Psychologia przy kawie
  • Blog
  • PORADY ON LINE
  • O NAS
  • WYCHOWANIE
  • RELACJE
  • PRACA
  • ONA
  • WYWIADY
  • Kontakt / Współpraca
Obraz

Cieszmy się, że mamy tych, którzy nas kochają

11/5/2021

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

Oni są trudni do znalezienia

11/4/2021

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

NIEKOŃCZĄCA SIĘ EUFORIA

11/3/2021

0 Comments

 
Obraz

NIEKOŃCZĄCA SIĘ EUFORIA

Co zrobić, żeby namiętność nie wygasła?​


​Dzisiaj dzięki życzliwości WYDAWNICTWA MANDO publikujemy fragment książki "Zakochany mózg i inne niezwykłe stany", której autorem jest Julia Fischer

​​Jestem pewna, że każdy z was był już kiedyś zakochany. Tak na zabój. Tak samo wierzę, że każdy z was poznał uczucie szczęścia, które krąży w żyłach, gdy nasza miłość zostanie odwzajemniona. Każdy przecież zna zniewalająco cudowne, elektryzujące uczucie, przez które aż nie posiadamy się z radości. Mimo to dzisiaj prawie nikt nie wierzy, że miłość trwa wiecznie. Potwierdzają to także statystyki: w Niemczech rozwodzi się co trzecie małżeństwo. Oscar Wilde przewidywał taką sytuację już w 1893 roku, mówiąc, że „należy być zawsze zakochanym i dlatego właśnie nie należy się żenić”*.

Czy to prawda? Czy stały związek zabija miłość?

Badania przeprowadzane w skanerze w zasadzie wykazały, że pod względem neurofizjologicznym romantyczna miłość czasem trwa nawet po kilkudziesięciu latach bycia w związku.

Jak to się dzieje? Jak to w ogóle możliwe, że tak cudowne, przejmujące uczucie, jakim jest miłość, po prostu wygasa?

Oczywiście nie ma prostej odpowiedzi na takie pytania. Ciekawych wyjaśnień dostarczają nam chemiczne procesy zachodzące w naszym mózgu i chemia uczuć. Ja natomiast jestem przekonana, że możemy je wykorzystać w tworzeniu naszego szczęścia. 

Skoncentrujcie się i pomyślcie o swojej ulubionej potrawie. Poczujcie, jak jej uwodzicielski zapach dostaje się do waszego nosa, jak do ust napływa wam ślinka, jak nie możecie się doczekać, aż zaczniecie jeść. Przed wami stoi wielka, pięknie podana porcja – tak piękna, że od razu macie na nią ochotę. Następnie bierzecie pierwszy kęs do ust, konsystencja jest doskonała, i w końcu, nareszcie ulubiony smak eksploduje na waszym języku. Mniam! Orgazm w mózgu!

A teraz wyobraźcie sobie, że za każdym razem, gdy jesteście głodni, ktoś podaje wam tę ulubioną potrawę. Rano, w południe i wieczorem. Jutro, pojutrze, całymi dniami, całymi tygodniami. Nie ma znaczenia, jak bardzo jest pyszna, wcześniej czy później nie będziecie mogli nawet patrzeć na ulubione danie. W waszych oczach przeistoczy się w szarą masę, eksplozja smaków i orgazm zmienią się w okrutną monotonię. Nie ma znaczenia, jak bardzo ją przedtem lubiliście.

To koszmarny efekt przyzwyczajenia lub, mówiąc językiem naukowym, efekt habituacji. Występuje na wszystkich poziomach naszych reakcji na otoczenie i w zasadzie jest strategią naszego mózgu na przeżycie. Pod względem naukowym habituacja to stan, w którym dana jednostka w pewnym momencie przestaje reagować na słabe, niestanowiące zagrożenia bodźce, jeśli jest stale narażona na ich oddziaływanie. Jednym słowem, uczymy się, że nie musimy za każdym razem od nowa zauważać mebli w naszym domu oraz nie podskakujemy, słysząc każdy dźwięk lub widząc jakiś ruch w naszym polu widzenia, i nie reagujemy na niego. Gdyby nasz mózg musiał bez przerwy przetwarzać masę bodźców, które do nas cały czas docierają, wcześniej czy później prawdopodobnie z głośnym hukiem wyleciałby w powietrze.

Dzięki habituacji huk pierwszych fajerwerków wystrzeliwanych w sylwestra napędza nam porządnego strachu, ale kilka godzin później możemy spokojnie zasnąć mimo dudnienia przypominającego wojenne odgłosy. Przyzwyczajamy się do szumu autostrady, do tykającego zegara lub do noszonych ubrań. Nawet osoba nosząca okulary niekiedy ich szuka, chociaż ma je na nosie. Kiedy natomiast bodziec wywołujący reakcję zostanie na odpowiednio długi czas wstrzymany, efekt habituacji znika. Tak zdarza mi się za każdym razem, gdy latem wracam z urlopu. Kiedy w domu znów muszę włożyć długie spodnie i zwłaszcza solidne buty, szalenie mnie to irytuje. Jest to tak bardzo denerwujące, że nieraz zadaję sobie pytanie: czy moje stopy urosły? A po kilku godzinach już nawet nie czuję, że mam na sobie sneakersy.

Ta najprostsza forma uczenia się polega na tym, że komórki nerwowe po prostu nie przekazują dalej informacji o bodźcach, które mózg uzna za nieważne. W tym procesie rolę odgrywają różne mechanizmy molekularne. Po pierwsze, transmitująca komórka nerwowa uwalnia mniej neuroprzekaźników, po drugie, komórka odbierająca informacje zmniejsza liczbę receptorów, wskutek czego łączy się z nią mniej przekaźników, a po trzecie, niewielka liczba neuroprzekaźników szybko się dezaktywuje, w związku z czym łączy się z dostępnymi receptorami tylko na krótki czas. Skutek: cisza w eterze.

Cóż, także nasz układ nagrody prawdopodobnie nie jest zabezpieczony przed mechanizmem habituacji. Ciągła stymulacja układu nagrody również wywołuje efekt przyzwyczajenia. Nawet najbardziej kolorowe fajerwerki z dopaminą kiedyś tracą swoją moc. Magazyny przekaźników przyjemności pustoszeją, receptory sąsiednich komórek nerwowych dają nam znać, że już dziękują, wpływ dopaminy słabnie. Niczym w zimny, zadymiony poranek noworoczny tu i tam słychać ostatni świst zapomnianych rac z dopaminą.

Neuronowe mechanizmy przyzwyczajania powodują, że coś, co jeszcze przed chwilą wywoływało w nas poczucie ogromnego szczęścia, stopniowo zaczyna nas nudzić. Najwspanialsza potrawa podawana każdego dnia ma wciąż taki sam smak, dzieci po pewnym czasie nie mają ochoty bawić się tą samą zabawką, a narkomani wciąż zwiększają dawki narkotyków, żeby uzyskać wcześniejszy efekt. Nawet jeśli w kontekście narkotyków i leków poprawna nazwa tego zjawiska to „tolerancja farmakologiczna”, rezultat jest taki sam: obniżona reakcja organizmu na bodziec zewnętrzny, czyli przyzwyczajenie. (Brrr, przyszła mi teraz na myśl moja zwiększająca się konsumpcja kawy podczas pisania tej książki… ech, no cóż, piszmy dalej…).

W związku z tym może się zdarzyć, że obecność ulubionej zabawki, ulubionej potrawy lub właśnie naszego partnera nie tylko stanie się nam obojętna, ale zacznie nas strasznie denerwować! Kiedy wygasają race z dopaminą, przestają się uwalniać opioidy i uspokajający kwas GABA. Oznacza to, że nie pojawia się uczucie zaspokojenia. Zamiast niego do startu przygotowują się uczucie niezadowolenia i wewnętrznego niepokoju. Pojawia się wrażenie, że czegoś brakuje. I że raczej niczego już nie dostanę. Muszę wyjść, muszę iść dalej, muszę szukać nowej rzeczy, która mnie zaspokoi.

