W ZŁOTEJ KLATCEToksyczna miłośćBaśka niechętnie mówi o przeszłości. Odkąd pamięta, zawsze z zazdrością patrzyła na rówieśników. Tak chętnie wracali ze szkoły do domu, tyle opowiadali, a ona… Nigdy nie czuła miłości. Dzisiaj wie, że rodzice albo byli nieporadni wychowawczo, albo mieli jakieś problemy natury psychicznej.
Wchodząc w dorosłe życie, tak bardzo pragnęła mieć cudowny dom. Dom, o którym zawsze marzyła. A przede wszystkim tak bardzo chciała być kochana i kochać. Była spragniona miłości. Gdy poznała Bartka, świat zawirował przed jej oczyma, a w momencie, gdy ten wykazał zainteresowanie jej osobą, gotowa była za nim w ogień wskoczyć. Zrobiłaby wszystko, by dać mu miłość, ciepło - to, co zagwarantowałoby jej trwałość tej relacji. Tego uczucia, którym ją obdarzył była zgłodniała, dlatego pragnęła je odwzajemnić z nawiązką, bo przecież nie zasługiwała na miłość, skoro rodzice jej nie potrafili tego uczucia dać. Pamięta, jak bardzo bliskości i akceptacji pragnęła jako dziecko, potem jako nastolatka. I często zadawała sobie pytanie – co ze mną jest nie tak, skoro nie potrafią mnie kochać? Basia do czasu spotkania Bartka nie czuła, by była dla kogoś ważna. Dzisiaj wie, że każdy człowiek potrzebuje bliskości drugiej osoby. Dlatego miłość, którą została obdarzona potraktowała jako najcenniejszy skarb, którego za nic nie chciała stracić. Robiła wszystko, co było w jej mocy, by go uszczęśliwić, ale na swój sposób. Chciała niejako urządzić mu życie, zawładnąć nim. I tu pojawił się problem. Bartek tego nie chciał. Zaczął czuć się osaczony i zniewolony. A ona tego zrozumieć nie mogła. Ona o takiej miłości, jaką dawała Bartkowi zawsze marzyła. Zawsze pragnęła być dla kogoś tak ważna. Dlatego wyprzedzała jego marzenia, zgadywała, co czuje, chciała usunąć spod jego nóg każdą widzianą jej oczyma przeszkodę. A on chciał poznawać i smakować życie w całym jego wymiarze. Im bardziej Basia się starała, tym bardziej on się oddalał. Toksyczna miłość. Miłość polegająca na nieświadomej próbie zawładnięcia drugim człowiekiem. Bartek jako normalnie funkcjonujący człowiek nie chciał być zniewolony, a Basia nie rozumiała, dlaczego odrzuca jej dobre intencje. To spowodowało w niej pojawienie się znanego przez nią uczucia frustracji, które z kolei wywoływało w niej agresję. Agresja rodziła agresję i Bartek nie pozostawał dłużny, nie dochodziło co prawda do rękoczynów, ale była to agresja słowna, która prowadziła do tego, że powstawał między nimi mur. Bartek nie rozumiał pułapki, w jakiej się znalazł. Nie rozumiał przyczyn takiego zachowania. Dla niego miłość oznaczała zupełnie coś innego, aniżeli to, co prezentowała swoją postawą Basia. Tylko dzięki temu, że był osobą dojrzałą emocjonalnie, trwanie w toksycznym związku nie było dla niego sposobem na życie. Być może inna osoba trwałaby w związku, który stawałby się coraz bardziej destrukcyjny albo dawno odeszłaby w swoją stroną. Bartek szukał powodu zachowania Basi, które stało się problem w ich związku. Z czasem zrozumieli mechanizm, który nią kierował, a który pomimo jej dobrych intencji doprowadzał do zabijania uczucia. To, co Basia nazywała miłością, nie miało z nią nic wspólnego. Nie było to prawdziwe uczucie, które tylko w formie dojrzałej, a nie nerwicowej potrzeby, może być podstawą szczęśliwej relacji. *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację prawdziwych osób. ODCIEŃ MILCZENIAZaburzone relacjePaweł i Marta. Młodzi, inteligentni, wykształceni i atrakcyjni. Obydwoje otoczeni grupą znajomych, przyjaciół, a tak bardzo samotni. Poznałam ich na mojej drodze zawodowej, natomiast oni nigdy się spotkali, choć tak wiele ich łączy, przede wszystkim nieumiejętność nawiązywania bliskich relacji emocjonalnych i wchodzenie w związki. Marta jest uroczą, piękną kobietą. Ukończyła architekturę. Praca, pasja, głowa pełna pomysłów, przelotni mężczyźni. Ona jedna wie, że prześladuje ją czas dzieciństwa, który pozostawił ślad w jej psychice, jak mówi: „na całe życie”. Wchodząc w relacje z mężczyznami zachowuje się nie jak dojrzała trzydziestolatka, lecz jak siedemnastoletnia dziewczynka. O swoim ostatnim związku mówi tak: „wszystkiego w życiu właściwie dowiedziałam się od Kuby - mojego ostatniego mężczyzny. Analizowaliśmy moje porażki, cieszyliśmy się z sukcesów, przytulał, gotował, kochał. Wszystko to, czego nie dała mi rodzina, dał mi on, ale nie pisał się na taką rolę. Ja zadurzałam się w innych facetach, więc się rozstaliśmy w końcu. Ale nawet jest mi z tym OK, bo tak jakoś prościej. Będę tęsknić za tym, co miałam z nim, bo jest mega mądry i znajduje rozwiązania na wszystko i zawsze mogłam się do niego zwrócić, na niego liczyć. Poza tym on pokazał mi, że jestem szczęśliwa, a tego smaku się nie zapomina. Przy nim piękniałam i promieniałam. Wytrzymał ze mną dużo. Oj... dawałam, mu czasem popalić. Ale nie chciał być tatusiem i nie ma co się dziwić.” Paweł w momencie, gdy zorientował się, że należałoby podejmować męskie decyzje wycofywał się rakiem. Prawnik z doktoratem, dorosły metrykalne, a zachowanie i emocje dziecka. Czterdziestoletni mężczyzna w spodniach na szelkach, wieczny chłopiec. Marta szukała miłości w ramionach silnych, opiekuńczych mężczyzn i pomimo, iż było jej z nimi dobrze, zdradzała ich. Oni mieli pełnić w jej życiu rolę ojca, którego nie miała, a ona wchodziła w rolę poszukującej wrażeń rozkapryszonej dziewczynki. Paweł wciąż uzależniony od matki, której nienawidził. Bojący się wejść w relacje z kobietami, niedojrzały i nieodpowiedzialny. Dlaczego tak wygląda ich obecne życie? Marta tłumaczy swoją postawę przekleństwem braku miłości i akceptacji. Opowiada o rozstroju nerwowym, które komplikuje zdolności poznawcze i koncentrację uwagi oraz spokój wewnętrzny. Wspomina czas nauki w szkole, gdy była najlepszą, niesprawiającą problemów uczennicą, pomimo, iż jej życie rozsypywało się na najdrobniejsze kawałeczki. Mówi, że była to ucieczka w naukę. Jej siostry wpadły w depresję i nie chodziły do szkoły. Dla Marty szkoła i nauka były jedyną rozrywką. W domu nie miała co robić, a wszystko wokół bardzo ją ciekawiło. I to wyszło jej na dobre, gdyby nie blizny… Paweł w pewnym momencie pękł. Wykrzyczał to, co chciałby powiedzieć matce. Miał do niej pretensje, żal, mówił nawet o nienawiści, ale z drugiej strony tłumił te uczucia w sobie, bo nie wypada, nie wolno. To przecież matka. Dobrze jednak widział, że relacja między matką a nim była dziwna. Nigdy nie odczuł z jej strony miłości, akceptacji. Traktowała go jak rywala. Ona nie była, jak nazwaliby twórcy Analizy Transakcyjnej, osobą dorosłą, ani rodzicem, ona pomimo swoich 30,40,50, potem 60 lat wciąż była emocjonalnym dzieckiem. W takiej relacji matka – syn trudno stać się mężczyzną. Jeżeli nie będzie nam dane być dziećmi, jeżeli nie doświadczymy bezwarunkowej miłości, akceptacji, wsparcia wówczas, gdy tego potrzebujemy, w wieku dojrzałym będziemy infantylni. Mężczyzna nie będzie w stanie zapewnić oparcia kobiecie. Będzie szukał silnych kobiet, gdyż będzie poszukiwał w kobietach matki, ale w pewnym momencie będzie się z tego związku wycofywał. Marta pamięta odejście ojca. To było jak trzęsienie ziem. Ktoś, kto miał zapewniać poczcie bezpieczeństwa, odszedł. I nie chodziło tu tylko o bezpieczeństwo fizyczne i finansowe, ale przede wszystkim psychiczne. Jak wiadomo dziecko czuje się psychicznie bezpieczne, gdy jest kochane, gdy wie gdzie jest jego miejsce, gdy czuje, że jest tam chciane i bardzo ważne dla swoich rodziców. Dziecku, którego ojciec porzuca, wali się jego świat. Bardzo ważna potrzeba – potrzeba bezpieczeństwa w tym momencie nie może być zaspokojona. O ile część osób dorosłych potrafi poradzić sobie z niezaspokojonymi potrzebami, z niemożnością zrealizowania celu, do którego dążyło, o tyle dziecko nie jest w stanie sobie dać rady z tą sytuacja. U dziecka rodzi się lęk i napięcie. Lęk, którego istotą jest ciągłe oczekiwanie na coś strasznego, bo skoro odszedł ojciec, który miał być ostoją, to w każdej chwili coś jeszcze może się wydarzyć i ten lęk wzmaga napięcie. Z kolei wzrastające napięcie potęguje lęk i tak nakręca się nerwicowe błędne koło. Ten mechanizm ma naturalną tendencje do utrwalania i pogłębiania się. Dochodzi u dziecka do powstania zachowań nerwicowych. Dziecko budzi się w nocy, trzęsą mu się ręce, zapiera mu dech w piersiach, wszystkiego się boi, itd. Jeśli odchodzi najbliższa osoba, człowiek, który miał dawać miłość, akceptację to znaczy - w odczuciach dziecka - odrzuca mnie, bo nie zasługuję na miłość. Skoro najbliższa osoba nie kocha, widocznie nie jestem wart tej miłości. Jestem złe, beznadziejne, do niczego się nie nadaję. Życie dziecka traci sens. Prowadzi to do rozwoju depresji. Dziecko jest smutne, nic je nie cieszy, nie potrafi się na niczym skoncentrować, bardzo nisko ocenia siebie i swoje możliwości, traci apetyt albo wręcz przeciwnie je, żeby zapomnieć. Widzi siebie jako nieudolne, bezwartościowe, ma powracające poczucie winy. Paweł zrozumiał, że ma prawo do złości, nienawiści, żalu... Zrozumienie całej trudnej sytuacji, dało mu poczucie wielkiej ulgi. Dotarło do niego, że w rodzinie, poprzez rodziców w dziecku tworzą się podstawy psychiki, zręby osobowości. To rodzice są pierwszymi ludźmi, którzy mają najbardziej istotny wkład w budowę i rozwój całego bogactwa życia emocjonalnego. Od nich dziecko odbiera pierwsze gesty i zachowania, które powinny być wyrazem miłości, radości i dumy. Zrozumiał, iż to nie w nim jest problem, że jego zachowanie jest tylko konsekwencją tego, co wydarzyło się przed laty. Odejście ojca wywiera nieodwracalny wpływ na dziewczynki. Może taka sytuacja potoczyć się inaczej, o ile matka zadba o zapewnienie poczucia bezpieczeństwa, a w życiu dziewczynki pojawi się mężczyzna, który nie tylko będzie wzorem odpowiedzialności, ale zaspokoi choć w części jej potrzebę uznania i wartości. Taką osobą mogą być dziadkowie, starsi bracia, nauczyciele, trenerzy. Mówi się, że silny ojciec to silne córki. Ta relacja pomiędzy ojcem a dziewczynką ma wpływ na poczucie wartości w późniejszych latach kobiety, która z niej wyrośnie. Zdrowa relacja pomiędzy matką a synem powoduje, że będzie on silnym mężczyzną szanującym kobiety i gotowym wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Ważne, by rodzice o tym pamiętali. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie! POLECAMY:
ŻYCZĘ CI SZCZĘŚCIA!Wpływ zamożności na poziom szczęściaOdruchowo wszystkim nam wydaje się, że pieniądze dają szczęście. Zazdrościmy bogatym, bo uważamy, że nie mają żadnych problemów i są szczęśliwi. Czy faktycznie tak jest i czy tak jest zawsze? Jeśli tak, to przecież moglibyśmy „kupić” sobie szczęście. Zamożność wiązałoby się wprost z wysokim poziomem szczęścia. Ale odpowiedź nie jest aż tak prosta. Wątpliwość w 1974 r. zasiał Richard Easterlin, który opublikował artykuł pt. „Czy wzrost ekonomiczny zwiększa pomyślność ludzi?” I od tego czasu zależność dobrostanu i bogactwem nazwana jest paradoksem Easterlina. A paradoks polegać miał na tym, że o ile ludzie (społeczeństwa) zamożniejsi (zamożniejsze) są szczęśliwsi (szczęśliwsze), o tyle wzrost dochodów ludzi i społeczeństw nie zwiększa wcale ich poczucia szczęścia. Gdy państwa osiągają standard życia, jakie wiele krajów „pierwszego świata” osiągnęło w latach sześćdziesiątych XX wieku, poczucie szczęścia i PKB przestają podążać tą samą trajektorią. Oczywiście, że dochody mają znaczenie, ale nie decydują jeszcze o wszystkim. Zrozumiałe jest, że jeśli ktoś żyje w ubogim kraju wzbogaci się to wzrasta jego poczucie szczęścia. Trudno przecież uważać się za szczęśliwego człowieka, gdy nie można zaspokoić swoim dzieciom podstawowych potrzeb: jedzenia, dachu nad głową i bezpieczeństwa. Jednak w krajach bogatych zarabianie więcej z myślą, że będzie się szczęśliwszym po przekroczeniu średnich dochodów przestaje działać. Po przekroczeniu tego progu każde dodatkowe pieniądze dają proporcjonalnie coraz mniej satysfakcji. Poza tym istotny jest także proces adaptacji. Osiągnięcie wyższego standardu życia może sprawiać dodatkową satysfakcję tylko przez pewien czas. Ludzie zamożni uważają swój dobrobyt za rzecz całkowicie naturalną i nie odczuwają z tego powodu, że są zamożni, szczególnej radości. A przy tym sukces finansowy zwiększa aspiracje, więc ci, którzy się bogacą, mogą odczuwać ciągły niedosyt. Skoro pieniądze to nie wszystko, to jaka jest recepta na szczęście? W odpowiedzi pomagają zakrojone na gigantyczną skalę projekty badawcze World Value Survey czy World Poll Instytutu Gallupa. Otóż osoby o solidnym wykształceniu uważają się za szczęśliwszych od tych bez takiego wykształcenia. Ludzie posiadający prace są szczęśliwsi i to nawet w Europie, gdzie istnieje dobrze rozwinięty system opieki społecznej. Znaczący wpływ na poziom zadowolenia z życia ma miejsce zamieszkania. Na ogół mieszkańcy małych miasteczek są szczęśliwsi niż ludzie żyjący w wielkich miastach. Korzystnie wpływa także duża ilość wolnego czasu i krótsze dojazdy. Podobnie jest z dobrym zdrowiem (a nawet ważniejsze jest przekonanie o swoim dobrym zdrowiu niż stan faktyczny). W byciu szczęśliwszym pomaga także wiara w jakiegoś boga. W Polsce badania prof. Czapińskiego nad dobrostanem Polaków* pokazały, że nie status społeczno-ekonomiczny decyduje najbardziej o poczuciu zadowolenia z życia i innych aspektach dobrostanu, lecz czynniki demograficzne (wiek – młodsi czują się szczęśliwsi niż starsi) oraz relacje społeczne (przyjaciele, małżeństwo – ci, którzy są w związkach, którzy mają przyjaciół oceniają swe życie jako bardziej szczęśliwe). Tak więc inni ludzie są dla nas ważniejsi od pieniędzy. Dochód w badaniach prof. Czapińskiego pojawiał się dopiero jako czwarty w kolejności czynnik (korelat) dobrostanu psychicznego. Profesor mówi nawet, że pieniądze dają szczęście obywatelom biednych krajów, natomiast szczęście daje pieniądze obywatelom w bogatych krajach.* Dodaje także: „szczęśliwym nie tylko chce się bardziej, ale także więcej mogą, ponieważ szerzej patrzą, mądrzej myślą i mają lepszy kontakt ze swoim ciałem”.
Tak więc zdawałoby się wyświechtane zdanie: „Życzę Ci szczęścia!” ma swój głęboki sens. Więc życzymy Wam właśnie szczęścia, a nie pieniędzy. *Janusz Czapiński „Ekonomia szczęścia i psychologia bogactwa”, Nauka nr 1/2012, str. 51-88 KOCHASZ. ALE JAK?Model miłości Johna LeeJohn Lee wyróżnił 6 typów miłości: Eros, Storge i Ludus (trzy typy podstawowe) oraz Manię, Agape i Pragmę (3 typy pochodne). Każdy z nas może przejawiać jeden z typów miłości lub ich kombinację. Przeczytajcie i pomyślcie, który z typów najlepiej Was charakteryzuje? Miłość Eros przypomina miłość romantyczną. Zaczyna się fascynacją drugą osobą, w dużej mierze jej fizycznością. Partnerzy chcą być do siebie podobni, wykonywać jak najwięcej rzeczy razem. Wierzą w miłość od pierwszego wejrzenia, w przysłowiowy „strzał Amora”. Wręcz uważają, że jest to najlepszy sposób na zakochanie się i stworzenie trwałego związku. Dla tego typu miłości charakterystyczny jest także silny pociąg fizyczny, więc dość wcześnie inicjowane jest życie seksualne. Partnerzy chcą dostarczać sobie wzajemnie jak najwięcej przyjemności (także w obszarze seksu). Miłość zrównoważona to Storge. Miłość przyjacielska, czuła, która jako postawa obejmuje trzy sfery: uczuciową, poznawczą i behawioralną. Partnerzy wiedzą, że bez względu na okoliczności i tak pozostaną przyjaciółmi. Aktywnie angażują się w sprawy związku i partnera, działają dla ich dobra (wzajemność relacji). Intymność fizyczna nie jest tu najistotniejsza. Może pojawić się w czasie trwania związku. Najważniejsze jest, aby być dobrym, wiernym, empatycznym i oddanym przyjacielem. Ludus traktuje miłość jako grę, w której chodzi o zwycięstwo. Chodzi głównie o to, aby pokazać, że jest się lepszym, dowieźć swojej wyższości, czy wykazać się większymi zdolnościami niż a partner. W tym rodzaju miłości najczęściej występuje koncentracja na sobie, egoistyczne podejście i przedmiotowe traktowanie partnera. Życie seksualne służy jedynie do zaspakajania własnych potrzeb i przyjemności, a jeśli pojawiają się w nim kłopoty, to zamiast prób rozwiązania rozpoczyna się poszukiwanie kolejnego partnera. I tym samym zakończenie związku. Miłość maniakalna – Mania - to połączenie miłości typu: Eros i Ludus. Jest miłością obsesyjną, intensywną i przepełnioną lękiem przez utratą partnera. Wymaga ciągłego podtrzymywania uczuć i uwagi partnerów, udowadniania wierności i zaangażowania. Koncentrując się stale na obawach i lękach o związek, bardzo wyczerpuje partnerów. Osoby w tej relacji tracą tyle sił na to, by nie utracić obiektu miłości, że rzadko tworzą głębszą wieź, czy są w stanie zbudować bardziej satysfakcjonujący związek. Mimo, że partnerzy są aktywnie zaangażowani, to ponieważ koncentrują się na tym, jak nie stracić partnera, nie wydobywają z siebie, tego, co najlepsze, związek ich nie rozwija, nie są w stanie poprzez tę miłość w pełni wyrazić siebie.
Miłość Agape to kombinacja Erosa i Storge. „Jest to miłość ofiarna, pełna poświęcenia i troski o drugą osobę. W miłości osoba koncentruje się na dobru drugiej strony i stąd występuje tu aktywne i pełne zaangażowanie się w tworzeniu więzi. Jest to moralny ideał miłości w etyce chrześcijańskiej jak i innych religii. Oznacza troskę o osobę kochaną bez oczekiwania czegokolwiek w zamian. Ten rodzaj miłości pozwala na pełne ujawnienie i urzeczywistnienie siebie jako osoby i drugiej osoby relacji miłości Agape.”** Miłość praktyczna to Pragma, połączenie miłości Ludus i Storge. Dla partnerów to swego rodzaju inwestycja. Wchodząc w związek dokonują kalkulacji możliwych zysków i strat. Związek może być zawierany z miłości lub z „interesu”, dzięki szacowaniu praktycznej wartości i użyteczności przyszłego partnera. Względy praktyczne są też przesłanką do pozostawania w związku lub do jego zakończenia. Partnerzy jeśli uznają drugą osobę za atrakcyjną (za tzw. „dobry interes”) to będą lojalni, wierni i będą kochać. Zawsze bardzo dbają o to, aby maksymalnie wykorzystywać potencjał i możliwości - swoje i partnera. O siebie dbają jeszcze zanim „trafią na rynek matrymonialny” – wzmacniają swoje dobre strony. A parterowi starają się zapewnić takie warunki w związku, aby mógł rozwinąć w pełni swoje zdolności i umiejętności. Gdy rozważają wybór partnera, przeprowadzają najpierw dokładną analizę jego rodziny, krewnych. Z góry ustalają wiele spraw, np. wielkość swojej przyszłej rodziny. Do życia i do związku podchodzą niezwykle pragmatycznie. Czy odnaleźliście się w którymś z typów miłości, czy może w kilku? :) Pomyślcie... *J. Rostowski, Zarys psychologii małżeństwa. Psychologiczne uwarunkowania dobranego związku małżeńskiego, PWN, Warszawa, 1987 **dr Maria Jankowska, Miłość jako najpełniejszy sposób wyrażania siebie, FIDES ET RATIO Kwartalnik Naukowy, 3(3)2010 SPRZECZNE OCZEKIWANIAKonflikty małżeńskieNauczyłam się, że ilekroć przeczytam jakiś artykuł w prasie na temat idealnego małżeństwa, zawsze zgodnego, które nigdy się nie kłóci, za jakiś czas muszę uważnie śledzić rubryki towarzyskie, które ogłaszają rozwód tego „wzorcowego” związku. Otóż przysłowie „kto się lubi, ten się czubi” znakomicie sprawdza się, jeśli chodzi o relacje. Życie jest tak skomplikowane a ludzie tak różni, że wcześniej, czy później do konfliktu w każdym żywym związku dojść musi. Pytanie tylko, ile takich konfliktów, jak często się pojawiają, jak długo trwają i jakie formy przybierają? Może się zdarzyć, że małżeństwo staje się areną wielu kłótni i konfliktów, które będą się pogłębiać. Nie rozwiązując ich konstruktywnie, będą ranić nawzajem swoje uczucia i ich relacja zacznie się psuć. S. R. Covey w książce "7 nawyków szczęśliwej rodziny" pisze, co wówczas się stanie: „Miłość przejdzie w przystosowanie się, później w tolerowanie drugiej osoby, a w końcu zmieni się we wrogość. Gdy ich stosunki przybiorą formę ciągłych konfliktów, otoczenie może twierdzić, że najlepiej, gdyby się rozwiedli”. Swego rodzaju „równia pochyła”. Dlaczego tak się dzieje? Czy pamiętacie cytat, jaki umieściłyśmy na blogu: „Jeżeli głębiej zastanowisz się nad problemami małżeńskimi, zauważysz, że niemal zawsze wynikają one ze sprzecznych oczekiwań, co do ról partnerów, a dodatkowo są pogłębiane przez odmienne strategie rozwiązywania problemów”. Co to dokładnie znaczy? Najlepiej zobaczcie na przykładach. Wyobraźmy sobie dwa małżeństwa: Pierwsze: dajmy na to Krzysztof i Zofia. Mąż wyrósł w rodzinie, gdzie zawsze mógł liczyć na pociechę i wsparcie. Gdy przychodził ze szkoły i mówił, że przegrał w zawodach, jego mama wspierała go, mówiąc coś w stylu: „Krzysiu, tak mi przykro. To dla Ciebie duże rozczarowanie, ale jesteśmy dumni z wysiłku, jaki włożyłeś w treningi. Kochamy Cię”. Gdy uzyskiwał najlepsze świadectwo w klasie, także mógł liczyć na docenienie, uznanie i pochwałę. Niezależnie – sukces, czy porażka Krzyś mógł liczyć na miłość i bezwarunkową troskę. W rodzinie Zosi nie było zwyczaju wzajemnego wspierania się. Rodzice raczej nie interesowali się jej sprawami, nie okazywali uczuć, a ich stosunek do niej zależał od jej postępowania. Gdyby przegrała w zawodach, usłyszałaby pewnie wyrzuty, że powinna więcej trenować, jak niedościgłym wzorem jest w tym względzie jej siostra i jaki kłopot sprawia mamie, która musi o tej porażce zakomunikować ojcu. Gdyby otrzymała najlepsze świadectwo w klasie, wszyscy oczywiście ucieszyliby się. Krzyś i Zosia poznają się, zakochują, zostają małżeństwem i zaczynają zachowywać się zgodnie z modelami, jakie przynieśli ze swoich domów: jedno umie kochać bezwarunkowo, a drugie warunkowo. Po kilku miesiącach wspólnego życia pojawiają się kłopoty i Krzyś zarzuca Zosi, że ona już go nie kocha. Zosia zaprzecza, myśląc w duchu, przecież: gotuję, sprzątam, zarabiam, czy to nie świadczy, że go kocham? Wyobrażacie sobie, jakie konflikty narosną, jeśli nie ustalą wspólnej definicji „miłości”. A całkiem możliwe, że wynieśli z domów inne sposoby rozwiązywania konfliktów. Krzyś nie umie dyskutować o sprawach trudnych, bo wszyscy tak się zawsze wspierali i tak pozytywnie podchodzili do wszystkich kwestii, że udawali, iż problemy nie istnieją. W domu Zosi różnice zdań załatwiano za pomocą „walki” (wrzasków, płaczu, zrzucania winy i wzajemnych oskarżeń) lub „ucieczki” (odchodzenia, trzaskania drzwiami, wychodzenia z domu). Jak tych dwoje ludzi ma się porozumieć i rozwiązać nawet najmniejszy konflikt? Drugie małżeństwo: Krystyna i Jan. Jan uważa, że kobieta powinna zajmować się głównie domem, dziećmi i budżetem domowym, jeśli pracuje zawodowo to niedużo, aby nie kolidowało to z prowadzeniem gospodarstwa. Taka była jego matka. Z kolei Krysia uważa, że kobieta powinna robić karierę zawodową a domową kasą powinien zajmować się mąż, bo gdy dorastała, to jej ojciec się tym zajmował. Wydawać się może, że nie jest to gigantyczny problem, ale gdy spróbują go rozwiązać i ujawnią swoje strategie, sytuacja może się zaostrzyć. Jan jest typem „pasywno-agresywnym”, powoli gotuje się w środku, nic nie mówi, ale irytacja w nim wzrasta. Krysia jest „aktywnie agresywna”. Chce od razu wypowiedzieć to, co ją gnębi, rozpracować to, wykłócić się. Każde z nich oskarża drugie. Spór urasta do niebotycznych rozmiarów a odmienne strategie radzenia sobie z kłopotami pogarszają każdy problem i wyolbrzymiają różnice. Spójrzmy teraz na nasze własne związki, małżeństwa, czy nasze konflikty i problemy nie wynikają głównie ze sprzecznych oczekiwań co do pełnionych ról i kolidujących ze sobą scenariuszy rozwiązywania problemów? Jak myślisz, jakie oczekiwania ma Twój mąż, czy żona (może potrzebuje na każdym kroku pochwały i docenienia? Oczekuje żony – strażniczki ogniska domowego)? Co wyniósł z domu? A jak lubi rozwiązywać konflikty, czy może lubi zamknąć się sam w pokoju i nie odzywać („ucieczka”) a Ty lubisz „walkę”, wykrzyczeć swoje racje? Pierwszy krok to wszystko sobie uświadomić, aby móc zastopować „równię pochyłą”, o której mówił Covey: przystosowanie – tolerowanie – wrogość – rozwód, by mogła zacząć wracać miłość, choć czasami to bardzo długa droga. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. POLECAMY:
POCHWAŁA7 cech dobrej pochwałyChwalenie kojarzy nam się z reguły z chwaleniem dzieci. Im starsi jesteśmy, tym częściej o tym zapominamy, a przecież nam samym też jest bardzo miło, gdy usłyszymy słowa miłe słowa na swój temat, docenienie nas, pochwałę. Potrzebuje tego także nasz mąż, nasza żona, ale i podwładny, gdy jesteśmy szefem, ale i kolega w pracy.
Pochwałą nie tylko zaspakajamy nasze ludzkie potrzeby – uznania i szacunku wg A. Maslowa, ale także wzmacniamy pozytywne zachowania (więcej o roli pochwał pisałyśmy już w poście „Doceniaj i komplementuj zawsze, gdy…”). Co znaczy, że „wzmacniają pozytywne zachowania”? Otóż motywują do powtórzenia zachowania, po którym usłyszeliśmy pochwalę. Pochwała jest dla nas nagrodą, utrwala nasze zachowanie. Jeśli tych pochwał zabraknie, niestety zachowania pojawiać się będą coraz rzadziej, aż w końcu w ogóle zanikną. Pamiętajmy tylko, że pochwała powinna być skonstruowana w pozytywny sposób, czyli nie powinniśmy w niej używać słowa „nie” (czyli do męża powinniśmy powiedzieć „Cieszę się, że zostałeś dziś ze mną w domu” a nie: „Cieszę się, że nie poszedłeś na mecz z kolegami”) oraz powinniśmy mówić o swoich uczuciach („Jestem zadowolona, z tego że” „Cieszę się, że…” „Jest mi bardzo miło, bo…” „Jestem szczęśliwa, bo…”). Jeśli dziecko zrobi porządek w swoim pokoju, wyniesie śmieci, czy samo bez przypominania odrobi lekcje - doceńmy to natychmiast. Jeśli mąż przyniesie nam kwiaty, albo zrobi zakupy (oczywiście, jeśli zakupy nie są jego obowiązkiem domowym) – okażmy mu swą radość, pochwalmy (zgodnie z cechami dobrej pochwały), bo inaczej będzie to ostatni bukiet, jaki otrzymałyśmy i do końca życia same będziemy biegać po zakupy. Oczywiście, jeśli żona zrobi coś miłego, nie szczędźmy jej miłych słów. Aby mieć dobry nastrój potrzebujemy więcej pochwał i gestów uznania niż uwag negatywnych i krytyki (od 7 do 11 razy), ale podobno samych pochwał powinno być przynajmniej 10 dziennie, żebyśmy się dobrze czuli. RÓB TO, CZEGO PRAGNIESZ!Negatywne wzory zachowań
Ada poznała Piotra w klasie maturalnej. Kolorowy zawrót głowy, jak to mówią młodzi. O takim chłopaku śniła. Ona – bardzo dobra uczennica marząca o medycynie, on stojący twardo nogami na ziemi urodzony ekonomista. Serce nie sługa. Po wpływem Piotra zmieniła kurs. Postanowili wspólnie wyjechać na studia, wynająć mieszkanie i zacząć nowy rozdział wspólnego życia. Decyzja Ady o zmianie planów była niezrozumiała dla osób, które znały ją od lat.
W zasadzie pierwsze tygodnie wspólnego życia pokazały, że nie było ono bajką. Ciągłe kłótnie, brak pieniędzy, różnice zdań i odwieczne słowa Ady: „Gdyby nie Ty, studiowałabym medycynę. Marzyłam o tym od dziecka.” Osoby patrzące z zewnątrz na relację tej pary zdziwiła decyzja o ich ślubie. Ale cóż, uważali, że to iskrzenie było im potrzebne do normalnego funkcjonowania. Krótko po tym, jak stanęli na ślubnym kobiercu, Ada urodziła Jaśminkę. Zbiegło się to z ukończeniem studiów. Piotr podjął pracę w firmie, z która od dwóch lat dorywczo współpracował. Natomiast Ada miała pierwszy rok spędzić z córeczką w domu. Zaakceptowała taki stan rzeczy. Piotrowi ten układ bardzo odpowiadał. Żona w domu, czekająca z gorącym obiadem, zadbane i spokojne dziecko. Czego chcieć więcej? Zaczął więc namawiać ją, by iść za ciosem i postarać się o braciszka dla Jaśminy. Wówczas zaczęły się awantury. „Gdyby nie ty, twoje parcie na ślub, na dziecko, zaczęłabym pracę. Tyle ciekawych ofert przeszło mi koło nosa.” W momencie, gdy zaczęli decydować się na żłobek, gdy Ada podobno rozpoczęła poszukiwania pracy, okazało się, że pragnienie Piotra ziściło się i żona zaszła w ciążę. Pierwszy miesiąc to czas wiecznych awantur, które wszczynała Ada. Miała dosyć takiego życia. Ale czy to Piotr był winowajcą takiego stanu rzeczy? Eric Berne opisał między innymi grę „Gdyby Nie Ty…” Ada nie przez przypadek wybrała jako swojego partnera życiowego człowieka dominującego. Ona – osoba bojąca się podejmowania decyzji, wyzwań, „potrzebowała” kogoś, kto mógłby być oskarżany za ograniczanie jej tych aktywności, których tak naprawdę się bała. Medycyna będąca marzeniem jej rodziców, przerażała ją. Piotr stanowił świetną wymówkę. To przez niego – przez uczucie do niego zmieniła plany. Uciekła od tego, czego się bała, po to, by potem oskarżyć go za to. A tak naprawdę Piotr oddawał jej przysługę, chroniąc ją przed tym, czego się chorobliwie bała. Jak być może zauważyliście, wiele osób wiąże się z taka a nie inną osobą nie przez przypadek. Osoby wchodzące w grę „Gdyby Nie Ty” potrzebują kogoś, kto „ograniczy ich”. Taką osobę można oskarżać o to, czego nie udało się osiągnąć. Celem bowiem tej gry jest uśmierzanie własnych lęków i usprawiedliwianie swojej bierności. Problem pojawia się dopiero wówczas, gdy jedna z osób wychodzi ze swojej roli. Gdyby Piotr powiedział Adzie: studiuj medycynę, marzyłem, by mieć żonę lekarza, mogłoby się okazać, że… nie on był przeszkodą. Gdyby Piotr uznał, że decyzje o ślubie przełożą na czas, gdy obydwoje odnajdą się na rynku pracy, okazałoby się, że Ada wcale nie chce podejmować tego kroku. Często okazuje się, że to nie partner jest problemem, ale są nimi własne lęki. A zmiana zasad gry poprzez powiedzenie: „Rób, to czego pragniesz” , nagle demaskuje fobie i lęki drugiej strony. Ale to nie jedyna gra, nie jeden schemat, który stosujemy w swoim życiu. ,,Ludzie mnie opuszczają”, ,,Nie uda mi się”, ,,Muszę funkcjonować na najwyższych obrotach. Błędy są niedopuszczalne”. Schematy, które rujnują nasze życie i zaburzają nasze relacje interpersonalne. Schematy, które są zakorzenione w nas głęboko, będące echem przeszłości, pamiątką z dzieciństwa. W ubiegłym roku Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne wydało naszym zdaniem rewelacyjną książkę, napisaną w przystępny sposób, a pokazującą zarówno jak rozpoznawać schematy, ale również w jaki sposób z nich się wydostać. ,,Relacje na huśtawce” to książka, która laikowi pomoże zrozumieć prawa, które nim rządzą, a dla wielu psychologów będzie narzędziem przydatnym w codziennej pracy.
Jeżeli reagujesz w sposób, którego później żałujesz. Pozwalasz, aby emocje przejmowały nad Tobą kontrolę. Często czujesz się zraniona/ny, a potem jesteś zła/zły na innych. Zazwyczaj wycofujesz się i zamykasz w sobie. Pomożemy Ci. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POLECAMY:
ZNIENAWIDZONY ŚWIATRelacje. W co ludzie grają? UległaLila, Klara i Maja. Trzy kobiety, które łączy rola, jaką pełniły w życiu. Do niedawna były sfrustrowane, czuły się niedowartościowane, niedoceniane, widziały, że życie przecieka im pomiędzy palcami. Ale czy same tego nie chciały? Czy swoim zachowaniem nie sprowokowały innych do traktowania ich w ten sposób? Lila – szczupła blondynka. Niedoszła pani adwokat. Studia przerwała na czwartym roku, ponieważ w jej życiu pojawił się Kacper. Po urodzeniu synka miała powrócić na uczelnię, ale stało się inaczej. Mąż namawiał, by poczekała aż mały skończy rok, potem aż pójdzie do przedszkola. Dzisiaj Kacper ma szesnaście lat i wolny czas spędza z przyjaciółmi. A Lila została perfekcyjną panią domu. Pomimo iż stara się nie myśleć o swoich marzeniach i planach z przeszłości, z coraz większą złością patrzy na męża, który codziennie elegancki i pachnący wychodzi rano do pracy. On realizuje się zawodowo, pnie się po szczeblach kariery, jest dumny z dobrze wychowanego syna, ale i z pachnącego czystością i obiadem domu. A ona… Klara – niebieskooka brunetka. Bartek pojawił się w momencie, gdy bardzo potrzebowała bliskości. Jedynaczka z tak zwanego dobrego domu. Tata był znanym chirurgiem, mama zajmowała się domem. Nigdy niczego w sensie materialnym nie było jej brak. Piękny dom, modne ciuchy, zagraniczne wakacje. Gdy kończyła studia, w wypadku zginęli rodzice. Jedna chwila i jej świat rozpadł się na maleńkie kawałeczki. Wówczas pojawił się on – dobry, mądry, przedsiębiorczy. Przedsiębiorczy aż do granic przyzwoitości. Szybki ślub, a potem tańczyła jak on jej zagrał. Sprzedali majątek jej rodziców, a on zainwestował wszystko w firmę, którą prowadził. Obiecywał, że pomnoży pieniądze i za parę lat będą żyli, podróżując po świecie i odcinając kupony. Jaka wówczas była naiwna… Maja pamięta, że była zawsze najlepszą uczennicą. Uczyła się świetnie, zaliczała konkursy i olimpiady. Bez problemu dostała się na SGH. Miała ambicję, ale… Za namową przyjaciółki poszła wraz z nią do pracy w firmie, którą prowadziła ciocia Basi. Po dziesięciu latach robi wciąż to, co na początku swojej kariery, obserwując ciągłe awanse koleżanki. Dlaczego tego nie zmieni? Te trzy kobiety tak inne, a tak podobne do siebie. Wszystkie weszły w życiu w rolę tak zwanej uległej. Wolały na każdym kroku ustąpić, podporządkować się, a tak naprawdę pozwalać sobie wejść na głowę. Nie wyrażały swojego zdania, były ciche, spokojne, nieumiejące w żadnej sytuacji powiedzieć NIE. Dlaczego? Bo rola jaka pełniły, dawała też profity. Skoro nie odmawiam, ustępuję, inni powinni mnie darzyć sympatią. Granie biednego, słabego, to oczekiwanie od innych opieki, wsparcia i wzięcia odpowiedzialności. Lila, Maja i Klara – to osoby, które miały neurotyczną potrzebę miłości, potrzebę przynależenia do kogoś. Osoby te musiały czuć się potrzebne, doceniane i lubiane. Granie nieporadnego dziecka było sposobem na życie Klary, Mai i Lilii. Ta rola była rola wyniesioną z domu rodzinnego. Różne sploty wydarzeń spowodowały, że te trzy kobiety zaczęły dojrzewać i uległość zaczęła im dawać we znaki. Tym dorosłym kobietom zaczęło doskwierać bycie dzieckiem. Pomimo iż długa droga przed nimi, droga rozwoju i samorealizacji, prowadząca do osiągnięcia dojrzałości, zaczynają odczuwać spokój. Są szczęśliwe, odkrywając przyczynę swoich niepowodzeń i życiowych i frustracji, które doprowadziły do znienawidzenia świata, który podobno kochały. Chcesz mieć satysfakcjonujący związek? Dobrze rozumieć się ze swoim mężem, żoną? Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie:) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|