DOMEK Z KARTJak uwolnić związek od codziennych sprzeczek i nieporozumień?Wyszła z poczty, trzymając kopertę w rękach. Nie miała wątpliwości, patrząc na charakter pisma, kto był jego nadawcą. Minęło tyle lat, a on nie odpuszczał. To już czwarty raz w tym roku. Gdy przekroczyła próg domu, przypomniała sobie, że dzisiaj jak mało kiedy tak bardzo liczyła na spokojny wieczór. Po tygodniu ciężkiej pracy marzyła o chwili relaksu przy filiżance aromatycznej herbaty. Na stoliku leżała powieść, której losy bohaterów wciągnęły ją bez reszty. Dzisiaj niestety zamiast czytać o perypetiach miłosnych innych ludzi, skazana została na powrót do swojej przeszłości. A miało być tak pięknie… Westchnęła, otwierając kopertę, a przed oczyma przelatywały jej obrazy z ostatnich 6 lat. Pamięta jak wybrała się z Michaliną i Robertem do Torunia. W ostatniej chwili przed wyjazdem dowiedziały się, że ich kompan zaproponował wspólny wypad swojemu przyjacielowi. Co to był za weekend! Nie tylko z powodu wspaniałej atmosfery, ale dzięki temu, że między nią a Rafałem zaczęło coś iskrzyć. Wróciła do domu podekscytowana. Miły, kulturalny, oczytany i nieziemsko przystojny. Potem już wszystko potoczyło się lawinowo. Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę, podróżowali, nawet ze sobą pomieszkiwali i wciąż utwierdzali się w przekonaniu, że są dla siebie stworzeni. Szybko zdecydowali się na ślub, co powodowało zdziwienie wśród przyjaciół Aliny. Nie do końca podzielali jej zachwyt. Uważali, że nie ma się gdzie spieszyć, że warto jeszcze się poobserwować i dotrzeć. Ona nie chciała o tym słyszeć. Uważała, że szkoda życia, skoro ono postawiło przed nią taką szansę na szczęście i chce z niego czerpać garściami już teraz, nie czekając na nic. Przeszedł ją dreszcz, gdy spojrzała na pierwsze słowa listu. Wiedziała, że Rafał zawsze wiedział co powiedzieć, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak poruszyć w niej najczulsze struny. Zapatrzona w niego przed sześcioma laty z radością przyjęła pierścionek zaręczynowy już po pięciu miesiącach znajomości. Wówczas czuła się jak w bajce z tysiąca i jednej nocy… To był sen, z którego nie chciała się przebudzić. Byli jak dwie połówki jabłka, współgrali ze sobą, dogadywali się w pół zdania. A może po prostu patrzyła na niego wtedy przez różowe okulary? "Owe okulary to mechanizm idealizacji, którego uruchomienie jest jedną z typowych reakcji w obliczu miłości. Idealizacja to proces polegający na nieświadomym rozszczepieniu obiektu miłosnego na dwie części (dobrą i złą), a następnie zaprzeczeniu istnienia tej złej i wyolbrzymieniu dobrej (niedostrzeganie wad, widzenie wyłącznie zalet) (…) Stan ten nie jest związkowi dany na zawsze — w pewnym momencie różowe okulary spadają i zaczynamy dostrzegać, że pokochaliśmy nie bóstwo, a zwykłego człowieka z wadami i zaletami.”* Po ślubie różowe okulary szybko Alinie zaczęły spadać z oczu. To, co wcześniej ją w Rafale bawiło, zaczęło coraz bardziej drażnić. Ona perfekcjonistka, on – bałaganiarz, ona lubiąca spędzać aktywnie czas, on – leń leżący całymi popołudniami na kanapie, ona – romantyczka ceniąca chwile we dwoje, on – ekstrawertyk uwielbiający towarzystwo. Dlaczego tego nie dostrzegła wcześniej? Dlaczego patrząc na swoich przyszłych teściów, nie wiedziała, jaki bagaż doświadczeń gromadzonych latami żyjąc w takim toksycznym domu, Rafał może przenieść do ich związku? Co powodowało, że nie czuła niepokoju, obserwując role, w jakich funkcjonowali jego rodzice? Otóż „etap zauroczenia to wodospad pozytywnych emocji, nieustanny wyrzut endorfin, stan niczym na haju. Oboje właściwie nie muszą się starać, a i tak jest fantastycznie. On jest cudowny, ona doskonała. Wad żadnych nie widać.”* Aż do czasu, gdy… Małżeństwo Aliny i Rafała rozsypało się jak domek z kart. Tak szybko jak postanowili być razem, tak szybko zapadła decyzja o rozstaniu. Wzajemnym oskarżeniom i pretensjom nie było końca. Czuli się oszukani, poranieni i postanowili się rozstać. Nie dali sobie szansy na spokojne rozmowy i dotarcie. Rafał bardzo szybko tego pożałował i nieustanie od czasu rozwodu pisał do Aliny, błagając o możliwość dania sobie nawzajem drugiej szansy. Wkrótce po rozstaniu przenalizował swoje życie i zrozumiał, że ciągnął za sobą „walizę z poturbowaną zawartością”*, w której taszczył „ nie tylko uzbierane dobra materialne, ale także — a może nawet przede wszystkim — rodzinne dziedzictwo. Schemat miłości, jaki zaszczepili w nim rodzice, wyobrażenia i przekonania o tym, jaki powinien być dobry związek, jakie role przypadają w nim kobiecie, a jakie mężczyźnie, na ile swobody możemy sobie pozwolić, a na ile kurczowo trzymać się zasad i norm wpojonych w okresie młodości.”* Po utracie Aliny zrozumiał wiele. Zdał sobie sprawę, że powielał zachowania rodziców, które wcześniej go potwornie raniły i wyprowadzały z równowagi. Ale niestety było już późno, choć obiecał sobie, że nie przestanie walczyć. Poniżej przedstawiamy receptę na wyjście z sytuacji, gdy jako para znaleźliście się na dwóch biegunach. Oczywiście jest ona zaczerpnięta z książki „Pięknie odmienni” 😉 *Cytaty i fragmenty pochodzą z książki M. Janiszewskiej, K. Kuncewicz "Pięknie odmienieni", Wydawnictwo Sensus Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POWIĄZANY POST:
POMIĘDZY"Niezapomniane spotkania u kresu życia"Kornelia dokładnie pamięta ten październikowy dzień. Miała wówczas 15 lat. Wiadomość o śmierci tej, która była całym jej światem, spadła na nią jak grom z jasnego nieba. Jeden moment odmienił jej życie. Pamięta niedowierzanie, smutek, złość, bunt. Mała chwila, niefortunny zbieg okoliczności. Przez wiele lat zastanawiała się, co by było, gdyby mama wyjechała z domu do pracy dwie minuty późnej. Śmierć tej najbliższej osoby miała wpływ na jej późniejsze życie. Niosła przez lata brzemię i lęk związany z utratą. Obawiała się o bliskich, o ich zdrowie, życie. Marta otarła się o śmierć. Była na koncercie w Hali Stoczni w Gdańsku, gdy wybuchł pożar. Jej się udało, ale zajrzała śmierci w oczy. Pamięta radość rodziców, ich szczęście, gdy okazało się, że przeżyła. To doświadczenie, pomimo iż minęło od niego trzydzieści lat, nauczyło ją doceniać każdą chwilę. Pokazało, że nic nie jest dane na zawsze, że życie jest kruche. Dzisiaj wie, co to wdzięczność, pokora, nadzieja. Mateusz nigdy nie zapomni emocji, które nim targały, gdy brutalny los zostawił go z trójką małych dzieci. Bezradność, rozpacz, tysiące myśli przelatujących przez głowę i pytań bez odpowiedzi. Emocje, które w tym momencie mu towarzyszyły, eksplodowały jak wulkan. Czuł się tak bardzo samotny, pomimo że był otoczony rodziną i przyjaciółmi. Każdy zadawał sobie wówczas pytanie, dlaczego ich to spotkało, byli młodzi, piękni i nie myśleli o śmierci. A ona przyszła w momencie, gdy nikt się tego nie spodziewał. Śmierć… Każdy z nas wcześniej lub później się z nią zetknie. Umierają nasi najbliżsi, ale i nam kiedyś przyjdzie stanąć z nią twarzą w twarz. Nikt z nas nie wie, kiedy nadejdzie nasz czas przejścia na drugi brzeg. Z reguły omijamy ten temat szerokim łukiem. A Ty? Może, jak większość z nas, odsuwasz od siebie ten fakt, który jest nieodzownym elementem życia każdego z nas, nie chcesz o tym myśleć, gdyż jest to związane z pewną niewiadomą, a ona zwykle powoduje lęk i jest trudnym doświadczeniem emocjonalnym. „ - Dzień dobry - powiedziałam do niej z uśmiechem. - Właśnie miałam najpiękniejszy sen - westchnęła uszczęśliwiona. - Leciałam z rodzicami ponad łąkami pełnymi kwiatów. Moja mama wyglądała cudownie. Była taka młoda. Czułam ogromne szczęście i spokój. - To brzmi niesamowicie - powiedziałam do niej. Tak właśnie myślałam. Pani Glenda odetchnęła i spojrzała na drewniany stół obok mnie. - Widzę, że moja siostra wciąż tutaj jest. Powiedziała, że zostanie ze mną aż do momentu, kiedy będziemy musiały pójść. Spojrzałam na stół, ale zobaczyłam jedynie stertę książek. Zaintrygowana zapytałam panią Glendę, dokąd będzie musiała pójść. - Nie wiem - odpowiedziała, poprawiając okrywający ją koc.”* Myślisz czasami o momencie, gdy przyjdzie Ci odejść z tego świata? O tym, z kim chciałbyś być w tej ważnej chwili swojego życia? Kogo trzymać za rękę i do kogo wypowiedzieć ostanie słowa? „Podczas tych wszystkich czynności pielęgnacyjnych pani Glenda nie poruszyła się ani nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Prawdopodobnie była w śpiączce. Wyszłam na korytarz, gdzie stała Maria, i przekazałam jej tę informację najdelikatniej, jak tylko potrafiłam. Po jej policzkach natychmiast zaczęły spływać łzy. - Co ja mam robić? - Myślę, że powinnaś z nią porozmawiać, powiedzieć jej, jak bardzo ją kochasz. Uczono mnie na zajęciach, że ludzie w śpiączce wciąż nas słyszą, nawet jeśli nie mogą odpowiadać. Maria pokiwała głową i wytarła dłońmi łzy z twarzy. Patrzyłam, jak klęka przy łóżku swojej mamy i zaczyna z miłością głaskać jej białe loki na głowie. - Mamusiu, to ja. Przepraszam, że wczoraj byłam dla ciebie tak surowa. Po prostu czułam się taka zagubiona. Nauczyłaś mnie w życiu wszystkiego, co wiem, poza jednym. Najistotniejszym. Nigdy nie powiedziałaś mi, jak radzić sobie z utratą najważniejszej osoby w życiu. Co ja bez ciebie zrobię? Kiedy tak na nie patrzyłam, poczułam, że moje oczy robią się wilgotne od łez. A potem pani Glenda głęboko odetchnęła, znacznie głośniej niż wcześniej. Czy to był jej ostatni oddech? Po czasie, który wydawał się całą wiecznością, ale był prawdopodobnie tylko krótką chwilką, pani Glenda znowu głośno odetchnęła, a potem nastąpiła długa przerwa. Córka położyła głowę na ramieniu mamy. - Możesz iść do swojej siostry - szlochała. - Wiem, jak bardzo za nią tęsknisz. A ja już za tobą tęsknię. Mamusiu. Kocham cię. Teraz pani Glenda odetchnęła już płycej i spokojniej, a potem wszystko ucichło. Po chwili jej córka zdała sobie sprawę, że to koniec.”* Czy można na śmierć spojrzeć w innym wymiarze? „Czy nie lepiej byłoby przez ostanie chwile życia, czy to swojego, czy bliskiej osoby, u progu nieznanego, przejść inaczej, z miłością i czułością?”* Otóż można, można spojrzeć na śmierć w inny sposób, oswoić ją między innymi dzięki niezwykłej książce „Pomiędzy”. Muszę się przyznać, że czytając ją, ocierałam łzy. Została ona napisana przez Hadley Vlahos – dyplomowaną pielęgniarkę hospicyjną, która opowiada w niej niezwykłe historie ze swojego życia zawodowego, dzieli się wzruszającymi wspomnieniami historii towarzyszenia ludziom w ostatnich tygodniach i dniach ziemskiej wędrówki. Pomimo że opowiada o śmierci, o tej części naszego życia, o której chcemy zapomnieć, wprowadza ciepło i spokój, pomaga zrozumieć, że można z mniejszym lękiem patrzeć na to, co „pomiędzy”. „Kiedy zaczynałam pracę w hospicjum, wciąż jeszcze poszukiwałam czegoś w życiu. Nie wiedziałam, czy wierzę w siłę wyższą, czy w jeszcze coś innego. Choć nadal nie znalazłam odpowiedzi na wszystkie pytania, jedno mogę Wam powiedzieć na pewno -na świecie istnieją rzeczy, które wymykają się medycznym wyjaśnieniom. I że pomiędzy tym wszystkim, co jest tutaj, na ziemi, a tym, co nadejdzie później, jest coś potężnego i przepełnionego spokojem.”* *Dziękujemy Wydawnictwu Sensus za możliwość zareklamowania tej wartościowej książki. **Cytaty i fragmenty pochodzą z książki H. Vlahos "Pomiędzy. Niezapomniane spotkania u kresu życia". POLECAMY:
POWIĄZANY POST: POLECAMY:
W OBJĘCIACH NARCYSTYCZNEJ MATKIRelacje determinujące nasze życieARLETTA Arletta – kobieta sukcesu, tak nazywają ją koleżanki, znajomi współpracownicy. Perfekcjonistka, która pnie się z wdziękiem po szczeblach kariery budząc podziw otoczenia. Inteligencja, pracowitość, konsekwencja zaprowadziły ją w wieku trzydziestu lat do miejsca, o którym inni mogą tylko pomarzyć. Ale pomimo tego, Arletta nie potrafi być szczęśliwa. Nie umie dostrzec swoich sukcesów, które inni widzą gołym okiem. Jest z siebie wiecznie niezadowolona i nieustannie stawia przed sobą coraz trudniejsze zadania, ale ich osiągnięcie nie stanowi dla niej powodu do dumy i zadowolenia. INGA Inga zaprzepaściła wiele szans, które stawiało przed nią życie, a przede wszystkim marnowała na każdym kroku swój potencjał. Wiele osób ze smutkiem patrzyło jak ucieka w świat alkoholu i narkotyków, a szczęścia szuka w przelotnych romansach. Sabotowała wszelkie próby podjęcia jakiegokolwiek wysiłku i zawalczenie o siebie, wciąż uciekała przed odpowiedzialnością. Dopiero po wielu latach rozmów z przyjaciółką, która namawiała ją nieustannie na podjęcie terapii, zdecydowała się na ten krok i dzięki temu zrozumiała, co było powodem jej zachowań. KAMA Kama ma córkę w wieku Arletty i Ingi. Jest uwielbiana przez ludzi z dalszego otoczenia. Zadbana, uśmiechnięta, życzliwa, zaradna, bezkonfliktowa. Tworząca wokół siebie wyjątkową aurę. Tylko najbliżsi wiedzą, że to fasada, pod którą kryje się kobieta skoncentrowana na sobie i uzależniona od podziwu innych, panicznie walcząca o utrzymanie niemal idealnego wizerunku. „Co ludzie powiedzą” – to jej hasło przewodnie. Dlatego od swojego męża i dzieci oczekuje, by byli współautorami tego nieskazitelnego obrazu, w którym ona zajmuje centralną pozycję. Idealna żona i matka musi mieć przecież wzorcową rodzinę, by koleżanki mogły zazdrościć świata, w którym ona jest królową. ARLETTA, INGA, KAMA Arlettę, Ingę i Kamę łączy jedno – wychowane były przez narcystyczne matki. „Mogłoby się wydawać, że osoba narcystyczna to ktoś zakochany w sobie. Nic bardziej mylnego. Choć na poziomie wizualnym tworzy taki obraz, zachowuje się w ten sposób i często chce temu wierzyć, to osoba narcystyczna jest kimś, kto w rzeczywistości nienawidzi siebie, nie znosi swojego prawdziwego <<ja>>. To, co miałoby być w niej autentyczne i prawdziwe, odrzuca ją, napawa niechęcią i odrazą, wstydem i zażenowaniem. Jest to tak silne i pierwotne uczucie, że aby móc przetrwać, taka osoba tworzy na swój użytek narcystyczny pancerz — najlepszy, nieprzenikalny, wyjątkowy, wszechmocny i zwalający z nóg innych ludzi — bo inaczej by nie przetrwała. Tak naprawdę w tym tkwi wielki tragizm narcystycznej sytuacji, który uwidacznia się już w mitologii greckiej w znanym micie o Narcyzie.”* Córki narcystycznych matek dorastają w poczuciu, że nie są kochane. Ich matki były skupione na sobie, a córki postrzegały jako przedłużenie samych siebie oczekując od nich realizowania swojego planu, przez co dziewczynki takie jak Arletta, Inga, Kama stawały na palcach starając się zadowolić matkę i tłumiąc własne potrzeby. Wychowywane w atmosferze niezadowolenia, krytyki, osądzania, w świecie w którym daleko było do empatii, okazywania uczuć i wparcia, dochodziły w końcu do wniosku, że są do niczego, skoro nie umiały sprostać oczekiwaniom matki. „Dziecko w relacji z narcystyczną matką doświadcza czegoś, co możemy nazwać skradzioną tożsamością. Tam, gdzie jego tożsamość miałaby się kształtować w indywidualny dla niego sposób, na bazie jego preferencji i wyborów, kształtuje się tożsamość, która ma być zadowalająca dla jego matki, bo ono samo jest jej przedłużeniem — przedłużeniem jej wyobrażeń, pragnień, ambicji i celów. Tylko wtedy, kiedy wpisuje się w ten obraz, dziecko może zyskać jej uznanie i dobre traktowanie, przychylność oraz aprobatę. Tylko wtedy, kiedy dziecko jest takie, jakiego życzy sobie jego mama, może ono liczyć na jej akceptację i bliskość. Musi nieustannie podtrzymywać jej własne wyobrażenie o tym, kim jest, spełnić jej standardy i ambicje. Służyć jej. Z czasem dziecko samo utożsamia się z tym obrazem i staje się swoim własnym wyidealizowanym wyobrażeniem na temat <<ja>>, tworząc fałszywe wyobrażenie o sobie jako o kimś naprawdę wyjątkowym. Nie potrafi też zaakceptować — podobnie jak nie potrafi tego akceptować jego mama — faktu, że może mieć wady, słabsze momenty, niedoskonałości. To są takie sytuacje, w których dziecko doświadcza swojej matki jako emocjonalnie chłodnej czy wycofanej lub dezaprobującej i krytycznej zawsze wtedy, kiedy zrobi ono coś po swojemu albo będzie miało w repertuarze swoich zachowań coś, co jej nie odpowiada bądź jej zagraża — czyli gdy dziecko jest widziane przez nią jako ktoś, kto ma coś cenniejszego niż ona sama, albo jeśli robi coś, co w jej mniemaniu zabiera jej piedestał. Z drugiej strony dziecko czuje się wspaniałe i akceptowane zawsze wtedy, kiedy wpisze się w schemat i wymagania, które są przed nim stawiane, nawet jeśli miałoby to oznaczać, że musi zaprzepaścić swój potencjał, żeby nie być lepszym od niej. Miłość i relacja są warunkowe, nie opierają się na niczym, co prawdziwe. Nie dotyczą tego dziecka. Dotyczą spełnionych oczekiwań co do tego, jakie powinno być. Ma zadowolić i nie rozczarować. Tak w dziecku rodzi się poczucie, że nie może być sobą, nie może być kimś zwyczajnym — musi zachwycać i na tym zbudować swoją tożsamość, bo tylko wtedy zasługuje na miłość. Jeśli jest zdolnym uczniem, ma same celujące stopnie, pięknie się uśmiecha i robi tak, by zdobywać pochwały dorosłych, jego mama jest nim zachwycona. <<Tak pięknie wychowała swoje dziecko>> — słyszy. <<Przynosi jej dumę>> — chwali je. Jeśli jednak nie uda mu się zdać któregoś z tych sprawdzianów w sposób wzorowy, widzi w jej oczach pogardę, słyszy, że jest do niczego i nie po to sprowadziła je na świat… zawodzi ją, jest niegodne miłości. Kiedy chce wyrazić swoje zdanie albo się na coś nie zgodzić, słyszy: <<Ranisz mnie, specjalnie mi to robisz. Jesteś niewdzięczny. Czemu mi to robisz?>>. Więc nie robi… Tam, gdzie dziecko czuje się źle z czymś, czego chce od niego matka, słyszy: <<Przesadzasz, dramatyzujesz, nie doceniasz tego, co dla ciebie robię, wszystko zawdzięczasz mi…>>. Często powtarza, że dla niego wszystko poświęca i że tak wiele robi specjalnie dla niego… Z biegiem czasu tak wychowane dziecko samo nie wie, kim jest i kim mogłoby być, a kim się nie stało. Co lubi? Co czuje? Jakie ma mocne, a jakie słabe strony? O czym marzy? Jest imitacją prawdziwego człowieka, bo taki składa się z dobrych i złych cech, z wad i zalet — a ono… musi iść przez życie w pancerzu doskonałości, która wsiąkła mu w krew, i jeśli zdoła się w nim dobrze zakorzenić, taka osoba powtórzy narcystyczny schemat rodzica, który ją wychował. Stanie się tak samo powierzchowna, zaabsorbowana sobą i utrzymywaniem dobrego wizerunku, będzie skłonna do uprzedmiotowiania wszelkich relacji. Pozbawiona bezwarunkowej miłości, sama stanie się kimś nieumiejącym kochać.”* INGA Inga dopiero podczas terapii znalazła odpowiedź na pytanie – dlaczego uciekała przed odpowiedzialnością, co sprawiało, że brakowało jej konsekwencji? To terapeutka pomogła jej otworzyć oczy i spojrzeć na siebie, i na efekt skryptów wyniesionych z dzieciństwa, które nie pozwoliły jej uwierzyć w siebie i rozwinąć skrzydeł. Uświadomiła sobie, że w jej uszach wciąż brzmiały słowa niezadowolonej z niej matki, które przyczyniły się do tego, że wzrastała w przekonaniu, że jest niewystarczająco dobra, wybrakowana i nie zasługuje na miłość. To one sabotowały wszelkie próby podjęcia jakiegokolwiek wysiłku i zawalczenie o siebie. Wciąż pamiętała wieczne niezadowolenie i wbijanie szpil przez osobę, o której miłość każdego dnia zabiegała. ARLETTA Arletta w przeciwieństwie do Ingi nie ustawała w biegu. Chcąc udowodnić sobie, że jest coś warta pokonywała kolejne schody prowadzące w jej odczuciu donikąd. Co prawda osiągała wiele, ale ona sama nie czerpała z tego zadowolenia i satysfakcji. Każdy szczyt, który zdobywała był powodem frustracji, bo przecież… można było wybrać się na wyższy, bo to za mało, za słabo, niewystarczająco. Uważała, że nie zasługuje na miłość, bo skoro jej własna matka nie potrafiła jej pokochać, to nie jest nic warta… Nie ufała własnym uczuciom, kwestionowała je. Nie potrafiła zaufać osobom obdarzającym ją miłością, co było efektem braku więzi i przywiązania pomiędzy nią a matką. KAMA Kama dzisiaj wie, że powieliła schemat narcystycznej matki. Stała się dla swojej córki tak samo toksyczna. Nie wierzyła w siebie, nie lubiła siebie, jedynie kreowała własny wizerunek będący niczym wydmuszka - kolorowy i barwny na zewnątrz, a pusty w środku. Wyolbrzymiała swoje zalety, robiła wszystko, by inni ją podziwiali, dobierała sobie przyjaciół na zasadzie opłacalności. Ważne było dla niej, by mogła coś czerpać ze znajomości z innymi, ogrzać się w czyimś blasku, ale by jednocześnie przekonywać innych o swojej niezwykłości tak, by otoczenie i „przyjaciele” stanowili jedynie dla niej tło. Kama miała zaburzony obraz swojej osoby, nie potrafiła przyznać się do błędu, nie akceptowała faktu posiadania wad. Była zazdrosna o własną córkę. Nie mogła przeżyć, że ta jest młodsza, ładniejsza, że osiąga sukcesy, że jest w miejscu, w którym ona już nigdy się nie znajdzie. O konsekwencjach wyrastania w narcystycznym domu napisała Olga Czajka w niezwykle interesującej i wartościowej książce „Relacje. Każdy potrzebuje więzi, żeby przetrwać”*. Według autorki „Doświadczenie narcystycznego rodzica niesie za sobą różne konsekwencje, nie zawsze aż tak dramatyczne jak kształtująca się nieprawidłowo osobowość, jednak z pewnością <<skalpuje>> dziecko z jego indywidualności i może zostawiać różne rany na jego psychice i emocjach. Wychowanie w takich warunkach jest w mniej oczywisty sposób destrukcyjne niż w przypadku innych traum, bo w większości krzywda jest ukryta, zawoalowana, podszyta dobrymi intencjami, mniej zauważalna. To sprawia natomiast, że trudniej ją zauważyć, rozpoznać i móc się nad nią pochylić. Nie ma wątpliwości, że bicie dziecka jest znęcaniem się i tresurą; zabieranie mu miłości za chęć bycia sobą i narzucenie swojej wizji człowieczeństwa nie jest już tak namacalne i jasne do oceny. To są często mgliste, rozmyte, rozłożone w czasie sytuacje, zabarwione dobrymi chęciami, wywołujące poczucie niejasności i konsternacji, zakrzywione i <<dobrze ubrane>>, które kreują wybrakowanego człowieka, okradzionego z tożsamości, z fałszywym wyobrażeniem o sobie, pustego w środku. Choć doświadczenia mogą być różne, to przekładając wszystko to, co powyżej, na bardziej konkretny obraz, możemy sobie wyobrazić, że dorastanie z narcystycznym rodzicem wiąże się z poniższymi sytuacjami: › Miłość rodzica jest zawsze warunkowa — dziecko dostaje „miłość”, ale nie jest kochane. Dostaje coś, co imituje miłość, w zamian za spełnione oczekiwania rodzica, ale nie jest prawdziwie kochane za to, kim jest, bo osoba z narcystyczną osobowością nie potrafi kochać i nie rozumie, czym jest miłość. Najczęściej oczekiwania te są skoncentrowane wokół zaspokojenia potrzeb emocjonalnych rodzica związanych ze społeczną aprobatą, dobrym zewnętrznym wizerunkiem, podniesieniem poczucia własnej wartości. Dziecko ma za zadanie sprawiać, żeby rodzic czuł się dobrze ze sobą i ze swoją rolą. Jest instrumentem, który ma być wykorzystywany w służbie ochrony ego rodzica. › Rodzic zawsze staje w centrum uwagi, a świat kręci się i obraca wokół jego potrzeb, pragnień i chęci. To on ma być najważniejszy, zadowolony i usatysfakcjonowany (a swoją drogą, próba osiągnięcia tego wydaje się syzyfową pracą, bo nigdy to nie następuje). To z kolei sprawia, że dziecko wyrastające w takim systemie staje się <<przezroczyste>>, niewidzialne, pominięte i nieważne, wykorzystywane i nadużywane. Wszystko obraca się wokół rodzica. Nawet w przypadku wydarzeń dotyczących dziecka — jego urodzin, rozdania dyplomów na zakończenie szkoły czy z innych okazji — może rozegrać się jeden z tych scenariuszy: » rodzic przypisze sobie jego zasługi jako przedłużenia siebie i <<ukradnie>> mu to, co jego: jego wysiłek, talent i umiejętności, na przykład mówiąc: <<Gdyby nie ja, nie udałoby ci się to>>, <<To wszystko moja zasługa, tyle ci poświęciłam>>; » rodzic ściągnie na siebie uwagę innych, odbierając znaczenie dziecku, nie powstrzyma się nawet przed kreowaniem niepotrzebnych dramatów czy konfliktów w celu zyskania atencji; » rodzic pominie, zignoruje lub umniejszy osiągnięcia dziecka, odbierając im znaczenie i wartość. Dlaczego? Bo zawiść, jaka jest obecna w tego typu osobowości, potrafi być tak olbrzymia, że budzi potrzebę zniszczenia tego, czego samemu się nie ma. › Relacja jest tak zmanipulowana, że traci się poczucie rzeczywistości — poprzez to, że świat relacji z takim rodzicem jest sztucznie kreowany, nie jest rzeczywisty ani oparty na prawdzie. Rodzic z narcystycznym zaburzeniem osobowości może nadawać taką narrację wydarzeniom, słowom, intencjom, że można stracić poczucie realności i zastanawiać się, czy nasz odbiór świata jest właściwy. Jest skłonny zniekształcać świat pod swoje potrzeby, pokazując na przykład, że to, o czym mówisz, nigdy nie miało miejsca, że źle coś pamiętasz (jeśli jest to coś, co jemu nie pasuje), że przesadzasz, że chyba coś ci się pomieszało… że dziwne jest to, że czujesz się tak, jak się czujesz w danej sytuacji, że nie możesz się tak czuć. Może też dochodzić do tego, że słowa są przez osobę z zaburzeniami narcystycznymi zmieniane, wyrywane z kontekstu — wszystko w zależności od tego, do czego mają pasować. Mogą to być negowanie rzeczywistości, zaprzeczanie cudzym uczuciom, wprowadzanie w stan emocjonalnego zamieszania etc. › Nie ma przestrzeni na uczucia i potrzeby, które nie są związane z rodzicem. Momenty, gdy dziecko mogłoby móc mówić o tym, jak się ma, jaki jest jego świat wewnętrznych przeżyć, czego potrzebuje, nie budzą zainteresowania, są raczej mało ważne, a jeśli nawet są przyjmowane, to na powierzchownym poziomie. Taki rodzic nie inwestuje też w rozwijanie umiejętności dziecka w kwestii refleksyjności i mentalizacji — nie odzwierciedla jego stanów emocjonalnych i nie nadaje znaczeń jego emocjom, a przypisuje mu swoje własne. Konsekwencją takiego stanu rzeczy może być sytuacja, gdzie w dorosłości taka osoba nie wie, jaka jest, kim jest, co czuje i czego potrzebuje. Może mieć poczucie zagubienia i dezorientacji, trudniej jej podejmować autonomiczne decyzje i budować zdrowe relacje oparte na wzajemnej wymianie — może być bardziej skłonna do realizowania potrzeb innych niż swoich własnych, nadmiernego podporządkowywania się i poczucia lęku. › Brak miejsca na sprzeciw i niezgodę, bo świat widziany oczami rodzica i jego fantazje na ten temat to jedyny scenariusz, jaki ma się prawo rozegrać. Każdy przejaw inności jest uznawany za atak i wzbudza gniew. Dziecko — jeśli ma zasłużyć na <<miłość>> — musi być temu podporządkowane i nie ma możliwości wyrażenia swojej niezgody na cokolwiek. W innym przypadku zostanie ukarane i nie zawsze musi być to „oczywista” kara. Rodzic na objawy sprzeciwu dziecka może zareagować histerycznym płaczem i pytaniem: <<Czemu ty mi to robisz?>> albo wycofaniem z kontaktu i długimi chwilami czy dniami karzącej ciszy, która mówi więcej niż słowa. Wówczas dla dziecka staje się jasne, że jego inne zdanie jest niewłaściwe, złe czy nawet krzywdzące dla rodzica. › Codzienne funkcjonowanie to gra w piekło–niebo, gdzie dziecko doświadcza nadmiarowych wyrazów miłości: jeśli wpisze się w oczekiwania rodzica i zaspokoi jego potrzeby, będzie wielbione i wynoszone na piedestał niczym trofeum, żeby innym razem zostać zmieszane z błotem za coś, co nie spodobało się rodzicowi. Ta nieustanna gra i emocjonalna huśtawka sprawiają, że dziecko raz jest <<szturmowane>> miłością, a drugim razem dewaluowane i przymierzane do poziomu zero. Chcąc zyskać bliskość i akceptację, będzie wkładało sporo wysiłków, żeby utrzymać stan miłości, którą może zyskać za bardzo wysoką cenę. To wzmacnia zagrożenie, niepewność i lęk oraz poczucie, że nie można być kochanym w całości."* W książce Olgi Czajki nie tylko możemy poczytać o narcystycznych matkach, ale o różnych relacjach determinujących nasze życie. Autorka przekonuje czytelnika, że dzięki pracy nad sobą jesteśmy w stanie zmienić nasze życie i stać się osobami, spełnionymi, mającymi poczucie kontroli. *Dziękujemy Wydawnictwu Sensus za możliwość zareklamowania tej wartościowej książki. **Cytaty i fragmenty pochodzą z książki O. Czajki "Relacje. Każdy potrzebuje więzi, żeby przetrwać". POLECAMY:
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|