PRZYMUSOWY URLOPJak nauczyć się odpoczywać?Przedpołudnie w Sopocie. Zaczynają dopiero otwierać kawiarenki na Monciaku. Słonecznie, choć nieco chłodno, ludzi niewielu. Dla mnie kurort przed sezonem to wspaniałe miejsce. Łapię się na tym, że idę za szybko. Pani przede mną przemierza deptak wolnym krokiem. Gdybym szła tak, jak przed chwilą, przegoniłabym ją. Tylko po co? Nawyk! Automatyzm! Uśmiecham się i zwalniam, dostosowuję się do jej tempa, w końcu mam przymusowy urlop. Komputer z „robakiem” w przeglądarkach trafił do naprawy i postanowiłam się przejść. Jak widać dawno nie miałam chyba doświadczeń w samotnym spacerowaniu, bo idę jak zwykle – czyli za szybko. Przecież normalnie tysiąc spraw do załatwienia, nie ma czasu. Rzeczy czekają w kolejce na załatwienie, ledwie ogarnę pilne i ważne, dochodzą kolejne i lista się wydłuża. Próbuję sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz miałam taką okazję, by być przed 11.00 w Sopocie na Monte Cassino, albo gdziekolwiek - bez presji, zdenerwowania, pośpiechu, z myślą, żeby posiedzieć chwilę w miłym miejscu, mieć chwilę tylko dla siebie? I wiecie co, nie pamiętam. Autentycznie. Normalnie byłabym zdenerwowana sytuacją z przeciwnościami, zwłaszcza, że chodziło o bardzo poważną awarię mojego głównego narzędzia pracy. Sama nie mogłam na to nic poradzić – to mnie całkowicie przerosło. Tym razem, o dziwo, zaakceptowałam sytuację – nowe dla mnie, ale bardzo przyjemne uczucie. Czasami frustracja zabiera nam więcej energii i zajmuje czas, który można poświęcić na regenerację, chwilę refleksji i mobilizację do podjęcia następnego kroku. Ale wyjście z tej frustracji, negatywnych emocji nie jest proste. Bywa czasami tak, że mimo posiadania celu SMART, przemyślanego planu, wewnętrznej motywacji, zdefiniowania wcześniej „hamulców” – przydarza się nam coś niespodziewanego, wypadek losowy i wydaje się, że wszystko się wali. Ale czy na pewno? Czy jesteśmy na tyle elastyczni, żeby poszukać innych rozwiązań, albo jeśli ich nie ma, bo sytuacja jest poza naszą kontrolą – po prostu spokojnie poczekać? Jak przekonałam się na własnym przykładzie – ćwiczenie czyni mistrza. Choć zdradzę Wam w tajemnicy, że nie do końca wyglądało to tak „sielsko”, jak to opisałam przed chwilą. Nie umiałam się tak zupełnie zatrzymać, co teraz sama Wam proponuję. Zresztą z psychologami często jest tak, że znajomość różnych praw i reguł wcale nie przekłada się na ich 100-procentowe stosowanie w życiu, a tym samym na bezproblemowe życie. Tak więc mój wewnętrzny „napęd” w dniu przymusowego urlopu ciągle działał. Po prostu po odwiezieniu komputera do specjalisty, zaczęłam realizować zadania z listy z kategorii „ważne, niepilne” (więcej możecie przeczytać w poście „Wyścig z czasem"). Jedna ze spraw była w Sopocie i dopiero wtedy, będąc 100 metrów od najpopularniejszego chyba deptaka w Polsce, pomyślałam o drobnej „ucieczce”. Chyba nic się nie stanie, jeśli po drodze do … tu następna niezałatwiona rzecz z listy … przejdę się Monte Cassino? Może nawet poczuję się jak prawdziwa „blogerka” – uśmiechnęłam się do siebie i przeparkowałam samochód. Wieczorem chciałam opowiedzieć mężowi, jakie wspaniałe przedpołudnie spędziłam w Sopocie i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że było to … 45 minut, na tyle wykupiłam bilet w parkomacie. A w tym czasie: przeszłam Monciak w górę i w dół, porobiłam trochę zdjęć (które możecie tutaj zobaczyć), odwiedziłam księgarnię, żeby przygotować się do majowego tematu (zdjęcia i refleksje z księgarni już niedługo na blogu); kupiłam kawę, którą chciał pić ze mną wróbel – tu musicie uwierzyć mi na słowo – bo niestety przegoniłam go ze stolika, a teraz żałuję, bo byłoby fantastyczne zdjęcie i próbowałam jeszcze czytać na komórce post mojej przyjaciółki, bo miał się ukazać następnego dnia. Ale wiecie, mimo tego wszystkiego - odpoczęłam! Przed nami kilka dni majowego weekendu, może wówczas znajdziecie chwilę TYLKO dla siebie, bez małżonka, partnera, rodziny, dzieci, obowiązków, myślenia o pracy, niezałatwionych sprawach. Dla tych, którzy nie robili tego od lat, niech będzie to na początek pół godziny, dla osób, która mają w tym większe doświadczenie – odpowiednio dłużej. Czy pamiętacie jeszcze, co lubicie, co przyniosłoby Wam największe zadowolenie? Weekend jest długi, więc czasu wystarczy z pewnością i dla siebie i dla najbliższych. Polecam!
0 Comments
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|