MOJE DZIECKO SIĘ BOI Lęki u dzieciRoztrzęsiona Jola zadzwoniła do męża: - Tomek, musimy koniecznie porozmawiać. Z Anią dzieje się coś niepokojącego, w tym przedszkolu jest coś nie tak. Trzeba ją stamtąd koniecznie zabrać. Znowu dzisiaj jak szłyśmy, nerwowo reagowała na przechodzące psy. Po obozie letnim nauczycielka próbowała przekonać rodziców Antka do wizyty z dzieckiem u specjalisty. - Moczenie nocne w tym wieku jest sygnałem, że dzieje się coś niepokojącego. Im szybciej zareagujecie, tym lepiej. Wojtuś od paru dni woła rodziców, gdyż wieczorami widzi na półce z książkami potwora. Do tej pory był radosnym, spokojnym dzieckiem. Co w takim razie mogło się stać? Zaniepokojeni chcą szukać pomocy u psychologa. Rodziców Anulki zaniepokoiły lęki dziewczynki. Zauważyli i skojarzyli, że od czasu, gdy poszła do przedszkola, zaczęła reagować lękowo, szczególnie boi się psów. Zaczęli zastanawiać się, co tam musi się dziać. Przecież dziecko do tej pory było takie spokojne. Byli przekonani, że musi tam dziać się coś złego. Rodzice Antka zbagatelizowali sugestię nauczyciela. Przecież to normalne, podobno chłopcy tak mają. Uspakajali się wzajemnie. Gdzieś ktoś coś opowiadał, czytali… Wyrośnie z tego. Dzisiaj znowu przeraźliwy płacz przerwał rodzicom Wojtka oglądanie filmu. Chłopiec przerażony przekonywał, że na półce stoi i patrzy na niego potwór z wielkimi oczami. Mówi się, że strach ma wielkie oczy i można powiedzieć, że rodzice Anulki zaczęli oczami wyobraźni widzieć to, co mogło dziać się w przedszkolu, tak jak i oczami wyobraźni mała Anula zaczynała coraz bardziej przyglądać się światu, który odkrywany był przed nią miedzy innymi w przedszkolu. Bajka o Czerwonym Kapturku zwróciła uwagę dziewczynki na wilki. Z ciekawością przeglądała kartki z pięknymi ilustracjami. Wilk tak bardzo przypominał jej niektóre psy. I dziewczynka zaczęła lękać się psów, które do tej pory nie wywoływały w niej reakcji lękowych. Wyobraźnia Wojtusia, szczególnie w godzinach wieczornych, gdy zostawał sam w pokoju zaczynała „pracować”. To normalne. Pojawiły się u niego tzw. lęki wytwórcze- irracjonalne i nierzeczywiste wynikające po prostu z bujnej wyobraźni dziecka. Co w takich sytuacjach, gdy u dziecka pojawiają się reakcje lękowe, mogą zrobić rodzice? Po pierwsze, należy pamiętać, że niektóre lęki są rozwojowe i przeminą pod warunkiem, że nie będziemy ich utrwalać. Lęk jest bowiem czymś naturalnym w rozwoju dziecka. Jest informacją dla rodziców, iż rozwija się ono, zdobywa coraz więcej informacji o świecie, a jego wyobraźnia jest coraz większa. Ważne natomiast, aby lęków dziecka nie bagatelizować i nie śmiać się z niego, a tym bardziej nie kompromitować go w oczach otoczenia. Przestraszone dziecko należy uspokoić, przytulić, odwrócić uwagę, ale i okazać zrozumienie dla jego odczuć. Natomiast gdy opadną emocje, należy porozmawiać i przedstawić daną sytuację z naszego punktu widzenia. Warto też dopytać, czego dziecko się tak konkretnie boi. Bardzo często czujemy presję otoczenia, jest nam wstyd, że mamy dziecko – tchórza i wówczas na siłę chcemy udowodnić sobie i światu, że to pokonamy. Jak? Poprzez np. konfrontowanie z tym, czego się boi. Boisz się wody? Wrzucę cię i zobaczysz, że się nie utopisz. Boisz się psa, pogłaszcz, zobacz, nic ci nie zrobi. Nic bardziej błędnego. Daj dziecku czas. Nie utrwalaj jego lęku. Niech samo zadecyduje, czy jeszcze się boi. Niekiedy rodziców niepokoi fakt, że coś, co nie budziło w dziecku niepokoju, nagle staje się przedmiotem lęku. Otóż, nie ma w tym nic dziwnego. To, że dziecko się czegoś nie boi, nie oznacza, że później będzie podobnie. Wraz z wiekiem dziecka i zdobywaniem wiedzy, zaczyna rozumieć, że pewne rzeczy mogą być niebezpieczne. Anula nie bała się psów, ale gdy poznała bajkę o Czerwonym Kapturku, zaczęła się ich lękać. Nie zawsze reakcja jest natychmiastowa. Bywa, że coś może przywołać wspomnienie i pomimo, iż bezpośrednie zagrożenie nie istnieje, dana sytuacja powoduje, iż dziecko wraca do czegoś, co kiedyś się wydarzyło – co przeżyło albo co widziało lub o czymś słyszało. Jest to lęk odtwórczy, który przywołuje wspomnienie np. rozmowy - dziecko, które nie bało się wody, gdy usłyszało o tym, że dziewczynka utopiła się na basenie, w danym momencie tego nie komentowało, nie dopytywało, ale po jakimś czasie zaczęło się bać wejść na pływalnię. Rodzice Antka zbagatelizowali sugestię nauczyciela. To był błąd. Są bowiem sytuacje, które powinny budzić nasz niepokój. Wówczas należy zasięgnąć pomocy specjalisty. Kiedy? Wówczas, gdy dziecko obawia się coraz większej ilości sytuacji, wycofuje się z wielu aktywności, gdy lęk nie mija pomimo braku bodźca, który go wywołał, gdy unika różnych sytuacji, reaguje nerwowo – często płacze, krzyczy, jest rozdrażnione, reaguje agresywnie. Również wtedy, gdy ma trudności ze snem, gdy pojawiają się reakcje somatyczne towarzyszące lękowi - ból głowy, brzucha, gdy pojawia się moczenie nocne (nie spowodowane innymi czynnikami niż emocje) albo wymioty, biegunka, przyspieszona akcja serca, bezdech, nadmierne pocenie, drgawki, drżenie oraz wówczas gdy całkowicie lęk absorbuje uwagę dziecka. POLECAMY: POLECAMY:
