ZDRADAZdrada. Kryzys wieku średniegoBaśka… Pięćdziesięciolatka, której niejedna kobieta mogłaby pozazdrościć. Ustabilizowane życie, czyli kochający mąż, studiujące dzieci, dom, dwa samochody, co roku wakacje zagraniczne. Długo by można było wymieniać to wszystko, co było solą w oku innych kobiet. O takim życiu marzą młode małżeństwa, które ledwie wiążą koniec z końcem, a malutkie dzieci, będące co prawda wielkim szczęściem, w pakiecie zapewniają nieprzespane noce, kolki, różyczki, świnki i inne atrakcje, po to, by z przytupem wkroczyć w wiek dorastania, doprowadzając rodziców do stanów nerwicowych albo przedzawałowych. Te młode małżeństwa śnią o spokoju, ale gdy ten upragniony czas nadchodzi, nie zawsze potrafią się nim cieszyć. Dojrzała miłość. Osobiście kojarzy mi się z odpowiedzialnością, troską, zwróceniem w kierunku drugiej osoby, ale nie po to, by zapomnieć o sobie, ale po to, by wzajemnie się wzbogacać. Radość, szczęście, zrozumienie, dostrojenie i współgranie. Ludzie, którzy przeszli ze sobą przez liczne życiowe burze i dotrwali razem do tak zwanego wieku średniego, mogliby czuć się jak w raju. Tak mogła czuć się Basia z Tomkiem, ale… Historie takie jak ta, sądziłam, że mogą być tylko kanwą scenariuszy filmowych, a jednak… Nie zapomnę tego spotkania. Tomek był roztrzęsiony, nie kontrolował emocji. Baśka… trudno powiedzieć, czy zawstydzona. Raczej próbowała udawać, że nie wie, po co ta cała afera. Czy można w tym wypadku mówić o zdradzie? Oceńcie sami? „Wydawało mi się, że już mnie nie kochasz. Czułam się jak szara myszka. Byłam niedowartościowana. Szukałam podziwu i zainteresowania.” Takie padły słowa. To, czego podobno nie znalazła w związku, dał jej znajomy z Internetu. Mówiła, że to była tylko zabawa. Coś niewinnego, co ją po prostu wciągnęło i przybrało dość szybki obrót. Bardzo śmiałe maile. Być może w realu nawet z mężem na takie rozmowy by sobie nie pozwoliła. A po drugiej stronie monitora siedział mężczyzna, który „wkręcał” ją w tę grę, dając w zamian słowa, które lały się jak miód na jej serce. Gdyby nie przypadek, nie wiadomo, jak by się to wszystko potoczyło. Czego brakowało Basi u boku kochającego męża? Co było bodźcem do rozpoczęcia tej znajomości? Jaka potrzeba tej kobiety była niezaspokojona w małżeństwie? A może było jej za dobrze? Zwykle mówimy o kryzysie wieku średniego u mężczyzn, natomiast nie tylko oni są skłonni do zdrady, a czasem do krótkotrwałych romansów mających ich dowartościowywać we własnych oczach. W wieku 40-50 lat nachodzi nas często refleksja dotycząca dotychczasowego życia. Robimy bilans i uzmysławiamy sobie, że przekroczyliśmy już półmetek. Są tacy którym ciężko pogodzić się z pierwszym siwym włosem i wszelkimi oznakami przemijającego czasu. Im niższe poczucie własnej wartości, tym trudniej to zaakceptować. Wyjścia są różne. Jedni próbują zatrzymać młodość, robiąc coś, na co sobie nigdy wcześniej nie mogli pozwolić, a co jest szalone np. zaczynają uprawiać sporty ekstremalne, zmieniają garderobę na bardziej krzykliwą, a inni mają kochanka/ę, w którego/ej zakochanych oczach będą mogli się przejrzeć. Te romanse stanowią, tak jak to było w przypadku Baśki, zaspokojenie z jednej strony potrzeby akceptacji, z drugiej wypełniają pustkę w życiu, o którym co prawda marzyło się przez lata, ale kiedy stało się teraźniejszością, zaczyna drażnić nas stagnacją. Są i tacy, dla których zdrada jest udowodnieniem samemu sobie, że jest się młodym. Fromm w książce „O sztuce miłości” pisał, że jest różnica między kochaniem a zakochaniem się. Kochamy drugą osobę, a zakochujemy się w sobie, wykorzystując tę drugą osobę jako narzędzie, pełni ona rolę lustra, gdyż w jej oczach pełnych zachwytu i uwielbienia możemy się przejrzeć, dowartościowując swoje ego. Mówi się co prawda, że kochance męża należy kupić kwiaty, gdyż niejednokrotnie zdrada w wieku dojrzałym umacnia związek. Z jednej strony osoba zdradzana widząc wracającego małżonka marnotrawnego, czuje się wybrana – „jednak do mnie wraca” (wypieramy myśl, że wygodny partner boi się stracić ułożone życie i ciepłe kapcie), a z