DZIECKO HOLOKAUSTUJak pozostać człowiekiem w nieludzkim czasie wojny?"Cypa kołysała dziewczynkę w ramionach i przez chwilę zdawała się być gdzie indziej, odseparowana od rzeczywistości. Nie powiedziała nam nic o wydarzeniach z miejsca, z którego właśnie przybyła, ale nie było takiej potrzeby. Jej wielkie oczy powiedziały nam więcej, niż usta mogłyby kiedykolwiek..."* Wojna to okres, w którym panują inne niż w czasie pokoju prawa i wartości moralne. To czas, gdy w człowieku zabijane są resztki godności, szacunku... Czas prowadzący do dehumanizacji podstawowych wartości. Wojna sieje spustoszenie w psychice człowieka. Ona zwalnia z wielu rygorów moralnych, wyzwalając zachowania, które są nieludzkie, a właśnie podczas wojny uchodzą za normalne. Reakcja ludzi na tak ekstremalne przeżycia wewnętrzne, jakie "funduje" wojna jest różna. Wielu staje się obojętnych na krzywdę wyrządzaną drugiemu człowiekowi, na jego cierpienie, ból. Stają się wyzuci z wrażliwości, zimni emocjonalnie, cyniczni, bezwzględni. "Stałyśmy w kuchni zbyt zrozpaczone, żeby cokolwiek mówić. Moja matka trzymała Rachelę, która dopiero co zasnęła w jej ramionach. Cypa nie próbowała utulić ani pocałować dziecka, bo wiedziała, że gdyby to zrobiła, nie mogłaby znaleźć w sobie siły, żeby ją zostawić. Przesuwała po niej wzrokiem, gdy spała uspokojona w ramionach mojej matki. Wtedy oczy Cypy wypełniły się łzami, odwróciła się i zdecydowanie ruszyła do drzwi. Podążyłam za moimi przyjaciółkami z dzieciństwa do tylnego wyjścia."* W czasie wojny, pomimo ekstremalnych warunków, są też ludzie potrafiący zachować człowieczeństwo, narażając własne życie poprzez ofiarowanie siebie, swojej miłości, pomocy, życzliwość innym. Wiele osób w tym czasie zła i brutalności naraża siebie dla zachowanie godności, pokazując swoją postawą, że warunki są tylko warunkami, a oni pozostaną ludźmi pomimo odebrania im wszystkiego, co potrzebne do życia, pomimo głodu, tęsknoty, strachu... bo właśnie godność dla nich nie ma ceny. A to nie lada wyzwanie w warunkach, gdzie wszelkie normy moralne przestają istnieć. "Wiedziałam, że ja też urodziłam się w Polsce, ale poza Zofią, która powiedziała mi, że moi rodzice byli w niebie, i poza dyrektorką z Fublaines, która mówiła, że moi rodzice zostali zabici podczas wojny, nikt nigdy nie zdradził mi, co dokładnie stało się z moją matką i ojcem, dziadkiem i babcią, i z jakiego powodu. Czy wszyscy zostali zastrzeleni? Kim byli ci ludzie, którzy zabili tyle osób i dlaczego to robili? Na zdjęciu mama nie wyglądała na złą osobę, więc dlaczego musieli ją zabić?"* Wojna to czas pytań bez odpowiedzi. Pytań o okrucieństwo i bezsens... Czas siejący psychiczne spustoszenie, zabijający nadzieję, budzący lęk, poczucie krzywdy, osamotnienie, niepewność, tęsknotę.... "Kiedy Szymon opowiadał mi wszystko, co wiedział, czułam, że zaraz zacznę płakać, ale jakoś się powstrzymałam. Pomyślałam o dwóch dziewczynkach, z którymi dzieliłam pokój w Neve Ha’Yeled i o tym, jak bardzo ich historie mnie przerażały. Ale to, co powiedział mi wujek Szymon, było o wiele gorsze. Było mi żal mamy, która musiała się ukrywać, uciekać, być z dala od rodziny i w końcu oddać mnie, swoje zaledwie roczne dziecko. Pomyślałam o ojcu, dziadku i babci, którzy zginęli w tak strasznych okolicznościach. Czułam dziwną tęsknotę za ludźmi, których nie znałam, może dlatego, że wiedziałam, że kochali mnie jak nikt inny na świecie. W końcu Szymon opowiedział mi o Zofii i Irenie, które zaopiekowały się mną po tym, jak cała moja rodzina została zabita. Zaczęły wracać do mnie zamglone wspomnienia o nich."