POLECAMY:
KALORYCZNE EMOCJEJedzenie emocjonalne i inne podjadanieEwa po pracy wraca do pustego domu. Kocha ten swój kawałek miejsca na ziemi, ale coraz bardziej doskwiera jej samotność. Ostatnio zauważyła, że wynajduje sobie zajęcia w pracy, aby jak najpóźniej z niej wychodzić, z radością i entuzjazmem reaguje na pomysły wspólnych wieczornych wyjść ze znajomymi. Robi wszystko, by opóźniać powroty do swojego przytulnego mieszkania, którego zazdrości jej wiele osób. Czuje się w nim samotna. Odnosi wrażenie, że z każdego kąta wieje pustką. Aby czuć się lepiej, aby poprawić sobie nastrój, z reguły coś dobrego wieczorami pichci. Wówczas nie jest już sama. „Jestem ja i mój ulubiony sernik” – opowiada terapeucie. Iza kocha swoją pracę. Adrenalina jest potrzebna jej do życia jak powietrze. Każdy dzień to nowe wyzwanie. Pełne napięcia rozmowy, w których musi negocjować dobre warunki umów. Czuje się w tym fenomenalnie. Jak rajdowiec zmierzający do mety, jak himalaista zdobywający szczyt. Po całym dniu zmagań, napięcia i mobilizacji, musi spotkać ją nagroda. Po drodze do domu zazwyczaj wstępuje do ulubionej cukierni, aby na słodko uczcić swój sukces. Ale przypomina sobie, że przecież od rana nic nie jadła, a więc należy też kupić coś na obfitą kolację, bo przecież zasłużyła. I tak każdego dnia…. Ewelina śmieje się, że zajada stres, złość, smutek, lęk i inne emocje, z którymi nie umie sobie radzić. W chwilach napięcia chrupie orzeszki, w torebce ma zawsze „małych pocieszycieli” w postaci ulubionych batoników. A gdy w domu dopada ją zły nastrój, lodówka należy do niej i nie ma wówczas żadnych zahamowań. Jedzenie i nasza psychika są ze sobą powiązane. Jak się okazuje, jedzenie służy nie tylko zaspokojeniu jednej z podstawowych potrzeb fizjologicznych, ale też zaspokaja nasze emocjonalne potrzeby. Emocje i stres wpływają niejednokrotnie na nasze wybory jedzeniowe. „Na przeszkodzie naszym racjonalnym decyzjom jedzeniowym stoją trudne emocje, z którymi nie umiemy sobie poradzić. A ponieważ nie potrafimy mądrze ich wyeliminować, znalazłyśmy sobie pędzel, którym je zamalowujemy, w ten sposób oswajając. To właśnie jedzenie.”* Według Joanny Derdy i Marty Pawłowskiej - autorek książki „Jedzenie emocjonalne i inne podjadania” - jedzeniem emocjonalnym rządzą cztery mechanizmy.: 1.Pocieszyciel 2. Znieczulenie 3. Ucieczka 4. Karanie W jedzeniu szukamy pocieszenia, gdyż daje ono nam chwilową przyjemność, osładza gorzkie życie, stając się naszym przyjacielem. Czasami znieczula nas, gdy nie umiemy poradzić sobie w różnych trudnych dla nas sytuacjach życiowych. Ale jest też formą ucieczki, gdy czujemy się bezradne albo samokarania, gdy uważamy, że nie jesteśmy…, a może właśnie, gdy jestem…. – powodów samokarania może być wiele. Jedzenie jest sposobem radzenia sobie z trudnymi emocjami, ale może też być sposobem na nudę, a niekiedy na samotność. Ale czasem przychodzi moment, gdy zatrzymujemy się i dociera do nas, że wpadliśmy w pułapkę, że jedzenie będące sposobem na… stało się czynnikiem odbierającym nam wolność, zdrowie, samoakceptację. Ewa wymieniając kolejną garderobę na numer większą, zrozumiała, że musi coś ze sobą zrobić. Iza po wizycie u lekarza i analizie wyników badań postanowiła, że chce walczyć o siebie. Do Eweliny dotarło, że z osoby ceniącej wolność stała się niewolnikiem własnych emocji i niezdrowych przyzwyczajeń. W Ewie, Izie i Ewelinie powstała wewnętrzna motywacja do zmiany. Postanowiły odnaleźć siebie, zdrowie, poczucie własnej wartości. Ale nie u wszystkich motywacja do zmiany nawyków żywieniowych jest motywacją wewnętrzną…. Dla Justyny motywacją do zmiany stało się co innego. Z reklam uśmiechały się do niej przepiękne modelki, przystojni mężczyźni, szczupli, młodzi, pociągający, bez skazy. Trafiała codziennie na mnóstwo porad: jak się niesamowicie ubrać, aby być atrakcyjnym? jak się umalować, aby z przeciętnej dziewczyny zrobić niesamowitej piękności gwiazdę z pierwszych stron kolorowych gazet. Wszechobecnie promowane odchudzanie. Zrzuć 20 kg w 3 miesiące - rewelacyjne magiczne środki. Wszystko po to, abyś była piękna, czyli atrakcyjna dla innych. Ale po co? Tego nikt jej nie dopowiedział. Wydawać by się mogło, że to czysta próżność i wielka maszynka do wyciągania pieniędzy na te wszystkie „upiększające” produkty. Okazuje się jednak, że nie jest to tak bezsensowne jak na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Choć może to wydać się nam niesprawiedliwe, badania udowadniają, że bardziej lubimy ludzi ładnych niż brzydkich. Może dlatego, że ładni ludzie dostarczają nam swego rodzaju „nagród” natury estetycznej. Aronson pisze wprost: „jeśli chcesz, żeby ludzie lubili cię i traktowali życzliwie, opłaca się być pięknym. Ludzi pięknych i przystojnych lubimy bardziej niż nieładnych i przypisujemy im różnorakie dobre cechy”. Dlaczego staramy się gubić zbędne kilogramy? Ze względu na zewnętrzne standardy? By być bardziej atrakcyjną, lepiej postrzeganą, wyżej ocenianą, bardziej lubianą? A może chcemy czuć się lepiej, mieć poczucie własnej wartości, być zdrowe, mieć świadomość bycia osobą niezależną od własnych przyzwyczajeń i słabości, nie być bezradną? Przyczyn jest wiele, tak jak i dróg osiągniecia tego celu. Szukamy różnych sposobów, diet, które przybliżyłby nas do upragnionej sylwetki. I często niestety wpadamy w kolejną pułapkę. Dieta staje się dla wielu osób czasem wyrzeczeń, czasem ograniczeń, jedzeniem tego, na co nie mamy ochoty. I co się dzieje? Z utęsknieniem czekamy na dzień, kiedy sięgniemy po ulubionego batonika albo zjemy ogromnego hamburgera. Traktujemy dietę jako ograniczenie wolności, jako coś narzuconego z zewnątrz, a przecież ograniczeń nikt z nas nie lubi. Ale nawet jeśli wielu osobom uda się przebrnąć tę niełatwą drogę, na mecie okazuje się, że osiągniecie wymarzonej wagi nie gwarantuje poczucia szczęścia i nie jest sukcesem. Okazuje się, że zbędne kilogramy były tylko przykrywką dla wielu problemów. Część osób stwierdza po dojściu do celu, że nie czuje się dobrze w nowej wersji siebie. „Nie radzą sobie. Ze sobą. Z mężczyznami. Z relacjami. Zaczynają być bardziej atrakcyjne i jednocześnie proporcjonalnie bardziej przestraszone (…) Nadmiarowe kilogramy są często jak pancerz. Mogą stanowić wygodne samousprawiedliwienie. <<Nie muszę się mężczyznom podobać - przecież jestem gruba. Nie muszę sobie radzić ze swoją fizycznością - bo jestem gruba. Nie muszę się ładnie ubierać - to i tak na nic, jestem gruba. Nie muszę ograniczać słodyczy — itd. A kiedy chudniemy, okazuje się, że przed nami dużo ważnych i nowych wyborów. Żeby znowu nie przytyć. Żeby inaczej o sobie myśleć. Żeby odnaleźć swoją tożsamość i nauczyć się z nią żyć. Żeby nie odkładać ważnych decyzji i życia na później, kiedy będziemy szczupłe, bo to później jest właśnie dziś.”* Czy zatem mamy stać w miejscu i stracić motywację do działania? Absolutnie! Ważne, by z skorzystać z pomocy specjalistów, którzy pomogą zrozumieć przyczyny. Którzy pomogą nam dojrzeć, co kryje się pod wierzchołkiem góry lądowej, by nie tylko zmienić zachowanie, ale przede wszystkim nasze postrzeganie siebie, bo wszystko ma swoje źródło. Powstaje wiele książek poruszających temat odżywania i zaburzeń jedzenia. Wielu specjalistów wypowiada się zarówno na temat anoreksji, bulimii, jak i na temat wewnętrznego przymusu jedzenia. Ostania w moje ręce trafiła książka, która do tematu podchodzi w nietypowy sposób. Autorki nie tylko omawiają niebezpieczeństwa i pułapki, które są zastawione na nas przez specjalistów od wywierania wpływu na konsumenta, których celem jest przywiązanie do produktu na długie lata, ale przede wszystkim skłaniają czytelnika do refleksji na temat tego, co każdy z nas sobie robi, programując się na szkodliwe wybory żywieniowe. Jak piszą: „Książka powstała z ciekawości i pasji. Zaczęłyśmy rozmawiać o jedzeniu i naszych z nim relacjach kilka lat temu. Bo ważna dla nas jest nie tylko akademicka wiedza o dietach, ale przede wszystkim sam człowiek. Jego historia, jego dobro, jego wolność i jego zdrowie — nie tylko to fizyczne, ale też emocjonalne i społeczne. Harmonia, równowaga, dobrostan. Ale i świadomość, zrozumienie. Kiedy mechanizmy trzymające nas w szachu takiego lub innego jedzenia czy zajadania stają się dla nas jasne, automatycznie ujawniają się narzędzia, by sobie z nimi poradzić. O tych mechanizmach opowiadamy.”* *Fragment pochodzą z książki J. Derdy M. Pawłowskiej "Jedzenie emocjonalne i inne podjadanie", Wyd. Sensus, 2021 POLECAMY:
NERWICOWA POTRZEBA MIŁOŚCIToksyczne związki. Komplementarność nerwicHania z rozrzewnieniem wspomina początki swojego małżeństwa, pomimo że w tej chwili buduje je na nowo. Przemek… - pierwsza prawdziwa miłość, stanowił dla niej wyzwanie. Ona – dziewczyna z wielodzietnej rodziny, gdzie bieda i brak miłości doskwierał każdego dnia i on – chłopak z tak zwanego dobrego domu, wzorowy uczeń, grzeczny, kulturalny i przystojny. Hanię z jednej strony ciągnęło do towarzystwa , które do później nocy błąkało się po ulicach Krakowa, ale z drugiej, gdzieś w głębi duszy tęskniła do świata Przemka, który był tak bardzo dla niej odległy. Czy zakochała się w tym ułożonym chłopaku, czy w świecie, do którego ją ciągnęło? Sama do końca nie potrafi szczerze odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ten świat był odległy i tak bardzo przez to fascynujący, bo niedostępny. Przemek posiadał to wszystko, czego jej było brak – dom pełen miłości, w którym wszystko było przewidywalne i przez to bezpieczne. Wyjście z jej środowiska było niemalże niemożliwe, a ten wpatrzony w nią dużymi niebieskimi oczyma chłopak stanowił swego rodzaju trampolinę, dzięki której Hania mogła wskoczyć na najwyższy szczyt swoich marzeń. Ostatecznie Przemka chyba pokochała. Był pierwszą osobą, dla której stała się ważna. Mogła dojrzeć w jego oczach uczucie, którego jej w całym dzieciństwie brakowało. Ale dzisiaj wie, że nie była to prawdziwa miłość… Spokój i stabilizacja. Tego pragnęła z całych sił. Marzyła o tym, że będzie miała dom, męża, dzieci i pieniądze, których w jej domu brakowało. Była gotowa ciężko pracować, byle tylko udowodnić sobie, że osiągnie swój cel. Dążyła do niego w pocie czoła każdego dnia, nie marnując żadnej chwili. Stała się pracoholiczką, która wie, czego chce. I w momencie, gdy osiągnęła niemal wszystko, szczęście rozprysło się na drobne kawałki. Zdrada. Po dziesięciu latach wspólnego życia, w momencie, gdy byli już zdecydowani na ślub. Do dzisiaj nie potrafi zrozumieć, co pchnęło Przemka do tego. Zranił ją do żywego, zawiódł, spowodował, że jej świat się zawalił… Nie odeszła… Pomimo iż nie potrafiła sobie z tym poradzić, zdecydowała się na ślub. Nie chciała rzucać tego, do czego dążyła z determinacją. Wiedziała ile nauki, pracy, potu kosztowało ją to, co wspólnie osiągnęli. Bała się, że wróci tam, skąd przyszła. Pojawiały się lęki, niezrozumiałe lęki. Dlatego zdecydowała się na małżeństwo z Przemkiem pomimo upokorzenia. Czuła, że pomimo wszystko, paradoksalnie wręcz, to on, jego osoba daje jej bezpieczeństwo i stabilizację. Małżeństwo nie było już tym, czym wcześniejsza ich relacja. Zdrada rzuciła cień na ich życie. Nie była podejrzliwa, ale Przemek zmienił się, stał się obcy. Starał się odpłacić jej ból, który przeżyła, ale coś się między nimi zepsuło, jakby znajdował się za szklaną szybą. Ale to ona się za nią ukryła, choć sama tego nie wiedziała. Po dwóch latach Hania urodziła śliczną córeczkę. Czy była szczęśliwa? Nie. Nadal czuła się zraniona, upokorzona, tęskniąca za miłością, prawdziwą miłością, którą dane by jej było jeszcze przeżyć dla wyrównania rachunków, a może po to, by mieć co wspominać. Gdy Tosia miała roczek, w jej życiu pojawił się Bartek. Był osobą, o której marzyła, której wypatrywała każdego dnia. Młody, inteligentny i wpatrzony w nią jak w obraz. Nie chciała odchodzić od męża, nie chciała burzyć rodziny, pragnęła jedynie chwili zapomnienia. Tych chwil było wiele. Czerpała z nich całą sobą to, co dawał jej Bartek. A dawał jej to wszystko, czego jej było brak. Budował jej poczucie wartości jako człowieka, jako kobiety. Od momentu, gdy go poznała, zaczęła inaczej postrzegać siebie. Uważała, że jest zakochana. Ale czy kochała Bartka? Nie, ona zakochała się po raz pierwszy w sobie, dzięki przeglądaniu się w jego oczach? Było to cudowne uczucie. Unosiła się pięć metrów nad ziemią. Chciała, by ta chwila trwała wiecznie, choć nie wyobrażała sobie, by zmieniać swoje życie. W domu była przykładną żoną i matką, a w ramionach Bartka zapominała o wszystkim. Ale to życie w kłamstwie nie mogło trwać wiecznie. Hania z jednej strony rozpływała się w jego ramionach, ale z drugiej strony wyrzuty sumienia nie pozwalały jej żyć. Wiedziała, że na Przemka zawsze mogła liczyć, że po zdradzie robił wszystko, by nie zawieść jej zaufania. Rozsądek podpowiadał, że z nim będzie wiodła spokojne życie. Pomimo iż relacja pomiędzy nimi nie przypominała tej z początku znajomości, czuła, że oddalili się bardzo. Do Bartka pchała ją namiętność. Ale czy umiałaby z nim żyć, stworzyć rodzinę? Czy byłby dobrym ojcem dla Tosi? Którędy pójść, jaką drogę wybrać ? Czy odejście od Bartka spowoduje odnalezienie w małżeństwie szczęścia? Czy to wyrównanie rachunków będzie gwarancją tego, że z mężem będą mogli ruszyć dalej do przodu i budować razem szczęśliwe życie? Wiedziała, że jest dobrym ojcem, dobrym człowiekiem, a błąd który popełnił zadośćuczynił jej z nawiązką. Ale czy będzie umiała zapomnieć o Bartku, o tym szaleństwie, które przeżywała przy jego boku? A z kolei, jeśli zostanie z Przemkiem, czy nie będzie szukała nadal miłości, czy będzie umiała naprawdę wybaczyć i zaufać? Życia u boku Bartka nie umiała sobie do końca wyobrazić. Nie była wstanie dostrzec w nim osoby, z którą byłaby gotowa spędzać każdy dzień. Nie wiedziała nawet dlaczego. Ale odejść jej było ciężko. Dawał jej coś, dzięki czemu rozkwitała każdego dnia. Przyjaciółka powtarzała, że w życiu należy iść za głosem serca. Ale ona nie była tego pewna. Nie wiedziała też, czy umiałaby konsekwentnie podążać wybraną drogą? Czy pójście za głosem serca byłoby rozsądne? Te pytania kołatały jej się w głowie. Nie dawały spać. Hania w tym momencie, gdy stała na rozstaju dróg, nie wiedziała jeszcze, że żaden z tych mężczyzn nie będzie gwarancją jej szczęścia. Nie wiedziała, że zarówno Przemek, jak i Bartek w pewnych momentach jej życia byli tylko lekiem na jej niezaspokojone potrzeby, lekiem na jej nerwicową potrzebę miłości. Oni dali jej to, czego wówczas potrzebowała, a co było tylko namiastką szczęścia. Nie mogła być w pełni szczęśliwa, bo nie kochała siebie i nie była zdolna do miłości drugiego człowieka. Była w nich zakochana, bo sprawiali, że dzięki nim miała zaspokojoną potrzebę znaczenia, akceptacji, wartości, miłości. Ale przeglądanie się w czyiś oczach, bez wiary w to, iż jest się człowiekiem takim, jakiego widzi się w oczach zakochanego, jest tylko chwilową radością, nietrwałą jak bańka mydlana. Aby zacząć iść drogą spokoju, drogą realizowania siebie, swojego szczęścia i swojej rodziny, Hania musiała stanąć na nogach. Musiała zrozumieć, że jest wspaniałą, piękną , umiejącą dążyć do celu kobietą, która co prawda popełniła wiele błędów, ale dzięki nim stała się mądrzejsza i dojrzalsza. Hania musiała zrozumieć, że tworzyła do tej pory toksyczne związki, gdyż nie była zdolna do zdrowych relacji. Związki, w które wchodziła, były oparte na komplementarności nerwic. Ich fundamentem było wzajemne uzależnienie, dlatego też wybierała osoby, które również potrzebowały osoby takiej jak ona. Dzięki temu, iż Hania zaczęła dojrzewać emocjonalnie, zrozumiała, że musi zacząć inaczej żyć. Musi zbudować własną autonomię, pokochać siebie, zrozumieć swoją przeszłość, uporać się z ranami z dzieciństwa i z wiarą w swoją wartość budować relacje z innymi. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Chcesz mieć satysfakcjonujący związek? Dobrze rozumieć się ze swoim mężem, żoną? Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie:) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
TAM, GDZIE WEJŚĆ NIE MOŻEMYWywiad z dr nauk medycznych Pawłem Kabatą - chirurgiem, onkologiem |
TA CHWILA PRZERWY
Bodziec – reakcja. Jak panować nad emocjami?
„Chyba żartujesz?!” Waldek wysiadł z samochodu i trzasnął drzwiami. A Rafał – jego szwagier – chciał przecież dobrze, chciał ratować małżeństwo Waldka i swojej siostry. Wyciągnął go na chwilę z pracy, chciał podzielić się informacją, jaką usłyszał dzień wcześniej od znajomego psychologa „Trzeba być miłym dla żony!” – wydaje się, że to trywialne stwierdzenie. Reakcja Waldka wbiła go dosłownie w fotel. „Chyba żartujesz?! Mam być miły? Przy ołtarzu obiecywałem, że będę wierny, że będę z nią do śmierci, ale żeby być miłym? Co jeszcze?” – to właśnie po powiedzeniu tych słów Waldek wysiadł z samochodu.
Waldek ma rzeczywiście ciężką i bardzo stresującą pracę. Naprawdę. Styk z najgorszą stroną ludzkiej natury, dzień po dniu. Nie ma gdzie odreagować – odreagowuje w domu. Wieczne awantury z żoną, krytykowanie i poniżanie dzieci. Gniew wyładowywany na rodzinie, a potem poczucie winy z tego powodu. Błędne koło, z którego nie potrafi się wyrwać. Wyrastał w domu, w którym nie pamięta, czy kiedykolwiek rodzice spokojnie rozmawiali o problemach i dzielących ich różnicach. Albo się kłócili, albo się do siebie nie odzywali całymi dniami. Ich małżeństwo skończyło się rozwodem.
Waldek nie chciał zmiany. Nie chciał zmieniać nawyków, które wyniósł z domu rodzinnego. Tak jakby uznał, że po prostu to on taki już jest: gwałtowny, porywczy, krzykliwy. Mamy bowiem tendencję do naśladowania reakcji tych, których kochamy i których szanujemy, tych, którzy są dla nas wzorem i punktem odniesienia, gdy jesteśmy dziećmi. To m.in. dlatego dwie zdenerwowane osoby zareaguję inaczej w tej samej sytuacji, jedna wpadnie w furię, a druga przeciwnie – zamilknie zupełnie. Jest duże prawdopodobieństwo, że odgrywa w ten sposób sceny, jakich była świadkiem w dzieciństwie. Waldek należał z pewnością do tych pierwszych - „gwałtowników”.
Tylko najważniejsze: swój wzorzec zachowania można zmienić, o ile się tego chce! Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę, że:
„Pomiędzy bodźcem a reakcją jest chwila przerwy.
Ta chwila daje nam możliwość wyboru naszej reakcji.
Od tej reakcji zależy nasz rozwój i wolność”.*
To właśnie odróżnia nas od zwierząt, ta chwila przerwy. Nie musimy zareagować automatycznie, mamy wybór. Jesteśmy produktem natury (genów), ale i wychowania (wpływu rodziców, oddziaływań otoczenia, nauki, kultury, itd.). Wreszcie mamy samoświadomość. Zamiast zareagować impulsywnie, dawać się ponosić emocjom chwili, czyli powiedzieć rzeczy, których tak naprawdę nie myślimy, zrobić coś, czego potem żałujemy – powinniśmy uruchomić „przycisk przerwy”. W tej sekundzie między bodźcem a reakcją. Coś co zatrzyma nas zanim zareagujemy, w sposób, którego nie chcemy, żebyśmy mogli wybrać właściwą przemyślaną reakcję. „Każdy z nas może rozwinąć w sobie umiejętność pauzowania”*
Ważne jest, aby człowiek zdecydował świadomie, że nie chce postępować dłużej w określony sposób, jest mu z nim źle i chce go zmienić na inny. Zauważcie, że Waldek tego nie zrobił. Nie zrobił tego kroku, nie uświadomił sobie, że nie wyniósł z dzieciństwa metod postępowania w stresującej sytuacji, był bezbronny i gdy stres z pracy kumulował się odreagowywał na żonie i dzieciach. Dodatkowo bardzo zależało mu, aby jego dzieci były postrzegane jako grzeczne, dobrze ułożone, dobrze zachowujące się. W przeciwnym wypadku odczuwałby wstyd. Dlatego zastraszał je, przekupywał, pouczał. Oczywiście uświadomienie sobie takich motywów swojego codziennego działania nie byłoby dla Waldka przyjemne. Ale tylko dzięki temu mógłby zacząć pracować nad swoimi problemami a nie próbować zmieniać innych, co jest niestety ślepą uliczką. Zawsze zmiany w rodzinie trzeba zacząć od siebie. Trzeba wiedzieć, czego chcemy, jaką mamy wizję rodziny (ważne, aby małżonkowie mieli ją podobną, a najlepiej – taką samą) i do tego dążyć. Waldka małżeństwo jest w tej chwili w separacji.
To, że nieszczęśliwe dzieciństwo mogło wpłynąć na negatywny sposób reagowania, nie usprawiedliwia mnie, że tak postępuję. MOGĘ TO ZMIENIĆ! Wiadomo, nie jest to łatwa i szybka zmiana. Zmiana sama w sobie, nawet na lepsze, stanowi dla nas zagrożenie, wolimy utrzymywać status quo. Pierwszym krokiem jest stworzenie „przycisku przerwy” - momentu, gdy zastanowię się racjonalnie, dlaczego tak się zachowuję, co jest przyczyną, jakie potrzeby w ten sposób zaspakajam, dlaczego np. krzyczę na dzieci za niewyniesione z łazienki brudne rzeczy, a na męża, że znowu wszedł w butach do salonu. Dlaczego mnie to aż tak denerwuje? Może tak naprawdę wcale nie krzyczę na nich, tylko na szefową w pracy, która mnie tego dnia strasznie zdenerwowała?
Wiemy, to trudne, bo mózg pod wpływem emocji angażuje zupełnie inne struktury i ogranicza funkcjonowanie obszarów odpowiedzialnych za racjonalne myślenie, ale spróbujmy. Możemy włączyć „przycisk przerwy” i pomyśleć. Warto zastanowić się, jak tak naprawdę chciałabym zareagować w tej konkretnej sytuacji, jaka reakcja byłaby dobra dla mojej rodziny i po chwili pauzy spróbować to zrealizować. Nie należy oczekiwać, że zmiana nastąpi od razu, bo zmiana silnych nawyków jest trudna i musi trwać. Uda się pierwszy raz, ale trzy kolejne już nie – odezwą się stare modele zachowań, ale jeśli chcemy - możemy to zrobić. Mamy moc zmienić się i reagować zamiast odreagowywać.
Waldek ma rzeczywiście ciężką i bardzo stresującą pracę. Naprawdę. Styk z najgorszą stroną ludzkiej natury, dzień po dniu. Nie ma gdzie odreagować – odreagowuje w domu. Wieczne awantury z żoną, krytykowanie i poniżanie dzieci. Gniew wyładowywany na rodzinie, a potem poczucie winy z tego powodu. Błędne koło, z którego nie potrafi się wyrwać. Wyrastał w domu, w którym nie pamięta, czy kiedykolwiek rodzice spokojnie rozmawiali o problemach i dzielących ich różnicach. Albo się kłócili, albo się do siebie nie odzywali całymi dniami. Ich małżeństwo skończyło się rozwodem.
Waldek nie chciał zmiany. Nie chciał zmieniać nawyków, które wyniósł z domu rodzinnego. Tak jakby uznał, że po prostu to on taki już jest: gwałtowny, porywczy, krzykliwy. Mamy bowiem tendencję do naśladowania reakcji tych, których kochamy i których szanujemy, tych, którzy są dla nas wzorem i punktem odniesienia, gdy jesteśmy dziećmi. To m.in. dlatego dwie zdenerwowane osoby zareaguję inaczej w tej samej sytuacji, jedna wpadnie w furię, a druga przeciwnie – zamilknie zupełnie. Jest duże prawdopodobieństwo, że odgrywa w ten sposób sceny, jakich była świadkiem w dzieciństwie. Waldek należał z pewnością do tych pierwszych - „gwałtowników”.
Tylko najważniejsze: swój wzorzec zachowania można zmienić, o ile się tego chce! Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę, że:
„Pomiędzy bodźcem a reakcją jest chwila przerwy.
Ta chwila daje nam możliwość wyboru naszej reakcji.
Od tej reakcji zależy nasz rozwój i wolność”.*
To właśnie odróżnia nas od zwierząt, ta chwila przerwy. Nie musimy zareagować automatycznie, mamy wybór. Jesteśmy produktem natury (genów), ale i wychowania (wpływu rodziców, oddziaływań otoczenia, nauki, kultury, itd.). Wreszcie mamy samoświadomość. Zamiast zareagować impulsywnie, dawać się ponosić emocjom chwili, czyli powiedzieć rzeczy, których tak naprawdę nie myślimy, zrobić coś, czego potem żałujemy – powinniśmy uruchomić „przycisk przerwy”. W tej sekundzie między bodźcem a reakcją. Coś co zatrzyma nas zanim zareagujemy, w sposób, którego nie chcemy, żebyśmy mogli wybrać właściwą przemyślaną reakcję. „Każdy z nas może rozwinąć w sobie umiejętność pauzowania”*
Ważne jest, aby człowiek zdecydował świadomie, że nie chce postępować dłużej w określony sposób, jest mu z nim źle i chce go zmienić na inny. Zauważcie, że Waldek tego nie zrobił. Nie zrobił tego kroku, nie uświadomił sobie, że nie wyniósł z dzieciństwa metod postępowania w stresującej sytuacji, był bezbronny i gdy stres z pracy kumulował się odreagowywał na żonie i dzieciach. Dodatkowo bardzo zależało mu, aby jego dzieci były postrzegane jako grzeczne, dobrze ułożone, dobrze zachowujące się. W przeciwnym wypadku odczuwałby wstyd. Dlatego zastraszał je, przekupywał, pouczał. Oczywiście uświadomienie sobie takich motywów swojego codziennego działania nie byłoby dla Waldka przyjemne. Ale tylko dzięki temu mógłby zacząć pracować nad swoimi problemami a nie próbować zmieniać innych, co jest niestety ślepą uliczką. Zawsze zmiany w rodzinie trzeba zacząć od siebie. Trzeba wiedzieć, czego chcemy, jaką mamy wizję rodziny (ważne, aby małżonkowie mieli ją podobną, a najlepiej – taką samą) i do tego dążyć. Waldka małżeństwo jest w tej chwili w separacji.
To, że nieszczęśliwe dzieciństwo mogło wpłynąć na negatywny sposób reagowania, nie usprawiedliwia mnie, że tak postępuję. MOGĘ TO ZMIENIĆ! Wiadomo, nie jest to łatwa i szybka zmiana. Zmiana sama w sobie, nawet na lepsze, stanowi dla nas zagrożenie, wolimy utrzymywać status quo. Pierwszym krokiem jest stworzenie „przycisku przerwy” - momentu, gdy zastanowię się racjonalnie, dlaczego tak się zachowuję, co jest przyczyną, jakie potrzeby w ten sposób zaspakajam, dlaczego np. krzyczę na dzieci za niewyniesione z łazienki brudne rzeczy, a na męża, że znowu wszedł w butach do salonu. Dlaczego mnie to aż tak denerwuje? Może tak naprawdę wcale nie krzyczę na nich, tylko na szefową w pracy, która mnie tego dnia strasznie zdenerwowała?
Wiemy, to trudne, bo mózg pod wpływem emocji angażuje zupełnie inne struktury i ogranicza funkcjonowanie obszarów odpowiedzialnych za racjonalne myślenie, ale spróbujmy. Możemy włączyć „przycisk przerwy” i pomyśleć. Warto zastanowić się, jak tak naprawdę chciałabym zareagować w tej konkretnej sytuacji, jaka reakcja byłaby dobra dla mojej rodziny i po chwili pauzy spróbować to zrealizować. Nie należy oczekiwać, że zmiana nastąpi od razu, bo zmiana silnych nawyków jest trudna i musi trwać. Uda się pierwszy raz, ale trzy kolejne już nie – odezwą się stare modele zachowań, ale jeśli chcemy - możemy to zrobić. Mamy moc zmienić się i reagować zamiast odreagowywać.
Jeżeli często masz wszystkiego dość, życie i jego problemy przerastają Ciebie. Nie umiesz się z niczego cieszyć. Nie potrafisz panować nad emocjami, masz niskie poczucie, które wpływa na relacje z innymi. Brak Ci poczucia wartości i akceptacji. Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
ZA WSZELKĄ CENĘ
Relacje małżeńskie. Nadopiekuńczy Rodzic i Nieporadne Dziecko
Oczy przecierała ze zmęczenia. Litery na ekranie monitora rozmazywały się. Nie miała już sił. Od dwóch miesięcy godzi pracę, opiekę nad dziećmi i doglądanie chorego ojca z poszukiwaniem pracy dla Maksa. Ledwie żyje. Odczuwa, że brakuje jej sił, ale musi…
Zawsze perfekcyjna. W pracy wszystko dopięte na ostatni guzik, dzieci zadbane, dom, który bez problemu przeszedłby test białej rękawiczki. Otwarta na innych, gotowa do poświęceń, niestawiająca granic.
Czy Ania musi szukać pracy dla Maksa? Czy musi zawsze o wszystkich i za wszystkich myśleć? Czy sama nie wykreowała takiej sytuacji? Zawsze odpowiedzialna, od dziecka starała się być „bohaterem”. W domu rodzinnym opiekowała się młodszym rodzeństwem, dawała im poczucie bezpieczeństwa, dbała o ich potrzeby, bo było jak było… Ojciec alkoholik, ciągłe awantury, mama cierpiąca na depresję. Ania brała na siebie odpowiedzialność za wszystkich, dźwigająca świat na swoich ramionach.
Gdy poznała Maksa zrozumiała, że jest mu potrzebna. Cudowny, inteligentny, ale taki zagubiony. Koleżanki określały go jako Piotrusia Pana, Wiecznego Chłopca, a Ania uważała, że to niesprawiedliwe. Doskonale rozumiała, czego brakowało w jego dzieciństwie. Ich domy przecież były takie podobne, choć różne…
Mama Maksa, gdy poznała jego ojca zakochała się bez pamięci. Ciąża pokrzyżowała jej ambitne plany. Dziewczyna, która ze wsi przyjechała do miasta i konsekwentnie dążyła do celu, nagle musiała zrezygnować z wszystkiego o czy marzyła. Szalona miłość stanęła na jej drodze. Obiekt westchnień nie miał ambicji. Co prawda oczarowany dziewczyną, zaakceptował myśl o ślubie i dziecku, ale nie potrafił się w tej sytuacji odnaleźć. Gdy dotarło do niego, co się wydarzyło w jego beztroskim życiu, zaczął z niego uciekać. Koledzy, alkohol, hazard, kobiety… Mama Maksa początkowo chlipała w poduszkę, potem zaczęła myśleć o sobie. Dziecko podrzucała rodzicom na wieś, a sama dużo podróżowała, nawiązywała wiele relacji towarzyskich. Dla Maksa w życiu rodziców nie było miejsca. Matka widziała w nim kogoś, kto pokrzyżował jej ambitne plany. Nie dawała mu miłości, opieki, poczucia bezpieczeństwa.
Ania i Maks odnaleźli się w życiu, by zaspokoić wzajemnie swoje potrzeby. Ona mająca chęć opiekowania się, on szukający kogoś kto dałby mu, to, czego nie zaznał w dzieciństwie. Dziecko i Rodzic. Relacja małżeńska, która przypominała relacje nieporadnego dziecka i nadopiekuńczej matki. Matki, która wiecznie czuwa, opiekuje się, wyręcza, szuka pracy, ratuje z potrzasku, ale i kontroluje. On z kolei oczekujący opieki, a w zamian tracący niezależność, poddający się ciągłej kontroli , a w ten sposób dający żonie satysfakcję. Przecież dzięki niemu może o sobie powiedzieć: gdyby nie ja… Dlaczego weszli w takie role?
Człowiek, który w domu rodzinnym nie zaznał poczucia bezpieczeństwa i opieki albo będzie podobni jak Maks szukał partnera, w którego ramionach znajdzie to, czego zabrakło w dzieciństwie albo będzie projektował tę potrzebę na drugiego człowieka, i tak Ania stanie się osobą nadopiekuńczą, co w relacji małżeńskiej będzie wyglądało wręcz wygląda wręcz groteskowo.
Czy wyjście z takiego związku jest możliwe? Oczywiście, ale tylko wówczas, gdy jedna ze stron „zbuntuje się” i w sposób dojrzały spojrzy na swoje życie, rozumiejąc, że bycie kontrolowanym, bądź bycie wykorzystywanym, to nie miłość. Ale nie jest to proste, gdyż potrzeby, które partnerzy zaspakajają w tych chorych związkach powodują, iż czują się w nich dobrze, pomimo, iż dla ludzi z zewnątrz ta relacja nie przypomina miłości.
*Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.
Zawsze perfekcyjna. W pracy wszystko dopięte na ostatni guzik, dzieci zadbane, dom, który bez problemu przeszedłby test białej rękawiczki. Otwarta na innych, gotowa do poświęceń, niestawiająca granic.
Czy Ania musi szukać pracy dla Maksa? Czy musi zawsze o wszystkich i za wszystkich myśleć? Czy sama nie wykreowała takiej sytuacji? Zawsze odpowiedzialna, od dziecka starała się być „bohaterem”. W domu rodzinnym opiekowała się młodszym rodzeństwem, dawała im poczucie bezpieczeństwa, dbała o ich potrzeby, bo było jak było… Ojciec alkoholik, ciągłe awantury, mama cierpiąca na depresję. Ania brała na siebie odpowiedzialność za wszystkich, dźwigająca świat na swoich ramionach.
Gdy poznała Maksa zrozumiała, że jest mu potrzebna. Cudowny, inteligentny, ale taki zagubiony. Koleżanki określały go jako Piotrusia Pana, Wiecznego Chłopca, a Ania uważała, że to niesprawiedliwe. Doskonale rozumiała, czego brakowało w jego dzieciństwie. Ich domy przecież były takie podobne, choć różne…
Mama Maksa, gdy poznała jego ojca zakochała się bez pamięci. Ciąża pokrzyżowała jej ambitne plany. Dziewczyna, która ze wsi przyjechała do miasta i konsekwentnie dążyła do celu, nagle musiała zrezygnować z wszystkiego o czy marzyła. Szalona miłość stanęła na jej drodze. Obiekt westchnień nie miał ambicji. Co prawda oczarowany dziewczyną, zaakceptował myśl o ślubie i dziecku, ale nie potrafił się w tej sytuacji odnaleźć. Gdy dotarło do niego, co się wydarzyło w jego beztroskim życiu, zaczął z niego uciekać. Koledzy, alkohol, hazard, kobiety… Mama Maksa początkowo chlipała w poduszkę, potem zaczęła myśleć o sobie. Dziecko podrzucała rodzicom na wieś, a sama dużo podróżowała, nawiązywała wiele relacji towarzyskich. Dla Maksa w życiu rodziców nie było miejsca. Matka widziała w nim kogoś, kto pokrzyżował jej ambitne plany. Nie dawała mu miłości, opieki, poczucia bezpieczeństwa.
Ania i Maks odnaleźli się w życiu, by zaspokoić wzajemnie swoje potrzeby. Ona mająca chęć opiekowania się, on szukający kogoś kto dałby mu, to, czego nie zaznał w dzieciństwie. Dziecko i Rodzic. Relacja małżeńska, która przypominała relacje nieporadnego dziecka i nadopiekuńczej matki. Matki, która wiecznie czuwa, opiekuje się, wyręcza, szuka pracy, ratuje z potrzasku, ale i kontroluje. On z kolei oczekujący opieki, a w zamian tracący niezależność, poddający się ciągłej kontroli , a w ten sposób dający żonie satysfakcję. Przecież dzięki niemu może o sobie powiedzieć: gdyby nie ja… Dlaczego weszli w takie role?
Człowiek, który w domu rodzinnym nie zaznał poczucia bezpieczeństwa i opieki albo będzie podobni jak Maks szukał partnera, w którego ramionach znajdzie to, czego zabrakło w dzieciństwie albo będzie projektował tę potrzebę na drugiego człowieka, i tak Ania stanie się osobą nadopiekuńczą, co w relacji małżeńskiej będzie wyglądało wręcz wygląda wręcz groteskowo.
Czy wyjście z takiego związku jest możliwe? Oczywiście, ale tylko wówczas, gdy jedna ze stron „zbuntuje się” i w sposób dojrzały spojrzy na swoje życie, rozumiejąc, że bycie kontrolowanym, bądź bycie wykorzystywanym, to nie miłość. Ale nie jest to proste, gdyż potrzeby, które partnerzy zaspakajają w tych chorych związkach powodują, iż czują się w nich dobrze, pomimo, iż dla ludzi z zewnątrz ta relacja nie przypomina miłości.
*Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.
Jeżeli nie potrafisz poradzić sobie z przeszłością, chcesz zacząć inaczej reagować, wchodzić w zdrowe relacje - pomożemy Ci. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie.