SZCZĘŚLIWA BEZ WINYJak uwolnić się od poczucia winy i odnaleźć drogę do szczęściaDzisiaj odbywa się premiera książki "Szczęśliwa bez winy", która pokazuje nam drogę do szczęścia poprzez uwolnienie się od poczucia winy, a ja mam przyjemność zaprezentować wywiad, który przeprowadziłam z jej autorami – Anną Prelewicz i Maciejem Bennewiczem. Psychologia przy kawie: W naszym życiu niekiedy jednorazowe poruszenie staje się impulsem, który zmienia nasz dotychczasowy świat. To poruszenie może być spowodowane przeczytaną książką, obejrzanym filmem, a czasami zdaniem, które usłyszeliśmy przypadkiem, albo jakimś obrazem, który powoduje w nas błysk zmieniający niemalże wszystko. W „Szczęśliwa bez winy” napisaliście o tym, że „Paradoks ma zaskoczyć, olśnić umysł, który ugrzązł we wzorcach i stereotypach.” Wasza książka moim zdaniem ma prowokować czytelnika, otwierać mu oczy, zaskakiwać po to, by się obudził. Czy taki był Wasz zamysł? Czy chcieliście w nietypowy sposób obudzić wielu z nas z letargu? Maciej Bennewicz: Koany pochodzą z myśli i tradycji wschodu. Dawni mistrzowie sądzili, że myśląc w utarty sposób nie jesteśmy w stanie spojrzeć na swoje życie z dystansu a tym samym doznać przebudzenia. W zaskakujący sposób idee te powtarza Albert Einstein - ikona zachodniej nauki mówiąc, że nie możemy rozwiązywać problemów używając sposobu myślenia, który je zrodził. Bardzo lubimy ten cytat i często zaczynamy od niego naszego wykłady. Bez zmiany sposobu myślenia osiągniecie szczęścia czy choćby spokoju ducha nie jest możliwe. Koan ma być takim impulsem do zmiany myślenia. Anna Prelewicz: Nasze umysły lubią skróty, przewidywalność i tzw strefę komfortu. Co w rezultacie oznacza właśnie letarg, czyli swoistą bańkę w której dominujące stają się nasze nawyki i wzorce, tworzące przewidywalność. Nastręcza nam to jednak pewien kłopot – zamykamy się na zmianę, a bez niej nie sposób odnaleźć swoją osobistą i unikalną drogę do szczęścia, bo szczęście nie jedno ma imię. Koany i interpretacje wraz z pytaniami mają waśnie zaprosić do tej drogi, jednak w tym celu trzeba porzucić utarte szlaki myślowe. Ppk: W tym celu posłużyliście się w książce opowieściami metaforycznymi - koanami, które odznaczają się paradoksalną strukturą. Czy praca z człowiekiem, poznanie go wpłynęły na podjęcie takiej decyzji? Czy zdajecie sobie sprawę dzięki doświadczeniu zawodowemu, że ten sposób przekazu i dotarcia jest skuteczny? MB: Tworzymy w instytucie unikalne podejście, które nazwaliśmy Psychologią Doświadczeń Subiektywnych. Na podstawie naszych rozlicznych relacji z klientami i pacjentami sądzimy, że aby zrozumieć drugiego człowieka, aby nakierować go na ścieżki osobistego rozwoju, który przyniesie mu upragnione polepszenie w jakiejś sferze, trzeba nauczyć się, wraz z każdym, konkretnym człowiekiem, psychologii od nowa. Oznacza to, że sztywne ramy diagnostyki, schematów, modeli terapeutycznych nie zawsze pozwalają na zrozumienie człowieka przez to również nie zawsze są pomocne i skuteczne. Trzeba umieć się w drugiego człowieka wsłuchać, ale żeby stało się to możliwe trzeba go zainspirować i posłuchać jakie wyciąga wnioski np. z opowiadań-koanów. Kluczowe są jego, osobiste konkluzje, odkrycia, refleksje, gdyż dzięki nim zyskuje dystans do siebie, impuls do rozwoju, kreatywne zaproszenie do zmiany - zamiast „gotowca”. AP: Intencją naszej książki niewątpliwie jest zaproszenie do przemyśleń, do zadawania sobie pytań i poszukiwania odpowiedzi. Karty książki mogą stanowić swoistą podpowiedź w codziennych sprawach dotyczących nas samych, naszych relacji oraz lęków, stając się wskazówkami na drodze do szczęścia, które jest możliwe. Jednak by tak się stało, wcześniej trzeba udzielić sobie szczerych odpowiedzi. Tak jak nie można raz zrobić sprzątania, tak nie można raz poznać człowieka, również siebie samego. Nieustannie siebie poznajemy, przekraczając różnego rodzaju granice. Potrzeba jednak ciekawości poznawczej i otwartości. Ppk: Czy w swojej pracy również stosujecie metodę paradoksu i często posługujecie się koanami? MB: Zarówno w pracy grupowej jak i z indywidualnymi osobami to jedno z podstawowych narzędzi, które stosujemy, nierzadko w formie kreatywnej zabawy. AP: Koany stanowią ważną część pracy z metaforą, która w bezpieczny sposób wyłamuje umysł z kolein myślowych. My ludzie jesteśmy istotami narracyjnymi, jesteśmy zanurzeni w metaforach, gdyż wszystko czego doświadczamy zawsze zamyka się w opowieści. Od naszego sposobu postrzegania rzeczywistości i w rezultacie jej interpretowania zależy nasze samopoczucie. Metafora, czyli opowieść ma nas zapładniać intelektualnie i zapraszać do poszukiwań, poprzez uruchomienie inkubacji nowych spostrzeżeń, rozwiązań poszerzając naszą mapę. Ppk: Dlaczego tak się dzieje, że nie chcemy poddać się w życiu fali, tylko siłujemy się, walczymy, płyniemy pod prąd? Czy taka jest nasza natura? Napisaliście, że „Kiedy pozwalamy, by fala nas niosła, zamiast usiłować płynąć szybciej czy pod prąd, życie staje się łatwiejsze.” Dlaczego wielu z nas nie chce tego przyjąć do wiadomości? A może uważamy, że płynąc pod prąd, siłując się ze wszystkimi i wszystkim na drodze, mamy poczucie sprawstwa? MB: To obszerny temat. Za taki stan rzeczy odpowiedzialna jest obecna popkultura a szerzej normy cywilizacyjne. Nie przez przypadek mówi się, że żyjemy w czasach permanentnego marketingu, „w rzeczywistość ciągłej sprzedaży” jak śpiewa Artur Rojek. Ten powszechny mechanizm wymaga z jednej strony ciągłego porównywania się, rywalizacji i walki czy to w pracy, czy w szkole, gdzie nieustannie mamy być lepsi, wydajniejsi, mamy „dowozić targety”, osiągać wyniki i realizować cele a z drugiej czujemy się wypaleni, zmęczeni, pod nieustanną presją. Nikt nas nie uczył ani w szkole, ani w kościele a często również w domu - co to znaczy empatia, spokój wewnętrzny i jak je osiągać? Jak rozwiązywać konflikty interpersonalne, jak oszczędzać, jak tworzyć dobrą rodzinę? Wciąż słyszeliśmy tylko zakazy, nakazy, oceny i ponaglenia. Poznajemy reguły, ale brakuje etyki i pragmatyki życia codziennego. Dlatego po skończeniu edukacji poddajemy się często społecznej i rodzinnej presji nie umiejąc sobie zdać pytań: co jest dla mnie ważne, czego chcę, jakie są moje potrzeby, jaki mam talent? Dlatego życie staje się nawykowym „płynięciem pod prąd” za wszelką cenę, zamiast szukaniem swojej osobistej, unikalnej drogi. Płyniecie „z prądem” to w istocie życie w zgodzie ze sobą, z własnymi potrzebami i talentami. AP: Zmiana nas przeraża, i nie mniej przerażająca wydaje się perspektywa poddania się, czyli płynięcia z prądem rzeki. Łatwo to zobrazować przykładem: kiedy chcesz coś ugotować i w połowie okazuje się, że brakuje jakiegoś składnika, to możesz udać się do sklepu w poszukiwaniu lub płynąć, czyli poddać się temu co jest. Bawić się improwizacją, prowadząc być może do skomponowania nowej potrawy. Oznacza to jednak pewien dystans do siebie, do wymagań jakie stawia nam świat, a przede wszystkim my sami. Nasza kultura nieustannie zaprasza nas do „lepiej i więcej”, a to powoduje, że wywieramy na siebie ogromną presję osiągnięć, zapominając po drodze kim jesteśmy i co właściwie sprawia nam radość. Ppk: „Kiedy