* "Dziecko Holokaustu" Amiry Keidar to prawdziwa historia dziewczynki cudem ocalałej z żydowskiego getta. To książka oparta na faktach, która sprawiła, że po jej przeczytaniu nie mogę przestać myśleć o jej bohaterach, o ich emocjach, decyzjach, o tym, jakimi byli niezwykłymi ludźmi w obliczu wojny. Książka napisana jest w przystępny sposób, czyta się ją jednym tchem. Jest poruszająca, wzruszająca i pobudzająca do refleksji nie tylko na temat wojny, ale także na temat nas samych. Pozwala zatrzymać się i zastanowić nad swoim życiem, ale i nad tym, jakimi jesteśmy ludźmi w czasie, który nie wymaga aż tak wielkich ofiar. *Fragmenty i cytat pochodzą z książki A. Keidar "Dziecko Holokaustu", Wyd. Filia, 2022 POLECAMY: POWIĄZANY POST: Sięgaj po swoje POLECAMY:
SIĘGAJ PO SWOJEBudowanie pewności siebieNatasza, wchodząc do sądu wraz z chorą ciocią, której dotrzymywała towarzystwa, czuła się jakby przekraczała próg innego świata i skojarzenie to absolutnie nie miało negatywnych konotacji. Czuła się w tym dużym starym gmachu tak wyjątkowo, że ciężko jej było zebrać myśli. Przypomniała sobie w jednej chwili emocje, które towarzyszyły jej przed laty podczas wycieczki klasowej, która zorganizowana była przez rodziców jednego kolegi ze szkoły średniej. Ojciec chłopca pracował w sądzie okręgowym i dzięki jego uprzejmości mogli zwiedzić to szczególne miejsce. Natasza przez wiele dni czuła unoszący się tam zapach oraz doskonale pamiętała panującą tam atmosferę. Niemal codziennie odświeżała w pamięci obrazy adwokatów maszerujących dostojnie korytarzami wypełnionymi osobami, którym ciężko było ukryć emocje. Wówczas, jako niespełna piętnastoletnia dziewczynka, w jednej chwili zapragnęła tu powrócić, ale w zupełnie innej roli - jako sędzia. Takie miała marzenie, ale niestety bardzo szybko rozprysło się ono jak przysłowiowa pękająca bańka mydlana. Nie miało szans zamienić się w cel... Dzisiaj robi jej się gorąco, przypominając sobie moralizatorski ton rodziców, gdy podzieliła się z nimi - z wypiekami na twarzy i ekscytacją w głosie - swoim pomysłem na życie. "W naszej rodzinie nikt nigdy nie był prawnikiem", "Trzeba mieć plecy, żeby się przebić w tym zawodzie", "Na studia prawnicze idą najlepsi", "Nie nadajesz się, nie podołasz....". Nie mogła tego słuchać. Ale wówczas była zbyt słaba, by postawić na swoim, zawalczyć, gonić własne marzenia i zrealizować swój cel. Wiele nocy przepłakała z bezradności w poduszkę. W końcu pogodziła się i poszła łatwiejszą drogą, mniej ambitną, nudną... Czy żałowała? Starała się nie zadręczać, nie analizować. Żyła, skupiając się na tym, co tu i teraz. Ale dzisiejsze wyjście do sądu spowodowało, że wspomnienia i niezrealizowane marzenia powróciły z siłą wodospadu... Zastanowiła się, gdzie by była, gdyby wówczas miała pewność