?” - to pytanie, które zadajecie nam wielokrotnie, to pytanie, które na naszej drodze zawodowej padało wiele razy z ust kobiet, które zostały zranione. Wybaczanie to proces.
Co dzieję się z Zosi? Kłębowisko myśli, poczucia winy, gniewu, złości pomieszanej z żalem i rozpaczą. Oczywiście, że w takiej sytuacji emocje przeważają nad racjonalnym myśleniem! I to silne, negatywne. I nie ma w tym nic dziwnego. Osoba skrzywdzona nie może uciekać przed emocjami, nie może się ich wstydzić. Ma prawo być zła, wściekła, ma prawo w tym momencie nienawidzić. Doznała krzywdy, została upokorzona... O ile damy sobie przyzwolenie na pojawienie się emocji, po czasie, gdy one ucichną, do głosu będzie mógł dojść rozsądek. Są badania, które pokazują, że kobiety były bardziej skłonne wybaczyć zdradę po fakcie, niż im się wydawało przed zdradą. Czy należy do nich Zosia? Wiele kobiet jest gotowa ratować związek, mimo, że wydawało się im, że zdrada jest nie do wybaczenia. Badacze tłumaczą to tym, że przeszłość jest dla nas mniej warta od przyszłości, a poza tym dostrzegamy komplikacje naszego życia, wspólne mieszkanie, kredyt w banku, małe dzieci, znajomych itd. Zanim coś zrobimy lub powiemy, pamiętajmy, że odruchowe, nieprzemyślane, natychmiastowe reakcje zwykle są bardziej destrukcyjne. Nie podejmujmy żadnych decyzji w silnych emocjach. Poczekajmy!
SPRÓBUJĘ ZAPOMNIEĆ
„Wybaczyłam, ale nie potrafię przestać myśleć. To koszmar, który nie pozwala mi żyć. Wciąż widzę go objęciach tamtej. Jestem wściekła, zła, już sama nie wiem na kogo? Czujność zamieniłam na obsesję kontrolowania. To jest obłęd.” Taki jest ciąg dalszy rozmowy z kobietami, które wybaczyły, ale… I tu pojawi się kolejna strona procesu wybaczania – próba zapomnienia.
Czy umiem dalej żyć z osobą, która mnie zraniła, czy potrafię nie wracać, nie rozdrapywać, nie wypominać? Nie jest to łatwe. Decyzja należy do osoby skrzywdzonej.
Jak wybaczyć i zapomnieć 6 lat kłamstw, oszustw, zdrad? Nie wiemy, czy to możliwe i ile czasu może zająć? Jak duże jest zranienie Zosi? Ludzie są różni, mają różny próg pobudzenia, mówimy np. o niektórych potocznie, że mają „grubą skórę”. A są tacy, którzy podnosić się będą z tego długo. Będą się czuli ofiarą i może tak być latami. Ale nie musi.
Mówi się, że niezbędne do wybaczenia jest próba zrozumienia zachowania, empatia, co nie znaczy absolutnie, że należy to zachowanie zaaprobować i usprawiedliwić.
OCZEKUJĘ ZADOŚĆUCZYNIENIA
Znamy wiele kobiet, które wybaczyły i po latach nie żałują tej decyzji. Paradoksalnie zdrada umocniła ich związek. Mąż widząc, ile mógł stracić, przez kolejne lata spłacał dług za ofiarowane mu wybaczenie i obdarzenie ponownie zaufaniem. Robił wszystko, by odpłacić wyrządzone krzywdy. Ale to jest właśnie trzecia i niezwykle ważna - niezależna od osoby zdradzanej - strona przebaczenia. Jest wiele kobiet, które wybaczają i wciąż uparcie wierzą, po jednej, drugiej, trzeciej i kolejnej krzywdzie im wyrządzonej, że w końcu partner się zmieni. „Wczoraj mnie wyzwał. Wrócił pijany. Ale już dzisiaj było dobrze. Przepraszał”. Wybaczenie powinno nieść ze sobą zadośćuczynienie. Osoba, która skrzywdziła, zdradziła winna wyciągnąć wnioski i ponieść konsekwencje. Niestety często akt wybaczenia daje przyzwolenie na kolejną krzywdę. „Skoro raz wybaczyła, wybaczy po raz kolejny, a potem następny”. W takich sytuacjach pomoc osób trzecich – bliskich, psychologa jest konieczna, by spojrzeć rozsądnie na sytuację i siebie jako człowieka, który zasługuje na szacunek.
