NIEWYSTARCZAJĄCO DOBRAPoczucie wartości, samoocenaMówiono mi, że brak ojca zostawi wyrwę w moim sercu. Czy tak się stało? Nie wiem, ale raczej się z tym nie zgadzam. Nie pamiętam, abym odczuwała jego brak, bo nigdy nie poznałam jego miłości, obecności, nie miałam więc za czym i za kim tęsknić. Oczywiście to mój punkt widzenia. Nie pamiętam ojca, natomiast doskonale utkwiła mi w pamięci rozmowa mamy, którą przed laty jako mała dziewczynka przypadkowo usłyszałam. Trudno było przejść obok niej z obojętnością, byłoby dziwne, gdyby nie poruszyła wówczas mojego serca. Nie zapomnę złości mamy, która pełna emocji mówiła do koleżanki, jakie konsekwencje ponoszę jako dziecko mężczyzny, dla którego kusa spódniczka i długie nogi były ważniejsze od rodziny i jej dobra. Dzisiaj zastanawiam się, czy faktycznie je odczuwałam i odczuwam. Pamiętam, że wówczas dochodziły do mnie strzępy rozmowy, w których mama mówiła o poczuciu bezpieczeństwa, o tym, że dziewczynka powinna czuć się chroniona przez ojca, że potrzebuje męskiej energii. Oczywiście snuła wizję przerażającej przyszłości. Wyobrażała sobie mnie jako osobę, która będzie unikała mężczyzn, będzie się ich bała, nie będzie w stanie zaufać osobom płci przeciwnej. Dzisiaj wiem, że to było tylko takie „babskie gadanie”, które w moim przypadku nie miało chyba odbicia w rzeczywistości. Nigdy nie miałam problemu w relacjach z chłopakami. Do dzisiejszego dnia świetnie dogaduję się z kolegami z pracy. Być może posiadanie starszego brata i sąsiedztwo starszych o parę lat kuzynów, z którymi spędzałam wiele czasu i na których zawsze mogłam liczyć, spowodowało, że dobrze czułam się z przedstawicielami płci przeciwnej i nie miałam problemów z budowaniem z nimi relacji. Ale… Od najmłodszych lat miałam poczucie gorszości i nie wiem, czy można to wiązać z odejściem ojca, czy też nie. W zasadzie nie pamiętam go dobrze. Natomiast doskonale pamiętam, że dla mamy zawsze byłam za gruba, za niska, za mało lotna, zbyt rozbrykana. Wymieniać można długo. Wciąż widzę jej rozczarowane oczy, gdy wracałam ze szkoły z ocenami, które nie były w stanie zaspokoić jej oczekiwań. Pamiętam złość, gdy przybiegałam z podwórka z podartymi rajtuzkami. Zawsze porównywała mnie do pilnego i grzecznego brata, do ślicznych i mądrych rówieśników. Widziałam, jak z podziwem spogląda na moje zgrabne koleżanki, jak podziwia córki swoich przyjaciółek. A ja nie byłam w stanie doskoczyć do jej oczekiwań. W szkole zaczęłam coraz częściej chować się po kątach. Już wówczas czułam się gorsza. Skoro mama tak mnie oceniała, jak mogą na mnie z życzliwością patrzeć osoby obce. Na zajęciach wychowania fizycznego przeżywałam swoje małe piekiełko. Nigdy, z uwagi na moja nadwagę i słabą kondycję fizyczną, nie byłam wybierana do gier zespołowych. Zazdrościłam koleżankom, które zabierały głos na lekcjach. Podziwiałam osoby angażujące się w różnego rodzaju inicjatywy. A mi nawet się nie śniło, aby mieć odwagę, bo przecież jestem za głupia, za mało błyskotliwa, za leniwa. Wmawiałam sobie, że nie uda mi się, nie wyjdzie tak jak trzeba, to nie dla mnie… I tak wypełniałam samospełniające się proroctwo mojej mamy. A jak coś zrobiłam dobrze, to zawsze znalazłam sposób, aby sobie popsuć samopoczucie. Zawsze było to niewystarczająco dobre albo czułam się jak oszustka, obawiając się, że w końcu zostanę zdemaskowana, bo wyjdzie szydło z worka i wyda się, że nie ja powinnam być na tym miejscu i wówczas ze wstydu zapadnę się pod ziemię. Na każdym kroku sprawdzałam samą siebie, poprawiałam, uważałam, że wciąż za mało wiem, niewiele umiem, nie doceniałam swojego potencjału, podważałam swoje kompetencje. Byłam przekonana, że tu, gdzie się znalazłam, jestem przez przypadek, przez dziwny zbieg okoliczności. Tak budowałam moje niskie poczucie wartości, brak wiary w siebie, niską samoocenę. Z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc i z roku na rok stawałam się coraz bardziej przestraszoną szarą myszką zagubioną wśród wielobarwnego świata, w którym każdy był lepszy ode mnie. Często lęk stawał się przeszkodą na drodze do rozwinięcia skrzydeł i osiągnięcia sukcesów. Przełom nastąpił w momencie, gdy poznałam Adę. Od grudnia zaczęła pracować w naszym dziale. Osoba zarażająca wszystkich poczuciem humoru, ciepła, życzliwa, moim zdaniem lubiąca siebie i wierząca w swoje możliwości. Pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że była osobą niepełnosprawną, poruszającą się na wózku. Z każdym dniem patrząc w jej śmiejące się oczy, obserwując jej duży dystans do siebie i odwagę w podejmowaniu różnych wyzwań, docierało do mnie, że wszystko jest w naszej głowie, w naszych przekonaniach dotyczących siebie i świata. Gdy spojrzałam w lustro, dostrzegłam piękną, elegancką, ze smakiem ubraną kobietę i zdałam sobie sprawę, że ten obraz jest sprzeczny z tym, który noszę w sobie, że jest sprzeczny z tym, w jaki sposób postrzegam siebie. Zdałam sobie sprawę, że nie widzę siebie w obiektywnym świetle, że patrząc na siebie, dostrzegam niewysoką, korpulentną, pyzatą dziewczynkę spoglądająca na świat z przerażeniem i przepraszającą za błędy, które mogą jej się w życiu przydarzyć. Widziałam dziewczynkę i potem kobietę, która nigdy nie była zadowolona z efektu swojej pracy, która nie była dość dobra, wystraczająco zdolna, która była niecierpliwa, niekonsekwentna, której angielski nie był na odpowiednim poziomie, a niemiecki pozostawiał wiele do życzenia. Wymieniać mogłam w nieskończoność… A Ty, patrzysz na siebie z miłością, wiarą w siebie i szacunkiem? A może podobnie jak Zuzia, z lękiem spoglądasz wokół, obawiasz się oceny, podcinasz sobie skrzydła, nie umiesz cieszyć się z sukcesu i przyjmować komplementów? Może coraz bardziej zamykasz się w sobie i wciąż czujesz na sobie wzrok osób patrzących na ciebie z pogardą? Czas to zmienić! Nie tylko Ty, ale wielu z nas z różnych powodów nie wykorzystuje swojego potencjału. Nie jedna osoba w wyniku doświadczeń przeszłości poczucie wartości ma mocno nadszarpnięte. Stajemy się coraz bardziej zamknięci w sobie, wycofujemy się z wielu działań, uciekamy przed światem. Wydaje nam się, że jesteśmy wciąż obserwowani i oceniani. Jakbyśmy nie wiedzieli, że właśnie brak wiary w siebie i niska samocena zabijają nasze marzenia i powodują, że tracimy szansę na kosztowanie życia. Czy jest sposób na to, by naprawić to, co ktoś zepsuł przez swoją nieświadomość, brak wiedzy, uważności, a może własne kompleksy? Mama Zuzi najprawdopodobniej nie miała pojęcia, jaką krzywdę wyrządza córce ciągłymi uwagami, porównywaniem, ocenianiem, moralizowaniem, wyśmiewaniem. Czasu cofnąć się nie da, natomiast zawsze jest szansa na budowanie zdrowego poczucia własnej wartości. Oczywiście przede wszystkim z pomocą przyjść może specjalista, ale każdy we własnym zakresie może dzień po dniu budować swoją samoocenę poprzez różnego rodzaju ćwiczenia. Jedno z nich znalazłam w fantastycznej książce „Siła emocji” wydanej przez Wydawnictwo Sensus. Jej autor Thibaut Meurisse prezentuje ćwiczenie, które zostało nazwane Rejestr Zwycięstw. Poniżej możecie się z nim zapoznać. REJESTR ZWYCIĘSTW Jednym z najlepszych sposobów na zauważenie swoich osiągnieć jest zapisywanie ich. Polecam Ci założyć w tym celu osobny notatnik.
*Fragment pochodzi z książki "Siła emocji", T. Meurisse'a, Wydawnictwo Sensus, 2023 **Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Sensus POLECAMY:
0 Comments
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|