siebie, która pozwoliłaby jej zawalczyć o siebie i swoją przyszłość. Pewność siebie, która warunkuje tak wiele...To ona, a w zasadzie jej brak sprawia, że nie podejmujemy wysiłku albo rezygnujemy z wielu planów, poddajemy się. A przecież zdrowe poczucie własnej wartości absolutnie nie polega na tym, by być osobą idealną, doskonałą. Jedynie chodzi o to, by akceptować siebie takimi, jakimi jesteśmy, zarówno z naszymi mocnymi, jak i słabymi stronami. Niestety nie zawsze zdajemy sobie sprawę, po pierwsze z tego, od czego jest ono zależne, a po drugie, jak bardzo warunkuje nasze życie. Na to, jaki jest nasz stosunek do samego siebie, jaka jest nasza wiara w swoje możliwości wpływają bowiem nasze przeżycia z dzieciństwa i to w jaki sposób bliskie nam, znaczące dla nas osoby wywierały wpływ na kształtowanie się naszego obrazu siebie, naszego sposobu myślenia i zachowania. Każdy z nas doskonale wie, że nasze życie składa się z sukcesów, ale i z porażek i niezwykle ważny jest sposób ich interpretowania przez osoby dla nas znaczące - przez naszych rodziców, nauczycieli, przyjaciół. Ta interpretacja zaczyna potem wpływać na nasz sposób podchodzenia do wyzwań życiowych i powoduje, że albo zwątpimy w siebie i poddamy się po upadku, albo wierząc w swoje możliwości, powstaniemy bogaci o kolejne doświadczenie. Niezwykle ważne, byśmy budowali naszą pewność siebie na solidnych fundamentach zdrowego poczucia wartości, tak, by nikt nigdy nie mógł ich zburzyć. Byśmy wierzyli w siebie nawet wówczas, gdy wszyscy inni już przestaną. Abyśmy nie szukali usprawiedliwień i nie tłumaczyli niepodejmowania działań przeszkodami tkwiącymi na zewnątrz. Byśmy mieli świadomość, w jaki sposób inni ludzie mogli w przeszłości wpłynąć na to, kim dzisiaj jesteśmy i że to, co działo się w naszej przeszłości "odbija się donośnym echem dziś i będzie miało istotny wpływ na kolejne, długie lata życia."* Jeżeli te przekonania wyniesione z czasów dzieciństwa będą działać na naszą korzyść, warto je wzmacniać. Natomiast te niewspierające, które są dla nas tylko balastem, niekiedy mocno wgniatającym w ziemię "mieć sposobność poddać głębokiej refleksji - i zastanowić się, jak zmienić je na pozytywne."* "Przeszłość jest tym, co wydarzyło się kiedyś i zdecydowało, jacy jesteśmy dziś. To ona zapisała w osobistej pamięci każdego z nas doświadczenia, na fundamencie których nasze myśli i reakcje budują to, co ważne, cenne, piękne, ale również trudne i bolesne. Co najczęściej z czasów dzieciństwa wrzucamy do wielkiego kufra wspomnień? Być może ulubionego pluszaka przytulanego każdego wieczora podczas zasypiania, uśmiech mamy, smak ulubionego ciasta, zapach choinki i emocje towarzyszące rozpakowywaniu długo wyczekiwanych prezentów, słowa ulubionej piosenki, zabawy z kumplami na podwórku, wakacje u babci na wsi, pierwszą miłość, pochwałę za ładnie posprzątany pokój, akceptację naszych szalonych pomysłów, a nade wszystko opiekę i wsparcie, kiedy tego bardzo potrzebowaliśmy… Taka kolekcja pamiątek jest bez wątpienia źródłem naszej wewnętrznej siły i motywacji, aby nie bać się smakować życia, kiedy stajemy się dorośli. Charakterystyczną cechą kufra wspomnień jest jego nieograniczona