Dla niektórych pocieszającym będzie fakt, że wygląda na to, że według badań jesteśmy w stanie więcej wybaczyć bliskiej osobie niż innym. Holendrzy pokazywali badanym historie, w których bohaterom trzeba było wybaczać. Proszono badanych o deklarację, czy wybaczyliby, czy nie. Niektórym wyświetlano w trakcie historii podprogrowo imię partnera (badani nie byli tego świadomi, ale aktywizowało to postać partnera). Okazało się, że tym badanym było łatwiej wybaczać. Bliskim jesteśmy w stanie wybaczyć więcej.
Współczujemy Zosi w dwójnasób, tego co ją spotkało, ale i konieczności podjęcia decyzji. Decyzja zawsze należy do osoby, bo ona będzie ponosić jej konsekwencje, a psycholog pomoże, ile będzie mógł, będzie wspierał, trzymał za rękę, ale on zawsze będzie tylko towarzyszem.
* Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.
„Wybaczyłam, ale nie potrafię przestać myśleć. To koszmar, który nie pozwala mi żyć. Wciąż widzę go objęciach tamtej. Jestem wściekła, zła, już sama nie wiem na kogo? Czujność zamieniłam na obsesję kontrolowania. To jest obłęd.” Taki jest ciąg dalszy rozmowy z kobietami, które wybaczyły, ale… I tu pojawi się kolejna strona procesu wybaczania – próba zapomnienia.
Czy umiem dalej żyć z osobą, która mnie zraniła, czy potrafię nie wracać, nie rozdrapywać, nie wypominać? Nie jest to łatwe. Decyzja należy do osoby skrzywdzonej.
Jak wybaczyć i zapomnieć 6 lat kłamstw, oszustw, zdrad? Nie wiemy, czy to możliwe i ile czasu może zająć? Jak duże jest zranienie Zosi? Ludzie są różni, mają różny próg pobudzenia, mówimy np. o niektórych potocznie, że mają „grubą skórę”. A są tacy, którzy podnosić się będą z tego długo. Będą się czuli ofiarą i może tak być latami. Ale nie musi.
Mówi się, że niezbędne do wybaczenia jest próba zrozumienia zachowania, empatia, co nie znaczy absolutnie, że należy to zachowanie zaaprobować i usprawiedliwić.
OCZEKUJĘ ZADOŚĆUCZYNIENIA
Znamy wiele kobiet, które wybaczyły i po latach nie żałują tej decyzji. Paradoksalnie zdrada umocniła ich związek. Mąż widząc, ile mógł stracić, przez kolejne lata spłacał dług za ofiarowane mu wybaczenie i obdarzenie ponownie zaufaniem. Robił wszystko, by odpłacić wyrządzone krzywdy. Ale to jest właśnie trzecia i niezwykle ważna - niezależna od osoby zdradzanej - strona przebaczenia. Jest wiele kobiet, które wybaczają i wciąż uparcie wierzą, po jednej, drugiej, trzeciej i kolejnej krzywdzie im wyrządzonej, że w końcu partner się zmieni. „Wczoraj mnie wyzwał. Wrócił pijany. Ale już dzisiaj było dobrze. Przepraszał”. Wybaczenie powinno nieść ze sobą zadośćuczynienie. Osoba, która skrzywdziła, zdradziła winna wyciągnąć wnioski i ponieść konsekwencje. Niestety często akt wybaczenia daje przyzwolenie na kolejną krzywdę. „Skoro raz wybaczyła, wybaczy po raz kolejny, a potem następny”. W takich sytuacjach pomoc osób trzecich – bliskich, psychologa jest konieczna, by spojrzeć rozsądnie na sytuację i siebie jako człowieka, który zasługuje na szacunek.
Dla niektórych pocieszającym będzie fakt, że wygląda na to, że według badań jesteśmy w stanie więcej wybaczyć bliskiej osobie niż innym. Holendrzy pokazywali badanym historie, w których bohaterom trzeba było wybaczać. Proszono badanych o deklarację, czy wybaczyliby, czy nie. Niektórym wyświetlano w trakcie historii podprogrowo imię partnera (badani nie byli tego świadomi, ale aktywizowało to postać partnera). Okazało się, że tym badanym było łatwiej wybaczać. Bliskim jesteśmy w stanie wybaczyć więcej.
