Psychologia przy kawie
  • Blog
  • PORADY ON LINE
  • O NAS
  • WYCHOWANIE
  • RELACJE
  • PRACA
  • ONA
  • WYWIADY
  • Kontakt / Współpraca
Obraz

Nigdy nie dbam o rzeczy materialne...

2/4/2017

0 Komentarze

 
Obraz
0 Komentarze

Psychologia przy kawie radzi

2/4/2017

0 Komentarze

 
Obraz

PSYCHOLOGIA PRZY KAWIE RADZI

Toksyczne związki. Spotkania on line

Obraz
Bartka poznałam dwa lata. Spotkaliśmy się u znajomych. Od tamtego spotkania podjął wiele kroków, aby się ze mną ponownie zobaczyć. Oczywiście postarał się o mój numer telefonu, dzwonił, prosił, nalegał. Zaczęliśmy się spotykać, choć nie uważałam, że to był dobry moment, a może inaczej, nie byłam wówczas otwarta na związek. Kończyłam studia, podjęłam pracę, gdzie chciałam się jak najlepiej sprawdzić. Ale stało się. Bartek umiejętnie potrafił mnie podejść, rozkochać i skrzywdzić. Po pół roku znajomości zamieszkaliśmy razem. Tak naprawdę, to mi na tym zależało, bo po krótkim okresie starań z jego strony, przyszedł czas, gdy
poczułam, że wymyka mi się z rąk. Czułam jak się oddala, zrobił się arogancki, czasami bywał agresywny, miał o wszystko pretensje. A ja…wraz z jego oddalaniem się ode mnie, zaczęłam go coraz bardziej chcieć zatrzymać. Niemalże obsesyjnie. I tak jest do dziś. Tkwię, jak to wiele osób nazywa, w chorym związku. Ciągłe kłótnie, upokarzanie. Przyłapałam go na zdradzie, a podejrzewam, że nie tylko był to jeden raz i nie jedyna kobieta. Ale wciąż wybaczam. Przeprasza, obiecuje i za parę dni zaczyna się znowu piekło. Nie mam już sił, ale bez niego nie umiem żyć.                                                  
Ania

Aniu, z tego, co napisałaś wynika, że żyjesz w toksycznym związku. Przypomina on taniec, w którym po momencie odepchnięcia, Twój partner ponownie Ciebie przyciąga do siebie. A Ty wbrew wszystkiemu na to przyciąganie czekasz, gdyż czujesz, że nie umiesz bez Bartka żyć.

Ktoś z boku powiedziałby, że jesteś od niego wręcz uzależniona. Boisz się, że go stracisz i brak Ci obecnie adekwatnej oceny sytuacji. Potrzebujesz kogoś, kto spojrzałby z boku na Twój związek, w którym tkwisz, a przede wszystkim na Ciebie. Potrzebna jest Ci osoba, która pomoże Ci zrozumieć, dlaczego pozwalasz drugiemu człowiekowi na przekraczanie granic, na ciągłe ranienie. Zdajemy sobie sprawę, że nie jest Ci łatwo, ale ta zmiana jest możliwa. Przede wszystkim musisz obiektywnie spojrzeć na siebie, bo z tego, co napisałaś możemy wnioskować, że masz niskie poczucie własnej wartości, uważasz, że nie zasługujesz na miłość, stawiasz siebie w gorszej pozycji, wydaje Ci się, że nie jesteś wstanie sama funkcjonować bez mężczyzny przy boku. Osoby, które Ciebie znają z pewnością nie potrafią zrozumieć, dlaczego ciągnie Ciebie do skomplikowanych mężczyzn. Widzą w Tobie kogoś, kto zasługuje na wartościowego partnera, ale Ty sama tego nie umiesz dostrzec.

Najważniejsze, abyś zrozumiała i odpowiedziała sobie na pytanie, co powoduje, że tkwisz w takim związku. Pod takim zachowaniem leżą emocje. W Twoim przypadku może to być lęk przed samotnością. A on z kolei może być wynikiem Twoich przekonań na swój temat. Najprawdopodobniej nie wierzysz, że zasługujesz na miłość i trzymasz się człowieka, który "jest jaki jest, ale ważne, że jest". Najprawdopodobniej uważasz, że na nikogo lepszego nie zasługujesz.  I tu może być źródło Twojego problemu.

Aniu, jesteśmy przekonane, że z pomocą psychologa, uda ci się nie tylko wyjść z tej toksycznej relacji, ale przede wszystkim spojrzeć na siebie obiektywnie, pokochać siebie i nie pozwolić więcej siebie krzywdzić. Jest to możliwe. Odpowiedziałyśmy Ci jedynie na podstawie kilku informacji, które w swoim liście zawarłaś, dlatego możemy tylko odpowiedzieć hipotetycznie.  Specjalista dopyta,  spojrzy na cały obraz i podejdzie indywidualnie do Twojej osoby. Trzymamy kciuki!

Kochani, ponieważ wiele osób, podobnie jak Ania, pisze do nas oczekując pomocy, stratujemy ze SPOTKANIAMI ON LINE. Jeden list to za mało, by kogoś poznać, zrozumieć źródło problemu i zdiagnozować problem, nie mówiąc o pomocy. Wszystkich, którzy chcieliby z nami odbyć podróż zmierzającą do rozwiązania supełków i supłów utrudniających szczęśliwe życie, tych, którzy boją się zmian, a wiedzą, że są potrzebne, tych, którzy chcieliby lepiej poznać siebie, szukają wsparcie w trudnym procesie wychowania dzieci i wszystkich, którzy szukają pomocy psychologa, a z różnych powodów nie mogą do niego dotrzeć, zapraszamy na wspólną kawę on line. Sprawdź, może to coś w sam raz dla Ciebie?

Spotkania on line >>>
0 Komentarze

Każdy popełnia błędy

2/3/2017

0 Komentarze

 
W OBJĘCIACH MIŁOŚCI - ARTYKUŁ 
Obraz

KAŻDY POPEŁNIA BŁĘDY

Wybór partnera

Ujął mnie i zachwycił ten napis na murze „Asia. Naprawdę było mi z Tobą dobrze… Każdy popełnia błędy…” Rozczulające! Chyba tylko młodzi ludzie mogą mieć w sobie tyle fantazji, żeby coś takiego zrobić. Jakoś nie wyobrażam sobie męża po 20 latach małżeństwa, który nocą robi graffiti dla żony, nawet, gdyby zrobił coś naprawdę złego. Ale może się mylę? Może nasi męscy fani wyprowadzą mnie z błędu?

A ile wysiłku włożonego w napisanie imienia dziewczyny, zauważcie, że zajęła prawie całą powierzchnię ściany, naprawdę musiała być ważna dla autora. Co takiego musiał zrobić, że się na niego obraziła? Tu możemy się jedynie domyślać: zapomniał o randce (trochę za mało, żeby zerwać), upił się na imprezie (chyba, że po raz n-ty), koledzy byli ważniejsi od dziewczyny i nie miał dla niej czasu, podrywał inną dziewczynę, zdradził Asię, a może wszystko naraz? Tego niestety chyba nigdy się nie dowiemy. Pozostają domysły.

​Pewnie teraz Ona nie odpowiada na SMSy, wyrzuciła go ze znajomych na facebooku i wymyślił tak „słodki” sposób komunikacji (a przy okazji, czy wiecie, że aktualizacje statusu na Facebooku najczęściej dotyczą związków?). Jeśli Ona mieszka naprzeciwko tej ściany, codziennie musi patrzeć na te słowa i może w końcu mu wybaczy? Tylko czy warto? No właśnie! Autor jest „słodki”, widzi swój błąd, chce o nią walczyć, nie chce się poddać. Zastanawiające jest tylko, że użył sformułowania „każdy popełnia błędy”, a nie „każdy może popełnić błąd” - może to sugerować, że to nie był już pierwszy błąd, ale wcześniej trochę ich już było. Ale zostawmy może psychoanalityczne hipotezy i drobiazgową analizę słów. ​
Obraz
Może Asia miała dobre przeczucie i odwagę, by działać. Wiele młodych kobiet nie podejmuje takiego ryzyka wobec mężczyzny, z którym się umawia, ze strachu przed całkowitą utratą relacji. Tłumi swoje obawy myśląc: „zmieni się, gdy tylko się zaręczymy lub kiedy się pobierzmy”. A ludzi w ich fundamentalnych cechach bardzo trudno zmienić (dotyczy to np. uzależnień, bardzo silnych utrwalonych nawyków, niektórych cech osobowości). Wiara, że miłość jest cudownym lekarstwem i Ty zmienisz „bestię”, jest szczytna, ale niestety złudna.  Eldredge’owie w swojej książce „Zabijanie lwów. Szalona przygoda stawania się mężczyzną” radzą: „Poślubiaj mężczyznę lub kobietę za to, kim są teraz a nie za to kim mogą się stać w przyszłości […] Miłość jest nie tylko ślepa, ale również podlega złudzeniom.” Raczej nie zrobisz z żyjącego od 10 lat „na garnuszku rodziców” introwertycznego domatora – przedsiębiorczego biznesmena, duszy towarzystwa, uwielbiającego imprezy. Podobnie z odnoszącej sukcesy właścicielki firmy – trudno zrobić kurę domową. A jeśli w grę wchodzą uzależniania, każdy  „- izm” (alkoholizm, seksoholizm itd.), czy pornografia, narkomania, hazard, szanse wyjścia z nałogu naprawdę są nieduże.

Dodatkowo, gdy jesteśmy zakochani „nosimy różowe okulary” i nie widzimy prawdziwych problemów, czy poważnych wad naszego partnera, partnerki, które potem mogą okazać się dla nas istotne. Badania z neuroobrazowania mózgu wykazały, że gdy pokazuje się zakochanym zdjęcie ich partnera, to spada aktywność mózgu odpowiedzialna za myślenie krytyczne. Taki spadek nie występuje, gdy pokazuje się zdjęcie zwyczajnego znajomego. Tak więc potoczne określenie, że przy zakochaniu „tracimy połowę mózgu” wydaje się uzasadnione.
Obraz
Na początku znajomości każdy z nas próbuje zaprezentować się z jak najlepszej strony, pokazać to, co ma w sobie najlepszego - taka swoista „wersja demo”. Może więc warto poprosić osoby z zewnątrz, przyjaciół, znajomych o opinię o naszym partnerze/partnerce, albo przynajmniej wysłuchać jej w spokoju, jeśli sami chcą się z nami nią podzielić. Własnym rodzicom jakoś nie wierzymy, ale jeśli mówią coś nasi przyjaciele, zastanówmy się przynajmniej nad tym. Skoro „tracimy połowę mózgu” i stajemy się niewrażliwi na rażące problemy, to mogą nam przyjść z pomocą opinie bliskich. Znamy wielu ludzi, którzy najpierw usprawiedliwiają swoich partnerów, a potem po kilku latach małżeństwa żałują swojej decyzji. Może trochę obiektywizmu nie zaszkodzi? :-)

Wracając do Asi, czy ma wybaczyć? …. Wybaczanie - podobnie jak wybór partnera – to kolejna niełatwa sprawa. Poświęciłyśmy jej oddzielny post "Miłość Ci wszystko wybaczy". Jeśli Was to interesuje - zapraszamy do lektury.

* Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób
**Tekst ukazał się na blogu w 2016 roku


POWIĄZANE POSTY:
"Miłość Ci wszystko wybaczy."
"Granice miłości"
0 Komentarze

Po zerwaniu - różnice damsko-męskie

2/3/2017

0 Komentarze

 
W OBJĘCIACH MIŁOŚCI - DOWCIP
Obraz

PO ZERWANIU

Różnice między kobietami a mężczyznami

Dziś piątkowo - weekendowo - humorystycznie :) 

Jak po zerwaniu reagują mężczyźni i kobiety:
  • pierwszego dnia
  • po tygodniu
  • po miesiącu.
​Czy jest w tym odrobina prawdy? :)
Obraz
Źródło: www.​brightside.me
0 Komentarze

Gdy ktoś jest złośliwy, nie słuchaj...

2/3/2017

0 Komentarze

 
Obraz
0 Komentarze

Zasługujesz na...

2/2/2017

0 Komentarze

 
W OBJĘCIACH MIŁOŚCI - CYTAT
Obraz
Obraz
Obraz
0 Komentarze

Smutna prawda jest taka, że wielu ludzi...

2/2/2017

0 Komentarze

 
Obraz
0 Komentarze

Granice miłości

2/1/2017

2 Komentarze

 
Obraz

GRANICE MIŁOŚCI

Toksyczna miłość

W wielu poradnikach można przeczytać, że o miłość należy  dbać, należy ją pielęgnować, czuwać, by żar nie przygasł, bez względu na to, czy minęło pięć, dziesięć, czy trzydzieści lat po ślubie, ale z drugiej strony nie można zapominać o własnej godności i pewnych granicach, których przekraczać nie należy.

Czasami chuchanie i dmuchanie nie jest łatwe, ale należy próbować. Często brak czasu, stres powodują, że ludzie zaczynają się od siebie oddalać. Napięcia rosną, konflikty zostają nierozwiązane. Niekiedy pojawiają się „doradcy”, którym zależy na podsycaniu wzajemnej niechęci. I co wówczas można zrobić? Sposobem może być znalezienie czasu na rozmowę i wsłuchanie się  w potrzeby drugiej osoby. Jeżeli to nie pomoże, warto poprosić o wsparcie kogoś, kto spojrzy z innej perspektywy. Bliscy, przyjaciele, terapia, to koła ratunkowe, z których warto skorzystać. Bywają niestety niekiedy drogi, z których nie ma już powrotu, ale to ostateczność.

Jak daleko można zajść i jak długo pielęgnować uczucie do współmałżonka, kiedy ta troska i odpowiedzialność  jest jednostronna? Na pewno kosztem nie może być utrata szacunku do własnej osoby. Miłość do mężczyzny, dzieci, ojca, matki nie może być bowiem silniejsza od naszej godności. Nie można bowiem kochać drugiego człowieka, nie kochając i  nie szanując samego siebie. Miłość bliźniego musi zacząć się od miłości własnej.
Obraz
Kinga, atrakcyjna trzydziestopięciolatka, straciła w  związku, który trwał dziesięć lat swoją niezależność, podporządkowała się mężczyźnie, który odbierał jej każdego dnia prawo decydowania o sobie, godność, w końcu całkowicie ją od siebie uzależniając. Ania, wykształcona, drobna czterdziestolatka, upokarzana, poniżana i manipulowana, najczęściej poczuciem winy. Słyszała wciąż, iż jest do niczego, że jest fatalną żoną i matką. W  końcu zaczęła w to wierzyć. Wiele kobiet, jak pokazują wyniki badań, tkwi w toksycznych związkach. Nie potrafią powiedzieć „dość”, nie umieją postawić granic. To wszystko trwa zwykle latami. Granica jest przesuwana powoli.

Dlaczego kobiety tkwią w takich małżeństwach? Pierwszym powodem są dzieci. Kobiety tłumaczą sobie często, że najważniejsze jest dobro dzieci, które muszą przecież rozwijać się w rodzinie pełnej. Pytanie, czy większej krzywdy nie wyrządza się dzieciom, skazując je na takie życie?  Druga sprawa to lęk. Kobiety boją się, że sobie same nie poradzą. Przecież codziennie słyszały, że są nic nie warte, niczego nie umieją. Niekiedy mają  niskie poczucie własnej wartości, które wyniosły z domu rodzinnego, które spowodowało, że nie mają żadnych wymagań, zadawalają się każdym okruszkiem, cieszą się, że ktoś  koło nich jest i nie sądzą, by zasługiwały  na coś dobrego. Uważają, że lepsza taka miłość, niż żadna. Jest też wiele kobiet, które pomimo wszystko kochają i wierzą w siłę swojej miłości. Wiele znoszą, wierząc, że ich uczucie zdziała cuda i zmieni mężczyznę. Niekiedy też względy religijne powodują, że kobieta tkwi latami w chorym związku. Uważa, że jest to krzyż, który powinna nieść pokornie na swoich ramionach. Tymczasem jest to błędne myślenie, niezgodne z nauką Kościoła.
Obraz
Wiele kobiet broni i chroni swojego gniazda. Jak lwice nie pozwalają, by ktokolwiek cokolwiek złego powiedział na ich mężów. Kryją prawdę przed rodziną i przyjaciółmi.  Ale niekiedy przychodzi kres. Często dzieci, które latami okłamywały, wybielając tatusia, zaczynają dorastać i widzieć dokładnie, w jakiej rodzinie żyją. Do matki zaczyna wówczas stopniowo docierać, jaki może być dalszy scenariusz, jakie mogą być konsekwencje. Wiedzą, że jest duże prawdopodobieństwo, że córki dorastające w takiej rodzinie w przyszłości przyjmą postawę dziewczynki do bicia, chłopcy natomiast wejdą w rolę agresora. Tak może się stać, gdyż dzieci kształtują swoje  postawy drogą modelowania (rodzic jest dla nich modelem, wzorem, który naśladują). Niekiedy dochodzi do przekroczenia kolejnych granic i to jest impulsem do zmiany. Czasami ktoś bliski potrząśnie, otworzy oczy i przemówi do rozsądku.

Co wówczas może kryć się za zakrętem? Wiele kobiet boi się tej zmiany. Nawet jeśli dostrzegą, że żyją w piekle, nawet jeżeli strach jest potężny, lęk przed nieznanym  paraliżuje je i nie pozwala zrobić kroku naprzód. Niekiedy nie widzą wyjścia z potrzasku i ich obawy są słuszne. Kobiety będące ofiarami przemocy zostają z niczym. Prawo nie staje po ich stronie, nie mają pomocy państwa. Zamykając drzwi, niekiedy muszą się pogodzić z pozostawieniem dorobku swojego życia. I co dalej?

Nie są to proste decyzje. Każdy musi je podjąć w zgodzie z własnym sumieniem. Choć ta zgoda z samym sobą nie ułatwia trudnej drogi, którą będą miały do pokonania. Ważne, by być otoczonym ludźmi, którzy pomogą odzyskać wiarę we własne siły, uwolnić się od poczucia winy, wyzwolić  od poczucia krzywdy. Nie jest to proste, ale możliwe. Trzeba wyjść z pewnej granej latami roli i wejść w rolę kobiety świadomej, silnej i pewnej siebie, która kocha przede wszystkim siebie, między innymi  po to, by kochać też tych, którzy tego uczucia nie podepczą.

* Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób
**Tekst ukazał się na blogu w 2016 roku

2 Komentarze

Aby znaleźć miłość, nie pukaj...

2/1/2017

0 Komentarze

 
Obraz
0 Komentarze

Czy wizyta u psychologa może być przyjemna?

1/31/2017

0 Komentarze

 
Obraz

CZY WIZYTA U PSYCHOLOGA MOŻE BYĆ PRZYJEMNA?

Spotkania on line

Przytłacza mnie codzienność, nie potrafię podejmować decyzji, jestem uzależniona od męża-tyrana, tracę cierpliwość do dzieci, nie potrafię odmawiać i czuję się wykorzystywana przez wszystkich, nie umiem wyrażać swojego zdania... Moglibyście pewnie wymieniać długo. Siostra radziła, że warto pójść do psychologa, kolega zapewniał, że spojrzał inaczej na swoje życie po kilku sesjach. Ale...macie opór....

Z czym Wam kojarzy się wizyta u psychologa? Obawiacie się wejścia do gabinetu, rozmowy twarzą w twarz z nieznajomą osobą, pojawia się uczucie wstydu, strachu. To normalne. Dlatego wychodzimy naprzeciw Waszym potrzebom. Ponieważ od dawna pytacie o porady on line, przygotowałyśmy dla Was pakiety spotkań z osobami, które znacie i mamy nadzieję, że lubicie :) Będziecie mogli wygadać się, wypłakać, uporać się z przeszłością, podjąć wyzwanie zmiany swojego życia, odzyskać wolność, nauczyć się stawiać cele, planować działania i oddychać pełną piersią. To wszystko w bezpiecznym cieple swojego domu, z filiżanką kawy i z nami - osobami, które są gotowe wspierać Was i dzielić się swoim wieloletnim doświadczeniem. Niejednej osobie pomogłyśmy inaczej spojrzeć na świat i swoje życie. Z naszą wsparciem Twoje życie może wyglądać inaczej...
Szczegóły już wkrótce :)


0 Komentarze

Pory snu dla dzieci w różnym wieku

1/31/2017

4 Komentarze

 
DZIECI MAŁE I DUŻE
ARTYKUŁ

Obraz

PORY SNU DLA DZIECI W RÓŻNYM WIEKU

Optymalna liczba godzin snu

​Te wieczorne dylematy: "Mamo, jeszcze nie chce mi się spać!" Chcę poczytać/pobawić się/porysować". Nasze dzieci mają wieczorem najwięcej pomysłów i rzeczy do zrobienia, o których przypominają sobie, gdy właśnie zbliża się pora położenia do łózka. Ulegamy a rano okazuje się, że nie można ich dobudzić. 

W styczniu dużo pisałyśmy o tym, jak radzić sobie z dziećmi, jak z nimi rozmawiać, jak je dobrze wychowywać, ale nawet najdoskonalszy rodzic nie zdziała nic, gdy jego dziecko będzie po prostu najzwyczajniej w świecie niewyspane. Będzie marudne, drażliwe, niechętne do współpracy, zmęczone.
Młodsze dzieci potrzebują więcej snu, starsze już nieco mniej. Ważna jest łączna liczba godzin snu na dobę - poniżej proponujemy "ściągę" z optymalnymi godzinami pójścia spać wieczorem, aby nasze dziecko było wyspane (oczywiście bazuje to na średniej liczbie godzin snu dla danego wieku, natomiast niektóre z naszych dzieci potrzebują nieco więcej a inne nieco mniej snu - rekomendowaną długość snu można zobaczyć na wykresie The National Sleep Foundation).
Obraz

Powyższą planszę możecie wydrukować, pobierając tutaj:
optymalne_pory_snu_dla_dzieci_do_wydruku.pdf
File Size: 456 kb
File Type: pdf
Pobierz plik

Istnieją także anglojęzyczne "Kalkulatory snu" dostępne on line lub jako aplikacje na telefony komórkowe. Część z nich przy określaniu godzin pójścia spać i pobudki uwzględnia dodatkowo także długość poszczególnych faz snu w zależności od wieku. Przykładowy kalkulator opisano w języku angielskim TUTAJ

Bibliografia:
A. Kast-Zahn, H. Morgenroth "Każde dziecko może nauczyć się spać", Media Rodzina, 2016 
www.sleepfoundation.org


4 Komentarze

Sposób, w jaki mówimy...

1/31/2017

0 Komentarze

 
Obraz
0 Komentarze

Ucieczka Agnieszki

1/30/2017

0 Komentarze

 
Obraz

UCIECZKA AGNIESZKI

Efekt Aureoli. Samospełniające się proroctwo - Efekt Pigmaliona

W pierwszym roku mojej pracy trafiła do mnie Agnieszka, szesnastolatka, która pomimo upływu lat mocno zapisała się w mojej pamięci. Często myślami powracam do dnia, w którym przyszła do mnie jej wychowawczyni, prosząc o pomoc. Powiedziała, że jej uczennica, wówczas chodząca do trzeciej klasy gimnazjum, do niedawna osiągająca bardzo dobre wyniki w nauce, zaczęła w ostatnim roku uzyskiwać coraz słabsze oceny, a od miesiąca wagaruje.

Po zdiagnozowaniu dziewczyny, wiedziałam, co kryło się pod przykrywką jej zachowania, czyli wagarów. Nauczyciele, co jest zrozumiałe, widzieli tylko wierzchołek góry lodowej. Tak zwykle bywa, że w pierwszej kolejności rzuca nam się w oczy zachowanie drugiego człowieka. Wychowawcę niepokoił fakt, iż uczennica wagaruje, dostrzegł to, że opuściła się w nauce, ale nie mógł dotrzeć do tego, co kryło się głębiej. O tym, co wiedzieli rodzice, ale nie chcieli mówić.

Agnieszka „szła” przez szkołę z etykietką bardzo dobrej, zdolnej uczennicy, a taką osobą nie była. Miała przeciętny iloraz inteligencji, pomimo, iż sprawiała inne wrażenie (czysta, schludna, modnie ubrana, zawsze przygotowana do lekcji, posiadająca bogate słownictwo). Trudno było uwierzyć, iż ta dziewczyna z dobrego domu, której rodzice wykonywali prestiżowe zawody, może nie pasować do ramki, w której chcieliśmy ją widzieć. Zadziałał w tym wypadku efekt aureoli polegający na tym, iż mamy tendencję do automatycznego przypisywania cech osobowościowych na podstawie pozytywnego lub negatywnego wrażenia. Pierwsze wrażenie bardzo ciężko zmienić. Agnieszka sprawiała bardzo dobre wrażenie.
Obraz
Stanęło przede mną wówczas trudne zadanie do wykonania. Zdawałam sobie sprawę, że nie łatwo będzie mi, młodej osobie, przekonać nauczycieli, iż ta szesnastolatka nie jest tą, którą chcieli w niej widzieć. Oni dostrzegali osobę zdolną, traktowali ją jako bardzo dobrą uczennicę i myślę, że między innymi to przez pierwsze lata nauki szkolnej było czynnikiem wpływającym pozytywnie na Agnieszkę. Zadział w tym wypadku tzw. Efekt Pigmaliona będący odmianą samospełniającego się proroctwa. Polega on na tym, że ludzie wykazują tendencję do zachowywania się zgodnie z tym, czego oczekują od nich inni. Niestety, im dalej w las, tym więcej drzew i zarówno praca rodziców, jak i wiara nauczycieli w możliwości dziewczyny nie wystarczyły.

Zaprosiłam wówczas na rozmowę jej rodziców. Nie było to dla mnie łatwe zadanie. Zręczniej jest powiedzieć ludziom, że ich dziecko jest zdolne, ale leniwe, niż odwrotnie. Reakcja ich, mnie osobiście, nie zaskoczyła. Pękli... Mama popłakała się, ale nie dlatego, że obwieściłam im złą nowinę. Okazało się, czego mogłam się tylko domyślać, że oni doskonale zdawali sobie sprawę z problemów córki. Wiedzieli, czym spowodowane są słabsze wyniki w nauce, wiedzieli, dlaczego zaczęła wagarować.

Rodzice dziewczynki nie mogli pogodzić się z tym, że ich dziecko jest przeciętne. Oni, inteligentni, odnoszący sukcesy, oczekiwali, że ona też taka będzie. Od momentu, w którym zorientowali się, iż Agnieszka nie jest dzieckiem zdolnym, robili wszystko, co w ich mocy, aby pracą nadrabiać to, co było jej deficytem. Presja rodziców była wielka. Problemy zaczęły pojawiać się pod koniec klasy drugiej, a w klasie trzeciej nie była już  w stanie unieść obciążenia. W domu wytężona praca, a ona uzyskiwała coraz słabsze wyniki, w końcu zaczęła wagarować… Rodzice jednak bronili się przed szczerą rozmową z nauczycielami. Wstyd, strach przed przyklejeniem etykietki, trudno powiedzieć…  Szkoda, gdyż w szkole poprzeczka była postawiona za wysoko. Uczennica nie była w stanie do niej doskoczyć.
Obraz
Uczucie żalu, złości, bezradności doprowadziły w końcu do ucieczki w postaci wagarów. Dobrze się stało, iż były to tylko wagary. Na szczęście po rozmowie, którą przeprowadziłam z rodzicami nastolatki, zrozumieli, iż za moment ich córka mogłaby wpaść w depresję, uzależnienie, pojawiłyby się myśli samobójcze. Oni wówczas zrozumieli, do czego mogła doprowadzić ich ambicja i presja, jaką wywierali na dziecku… A ilu rodziców jest takich, którzy nie chcą zrozumieć…

Reasumując, pamiętajmy jako rodzice, iż nauczycielom zależy na informacjach, które mamy o swoim dziecku, nie po to, by mieć go w szachu, ale po to, by mu pomóc. Szczerość jest niezmiernie istotna, jeżeli chcemy grać w jednej drużynie, której celem jest dobro naszego dziecka.

* Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób
**Tekst ukazał się na blogu w 2016 roku


POWIĄZANE POSTY:

Bądź najlepszy
średniak wygrywa
0 Komentarze

Bądź wdzięczny z dzisiaj...

1/30/2017

0 Komentarze

 
Obraz
0 Komentarze

Delikatni i łagodni ludzie nie są głupi...

1/29/2017

0 Komentarze

 
Obraz
0 Komentarze

Przecież Ci tylko pomagam

1/29/2017

0 Komentarze

 
Obraz

PRZECIEŻ CI TYLKO POMAGAM

Poczucie sprawstwa. Nadmierna kontrola

Jedna ze znanych modelek żaliła się na łamach prasy kolorowej jak jej narzeczony wymagał od niej, aby kładła się spać o 22.00, dbając podobno o to, aby wyglądała świeżo, atrakcyjnie, aby nie miała podkrążonych oczu, aby na imprezy nakładała wybrane przez niego sukienki. Jak się pewnie domyślacie związek ten nie przetrwał długo. Ale dorosła osoba w takiej sytuacji – nadmiernej kontroli, czy nadmiernego „zaopiekowania” – sama może podjąć decyzję i np. odejść. Dziecko nie ma takich możliwości i dlatego jego reakcje są inne.  Dla nas dorosłych taka nadmierna kontrola może czasem wydawać się nawet swego rodzaju „ubezwłasnowolnieniem”.

Czy czasami i nam nie zdarza się takie „nadmiarowe zaopiekowanie” dzieckiem? Zorganizujemy wszystko, zaplanujemy, a potem pozostaje tylko „wykonać”. Zaplanujemy cały tydzień, sprawdzimy zadania domowe, poinstruujemy jak i co najlepiej zrobić, z kim się spotykać, z kim nie, wydzielimy czas na wszystko, kupimy sami potrzebne naszym zdaniem rzeczy i dziecko nie będzie już musiało o niczym myśleć i decydować. Chcemy mu pomóc, bo jest młode i niedoświadczone – aby miało dobre życie, odniosło sukces.

Mateuszem Kusznierewicz, z którym przeprowadziłyśmy w ubiegłym roku wywiad, opowiadał o rodzicach, którzy w czasie kursów żeglarskich pływają motorówkami wokół żaglówek ich dzieci, obserwując przez lornetki, udzielając porad w trakcie lub po zajęciach. Robią tak, mimo iż wysłali dzieci na profesjonalny kurs żeglarski, do profesjonalnych instruktorów. Czy jestem zbyt krytyczna? Oni „przecież tylko pomagają”. Pytanie, czy dzieci czują się wówczas  jeszcze dziećmi, czy marionetkami, za których sznurki pociągają rodzice?
Obraz
Już pierwsze powojenne badania psychologiczne dowodziły, że dzieci poddane nadmiernej kontroli rodziców były „spokojne, dobrze ułożone i nieoporne”. Z jednej więc strony konsekwencją nadmiernej kontroli może być zbytnia uległość, ale ten sam sposób wychowania może wpędzić dzieci w inną skrajność, tzn. złość i  bunt przeciwko całemu światu. Ich wola, poglądy, naturalna potrzeba decydowania choćby w małym stopniu o własnym życiu, wszystko to zostaje stłumione. Jedynym sposobem, w jaki mogą odzyskać poczucie autonomii, jest ucieczka w bunt i arogancję. Co dziwne, bunt niekoniecznie może być skierowany wprost przeciwko rodzicom, czasami pojawia się on np. w szkole, wobec nauczycieli, czy kolegów.

W kontekście nadmiernej kontroli i braku poczucia sprawstwa specyficzna wydaje się sytuacja dzieci niepełnosprawnych, czy to ruchowo, czy intelektualnie. Tutaj dość często zdarza się, że rodzice zupełnie bezwiednie otaczają je nadmierną opieką. Wyręczają je w wielu sprawach, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Mają dobre intencje. Dziecko jest niepełnosprawne i wydaje się oczywiste, że przecież samo nie jest jeszcze w stanie nałożyć butów, postawić talerza na stół, umyć zębów. Ważne jest to słowo jeszcze, ale w którym momencie jest już? Jak to zauważyć, jak nie przeoczyć? Nie zawsze przecież dziecko jest w stanie powiedzieć i przypomnieć: „Mamo, ja sam”. Traktujemy dziecko jako młodsze, niż faktycznie powinniśmy. To samo dotyczy też dzieci pełnosprawnych, jednak niepełnosprawne są na to jeszcze bardziej narażone.

Może okazać się, że jeśli rodzice przeoczą moment, w którym dziecko powinno już zacząć robić coś samo, potem jest bardzo trudno to wypracować. Rodzice także przestają być czujni i uważni w ciągłym pośpiechu między tysiącem terapii, a wizytami u lekarzy lub zajęciami pozalekcyjnymi. Zabiegani, zestresowani, rodzice stają się nastawieni zadaniowo, a najważniejszym zadaniem staje się, by szybko wyjść z ubranym i nakarmionym przez nich dzieckiem. Decydujemy za nie, kiedy musi zjeść, aby zdążyć na umówione zajęcia, co ma zjeść, bo czasami porozumienie w tej kwestii jest trudne lub niemożliwe. Grafik dnia także jest z góry ustalony. Czas wolny dziecka jest symboliczny, o ile w ogóle istnieje. Często też jest prościej samemu o czymś zdecydować, a jeśli dziecko nie mówi, to trudno jest mu samemu zwrócić uwagę na jego własne preferencje, własne oczekiwania i potrzeby. A rodzic w pędzie życia nie poświęca wystarczająco dużo czasu, aby się tego dowiedzieć. Albo nawet nie pomyśli, że jest to istotne. Nie docenia potrzeb swojego dziecka, a jemu samemu trudno je wyrazić.
Obraz
Oczywiście sytuacja rodziców dzieci niepełnosprawnych jest trudna, nikt nie jest przygotowany na urodzenie takiego dziecka, nawet jeśli sam podjął taką decyzję w okresie ciąży. Rodzice tracą wówczas coś, co nazywamy instynktem rodzicielskim. Nie wiedzą jak postępować, myślą, ze zdroworozsądkowe metody, jakie znają, nie zadziałają, szukają pomocy u specjalistów.

Czasem mogą złapać się na tym, że po reakcji otoczenia widzą, że zabrnęli za daleko. Wycierają nos chusteczką 8-latkowi z zespołem Downa na podwórku i wtedy zauważają, że jego koledzy dziwnie na to patrzą. Ich zachowanie nie jest dostosowane do społecznych oczekiwań. Przecież dziecko samo umie już wytrzeć nos lepiej lub gorzej, ale pojawiają się wątpliwości: czy dobrze to zrobi, czy zauważy, że w ogóle jest taka potrzeba, czy ma chusteczkę? Tylko czy za 18-latkiem także będą biegać z chusteczką, czy będzie siedział zasmarkany, bo rodzice nigdy go tego nie nauczyli lub co gorsza nauczyli, że katar, to przecież sprawa mamy, a nie jego. W przypadku dzieci niepełnosprawnych skutkiem nadmiernego zaopiekowania będzie brak samodzielności i nadziei na choć minimalnie niezależne życie.

Możemy to nazwać nadopiekuńczością, która nie pozostawia miejsca na „poczucie sprawstwa”, którego każde dziecko potrzebuje jak powietrza. Wolność dziecka jest wówczas ograniczona, jego potrzeby jako człowieka nie są zaspokojone. Pozbawiamy je autonomii. Nie są dziwne wówczas bunt i sprzeciw jako jedna z reakcji, o których pisaliśmy. Każdy ma chęć decydowania o sobie, podejmowania wyborów, choćby wydawałyby się one z naszego punktu widzenia mało istotne, np. czy zjem chleb z serem, czy z szynką, czy pójdę do domu drogą A, czy B? Ale to właśnie decyzje na miarę dzieci. I one potrzebują, aby się z nimi liczyć.
​
Konsultacja artykułu: Lidia Klaro-Celej, Profesor Oświaty,
doradca metodyczny m.st. Warszawy w zakresie kształcenia specjalnego.


*Tekst ukazał się na blogu w 2016 roku.

POWIĄZANE POSTY:
Bądź najlepszy
Parasol ochronny
0 Komentarze

Gdy ktoś zrobi coś źle, nie zapominaj...

1/28/2017

0 Komentarze

 
Obraz
0 Komentarze

A gdyby jego losy potoczyły się inaczej...

1/28/2017

0 Komentarze

 
Obraz

A GDYBY JEGO LOSY POTOCZYŁY SIĘ INACZEJ

Syndrom Nieadekwatnych Osiągnięć Edukacyjnych. Uczeń zdolny

Nauczyciel kieruje uczennicę do  psychiatry w celu wyleczenia nadpobudliwości  i braku koncentracji, a lekarz odkrywa jej talent… Historia jak z filmu, a to część biografii Gillian Lynne, byłej brytyjskiej baleriny, znanego choreografa oraz reżysera teatralnego i telewizyjnego, współtwórcy musicali „Upiór w operze” i „Cats”.

 Można powiedzieć, że Gillian Lynne  miała wyjątkowe szczęście, którego niestety nie ma wiele utalentowanych i kreatywnych dzieci. One nie tylko nie wiedzą, że są wyjątkowe, ale wręcz są tępione za to, w czym są dobre.

Uczniowie z ponadprzeciętnymi możliwościami bardzo często nie wykorzystują swojego potencjału. Jest to spowodowane między innymi  nierównomiernym tempem rozwoju i problemami osobowościowymi oraz negatywną rolą środowiska. Czynniki te powodują, że wyniki osiągnięć  dzieci zdolnych obniżają się, a czasem zdarza się tak, że  uczniowie ci nawet przeżywają niepowodzenia szkolne. U dzieci zdolnych trudności edukacyjne często spowodowane są przez tzw. Syndrom Nieadekwatnych Osiągnięć Szkolnych, czyli rozbieżność pomiędzy potencjalnymi możliwościami a faktycznymi osiągnięciami.
Obraz
Problemy emocjonalne i społeczne są główną bolączką dzieci zdolnych mającą przełożenie na wyniki w nauce.  Mówi się o tak zwanej asynchronii rozwojowej, polegającej na tym, że poszczególne sfery rozwojowe,  między innymi emocjonalna i społeczna, rozwijają się wolniej od sfery poznawczej. Dzieci te mają często problemy interpersonalne, bywają egocentryczne, czasami uparte, niekiedy agresywne. Postrzegane są jako inne, czasami przemądrzałe, gdyż zadają dużo pytań, „przechwalają się” wiadomościami, które posiadają.

Wśród jednostek zdolnych wielu jest też „podwójnie wyjątkowych”, czyli tych, którzy posiadają zdolności kierunkowe, a jednocześnie towarzyszą im określone deficyty rozwojowe utrudniające osiąganie wyników adekwatnych do jego uzdolnień. Wymienić tu można specyficzne problemy w nauce, ADHD, zaburzenia ze spektrum autyzmu, niepełnosprawność intelektualną, ruchową i inne niepełnosprawności.  

Patrząc na uczniów przede wszystkim widzimy to, co wysuwa się na pierwszy plan. Spoglądamy na nich przez pryzmat trudności. Dziecko zostaje zaszufladkowane jako nadpobudliwe, niecierpliwe, impulsywne, nieodporne na krytykę. Widzimy jego deficyt, patrzymy jak na osobę niedowidzącą, bądź niedosłyszącą i więcej nie dostrzegamy, a szkoda, gdyż pod tym deficytem leży bardzo często ogromny potencjał, który niestety zostaje zmarnowany.
Obraz
Poza problemami społecznymi i emocjonalnymi, przyczyną Syndromu Nieadekwatnych Osiągnięć Edukacyjnych może być negatywne oddziaływanie środowiskowa  i dotyczy to zarówno środowiska szkolnego, jak i  rodzinnego. Ponieważ do tematu edukacji, jej blasków i cieni będziemy jeszcze wracać w kolejnych miesiącach,  skupimy się obecnie jedynie na rodzinie.

Wszyscy doskonale wiemy, że w domu rodzinnym kształtują się nasze postawy.  Dziecko zdolne wychowywane przez rodziców o  niskim statusie społecznym często  ma obojętną, a czasem nawet negatywną postawę wobec wartości, jaką jest wykształcenie.  Pamiętam mamę pewnego szesnastolatka, która prosiła mnie o radę. Chciała wiedzieć, jaką szkołę wybrać dla syna. To ona jako matka chciała zadecydować o jego przyszłości, gdyż jak twierdziła: „Andrzejek jest dobry, ale nie grzeszy mądrością.” Faktycznie, chłopak z trudem przechodził z klasy do klasy  i można było sądzić, że mama ocenia go obiektywnie. Okazało się jednak, że uczeń ten miał wielki, niestety nieodkryty i niewykorzystany potencjał intelektualny. Trudno było uwierzyć, że moja diagnoza była trafna. Zadawano mi pytania, jak to możliwe, by uczeń nieznający podstawowych terminów, symboli, wydarzeń, definicji i dat mógł być nazywany przeze mnie  zdolnym.  Mógł, gdyż nikt z nas nie urodził się z encyklopedią w głowie. Andrzej, tego, czego uczyli się jego koledzy mógłby nauczyć się w krótszym czasie, miał zdolność szybkiego przetwarzania informacji, rozwinięte myślenie logiczne, ale… Był przykładem osoby, na której rozwoju piętno odcisnęło środowisko rodzinne. W tym wypadku samotnie wychowująca go matka, będąca osobą o podstawowym poziomie wykształcenia, bez ambicji i aspiracji, niedoceniająca wartości nauki. Taka osoba nie motywowała go, a wręcz swoją postawą hamowała jego rozwój. Niekiedy dzieci zdolne dorastają w domach, gdzie oprócz braku świadomości rodziców, atmosfera tam panująca – konflikty, napięcia - wpływa negatywnie na emocje dziecka i trudno w takim wypadku oczekiwać, aby uczeń niemający zaspokojonej potrzeby bezpieczeństwa zaspokajał potrzebę rozwoju, aczkolwiek są wyjątki, gdy dla dziecka ucieczką od świata zewnętrznego jest świat książek.

Czasami zdziwieni jesteśmy błyskotliwością hydraulika, który przyszedł do naszego domu usunąć awarię, zdumieni jesteśmy, jaką ripostę słowną potrafi dać mechanik samochodowy, do którego przyjechaliśmy ze swoim pojazdem. Być może mogliby dziś być dyrektorami dużych przedsiębiorstw, a może pracowaliby nad wynalezieniem leku na choroby, które zabierają nam bliskich. Być może…ale ich losy potoczyły się inaczej, gdyż to, co najcenniejsze zwykle jest trudne do dostrzeżenia, a my zwracamy uwagę na to, co w danej chwili dla nas stanowi problem. Widzimy zachowanie, a nie zastanawiamy się, jaka może być przyczyna i co moglibyśmy zrobić, aby pomóc drugiej osobie. A przecież pomagając, siejemy dobro, które kiedyś wróci. Być może portier w banku, którego jesteś dyrektorem nie lubił szkoły, gdyż był wyśmiewany przez rówieśników. Może byłeś wśród tych, którzy odwracali się od niego, bo był inny. Wszyscy widzieli to, co było niewygodne, a nie zauważyli tego, co zostało zmarnowane. Dzisiaj jest portierem, a mógłby być wynalazcą leku, który dziś uratowałby Twoją umierającą matkę.

* Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób
**Tekst ukazał się na blogu w 2015 roku.


Powiązane posty:
Bądź najlepszy
O sztuce latania
0 Komentarze

Trudno uwierzyć, ale kiedyś miałam...

1/27/2017

0 Komentarze

 
Obraz
0 Komentarze

Gdy Twoje dzieci są ogarnięte przez...

1/27/2017

0 Komentarze

 
Obraz
0 Komentarze

Gdy byliśmy dziećmi, chcieliśmy szybko...

1/27/2017

0 Komentarze

 
Obraz
0 Komentarze

Doceniaj swoje dziecko

1/26/2017

0 Komentarze

 
Obraz

DOCENIAJ SWOJE DZIECKO

Wzmacnianie samooceny. Budowanie własnej wartości

Dużo lepiej jest wzmacniać dziecko, gdy jest małe, niż potem próbować "naprawiać" dorosłego. Przekonania na swój temat zbudowane w dzieciństwie potrafią być bardzo silne i trudne do zmiany.
Dobre słowa są w stanie pomóc w budowaniu własnej wartości oraz samooceny dziecka. Musi tylko ono otrzymywać od otoczenia takie pozytywne informacje zwrotne. Im bardziej konkretne i związane z sytuacją tym lepiej. Przedstawione na ilustracji mogą być inspiracją, pierwszym słowem,  jakie możemy wypowiedzieć, a w dalszej cześci wypowiedzi - ukonkretnić, co nam się podoba, powiedzieć, co doceniamy.
Mówienie dziecku dobrych rzeczy przez mamę i tatę, ale także i nauczycieli może przypominać włączanie światła w pokoju. Tak jak pokój wypełnia się światłem, tak dziecko wypełnia się wiarą w siebie i swoje możliwości.

Już teraz zapraszamy na sobotę, kiedy w poście "A gdyby jego losy potoczyły się inaczej" zobaczymy, co dzieję się z naprawdę utalentowanymi dziećmi (może nieco innymi niż przeciętna), gdy nie są rozumiane i doceniane. Nie zapomnijcie :)
0 Komentarze

Skupiaj się bardziej na tym...

1/26/2017

0 Komentarze

 
Obraz
0 Komentarze

Ludzie nie płaczą, ponieważ są słabi...