POSZUKIWACZ PRZYJEMNOŚCIHedonistyczna regulacja nastroju„Syty głodnego nie zrozumie”. Usłyszałam te słowa z ust rozgoryczonej nastolatki, która żywiołowo opowiadała koleżance o historii, którą była poruszona. Przechodząc obok, nie mogłam na to nie zwrócić uwagi. Gdy przez chwilę się nad tym zastanawiałam, przypomniały mi się inne powiedzenia dotyczące po prostu empatii. Jest to chyba normalne, że ciężko wejść w perspektywę drugiego człowieka, jeżeli się wcześniej w podobnej sytuacji nie znalazło. Dlatego nie dziwi nas, że ludzie, którzy doświadczyli w życiu wielu trudnych chwil, bólu, głodu, odrzucenia, są otwarci na potrzeby bliźnich. Ale czy tylko o to zrozumienie chodzi? Alice Isen prowadziła badania, które miały uzasadnić motywację człowieka do instynktownego poszukiwania przyjemności i dążenia do pozytywnego nastroju. W tym celu wzbudzała w badanych dobre samopoczucie między innymi poprzez częstowanie ich ciastkami albo prowokując sytuacje, w których niby przez przypadek znajdowali monetę w automacie telefonicznym (pamiętacie jeszcze budki telefoniczne na monety?) Co się okazało? Otóż ludzie, którzy doświadczali pozytywnego nastroju, dążyli do przedłużania tego stanu, np. poprzez angażowanie się w działania na rzecz drugiego człowieka. Ale czy dążenie do podtrzymywania pozytywnego nastroju jest jedynym celem, który może być tłumaczony poprzez motywację hedonistyczną? Oczywiście, że nie! Otóż, ludzie dążą nie tylko do podtrzymywania dobrego samopoczucia, ale także do przeciwdziałania nastrojowi negatywnemu. Polega to na konfrontowaniu swojego aktualnego samopoczucia z samopoczuciem pożądanym. W sytuacji, gdy pojawia się rozbieżność, dążą do regulacji, czyli zmiany nastroju. Wyobraźcie sobie, że projekt, nad którym pracowaliście, został skrytykowany przez przełożonego; wydaliście oszczędności na wyjazd nad morze, a każdego dnia pada deszcz; pokłóciłyście się z przyjaciółką; dziecko znowu zachorowało. Jak się czujecie? Macie już tego po prostu dość! I co się wówczas z nami dzieje? W zasadzie frustracja sięga zenitu i biedni ludzie, którzy się w tym czasie na nas napatoczą. Złość powstałą w wyniku frustracji wyładujemy właśnie na nich. Ale okazuje się, że nie zawsze musi być. Będą i są tacy (jak dobrze!), którzy dołożą wszelkich starań, by przeciwdziałać nastrojowi negatywnemu poprzez działania skierowane właśnie na rzecz drugiego człowieka. Dlaczego? Otóż, tłumaczone jest to tzw. efektem ulgi, który został opisany przez Roberta Cialdiniego. Polega on na redukowaniu negatywnego nastroju poprzez działania przynoszące nam radość i satysfakcję. Czuję się fatalnie, jest mi źle, a więc chcę pomóc, zrobić coś dobrego, gdyż będzie to lekarstwo na poradzenie sobie ze smutkiem, żalem, złością. W zasadzie, patrząc na wyniki tych badań, można by się zastanawiać, dlaczego jeszcze ziemia nie zamieniła się w niebo. Powinny wokół fruwać same anioły. Jedni przecież mają pozytywny nastrój, więc powinni go utrzymywać, inni mają negatywny, a więc ich działania powinny być skierowane na podwyższanie jego w służbie bliźniemu. A przecież tak cudownie wokół nas nie jest? Dlaczego? Otóż, nie wszyscy dążymy do utrzymywania bądź podwyższania samopoczucia poprzez działania altruistyczne. Jest wiele różnych dróg, a decyzja należy do nas. Czasami wolimy wypić kieliszek wina, zjeść ciastko, pójść na zakupy i też nastrój ulegnie poprawie. A poza tym, działa na nas wiele różnych mechanizmów, a na to, który się przebije i dojdzie do głosu, wpływa wiele czynników. Człowiek bowiem jest istotą niezwykle skomplikowaną, ale dobrze jest wierzyć, że to wszystko, co prowokuje go do czynienia dobra, jest w zdecydowanej przewadze :) Jeżeli w to uwierzymy, to zgodnie z zasadą samospełniającego się proroctwa, świat powinien stać się piękniejszy. Jeżeli często masz wszystkiego dość, życie i jego problemy przerastają Ciebie. Wpadłaś/eś w szpony manipulatora/ki i nie umiesz się uwolnić. Chcesz odzyskać wolność i spokój. Wzięłaś na siebie za dużo obowiązków, jesteś mało asertywna, nie umiesz się z niczego cieszyć. Nie potrafisz panować nad emocjami, masz niskie poczucie, które wpływa na relacje z innymi. Brak Ci poczucia wartości i akceptacji. Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
POLECAMY:
STOP NIEŚMIAŁOŚCIJak walczyć o siebie?Post „Tamtego lata” poświęciłyśmy tematowi nieśmiałości. Opowiedziałyśmy w nim historię Wiesi, której nieśmiałość przekreśliła szanse na wspaniałą miłość i na cudowne życie u boku wartościowego człowieka. Dzisiaj wracamy do tematu nieśmiałości, gdyż chcemy pomóc tym wszystkim, którym utrudnia ona życie i ogranicza ich możliwości, nie pozwalając na realizację celów, poznawanie nowych ludzi i budowanie zdrowych relacji. Philip George Zimbardo, którego lepiej możemy poznać dzięki książce „Zimbardo w rozmowie z Danielem Hartwigiem” wydanej Wydawnictwo PWN przez zajmował się tematem nieśmiałości. To on twierdzi między innymi, że „Być nieśmiałym to bać się ludzi, szczególnie tych, którzy z jakiegoś powodu są emocjonalnie zagrażający: obcych, z powodu ich nowości i nieprzewidywalności, osób posiadających władzę czy osób odmiennej płci” i uważa, że przezwyciężyć nieśmiałość można jedynie zmieniając swoją osobowość. JAK ZATEM WALCZYĆ Z NIEŚMIAŁOŚCIĄ?
Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z natłokiem myśli, targają Tobą emocje, nie umiesz poradzić sobie z nieśmiałością - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
"ŻYCIE NA LEKKO"O tym, jak radośnie być sobą20 kwietnia odbyła się premiera pełnej pogody ducha książki „Życie na lekko. O tym. jak radośnie być sobą” autorstwa Piotra Bielskiego - zawodowo zajmującego się nauczaniem zasad Jogi Śmiechu. Książkę przeczytałam jednym tchem, gdyż z każdej z jej stron bije optymizm i spokój, a bardzo osobiste opowiadania nie tylko przybliżają postać autora i jego rodziny, ale także zwracają naszą uwagę na wiele niezwykle istotnych spraw bliskich każdemu z nas. Dzisiaj mam przyjemność zaprezentować wywiad, który przeprowadziłam z jej autorem - Panem Piotrem Bielskim. Psychologia przy kawie: Panie Piotrze, proszę przybliżyć naszym Czytelnikom, kim jest Jogin Śmiechu? Piotr Bielski: Powiem tak, chodzi o bycie sobą, autentyczność w Życiu, akceptację i kochanie siebie, by tym łatwiej akceptować i kochać innych. Jogę śmiechu poznałem na początku 2013 roku w Indiach, wyruszając na kurs, gdyż wewnątrz moja figlarna istota, to, co nazywamy wewnętrznym dzieckiem, cieszyło się na myśl o tym kursie. Potem wróciłem do Polski i z czegoś zupełnie niepozornego zrodziła się moja pasja i praca. Dziś patrzę na jogę śmiechu szerzej niż metodę, której nauczyłem się u jej założyciela – dr Madana Katarii w Indiach, chodzi o zupełnie naturalną filozofię przyjmowania Życia na lekko. Ppk: Przeczytałam w jednym z wywiadów, że ostrzegano Pana, że Polska to naród smutasów. Czy Pan się z tym zgadza? PB: Ostrzegać to można by kogoś z zewnątrz, zagranicy czy innej planety. Ja jestem jak sól tej ziemi, nic, co polskie, nie jest mi obce, na dobre i na złe, nasza niebywała kreatywność i nasze przekonanie, że jesteśmy jakoś gorsi, smutniejsi niż inni. Żartobliwie mawiam, że przekonanie o wyjątkowym smutactwie Polaków to element naszej narodowej megalomanii, poczucia, że jesteśmy jakoś totalnie inni niż nasi sąsiedzi. A prawda jest taka, że jak wszyscy rodzimy się i umieramy, a w międzyczasie potrzebujemy złapać trochę oddechu i radości. A jak można więcej niż trochę, to czemu nie? Stąd duże powodzenie jogi śmiechu. Ppk: Czy Pan miewa też gorsze dni? PB: Jasne, odpisuję Pani na pytania w środku nocy. Solidnie próbowałem zasnąć, ale nie szło. Ale pokochałem już swoją bezsenność, doceniam, że dwie poprzednie noce spałem super i widać, że moje ciało i umysł są jeszcze na tyle naładowane, że mogę teraz zrobić jeszcze coś dobrego. Czas „niespany” to czas darowany. Lubię zmieniać myślenie o każdej sytuacji tak, by sposoby, w jakie je definiuję mi służyły. I cieszyć się każdym momentem, jakikolwiek by był, gdziekolwiek bym był. Psychologię pozytywną mam w jednym palcu. Ppk: „Dużo się ruszam, śmieję się, także zawodowo, skaczę po kałużach u z moimi córeczkami, jeżdżę w kółko na rowerze, a najchętniej, jak jest ciepło, co godzinę dawałbym nura do rzeki.” To fragment z Pana książki. Czytając te słowa, pomyślałam, że wielu z nas nie pielęgnuje w sobie tej niezwykle cennej cząstki dziecka. Uważam jako psycholog, że dzieje się tak ze szkodą dla nas samych. Czy też tak Pan uważa? Dlaczego wielu z nas wstydzi się bycia spontanicznym, radosnym? PB: Cieszę się, że myślimy podobnie. Może teraz zabrzmię ponuro, ale lubię czasem wypowiadać się dosadnie. Bez spontaniczności, kultywowania wewnętrznej radości zwyczajnie dziadziejemy, a już wystarczająco jest zdziadowienia w naszym pięknym kraju, potrzeba innej energii! Dotykamy tu fundamentalnych tematów: o co chodzi w Życiu, czy o to, ile zgromadzimy, czy jakie emocje będą nam towarzyszyć w tej podróży? Moja książka jest w sprzedaży od 2 tygodni, mój kolega mnie dziś spytał o to, jak się sprzedaje. Nie wiem i nie potrzebuję tego wiedzieć. Wiem za to, że wczoraj skończyłem jej nagrywanie w wersji audio i miałem z tego ogromną radochę i poczucie, że napisałem kawał dobrej książki. I to jest dobra platforma do radosnego i ufam, że również obfitego materialnie Życia. Z okazji premiery książki „strzeliłem” sobie i grupie przyjaciół Teslę Model X na jeden dzień. Takie superszybkie elektryczne auto z anielskimi skrzydłami. Ktoś powie, że to głupie, dziecinne wynająć wypasioną brykę, gdy ma się jak ja prawie 40-tkę i nie ma jakiegoś pokaźnego majątku. A ja na to, że wszystko, co robimy, by zwiększyć blask w oczach, bo coś w środku nam mówi, że to mamy zrobić, ma głęboki sens. Życie nie powinno być za bardzo racjonalne, bo wtedy robi się nudne. Więc jak myślisz o kursie jogi śmiechu, to wpadaj śmiało do mnie i najlepiej od razu na instruktora! Ppk: Napisał Pan też, że spacery z Rozalką - jedną z Pana córek - poszerzają perspektywę. Dostrzegamy dzięki dzieciom, że świat jest ciekawy i imponujący tam, gdzie wydaje się nam - dorosłym - normalny. Czy przebywanie z dziećmi uczy nas świeżości w postrzeganiu zjawisk? Czy możemy dzięki nim odkryć, ze świat jest ciekawy i imponujący? PB: Dodam, że teraz spacery są niemal zawsze z dwiema córkami, niektóre teksty pisałem, gdy ta młodsza Rajka była jeszcze na te spacery za mała. A co do pytania, oczywiście, że tak!!!! Podzielę się świeżą historią z właśnie zakończonego dnia. Rano wyprawiając Rozalkę do przedszkola, a mieszkamy w lesie, młoda znalazła zabitego nietoperza na progu domu. Ubił go nasz kocur. Dorosły człowiek by tylko westchnął, obruszył się. A ona z fascynacją ogląda tego nietoperza, zauważa, że ma jakby dwie pary uszu, zastanawia się, jak to się stało, że kot skrzyżował z nim