TO NIE JEST TAKIE ZŁE Agresja dzieci młodzieży. Znieczulający wpływ telewizji „Po kilku minutach spojrzałem przypadkowo na syna i zobaczyłem, że łzy spływają mu po twarzy. Patrząc na chłopca, odczułem przestrach i wzburzenie, gdyż uprzytomniłem sobie, co się ze mną stało. Czy do tego stopnia uległem znieczuleniu…” Tymi słowami Eliot Aronson wspomina historię ze swojego życia, gdy będąc młodym ojcem, uświadomił sobie, że stał się obojętny wobec ludzkiej brutalności. Widząc dziecko płaczące po usłyszeniu w telewizji o tragedii, zdał sobie sprawę, jak bardzo stał się nieczuły. Dlaczego? Ponieważ ilość informacji dotyczących morderstw, gwałtów, rozbojów spowodowała, że uodpornił się na zło, które go otaczało.
Czy nas poruszają informacje o ludzkich tragediach, o których codziennie słyszymy w mediach? Wydaje nam się, że stajemy się, podobnie jak Aronson, uodpornieni. Również dzieci stykające się ze złem na ekranie, stają się w pewnym momencie obojętne wobec agresji. A wchodząc w okres dorastania, w którym mają wiele powodów do frustracji, agresja staje się ich sposobem na przetrwanie. Pisałyśmy o tym w poście „Dlaczego tak się zachowujesz?” Według Eliota Aronsona, przemoc w środkach masowego przekazu wpływa na agresywność widzów miedzy innymi poprzez osłabianie wyuczonego wcześniej hamowania brutalnego zachowania – „skoro inni tak robią, dlaczego ja nie mógłbym.” Ponadto, media dostarczają wzorów zachowań –„tak to się robi”. Poza tym oglądanie wielu aktów przemocy redukuje wrażliwość, współczucie, wstręt, przerażenie, w związku z czym stajemy się obojętni wobec agresji i łatwiej jest nam zachować się w ten sposób „to nie jest takie złe”. POWIĄZANE POSTY: Diametralnie inne zakończenie Dlaczego tak się zachowujesz?
0 Komentarze
DIAMETRALNIE INNE ZAKOŃCZENIE Agresja obronna Bezradna mama przyprowadziła do mnie Ignasia. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Drobny czwartoklasista w drucianych okularkach sprawiał wrażenie bezproblemowego dziesięciolatka. Było niestety inaczej. To „chucherko” musiało być odbierane ze szkoły po dwóch, maksymalnie trzech lekcjach, gdyż w opinii nauczycieli stanowiło zagrożenie dla kolegów. Mama była dzień w dzień zawiadamiana przez nauczycieli o negatywnych zachowaniach Ignasia i zmuszana do odbioru dziecka ze szkoły. Do dzisiejszego dnia nie potrafię zrozumieć bezradności tych pedagogów. Mama w przeciwieństwie do nich nie chciała być bezradna i szukała pomocy. Ta historia sprzed kilkunastu lat przypomniała mi się teraz podczas czytania książki Jodi Picoult „Dziewiętnaście minut”. Ignasia wówczas wzięłam w swoje psychologiczne ręce i wkrótce zrozumiałam, iż ten niezwykle inteligentny, o dużej wrażliwości emocjonalnej chłopiec prezentuje postawę agresji obronnej. Nie była to oczywiście obrona wobec realnego zagrożenia. Była to tzw. obrona wyprzedzająca. Trudne doświadczenie nauczyło chłopca, iż bezpieczniej jest wejść w rolę agresora, aniżeli znów stać się ofiarą. Ignaś w otoczeniu widział potencjalne źródło zagrożenia, bez żadnego racjonalnego powodu był agresywny w stosunku do swoich rówieśników. Dzieci omijały go szerokim łukiem, ale on bez problemu znajdował do nich drogę… Obawiał się bycia ponownie ofiarą i wolał atakować na wypadek, aby ktoś go nie uprzedził. Nic w życiu nie dzieje się przez przypadek. Ignaś przed pójściem do pierwszej klasy wpadł pod samochód. Kiedy jego rówieśnicy przekraczali po raz pierwszy próg szkoły, integrowali się w zespole klasowym, on w domu poddawany był żmudnej rehabilitacji. Upragniona chwila dołączenia do zespołu klasowego była niestety bolesna. Był nowym, kimś spoza grona, kimś kto mógł stać się kozłem ofiarny. I tak się stało. Stał poza grupą, był popychany, ignorowany. Rodzice widzieli szansę wyjścia z tej sytuacji. Nadzieję wiązali z przeprowadzką do innego miasta, ale ta pękła jak bańka mydlana. Scenariusz lubi się w życiu