kolei osoba zdradzająca wraca z poczuciem dowartościowania, gdyż współmałżonek czeka zwykle z otwartymi ramionami, a kochanek/a rozpacza. Dla jednych zdrada jest paradoksalnie kołem ratunkowym ich związku, ale dla większości wiąże się z wielkim upokorzeniem. Ta cena, którą przychodzi zapłacić, nie jest warta przelotnego romansu, nie jest warta podbudowania własnego ego. Widziałam płaczącego i bezsilnego mężczyznę. To koszt zdrady, niekoniecznie fizycznej, która powoduje ból, rozdarcie wewnętrzne, poczucie krzywdy. Pomimo niekiedy wielkiego miłosierdzia osoby, którą stać na wybaczenie, nie jest to proste. Przebaczenie wymaga czasu, to proces. Sama obserwowałam jak Tomek mówiący, iż wybacza, za moment szamotał się, walczył ze swoimi emocjami, wypytywał, wypominał. Pomimo chęci wybaczenia bardzo cierpiał. Takie są koszty… A miłość dojrzała mogłaby być taka piękna… * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
PRZYTUL MNIEReakcje naszego ciała i umysłu na przytulanieTo, że przytulanie jest ważne dla rozwoju dzieci, wiedzą wszyscy. Mamy tulą niemowlęta, noszą na rękach (ostatnio stało się także modne noszenie w chustach), przytulają do piersi. Z wiekiem jednak powoli o tym zapominamy, a okazuje się, że i dla dorosłych przytulanie jest ważne. „Powinniśmy być przytulani 4 razy dziennie by przeżyć, 8 razy dziennie, żeby zachować zdrowie i 12 razy, żeby się rozwijać” – piszą Jack Canfield i Mark Victor w książce „Zrób to, o czym marzysz”. Dzięki dotykowi, przytuleniu zachodzą w osobach przytulanych zmiany: obniża się ciśnienie krwi, zwiększa się odporność, zwalnia oddech, obniża się poziom kortyzolu - hormonu stresu, wydziela się oksytocyna – naturalny antydepresant. Do tej pory mówiłyśmy o tym, jak ludzie wpływają na siebie – o perswazji, wpływaniu na czyjeś poglądy, a tymczasem okazuje się, że - tak wydawałoby się prostą sprawą jak przytulenie - możemy także wpływać na ciało drugiego człowieka (a przy okazji też swoje). Badania pokazały, że pary, które się często przytulają są bardziej zadowolone ze związku. Łączy ich głębsza więź emocjonalna. Przytulanie wpływa na zwiększenie wzajemnego zaufania. Pary, które dużo się przytulają mają większą szanse na stworzenie trwałego wieloletniego związku. W badaniach wykazano, że u mężczyzn wyższy poziom oksytocyny, która wytwarza się w czasie przytulania, powoduje, że są mniej skłonni do zdrady. Przytulanie nie tylko wyraża czułość, ale także zwiększa poczucie bezpieczeństwa oraz poczucie pewności siebie i swoich umiejętności. Dzięki przytulaniu możemy się poczuć zrelaksowani, ukoić emocje. Przytulanie też potrafi ułatwić zasypianie. To tylko niektóre z potencjalnych korzyści. Niestety współcześnie dotyk kojarzy się nam źle. Wszędzie dopatrujemy się podtekstów seksualnych i w związku z tym dotyk, przytulanie jest ograniczany w wychowaniu, czy wręcz piętnowany. W konsekwencji często dorośli realizują tę niezaspokojoną potrzebę w pożądaniu seksualnym, zaczynają szukać substytutów, którymi mogą być np. kompulsywne jedzenie, czy właśnie seks bez psychicznej bliskości. Badacze donoszą, że z powodu braku dotyku najczęściej cierpią mieszkańcy dużych miast pracujący w wielkich odhumanizowanych korporacjach, z ograniczoną liczbą znajomych, czujący się samotnie. Takie osoby, albo takie, które akurat w danym momencie swojego życia nie mają za bardzo bliskich, do których mogliby się przytulić, mogą tulić swoje zwierzaki. To także przynosi korzyści. Jeśli więc chcemy poprawić komuś nastrój, bo jest smutny, wesprzeć go, pocieszyć, dodać wiary we własne siły – poklepmy go choć po ramieniu, albo w bliższych relacjach – przytulmy serdecznie. Nie bójmy się tego. Nie zawsze potrzebne są słowa. Ściskamy Was wszystkich bardzo mocno! Jeżeli często masz wszystkiego dość, życie i jego problemy przerastają Ciebie. Nie umiesz się z niczego cieszyć. Masz niskie poczucie, które wpływa na relacje z innymi. Czujesz się niedowartościowana i nieakceptowana. Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
RECEPTA NA SZCZĘŚCIE?Tworzenie dobrych relacji w małżeństwieZaraz powiecie, że każdy z nas jest inny, każdy związek jest inny i nie można dawać wszystkim takich samych rad. Oczywiście, macie rację i... jej nie macie. Są pewne uniwersalne wskazówki, które mogą sprawić, aby nasz związek trwał i trwał, i trwał. Pod warunkiem, że będziecie o nich pamiętać i je stosować*:
* wskazówki pochodzą z książki "Szczęśliwe małżeństwo", J. Carlson, D. Dinkmeyer, GWP, Gdańsk 2008 ** "Małżeństwo na nowe czasy", A. Vazquez, Wyd. AA, Kraków, 2007 Jeżeli chcesz stworzyć szczęśliwy związek. Dobrze rozumieć się z mężem, żoną; jeśli chcesz zacząć inaczej reagować, stworzyć satysfakcjonującą relację - zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
ICH OCZYToksyczne związki. Komplementarność nerwicHania z rozrzewnieniem wspomina początki swojego małżeństwa, pomimo że w tej chwili buduje je na nowo. Przemek… - pierwsza prawdziwa miłość, stanowił dla niej wyzwanie. Ona – dziewczyna z wielodzietnej rodziny, gdzie bieda i brak miłości doskwierał każdego dnia i on – chłopak z tak zwanego dobrego domu, wzorowy uczeń, grzeczny, kulturalny i przystojny. Hanię z jednej strony ciągnęło do towarzystwa , które do później nocy błąkało się po ulicach Krakowa, ale z drugiej, gdzieś w głębi duszy tęskniła do świata Przemka, który był tak bardzo dla niej odległy. Czy zakochała się w tym ułożonym chłopaku, czy w świecie, do którego ją ciągnęło? Sama do końca nie potrafi szczerze odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ten świat był odległy i tak bardzo przez to fascynujący, bo niedostępny. Przemek posiadał to wszystko, czego jej było brak – dom pełen miłości, w którym wszystko było przewidywalne i przez to bezpieczne. Wyjście z jej środowiska było niemalże niemożliwe, a ten wpatrzony w nią dużymi niebieskimi oczyma chłopak stanowił swego rodzaju trampolinę, dzięki której Hania mogła wskoczyć na najwyższy szczyt swoich marzeń. Ostatecznie Przemka chyba pokochała. Był pierwszą osobą, dla której stała się ważna. Mogła dojrzeć w jego oczach uczucie, którego jej w całym dzieciństwie brakowało. Ale dzisiaj wie, że nie była to prawdziwa miłość… Spokój i stabilizacja. Tego pragnęła z całych sił. Marzyła o tym, że będzie miała dom, męża, dzieci i pieniądze, których w jej domu brakowało. Była gotowa ciężko pracować, byle tylko udowodnić sobie, że osiągnie swój cel. Dążyła do niego w pocie czoła każdego dnia, nie marnując żadnej chwili. Stała się pracoholiczką, która wie, czego chce. I w momencie, gdy osiągnęła niemal wszystko, szczęście rozprysło się na drobne kawałki. Zdrada. Po dziesięciu latach wspólnego życia, w momencie, gdy byli już zdecydowani na ślub. Do dzisiaj nie potrafi zrozumieć, co pchnęło Przemka do tego. Zranił ją do żywego, zawiódł, spowodował, że jej świat się zawalił… Nie odeszła… Pomimo iż nie potrafiła sobie z tym poradzić, zdecydowała się na ślub. Nie chciała rzucać tego, do czego dążyła z determinacją. Wiedziała ile nauki, pracy, potu kosztowało ją to, co wspólnie osiągnęli. Bała się, że wróci tam, skąd przyszła. Pojawiały się lęki, niezrozumiałe lęki. Dlatego zdecydowała się na małżeństwo z Przemkiem pomimo upokorzenia. Czuła, że pomimo wszystko, paradoksalnie wręcz, to on, jego osoba daje jej bezpieczeństwo i stabilizację. Małżeństwo nie było już tym, czym wcześniejsza ich relacja. Zdrada rzuciła cień na ich życie. Nie była podejrzliwa, ale Przemek zmienił się, stał się obcy. Starał się odpłacić jej ból, który przeżyła, ale coś się między nimi zepsuło, jakby znajdował się za szklaną szybą. Ale to ona się za nią ukryła, choć sama tego nie wiedziała. Po dwóch latach Hania urodziła śliczną córeczkę. Czy była szczęśliwa? Nie. Nadal czuła się zraniona, upokorzona, tęskniąca za miłością, prawdziwą miłością, którą dane by jej było jeszcze przeżyć dla wyrównania rachunków, a może po to, by mieć co wspominać. Gdy Tosia miała roczek, w jej życiu pojawił się Bartek. Był osobą, o której marzyła, której wypatrywała każdego dnia. Młody, inteligentny i wpatrzony w nią jak w obraz. Nie chciała odchodzić od męża, nie chciała burzyć rodziny, pragnęła jedynie chwili zapomnienia. Tych chwil było wiele. Czerpała z nich całą sobą to, co dawał jej Bartek. A dawał jej to wszystko, czego jej było brak. Budował jej poczucie wartości jako człowieka, jako kobiety. Od momentu, gdy go poznała, zaczęła inaczej postrzegać siebie. Uważała, że jest zakochana. Ale czy kochała Bartka? Nie, ona zakochała się po raz pierwszy w sobie, dzięki przeglądaniu się w jego oczach? Było to cudowne uczucie. Unosiła się pięć metrów nad ziemią. Chciała, by ta chwila trwała wiecznie, choć nie wyobrażała sobie, by zmieniać swoje życie. W domu była przykładną żoną i matką, a w ramionach Bartka zapominała o wszystkim. Ale to życie w kłamstwie nie mogło trwać wiecznie. Hania z jednej strony rozpływała się w jego ramionach, ale z drugiej strony wyrzuty sumienia nie pozwalały jej żyć. Wiedziała, że na Przemka zawsze mogła liczyć, że po zdradzie robił wszystko, by nie zawieść jej zaufania. Rozsądek podpowiadał, że z nim będzie wiodła spokojne życie. Pomimo iż relacja pomiędzy nimi nie przypominała tej z początku znajomości, czuła, że oddalili się bardzo. Do Bartka pchała ją namiętność. Ale czy umiałaby z nim żyć, stworzyć rodzinę? Czy byłby dobrym ojcem dla Tosi? Którędy pójść, jaką drogę wybrać ? Czy odejście od Bartka spowoduje odnalezienie w małżeństwie szczęścia? Czy to wyrównanie rachunków będzie gwarancją tego, że z mężem będą mogli ruszyć dalej do przodu i budować razem szczęśliwe życie? Wiedziała, że jest dobrym ojcem, dobrym człowiekiem, a błąd który popełnił zadośćuczynił jej z nawiązką. Ale czy będzie umiała zapomnieć o Bartku, o tym szaleństwie, które przeżywała przy jego boku? A z kolei, jeśli zostanie z Przemkiem, czy nie będzie szukała nadal miłości, czy będzie umiała naprawdę wybaczyć i zaufać? Życia u boku Bartka nie umiała sobie do końca wyobrazić. Nie była wstanie dostrzec w nim osoby, z którą byłaby gotowa spędzać każdy dzień. Nie wiedziała nawet dlaczego. Ale odejść jej było ciężko. Dawał jej coś, dzięki czemu rozkwitała każdego dnia. Przyjaciółka powtarzała, że w życiu należy iść za głosem serca. Ale ona nie była tego pewna. Nie wiedziała też, czy umiałaby konsekwentnie podążać wybraną drogą? Czy pójście za głosem serca byłoby rozsądne? Te pytania kołatały jej się w głowie. Nie dawały spać. Hania w tym momencie, gdy stała na rozstaju dróg, nie wiedziała jeszcze, że żaden z tych mężczyzn nie będzie gwarancją jej szczęścia. Nie wiedziała, że zarówno Przemek, jak i Bartek w pewnych momentach jej życia byli tylko lekiem na jej niezaspokojone potrzeby, lekiem na jej nerwicową potrzebę miłości. Oni dali jej to, czego wówczas potrzebowała, a co było tylko namiastką szczęścia. Nie mogła być w pełni szczęśliwa, bo nie kochała siebie i nie była zdolna do miłości drugiego człowieka. Była w nich zakochana, bo sprawiali, że dzięki nim miała zaspokojoną potrzebę znaczenia, akceptacji, wartości, miłości. Ale przeglądanie się w czyiś oczach, bez wiary w to, iż jest się człowiekiem takim, jakiego widzi się w oczach zakochanego, jest tylko chwilową radością, nietrwałą jak bańka mydlana. Aby zacząć iść drogą spokoju, drogą realizowania siebie, swojego szczęścia i swojej rodziny, Hania musiała stanąć na nogach. Musiała zrozumieć, że jest wspaniałą, piękną , umiejącą dążyć do celu kobietą, która co prawda popełniła wiele błędów, ale dzięki nim stała się mądrzejsza i dojrzalsza. Hania musiała zrozumieć, że tworzyła do tej pory toksyczne związki, gdyż nie była zdolna do zdrowych relacji. Związki, w które wchodziła, były oparte na komplementarności nerwic. Ich fundamentem było wzajemne uzależnienie, dlatego też wybierała osoby, które również potrzebowały osoby takiej jak ona. Dzięki temu, iż Hania zaczęła dojrzewać emocjonalnie, zrozumiała, że musi zacząć inaczej żyć. Musi zbudować własną autonomię, pokochać siebie, zrozumieć swoją przeszłość, uporać się z ranami z dzieciństwa i z wiarą w swoją wartość budować relacje z innymi. Nie umiesz odnaleźć siebie, swojego potencjału i swojej wartości? Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat, bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie! Zapraszamy na porady on line!
OBUDŹ SIĘ!Syndrom Kopciuszka. NarcyzHonorata spoglądając jej głęboko w oczy, zapytała: czy Ty jesteś Kochana szczęśliwa? Nie wierzę, by odpowiadał Ci ten blichtr, szpan, przecież to nie w Twoim stylu! Beata zaprzeczała. Nie rozumiała, dlaczego przyjaciołom nie odpowiada jej związek z Piotrem. Może przeszkadza im, że jest z innej bajki, z innego kręgu, nie z ich paczki. Zdaniem Beaty, te błękitne oczy rozkochałyby każdą kobietą. Przystojny, wykształcony, nienagannie ubrany, szarmancki. Koleżanki, poza przyjaciółkami, były nim zachwycone. Takiego faceta ze świecą szukać! Ty to masz szczęście! – słyszała. Czuła się jak księżniczka, jak gwiazda, którą Piotr chwalił się całemu światu. Ona też była z niego dumna. Wierzyła, że w końcu jej ukochany nagra płytę i będą podróżować po świecie. Beata, obudź się! Takich jak on mogłabyś mieć na pęczki!!! Dajesz temu pasożytowi wypijać z siebie wszystkie soki! Nie poznajemy Cię! Opamiętaj się póki jeszcze czas! Czy Ty nie widzisz, że pracujesz ponad ludzkie siły, by utrzymywać tego picusia - glancusia i pracować na jego luksusowe zachcianki?! Musiało upłynąć nie mało czasu, by do Magdy powoli zaczęło docierać, w jaką pułapkę wpadła. Wcześniej nie potrafiła zauważyć tego, co widzieli jej przyjaciele, dla których stawała się osobą uzależnioną od Narcyza. Oni wiedzieli, że w tym związku nie jest sobą. Przecież znali ją od piaskownicy. Relacja Magdy i Piotra to relacja, w której Narcyz musi błyszczeć , by istnieć. Musi być podziwiany, chwalony, wspierany. Dlaczego? Gdyż sam w siebie nie wierzy. Na zewnątrz pokazuje postawę pewnego siebie zarozumialca, a w środku czuje się nikim. Ma bardzo niskie poczucie własnej wartości. Gdzie leży podłoże takiej postawy? Przecież takich ludzi można spotkać wśród nas. Otóż Piotr wychowywany był przez rodziców, którzy stawiali mu bardzo wysoko poprzeczkę i wiecznie byli z niego niezadowoleni. Sami natomiast zaabsorbowani byli wszystkim poza własnym dzieckiem. To rodziło w nim ciągłe pytania: „ Dlaczego wszystko inne jest ważniejsze? ”, „Dlaczego mnie nie kochają?”, „Co ze mną jest nie w porządku?” Relację tę cechował brak czułości. Piotr w odpowiedzi na to, nauczył się grać kogoś, kogo chcieli w nim widzieć rodzice. Nie wierzył, że można go kochać za to, kim jest, dlatego musiał wciąż wchodzić w rolę. W efekcie jako osoba dorosła nie miał stabilnego obrazu siebie, brakowało mu poczucia własnej wartości. Żył w ciągłym lęku, obawiając się, że zostanie zdemaskowany, iż inni odkryją, że nie jest tym, za którego go mają. Ona i on. Szukają się, by w chorym związku zaspakajać swoje potrzeby. Potrzeby będące wynikiem błędów wychowawczych swoich rodziców. Narcyz i Kopciuszek. Szukają się, by odnajdując siebie, nie zaznać prawdziwego szczęścia. Narcyz, często wychowywany był w domu, w którym na miłość musiał zasłużyć byciem idealnym. Zabrakło w nim bezwarunkowego uczucia. Rodzice oczekiwali, by był idealny i wciąż dawali mu odczuć, że nie zasługuje na ich miłość. W dorosłym życiu poszukuje kobiety, która będzie wzmacniała jego niskie poczucie wartości. I często trafia na osoby, które kochają za bardzo. Odnajduje kobiety, które z kolei w domu rodzinnym były zależne od innych. Od dzieciństwa uświadamiano im, że potrzebują wsparcia, bo same sobie w życiu nie poradzą. Ta potrzeba zależności wpłynęła na ich sposób myślenia i zachowania. Osoby te uważają, że nie zasługują na szczęście. Są gotowe do niesienia pomocy, poświęcania się. To daje im poczucie bycia potrzebną. Wybaczają, dają się krzywdzić, bo przecież nie zasługują na miłość. Panicznie boją się opuszczenia. Gdy trafią na Narcyza, zostaje zaspokojona ich potrzeba bycia dowartościowywaną i docenianą, ale do czasu. Narcyz w związku z Kopciuszkiem paradoksalnie im więcej dostaje, tym szybciej się oddala. Potrzebuje kobiet, które go wielbią, by przeglądać się w ich zakochanych oczach, ale nie wierząc w swoją wartość, ucieka i odtrąca Kopciuszka, obawiając się, że zostanie zdemaskowany. Ratunkiem dla takiego związku jest rozwój emocjonalny jednego z partnerów. Wówczas jest szansa na otwarcie drugiej osobie oczu. Terapia może pomóc w wyzwoleniu się z zaklętego kręgu, który miał swoje początki w domu rodzinnym. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
CO NAS BOLI?Zakazane tematy w związkuCzasami najukochańsza osoba potrafi skrzywdzić nas słowem tak mocno i celnie, że boli bardziej niż najbrutalniejszy cios. Nie bez przyczyny mówimy „zranić do żywego”. Czasami tych ran jest tak dużo, granice są przekroczone i potem niestety nie ma już powrotu – do miłości, do związku. Może właśnie tak było w przypadku Asi z postu „Każdy popełnia błędy”? Może narzeczony, mąż (nie wiemy) zadał jej tyle bólu swoimi słowami, że nie była już w stanie tego dłużej znieść? Ostatnio dostrzegam dużo psychologicznych prawd w tzw. „mądrościach ludowych”. Moja prababcia przed moim ślubem mówiła mi (pewnie jako „mądrość” przekazywaną z pokolenia na pokolenie): „Pamiętaj, jeśli będziesz chciała powiedzieć w złych emocjach o jedno słowo za dużo, lepiej ugryź się w język i nie mów nic. Bądź mądrzejsza od męża”. Przypominam to sobie teraz, gdy tyle wokół problemów w związkach, rozwodów. Nie jest to z pewnością łatwa rada i panaceum na wszystko, ale z pewnością chroni przed ranieniem drugiej osoby, które z kolei jest jednym z czynników, powodujących rozpad małżeństw. Przedstawiając to obrazowo: jeśli celnie będziemy te rany zadawać, to z czasem blizny zajmą taką powierzchnię serca, że na miłość i pozytywne uczucia nie będzie tam po prostu miejsca. Powiecie teraz „Ale to mój współmałżonek mnie rani. I co, mam nic nie robić?” Tylko, czy rewanżowanie się tym samym przyniesie dobry efekt? Czy chcesz wchodzić w relacje „wygrany-przegrany” i za wszelką cenę wygrać, czyli de facto zranić mocniej, celniej, dobitniej? Możesz przecież nie wchodzić w tę grę, możesz powiedzieć o uczuciach, jakie te okrutne słowa wywołały w Tobie, o tym, że czujesz się zraniona/zraniony. Nie musisz wówczas sama/sam ranić. A co nas najbardziej boli? Jakie słowa? Czego nie powinniśmy nigdy nie mówić, nawet w kłótni? Zakazanymi w związku tematami są te wszystkie sprawy, na które druga osoba nie ma wpływu:
Jeśli mimo wszystko w kłótniach próbujesz dopiec współmałżonkowi, zadać mu cios w samo serce, czyli myślisz w kategoriach „wygrana – przegrana”, na krótką metę może nawet poczujesz, że udaje Ci się wygrywać. Tylko jak w tej sytuacji będzie się czuła ta druga strona – przegrana? Może i wygrasz jedną bitwę, ale czy wygrasz całą wojnę? Do czego to ma prowadzić? Jaki jest cel? I ostatnie pytanie: czy dobrze jest myśleć o związku i małżeństwie w tak „militarny” sposób, czy taki związek na szanse? Czy taka postawa pomaga budować długotrwały związek oparty na miłości i zaufaniu? Czy nie skończy się jednak przegraną dla wszystkich? Może jednak lepiej ugryźć się w język jak radziła prababcia? Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
ZANIM BĘDZIE ZA PÓŹNOWpływ nowych technologii na mózgi dzieciNasze dzieci nie wyobrażają już sobie życia bez ekranów: telewizora, laptopa, smartfona. I oczywiście nie o to chodzi, aby całkowicie zabronić im dostępu do zdobyczy techniki, ale jak wszystko, należy robić to „z głową”. Swego czasu wielką burzę wywołała książka uznanego niemieckiego neurologa i psychiatry Manfreda Spitzera „Cyfrowa demencja. W jaki sposób pozbawiamy rozumu siebie i swoje dzieci”, dzieląc naukowców na dwa wrogie obozy. Autor twierdzi w niej, że intensywne korzystanie z mediów elektronicznych powoduje - szczególnie u dzieci i młodzieży - zanik samodzielnego myślenia, problemy z koncentracją, zakłócenia w orientacji przestrzennej, a w konsekwencji gorsze wyniki w nauce. Według niego w sferze emocjonalnej również następują zmiany i to wcale nie na lepsze: wycofywanie się z interakcji z innymi, czy wręcz wycofywanie się z realnego życia, problemy z zasypianiem, poczucie osamotnienia, depresja, a w końcu nawet uzależnienie od mediów cyfrowych. Nie brzmi to wszystko zachęcająco, jest więc się nad czym zastanawiać. W tym kontekście, dobrze robią Ci rodzice, którzy ograniczają i limitują dzieciom dostęp do „ekranów” wszelkiego typu. Jak wynika z przeprowadzonych badań KIDS’ MEDIA JOURNEYS w prawie połowie domów dzieci muszą prosić o pozwolenie, gdy chcą obejrzeć telewizję, pograć w gry, czy obejrzeć wideo on line. A ok. 2/3 rodziców kontroluje czas, jaki ich dzieci spędzają w kontakcie z różnymi mediami. Rodzice Ci zdają sobie pewnie sprawę (pamiętając swoje dzieciństwo), że dorastanie to przecież nawiązywanie i utrzymywanie relacji z innymi, ćwiczenie umiejętności społecznych, poszukiwanie i rozwijanie swoich talentów i tysiąc innych rzeczy, których niestety (a może na szczęście) nie da się zrobić on line, bez fizycznej obecności drugiego człowieka. I na które także potrzeba czasu, którego przy niekontrolowanym dostępie do mediów, może po prostu nie wystarczyć. Telewizor nie musi być przecież „domownikiem”, włączonym cały czas i skupiającym uwagę prawdziwych domowników. Przecież przy wspólnej kolacji