Współczujemy Zosi w dwójnasób, tego co ją spotkało, ale i konieczności podjęcia decyzji. Decyzja zawsze należy do osoby, bo ona będzie ponosić jej konsekwencje, a psycholog pomoże, ile będzie mógł, będzie wspierał, trzymał za rękę, ale on zawsze będzie tylko towarzyszem.
* Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.
POLECAMY:
W ŚWIECIE DETEKTYWÓW
Wywiad z Panem Mikołajem Mieszkalskim -
- właścicielem biura detektywistycznego Umbra Detektywi
Dzisiaj zapraszamy do przeczytania niezwykłego wywiadu, który miałyśmy przyjemność przeprowadzić z Panem Mikołajem Mieszkalskim - właścicielem biura detektywistycznego Umbra Detektywi, które specjalizuje się w sprawach rodzinnych, karnych, gospodarczych. Pan Mikołaj kieruje się zasadą: stałe systematyczne podnoszenie kwalifikacji może zagwarantować skuteczne realizowanie zlecenia, a co za tym idzie satysfakcję klienta.
Psychologia przy kawie: Panie Mikołaju, kto może się zwrócić się o pomoc do prywatnego detektywa?
Mikołaj Mieszkalski: Do prywatnego detektywa może zgłosić się każdy, zarówno osoba prywatna, jak i przedsiębiorstwo. Musi być to oczywiście osoba pełnoletnia, która ma zdolność do czynności prawnych. Zgłaszają się do nas zarówno studenci, rodzice, małżonkowie, dziadkowie, teściowie czy też właściciele firm.
Ppk: Jacy klienci najczęściej korzystają z Pana pomocy? Czy są to zlecenia od osób prywatnych, czy klientów biznesowych - pracowników bądź pracodawców?
MM: Najczęściej są to osoby prywatne, a wachlarz świadczonych dla nich usług jest bardzo szeroki. Z kolei klienci biznesowi to również grupa docelowa dla biur detektywistycznych, natomiast liczba zapytań z tego źródła jest mniejsza, a sprawy, z jakimi się zgłaszają są zdecydowanie inne niż te od osób prywatnych.
Ppk: Z jakimi sprawami zwracają się do Pana klienci? Jakie są ich oczekiwania?
MM: Sprawy, z jakimi zwracają się klienci do biura, tak jak już wspomniałem, mają bardzo szeroki wachlarz i trudno je wszystkie wymienić. Natomiast zdecydowanie najwięcej spraw związanych jest z kwestiami rodzinnymi, są to przede wszystkim zdrady, ale również opieka prawna nad dzieckiem. Rodzice będąc po rozwodzie, chcą wiedzieć jak ich były partner/-ka sprawuje opiekę nad dzieckiem. Chcą wiedzieć czy ich dziecko jest bezpieczne. Są też zapytania związane z nietypowym zachowaniem dzieci. Mam tu na myśli sytuacje, kiedy rodzice podejrzewają dziecko np. o zażywanie narkotyków, złe towarzystwo, ale także możliwość prześladowania ich dziecka przez rówieśników.
Detektywi mają również do czynienia ze sprawami karnymi takimi jak pedofilia, stalking, szeroko rozumiana zorganizowana przestępczość, wymuszenia, haracze, szantaże, kradzieże, włamania i wiele innych.
Z kolei przedsiębiorcy pukają do drzwi biura detektywistycznego zazwyczaj gdy zostali oszukani przez partnerów biznesowych, kiedy marka ich firmy lub produkty są podrabiane czy chociażby czują, iż pracownicy mogą ich w jakiś sposób oszukiwać.
A oczekiwania? Zawsze jest jedno. Wszystkim zależy, aby zrealizować cel zlecenia. Czasami klienci mają zbyt fantastyczne wyobrażenie na temat naszej pracy, co jest zrozumiałe, ponieważ wynika to z całą pewnością z popularnych filmów fabularnych. My do każdego zlecenia podchodzimy profesjonalnie, odpowiedzialnie i z rozsądkiem, ponieważ tylko w ten sposób możemy opracować skuteczną strategię działania.
Ppk: Czym charakteryzuje się praca dzisiejszego detektywa? Czy różni się od pracy detektywów sprzed 10, 20 lat?
MM: Współcześni detektywi mogą liczyć na zdecydowanie bardziej zaawansowaną technologię. Dla przykładu jakość zrobionego dziś zdjęcia jest o wiele bardzie szczegółowa i przejrzysta niż 10- 20 lat temu. Ma to ogromne znaczenie dla procesu sądowego czy na zdjęciu widzimy swojego partnera lub partnerkę całujących się z kochanką czy kochankiem, czy też widzimy dwóch ludzi, którzy stanowią na zdjęciu jedną wielką plamę, bo taka jest jakość obrazu. Materiał dowodowy musi być na tyle czytelny i przejrzysty, aby druga strona nie miała możliwości jego podważenia.
Ponadto, współcześnie mamy zdecydowanie większe możliwości zebrania dowodów w różnych sprawach. Zawdzięczamy to w szczególności rozwojowi sieci internetowych. Trzeba jednak wiedzieć gdzie i jak szukać.
Psychologia przy kawie: Panie Mikołaju, kto może się zwrócić się o pomoc do prywatnego detektywa?
Mikołaj Mieszkalski: Do prywatnego detektywa może zgłosić się każdy, zarówno osoba prywatna, jak i przedsiębiorstwo. Musi być to oczywiście osoba pełnoletnia, która ma zdolność do czynności prawnych. Zgłaszają się do nas zarówno studenci, rodzice, małżonkowie, dziadkowie, teściowie czy też właściciele firm.
Ppk: Jacy klienci najczęściej korzystają z Pana pomocy? Czy są to zlecenia od osób prywatnych, czy klientów biznesowych - pracowników bądź pracodawców?
MM: Najczęściej są to osoby prywatne, a wachlarz świadczonych dla nich usług jest bardzo szeroki. Z kolei klienci biznesowi to również grupa docelowa dla biur detektywistycznych, natomiast liczba zapytań z tego źródła jest mniejsza, a sprawy, z jakimi się zgłaszają są zdecydowanie inne niż te od osób prywatnych.
Ppk: Z jakimi sprawami zwracają się do Pana klienci? Jakie są ich oczekiwania?
MM: Sprawy, z jakimi zwracają się klienci do biura, tak jak już wspomniałem, mają bardzo szeroki wachlarz i trudno je wszystkie wymienić. Natomiast zdecydowanie najwięcej spraw związanych jest z kwestiami rodzinnymi, są to przede wszystkim zdrady, ale również opieka prawna nad dzieckiem. Rodzice będąc po rozwodzie, chcą wiedzieć jak ich były partner/-ka sprawuje opiekę nad dzieckiem. Chcą wiedzieć czy ich dziecko jest bezpieczne. Są też zapytania związane z nietypowym zachowaniem dzieci. Mam tu na myśli sytuacje, kiedy rodzice podejrzewają dziecko np. o zażywanie narkotyków, złe towarzystwo, ale także możliwość prześladowania ich dziecka przez rówieśników.
Detektywi mają również do czynienia ze sprawami karnymi takimi jak pedofilia, stalking, szeroko rozumiana zorganizowana przestępczość, wymuszenia, haracze, szantaże, kradzieże, włamania i wiele innych.
Z kolei przedsiębiorcy pukają do drzwi biura detektywistycznego zazwyczaj gdy zostali oszukani przez partnerów biznesowych, kiedy marka ich firmy lub produkty są podrabiane czy chociażby czują, iż pracownicy mogą ich w jakiś sposób oszukiwać.
A oczekiwania? Zawsze jest jedno. Wszystkim zależy, aby zrealizować cel zlecenia. Czasami klienci mają zbyt fantastyczne wyobrażenie na temat naszej pracy, co jest zrozumiałe, ponieważ wynika to z całą pewnością z popularnych filmów fabularnych. My do każdego zlecenia podchodzimy profesjonalnie, odpowiedzialnie i z rozsądkiem, ponieważ tylko w ten sposób możemy opracować skuteczną strategię działania.
Ppk: Czym charakteryzuje się praca dzisiejszego detektywa? Czy różni się od pracy detektywów sprzed 10, 20 lat?
MM: Współcześni detektywi mogą liczyć na zdecydowanie bardziej zaawansowaną technologię. Dla przykładu jakość zrobionego dziś zdjęcia jest o wiele bardzie szczegółowa i przejrzysta niż 10- 20 lat temu. Ma to ogromne znaczenie dla procesu sądowego czy na zdjęciu widzimy swojego partnera lub partnerkę całujących się z kochanką czy kochankiem, czy też widzimy dwóch ludzi, którzy stanowią na zdjęciu jedną wielką plamę, bo taka jest jakość obrazu. Materiał dowodowy musi być na tyle czytelny i przejrzysty, aby druga strona nie miała możliwości jego podważenia.
Ponadto, współcześnie mamy zdecydowanie większe możliwości zebrania dowodów w różnych sprawach. Zawdzięczamy to w szczególności rozwojowi sieci internetowych. Trzeba jednak wiedzieć gdzie i jak szukać.
Ppk: Jakie techniki wykorzystuje Pan w codziennej pracy?
MM: Główną techniką jest zdecydowanie obserwacja, natomiast ściśle z nią związane są również techniki psychologiczne i socjologiczne. W ten sposób jesteśmy w stanie poznać zachowanie osoby obserwowanej bądź też w sprytny sposób wydobyć konkretne informacje. Pamiętać jednak należy, iż aby o danej informacji mówić jako o dowodzie, to należy ją jeszcze potwierdzić.
Przed samą obserwacją bardzo istotnym elementem jest również przeprowadzenie skutecznego rozpoznania. Dzięki temu będziemy w stanie opracować kilka wariantów realizacji zlecenia, co przygotuje nas na niespodziewane sytuacje.
Inną techniką jest weryfikacją źródeł internetowych. Jest to bardzo trudne i czasochłonne zadanie, ale często daje wiele odpowiedzi.
Technik działania jest co najmniej kilka, pamiętać jednak należy, iż ich realizacja często jest dość złożona i wymaga pewnej elastyczności działania.
Ppk: Czy działa Pan w zdecydowanej większości w cyberprzestrzeni, czy w realu?
MM: Raczej w realu. Natomiast trudno jednoznacznie wskazać, ponieważ wszystko zależy od konkretnego zlecenia. Czasami bywa tak, że daną sprawę rozwiążemy w cyberprzestrzeni i to wystarczy klientowi, a innym razem ten sam rodzaj zlecenia rozwiążemy jedynie w terenie. Są sprawy gospodarcze, które w większości można rozwiązać w cyberprzestrzeni, a są sprawy rodzinne, które zdecydowanie częściej rozwiążemy w terenie. W branży detektywistycznej nie ma na nic reguły.
Ppk: Czy pracuje Pan sam?
MM: Nie. Samemu byłoby trudno wykonywać poszczególne zlecenia. Zdobywanie informacji na dany temat wymaga m.in. kreatywności w działaniu. W związku z tym pracujemy w zespole siedmioosobowym. Składa się on z trzech detektywów, przedstawiciela szeroko rozumianej branży IT, psychologa oraz dwóch prawników, którzy służą nam profesjonalną pomocą, w sytuacji kiedy np. musimy mieć pewność czy materiały, które zebraliśmy są wystarczające na potrzeby procesu sądowego, czy jednak trzeba coś dopracować. Często klienci korzystają z naszej obsługi prawnej na dalszym etapie prac. Czują się wtedy bezpieczni i kompleksowo obsłużeni. W ten sposób nie muszą szukać na własną rękę pomocy prawnej i czują się bezpieczniej, gdy własną marką zapewniamy im jakość usługi.
Ppk: Czy niekiedy dzień Pana pracy trwa całą dobę?
MM: Całą dobę raczej nie. Natomiast na pewno praca detektywa jest bardzo nieregularna. Jednego dnia pracujemy 5 godzin, a kolejnego dnia 15. W tej pracy jesteśmy uzależnieni od osoby obserwowanej i jej zachowania.
Ppk: Jakie sprawy są z Pana perspektywy najtrudniejsze?
MM: Szczerze mówiąc wszystkie sprawy są trudne. Kiedyś jedna z klientek powiedziała mi, że podziwia naszą pracę, ponieważ musimy stworzyć coś z niczego, dotrzeć do informacji, które zawsze są przez daną osobę w jakimś stopniu strzeżone. I coś w tym jest…
Ppk: Jakie były najbardziej ekscytujące przypadki z którymi miał Pan do czynienia w swojej pracy?