W czasach myśliwych i zbieraczy ten mechanizm pełnił inną funkcję. Nasi przodkowie, napędzani głodem i układem nagrody, przemierzali okolicę, wymyślali narzędzia i konstruowali broń, by wyruszyć na całodzienne polowanie. Aby zdobyć jedzenie, musieli dokonać wielkiego wysiłku, a ostatecznie nagroda była sprawiedliwa i proporcjonalna do zaangażowania. Istnieje teoria, według której w tamtych czasach habituacja pełniła ważną funkcję. Otóż nawet tymczasowy dobrobyt – obfite zbiory lub bardzo udane polowanie – względnie szybko opróżniał magazyny dopaminowe w mózgu i ludzie w krótkim czasie przestawali odczuwać prawdziwą żądzę jedzenia. Pojawiało się natomiast poczucie niepokoju, w związku z czym jedli w zasadzie więcej, niż potrzebowali. Takie jedzenie na zapas w czasach dobrobytu bez wątpienia przygotowywało ich do nadchodzących lat chudych. W trwającym okresie dopaminowego deficytu układ nagrody miał wystarczająco dużo czasu, aby zregenerować się i napełnić magazyny. Gdy po wielu dniach upolowano kolejnego mamuta, apetyt i radość znów osiągnęły właściwy poziom.

Problem w dzisiejszym społeczeństwie dobrobytu w krajach uprzemysłowionych polega jednak na tym, że nie ma okresów biedy/niedoboru. Nie robimy przerw. Jak wynika z przeprowadzonych badań, niektóre osoby średnio co jedenaście minut potrzebują nowego bodźca, co oznacza, że sprawdzają komórkę, oglądają nowy filmik na YouTube, piszą komentarz na Instagramie. Są bowiem przekonane, że inaczej będą się nudzić. Konsumujemy, mamy uczucie przesytu, jesteśmy niezadowoleni i polujemy na coś, co nas zaspokoi.

W kontekście związku oznacza to, że choć w naszych oczach partner/ partnerka jest wspaniały/-a i namiętny/-a, jeśli przebywamy z nim/nią bez przerwy, początkowa fascynacja w pewnym momencie ustępuje (w najlepszym wypadku czułej) normalności.

Z tym się wiąże słabnięcie szalonej chemii zakochania. Znów postrzegamy rzeczy wyraźniej, nagle zauważamy jedną czy drugą wadę partnera. Z czasem może zmniejszać się częstotliwość stosunków seksualnych, produkcja oksytocyny spada i w rezultacie dochodzi do osłabienia uczucia przywiązania. Poza tym z dużym prawdopodobieństwem nie każdego ranka dostaniemy kawę do łóżka. Pfff… 


W jaki sposób możemy zapobiec temu, żeby nasz partner lub nasza partnerka w chwili, gdy nasz związek traci swój urok, nas nie denerwował? Często spotykaną (założę się, że znacie takie pary), najczęściej nieświadomą i dosyć destrukcyjną strategią jest zapewnienie sobie nowych podniecających bodźców przez zdradę partnera/partnerki
lub przez wszczynanie niepotrzebnych awantur. Efektem jest co prawda dreszczyk emocji, który jednak przybiera formę kłótni lub stresu związanego z rozstaniem. Na pewno nic godnego polecenia.

Być może zabrzmi to banalnie, ale to na pewno fundamentalna rzecz: potrzebujemy przerwy! Nie chodzi o zerwanie związku, tylko o przerwę w związku. Jedynie w taki sposób możemy wyeliminować efekt habituacji. Co to oznacza w praktyce? Otóż jedna miłość nie da ci poczucia całkowitego spełnienia, jeden człowiek nie sprawi, że odczujesz szczęście. Każdy z nas potrzebuje zmiany, wyzwań, hobby – i musimy pozwolić na nie także drugiej osobie. Jedynie wtedy, kiedy każdy z nas będzie miał czas i przestrzeń na to, żeby być sobą, układ nagrody otrzyma niezbędne przerwy na wypoczynek, dostanie inne bodźce i znów naładuje akumulatory. Ponadto jedynie osoba zachowująca autonomię jest w stanie pozwolić na niezależność drugiej osobie. Dopiero wtedy ochota na bycie razem ma szansę trwać dłużej.

W związku z tym potwierdza się coś, o czym oczywiście wszyscy wiemy: prawdziwa miłość nie oznacza posiadania kogoś i przywiązania go do siebie na zawsze, lecz na zaoferowaniu mu lub jej prawdziwej mieszanki wolności i bezpiecznej przestrzeni. Nie chodzi tylko na pozwolenie drugiej osobie, żeby realizowała swoje hobby, lecz o jej aktywne wsparcie w procesie samorozwoju. Kiedy z kolei zauważymy, że nasz ukochany/nasza ukochana w nas wierzy i nawet motywuje do szukania wyzwań i do zabierania się do nich, czujemy ogromny wzrost satysfakcji. Poza tym zwiększa się poczucie pewności siebie i przeświadczenie, że rzeczywiście uda się nam osiągnąć wyznaczone cele – stajemy się silniejsi i rozwijamy się. To wspaniałe uczucie, a nasza
radość bezpośrednio przekłada się na relacje w związku. Na przykład ja zawsze przypominam sobie moment, gdy udało mi się samodzielnie poradzić sobie z pewnym zadaniem, a jednocześnie bardzo się cieszyłam, że jestem w tak wspaniałym, spełniającym moje potrzeby związku. Przypominam też sobie o tym, jaką radością i dumą napawały mnie sukcesy Jonasa, jak myślałam: „O Boże, to naprawdę cudowny facet! I to właśnie mój naprawdę cudowny facet! Hurra!”.

Oczywiście dążenia autonomiczne nie powinny prowadzić do oddalenia się od siebie. Istotą jakości związku jest określenie wspólnych celów, rozmawianie o problemach, zwyczajne spędzanie ze sobą czasu – tak wynika z licznych przeprowadzonych badań. Potwierdzają one także, jak bardzo ważny jest sposób, w jaki spędzamy wspólne chwile. Prawdopodobnie nikt nie będzie zaskoczony tą informacją, ale z własnego doświadczenia wiem, że krótkie przypomnienie na pewno nie zaszkodzi. Poziom satysfakcji w związku wzrasta o wiele szybciej, gdy wspólnie bierzemy udział w zajęciach wymagających intensywnego działania, takich jak taniec, jedzenie lub wyjście do teatru, niż gdy na przykład siedzimy razem na kanapie i przeglądamy swoje profile na Instagramie. Choć jest to przyjemne i odprężające zajęcie po ciężkim dniu, na dłuższą metę prowadzi do nudy. A to oczywiście podłe uczucie, ponieważ (prawdopodobnie istnieją wyjątki, ale z reguły jest inaczej) to nie człowiek siedzący obok ciebie na kanapie zrobił się nudny, lecz takie złudzenie daje ci jego ciągła dostępność. Natomiast im bardziej ekscytujące są wspólne działania, tym większe korzyści przynoszą one związkowi, w dodatku na długi czas. Może to być wspólna gra w karty, wspólna wspinaczka po ściance lub wspólne podróże po mapie.

Prawdopodobnie ważną rolę odgrywa tutaj układ nagrody, który najmocniej reaguje na zaskakujące wydarzenia. Piękne, niespodziewane, nawet niebezpieczne przeżycia uwalniają dopaminę i adrenalinę. Czujemy, jak przepływa przez nas wspaniałe, łaskoczące podniecenie i pojawia się pragnienie, by nigdy nie ustawało. Skąd my to znamy? Zgadza się, tak się czuliśmy, gdy byliśmy zakochani. Przeżywanie ekstatycznych uczuć razem z wybrankiem/wybranką naszego serca, dzielenie się nimi i ich podwajanie to szczęście w czystej postaci!

Amerykański psycholog Arthur Aron badał wpływ tego zjawiska na poziom satysfakcji w długoletnich związkach. W swoim eksperymencie zaprosił pary na salę gimnastyczną, gdzie z przywiązanymi do siebie dłońmi i kostkami miały wspólnie przejść przez tor przeszkód, utrzymując między głowami lub ciałami poduszkę oraz starając się jej nie
upuścić. Przed przeprowadzeniem badania i po jego zakończeniu badacz zmierzył poziom satysfakcji ze związku u każdej z badanych par. Wynik: gdy rozwiązano im dłonie i kostki, partnerzy czuli większą bliskość niż przed badaniem. Wspólnie podejmowane wyzwania powodują, że w układach nagrody w głowach partnerów synchronicznie wystrzeliwują fajerwerki, adrenalinowe upojenie przyspiesza pracę obu serc – dzięki temu bardziej się do siebie zbliżamy. Dobry nastrój wzmacnia związek, a nuda nie ma wtedy żadnych szans.

Są pary, u których ten sam rezultat wywołuje kłótnia. Również burzliwe dyskusje uwalniają adrenalinę i zwiększają wzajemne pożądanie (ileż jest scen filmowych, w których mężczyzna i kobieta skaczą sobie do gardła, by zaraz potem wskoczyć do łóżka?!). W żadnym wypadku nie chciałabym zachęcać szczęśliwie żyjących par do sprzeczek, ale być może takie podejście nieco złagodzi kwestię sporów. Kłócenie się jest wyzwaniem, z którym można sobie poradzić, rozwiązując problemy i dochodząc do pojednania. To ważna praca nad związkiem, z którą partnerzy muszą się zmierzyć wspólnie. Jeśli się uda, związek się rozwija.

Partnerstwo przenosi się na nowy poziom i zapewnia niespodzianki oraz możliwości rozwoju dla obojga uczestników. Miłość tryska energią – to doskonały sposób na zwalczanie nudy. W dodatku układ nagrody doceni nasz wysiłek. Efektem jest przeważnie nowy, głębszy poziom miłości.


*O. Wilde, Kobieta bez znaczenia, tłum. B. Beaupré, Warszawa 

**Fragment książki "Zakochany mózg i inne niezwykłe stany" mogłyśmy opublikować za zgodą Wydawnictwa MANDO. Dziękujemy!

​
POLECAMY: 
Obraz

​NOWOŚĆ!
​

PREMIERA JUŻ DZIŚ!


Julia Fischer

Zakochany mózg i inne niezwykłe stany. 

Wydawnictw MANDO
0 Comments

Nikt nie może skraść nam wspomnień

11/2/2021

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

GDY KRZYŻUJE SIĘ DROGA MIŁOŚCI I ŚMIERCI

11/2/2021

0 Comments

 
Obraz

GDY KRZYŻUJE SIĘ DROGA MIŁOŚCI I ŚMIERCI

Zaduszki

„Odeszli stąd, aby żyć…” i żyją również w naszych myślach oraz sercu. Szczególnie w pierwszych dniach listopada wspominany osoby, których z nami już nie ma. Czasem byliśmy przygotowani na ich odejście (tak się nam się może wydawało, ale śmierć przychodzi chyba zawsze za wcześnie i nie w porę), czasem odeszli całkiem niespodziewanie.

​Rozpacz i ból

​Z psychologicznego punktu widzenia wspomnienia o tych, co odeszli mogą rozbudzić w nas smutek, żal, złość, gniew, zazdrość, czyli emocje, które nakręcą w nas spiralę destruktywnej frustracji. Szczególnie, gdy chodzi o osoby bardzo nam bliskie, z którą byliśmy związani emocjonalnie. Mama, mąż, ojciec, ukochana babcia, a czasem i własne dziecko. 
​
Wdzięczność za czas​

Ale może być też inny wymiar wspomnień. Wspomnień, wyzwalających w nas wdzięczność za czas, który był dany do przeżycia z tymi, których kochaliśmy, a którzy odeszli.
 
W ten listopadowy czas pamiętajmy o tym, co poza wspomnieniami i fotografiami, z których uśmiechają się do nas, zostawili. Pamiętajmy o wszystkich dobrych chwilach, przywołajmy w pamięci wszystkie szczęśliwe wydarzenia. Zostało nam też po Nich świadectwo Ich życia, Ich mądrość, dobroć, miłość, którymi się z nami dzielili oraz posag w postaci poczucia naszej wartości i wiary w siebie, to wszystko w co nas wyposażyli, a czego nikt nigdy nam nie odbierze. I o tym nie zapominajmy.

Miłość i śmierć

W jednym z postów "Wywracać świat do góry nogami" pisałyśmy o tym, co dzieje się, gdy krzyżują się drogi miłości i śmierci - gdy śmierć zabiera miłość naszego życia, kogoś, kto nadawał mu sens, był naszą ostoją. Gdy umieramy wraz z człowiekiem, którego chcielibyśmy zatrzymać z wszystkich naszych sił, pomimo że wiemy, iż koniec zbliża się nieuchronnie.


​,,Czas leczy rany"​

Mówimy, że „czas leczy rany” i dlatego potrzebna jest nam żałoba. Nie chodzi w niej o to, aby zapomnieć i zaprzeczyć swoim uczuciom. W różnych kulturach i religiach żałoba trwa rok – nie bez przyczyny. Przez ten rok mamy czas, aby nauczyć się żyć bez utraconej osoby. Przeżyć po kolei wszystkie pory roku, różne rocznice, urodziny, wydarzenia – bez Niej, bez Niego i dla większości opuszczonych „rana” po stracie zacznie się goić, będzie mniejsza, mniej dokuczliwa. Co nie znaczy, że zniknie zupełnie. Dziękujmy za dobry czas, jaki mogliśmy przeżyć, z tymi, których teraz z nami już nie ma.
0 Comments

Nie mów jak za mną tęsknisz

11/1/2021

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

GDY ŚWIAT ZOSTANIE WYWRÓCONY DO GÓRY NOGAMI

10/31/2021

0 Comments

 
Obraz

GDY ŚWIAT ZOSTANIE WYWRÓCONY DO GÓRY NOGAMI

„Mózg w żałobie”

„Zmiany w kościach uszkodziły kręgosłup Billa na wielu poziomach. Kiepsko to wygląda… nowotwór. Gdy radiolog wymieniał możliwe diagnozy, przerwałam mu: <<Czy Bill wie?>>. Znałam go, nadal czekał na dodatkowe badania. Wiedział. Leżał na wąskiej platformie (…) Popatrzyliśmy sobie w oczy. I w tych pierwszych chwilach narodziła się żałoba.”*

Wyrok, który słyszymy z ust lekarzy, dotyczący osób nam najbliższych, powoduje utratę gruntu pod nogami. Emocje, które w tym momencie nam towarzyszą, eksplodują jak wulkan. To są chwile, w których czujemy się tak bardzo samotni, pomimo że dzielimy je z najdroższą nam osobą, która jest główną postacią dramatu, którego bohaterami jesteśmy również my.

„Wyjechaliśmy ze szpitala w pełnej oszołomienia ciszy (…) Zatrzymaliśmy się w porcie. Poszliśmy do ulubionej ławki na skraju portu Rockport – to przepiękne miejsce. Kiedy tuliłam i całowałam Billa, przystanął przy nas starszy mężczyzna, by zażartować: <<Jeśli ona ci się narzuca, daj mi znać>>. Obserwowaliśmy, jak mężczyzna i jego żona powoli idą do następnej ławki, aby rozpakować obiad na piknik – prosty, piękny moment. W naszych głowach pojawiła się taka sama myśl: Czy czeka nas jeszcze taka przyszłość?”*

Miłość i śmierć - doświadczenia angażujące nas bez reszty, powodujące trzęsienie ziemi w naszym emocjonalnym życiu, zmieniające je w jego podstawach. Gdy ich drogi krzyżują się - gdy śmierć zabiera miłość naszego życia, kogoś, kto nadawał mu sens, był naszą ostoją - stajemy się nagle niepełni. Można powiedzieć, że umieramy wraz z człowiekiem, którego chcielibyśmy zatrzymać z wszystkich naszych sił, pomimo że wiemy, iż koniec zbliża się nieuchronnie.

