WYNIKI KONKURSU MIKOŁAJKOWEGO"Jaki masz sposób na zerwanie z przepracowaniem?"Z przyjemnością ogłaszamy wyniki konkursu, który zorganizowałyśmy na naszym blogu. Nagrodą była rewelacyjna książka Celeste Headlee "Nie rób nic. Jak zerwać z przepracowaniem i zacząć żyć", którą przekazało dla naszych Czytelników Wydawnictwo BUCHMANN. Dziękujemy wszystkim, którzy wzięli udział, zarówno tym, którzy napisali do nas bezpośrednio, jak i osobom komentującym post na Facebooku. Wasze opinie są dla nas bardzo cenne. Nagrodę otrzymują Panie: Elżbieta Mendel, Olga Matyjaszczyk i Iwona Bukowska. W sprawie adresu do wysyłki skontaktujemy się drogą mailową. Zapraszamy do udziału w kolejnych konkursach, o których będziemy Was informowały! POWIĄZANE POSTY: "Nie rób nic" "Inwestuj w odpoczynek" POLECAMY:
POLECAMY:
Kochani, przypominamy o KONKURSIE MIKOŁAJKOWYM. Do jutra tj. do 8 listopada do godziny 23.59 macie czas ;) Powiązane posty: "Nie rób nic" "Inwestuj w odpoczynek" POLECAMY:
KONURS MIKOŁAJKOWYJaki masz sposób na zerwanie z przepracowaniem?Kochani, dzisiaj Mikołajki! Przygotowałyśmy dla Was niespodziankę 😊 Do rozdania mamy trzy egzemplarze książki „Nie rób nic. Jak zerwać z przepracowaniem i zacząć żyć”. Nagrodę przekazało dla naszych Czytelników Wydawnictwo BUCHMANN. W książce znajdziecie wiele cennych wskazówek, ale i rozwiązań, które mogą pomóc w zerwaniu z uzależnieniem od wydajności bez celu i produktywności bez efektu. Autorka jej pokazuje, jak poprawić percepcję czasu, jak stworzyć harmonogram dnia, jak pracować krócej i znajdować czas na odpoczynek, jak planować życie towarzyskie, spełniać bezinteresowne uczynki, które uczynią nas być szczęśliwymi oraz skupiać się na celach, a nie na środkach. Polecamy tę książkę wszystkim, którzy pracując coraz więcej i żyjąc intensywniej, stali się niewolnikami samych siebie. Znajdziecie w niej drogę prowadzącą do zmiany w myśleniu i mamy nadzieję, że nauczycie się poświęcać czas temu, kto jest dla Was najważniejszy, czyli samemu sobie. Więcej przeczytacie na temat książki w poście "Nie rób nic." Co musicie zrobić, by mieć jeden z egzemplarzy? Trzeba wziąć udział w konkursie! Zadanie konkursowe, to odpowiedź na pytanie "Jaki masz sposób na zerwanie z przepracowaniem?" i umieszczenie jej na blogu lub na stronie facebook'owej. Możecie też wysłać wiadomość poprzez formularz na stronie bloga. 9 grudnia wyłonimy trzech zwycięzców, którzy otrzymają po jednym egzemplarzu książki, a wyniki ogłosimy na naszej stronie facebook’owej. Książki zostaną wysłane tylko i wyłącznie do miejsc na terenie Polski. Rozdanie nie jest w żaden sposób powiązane z Facebookiem. Czas macie do 8 grudnia do godziny 23.59 😊 Zapraszamy! Poniżej REGULAMIN:
POLECAMY:
ŻYCIE NIE ZAWSZE JEST BAJKĄToksyczne związki„Najwspanialszą rzecz, jaką możesz zrobić dla swoich dzieci, to kochać swojego współmałżonka". Ten cytat Covey’a wzbudził na naszym blogu wiele kontrowersji. Życie nie zawsze jest bajką, o czym świadczą Wasze wpisy i my o tym wiemy. Z jednej strony o miłość należy dbać, należy ją pielęgnować, czuwać, by żar nie przygasł, bez względu na to, czy minęło pięć, dziesięć, czy trzydzieści lat po ślubie, ale z drugiej strony nie można zapominać o własnej godności i pewnych granicach, których przekraczać nie należy. Czasami chuchanie i dmuchanie nie jest łatwe, ale należy próbować. Często brak czasu, stres powodują, że ludzie zaczynają się od siebie oddalać. Napięcia rosną, konflikty zostają nierozwiązane. Niekiedy pojawiają się „doradcy”, którym zależy na podsycaniu wzajemnej niechęci. I co wówczas można zrobić? Sposobem może być znalezienie czasu na rozmowę i wsłuchanie się w potrzeby drugiej osoby. Jeżeli to nie pomoże, warto poprosić o wsparcie kogoś, kto spojrzy z innej perspektywy. Bliscy, przyjaciele, terapia, to koła ratunkowe, z których warto skorzystać. Do sposobów na ratowanie związku będziemy jeszcze wracały w naszych postach. Bywają niestety niekiedy drogi, z których nie ma już powrotu, ale to ostateczność. Jak daleko można zajść i jak długo pielęgnować uczucie do współmałżonka, kiedy ta troska i odpowiedzialność jest jednostronna? Na pewno kosztem nie może być utrata szacunku do własnej osoby. Miłość do mężczyzny, dzieci, ojca, matki nie może być bowiem silniejsza od naszej godności. Nie można bowiem kochać drugiego człowieka, nie kochając i nie szanując samego siebie. Miłość bliźniego musi zacząć się od miłości własnej. Kinga, atrakcyjna trzydziestopięciolatka, straciła w związku, który trwał dziesięć lat swoją niezależność, podporządkowała się mężczyźnie, który odbierał jej każdego dnia prawo decydowania o sobie, godność, w końcu całkowicie ją od siebie uzależniając. Ania, wykształcona, drobna czterdziestolatka, upokarzana, poniżana i manipulowana, najczęściej poczuciem winy. Słyszała wciąż, iż jest do niczego, że jest fatalną żoną i matką. W końcu zaczęła w to wierzyć. Wiele kobiet, jak pokazują wyniki badań, tkwi w toksycznych związkach. Nie potrafią powiedzieć „dość”, nie umieją postawić granic. To wszystko trwa zwykle latami. Granica jest przesuwana powoli. Dlaczego kobiety tkwią w takich małżeństwach? Pierwszym powodem są dzieci. Kobiety tłumaczą sobie często, że najważniejsze jest dobro dzieci, które muszą przecież rozwijać się w rodzinie pełnej. Pytanie, czy większej krzywdy nie wyrządza się dzieciom, skazując je na takie życie? Druga sprawa to lęk. Kobiety boją się, że sobie same nie poradzą. Przecież codziennie słyszały, że są nic nie warte, niczego nie umieją. Niekiedy mają niskie poczucie własnej wartości, które wyniosły z domu rodzinnego, które spowodowało, że nie mają żadnych wymagań, zadawalają się każdym okruszkiem, cieszą się, że ktoś koło nich jest i nie sądzą, by zasługiwały na coś dobrego. Uważają, że lepsza taka miłość, niż żadna. Jest też wiele kobiet, które pomimo wszystko kochają i wierzą w siłę swojej miłości. Wiele znoszą, wierząc, że ich uczucie zdziała cuda i zmieni mężczyznę. Niekiedy też względy religijne powodują, że kobieta tkwi latami w chorym związku. Uważa, że jest to krzyż, który powinna nieść pokornie na swoich ramionach. Tymczasem jest to błędne myślenie, niezgodne z nauką Kościoła. Wiele kobiet broni i chroni swojego gniazda. Jak lwice nie pozwalają, by ktokolwiek cokolwiek złego powiedział na ich mężów. Kryją prawdę przed rodziną i przyjaciółmi. Ale niekiedy przychodzi kres. Często dzieci, które latami okłamywały, wybielając tatusia, zaczynają dorastać i widzieć dokładnie, w jakiej rodzinie żyją. Do matki zaczyna wówczas stopniowo docierać, jaki może być dalszy scenariusz, jakie mogą być konsekwencje. Wiedzą, że jest duże prawdopodobieństwo, że córki dorastające w takiej rodzinie w przyszłości przyjmą postawę dziewczynki do bicia, chłopcy natomiast wejdą w rolę agresora. Tak może się stać, gdyż dzieci kształtują swoje postawy drogą modelowania (rodzic jest dla nich modelem, wzorem, który naśladują). Niekiedy dochodzi do przekroczenia kolejnych granic i to jest impulsem do zmiany. Czasami ktoś bliski potrząśnie, otworzy oczy i przemówi do rozsądku. Co wówczas może kryć się za zakrętem? Wiele kobiet boi się tej zmiany. Nawet jeśli dostrzegą, że żyją w piekle, nawet jeżeli strach jest potężny, lęk przed nieznanym paraliżuje je i nie pozwala zrobić kroku naprzód. Niekiedy nie widzą wyjścia z potrzasku i ich obawy są słuszne. Kobiety będące ofiarami przemocy zostają z niczym. Prawo nie staje po ich stronie, nie mają pomocy państwa. Zamykając drzwi, niekiedy muszą się pogodzić z pozostawieniem dorobku swojego życia. I co dalej? Nie są to proste decyzje. Każdy musi je podjąć w zgodzie z własnym sumieniem. Choć ta zgoda z samym sobą nie ułatwia trudnej drogi, którą będą miały do pokonania. Ważne, by być otoczonym ludźmi, którzy pomogą odzyskać wiarę we własne siły, uwolnić się od poczucia winy, wyzwolić od poczucia krzywdy. Nie jest to proste, ale możliwe. Trzeba wyjść z pewnej granej latami roli i wejść w rolę kobiety świadomej, silnej i pewnej siebie, która kocha przede wszystkim siebie, między innymi po to, by kochać też tych, którzy tego uczucia nie podepczą. Jeżeli żyjesz w tosycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
INWESTUJ W ODPOCZYNEKFragment książki "Nie rób nic. Jak zerwać z przepracowaniem i zacząć żyć"W niedzielnym poście "Nie rób nic" mogliście przeczytać między innymi o popełnianym przez nas błędzie, który polega na niemarnowaniu czasu. Dzisiaj natomiast dzięki życzliwości WYDAWNICTWA BUCHMAN publikujemy jeden z rozdziałów książki "Nie rób nic. Jak zerwać z przepracowaniem i zacząć żyć", której autorką jest Celeste Headlee. A w niedzielę zapraszamy na mikołajkowy konkurs, w którym będziecie mogli wygrać tę książkę. Szczęście zdaje się tkwić w zażywaniu wczasu; oddajemy się bowiem różnym zajęciom z myślą o późniejszych wczasach (…) Arystoteles. Kiedy uświadomiłam sobie, że oparłam swoje życie na wzorcach wyniesionych z pracy, byłam przerażona. Nie sądziłam, że korporacyjny nacisk na wydajność miał wpływ na aż tyle moich decyzji. Widziałam go wszędzie, gdzie tylko spojrzałam. Zaczęłam od monitorowania czasu i ograniczenia liczby godzin pracy, ale widziałam wyraźnie, że aby się wyzwolić, będę musiała podjąć więcej kroków. Wciąż staram się postawić wyraźne granice między pracą a domem. Jestem jak drzewo, które wyrosło przy ogrodzeniu z siatki, i teraz, po kilkudziesięciu latach, moje korzenie są zaplątane w metal. Wyrwanie się z tej sytuacji po takim czasie wymaga delikatności i mnóstwa cierpliwości. W następnej kolejności musiałam się zająć swoim uzależnieniem od multitaskingu. Nie tyle się nim zająć, ile po prostu z nim skończyć. Gdy człowiek próbuje robić kilka rzeczy naraz, zamiast wykorzystać naturalną skłonność mózgu do balansowania między koncentracją a odpoczynkiem, marnuje swój ogromny potencjał umysłowy. Kiedyś moje życie zawodowe było zorganizowane w taki sposób, że spędzałam wiele godzin przed komputerem lub na spotkaniach, wykonując na zmianę różne zadania do momentu, w którym mogłam skończyć pracę. Ten układ nie uwzględniał pracy mojego mózgu, więc musiałam go przeorganizować. Z badań wynika, że jeśli wyciszysz telefon, zamkniesz skrzynkę odbiorczą i skupisz się wyłącznie na pisaniu raportu, to skończysz go o 40 procent szybciej, popełnisz mniej błędów i spokojnie znajdziesz czas na krótki spacer dookoła budynku. Dzięki temu twój mózg się odpręży. Regularne przerwy są tak ważne, że decyzji o nich nie można pozostawić przypadkowi czy własnym zachciankom. Odkryłam, że muszę planować odpoczynek tak samo, jak planuję zajęcia z jogi czy spotkania biznesowe. Istnieją dwa rodzaje odpoczynku: czas wolny i relaks. Czas wolny nie jest prawdziwym odpoczynkiem. Jak wyjaśnia Sebastian de Grazia w książce Of Time, Work and Leisure (O czasie, pracy i odpoczynku) z 1962 roku, to, co nazywamy czasem wolnym, to minuty lub godziny pomiędzy wykonywaną przez nas pracą. Są one nierozerwalnie z nią związane i mają ładować nasze akumulatory, abyśmy mogli wypoczęci wrócić do obowiązków. Natomiast relaks jest czymś, co należy wyraźnie od zajęć zawodowych oddzielić. Powinien być nieskażony pracą, co oznacza, że nie sprawdzasz wtedy maili, nie odbierasz telefonów służbowych ani nie martwisz się o to, jak sposób spędzania czasu wpłynie na twoją sytuację zawodową. Celem relaksu nie jest doskonalenie się w pracy, lecz rozkoszowanie się życiem, na które tak ciężko pracujesz. Niezależnie od tego, ile czasu poświęcasz na pracę w skupieniu, kiedy przychodzi pora, żeby wstać i zrobić sobie przerwę, zadbaj o to, by twój mózg naprawdę odpoczął. Nie wysyłaj SMS-ów ani nie rób zakupów online. Nie myśl o żadnym zadaniu. Czas wolny jest zdrowy dla umysłu, a poza tym niezwykle twórczy pod względem neurologicznym. Kiedy nie zlecamy mózgowi żadnego konkretnego zadania, umysł aktywuje sieć stanu spoczynkowego. Sieć stanu spoczynkowego (ang. default mode network, DMN) uaktywnia się, kiedy zaczynamy błądzić myślami. Wówczas przetwarza ona wspomnienia, umieszczając zdarzenia z przeszłości w odpowiednim kontekście, i ocenia to, co się wydarzyło, pod kątem moralności. Ponadto pozwala nam wyobrażać sobie przyszłość i zrozumieć emocje innych, a także pomaga dokonać refleksji nad naszymi emocjami i decyzjami. Sieć stanu spoczynkowego ma kluczowe znaczenie dla empatii, autorefleksji i teorii umysłu, czyli zdolności do wyobrażania sobie, co mogą myśleć inni. Umożliwianie mózgowi wchodzenia w stan spoczynkowy jest niezwykle istotne dla naszego samopoczucia. To źródło znacznej części kreatywności i innowacyjności, ponieważ mózg aktywnie przetasowuje puzzle naszych wspomnień i emocji, kiedy nie pracuje nad konkretnym problemem ani zadaniem. W praktyce mózg wchodzi w stan spoczynkowy tylko wtedy, gdy pozwalamy myślom błądzić bez celu. Nie chodzi tu o bezczynność, ponieważ można w tym czasie biegać albo wycierać blat. Psycholożki Amanda Conlin i Larissa Barber ostrzegają, że często źle wykorzystujemy przerwę w godzinach pracy. „Jedynym kluczowym komponentem skutecznej przerwy jest dystans emocjonalny, czyli mentalne uwolnienie się od myślenia o pracy. Kiedy odrywamy się od niej, bezpośrednio zmniejszamy obciążenie wywołujące zmęczenie i w naturalny sposób odzyskujemy siły”, napisały w „Psychology Today”. Jeśli w trakcie przerwy postanowisz zadzwonić do ukochanej osoby lub przyjaciela, zwalcz pokusę, żeby rozmawiać o pracy. Całkowicie się odetnij. Nie idź do firmowej kuchni, gdzie przez kwadrans będziesz rozmawiać ze współpracownikiem o obowiązkach służbowych. Weź oddech i wciśnij pauzę. Z rozbawieniem przeczytałam tweeta specjalisty w dziedzinie strategii medialnych, Stu Loesera, który napisał: „Siedzę w [pociągu] Acela obok kobiety, która trzyma ręce na kolanach i w milczeniu wygląda przez okno. Nie ma komputera. Nie ma tabletu. Nie ma telefonu. Po prostu spokojnie patrzy na świat w trakcie jazdy. Tak jak mogłaby patrzeć psychopatka”. Moja odpowiedź do Stu: „Czasami jestem taką psychopatką”. Kiedy nie jesteśmy w pracy, możemy cieszyć się nie tylko czasem wolnym, lecz także prawdziwym relaksem. Powinniśmy kompletnie oderwać się od zmartwień dotyczących pracy. Wiem, że wydaje nam się, że musimy szybko odpowiadać na maile i wiadomości, ale ten zwyczaj wyjątkowo silnie wpływa na ciało i umysł. Naukowcy potwierdzają, że ludzie, którzy czują się bardziej oderwani od pracy, są w domu zdrowsi emocjonalnie i bardziej zadowoleni z życia. Rzadziej czują się wyczerpani psychicznie i lepiej sypiają. Myślę, że ze wszystkich zalecanych przeze mnie zmian ta jest najłatwiejsza do osiągnięcia. Proszę cię tylko, żebyś wyluzował i się odprężył, i żebyś codziennie planował na to czas. Jak twierdzi ekonomista Joseph Stiglitz, uczymy się cieszyć relaksem poprzez „cieszenie się relaksem”. Codziennie wyznacz jakiś przedział czasowy, w którym nie będziesz robić nic produktywnego. Wybierz się na spacer, nie mając wyznaczonego celu i nie martwiąc się o liczbę kroków. Wyjdźna dwór. Spacery grupowe na łonie natury obniżają poziom stresu i łagodzą objawy depresji, więc udaj się do parku. Często na kilka godzin przełączam swój telefon w tryb „nie przeszkadzać” i wtedy docierają do mnie tylko telefony i wiadomości od przyjaciół oraz rodziny. Te służbowe mogą poczekać i czekają. Zaczęłam nawet wyznaczać jeden „nietykalny” dzień w tygodniu, kiedy nie zaglądałam do skrzynki odbiorczej ani mediów społecznościowych i bez zakłóceń zajmowałam się różnymi sprawami. Każdy poniedziałek jest dla mnie dniem, w którym nie sprawdzam maili, wiadomości tekstowych ani mediów społecznościowych. Odbieram telefon, ale prawie nikt nie dzwoni. Odkąd wprowadziłam ten zwyczaj, lepiej radzę sobie z rozpraszaczami uwagi i wykorzystuję ten dzień na pisanie oraz inne zadania wymagające skupienia. Jednak muszę przyznać, że przez kilka pierwszych tygodni nie było łatwo. Pierwszego „nietykalnego” dnia sprawdziłam skrzynkę odbiorczą ponad 14 razy. Dwukrotnie nawet nie byłam tego świadoma, dopóki ktoś nie wysłał mi maila o treści: „Nie miałaś być dzisiaj bez dostępu do poczty?”. Moje życie koncentrowało się wokół maili w dużo większym stopniu, niż sądziłam. Chociaż wyłączyłam powiadomienia w prawie wszystkich aplikacjach na telefonie, wciąż przy każdym zerknięciu na ekran obok ikonki koperty widziałam liczbę nieprzeczytanych wiadomości. Co więcej, skrzynka mailowa była moją stroną startową w przeglądarce, więc otwierała się automatycznie. W zależności od tego, do którego raportu z badań zajrzymy, dowiemy się, że przeciętny dorosły spędza od dwóch do sześciu godzin dziennie, odpowiadając na maile, z których co najmniej jedna trzecia nie dotyczy pilnych spraw. Przypuszczam, że znacznie więcej niż jedna trzecia ani nie jest ważna, ani nie wymagaszybkiej reakcji. Mogłabym cytować rozmaite doniesienia naukowe, ale wniosek jest jeden: maile zabijają produktywność. Dlatego zerwanie z tym uzależnieniem było najważniejszym krokiem, jeśli chciałam coś osiągnąć w ciągu mojego „nietykalnego” dnia. Odkryłam jednak, że nie mogę walczyć z tym problemem samodzielnie. Musiałam uwzględnić również oczekiwania innych osób. Ludzie spodziewają się przecież szybkiej odpowiedzi. Doszło już do tego, że nawet najmniejsza zwłoka w tej kwestii wywołuje niepokój. Według analizy przeprowadzonej przez Wydział Inżynierii im. Viterbiego na Uniwersytecie Południowej Kalifornii większość wiadomości tekstowych zostaje odczytana w ciągu trzech minut od otrzymania, a odpowiedzi na maile najczęściej przychodzą po dwóch minutach. Jak znalazłam rozwiązanie (większości) tych problemów? Po pierwsze, w niedzielę wieczorem sprawdzam maile po raz ostatni i włączam autoresponder z informacją: „W poniedziałki nie odpowiadam na maile ani wiadomości, ponieważ zajmuję się pisaniem. Jeśli sprawa jest pilna, proszę o telefon”. Nawiasem mówiąc, minął już niemal rok i jeszcze nikt wtedy nie zadzwonił. Po drugie, zmieniłam stopkę mailową, aby zasygnalizować odbiorcom, kiedy mogą spodziewać się odpowiedzi. Teraz zamiast zwięzłego aforyzmu na końcu wszystkich moich wiadomości znajduje się następująca informacja: „Sprawdzam maile tylko 2–3 razy dziennie. Jeśli to pilne, proszę o telefon. Ale czy to naprawdę bardzo pilne?”. Mam nadzieję, że z czasem ludzie przestaną oczekiwać ode mnie natychmiastowej odpowiedzi i będą się czuli bardziej komfortowo, otrzymując ode mnie maila dopiero po kilku godzinach lub nawet dniach. Po trzecie, zmieniłam ustawienia telefonu, żeby już nie widzieć, ile mam nieprzeczytanych maili, a co poniedziałek włączam tryb „nie przeszkadzać”, by dochodziły do mnie tylko telefony. Efekt? Jednego z „nietykalnych” dni napisałam 4000 słów, zanim mój mózg się przegrzał. Następnie upiekłam ciasteczka i zabrałam psa na godzinny spacer, a potem miałam jeszcze czas pooglądać coś na Netfliksie i poczytać książkę przed pójściem spać o rozsądnej porze. Poza tym dobrze spałam. Wiem, że można się bać zdjąć nogę z gazu, ale zaufaj mi, dzięki temu jazda będzie dużo przyjemniejsza. Nie potrzebujesz specjalnej aplikacji ani poradnika od eksperta, by „opanować swój czas wolny”. Dążenie do doskonalenia się we wszystkim, co robimy, może czasem utrudniać rozwój. Przestań stawać się inny i przez chwilę po prostu bądź. Nie musisz chodzić na spacery. Ja często to robię, ale w czasie, kiedy ty będziesz mieć wyłączony telefon, możesz oglądać film albo siedzieć w kawiarni i czytać powieść. Rozwiąż łamigłówkę albo krzyżówkę, pomajstruj przy samochodzie albo weź gorącą kąpiel i posłuchaj muzyki. Zrób cokolwiek, co lubisz robić, kiedy nie masz żadnych planów w kalendarzu, i nie myśl o pracy. Naukowcy dowiedli nawet, że oglądanie filmików o kotach ma na nas pozytywny wpływ . Istnieje coraz więcej dowodów na to, że wartościowo spędzony czas wolny, w którym dystansujemy się od problemów służbowych, ostatecznie sprawia, że stajemy się lepsi w swoim zawodzie i bardziej zadowoleni z pracy. „Badania naukowe nad produktywnością wyglądają na spisek w celu uzasadnienia lenistwa”, napisał Derek Thompson w miesięczniku „The Atlantic”. Stwierdził, że doniesienia na temat odpoczynku, urlopu i uroczych filmików o zwierzętach są „niemal zbyt piękne, by mogły być prawdziwe”. Praca jest potrzebna i może dawać spełnienie, jeśli czujesz, że to, co robisz, ma sens, ale nie jest uzasadnieniem twojego istnienia. Pamiętaj, że ani biologicznie, ani ewolucyjnie nie jesteśmy do niej stworzeni. Jesteśmy jednak stworzeni do budowania relacji z ludźmi oraz zażyłych więzi z przyjaciółmi i rodziną. Praca jest narzędziem służącym do zaspokajania innych niezbędnych potrzeb, ale to poczucie przynależności jest jedną z naszych podstawowych potrzeb. Z tego względu tak ważne jest, aby wyznaczać sobie czas także na kontakt z innymi osobami. *Fragment książki "Nie rób nic. Jak zerwać z przepracowaniem i zacząć żyć" mogłyśmy opublikować za zgodą Wydawnictwa BUCHMANN. Dziękujemy! POLECAMY:
POLECAMY:
POLECAMY:
NIE RÓB NICJak zerwać z przepracowaniem i zacząć żyćTo był ciężki tydzień. Jestem wykończona. Głowa boli mnie jakby przejechał po niej czołg. Życie udowodniło nie po raz pierwszy, że nie ma w nim nic stałego… Pamiętam doskonale dzień, w którym przyjechałam do miasta, będącego moim celem już w czasach, gdy chodziłam do szkoły podstawowej. Wychowałam się na wsi w kochającej się i wspaniałej rodzinie, ale mającej wieczne problemy finansowe. Już jako dziecko obserwowałam, że rodzice ledwie wiążą koniec z końcem. Gromadka dzieci, w tym jedno niepełnosprawne, różne problemy rodzinne - to wszystko sprawiło, że nie było lekko. Oglądając w mediach życie ludzi w dużych miastach, zapragnęłam żyć tak jak oni. Nauka stała się dla mnie nie tylko ucieczką od prozy codziennego dnia, ale i drogą prowadzącą do celu. Miałam swoją wizję i każdy dzień przybliżał mnie do jej zrealizowania, a ja budowałam w myślach moje szczęście. Byłam wówczas zdeterminowana, ale nie wiedziałam jeszcze, że to określenie nie zawsze ma pozytywne konotacje. Szczególnie w odniesieniu do kobiet. Po maturze ruszyłam w wielki świat. Tak, Trójmiasto było wielkim wyzwaniem. Stojąc na peronie w Gdańsku Głównym, nie mogłam uwierzyć, że zaczynam nowy rozdział, którego od lat wyczekiwałam. Czekały na mnie wymarzone studia, praca i życie na własny rachunek. Pragnęłam pokazać samej sobie, że wszystko w życiu jest możliwe, jeżeli tylko tego pragniemy. Jaka była cena moich marzeń, ja sama tylko wiem. Odkąd pamiętam, ludzie odbierali mnie jako osobę niezwykle zdyscyplinowaną, pracowitą, na której zawsze można polegać. Wielokrotnie słyszałam: „Nadia, mało jest osób tak odpowiedzialnych, mających profesjonalne podejście do życia tak jak ty”. Nie ukrywam, że byłam z tego dumna. Budowało to moje zadowolenie z siebie. Stawiałam sobie wysoko poprzeczkę, coraz wyżej. Ale to powodowało, że byłam coraz bardziej przepracowana, wyczerpana, zestresowana, przytłoczona, a chciałam więcej, szybciej, skuteczniej. Dzisiaj wiem, że pogoń za szczęściem kosztowała mnie bardzo dużo i zastanowić się muszę, czy było warto. Pytanie to zadaję sobie od miesiąca, od dnia, w którym obudziłam się z niedowierzaniem w szpitalnej sali. Czas poprzedzający ten dzień to ciągła pogoń, to wypruwanie sobie żył. To było bardzo kosztowne, wymagało wysiłku, ciężkiej pracy i ciągłej walki. Walki, która trwała od 20 lat. Czy wielu z nas nie jest podobnych do Nadii? „Zdecydowanie zbyt wielu z nas wpadło w pułapkę kultu wydajności. Jesteśmy zdeterminowani, ale już dawno zapomnieliśmy, dokąd zmierzamy. Każdy dzień oceniamy na podstawie swojej skuteczności, a nie satysfakcji. Jesteśmy jak mechanicy składający samochód z najwyższej klasy części i skupiający się wyłącznie na znalezieniu najlepszych elementów, a nie na tym, by wszystkie części do siebie pasowały i dobrze działały po złożeniu. W rezultacie samochód z trudem zapala i ciągle gaśnie. Czym jest kult wydajności? Jego wyznawcy żarliwie wierzą w wartość ciągłej aktywności, a także w poszukiwanie najbardziej efektywnego sposobu na wykonanie niemal każdej z nich. W związku z tym są nieustannie zajęci i żywią nadzieję, że dzięki swoim wysiłkom oszczędzają czas oraz poprawiają jakość swojego życia. Są jednak w błędzie. Uważają, że są wydajni, a tak naprawdę marnują czas. Wydajność jest iluzją.” * W książce „Nie rób nic. Jak zerwać z przepracowaniem i zacząć życ”, którą parę dni temu przeczytałam, Celeste Headlee zwraca uwagę między innymi na organizację naszego czasu pracy. Autorka uważa, że przez ponad dwa stulecia próbowano zrobić z ludzkich ciał i umysłów maszyny, które konstruowano, podobne nawet do komputerów. Zapomniano niestety, że człowiek nie jest maszyną, a nawet ona nie może pracować nieustannie. My – ludzie, jak napisała, „potrzebujemy regularnych przerw. Nasz mózg jest zdolny do niesamowitych osiągnięć, jeśli zapewnimy mu dobre warunki do funkcjonowania. (…) Coraz wyraźniej widać, że idealny harmonogram powinien zakładać krótkie okresy czasu w ogromnym skupieniu na zmianę z regularnymi przerwami. Badania potwierdzają, że jeśli przepracujesz nieprzerwanie 50-57 minut, a potem pozwolisz sobie na krótką przerwę, zrobisz znacznie więcej. Ponieważ stosowanie takiego rozkładu zwiększa prawdopodobieństwo uaktywnienia wykonawczej części mózgu, może się też okazać, że będziesz pracować wnikliwiej i kreatywniej. Na podstawie doświadczeń ustalono, że człowiek potrafi się skoncentrować średnio przez niespełna godzinę, ale pamiętaj, że jesteś jednostką, a nie średnią. Możliwe, że twój idealny stan skupienia jest bliższy 40 albo 60 minutom. Musisz to sprawdzić sam.”* Nadia funkcjonowała wbrew tej zasadzie. Wielu z nas również pracuje na pełnych obrotach, nie marnując, jak twierdzi, czasu na przerwy. A „regularne przerwy są tak ważne, że decyzji o nich nie można pozostawić przypadkowi czy własnym zachciankom.”* Odpoczynek należy planować tak jak planujemy spotkania biznesowe, zajęcia sportowe, spotkania towarzyskie. Celeste Headlee w swojej książce pisze o dwóch rodzajach odpoczynku: czasie wolnym i relaksie. Czas wolny „to minuty lub godziny pomiędzy wykonywaną przez nas pracą. Są one nierozerwalnie z nią związane i mają ładować nasze akumulatory, abyśmy mogli wypoczęci wrócić do obowiązków. Natomiast relaks jest czymś, co należy wyraźnie od zajęć zawodowych oddzielić. Powinien być nieskażony pracą, co oznacza, że nie sprawdzasz wtedy maili, nie odbierasz telefonów służbowych ani nie martwisz się o to, jak sposób spędzania czasu wpłynie na twoją sytuację zawodową. Celem relaksu nie jest doskonaleniem się w pracy, lecz rozkoszowaniem się życiem, na które tak ciężko pracujesz.”* Myślę, że wielu z nas popełnia błąd polegający na niemarnowaniu czasu. Osoby te działają jakby przebiegali każdego dnia maraton. Nie myślą o relaksie, bo ich głównym celem jest praca. A czy przypadkiem nie zagubili się w tym biegu, czy nie jest tak, że zapomnieli, jakie są najważniejsze wartości życia, a co jest tylko środkiem mającym na celu je zaspokoić. Dbając o rodzinę, o poczucie bezpieczeństwa, chcąc być szczęśliwymi - pracują. I to oczywiście ma sens. Ale nagle zatracają się w pracy, gdyż to ona staje się celem samym w sobie i odciąga od rodziny, powoduje utratę poczucia bezpieczeństwa, bo grunt zaczyna im się usuwać spod nóg. Podobnie jak Nadia tracą zdrowie, czasami rozpada się ich małżeństwo, dzieci schodzą na manowce. O szczęściu trudno w takim momencie mówić. Praca, która miała być środkiem prowadzącym do celu, staje się celem, który odbiera im to, co najcenniejsze. A przecież prawie wszystko uzależnione jest od nas i od właściwego zarządzania sobą w czasie, od właściwego balansowania. W książce „Nie rób nic. Jak zerwać z przepracowaniem i zacząć żyć” znalazłyśmy wiele cennych wskazówek, ale i rozwiązań, które mogą nam wszystkim pomóc w zerwaniu z uzależnieniem od wydajności bez celu i produktywności bez efektu. Autorka pokazuje, jak poprawić percepcję czasu, jak stworzyć harmonogram dnia, jak pracować krócej i znajdować czas na odpoczynek, jak planować życie towarzyskie, spełniać bezinteresowne uczynki, które uczynią nas szczęśliwymi oraz skupiać się na celach, a nie na środkach. Polecamy tę książkę wszystkim, którzy pracując coraz więcej i żyjąc intensywniej stali się niewolnikami samych siebie. Znajdziecie w niej drogę prowadzącą do zmiany w myśleniu i mamy nadzieję, że nauczycie się poświęcać czas temu, kto jest dla Was najważniejszy, czyli samemu sobie. Na zakończenie przytaczamy fragment ze wspomnianej książki, który każdy nas powinien codziennie na nowo sobie przypominać, a wierzymy, że wówczas życie będzie miało inną jakość 😊 „Wielu z nas wpada w obsesję na punkcie środków, a kompletnie zapomina o tym najważniejszym celu końcowym, który powinien być motywacją do podejmowania wszystkich wysiłków, mianowicie o dobrym życiu... Po co poświęcać zdrowie psychiczne i fizyczne na coś, co nie zbliża cię do najważniejszego celu, a może wręcz od niego oddala?”* *Fragmenty i cytaty pochodzą z książki Celeste Headlee „Nie rób nic. Jak zerwać z przepracowaniem i zacząć żyć" Wyd. BUCHMAN, 2020
WYWIAD Z DR MATEUSZEM GRZESIAKIEM"Pewność siebie. Jak być asertywnym, pokonać lęk i sięgnąć po swoje?"Dzisiaj mamy przyjemność zaprezentować wywiad, który przeprowadziłyśmy z dr Mateuszem Grzesiakiem - psychologiem, wykładowcą akademickim oraz autorem poradników poświęconych samorozwojowi oraz pokonywaniu problemów. Rozmawialiśmy nie tylko o nowej książce „Pewność siebie. Jak być asertywnym, pokonać lęk i sięgnąć po swoje”, której premiera odbyła się 25 listopada, ale i o przyczynach trwania w toksycznych związkach, kompleksach, braku pokory, wewnętrznym krytyku, lenistwie, jak również o godności, szacunku i motywacji do bycia kochającym siebie człowiekiem. Psychologia przy kawie: Panie Mateuszu, parę dni temu światło dziennie ujrzała Pana najnowsza książka pt.: „Pewność siebie. Jak być asertywnym, pokonać lęk i sięgnąć po swoje.” Przez wiele osób jest Pan postrzegany jako człowiek sukcesu. Czy źródłem tego sukcesu była i jest Pana pewność siebie? Dr Mateusz Grzesiak: Dziękuję. Pewność siebie jest jednym z czynników wpływających na sukces zawodowy i szczęście osobiste. Uważam, że głównym jest wiedza i kompetencje zarówno twarde, jak i społeczne. Ppk: Komu zawdzięcza Pan swoją pewność siebie? Dr MG: Pewność siebie jest wypracowaną umiejętnością, więc z tego względu zawdzięczam ją sobie, ale na to „sobie” składa się wychowanie rodziców, edukacja szkolna, kultura, w której przyszło nam się rozwijać, poziom świadomości i kompetencji. Ppk: We wstępie Pana najnowszej książki możemy przeczytać: „Jeśli chcesz zrozumieć, czym pewność siebie naprawdę jest, jak działa, jak ją budować, to masz w rękach przepis, który Cię tego nauczy.”* Wychodzi Pan naprzeciw ludziom, szczególnie tym, którzy nie wiedzą którędy prowadzi droga do sukcesu, którzy czasami kręcą się przez wiele lat w kółko, nie mają sposobu na życie, nie wiedzą jak postępować i co robić, aby osiągnąć to, czego, jak twierdzą, pragną. Można by sądzić, że Pana książka zostanie przyjęta z wielkim entuzjazmem. Ale życie pokazuje, że nie zawsze tak jest. Mateusz Grzesiak budzi różne emocje 😊 Czy taka postawa to przekora, czy brak pokory wielu Polaków? Nie wiem, jak coś zrobić, ale nie będę słuchał mądrzejszych, bardziej doświadczonych, bo oni mnie drażnią, irytują, bo porównując się z nimi, czuję wielki dyskomfort. Wolę więc skrytykować, zanegować, wyśmiać. Dr MG: Mateusz Grzesiak jest człowiekiem, więc budzi i przeżywa wszystkie emocje, które wynikają z reakcji obserwatorów zupełnie niezależnych od niego. Ale tak naprawdę Mateusz Grzesiak jest znanym nielicznym - w porównaniu do jego marki osobistej. Po prostu - większość ludzi nie zna mnie, ale brand, o którym gdzieś słyszeli, który gdzieś widzieli. Ich zdanie więc dotyczy nie mnie, bo mnie nie znają, ale co najwyżej marki. Ważne jest, by umieć odróżnić te dwie kwestie. Inna sprawa dotyczy Polaków i ich cech jako nacji - są nieufnymi indywidualistami, czasem z poczuciem gorszości w stosunku do innych narodów, klasowi, spolaryzowani pokoleniowo i poglądowo, homogeniczni. Negatywizm mamy we krwi, podobnie jak narzekanie. Ale takie podziały zawsze są niesprawiedliwe, a problemy świata dużo ważniejsze niż historie o Grzesiaku. Ppk: Powiedział Pan, że „Sukces nie jest tajemniczy i dostępny dla wybranych. Za to jest bardzo pracochłonny i racjonalny.”* Czy obserwuje Pan, że wielu z nas woli drogę na skróty? Czy to wynika z wygody, lenistwa, czy może (choć brzmi to niedorzecznie) z lęku? Dr MG: Tak, myślę że wielu ludzi nie rozumie koncepcji sukcesu jako wyniku strategicznej pracy. Nie umie planować, zarządzać ludźmi, kontrolować emocji, komunikować się odpowiednio - krótko mówiąc, nie posiada określonych kompetencji, które są potrzebne by sukces osiągnąć. A wtedy lenistwo, wygodnictwo i lęk przejmują dowodzenie. Ppk: Dlaczego „ludzie pewni siebie zarabiają więcej, mają większe powodzenie i osiągają szybciej sukcesy”*? Dr MG: To nie jest moje widzimisię. To wynik badań. Tak po prostu jest. Jako psycholog wiem, że zaspokojenie podstawowych potrzeb daje płaszczyznę do rozwoju, jest wręcz do niego niezbędne. Ppk: Czy Pana zdaniem niezaspokojenie potrzeby bezpieczeństwa może wpływać na opór człowieka przed podążaniem naprzód, czy może jednak - hamować rozwój? Dr MG: Tak, zdecydowanie. Jeśli ktoś się boi, nie myśli racjonalnie, nie analizuje, nie planuje kreatywnie, nie ma dostępu do wymaganych zasobów - przechodzi na działanie obronne. Potrzeby zaspokajać musimy, bo jesteśmy ludźmi. Ppk: Czy brak poczucia bezpieczeństwa wpływa również na postawy, o których wspomina Pan w książce - negatywne postrzeganie rzeczywistości, krytykowanie siebie i innych, narzekanie? Czy może jest odwrotnie - takie postawy prowadzą do braku poczucia bezpieczeństwa? Dr MG: I jedno i drugie. To, jak myślimy wpływa na nasze poczucie bezpieczeństwa, a z niego wypływają z kolei określone emocje i te prowadzą w tym zamkniętym kole do myśli odbierających to bezpieczeństwo. Dlatego musimy się z tego koła umieć wyrywać. Ppk: Uśmiechnęłam się, czytając w Pana książce: „Prawdziwa pewność siebie wymaga świetnego poznania siebie. Fałszywa nie wymaga niczego, poza wmówieniem sobie, że <<jestem zwycięzcą>>.”* Jak mało kto, z racji mojego zawodu, wiem jaki mamy z tym jako ludzie problem. Jak bardzo boimy się stanąć przed sobą w prawdzie. Poznanie siebie boli. Spotkanie się ze sobą twarzą w twarz, bez masek, bez gadżetów, ludzi, którymi próbujemy się dowartościować jest jednym z najtrudniejszych spotkań. Czy Pan - jako psycholog - ma podobne zdanie? Dr MG: Tak, a jako terapeuta i pacjent terapeutyczny z wieloletnim stażem już szczególnie. Prawdziwe uczucia, traumy z przeszłości, nieprzerobione wspomnienia - w nich kryją się cząstki naszej zdefragmentowanej psyche i w nich znajdziemy też rozwiązania naszych bolączek. Ppk: Część z nas wmawia sobie „jestem zwycięzcą”. Obserwując takie zachowanie, mam poczucie, że nie ma to nic wspólnego z przekonaniem tych osób, że oni naprawdę tak się czują. Najprościej przecież dokonać zmiany naszego zachowania – to nie problem, by wyuczyć się pewnej regułki, którą będziemy powtarzali. Ale sztuką jest zmienić przekonanie o sobie, odnaleźć w sobie wartości, poczuć w sobie wiarę w siebie. To już nie jest takie proste. Wygłaszam więc slogan „jestem zwycięzcą”, a wewnętrznie siebie biczuję poprzez ciągłe krytyki, podcinanie skrzydeł, oskarżanie, pretensje do siebie. Z moich obserwacji wynika, że nie potrafimy siebie samych wspierać. Skąd się to bierze? Jakie błędy wychowawcze zostały popełnione? Co Pan - jako rodzic - robi, aby Pana córeczka lubiła siebie i była w przyszłości swoim przyjacielem, a nie wrogiem. Dr MG: Bo takie slogany są puste i nie prowadzą do zmiany postaw, wymagającej trudnego procesu budowania nowych nawyków. Są komercyjne, powierzchowne, ale łatwe i chwytliwe. Każdy szuka przepisu na życie, a slogan łatwo chwyci. Co do mojej córki, staram się zdrowo realizować jej podstawowe potrzeby: bezpieczeństwa, autoekspresji, poczucia własnej wartości, autonomii, przynależności i granic. Korzystam jako psycholog i pedagog z wiedzy i nauki, a także z własnych doświadczeń wyniesionych z pracy z ludźmi. I przede wszystkim uczę się jej i staram się minimalizować błędy. Ppk: „Praca nad sobą, nad zmianą postrzegania siebie, nad zrozumieniem siebie jest niezwykle ciężka. Nie tylko psychicznie. Także fizycznie. Praca nad zmianą nawyków, szczególnie tych w myśleniu, praca nad zmianą swojego stosunku do własnych dialogów wewnętrznych jest czołganiem się pod górę, z której staczają się w naszą stronę ogromne głazy.”* Jak Pan jako psycholog pomimo tego przekonania, zmotywowałby ludzi do pracy nad sobą, pokazując im, że pomimo iż jest to ciężka praca, warto. Dr MG: Te motywacje ci ludzie już mają, bo nie chcą cierpieć. Te toksyczne emocje i przejawy werbalnej autoagresji są destrukcyjne i same w sobie motywują do zmiany. Ta ścieżka nie jest dla każdego, jest wymagająca, ale zmiana jakości życia jest tak ogromna, że jak ktoś na nią już wejdzie, to jest gotowy pokonywać kolejne szczyty. Przedsiębiorcy, z którymi pracuję w ramach moich studiów MBA są żywym przykładem tego, jak taka ciężka praca się opłaca - życiowo i zawodowo. Ppk: W swoje książce cytuje Pan Anthony’ego Hopkinsa, który powiedział: „kiedyś traktowałem ludzi życzliwie, dzisiaj z wzajemnością”. Jest to podejście sprzeczne z zasadą „zło dobrem zwyciężaj”. Czy w dzisiejszym brutalnym, pełnym agresji świecie ta zasada wzajemności jest sposobem na obronę samego siebie, na obronę granic naszej godności, szacunku, poczucia wartości. Dr MG: Wzajemność ma granice, nie wyobrażam sobie bym na agresję odpowiadał agresją - poza przypadkiem fizycznego zagrożenia życia. Ale na pewno nie będę miły w sytuacji, która wymaga zahamowania czyichś na przykład obraźliwych zachowań. Ja patrzę na świat nie pod kątem ładnie brzmiących haseł, ale skuteczności - i w dobrym samarytaninie widzę też naiwne samopoświęcenie, które wcale nie jest dobre, ale szkodliwe. Życzliwość, dobroć, miłość to wyznaczniki uniwersalne ludzkiego postępowania, ale nie znaczy to, że chama nie można potraktować w sposób adekwatny do jego zachowań - nie zły, ale właśnie adekwatny. To nie zło, ale skuteczność. Ppk: Według Mateusza Grzesiaka pewność siebie jest niezbędna do budowania zdrowych relacji. Czytając o tym, przypomniałam sobie o wielu związkach, w których kompleksy były powodem ich rozpadu. Czy zgodzi się Pan ze mną, że drugi człowiek nigdy nie będzie lekarstwem na nasze kompleksy? Dr MG: Oczywiście, bo przede wszystkim nie będzie wtedy człowiekiem, ale nieudolnym panaceum służącym do wypełniania własnych braków albo prób uleczenia siebie. To tak nie działa, bo przez życiową podróż zmiany musimy przejść sami, nawet jeśli ktoś nam w niej towarzyszy. Ppk: Okazuje się, że nie tylko pewność siebie jest potrzebna do budowania zdrowej relacji i jej utrzymania, ale także do jej zakończenia. Z mojej perspektywy zawodowej widzę, że kobiety nie mające pewności siebie, nie są w stanie wydostać się z toksycznego związku, w którym przeżywają niekiedy piekło. Oczywiście warto tu wspomnieć, że czasami latami trwa koronkowa robota partnera mająca na celu upodlić kobietę, zdeprecjonować ją, pozbawić resztek poczucia wartości. W efekcie one boją się stanąć na własnych nogach i wyrwać z kręgu zła. Czy zgodzi się Pan ze mną, że w wielu związkach kobiety tracą pewność siebie i stąd strach przed życiem bez agresora, który je od siebie uzależnił? Wspomniałam o kobietach, ale przecież też mężczyźni bywają ofiarami takich sytuacji. Dr MG: Do tanga trzeba dwojga - z jakiegoś względu ta kobieta przez lata znosiła określone zachowania i pewnie była świadoma ich negatywnego wpływu. Dlaczego pozostała więc w toksycznej relacji? Może była współuzależniona, miała syndrom matki Teresy, a może po prostu nie wiedziała i nie była w stanie nic z tym zrobić. Wydaje mi się zbyt dużym uproszczeniem, by stwierdzić że czarno na białym jedno jest złe, a drugie dobre - w związkach para wywiera na siebie obopólny wpływ i jest on znacznie bardziej skomplikowany. Myślę też, że większość z nas jest w dorosłym życiu w jakiejś mierze dziećmi, co szczególnie uwidacznia się w związkach. Ppk: „Prawdziwa pewność siebie nie ogląda się na statusy i symbole. Ona wypływa z czegoś zupełnie innego”* - to Pana słowa. Moim zdaniem przypominamy czasem kolorowe wydmuszki, które są błyszczące, przykuwające uwagę, krzykliwe w swojej kolorystyce, ale puste w środku. Dlaczego nie potrafimy zrozumieć, na czym opiera się nasz brak pewności siebie? Dlaczego rzeczy materialne stają się naszą wizytówką? Dlaczego budowanie naszej pewności siebie przypomina budowanie domku z kart albo domu na piasku? Co powoduje, że całą naszą energię poświęcamy na zdobywanie rzeczy, które mają w sposób niewerbalny komunikować światu jacy jesteśmy wspaniali, bo mamy drogie samochody, luksusowe domy? Panie Mateuszu, dlaczego nie rozumiemy, że nasza energia, czas, pieniądze bardzo często inwestowane są nie w tym kierunku co trzeba? Co należałoby zrobić, aby zrozumieć, że ważniejsze jest to kim jesteśmy, a nie to, co posiadamy? Dr MG: Bo żyjemy w epoce pustego kapitalizmu i neoliberalizmu, motywującego nas do budowania siebie w aspekcie materialnym. Uważam, że ludzkość jest na takim poziomie świadomości i jest to kwestia czasów. Ppk: Kończąc rozmowę, przypomnę jeszcze jedną niezwykle ważną myśl płynącą z Pana książki: „Prawdziwa pewność siebie czerpie z głębokiego spokoju, bazującego na samoświadomości tego, kim jestem, co umiem, czego nie umiem i co jestem w stanie faktycznie dać innym.”* Zabieram ją ze sobą i chowam głęboko w sercu. Natomiast Panu dziękuję za rozmowę i życzę właśnie tego spokoju, by nie tylko mógł Pan wieść szczęśliwe życie i realizować swoje cele, ale również, by dzielił się Pan z nami nadal swoim doświadczeniem, wiedzą i cennymi radami. Dr MG: Wszystkiego dobrego i pozdrawiam czytelników „Psychologii przy kawie”. *Fragmenty i cytaty pochodzą z książki Mateusza Grzesiaka „Pewność siebie. Jak być asertywnym, pokonać lęk i sięgnąć po swoje.”, Wyd. Onepress – Sensus, Gliwice 2020 POLECAMY:
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|