nie trzeba śledzić losów bohaterów serialu, nie zamieniając ze sobą słowa, ale pobyć ze sobą, zapytać, jak minął dzień, podzielić się swoimi sukcesami i porażkami. Może warto skorzystać z pomysłu zaprzyjaźnionej rodziny, której członkowie po przyjściu do domu wyłączają i wrzucają swoje telefony do jednej wspólnej szuflady, którą potem zamykają. Mają czas tylko dla siebie. Pozytywne jest także to, jak wynika z przeprowadzonego badania, że wielu rodziców deklaruje, iż stara się kontrolować treści, jakie ich dzieci oglądają on line (70%), jakich aplikacji i gier używają (65%), czy jakie programy oglądają w telewizji (63%). Martwią nas pozostali rodzice, ok. 1/3, którzy takiego „nadzoru programowego” nie prowadzą. Teoria uczenia się społecznego, której autorem jest Albert Bandura, mówi o dużej roli modelowania zachowań (przez obserwację innych). To, co dzieci zobaczą albo będą oglądać przez dłuższy czas (np. agresję słowną, poniżanie, wyśmiewanie innych, robienie głupich żartów, złe słownictwo, itp.) wejdzie do repertuaru ich własnych zachowań i zmiana będzie wymagała dużego wysiłku. Oczywiście pozostają cały czas jeszcze większe zagrożenia, na jakie może natknąć się młody człowiek, szczególnie w Internecie. Są to treści absolutnie niedostosowane do wieku i poziomu rozwoju dziecka, z którymi nie powinno się zetknąć i które mogą mieć negatywny wpływ na jego dalsze funkcjonowanie (pornografia, pedofilia, dewiacje itd.) A przecież nawet przy oglądaniu telewizji można uczyć: mądrego gospodarowania swoim czasem (organizacja czasu) i dokonywania przemyślanych wyborów (podejmowanie decyzji). Tak przydatne w dorosłym życiu umiejętności może kształcić tak wydawałoby się trywialna sprawa jak wybór programu telewizyjnego do obejrzenia. Można przecież usiąść z dzieckiem, przeczytać program telewizyjny (młodsze przy okazji poćwiczą dodatkowo naukę czytania) i wybrać jeden interesujący program, czy film, który wspólnie danego dnia dziecko obejrzy z rodzicami o wcześniej ustalonej porze (w dni powszednie można umawiać się na krótszy czas, jaki poświęcamy telewizji, a w weekendy nieco dłuższy). Wszelkie ekrany mają jeszcze jedną groźną funkcję – mogą uzależniać. Dlaczego? Otóż mają wręcz „magiczną” moc oddziaływania na nasz mózg. Pomyślmy, gdzie jeszcze dzieje się w świecie tak, że minimalnym wysiłkiem można osiągnąć tak wiele? Klikasz i widzisz erupcję wulkanu, klikasz i przeskakujesz 20 metrowy mur, klikasz i lecisz samolotem? Generalnie możesz wszystko. Ekran daje nam mnóstwo prostej, szybkiej, wręcz uzależniającej gratyfikacji: "klikasz i masz" - nigdzie w realnym świecie wpływ na rzeczywistość nie jest tak prosty, gdzie wręcz bez wysiłkowa "akcja" powoduje fantastyczny skutek - reakcję na ekranie. Wszystko to powoduje, że mózg chce więcej i więcej. Tylko, czy potem dla dziecka będzie atrakcyjna biała kartka papieru i kredki, które, gdy jej dotkną nie spowodują powstania wielokolorowego pięknego obrazu? Trzeba trudu, wysiłku, treningu, cierpliwości, tego wszystkiego, co potrzebne jest w prawdziwym życiu i tylko w prawdziwym życiu można to wyćwiczyć. Jeżeli wychowanie młodego człowieka przeraża cię, gubisz się w gąszczu pomysłów podsuwanych przez koleżanki i poradniki dla rodziców. Chcesz kochać i wymagać, stawiać granice i być konsekwentną, wychować dziecko na mądrego, wrażliwego i inteligentnego człowieka. Ale nie wiesz jak? Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
SZCZĘŚCIE ZALEŻY OD CIEBIEWpływ innych ludzi na nasze szczęścieTego dnia Ewa padała z nóg. Przekroczyła próg domu. Zrobiła sobie filiżankę gorącej kawy. Usiadła i zaczęła wracać myślami do swoich lat studenckich. Boże, drogi! Ileż to już czasu upłynęło? Ile w jej życiu się wydarzyło dobrego i złego. Ale nie o tym teraz chciała myśleć. Przed oczami miała Marię. Maria, Marysia… Kobieta, która przewijała się przez życie Ewy od dwudziestu lat. Poznała ją podczas studiów. Była ciocią jej koleżanki z roku. I pomimo różnicy wieku, pomimo upływu lat, pomimo tego, iż wiele znajomości gdzieś po drodze rozpadało się, ta jedna z niewielu przetrwała. Co prawda widywały się sporadycznie, ale z większą lub mniejszą częstotliwością rozmawiały przez telefon. Ewa siedząc w fotelu i popijając ulubione cappuccino znalazła niespodziewanie odpowiedź na pojawiające się często pytanie dotyczące trwałości tej znajomości. Rano wychodząc z poczty, gdzie odbierała list polecony natknęła się na Magdę. Dziesięć lat młodsza siostra jej przyjaciółki. Zgrabna, ładna, modnie ubrana, opalona. Ale coś psuło ten obraz. Chwila rozmowy wystarczyła, by zorientować się, co stanowiło rysę na tym pozornie ładnym obrazku. Magda z miną „zbitego psa” w ciągu chwili rozmowy poskarżyła się na swój los. Jest zmęczona, bo dzieci, praca, mąż wyjeżdżający w delegacje. Stwierdziła, że nic jej się już nie chce i ma już wszystkiego serdecznie dość. Po tym przelotnym spotkaniu Ewa czuła się, jakby ktoś nałożył na jej ramiona ciężarki. Boże, ile goryczy było w tej młodej, ślicznej dziewczynie. Biegnąc do pracy zastanawiała się, gdzie tkwi problem? Jest zdrowa, ma kochającego męża, śliczne dzieci, pracę, pieniądze. Niczego im przecież nie brakuje. A może… Może właśnie ten brak problemów jest powodem jej frustracji? Po pracy Ewa chciała zrobić drobne zakupy. Nie spieszyła się. W domu czekał jedynie kot. Dzieci na obozie sportowym, a mąż… odszedł z młodszą. Przechodząc powoli pomiędzy półkami poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. To był Tomek. Pięć lat temu zdiagnozowali u niego nowotwór. Operacja, chemia. Wydawało się, że wszystko będzie już dobrze. Ale niestety… Tomek wyznał, że nastąpił nawrót i lekarze rozłożyli ręce. Nie są już w stanie pomóc. Guz nieoperacyjny. Ewę przeszedł dreszcz. Słuchała, ale nogi się pod nią uginały. Starała się zrobić dobra minę, pocieszać. Ale Tomek tego nie oczekiwał. Szybko zmienił temat. Pytał o dzieci Ewy, o jej rodziców. Uśmiech, szczery uśmiech nie schodził z jego twarzy. Jak to możliwe? Chyba wyczuł, że Ewa odczuwa pewien dysonans pomiędzy tym, co słyszy, a tym, co widzi. Dlatego patrząc jej głęboko w oczy, ze szczerością dziecka powiedział: „Wiesz, zaczynam doceniać rzeczy małe i cieszyć się tym, na co wcześniej nie zwracałem uwagi. Mówię Ci Ewa, nie przejmuj się drobiazgami". W oczach Tomka było tyle ciepła, tyle spokoju. Boże, skąd on czerpie tę siłę? To pytanie kołatało w głowie Ewy w drodze do domu. Gdy usiadło wieczorem w fotelu, przed oczami stanęła jej Maria. Dołączyła do galerii spotkanych tego dnia osób. Ten dzień, te rozmowy, jak się okazało miały przynieść odpowiedź na pytanie, dotyczące trwałości znajomości z Marią. Nieraz myślała, że to inteligencja, mądrość życiowa, poczucie humoru były magnesem przyciągającym? Ale dzisiaj zaczęła układać pewne elementy układanki w jedną całość. Przypomniała sobie, że parę tygodni wcześniej Maria zadzwoniła i wyznała, że nie jest w stanie zrozumieć postawy wielu osób. Wokół sami frustraci. Złość, niezadowolenie, gorycz… Rozsiewają wokół siebie aurę niezadowolenia. Powiedziała, że ucieka od takich ludzi, bo nie chce się taką stać. Wyznała Ewie, że jest jedną z nielicznych osób, z którymi utrzymuje kontakt, bo dzięki rozmowom z nią zaraża się pozytywną energią i naładowuje swoje akumulatory. Wówczas Ewa nie przywiązała większej wagi do tych sów. Teraz one brzmiały w sposób szczególny. Trzy tygodnie temu Maria dowiedziała się, że jej ukochany mąż ma nowotwór złośliwy. Ewę zaskoczyło jej podejście do tej tragedii. Nie było żalu do Pana Boga, pretensji do świata. Maria przekazując tę smutną informację, powiedziała, że stoi przed nią wyzwanie, musi wspierać męża, gdyż wyruszają wspólnie na wojnę i trzeba walczyć, by wygrać. Ewa przypominając sobie tę rozmowę - w kontekście dzisiejszych przypadkowych spotkań - zrozumiała, jaka siła trzyma ją przy Marysi. Zrozumiała, że w życiu człowiek spotyka wielu malkontentów, którzy wokół siebie rozsiewają pretensje do całego świata. Ci ludzie nie są szczęśliwi i unieszczęśliwiają innych swoim podejściem do życia. Ewa, która zawsze uważała, że do szczęścia człowiekowi potrzebne jest tylko zdrowie, oczywiście to fizyczne, zmieniła zdanie. Zrozumiała, że tak samo ważny jak zdrowie fizyczne, jest zdrowy duch. Maria, Tomek to osoby, które pomimo ciężaru, miały w sobie radość. One wiedziały, że należy otaczać się ludźmi, którzy pokazują nam jasne strony, nawet w tych najtrudniejszych sytuacjach. W życiu bowiem niezwykle ważne jest, jakimi ludźmi jesteśmy otoczeni. Badania prowadzone przez 20 lat w Framingham Heart Study, udowodniły, że osoby, które otoczone są szczęśliwymi ludźmi, same mają większe szanse na bycie szczęśliwymi. Wybór należy do nas :) *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. **Tekst ukazał się na blogu w 2016 roku. Jeżeli często masz wszystkiego dość, życie i jego problemy przerastają Ciebie. Nie umiesz się z niczego cieszyć. Masz niskie poczucie, które wpływa na relacje z innymi. Czujesz się niedowartościowana i nieakceptowana. Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
|
|