pojemność. Gromadzimy w nim również to, co gasi nasz uśmiech, wzrusza nas do głębi, a nawet bardzo często doprowadza do łez. Być może znalazły się tu prześmiewcze zachowania kolegów, kara za niski stopień z matematyki, pretensje o źle wykonane polecenie, krzyk pijanego ojca i szloch przerażonej matki, drżenie rąk i ściszony głos podczas występu na szkolnej akademii, smutek samotnego wieczoru, narzekanie rodziców na ciągły brak pieniędzy albo fotografia bliskiej osoby, już nieobecnej, a tak bardzo kochanej."* Jako psycholog doskonale wiem, jak ważne jest poczucie wartości, zrozumienie przekonań wyniesionych z dzieciństwa, umiejętność stawiania granic, inteligencja emocjonalna. Wiele książek podejmuje tę tematykę. W ostatnich dniach do moich rąk trafiła jedna z nich. Uważam, że nie można przejść obok niej obojętnie, ponieważ poza niezwykle ciekawym sposobem przekazania ważnych treści jest bogata w ćwiczenia, które mogą być dla każdego z nas pomocne w podążaniu drogą budowania poczucia wartości. Na kartkach tej książki jej autorka - Barbara Lech, jak sama zresztą napisała, dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem, prezentując "proste sposoby na to, co zrobić, żeby poczuć moc tej pewności siebie i zacząć ją traktować jako coś oczywistego (...) I jak wykorzystywać ją w odpowiednich momentach, by żyć w pełnej harmonii i zgodzie ze sobą."* Cytaty i fragmenty pochodzą z książki "Sięgaj po swoje. 102 sposoby na budowanie pewności siebie" Barbary Lech, Wydawnictwo Onepress Sensus, 2022 POLECAMY:
CO NIEWIDOCZNE DLA OCZU…Skutki choroby afektywnej dwubiegunowejWe wczorajszym poście "Ze skrajności w skrajność" poruszony został istotny temat związany z chorobą afektywną dwubiegunową. Dzisiaj powracamy do niego i zamieszczmy fragment nowej książki Moniki Kotlarek. Wiele skutków choroby afektywnej dwubiegunowej widać na pierwszy rzut oka. Wahania nastroju są łatwe do zauważenia. Ale są także inne, trudniejsze fragmenty choroby i życia z nią. Te niewidoczne. Niezauważalne nawet dla najbliższych. Oto, jak może się zachowywać/co może sobie myśleć osoba z ChAD-em. Przez większość czasu nienawidzi siebie. Siebie, który jest w stanie neutralnym, chory kocha najbardziej. Ale gdy dopada go depresja, hipomania czy mania (czyli bardzo często), zamienia się w człowieka, którego nienawidzi. Co to znaczy? Nie szanuje się. Nie spełnia swoich oczekiwań. Nie zaspokaja potrzeb. I nie ma dla siebie współczucia. Nikt tego nie widzi, bo najczęściej osoba chora nie rozmawia o tym, a poza tym udawanie miłości do siebie jest łatwiejsze niż morze pytań i trudnych odpowiedzi. Nie chce nikogo odpychać. Czasem taki człowiek jest nieprzyjemny, opryskliwy i wredny dla najbliższych. Nie chce tego, ale bardzo trudno jest mu kontrolować negatywne emocje. Nie chce odpychać od siebie ludzi, ale zachowania robią to za niego, a przyciągnięcie kogoś z powrotem niekiedy graniczy z cudem. Czasem wszystko wydaje mu się beznadziejne, odstręczające i bez sensu. Stan depresyjny to nie tylko sama depresja. To często lęk, niepewność, poczucie przytłoczenia przez życie i codzienne zadania. Każda mała czynność, jak posprzątanie kociej kuwety czy ubranie się i prysznic, wydają się nie do przeskoczenia, dlatego często osoby w takim stanie unikają ich. Trudno jest mu kochać. Człowiek cierpiący na ChAD czuje mnóstwo emocji naraz. Gniew, złość, obrzydzenie, błogość, rozkosz i radość — wszystko mieszające się w wielkim emocjonalnym kotle. A zatem pozostaje tak naprawdę bardzo niewiele miejsca na miłość. Chory jest tak silnie skoncentrowany na negatywnych przeżyciach i emocjach, że niejednokrotnie kochanie kogoś jest po prostu niezwykle trudne. Siebie także. Dużo łatwiej jest dać się opanować wszelkim negatywom, niż pracować nad miłością do siebie i innych. Niestety, jest to bardzo wyniszczające. Martwią go skutki uboczne leków. Jeśli chory chce być stabilny, powinien przyjmować leki codziennie. Jednak skutki uboczne, których może być mnóstwo, jak nadmierna potliwość, problemy ze snem, drżenie wszystkich mięśni itp., są bardzo trudne do udźwignięcia i wciąż martwią, nawet jeśli przyjmuje się leki przez długi czas (czasem też potrzebne są modyfikacje). Potrzeba pomocy rani jego dumę. Terapia, leki, monitorowanie nastroju — to wszystko pomaga zachować stabilność. Jednocześnie może pojawić się uczucie, że chory sobie nie radzi. A to, czego bardzo chce, to radzić sobie z chorobą samemu. Ale tak się nie da. I mimo że chory wie, że proszenie o pomoc jest jak najbardziej w porządku, to jednak jego duma na tym czasem cierpi. Zmiany nastroju są wręcz bolesne. Huśtawki nastroju są oczywiste, bo w chorym zmienia się niemal wszystko. Poza nastrojem jest to sposób mówienia, wygląd, apetyt i priorytety życiowe. Tym, czego nie widać, jest to, jak te zmiany mogą ranić. Spadanie ze stanu hipomanii lub manii w depresję daje się odczuwać jak lot z drapacza chmur głową w dół. Na beton. Chory może czuć się fizycznie kiepsko, a nawet rozchorować się w trakcie wahań. Ale mówienie o tym może dodatkowo martwić bliskich, dlatego najczęściej zachowuje to dla siebie. Hipomania nie jest dla niego fajna. Wielu bliskich ludzi zauważa, że w stanie hipomanii chory ma więcej energii, jest lepiej zmotywowany do wszelkich działań i chętniej się bawi. To wszystko prawda, ale nie wiedzą, że osoba cierpiąca na chorobę afektywną dwubiegunową czuje się bezwolna i nie może kontrolować tego, co mówi i robi. Hipomania wcale nie jest fajna. Bo nie ma się wyboru. Martwi się tym, jak traktuje innych. Ciągłe poirytowanie sprawia, że chory bardzo się przejmuje tym, jak traktuje innych. Nie chce być wciąż rozdrażniony, ale ChAD robi z niego takiego człowieka. Nie chce traktować innych źle, ale nie może do końca kontrolować słów i zachowań. Martwi się, bo nigdy nie chce nikogo zranić, nawet nieintencjonalnie, a jednak to robi. Martwi się tym, jak traktuje siebie. Podczas depresji chory zaniedbuje siebie i nie zaspokaja podstawowych potrzeb, jak jedzenie, odpowiednia ilość snu czy higiena. W czasie manii staje się lekkoduchem, nie szanuje swojego ciała, zdrowia i siebie. Postępuje bezmyślnie i czasem niebezpiecznie. Martwi się tym, jak się zachowuje i jak traktuje siebie podczas wahań nastroju. Przez większość czasu choroba sprawia, że chory czuje, jakby w ogóle o siebie nie dbał, a chce siebie kochać i traktować w sposób, na jaki zasługuje. Ale często po prostu ma to gdzieś. Życie z chorobą afektywną dwubiegunową nie jest łatwe. Objawy, leki, skutki uboczne, ból fizyczny — to wszystko niszczy codzienną rutynę i sprawia, że życie jest nieprzyjemne. Wiele aspektów życia z chorobą jest nie tylko nieprzyjemnych, ale także widocznych dla innych. Nawet jeśli chory bardzo cierpi, choroba jest widoczna tylko częściowo i tylko częściowo bywa rozumiana. Albo w ogóle jest nierozumiana. Fragment pochodzi z książki "CHOROBA AFEKTYWNA DWUBIEGUNOWA, czyli ze skrajności w skrajność." M. Kotlarek, Wydawnictwo Sensus, 2022 POLECAMY:
ZE SKRAJNOŚCI W SKRAJNOŚĆChoroba afektywna dwubiegunowaOd zawsze była duszą towarzystwa. Charyzmatyczna, dowcipna, elokwentna. Uwielbiana przez znajomych. Potrafiła zaistnieć, oczarować, rozbawić. Gdy wraz z mężem Janka pojawiła się na imprezie integracyjnej zorganizowanej przez firmę Piotra, oczarowała wszystkich. Zastanawiano się nad tym, jak taka dziewczyna - pełna życia, energii i pomysłów - dogaduje się z cichym i posępnym mężem. Szeptano po kątach, że z taką kobietą życie nie może być nudne… I faktycznie takie dla Piotra nie było… Ale nikt nie znał prawdy skrywanej przez niego przed całym niemal światem… Wiktor uchodził za człowieka skrytego, małomównego, nieśmiałego. Zwykle chował się za plecami żony albo kolegów z pracy. Ten, co najchętniej chodziłby w czapce niewidce - śmiali się znajomi. Nagły jego pomysł na zorganizowanie wielkiego projektu spowodował, że wszyscy przecierali oczy ze zdziwienia. Zaczęto dostrzegać w nim człowieka rzutkiego, szybko myślącego, niebojącego się wyzwania, które można uznać za należące do grupy wysokiego ryzyka. Pociągnąłby za sobą wiele osób, namawiając ich do inwestycji, gdyż sam zaryzykował, dając przykład i stawiając wszystko na jedną kartę. Gdyby nie ingerencja siostry Wiktora, która odkryła karty, mogłoby to się dla wielu skończyć tragicznie… Choroba afektywna dwubiegunowa (ChAD) to zaburzenie, które polega na cyklicznych zmianach nastroju następujących po sobie z różną częstotliwością i nasileniem. Charakterystyczne dla niej jest występowanie epizodów depresji i manii (minimum dwóch), czyli zaburzeń nastroju uwidaczniających się w postaci wzmożonej aktywności lub jej obniżenia z rozmaicie długą przerwą, tzw. remisją. Zmiany nastroju są wyraźne i mogą zostać opisane na przykładzie kontinuum depresja-mania. „Dwubiegunowość” znacząco wpływa na codzienne funkcjonowanie chorego. Epizody depresyjne charakteryzuje zmęczenie i utrata energii życiowej powodującej nawet niemożność podejmowania podstawowych codziennych czynności takich jak wstanie z łóżka i codzienna toaleta, ale także spowolnienie tempa myślenia, zaburzenia pamięci, uwagi i koncentracji, smutek, poczucie beznadziejności i pustki. Z kolei podczas epizodu nierealistycznie optymistycznego nastroju (manii) charakterystyczne jest nadmierne poczucie radości - euforia, pragnienie aktywności (fizycznej, społecznej, towarzyskiej), nadpobudliwość, nagły wzrost samooceny połączony czasami z myśleniem wielkościowym i nieadekwatną oceną sytuacji (błędne i nadmierne decyzje finansowe, ryzykowne zachowania, nadużywanie substancji psychoaktywnych), szybkie