MM: Nie chciałbym opowiadać o szczegółach ze względu na lojalność i szacunek wobec klientów. Mogę jednak zapewnić, iż całe zło tego świata, które widzimy w telewizji, czyli gwałty, porwania, pedofilia, kradzieże, oszuści bądź też przemoc fizyczna czy psychiczna ma miejsce w świecie realnym i myślę, że niejeden czytelnik tego wywiadu zdziwiłby się, jak blisko niego podobne sytuacje miały lub mają miejsce. Co prawda, zło widziane w telewizji jest zdecydowanie przekoloryzowane, ale faktycznie w realnym świecie ma ono miejsce.
Sugerowałbym, aby każdorazowo, gdy widzimy wśród naszych bliskich czy znajomych jakieś dziwne zachowanie, to nie przechodźmy obojętne. Zapytajmy, co się dzieje albo czy możemy jakoś im pomóc, ponieważ ludzie często wstydzą się mówić o swoich problemach, a jak wiemy duszenie ich w sobie nie pomaga. Rozmawiajmy ze sobą, ponieważ czasami osoba trzecia spojrzy na problem mniej emocjonalnie, dzięki czemu może znajdzie rozwiązanie, które wcale nie musi być jakieś trudne i skomplikowane.
MM: Główną techniką jest zdecydowanie obserwacja, natomiast ściśle z nią związane są również techniki psychologiczne i socjologiczne. W ten sposób jesteśmy w stanie poznać zachowanie osoby obserwowanej bądź też w sprytny sposób wydobyć konkretne informacje. Pamiętać jednak należy, iż aby o danej informacji mówić jako o dowodzie, to należy ją jeszcze potwierdzić.
Przed samą obserwacją bardzo istotnym elementem jest również przeprowadzenie skutecznego rozpoznania. Dzięki temu będziemy w stanie opracować kilka wariantów realizacji zlecenia, co przygotuje nas na niespodziewane sytuacje.
Inną techniką jest weryfikacją źródeł internetowych. Jest to bardzo trudne i czasochłonne zadanie, ale często daje wiele odpowiedzi.
Technik działania jest co najmniej kilka, pamiętać jednak należy, iż ich realizacja często jest dość złożona i wymaga pewnej elastyczności działania.
Ppk: Czy działa Pan w zdecydowanej większości w cyberprzestrzeni, czy w realu?
MM: Raczej w realu. Natomiast trudno jednoznacznie wskazać, ponieważ wszystko zależy od konkretnego zlecenia. Czasami bywa tak, że daną sprawę rozwiążemy w cyberprzestrzeni i to wystarczy klientowi, a innym razem ten sam rodzaj zlecenia rozwiążemy jedynie w terenie. Są sprawy gospodarcze, które w większości można rozwiązać w cyberprzestrzeni, a są sprawy rodzinne, które zdecydowanie częściej rozwiążemy w terenie. W branży detektywistycznej nie ma na nic reguły.
Ppk: Czy pracuje Pan sam?
MM: Nie. Samemu byłoby trudno wykonywać poszczególne zlecenia. Zdobywanie informacji na dany temat wymaga m.in. kreatywności w działaniu. W związku z tym pracujemy w zespole siedmioosobowym. Składa się on z trzech detektywów, przedstawiciela szeroko rozumianej branży IT, psychologa oraz dwóch prawników, którzy służą nam profesjonalną pomocą, w sytuacji kiedy np. musimy mieć pewność czy materiały, które zebraliśmy są wystarczające na potrzeby procesu sądowego, czy jednak trzeba coś dopracować. Często klienci korzystają z naszej obsługi prawnej na dalszym etapie prac. Czują się wtedy bezpieczni i kompleksowo obsłużeni. W ten sposób nie muszą szukać na własną rękę pomocy prawnej i czują się bezpieczniej, gdy własną marką zapewniamy im jakość usługi.
Ppk: Czy niekiedy dzień Pana pracy trwa całą dobę?
MM: Całą dobę raczej nie. Natomiast na pewno praca detektywa jest bardzo nieregularna. Jednego dnia pracujemy 5 godzin, a kolejnego dnia 15. W tej pracy jesteśmy uzależnieni od osoby obserwowanej i jej zachowania.
Ppk: Jakie sprawy są z Pana perspektywy najtrudniejsze?
