KLUCZ DO INNEGO ŚWIATA Konsekwencje niskiego poczucia wartości Marianna zapaliła światło, ściągnęła prochowiec, ale wciąż w jej uszach brzmiały słowa Wioli. Koleżanka ze szkolnej ławy, będąc przejazdem w Warszawie, przypadkowo „wpadła” na Starówce na Manię. Oczom nie mogła uwierzyć. Z niedowierzaniem patrzyła tak jakby zobaczyła ducha. „Mania! To Ty? Niewiarygodne!” Wyraz jej oczu i słowa zdziwienia od rana nie dawały Mariannie spokoju. Siadając teraz w fotelu, ze smutkiem rozejrzała się po swoim przytulnym mieszkanku. Wiedziała, że niejeden oddałby wiele, by mieć tak piękne gniazdko. Ale nie ona. Zamieniłaby je, gdyby tylko mogła… Ile to już lat minęło od czasu, gdy rozstała się z koleżankami ze szkoły? Czasami zastanawiała się, jak ułożyły sobie życie, ale nie tęskniła do spotkań. Tamten czas chciała odciąć grubą kreską. Ciągle uciekała od wspomnień. Wtedy, gdy była dzieckiem sposobem na odcięcie się od tego, czego się wstydziła, były marzenia. Wizja, którą roztaczała przez lata przed sobą dodawała jej motywacji do działania. Tak bardzo pragnęła, aby było inaczej. I gdyby ktoś zobaczył jej obecne życie, podobnie jak Wiola otworzyłby oczy ze zdziwienia i uważałby, że dokonała cudów. Faktycznie, nie trzeba było być bacznym obserwatorem, by zauważyć metamorfozę. Z zahukanej chudziutkiej, ubranej w przypadkowe ciuszki dziewczynki, zamieniła się w piękną elegancko ubraną kobietę, która pięła się po szczeblach kariery, otaczała się luksusowymi przedmiotami, ale brakowało jej tego najważniejszego… To wszystko, co posiadała miało być tylko narzędziem, środkiem prowadzącym do celu. Ale chyba zagubiła się na tej drodze. Pamiętam doskonale Mariannę, pomimo że minęło wiele lat od kiedy pojawiła się w moim gabinecie. Życzenia na święta, ciepły SMS od czasu do czasu przypominają mi nasze rozmowy. Pamiętam jak ciężko jej było nieść brzemię samotności. Stoczyła wielką walkę, zanim poprosiła o pomoc. Osoba, która odznaczała się wielką determinacją i odwagą w podążaniu do obranego celu, perfekcjonistka w każdym calu, kobieta niezwykle inteligentna, ale nieumiejąca z własnej perspektywy dostrzec, gdzie leżał klucz do szczęścia, po który tylko należało sięgnąć. Marianna wychowała się w rodzinie, o której mówi się, że jest patologiczna. Alkohol, bieda, ciągłe kłótnie. Pamięta jak kiedyś oglądając jako dziecko serial, w którym rodzina wiodła sielskie i anielskie życie, zapragnęła, by taką w przyszłości stworzyć. Pragnęła z całych sił spotkać człowieka, który by ją pokochał. Ale wciąż dręczyło ją pytanie: czy ja na to zasługuję? To pytanie zadawała sobie każdego dnia, widząc pogardę ze strony kolegów i koleżanek. Doskonale widziała, że jest inna. Wstydziła się rodziców, swojego domu, wstydziła się siebie… Ale jej atutem było to, że wiedziała, czego chce. Pragnęła miłości i życia w innym świecie. Ten inny świat stanął przed nią otworem. Praca, ciężka praca połączona z nauką stały się trampoliną do lepszego życia. Pamięta nieprzespane noce, pustą lodówkę, ale każdy grosz, który zarobiła i oglądała ze wszystkich stron, zaprocentował. Skończyła studia, podjęła pracę i tak się potoczyło. Ale w tym życiu zabrakło kogoś, kogo tak bardzo pragnęła i za kim tęskniła. Kogoś, kto by ją pokochał, zaakceptował, podziwiał i z kim stworzyłaby tak inną rodzinę od tej, w której przyszło jej się wychowywać. Gdzie tkwił problem Marianny? W pogoni za szczęściem szukała tego kogoś, kto wynagrodziłby jej wszystkie dotychczasowe lata. Dla tego jedynego była gotowa na wszystko, wiedziała, że pokochałaby go całym sercem. Była tak bardzo spragniona kochania i bycia kochaną. Niestety nie zdawała sobie sprawy, że oczekuje, aby ktoś dostrzegł coś, czego ona sama nie widziała i nie czuła. Marianna przez te wszystkie lata nie nauczyła się kochać samej siebie. Osiągnęła wiele, ale nie była szczęśliwa, spełniona, usatysfakcjonowana. Bił z niej smutek. Zainwestowała w siebie, ale nie czuła się atrakcyjna i wartościowa. I pomimo wszelkich walorów nie pociągała mężczyzn. Pragnęła stworzyć relację, ale nie zdawała sobie sprawy, że najpierw musi zadbać o zbudowanie zdrowego poczucia własnej wartości. Musi uwierzyć w swoją wartość, by ktoś ją mógł dostrzec. Osoby, takie jak Marianna, o niskim poczucia własnej wartości mogą mieć problemy w tworzeniu bliskich relacji. Nie uważają się za wartościowe, dostatecznie dobre osoby, postrzegają siebie nieadekwatnie, nie potrafią w pełni zaakceptować i pokochać siebie, w związku z tym nie wierzą, że ktoś inny byłby w stanie wybrać je na życiowego partnera i byłby w stanie szczerze i prawdziwie je pokochać. Jeśli uda im się znaleźć taką osobę, zaczną niszczyć – często nieświadomie – ich więź. Jeśli te zachowania nie doprowadzą do rozstania, to np. doprowadzą do toksycznego związku, w którym paradoksalnie osoba o niskim poczucia wartości, będzie postrzegana tak jak sama o sobie wewnętrznie myśli. Dzisiaj Marianna jest szczęśliwa żoną i matką uroczych bliźniczek. Pracuje, zajmuje się domem, ma wspaniałego męża, który ją podziwia każdego dnia i jest z niej dumny. A ona nie wstydzi się, skąd pochodzi, bo historia jej drogi do lepszego życia jest jej wizytówką i powodem do dumy. Pokochała siebie. Dostrzegła w sobie to, czego nie widziała przez lata. Ma cudowną rodzinę, ale ma też w sobie niezwykłą moc i wiarę, że razem mogą wszystko. Wie, że wspaniałą kobietą – silną, mądrą, doświadczoną, która umie nie tylko marzyć, ale i je realizować. Jeżeli masz niskie poczucie wartości, problem w tworzeniu bliskich relacji, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