nasze myśli podążają ku przeszłości, nie <<widzimy>> teraźniejszości ani przyszłości. Nasza energia życiowa skoncentrowana na minionych wydarzeniach i emocjach sprawia, że cierpimy, żyjąc w umysłowej klatce. Gdy skupiamy się na przyszłości, pozostajemy zanurzeni w obszarze fantazji. Jedyny prawdziwy czas jest TERAZ. Gdy koncentrujemy się na myślach i przekonaniach właśnie teraz, w chwili, która trwa, wybierając je tak starannie, jak starannie wybieramy prezent dla ukochanej osoby, wówczas zyskujemy pełną moc kreacji, by kształtować swoje życie w takim kierunku, w jakim chcemy…” To fragment z Waszej książki. Czy uważacie, że wiele osób nie umie żyć tu i teraz? MB: Większość nie umie. Niestety. Co najwyżej cieszymy się dniem dzisiejszym jak znudzone dziecko kolejną zabawką. Dziecko takie rozrywa papier, przez chwilę ogląda zabawkę, odrzuca i sięga po następną. Może nawet na koniec rozpłacze się rozstrojone tym nadmiarem albo zawiedzione, że nie dostało tego, na co czekało. Bywa też, że dzień dzisiejszy jest skoncentrowany na nerwowym oczekiwaniu na jakieś jutro – z lękiem albo z nadzieją a dzień wczorajszy staje się wspomnieniem. Choć również przeszłość podsuwa nie tylko dawne radości i sukcesy, ale również z całą mocą śle nam wspomnienia minionych klęsk i traum. W efekcie zaabsorbowani to przeszłością to przyszłością nie doceniamy dnia obecnego. „Co robisz?” – Pada pytania ze stronny ojca w stronę syna, który gapi się w smartfon. „Zabijam czas.” – Brzmi odpowiedź. Odpowiedź straszna, gdyż oznacza, że bezcenna chwila życia ma zostać zabita, unicestwiona, przeczekana a przecież nasze dni są jak paliwo, którego ubywa. Nikt na końcu drogi nie uzupełni nam baku do pełna. Stracone do tej pory dni - są stracone na zawsze. Warto to zrozumieć, aby nie marnować życia na próżno. Jedyny sposób jaki znają praktycy życia – mistrzowie i mistrzynie od wschodu po zachód – to żyć tu i teraz. Ponoć to cytat z wypowiedzi Dalajlamy XIV, że są dwa dni, w których nas nie ma i których nic nie możemy zrobić - to wczoraj i jutro. Zapominając o „tu i teraz” często żyjemy w zwieszeniu. AP: Przyzwyczajani jesteśmy od najmłodszych lat do rywalizacyjnego biegu o lepszą przyszłość. Tylko czy zadajemy sobie pytania o to, co jest tą lepszą przyszłością dla mnie? W erze konsumpcjonizmu jesteśmy nieustannie mamieni obietnicami lepszości i pobudzani do kolejnego biegu pt. musisz to mieć. W efekcie wpadamy w ten mechanizm przyszłości i przeszłości, który to nas rozrywa, to zgniata jak imadło. Pogrążeni w pragnieniach i lękach zapominamy żyć, cieszyć się szczególnym momentem chwili obecnej Ppk: Z czego taka postawa najczęściej wynika? MB: Myślę, że w dzieciństwie nie nauczono nas postawy wdzięczności wobec ludzi bliskich, ojczyzny, świata w jego obfitości. Po drugie nie znamy postawy kontemplacyjnej, czyli swego rodzaju zadziwienia, szacunku, respektu wobec natury, świata, przyrody, innych ludzi. „Moja chata z kraja”, „wolność Tomku w swoim domku”, „chłop na zagrodzie równy wojewodzie” to stare porzekadła, które doskonale oddają dzisiejsze relacje – począwszy od tych, które spotykamy na parkingu przed sklepem aż po te zawodowe i domowe. Doświadczamy egocentryzmu, skupienie na sobie, na w własnych lękach, frustracjach, fobiach. Narcystycznie zafiksowani na sobie nie zauważamy drobnych, pięknych szczegółów a te wielkie wydarzenia życiowe - jak zdany egzamin, nowa praca, mieszkanie, awans – często stanowią zaledwie ulgę. „Nareszcie coś mamy z głowy” albo „nie zdarzyło się coś, czego się obawialiśmy”. Wdzięczność natomiast sprawia, że zaczynam dostrzegać a potem kreować wokół siebie przyjazny świat. Kolejny krok prowadzi do pełnego szacunku, do swego rodzaju zespolenia, zatopienia się codzienności, która ofiarowuje nam tysiące drobnych, wspaniałych doznań – od pysznej kawy na śniadanie, po uśmiech naszego dziecka. AP: Kiedy przeszłość zatruwa teraźniejszość nie jesteśmy w stanie korzystać z chwili obecnej. Nie dostrzeżemy mnóstwa nowych elementów, gdyż zostaną zmarginalizowane. W głowie wyświetlają się obrazy przeszłości, która przecież minęła, a przyszłość jeszcze nie nastała. Ppk: Wielu z nas z jednej strony chce pokazać swoją waleczność, ale z drugiej staje się więźniami samych siebie. Czytając o tym w Waszej książce, przypomniałam sobie słowa Michaela Quoista, który pisał o więzieniach bez krat, o więzieniach, które budujemy sami sobie. Które z tych więzień, Waszym zdaniem, jest najsurowsze – więzienie przeszłości, marzeń, które boimy się zrealizować, nałogów, przyzwyczajeń, lęku, konformizmu, zawiści, zazdrości? A może jeszcze inne? MB: Więzienie nawyku jest okropne. Człowiek jest istotą skłonną do przyzwyczajeń i nałogów. Jak napisał w swoim opowiadaniu „Wyludniacz” wybitny pisarz irlandzki, noblista Samuel Beckett: „Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Dlatego ściany są pełne naszego krzyku.” Ten krzyk, to często krzyk bezradności, która wynika z przyjętych schematów, sądzimy, że jeśli zawsze robiliśmy coś w pewien określony sposób, to zawsze będziemy otrzymywać te same wyniki. Żyjemy iluzją kontrolowania siebie i własnego otoczenia. Tymczasem jednym ze środków do dobrego życia jest elastyczność, zdolność do dostosowania się do zmiennych warunków, umiejętność porzucenia starego stylu życia. Jeśli docierają do nas nowe informacje np. dotyczące sposobu odżywiania się – to być może warto z nich skorzystać. Ale najpierw te informacje muszą dotrzeć, potem muszą być zrozumiane i wreszcie włączone do praktyki życia codziennego. W tym cała rzecz! Ppk: Pamiętam Wasze słowa mówiące o tym, że „wolność wydaje się trudna i przerażająca”. Dlaczego tak jest? MB: Już w powojenny esejach wybitny psycholog Erich Fromm pisał, że chętniej uciekamy od wolności niż do niej dążymy. Dlaczego? Indywidualizm, poszukiwanie własnej drogi życiowej i zawodowej to trudne zadania, zwłaszcza w społecznym kimacie, w którym wszyscy wokół mówią nam jacy mamy być i co jest dla nas dobre. Dlatego wielu wybiera, często zupełnie nieświadomie, postawę konformistyczną. Zachowuj się tak jak wszyscy a będziesz wiedział, jak żyć a przede wszystkim nie zostaniesz wykluczony, napiętnowany, oceniony negatywnie z powodu swojej inności. Niektórzy chętnie ulegają społecznym naciskom i nieformalnym normom nawet nie próbując zrozumieć siebie samych, gdyż nikt ich tego wcześniej nie nauczył. Uczeni byliśmy posłuszeństwa, uległości i konformizmu a nawet oportunizmu, czyli uległości „dla świętego spokoju” albo dla osobistej korzyści nie zaś rozwoju, kreatywności, szacunku dla odmienności, zdolności do kooperacji itd. Społeczeństwa z długą tradycja niewolnictwa i zniewolenia, a tym przecież była pańszczyzna i zabory w historii Polski a potem okres okupacji i PRL-u, doświadczają złożonej, wieloaspektowej trudności z wolnością. Nic zatem dziwnego, że również życie jednostkowe często jest oparte na sinusoidzie dążenia do wolności i ulegania zewnętrznej presji. Ppk: Ale bywa też tak, że wolność chcą nam odebrać inni. Osoby, które są wampirami energetycznymi. Napisaliście w swojej książce, że wiele ryzykujemy w relacjach z nimi, gdyż tylko z pozoru dobrze nam życzą, a w istocie ich celem jest kontrolowanie nas i wykorzystanie. MB: Najczęściej osoby, które zostały bardzo skrzywdzone w dzieciństwie - w dorosłości same stają się krzywdzicielami, to dość dobrze opisany i zbadany mechanizm, w którym ofiara staje się sprawcą. Mechanizm ten przypomina wojskową lub więzienną falę, w której ci starsi molestują fizycznie i psychiczne słabszych - rzekomo by zahartować ich osobowości. Coraz powszechniej ujawniane i opisywane są liczne, szokujące przypadki tzw. fuksówek w szkołach artystycznych, które częstokroć nie odbiegały od przemocowych inicjacji związanych z więzienną falą. To wskazuje, że nie tylko osobowości głęboko zaburzone mogą tworzyć przemocowe, wampiryczne relacje, lecz również środowisko społeczne może wpływać a nawet inicjować tego rodzaju zachowania. Fuksowanie, mobbing i fala odbywają się przecież zawsze, jeśli nie w wyniku zachęty, to co najmniej za zgodą zwierzchników i odpowiednich władz. Ppk: „Przytłoczony złem człowiek jest skory wyrzucać zło na zewnątrz, zamiast wziąć odpowiedzialność na siebie, co uczyniłoby jego świadomość pełniejszą.” – to Wasze słowa. Czy takich osób jest wiele? Jakie są motywy ich postepowania? MB: Niestety kapitalizm jako system ekonomiczny oparty jest na hierarchii i dominacji. To fakt. Zatem nasze relacje zawodowe, społeczne, edukacyjne łatwo ześlizgują się w stronę przemocy – najczęściej psychicznej takiej jak: wyśmiewaniem, niesprawiedliwa ocena, cynizm, szyderstwo, molestowanie, presja, zastraszanie, szantaż, czy mieszankę tego typu zachowań jak mobbing. Dlatego można powiedzieć, że codzienność jest przepełniona tego rodzaju relacjami od szkoły poprzez uczelnie aż do relacji urzędowych, instytucjonalnych, zawodowych. Niestety jako profesjonaliści spotykamy się z tym niemal codziennie. Ppk: Dlaczego boimy się spojrzeć w lustro? MB: Gdyż to, co zobaczymy może się nam nie spodobać. W myśl zasady: nie zadawaj trudnych pytań a nie dostaniesz trudnych odpowiedzi. Często jesteśmy wychowywani w modelu „zamiatania, wszystkiego co niewygodne, pod dywan”. A z drugiej strony mamy być nieustannie z siebie niezadowoleni. Przez całe lata edukacji i wychowania bywamy poprawiani, oceniani, reprymendowani, ośmieszani, hejtowani, strofowani. Nierzadko w dorosłym życiu doznajemy tego samego - w pracy. Dlatego w końcu nie lubimy siebie. W społecznościach azjatyckich, ktoś, to siebie nie lubi jest uznawany za osobę chorą, często w rozumieniu choroby duchowej lub psychicznej. Społeczność taką osobę eliminuje a niekiedy zabija, gdyż nieakceptowanie siebie jest w kulturze wschodniej synonimem słabości a słabość jednostki zagraża grupie. Takie praktyki zdarzają się w Afganistanie wśród Pasztunów i w Nepalu wśród Hinduistów, w buddyjskiej Korei i w Myanmarze. W naszej kulturze my również czujemy tę presję. Dlatego patrząc w lustro porównujemy się i oceniamy tak jak wcześniej byliśmy wielokrotnie porównywani do kogoś i oceniani. Uczono nas geometrii wykreślnej i historii średniowiecza skądinąd ciekawych zagadnień, ale nie nauczona nas jak budować swoje poczucie wartości. Jednakże nauczono nas przy okazji udawania, zakładania masek. Zatem skrzętnie skrywamy swoje prawdziwe oblicze. Cechuje to zwłaszcza mężczyzn, na których od wieków nakładana jest presja siły i niezłomności. W efekcie mężczyźni stają się karykaturami patriarchalnych oczekiwań społecznych skrywając „męskie winy” pod maskami obojętności, zaradności, rywalizacji. Ppk: Jako psycholog wiem, jakie ślady zostawia w naszym życiu dzieciństwo. Rodzice, którzy powinni być autorytetem, wsparciem, dawać bezwarunkową miłość, akceptację, poczucie bezpieczeństwa niestety nie zawsze wypełniają tę rolę. Tak jest, było i będzie. Są różne osoby, każdy tez niesie własny bagaż doświadczeń i życie nie zawsze jest bajką. Ale pomimo tego, że świat jest taki, my – jak piszecie w książce „Żyjemy w świecie mitów. Jednym z nich jest przekonanie, że rodzice chcą zawsze dla nas, dzieci, dobrze i dlatego należy im się bezwarunkowo cześć i posłuszeństwo.” Jakie są tego konsekwencje? MB: Tak jak nie uczono nas budowania poczucia wartości ani doceniania chwili ani również sposobów na realizację szczęścia, tak nie uczono nas jak być dobrym rodzicem. To jedno z praw człowieka – prawo do posiadania potomstwa, lecz wiele krajów, w tym nasz, nie potrafi tworzyć ani systemu wsparcia dla rodziców ani profilaktyki rodzicielskiej zanim para podejmie decyzję o urodzeniu dziecka. Szkoły rodzenia to za mało i za późno. Wiele razy słyszałem zdanie lub jemu podobne wygłaszane przez wykształconych, skądinąd rozsądnych ludzi: „Mnie wychowała ulica, ja dostawałem baty za byle przewinienie, więc i moje dziecko jakoś się wychowa. Tym, bardziej, że ma lepiej ode mnie”. W takiej sytuacji jako rodzice powtarzamy (najczęściej nieświadomie) te same schematy, które nas ukształtowały, bo i skąd mielibyśmy brać inne wzorce, jeśli sami nie włożymy wysiłku – właśnie w zmianę nawyków, dorosłą edukację, poszukiwanie dojrzałego rodzicielstwa. Ppk: Dużo piszecie na temat poczucia winy. Na temat tego, jak ważne jest wyzbycie się poczucia winy, które wpoili nam rodzice poprzez oceniane nas, zawstydzanie, karanie. MB: Poczucie winy to jedna z głównych składowych nieszczęść, którymi ludzie obarczają siebie nawzajem i własne rodziny. Struna, na której grają duże instytucje społeczne i religijne, politycy a nawet reklama, nie mówiąc o codziennym wychowaniu, kiedy to dziecko „ma być grzeczne, bo mamusia się pogniewa”. Człowiek, który czuje się winny ma bardzo ograniczony dostęp do osobistych zasobów, nie mówiąc już o kreatywności czy empatii. Jest skoncentrowany wyłącznie na uwolnieniu się od tego nieznośnego, nacisku jakim jest wina. Dlatego jego podstawowym dążeniem jest ulga, potrzebuje ulgi od wewnętrznej i zewnętrznej presji lub od katastrofy, której się spodziewał a która „na całe szczęście” się nie zdarzyła. Osoba taka traci poczucie wpływu zdominowana przez rozliczne, negatywne uczucia, które są pochodnymi poczucia winy: jak wstyd, zazdrość, gniew, poniżenie, upokorzenie. AP: Poczucie winy jest jak wolno sącząca się trucizna, która stopniowo zabija w nas radość życia, stając się jednocześnie bolesnym balastem trudnym do zrzucenia. Ta przykra emocja sprawia, że osoba skażona poczuciem winy nieustannie czuje się winna i nie wartościowa. Poczucie gorszości blokuje natomiast otwarcie się na relacje z innymi. Lekarstwem, swoistą odtrutką jest zaakceptowanie siebie, wybaczanie sobie błędów i dostrzeganie sukcesów oraz dobrych stron, bycie w harmonii ze sobą, w miłości do siebie. Szczęście bywa niekiedy ulotne, a niekiedy trudne do samodzielnego zdefiniowania. Z tego powodu ważna jest umiejętność cieszenia się, cenienia chwil i wykorzystywania tych wspaniałych doświadczeń w sytuacjach (lekcjach), które są trudniejsze. Całkowicie bez sensu jest zatem uleganie poczuciu winy, kiedy odnaleźliśmy swoje szczęście (nawet jeśli trwa tylko chwilę). Niepozwalanie sobie na radość jest występowaniem przeciw sobie. Kłopot nastręcza także poczucie, że nie powinniśmy być szczęśliwi, kiedy inni (czyli np. nasi rodzice) czują się źle. Taka „lojalność” jednak jest równie trująca i ograniczająca nasz rozwój w efekcie głęboką relację ze sobą. Wina jest czymś co powstaje wewnątrz nas samych, z naszego wypaczonego postrzegania rzeczywistości, z naszych przestarzałych przekonań. Ppk: „Czasami trzeba odejść, spalić mosty, wyprowadzić się na drugi koniec kraju — zwłaszcza gdy rozpoznajemy, że staliśmy się ofiarą wampira emocjonalnego, osoby, która uzależnia, zatruwa, osacza, odstrasza dawnych znajomych, by mieć ofiarę na własność. Wampir niemal całość relacji buduje na dwóch trickach. Jeśli ofiara odnosi sukces w jakiejkolwiek dziedzinie — wówczas jest to zasługa wampira, który <<dobrze jej poradził, właściwie nią pokierował, ochronił lub odpowiednio wsparł>>. Jeśli ponosi porażkę, jest to wina ofiary, gdyż nie posłuchała wampira, jego słusznych porad i przestróg. Szczęściarze najczęściej wiedzą, kiedy odejść. Rzadziej się mylą co do ludzi. Mają mniejsze oczekiwania, kiedy jednak reflektują się, że nastąpiła interpersonalna pomyłka — odchodzą bez wahania.” Czy możecie w dwóch zdaniach podpowiedzieć naszym czytelnikom, jak rozpoznać wampira emocjonalnego? I skąd czerpać siłę, by od niego odejść, skoro on zrobił swoje, pozbawiając nas wiary w siebie, energii i woli walki? MB: Po pierwsze wampir osacza, okleja miłością. Jest atrakcyjny i podkreśla atrakcyjność swojej ofiary w różnych aspektach. Wywyższa ją i docenia. Po drugie ofiaruje jej „opiekę na wyłączność”. Troszczy się, rozwiązuje problemy, jest pomocny. Po trzecie wskazuje, że inne osoby, w tym rodzina, przyjaciele, dawni partnerzy nie rozumieli ofiary tak znakomicie jak on wampir, rozumie. Akcentuje, że dawne porażki i błędy, w życiu ofiary, brały się z winny jej otoczenia i z powodu wyznawanych wartości. Po czwarte, gdy już zdobył zaufanie, z początku delikatnie umniejsza ofiarę, czasem ośmiesza, niekiedy krytykuje. Jednakże przyjmuje rolę quasi-terapeuty, ojca opatrznościowego, najlepszej przyjaciółki, wyrozumiałej matki. Wszystko to pod płaszczykiem dobra ofiary, pomocy oraz wyjaśniania trudnych aspektów jej życia. Po piąte uzależnia od siebie, pieniędzy, miejsca zamieszkania, pracy, decyzji, czasem substancji psychoaktywnych. Po szóste stosuje huśtawkę emocjonalną - źle/dobrze, odrzucenie/pochwała, miłość/agresja oraz warunkowanie, zwane instrumentalnym. Polega ono na powiązaniu ze sobą różnych, początkowo niezwiązanych ze sobą, bodźców. Na przykład haftowany obrus oznacza świętowanie, zapalone świece w łazience zaproszenie do erotycznych rozkoszy, rzucanie monetą zabawę. Lecz wampir stosuje te behawioralne sztuczki na opak wywołując u ofiary stan utrwalonej bezradności. Kiedy ofiara radośnie zasiada do stołu nakrytego świąteczną serwetą przyzwyczajona do tego rodzaju zaproszenia nagle słyszy gniewny krzyk wampira. Kiedy spodziewa się rozkosznej nocy widząc świece w łazience zostaje wyśmiana. Karciana zabawa może skończyć się poniżaniem zdolności matematycznych ofiary. Akt siódmy to odrzucanie. Wampir przy każdej okazji skazuje swojego „niewolnika” na odrzucenie, odtrącenie, zagraża odejściem, wymusza przeprosiny, szantażuje porzuceniem, oczekuje kajania się ofiary za najmniejsze, najczęściej zmyślone przewiny. Wampir, zmierzając do podporządkowania sobie ofiary stosuje przemyślaną strategie, jednakże to on tworzy lub unieważnia reguły. Jest często urodzonym „graczem” i sama gra polegająca na zarzucaniu sideł i omotywaniu ofiary jest dla niego podniecająca. Ppk: Poruszacie w książce wiele problemów. Między innymi wzięliście pod lupę temat, którego często unikam - temat choroby. Odważyliście się go dotknąć i napisać piękne słowa – „Choroba nierzadko pozwala nam poznać siebie samych dogłębnie i pokochać bezgranicznie.” Czy wiecie, jak wiele te słowa mogą znaczyć dla sporej grupy czytelników? MB: To rzeczywiście obszerny temat. Być może poświęcimy mu osobna książkę. Oboje mamy doświadczenie poważanych chorób za sobą. Chorowali zarówno nasi bliscy jak i my sami. Jeśli nie wyciągamy lekcji z naszych chorób, choćby zmieniając nawyki żywieniowe, rzucając palenie czy picie alkoholu to pojawiają się lekcje mocniejsze. Natura i biologia naszych ciał jest wspaniała. Ciało zawsze do nas mówi i niemal zawsze zna odpowiedź. Mózg a szerzej Centralny Układ Nerwowy (OUN) żeby zakomunikować nam swoje potrzeby i niepokoje ma do despocji tylko (lub aż) nasze ciało. Jest ono dla OUN jak łącze internetowe, poprzez które nadaje i odbiera informacje. Warto nauczyć się te informacje odbierać, czyli słyszeć, widzieć, czuć, gdy jeszcze są delikatne – zanim ciało zacznie krzyczeć. Lepiej jest stosować profilaktykę niż potem długotrwałe, bolesne leczenie. Istnieje legenda, że w starożytnej Mandżurii w czasach Konfucjusza płacono gminnemu lekarzowi stały czynsz za zdrowie. Gdy ktoś w rodzinie zaczynał chorować czynsz zawieszano, dopóki pacjent nie wyzdrowiał, jednakże był pewien haczyk, pacjent był zobowiązanych do bezwzględnego przestrzegania zaleceń lekarza tak w zdrowiu jak i w chorobie. Na przykład w dzisiejszym królestwie Bhutanu w Himalajach obywatel, który pali papierosy lub zażywa narkotyki jest pozbawiany prawa do powszechnej opieki medycznej. Porady medyczne nie dotyczyły jedynie chorego organu, zastosowanej terapii lub lekarstw, lecz całego stylu życiu pacjenta. Dlatego w ramach profilaktyki warto również wysyłać do siebie, do umysłu i ciała informacje pozytywne. Na przykład zestresowani informacjami medialnymi, które oparte są głównie na negatywnych treściach, przemęczeni rywalizacją, stłamszeni presją, ogłupieni cudzymi i własnymi lękami bombardujemy umysł i ciało obciążając nasze siły i eksploatując do maksimum zdolności regeneracyjne. Dlatego pokochać siebie oznacza zaakceptować siebie jakim się jest bez zastrzeżeń mając świadomość, że w dużej mierze od nas samych zależy, jak wykorzystamy czas życia, który został nam dany. Nie inaczej z dziećmi, których życie, choroby i zdrowie są w pierwszym rzędzie skutkiem relacji biologicznej, psychologicznej i społecznej osób, które je poczęły. To również bardzo obszerny temat, w którego dotyczą niemal wszystkie poruszane w naszej książce wątki. Temat na osobne rozważania. AP: Choroba to ważna informacja od naszego ciała. Kiedy na tą informację otworzymy się, wówczas możemy skorzystać z lekcji jaka do nas przyszła i starannie ją odrobić. Tylko spojrzenie na doświadczenie choroby z perspektywy miłości do siebie pozwala uzdrowić siebie. Wszelkie obrażanie się, złoszczenie na swoje ciało oraz lęk to źli doradcy. Choroba pozwala nam na nowo spojrzeć na to, co jest ważne i co potrzebujemy naprawić w swoim myśleniu i działaniu. Dawniej sądziliśmy, że choroba na nas spada z zewnątrz lub też jest karą boską, a zatem siłą, wobec której jesteśmy bezradni i bezbronni. Dziś wiemy, że choroba ze zrządzenia losu może stać się darem, który pozwala uporządkować wiele obszarów i staje się zaproszeniem do nadzwyczajnej transformacji świadomości. Ppk: Z Waszej książki można czerpać garściami. Myślę, że wiele osób znajdzie w niej odpowiedzi na dręczące ich pytania, ale też zostaną napełnieni optymizmem i wiarą w siebie i w przyszłość. Za to Wam dziękuję i życzę, aby to dobro do Was wróciło. MB: Dziękujemy bardzo za inspirującą rozmowę. POLECAMY:
0 Comments
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|