NERWY W LASJak odzyskać spokój i radość życia?Grażyna weszła do łazienki i zaczęła liczyć do dziesięciu. Jeden, dwa, trzy… Nie miała już sił. Wydawało jej się, że jest napompowana jak balon, który lada moment pęknie. Od dawna żyła w stresie. Nadmiar obowiązków w pracy, wielka odpowiedzialność, życie pod presją czasu, dzieci, dom, wyrzuty sumienia z powodu braku czasu dla najbliższych. Po dniu pełnym napięcia nie umiała zasnąć. Nie zdawała sobie jednak wówczas sprawy, że może być jeszcze trudniej. Czas pandemii, praca zdalna, dzieci uczące się w domu, lęk o zdrowie swoje i najbliższych, ale i pracę. Ograniczenia na różnych polach. Koszmar, który doprowadzał do chwil, do takich momentów jak dzisiejszy, gdy musiała odizolować się, aby nie wybuchnąć, aby nie zranić, by nie powiedzieć jednego słowa za dużo. Czy miewacie takie dni, które przypominają czasami koszmar? Wydaje się, że to nieprawdopodobne, aby zdarzyło się tyle złych rzeczy naraz, a jednak. Albo stresujecie się przed egzaminem, ważną prezentacją w pracy? Albo… „Jeśli jesteśmy nerwowi przez dłuższy czas, przestajemy funkcjonować prawidłowo, nasze rezerwy są na wyczerpaniu, ciało i odporność słabną. Jednak bodźce zachęcające do życia <<na obrotach>>; napływają do nas nieustannie.”* Co może nam pomóc? Grażyna policzyła do dziesięciu i odtworzyła na smartfonie filmik, który nagrała, będąc w lesie. Zamknęła oczy. Wystarczyły znajome odgłosy, które działały jak miód na jej serce, które uspokajały nerwy. Przeniosła się myślami tam, gdzie czuła się komfortowo i bezpiecznie. Czy natura może nam w trudnych sytuacjach pomóc? Otóż, tak! „Jesteśmy od niej zależni na każdej płaszczyźnie egzystencji i czy nam się to podoba, czy nie, stanowimy jej część.”* Okazuje się, że przebywanie na łonie natury, jej dotykanie – ba – nawet samo oglądanie - sprawia, że ludzie czują się lepiej. Wiele badań wykazało zbawienny wpływ przyrody lub oglądania tylko jej zdjęć. Colin Ellard – psycholog z Uniwersytetu Waterloo - prowadził badania dotyczące stanu emocjonalnego podczas spacerów. Uczestnicy otrzymywali „zmodyfikowanego” smartfona, który na bieżąco sprawdzał nastrój (poczucie szczęścia w danym momencie) oraz poziom pobudzenia lub zdenerwowania. Optymalnie jest przecież czuć się szczęśliwym i spokojnym, a nie np. nieszczęśliwym, przygnębionym i do tego poddenerwowanym. Okazało się, że nastroje zmieniały się wraz z otoczeniem, w jakim aktualnie przebywali badani. Największy wzrost poczucia szczęścia i spadek pobudzenia nastąpił, gdy weszli oni do zamkniętego przepięknego ogrodu należącego do ośrodka dla seniorów. Inne badania pokazują, że pacjenci po zawałach serca są spokojniejsi i odczuwają mniejszy ból, gdy mogą patrzeć na obrazy przedstawiające drzewa, wodę i las niż ci, którzy patrzą na abstrakcyjną sztukę. Osoby przebywające w szpitalach z widokiem na zieleń wracają do zdrowia szybciej i potrzebują mniej środków przeciwbólowych niż ci, którzy widzą za oknem np. inny budynek. Studenci lepiej radzą sobie na egzaminach, gdy w trakcie mogą popatrzeć na jakieś elementy przyrody. U dentysty również jesteśmy mniej zestresowani, gdy na ścianach wiszą zdjęcia czy obrazy przedstawiające przyrodę. Grażyna będąc w lesie, nagrała krótki filmik, do którego instynktownie w momentach trudnych powracała. „Kiedy dopada nas stres czy kryzys, zazwyczaj instynktownie chcemy się schronić. Szukamy w myślach miejsca, które kojarzy nam się z komfortem i poczuciem bezpieczeństwa. To może być dom naszej babci z dzieciństwa, mieszkanie, w którym wychowywaliśmy się jako dzieci, pokój na strychu, szałas, plaża, domek nad jeziorem — cokolwiek, co budzi w nas poczucie przytulności, komfortu i powrotu do bezpiecznego okresu w życiu. Czasami nie mamy takiego miejsca i pojawia się ono tylko w naszych marzeniach. Zazwyczaj dotyczy ono natury. Wiele osób wyobraża sobie chatkę w lesie, zazwyczaj nad wodą, skąpaną w zapachach letniej polany albo z ogniem trzaskającym na kominku. Są to bardzo pierwotne skojarzenia i dotyczą one instynktownego poszukiwania poczucia spokoju i bezpieczeństwa, którego jako ludzkość mogliśmy zaznać w częściowo oswojonych warunkach przyrodniczych.”