ŻYCIOWA PUŁAPKA"Zatroszcz się o wewnętrzne dziecko i odkryj swój potencjał""Wewnętrzne dziecko popycha nas, dorosłych, do kreatywności, do odnowienia. Utwierdza nas w przekonaniu, by nigdy nie rezygnować z bycia młodym. Dzięki wewnętrznemu dziecku nigdy nie przestaniemy mieć nadziei. Wewnętrzne dziecko cieszy się drobiazgami, lubi dobrą zabawę, jest zaciekawione światem i pełne ekscytacji. Patrzenie na świat oczami dorosłych jest konieczne, ale malowanie go przy użyciu kolorów widzianych przez nasze wewnętrzne dziecko jest niesamowite."* Przez całe życie patrzyłam na siebie krytycznie i zwykle oczami innych ludzi. Chciałam sprostać oczekiwaniom otoczenia, a nie zwracałam uwagi na własne potrzeby. Wciąż starałam się sobie i innym udowadniać, że zasługuję na akceptację, na miłość, na uznanie. Z zewnątrz wyglądałam na osobę pewną siebie, świetnie dającą sobie radę z różnymi sytuacjami trudnymi, których nie szczędziło mi życie. Ale tylko ja sama wiedziałam, że jest to maska, pod którą ukrywałam siebie - osobę smutną, zalęknioną, pełną obaw i niepokoju. Pomimo sukcesów, które osiągałam, miałam poczucie, że nie potrafię się z niczego cieszyć. Nic nie sprawiało mi satysfakcji, wciąż miałam do siebie wieczne pretensje. Inni widzieli we mnie kobietę sukcesu, atrakcyjną, modnie ubraną, mającą nie tylko przystojnego męża i cudowne dzieci, ale i świetną pozycję zawodową. Można by było zapytać: Ala! Czegóż chcieć więcej? A ja wiedziałam, że nie jestem szczęśliwa. Dostrzegałam, że nie umiem przyjmować miłości, nie wierzę w to, że inni mnie szanują i akceptują, ale i miałam wielki problem z okazywaniem uczuć. Nie umiałam wyrażać miłości, nawet w stosunku do osób najbliższych. Czułam, że jestem oziębła, zazdrościłam koleżankom, które przytulały swoje dzieci i robiły to po prostu tak naturalnie. A ja nawet nie umiałam spędzać z nimi czasu, słuchać ich, nie mówiąc o dawaniu im wsparcia i akceptacji. Takich osób jak Ala jest wiele. Osób, które niosą pomimo upływu wielu lat rany z dzieciństwa i nie uświadamiają sobie, że ich stosunek do samego siebie i relacje z innymi ludźmi są uwarunkowane przeżyciami z pierwszych miesięcy i lat życia, że ich zachowanie jest często kierowane przez wewnętrzne dziecko będące sumą wielu doświadczeń - zarówno tych pozytywnych, ale i negatywnych, które odcisnęły piętno na ich życiu, a które są wynikiem relacji z osobami bliskimi i ważnymi. "Skutki niezrealizowanych potrzeb dziecka, które w życiu dorosłym generują problemy, Jeffrey E. Young nazywa życiową pułapką."* Według niego "Brak realizacji potrzeb psychicznych dziecka ma wpływ na prawidłowy rozwój jego osobowości (nawet przy założeniu, że potrzeby biologiczne są spełniane we właściwy sposób)."* Ala podczas spotkań z psychologiem uzmysłowiła sobie, że w jej pozornie normalnie funkcjonującym domu nie dostała tego, co potrzebuje każde dziecko. Rodzice robiący kariery, alkoholizm ojca, depresja matki - to wszystko spowodowało, że nie miała zaspokojonych potrzeb psychicznych i emocjonalnych i to pozostawiło ślad w jej psychice. Z jednej strony życie na grzęzawisku, brak poczucia bezpieczeństwa, a z drugiej chłód ze strony wiecznie krytykujących i nie umiejących docenić żadnych jej sukcesów rodziców, którzy mieli tylko wielkie oczekiwania, a nie dawali z siebie tego, czego potrzebuje dziecko. Doskonale pamięta, że nie mogła być sobą, nie mogła wyrażać siebie, nie czuła się swobodnie i naturalnie, wiecznie musiała stawać na palcach, by sprostać oczekiwaniom, musiała bacznie pilnować każdy swój ruch, by nie popełnić najmniejszego błędu. Nasze wewnętrzne dziecko jest w nas cały czas. "To pierwsze lata życia ukształtowały dużą część naszej osobowości, wartości, to, w jaki sposób reagujemy emocjonalnie na ludzi i świat. Jednak te wczesne lata nie są wyłącznie miłe i niosące pozytywne wspomnienia. Są także pełne lęków, cierpienia i nierzadko traumatycznych wydarzeń."* Ala zrozumiała, że tylko spotkanie się z wewnętrznym dzieckiem da jej możliwość lepszego poznania siebie, wyleczenia dziecięcych ran i pozwoli lepiej poznać siebie, rozwiązać wiele wewnętrznych konfliktów i cieszyć się życiem. "Jeżeli chcesz jeszcze doświadczyć dziecięcej wolności, radości i spontaniczności, to nie ma znaczenia, ile teraz masz lat. Na odkrycie prawdziwego siebie, swojego JA, nigdy nie jest za późno. Zawsze jest czas na rozwiązanie problemów z dzieciństwa, na wyjaśnienie wewnętrznemu dziecku kwestii, których nie rozumie, a nigdy nie usłyszało wyjaśnień od bliskich. Pozwól mu na zabawę, kreatywność, radosny luz. Śmiej się razem z nim, kochaj je i pozwól mu kochać. Uzyskanie wolności wymaga podjęcia decyzji, że zaopiekujesz się swoim wewnętrznym dzieckiem i dasz mu to, czego potrzebuje. Zmienisz zachowania, nie będziesz już krytykować siebie, nie będziesz oceniać, wybaczysz. Wyruszasz w podróż, która może zaprowadzić cię bardzo daleko, dalej niż sam się spodziewasz." Do księgarń trafiła dzisiaj książka Alicji Grzesiak "Zatroszcz się o swoje wewnętrzne dziecko i odkryj swój potencjał" przybliżająca każdemu z nas ten niełatwy temat, którym są rany z przeszłości. Jest ona wartościowa ze względu na to, że zawiera nie tylko treści teoretyczne, ale także przykłady i ćwiczenia, które z pewnością staną się pomocne dla wielu z nas. Gorąco polecam. *Fragmenty i cytaty pochodzą z książki Alicji Grzesiak "Zatroszcz się o swoje wewnętrzne dziecko i odkryj swój potencjał". Wydawnictwo Sensus POLECAMY:
POLECAMY:
NIE PRZESTAWAJ BYĆ SOBĄPsychokompetencje. AsertywnośćMartusiu, jak możesz babci odmówić? Musisz to zjeść! Skosztuj, jakie pyszne! Specjalnie dla Ciebie upieczone! Nie rozumiem, jak możesz się wciąż odchudzać! Znikasz w oczach kochana! Jak to, nie przyjedziecie do nas w Święta? Niemożliwe! Rozumiem, że teściowie też oczekują Waszej obecności, ale... rodziców ma się jednych. Wiem, że przemieszczanie się przez całą Polskę w złych warunkach pogodowych z maleństwem jest ciężkie, ale... może za rok spędzicie je u rodziców Kuby, a w tym roku będziecie z nami. Wiesz, te choroby ojca... kto wie, jak to będzie w przyszłym roku. Kochana, w weekend przyjeżdża Irek z rodziną do Kołobrzegu. Zrobisz coś pysznego i zaprosimy ich na kolację? Mogliby też przenocować u nas... Wiem, wiem... Pamiętam, że planowałaś wyjazd z Basią na koncert. Rozumiem, że czekałaś, ale... To mój bliski kumpel, a przecież trzeba dbać o relacje. Haniu, zdaję sobie sprawę, że jesteś zasypana pracą, ale wiem, że nikt nie zrobi tego tak dobrze jak Ty. Wiem, że Tobie mogę zaufać i będę spał spokojnie, że projekt został dopięty na ostatni guzik. Brzmi znajomo? Słyszałaś kiedyś od babci, mamy, męża, szefa takie słowa? Pamiętasz, jak przy rodzinnym stole byłaś wpędzana w poczucie winy, ulegałaś mężowi, bo przecież małżeństwo jest ważniejsze od dbania o własną higienę psychiczną. Wykonywałaś zadania, którymi byłaś zasypywana przez szefa, bo bałaś się utracić pracę. Ulegałaś nie raz. A potem jak się czułaś? Miałaś wrażenie, że pozwoliłaś na przekroczenie granic, że ktoś i jego samopoczucie oraz potrzeby były ważniejsze od Ciebie. Odwróciłaś się od siebie plecami, aby nie zrobić przykrości, by nie stracić pracy, by zrobić komuś przyjemność, by być lubianą. Czy było warto? Znalazłaś się kiedyś w podobnych sytuacjach? Z pewnością odpowiesz twierdząco. Większość z nas ma problem z asertywnością. Nie przejmuj się, jeżeli ulegasz innym. Ważne, by być tego świadomym i podjąć decyzję o zmianie. Asertywność to jedna z psychokompetencji, która jest jak pozostałe - takie jak np. komunikacja, kreatywność, krytyczne myślenie, zarządzanie sobą w czasie, autoprezentacja - potrzebna każdemu z nas. Kamil Zieliński - autor książki "Psychokompetencje.10 psychologicznych supermocy, które warto rozwijać" - napisał, że "człowiek zachowujący się asertywnie potrafi, nie raniąc innych, bezpośrednio, uczciwie i stanowczo wyrażać swoje uczucia, postawy, opinie i pragnienia. Robi to, respektując uczucia, postawy, opinie, prawa i pragnienia innych osób. Swobodnie i bez stresu wyraża swoje potrzeby, poglądy i odczucia. Broni siebie i swoich praw, uznając jednocześnie prawa innych."* Wielu z nas nie mówi NIE, bo nie chce zrobić przykrości, nie chce być egoistami, nie chce stracić sympatii, miłości, szacunku. Wiele osób nie chce przyznać się przed sobą, że pewnych sytuacji nie akceptuje. Przecież nie mogę być zazdrosna, nie mogę nie ufać, nie mogę być zaborcza, nie mogę zabraniać, nie powinienem, nie wypada, nie przystało… A gdzie w tym wszystkim są oni? Ludzie, którzy też mają swoje prawa, potrzeby, uczucia. Zapomnieli o sobie, nie wiedzą nawet, gdzie postawić własne granice, bo są tylko przyzwyczajeni do naginania swojego życia do życia innych ludzi. Dopiero od znajomych, przyjaciół, psychologa usłyszeli słowa brzmiące różnie, ale mające ten sam sens: „Miłość bliźniego zaczyna się od miłości własnej”. Jeżeli sami nie będziecie siebie szanować, nikt Was nie uszanuje. Kamil Zieliński w swojej najnowszej książce przypomina pięć praw asertywności według Herberta Fensterheima, które brzmią następująco: 1. Masz prawo do pełnego wyrażania siebie, swoich opinii, potrzeb i uczuć - dopóty, dopóki nie ranisz innych osób. 2. Masz prawo do zachowania swojej godności poprzez asertywne zachowanie, nawet jeśli rani to kogoś innego, dopóty, dopóki Twoje intencje nie są agresywne. 3. Masz prawo do przedstawiania innym swoich próśb dopóty, dopóki uznajesz, że druga osoba ma prawo odmówić. 4. Istnieją takie sytuacje między ludźmi, w których prawa nie są oczywiste. Zawsze jednak masz prawo do przedyskutowania tej sprawy z drugą osobą i wyjaśnienia jej. 5. Masz prawo do korzystania ze swych praw. Może warto zacząć od nich? Od uwierzenia w nie, a potem wprowadzania stopniowo w życie. Ważne, by uświadomić sobie jakie są nasze wartości, których powinny strzec nasze granice, których powinniśmy przez szacunek do samych siebie bronić. Kamil Zieliński przygląda się w swojej książce asertywności bliżej i między innymi pokazuje, jaka jest różnica pomiędzy zachowaniem agresywnym, uległym i asertywnych, opisuje, na czym polega pięciostopniowa obrona granic, zasady przyjmowania informacji zwrotnej, Model FUKO, Model SBI, techniki asertywne. Ale nie tylko bierze pod lupę temat asertywności. Próbuje zapoznać nas także z innymi psychokompetencjami o których nie uczyliśmy się w szkole, a które, jak napisał, "są NA MAKSA potrzebne każdemu, kto chce się odnaleźć i dobrze radzić sobie we współczesnym świecie."* Książka napisana jest w sposób przystępny dla każdego, a jej treści mogą ułatwić wielu osobom funkcjonowanie w codziennych sytuacjach, jakie niesie życie. *Fragmenty i cytaty pochodzą z książki Kamila Zielińskiego "PSYCHOkompetencje.10 psychologicznych supermocy, które warto rozwijać". Wydawnictwo Onepress/Sensus POLECAMY:
TO JEST TWÓJ WYBÓRWpływ innych ludzi na nasze szczęścieTego dnia Ewa padała z nóg. Przekroczyła próg domu. Zrobiła sobie filiżankę gorącej kawy. Usiadła i zaczęła wracać myślami do swoich lat studenckich. Boże, drogi! Ileż to już czasu upłynęło? Ile w jej życiu się wydarzyło dobrego i złego. Ale nie o tym teraz chciała myśleć. Przed oczami miała Marię. Maria, Marysia… Kobieta, która przewijała się przez życie Ewy od dwudziestu lat. Poznała ją podczas studiów. Była ciocią jej koleżanki z roku. I pomimo różnicy wieku, pomimo upływu lat, pomimo tego, iż wiele znajomości gdzieś po drodze rozpadało się, ta jedna z niewielu przetrwała. Co prawda widywały się sporadycznie, ale z większą lub mniejszą częstotliwością rozmawiały przez telefon. Ewa siedząc w fotelu i popijając ulubione cappuccino znalazła niespodziewanie odpowiedź na pojawiające się często pytanie dotyczące trwałości tej znajomości. Rano wychodząc z poczty, gdzie odbierała list polecony natknęła się na Magdę. Dziesięć lat młodsza siostra jej przyjaciółki. Zgrabna, ładna, modnie ubrana, opalona. Ale coś psuło ten obraz. Chwila rozmowy wystarczyła, by zorientować się, co stanowiło rysę na tym pozornie ładnym obrazku. Magda z miną „zbitego psa” w ciągu chwili rozmowy poskarżyła się na swój los. Jest zmęczona, bo dzieci, praca, mąż wyjeżdżający w delegacje. Stwierdziła, że nic jej się już nie chce i ma już wszystkiego serdecznie dość. Po tym przelotnym spotkaniu Ewa czuła się, jakby ktoś nałożył na jej ramiona ciężarki. Boże, ile goryczy było w tej młodej, ślicznej dziewczynie. Biegnąc do pracy zastanawiała się, gdzie tkwi problem? Jest zdrowa, ma kochającego męża, śliczne dzieci, pracę, pieniądze. Niczego im przecież nie brakuje. A może… Może właśnie ten brak problemów jest powodem jej frustracji? Po pracy Ewa chciała zrobić drobne zakupy. Nie spieszyła się. W domu czekał jedynie kot. Dzieci na obozie sportowym, a mąż… odszedł z młodszą. Przechodząc powoli pomiędzy półkami poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. To był Tomek. Pięć lat temu zdiagnozowali u niego nowotwór. Operacja, chemia. Wydawało się, że wszystko będzie już dobrze. Ale niestety… Tomek wyznał, że nastąpił nawrót i lekarze rozłożyli ręce. Nie są już w stanie pomóc. Guz nieoperacyjny. Ewę przeszedł dreszcz. Słuchała, ale nogi się pod nią uginały. Starała się zrobić dobra minę, pocieszać. Ale Tomek tego nie oczekiwał. Szybko zmienił temat. Pytał o dzieci Ewy, o jej rodziców. Uśmiech, szczery uśmiech nie schodził z jego twarzy. Jak to możliwe? Chyba wyczuł, że Ewa odczuwa pewien dysonans pomiędzy tym, co słyszy, a tym, co widzi. Dlatego patrząc jej głęboko w oczy, ze szczerością dziecka powiedział: „Wiesz, zaczynam doceniać rzeczy małe i cieszyć się tym, na co wcześniej nie zwracałem uwagi. Mówię Ci Ewa, nie przejmuj się drobiazgami". W oczach Tomka było tyle ciepła, tyle spokoju. Boże, skąd on czerpie tę siłę? To pytanie kołatało w głowie Ewy w drodze do domu. Gdy usiadło wieczorem w fotelu, przed oczami stanęła jej Maria. Dołączyła do galerii spotkanych tego dnia osób. Ten dzień, te rozmowy, jak się okazało miały przynieść odpowiedź na pytanie, dotyczące trwałości znajomości z Marią. Nieraz myślała, że to inteligencja, mądrość życiowa, poczucie humoru były magnesem przyciągającym? Ale dzisiaj zaczęła układać pewne elementy układanki w jedną całość. Przypomniała sobie, że parę tygodni wcześniej Maria zadzwoniła i wyznała, że nie jest w stanie zrozumieć postawy wielu osób. Wokół sami frustraci. Złość, niezadowolenie, gorycz… Rozsiewają wokół siebie aurę niezadowolenia. Powiedziała, że ucieka od takich ludzi, bo nie chce się taką stać. Wyznała Ewie, że jest jedną z nielicznych osób, z którymi utrzymuje kontakt, bo dzięki rozmowom z nią zaraża się pozytywną energią i naładowuje swoje akumulatory. Wówczas Ewa nie przywiązała większej wagi do tych sów. Teraz one brzmiały w sposób szczególny. Trzy tygodnie temu Maria dowiedziała się, że jej ukochany mąż ma nowotwór złośliwy. Ewę zaskoczyło jej podejście do tej tragedii. Nie było żalu do Pana Boga, pretensji do świata. Maria przekazując tę smutną informację, powiedziała, że stoi przed nią wyzwanie, musi wspierać męża, gdyż wyruszają wspólnie na wojnę i trzeba walczyć, by wygrać.
Ewa przypominając sobie tę rozmowę - w kontekście dzisiejszych przypadkowych spotkań - zrozumiała, jaka siła trzyma ją przy Marysi. Zrozumiała, że w życiu człowiek spotyka wielu malkontentów, którzy wokół siebie rozsiewają pretensje do całego świata. Ci ludzie nie są szczęśliwi i unieszczęśliwiają innych swoim podejściem do życia. Ewa, która zawsze uważała, że do szczęścia człowiekowi potrzebne jest tylko zdrowie, oczywiście to fizyczne, zmieniła zdanie. Zrozumiała, że tak samo ważny jak zdrowie fizyczne, jest zdrowy duch. Maria, Tomek to osoby, które pomimo ciężaru, miały w sobie radość. One wiedziały, że należy otaczać się ludźmi, którzy pokazują nam jasne strony, nawet w tych najtrudniejszych sytuacjach. W życiu bowiem niezwykle ważne jest, jakimi ludźmi jesteśmy otoczeni. Badania prowadzone przez 20 lat w Framingham Heart Study, udowodniły, że osoby, które otoczone są szczęśliwymi ludźmi, same mają większe szanse na bycie szczęśliwymi. Wybór należy do nas :) *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. POD DYKTANDO MĘŻARelacje małżeńskie. Dominujący i UległaPerfekcyjna Pani Domu. Tak Anetę nazywają jej koleżanki. Od czasu, gdy wyszła za mąż za Michała, nie ma czasu dla nikogo. Na spotkania z koleżankami z roku nie przychodzi, bo mąż, bo dzieci. Nikt z grona jej przyjaciół z lat dzieciństwa nie może zrozumieć, dlaczego dała zamknąć się w złotej klatce. Dlaczego tak mądra, zdolna osoba nie realizuje się zawodowo, nie rozwija? Michał studiował na tym samym kierunku dwa lata wyżej. Gdy sprowokował rozmowę , Aneta była wniebowzięta. Przystojny i taki męski… - tak go określała. Koleżanki postrzegały go nieco inaczej -widziały w nim dominującego zarozumialca. A Aneta nie mogła pojąć, jak taki facet jak on, mógł na taką sierotkę jak ona zwrócić uwagę. Nikt takiego postrzegania własnej osoby przez śliczną i mądrą dziewczynę nie rozumiał. Na czwartym roku pobrali się i wówczas Aneta zmieniła się nie do poznania. Jej ambitne plany prysły jak bańki mydlane. O pracy nie było mowy. Najważniejszy stał się mąż i dzieci. Może dobrze ustawione priorytety, ale… Aneta w związku zaczęła żyć pod dyktando męża. On - Pan i Władca, który musi mieć wszystko pod kontrolą. Dom lśniący, dzieci starannie ubrane, obiad na stole. Aneta jest sprzątaczką, praczką, kucharką. Ale czy coś w tym dziwnego? Skoro mąż zarabia na utrzymanie rodziny, cudownie, że żona może dbać o domowe ognisko. Nie musi nocami gotować obiadów, myśleć w pracy o niewypracowanej stercie prania. Nie denerwuje się, stojąc w korkach w drodze z pracy, że zamkną świetlicę, przedszkole, że jeszcze zakupy ma do zrobienia. Cudowna rola żony i matki. Czy na pewno? W tym związku role przydzielił Michał. To on zdecydował o tym, że Aneta nie pójdzie do pracy, to on podjął decyzję o kupnie mieszkania, o inwestycjach, to on wybrał przedszkole i szkołę. On dobierał towarzystwo, ograniczając Anecie kontakt z jej znajomymi z czasów studiów. Aneta i Michał to związek Dominującego i Uległej. W takiej relacji żądny władzy Dominujący uzależnia od siebie partnera. Z reguły osobę, która nie jest pewna siebie i ucieka od odpowiedzialności. Uległa, pomimo, iż metrykalnie jest osobą dorosłą, boi się samodzielności, jest zależna. Postawy te są wynikiem niskiego poczucia własnej wartości i słabości zarówno Dominującego, jak i Uległej. Osoby te jako dzieci bardzo często były wychowywane w rodzinach, gdzie nadrzędnymi wartościami była władza i wpływ. Wchodząc w dorosłe życie, przyjmują rolę osoby słabszej i są uległe bądź silniejszej i stają się dominującymi. W związkach takich ludzie funkcjonują dobrze, pomimo, iż relacja ta nie jest oparta zwykle na prawdziwej miłości, lecz na uzależnieniu. Oni potrzebują siebie. Problem pojawia się w momencie, gdy jedna z osób zaczyna dojrzewać emocjonalnie. Na przykład Uległa zaczyna mieć swoje zdanie, chce odzyskać niezależność. I co wówczas może się stać? Albo są to pozorne ruchy i w pewnym momencie brakuje jej sił, by walczyć o niezależność i wyjść z pancerza własnych ograniczeń. I wówczas ponosząc porażkę, z podkulonym ogonem wracają do roli Uległej. Drugie wyjście polega na wyjściu na prostą. Często dzieje się to z pomocą osób z zewnątrz - rodziny, psychologa, ale i partnera, który dostrzega, iż ich związek był relacją dwóch niedojrzałych osób. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
WYROKŻałoba, strata, tęsknota„Zmiany w kościach uszkodziły kręgosłup Billa na wielu poziomach. Kiepsko to wygląda… nowotwór. Gdy radiolog wymieniał możliwe diagnozy, przerwałam mu: <<Czy Bill wie?>>. Znałam go, nadal czekał na dodatkowe badania. Wiedział. Leżał na wąskiej platformie (…) Popatrzyliśmy sobie w oczy. I w tych pierwszych chwilach narodziła się żałoba.”* Wyrok, który słyszymy z ust lekarzy, dotyczący osób nam najbliższych, powoduje utratę gruntu pod nogami. Emocje, które w tym momencie nam towarzyszą, eksplodują jak wulkan. To są chwile, w których czujemy się tak bardzo samotni, pomimo że dzielimy je z najdroższą nam osobą, która jest główną postacią dramatu, którego bohaterami jesteśmy również my. „Wyjechaliśmy ze szpitala w pełnej oszołomienia ciszy (…) Zatrzymaliśmy się w porcie. Poszliśmy do ulubionej ławki na skraju portu Rockport – to przepiękne miejsce. Kiedy tuliłam i całowałam Billa, przystanął przy nas starszy mężczyzna, by zażartować: <<Jeśli ona ci się narzuca, daj mi znać>>. Obserwowaliśmy, jak mężczyzna i jego żona powoli idą do następnej ławki, aby rozpakować obiad na piknik – prosty, piękny moment. W naszych głowach pojawiła się taka sama myśl: Czy czeka nas jeszcze taka przyszłość?”* Miłość i śmierć - doświadczenia angażujące nas bez reszty, powodujące trzęsienie ziemi w naszym emocjonalnym życiu, zmieniające je w jego podstawach. Gdy ich drogi krzyżują się - gdy śmierć zabiera miłość naszego życia, kogoś, kto nadawał mu sens, był naszą ostoją - stajemy się nagle niepełni. Można powiedzieć, że umieramy wraz z człowiekiem, którego chcielibyśmy zatrzymać z wszystkich naszych sił, pomimo że wiemy, iż koniec zbliża się nieuchronnie. „Spodziewałam się, że żałoba to nieznośny smutek, ale dałam się zaskoczyć. Była olbrzymią niestabilnością. Utratą orientacji, utratą stabilności, utratą spójnego <<ja>>. Miejscem, w którym życie jest zdeformowane i rozwija się w surrealistyczny łańcuch zdarzeń. Miejscem, gdzie spodziewamy się smutku, a nadchodzi zmieniona rzeczywistość.”* Nie każdemu jest dane doświadczyć takiej miłości, jaką przeżyła dr Lisa M. Shulman – autorka książki „Mózg w żałobie”. Na trzystu jej stronach dzieli się z czytelnikami najboleśniejszym doświadczeniem swojego życia. Z perspektywy kochającej żony, ale i neurologa opowiada o walce, jaką stoczyli wraz ze śmiertelnie chorym mężem. Autorka opisuje dramatyczny czas od chwili diagnozy aż do jego śmierci, przeplatając swoje wspomnienia kartkami z dziennika Billa, który podobnie jak i ona, był neurologiem. „Od wielu lat zajmuję się przekazywaniem pacjentom informacji, które zmieniają ich życie – myślałem, że rozumiem siłę przekazywanych przeze mnie wiadomości, ale wyrażenie <<wywracać świat do góry nogami>> można zrozumieć dopiero, gdy człowiek sam staje w takiej sytuacji – gdy podczas rezonansu magnetycznego radiolog wchodzi do pomieszczenia i mówi, że potrzebuje więcej zdjęć.”* Lisa Shulman nie tylko pokazuje w swojej książce dramat człowieka tracącego życie i tego, który traci najbliższą sercu osobę. Ukazuje ona również emocje człowieka po opadnięciu kurtyny. Autorka prowadzi nas długą drogą prowadzącą od diagnozy, poprzez leczenie, któremu towarzyszy nadzieja, aż do nieuniknionej śmierci. A następnie przeprowadza nas przez kolejne etapy żałoby, ukazując życie w nowym wymiarze, życie, które początkowo przypomina pobojowisko, ale stopniowo, malutkimi kroczkami prowadzi do innej rzeczywistości, w której można na nowo odnaleźć siebie. Na przykładzie własnego doświadczenia chce pomóc wszystkim tym, którzy utracili dobrze im znaną codzienność, w której czuli się bezpiecznie, a którzy po stracie ukochanej osoby nie wiedzą i nie wierzą w to, że jest możliwe normalne funkcjonowanie bez człowieka, który stanowił przez długie lata nieodzowną część ich świata. Pokazuje czytelnikowi z perspektywy neurologa nie tylko jak mózg reaguje po traumatycznej stracie, ale również jak się leczy. Próbuje w sposób zrozumiały dla czytelnika nie będącego lekarzem wytłumaczyć ten proces od strony neurologicznej, po to, by pokazać, jak powrócić do zdrowia po poważnej stracie i długotrwałej traumie emocjonalnej. Czyli wskazuje człowiekowi zrozpaczonemu po stracie bliskiej osoby światełko w tunelu i daje szansę na powrót do normalnego życia. Książka, jak sama o niej napisała Lisa Shulman, „bada punkt styku między doświadczeniem ogromnej straty a poszukiwaniem emocjonalnej odbudowy i uzdrowienia.”* Niewątpliwie wielkim walorem książki poza jej autentycznością wynikającą z osobistych przeżyć, jest podparcie doświadczeń autorki jej wiedzą medyczną. Nieocenioną wartością, jaką wnosi książka są narzędzia w niej zawarte. Lisa Shulman opisuje trzy zasady leczenia umysłu i mózgu po stracie. Zachęca czytelnika do pisania dziennika, na który przeznaczone są niezapisane kartki „Mózgu w żałobie”. Dzięki temu książka staje się jeszcze bliższa osobie, która nie tylko ją czyta, ale i jest współautorem własnego i niepowtarzalnego jej egzemplarza. Celem książki - jak napisała jej autorka - jest „pomoc w zwiększeniu poczucia pewności siebie i kontroli podczas radzenia sobie z żałobą. Ma ona pomóc w zmaganiu się ze stratą po doświadczeniu utraty znanego życia i przynieść uzdrowienie prowadzące do przetrwania spójnego <<ja>>”.* Książka Lisy Shuman pomimo że porusza niezwykle trudny temat rozstania, niesie nadzieję dla osób cierpiących po odejściu najbliższych. Pokazuje, że nawet śmierć tych, bez których nie wyobrażamy sobie życia, nie zamyka nam drogi do szczęścia. Autorka daje wszystkim szansę na nowe dni, które zależą od tego, czy zechcemy je wykorzystać. Jak pisze: „Gdy przepracujemy żałobę, jesteśmy coraz bardziej świadomi cech naszych bliskich i ich wpływu na nasze życie. (…) Dochodzenie do siebie polega na odnalezieniu nowej równowagi, w której budujemy zaufanie do tego, co nas czeka, i wiarę w naszą zdolność radzenia sobie z przeciwnościami losu, abyśmy mogli stopniowo odzyskać orientację w życiu”.* Ta historia wielkiej miłości, cierpienia, będąca opowieścią o determinacji w walce o ukochaną osobę, ale i walce o odzyskanie siebie z pewnością stanie się kołem ratunkowym dla wielu z nas. Natomiast dla szczęśliwców, którzy jeszcze nie doświadczyli straty, będzie stanowiła pomoc w zrozumieniu siebie i spojrzeniu w innym świetle na świat. Jestem przekonana, że nikt, kto po nią sięgnie, nie pożałuje czasu poświęconego na jej lekturę. Piękna i mądra książka. *Fragment i cytaty pochodzą z książki Dr Lisa M. Shulman "Mózg w żałobie", Wyd. Filia, 2019 Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, jesteś na życiowym zakręcie - pomożemy Ci. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
ODESZLI STĄD, ABY ŻYĆWspomnienia, tęsknota, żal„Odeszli stąd, aby żyć…” i żyją również w naszych myślach oraz sercu. Szczególnie w pierwszych dniach listopada wspominany osoby, których z nami już nie ma. Czasem byliśmy przygotowani na ich odejście (tak się nam się może wydawało, ale śmierć przychodzi chyba zawsze za wcześnie i nie w porę), czasem odeszli całkiem niespodziewanie.
Rozpacz i ból Z psychologicznego punktu widzenia wspomnienia o tych, co odeszli mogą rozbudzić w nas smutek, żal, złość, gniew, zazdrość, czyli emocje, które nakręcą w nas spiralę destruktywnej frustracji. Szczególnie, gdy chodzi o osoby bardzo nam bliskie, z którą byliśmy związani emocjonalnie. Mama, mąż, ojciec, ukochana babcia, a czasem i własne dziecko. Wdzięczność za czas Ale może być też inny wymiar wspomnień. Wspomnień, wyzwalających w nas wdzięczność za czas, który był dany do przeżycia z tymi, których kochaliśmy, a którzy odeszli. W ten listopadowy czas pamiętajmy o tym, co poza wspomnieniami i fotografiami, z których uśmiechają się do nas, zostawili. Pamiętajmy o wszystkich dobrych chwilach, przywołajmy w pamięci wszystkie szczęśliwe wydarzenia. Zostało nam też po Nich świadectwo Ich życia, Ich mądrość, dobroć, miłość, którymi się z nami dzielili oraz posag w postaci poczucia naszej wartości i wiary w siebie, to wszystko w co nas wyposażyli, a czego nikt nigdy nam nie odbierze. I o tym nie zapominajmy. Miłość i śmierć W jednym z postów "Wywracać świat do góry nogami" pisałyśmy o tym, co dzieje się, gdy krzyżują się drogi miłości i śmierci - gdy śmierć zabiera miłość naszego życia, kogoś, kto nadawał mu sens, był naszą ostoją. Gdy umieramy wraz z człowiekiem, którego chcielibyśmy zatrzymać z wszystkich naszych sił, pomimo że wiemy, iż koniec zbliża się nieuchronnie. ,,Czas leczy rany" Mówimy, że „czas leczy rany” i dlatego potrzebna jest nam żałoba. Nie chodzi w niej o to, aby zapomnieć i zaprzeczyć swoim uczuciom. W różnych kulturach i religiach żałoba trwa rok – nie bez przyczyny. Przez ten rok mamy czas, aby nauczyć się żyć bez utraconej osoby. Przeżyć po kolei wszystkie pory roku, różne rocznice, urodziny, wydarzenia – bez Niej, bez Niego i dla większości opuszczonych „rana” po stracie zacznie się goić, będzie mniejsza, mniej dokuczliwa. Co nie znaczy, że zniknie zupełnie. Dziękujmy za dobry czas, jaki mogliśmy przeżyć, z tymi, których teraz z nami już nie ma. A wszystkich przeżywających żałobę odsyłamy do przepięknej książki "Mózg w żałobie", której autorka Lisa Shulman - neurolog przeprowadza czytelnika przez kolejne etapy żałoby, ukazując życie w nowym wymiarze, życie, które początkowo przypomina pobojowisko, ale stopniowo, malutkimi kroczkami prowadzi do innej rzeczywistości, w której można na nowo odnaleźć siebie. Na przykładzie własnego doświadczenia chce pomóc wszystkim tym, którzy utracili dobrze im znaną codzienność, w której czuli się bezpiecznie, a którzy po stracie ukochanej osoby nie wiedzą i nie wierzą w to, że jest możliwe normalne funkcjonowanie bez człowieka, który stanowił przez długie lata nieodzowną część ich świata. POLECAMY:
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|