INSTYNKT MORDERCYDzisiaj dzięki życzliwości WYDAWNICTWA FILIA publikujemy fragment książki Instynkt mordercy, której autorką jest Rachel Caine, a przełożył ją Adrian Napieralski Jak każdy w naszym domu, oboje jesteśmy po przejściach. Sam jest bratem ofiary seryjnego mordercy. Ja byłam żoną seryjnego mordercy. Nasze traumy zderzyły się ze sobą, kiedy pijany kierowca wjechał w dom, w którym mieszkałam z Melvinem Royalem, a wypadek ujawnił nie tylko ciało siostry Sama, ale również historię zbrodni trwającej wiele lat. Ten wypadek zmienił nasze życie, choć na bardzo odmienne sposoby. Poznaliśmy krwawy dorobek Melvina Royala z obu stron i zbudowaliśmy relację na tej mrocznej, strasznej bliźnie, która nadal czasem krwawi, a boli nieustannie. – Wracaj do łóżka – mówię do niego i znów go całuję. Jest to gest pełen żalu, ale jednocześnie niesie ze sobą obietnicę przyszłości. Sam mnie przytula i idzie spać. Jestem zbyt niespokojna, by teraz odpoczywać, choć to kuszące. Wiem jednak, że tylko przewracałabym się z boku na bok i przeszkadzałabym Samowi. Idę po cichu do naszego gabinetu. To kolejna korzyść płynąca z posiadania nowego domu: więcej pomieszczeń. Sam ma swoje biurko, ja mam swoje, a kiedy zamykam drzwi i zapalam światło, mam kolejne déjà vu: moje stare, rozklekotane biurko, szafki na segregatory, a wokół nich czyste pomieszczenie, inne niż to. Powiesiłam na ścianie obrazki. Na niektórych widnieją miejsca, na innych ludzie. Moje dzieci i Sam. Grupa moich najlepszych przyjaciół ze szczęśliwych czasów, kiedy Sam i ja zorganizowaliśmy grilla. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda normalnie. Na drugi – każdy obrazek znaczy coś więcej. Wschodnia ściana jest moją ulubioną. To piękne, niezwykłe dzieło sztuki. Praca ręczna przerażonej młodej kobiety nazwiskiem Arden Miller, którą poznaliśmy, polując na mojego byłego. Teraz jest już bezpieczna i ma nową tożsamość. Kontaktuję się z nią od czasu do czasu i widzę, że jej artystyczna klasa wciąż się podnosi. Podobnie jak Sam, wyszła z mrocznego miejsca i szuka swojego światła. Obok wisi zdjęcie przedstawiające dwie obejmujące się młode kobiety ubrane w szorty i koszulki – jak najbardziej normalny widok. Kiedy zobaczyłam je po raz pierwszy, obie były zamknięte w piwnicy w Wolfhunter, załamane i przerażone. Była to tajemnica, za którą nigdy nie powinnam była się brać, ale która podsunęła mi pomysł na zostanie prywatnym detektywem poszukującym zaginionych ludzi. Kobiety wysłały mi to zdjęcie – bez żadnej notatki czy lokalizacji – ale to wystarczyło, żebym wiedziała, że są już bezpieczne. Na tej ścianie trzymam wyłącznie dowody odniesionych przeze mnie sukcesów. Dobre wspomnienia. Nawet Vee ma swoje miejsce na końcu – obejmuje moją córkę i obie śmieją się do aparatu. Vee również jest sukcesem. Przetrwała Wolfhunter. Nie każdemu się to udało. Na zachodniej ścianie, tej ukrytej w cieniu, wiszą inne zdjęcia. Widok Stillhouse Lake przypomina mi o ludziach, którzy zginęli tam z ręki mojego męża. Pozornie spokojne zdjęcie cmentarza przedstawia tak naprawdę tani, anonimowy nagrobek Melvina Royala w oddali. Dzięki niemu pamiętam, że mojego męża już nie ma. Muszę przypominać sobie nie tylko o moich sukcesach, ale również o porażkach. Dzięki nim uczę się myśleć o podejmowaniu ryzyka, bo nie tylko ja ryzykuję. Wiem, że nie powinnam umieszczać tutaj tych wyników, ale to jedyny sposób na to, by o niczym nie zapomnieć. Odruchowo pierwszym, co robię przy biurku jest sprawdzenie moich wiecznie obecnych internetowych trolli. Mam listę i prowadzę poszukiwania, żeby sprawdzić, co piszą. Ostatnio sprawy nieco przycichły. Zapewne znaleźli sobie inne skandale, na temat których mogą ujadać, innych ludzi, których mogą dręczyć, niezależnie od ich realnej winy. Ale jako była żona seryjnego mordercy Melvina Royala, nigdy nie zostanę skreślona z listy łatwych celów. Faktycznie, jeden z moich najbardziej wytrwałych trolli znów agituje, proponując ponowne śledztwo dotyczące mojego „zaangażowania” w zbrodnie Melvina. Bycie żoną seryjnego mordercy jest w oczach wielu osób wystarczającym dowodem na to, że musi być ze mną coś nie tak. Ale temu facetowi nie chodzi o sprawiedliwość. On po prostu lubi ranić ludzi… Ale na odległość, bezpiecznie, znad klawiatury komputera. Nic nowego. Sprawdzam służbowe maile. Mam do wykonania kilka nudnych analiz, ale one mogą zaczekać. Biuro detektywistyczne, dla którego pracuję – w większości zdalnie – często zajmuje się sprawami korporacyjnymi, prześwietlając potencjalnych kandydatów na stanowiska dyrektorskie. Wciąż mnie zaskakuje, jak wielu spośród nich ostatecznie okazuje się podłymi ludźmi. To trochę tak, jakby wspinanie się na najwyższe szczeble kariery wymagało bycia socjopatą. Kto mógłby się spodziewać? A skoro mają dość pieniędzy i władzy, rzadko stawiają czoła realnym konsekwencjom za zrujnowanie innym życia. Nie pozostaję neutralna w tej kwestii. Kiedy dziesięć minut później dzwoni mój telefon, tętno przyspiesza mi tak gwałtownie, że aż czuję pulsowanie w skroniach. Natychmiastowa panika, jak wcześniej, po wybudzeniu się z tego koszmaru. Odruchowo myślę o ludziach, których kocham i którzy mogą dzwonić o tej porze… i od razu zastanawiam się dlaczego. Na ekranie widzę, że dzwoni moja najlepsza przyjaciółka ze Stillhouse Lake, Kezia Claremont. Jest policyjnym detektywem, jednym z dwóch, których zatrudnia malutkie miasteczko Norton. – Kez? – wyrzucam z siebie, kiedy tylko przykładam telefon do ucha. – Co się dzieje? Chodzi o twojego tatę? – Nie, nic się nie stało – odpowiada. – Przepraszam. Obudziłam cię? Przełykam panikę i próbuję się roześmiać. – Skądże. Jestem na nogach już od dobrej godziny. Złe sny i dzieciak, który nie wierzy w godzinę policyjną. – Tak mi się wydawało, że nie będziesz już spała – mówi. W jej głosie nie ma uśmiechu. Chyba już od dawna nie słyszałam jej tak ponurej. – Złapałam pewną sprawę. Siedzę teraz w ciemnościach, na jakimś cholernym pustkowiu i… jest źle. Kez rzadko okazywała mi jakąkolwiek słabość. Z niepokojem słucham drżenia w jej głosie. – Co się dzieje? – Opieram łokcie o blat i skupiam się na rozmowie. Słyszę, jak bierze głęboki wdech. – Na pierwszy rzut oka wydawało się, że to nic takiego. Najprawdopodobniej wypadek. Ale już tak nie uważam. – Nie chce mi powiedzieć. Znów czuję, jakby ktoś pociągał mnie za włosy na karku. Tym razem towarzyszy temu zimny dreszcz. – Prestera tam nie ma? – Detektyw Prester jest jej partnerem, dobrym, spokojnym człowiekiem o spojrzeniu gliniarza, który wszystko już widział. Jest od niej o co najmniej dwadzieścia pięć lat starszy. – Nie. Chcę dać mu odpocząć. Nie wyglądał ostatnio zbyt dobrze. Jestem tutaj sama z koronerem. No i wyjątkowo bezużytecznym zastępcą szeryfa. – Potrzebujesz towarzystwa? – Nie mogę cię o to prosić. – Nie prosiłaś – odpowiadam. – Ruszam w drogę. POLECAMY:
0 Comments
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|