SYNDROM OSZUSTAJak pozbyć się bagażu emocjonalnego w pracy?"...kiedy idziemy do pracy, zabieramy ze sobą dwie rzeczywistości. Jedna to zewnętrzna rzeczywistość życia zawodowego, w której jesteśmy motywowani do realizowania zadań, osiągania sukcesów i zdobywania nagród finansowych. Istnieje jednak jeszcze inna, wewnętrzna rzeczywistość, złożona z naszych szczególnych cech psychicznych i obejmująca naszą niepewność i błędne wyobrażenia. Znaczną część tej rzeczywistości wewnętrznej tworzy nasza nieświadomość, w której kryją się wyparte wspomnienia bolesnych doświadczeń, popędy i tęsknoty mające korzenie we wczesnym dzieciństwie. Tutaj kierują nami inne cele niż w rzeczywistości zewnętrznej: dążymy na przykład do niedopuszczania do siebie niewygodnych prawd i bolesnych wspomnień albo rozwiązania nierozstrzygniętych konfliktów z przeszłości..."* Czułam się jak oszustka. Każdego dnia obawiałam się, że w końcu zostanę zdemaskowana. Lęk był moim nieodłącznym towarzyszem. Obawiałam się, że w końcu wyjdzie szydło z worka i wyda się, że nie ja powinnam być na tym miejscu i wówczas ze wstydu zapadnę się pod ziemię. Na każdym kroku sprawdzałam samą siebie, poprawiałam, uważałam, że wciąż za mało wiem, niewiele umiem, nie doceniałam swojego potencjału, podważałam swoje kompetencje. Byłam przekonana, że tu, gdzie się znalazłam, jestem przez przypadek, przez dziwny zbieg okoliczności. Nie wierzyłam, że zasługuję na sukces, który - jak wszyscy wokół mnie z przekonaniem w głosie mówili - osiągnęłam. Po wizytach u psychologa zaczęłam analizować swoje życie, zastanawiać się nad moimi przekonaniami, nad relacjami w mojej rodzinie, nad moim dzieciństwem. Nie była to dla mnie przyjemna podróż do przeszłości. Ale powoli uświadamiałam sobie, że odtwarzałam "w pracy niepożądaną dynamikę rodzinną z wczesnego etapu swojego życia."* Zaczęłam rozumieć, że powtarzałam pewne unieszczęśliwiające mnie schematy, tylko dlatego, że były znajome. A podobno "to, co znajome, przyciąga nas z dużą siłą, często na tyle potężną, by przeważyła nad naszymi świadomymi pragnieniami."* Po spotkaniach z psychologiem przed oczami zaczęły powracać mi obrazy z przeszłości. Rodzice, którzy zatapiali smutki w alkoholu i ledwie wiązali koniec z końcem, nie martwiąc się o moje podstawowe potrzeby. I ciocia.... Ciocia będącą dla mnie z jednej strony oparciem i autorytetem, ale z drugiej strony osobą wiecznie krytykującą, stawiającą wysoko poprzeczkę i straszącą przy każdym, nawet najmniejszym potknięciu, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. To ona uważała, że z pewnością powielę postawy moich rodziców. Faktycznie był we mnie wówczas już paraliżujący mnie strach i przekonanie, które z pewnością wyrosło na braku wiary we mnie ciotki, że nie mam szans, abym doszła tam, gdzie pragnęłam. A miałam przeogromną chęć, by w życiu dojść daleko, by osiągnąć sukces. Niestety wówczas nawet w najśmielszych marzeniach nie wyobrażałam sobie siebie w miejscu, w którym dzisiaj jestem... Ale będąc już tu - na szczycie - na który przecież pięłam się z determinacją przez długi czas, nie mogłam uwierzyć, że stało się to dzięki mojej inteligencji, pracy, samozaparciu, wewnętrznej dyscyplinie. Dopiero niedawno zaczęło do mnie powoli docierać, że za tym, co mam, stały lata solidnej nauki i pracy. Syndrom oszusta. Jest to zjawisko psychologiczne, u podstaw którego leży przekonanie, że nie jest się wystarczająco dobrym. Prowadzi ono na ścieżkę ciągłego podważania swoich kompetencji, wątpienia w siebie, na umniejszaniu swoich sukcesów. Powoduje brak wiary w swoje możliwości, osiągnięcia i kompetencje. Pojawić się ono może na różnych etapach naszego życia i dotyczyć różnych jego obszarów. Jest kulą u nogi, która sprawia, że nasz rozwój hamowany jest przez nasze wieczne obawy i staje się zmorą naszego życia. Kolejne osiągnięcia nie zmniejszają go, a można powiedzieć, że dzieje się wręcz odwrotnie - staje się on coraz silniejszy. Często lęk staje się przeszkodą na drodze do rozwinięcia skrzydeł i osiągnięcia kolejnych sukcesów. "Na ogół ludzie z syndromem oszusta bagatelizują wszelkie sukcesy jako zwykły łut szczęścia albo przypisują je odpowiednim kontaktom czy urokowi osobistemu. Nie są w stanie uznać własnych osiągnięć i uważają, że są one niezasłużone. Niestety takie osoby nie potrafią odczuwać satysfakcji z pracy i często sabotują swój rozwój zawodowy. Nawet jeśli dobrze im idzie, martwią się, że są warte tylko tyle, ile ich ostatni wynik, zamiast widzieć w swoim sukcesie owoc zebranego przez lata doświadczenia i osiągnięć."* Parę dni temu do moich rąk trafiła książka Naomi Shragai "Człowiek, który pomylił swoją pracę z życiem." Autorka uświadamia nam, że "wszędzie, także w pracy, towarzyszą nam kłębiące się, poplątane emocje. Oprócz umiejętności, zaangażowania i ambicji wnosimy do biura swoje życie wewnętrzne – przewrażliwienie, błędne wyobrażenia, lęki i niepewność – silne emocje, które czasem biorą nad nami górę. Obejmuje to także naszą nieświadomość, do której spychamy doświadczenia z najmłodszych lat, uznawane przez nas za zbyt bolesne lub nieprzyjemne, by się z nimi mierzyć."* W książce tej możemy odnaleźć siebie, zobaczyć, co dzieje się z naszą psychiką w pracy i dowiedzieć się, jak obciążyć może nas własny bagaż emocjonalny. Ale znajdziemy w niej także receptę na to, jak pozbyć się tego balastu, gdyż autorka podaje nam konkretne wskazówki do pracy nad sobą. Z lektury Naomi Shragai nie tylko dowiemy się, jak rozróżniać emocje godne zaufania i te, które wprowadzają w błąd, ale także jak poradzić sobie z emocjami w pracy – zarówno własnymi, jak i współpracowników i szefów oraz jak konstruktywnie reagować na krytykę i nie projektować swoich lęków na innych. Mamy szansę dzięki niej rozpoznać źródło swoich problemów i podjąć działania, które sprawią, że w końcu przestaniemy sabotować swoją karierę. Muszę przyznać, że jest to książka dotykająca bardzo ważnych i trudnych kwestii, ale czyta się ją jednym tchem. Dlatego z czystym sercem polecam ją każdemu, kto nie boi się stanąć twarzą w twarz z samym sobą i dokonać pozytywnych zmian w swoim życiu. *Fragmenty i cytaty pochodzą z książki "Człowiek, który pomylił swoją pracę z życiem”, Wyd. Znak Literanova 2022 POLECAMY:
0 Comments
ODPORNOŚĆ PSYCHICZNA DZIECI"Odwagi, PINKU!"7 września odbyła się premiera pełnej ciepła i optymizmu książki, nie tylko dla dzieci, pt.: „Odwagi, Pinku!” autorstwa Urszuli Młodnickiej i Agnieszki Waligóry. To już trzecia część przygód Pinka, tym razem dotycząca tak bardzo ważnego tematu, jakim jest odporność psychiczna. Poprzednie dotyczyły poczucia własnej wartości oraz relacji z rówieśnikami. Książka trafia do naszych rąk w czasie niezwykle ważnym dla dzieci, czasie powrotu do szkół po dwóch miesiącach wakacji. Dzisiaj mamy przyjemność zaprezentować wywiad, który przeprowadziłam z jej autorkami. Psychologia przy kawie: Poprzednie książki o Pinku zyskały ogromną popularność. Czy spodziewałyście się tego? Czy wiecie, gdzie leży źródło ich sukcesu? Ula Młodnicka: Zupełnie się nie spodziewałyśmy. Pracując nad „Jesteś ważny, Pinku” skupiałyśmy się, przede wszystkim na tym, co chcemy przekazać niż na antycypacji sukcesu. To książka, która wyrosła prosto z osobistych przeżyć i doświadczeń, sama bowiem przez wiele lat borykałam się z niskim poczuciem własnej wartości. Napisałam więc wszystko to, co chciałabym usłyszeć jako dziecko, a czego nie usłyszałam. Popularność zaskoczyła nas bardzo i gdy się zastanawiam, dlaczego tak się stało, dochodzę do wniosku, że z jednej strony temat pierwszego Pinka wpasował się w potrzeby większości rodziców, dla których marzeniem jest wychowanie dzieci mających poczucie własnej wartości. Z drugiej być może trącił w nich jakąś głęboko skrywaną strunę własnych doświadczeń. Bardzo często bowiem czytamy w opiniach i komentarzach rodziców pytanie: „Dlaczego nie było takiej książki, jak byłam mała”. Zdarza się także, że rodzice dzielą się z nami konkretnymi zdaniami z książki, które szczególnie do nich przemówiły. Powiem szczerze, że jest to bardzo motywujące. Ppk: Poruszacie w książce między innymi temat stresu, namawiając dzieci, aby podzieliły się swoimi sposobami na radzenie sobie z nim. Jako osoby dorosłe wiemy, że stres towarzyszy każdemu z nas, ale najważniejsze, by umieć sobie z nim radzić. A Wy, jakie macie sposoby? UM: Zatrzymanie się i powiedzenie sobie nawet na głos, że „Tylko spokój może nas uratować”. Przetestowane w wieloletniej pracy w agencjach reklamowych:) Działa! A im jestem starsza, tym bardziej doceniam właśnie spokój, bliższy kontakt samej ze sobą i troskę o siebie. Mimo, iż nie pracuję już w reklamie, nadal miewam stresujące sytuacje. Siadam wtedy i mówię do siebie: „Ej, coś mi się wydaje, że zaczynasz świrować. Spokojnie, tylko spokojnie”. Zastanawiam się też, co powoduje, że się stresuję. Takie dochodzenie do stresora pomaga obniżyć jego siłę w przyszłości i podejść bardziej świadomie do swoich reakcji. Aga Waligóra: Ze stresem walczę już dość długo, bo od szkoły podstawowej. Z czasem nauczyłam się oswajać stres, czasem z nim współżyć, a czasem udaje mi się nawet nad nim zapanować. Zwykle w sytuacjach stresowych staram się wyciszyć, skoncentrować nad tym, co robię i uświadomić sobie, że to tylko chwilowy dyskomfort, nieprzyjemny moment w całym moim życiu i ze potrafię sobie z tą sytuacją poradzić, bo w głębi siebie wiem, jak to zrobić. Prawie zawsze działa. Ppk: W Waszej książce przeczytałam: „Skoro nie mamy na coś wpływu, najlepiej odpuścić przejmowanie się tym”. Czy w swoim życiu kierujecie się taką zasadą? UM: Staram się, choć nie jest to proste. Z natury jestem wojowniczką i odpuszczam dopiero wtedy, gdy sprawdziłam wszystkie sposoby na rozwiązanie problemu. Dlatego trudno mi odpuścić od razu. Ale uczę się tego. Zwłaszcza w kontekście tego, jak oceniają nas inni ludzie. AW: Nie zawsze, chociaż coraz częściej. Z wiekiem jest mi prościej zaakceptować fakt, że nie mam wpływu na wszystko to, co się dzieje w moim życiu, że nie mogę wszystkiego kontrolować. Staram się osiągnąć moją wewnętrzną równowagę, poczucie stabilności, które pozwala mi być względem siebie wyrozumiałą, myśleć o sobie samej pozytywnie, a przede wszystkim dawać sobie samej drugą szansę za każdym razem, kiedy coś pójdzie nie tak. Jest mi z tym lepiej. Ppk: Czy Waszym zdaniem optymizmu można się nauczyć? UM: Myślę, że tak. Co prawda za to, czy jesteśmy optymistami w 50% odpowiadają geny, ale drugie 50% zależy od nas i naszego sposobu myślenia. Mam tu na myśli sposób interpretacji, wyjaśniania sobie tego, co nas spotkało, a to bardzo zależy od tego, co sami o sobie myślimy, czy mamy poczucie własnej wartości, czy wręcz odwrotnie. W sytuacjach porażki czy niepowodzenia pesymiści winią przede wszystkim siebie za ich powstanie. Uważają je za trwałe. Wyjaśniają to, mówiąc, że to ich wina, że zawsze tak jest, że za co by się nie wzięli, to kończy się to fiaskiem. Optymiści są aktywni, szukają w porażce okazji do nauki, traktują niepowodzenia jako chwilowe, co skłania do większej aktywności. Przede wszystkim jednak nie przypisują winy sobie, a okolicznościom zewnętrznym. Mają poczucie sprawstwa. Dlatego podstawą optymizmu jest nastawienie do świata pełne poczucia sprawstwa, troski o siebie i działania. AW: Ja również myślę, że optymizmu można się nauczyć, dla mnie to sposób widzenia świata, ale też postrzegania wyzwań i problemów. Świadomość, że jeśli coś pójdzie nie tak, jak sobie to wyobrażałam, to mogę zawsze spróbować jeszcze raz, oczywiście jeśli będę mieć na to ochotę i jeśli naprawdę mi na tym zależy. Optymizm daje nam możliwość wyboru i poczucie świadomości, że jeszcze wszystko przed nami. Ppk: W książce kierujecie do młodego czytelnika ważne słowa: „Nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli. Tak już jest, czy tego chcemy, czy nie. Na szczęście nie jest to koniec świata, a w dodatku możemy coś z tym zrobić. Co? Zmienić swoje nastawienie." Co zrobić, by to co nas nie zabiło, wzmocniło nas, a nie sponiewierało? Jaki jest Wasz sposób na to, by z trudnych sytuacji wychodzić z podniesioną głową? UM: Szukać, nawet czasem na siłę dobrych stron zdarzenia, które nas spotkało. Każda sytuacja, nawet nieprzyjemna uczy nas czegoś, sprawia, że nabieramy doświadczenia, dowiadujemy się więcej o sobie. Oczywiście przejście przez traumatyczną sytuację nie jest proste, jest to proces, który rządzi się swoimi prawami - musi trwać i trzeba go przejść. Mnie osobiście bardzo pomaga uświadomienie sobie, że to, co aktualnie przeżywam jest tylko pewnym etapem mojego życia, chwilą, że to, że jest źle lub bardzo źle teraz, nie znaczy, że będzie tak zawsze. Jest takie ćwiczenie w Pinku 3 dotyczące historii pt. „Da się przeżyć trudne momenty”, w którym mamy ilustrację wzburzonego morza, a na nim małej czerwonej łódeczki. Łódeczka symbolizuje moment, który aktualnie się przeżywa. To bardzo wymowne. AW: Najważniejsze to nie przejmować się opinią innych. To strasznie trudne, bo od dziecka jesteśmy wystawiani na opinie nauczycieli, rówieśników, na strach przed tym, co sobie ktoś o nas pomyśli, w jaki sposób nas oceni. Nasze błędy, nasze porażki są nasze i tylko my mamy prawo decydować, co z nimi zrobić. Ppk: Wrzesień to dla wielu dzieciaczków miesiąc, którego nie lubią. Pomijając fakt, że kończy się wakacyjna laba, zaczyna się czas, który budzi wiele obaw. Wielu uczniów ze strachem zasiada do szkolnej ławy. I w tym momencie przychodzicie do każdej z tych osób ze słowami otuchy - „Odwaga polega na tym, że coś robisz, pomimo że się boisz". I przekonujecie, że pokonywanie swoich obaw jest fajnym uczuciem. Dlaczego tak uważacie? Czego w swoim życiu się obawiałyście, a pomimo to zmierzyłyście się z tym? UM: Różnych rzeczy. Począwszy od skoku do wody z 10 metrów po napisanie pierwszej książki. W drugim przypadku obaw było wiele. Czy ktoś zechce wydać tę książkę, jak zostanie ona odebrana, czy następne części dorównają pierwszej. AW: Pokonywanie własnych obaw pomaga nam przesuwać granice naszych lęków. To jest niesamowicie mobilizujące, bo uświadamia nam, ze potrafimy mierzyć się z sytuacjami, których unikaliśmy do tej pory ze względu na strach, obawy, dyskomfort. Daje nam poczucie satysfakcji. Podobnie jak Pink od dziecka mam problemy z występami publicznymi; kluska w gardle, pustka w głowie – wprost wspaniały duet. Po nieprzespanej, stresującej nocy, w stanie totalnego strachu i paniki znalazłam się w studiu jednego z programów telewizyjnych. Na szczęście wraz z Ulą, i… wszystko poszło świetnie. Po fakcie uświadomiłam sobie, że właśnie zdobyłam mój osobisty K2 :), ale zdałam sobie sprawę też z tego, jak ważne jest nauczenie się dystansu do pewnych rzeczy. Tak jak już wcześniej wspominałam, to co wydaje nam się wielkie, przytłaczające, niewygodne w danym momencie jest tylko chwilą, małym elementem, z których składa się całe nasze życie. Ppk: Było warto? U.M. Oczywiście. W pierwszym przypadku doświadczenie nie było przyjemne. Dzięki temu wiem, że nie jest to dla mnie. A jeśli chodzi o książkę, ilość dobrych rzeczy, które wydarzyły się po jej wydaniu (mówię za siebie) przerosła moje oczekiwania. Dlatego warto próbować nowych rzeczy, najwyżej przekonamy się, że nie wszystkie są dla nas. A jest duża szansa, że odkryjemy coś, dzięki czemu zmieni się całe nasze życie. AW: No pewnie :))) Teraz już znam rozkład studia i wiem, jak szybko stamtąd uciec :)! Tak naprawdę było warto, bo jestem z siebie dumna, że udało mi się pokonać własny strach i obawy. Mogłam znaleźć wymówkę odległości, braku czasu, ale postanowiłam zmierzyć się z sobą samą i odznaczyłam sama siebie moim małym, osobistym medalem za odwagę :). Ppk: Wasza książka bogata jest w ćwiczenia pobudzające dzieci do myślenia i kreatywności, a przede wszystkim szukania rozwiązań. Bardzo podobało mi się zadanie polegające na opracowaniu i namalowaniu planu działania. Rozumiem, że doceniacie planowanie w swojej pracy? UM: Bardzo! Chodź nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem, plan daje poczucie kontroli i to jest w nim fajne. Stanowi punkt odniesienia, wyznacza drogę do celu. Bardzo ważne jednak, żeby nie usztywniać się za bardzo i dawać sobie przestrzeń na zmianę planu. AW: Tak, ja osobiście bardzo sobie cenię komfort czasowy. Nie znoszę pracy pod presją, pośpiechu, mam wtedy wrażenie, że wszystko to, co robię traci lekkość. Dlatego lubię mieć zorganizowany plan działania, terminy, porządek wokół mnie przed rozpoczęciem pracy nad ilustracją. Zupełnie inaczej wygląda moje planowanie w życiu codziennym :), albo jego brak :). Od lat mieszkam we Włoszech i od Włochów nauczyłam się, że na wszystko jest czas; czas na kawę, czas na pracę, czas na patrzenie się w niebo. Ppk: Jako psycholog pracujący z ludźmi wiem, jak ciężko wielu osobom