„Spodziewałam się, że żałoba to nieznośny smutek, ale dałam się zaskoczyć. Była olbrzymią niestabilnością. Utratą orientacji, utratą stabilności, utratą spójnego <<ja>>. Miejscem, w którym życie jest zdeformowane i rozwija się w  surrealistyczny łańcuch zdarzeń. Miejscem, gdzie spodziewamy się smutku, a nadchodzi zmieniona rzeczywistość.”*

Nie każdemu jest dane doświadczyć takiej miłości, jaką przeżyła dr Lisa M. Shulman – autorka książki „Mózg w żałobie”. Na trzystu jej stronach dzieli się z czytelnikami najboleśniejszym doświadczeniem swojego życia. Z perspektywy kochającej żony, ale i neurologa opowiada o walce, jaką stoczyli wraz ze śmiertelnie chorym mężem. Autorka opisuje dramatyczny czas od chwili diagnozy aż do jego śmierci, przeplatając swoje wspomnienia kartkami z dziennika Billa, który podobnie jak i ona, był neurologiem.
Obraz
​„Od wielu lat zajmuję się przekazywaniem pacjentom informacji, które zmieniają ich życie – myślałem, że rozumiem siłę przekazywanych przeze mnie wiadomości, ale wyrażenie <<wywracać świat do góry nogami>> można zrozumieć dopiero, gdy człowiek sam staje w takiej sytuacji – gdy podczas  rezonansu magnetycznego radiolog wchodzi do pomieszczenia i mówi, że potrzebuje więcej zdjęć.”*

Lisa Shulman nie tylko pokazuje w swojej książce dramat człowieka tracącego życie i tego, który traci najbliższą sercu osobę. Ukazuje ona również emocje człowieka po opadnięciu kurtyny. Autorka prowadzi nas długą drogą prowadzącą od diagnozy, poprzez leczenie, któremu towarzyszy nadzieja, aż do nieuniknionej śmierci. A następnie przeprowadza nas przez kolejne etapy żałoby, ukazując życie w nowym wymiarze, życie, które początkowo przypomina pobojowisko, ale stopniowo, malutkimi kroczkami prowadzi do innej rzeczywistości, w której można na nowo odnaleźć siebie. Na przykładzie własnego doświadczenia chce pomóc wszystkim tym, którzy utracili dobrze im znaną codzienność, w której czuli się bezpiecznie, a którzy po stracie ukochanej osoby nie wiedzą i nie wierzą w to, że jest możliwe normalne funkcjonowanie bez człowieka, który stanowił przez długie lata nieodzowną część ich świata. Pokazuje czytelnikowi z perspektywy neurologa nie tylko jak mózg reaguje po traumatycznej stracie, ale również jak się leczy. Próbuje w sposób zrozumiały dla czytelnika nie będącego lekarzem wytłumaczyć ten proces od strony neurologicznej, po to, by pokazać, jak powrócić do zdrowia po poważnej stracie i długotrwałej traumie emocjonalnej. Czyli wskazuje człowiekowi zrozpaczonemu po stracie bliskiej osoby światełko w tunelu i daje szansę na powrót do normalnego życia. Książka, jak sama o niej napisała Lisa Shulman, „bada punkt styku między doświadczeniem ogromnej straty a poszukiwaniem emocjonalnej odbudowy i uzdrowienia.”*

Niewątpliwie wielkim walorem książki poza jej autentycznością wynikającą z osobistych przeżyć, jest podparcie doświadczeń autorki jej wiedzą medyczną. Nieocenioną wartością, jaką wnosi książka są narzędzia w niej zawarte. Lisa Shulman opisuje trzy zasady leczenia umysłu i mózgu po stracie. Zachęca czytelnika do pisania dziennika, na który przeznaczone są niezapisane kartki „Mózgu w żałobie”. Dzięki temu książka staje się jeszcze bliższa osobie, która nie tylko ją czyta, ale i jest współautorem własnego i niepowtarzalnego jej egzemplarza. Celem książki - jak napisała jej autorka - jest „pomoc w zwiększeniu poczucia pewności siebie i kontroli podczas radzenia sobie z żałobą. Ma ona pomóc w zmaganiu się ze stratą po doświadczeniu utraty znanego życia i przynieść uzdrowienie prowadzące do przetrwania spójnego <<ja>>”.*
 
Książka Lisy Shuman pomimo że porusza niezwykle trudny temat rozstania, niesie nadzieję dla osób cierpiących po odejściu najbliższych. Pokazuje, że nawet śmierć tych, bez których nie wyobrażamy sobie życia, nie zamyka nam drogi do szczęścia. Autorka daje wszystkim szansę na nowe dni, które zależą od tego, czy zechcemy je wykorzystać. Jak pisze: „Gdy przepracujemy żałobę, jesteśmy coraz bardziej świadomi cech naszych bliskich i ich wpływu na nasze życie. (…) Dochodzenie do siebie polega na odnalezieniu nowej równowagi, w której budujemy zaufanie do tego, co nas czeka, i wiarę w naszą zdolność radzenia sobie z przeciwnościami losu, abyśmy mogli stopniowo odzyskać orientację w życiu”.*
 
Ta historia wielkiej miłości, cierpienia, będąca opowieścią o determinacji w walce o ukochaną osobę, ale i walce o odzyskanie siebie z pewnością stanie się kołem ratunkowym dla wielu z nas. Natomiast dla szczęśliwców, którzy jeszcze nie doświadczyli straty, będzie stanowiła pomoc w zrozumieniu siebie i spojrzeniu w innym świetle na świat. Jestem przekonana, że nikt, kto po nią sięgnie, nie pożałuje czasu poświęconego na jej lekturę. Piękna i mądra książka.
​

*Fragment i cytaty pochodzą z książki Dr Lisa M. Shulman "Mózg w żałobie", Wyd. Filia, 2019

Obraz
Katarzyna Krakowska
współautorka bloga
0 Comments

Cieszmy się, że jesteśmy otoczeni miłością

10/30/2021

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

To nie egoizm, to konieczność

10/29/2021

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

Wszystko może się zmienić

10/28/2021

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

JAK MYŚLEĆ POZYTYWNIE

10/27/2021

0 Comments

 
Obraz

JAK MYŚLEĆ POZYTYWNIE

​Technik pozwolające budować pozytywne myślenie

​Pogoda była okropna. Niebo czarne od chmur, deszcz zacinał, wiatr wiał tak, że nie można było otworzyć parasola, aby ochronić się przed kroplami zacinającego deszczu. Do tego zimno. „I psa z domu w taką pogodę nie wygonisz” – mówimy tak czasami. I to był właśnie jeden z takich okropnych listopadowych dni. Wtedy w osiedlowym sklepiku spotkałam Gosię – naszą sąsiadkę. Wyszłyśmy razem na ten świat ogarnięty wichurą i rozpoczynającą się burzą. Gosia otworzyła drzwi, zrobiła pierwszy krok i z lekkim uśmiechem powiedziała bardzo wiarygodnie i przekonywująco: ”Życie jest piękne!”. Nie ukrywam, w pierwszym momencie zszokowało mnie to. Sprzeczność między otaczającym nas światem, a opinią Gosi była drastyczna. Ale co ważne, a czego jeszcze nie powiedziałam: Gosia na głowie – jak się domyślam bezwłosej – miała rodzaj chusty, turbanu. Chorowała na nowotwór. Miała przerzuty i trójkę dość małych dzieci w domu.
 
Stałam przez moment, nie wiedząc, co powiedzieć. Bo jak naprawdę można to skomentować? Dla mnie to był kolejny pracowity dzień, w kołowrocie obowiązków, zabiegania i kiepskiej pogody, od której wszystkiego się odechciewało. A przede mną stała wychudzona kobieta, bez makijażu, z chustą na głowie, z dość radosnym – jak na okoliczności – wyrazem twarzy, która na pewno bardzo chciała żyć i miała dla kogo. Wszystko, co mogłabym powiedzieć, wydawało mi się nie na miejscu. W końcu nie odniosłam się do jej słów, choć mocno mnie dotknęły. Przeszłyśmy kawałek, rozmawiając o jakichś mało istotnych sprawach. Cały dzień robiąc wszystkie zaplanowane rzeczy z listy, pamiętałam jej słowa „Życie jest piękne”. Normalnie narzekałabym, realizując połowę spraw, przy drugiej połowie - byłabym zdenerwowana, albo nieco wściekła. No i do tego nastrój psułaby mi ta paskudna pogoda. Tego dnia było jednak inaczej. Zaczęłam dopatrywać się w tych prozaicznych (nie ukrywajmy: czasami monotonnych i meczących) codziennych czynnościach – właśnie tego piękna. Zaczęłam myśleć inaczej.
 
Dlaczego to spotkanie i słowa Gosi wywarły na mnie tak duży wpływ? Oczywiście po pierwsze, usłyszałam je tak wyraźnie na zasadzie kontrastu, dysonansu – zupełnie nie pasowały do okoliczności i były sprzeczne z moim nastrojem tego dnia spowodowanym pogodą. Po drugie, uznałam pewnie Gosię za osobę niezwykle wiarygodną, swego rodzaju „eksperta życia”. Gdybym nie znała jej historii, nie wiedziała o jej chorobie i byłaby to nieznajoma – pomyślałabym pewnie, że to ktoś, delikatnie mówiąc, „dziwny”. Natomiast ktoś, kto może utracić życie (choć dzielnie i z całych sił o nie walczy) – wydał mi się wiarygodną osobą do mówienia właśnie o życiu. Taki ktoś „wie”, zmieniają się mu priorytety, wie, co naprawdę jest ważne. Zaczynają naprawdę cenić życie dopiero wtedy, gdy mogą je stracić.
 
Czy w naszej codzienności negatywnych myśli nie staje się z czasem coraz więcej niż pozytywnych i nawet sami nie zauważamy, jak się zmieniamy. Ogarnia nas marazm, brak chęci do życia, czarnowidztwo. Czasem dopiero opinia kogoś z boku zwraca nam uwagę i pokazuje, że się "pogubiliśmy", zaczęliśmy świat widzieć w czarnych barwach, gorzej się czuć, mniej robić. Dlaczego? Otóż nasze - wydawałoby się niewinne - myśli uruchomiły całą machinę, błędne koło. Otwierasz usta i płyną słowa zwątpienia, krytyki, niedowierzania. Braku wiary w siebie, w innych, w powodzenie działań. Czasami nawet nie otwierasz ust, a te same myśli rodzą się w Twojej głowie i wypierają w ten sposób myśli pozytywne, wpływając też na przekonania o nas samych i o świecie. Jeśli myślę np. "Nie mam prawdziwych przyjaciół", to zaczynam w sobie budować przekonanie "Jestem beznadziejna, nic nie warta, itd.", to z kolei wzbudza we mnie emocje, uczucia i niestety nie są one przyjemne. Osoba, która tak myśli o sobie i ma takie przekonania na swój temat jest smutna, przygaszona, zniechęcona. I niestety taki "stan ducha" przekłada się na jej działanie. Nie muszę chyba pisać, jak działa osoba w takim nastroju? Domyślicie się sami. W związku z tym: skoro mało robi, słabo działa (np. nie dzwoni do przyjaciół, nie umawia się z nimi, nie wychodzi) - nie zbiera pozytywnych doświadczeń, które mogłyby zmienić jej myśli. W związku z tym coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że nikt nie chce się z nią spotykać i że nie ma przyjaciół.
 
Natomiast pozytywnie myślący ludzie, mający pozytywne nastawienie do innych i całego świata żyją dłużej i są szczęśliwsi. Mówimy, że pozytywnym myśleniem "przyciągamy" innych pozytywnych ludzi i pozytywne doświadczenia. To nie "magia". Tak działa m.in. samospełniające się proroctwo - polegające na tym, że ludzie zachowują się tak, żeby ich oczekiwania się spełniły.
Obraz
„Pozytywne nastawienie do życia sprawia, że mamy więcej energii, bardziej wierzymy w swoje możliwości, a co za tym idzie – łatwiej osiągamy sukcesy. Zgodnie z badaniami optymiści żyją dłużej, mają niższy poziom kortyzolu we krwi i cieszą się lepszymi relacjami z innymi. Endorfiny, które produkuje nasz organizm w momentach szczęścia, są naturalną substancją przeciwbólową, sto razy silniejszą od morfiny. Bycie optymistą po prostu się więc opłaca.” *- przekonuje Mateusz Grzesiak w swoje najnowszej książce „Bądź skuteczny. 50 narzędzi rozwijających efektywność.”
​

Poniżej przedstawimy kilka technik, które pozwolą budować pozytywne myślenie, a które zaczerpnęłyśmy z wyżej wspomnianej książki. Stosując je, można ułatwić sobie sukces zawodowy i społeczny, być bardziej skutecznym w życiu codziennym i czuć się po prostu dobrze – jak pisze Mateusz Grzesiak.
 
Techniki pozwalające budować pozytywne myślenie:
 
1. Medytacja.
2. Zapisywanie pozytywnych doświadczeń.
3. Planowanie rozrywki.
3. Używanie pozytywnych wyrazów.
4. Afirmacje.
5. Ukierunkowywanie myśli.
6. Analiza błędów i wnioski.
7. Nagradzanie się za sukcesy.
8. Stosowanie zasady konsekwencji.
9. Zastanawianie się, co może pójść źle, i zabezpieczanie się.
10. Zastanawianie się, co może pójść lepiej.
11. Wizualizowanie sukcesu.
12. Pilnowanie swoich pozycji ciała.
13. Otaczanie się pozytywnymi symbolami.
14. Kwestionowanie dialogu wewnętrznego.
15. Odpuszczanie przeszłości.
 16. Robienie przerwy od social mediów.
17. Bycie wdzięcznym, uprawianie sportów, czytanie książek.
18. Zastanawianie się, jak rozwiązać problemy.
19. Rozglądanie się i zastanawianie, co jest dobre.
20. Nienarzekanie.
21. Pomaganie innym.
 
Pamiętajcie, że "pozytywne myślenie"  ma moc i zawsze jest dobry moment, by zacząć! Nie odkładaj tego na jutro ani nawet na za godzinę!
 
 *Fragmenty pochodzą z książki M. Grzesiaka "Bądź skuteczny", Wydawnictwo Onepress 
 
 
POLECAMY:
Obraz
KUPISZ TUTAJ>>


​NOWOŚĆ!
​

PREMIERA ODBĘDZIE SIĘ 27 LISTOPADA 2021!


Mateusz Grzesiak
"Bądź skueczny. 50 narzędzi rozwijających efektywnść osobistą i zawodową."

Wydawnictwo Onepress 
0 Comments

Nie zbliżę się na tyle...

10/26/2021

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

To będzie piękny tydzień.

10/25/2021

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

Nigdy nie odejdzie

10/24/2021

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

CZY WIESZ, JAK POMAGAĆ?

10/24/2021

0 Comments

 
Obraz

CZY WIESZ, JAK POMAGAĆ?

IZABELA CIEPLIŃSKA Cosmopolitan numer 7 lipiec 2019
Ekspert: Katarzyna Krakowska  PsychologiaPrzyKawie.pl

I
Z pomaganiem innym ludziom jest jak z pakowaniem walizki na wakacje. Im więcej włożysz, tym więcej wyjmiesz. Ale czasem chodzi tylko o to, by pokazać się w nowej kreacji...
 
Wyobraź sobie hipotetyczną sytuację: jedziesz z rodziną na wakacje nad morze. Bawicie się świetnie. Pływacie, nurkujecie, budujecie zamki z piasku, opalacie się, jednym słowem robicie wszystko to, co można robić na wakacjach nad morzem. Gdy pewnego dnia wraz z mamą i córką (lub synkiem) wypływacie na szerokie wody, wzbiera się sztorm. Z minuty na minutę przybiera na sile. Zaczynacie walczyć o życie. Prawdopodobnie wyjdziesz z tego cało, ale nie wiadomo, czy przeżyją twoja mama i dziecko. Możesz jedno z nich uratować. Kto to będzie? Mama czy dziecko? Trudne pytanie, prawda? Jak przekonali się naukowcy, którzy przeprowadzili to badanie opublikowane w Journal of Cross-Cultural Psycholog, Europejczycy i Amerykanie najczęściej wybierali dziecko, Azjaci - mamę. Jak tłumaczyli wybór? Dla pierwszych odpowiedź była oczywista - niesienie pomocy dziecku jest priorytetem. Ci drudzy uważali, że mama jest tylko jedna, dziecko można urodzić nowe. Ten eksperyment, który tak naprawdę miał pokazać różnice kulturowe, obnażył inną rzecz. Chociaż wszyscy lubimy pomagać, to często dokonujemy selekcji, komu pomożemy i dlaczego.


Dobre dobro

​Pewne chińskie powiedzenie mówi: jeśli chcesz być szczęśliwa przez godzinę - zrób sobie drzemkę, jeśli przez cały dzień - idź na ryby, jeśli przez cały rok - przygarnij spadek, jeśli przez całe życie - pomóż komuś. Pomaganie uszlachetnia i - jak mówi Jerzy Owsiak, twórca największej akcji charytatywnej w dziejach Polski, Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, która w tym roku zebrała ponad 175 milionów złotych - „jest dziecinnie proste”. „Pomaganie otwiera nas na drugiego człowieka, na jego potrzeby, uczy wrażliwości i wyjścia z własnej perspektywy. Ofiarując innym pomoc, sami zyskujemy wiele. W przypadku osób empatycznych - łagodzą one swój wewnętrzny dyskomfort związany z patrzeniem na krzywdę drugiego człowieka. Nawet jeśli nie jesteśmy osobami wrażliwymi na potrzeby innych, pomagając, także dostajemy nagrodę. Po pierwsze, wzrasta nasza samoocena. Po drugie, zyskujemy podziw, aprobatę, szacunek, sympatię.
 
Jak pokazują badania, zachowania altruistyczne aktywują w naszym mózgu tzw. centra nagrody, odpowiedzialne m.in. za odczuwanie przyjemności. U osób pomagających można zaobserwować obniżone ciśnienie krwi, słabsze odczuwanie bólu, mniejsze prawdopodobieństwo zachorowania na depresję i zwiększenie szansy na wydłużenie życia. Osoby pomagające mają nie tylko lepszy nastrój, ale również dużo lepiej radzą sobie w sytuacjach zadaniowych i stresujących”, wyjaśnia psycholog Katarzyna Krakowska, współautorka bloga PsychologiaPrzyKawie.pl. Czy można chcieć więcej?
 
(Bez)Interesownie
 
Gdy w Paryżu płonęła katedra Notre Dame, w ciągu kilku godzin pojawili się trzej darczyńcy - François-Henri Pinault, Bemard Arnauld i rodzina Bettencourt Meyers, francuscy milionerzy, którzy chcieli swoim datkiem pomóc odbudować legendarną budowlę. Ale zamiast dowodów uznania dla swojej hojności, zostali przez wielu obrzuceni błotem. Dlaczego? Krytycy uznali, że nie była to pomoc bezinteresowna, tylko zagwarantowanie sobie ulgi podatkowej.
  
Poza tym pieniądze powinny trafić do najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących. A tymczasem poszły na odbudowę zabytku sakralnego, który powinien sfinansować Watykan. „Żałość i zazdrość”, powiedział Arnault. ,,W innym kraju dostalibyśmy gratulacje za taką pomoc”, dodał. Nie wiadomo, jaką motywacją kierowali się darczyńcy, ale wiadomo, że to ona nakręca nas do niesienia pomocy. Czy jednak zawsze pomagamy bezinteresownie? „Jedni pomagają, gdyż zależy im na >>niepieniężnej formie wynagrodzenia<<, by doceniono ich gest, czyli na swojej reputacji. Ważne jest dla nich, że inni usłyszą, że pomagają, np. zobaczą, że idą z żonkilem, co świadczy o tym, że złożyli datek na hospicjum albo ich nazwisko będzie wymienione wśród innych darczyńców, którzy ufundowali pomoce naukowe dla szkoły. Drudzy pomagają dla poprawy nastroju. Jeszcze inni pomagają, ponieważ chcą przeciwdziałać negatywnemu nastrojowi. Robert Cialdini opisał tzw. efekt ulgi, polegający na redukowaniu negatywnego nastroju poprzez działania przynoszące nam radość i satysfakcję. Czasami pomagamy, by zadośćuczynić, zagłuszyć wyrzuty sumienia”, mówi psychoterapeutka. Wreszcie są osoby, które pomagają, bo oczekują czegoś w zamian - „pomogę, bo będę mógł w przyszłości liczyć na pomoc tej osoby”. „Oczywiście są też osoby empatyczne, które pomagają, gdyż współczują osobom potrzebującym. Jest to związane z ich umiejętnością współodczuwania, wchodzenia w perspektywę drugiego człowieka. One są gotowe pomóc bez względu na konsekwencje podjętych działań, czyli nawet wówczas, gdy koszty przeważą zyski”, dodaje ekspertka. Brawo dla nich!
Obraz
​
​Dobry samarytanin
 
Ponad rok temu świat wzruszyła historia Johnny’ego Bobbitta, bezdomnego weterana, który oddał Kate McClure swoje ostatnie 20 dolarów na benzynę. Bidulka utknęła bez niej sama w nocy na autostradzie. Kobieta w formie rewanżu zorganizowała dla niego zbiórkę na GoFundMe. Zebrała 400 tysięcy dolarów. Ale bezdomny nie dostał prawie nic. Przeprowadzone śledztwo dowiodło, że cała akcja została sfingowana - Johnny i Kate oraz jej chłopak znali się wcześniej. Wszyscy czekają teraz na rozprawy. Ta przykra historia pokazuje, jak bardzo lubimy wzruszające akty pomocy. Do tego stopnia, że czasem wszyscy dajemy się oszukać. Przypomina to dawanie pieniędzy żebrakowi pod sklepem, chociaż wiemy, że przeznaczy je na alkohol, przez który stoczy się jeszcze bardziej. „Dając pieniądze bezdomnemu, wyświadczamy mu większą szkodę. Dajemy mu rybę, zamiast wędki, czyli uczymy wyciągania ręki, przyzwyczajamy do brania i tym samym nie motywujemy do pracy", mówi Katarzyna Krakowska. I dodaje: „Na naszą decyzję o pomaganiu wpływa oczywiście również świadomość, komu pomagamy. Wiele osób chętniej wpłaci datki na szczytny cel,  a nie na anonimowe dziecko w Afryce. Gdyby było to dziecko chociażby znane z imienia i nazwiska albo można by było obejrzeć jego zdjęcie, sprawa wyglądałaby zupełnie nie inaczej”.
 
Cegiełka do cegiełki
 
Niezależnie od tego, jaką  motywacją kierujesz się, pomagając innym, i w jakiej formie to robisz, musisz pamiętać, że nie każdy jest gotowy na pomoc. „Niektórzy uważają, że przyjęcie pomocy będzie świadczyło o ich słabości. Są też tacy, którzy obawiają się długu, który kiedyś przyjdzie im spłacić. Inni natomiast nie chcą przyznać się do porażki. Godząc się na pomoc, niejako przyznajemy się bowiem do tego, że pewne sprawy wymknęły się nam spod kontroli. Przyjęcie pomocy to obnażenie słabości. Branie jest bez dwóch zdań trudniejsze niż dawanie", mówi ekspertka. Jak więc pomagać i czerpać z tego przyjemność? Najlepiej, gdy fundamentem pomocy będzie pasja, dziedzina, która jest dla ciebie ważna. Jeśli czujesz, że chcesz pomagać bezdomnym zwierzętom w znajdowaniu im domów, lecz zupełnie nie widzisz siebie w pomocy dzieciom niepełnosprawnym, to jest to jak najbardziej OK. Forma pomocy też nie ma znaczenia - darowizna pieniężna nie musi być bardziej wartościowa od poświęconego czasu i zaangażowania. Szukaj organizacji, której cele są transparentne. Jak uważa Michael Norton, naukowiec z Harvardu: „Dawanie pieniędzy na określony cel przynosi więcej radości i satysfakcji niż pomoc w ciemno”. I najważniejsze -  nie oczekuj wdzięczności, ponieważ możesz się jej nie doczekać. Zamiast satysfakcji z niej pojawią się żal, złość i poczucie wykorzystania. „Nie bądźmy nadgorliwymi w pomaganiu. Nauczmy się stawiać granice, a przede wszystkim szacunku do siebie i akceptacji, abyśmy nie musieli przeglądać się w oczach innych, by czuć się dobrze”, dodaje Katarzyna Krakowska. Wiesz już komu i jak pomożesz?
​
Obraz
​Ekspert cytowany w artykule:
​Katarzyna Krakowska
​współautorka bloga
Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie potrafisz być asertywna, nie możesz poradzić sobie z natłokiem myśli, targają Tobą emocje - skorzystaj z naszej wiedzy i doświadczenia! Zapraszamy Cie na porady on line! Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie! ​
Obraz
0 Comments

Aby nie stracić...

10/23/2021

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

TO JESZCZE NIE TO

10/23/2021

0 Comments

 
Obraz

TO JESZCZE NIE TO

Złudzenie postępu hedonistycznego. Mity na temat szczęścia

​
Upalny lipcowy dzień. Piękne słońce, bezchmurne niebo. Wydawałoby się idylla, nic tylko zalec na leżaku i odpoczywać. Nikomu nie wydaje się, że w taki dzień można tak łatwo i po prostu – umrzeć. I że wystarczy do tego krótka chwila.
Paweł leżał na korcie. Rakieta tenisowa wypadła mu bezwładnie z ręki. Nie udało się go uratować, nie odzyskał przytomności. Rozległy zawał serca w wieku 41 lat. Przerwane życie, plany, a chciał przecież jeszcze tak wiele zrobić i osiągnąć. No właśnie – osiągnąć. Paweł osiągał całe życie. „Osiąganie” definiowało go, było jego motorem.

​Pochodził ze średniej wielkości miasta, kilkadziesiąt kilometrów od dużej metropolii, w której były kina, teatry, opera. Kafejki, w których widział ludzi popijających kawę, domy z ogrodami – po prostu życie, o jakim marzył. Kontrast był szczególnie duży, gdy wracał do swojego pokoju w małym mieszkanku rodziców na 9 piętrze wieżowca. Rodzice pracowali umysłowo, ale w domu się nie przelewało. Paweł uczył się dobrze. Chciał się wybić, opuścić miasteczko, w którym nie był szczęśliwy. Po nocach uczył się angielskiego. Rodziców nie stać było na prywatnego lektora, a w szkole uczyli kiepsko. 

W czasie wakacji zaczął jeździć do pracy za granicę, szlifował też wówczas język. Gdy zdał na studia, przeniósł się do swojej upragnionej i wyśnionej metropolii. Ale wcale nie przyniosło mu to szczęścia. Mieszkał w akademiku, dorabiał sobie, mimo iż studiował dziennie. Myślał „Muszę wynająć swoje mieszkanie, wtedy będzie lepiej”, więc pracował jeszcze ciężej. Spał po 5 godzin na dobę i cel osiągnął. Ale czy dało mu to szczęście? Nie poczuł go. Potrzebuję samochodu, wtedy będzie już dobrze. Najpierw był więc mały używany, z czasem samochody - większe i nowsze. I zawsze to samo, wiara, że kolejny, będący spełnieniem marzeń da wreszcie poczucie szczęścia. I ciągle nie był szczęśliwy. Spotkał Anię, piękną rudowłosą dziewczynę. Muszę ją zdobyć, z nią będę szczęśliwy…

Ludzie odbierali go jako człowieka niezwykle przedsiębiorczego, z głową do interesów. Kreatywnego, pomysłowego, który osiągnie wszystko, co sobie zamarzy. Lubili robić z nim interesy. Obracał się w środowisku zamożnych osób, ale oni cieszyli się jak dzieci, z tego, co posiadali. Byli szczęśliwi w swoim życiu, szczęśliwi z tego, co mają. A Paweł nie.

Zawsze uważał, że jego szczęście jest krok przed nim, za najbliższym zakrętem. Wystarczy jeszcze trochę się postarać i złapie je. Gdy wydawało się, że już je ma, trzyma w swych rękach, okazywało się, że to jeszcze nie to. Nowy samochód nie cieszył, tak jak wydawało się, że będzie cieszył. Chyba zbyt „zwykły” – myślał sobie. Kolejne mieszkania, wreszcie dom i ciągle poczucie, to jednak nie to. Ciągle nie czuł szczęścia. Chyba za niskie miałem wymagania, bo gdyby to był dom z basenem, to wtedy pewnie byłbym szczęśliwy. Ciągłe szarpanie się, wypruwanie sobie żył, bo „osiąganie” jest bardzo kosztowne, wymaga wysiłku, ciągłej walki. Eksploatuje i ciało i psychikę.

Paweł uległ złudzeniu, które w psychologii nazywamy „złudzeniem postępu hedonistycznego”, czyli fałszywe myślenie, że mogę być szczęśliwszy. Wydaje się nam, że jak posiądziemy więcej nowych, lepszych rzeczy, to będziemy szczęśliwsi. Myślimy sobie: osiągnę szczęście, gdy tylko „to” zdobędę: zawód, rzeczy materialne, kobietę swojego życia, itd. Osiągam to, a szczęście nie przychodzi, więc „podnoszę poprzeczkę”, kreuję kolejne rzeczy do zdobywania, bo przecież one przyniosą mi upragnione szczęście. Ilu znacie ludzi, którzy mówią: Jak wygram w totolotka, to wtedy będę szczęśliwy. A badania pokazują, że reguła jest raczej odwrotna, to szczęśliwi mają pieniądze, a nie pieniądze dają szczęście.

I nasza „podróż” zaczyna się znowu i trwa w nieskończoność. Bo jest właśnie złudzeniem. Uważamy, że szczęście jest gdzie indziej, nie w miejscu, w którym aktualnie jesteśmy.
 
Pamiętajmy, że to z gruntu fałszywe myślenie, pułapka, którą przyszykował dla nas nasz umysł i czasami po prostu może nam zabraknąć czasu, aby w tym całym „biegu” być szczęśliwym. Ulegniemy "złudzeniu postępu hedonistycznego", będziemy „szczęście” gonić, a ono z każdym naszym krokiem będzie się oddalać. Może zabraknąć nam czasu, żeby być szczęśliwym tu i teraz. Bo właśnie teraz jest nasz "ciepły, słoneczny, szczęśliwy dzień"! ​ Nawet jeśli za oknem deszczowa jesień.
​
​Jeżeli często masz wszystkiego dość, życie i jego problemy przerastają Ciebie. Wzięłaś na siebie za dużo obowiązków, jesteś mało asertywna, nie umiesz się z niczego cieszyć. Nie potrafisz panować nad emocjami, masz niskie poczucie, które wpływa na relacje z innymi. Brak Ci poczucia wartości i akceptacji.  Zapraszamy Cię na porady on line.  Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
Obraz
0 Comments

Siła i pięko kobiety

10/22/2021

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

Kobieta i mężczyzna

10/22/2021

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

Bez względu na to, co się wydarzy

10/21/2021

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

Dobry nastrój na cały czwartek

10/21/2021

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

TO NIE JEST MIŁOŚĆ

10/20/2021

0 Comments

 
Obraz

TO NIE JEST MIŁOŚĆ

Relacje małżeńskie. Nadopiekuńczy Rodzic i Nieporadne Dziecko

Oczy przecierała ze zmęczenia. Litery na ekranie monitora rozmazywały się.  Nie miała już sil. Od dwóch miesięcy godzi pracę, opiekę nad dziećmi i doglądanie chorego ojca z poszukiwaniem pracy dla Maksa. Ledwie żyje. Odczuwa, że brakuje jej sił, ale musi…

Zawsze perfekcyjna. W pracy wszystko dopięte na ostatni guzik, dzieci zadbane, dom, który bez problemu przeszedłby  test białej rękawiczki. Otwarta na innych, gotowa do poświęceń, niestawiająca granic.

Czy Ania musi szukać pracy dla Maksa? Czy musi zawsze o wszystkich i za wszystkich myśleć?  Czy sama nie wykreowała takiej sytuacji ? Zawsze odpowiedzialna, od dziecka starała się być „bohaterem”. W domu rodzinnym opiekowała się młodszym rodzeństwem, dawała im poczucie bezpieczeństwa, dbała o ich potrzeby, bo było jak było… Ojciec alkoholik, ciągłe awantury,  mama cierpiąca na depresję. Ania brała na siebie odpowiedzialność za wszystkich, dźwigająca świat na swoich ramionach.

Gdy poznała Maksa zrozumiała, że jest mu potrzebna. Cudowny, inteligentny, ale taki zagubiony. Koleżanki określały go jako Piotrusia Pana, Wiecznego Chłopca, a Ania uważała, że to niesprawiedliwe. Doskonale rozumiała, czego brakowało w jego dzieciństwie. Ich domy przecież były  takie podobne, choć  różne…

Mama Maksa, gdy poznała jego ojca zakochała się bez pamięci. Ciąża pokrzyżowała jej ambitne plany. Dziewczyna, która ze wsi przyjechała do miasta i konsekwentnie dążyła do celu, nagle musiała zrezygnować  z wszystkiego o czy marzyła.  Szalona miłość stanęła na jej drodze. Obiekt  westchnień nie miał ambicji.  Co prawda oczarowany dziewczyną, zaakceptował myśl o ślubie i dziecku, ale nie potrafił się w tej sytuacji odnaleźć. Gdy dotarło do niego, co się wydarzyło w jego beztroskim  życiu, zaczął z niego uciekać. Koledzy, alkohol, hazard, kobiety… Mama Maksa początkowo chlipała w poduszkę, potem zaczęła myśleć o sobie. Dziecko podrzucała rodzicom na wieś, a sama dużo podróżowała, nawiązywała wiele relacji towarzyskich. Dla Maksa w życiu rodziców nie było miejsca. Matka  widziała w nim kogoś, kto pokrzyżował jej ambitne plany. Nie  dawała mu miłości, opieki, poczucia bezpieczeństwa.

Ania i Maks odnaleźli się w życiu, by zaspokoić wzajemnie swoje potrzeby. Ona mająca chęć opiekowania się, on szukający kogoś kto dałby mu, to, czego nie zaznał w dzieciństwie. Dziecko i Rodzic. Relacja małżeńska, która przypominała relacje nieporadnego dziecka i nadopiekuńczej matki. Matki, która  wiecznie czuwa, opiekuje się, wyręcza, szuka pracy, ratuje z potrzasku, ale i kontroluje. On z kolei oczekujący opieki, a  w zamian tracący niezależność, poddający się ciągłej kontroli , a w ten sposób dający żonie satysfakcję. Przecież dzięki niemu może o sobie powiedzieć: gdy nie ja… Dlaczego weszli w takie role?

Człowiek, który w domu rodzinnym nie zaznał poczucia bezpieczeństwa i opieki albo będzie  podobni jak Maks szukał partnera, w którego ramionach znajdzie to, czego zabrakło w dzieciństwie albo będzie projektował tę potrzebę na drugiego człowieka,  i tak Ania stanie się osobą nadopiekuńczą, co w relacji małżeńskiej będzie wyglądało wręcz wygląda wręcz groteskowo.

Czy wyjście z takiego związku jest możliwe? Oczywiście, ale tylko wówczas, gdy jedna ze stron „zbuntuje się”  i w sposób dojrzały spojrzy na swoje  życie, rozumiejąc, że bycie kontrolowanym, bądź bycie wykorzystywanym, to nie miłość. Ale nie jest to proste, gdyż potrzeby, które partnerzy zaspakajają w tych chorych związkach powodują, iż czują się w nich dobrze, pomimo, iż dla ludzi z zewnątrz ta relacja  nie przypomina miłości.

Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.

​
​
Obraz
Katarzyna Krakowska
współautorka bloga
​Jeżeli nie potrafisz poradzić sobie z przeszłością, chcesz zacząć inaczej reagować, wchodzić w zdrowe relacje - pomożemy Ci. O ile chcesz skorzystać  z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie
Obraz
0 Comments

Poczekać warto

10/19/2021

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

Przytulmy się

10/18/2021

0 Comments

 
Obraz

PRZYTULMY SIĘ

Reakcje naszego ciała i umysłu na przytulanie

​To, że przytulanie jest ważne dla rozwoju dzieci, wiedzą wszyscy. Mamy tulą niemowlęta, noszą na rękach (ostatnio stało się także modne noszenie w chustach), przytulają do piersi. Z wiekiem jednak powoli o tym zapominamy, a okazuje się, że i dla dorosłych przytulanie jest ważne. „Powinniśmy być przytulani 4 razy dziennie by przeżyć, 8 razy dziennie, żeby zachować zdrowie i 12 razy, żeby się rozwijać” – piszą Jack Canfield i Mark Victor w książce „Zrób to, o czym marzysz”. Dzięki dotykowi, przytuleniu zachodzą w osobach przytulanych zmiany: obniża się ciśnienie krwi, zwiększa się odporność, zwalnia oddech, obniża się poziom kortyzolu - hormonu stresu, wydziela się oksytocyna – naturalny antydepresant.

Do tej pory mówiłyśmy o tym, jak ludzie wpływają na siebie – o perswazji, wpływaniu na czyjeś poglądy, a tymczasem okazuje się, że - tak wydawałoby się prostą sprawą jak przytulenie - możemy także wpływać na ciało drugiego człowieka (a przy okazji też swoje).

Badania pokazały, że pary, które się często przytulają są bardziej zadowolone ze związku. Łączy ich głębsza więź emocjonalna. Przytulanie wpływa na zwiększenie wzajemnego zaufania. Pary, które dużo się przytulają mają większą szanse na stworzenie trwałego wieloletniego związku. W badaniach wykazano, że u mężczyzn wyższy poziom oksytocyny, która wytwarza się w czasie przytulania, powoduje, że są mniej skłonni do zdrady.
​
Przytulanie nie tylko wyraża czułość, ale także zwiększa poczucie bezpieczeństwa oraz poczucie pewności siebie i swoich umiejętności. Dzięki przytulaniu możemy się poczuć zrelaksowani, ukoić emocje. Przytulanie też potrafi ułatwić zasypianie. To tylko niektóre z potencjalnych korzyści.

Niestety współcześnie dotyk kojarzy się nam źle. Wszędzie dopatrujemy się podtekstów seksualnych i w związku z tym dotyk, przytulanie jest ograniczany w wychowaniu, czy wręcz piętnowany. W konsekwencji często dorośli realizują tę niezaspokojoną potrzebę w pożądaniu seksualnym, zaczynają szukać substytutów, którymi mogą być np. kompulsywne jedzenie, czy właśnie seks bez psychicznej bliskości. Badacze donoszą, że z powodu braku dotyku najczęściej cierpią mieszkańcy dużych miast pracujący w wielkich odhumanizowanych korporacjach, z ograniczoną liczbą znajomych, czujący się samotnie. Takie osoby, albo takie, które akurat w danym momencie swojego życia nie mają za bardzo bliskich, do których mogliby się przytulić, mogą tulić swoje zwierzaki. To także przynosi korzyści.

Jeśli więc chcemy poprawić komuś nastrój, bo jest smutny, wesprzeć go, pocieszyć, dodać wiary we własne siły – poklepmy go choć po ramieniu, albo w bliższych relacjach – przytulmy serdecznie. Nie bójmy się tego. Nie zawsze potrzebne są słowa.
​
Ściskamy Was wszystkich bardzo mocno!
​
​Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać  z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
Obraz
0 Comments

Dla ważnych spraw znajdziesz czas

10/17/2021

0 Comments

 
Obraz
0 Comments
<<Previous
Forward>>
    JESTEŚMY NA FACEBOOKU:

    POMAGAMY:
    Obraz
    Kliknij i sprawdź

    PISZEMY DLA WAS:

    Obraz
    Katarzyna Krakowska
    Obraz
    Joanna Kotarska

    REKLAMA:
    piszcie do nas na adres: 
    ​[email protected] 
    ​

​Strony:  1   2   3   4   5   6   7   8   9  10  11  12  13  14  15  16  17  18  19  20  21  22  23  24  25  26  27  28  29  30  31  32  33  34  35  36  37  38  39  40  41  42  43  44  45  46  47  48  49  50  51  52  53  54  55  56  57  58  59  60  61  62  63  64  65  66  67  68  69  70  71  72  73  74  75  76  77  78  79  80  81  82  83  84  85  86  87  88  89  90  
​

Powered by Weebly
  • Blog
  • PORADY ON LINE
  • O NAS
  • WYCHOWANIE
  • RELACJE
  • PRACA
  • ONA
  • WYWIADY
  • Kontakt / Współpraca