powtarzać. Ignaś ponownie był nowym, ponownie stał się kozłem ofiarnym. I tu należy zadać sobie pytanie o granicę ludzkiej wytrzymałości. Jodi Picoult w swojej książce pyta: „Ile ciosów jest w stanie znieść człowiek, zanim zostanie zredukowany do zera?” Ile można było Ignasia ranić, upokarzać, drwić z niego i krytykować? Ignaś nie chciał być zredukowany do zera i wszedł w rolę agresora. Ciężko było z tej roli wyjść. Dawała mu - choć trudno w to uwierzyć - złudne poczucie bezpieczeństwa. Stanowiła tarczę obronną. Z tego zaklętego kręgu nie wydostałby się, gdyby nie prawdziwa tarcza obronna, którą stanowiła rodzina. Rodzice nie zostawili Ignasia samego z problemem. Podjęli szereg kroków. Zwrócili się o pomoc do psychologa, za moją namową (nie było innego wyjścia) przenieśli go do kolejnej szkoły, w której nauczyciele umieli postawić granice i kształtować właściwe postawy. Rodzice nie szukali przyczyn zachowania chłopca jedynie wśród rówieśników. Zaczęli sami pracować nad zmianą swojego zachowania. Mama uczęszczała na zajęcia Szkoły dla Rodziców, na której zrozumiała między innymi jak ważna w wychowaniu jest konsekwencja. Pomagali chłopcu uwolnić się z roli ofiary. Pamiętam, że ojciec czuwał nad nadopiekuńczą matką (a kto by taką nie był w takiej sytuacji?), aby każdego dnia kształtować u Ignasiu postawę odpowiedzialności i samodzielności. Dzięki wsparciu rodziny, jej miłości, bezwarunkowej akceptacji i konsekwencji Ignaś odnalazł prawdziwe poczucie bezpieczeństwa. Odnalazł swoje prawdziwe oblicze, dostrzegł swój potencjał i ruszył odważnie w dorosłe życie.
Nie było to łatwa droga. To był proces długi i mozolny. Diametralnie inny finał kreśli na stronach swojej powieści Picoult. Lekturę tę polecam szczególnie wychowawcom i rodzicom, tym wszystkim, którzy są odpowiedzialni za kształtowanie postaw młodych ludzi. Agresja różne ma imię, różne są jej przyczyny. Szkoda, że mało mówi się o przyczynach agresji obronnej. Myślę, że gdybyśmy o tym wiedzieli jako rodzice i nauczyciele, nie popełnialibyśmy wielu błędów. Sądzę, że zdając sobie sprawę z konsekwencji naciągania struny, ważylibyśmy słowa, zastanawialibyśmy się nad swoim zachowaniem wobec dzieci, które są ludźmi i tak jak i my mają swoją godność. *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. **Tekst ukazał się na blogu w 2015 roku. POWIĄZANE POSTY: Dlaczego tak się zachowujesz Ucieczka Agnieszki DLACZEGO TAK SIĘ ZACHOWUJESZ?Agresja nastolatków Klara, Michał i Bruno. Rodzice tej trójki spotkali się na zajęciach Szkoły dla Rodziców, gdzie zostali skierowani przez nauczycieli. Powodem była agresja ich dzieci, a właściwie to już młodzieży, bo uczniów gimnazjum. Wszyscy oni zachowywali się agresywnie, natomiast każde zachowanie miało inna formę, a przyczyny tych zachowań też były bardzo różne. Rodzice Klary byli ludźmi wykształconymi. Znani i cenieni prawnicy. Na brak pracy i pieniędzy nie narzekali, ale wiedzieli, że o własny interes należy dbać. Dlatego też mama dziewczynki wkrótce po urodzeniu wynajęła nianię, która zajęła się dzieckiem. W trzeciej klasie Klara była na tyle samodzielna, że wracała do domu sama i potrafiła, jak mówili rodzice, zagospodarować sobie czas. Zawsze zadbana, modnie ubrana, spędzająca wakacje na obozach zagranicznych z najwyższej półki, ucząca się dwóch języków obcych. Dzięki takiej pracy, jaką mieli, mogli dziecku zapewnić, jak mawiali, wszystko i dać dobry start w dorosłe życie. Michał od przedszkola odstawał od grupy rówieśników. W zasadzie w niczym, jak mawiała jego mama, nie był dobry (o zgrozo, jeżeli matka tak postrzega własne dziecko). Michał nie grzeszył inteligencją, a i sport nie był jego mocna stroną. Czytać nie lubił, a zainteresowań nie miał. Bruno. Cichy, spokojny. Wychowywany przez babcię. Rodzice rozstali się, gdy miał roczek , ojciec nie utrzymywał z nim kontaktu, a mama zmarła, gdy kończył piąta klasę. Babcia