PIĘĆ DRÓG RADOŚCIAnhedoniaRadości i szczęścia… Tego zwykle życzymy innym poza zdrowiem i miłością. Radość to emocja wyrażająca spełnienie, zadowolenie, satysfakcję. Wszyscy jej pragniemy. To ona powoduje, że mamy chęć do życia i z entuzjazmem witamy każdy kolejny dzień. Niestety w dzisiejszej dobie mamy coraz większy problem z tym, by jej doświadczać. Jest coraz więcej osób wśród nas cierpiących na anhedonię, czyli brak odczuwania radości z elementarnych przejawów życia. Co jest powodem takiego stanu rzeczy? Otóż, jest to efekt specyfiki dzisiejszego życia, jego tempa, braku czasu na sen i kontakty z innymi ludźmi. A właśnie drugi człowiek i relacje z nim są źródłem naszej radości, pomimo, iż często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Uśmiech dziecka, zakochane oczy mężczyzny, wdzięczność ludzi, dla których uczyniliśmy jakiekolwiek dobro. To gesty dobroci ze strony osób, którzy nie liczą na naszą wdzięczność, ich wrażliwość, empatia. Inni ludzie dostarczają nam powodów ku temu, by iść dalej z radością w sercu i chęcią do działania. Radości nam brak, bo wpadliśmy w szalony wir życia, który spłyca relacje z innymi. Ale to nie jedyna przyczyna. Im bardziej czekamy na radość, im bardziej skupiamy się na jej znalezieniu i zatrzymaniu, wówczas ona paradoksalnie nas opuszcza. Wynikiem jest też często zapatrzenie w siebie i chęć rywalizowania i porównywania siebie z innymi ludźmi. Chcemy być najlepsi i czerpiemy radość z niezdrowej rywalizacji, a czasem nawet z czyjegoś nieszczęścia. Niewiarygodne, ale prawdziwe. O tyle, o ile powodem naszej radości są sukcesy osób, które darzymy sympatią, o tyle budzi ją również porażka osób, których nie lubimy. Nie zdajemy sobie niestety sprawy, że ten rodzaj radości jest tylko chwilową przyjemnością, która bardzo szybko mija. Warto się zastanowić, czy chcemy czerpać chwilowe, szybko przemijające chwile zadowolenia, czy mieć w sercu prawdziwe szczęście, powodujące spokój, satysfakcję i spełnienie. Oczywiście ważne, by myśląc o innych wokół, nie zapominać również o sobie. Bowiem, o ile nam będzie ze sobą dobrze, pokochamy siebie, wówczas z życzliwością spojrzymy na świat i poczujemy radość. Wielki filozof św. Tomasz z Akwinu jest autorem pięciu dróg radości. Mamy nadzieję, że skorzystacie z nich i odnajdziecie to, co w życiu jest niezwykle istotne. Pięć dróg radości św. Tomasza z Akwinu:
Jeżeli czujesz się nieszczęśliwy, brakuje CI radości, przechodzisz trudny okres i chciałbyś z kimś porozmawiać, zapraszamy na porady on line. Skorzystaj z naszej wiedzy i doświadczenia. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie! JESTEŚMY TYM, CO MYŚLIMYWpływ negatywnego myśleniaWydaje nam się, że to nic. Przecież to tylko myśli: o tym, że się nie uda, o tym, że nikt nas nie lubi (albo przynajmniej wielu), że nie umiemy doprowadzić sprawy do końca itd. Przechodzimy nad tym do porządku dziennego i kolejnego dnia zaczynamy myśleć dokładnie tak samo. Negatywnych myśli staje się z czasem coraz więcej niż pozytywnych i nawet sami nie zauważamy, jak się zmieniamy. Ogarnia nas marazm, brak chęci do życia, czarnowidztwo. Czasem dopiero opinia kogoś z boku - zwraca nam uwagę i pokazuje, że się "pogubiliśmy", zaczęliśmy świat widzieć w czarnych barwach, gorzej się czuć, mniej robić. Dlaczego? Otóż nasze - wydawałoby się niewinne - myśli uruchomiły całą machinę, błędne koło. Nasze myśli wpływają bowiem na przekonania o nas samych i o świecie. Jeśli myślę np. "Nie mam prawdziwych przyjaciół", to zaczynam w sobie budować przekonanie "Jestem beznadziejna, nic nie warta, itd.", to z kolei wzbudza we mnie emocje, uczucia i niestety nie są one przyjemne. Osoba, która tak myśli o sobie i ma takie przekonania na swój temat jest smutna, przygaszona, zniechęcona. I niestety taki "stan ducha" przekłada się na jej działanie. Nie muszę chyba pisać jak działa osoba w takim nastroju? Domyślicie się sami. W związku z tym: skoro mało robi, słabo działa (np. nie dzwoni do przyjaciół, nie umawia się z nimi, nie wychodzi) - nie zbiera pozytywnych doświadczeń, które mogłyby zmienić jej myśli. W związku z tym, coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że nikt nie chce się z nią spotykać i że nie ma przyjaciół. Nie uruchamiajmy błędnego koła! Niech nasza pierwsza myśl będzie pozytywna, a jeśli taka nie jest, to bądźmy czujni i nie pozwólmy, aby wpłynęła na nas. Za kilka dni podsuniemy konkretne pomysły jak zmieniać negatywne opinie na pozytywne :) Jeżeli nie potrafisz stawiać własnych granic, nie umiesz być osobą asertywną, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
JAK ONI TO ROBIĄ?Rola inteligencji emocjonalnejZnacie pewnie takie osoby, które tryskają optymizmem, wchodzą do pokoju uśmiechnięte, każdego zagadną, z każdym porozmawiają, są lubiani. Potrafią opisać swoje emocje, ale są także asertywni. Często mówimy, że myślą pozytywnie. Trudno ich obrazić. Wybaczają, choć nie zapominają. Są to osoby o wysokim poziomie inteligencji emocjonalnej (EQ).
Ostatnio termin EQ – inteligencja emocjonalna pojawia się bardzo często. Jak ją wzmacniać, jak trenować, jak jest ważna. Dlaczego? Do lat 90’ XX wieku wielkim kultem otaczaliśmy przecież IQ (iloraz inteligencji). Zresztą cały czas system edukacji nastawiony na przekazywanie wiedzy premiuje uczniów o wysokim IQ. Tymczasem przełomu dokonał David Goleman. Badając tysiące przypadków, śledząc losy absolwentów renomowanych uczelni w powiązaniu z posiadanym przez nich ilorazem inteligencji IQ, wykazał, że wybitny iloraz inteligencji wcale nie przekłada się na sukces życiowy. Gdy bowiem mówimy o szczęściu i sukcesie w życiu, okazuje się, że inteligencja emocjonalna (EQ) ma większe znaczenie niż IQ (iloraz inteligencji). Czym więc jest to reklamowane dookoła EQ? Inteligencja emocjonalna (EQ) jest zdolnością do identyfikacji i zrozumienia naszych własnych emocji oraz emocji innych oraz regulowania i kontrolowania emocji. To także motywowanie się, empatia i umiejętności o charakterze społecznym, niezbędne w kontaktach z innymi ludźmi. W życiu wygląda to tak, że to nasze emocje decydują o tym, jak wykorzystamy posiadany intelekt. Na osiągnięcie sukcesu bardziej wpływają cechy osobowości, takie jak np. umiejętność współdziałania, inicjatywa, umiejętność przekonywania, czy zdolności przystosowania się. Inteligencja emocjonalna jest fundamentem, na którym budujemy relacje. Wszystkie nasze relacje. Przekłada się ona więc na sukces w relacjach międzyludzkich, rozkwit kariery i osiąganie celów. Zwiększając poziom inteligencji emocjonalnej możemy podnieść jakość naszego życia psychicznego, ale i zwiększyć nasze zdolności do radzenia sobie w sytuacjach trudnych. Co ważne inteligencja emocjonalna nie jest uwarunkowana genetycznie jak iloraz inteligencji IQ, można więc nad nią pracować całe życie. Nie jest też prawdziwym twierdzenie, że kobiety mają wyższą inteligencję emocjonalną niż mężczyźni. Mylnie też często utożsamiamy ją z „byciem miłym”. Wcale nie. W decydujących momentach chodzi o to, aby nie stracić kontroli nad uczuciami. Kierować nimi tak, aby były wyrażane odpowiednio i skutecznie. I w tym sensie nie musi to oznaczać zawsze „bycia miłym”. Czy uważacie się za osoby o wysokim poziomie EQ, charakteryzują Was wszystkie przedstawione na schemacie cechy? NA LINII STARTUAnaliza Pola SiłW dążeniu do postawionego celu najtrudniejszy jest, jak śpiewała Anna Jantar, pierwszy krok. O tym, czy go zrobimy, przekonać się możemy dokonując analizy pola sił, czyli konfrontując przeciwstawne siły: sprzyjające i ograniczające osiągnięcie zamierzonego efektu. Siłami sprzyjającymi na przykład dla osoby zaczynającej biegać będzie motywacja wewnętrzna, motywacja zewnętrzna w postaci osób, z którymi będzie razem uprawiała ten sport oraz nowe buty, które otrzymała pod choinką. Natomiast hamować ją może lenistwo, wstyd (co ludzie powiedzą, widząc biegającego „grubasa”), strach przed bólem i dyskomfortem. Stojąc na linii startu, należy określić wartość sił pobudzających i hamujących, a następnie zdecydować, które należy zmienić. Będzie to zależne od wielu uwarunkowań. Zazwyczaj jednak przyjmuje się, że łatwiej jest zmienić to, co nas zatrzymuje w blokach startowych. Jeżeli o to nie zadbamy i wartość tych sił będzie większa od sił sprzyjających, nasze cele w postaci na przykład noworocznych postanowień rozpłyną się we mgle, gdyż nie ruszymy z miejsca. Aby do takiej sytuacji nie doprowadzić i byśmy wraz z Nowym Rokiem mogli wkroczyć w drogę pozytywnych zmian, warto zastanowić się w miłej i bezpiecznej poświątecznej atmosferze, co może nas zatrzymać. Czy są to czynniki od nas niezależne, czy tkwiące w nas samych? Czy przypadkiem nie jest tak, iż siłą blokującą jest nasze lenistwo, konformizm, wygoda, rutyna, przyzwyczajenia, brak wiary w siebie, czyli to wszystko, co możemy pokonać, o ile tylko będziemy chcieli? Jeżeli bowiem pokonamy te siły, nie tylko ruszymy do przodu, ale otrzymamy bonus w postaci satysfakcji z ich pokonania, która niewątpliwie doda nam sił na cały nachodzący rok. Każda zmiana związana jest z kosztem, który musimy za nią zapłacić, gdyż pomimo wizji zysku, w człowieku często pojawia się żal za tym, co musi za sobą zostawić. Obserwując ludzi sukcesu, widzimy zazwyczaj ich pozycję zawodową i społeczną, gruby portfel, radość i szczęście na mecie maratonu, dumę podczas odbierania statuetek, popularność, powodzenie, natomiast nie zastanawiamy się, co za tym się kryje. Z reguły dostrzegamy tylko wierzchołek góry lodowej, a pod nim przecież stoi człowiek, który każdego dnia musi prowadzić najcięższą walkę, walkę z samym sobą, z przezwyciężaniem tych wszystkich sił hamujących, które kuszą go do pozostania w tak wygodnej strefie komfortu. Mozolna praca, pot, poświęcenie, oddanie, cierpliwość, determinacja, ale również rozczarowania i porażki, które są nierozerwalnie wpisane w rozwój. Aby poczuć wiatr w żaglach i oderwać swą łódź od brzegu przyzwyczajeń, rutyny, stagnacji, musimy przede wszystkim popatrzeć na siebie w sposób pozytywny. Spojrzeć przez pryzmat swoich mocnych stron, dzięki którym będziemy z odwagą stawiać każdego dnia kolejne kroki naprzód. Co prawda niejednokrotnie uświadomimy sobie, iż droga po której kroczymy jest długa i nie zawsze dobrze oznakowana, jak napisał w książce „Jak zrobić karierę” Gunter Fritz, ale dzięki wytrwałości damy radę. Czujność i umiejętność chwytania każdej okazji pozwalającej przybliżać nas do celu, będą naszymi sprzymierzeńcami, a docierając do kresu naszej wędrówki, nie tylko osiągniemy zamierzony efekt na przykład w postaci zgrabnej sylwetki, zdanego egzaminu, czy ukończonego maratonu, ale dostając dodatkowy bonus, którym jest nieoceniona wartość satysfakcji i wzrostu poczucia własnej wartości. A dzięki nim postawienie kolejnego pierwszego kroku na nowej drodze rozwoju będzie o wiele łatwiejsze. Jeżeli nie jesteś zadowolona ze swojej obecnej sytuacji, ale nie wiesz, jak dokonać zmiany,przeżywasz trudne chwile - pomożemy Ci. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
CZAS NA ZMIANYPostanowienia noworoczne, proces zmianyPoczątek roku to zwykle czas noworocznych postanowień. Obiecujemy sobie, że zaczniemy uczyć się języków obcych, uprawiać sport, rzucimy palenie, pozbędziemy się zbędnych kilogramów, zmienimy pracę. Często jednak w ciągu miesiąca nasze plany ponoszą fiasko. Dlaczego tak się dzieje? Aby zaistniał proces zmiany, musi być on poprzedzony istnieniem trzech czynników. Richard Beckhard i David Gleicher są autorami równania porządkującego zależność między czynnikami mającymi wpływ na przeprowadzenie procesu zmiany. Według nich wyeliminowanie któregokolwiek spowoduje, iż będziemy stać w miejscu. To tak jakbyśmy wsiedli do samochodu i chcieli ruszyć w drogę, a byłby zaciągnięty hamulec. Wówczas fakt, iż jest on sprawny i ma pełen bak paliwa, nie ma żadnego znaczenia. Po zwolnieniu „ręcznego”, ale przy pustym baku, pomimo tego, iż jest on sprawny, również nie ruszymy. Oczywiście zatankowanie paliwa i zwolnienie hamulca również nie będzie gwarancją sukcesu w przypadku na przykład awarii silnika. Jakie to trzy czynniki warunkują zmianę? O czym musimy pamiętać, myśląc o noworocznych postanowieniach. Po pierwsze, musimy czuć dyssatysafakcję ze stanu obecnego. Dyssatysfakcję może powodować poczucie dyskomfortu na przykład z powodu niemożności studiowania francuskojęzycznej literatury, zadyszki pojawiającej się podczas wchodzenia po schodach, niemożności „wbicia się” się w garderobę sprzed roku, niechęci związanej z wyjściem do pracy. O ile wszystkie nasze potrzeby są zaspokojone albo nie zdajemy sobie sprawy z istnienia niektórych z nich (gdyż są „uśpione”), nie będzie w nas motywacji do zmiany. Pamiętam wywiad z Markiem Niedźwieckim, który czytałam w „Twoim Stylu”. Dziennikarz zapytał go o powód nieodbierania telefonów od nieznanych numerów. Przeprowadzający rozmowę zasugerował, iż taka postawa może być przeszkodą w otrzymaniu ciekawej pracy. Pamiętam, iż wówczas dziennikarz radiowej „Trójki” odpowiedział, iż nie jest zainteresowany żadną propozycją, gdyż jest zadowolony z tego, co robi. W tym przypadku zmiana nie byłaby możliwa. Ale jest przecież wiele osób, które nie są zadowolone ze swojego wyglądu, pracy, kondycji, a jednak nie robią nic, aby tę sytuację zmienić. W tym wypadku brakuje wizji. Ludzie ci nie widzą przed oczami celu, który warunkuje wszelkie ich działania. Ten cel jest punktem do którego pragniemy dotrzeć w określonym czasie. Widzimy siebie rozpoczynające wakacje o pięć kilogramów lżejsze, wyobrażamy sobie, że stoimy na mecie Biegu Niepodległości po pokonaniu dziesięciu kilometrów, a może czujemy emocje, które będą towarzyszyły nam trzymając za dwa lata certyfikat Delf, jako zwieńczenie dwuletniej nauki języka francuskiego. Cel musi być konkretny, mierzalny, ambitny, realny i oczywiście terminowy. Są też i tacy wśród nas, którzy odczuwają dyssatysfakcję ze stanu obecnego, wiedzą, gdzie chcą podążać, ale… nie zmieniają nic. Co w takim razie z tymi osobami, których postanowienia wraz z zerwaniem ostatniej kartki z kalendarza pękają jak bańki mydlane. W tym przypadku w grę wchodzi kolejny czynnik, a w zasadzie jego brak. Tym trzecim warunkiem zaistnienia zmiany jest postawienie pierwszego kroku, który jest zarówno najtrudniejszy, ale i najistotniejszy. Ten pierwszy krok będzie wstępną weryfikacją naszego planu. Dopiero stawiając go będziemy wiedzieli, czy jesteśmy na dobrej drodze prowadzącej do zmiany, czy należy ją zmodyfikować, pamiętając oczywiście o niezmieniającym się pomimo zmiany planu celu. Ten jest wciąż taki sam, natomiast dróg wiodących do niego może być wiele. Każdy z nas dobrze wie, że najtrudniej jest rozpocząć wprowadzanie zmiany, a postawienie tego pierwszego, nawet najmniejszego kroku dla wielu z nas nieomal graniczy z cudem. O tym, co nas powstrzymuje napiszemy wkrótce. Katarzyna Krakowska współautorka bloga Jeżeli nie jesteś zadowolona ze swojej obecnej sytuacji, ale nie wiesz nie wiesz jak dokonać zmiany, przeżywasz trudne chwile - pomożemy Ci. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
KONIEC DROGIZdrada. Kryzys wieku średniegoBaśka… Pięćdziesięciolatka, której niejedna kobieta mogłaby pozazdrościć. Ustabilizowane życie, czyli kochający mąż, studiujące dzieci, dom, dwa samochody, co roku wakacje zagraniczne. Długo by można było wymieniać to wszystko, co było solą w oku innych kobiet. O takim życiu marzą młode małżeństwa, które ledwie wiążą koniec z końcem, a malutkie dzieci, będące co prawda wielkim szczęściem, w pakiecie zapewniają nieprzespane noce, kolki, różyczki, świnki i inne atrakcje, po to, by z przytupem wkroczyć w wiek dorastania, doprowadzając rodziców do stanów nerwicowych albo przedzawałowych. Te młode małżeństwa śnią o spokoju, ale gdy ten upragniony czas nadchodzi, nie zawsze potrafią się nim cieszyć. Dojrzała miłość. Osobiście kojarzy mi się z odpowiedzialnością, troską, zwróceniem w kierunku drugiej osoby, ale nie po to, by zapomnieć o sobie, ale po to, by wzajemnie się wzbogacać. Radość, szczęście, zrozumienie, dostrojenie i współgranie. Ludzie, którzy przeszli ze sobą przez liczne życiowe burze i dotrwali razem do tak zwanego wieku średniego, mogliby czuć się jak w raju. Tak mogła czuć się Basia z Tomkiem, ale… Historie takie jak ta, sądziłam, że mogą być tylko kanwą scenariuszy filmowych, a jednak… Nie zapomnę tego spotkania. Tomek był roztrzęsiony, nie kontrolował emocji. Baśka… trudno powiedzieć, czy zawstydzona. Raczej próbowała udawać, że nie wie, po co ta cała afera. Czy można w tym wypadku mówić o zdradzie? Oceńcie sami? „Wydawało mi się, że już mnie nie kochasz. Czułam się jak szara myszka. Byłam niedowartościowana. Szukałam podziwu i zainteresowania.” Takie padły słowa. To, czego podobno nie znalazła w związku, dał jej znajomy z Internetu. Mówiła, że to była tylko zabawa. Coś niewinnego, co ją po prostu wciągnęło i przybrało dość szybki obrót. Bardzo śmiałe maile. Być może w realu nawet z mężem na takie rozmowy by sobie nie pozwoliła. A po drugiej stronie monitora siedział mężczyzna, który „wkręcał” ją w tę grę, dając w zamian słowa, które lały się jak miód na jej serce. Gdyby nie przypadek, nie wiadomo, jak by się to wszystko potoczyło. Czego brakowało Basi u boku kochającego męża? Co było bodźcem do rozpoczęcia tej znajomości? Jaka potrzeba tej kobiety była niezaspokojona w małżeństwie? A może było jej za dobrze? Zwykle mówimy o kryzysie wieku średniego u mężczyzn, natomiast nie tylko oni są skłonni do zdrady, a czasem do krótkotrwałych romansów mających ich dowartościowywać we własnych oczach. W wieku 40-50 lat nachodzi nas często refleksja dotycząca dotychczasowego życia. Robimy bilans i uzmysławiamy sobie, że przekroczyliśmy już półmetek. Są tacy którym ciężko pogodzić się z pierwszym siwym włosem i wszelkimi oznakami przemijającego czasu. Im niższe poczucie własnej wartości, tym trudniej to zaakceptować. Wyjścia są różne. Jedni próbują zatrzymać młodość, robiąc coś, na co sobie nigdy wcześniej nie mogli pozwolić, a co jest szalone np. zaczynają uprawiać sporty ekstremalne, zmieniają garderobę na bardziej krzykliwą, a inni mają kochanka/ę, w którego/ej zakochanych oczach będą mogli się przejrzeć. Te romanse stanowią, tak jak to było w przypadku Baśki, zaspokojenie z jednej strony potrzeby akceptacji, z drugiej wypełniają pustkę w życiu, o którym co prawda marzyło się przez lata, ale kiedy stało się teraźniejszością, zaczyna drażnić nas stagnacją. Są i tacy, dla których zdrada jest udowodnieniem samemu sobie, że jest się młodym. Fromm w książce „O sztuce miłości” pisał, że jest różnica między kochaniem a zakochaniem się. Kochamy drugą osobę, a zakochujemy się w sobie, wykorzystując tę drugą osobę jako narzędzie, pełni ona rolę lustra, gdyż w jej oczach pełnych zachwytu i uwielbienia możemy się przejrzeć, dowartościowując swoje ego. Mówi się co prawda, że kochance męża należy kupić kwiaty, gdyż niejednokrotnie zdrada w wieku dojrzałym umacnia związek. Z jednej strony osoba zdradzana widząc wracającego małżonka marnotrawnego, czuje się wybrana – „jednak do mnie wraca” (wypieramy myśl, że wygodny partner boi się stracić ułożone życie i ciepłe kapcie), a z kolei osoba zdradzająca wraca z poczuciem dowartościowania, gdyż współmałżonek czeka zwykle z otwartymi ramionami, a kochanek/a rozpacza. Dla jednych zdrada jest paradoksalnie kołem ratunkowym ich związku, ale dla większości wiąże się z wielkim upokorzeniem. Ta cena, którą przychodzi zapłacić, nie jest warta przelotnego romansu, nie jest warta podbudowania własnego ego. Widziałam płaczącego i bezsilnego mężczyznę. To koszt zdrady, niekoniecznie fizycznej, która powoduje ból, rozdarcie wewnętrzne, poczucie krzywdy. Pomimo niekiedy wielkiego miłosierdzia osoby, którą stać na wybaczenie, nie jest to proste. Przebaczenie wymaga czasu, to proces. Sama obserwowałam jak Tomek mówiący, iż wybacza, za moment szamotał się, walczył ze swoimi emocjami, wypytywał, wypominał. Pomimo chęci wybaczenia bardzo cierpiał. Takie są koszty… A miłość dojrzała mogłaby być taka piękna… * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
ŚWIĄTECZNE EMOCJEEmocje związane z Bożym NarodzeniemPrypominamy wywiad, w którym podzieliłyśmy się naszą refleksją na temat emocji związanych ze Świętami Bożego Narodzenia. A dla kogo Święta mogą w ogóle nie być radosne? Pamiętam opowieść młodej kobiety - mamy, która niedługo przed Świętami Bożego Narodzenia urodziła dziecko z zespołem Downa. Opowiadała, że były to dla niej najsmutniejsze Święta w życiu. Przytłoczona swoimi bolesnymi emocjami musiała zmierzyć się z radosnym, świętującym światem wokół. Taki dysonans – przeżywanie rozpaczy, żalu, smutku wśród ogólnej radości - był dla niej szczególnie trudny. Na każdym kroku reklamy świąteczne, na nich kochające się rodziny, szczęśliwe biegające zdrowe dzieci, wspaniałe wystawy sklepowe, wszyscy ogarnięci szałem zakupów, pochłonięci przygotowywaniem dwunastu tradycyjnych potraw. Mówiła, że czuła się trochę jak w wielkiej bańce mydlanej. Wszystko docierało do niej, ale ona tak naprawdę była gdzie indziej. Więc i takie mogą być Święta. Jednak osób z takimi problemami i taką sytuacją nie jest dużo, to raczej wyjątek niż reguła. Wbrew pozorom sporo jest osób wśród nas, dla których Święta mogą być trudne. Wyobraźmy sobie kobietę, żonę, matkę czwórki dzieci, która dowiedziała się, że ma nowotwór i współczesna medycyna nie może jej pomóc, może zaproponować co najwyżej leczenie paliatywne. Inną kobietę, którą po 24 latach małżeństwa zostawił mąż. Kolejną, której kilka miesięcy wcześniej mąż zginął w wypadku samochodowym i została z małymi dziećmi sama. Wreszcie rodzinę, która walczy o życie ukochanego dziadka z nieoperacyjnym i niespotykanym nowotworem. To nie są wymyślone historie, to osoby z naszego otoczenia, realne, z krwi i kości. Faktycznie w takich sytuacjach Boże Narodzenie może być ciężkim przeżyciem. Otóż wiem, że przynajmniej dwie spośród tych osób podjęły świadomą decyzję, że będą przeżywać te Święta radośnie, pomimo wszystko, czy może na przekór wszystkiemu. To różnica w postrzeganiu świata, niektórzy widzą bowiem szklankę do połowy pełną, a nie pustą. Są to osoby, które potrafią w każdym, nawet najtrudniejszym doświadczeniu dostrzec prezent od losu. Co prawda jego cenna zawartość niewidoczna jest z danej perspektywy, ale oni wiedzą albo mocno wierzą w to, że opakowanie nie zawsze świadczy o jego zawartości. To, co otrzymują od świata, życia, losu, Pana Boga nie przypomina bowiem kolorowego pudełka z okazałą kokardą. Pomimo, iż z ludzką niekiedy niechęcią spoglądają w jego stronę i pozbyliby się tego podarunku w postaci bólu, smutku, tęsknoty, żalu, odosobnienia, czy żałoby, to przyjmują go z wiarą, że ma on jakąś ukrytą wartość. Potrafią spojrzeć na to doświadczenie z innej , szerszej perspektywy, dostrzegając w nim prezent z odroczonym momentem otwarcia. I jak się potem okazuje, to budzące naszą niechęć, parzące niekiedy w dłonie opakowanie ma niezwykłą zawartości. Po miesiącu, dwóch, czasami roku, a niekiedy pięciu latach ludzie ci odkrywają wartość podarunku, który przyniosły tamte bolesne Święta Bożego Narodzenia. Przykładem może być niepełnosprawne dziecko, które staje się drogim skarbem rodziców. Czy taka postawa związana jest z poziomem naszego optymizmu? Potocznie o nich mówimy „optymiści”. I to determinuje ich postrzeganie świata oraz w konsekwencji zachowanie. A może po prostu Ci ludzie potrafią kontrolować swoje emocje? Choć być może uczniowie Zygmunta Freuda powiedzieliby, że w tych trudnych życiowo sytuacjach uruchamiają się mechanizmy obronne: zaprzeczanie[1], czy wyparcie[2]. Niezależnie jaką koncepcją psychologiczną to wyjaśnimy, konsekwencja będzie ta sama: ludzie Ci odczuwać będą radość ze Świąt. Są jednak i inni ludzie, tacy których smutek i żal tak przepełnia, że nie pozwoli im dopuścić świątecznej radości. I także jest to zrozumiałe. Czy tylko tak dramatyczne zdarzenia odbierają nam radość ze Świąt? Nie potrzeba aż tak dramatycznych przeżyć, aby nie czuć się niekomfortowo w Święta. Brak bliskich (z różnych powodów), samotność, kłótnie i animozje w rodzinie, urazy, poczucie krzywdy, niemożność przebaczenia. Jak z tym wszystkim usiąść do wigilijnego stołu? No właśnie jak? Nie ma jednej prostej recepty dla wszystkich. Konflikty i problemy z przeszłości są różne, są to kwestie naprawdę poważne i istotne. Jeśli już w ogóle uda się przyjść na rodzinny wieczór, bo czasami jest to psychologicznie niemożliwe, warto pamiętać o kilku radach: „Twoje emocje zależą do Ciebie, powtarzaj sobie, że nie dasz się wyprowadzić z równowagi w tę Wigilię, odpuszczaj - tak naprawdę inni mają prawo wyrażać własne zdanie, pamiętaj, że to nie rana zadana Tobie, ale po prostu inny punkt widzenia, inna opinia. Postaw sobie za cel miłe spędzenie świątecznego czasu i unikaj wszelkich kłótni i sporów”. Ale czy te rady zawsze zadziałają, czy faktycznie uda się je wdrożyć w życie? Zrobiło się tak pesymistycznie, ale przecież Święta, to wspaniały, spokojny czas … Rzeczywiście według badań[3] Boże Narodzenie jest przede wszystkim źródłem satysfakcji i pozytywnych emocji. Na skali stresu stworzonej w latach 60’ przez T.Holmesa i R.Rahe’a, która określała wielkość stresu wynikającego z różnych zdarzeń, Święta Bożego Narodzenia zajęły jedną z najniższych pozycji z 12 punktami (0 oznaczało całkowity brak stresu, a 100 – jego maksymalny poziom). Więcej w nich szczęścia, niż stresu, choć i ten w czasie Świąt daje o sobie znać. Bardziej na stres uskarżają się kobiety, ale nie dziwi to, bo to przecież na ich barki spada głównie ciężar przygotowania Świąt: zakupy, prezenty, potrawy wigilijne, świąteczne porządki. Mniej zadowolone z Bożego Narodzenia są też osoby, które skupiają się na ich materialistycznym wymiarze – dla nich to przede wszystkim czas kupowania i otrzymywania prezentów. Autorzy badania T.Kasser i K.Sheldon radzą więc, abyśmy skupili się na rodzinnym i duchowym wymiarze Świąt, bo według badań, to właśnie gwarantuje odczuwanie większej satysfakcji z Bożego Narodzenia. Wymiar materialny bowiem często przysłania to, co najcenniejsze. Wydaje nam się, że Święta nie mogą istnieć bez dwunastu potraw, błyszczących i bogatych dekoracji, wymarzonych prezentów. Te atrybuty Świąt są ważne i dodają tym szczególnym dniom w roku niezwykle cennej oprawy, ale nie powinny przysłaniać tego, co najważniejsze. Najważniejsze byśmy byli razem i umieli cieszyć się tym, co mamy. W uszach w Święta zawsze dźwięczą mi słowa piosenki Gintrowskiego „Nie będzie klusek z makiem i kutii, będzie chleb i herbata.” Gintrowski śpiewał o Świętach spędzanych przez zesłańców na Syberii, gdzie pomimo tego, iż zabrakło grzybów w świątecznym barszczu i wszystkiego, co stanowi o zewnętrznym wymiarze tych szczególnych dni w roku, pomimo zewnętrznej niewoli, ludzie ci czuli się wewnętrznie wolni i cieszyli się swoją wzajemną obecnością. Dlatego kolejne słowa brzmiały: „Jesteśmy razem – czegóż chcieć jeszcze….” Cieszmy się więc i my, przede wszystkim swoją obecnością i wewnętrznym wymiarem tego niezwykłego czasu. Pozostańmy więc przy tych pozytywnych skojarzeniach. Często z rozczuleniem wspominamy nasze Boże Narodzenia z dzieciństwa. Czy można jakoś stworzyć ich namiastkę teraz, poczuć się tak jak wtedy?
Pytanie tylko, czy dziś jako dorośli już ludzie tak samo ocenilibyśmy te Święta jako takie wspaniałe? Co prawda w okresie Świąt w większości z nas budzi się nasze wewnętrzne dziecko i przenosimy się w świat magii tamtego beztroskiego okresu, do którego z tęsknota wracamy. Ale te skrypty Świąt naszego dzieciństwa z jednej strony bardzo ważne, niekiedy ciążą i determinują to, co tu i teraz. Szczególnie przejście z jednego wymiaru Świąt spędzanych w domu rodzinnym w nowy wymiar, który dyktuje nasze dojrzałe życie, bywa bolesne. Jako dzieci mieliśmy inne doświadczenia (a w zasadzie z dzisiejszej perspektywy - ich brak), inne oczekiwania, potrzeby. Dzieci pamiętają inaczej, podobnie jak przedmioty, pomieszczenia wydawały nam się wówczas większe niż były w rzeczywistości. Ale wracając do tych pozytywnych wspomnień, bo temu nie da się zaprzeczyć, te wspomnienia takie są. Tak jak dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki, tak nie da się tak samo przeżyć Świąt jak w wieku np. 5 lat. Warto jednak wiedzieć, że najnowsze badania mówią o niezwykłej roli zmysłu węchu w tworzeniu się wspomnień. Myślę, że pośrednio możemy wykorzystać te rezultaty. Ale w jaki sposób? Otóż powonienie silnie i podświadomie oddziaływuje na nasz mózg. Jest pierwotnym i prymitywnym zmysłem, który przetrwał na Ziemi miliardy lat. Obszar naszego mózgu odpowiedzialny za węch - kora gruszkowata - bezpośrednio sąsiaduje z rejonem odpowiadającym za pamięć i emocje. To dlatego nasze wspomnienia są mocno i nierozerwalnie związane z zapachami. Woń przypomina nam o emocjach towarzyszących jakiemuś doświadczeniu. Może przywołać, a nawet odtworzyć te uczucia. Warto wiedzieć, że niektóre zapachy są uważane za przyjemne na całym świecie, np. czekolada, czy wanilia. Bazując na tej wiedzy myślę sobie, że gdyby więc udało się nam w czasie tych Świąt odtworzyć np. zapach pasztecików do barszczu, które robiła nasza babcia, czy zapach kompotu z suszu – moglibyśmy przywołać nasze uczucia z przeszłości, byłoby choć trochę jak w dzieciństwie. Oczywiście wymaga to od nas chwili refleksji, zatrzymania się, wsłuchania w siebie. Mózg musi wydobyć w pamięci te wspomnienia. To także sugestia dla zabieganych współczesnych mam – warto, aby trochę tych wspaniałych świątecznych zapachów porozchodziło się w naszych kuchniach, aby nasze dzieci mogły tworzyć swoje wspomnienia wspaniałych i szczęśliwych Świąt Bożego Narodzenia. Niektórzy, właśnie ci zabiegani, o których wspominacie, zadają sobie często pytanie, czy szaleństwo przedświąteczne ma sens? Czy te dwa dni są warte tylu przygotowań? To prawda, iż przygotowania do Świąt pochłaniają nas bez reszty. Porządki, zakupy, gotowanie, szukanie prezentów. Ale te dwa dnia mają szczególną wartość. Jest to czas przymusowego wyhamowania, czas, który spędzamy z bliskimi, okazja do tego, by siąść z nimi do stołu, spojrzeć w ich oczy, porozmawiać. Ten świąteczny czas jest bezcenny, szczególnie w obecnej rzeczywistości, w której członkowie rodziny często mijają się w drzwiach. Maria Braun – Gałkowska porównała Święta do takiego momentu, gdy wychodząc z ciemnego pokoju otwieramy okna i spoglądamy na światło. Pomimo iż trwa to chwilę, na jakiś czas pod naszymi powiekami pozostaje poświata. Taką poświatę pozostawiają po sobie Święta i pomimo iż szybko przemijają, naładowują nas cudownymi emocjami na kolejne tygodnie codziennego życia. Dlatego właśnie warto. [1] zaprzeczanie - fałszowanie obrazu teraźniejszości poprzez nieprzyjmowanie do wiadomości realnych faktów, w celu odsunięcia negatywnych myśli i uczuć, które mogłyby się z tym wiązać. Spostrzeganie rzeczywistości zachodzi z unikaniem uświadomienia sobie jej przykrych aspektów. [2] wyparcie - usunięcie ze świadomości myśli, uczuć, wspomnień, impulsów, fantazji, pragnień itp., które przywołują bolesne skojarzenia lub w inny sposób zagrażają spójności osobowości danej jednostki [3] Badania T.Kasser i K.Sheldon „Journal of Happiness Studies”, 3/2002. * Wywiadu udzieliłyśmy Pani Jolancie Gromadzkiej - Anzelewicz i Dziennikowi Bałtyckiemu w grudniu 2015 roku ŚWIĘTA TUŻ, TUŻ...Analiza TransakcyjnaNa Bliskim Wschodzie Boże Narodzenie jest świętem dzieci. Trudno nie zgodzić się z tym, że z największą radością na ten magiczny, pachnący choinką i pierniczkami czas czekają właśnie najmłodsi.
Ale ten świąteczny okres to święto nie tylko dzieci w sensie metrykalnym, to święto dziecka mieszkającego w każdym z nas. Dziecka, które daje o sobie znać szczególnie w okresie Bożego Narodzenia. Według Analizy Transakcyjnej w każdym dojrzałym człowieku, w jego myśleniu, odczuwaniu i zachowaniu reprezentowane są trzy stany ”ja” (ja-dziecko, ja-rodzic, ja-dorosły). Ważna jest ich proporcja adekwatna do naszego wieku. Jeżeli chodzi o stan ja-dziecko są przecież mężczyźni – tak zwani wieczni chłopcy, ale i kobiety, które pomimo upływu czasu są nieodpowiedzialne i beztroskie, jak małe dziewczynki. Istnieje też druga skrajność. To ci, którzy za wszelka cenę tłumią swoje wewnętrzne dziecko, nie dając mu dojść do głosu. A ta cząstka nas jest niezbędna i niezwykle ważna. To ona jest sprawcą tego, iż jesteśmy spontaniczni, naturalni, potrafimy śmiać się całym sobą, marzyć, myśleć kreatywnie, bez obawy o krytykę i ocenę. Najczęściej w okresie Bożego Narodzenia budzi się w nas dziecko, które sprawia, iż ze świeżością patrzymy na różne zjawiska, cieszymy się na rożne znaki i ludzi. W tym czasie podświadomie pragniemy przenieść się do czasu naszego beztroskiego dzieciństwa. Pomimo tego, iż mamy dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści, czy siedemdziesiąt lat wypatrujemy pierwszej gwiazdki, śpiewamy kolędy, nie przejmując się brakiem słuchu i głosu, z podekscytowaniem otwieramy prezenty i z radością odwiedzamy szopki. Ten zbliżający się czas Świąt to najlepsza okazja ku temu, by odnaleźć i zadbać o nasze wewnętrzne dziecko, którego wydobycie zagwarantuje nam dopływ optymizmu, nadziei, wiary i radości. |
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
REKLAMA:
piszcie do nas na adres: psychologiaprzykawie@gmail.com |