nazywać emocje. Czują, że one przejmują nad nimi kontrolę, boją się ich. A przecież od pierwszych lat życia można uczyć dzieci rozpoznawania i nazywania uczuć. Dzięki lekturze Waszej książki stanie się to z pewnością łatwiejsze. Jest w niej bowiem wiele ćwiczeń ułatwiających poruszanie się w tym „emocjonalnym świecie". Które z ćwiczeń jest Waszym ulubionym? UM: Z wulkanem. Jestem dość temperamentną osobą i staram się od wielu lat szukać punktu, w którym jest jeszcze szansa na uniknięcie wybuchu. Nieskromnie powiem, że udaje mi się to już w 99% przypadków. A drugie ćwiczenie to serce - brzuch - dokładnie opisane w książce. Na mnie działa. Oprócz stanu spokoju czuję wtedy, że jestem dla siebie ważna i troszczę się o siebie. To takie bonusy. AW: Zdecydowanie - „Najlepiej porównywać się z samym sobą”. Od dziecka porównuję się do innych, byłam też porównywana, co pewnie w zamyśle miało mnie mobilizować, oczywiście tak się nie działo. Porównywanie siebie albo bycie porównywanym prowadzi do frustracji, do poczucia, że nie spełniamy oczekiwań zarówno względem nas samych, ale i tych, którzy w nas te oczekiwania pokładają, a to boli. Uświadomienie sobie, że czegoś nie potrafię, że nie osiągam rezultatów, których tak bardzo pragnę i na które bardzo pracuję, nie osiągam ich JESZCZE, daje nam perspektywę na przyszłość. Daje nam możliwość pozytywnego myślenia o nas samych i napawa optymizmem, bo w końcu zauważamy, że w tym momencie pracujemy nad sobą i mamy czas na to, żeby osiągnąć nasz cel. Ppk: Wśród wielu wartościowych treści, z którymi spotkałam się w „Odwagi, Pinku!", jedno ze zdań szczególnie zwróciło moją uwagę: „Bądź dumny z tego, jak bardzo się starasz";. Niestety system ocen szkolnych bardzo często nie motywuje ucznia, a wręcz można powiedzieć, że demotywuje. A przecież nie należy jedynie patrzeć na efekt swojej pracy, ale również na przebytą drogę. Czy jest to Waszym zdaniem trudne, by nauczyć dzieci doceniania wysiłku, który wkładają w wykonywanie różnych zadań? UM: Szczerze? Myślę, że trudniej rodziców, którzy mają parcie na oceny. W ogóle cały system wywiera ogromną presję na dzieciach, akcentując wyniki, a nie wysiłki. Zróbmy ćwiczenie i przypomnijmy sobie, jaką ocenę mieliśmy w piątej klasie szkoły podstawowej z historii. Ja nie pamiętam. A teraz zastanówmy się, jaki wpływ na nasze życie miała ta ocena? No właśnie… Dlatego jako rodzice powinniśmy skupiać się na pielęgnowaniu i wzmacnianiu wysiłków naszych dzieci, uczeniu, jak się nie poddawać i czego porażki mogą nas nauczyć. Wszyscy gdzieś po drodze zapominamy, że oceny nie powinny być celem samym w sobie. Założę się, że większość z nas, rodziców, bo mówię też o sobie, zapomniało już, jak bardzo nie chciało im się uczyć. I, że było mnóstwo ciekawszych zajęć niż wkuwanie lewych i prawych dopływów Wisły. Miejmy litość i uczmy doceniać nawet małe osiągnięcia, w porażkach wspierajmy, bądźmy wyrozumiali, przecież nam też bardzo często się czegoś nie chce… AW: W codziennym życiu koncentrujemy się na osiągnięciu celu, a nie na drodze, która do niego prowadzi, a która tak naprawdę jest miernikiem naszych umiejętności i możliwości. Moim córkom staram się uświadomić to, jak bardzo ważne jest docenianie własnej pracy włożonej w przygotowanie się do wyzwania, a nie ocena sama w sobie, która nie jest i nie może być odpowiednikiem naszej wiedzy. Ppk: Dzieci mają duży problem z motywacją. Często po prostu nic im się nie chce. A Wy podejmujecie próbę zmotywowania ich do wychodzenia poza strefę komfortu. Czy to jest Waszym zdaniem możliwe? UM: Jasne! Przy odrobinie wysiłku ze strony rodziców jest to możliwe. Mam tu na myśli wspieranie i zachęcanie, ale także bycie dobrym przykładem. Myślę, że warto podejmować takie próby, raz przeżyte poczucie dumy i satysfakcji zostanie w pamięci na lata. A poza tym to świetna droga do samodzielności i poczucia sprawstwa. Ostatnio moja znajoma opowiedziała mi historię, jak zmotywowała swojego syna do pierwszych samodzielnych zakupów. Historia taka, że jej syn lat 6 w drodze do domu zapytał ją, czy mogą wstąpić do sklepu, bo ma 5 złotych i chciałby sobie coś kupić. Zatrzymała samochód pod sklepem i mówi: „Idź sam, ja czekam”, na co w odpowiedzi usłyszała:„Ale jak to, sam mam iść?”. Na co ona: „No tak, masz wszystko, co jest potrzebne, żeby to zrobić. Umiesz powiedzieć dzień dobry, dziękuję, umiesz liczyć i masz pieniądze. Czekam na Ciebie w aucie”. No i poszedł. Po chwili, gdy wrócił z zakupami, powiedział: „Mamusiu, wiesz co? Czuję dumę i szczęście, że się odważyłem sam. Tak jak Pink na karate”. Kurtyna. Dla takich momentów warto także wyjść samemu ze strefy komfortu i dać naszym dzieciom okazję do przeżywania dumy i szczęścia. Ppk: Dzięki lekturze Waszej książki przypomniałam sobie, o czym w życiu należy pamiętać, by było nam łatwiej pokonywać różne trudności. Nie ukrywam, że ściągę mam zamiar wydrukować i umieścić na lodówce. I mam nadzieję, że będziecie się z nami swoją mądrością oraz doświadczeniem dzielić w kolejnych przygodach Pinka. Gorąco dziękuję zarówno za Waszą książkę, jak i rozmowę. UM: Dziękujemy bardzo za miłe słowa. Cieszę się, że ściąga znajdzie praktyczne zastosowanie! *Fragmenty i cytaty pochodzą z książki "Odwagi, PINKU”, Wyd. Sensus, 2022 POLECAMY:
Rycerz i histeryczkaWpływ relacji z dzieciństwa na związki„Dnia bym nie wytrzymał z taką babą!” - Igor najwyraźniej był zdegustowany postawą Kamili. Parę godzin spędzonych w towarzystwie znajomych spowodowało, iż nie pierwszy raz docenił swoją żonę. „Widziałaś, jak łypała okiem na tego kelnera. Chora kobieta. A ten głupi Staszek tańczy, jak ona mu zagra. Koszmar!” Karolina nic nie powiedziała. Była niezwykła osobą. Każdego zawsze starała się tłumaczyć. Wszystkich próbowała zrozumieć. To dzisiejsze spotkanie też było wynikiem jej wyjątkowej empatii. Kamila nalegała, a Karolina nie chciała, by czuła się odepchnięta, tym bardziej, że zdawała sobie sprawę, iż znajomi z roku na rok odsuwali się od tej „dziwnej” - jak określali - pary. Są mężczyźni tańczący wokół swoich pań, których wymagania i roszczenia rosną z dnia na dzień. Wpatrzeni w te, których z kolei wzrok podąża za innymi mężczyznami. Biegający z zakupami, gotujący obiadki, przynoszący kwiaty, zarabiający na pierścionki z brylantem. A one… krytykujące ich, ośmieszające w towarzystwie. Dlaczego kobiety pokroju Kamili zachowują się w ten sposób? Otóż, te złośliwości, docinki i pogarda to przeniesienie własnej frustracji, swojego niskiego poczucia wartości przez osoby o osobowości histerycznej na partnera, którego z premedytacją poniżają. Najczęściej to zachowanie jest konsekwencja tego, co zadziało się w dzieciństwie tych kobiet. Osoby bowiem, które w domu rodzinnym nie doświadczyły ciepła i miłości, które czuły, że nic nie są warte, mogą szukać partnerów, którzy są dla nich otwarci, empatyczni, gotowi do poświęceń. Gdy ci otwierają swoje serca, są poniżani, krytykowani, wyzywani od nieudaczników, gdyż histeryk chce, by poczuli się tak, jak oni w dzieciństwie. Kobiety o osobowości histerycznej są dominujące, nadmiernie emocjonalne, a ich głównym celem jest bycie w centrum zainteresowania. W stosunku do mężczyzn są uwodzicielskie i prowokujące, nieustannie dbają o własny wygląd i używają go jako środka, za pomocą którego starają się zwrócić na siebie uwagę. W sposób teatralny i przesadzony wyrażają swe emocje, są bardzo podatne na sugestię, na przykład łatwo poddają się wpływom innych ludzi lub sytuacji. Jak takie związki mogą istnieć? Dlaczego mężczyznom takim jak Staszek brakuje odwagi, by przeciwstawić się kaprysom histeryczek? Czy poniżani, wyśmiewani mężczyźni nie mają siły, by odejść? Co trzyma ich przy tych, z którymi inni dnia by nie wytrzymali? Wielu mężczyźni podobnych do Staszka w dzieciństwie było uwielbianych przez swoje matki, które były wpatrzone w synów i rozpieszczały ich do czasu dojrzewania. Matka Staszka widziała w nim ósmy cud świata, póki na świat nie przyszła mała księżniczka - siostrzyczka chłopca o czternaście lat od niego młodsza. Swoją miłość matka przelała na córkę, odtrącając pryszczatego nastolatka, jak go wówczas zaczęła nazywać. Staszek wchodząc w dorosłe życie, poszukiwał partnerki, o której względy mógł walczyć. Chciał swoje potrzeby przelać z matki na kobietę swojego życia. Staszek nie przez przypadek wybrał Kamilę, kobietę, którą trzeba było zdobywać, która nim gardziła, pomiatała, a on udowadniał, że zrobi wszystko, by zasłużyć na jej uczucie. Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POLECAMY:
POLECAMY:
POKONAJ SWOJE LĘKI I ODZYSKAJ SPOKÓJJak odzyskać równowagę umysłu i spokój ducha?Ola zawsze była perfekcjonistką. Gdy na piątym roku studiów urodziła Polę, starała się być zarówno dobrą mamą, jak i wzorową żona, ale także nie zaniedbywać obowiązków studenckich. Pogodzenie wszystkiego spowodowało, że zaczęła zarywać noce. Gdy dwie godziny po północy kładła się spać, przez kolejne trzy nie mogła zasnąć. Był to koszmar. Zdawała sobie sprawę, że z każdą minutą ubywa czasu na regenerację organizmu i wiedziała, że kolejnego dnia będzie wyczerpana po nieprzespanej nocy. Z każdym tygodniem było coraz gorzej... Zasypiała chwilę przed dzwonkiem budzika. Kuba od dłuższego czasu cierpiał na bezsenność. Nieprzespane nocy dawały mu się we znaki w ciągu dnia. Hektolitry wypitej kawy nie pomagały. Był rozdrażniony, nie potrafił skupić się na wykonywanych czynnościach, drobne przeszkody postrzegał jako wielkie kłody leżące pod nogami. Gdy ostatkiem sił, jak maratończyk dobiegający do mety, docierał do schyłku dnia, nie marzył o tym, by położyć się spać, ale zamartwiał się, że znów nie będzie mógł zmrużyć oka. Z każdym dniem niepokój o to, czy uda mu się zasnąć był coraz większy. Widział, że dzieje się z nim coś, co go przerażało. W zasadzie coraz więcej rzeczy powodowało w nim lęk... Hela od pół roku doskonale wie, że w środku nocy będzie „liczyła barany". Nic nie może poradzić na to, że budzi się w momencie, gdy powinna dopiero przekładać się na drugi bok i z bijącym sercem powraca do tego, co chciałaby już dawno zostawić za zamkniętymi drzwiami swojej przeszłości. Nie może w nocy po przebudzeniu się zapanować nad tą gonitwą myśli. W ciągu dnia coraz częściej towarzyszy jej niepokój, zamartwia się drobnostkami. Ostatnio zdała sobie sprawę, że odizolowała się od znajomych, bez których jeszcze jakiś czas temu nie wyobrażała sobie życia. Sen jest jedną z podstawowych potrzeb człowieka. Jest niezbędny do życia. Dzięki niemu mózg odpoczywa i się regeneruje. „Chociaż nauka nie zdołała jeszcze otworzyć <<czarnej skrzynki>> zawierającej sekrety snu, odkryła kilka krytycznych procesów zachodzących w jego czasie. Wiemy na przykład, że w czasie snu dochodzi do konsolidacji pamięci, czyli integracji codziennej nauki w istniejące już sieci neuronów i umieszczania ich w pamięci trwałej."* Brak snu i jego zaburzenia prowadzą do poważnych problemów emocjonalnych i poznawczych, co ma poważne konsekwencje dla zdrowia i życia człowieka. Niestety niewielu z nas zdaje sobie z tego sprawę. Nie uzmysławiamy sobie, że jest zależność dwukierunkowa między stanami lękowymi a brakiem snu. Stany lękowe prowadzić bowiem mogą do bezsenności, a z kolei chroniczny brak snu wpływa na naszą podatność na nerwicę lękową, czyli grupę zaburzeń, których głównym objawem jest odczuwanie silnego, uporczywego lęku dotyczącego sytuacji z życia codziennego. Najefektywniejszą terapią nerwicy lękowej jest właśnie sen, gdyż "naprawia w tym czasie komórki i tkanki, zwalcza infekcje i przywraca odpowiedni poziom energii. Jedną z najważniejszych funkcji snu jest detoksykacja mózgu. (...) Wyobraźcie sobie mózg jako małe miasto. Aktywność w domach i sklepach mózgu wytwarza śmieci, które pod koniec dnia piętrzą się w zaułkach i bocznych uliczkach. Kiedy zasypiamy, pojawiają się śmieciarki (czyli elementy układu limfatycznego), które sprzątają z ulic wszystkie worki z odpadami. Jeżeli nie śpimy, śmieci pozostają niesprzątnięte i następnego dnia zaczynamy z górami odpadów zalegającymi na ulicach mózgu. Głowa lekko nas pobolewa, trudno jest myśleć klarownie, człowiek jest znacznie mniej skoordynowany fizycznie, niespokojny i humorzasty."* Niestety w dzisiejszej dobie mamy coraz większy problem z tym, by doświadczać spokoju, by czuć spełnienie, zadowolenie i satysfakcję. Funkcjonujemy w ciągłym napięciu, a stres zadomowił się w naszym życiu. Co jest powodem takiego stanu rzeczy? Otóż, jest to efekt specyfiki dzisiejszego życia, jego tempa, braku czasu na sen i kontakty z innymi ludźmi. Wynikiem jest też często zapatrzenie w siebie oraz chęć rywalizowania i porównywania siebie z innymi ludźmi. Ale również rany przeszłości, z którymi nie uporaliśmy się, a czasem życie w toksycznych związkach. Dr Ellen Vora w książce "Pokonaj swoje lęki i odzyskaj spokój" wychodzi naprzeciw człowiekowi, który żyje w permanentnym napięciu i stresie. Pokazuje mu, jak słuchać siebie i swojego ciała, by osiągnąć równowagę umysłu i spokój ducha. Możemy na jej stronach znaleźć nie tylko wiele konkretnych informacji, między innymi na temat przyczyn nerwicy lękowej, ale również poznać osoby, których życia nie można ocenić jako spokojnego i pozbawionego lęku. Książka jest skarbnicą wiedzy, a moim zdaniem poza tym, że napisana jest w sposób prosty i zrozumiały dla każdego czytelnika, jej największym walorem są konkretne rady i pomysły na to, by w rozmaity sposób odzyskiwać wewnętrzną harmonię i spokój. Myślę, że każdy z nas dla własnego dobra, nawet jeśli nie wie, co to nerwica lękowa ani nie doświadczył ciężaru bezsennych nocy, mógłby sięgnąć po lekturę Ellen Vory. Myślę, że wnieść może do życia każdego z nas apetyt na radosną i spokojną codzienność. *Fragmenty i cytaty pochodzą z książki Ellen Vory "Pokonaj swoje lęki i odzyskaj spokój”, Wyd. Filia, 2022 POLECAMY:
NIE MARTW SIĘ NA ZAPASNawyk zamartwiania sięZaśmiecamy swój umysł „martwieniem się na zapas”. To zły nawyk, który nie przynosi żadnych korzyści. Martwimy się, jak sobie poradzimy, gdy zdarzy się coś. A jak stracę pracę? A jak umrze mój mąż? A jak stanie się coś mojemu dziecku? A jak… ? Snujemy groźne scenariusze i zaczynamy się bać. Z reguły zamartwiamy się przyszłością, jeśli przeszłością to także raczej w kontekście jej wpływu na nasze przyszłe życie. A przecież przeszłości nie możemy zmienić, można co najwyżej o niej zapomnieć (lub przepracować np. z psychologiem, jeśli była trudna), ale nie można jej zmienić. Z kolei przyszłość jeszcze nie zaistniała, nie jest realna, ale możemy ją kształtować naszymi działaniami. I właśnie to ostatnie przekonanie uzasadnia nasze zamartwianie się przyszłością. Zapominamy jednak, że zamartwianie nie jest działaniem, więc także tej przyszłości nie zmieni. Jedynie nasze działanie tu i teraz może mieć wpływ na przyszłość, ale samo zamartwianie nie ma większego sensu. Kradnie nam czas, wpędza w niepotrzebny stres, wzbudza lęk, prowadzi do złych zachowań. Martwimy się, że nikt nas nie pokocha, więc wiążemy się z pierwszym napotkanym człowiekiem, który okazuje się niestety nieodpowiednim partnerem. Martwimy się o swoją sytuację finansową, więc pracujemy za 2 etaty do późna zaniedbując swoją rodzinę. Zmartwienia kładą na nasze barki ciężar nie do udźwignięcia. A są nierzeczywistymi wyobrażeniami. Dlaczego dręczymy samych siebie? Gdybyśmy tylko potrafili skupić się na teraźniejszości, żyć bardziej tu i teraz. Zapytacie jak to zrobić, gdy mamy tyle problemów związanych z przeszłością i tych, które wiążą się z przyszłością? Jednym ze sposobów skupienia się na chwili obecnej, prawdziwym antidotum na nawyk zamartwiania się jest – wdzięczność. Nie możemy jednocześnie zamartwiać się i być wdzięcznym. Albo, albo. Gdy zaczniemy dziękować za wszystkie dobre rzeczy, jakie przytrafiają się nam, troski wydadzą się nam niepotrzebną stratą czasu. Będzie nam łatwiej skupić się na teraźniejszości. Rozbudowując wdzięczność, życie stanie się prostsze, radośniejsze, mniej skomplikowane. Psychologowie pozytywni proponują prowadzenie „dziennika wdzięczności”. Pisałyśmy już o tym. Codziennie wieczorem przypomnij sobie 3 dobre rzeczy, które przydarzyły Co się w ciągu dnia. Zapisz je w specjalnie kupionym do tego celu zeszycie. Rób to regularnie i zobacz, jak zmienia się Twoje nastawienie do życia już po 2-3 tygodniach. Czy życie nie jest piękne dziś? Zamartwiając się o przyszłość, nie możesz być szczęśliwy, nie cieszysz się tym, co masz tu i teraz. Inspiracja: Susan K. Rowland. Make Room for God: Clearing Out the Clutter, 2007 Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POLECAMY:
ŻAL DO SAMEJ SIEBIEToksyczne związkiEwa raz jeszcze ze łzami w oczach czytała treść maila. „Jaka ja byłam głupia! Jaka naiwna!” Zawsze postrzegana jako osoba niedostępna i być może przez to otoczona grupą dobijających się do jej serca mężczyzn. „Być może działała ta nieszczęsna zasada niedostępności” – pomyślała. Dzisiaj tę zasadę doskonale zrozumiała, bo sama wpadła w jej pułapkę. Przez wiele lat samotność jej nie doskwierała. Psycholog tłumaczył, że nigdy nie przeżyła do końca żałoby po Karolu. Pozostał w jej sercu i tym samym nie zrobił miejsca dla kolejnego mężczyzny, do czasu… Wzrok Ewy znów padł na ekran komputera. „A więc od początku. Kiedy pierwszy raz rozmawiałem z Tobą w windzie, właściwie byłaś jedynie koleżanką z biura, ale kiedy podeszłaś, prosząc mnie o konsultację, okazało się, że widzę w Tobie interesującą kobietę. Nie wiem, czy myślałem już wówczas o czymś więcej niż o zwykłej znajomości, ale chyba musiałem myśleć, proponując niezobowiązującą kawę. Kiedy zgodziłaś się, potraktowałem to jako naturalną zachętę. Pierwsze spotkania faktycznie sprawiły, że zaczęłaś mnie fascynować jako kobieta, a im bardziej stawiałaś ostre warunki, mówiłaś o barierach i granicach, których nie można przejść i przekroczyć, tym bardziej moja męska ambicja nakazywała mi spróbować Cię zdobyć. Co jak wiesz, w jakiś sposób się stało. Na podstawie tego, co mówiłaś, wiedziałem, że być może nigdy nie pójdziemy do łóżka, ale mimo to chciałem spróbować. Czy myślałem wówczas o czymś poza seksem? Chyba nie…” Mój Boże! Pamięta, jak broniła się przed tą znajomością, a potem przed uczuciem? Ewa przypominała sobie obrazy z ostatnich miesięcy. Przed oczyma miała wysokiego bruneta, który pracował w sąsiednim dziale. Pamięta, jak zdziwiła ją propozycja rzucona w windzie. „Może jakaś kawka po pracy?” Takich propozycji jak ta miała na pęczki, w związku z czym pamięta, że uśmiechnęła się i potraktowała słowa kolegi jako żart. Miesiąc później, gdy przełożony poprosił, aby skonsultowała z Danielem plan, nad którym pracowała, zobaczyła w jego oczach nieskrywaną radość. Wówczas pojawiła się kolejna propozycja i tym razem nie odmówiła. Dlaczego? Może zadziałała zasada wzajemności. Skoro przyszła z prośbą i on wyświadczył jej przysługę, źle by się czuła, odmawiając. Poszła… I tak się zaczęło. Niezobowiązująca kawa, podczas której Daniel sam zaczął opowiadać o swoim nieudanym małżeństwie, o związku, który był tylko formalnością, bo wspólne zobowiązania, kredyt… A w sercu pustka, smutek, żal… „Moje argumenty, wnioski skupiały się właściwe na tym, aby przekonać Cię, że warto poznać się bliżej i być może dlatego mówiłem o tym, że czasami w życiu człowieka są takie chwile, kiedy czuje się nieszczęśliwy, niekochany, niedopieszczony. Na pewno część z tych argumentów była prawdziwa, ale wiesz jak to jest w małżeństwie, czasami jest lepiej, innym razem jest mały kryzys, po którym następuje znowu super-okres i tak na zmianę i tak w kółko. Jak każdy miewam chwile, kiedy coś bym zmienił, ale patrząc obiektywnie, to, co uzyskałem w swoim życiu, co zdobyłem, biorąc pod uwagę rodzinę i pozycję, nie mam czego żałować, a właściwe mogę być tylko z tego dumny. Żona, której bezgranicznie ufam, wspaniałe dzieci. Czego jeszcze chcieć? I czasami myślę sobie, dlaczego chcę to zepsuć? A za chwilę znowu robię coś nierozsądnego i tak widzę dziś naszą znajomość. Powiedziałem Ci, że w pewnym momencie zacząłem zadawać sobie pytanie - po co mi to ryzyko? Czy mogę być szczęśliwszy? Zapewne myślisz teraz, że od samego początku myślałem tak samo i mówiłaś o tym, wiem. Ale kiedy byłem z Tobą, nie docierało to do mnie. Rozmawialiśmy kiedyś o miłości, o tym, że nie kochałem. Nie powiedziałem Ci jednak, że ja nie chcę kochać, ja nie chcę się zakochiwać i zrobię wszystko, aby nigdy do tego nie doszło". Jaka ja byłam głupia? On nie chciał kochać, wciągając mnie w ocean uczucia. Z premedytacją manipulując, igrał moimi uczuciami. Rozkochał… Dlaczego zaufałam? A może to, co było przeszkodą, tak naprawdę spowodowało, że dała się porwać w tę grę? Być może zasada niedostępności - żonaty mężczyzna - spowodowała, że był atrakcyjny, bo smakował jak zakazany owoc. Tekst na ekranie rozmazywał się. Ocierała ściekające z policzków łzy. Ale żal mogła mieć tylko do siebie samej. „Wiem, że z pewnością chcesz mi jeszcze wiele powiedzieć i napisać. Wiem, że to co napisałem w wielu miejscach jest być może dla Ciebie niejasne i powiesz lub napiszesz, że myślałaś zupełnie inaczej. Wiem, że tak jest, ale dalsza pisanina niczego nie zmieni. Od jakiegoś czasu boję się, aby ktoś nie zauważył jakiegoś maila w mojej poczcie, bo czasami zostawiam komputer otwarty na stole, a jak pisałem, mam zbyt wiele do stracenia. Być może napisałem coś zbyt szczerze, być może coś Cię zabolało. Przepraszam za to, nigdy nie chciałem, abyś cierpiała i nie chcę, aby tak było. Czy możemy zostać przyjaciółmi? Może tak, a może dobrymi znajomymi? Nie chcę jednak szukać pretekstu, czy możliwości do spotkania. Jeśli się spotkamy, to mam nadzieję, że będziemy umieli rozmawiać normalnie jak znajomi. Pomimo tego co napisałem, dalej pragnę Cię jako kobiety, ale to są pragnienia, których nie będę się starał zrealizować …. Wiem, że tak będzie lepiej. Całuję i trzymam kciuki, abyś wróciła do równowagi i zwykłego codziennego szczęścia. ” Historia Ewy to zapewne historia wielu kobiet, które świadomie dają się złapać w związki od początku skazane na klęskę. Niejeden żonaty mężczyzna wykorzystuje naiwność młodych kobiet, które z grupy wolnych i cudownych mężczyzn rezygnują i idą za… no właśnie za tymi, którzy są zakazanym owocem, a on smakuje najlepiej, ale tylko do czasu. A może jest to kwestia wyjątkowego przyciągania nas przez tak zwanych „niegrzecznych chłopców” i ”femme fatale”, o czym pisałyśmy w poście „Pożądanie, feromony, femme fatale”? Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
SPRAGNIONA MIŁOŚCIKonsekwencje niskiego poczucia wartościMarianna zapaliła światło, ściągnęła prochowiec, ale wciąż w jej uszach brzmiały słowa Wioli. Koleżanka ze szkolnej ławy, będąc przejazdem w Warszawie, przypadkowo „wpadła” na Starówce na Manię. Oczom nie mogła uwierzyć. Z niedowierzaniem patrzyła tak jakby zobaczyła ducha. „Mania! To Ty? Niewiarygodne!” Wyraz jej oczu i słowa zdziwienia od rana nie dawały Mariannie spokoju. Siadając teraz w fotelu, ze smutkiem rozejrzała się po swoim przytulnym mieszkanku. Wiedziała, że niejeden oddałby wiele, by mieć tak piękne gniazdko. Ale nie ona. Zamieniłaby je, gdyby tylko mogła… Ile to już lat minęło od czasu, gdy rozstała się z koleżankami ze szkoły? Czasami zastanawiała się, jak ułożyły sobie życie, ale nie tęskniła do spotkań. Tamten czas chciała odciąć grubą kreską. Ciągle uciekała od wspomnień. Wtedy, gdy była dzieckiem sposobem na odcięcie się od tego, czego się wstydziła, były marzenia. Wizja, którą roztaczała przez lata przed sobą dodawała jej motywacji do działania. Tak bardzo pragnęła, aby było inaczej. I gdyby ktoś zobaczył jej obecne życie, podobnie jak Wiola otworzyłby oczy ze zdziwienia i uważałby, że dokonała cudów. Faktycznie, nie trzeba było być bacznym obserwatorem, by zauważyć metamorfozę. Z zahukanej chudziutkiej, ubranej w przypadkowe ciuszki dziewczynki, zamieniła się w piękną elegancko ubraną kobietę, która pięła się po szczeblach kariery, otaczała się luksusowymi przedmiotami, ale brakowało jej tego najważniejszego… To wszystko, co posiadała miało być tylko narzędziem, środkiem prowadzącym do celu. Ale chyba zagubiła się na tej drodze. Pamiętam doskonale Mariannę, pomimo że minęło wiele lat od kiedy pojawiła się w moim gabinecie. Życzenia na święta, ciepły SMS od czasu do czasu przypominają mi nasze rozmowy. Pamiętam jak ciężko jej było nieść brzemię samotności. Stoczyła wielką walkę, zanim poprosiła o pomoc. Osoba, która odznaczała się wielką determinacją i odwagą w podążaniu do obranego celu, perfekcjonistka w każdym calu, kobieta niezwykle inteligentna, ale nieumiejąca z własnej perspektywy dostrzec, gdzie leżał klucz do szczęścia, po który tylko należało sięgnąć. Marianna wychowała się w rodzinie, o której mówi się, że jest patologiczna. Alkohol, bieda, ciągłe kłótnie. Pamięta jak kiedyś oglądając jako dziecko serial, w którym rodzina wiodła sielskie i anielskie życie, zapragnęła, by taką w przyszłości stworzyć. Pragnęła z całych sił spotkać człowieka, który by ją pokochał. Ale wciąż dręczyło ją pytanie: czy ja na to zasługuję? To pytanie zadawała sobie każdego dnia, widząc pogardę ze strony kolegów i koleżanek. Doskonale widziała, że jest inna. Wstydziła się rodziców, swojego domu, wstydziła się siebie… Ale jej atutem było to, że wiedziała, czego chce. Pragnęła miłości i życia w innym świecie. Ten inny świat stanął przed nią otworem. Praca, ciężka praca połączona z nauką stały się trampoliną do lepszego życia. Pamięta nieprzespane noce, pustą lodówkę, ale każdy grosz, który zarobiła i oglądała ze wszystkich stron, zaprocentował. Skończyła studia, podjęła pracę i tak się potoczyło. Ale w tym życiu zabrakło kogoś, kogo tak bardzo pragnęła i za kim tęskniła. Kogoś, kto by ją pokochał, zaakceptował, podziwiał i z kim stworzyłaby tak inną rodzinę od tej, w której przyszło jej się wychowywać. Gdzie tkwił problem Marianny? W pogoni za szczęściem szukała tego kogoś, kto wynagrodziłby jej wszystkie dotychczasowe lata. Dla tego jedynego była gotowa na wszystko, wiedziała, że pokochałaby go całym sercem. Była tak bardzo spragniona kochania i bycia kochaną. Niestety nie zdawała sobie sprawy, że oczekuje, aby ktoś dostrzegł coś, czego ona sama nie widziała i nie czuła. Marianna przez te wszystkie lata nie nauczyła się kochać samej siebie. Osiągnęła wiele, ale nie była szczęśliwa, spełniona, usatysfakcjonowana. Bił z niej smutek. Zainwestowała w siebie, ale nie czuła się atrakcyjna i wartościowa. I pomimo wszelkich walorów nie pociągała mężczyzn. Pragnęła stworzyć relację, ale nie zdawała sobie sprawy, że najpierw musi zadbać o zbudowanie zdrowego poczucia własnej wartości. Musi uwierzyć w swoją wartość, by ktoś ją mógł dostrzec. Osoby, takie jak Marianna, o niskim poczucia własnej wartości mogą mieć problemy w tworzeniu bliskich relacji. Nie uważają się za wartościowe, dostatecznie dobre osoby, postrzegają siebie nieadekwatnie, nie potrafią w pełni zaakceptować i pokochać siebie, w związku z tym nie wierzą, że ktoś inny byłby w stanie wybrać je na życiowego partnera i byłby w stanie szczerze i prawdziwie je pokochać. Jeśli uda im się znaleźć taką osobę, zaczną niszczyć – często nieświadomie – ich więź. Jeśli te zachowania nie doprowadzą do rozstania, to np. doprowadzą do toksycznego związku, w którym paradoksalnie osoba o niskim poczucia wartości, będzie postrzegana tak jak sama o sobie wewnętrznie myśli. Dzisiaj Marianna jest szczęśliwa żoną i matką uroczych bliźniczek. Pracuje, zajmuje się domem, ma wspaniałego męża, który ją podziwia każdego dnia i jest z niej dumny. A ona nie wstydzi się, skąd pochodzi, bo historia jej drogi do lepszego życia jest jej wizytówką i powodem do dumy. Pokochała siebie. Dostrzegła w sobie to, czego nie widziała przez lata. Ma cudowną rodzinę, ale ma też w sobie niezwykłą moc i wiarę, że razem mogą wszystko. Wie, że wspaniałą kobietą – silną, mądrą, doświadczoną, która umie nie tylko marzyć, ale i je realizować. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
|
|