szlaki i spieszy, by mi pomóc go zakopać. Potem w samochodzie mówi: tato może to nie takie złe, że nasz Ganesz zabija te zwierzęta, bo mogę z bliska zobaczyć nietoperza, a inaczej bym go nigdy nie widziała… Kosmos? Czy po prostu naturalna ciekawość i umiejętność dostrzegania pozytywów w każdej sytuacji. Uczmy się od nich! Ppk: „Zawsze byłem trochę inny. W końcu uwierzyłem, że coś ze mną jest nie tak.” Czy ma Pan wrażenie, że otocznie zmusza nas do podporządkowywania się większości. Uważamy, że to, co robi większość jest słuszne. Dlatego sądzimy, że powinniśmy myśleć jak inni, czuć podobnie. Odnoszę wrażenie, że ciężko być innym i mieć swoje zdanie we współczesnym świecie. Czy Pan się ze mną zgodzi? PB: Wie Pani co, lubię powtarzać, że już jest trzecia dekada XXI wieku i już możemy. Bo jak nie teraz, to kiedy? Właśnie słucham sobie Hoziera, śpiewa „all you have is your fire”, lubię, gdy świat do mnie mówi, twórczo interpretując ten przekaz: wszystko, co mamy, to nasz wewnętrzny ogień. Gdy nie pozwolimy mu wyjść na zewnątrz przez nasz blask w oczach, zacznie palić nas od środka. Podłoże psychologiczne chorób to stres, tłumienie swoich pragnień, ograniczanie i reglamentowanie siebie i swojej woli życia. Do cholery, ile można? Mój tato odszedł na raka, był typem trzymającym emocje w środku, nie ujawniającym swoich emocji. Zrobił to, by mi coś pokazać. Ja wybieram inną drogę. Wyrażam siebie. I jestem pewien, że jak powiem czy zrobię coś z przestrzeni serca, to zawsze będzie dużo więcej ludzi, których to ucieszy niż tych, co się obruszą. Nigdy nie będzie lepszych czasów do bycia sobą i słuchania swojej pieśni, nigdy nie będzie lepszego momentu niż teraz. Ppk: Przypomina mi się historia z Pana przedszkolnego życia opisana w książce. Rozczulająca opowieść o pierwszej narzeczonej Karince i wnioskach z niej płynących. Każdy z nas powinien to zapamiętać. Z każdej sytuacji możemy wyjść z bagażem smutku i żalu, ale można także dostrzec wartość tych niekiedy trudnych chwil, możemy zobaczyć, ile one nas nauczyły, z jakim potencjałem i nauką z nich wyszliśmy, czego się o sobie dowiedzieliśmy, co nas wzmocniło. Ale nie dla każdego to jest proste? PB: I po to jest moja książka i dlatego warto po nią sięgnąć, by było Ci, Czytelniczko czy Czytelniku lżej. Staję się przezroczysty i pokazuję Ci mój intymny świat, by było Ci łatwiej. Mam mocne przekonanie, że właśnie żywe historie lepiej pomagają się tej subtelnej sztuki doceniania siebie i swojej drogi nauczyć niż jakieś skomplikowane konstrukty teoretyczne. Życie nie potrzebuje teorii, potrzebuje radosnej praktyki. Ppk: „Zawsze mamy wybór, nawet wówczas gdy życie płata nam figa i nie wszystko układa się zgodnie z naszym planem. Albo możemy w tej sytuacji zaakceptować sytuację i cieszyć się z tego, co jest albo jęczeć nad tym, czego nie mamy.” Słowa te są mi bardzo bliskie. Często na mojej drodze zawodowej je powtarzam. Jeżeli nie mamy na coś wpływu, pozostaje nam albo dostrzegać w tej sytuacji pozytywy, albo siedzieć i płakać. Wydaje mi się, że są osoby uzależnione od narzekania. Patrzą na swoje życie, widząc jedynie kłody pod nogami, oceniają wszystko przez prymat strat. Od czego Pana zdaniem taka postawa jest uzależniona? PB: Powiem tak, wygodniej jest narzekać. Zawsze znajdziemy kogoś, komu też się nie udało i przybije nam piątkę. Większym ryzykiem jest sukces i radosne życie, bo może się okazać, że z naszego dotychczasowego ponurawego świata nikt nas nie zrozumie i musimy poznać nowe kręgi ludzi, nic bardziej fascynującego swoją drogą. Pierwotny podtytuł tej książki brzmiał „Jak odnoszę ogromne sukcesy w byciu sobą”. Ten, który zaproponowało wydawnictwo, czyli „Jak radośnie być sobą”, to w zasadzie to samo. Bo sukcesem jest radosne bycie sobą. Jak mój ukochany głupiec z talii Tarota, który idzie z tym tobołkiem na kijku, psy próbują go ugryźć, a on ma na to wyrąbane. Może właśnie bycie mędrcem polega na tym, by być takim głupcem? A te symboliczne psy to opinie innych ludzi, którymi nie warto się za mocno przejmować, jeśli chcemy być szczęśliwi. Ppk: Napisał Pan, że od dzieci z autyzmem możemy się nauczyć się lekkości, bezpośredniości i skuteczności. Chyba tego nam w życiu brak? PB: Oj tak, dzieci z autyzmem to potężni nauczyciele realizacji swoich potrzeb, słuchania siebie bez żadnych głupich kompromisów. Bo z potrzebami w zasadzie powinno być jak z robieniem siku - chce mi się, to robię. I ja żyję w zasadzie podobnie do nich. Chce mi się śpiewać, to śpiewam i potem wychodzi z tego nagle fajna piosenka i teledysk. Chce mi się napisać książkę, to ją piszę. Chce mi się skoczyć na rower, to skaczę. Naprawdę się przekonałem, że jak mi się nie chce pracować, to lepiej przejść się na spacer po lesie i wrócić po godzinie, pisze się potem łatwiej i działa efektywniej, a w słowach pisanych, gdy jesteśmy szczęśliwsi czuć nasze szczęście. Stworzyłem w ten sposób moją autorską metodę twórczości, szczególnie w odniesieniu do pisania książek, której chętnie uczę tak indywidualnie, jak i w ramach kursów mojej Akademii Wystrzałowej Książki. Jej podstawa to właśnie dobre czucie się, słuchanie siebie, dbałość o swój dobrostan emocjonalny, działanie z przestrzeni wewnętrznego welnessu i robienie różnych fajnych rzeczy, by uruchamiać przepływ. Zapraszam. Ppk: „Aby być zdrowymi, musimy być świeżymi, musimy się zmieniać lub przynajmniej nie stawiać zbyt dużego oporu zmianom, gdy te pukają do drzwi”. Napisał Pan to w kontekście swoich rodziców. Ale nie tylko osoby dojrzałe boją się zmian. Boimy się, a przecież zmiany mogą przedłużyć nam życie, prawda? PB: Na pewno zgorzknienie i zamknięcie się na zmiany powoduje, że można stać się martwym za życia. Życie jest zmianą. Zmiana jest fajna. Nawet najfajniejsza pasja jak na przykład joga śmiechu w pewnym momencie przestała mi wystarczać. Wtedy przyszedł do mnie mój talk show 1000 m2 lasu Piotra, nagrywanie piosenek i Akademia Wystrzałowej Książki, czyli pomoc ludziom, którzy mają coś fajnego do przekazania innym w tym, by zrobili z tego lekką i ciekawą książkę. Efekt? Dzięki tym dodatkowym działaniom odświeżyłem jogę śmiechu. Nagrałem filmy z wykładami teoretycznymi, które powtarzałem już dziesiątki razy, które stały się nudzącym mnie elementem rutyny, a na spotkaniach na żywo zacząłem proponować tylko siebie w najświeższej wersji. Nie bez powodu Apple, Google czy Microsoft non stop wprowadzają aktualizacje systemów, nieaktualizowane systemy po prostu szybciej i częściej się zawieszają, a aktualizując na bieżąco, unikamy potrzeby totalnych resetów. Ppk: W książce pisze Pan o niezwykłej relacji z córkami. Między innymi napisał Pan, pisząc o Rozalce: „Uwielbiam te wszystkie Twoje <<Czemu?>>”. Kto jest rodzicem, dobrze wie, ile tych pytań „Czemu?”, „Dlaczego?” dzieci zadają. I to jest wspaniałe. To takie charakterystyczne dla dzieci. Później zaczynamy wpadać w pułapkę pytania „Co?” - „Co muszę zrobić?”, a zapominamy zapytać siebie „Dlaczego to robię? – dlaczego jest to dla mnie ważne?”. Odnoszę czasami wrażenie, że działamy jak maszyny. Zgadza się Pan ze mną, że od dzieci można się wiele nauczyć? PB: Nie jestem osobą kościelną, ale uwielbiam powiedzenie Chrystusa z Ewangelii według św. Mateusza, że „tylko jak staniemy się jak dzieci, wejdziemy do królestwa niebieskiego”. To królestwo niebieskie może być tu i teraz w postaci szczęśliwego stanu umysłu i serca. Dzieci, szczególnie te małe jak moje przedszkolaki, potrafią to robić, płakać jak je boli, wrzeszczeć wniebogłosy jak czegoś chcą i my im tego nie dajemy i totalnie radować się, skacząc do góry i chichrając się jak się czymś cieszą. Czyż to nie najlepsza recepta na szczęście również dla dorosłych? Dobrze – ktoś powie – ale co na to mąż czy szef? A ja powiem: sprawdź i zobaczysz! Może będziesz mieć innego męża i szefa, choćby w tych samych ciałach! Ppk: Obserwując dzieci, ale i ludzi dorosłych, widzę, jak wiele zła robi porównywanie się do innych. A przecież według Pana „Każdy człowiek ma swoją drogę i tylko z samym sobą sprzed chwili warto się porównywać.” Od czego należałoby zmienić nasze podejście? A może należałoby zacząć edukować rodziców i nauczycieli, by od najwcześniejszych lat nie porównywali dzieci, by pokazywali im, że są jedyne i niepowtarzalne w swoim rodzaju i z nikim nie muszą się ściągać. PB: To bardzo ważna sprawa. Choć tak uczciwie mam poczucie, że porównywania się nie unikniemy, przynajmniej dopóki istnieć będą liczby. Sam dziś polubiłem Pani profil i zobaczyłem, że ma Pani 10 razy więcej lajków niż ja! Ale nad czym mam kontrolę? Nad reakcją emocjonalną! Czyli zamiast zazdrościć, złorzeczyć komuś, kto odniósł sukces, cieszyć się jego sukcesem i nowymi możliwościami i myśleć, czego mogę się od tej osoby nauczyć. Może to te lata z jogą śmiechu zrobiły swoje, że zupełnie naturalnie pomyślałem „ale to zajebiście, że wywiad ze mną pojawi się na tak popularnym profilu, wow!”. I to jest dobry kierunek do edukacji. Że jak ktoś inny ma, to nie znaczy, że i ja nie mogę mieć. A swoją drogą w temacie lajków, polecam się z moim profilem na Facebooku: Jogin Śmiechu. Ppk: Oczywiście, już polubiłam :) Panie Piotrze. Z lektury Pana książki wyniosłam wiele mądrości. Ale na jedno pytanie nie znalazłam odpowiedzi i wciąż krąży ono po mojej głowie. „Czy można kochać za dużo”? PB: To kwestia, którą usłyszałem od Pana Grzegorza Ciechowskiego, którego spotkałem w moim śnie w historii, którą też przedstawiam w książce. O to trzeba by już Jego zapytać... Ja prywatnie uważam, że miłość to pewna jakość wewnętrzna, im więcej jej, tym lepiej. Choć dodam, że rozumiem tu miłość jako życzenie wszystkim dobrze i chęć pomocy innym, niekoniecznie namiętność, bo z nią to faktycznie może być za dużo i o tym chyba każda duża dziewczynka i każdy duży chłopiec coś wie. Ppk: Przeczytałam w książce, że swojego życia nie zamieniłby Pan na żadne inne. To niezwykłe. Z reguły widzimy, że inni mają lepiej… PB: Oczywiście, że bym nie zamienił! I to zawsze jest tak, że z Życia innych widzimy tylko jakiś fragment i uczepiając się jego, budujemy teorie. Powiem tak: właściciel wspomnianej już w naszej rozmowie wypasionej Tesli Model X był pełen podziwu jak ja i moi przyjaciele podziwialiśmy jego auto. Wyznał mi, że jego rodzice raczej tonowali jego entuzjazm: „po co ci takie coś? Szkoda pieniędzy, normalny Passat by ci nie wystarczył?”. A jego znajomi od szybkich aut, pewnie w duchu zazdroszcząc, naśmiewali się z elektryków, że się długo ładuje i nie warczy, że lepsze będzie Ferrari czy BMW. Ja z moimi przyjaciółmi daliśmy jemu i jego autu pełne najwyższe uznanie. Nasze spotkanie więc było piękną wymianą na wysokich wibracjach. Podobnie jak i nasz pełen wzajemnego szacunku wywiad. Oby każde spotkanie takie było! Ppk: Panie Piotrze, życzę Panu, aby ta radość i spokój oraz wdzięczność nie opuszczały Pana i aby dzielił się Pan tym z innymi i ich rozpalał do bycia osobami szczęśliwymi. PB: Pani Kasiu, dziękuję za ciekawy wywiad i za rzetelne przygotowanie się do rozmowy. Jako autor mam ogromną radość, gdy widzę, że ktoś faktycznie przeczytał moją książkę i nawet notatki z niej porobił. Wszystkiego dobrego i samych sukcesów na naszym wspólnym inspiracyjnym froncie! POLECAMY:
POLECAMY:
JAK WYBACZYĆ SOBIE?List do siebieWe wczorajszym poście "Jeszcze w zielone gramy" pisałam o przebaczeniu samemu sobie i o tym, że nie jest proste. Jednym ze sposobów na wybaczenie sobie jest napisanie listu do siebie, który jest pewnego rodzaju rozrachunkiem ze sobą i sposobem na odnalezienie właściwej drogi. Pomaga on skonfrontować się ze swoimi emocjami, uporządkować myśli, przywrócić wiarę w siebie, zamknąć pewne rozdziały. W napisaniu jego mogą pomóc pytania, które znalazłam w książce Anny Niemczynow „Jeszcze w zielone gramy”. Poniżej przygotowałyśmy je dla Was w formie PDF, abyście je mogły sobie wydrukować. Mamy nadzieję, że przydadzą się i będą stanowiły pierwszy krok w drodze do przebaczenia :)
„Przebaczam sobie. Daję sobie miłość i dobroć. Uwalniam nienawiść, złość i odrzucenie. Patrzę, jak te uczucia odpływają w nieznane. Mój umysł jest czysty i klarowny, i w spokoju oczekuje tego, co najlepsze. (…) Jestem wolna. Oddycham głęboko. Jestem szczęśliwa.”* *Fragment pochodzi z książki Anny H. Niemczynow "Jeszcze w zielone gramy", Wyd. Filia, 2021 POLECAMY:
JESZCZE W ZIELONE GRAMYProces wybaczenie, aborcja, adopcja, zdrada, rany przeszłości„Edyta zamknęła zeszyt z notatkami i sięgnęła po stojące nieopodal chusteczki, zastanawiając się nad tym, ile łez człowiek może z siebie wylać. Te należące do niej zdawały się nie mieć końca, a mimo to uparcie wierzyła (…) że i dla niej nadejdzie lepsze jutro, pod warunkiem że (..) sobie na nie pozwoli. Myśli o tym, ilu ludzi w swym życiu skrzywdziła, wracały jak natarczywy bumerang, a gdy próbowała zrobić unik, potem i tak, prędzej czy później, plądrowały uderzeniem jej głowę. A mimo to wciąż wstawała z kolan, nawet wtedy, kiedy wydawało się jej, że ma do nich przyspawane ciężkie mosiężne kule, i próbowała sobie radzić. Raz wychodziło jej to lepiej, a raz gorzej…”* Wyrzuty sumienia, poczucie winy, które obsadza nas w roli oskarżyciela i powoduje stres oraz niepokój, sprawiając, że nie umiemy żyć „tu i teraz” i myśleć o przyszłości, ale cały czas oglądamy się za siebie, nie mogąc pogodzić się z tym, co było, co zrobiliśmy nie tak na rozdrożu naszego życia. Anna Niemczynow w książce „Jeszcze w zielone gramy” odsłania przed nami myśli i emocje Edyty – niezwykle pięknej i utalentowanej kobiety, która pomimo podążania przez życie ze wspaniałym mężczyzną u boku, będącego miłością jej życia, pomimo sukcesów zawodowych, nie jest szczęśliwa. Jej radość odbiera nie tylko niemożność posiadania dziecka, ale i echo przeszłości, od którego nie potrafi się wyzwolić. „Gdyby tak można było połknąć jakiś czarodziejski eliksir, wymazujący z podświadomości dawno przeżyte chwile, zrobiłaby to natychmiast. Oddałaby wszystkie pieniądze świata, by cofnąć czas i otrzymać szansę postąpienia we właściwy i jedynie słuszny sposób. Niestety. Nie ma, nie było i nigdy nie będzie na świecie takiej instytucji, w kolejce do której mogłaby się ustawić, by o to poprosić. Czas zawsze mija bezpowrotnie. Niby wszyscy to wiedzą, lecz tylko niewielu zachowuje się tak, jakby miało tego świadomość. Oparła ramiona na podkurczonych nogach i ułożyła na nich głowę. Łzy kapały jej na opaloną skórę nóg. Czuła się przegrana. Miała wszystkiego dosyć.”* Rozdrapywanie ran, zadręczanie się, wracanie do przeszłości, analizowanie w nieskończoność tego, czego nie zrobiliśmy albo żałowanie podjętych decyzji, które pokutują żrącymi nas od środka wyrzutami sumienia – to codzienność niejednej z nas. Bycie w jednej osobie ofiarą, prokuratorem i katem. Znacie to z własnego doświadczenia? Wybaczyć samemu sobie nie jest łatwo. A tylko ono jest oczyszczeniem i tylko ono sprawi, że w końcu poczujemy ulgę, odzyskamy spokój i zaczniemy swobodnie oddychać, ale nie jest proste… Wypłynąć na głębokie wody nie jest łatwo. Jest to proces. Wybaczając sobie, czujemy niekiedy zagubienie, gdyż musimy wyjść z roli, którą niekiedy pielęgnowaliśmy latami, pożegnanie tej wersji nas samych, która biczowała się każdego dnia, obwiniała się, czasami nawet za jedną popełnioną błędnie decyzję, która odebrała nam wolność. „Osobie, której najtrudniej jest wybaczyć, powinniśmy pozwolić odejść (..) Ale jak – i czy można – pozwolić odejść samemu sobie? Z jednej strony Edyta chciała sobie przebaczyć, a z drugiej zdaje się nieświadomie potępiała siebie. Ze wszystkich sił pragnęła jednak radykalnego odpuszczenia win, jakie nosiła w swoim sercu. To dlatego (..) przywołała w myślach zdarzenie, które wywoływało w niej poczucie krzywdy. Starała się go nie interpretować, lecz skupiła się na emocjach, jakie sprawiły, że poczuła się ofiarą. Gdy zaczęła je nazywać, jej ciało zesztywniało. Bo jak inaczej miało zareagować na żal, smutek, utraconą nadzieję, pogardę i wściekłość? To wszystko przepływało przez każdą najmniejszą komórkę jej istnienia, raz za razem odbierając oddech. Położyła dłoń na piersi, gdyż tam wszystko, co czuła, zdawało się buzować najintensywniej.”* Przebaczając, musimy poradzić sobie ze swoimi negatywnymi emocjami, które stanowią zasadniczy problem aktu przebaczenia. Po tym okresie przeżywania złości, żalu, pretensji, wstydu, powinien przyjść czas na zatrzymanie się, nabranie dystansu, wyciszenie emocji, gdy do głosu dochodzi rozsądek. Co prawda, zdajemy sobie sprawę ze zła, ale ono nie trzyma nas już w potrzasku. Wybaczenie jest decyzją, dzięki której wyzwalam się z nienawiści wobec siebie, wrogości, zgorzkniałości i lęku. „Płakała. I to było piękne. Pozwolenie sobie na przeżycie rozgoryczenia i gniewu co raz dłuższymi krokami prowadziło ją do uwolnienia się od ciągłego poczucia bycia ofiarą. Nie chciała nią być. Pragnęła przebaczenia sobie i innym. Znacie ten moment, gdy stoicie na rozdrożu i dobrze zdajecie sobie sprawę z tego, że nie jest ważne, którą z dróg pójdziecie, bo i tak po dokonaniu wyboru dopadną was wątpliwości co do podjętej decyzji? Moment, w którym wydaje się wam, że choćbyście posiedli całą mądrość świata, to i tak nie zdołacie trafnie wytypować argumentów za i przeciw? Czas, w którym macie pewność, że wasze rozważania są na nic, gdyż koniec końców przyjdzie wam przełknąć gorzkie konsekwencje wyboru, jakikolwiek by on był? Edyta znała to wszystko i oczywiście żałowała, że nie wybrała tej drugiej drogi, tym samym skazując siebie na dożywotnie dudnienie w jej duszy myśli brzmiącej: <<Co by było, gdyby…>>.* Autorka książki „Jeszcze w zielone gramy” w głównej bohaterce nakreśliła obraz kobiety podobnej do każdej z nas, kobiety, której życiowe wybory były niejednokrotnie podyktowane doświadczeniami wczesnego dzieciństwa, wspomnieniami i uczuciami, które odciskały ślad w jej sercu. Edyta to kobieta, która popełnia błędy i walczy z wyrzutami sumienia, to kobieta pragnąca być matką, ale zmagająca się z pojawiającymi się na drodze przeszkodami. To kobieta silna, ale zarazem krucha, upadająca, ale i walcząca, kochająca, ale i nienawidząca, marząca ale i wątpiąca. W tej jednej osobie wiele z nas może odnaleźć samych siebie, możemy w bohaterce książki przejrzeć się jak w lustrze. Anna Niemczynow porusza wiele niezwykle trudnych, ale bliskich, szczególnie nam, kobietom spraw – temat adopcji, aborcji, miłości, zdrady, zaufania, ale przyjaźni i odpowiedzialności. A napisana jest w taki sposób, że od pierwszych stron wciąga nas w losy bohaterów tak, że ciężko się od niej oderwać, gdyż angażuje nas, skłania do przemyśleń i refleksji nad sobą i światem, w którym żyjemy. „Ponoć to, co się dzieje w naszym życiu, nie jest naszą winą, lecz naszą odpowiedzialnością. Nie możemy obwiniać nikogo ani niczego za rzeczywistość, w której żyjemy. Jedyne, co możemy zrobić, to zajrzeć w głąb siebie. Zaakceptować to, co tam jest, i pokochać. (…) „Jeszcze w zielone gramy”, choć życie nam (…) doskwiera. Że gramy w nim swoje role, naturszczycy bez suflera.”* Już jutro znajdziecie na naszym blogu praktyczne ćwiczenie - wskazówkę "Jak wybaczyć sobie?" Bądźcie z nami! *Fragment pochodzą z książki Anny H. Niemczynow "Jeszcze w zielone gramy", Wyd. Filia, 2021 POLECAMY:
ZNAJDŹ RÓWNOWAGĘ I BĄDŹ DLA SIEBIE DOBRAJak ogarnąć dietę i odzyskać spokój?Jagoda stojąc przed lustrem, codziennie przeżywa frustrację. Upatruje w swoim wyglądzie przyczyn wielu niepowodzeń. Gdybym miała węższą talię, szczuplejsze uda, gdyby moje ciało było jędrniejsze, gdyby na mojej twarzy nie było tylu zmarszczek… Wymieniać może bez końca. W poniedziałek patrząc krytycznie na swoje odbicie, uzmysłowiła sobie, że codziennie od lat pielęgnuje ten sam toksyczny rytuał. Przed laty oczywiście problemy były ciut inne. Wówczas nie było zmarszczek, ale… Od okresu dzieciństwa czyli od 40 lat swojego życia jest niezadowolona z wyglądu. A od czego to się zaczęło? Już jako kilkulatka słyszała różne krytyczne uwagi płynące czasami mimochodem, a czasami kierowane celowo przez matkę. Z reguły były to uszczypliwe żarty, ale sprawiające jej ogromny ból. Dzisiaj wie, że najprawdopodobniej nie spełniała wygórowanych oczekiwań osoby, która miała problem z własnym poczuciem wartości. Z czasem słowa matki stały się jej wewnętrznym głosem. Pogoń za pięknem i rozmiarem 36, a czasem nawet i 34 wywołuje u wielu osób lęk i wpędza w poczucie winy. A Ty, ile jesteś w stanie poświęcić dla rozmiaru XS? Czy poświęcisz swoje zdrowie psychiczne, zaryzykujesz rozwój zaburzeń odżywiania lub pogorszenie nastroju? Pamiętaj! „Jeśli kolejna <<cud metoda>> sprawia, że czujesz się zmęczona fizycznie i psychicznie, to znak, że wcale nie jest taka cudowna. Jeżeli twoja <<nowa dieta>> wywołuje lęk i wpędza cię w poczucie winy, nie jest zdrowa!”* Z wielu badań wynika, że ludzie są coraz bardziej niezadowoleni ze swojego wyglądu. W ciągu ostatnich 25 lat liczba osób niezadowolonych – podwoiła się. I prawidłowość ta dotyczy zarówno kobiet, jak i mężczyzn oraz – co jest dość zatrważające, w coraz większym stopniu także dzieci. Dla przykładu blisko 90% Polek z wyższym wykształceniem chciałoby poddać się operacji plastycznej, gdyby tylko miało takie możliwości. 2/3 chciałoby poprawić twarz, połowa – brzuch, co czwarta uda. Tylko 1/5 kobiet jest zadowolona z własnego ciała (dane z badań TNS OBOP). Jagoda dobiega pięćdziesiątki. Prawie wszystkie pieniądze, które mogłaby zaoszczędzić wydaje na siebie: zabiegi upiększające, kosmetyki, kremy, suplementy, masaże, zajęcia na siłowni. Mąż ciężko pracuje i nie zagląda do rachunków. A ona odwiedza kosmetyczkę przynajmniej dwa razy w miesiącu, raz w miesiącu dermatologa estetycznego, bo jak nie „wampirzy” lifting, to kwas hialuronowy, botoks, czy inna nowinka. Raz czoło, innym razem usta, kurze łapki, „chomiczki”. Jak zrobi jedno, to akurat trzeba powtórzyć zabieg na inną część twarzy, czy ciała. Bo to nietrwałe efekty, wystarczają na kilka miesięcy i jeśli dalej chce się wyglądać jak po zabiegu, trzeba go po prostu powtórzyć. W domu robi maseczki, samodzielnie: mikrodermabrazję, mezoterapię – wszystko za pomocą specjalistycznych urządzeń do stosowania w domu. Kremy na cellulit, na rozstępy, balsamy nawilżające. Każdego dnia coś. „Problemy z dietą i wagą to wierzchołek góry lodowej. Pod powierzchnią czai się całe mnóstwo niezdrowych przekonań o sobie i jedzeniu: <<Nie da się mnie takiej pokochać>>, <<Z tą nadwagą nie osiągnę sukcesów>>, <<Jestem uzależniona od cukru, muszę go unikać jak ognia>>, <<Tego mi nie wolno, bo jest tuczące>, <<Albo trzymam się rozpiski na 100%, albo porażka>> i wiele, wiele innych. Twoje myśli nieustająco krążą wokół jedzenia, a krytyczny wzrok biegnie w stronę lustra (…) Źródłem zaburzonej relacji z jedzeniem jest słaby kontakt ze sobą, niska samoocena, brak akceptacji siebie i swoich emocji. Na wymienione czynniki wpływają z kolei: rodzina, szkoła oraz media (czasopisma dla kobiet, telewizja, media społecznościowe). Promowanie określonego wzorca wyglądu kierowane jest szczególnie do kobiet.”