stawała na głowie, by zapewnić chłopcu dach nad głową, by nie chodził brudny i głodny. Do czasu doceniał te starania i był wpatrzony w ukochaną babcię. Ale tylko do czasu… U Klary niepożądane zachowania pojawiły się pod koniec pierwszej klasy gimnazjum. Wciąż szukała powodu do zaczepki, do zranienia innych. Wciąż snuła intrygi. Robiła wszystko, by skrzywdzić koleżanki i kolegów. Skłócała ze sobą Bogu ducha winnych ludzi. Plotki, wymyślane historie doprowadziły dwie dziewczynki do załamania nerwowego, a ona miała z tego satysfakcję. W szkole podstawowej Michał był cichy i spokojny. Natomiast problemy zaczęły się, gdy skończył czternaście lat. Rodzice nie rozumieli, co zaczęło się z nim złego dziać. Uważali, że to kwestia nieodpowiedniego środowiska. Michał był inicjatorem tak zwanych ustawek. Zastraszał kolegów i koleżanki. Nauczycieli byli przekonani, że po interwencji policji chłopiec opamięta się. Okazało się, że to było tylko wzmocnienie dla jego niepożądanych zachowań. Poczuł się w tym momencie bohaterem, o którym mówiła cała szkoła. Tylko do czasu dach nad głową, babcia czekająca z ciepłym obiadem i schludne ubranie były dla Bruna wystarczające. Gdy skończył szesnaście lat i zaczął obracać się w wśród rówieśników z iPhonami i iPadami, to, co do tej pory cenił, przestało mu wystarczać. Babci mało serce nie pękło, gdy dowiedziała się, że pobił chłopca, któremu chciał ukraść pieniądze i telefon. Powodów, dla których młody człowiek zachowuje się agresywnie jest wiele. To temat rzeka. Cztery podstawowe przyczyny to:
1. Frustracja wynikająca z niezaspokojenia potrzeb. Klara miała zaspokojonych wiele potrzeb, ale brakowało jej miłości, akceptacji, zrozumienia, poczucia przynależności. 2. Chęć uzyskania korzyści materialnych. Agresja Bruna była agresją instrumentalną. Pobicie chłopca nie było celem samym w sobie. Pobił, by ukraść telefon, który w jego mniemaniu mógłby dowartościować go w oczach kolegów. 3. Potrzeba podniesienia pozycji społecznej. Michał był osobą mającą bardzo niskie poczucie wartości. Chciał być doceniany, ale nie miał predyspozycji i chęci, by zdobyć uznanie. To wymagałoby od niego wysiłku, a była łatwiejsza droga do tego, by zaczęto o nim mówić, by czuł się jak bohater. 4. Obrona siebie i innych. Temu tematowi poświęcimy jutrzejszy post. Klara, Michał i Bruno, jak wielu ich rówieśników zachowywali się agresywnie, gdyż czegoś w ich życiu zabrakło, ktoś popełnił jakiś błąd. Wielu rodziców nie dostrzega tego, że agresja ich dzieci jest między innymi efektem braku czasu, błędów w komunikacji, braku konsekwencji w wychowaniu, pozbawiania autorytetów oraz wpływu środków masowego przekazu i Internetu. Nic nie dzieje się bez przyczyny, dlatego warto pamiętać, iż rodzice, którzy nie stawiają dzieciom granic, którzy nie są rodzicami, tylko kumplami, mogą swoją postawą wyrządzić dziecku wielką krzywdę. W momencie bowiem, gdy w jego życiu pojawią się problemy i kłopoty, gdy zacznie dostrzegać wokół siebie w wieku nastu lat świat w całym wymiarze, nie tylko tym pozytywnym, może obwinić właśnie rodziców za swoją bezradność, a jedyną jego bronią przeciw codziennym przeciwnościom będzie agresja. Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. POWIĄZANE POSTY: Bądź najlepszy A gdyby jego losy... WSZYSTKO MA SWÓJ CZASPrzypadek Genie. Okresy sensytywne. "Dzikie dzieci"Ponad 10 lat spędziła sama zamknięta w małym pokoju. Genie, bo taki pseudonim nadali jej naukowcy, była zmuszona przez ojca do życia w prawie całkowitej izolacji od świata od czasu, gdy skończyła 20 miesięcy. Urodziła się 1957 roku w Kalifornii. A uwolniona została w 1970 roku, gdy skończyła 13 lat. Gdy ją odnaleziono: nie potrafiła przełykać stałych pokarmów, bo raz dziennie ojciec karmił ją płynnym pokarmem. Miała niedowagę, w wieku 13 lat wyglądała na 6-7 lat, ważyła 26 kg. Nie potrafiła mówić, ojciec bił ją za każdy wydany dźwięk (np. z bólu, czy z głodu). Chciał, by w domu panowała całkowita cisza, był wyczulony na dźwięki. Gdy przychodził do pokoju raz w ciągu dnia nie odzywał się do niej, czasem warczał i wył jak pies. To był dla dziewczynki jedyny kontakt z człowiekiem. Przywiązywał ją tak, że mogła ruszać jedynie stopami, dłońmi i głową. A nocą krępował czymś w rodzaju kaftanu bezpieczeństwa i umieszczał w łóżeczku zabezpieczonym metalową siatką. Okno w niewielkim pokoju było zasłonięte folią. Genie po uwolnieniu nie mogła skupić wzorku na odległość większą niż 3m, czyli rozmiar jej pokoju. Ledwo stała na nogach, poruszała się dziwnie, ręce miała przykurczone jak u królika. Ojciec spowodował, że przypominała bardziej zwierzę niż człowieka. Sam powiesił się w dniu, w którym miał stanąć przed sądem za znęcanie się nad dzieckiem. Zostawił karteczkę „Świat tego nigdy nie zrozumie”. Jako powód umieszczenia Genie samej w pokoju było jakoby jej opóźnienie umysłowe. Genie jest chyba najsławniejszym przypadkiem „dzikiego dziecka”, jej historię uznano za najokrutniejszy przypadek znęcania się nad dzieckiem. Po jej uwolnieniu prowadzony był projekt badawczy, masa lekarzy, lingwistów, psychologów i innych specjalistów interesowała się dziewczynką. Naukowcy kłócili się, kto ma zająć się analizą tego przypadku, każdy próbował coś ugrać dla siebie. A potem projekt zawieszono. Genie tułała się po wielu rodzinach zastępczych. Kilka lat temu ABC News odnalazło Genie w zamkniętym ośrodku dla umysłowo chorych w Południowej Karolinie. Podobno posługuje się tylko kilkoma słowami, głównie językiem migowym. Dlaczego opisujemy teraz ten przypadek? Tak, jest drastyczny i rzeczywiście w tragiczny sposób opisuje wiele zjawisk z zakresu rozwoju człowieka. M.in. pokazuje do czego prowadzi brak możliwości obserwowania dobrych wzorców zachowania, bo przecież jako małe dzieci uczymy się przez naśladownictwo i modelowanie. U Genie chodziło o zupełnie podstawowe sprawy jak np. nauka języka. W codziennym życiu nawet nie zdajemy sobie sprawy jak działają nasze automatyzmy. Jeśli dziecko słyszy dźwięki w otoczeniu to one stymulują je do wydawania własnych, tak uczymy się mowy. Ale od rodziców i osób znaczacych uczymy się przecież nie tylko mowy, ale wielu ważnych rzeczy - pisałyśmy już o tym w poście „Rób to, co Ci mówię!”
Przypadek Genie pokazuje także, że wszystko ma swój czas. Genie nie nauczyła się mówić tak jak zwykli ludzie, jej mowa była uproszczona, ograniczona, dziewczynka miała problemy z jej opanowaniem. E. Lenneberg stworzył hipotezę, według której każdy człowiek przechodzi w rozwoju przez „okres krytyczny”, gdy zdolny jest przyswoić sobie język z niezwykłą łatwością. Gdy okres ten mija (do ok. 12 roku życia) traci swoją szansę na zawsze. Powiecie, ciekawa hipoteza, ale jak ma się ona do naszego życia? Otóż takie okresy szczególnej wrażliwości nie dotyczą tylko nauki mowy, ale także np. czytania, myślenia przyczynowo-skutkowego oraz porządku, uczciwości, pracowitości i wielu innych. F. Corominas* nazwał je „okresami sensytywnymi w rozwoju” (lub inaczej okresami szczególnej wrażliwości). To fazy w rozwoju dzieci, w których są one szczególnie zdolne do tego, by rozwinąć konkretną funkcję (dotyczącą ciała, umysłu lub woli)*. Np. okres sensytywny dla "porządku" to 0,5 do 5 lat, a dla "uczciwości" od 3 do 9 lat. Nie oznacza to bynajmniej, że jeśli nie opanujemy „posłuszeństwa”, czy „pracowitości” w okresie sensytywnym, to nie opanujemy ich w ogóle. Możemy je próbować wypracować później, ale będzie to od nas wymagało bardzo dużego wysiłku. A niektórych funkcji, jak np. mowy, języka nie uda się nigdy opanować w stopniu choćby dobrym. Bo "wszystko ma swój czas"... Okresom sensytywnym poświęcimy w styczniu jeden z naszych tekstów. * F. Corominas „Wychowywać dziś”, 2006 Dziękujemy za inspirację Pani Ewie Szumilewicz. LISTA ZDARZEŃ WYWOŁUJĄCYCH |
|