JAK ODZYSKAĆ SWOJE ŻYCIE?Dorosłe Dziecko Alkoholika/Dorosłe Dziecko z Rodzin DysfunkcyjnychLaura wychowała się w rodzinie, o której mówi się, że jest patologiczna. Alkohol, bieda, ciągłe kłótnie. Pamięta jak kiedyś oglądając jako dziecko serial, w którym rodzina wiodła sielskie i anielskie życie, zapragnęła, by taką w przyszłości stworzyć. Pragnęła z całych sił spotkać człowieka, który by ją pokochał. Ale wciąż dręczyło ją pytanie: czy ja na to zasługuję? To pytanie zadawała sobie każdego dnia, widząc pogardę ze strony kolegów i koleżanek. Doskonale widziała, że jest inna. Wstydziła się rodziców, swojego domu, wstydziła się siebie… Ale jej atutem było to, że wiedziała, czego chce. Pragnęła miłości i życia w innym świecie. Ten inny świat stanął przed nią otworem. Praca, ciężka praca połączona z nauką stały się trampoliną do lepszego życia. Pamięta nieprzespane noce, pustą lodówkę, ale każdy grosz, który zarobiła i oglądała ze wszystkich stron, zaprocentował. Skończyła studia, podjęła pracę i tak się potoczyło. Ale w tym życiu zabrakło kogoś, kogo tak bardzo pragnęła i za kim tęskniła. Kogoś, kto by ją pokochał, zaakceptował, podziwiał i z kim stworzyłaby tak inną rodzinę od tej, w której przyszło jej się wychowywać. W pogoni za szczęściem Laura szukała tego kogoś, kto wynagrodziłby jej wszystkie dotychczasowe lata. Dla tego jedynego była gotowa na wszystko, wiedziała, że pokochałaby go całym sercem. Była tak bardzo spragniona kochania i bycia kochaną. Niestety nie zdawała sobie sprawy, że oczekuje, aby ktoś dostrzegł coś, czego ona sama nie widziała i nie czuła. Laura przez te wszystkie lata nie nauczyła się kochać samej siebie. Osiągnęła wiele, ale nie była szczęśliwa, spełniona, usatysfakcjonowana. Bił z niej smutek. Zainwestowała w siebie, ale nie czuła się atrakcyjna i wartościowa. I pomimo wszelkich walorów nie pociągała mężczyzn. Pragnęła stworzyć relację, ale nie zdawała sobie sprawy, że najpierw musi zadbać o zbudowanie zdrowego poczucia własnej wartości. Musi uwierzyć w swoją wartość, by ktoś ją mógł dostrzec. Osoby, takie jak Laura, o niskim poczucia własnej wartości mogą mieć problemy w tworzeniu bliskich relacji. Nie uważają się za wartościowe, dostatecznie dobre osoby, postrzegają siebie nieadekwatnie, nie potrafią w pełni zaakceptować i pokochać siebie, w związku z tym nie wierzą, że ktoś inny byłby w stanie wybrać je na życiowego partnera i byłby w stanie szczerze i prawdziwie je pokochać. Jeśli uda im się znaleźć taką osobę, zaczną niszczyć – często nieświadomie – ich więź. Jeśli te zachowania nie doprowadzą do rozstania, to np. doprowadzą do toksycznego związku, w którym paradoksalnie osoba o niskim poczucia wartości, będzie postrzegana tak jak sama o sobie wewnętrznie myśli. Laura stoczyła wielką walkę, zanim poprosiła o pomoc. Osoba, która odznaczała się wielką determinacją i odwagą w podążaniu do obranego celu, perfekcjonistka w każdym calu, kobieta niezwykle inteligentna, ale nieumiejąca z własnej perspektywy dostrzec, gdzie leżał klucz do szczęścia, po który tylko należało sięgnąć. Punktem zwrotnym okazała się terapia. Wiele domów jest dysfunkcyjnych, wielu z nas żyło w rodzinach, które wpłynęły w sposób negatywny na nasze życie. Osoby te niosą ze sobą duże obciążenie emocjonalne. Cezary Biernacki i Anna Maria Seweryńska swoją książkę „DDA czy to ja?” poświęcają właśnie im. Jak sami napisali: "Pomocne dla ciebie może okazać się, że: • Uświadomisz sobie, skąd się biorą i gdzie mają źródło Twoje sposoby na >>tu i teraz<< radzenia sobie w kryzysach emocjonalnych. • Dowiesz się, co to jest i jak powstaje syndrom DDA/DDD. • Zrozumiesz, co to znaczy >>nieść swój emocjonalny bagaż<<. • Poznasz swój >>posag<< — jakie wyposażenie otrzymałeś(-łaś) na dorosłe życie i czemu jest to zarazem Twój zasób, jak i balast. • Dokonasz wyboru, co zrobić z tym, czego się dowiedziałeś(-łaś)." Moim zdaniem, książka niesie ze sobą nadzieję. Pokazuje, że są sposoby na zmianę utartych schematów. Polecamy gorąco poradnik i życzymy każdemu DDA i DDD, aby podobnie jak Laura odnalazł siebie. Dzisiaj Laura jest ona szczęśliwa żoną i matką. Pracuje, zajmuje się domem, ma wspaniałego męża, który ją podziwia każdego dnia i jest z niej dumny. A ona nie wstydzi się, skąd pochodzi, bo historia jej drogi do lepszego życia jest jej wizytówką i powodem do dumy. Pokochała siebie. Dostrzegła w sobie to, czego nie widziała przez lata. Ma cudowną rodzinę, ale ma też w sobie niezwykłą moc i wiarę, że razem mogą wszystko. Wie, że wspaniałą kobietą – silną, mądrą, doświadczoną, która umie nie tylko marzyć, ale i je realizować. Na zakończenie prezentujemy listę niektórych cech osób wzrastających w rodzinach dysfunkcyjnych zaczerpniętą z poradnika Cezarego Biernackiego i Anny Marii Seweryńskiej. Mają zachęcić do refleksji. Może dotyczą Ciebie? 1. Zgadujesz, czy jesteś normalny(-na), czy nie, bo nie wiesz, czym jest normalność. Skąd masz wiedzieć, skoro w Twojej rodzinie dominującym przekazem było: „Nie przywiązuj się do czegoś, bo wiadomo, że to się zmieni”. Jednak to, co na pewno było stałe, to chaos, jaki w niej panował, i napięcie — to była „normalność”. 2. Trudno Ci przeprowadzić zmiany do końca. Jeżeli dominującym doświadczeniem w Twoim w domu była niedotrzymywana przez rodziców obietnica; jeżeli widziałeś, że w tej rodzinie nie ma nic stałego; było tak, że jeżeli się coś działo, to działo się na zasadzie: dzisiaj już coś postanawiamy, decydujemy, szykujemy… i po drodze gdzieś to znika, przepada, wówczas wzrastasz w atmosferze czekania, a nie realizacji. Być może rozpozna jesz dzisiaj w sobie „słomiany zapał” — chcesz coś zrobić, a w trakcie realizacji pojawia się zwątpienie: właściwie to po co? Nic to nie zmieni. Pewnie i tak nie zrobisz tego dobrze… a jeśli Ci się uda — osiągniesz sukces… co dalej? Pojawia się ciężar zobowiązania, bo gdy już coś osiągniesz, to okaże się, że to jest za mało, że trudno jest zrobić coś do końca, kiedy i tak nie wierzysz w sens efektu swojego działania. Ponieważ wzrastałeś(-łaś) w nieustającym przeżywaniu tego, że miało coś być, ale jednak się nie udało. 3. Kłamiesz, kiedy równie dobrze możesz powiedzieć prawdę. Wzrastając w swojej rodzinie, mogłeś(-łaś) być przekonany(-na) o tym, że strach się do czegokolwiek przyznać, bo nigdy nie wiadomo, jak to będzie odebrane przez rodziców. Z jednej strony, w domu panował temat tabu (alkoholizm mamy, agresja ze strony taty, choroba psychiczna któregoś z rodziców itp.), czyli nie wolno Ci niczego ujawniać na zewnątrz. W dodatku wstydzisz się swoich rodziców. Zatem wstyd i lęk są dominujące, kiedy jesteś wśród znajomych czy po prostu innych ludzi. Jeśli masz o czymś powiedzieć, gdy ktoś Cię zagadnie, to właśnie nie powiesz wprost, jak jest u Ciebie. Ponieważ czujesz się winny(-na), a Twoje poczucie wartości nie istnieje, to koloryzujesz, ubarwiasz obraz mamy, żeby stworzyć lepsze wrażenie siebie. W gruncie rzeczy równie sprawnie konfabulujesz, żeby pokazać siebie w lepszym świetle, jak i podkreślić jeszcze bardziej swoje cierpienie, krzywdę czy „gorszość” od innych. Czynisz to w zależności od tego, do czego jest potrzebny dany wizerunek siebie. Bardzo ważne — po prostu być takim, jakim jesteś, nie jest do przyjęcia, bo nie było to zaakceptowane przez rodziców. Boisz się, że jeżeli powiesz prawdę, to mogą Cię spotkać jakieś przykre konsekwencje, a zarazem chcesz pokazać (dopasować) siebie tak, żeby być akceptowanym przez innych. 4. Oceniasz siebie bezlitośnie. Spójrz na to z takiej perspektywy: jeżeli całe życie doświadczałeś(-łaś) tego, że jesteś niewystarczający(-ca), że wszystko, co robisz, jest nie takie, ewentualnie: no pra wie, ale jednak nie, to zadowolenie z siebie dziś w Twoim życiu byłoby po prostu nieadekwatne do tego doświadczenia. Dlatego prawdopodobnie każdą rzecz, którą wykonujesz, zapewne chcesz zrobić jak najlepiej, a mimo to nigdy nie jesteś zadowolony(-na) z siebie, ze swojego dzieła, z tego, co i jak powiedziałeś(-łaś), ze swojego za chowania. W rodzinie stale byłeś(-łaś) krytykowany(-na) i odrzucany(-na) lub pomijany(-na). Domownicy Cię wyśmiewali i zawstydzali przy nawet najdrobniejszym „potknięciu” — okruszek spadł Ci na podłogę, krzywo po stawiłeś(-łaś) kubek na półce, masz rozpięty guzik przy spodniach itp. — i oceniają: gapa, głupi(a), leń, bałaganiarz/bałaganiara, niechluj… Nie miałeś(-aś) żadnej taryfy ulgowej, nie było żadnego marginesu błędu. To jak masz siebie dziś traktować? 5. Traktujesz siebie niezwykle poważnie. Gdybyśmy zapytali, jak pamiętasz swoje dzieciństwo, może się okazać, że go nie pamiętasz, że nie czułeś(-łaś) się nigdy dzieckiem, będąc nim. Właściwie niemal od narodzin jesteś dorosły(-ła). Obowiązki, które na Cie bie spadały, i emocjonalny ciężar odpowiedzialności za samopoczucie taty i mamy nie pasowały do beztroskiej zabawy czy swobodnego spędzania czasu z rówieśnikami. Może nawet wśród towarzystwa szukałeś(-łaś) osób od siebie starszych, bo z nimi jakoś bardziej potrafiłeś(-łaś) funkcjonować. W związku z tym, że wobec Ciebie były stawiane nieustające wymagania, żebyś był(a) spraw czy(-cza), nieomylny(-na) i pomocny(-na) w domu, to nie było w ogóle miejsca w Twoim dorastaniu na radość, na spontaniczność czy beztroskę. Słyszałeś(-łaś), że za wsze musi być ciężko i realnie w domu panowała bardzo poważna sytuacja i nastrój (było smutno, groźnie, bole śnie…). Skąd dziś masz czerpać pogodę ducha, radość dnia codziennego, przyjemność bycia tak po prostu? 6. Trudno Ci nawiązać intymne stosunki z kimkolwiek. Pomyśl: żeby z kimkolwiek wejść w jakąś intymną relację, żeby powierzyć się, otworzyć, to przede wszystkim potrzebujesz zaufać tej drugiej osobie. Mogłeś(-łaś) ufać mamie? tacie? Spodziewamy się, że raczej masz za sobą doświadczenie bycia zdradzonym(-ną), oszukanym(-ną) przez rodziców. Często obiecywali jedno, a robili drugie. Gdy powierzałeś(-łaś) im swój sekret czy problem — odsłaniałeś(-łaś) się przed mamą lub tatą. Potrzebowałeś(-łaś) być blisko… Niekiedy nawet udawało Ci się zbliżyć, odsłonić, to chociaż matka czy ojciec w danym momencie przyjęli Cię (wysłuchali, zrozumieli, wsparli, …) — później użyli tego i wykorzystali tę informację przeciwko Tobie. Zatem na jakiej zasadzie dziś masz ryzykować bliskość, która jest w gruncie rzeczy doświadczeniem zagrażającym (wyniesionym z domu) — jeśli zaufasz, zbliżysz się, powierzysz się, to w konse kwencji doznasz odrzucenia, zdrady, upokorzenia czy też unieważnienia. 7. Przesadnie reagujesz na zmiany, nad którymi nie masz kontroli. „Przesadnie” to jest takie słowo, które oddaje to, że gdy coś się zmienia w planach, to jest chwila zamieszania i kolejna chwila, żeby jeszcze raz sprawdzić, co jest w danej sytuacji możliwe, a co jest niemożliwe. Dajmy na to: nie przyjechał pociąg. Czy jest jakiś inny? Czy na pewno trzeba gdzieś tam dzisiaj dotrzeć? I tak dalej. Natomiast przesada polega na tym, że jeżeli coś się zmieniło (cokolwiek), to „zawalił się świat”. Mówiąc najprościej: żeby czuć się bezpiecznie, potrzebujesz mieć swój porządek, czyli kontrolować wszystko, co się dzieje wokół Ciebie i z Tobą: kontrolujesz zachowanie swoje i ludzi wokół siebie; czyjeś emocje, własne uczucia. Wówczas czujesz (chociażby iluzoryczne) poczucie bezpieczeństwa. Jednak faktycznie w konsekwencji nie czujesz się bezpiecznie. Dlatego dzisiaj wpadasz w „doły emocjonalne”, gdy na przykład planujesz sobie najprostsze rzeczy: zjem śniadanie, pójdę do pracy… i niech się zdarzy taki dro biazg (zadzwoni telefon), który na chwilę zakłóci Twój plan: co się dzieje? alarm? Wściekasz się i przerażasz jednocześnie… bo to jest właśnie moment, w którym zni ka Twoje poczucie bezpieczeństwa. Pojawia się myślenie tunelowe: jesteś przekonany(-na), że stanie się coś złe go, a później następne „coś” — i masz w głowie od razu lawinę katastrof. Innymi słowy, dzieje się coś, na co nie masz wpływu. A uznanie własnej bezsilności wobec tego, że dzieje się coś niezależnego od Ciebie, wydaje się nie możliwe, wręcz nie do przyjęcia. Wtedy właśnie tracisz kontrolę i grunt pod nogami. 8. Czujesz się inny niż wszyscy. Czemu idziesz przez życie z przekonaniem, że nigdzie nie pasujesz, że zawsze jesteś ten inny, ta inna — niewystarczający(-ca), gorszy(-sza)? Przywiązany(-na) do swojego osamotnienia, myślisz, że tylko Ty właściwie masz takie problemy; że nikt Cię nie rozumie (bo rodzice Cię nie rozumieli i nie dali Ci bezwarunkowej akceptacji, nie nadali ważności Twoim potrzebom, emocjom). Jesteś przekonany(-na), że nie pasujesz do żadnego towarzystwa, bo wśród swoich rówieśników, którzy na przykład potrafili się bawić, być spontaniczni, okazywało się, że Twój wstyd, lęk są barierą nie do pokonania i nie jesteś w stanie podzielać radości ludzi z Twojego otoczenia. Nie umiesz być spontaniczny(-na), no bo przecież musisz być poważny(-na) — czyli coś z Tobą jest nie tak. Widzisz wszystkich innych jako szczęśliwych, mądrych, zdolnych, a tylko siebie postrzegasz jako tego/tę biednego(-ną) pokrzywdzonego(-ną) — niedopasowanego(-ną) nieudacznika(-niczkę). 9. Ustawicznie potrzebujesz uznania i akceptacji. Akceptacja i uznanie są naturalnym doświadczeniem dzieci wzrastających w rodzinach funkcjonalnych i w do rosłym życiu takie osoby przyjmują uznanie i akceptację jako normę. Widzą świat, który je docenia i akceptuje, i ufają temu. Musi Ci zatem być bardzo ciężko wytrzymać samemu/samej ze sobą, bo nie akceptujesz siebie, nie cenisz. Jesteś wobec siebie osobą niezwykle wymagającą (bo tacy byli wobec Ciebie Twoi rodzice). I pewnie dlatego teraz w swoim życiu tak bardzo łakniesz uznania i akceptacji od innych — od partnera, szefa, nauczyciela, przyjaciół, od swoich dzieci — bo tak bardzo zabrakło Ci tego ciepła, akceptacji, docenienia ze strony mamy, taty (dziadka, babci itd.). Nawet jeśli dziś słyszysz, że ktoś Cię ceni, dla kogoś jesteś ważny(-na), ciągle jest Ci mało. Deficyt, który wyniosłeś(-łaś) z domu, wnosisz do różnych relacji niczym posag. Lokujesz wobec tego w swoich przełożonych, w autorytetach, partnerach życiowych potrzebę akceptacji i uznania, którą powinni Ci dać, zaspokoić rodzice. Dlatego szukasz potwierdzenia w innych, czy wszystko z Tobą jest w porządku. 10. Jesteś nadmiernie odpowiedzialny(-na) albo nadmiernie nieodpowiedzialny(-na). Odpowiedzialność może być dla Ciebie w ogóle abstrakcją. Jeżeli przyjrzysz się temu, w czym wzrastałeś(-łaś), to przede wszystkim w obarczeniu konsekwencjami za nie swoje decyzje i wybory. W domu przede wszystkim czułeś(-łaś) się odpowiedzialny(-na), winny(-na) i brałeś(-łaś) odpowiedzialność za innych. Chciałeś(-łaś) czy nie chciałeś(-łaś), rodzice przerzucili na Ciebie odpowie działalność za swoje obowiązki, nastroje, decyzje itd. Skoro wzrastałeś(-łaś) w poczuciu takiego rozdarcia między cierpieniem i agresją, między porzuceniem a pustką, na uczyłeś(-łaś) się w związku z tym brać odpowiedzialność za cały świat, za wszystkich. Dzięki temu miałeś(-łaś) poczucie (iluzję) bezpieczeństwa. Natomiast jeżeli chodzi o Ciebie, totalnie nie widzisz takiej możliwości, że mógłbyś/mogłabyś być za siebie odpowiedzialny(-na) tak po prostu — nie jesteś dla siebie ważny(-na). Boisz się, wstydzisz stawiać granice, ustalać, na co masz wpływ, a na co nie. Jeżeli się do czegoś zobowiążesz dla kogoś, to żeby nie wiadomo co się działo — nie jesteś w stanie tego odpuścić. Stawiasz sobie wysokie poprzeczki (udowadniasz poczucie własnej wartości, zasługujesz na akceptację) i nie wyrabiasz. Wtedy całkowicie rezygnujesz — nic już nie robisz (znikasz, porzucasz, odrzucasz). Czy chcesz stale dźwigać za innych? Czy może chcesz wreszcie siebie „wziąć w (na) swoje ręce”? 11. Jesteś lojalny(-na) do ostateczności, nawet w obliczu dowodów, że lojalność jest nieuzasadniona. Spójrz na siebie przez pryzmat lojalności (bycia w porządku) wobec mamy, taty. Można by powiedzieć „lojalny(-na) ponad miarę”. Czemu tak jest? Kojarzysz jakieś zasady z domu rodzinnego? Wydaje się, że był to dom, w którym, z jednej strony, nie obowiązywały żadne zasady, a z drugiej strony, rodzice dla lepszego wizerunku samych siebie wprowadzili regułę lojalności: wszystko, co się dzieje w domu, pozostaje w domu, bo rodzina jest najważniejsza. Jaka by nie była, to jednak trzeba być przy tej rodzinie. Nie wolno się przeciwko niej zbuntować. Wszystko to są tematy tabu — takie własne brudy, które pierzemy u siebie. Nawet jeżeli coś Tobie lub komuś dzieje się niedobrego w tym domu, to Ty nie powinieneś/powinnaś ujawniać tego na zewnątrz, ponieważ wówczas krzywdzisz swoich rodziców. A masz przecież tylko ich — w domyśle: jesteś za nich odpowiedzialny(-na). Przede wszystkim nie rozmawiasz z rodzicami o rzeczywistym problemie w rodzinie: o alkoholizmie ojca czy lekomanii matki, o biciu się rodziców, o przekraczaniu granic intymności któregoś z członków rodziny, o wykorzystywaniu braci jako siły roboczej. Paradoksalnie, jeśli w odruchu instynktu samozachowawczego któreś z rodziców wezwie policję, bo już naprawdę jest niebezpiecznie, to gdy pojawią się funkcjonariusze, mama czy tata zaprzeczy wszystkiemu, co się stało, i Ty (dziecko) w 100% też zaprzeczysz. Nie skorzystasz z możliwości uratowania siebie, bo po prostu musisz uratować czy ochronić właśnie matkę czy ojca, czyli tak naprawdę pozostać lojalnym wobec nich. Myślisz sobie: są jacy są, ale masz tylko tych jedynych i jeżeli ich zdradzisz (odrzucisz), wtedy zostajesz kompletnie sam(a). Z tego powodu dziś, w dorosłym życiu, wchodząc w różne relacje przyjacielskie, związkowe, zawodowe, żeby nie wiem, co się działo (mając różne dowody tego, że ktoś wła śnie jest nie w porządku wobec Ciebie), będziesz jednak milczał(a) — pozostaniesz lojalny(-na). Dzięki temu czu jesz się w porządku, wartościowy(-wa), zasługujący(-ca) na akceptację. Jednak Twoja lojalność jest jak broń obosieczna — dając innym schronienie, odcinasz gałąź, na której siedzisz. Jest to również bardzo potężna bariera przeciwko samemu/samej sobie w podjęciu terapii w kontekście DDA/DDD, bo jak mogę zdradzać swoich rodziców? 12. Domagasz się natychmiastowego spełnienia zachcianek. Jak uważasz, jesteś osobą cierpliwą, bo ufną, czy cierpliwą, bo zrezygnowaną? Pytamy, gdyż potrzeba natychmiastowości jest bardzo często skutkiem braku do świadczenia odroczonej nagrody… Innymi słowy, albo dostawałeś(-łaś) natychmiast coś, czego potrzebowałeś(-łaś), albo to się praktycznie już potem nie wydarzy ło. Prawdopodobnie masz takie doświadczenie z dzieciństwa czy okresu dorastania, że to spełnienie było możliwe tylko w jednej chwili (właśnie teraz mama z Tobą rozmawia, tata pomoże poskładać zabawkę itd.). Czyli jeżeli w danym momencie coś można było dostać, to to było. Na pewno nie można było liczyć na to, że jak rodzic po wiedział, że jutro naprawi samochodzik, to będzie on jutro naprawiony. Lub że jeżeli rodzice zaplanowali, że pojadą z Tobą na wycieczkę do lasu w weekend, to że tam pojedziesz w sobotę lub w niedzielę. Obietnice nie były dotrzymywane i rodzice z tego tytułu nie ponosili żadnych konsekwencji. Nie było szans na realizację czegoś później i to wywołuje w Tobie stan swoistej łapczywości — teraz, natychmiast. „Za chwilę Cię, mamo/tato, nie będzie. Znikniesz w odmętach alkoholu, w krzykach, w zmywanych bez końca garnkach. Zmieni Ci się, mamo/tato, nastrój o 180 stopni… Obiecujesz, że jutro pójdzie my do kina… A jutro rozboli cię głowa albo pojawi się jakaś inna ważniejsza sprawa, albo po prostu ojciec się nachleje… I jak zwykle zostanę sam(a). 13. Automatycznie poddajesz się w danej sytuacji, zamiast szukać jakichś alternatywnych rozwiązań. Zastanawiasz się czasem, czemu gdy coś się dzieje, to „musisz szybko to załatwić”? Przypominasz sobie rodzin ny dom. Napięcie i czekanie na to, co się wydarzy. A gdy już się dzieje, to wchodzisz do akcji jak straż pożarna czy karetka pogotowia, bo to jest wtedy działanie tu i teraz, natychmiast, kiedy żyjesz w nieustającym zagrożeniu. Nie mogłeś(-łaś) się zatrzymać, zastanowić. To była natychmiastowa akcja ratunkowa. Awantura w domu. Mat ka nie szuka rozwiązania. A za każdym razem, kiedy jest awantura, rozgrywa się ten sam teatr: ona cierpi, chce, żeby ktoś ją uratował albo sama zasłania się Tobą, albo ucieka z Tobą lub bez Ciebie. Potem wraca i jakby się nic nie stało — do następnego razu. Kiedy dziś rejestrujesz podobny stan w sobie, wówczas „odpalasz” szybkie działanie, nieprzemyślane, tylko po prostu takie jak z auto matu, który wytrenowałeś(-łaś) w sobie przez wiele lat funkcjonowania w stanie zagrożenia. Oczy masz zawsze naokoło głowy. Czujność i szybkość reakcji niczym u bok sera na ringu, który się chroni przed ciosem. Nie zastanawiasz się, co zrobić, tylko działasz. W efekcie nic się nie zmienia. Być może utknąłeś(-łaś) w pracy, w której nie chcesz być, w związku, w którym nie chcesz tkwić. W miejscu w sobie, w którym nie chcesz być — i nie widzisz możliwości rozwiązania (bo, z perspektywy Twojej mamy czy Twojego taty nigdy go nie było). Czy tak musi pozostać? 14. Szukasz napięć i kryzysów, a później skarżysz się na nie. Prawdopodobnie przesiąknięty(-ta) jesteś do suchej nitki atmosferą wiecznego narzekania i poczucia kompletnej bezradności wobec życiowych problemów. Tkwienie w problemach całe życie było zapewne „naturalnym” stanem rzeczy w Twoim domu rodzinnym, gdzie występowało nieustające napięcie, permanentny kryzys. Mama czy tata ciągle narzekali na to, co się dzieje w domu, na siebie nawzajem, na cały świat. Masz wyssane z mlekiem matki to, że na pewno nic się nie uda. I w gruncie rzeczy nikt nic nie robi, żeby coś zmienić. Teraz Ty w dorosłym życiu potrzebujesz ten przekaz potwierdzać. Rozwiązanie sprawy, spokój, pewność tego, co się dzieje, wbrew pozorom są dla Ciebie zagrażające. Są obcym i nieznanym stanem emocji. Dlatego jeżeli nie dzieje się nic, co by było dla Ciebie kryzysem i powodowało napięcie, to sam(a) szukasz i prowokujesz napięcie, a później znowu jak w domu rodzinnym Twoi rodzice funkcjonujesz pomiędzy poczuciem krzywdy a poczuciem winy. Taki model od rodziców dostałeś(-łaś), no to sobie właśnie narzekasz, że masz bardzo trudno i nic nie da się zrobić. I jeszcze jeden ważny aspekt. Potrzebujesz napięcia jak tlenu. Jeżeli się nic nie dzieje, to tak naprawdę wiąże się to z zagrożeniem dotknięcia wewnętrznej pustki… a na pięcie jest po to, żeby można było je rozładować. Czy tak funkcjonujesz, że boisz się, że coś, na czym Tobie zależy, nie uda się, więc dążysz do kryzysu, na przykład w związku, w którym jest fajnie, ale to jest niemożliwe, żeby było fajnie? Trzeba to zepsuć, eskalując napięcie. Dążysz do „zniszczenia” tego, na czym Ci zależy, bo zbyt się boisz do świadczenia odrzucenia z czyjejś strony. A potem użalasz się nad sobą, że nic Ci się nie udaje w życiu. 15. Unikasz konfliktów bądź je zaostrzasz, a rzadko rozwiązujesz. Może unikanie konfliktu jest Twoim sposobem na unikanie bycia bezradnym? Z domu wyniosłeś(-łaś) naukę, że bycie w związku to nieustający konflikt otwarty bądź ukryty, nie wiadomo o co, ale jest. Nie ma dogadania się i nie ma cały czas awantury. Czasem to niedogadanie było tym, że nikt z nikim nie rozmawiał. Nie było w ogóle przepływu komunikacji. Jednak gdy choćby przypadkiem się odezwałeś(-łaś), od razu było nieporozumienie. Obowiązywało domyślanie się, zgadywanie, czego mama lub tata oczekują, a nie było miejsca na pytania czy ustalanie czegoś. Stąd narzędziem do komunikacji stało się milczenie — lepiej nie rozmawiajmy, bo wtedy unikniemy nieporozumienia. Może teraz też wolisz nie narażać się na jakiś kłopot bądź kiedy napięcie jest zbyt duże, od razu zaostrzasz konflikt, który posłuży do rozładowania tego napięcia. Możliwe, że dla Ciebie wyrażenie złości łączy się z agresją, z przemocą. W związku z tym konflikt jest zbyt zagrażający, bo od razu kojarzy się z aktem przemocy. Również cisza jest zagrażająca, jeśli łączysz ją z obrażonymi rodzicami i własnym po czuciem winy i krzywdy zarazem. Lęk przed takim stanem emocjonalnym staje się w końcu nie do zniesienia. Zbiera się tyle tego nierozwiązanego, że już realnie nie masz przestrzeni na szukanie porozumienia. Po prostu ulewa Ci się lęk zmieszany ze złością i takim domowym sposobem sam(a) zaostrzasz konflikt — stajesz się agresywny(-na), stosujesz przemoc, żeby rozładować nieznośne napięcie. 16. Boisz się odrzucenia i porzucenia i sam(a) odrzucasz innych. Bycie nieważnym dla swoich rodziców, opuszczonym, porzuconym przez nich jest dominującym doświadczeniem, które towarzyszyło Ci w dzieciństwie i w okresie dorastania. Z lęku przed odrzuceniem ze strony innych teraz sam(a) odrzucasz. Jest to strategia, która daje Ci poczucie bezpieczeństwa (kontroli). Sam(a) bierzesz to w swoje ręce. Ty odrzucisz osobę (zerwiesz z nią, znikniesz), na której Ci zależy, bo za bardzo boisz się doświadczenia odrzucenia po raz kolejny. To jest Twoje źródłowe doświadczenie z rodzinnego domu. Co byś nie zrobił(a) — w konsekwencji i tak zostawałeś(-łaś) sam(a). Im bar dziej się zbliżyłeś(-łaś), tym większy dramat odrzucenia później przeżywałeś(-łaś). Im bardziej zaufałeś(-łaś), tym trudniej znosiłeś(-łaś) porzucenie, opuszczenie. W do rosłym życiu strategia odrzucania daje poczucie bezpieczeństwa, ale przynosi straty. Jesteś sam(a), bo trudno Ci nawiązać bliskie, intymne relacje. Możesz też odkryć w dorosłym życiu, że potrzebujesz unieważnić swoje uczucia i pragnienia, żeby nie przeżywać tęsknoty za tatą czy mamą, którzy zostawiali Cię i wybierali alkohol, leki, pracę, nowe związki. 17. Boisz się niepowodzeń, ale sabotujesz własne sukcesy. Wzrastałeś(-łaś) w przekonaniu o sobie jako kimś gorszym, nic nie wartym. Tobie na pewno się nie uda, ponieważ Twojej rodzinie nic nie mogło się udać. Nie było po wodzeń. Były porażki. Było ich tak dużo, że ogarniał Cię ogromny lęk. Twoi rodzice tak bardzo bali się cokolwiek zmienić, bo nie wierzyli, że to się uda. Tego się od nich nauczyłeś(-łaś). Nie realizujesz swoich pragnień, marzeń, pasji — czegokolwiek, bo po co? To się i tak nie uda. Do swoich awansów, sukcesów (bo w gruncie rzeczy masz takowe na swoim koncie) masz taki stosunek: to nie ja — to mi się udało. To przez przypadek, to właściwie nic takiego. Może robisz to po to, by ktoś jednak przekonywał Cię, że jesteś super, że dobrze to zrobiłeś(-łaś)? Z drugiej strony, sukces może być dla Ciebie zagrażający. Wiążesz go ze zobowiązaniem wobec tych, którzy Cię nagrodzili, którzy Ci gratulują itp. Skoro potrafiłeś raz zdobyć nagrodę, to musisz zrobić to kolejny raz i jeszcze lepiej. Być może dlatego wolisz nawet nie próbować. 18. Boisz się krytycyzmu i zarazem sam(a) bezlitośnie osądzasz. Można by to skomentować w taki sposób: najlepszą obroną jest atak. Jako dziecko byłeś(-łaś) oceniany(-na) i „od zawsze” nieustająco boisz się oceny, osądu. Język ocen, czyli krytyka, to był styl komunikacji w rodzinie. Czyli jak byłeś(-łaś) w czymś dobry(-a), to słyszałeś(-łaś) komentarz, który brzmiał jak krytyka: „O jaki(-a) mądry(-a), ale się przechwala”. Takim językiem nauczyłeś(-łaś) się posługiwać. Krytykujesz i osądzasz. A zarazem jest to Twoja strategia, która pomaga Ci poradzić sobie z kry tyką z czyjejś strony. Działa jak tarcza — odgradza Cię od innych. Stajesz się niedostępny(-na). Ludzie się Ciebie boją i nie zbliżają do Ciebie. W efekcie nie krytyku ją. Jesteś bezpieczny(-na)? Niezupełnie, bo wobec siebie jesteś bezlitośnie krytyczny(-na). 19. Źle organizujesz czas, nie ustalasz priorytetów i przez to zawsze masz zaległości. Sposób funkcjonowania na co dzień połączony został z napięciem, którego nieustająco doświadczałeś(-łaś) w domu rodzinnym i przez to stało się ono częścią Ciebie. Systematyczność i ciągłość, konsekwencja to w pewnym sensie jakaś abstrakcja dla Ciebie. Napięcie związane z oczekiwaniem na klęskę, porażkę, odrzucenie generuje w Tobie niechęć do robienia czegokolwiek. Wszystko odkładasz na ostatnią chwilę, a później nagle okazu je się, że już tego czasu nie masz. Twoje działanie jest ściśle złączone z napięciem. Dopiero kiedy jesteś pod ścianą, możesz coś zrobić i przyjąć, że jakość wykonania usprawiedliwisz swoim napięciem. Dzięki temu nie musi to być idealne ani perfekcyjne. Ustalenie priorytetu mogłoby oznaczać nadanie czemuś wartości. Wówczas musiał(a)byś zrobić to perfekcyjnie. A to przecież nie możliwe, jeśli funkcjonujesz chaotycznie, zrywami, na ostatnią chwilę. Tym sposobem zyskujesz większą zgodę na niedoskonały efekt, bo musiałeś(-łaś) się spieszyć, nie miałeś(-łaś) przecież już więcej czasu. To nie Twoja wina? Po doświadczeniu wzrastania w chaosie, właściwie bez ustalenia czegokolwiek, bo po co? Skoro i tak umowa czy przyrzeczenie nie zobowiązywały do niczego. Przypominasz sobie, ile razy tata czy mama coś obiecali, a jaki był skutek? W rzeczywistości priorytety organizacji czasu w rodzinie dyktował cykl uzależnienia, stosowania przemocy, pilność obowiązków zawodowych itd. Wniosek wyciągałeś(-łaś) taki: naprawdę nic od Ciebie nie zależy — Twoje potrzeby, plany itp. nie są ważne. Natomiast to Ty jako dziecko byłeś(-łaś) obarczany(-na) konsekwencjami decyzji, które podejmowali dorośli, czyli rodzice. Z tego powodu dzisiaj nie potrafisz postawić siebie za punkt odniesienia. Gdy masz powiedzieć: ja mam swój czas, ja go mam w swoich rękach, to są moje priorytety, ja chcę coś zrobić — rozpraszasz się w chaosie nasyconym lękiem, wstydem, bezradnością. 20. Trudno Ci się bawić i przeżywać radość. Zapewne byłoby dziwne, gdybyś z domu, w którym było nieustające cierpienie, było ciężko, było bardzo poważ nie, występowało zagrożenie dla zdrowia, a nawet życia, była przemoc (fizyczna, a przede wszystkim emocjonalna), wyniósł/wyniosła radość życia, chęć do zabawy, spontaniczność (nie myl tego z potrzebą odreagowania czasem w sposób ekstremalny — „jazdą bez trzy manki”). Być może odkąd pamiętasz, skupiałeś(-łaś) się na rozwiązywaniu rzeczy nierozwiązywalnych z pozy cji dziecka względem problemów dorosłych (rodziców). Na przykład: ile razy matka „zapraszała” Cię, czyniąc Cię ważnym(-ną), potrzebnym(-ną), do rozstrzygnięcia: „Co z tym ojcem zrobić?”. Głowiłeś(-łaś) się. Coś zaproponowałeś(-łaś). Zaangażowałeś(-łaś) się w realizację… Mama zmieniała zdanie i tak robiła swoje… Nic z tego nie wychodziło. Gdzie tu miejsce na radość, zabawę, bez troskę? W dorosłym życiu, kiedy trochę inaczej sięgasz do swojej beztroski i spontaniczności, są zarezerwowane sfery i okoliczności dla bezpiecznej zabawy „po dorosłemu” (seks, pasja, relaks). Jednak bez dziecięcego do świadczenia, że to jest w ogóle możliwe — w dorosłym życiu to się nie wydarzy — nie pozwolisz sobie na to. No i właśnie tak jest, że właściwie dlatego nie idziesz się ba wić, tylko idziesz się zastanawiać: co inni o Tobie myślą, jak Cię oceniają. W dodatku, gdy przeżywasz radość, to wkrada się poczucie winy. Nie należy się za bardzo cieszyć. Przecież w tym momencie może być komuś (mamie czy tacie) przykro… *Cytaty i fragmenty pochodzą z książki C. Biernackiego, A. M. Seweryńskiej "DDA czy to ja?" *Dziękujemy Wydawnictwu Sensus za możliwość zareklamowania tej wartościowej książki. POLECAMY:
0 Komentarze
Twój komentarz zostanie opublikowany po jego zatwierdzeniu.
Odpowiedz |
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|