* O ile w latach powojennych duży nacisk kładziono na standardy higieniczne, o tyle od lat 80 następuje koncentracja na standardach estetycznych. I nie chodzi tu bynajmniej o porównywanie się do innych ludzi, jacy nas otaczają, ale porównywanie się z wzorcem kreowanym przez media. Standardy windowane są coraz wyżej. Normalnie w populacji nie ma aż tak wielu pięknych kobiet czy przystojnych mężczyzn. Rozkład piękna jest rozkładem tzw. normalnym, podobnym do rozkładu inteligencji, więc tych pięknych – podobnie jak tych bardzo inteligentnych - jest w społeczeństwie zaledwie kilka procent. A tych wyjątkowo pięknych, podobnie jak geniuszy – zaledwie poniżej 1%. I to właśnie oni patrzą na nas z gazet, kolorowych magazynów, telewizji. Tylko oni wybierani są do reklam. Oni kreują „wzorzec”, dzięki nim każdy z nas wie, jak powinno się wyglądać. Wzorzec jest tak wyśrubowany, że praktycznie rzecz biorąc, prawie nikt nie może mu sprostać. Porównanie nas z „pięknymi” z góry skazane jest na klęskę, a przecież tak naprawdę cały sztab ludzi pracuje na to, aby tak pięknie wyglądali przez obiektywami. Programy komputerowe poprawiają wszelkie niedoskonałości. Nie możemy się z nimi równać i kiedy to robimy, doświadczamy frustracji, negatywnych uczuć, braku akceptacji dla swojego ciała. Badania przeprowadzone w Wielkiej Brytanii pokazują, że kilkadziesiąt procent kilkuletnich dziewczynek uważa, że są „za grube”. Nie mówią, że „są grube”, tylko, że są „za grube” – muszą więc porównywać się do jakiegoś wzorca, standardu. Stąd już krok od problemów z samoakceptacją, depresji, czy zaburzeń odżywiania. Czy w dzisiejszym świecie i w pogodni za pięknem można odnaleźć siebie? Odpowiedź na to pytanie można znaleźć w nowowydanej książce Agaty Głyda „Równowaga. Jak ogarnąć dietę i odzyskać spokój”, nad którą miałyśmy przyjemność objąć patronat medialny. Autorka – miedzy innymi psycholog i specjalista psychodietetyki napisała, że ten poradnik kieruje do tych osób, które chcą nawiązać lepszą relację ze sobą. Do tych, którzy chcą mniej stresować się jedzeniem. Nie ma w niej list ścisłych reguł, zakazów i nakazów. „Takie rozwiązania nie są skuteczne na dłużej. Zachęcam cię do szukania odpowiedzi w sobie, do czerpania z mądrości ciała i umysłu. Bycie dla siebie życzliwym to przede wszystkim odbudowanie zaufania do siebie. Zaufania, które zostało nadszarpnięte przez życie. Żaden ekspert od diet czy autorytet w dziedzinie psychologii nie zastąpi zasobów, które posiadasz. Nawet jeśli tego nie widzisz lub w to nie wierzysz. Przygotowałam dla ciebie zestaw ćwiczeń, które pomogą ci nawiązać kontakt ze sobą i sygnałami, jakie codziennie wysyła twoje ciało. Samodzielnie podejmiesz decyzję, czy z nich korzystać i w jaki sposób będziesz to robić. Zachęcam do częstego zatrzymywania się na poszczególnych rozdziałach książki i refleksji <<Czy te wskazówki są dla mnie pomocne? Czy pomogą mi zbudować lepsze relacje ze sobą i jedzeniem?>>”.* W książce „Równowaga” zostaje przedstawiona droga prowadząca do powstania kłopotów z jedzeniem, ale poznajemy też dzięki niej błędne koło odchudzania, żywieniowe fakty i mity oraz dowiadujemy się, dlaczego i jak zasada 80/20, intuicyjna antydieta i uważność w jedzeniu mogą pomóc nam w zrzuceniu nadprogramowych kilogramów. Autorka przypomina nam, na czym polegają zdrowe nawyki żywieniowe, ale przede wszystkim pokazuje, jak budować zdrową relację z sobą i swoim ciałem. Poszczególne rozdziały książki zawierają „karty pracy” z ćwiczeniami oraz miejscem do notowania. Agata Głyda zachęca do zapisywania swoich refleksji i odradza pośpiech. Poleca natomiast obserwację samego siebie, uważność bez surowego oceniania i krytykowania. Na zakończenie książki czeka nas miła niespodzianka w postaci przepisów na 7 dni. A my na zakończenie naszego postu proponujemy, abyście zastanowili się, dlaczego podjadacie między posiłkami. To jedna z największych przeszkód w odchudzaniu czy utrzymaniu stabilnej wagi. Jak pewnie każdy z nas wie, powodem sięgania po jedzenie powinien być wyłącznie głód fizjologiczny, a tak nie jest 😊 „Niestety, jemy również z wielu innych powodów, między innymi w celu poradzenia sobie z emocjami, które są skutkiem niezaspokojonych potrzeb.” Przeanalizujcie te „ukryte” powody sięgania po przekąski między posiłkami i rozpoznajcie emocje, która Wam towarzyszą. Z pewnością zrozumiecie, czego naprawdę potrzebujecie. Autorka w książce prezentuje pomocną listę, którą przygotowałyśmy dla Was w formie PDF, możecie ją pobrać, wydrukować i na przykład powiesić na lodowce 😊 Do pobrania i wydrukowania :)
*Fragmenty pochodzą z A. Głyda "Równowaga. Jak ogarnąć dietę i odzyskać spokój", Wyd. Publicat, 2021 POLECAMY:
POLECAMY:
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|