COŚ WE MNIE PĘKŁOAsertywność. Granice. Miłość do samego siebieInaczej wyobrażała sobie Święta. Gosia miała żal do męża. Znowu postawił na swoim. Dlaczego ona i dzieci muszą cierpieć? Nie potrafiła pojąć, jak mężczyzna, który świata poza nią nie widział, mając to, czego tak bardzo pragnął, przestał to doceniać. Bogusię oglądając wieczorem film, przeszedł dreszcz. Zdrady, zdrady, wszędzie zdrady. Są tematem przewodnim książek, filmów, seriali… A może to ona zaczęła ostatnio częściej myśleć o niewierności mężczyzn i tym samym ukierunkowuje uwagę na ten temat. W Marku zaczęło coś pękać. Coraz bardziej przemęczony, sfrustrowany, dający się wszystkim bez reszty. W zasadzie nigdy nie widział w tym nic dziwnego. Dlaczego teraz przystanął i zastanawia się nad sobą? Gdy Gosia poznała swojego przyszłego męża, wiedziała, że jest po rozwodzie, że ma córeczkę, którą kocha nad życie. Nie stanowiło to dla niej problemu. Wręcz przeciwnie, widząc, że jest dobrym ojcem, wiedziała tym samym, że jest dobrym i odpowiedzialnym człowiekiem. Gdy zaczęli myśleć o wspólnej przyszłości, nie wyobrażała sobie, by mogła zabronić mu kontaktów z córką. Widziała, że jest wolnym mężczyzną, ale ma zobowiązania wobec dziecka. Bogusia ceniła w mężu jego empatię. Zawsze wrażliwy na potrzeby wszystkich wokół. Zanim ktokolwiek poprosił o pomoc, już wyciągał pomocną dłoń. Miał złote serce. Ale ostatnio koleżanki zaczęły zwracać uwagę, że powinna być bardziej czujna. „On z dobrego serca wszystkim pomaga, a baby tylko czekają, by znaleźć pretekst i faceta uwieźć… Ty to głupia i naiwna jesteś” - słyszała. Marek rano zawoził dzieci do przedszkola, potem pędził do pracy. Po pracy po dzieci, zakupy, obiad. Taki mieli układ. Żona rozwijała się naukowo. Był z niej dumny i wiedział, że musi mieć spokój. I tak cud, że urodziła w międzyczasie dziewczynki. Cuda się zdarzają, nie dość, że zaszła w ciążę, pomimo tego, że odkładała to wciąż na później, to na dodatek zdarzyło się podwójne szczęście - bliźniaczki. Gosia, Bogusia i Marek. Trzy osoby, które nie umiały zadbać o własne granice. Widziały innych i ich potrzeby, nie widząc swoich. Zawsze stawiały innych ponad swoje dobro. Gdyby nie przyjaciele, koleżanki, terapeuta, nie wiadomo jak daleko by zaszli.
Gosia nie tylko akceptowała to, że mąż co drugi weekend spędzał z córką, ale zaczęła również akceptować to, że zaczął w pewnym momencie zaniedbywać ich wspólne dzieci. Oczywiście szalał z radości, gdy urodził się pierwszy, a potem drugi synek, ale później zachowywał się tak, jakby chciał wynagrodzić córce fakt posiadania innych dzieci. Córka stała się dla niego pępkiem świata. Pewnie dlatego, że nie docenia się w życiu tego, co ma się na wyciągniecie ręki. To, co się ma na co dzień, nie jest dla nas tak cenne jak to, czego nie mamy. Dlatego pewnie, gdy nastolatka zaproponowała, by wspólnie wyjechali w Święta na Wyspy Kanaryjskie, nie zastanawiał się długo, nie pomyślał o żonie i dzieciach. Po policzku Gosi popłynęły łzy, gdy koleżanki w pracy opowiadały o rodzinnych Świętach… Nie tak wyobrażała sobie tę Wielkanoc. Tego dnia Bogusia miała potwornie stresujący dzień w pracy. Marzyła, by wreszcie wrócić do domu. Chyba stres spowodował, że rozwinęła się jakaś infekcja. Nie weszła po drodze nawet do apteki, tylko co sił biegła do domu. Chciała przytulić się do męża. Wiedziała, że zadba o nią i kupi wszystko, co ona potrzebuje. Przekraczając próg domu, odebrała smsa – „Kochanie, nie czekaj z obiadem”. „Potem Ci wszystko wyjaśnię”- usłyszała, gdy zadzwoniła, informując o swoim fatalnym samopoczuciu zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Mąż przejął się bardzo, ale wytłumaczył, że musi pomóc żonie przyjaciela, który jest za granicą, a jej po raz n-ty w tym miesiącu coś się znowu zepsuło… W Marku coś zaczynało pękać. Był potwornie przemęczony. W pracy podczas rozmowy z coachem usłyszał, że musi znaleźć chwilę dla siebie. Gdy powiedział żonie, że chce dla równowagi psychicznej pomyśleć o sobie i swoich potrzebach i chciałby raz w tygodniu chodzić na basen, poczuł się, jakby prosił o rzecz niemożliwą do zdobycia. A przecież chciał tak niewiele. Musi coś robić dla siebie, bo zwariuje. Żyje w ciągłym tempie i ze słowami wciąż brzmiącymi w głowie: muszę, muszę, muszę… Umiejętność postawienia granic, to dla niektórych osób sztuka. Nie stawiają ich, bo nie chcą zrobić przykrości, nie chcą być egoistami, nie chcą stracić sympatii, miłości, szacunku. Wiele osób nie chce przyznać się przed sobą, że pewnych sytuacji nie akceptuje. Przecież nie mogę być zazdrosna, nie mogę nie ufać, nie mogę być zaborcza, nie mogę zabraniać, nie powinienem, nie wypada, nie przystało… A gdzie w tym wszystkim są oni? Ludzie, którzy też mają swoje prawa, potrzeby, uczucia. Zapomnieli o sobie, nie wiedzą nawet, gdzie postawić własne granice, bo są tylko przyzwyczajeni do naginania swojego życia do życia innych ludzi. Dopiero od znajomych, przyjaciół, psychologa usłyszeli słowa brzmiące rożnie, ale mające ten sam sens: „Miłość bliźniego zaczyna się od miłości własnej”. Jeżeli sami nie będziecie siebie szanować, nikt Was nie uszanuje. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.
POLECAMY:
NIEŚWIADOME PRAGNIENIA Lęki mężczyzn „Jak mogłeś podpisać tak niekorzystną umowę?” – słyszy Kamil od swojej żony. Następnego dnia Zosia zarzuca: „Jak możesz nie znaleźć tego adresu, po co Ci ten GPS, skoro nie umiesz z niego korzystać?”. Kolejnego dnia: „Nie podpisałeś tego kontraktu? Przecież mówiłeś, że masz go prawie w kieszeni. Ale kiedy ostatnio Ci się udało…”, „Znowu nie wiesz, gdzie zostawiłeś klucze?”, „Dlaczego nie zapłaciłeś w terminie?” Podcinane skrzydeł każdego dnia, pomalutku, ale metodycznie. A gdyby Zosia wiedziała, że największym ukrytym lękiem mężczyzn jest porażka! Boją się, że po prostu mogą wyjść na głupich. Nienawidzą tego uczucia bardziej niż wszystkich innych. „Nienawidzą” jest nawet zbyt słabym określeniem. Mężczyźni oceniają świat z punktu widzenia zwycięzcy, patrzą na świat z perspektywy podboju i czują się upokorzeni, gdy tym zwycięzcą nie są, gdy coś im się nie udaje, gdy potrzebują czyjejś pomocy. Czują się fatalnie, jeśli ocenia się ich jako nieudaczników. A jeszcze wyjść na głupka przy kobiecie to dramat, chcieliby wówczas zapaść się pod ziemię. Będą więc czynić wszystko, by nie wydawać się głupimi. Czy teraz dziwisz się Kamilowi, który codziennie słysząc od Zosi raniące go do żywego słowa, zaczął marzyć o zmianie żony na młodą dwudziesto-kilkulatkę? Zaczął marzyć o kimś, kto z uwielbieniem „machałaby rzęsami” patrząc z podziwem na niego i jego dokonania. Kto zachwycałaby się jego „podbojami”, a tak szczerze potrafią tylko dziewczyny młodsze o 10-20 lat. Może więc nie zawsze jest tak, że „wymiana na młodszy model” wynika z kryzysu wieku średniego u mężczyzn, czy z chęci podążania za młodym ciałem? Może czasami możemy ranić do żywego nie wiedząc o tym? Kamil zaczął nawet radzić młodszym kolegom w pracy, żeby ich przyszłe żony były dużo młodsze i może z mniejszych miejscowości, wówczas mężczyzna z wielkiego miasta i jego dokonania od razu były dla nich o wiele cenniejsze i budziłyby większy podziw. Przy nich będą czuli się zwycięzcami! A o to przecież im chodzi, choć nie zawsze umieją to nazwać. A my często z mężami postępujemy tak jak z dziećmi: jak robią dobrze swoje – nie mówimy nic, a odzywamy się z negatywnymi komentarzami, gdy pojawiają się zachowania trudne do zaakceptowania przez nas. A przecież „pochwał” powinno być dużo więcej niż złych ocen. Jak na co dzień doceniamy naszych „wojowników”? Albo przynajmniej, czy nie robimy z nich „głupków” i nieudaczników? Czy wiemy, że największe ukryte nieuświadomione pragnienia mężczyzn, opisane w ”Dzikości serca” to:
Gdyby tylko Zosia to wszystko wiedziała, gdyby mogła wspierać Kamila w tych jego nieświadomych pragnieniach. Nie wściekać się na jego awanturę w sklepie (bo przecież to była jego „bitwa”), nie krytykować jego wyjazdu z kolegami na skałki (bo to przecież przygoda) i czasami pokazać swoją słabość, aby Kamil mógł okazać swą zaradność i opiekuńczość. Być dla niego Piękną, którą wówczas mógłby ratować z różnych opresji codzienności.
Serce Pięknej jednak przepełniają inne pragnienia i lęki, których nie zawsze ona sama jest świadoma. My na przykład w głębi najbardziej boimy się odrzucenia, a nade wszystko – opuszczenia! I ten lęk nas determinuje. Och, gdyby „instrukcja obsługi” mężczyzny i kobiety mogłaby być tak prosta! Aż tak prosto nie jest, czynników jest wiele, ale pomyślenie w kategoriach głębokich, atawistycznych wręcz pragnień, może dać nam nowe spojrzenie na wiele spraw. Kobiety mówią dziś, że „prawdziwych facetów” już nie ma. Faktycznie mówi się o kryzysie męskości, ale np. wychowujemy teraz chłopców i młodych mężczyzn zupełnie inaczej, zaprzeczamy ich wewnętrznym pragnieniom i oni sami mają wówczas problem z odkryciem swojej „męskości”, ale to szeroki temat na zupełnie inny post.
POLECAMY:
JAK KWIATY PO DESZCZUAkceptacja„Jestem ważna, ukochana i wówczas rozwijam skrzydła”. To zdanie wypowiedziane przez Ilonę Ostrowską, jedną z polskich aktorek, usłyszałam parę lat temu. Chwyciłam od razu kawałek kartki i je zapisałam. Aktorka wypowiedziała te słowa, opowiadając o stosunku do niej reżysera Wojciecha Adamczyka. Jak jak wynikało z jej wypowiedzi - będąc docenianą i dowartościowywaną - była w stanie wykorzystać maksymalnie swoje możliwości na planie filmowym.
Każdy z nas widząc uznanie, podziw, akceptację w oczach osób znaczących, rozwija skrzydła i może wznosić się wysoko. Dają one możliwość szybowania i decydowania przez nas o tym, kiedy jaki pułap osiągnąć, a kiedy, gdy przyjdzie taka potrzeba obniżyć lot, czy też wylądować. Skrzydła stwarzają szansę, której nie daje bańka mydlana, która może, co prawda unieść nas bez wysiłku, ale pękając równie szybko, powoduje bolesne zetknięcie z ziemią w wyniku upadku. Obserwując rodziców, często widzę, iż próbują umieścić dzieci w takich właśnie bańkach, po to, by szybko i bez wysiłku odnosiły sukcesy. A może tak jest im wygodniej i łatwiej? Moim zdaniem jest pewna prawidłowość w wychowywaniu, o której od lat przypominam rodzicom zarówno małych dzieci, jak i nastolatków, reguła mieszcząca się w dwóch słowach: kochaj i wymagaj, z jednej strony dawaj bezwarunkową akceptację, ale z drugiej - bądź konsekwentny. Wierzę, iż pomimo tego, że są różne szkoły, różne trendy wychowania, te założenia będą zawsze bez względu na czasy i mody, dawały efekty. Bezwarunkowa akceptacja osób znaczących powoduje, iż u dziecka kształtuje się poczucie wartości, będące zaczynem kształtowania postaw. Na bazie tej bezwarunkowej miłości i akceptacji rodzi się poczucie własnej wartości, będące nieocenionym darem. Dzięki niemu dziecko podejmuje wysiłek, trud, stawia sobie wysoko poprzeczkę i pnie się coraz wyżej, gdyż wie, że nawet wówczas, gdy powinie mu się noga, będzie kochane. Jeżeli natomiast słyszy wciąż, że jest leniwe, niezaradne, głupie, mniej zdolne niż rodzeństwo, mniej pilne niż koleżanki, zaczyna tak się czuć i na zasadzie samospełniającego się proroctwa, tak zaczyna się zachowywać. Dzieci pragną być kochane za to kim są w tym miejscu, gdzie są i o tej porze, która w tym momencie trwa. Chcą być kochane za to, że są, a nie za to, co robią. Jeżeli chcemy, by nasze dzieci były mądre, dobre i uczciwe, wymagajmy, ale równocześnie doceniajmy ich wkład, wysiłek i podkreślajmy to, co w nich wartościowe, a będą rozkwitały jak kwiaty po deszczu w cieple grzejącego je słońca. Kiedyś usłyszałam od mojego byłego ucznia, iż byłam jedną z nielicznych osób, które w niego wierzyły i ta moja wiara spowodowała, że dzisiaj jest tym, kim jest - dobrym i wartościowym człowiekiem. Ta wiara w drugiego potrafi zdziałać cuda, nie zapominajmy o tym. PIĘTNO Syndrom Nieadekwatnych Osiągnięć Edukacyjnych. Uczeń zdolnyNauczyciel kieruje uczennicę do psychiatry w celu wyleczenia nadpobudliwości i braku koncentracji, a lekarz odkrywa jej talent… Historia jak z filmu, a to część biografii Gillian Lynne, byłej brytyjskiej baleriny, znanego choreografa oraz reżysera teatralnego i telewizyjnego, współtwórcy musicali „Upiór w operze” i „Cats”. Można powiedzieć, że Gillian Lynne miała wyjątkowe szczęście, którego niestety nie ma wiele utalentowanych i kreatywnych dzieci. One nie tylko nie wiedzą, że są wyjątkowe, ale wręcz są tępione za to, w czym są dobre. Uczniowie z ponadprzeciętnymi możliwościami bardzo często nie wykorzystują swojego potencjału. Jest to spowodowane między innymi nierównomiernym tempem rozwoju i problemami osobowościowymi oraz negatywną rolą środowiska. Czynniki te powodują, że wyniki osiągnięć dzieci zdolnych obniżają się, a czasem zdarza się tak, że uczniowie ci nawet przeżywają niepowodzenia szkolne. U dzieci zdolnych trudności edukacyjne często spowodowane są przez tzw. Syndrom Nieadekwatnych Osiągnięć Szkolnych, czyli rozbieżność pomiędzy potencjalnymi możliwościami a faktycznymi osiągnięciami. Problemy emocjonalne i społeczne są główną bolączką dzieci zdolnych mającą przełożenie na wyniki w nauce. Mówi się o tak zwanej asynchronii rozwojowej, polegającej na tym, że poszczególne sfery rozwojowe, między innymi emocjonalna i społeczna, rozwijają się wolniej od sfery poznawczej. Dzieci te mają często problemy interpersonalne, bywają egocentryczne, czasami uparte, niekiedy agresywne. Postrzegane są jako inne, czasami przemądrzałe, gdyż zadają dużo pytań, „przechwalają się” wiadomościami, które posiadają. Wśród jednostek zdolnych wielu jest też „podwójnie wyjątkowych”, czyli tych, którzy posiadają zdolności kierunkowe, a jednocześnie towarzyszą im określone deficyty rozwojowe utrudniające osiąganie wyników adekwatnych do jego uzdolnień. Wymienić tu można specyficzne problemy w nauce, ADHD, zaburzenia ze spektrum autyzmu, niepełnosprawność intelektualną, ruchową i inne niepełnosprawności. Patrząc na uczniów przede wszystkim widzimy to, co wysuwa się na pierwszy plan. Spoglądamy na nich przez pryzmat trudności. Dziecko zostaje zaszufladkowane jako nadpobudliwe, niecierpliwe, impulsywne, nieodporne na krytykę. Widzimy jego deficyt, patrzymy jak na osobę niedowidzącą, bądź niedosłyszącą i więcej nie dostrzegamy, a szkoda, gdyż pod tym deficytem leży bardzo często ogromny potencjał, który niestety zostaje zmarnowany. Poza problemami społecznymi i emocjonalnymi, przyczyną Syndromu Nieadekwatnych Osiągnięć Edukacyjnych może być negatywne oddziaływanie środowiskowa i dotyczy to zarówno środowiska szkolnego, jak i rodzinnego. Ponieważ do tematu edukacji, jej blasków i cieni będziemy jeszcze wracać w kolejnych miesiącach, skupimy się obecnie jedynie na rodzinie. Wszyscy doskonale wiemy, że w domu rodzinnym kształtują się nasze postawy. Dziecko zdolne wychowywane przez rodziców o niskim statusie społecznym często ma obojętną, a czasem nawet negatywną postawę wobec wartości, jaką jest wykształcenie. Pamiętam mamę pewnego szesnastolatka, która prosiła mnie o radę. Chciała wiedzieć, jaką szkołę wybrać dla syna. To ona jako matka chciała zadecydować o jego przyszłości, gdyż jak twierdziła: „Andrzejek jest dobry, ale nie grzeszy mądrością.” Faktycznie, chłopak z trudem przechodził z klasy do klasy i można było sądzić, że mama ocenia go obiektywnie. Okazało się jednak, że uczeń ten miał wielki, niestety nieodkryty i niewykorzystany potencjał intelektualny. Trudno było uwierzyć, że moja diagnoza była trafna. Zadawano mi pytania, jak to możliwe, by uczeń nieznający podstawowych terminów, symboli, wydarzeń, definicji i dat mógł być nazywany przeze mnie zdolnym. Mógł, gdyż nikt z nas nie urodził się z encyklopedią w głowie. Andrzej, tego, czego uczyli się jego koledzy mógłby nauczyć się w krótszym czasie, miał zdolność szybkiego przetwarzania informacji, rozwinięte myślenie logiczne, ale… Był przykładem osoby, na której rozwoju piętno odcisnęło środowisko rodzinne. W tym wypadku samotnie wychowująca go matka, będąca osobą o podstawowym poziomie wykształcenia, bez ambicji i aspiracji, niedoceniająca wartości nauki. Taka osoba nie motywowała go, a wręcz swoją postawą hamowała jego rozwój. Niekiedy dzieci zdolne dorastają w domach, gdzie oprócz braku świadomości rodziców, atmosfera tam panująca – konflikty, napięcia - wpływa negatywnie na emocje dziecka i trudno w takim wypadku oczekiwać, aby uczeń niemający zaspokojonej potrzeby bezpieczeństwa zaspokajał potrzebę rozwoju, aczkolwiek są wyjątki, gdy dla dziecka ucieczką od świata zewnętrznego jest świat książek. Czasami zdziwieni jesteśmy błyskotliwością hydraulika, który przyszedł do naszego domu usunąć awarię, zdumieni jesteśmy, jaką ripostę słowną potrafi dać mechanik samochodowy, do którego przyjechaliśmy ze swoim pojazdem. Być może mogliby dziś być dyrektorami dużych przedsiębiorstw, a może pracowaliby nad wynalezieniem leku na choroby, które zabierają nam bliskich. Być może… ale ich losy potoczyły się inaczej, gdyż to, co najcenniejsze zwykle jest trudne do dostrzeżenia, a my zwracamy uwagę na to, co w danej chwili dla nas stanowi problem. Widzimy zachowanie, a nie zastanawiamy się, jaka może być przyczyna i co moglibyśmy zrobić, aby pomóc drugiej osobie. A przecież pomagając, siejemy dobro, które kiedyś wróci. Być może portier w banku, którego jesteś dyrektorem nie lubił szkoły, gdyż był wyśmiewany przez rówieśników. Może byłeś wśród tych, którzy odwracali się od niego, bo był inny. Wszyscy widzieli to, co było niewygodne, a nie zauważyli tego, co zostało zmarnowane. Dzisiaj jest portierem, a mógłby być wynalazcą leku, który dziś uratowałby Twoją umierającą matkę. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób Chcesz mieć dobre relacje w dziećmi? Nie wiesz jak je motywować, zachęcać do samodzielności, asertywności i współpracy? Nie wiesz jak mówić, by chciały Ciebie słuchać? Jesteś często bezradna i przytłoczona niełatwą rolą matki? Nie jest to takie trudne zadanie. Zapraszamy Cię na porady on line. Na indywidualną "Szkołę dla Rodziców". Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
KOCHAJ MĄDRZENasz artykuł pt. "Miłość złapana w pułapkę" w najnowszym Newsweeku 12/2019* Jako rodzice często nie zdajemy sobie sprawy, że skuteczniej przekażemy dziecku prawdy życiowe pokazując własne zachowania i postawy, zamiast mówiąc, jak ma postępować. Nie można wymagać od dziecka czegoś, czego samemu się nie robi. „Ale ja nie chcę!” – Adaś krzyczał przez łzy. Mama była nieugięta. „Chcę wyjść na podwórko! Pograć w piłkę!” – mama zamykając drzwi mówiła: „Ćwicz gamy”. Adaś płakał, ale ćwiczył grę na pianinie. Buntował się, ale ćwiczył. Chciał, żeby mama go kochała. A uśmiechała się i przytulała go tylko wtedy, gdy był posłuszny. Gdy przyszły pierwsze sukcesy na konkursach, patrzył na dumne twarze rodziców i sam poczuł dumę. Zastrzyk adrenaliny, panowanie nad publicznością i salwy oklasków. To mogło uzależniać. Mama wówczas przytulała i robiła jego ulubione dania, byle tylko więcej ćwiczył. Chowała trochę pod kloszem. Jakby rzeczywiście wiedziała najlepiej, co jest dobre - a w zasadzie - najlepsze dla jej syna. Kilka godzin dziennie przy pianinie – przed szkołą, po szkole, zajęcia z profesjonalistami, słuchanie nagrań wirtuozów fortepianu. Życie zaplanowane, skoncentrowane na jednym celu, żelazna dyscyplina. Ponieważ przynosiło to oczekiwane efekty – nie planowano w rodzinie żadnych zmian. Adaś już dawno przestał się buntować. Uznał to za jedyne możliwe życie. Gdy zwyciężał, otrzymywał nagrody i wyróżnienia, zyskiwał miłość rodziców, a kto jej nie pragnie? Gdy wygrał najważniejszy konkurs, wszyscy byli wniebowzięci – i mama, i tata, i cała rodzina i on sam. Stał się gwiazdą. To wtedy zbliżył się do Anny, koleżanki z klasy, którą od zawsze fascynowała jego kariera. Zaczęła jeździć z nim na konkursy, akceptowała wielogodzinne ćwiczenia, wspierała go, częściowo zaczęła zastępować jego mamę. Umawiała koncerty, organizowała wyjazdy. Po kilku latach zostali małżeństwem, ale Adam miał dość. Nie zbuntował się skutecznie przeciwko mamie, ale za to zaczął zdradzać żonę. Mama Adama była święcie przekonana, że wie, co jest najlepsze dla jej syna. Wielu na miejscu chłopca zbuntowałoby się, sprawiałoby wielkie problemy wychowawcze rodzicom, ale nie on. Był posłuszny, ale tłumione - złość, żal, frustracja zalegały gdzieś głęboko, aż po latach dały o sobie znać... Adam wyrósł w przekonaniu, że znaczy tyle, co jego osiągnięcia. Że jest kochany przez matkę tylko wtedy, gdy zwycięża. Miłość warunkowa Dzieciom trudno odróżnić aprobatę i dezaprobatę, wobec tego, co robią od oceny tego, kim są jako osoby. Pochwała rodzica za osiągnięcia może być uznawana przez nich za oznakę miłości. I odwrotnie – brak akceptacji może być odczytany przez dziecko jako brak miłości rodzica. Dziecko nie ma więc niejako wyjścia – musi „zwyciężać”, inaczej „zginie” z braku miłości. Często sami nie jesteśmy świadomi, że zastawiamy - na ukochane dziecko, dla którego chcemy jak najlepiej - taką właśnie pułapkę. Wychowanie nie jest prostą sprawą. Wydaje się nam, że skoro jesteśmy dorośli, to wiemy lepiej i wpadamy w kolejne sidła: „Rób to, co Ci mówię!” – pada z ust niejednego rodzica. A prawda jest taka, że skuteczniej każdemu dziecku – bez względu na jego wiek - przekażemy prawdy życiowe pokazując własne zachowania i postawy, a nie mówiąc, jak ma postępować. Przede wszystkim nie można wymagać od dziecka czegoś, czego samemu się nie robi. To nigdy nie zadziała. Przekaz „Rób, to co Ci mówię, a nie to, co sam robię!” nigdy nie będzie skuteczny, ponieważ to, co robimy, ma na dzieci o wiele większy wpływ niż to, co mówimy. Jeśli np. mówimy „Czytaj książki!”, a sami nie czytamy - polecenie nie przyniesie skutku. We wczesnym okresie życia dziecko przejmuje wzorce poprzez empatię, naśladowanie, modelowanie i identyfikację. Musimy więc ciągle uważać na informacje, jakie komunikują nasze czyny, a nie nasze słowa. Pułapek na drodze rodzicielstwa jest wiele. Jak być rodzicem otwartym, rozumiejącym, empatycznym? Taką postawę, diametralnie inną od postawy matki Adama z naszej historii, prezentuje bohaterka psychologicznego komiksu „Projekt: związek” Kingi Korskiej. Matka, która również chce dla swojej córki najlepszego życia, nie przyjmuje postawy wszystkowiedzącego eksperta, nie wzbudza emocji i nie doprowadza do konfliktu, ale w sposób spokojny opisuje rzeczywistość, dzieląc się własnym doświadczeniem. Nie z pozycji eksperta, ale osoby, która wiele widziała i doświadczyła i dzieli się tym, czego była świadkiem. W ten sposób mama z humorem przekazuje wiele prawd życiowych i psychologicznych teorii. Nie mówi wprost jak córka ma postępować. Jest spokojna, opanowana, wyrozumiała, uśmiechnięta, aż samemu chciałoby się usiąść z nią na kanapie, wypić kawę i po prostu szczerze porozmawiać. Jak unikać pułapek, wspierać dziecko w rozwoju, rozwijać jego talenty i sprawiać, aby zechciało korzystać z naszego życiowego doświadczenia? Kochaj dziecko takim, jakim jest Każdy człowiek potrzebuje bezwarunkowej miłości i akceptacji. Szczególnie młoda osoba chce czuć, że jest ważna i niepowtarzalna. Jest to jej niezbędne do budowania poczucia własnej wartości. Osoby, które czują się kochane i akceptowane z ufnością przyjmują wszelkie informacje, nawet te bolesne i trudne. Jeżeli natomiast słyszą wciąż, że są leniwe, niezaradne, głupie, mniej zdolne niż rodzeństwo, zaczynają tak się czuć i na zasadzie samospełniającego się proroctwa, tak zaczynają się zachowywać. Doceniaj trud i włożony wysiłek Wymagaj od dziecka tego, co możesz otrzymać. Zachęcaj do robienia wszystkiego jak najlepiej, ale na miarę jego możliwości. Nie porównuj z innym. Chwal, a nie krytykuj, nie poniżaj i nie ignoruj. Krytykowane dzieci mają problem z poczuciem wartości i samooceną. Jeżeli chcesz, by Twoje dzieci były mądre, dobre i uczciwe, wymagaj, ale równocześnie doceniaj ich wkład, wysiłek i podkreślaj to, co w nich wartościowe. Stawiaj poprzeczkę na miarę możliwości i daj prawo do popełniania błędów Daj dziecku możliwość ponoszenia odpowiedzialności i uczenia się na błędach. Ciągłe oczekiwanie sukcesów spowoduje, że dzieci będą starały się sprostać presji rodziców, oczekując później od samych siebie, że zawsze i wszędzie muszą być najlepsi. Będą więc wybierać te zadania, które zawsze gwarantują sukces. W konsekwencji nie będą zahartowani, oswojeni z porażką, będą podchodzić do wyzwań asekuracyjnie, bojąc się ryzyka i błędu. Stwarzaj okazję na doświadczanie i przeżywanie trudnych emocji Nie staraj się chronić dziecka przed trudnymi emocjami. Doświadczanie ich powoduje, że wchodząc w dorosłe życie będzie w stanie sobie z nimi radzić, bo nauczy się tego w dzieciństwie, gdy może liczyć na miłość i wsparcie osób znaczących. Kinga Korska pisze: „Tłumiąc negatywne uczucia, gasimy też te pozytywne, a miłość umiera.” Jeśli chcemy szczęścia naszych dzieci w ich dorosłych związkach, nauczymy je przeżywania negatywnych emocji i radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Daj dziecku autonomię i wyposaż w skrzydła, aby było samodzielne Pamiętaj, że nadopiekuńczość nie pozostawia miejsca na poczucie sprawstwa, którego każde dziecko potrzebuje. Ogranicza ona wolność dziecka, a jego potrzeby pozostają niezaspokojone. W efekcie jest sfrustrowane, a wówczas może rodzić się bunt i sprzeciw jako jedna z reakcji obronnych. Każdy bowiem chce decydować o sobie, dokonywać własnych wyborów. Nie zabraniaj, bo „wszystko, co represjonowane, wzbiera i szuka ujścia […] i ostatecznie niszczy.” Bądź konsekwentny Paradoksalnie, stawianie granic dzieciom daje im poczucie bezpieczeństwa. Porządkuje ich świat, pokazuje zachowania akceptowane i nieakceptowane, normy i reguły społeczne, przygotowując je do życia. Konsekwencja to kierowanie się przyjętymi zasadami i logiką. Jeśli ustalasz jakąś zasadę i mówisz o konsekwencjach jej nieprzestrzegania, to zawsze postępuj zgodnie z tym, co zostało powiedziane. Pamiętaj: konsekwencja to nie to samo, co karanie. Pewnie wszyscy zgodzimy się, że dla każdego rodzica najważniejsze jest szczęście jego dziecka. Poznajmy więc je dobrze, pomóżmy rozwijać jego talenty i uzdolnienia, ale nie realizujmy swoich ambicji jego kosztem. Poznajmy jego prawdziwe pasje i pragnienia – co jemu tak naprawdę przyniesie szczęście? * Wcześniej artykuł ukazał się w Newsweek Psychologia 4/2017
JAK OSZUKAĆ MÓZG?Czy warto „udawać” emocje? Mimika jako źródło emocjiCzy warto „udawać” emocje? Pewnie część z Was nasze tytułowe pytanie nieco zirytowało. Oczywiście jest nieco przewrotne, ale nie chodzi wcale o to, abyście zostali teraz aktorami i odgrywali emocje, których nie czujecie. Chodzi o naukowe „udawanie”.
Czy pamiętacie post „Przepis na radość”? Jeśli nie, koniecznie przeczytajcie. Mówiłyśmy w nim o tym, że coraz trudniej nam odczuwać radość z podstawowych życiowych zdarzeń. Co jeszcze, poza receptami ze wspomnianego postu, możemy zrobić, aby poczuć się nieco bardziej radosnymi i zadowolonymi? I tu wracamy do tytułowego pytania – możemy trochę „poudawać”. Nie obrażajcie się, nie myślcie, że zachęcamy do nieautentyczności i krętactwa. O nie! Chodzi po prostu o wykorzystanie wyników badań naukowych do poprawy jakości swojego życia. Wszyscy wiemy, że nasze emocje znajdują odzwierciedlenie w naszej twarzy. Gdy widzimy smutne dziecko, to po wyrazie jego twarzy, wiemy, że takie właśnie jest. Gdy kierowca w samochodzie na pasie obok jest zły, a czasem i wściekły, to widzimy to także. No i bez wątpienia zadowolony z podwyżki kolega z pracy, także będzie miał radość wypisaną na twarzy. Powiecie – oczywiste, wszyscy to wiedzą. Ale badania wykazały nie tylko, że ludzie – niezależnie od kultury, z jakiej pochodzą – bezbłędnie rozpoznają po mimice emocje, jakie dane osoba przeżywa, ale wykazały także, że przybranie określonego wyrazu mimicznego wpływa na pojawienie się emocji z tą „miną” związanej. Czyli sami możemy wpłynąć na swój stan wewnętrzny! Zgodnie z teorią mimicznego sprzężenia zwrotnego mózg analizuje wysyłane przez mięśnie informacje, dobiera do nich między innymi rodzaj i ilość wydzielanych hormonów, które z kolei wpływają na nastrój. Badań dla wykazania, że związek ciało-emocje działa w obie strony, wykonano mnóstwo. W jednym z eksperymentów określono, jakie mięśnie twarzy biorą udział w wyrażaniu podstawowych sześciu emocji (strach, złość, smutek, radość, zaskoczenie/zdziwienie, wstręt). Następnie proszono badanych, aby napinali te mięśnie tak, aby twarz przybrała wyraz charakterystyczny dla przeżywania tej emocji. Równocześnie kontrolowano fizjologiczne reakcje organizmu, które są odmienne dla różnych emocji. Okazało się, zmiany w organizmie na poziomie fizjologicznym "podążają" (tzn. mogą być wywołane) jedynie przez przybranie odpowiedniego wyrazu twarzy. Pamiętajmy więc, że twarz, która z zasady wygląda na niezadowoloną, będzie powodowała u jej właściciela generalne obniżenie nastroju i odwrotnie – właściciel uśmiechniętej twarzy będzie radośniejszy. Jeśli chcecie wzbudzić w sobie radość, na Waszej twarzy musi pojawić się prawdziwy uśmiech - uśmiech Duchenne’a, warto też zmienić postawę: wyprostować się, podnieść głowę, zrobić kilka głębokich oddechów, przyspieszyć kroku, jeśli akurat idziemy. Tak oto wpłyniemy na nasz mózg, który zinterpretuje nasz nastrój jako pozytywny. „Udawna” emocja ma szansę stać się autentyczną. Do dzieła! DLACZEGO TAKI JEST?Przejmowanie wzorców. Naśladownictwo i modelowanie
"Cholela jasna” – dobiegło z pokoju dzieci, gdy Karolkowi lat 4 i pół, który jeszcze dobrze nie wymawiał „r”, nie udało się zbudować wieży z klocków. Mama zszokowana zajrzała przez drzwi i zobaczyła chłopca a przed nim leżącą wielką kupę klocków. Na początku nie bardzo wiedziała, jak ma zareagować. Ponieważ podobne sytuacje zaczęły się powtarzać, zaczęła zwracać synkowi uwagę, upominać, tłumaczyć, że tak nie wolno mówić, że powinien ładnie się odzywać, a brzydkie wyrazy i przekleństwa nie są dobrze odbierane przez innych. Efekty były jednak znikome.
Po kilku dobrych latach od tego zdarzenia rodzice praktycznie nie mogli wejść do pokoju Karola. Panował bałagan nie do opisania. Na dywanie klocki Lego mieszały się z kartkami i pisakami. Leżał szkolny plecak, a obok skarpetki i inne ubrania. Śrubokręt, który pożyczył od taty na zajęcia techniczne, a nawet wczorajsze drugie śniadanie, jakie dostał do szkoły. „Coś nieprawdopodobnego” myślała mama. „Sprzątnij pokój! Ile razy mam Ci to powtarzać! Jak możesz żyć w takim bałaganie!” - tylko że żadne prośby i groźby kierowane do Karola nie działały. Gdy Karol stał się nastolatkiem, zaczął pyskować ojcu. „Zwracaj się do mnie z szacunkiem! Nie mów tak do mnie!” – mówił w takich sytuacjach ojciec. Zmian jednak wielkich w zachowaniu Karola nie było.
„Dlaczego on taki jest?” – zachodzili w głowę rodzice. Zdarzenia i sytuacje z życia Karola z pozoru wydają się bez związku. A przynajmniej rodzice nie widzieli w nich logiczności, choć może i specjalnie się ich nie doszukiwali. Zapomnieli w tym wszystkim o sobie i swoim życiu. O tym, że jedną z podstawowych i najskuteczniejszych metod wychowawczych jest bycie samemu wzorem dobrego zachowania. Zapomnieli, że tata Karola strasznie denerwuje się za kierownicą i zazwyczaj przeklinania w samochodzie, gdy stoi w korku lub gdy ktoś zajedzie mu drogę. Nie jest więc dziwne, że potem słyszeli dosadne słowa w ustach małego Karolka, gdy nie udawała mu się zabawa: układnie wieży, rysunek, czy cokolwiek innego.
Porządek – kolejny problem w życiu Karola. Ale pytanie jak wyglądał porządek w ich kuchni? Czy zawsze talerze od razu trafiały do zmywarki, czy stały przez cały dzień na blacie? A stosy ubrań przy pralce w łazience? Czy rodzice chowali swoje ubrania i buty do szafy, gdy wracali do domu? Wydaje się, że z pozoru małe i nieistotne rzeczy. No, właśnie… Tata Karola miał bardzo stresującą pracę. Wracał do domu wykończony, na granicy wytrzymałości, najdrobniejsza rzecz wyprowadzała go z równowagi i wówczas krzyczał na żonę. A po kilku latach zaczął się dziwić, co dzieje się z Karolem, że zaczął mu pyskować. Nic! Po prostu dostał „dobrą” szkołę zachowania i zaczął stosować ją w swoim życiu.
Rodzice są osobami znaczącymi w życiu dziecka i to od nich przejmowane są wzorce zachowania (zarówno dobre, jak i złe), ale nie dlatego, że dziecko uznało te zachowania za moralnie słuszne, tylko dlatego, że mama i tata to pierwszoplanowe osoby znaczące dla dziecka. To także zupełnie instynktowne zachowanie, bo gdy np. do pokoju, w którym jest mama z małym dzieckiem baraszkującym po podłodze, wejdzie ktoś nieznajomy - nieznany dziecku, to spojrzy ono najpierw na swoją mamę, jej reakcję i jej zachowanie wobec obcego i na podstawie reakcji mamy będzie się podobnie zachowywać.
Nie możesz wymagać od dziecka czegoś, czego sam nie robisz! To nigdy nie zadziała. Przekaz „Rób, to co Ci mówię, a nie to, co sam robię!” nigdy nie będzie skuteczny. Ponieważ to, co robimy ma na dzieci o wiele większy wpływ niż to, co mówimy. „Wydaje się, że dzieci instynktownie wiedzą, że czyny więcej mówią o człowieku niż słowa”. * Jeśli mówisz dziecku, żeby nie paliło papierosów, bo są szkodliwe, a na imprezie widzi Cię palącego, to otrzymuje dużo ważniejszą dla siebie informację. Jeśli oszukujesz w zeznaniach podatkowych, mówisz, że wyjeżdżasz, bo nie chcesz iść na spotkanie, to nie dziw się potem, że sam zostaniesz przez dziecko okłamany. Ale i gdy jesteś otwarty i ufny wobec ludzi, uprzejmy i wspaniałomyślny, to Twoje dziecko otrzyma od Ciebie dobrą lekcję tego, jaką wartość mają relacje z innymi ludźmi. We wczesnym okresie życia przejmowanie wzorców przez dziecko odbywa poprzez empatię, naśladowanie, modelowanie i identyfikację. Dzieci przejmują więc nie tylko proste zachowania, ale też nasze tendencje emocjonalno – motywacyjne, czyli bardziej złożone sposoby przenoszenia doświadczenia, które wpływają na ich pozytywny lub negatywny stosunek do innych ludzi. Musimy więc ciągle uważać na informacje, jakie komunikują nasze własne czyny, a nie nasze słowa. Przyjrzyjmy się uważnie naszym dzieciom, ile w nich jest z nas? I czy czasem nie denerwuje Was w nich to, czego najbardziej nie lubicie u siebie? Gdy idąc wraz z dzieckiem, znajdziemy portfel na ulicy, to od nas zależy, co zrobimy i czego w ten sposób nauczymy naszą pociechę :-) Pomyślcie też, czy skutecznym jest szef, który tylko mówi Wam, co powinniście robić, ale sam tego nie robi? Czy ten, który jest dla Was wzorem pracowitości, inteligencji i dotrzymywania słowa? *K. Steede ”10 błędów popełnianych przez dobrych rodziców”, GWP, Gdańsk 2007
|
"10 błędów popełnianych przez dobrych rodziców"
Kevin Steede Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne/GWP 2015 |
POLECAMY:
LoveZnajdźMiłość - jesteśmy tradycyjnym Biurem Matrymonialnym, działamy wyłącznie bezpośrednio. Każdego klienta poznajemy osobiście, dlatego działamy na terenie Trójmiasta i okolic, musimy mieć możliwość spotkania w cztery oczy. Na terenie Trójmiasta dojeżdżamy w miejsce dla Ciebie najdogodniejsze. Stosujemy niekonwencjonalną metodę, która przynosi bardzo dobre rezultaty. Proponujemy znacznie więcej niż ,,tylko" usługi matrymonialne... Mamy w ofercie pakiet "Metamorfoza" - prawdziwą przemianę wewnętrzną i zewnętrzną dla zainteresowanych.
|