* Gdy Grażyna myślami przenosiła się do lasu, zaczynała odzyskiwać spokój. Katarzyna Siemonienko w książce „Nerwy w las” napisała, że „las oznacza bezpieczeństwo, możliwość zbudowania schronienia, ukrycia się, rozpalenia ognia. W leśnym powietrzu unoszą się substancje, o których na razie wiemy jeszcze niewiele, ale które wdychane przez nas działają jak ożywczy koktajl na cały nasz organizm. Przez płuca napełniamy nim nasze ciała, pobudzamy odporność, regenerujemy siły i odprężamy się. <<Kąpiąc się>>; w lesie, obmywamy się ze stresów, trosk, dysharmonii, a napełniamy równowagą, dystansem i siłą witalną.” Las, jak pisze autorka, relaksuje nas na poziomie niezależnym od naszej woli, „przebywanie w nim modyfikuje pracę autonomicznego układu nerwowego.” W przeciwieństwie do zatłoczonej ulicy, na której większość z nas ma problem ze skupieniem myśli i zapamiętywaniem informacji (zbyt dużo bodźców oddziałuje na nas w jednym czasie i dużo uwagi musimy poświęcić na ich filtrowanie) - kontakt z naturą zupełnie nieświadomie odświeża nasz umysł, odmienia nas samych. Jeśli więc musimy mieszkać tu, gdzie mieszkamy (np. w mieście), to szukajmy zielonych miejsc w okolicy, chodźmy na spacery, wyjeżdżajmy jak najczęściej do lasu i spróbujmy wprowadzać elementy lasu do naszego życia. Wiele pomysłów na uzyskanie równowagi wewnętrznej znaleźć można w książce „Nerwy w las”. Poniżej przedstawiam jeden z nich – ćwiczenie, które warto wprowadzić do swojego repertuaru sposobów na wprowadzanie harmonii w życiu ;) Ćwiczenie Znajdź obiekt w naturze, który przykuje Twoją uwagę. Może to być coś żywego, liść, kamień czy zjawisko przyrody. Spędź z tym obiektem trochę czasu. Jeśli miałby on reprezentować jakiś Twój obszar czy cechę, co by to było? Takich obiektów możesz wybrać kilka lub jeden. Następnie spróbuj stworzyć coś pod nazwą tej właśnie cechy lub pojęcia przy użyciu tego wybranego elementu. Przykład: znalazłam szyszkę. Szyszka kojarzy mi się/reprezentuje moją wytrwałość. Stworzę obraz pt. „Wytrwałość”, używając symboliki szyszek. Napiszę haiku na temat wytrwałości, używając metafory szyszki. Spróbuję odegrać pantomimę o wytrwałości, nawiązując do szyszki, itd. *Fragment pochodzą z książki K. Simonienko "Nerwy w las", Wyd. Sensus, 2021 POLECAMY:
DLACZEGO MNIE NIE SŁUCHASZ?Różnice w komunikacji kobiet i mężczyznWydaje się, że wszystko o sobie już wiemy: jak myślą i mówią kobiety a jak mężczyźni. Tylko dlaczego w takim razie w naszych związkach ciągle tyle nieporozumień, pretensji i kłótni. A może wiemy, ale nie stosujemy? O ile mężczyźni bardziej skupiają się na działaniu, to kobiety silniej przeżywają wszystko emocjonalnie. Niektórzy nawet mówię, że kobiety „myślą sercem”. Jak teraz te dwa odmienne światy mają się porozumieć? Mężczyźni się nie domyślą Kobieta powinna pamiętać, że jeśli nie powie wprost mężowi o swoich potrzebach, emocjach, czy oczekiwaniach, to on sam się ich nie domyśli. To co, dla innej kobiety byłoby oczywiste, dla własnego męża niestety nie będzie. Szkoda tracić czas. Nie jest prawdziwy obiegowy pogląd, że skoro On mnie naprawdę kocha, to znaczy, że dobrze mnie zna i w związku z tym powinien wiedzieć, jakie są moje pragnienia, czy lęki, albo co czuję w danej chwili. Trzeba mu to niestety zakomunikować. Można nawet podjąć się szczytnego zadania nauczenia męża swoich emocji. Ale to wymaga czasu, cierpliwości i zdolności pedagogicznych. W innym wypadku pojawiają się pretensje, narzekania a napięta i tak relacja, staje się jeszcze trudniejsza. Załóżmy, że nasz mąż naszych komunikatów po prostu nie rozumie, a nie że ma złe intencje i robi - albo nie robi czegoś - specjalnie. Zresztą zakładanie dobrych intencji drugiej strony w każdej relacji - pomaga. Kobieta chce być wysłuchana Z kolei kobieta ma potrzebę mówienia o swoich uczuciach (funkcja emotywna komunikacji*). Wówczas oczekuje od mężczyzny spokojnego wysłuchania, empatii i współodczuwania. To dla męskiej natury trudna sztuka, ale wszystkiego można się nauczyć. Jeśli mąż nie zaspokoi tej potrzeby, to żona znajdzie sobie np. przyjaciółkę lub innego mężczyznę – powiernika, a wówczas może to oznaczać początek końca związku. Żona ma prawo oczekiwać od męża zainteresowania i troski jej sprawami, podobnie jak i mąż jego sprawami. Ważne, aby mąż naprawdę nauczył się słuchać, a nie tylko udawał, że słucha. Kobiety nie chcą rozwiązań Kobiety mówiąc o swoich sprawach, dużo miejsca poświęcają uczuciom, a mężczyźni skupiają się głównie na faktach (dominuje u nich funkcja informacyjna komunikacji). Kobieta potrzebuje zrozumienia, wsparcia, zatroszczenia się o jej uczucia, a wcale nie tłumaczenia, że jej zachowanie nie jest logiczne, pytania o przyczyny płaczu i proponowania jej rozwiązania - jak najlepiej poradzić sobie z danym problemem (a propozycja i tak będzie z męskiego punktu widzenia, który niekoniecznie da się w ogóle zastosować przez kobietę). Wówczas mąż nie może się dziwić, gdy żona z pretensją zarzuci mu "Ty nic nie rozumiesz!" Mężczyźni nie lubią opowiadać Kobiety patrząc ze swojego punktu widzenia czują się czasem niepogodzone z faktem, że mąż o wszystkim nie opowiada. Cierpią z tego powodu, czasem nawet myślą, że mąż ma coś do ukrycia, doszukują się nieistniejących przyczyn i zadręczają się tym. A mężczyzna nie ma po prostu tak dużej potrzeby „wywnętrzniania się” jak żona. Nie ma potrzeby opowiadania o wszystkim i dzielenia się wszystkim z żoną. Szczególnie, gdy ma problemy, woli uporać się z nimi sam, chce też żonie zaoszczędzić niepotrzebnych stresów. Tylko że żona może takie zachowanie zinterpretować niewłaściwie. Niby to wszystko wiemy, ale gdyby tak jeszcze o tym zawsze pamiętać? :) Inspiracja: książka J. Pulikowskiego „Ewa czuje inaczej” Jeżeli masz problem z komunikacją z drugim człowiekiem, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POLECAMY:
POZWÓL SOBIE NA UCZUCIAJak odblokować potęgę własnych emocji?Gdy Ala przekracza próg swojego domu, zrzuca maskę. Maskę, która miała pomagać jej w ukrywaniu przed światem swoich emocji. W pracy chce być profesjonalistką, o czym między innymi świadczy fakt niemówienia o swoim życiu, o myślach, które ją przytłaczają, o emocjach, które przeżywa. Otoczenie widzi w niej osobę, która z jednej strony w kwestiach zawodowych wymaga od siebie i innych i to w niej cenią, ale z drugiej jest osobą nieobliczalną. Mają poczucie, że wszystko jest uzależnione od jej humoru, bywa agresywna słownie, złośliwa, wybuchowa. Tylko ona jedna wie, co jest przyczyną jej zmiennych nastrojów. Opieka nad chorą matką, brak partnera, z którym mogłaby założyć rodzinę doprowadzają do spiętrzenia emocji, nad którymi nie panuje. Pod maską próbuje ukryć to, co czuje. Ale czy to jej się udaje? Michał, patrząc w oczy swojego zrozpaczonego syna, dostrzega siebie sprzed dwudziestu lat. Wróciły koszmary z dzieciństwa. Przypomina sobie agresję skierowaną na niego przez kolegów. „Mały, niezdara, chudzielec…” Na nowo te słowa zaczynają brzmieć w jego uszach. To, co wówczas przeżywał było nie do uniesienia na dziecięcych barkach. A on nie potrafił sobie z własnymi emocjami radzić, nie rozumiał ich, był przerażony, nie mówił rodzicom, co przeżywa. Dzisiaj w Michale odżyły te bolesne wspomnienia, widząc syna będącego ofiara agresji rówieśniczej. Dlaczego on, gdy był dzieckiem ukrywał emocje przed dorosłymi? Martyna nauczona jest, że musi ustępować. Drzemie w niej grzeczna dziewczynka, która staje na głowie, aby wszystkim wokół było dobrze. Nie raz w środku pojawiał się bunt, ale nie wyrażała go, bo przecież nie wypada, nie wolno innych urazić, należy zachowywać się w odpowiedni sposób. Na pytanie, co u niej słychać, zawsze odpowiada: „świetnie”, gdyż nie wyobraża sobie, jak mogłaby narzekać. A poza tym, stara się nie zastanawiać się nad tym, jak się czuje. Dlaczego nie daje sobie do tego prawa? „Zaciskamy zęby, tłumimy emocje, a później borykamy się z niekontrolowanym rozładowywaniem napięć. Unikamy trudnej rozmowy z naszym współpracownikiem; wybuchamy w trakcie dyskusji z ukochaną osobą; pochłaniamy też całe opakowanie ciastek i nie potrafimy wyjaśnić, dlaczego to robimy. Gdy odmawiamy sobie prawa do odczuwania, musimy się mierzyć z długą listą niepożądanych efektów. Nie umiemy określić, co właściwie odczuwamy — to trochę tak, jakbyśmy popadali w naszym wnętrzu w swoiste odrętwienie, nie zauważając tego faktu.”* Wielu z nas ucieka przed emocjami. Niektórych nie chcemy przeżywać, bo są nieprzyjemne, na przykład smutek, wstyd, zażenowanie, a innych nie chcemy do siebie dopuszczać, uważając, że nie należy się złościć, zazdrościć, czuć urazy, nienawiści, żalu. Czasami traktujemy emocje w roli panów, podporządkowując się im, a niekiedy w roli sług, ignorując je. Natomiast emocje należy rozpoznać, po to, by pozwolić im - o ile tego chcemy - odejść, ale mając przy tym poczucie sprawczości. Ala, Michał i Martyna uciekali przed emocjami, bali się, nie rozumieli ich, a tym samym byli wobec nich bezradni. Ala nie chciała przyznać się przed sobą do słabości, do tego, że przeżywa frustrację, złość, smutek, rozczarowanie. Michał jako dziesięcioletni chłopiec czuł wstyd, strach, ale nie przyznał się do tego rodzicom. Martynę od środka rozsadzała złość i wściekłość, ale tłumiła je. „Ironia sytuacji polega jednak na tym, że gdy ignorujemy lub tłumimy nasze uczucia, one tylko przybierają na sile. Naprawdę intensywne emocje narastają w nas niczym mroczna moc, która nieuchronnie zatruje wszystko, co robimy, czy się nam to podoba, czy też nie. Zranione uczucia nie znikają same z siebie. Nie ma też co liczyć na to, że takie rany same się zagoją. Jeśli nie wyrażamy naszych emocji, zaczynają się one gromadzić niczym dług, który ostatecznie trzeba będzie spłacić. Nie mam tu na myśli wyłącznie sytuacji, w których odczuwamy coś nieprzyjemnego. Bywa również, że nie uświadamiamy sobie dokładnie tego, jak się czujemy, gdy wszystko wspaniale się układa. Jesteśmy zadowoleni z samego cieszenia się emocjami, a zatem nie poddajemy ich zbyt wnikliwej analizie. Oczywiście to błąd. Jeżeli mamy dokonywać w przyszłości właściwych wyborów, potrzebujemy wiedzieć, co (i dlaczego) zapewnia nam szczęście.”* Czy wielu z nas nie jest podobnych do Ali, Michała i Martyny? Czy nie jest tak, że pewne emocje są nam nie na rękę, przeszkadzają nam w codziennym życiu? Czy nie mamy problemu z nazywaniem uczuć i oceną sytuacji, czyli diagnozą polegającą na zorientowaniu się, co sprawiło, że czujemy się w określony sposób? A przecież, o ile nie będziemy umieli rozpoznawać i nazywać emocji, nie będziemy umieli wyrażać ich w sposób zrozumiały dla otoczenia. Będziemy wypierali to, co czujemy, zamiast otworzyć się na emocje, by je zaakceptować i nauczyć się nimi zarządzać, aby nie były skierowane przeciwko nam, lecz by były narzędziem w naszym ręku. Uczuć i emocji nie pozbędziemy się, one będą towarzyszyć nam przez całe życie. One motywują nas do działania, dostarczają informacji o naszych potrzebach oraz naszym stosunku do siebie i innych. Do każdego i każdej z nich mamy prawo. Mamy prawo doświadczać zarówno tych wygodnych uczuć, ale i tych, które często są przez nas traktowane jako nieproszeni goście. Marc Brackett w książce „Pozwól sobie na uczucia” poruszył niezwykle istotny temat i potraktował go w bardzo osobisty sposób. Dzieląc się z czytelnikami historią swojego życia, pokazał, jak zmienić podejście do emocji, by pomagały nam, a nie przeszkadzały na naszej drodze. Książka napisana jest w sposób, który angażuje czytelnika bez reszty, między innymi dzięki temu, że autor podzielił się w niej swoim doświadczeniem, a wskazówki, które każdy z nas może wykorzystać, przedstawił w prosty i czytelny sposób. Poniżej przedstawiamy pięć umiejętności, które pomogą nam być bardziej spełnionymi ludźmi. Aby tak było, według Marca Bracketta musimy:
*Fragment pochodzą z książki M. Bracketta "Pozwól sobie na uczucia", Wyd. Septem, 2021 POLECAMY:
GDY ŚWIAT SIĘ ZATRZYMAŁProces zmiany FisheraŚwiat się dla niej zatrzymał. Odejście Piotra spowodowało, że grunt usunął się pod jej nogami. Dla Małgosi Piotr był ostoją i wsparciem. Nie tylko jego kochała nad życie, ale też czuła, że jest przez niego kochana. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa, nigdy się na nim zawiodła. Dlaczego w takim razie odszedł? Co spowodowało, że bez słowa wyjaśnienia, bez pożegnania po prostu wyjechał, zostawiając jej jedynie list. Prosił w nim o wybaczenie, nie tłumaczył się i nie oczekiwał, że zrozumie. Przepraszał tylko za krzywdę, jaką jej wyrządził. Małgosia nie chciała uwierzyć w to, co się stało. Uważała, że to jakiś żart. Wydzwaniała nieustannie, ale nie odbierał. W głowie jej się nie mieściło, nie mogła pojąć, jak po pięciu latach wspólnego szczęśliwego życia mógł bez słowa odejść… Po tygodniu do Małgosi dotarło, że odejście Piotra jest faktem. Gdyby stanął teraz przed nią, nie darowałaby mu tego, co jej zrobił. Jak mógł? Dla niego przecież by w ogień skoczyła. Z pewnością chodziło mu dziecko, ale nigdy nie chciał się do tego przyznać. Lata starań nie przynosiły żadnego efektu. - Ale przecież to nie moja wina! To nie moja wina! - powtarzała w złości Małgosia. - Jak mógł? Ufałam, kochałam! Jak on mógł mi to zrobić?! Niech tu tylko się pojawi, to ja mu pokażę! Mijały tygodnie i Piotr nie wracał. Przyjaciele otoczyli ją opieką. Zaczęła spotykać się z ludźmi, dla których od lat nie miała czasu. Zawsze życie w domowym azylu przedkładała nad wszystko inne. Teraz zaczęła dostrzegać wartość posiadania przyjaciół. Ale nie trwało to długo… Wieczorami Małgosia rozmyślała, zadawała sobie tysiące pytań. Tęskniła za Piotrem, szamotała się wewnętrznie. Bała się iść do przodu. Zrozumiała bowiem, że życie jest kruche. Piotr, który był ostoją, zniknął. Bała się o siebie, o niego. A przede wszystkim z lękiem patrzyła w przyszłość. Czuła swoją nieporadność. Zaczynała dostrzegać, iż przywykła do życia z człowiekiem, który przejmował wiele inicjatyw, który był niejako przewodnikiem ich wspólnej wędrówki. Była przerażona. W nocy budziła się zlana potem i serce biło jej jak szalone. Z pomocą terapeuty, bez którego nie umiała sobie poradzić, zaczęła podążać naprzód, ale nie było to łatwe. Szereg wyrzutów sumienia. Ciążące poczucie winy. Co ja zrobiłam nie tak? Nie dam rady żyć, skoro spotkała mnie taka porażka! Gdyby nie Zosia - osoba o wielkiej empatii, a przede wszystkim świetny specjalista, Małgosię przytłoczyłaby przeszłość, na którą nie miała wpływu. Wiedziała już, że Piotr przepadł jak kamień w wodę. Zdawała sobie sprawę, że wszystko musiał wcześniej zaplanować. Pytania dlaczego?- czy miały sens… W zasadzie dzisiaj nie potrafi odpowiedzieć, kiedy nastąpił przełom w tej wewnętrznej walce. Pamięta, że z każdym spotkaniem coraz bardziej ufała Zosi - swojej terapeutce. W zasadzie czuła się jak dziecko, które ktoś prowadził we mgle, aż w końcu zrozumiała, że może podążać dalej sama. Poczuła siłę, moc i chęć do działania. Zaczęła odzyskiwać siły i akceptować po pierwsze siebie, nową siebie i swoje życie, w którym przede wszystkim musiała sama stanąć nogami na ziemi. Dostrzegła, że Zosia w sposób niezwykle subtelny powodowała, że zaczęła podejmować różne nowe wyzwania. Miała odwagę, by iść do przodu i odkrywać przestrzenie, które do tej pory budziły w niej lęk - nie umiem, nie potrafię, nie dam rady. Zosia wciąż powtarzała, że jeżeli nie wskoczy na głęboką wodę, nie zaryzykuje, nie przekona się. Próbowała dzięki sile, którą zaczynała w sobie odnajdywać. Historia Małgosi pokazuje proces zmiany, który w różnych momentach naszego życia przechodzimy. John Fisher jest autorem koncepcji zmiany osobistej, której towarzyszą kolejne przewidywalne stany emocjonalne: złość, nadmierny entuzjazm, strach, zagrożenie, poczucie winy, depresja, stopniowa akceptacja, poruszanie się naprzód, podobnie jak miało to miejsce w przypadku Małgosi. Oczywiście u każdego może przebiegać to nieco inaczej (w innej kolejności lub niektóre procesy mogą po prostu nie wystąpić). *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli chcesz znowu zacząć patrzeć na życie pozytywnie, poczuć radość, spowodować, aby przeszłość nie kierowała Tobą, żeby czuć się osobą pewną siebie, spełnioną i szczęśliwą, osobą, która ma dobre relacje z innymi, akceptuje ich i siebie - zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
MOJE DZIECKO SIĘ BOI Lęki u dzieciRoztrzęsiona Jola zadzwoniła do męża: - Tomek, musimy koniecznie porozmawiać. Z Anią dzieje się coś niepokojącego, w tym przedszkolu jest coś nie tak. Trzeba ją stamtąd koniecznie zabrać. Znowu dzisiaj jak szłyśmy, nerwowo reagowała na przechodzące psy. Po obozie letnim nauczycielka próbowała przekonać rodziców Antka do wizyty z dzieckiem u specjalisty. - Moczenie nocne w tym wieku jest sygnałem, że dzieje się coś niepokojącego. Im szybciej zareagujecie, tym lepiej. Wojtuś od paru dni woła rodziców, gdyż wieczorami widzi na półce z książkami potwora. Do tej pory był radosnym, spokojnym dzieckiem. Co w takim razie mogło się stać? Zaniepokojeni chcą szukać pomocy u psychologa. Rodziców Anulki zaniepokoiły lęki dziewczynki. Zauważyli i skojarzyli, że od czasu, gdy poszła do przedszkola, zaczęła reagować lękowo, szczególnie boi się psów. Zaczęli zastanawiać się, co tam musi się dziać. Przecież dziecko do tej pory było takie spokojne. Byli przekonani, że musi tam dziać się coś złego. Rodzice Antka zbagatelizowali sugestię nauczyciela. Przecież to normalne, podobno chłopcy tak mają. Uspakajali się wzajemnie. Gdzieś ktoś coś opowiadał, czytali… Wyrośnie z tego. Dzisiaj znowu przeraźliwy płacz przerwał rodzicom Wojtka oglądanie filmu. Chłopiec przerażony przekonywał, że na półce stoi i patrzy na niego potwór z wielkimi oczami. Mówi się, że strach ma wielkie oczy i można powiedzieć, że rodzice Anulki zaczęli oczami wyobraźni widzieć to, co mogło dziać się w przedszkolu, tak jak i oczami wyobraźni mała Anula zaczynała coraz bardziej przyglądać się światu, który odkrywany był przed nią miedzy innymi w przedszkolu. Bajka o Czerwonym Kapturku zwróciła uwagę dziewczynki na wilki. Z ciekawością przeglądała kartki z pięknymi ilustracjami. Wilk tak bardzo przypominał jej niektóre psy. I dziewczynka zaczęła lękać się psów, które do tej pory nie wywoływały w niej reakcji lękowych. Wyobraźnia Wojtusia, szczególnie w godzinach wieczornych, gdy zostawał sam w pokoju zaczynała „pracować”. To normalne. Pojawiły się u niego tzw. lęki wytwórcze- irracjonalne i nierzeczywiste wynikające po prostu z bujnej wyobraźni dziecka. Co w takich sytuacjach, gdy u dziecka pojawiają się reakcje lękowe, mogą zrobić rodzice? Po pierwsze, należy pamiętać, że niektóre lęki są rozwojowe i przeminą pod warunkiem, że nie będziemy ich utrwalać. Lęk jest bowiem czymś naturalnym w rozwoju dziecka. Jest informacją dla rodziców, iż rozwija się ono, zdobywa coraz więcej informacji o świecie, a jego wyobraźnia jest coraz większa. Ważne natomiast, aby lęków dziecka nie bagatelizować i nie śmiać się z niego, a tym bardziej nie kompromitować go w oczach otoczenia. Przestraszone dziecko należy uspokoić, przytulić, odwrócić uwagę, ale i okazać zrozumienie dla jego odczuć. Natomiast gdy opadną emocje, należy porozmawiać i przedstawić daną sytuację z naszego punktu widzenia. Warto też dopytać, czego dziecko się tak konkretnie boi. Bardzo często czujemy presję otoczenia, jest nam wstyd, że mamy dziecko – tchórza i wówczas na siłę chcemy udowodnić sobie i światu, że to pokonamy. Jak? Poprzez np. konfrontowanie z tym, czego się boi. Boisz się wody? Wrzucę cię i zobaczysz, że się nie utopisz. Boisz się psa, pogłaszcz, zobacz, nic ci nie zrobi. Nic bardziej błędnego. Daj dziecku czas. Nie utrwalaj jego lęku. Niech samo zadecyduje, czy jeszcze się boi. Niekiedy rodziców niepokoi fakt, że coś, co nie budziło w dziecku niepokoju, nagle staje się przedmiotem lęku. Otóż, nie ma w tym nic dziwnego. To, że dziecko się czegoś nie boi, nie oznacza, że później będzie podobnie. Wraz z wiekiem dziecka i zdobywaniem wiedzy, zaczyna rozumieć, że pewne rzeczy mogą być niebezpieczne. Anula nie bała się psów, ale gdy poznała bajkę o Czerwonym Kapturku, zaczęła się ich lękać. Nie zawsze reakcja jest natychmiastowa. Bywa, że coś może przywołać wspomnienie i pomimo, iż bezpośrednie zagrożenie nie istnieje, dana sytuacja powoduje, iż dziecko wraca do czegoś, co kiedyś się wydarzyło – co przeżyło albo co widziało lub o czymś słyszało. Jest to lęk odtwórczy, który przywołuje wspomnienie np. rozmowy - dziecko, które nie bało się wody, gdy usłyszało o tym, że dziewczynka utopiła się na basenie, w danym momencie tego nie komentowało, nie dopytywało, ale po jakimś czasie zaczęło się bać wejść na pływalnię. Rodzice Antka zbagatelizowali sugestię nauczyciela. To był błąd. Są bowiem sytuacje, które powinny budzić nasz niepokój. Wówczas należy zasięgnąć pomocy specjalisty. Kiedy? Wówczas, gdy dziecko obawia się coraz większej ilości sytuacji, wycofuje się z wielu aktywności, gdy lęk nie mija pomimo braku bodźca, który go wywołał, gdy unika różnych sytuacji, reaguje nerwowo – często płacze, krzyczy, jest rozdrażnione, reaguje agresywnie. Również wtedy, gdy ma trudności ze snem, gdy pojawiają się reakcje somatyczne towarzyszące lękowi - ból głowy, brzucha, gdy pojawia się moczenie nocne (nie spowodowane innymi czynnikami niż emocje) albo wymioty, biegunka, przyspieszona akcja serca, bezdech, nadmierne pocenie, drgawki, drżenie oraz wówczas gdy całkowicie lęk absorbuje uwagę dziecka. POLECAMY: POLECAMY:
POSZUKIWACZ PRZYJEMNOŚCIHedonistyczna regulacja nastroju„Syty głodnego nie zrozumie”. Usłyszałam te słowa z ust rozgoryczonej nastolatki, która żywiołowo opowiadała koleżance o historii, którą była poruszona. Przechodząc obok, nie mogłam na to nie zwrócić uwagi. Gdy przez chwilę się nad tym zastanawiałam, przypomniały mi się inne powiedzenia dotyczące po prostu empatii. Jest to chyba normalne, że ciężko wejść w perspektywę drugiego człowieka, jeżeli się wcześniej w podobnej sytuacji nie znalazło. Dlatego nie dziwi nas, że ludzie, którzy doświadczyli w życiu wielu trudnych chwil, bólu, głodu, odrzucenia, są otwarci na potrzeby bliźnich. Ale czy tylko o to zrozumienie chodzi? Alice Isen prowadziła badania, które miały uzasadnić motywację człowieka do instynktownego poszukiwania przyjemności i dążenia do pozytywnego nastroju. W tym celu wzbudzała w badanych dobre samopoczucie między innymi poprzez częstowanie ich ciastkami albo prowokując sytuacje, w których niby przez przypadek znajdowali monetę w automacie telefonicznym (pamiętacie jeszcze budki telefoniczne na monety?) Co się okazało? Otóż ludzie, którzy doświadczali pozytywnego nastroju, dążyli do przedłużania tego stanu, np. poprzez angażowanie się w działania na rzecz drugiego człowieka. Ale czy dążenie do podtrzymywania pozytywnego nastroju jest jedynym celem, który może być tłumaczony poprzez motywację hedonistyczną? Oczywiście, że nie! Otóż, ludzie dążą nie tylko do podtrzymywania dobrego samopoczucia, ale także do przeciwdziałania nastrojowi negatywnemu. Polega to na konfrontowaniu swojego aktualnego samopoczucia z samopoczuciem pożądanym. W sytuacji, gdy pojawia się rozbieżność, dążą do regulacji, czyli zmiany nastroju. Wyobraźcie sobie, że projekt, nad którym pracowaliście, został skrytykowany przez przełożonego; wydaliście oszczędności na wyjazd nad morze, a każdego dnia pada deszcz; pokłóciłyście się z przyjaciółką; dziecko znowu zachorowało. Jak się czujecie? Macie już tego po prostu dość! I co się wówczas z nami dzieje? W zasadzie frustracja sięga zenitu i biedni ludzie, którzy się w tym czasie na nas napatoczą. Złość powstałą w wyniku frustracji wyładujemy właśnie na nich. Ale okazuje się, że nie zawsze musi być. Będą i są tacy (jak dobrze!), którzy dołożą wszelkich starań, by przeciwdziałać nastrojowi negatywnemu poprzez działania skierowane właśnie na rzecz drugiego człowieka. Dlaczego? Otóż, tłumaczone jest to tzw. efektem ulgi, który został opisany przez Roberta Cialdiniego. Polega on na redukowaniu negatywnego nastroju poprzez działania przynoszące nam radość i satysfakcję. Czuję się fatalnie, jest mi źle, a więc chcę pomóc, zrobić coś dobrego, gdyż będzie to lekarstwo na poradzenie sobie ze smutkiem, żalem, złością. W zasadzie, patrząc na wyniki tych badań, można by się zastanawiać, dlaczego jeszcze ziemia nie zamieniła się w niebo. Powinny wokół fruwać same anioły. Jedni przecież mają pozytywny nastrój, więc powinni go utrzymywać, inni mają negatywny, a więc ich działania powinny być skierowane na podwyższanie jego w służbie bliźniemu. A przecież tak cudownie wokół nas nie jest? Dlaczego? Otóż, nie wszyscy dążymy do utrzymywania bądź podwyższania samopoczucia poprzez działania altruistyczne. Jest wiele różnych dróg, a decyzja należy do nas. Czasami wolimy wypić kieliszek wina, zjeść ciastko, pójść na zakupy i też nastrój ulegnie poprawie. A poza tym, działa na nas wiele różnych mechanizmów, a na to, który się przebije i dojdzie do głosu, wpływa wiele czynników. Człowiek bowiem jest istotą niezwykle skomplikowaną, ale dobrze jest wierzyć, że to wszystko, co prowokuje go do czynienia dobra, jest w zdecydowanej przewadze :) Jeżeli w to uwierzymy, to zgodnie z zasadą samospełniającego się proroctwa, świat powinien stać się piękniejszy. Jeżeli często masz wszystkiego dość, życie i jego problemy przerastają Ciebie. Wpadłaś/eś w szpony manipulatora/ki i nie umiesz się uwolnić. Chcesz odzyskać wolność i spokój. Wzięłaś na siebie za dużo obowiązków, jesteś mało asertywna, nie umiesz się z niczego cieszyć. Nie potrafisz panować nad emocjami, masz niskie poczucie, które wpływa na relacje z innymi. Brak Ci poczucia wartości i akceptacji. Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|