1/25/2017

0 Komentarze

 
DZIECI MAŁE I DUŻE
CYTAT

Obraz
0 Komentarze

Czego Jaś się nie nauczył...

1/25/2017

0 Komentarze

 
  DZIECI MAŁE I DUŻE
  ARTYKUŁ

Obraz

CZEGO JAŚ SIĘ NIE NAUCZYŁ...

Okresy sensytywne

Jarek nie pracuje. Obstawia zakłady bukmacherskie, trochę pomaga mu finansowo mama. Wynajmuje mieszkanie i gdyby nie wizyty właściciela od czasu do czasu, pewnie panowałby tam okropny bałagan, jak kiedyś w jego pokoju, gdy był nastolatkiem. Książki na ziemi, brudne ubrania, kanapki sprzed tygodnia. Zajęte biurko, półki i dywan. Jak on przechodził, aby usiąść na krześle lub kanapie? To była ekwilibrystyka, do której tylko on był zdolny.

Gdy był mały, cały czas pomagała mu mama – pakowała mu plecak, wkładała tam drugie śniadanie (rano biegła po świeże bułki). Przypominała mu o wszystkich zajęciach, gdy czegoś zapomniał, przynosiła do szkoły, bo nie pracowała. Usprawiedliwiała wszelkie wagary, odrabiała za niego zadania domowe, żeby nie dostał jedynki. Miał same trójki, przechodził ledwie z klasy do klasy. Babcia sprzątając po nim zabawki a potem piorąc, mówiła, że „Jeszcze się w życiu napracuje”. Był przekonany, że adidasy to świetne buty, bo się nie brudzą. Dopiero po jakimś czasie przypadkiem dowiedział się, że babcia wrzucała je co tydzień do pralki i następnego dnia rano znajdował je na miejscu, gdzie je zostawił – czyste.

Jarek to pewnie ekstremalny przypadek, problemy zapewne nasilił jeszcze brak ojca na co dzień. Pracował na zagranicznych kontraktach, gdy wracał, chciał wynagrodzić swoją nieobecność – kupował najdroższe rzeczy, spełniał wszystkie zachcianki Jarka.

Ale dziś nie będziemy zajmować się rolą ojca w wychowaniu dzieci (to oddzielna bardzo ważna kwestia), skupimy się na okresach sensytywnych - okresach szczególnej wrażliwości. Według F.Corominasasą to „fazy w rozwoju dzieci, w których są one szczególnie zdolne do tego, by rozwinąć konkretną funkcję (dotyczącą ciała, umysłu lub woli)”. Fazy te w wychowaniu Jarka kompletnie przeoczono.  Gdy był czas, gdy kształtował się porządek (między 0,5 a 5 rokiem życia) Jarek obsługiwany przez dwie kobiety w domu i nie miał szans się tego nauczyć. W odpowiedzialności (między 7 a 13 rokiem życia) wyręczała go zawsze mama – nie ponosił żadnych negatywnych konsekwencji swojego zachowania. Nie musiał być odpowiedzialny - mama była. Podobnie z pracowitością (kształtuje się między 7 a 13 r.ż) – w domu nie musiał robić nic, w szkole podobnie, drogie prezenty „spadały z nieba”, gdy tata przyjeżdżał i tak Jarkowi już zostało. A dobiegał już trzydziestki. Zaniedbano pewnie jeszcze wiele innych cech. A wiadomo, że "czego Jaś się nie nauczył, tego Jan nie będzie umiał"... Wiele głębokiej prawdy w tym ludowym porzekadle.

Według F. Corominasa do 12 roku życia kończy się uczenie w ramach 80% obszarów rozwoju, a w wieku 20 lat, gdy zaczyna się dorosłość, wszystkie obszary rozwoju wymagają dużo większych nakładów pracy, aby je wypracować. Niektóre, jak np. mowa, poza okresem krytycznym, nigdy nie rozwinie się na takim poziomie jak u osób, które okres ten przechodziły naturalnie (o przypadku Genie -"dzikiego dziecka" z XX wieku pisałyśmy w poście "Wszystko ma swój czas").

​Koncepcję okresów sensytywnych miała również Maria Montessori, nazywała je także „fazami wrażliwymi”. Według niej np. w przypadku porządku nie chodzi jedynie o porządek w otoczeniu (pokoju, domu, klasie), ale również o porządek wykonywania różnych czynności (sekwencje) oraz o porządek w układzie dnia (tzw. rutynę) – pory wstawania, posiłków, kładzenia się spać.
To Maria Montessori zaobserwowała, że jeśli mydło leży obok mydelniczki, to najprawdopodobniej dwulatek, gdy to zauważy odłoży, je na miejsce. Chyba, że ubiegnie go np. babcia. Twierdziła także, że uporządkowane otoczenie we wczesnej fazie życia dziecka jest niezwykle ważne, ponieważ dziecko przechodzi wtedy proces porządkowania swojego umysłu. Okazuje się, więc że zwykłe porządkowanie zabawek przez dziecko ma daleko większy sens, niż to sobie uświadamiamy.

Poniżej prezentujemy wykres przedstawiający okresy sensytywne według F. Coromiasa. Zerknijcie, żeby nie zaniedbać niczego w rozwoju Waszych dzieci.
Obraz


POWIĄZANE POSTY:
Wszystko ma swój czas
Rób to, co Ci mówię
0 Komentarze
<<Poprzednia
Naprzód>>
    JESTEŚMY NA FACEBOOKU:

    SZKOLIMY:
    Obraz

    POMAGAMY:
    Obraz
    Kliknij i sprawdź

    PUBLIKUJEMY W:
    Obraz
      

    Newsweek Psychologia
    Obraz
    Cosmopolitan
    Obraz
    Newsweek
    Obraz

    PISZEMY DLA WAS:
    Obraz
    Katarzyna Krakowska
    Obraz
    Joanna Kotarska

    REKLAMA:
    piszcie do nas na adres: 
    ​psychologiaprzykawie@gmail.com 
    ​

​Strony:  1   2   3   4   5   6   7   8   9  10  11  12  13  14  15  16  17  18  19  20  21  22  23  24  25  26  27  28  29  30  31  32  33  34  35  36  37  38  39  40  41  42  43  44  45  46  47  48  49  50  51  52  53  54  55  56  57  58  59  60  61  62  63  64  65  66  67  68  69  70  71  72  73  74  75  76  77  78  79  80  81  82  83  84  85  86  87  88  89  90  
​

Powered by Weebly
  • Blog
  • PORADY ON LINE
  • O NAS
  • WYCHOWANIE
  • RELACJE
  • PRACA
  • ONA
  • WYWIADY
  • Kontakt / Współpraca