MM: Szczerze mówiąc wszystkie sprawy są trudne. Kiedyś jedna z klientek powiedziała mi, że podziwia naszą pracę, ponieważ musimy stworzyć coś z niczego, dotrzeć do informacji, które zawsze są przez daną osobę w jakimś stopniu strzeżone. I coś w tym jest…
Ppk: Jakie były najbardziej ekscytujące przypadki z którymi miał Pan do czynienia w swojej pracy?
MM: Nie chciałbym opowiadać o szczegółach ze względu na lojalność i szacunek wobec klientów. Mogę jednak zapewnić, iż całe zło tego świata, które widzimy w telewizji, czyli gwałty, porwania, pedofilia, kradzieże, oszuści bądź też przemoc fizyczna czy psychiczna ma miejsce w świecie realnym i myślę, że niejeden czytelnik tego wywiadu zdziwiłby się, jak blisko niego podobne sytuacje miały lub mają miejsce. Co prawda, zło widziane w telewizji jest zdecydowanie przekoloryzowane, ale faktycznie w realnym świecie ma ono miejsce.
Sugerowałbym, aby każdorazowo, gdy widzimy wśród naszych bliskich czy znajomych jakieś dziwne zachowanie, to nie przechodźmy obojętne. Zapytajmy, co się dzieje albo czy możemy jakoś im pomóc, ponieważ ludzie często wstydzą się mówić o swoich problemach, a jak wiemy duszenie ich w sobie nie pomaga. Rozmawiajmy ze sobą, ponieważ czasami osoba trzecia spojrzy na problem mniej emocjonalnie, dzięki czemu może znajdzie rozwiązanie, które wcale nie musi być jakieś trudne i skomplikowane.
Ppk: Czy bywa Pan wzywany do sądu jako świadek, na przykład w sprawach rozwodowych?
MM: Raczej nie, są to dosłownie pojedyncze przypadki. Staramy się zbierać materiał w taki sposób, aby druga strona konfliktu nie mogła ich podważyć. W tym celu właśnie pomagają nam prawnicy. Dzięki temu nasi klienci są spokojni o etap sądowy.
Ppk: Jak sędziowie podchodzą do dowodów przekazanych przez detektywów?
MM: To zależy od samych dowodów. Jeżeli dysponujemy zdjęciem, na którym widać, że mężczyzna spędza intymne chwile z kochanką, to nie ma tutaj o czym dyskutować. Jeżeli jednak dysponujemy jedynie raportem z biura detektywistycznego, gdzie jest opisana sytuacja intymna, ale w żaden sposób niepotwierdzona, to niewiele wnosi w aspekcie dowodowym podczas procesu sądowego.
Ppk: Jakie dokumenty otrzymuje od Pana klient po zakończonym zleceniu?
MM: Głównym dokumentem jest raport i załączniki do niego. Załączniki to materiał dowodowy, jaki udało się zebrać w trakcie pracy, natomiast raport jest opisem przebiegu zdarzeń, czyli pewnym dopełnieniem materiałów dowodowych.
Ppk: Czego potrzebuje Pan, przyjmując od klienta zlecenie? Jak należy przygotować się do pierwszego spotkania?
MM: My to nazywamy informacje bazowe, czyli dokładny opis sytuacji, z jaką klient przychodzi i kilka podstawowych informacji o osobie obserwowanej. Niezwykle przydatne jest również zdjęcie tej osoby, a nawet dwa lub trzy w różnych sytuacjach. Często na zdjęciach troszkę inaczej prezentujemy się niż w rzeczywistości.
Ppk: Jak wygląda wykonanie zlecenia od samego początku. Przychodzi klient i co dalej?
MM: Zawsze jest jeden i ten sam schemat. Klient nawiązuje z nami kontakt telefoniczny lub e-mailowy. Krótko opisuje sytuację, po czym dokonujemy wyceny zlecenia, biorąc pod uwagę klika istotnych czynników. Następnie, jeżeli klient akceptuje wycenę, umawiamy się na spotkanie i podpisujemy umowę, na podstawie której działamy. Wcześniej oczywiście każdy klient zapoznaje się z treścią umowy. Przy jej podpisaniu dochodzi do ustalenia szczegółów zlecenia. Takie spotkanie zazwyczaj trwa około godziny. Kolejno przechodzimy do działania, a na koniec zdajemy klientowi relacje w postaci raportu wraz z materiałem, który udało się zebrać. I to tyle.
Bywa tak, że w trakcie zlecenia występują sytuacje niespodziewane, których podczas podpisywania umowy nie dało się przewidzieć. Wtedy sporządzamy aneks regulujący zmiany tak, aby klient czuł się bezpiecznie.
Poza tym jesteśmy z klientami w stałym kontakcie. Jeżeli po realizacji zlecenia jakiś element wymaga doprecyzowania lub wyjaśnienia, to cały czas jesteśmy pod telefonem.
Ppk: Panie Mikołaju, dziękujemy, że zechciał Pan poświecić nam swój czas i opowiedział o specyfice tak ekscytującej pracy, którą Pan wykonuje.
MM: Raczej nie, są to dosłownie pojedyncze przypadki. Staramy się zbierać materiał w taki sposób, aby druga strona konfliktu nie mogła ich podważyć. W tym celu właśnie pomagają nam prawnicy. Dzięki temu nasi klienci są spokojni o etap sądowy.
Ppk: Jak sędziowie podchodzą do dowodów przekazanych przez detektywów?
MM: To zależy od samych dowodów. Jeżeli dysponujemy zdjęciem, na którym widać, że mężczyzna spędza intymne chwile z kochanką, to nie ma tutaj o czym dyskutować. Jeżeli jednak dysponujemy jedynie raportem z biura detektywistycznego, gdzie jest opisana sytuacja intymna, ale w żaden sposób niepotwierdzona, to niewiele wnosi w aspekcie dowodowym podczas procesu sądowego.
Ppk: Jakie dokumenty otrzymuje od Pana klient po zakończonym zleceniu?
MM: Głównym dokumentem jest raport i załączniki do niego. Załączniki to materiał dowodowy, jaki udało się zebrać w trakcie pracy, natomiast raport jest opisem przebiegu zdarzeń, czyli pewnym dopełnieniem materiałów dowodowych.
Ppk: Czego potrzebuje Pan, przyjmując od klienta zlecenie? Jak należy przygotować się do pierwszego spotkania?
MM: My to nazywamy informacje bazowe, czyli dokładny opis sytuacji, z jaką klient przychodzi i kilka podstawowych informacji o osobie obserwowanej. Niezwykle przydatne jest również zdjęcie tej osoby, a nawet dwa lub trzy w różnych sytuacjach. Często na zdjęciach troszkę inaczej prezentujemy się niż w rzeczywistości.
Ppk: Jak wygląda wykonanie zlecenia od samego początku. Przychodzi klient i co dalej?
MM: Zawsze jest jeden i ten sam schemat. Klient nawiązuje z nami kontakt telefoniczny lub e-mailowy. Krótko opisuje sytuację, po czym dokonujemy wyceny zlecenia, biorąc pod uwagę klika istotnych czynników. Następnie, jeżeli klient akceptuje wycenę, umawiamy się na spotkanie i podpisujemy umowę, na podstawie której działamy. Wcześniej oczywiście każdy klient zapoznaje się z treścią umowy. Przy jej podpisaniu dochodzi do ustalenia szczegółów zlecenia. Takie spotkanie zazwyczaj trwa około godziny. Kolejno przechodzimy do działania, a na koniec zdajemy klientowi relacje w postaci raportu wraz z materiałem, który udało się zebrać. I to tyle.
Bywa tak, że w trakcie zlecenia występują sytuacje niespodziewane, których podczas podpisywania umowy nie dało się przewidzieć. Wtedy sporządzamy aneks regulujący zmiany tak, aby klient czuł się bezpiecznie.
Poza tym jesteśmy z klientami w stałym kontakcie. Jeżeli po realizacji zlecenia jakiś element wymaga doprecyzowania lub wyjaśnienia, to cały czas jesteśmy pod telefonem.
Ppk: Panie Mikołaju, dziękujemy, że zechciał Pan poświecić nam swój czas i opowiedział o specyfice tak ekscytującej pracy, którą Pan wykonuje.
POLECAMY:
Dzisiaj teoria związków na wesoło. A o tym, że nie zawsze w związku jest wesoło, najlepiej wiedzą detektywi. Jeżeli jeszcze nie czytaliście wywiadu, który przeprowadziłyśmy z właścicielem biura detektywistycznego Umbra Detektywi. koniecznie przeczytajcie post "W świecie detektywów".
POLECAMY: