PÓJDŹMY NA SESJĘPoczucie wartości, pewność siebieMarta szukała miłości w ramionach silnych, opiekuńczych mężczyzn i pomimo iż było jej z nimi dobrze, zdradzała ich. Oni mieli pełnić w jej życiu rolę ojca, którego nie miała, a ona wchodziła w rolę poszukującej wrażeń rozkapryszonej dziewczynki. Pamięta odejście taty, to było jak trzęsienie ziemi. Ktoś, kto miał zapewniać poczucie bezpieczeństwa, zniknął. I nie chodziło tu tylko o bezpieczeństwo fizyczne i finansowe, ale przede wszystkim psychiczne. Swoją postawę tłumaczy przekleństwem braku miłości i akceptacji. Opowiada o rozstroju nerwowym, który komplikował zdolności poznawcze i koncentrację uwagi oraz spokój wewnętrzny. Gosia, atrakcyjna trzydziestopięciolatka, straciła w związku, który trwał dziesięć lat, swoją niezależność, podporządkowała się mężczyźnie, który odbierał jej każdego dnia prawo decydowania o sobie, godność, w końcu całkowicie ją od siebie uzależniając. Czuła się jak szara myszka. Była niedowartościowana. Szukała podziwu i zainteresowania ze strony męża. Wydawało je się, że już nie jest kochana. Dorota, wykształcona, drobna czterdziestolatka, upokarzana, poniżana i manipulowana, najczęściej poczuciem winy. Słyszała wciąż, iż jest do niczego, że jest fatalną żoną i matką. W końcu zaczęła w to wierzyć. Tkwiła w toksycznym związku i nie potrafiła powiedzieć „dość”, nie umiała postawić granic. To wszystko trwało latami. Granica była przesuwana powoli. Marta, Gosia i Dorota straciły poczucie wartości i pewności siebie, ale także zatraciły poczucie swoich potrzeb i siłą rzeczy one same i ich wartość przestały mieć znaczenie. Ale nie tylko kobiety doświadczone przez los cierpią na kompleks niższości. Wiele z kobiet potrzebuje stałych zapewnień i potwierdzeń swojej atrakcyjności z zewnątrz – od partnera, rodziny, znajomych czy obcych osób. Może to wynikać z osobistych doświadczeń, wychowania czy określonej osobowości. Wiele z nich mogło rzadko słyszeć w dzieciństwie, że są piękne, a może były uczone nadmiernej skromności i niewybijania się ponad innych? Obecnie nawet mimo wielokrotnych pozytywnych sygnałów z otoczenia i tak nie potrafią powiedzieć o sobie „Jestem piękna”. Większość kobiet przyglądając się innym kobietom, z łatwością dostrzega nieskazitelne włosy, cerę, dłonie, figurę, i inne cechy godne pozazdroszczenia. Podczas gdy spoglądając w lustro, wykazuje „ślepotę na piękno”, zauważając wyłącznie własne niedoskonałości i elementy, które chętnie by zmieniły. Poczucie bycia urodziwą wypływa z głębokich przekonań o sobie i swojej wartości. Prawdziwe piękno nie musi wiązać się z nieskazitelną cerą i idealną sylwetką. Oczywiście wygląd zewnętrzny ma znaczenie, ale bądźmy świadome, że nie ma jednego ani nawet kilku określonych, konkretnych, ostatecznych ideałów. Piękno jest różnorodne i tkwi w różnorodności. Gdyby wszystkie kobiety wyglądały dokładnie tak samo, czy uważane by były za śliczne? Należy pamiętać słowa Angeliny Jolie „Kiedy czujemy się silne i piękne w środku, to widać to na zewnątrz”. Jak w takim razie Marta, Gosia, Dorota i wiele innych kobiet ma spojrzeć na siebie z podziwem i miłością, w jaki sposób dostrzec swój potencjał, swoje marzenia i zrozumieć, że nie trzeba robić pewnych rzeczy wbrew sobie tylko dlatego, że tak wypada? Jeśli osoba ma bardzo niskie poczucie wartości lub silnie zakorzenione medialne stereotypy atrakcyjności może mieć trudność z samodzielnym odnalezieniem swojego piękna. Jednym ze sposobów odnalezienia siebie jest pójście na sesję fotograficzną. Jak mówi wiele kobiet uczestniczących w takiej „terapii”, ich brak wiary został pokonany przez pragnienie zmiany i chęć zrobienia czegoś dla siebie. Decyzja o wzięciu udziału w sesji była pierwszym krokiem, pierwszym momentem, w którym zaczęły myśleć o sobie, a nie o innych, kiedy problemy, obowiązki, powinności zeszły na dalszy plan i zaczęły się liczyć tylko one. To był przełom w odkrywaniu swojego nowego „ja”. Dzięki sesjom fotograficznym kobiety często odkrywają siebie, swoje ciało i wewnętrzny urok, przez co wzmacniają poczucie własnej wartości i pewność siebie, budując bardziej pozytywny obraz swojej osoby, stają się bardziej świadome swojej kobiecości, niezależności, dostrzegają swój potencjał, zaczynają kochać siebie i stają się szczęśliwe. Nie mówiąc o tym, że zdjęcia dają im możliwość zachowania ulotności chwili i urody. Czas kwarantanny wpływa na obniżenie poczucia wartości wielu kobiet. Napięcie, stres, zmęczenie, przytłoczenie, brak możliwości wyjścia do fryzjera i kosmetyczki, to wszystko może wpłynąć na to, że po powrocie do „normalności”, na którą tak bardzo czekamy, życie wielu z nas nie będzie przepiękne, gdyż nasze poczucie wartości znacznie spadnie. A może już dzisiaj warto zainwestować w zakup vouchera na sesję, który dla nas będzie stanowił bonus na start, a już dziś zapewni utrzymanie miejsca pracy fotografom, którzy mają często na utrzymaniu rodziny. A przecież warto być wzajemnie odpowiedzialnym za to, by nikomu z nas nie zabrakło chleba. Czyńmy dobro, a dobro powróci do nas. JESTEŚMY PATRONAMI AKCJI
EFEKT AUREOLIAtrakcyjność fizyczna. Efekt aureoli (halo) We wczorajszym poście "Jak być fit i nie zwariować?" pisałyśmy o pułapce "bycia piękną". Skąd ostatnio taka presja na bycie fit? Z reklam uśmiechają się do nas przepiękne modelki, przystojni mężczyźni, szczupli, młodzi, pociągający, bez skazy. Mnóstwo wszędzie porad: jak się niesamowicie ubrać, aby być atrakcyjnym? jak się umalować, aby z przeciętnej dziewczyny zrobić niesamowitej piękności gwiazdę z pierwszych stron kolorowych gazet. Wszechobecnie promowane odchudzanie. Zrzuć 20 kg w 3 miesiące - rewelacyjne magiczne środki. Wszystko po to, abyś był/była piękna, czyli atrakcyjna dla innych. Ale po co? Tego nikt nie dopowiada. Wydawać by się mogło, że to czysta próżność i wielka maszynka do wyciągania naszych pieniędzy na te wszystkie „upiększające” produkty. Okazuje się jednak, że nie jest to tak bezsensowne jak na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Ale zacznijmy trochę od końca. Bruno Bettelheim napisał książkę o ukrytych znaczeniach powszechnie znanych nam wszystkim baśni. Czy pamiętacie bajki, w których za złe, egoistyczne zachowanie bohater zamieniany jest za karę w jakąś maszkarę? Chyba najbardziej znaną historią jest „Piękna i Bestia”. Brzydota jest tam karą. Baśń dociera do samego jądra naszego lęku przed brzydotą. Pamiętacie jak trudno było Pięknej dostrzec w odrażającym potworze jego dobroć, nienaganne maniery, mimo iż starał się i tak zachowywać. Przez długi czas Piękna oceniała go wyłącznie przez pryzmat brzydoty. A tak naprawdę boimy się jej. Współczesną wersję tej historii możemy zobaczyć w filmie „Beastly” (Bestia z 2011 r.), w którym główny bohater, jeszcze jako niezwykle przystojny młody mężczyzna, mówi: „Pogódźcie się z tym: ładni mają lepiej! […] Czy macie na mnie głosować, bo jestem bogatym, lubianym, przystojnym synem znanego ojca? Odpowiedź brzmi: Tak!”. I cóż – podoba się nam to, czy nie - ma rację. Choć może to wydać się nam niesprawiedliwe, badania udowadniają, że bardziej lubimy ludzi ładnych niż brzydkich. Może dlatego, że ładni ludzie dostarczają nam swego rodzaju „nagród” natury estetycznej. Aronson pisze wprost: „jeśli chcesz, żeby ludzie lubili cię i traktowali życzliwie, opłaca się być pięknym. Ludzi pięknych i przystojnych lubimy bardziej niż nieładnych i przypisujemy im różnorakie dobre cechy”. No i dochodzimy do sedna, warto być atrakcyjnym, bo atrakcyjni mają łatwiej w życiu. Już w latach 60’ XX wieku psychologowie obalili dwa mity związane z atrakcyjnością fizyczną:
Setki przeprowadzonych od tamtej pory badań, eksperymentów pokazało, że atrakcyjność fizyczna osoby wpływa na mnóstwo przypisywanych jej cech oraz na sposób traktowania tej osoby, a obserwatorzy zdają się nieświadomie posługiwać stereotypem „co jest piękne, jest dobre”. Działa tzw. efekt aureoli (halo), w którym automatycznie na podstawie wrażenia (pozytywnego lub negatywnego) przypisujemy cechy osobowościowe - nad spostrzeganą osobą roztacza się swego rodzaju aureola. Osobom atrakcyjnym przypisujemy więc cechy pozytywne (aureola pozytywna), a osobom nieatrakcyjnym (negatywne). Dla przykładu:
Jak widać lepiej więc być Piękną niż Bestią :) Z pewnością będzie łatwiej! Ale najważniejsze, by mieć piękne wnętrze, bo dobro płynące z nas sprawia, że bije od nas niepowtarzalny blask. POLECAMY:
CZY JEST JESZCZE CZAS?Komunikacja. Relacje interpersonalne. SamoświadomośćCzasami ważniejsze stają się dla nas te słowa, których nie powiedzieliśmy w życiu, niż te, które padły. Czy pamiętacie takie zdarzenia, w których żałujecie, że z różnych względów - braku odwagi, lęku, niesprzyjających okoliczności, braku czasu - nie powiedzieliście czegoś, co teraz z perspektywy czasu wydaje się Wam ważne?
20 rzeczy, których nie powiedzieliście i będziecie żałować przed śmiercią:
A jakie są słowa, których Wy nie wypowiedzieliście w porę i teraz żałujcie? Czy mogły zmienić Wasze życie? Czy jest jeszcze szansa, aby je wypowiedzieć? Inspiracja: artykuł „Those Top 37 Things You’ll Regret When You’re Old” JAK BYĆ FIT I NIE ZWARIOWAĆ?Pułapki atrakcyjności"Oprah Winfrey, jedna z najbogatszych i odnoszących największe sukcesy w show biznesie kobiet na świecie, powiedziała kiedyś, że jeśli podczas długiego biegu nie zatrzymasz się, żeby napić się wody, to nie ukończysz tego biegu. My, kobiety, w biegu zwanym codziennością zapominamy o najważniejszym elemencie, bez którego nie będziemy w stanie tego biegu kontynuować. Zapominamy o sobie."* Kasia. 25 lat. Krótka czerwona sukienka na ramiączkach. Gdy idzie ulicą, ludzie patrzą, czasami nawet się odwrócą. Wystające kości łopatek, zakrzywione plecy, ramiona sterczą, nogi jak patyki. Grama tłuszczu, zapadnięty brzuch i podkrążone oczy. Nasze babcie powiedziałyby „skóra i kości” lub dosadniej „jak z Oświęcimia”. A Kasia marzy, żeby schudnąć jeszcze ze 2 kilo. Jej dieta to w zasadzie sałata i woda, ale przecież warto – myśli sobie. Włosy wypadają, paznokcie się łamią, dentystę odwiedza częściej niż fryzjera. Ale zawsze była ambitna, perfekcyjna, chciała być najlepsza. A przecież ideał dla niej to chude modelki. Patrzą na nas zewsząd, kolorowych magazynów, reklam telewizyjnych, plakatów w sklepach. Kasia też chce być piękna. I nie postrzega adekwatnie swego ciała. Nadia. Wysoka, długonoga czterdziestoparolatka. Blondynka z przepięknymi, niepowtarzalnymi zielonymi oczami. Kiedyś zwracała uwagę wszystkich, gdy szła przez miasto. Wiedziała o tym. Potrafiła uwodzicielskim uśmiechem „uwolnić się” od mandatu na drodze, trzepotaniem rzęs - załatwić sprawę w urzędzie. Zawsze umawiała się z tymi mężczyznami, z którymi chciała. Któregoś razu zdziwiła się bardzo, gdy dostała pierwszy w życiu mandat. Wręczył jej go młody policjant. Potem zauważyła, że mężczyźni przechodzący obok niej ulicą nie odwracają już głowy, ba – w ogóle na nią nie patrzą. Stała się dla nich „przezroczysta”. Zaczęła się przyglądać swojej twarzy – drobne zmarszczki, może nieco opadające powieki. Przyglądała się figurze – niewielka oponka na brzuchu nie znikała już, gdy nie zjadła kilku kolacji. Ponieważ zawsze miała piękne ciało, nie była przyzwyczajona do ćwiczeń, regularnego stosowania kremów, balsamów. Patrzyła na zmieniającą się siebie i życie, które budowała w oparciu o atrakcyjność fizyczną – a ono rozpadało się na jej oczach. Wtedy z objawami depresji trafiła do lekarza. Dlaczego Kasia i Nadia wpadły w pułapkę „bycia piękną”? Otóż "żyjemy w dobie kultury obrazkowej, w której media raczą nas bezustannie kanonami ciała, urody i perfekcyjnego stylu życia. Media krzyczą do nas, że aby znaczyć cokolwiek w dzisiejszych czasach, musimy absolutnie i bezwzględnie być fit. A modne i warte uwagi jest jedynie fit w ujęciu radykalnym i ortodoksyjnym — to ujęcie polega na ustanowieniu bycia fit w centrum swojego jestestwa i nadaniu mu cech boskich, na systematycznym występowaniu przeciwko pierwszemu przykazaniu. Nic więc dziwnego, że dużo ludzi, podejmując takie radykalne i restrykcyjne kroki z myślą o idealnym ciele, obarczonych jest koniecznością rezygnacji z wielu naprawdę ważnych w życiu spraw."* A przecież atrakcyjność to nie wszystko! Należy pamiętać, że atrakcyjność fizyczna to po pierwsze coś, co możemy w pewnym stopniu sami kreować, a po drugie to jedynie drobny bonus, jakim dysponujemy w kontaktach społecznych. Pierwszy „filtr przesiewowy”, który oczywiście na początku wiele ułatwia, ale nie zastąpi wszystkiego. Parę tygodni temu została wydana książka "Jak być fit i nie zwariować", napisana przez trenera personalnego - Magdę Foeller. Jest ona adresowana do kobiet, które "zgubiły się w dżungli diet, motywacyjnych haseł, ultraszybkich planów treningowych i kanonów sylwetki z instagramowego lustra"*. Autorka w sposób bezpośredni i dowcipny próbuje przekonać czytelników, że sylwetka fit to przede wszystkim sylwetka zdrowa, silna, w dobrej formie. I to jest sylwetka, którą każda z nas może osiągnąć, jeśli odpowiednio zadba o swój organizm. W książce znajdujemy informacje mówiące o tym, że sylwetka zgodna z kanonami zawodów sylwetkowych nie ma nic wspólnego ze zdrowiem. Przeciwnie — to organizm przetrenowany, zmęczony, odwodniony, pragnący kalorii. Taka praca nad ciałem to sytuacja dla organizmu niekomfortowa, dziwna i w naturalnych okolicznościach, niepopartych szeregiem skrupulatnych profesjonalnych działań, niemożliwa do osiągnięcia. Autorka dzieli się z nami nie tylko swoją wiedzą i doświadczeniem, ale też ubarwia książkę zabawnymi anegdotami, dzięki czemu czyta się ją jednym tchem. A pytania, które kieruje do każdego, kto po nią sięgnie, powodują, że staje się ona bardzo osobista. Magda Foeller porusza na stronach swojej książki wiele istotnych tematów związanych z dbaniem o swoje zdrowie i kondycję. Między innymi przeczytać możemy o tym, jak skończyć z porównywaniem się do koleżanek, w jaki sposób wyznaczać realne cele, jak znajdować w sobie pozytywy, jak trenować i w jaki sposób skończyć z restrykcyjnymi dietami. Kochane! Nie bądźmy niewolnikami atrakcyjności fizycznej! Warto trenować i dbać o odpowiednią dietę, ale zawsze należy zastanawiać się, czy faktycznie dobrze interpretujemy zdrowy styl życia? Według Magdy Foeller - fit życie nie jest takie straszne, jak je malują, ponieważ nie warto popadać w skrajności. Aktywność fizyczna i zdrowe odżywianie mogą być dla nas wartością samą w sobie i sprawiać nam dużo bezbrzeżnej przyjemności - jak przekonuje trenerka personalna. Pamiętajcie, że "zajechać się szybko i dokumentnie to żadna sztuka. Ale umieć bez autokrytyki zatrzymać się na chwilę i wysiąść z życiowego perpetuum mobile sztukę niewątpliwie stanowi."* NIEKTÓRE Z WARTOŚCI PŁYNĄCYCH Z TRENOWANIA WEDŁUG MAGDY FOELLER: • Kiedy trenujesz, wzrasta Twoja samoocena. • Kiedy o siebie dbasz, poprawiasz swoje samopoczucie, a przekłada się ono również na atmosferę w domu. • Regularny trening i zdrowe odżywianie to profilaktyka zdrowia i oszczędność pieniędzy, jakie wydałabyś w przyszłości na lekarzy, fizjoterapię i leki. • Kiedy trenujesz i dobrze się odżywiasz, dajesz dzieciom i innym członkom rodziny dobry przykład zdrowego stylu życia • Kiedy zadbasz o siebie poprzez aktywność, dotlenisz mózg, wspomożesz produkcję neuronów, a przełoży się to na efektywność umysłu i ciała oraz energię w pracy i pośrednio na zarobek. Profilaktyka zdrowia pomoże Ci dłużej i efektywniej pracować. • Czas poświęcony na trening to czas zaoszczędzony, bo więcej czasu stracisz się na wizyty u lekarzy i fizjoterapię. *Magda Foeller "Jak żyć fit i nie zwariować?" POLECAMY:
TWARZĄ W TWARZNegatywne wzory zachowań, strach, lękAda poznała Piotra w klasie maturalnej. Kolorowy zawrót głowy, jak to mówią młodzi. O takim chłopaku śniła. Ona – bardzo dobra uczennica marząca o medycynie, on stojący twardo nogami na ziemi urodzony ekonomista. Serce nie sługa. Po wpływem Piotra zmieniła kurs. Postanowili wspólnie wyjechać na studia, wynająć mieszkanie i zacząć nowy rozdział wspólnego życia. Decyzja Ady o zmianie planów była niezrozumiała dla osób, które znały ją od lat. W zasadzie pierwsze tygodnie wspólnego życia pokazały, że nie było ono bajką. Ciągłe kłótnie, brak pieniędzy, różnice zdań i odwieczne słowa Ady: „Gdyby nie Ty, studiowałabym medycynę. Marzyłam o tym od dziecka.” Osoby patrzące z zewnątrz na relację tej pary zdziwiła decyzja o ich ślubie. Ale cóż, uważali, że to iskrzenie było im potrzebne do normalnego funkcjonowania. Krótko po tym, jak stanęli na ślubnym kobiercu, Ada urodziła Jaśminkę. Zbiegło się to z ukończeniem studiów. Piotr podjął pracę w firmie, z która od dwóch lat dorywczo współpracował. Natomiast Ada miała pierwszy rok spędzić z córeczką w domu. Zaakceptowała taki stan rzeczy. Piotrowi ten układ bardzo odpowiadał. Żona w domu, czekająca z gorącym obiadem, zadbane i spokojne dziecko. Czego chcieć więcej? Zaczął więc namawiać ją, by iść za ciosem i postarać się o braciszka dla Jaśminy. Wówczas zaczęły się awantury. „Gdyby nie ty, twoje parcie na ślub, na dziecko, zaczęłabym pracę. Tyle ciekawych ofert przeszło mi koło nosa.” W momencie, gdy zaczęli decydować się na żłobek, gdy Ada podobno rozpoczęła poszukiwania pracy, okazało się, że pragnienie Piotra ziściło się i żona zaszła w ciążę. Pierwszy miesiąc to czas wiecznych awantur, które wszczynała Ada. Miała dosyć takiego życia. Ale czy to Piotr był winowajcą takiego stanu rzeczy? Ada nie przez przypadek wybrała jako swojego partnera życiowego człowieka dominującego. Ona – osoba bojąca się podejmowania decyzji, wyzwań, „potrzebowała” kogoś, kto mógłby być oskarżany za ograniczanie jej tych aktywności, których tak naprawdę się bała. Medycyna będąca marzeniem jej rodziców, przerażała ją. Piotr stanowił świetną wymówkę. To przez niego – przez uczucie do niego zmieniła plany. Uciekła od tego, czego się bała, po to, by potem oskarżyć go za to. A tak naprawdę Piotr oddawał jej przysługę, chroniąc ją przed tym, czego się chorobliwie bała. Jak być może zauważyliście, wiele osób wiąże się z taka a nie inną osobą nie przez przypadek. Potrzebują kogoś, kto „ograniczy ich”. Taką osobę można oskarżać o to, czego nie udało się osiągnąć, usprawiedliwić swoją bierność oraz uśmierzyć własne lęki. Problem pojawia się dopiero wówczas, gdy jedna z osób wychodzi ze swojej roli. Gdyby Piotr powiedział Adzie: studiuj medycynę, marzyłem, by mieć żonę lekarza, mogłoby się okazać, że… nie on był przeszkodą. Gdyby Piotr uznał, że decyzje o ślubie przełożą na czas, gdy obydwoje odnajdą się na rynku pracy, okazałoby się, że Ada wcale nie chce podejmować tego kroku. Często okazuje się, że to nie partner jest problemem, ale są nimi własne lęki. A zmiana zasad gry poprzez powiedzenie: „Rób, to czego pragniesz” , nagle demaskuje fobie i lęki drugiej strony. Każdy z nas kiedyś się czegoś bał. I nie jest to nic niezwykłego. Strach chroni nasze zdrowie i życie. Dzięki niemu nie suszymy włosów kąpiąc się w wannie czy nie wyjdziemy bez maseczki w czasach pandemii ;) Strach jest więc reakcją organizmu na realne zagrożenie. W przeciwieństwie do lęku, który jest odpowiedzią organizmu na irracjonalne zagrożenie. Nie wynika on z zagrażającej sytuacji, a jest skutkiem tego, co dzieje się w naszej głowie. Ten, kto zrozumie swoje lęki, może zrozumieć samego siebie, swoje ograniczenia, co da mu możliwość rozwoju i poczucia pełni życia. Często w literaturze strach i lęk bywają używane zamiennie. Podobnie jak w poniższym fragmencie pochodzącym z książki "Twarzą w twarz ze strachem", w której znajdziecie wiele sposobów na radzenie sobie z naszym lękiem. "Wielu z nas – pewnie większość – wychowywała się w atmosferze dżungli: w klimacie napięcia, ciśnienia i porównywania, osądzani i oceniani na podstawie wyników naszych działań oraz naszego wyglądu, a nie tego, kim jesteśmy. Ten rodzaj wychowania jest głęboko zakorzeniony w społecznościach, w których dorastaliśmy, i przekazuje się go automatycznie z pokolenia na pokolenie. Jako że wychowano nas w tego typu środowisku, przychodzi nam iść przez życie z bagażem ogromnego strachu oraz wstydu w umyśle i ciele. Nasze postrzeganie siebie jest skrzywione, przez co tracimy wrodzoną ufność i otwartość. Życie według zasad dżungli wypełnia ból. Wychowanie w dżungli buduje rdzeń strachu i z tego strachu, bez świadomości płynącej z miłości w naturalny sposób podejmujemy zachowania o charakterze destrukcyjnym względem samych siebie, a także innych ludzi. Strach stanowi podstawowy problem, być może najważniejszy z tych, z którymi musimy się zmierzyć w życiu. Możemy zacząć rozumieć swój strach, dowiadując się, czego się boimy – na przykład ataku na nas, braku wrażliwości, przemocy, upokorzenia, porzucenia, odrzucenia, samotności, izolacji albo unicestwienia. Jednak na głębszym poziomie uczymy się poznawać strach przez odczucia, jakie daje w ciele, oraz to, jak kieruje naszymi myślami i działaniami. Kiedy zaprzeczamy strachowi i nie przyjmujemy go do wiadomości, zostaje ukryty w piwnicy świadomości, skąd wywiera przemożny i często szkodliwy wpływ na nasze życie. Choć możemy próbować go przesłonić wszelkiego rodzaju kompensacją i uzależnieniami, to dopóki pozostaje w ukryciu, dopóty może powodować ustawiczny niepokój, sabotować kreatywność i usztywniać nas, czynić podejrzliwymi i wpędzać w obsesję na punkcie bezpieczeństwa. Co najgorsze, może zniweczyć starania w celu znalezienia miłości. To strach trzyma nas w dżungli, poza ogrodem. To lęki nie pozwalają rozpoznać naszych najważniejszych talentów i otworzyć się na to, co życie ma do zaoferowania. Strach wpływa na nasze życie, a często dominuje nad wszystkimi jego aspektami – tym, jak mówimy, pracujemy, pożywiamy się, odnosimy do innych, co i jak tworzymy, a także jak nie robimy tego wszystkiego z powodu lęku. Oddziałuje na nasze oddychanie. Zawsze jest obecny, choć próbujemy go zignorować, przezwyciężyć albo odepchnąć (...) Często błądzimy w poszukiwaniu przyczyn naszych trudności w życiu, ale kiedy zaczniemy badać nasz strach, będziemy zdolni trafić bezpośrednio do źródła."** * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób ** K. Trobe, A. Trobe "Twarzą w twarz ze strachem" POLECAMY:
"KTO SIĘ CZUBI, TEN SIĘ LUBI"Konflikty małżeńskieNauczyłam się, że ilekroć przeczytam jakiś artykuł w prasie na temat idealnego małżeństwa, zawsze zgodnego, które nigdy się nie kłóci, za jakiś czas muszę uważnie śledzić rubryki towarzyskie, które ogłaszają rozwód tego „wzorcowego” związku. Otóż przysłowie „kto się lubi, ten się czubi” znakomicie sprawdza się, jeśli chodzi o relacje. Życie jest tak skomplikowane a ludzie tak różni, że wcześniej, czy później do konfliktu w każdym żywym związku dojść musi. Pytanie tylko, ile takich konfliktów, jak często się pojawiają, jak długo trwają i jakie formy przybierają? Może się zdarzyć, że małżeństwo staje się areną wielu kłótni i konfliktów, które będą się pogłębiać. Nie rozwiązując ich konstruktywnie, będą ranić nawzajem swoje uczucia i ich relacja zacznie się psuć. S. R. Covey w książce "7 nawyków szczęśliwej rodziny" pisze, co wówczas się stanie: „Miłość przejdzie w przystosowanie się, później w tolerowanie drugiej osoby, a w końcu zmieni się we wrogość. Gdy ich stosunki przybiorą formę ciągłych konfliktów, otoczenie może twierdzić, że najlepiej, gdyby się rozwiedli”. Swego rodzaju „równia pochyła”. Dlaczego tak się dzieje? Czy pamiętacie cytat, jaki umieściłyśmy na blogu: „Jeżeli głębiej zastanowisz się nad problemami małżeńskimi, zauważysz, że niemal zawsze wynikają one ze sprzecznych oczekiwań, co do ról partnerów, a dodatkowo są pogłębiane przez odmienne strategie rozwiązywania problemów”. Co to dokładnie znaczy? Najlepiej zobaczcie na przykładach. Wyobraźmy sobie dwa małżeństwa: Pierwsze: dajmy na to Krzysztof i Zofia. Mąż wyrósł w rodzinie, gdzie zawsze mógł liczyć na pociechę i wsparcie. Gdy przychodził ze szkoły i mówił, że przegrał w zawodach, jego mama wspierała go, mówiąc coś w stylu: „Krzysiu, tak mi przykro. To dla Ciebie duże rozczarowanie, ale jesteśmy dumni z wysiłku, jaki włożyłeś w treningi. Kochamy Cię”. Gdy uzyskiwał najlepsze świadectwo w klasie, także mógł liczyć na docenienie, uznanie i pochwałę. Niezależnie – sukces, czy porażka Krzyś mógł liczyć na miłość i bezwarunkową troskę. W rodzinie Zosi nie było zwyczaju wzajemnego wspierania się. Rodzice raczej nie interesowali się jej sprawami, nie okazywali uczuć, a ich stosunek do niej zależał od jej postępowania. Gdyby przegrała w zawodach, usłyszałaby pewnie wyrzuty, że powinna więcej trenować, jak niedościgłym wzorem jest w tym względzie jej siostra i jaki kłopot sprawia mamie, która musi o tej porażce zakomunikować ojcu. Gdyby otrzymała najlepsze świadectwo w klasie, wszyscy oczywiście ucieszyliby się. Krzyś i Zosia poznają się, zakochują, zostają małżeństwem i zaczynają zachowywać się zgodnie z modelami, jakie przynieśli ze swoich domów: jedno umie kochać bezwarunkowo, a drugie warunkowo. Po kilku miesiącach wspólnego życia pojawiają się kłopoty i Krzyś zarzuca Zosi, że ona już go nie kocha. Zosia zaprzecza, myśląc w duchu, przecież: gotuję, sprzątam, zarabiam, czy to nie świadczy, że go kocham? Wyobrażacie sobie, jakie konflikty narosną, jeśli nie ustalą wspólnej definicji „miłości”. A całkiem możliwe, że wynieśli z domów inne sposoby rozwiązywania konfliktów. Krzyś nie umie dyskutować o sprawach trudnych, bo wszyscy tak się zawsze wspierali i tak pozytywnie podchodzili do wszystkich kwestii, że udawali, iż problemy nie istnieją. W domu Zosi różnice zdań załatwiano za pomocą „walki” (wrzasków, płaczu, zrzucania winy i wzajemnych oskarżeń) lub „ucieczki” (odchodzenia, trzaskania drzwiami, wychodzenia z domu). Jak tych dwoje ludzi ma się porozumieć i rozwiązać nawet najmniejszy konflikt? Drugie małżeństwo: Krystyna i Jan. Jan uważa, że kobieta powinna zajmować się głównie domem, dziećmi i budżetem domowym, jeśli pracuje zawodowo to niedużo, aby nie kolidowało to z prowadzeniem gospodarstwa. Taka była jego matka. Z kolei Krysia uważa, że kobieta powinna robić karierę zawodową a domową kasą powinien zajmować się mąż, bo gdy dorastała, to jej ojciec się tym zajmował. Wydawać się może, że nie jest to gigantyczny problem, ale gdy spróbują go rozwiązać i ujawnią swoje strategie, sytuacja może się zaostrzyć. Jan jest typem „pasywno-agresywnym”, powoli gotuje się w środku, nic nie mówi, ale irytacja w nim wzrasta. Krysia jest „aktywnie agresywna”. Chce od razu wypowiedzieć to, co ją gnębi, rozpracować to, wykłócić się. Każde z nich oskarża drugie. Spór urasta do niebotycznych rozmiarów a odmienne strategie radzenia sobie z kłopotami pogarszają każdy problem i wyolbrzymiają różnice. Spójrzmy teraz na nasze własne związki, małżeństwa, czy nasze konflikty i problemy nie wynikają głównie ze sprzecznych oczekiwań co do pełnionych ról i kolidujących ze sobą scenariuszy rozwiązywania problemów? Jak myślisz, jakie oczekiwania ma Twój mąż, czy żona (może potrzebuje na każdym kroku pochwały i docenienia? Oczekuje żony – strażniczki ogniska domowego)? Co wyniósł z domu? A jak lubi rozwiązywać konflikty, czy może lubi zamknąć się sam w pokoju i nie odzywać („ucieczka”) a Ty lubisz „walkę”, wykrzyczeć swoje racje? Pierwszy krok to wszystko sobie uświadomić, aby móc zastopować „równię pochyłą”, o której mówił Covey: przystosowanie – tolerowanie – wrogość – rozwód, by mogła zacząć wracać miłość, choć czasami to bardzo długa droga. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób Chcesz mieć satysfakcjonujący związek? Dobrze rozumieć się ze swoim mężem, żoną? Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie:) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|