przechodzenie od stanu szczęścia do drażliwości, a czasem nawet agresji, narzucanie innym swojego zdania, gonitwa myśli, słowotok. „Dwubiegunówka” jest chorobą, której nie da się całkowicie pozbyć. Oczywiście odpowiednia farmakoterapia w połączeniu z psychoterapią dają efekty, które pozwalają powrócić do prawidłowego funkcjonowania. Parę dni temu zadzwonił do mnie kolega z zapytaniem, jak pomóc osobie chorej na ChAD, która nie dopuszcza do siebie informacji o tym, że dzieje się z nią coś niepokojącego. Powiedziałam, że nie tylko on stoi przed takim właśnie dylematem. Co mogę zrobić? Co można zrobić? Myślę, że po pierwsze poznać chorobę i zrozumieć ją chociaż powierzchownie, aby mieć pojęcie, z czym mamy do czynienia. Można to zrobić, sięgając po książkę, która przybliży nam „dwubiegunówkę”. To, czego nie znamy budzi zwykle nasz lęk i powoduje pewnego rodzaju niemoc. I tu niezawodna staje się nie po raz pierwszy osoba specjalisty, z pomocy której nie raz już mogliśmy skorzystać - Pani Monika Kotlarek - autorka takich książek jak „Depresja, gdy każdy oddech boli” oraz „Borderline, czyli jedną nogą nad przepaścią”. Pamiętacie? Pisałam o nich na naszym bogu. Za parę dni odbędzie się premiera kolejnej książki, którą już dziś możecie kupić: „Choroba afektywna dwubiegunowa, czyli ze skrajności w skrajność”. Pani Monika napisała ten poradnik, moim zdaniem, myśląc o tym, by był pierwszą pomocą dla chorych i ich bliskich, często bezradnych w obliczu wyzwań, jakie stawia przed nimi ChAD. W książce przeczytać możemy o tym, jakie są przyczyny „dwubiegunówki”, jak wygląda proces diagnozy, jakie są mity związane z nią, ale i znaki ostrzegawcze, jak przebiega ona u dzieci i młodzieży, mężczyzn, kobiet, szczególnie kobiet w ciąży. Myślę, że niezwykle wartościowa jest w niej część będąca odpowiedzią na pytanie: „jak pomóc komuś, kto cierpi na tę chorobę”. Moją uwagę zwrócił też rozdział „Co niewidoczne dla oczu”, w którym Pani Monika uwrażliwia czytelnika na skutki choroby afektywnej dwubiegunowej, których nie widzi się na pierwszy rzut oka. Myślę, że dla wielu osób będzie to niezwykle przydatne i dlatego obiecuję, że wrócimy do tego jutro na naszym blogu. „Otwierasz zaspane oczy. Z prawego kącika wydłubujesz resztki snu. Patrzysz przez okno i widzisz deszcz. Chmury. Ciemno. Jakoś tak leniwie. Wyskakujesz z łóżka. Szybki prysznic. Bieg po kawę. W międzyczasie wstawione pranie i opróżniona zmywarka. Bo przecież nie można tracić czasu na bezsensowne czekanie. Pół kubka wypijasz w drodze do pokoju, jednocześnie czytając zaległą powieść, nad którą wczoraj zasnąłeś. Siadasz do komputera. Zaczynasz pracę. Mija godzina. Potem kolejna. Nogi Ci same chodzą. Nie możesz usiedzieć w miejscu, więc łazisz po domu, pokoju, idziesz do sklepu po jedną jedyną bułkę, bez której przecież możesz się obyć, bo w domu jest cały chleb, ale nie. Ty musisz się ruszać. Musisz chodzić. Biegać. Tańczyć. Robisz pięć rzeczy jednocześnie. Wstawiasz drugie pranie, chociaż pierwsze dopiero rozwiesiłeś, ale nie możesz przestać robić czegokolwiek. Energia Cię rozpiera! Jest tak wspaniale! Świat jest cudowny. To nic, że pada. To nic, że zza ściany deszczu nie widzisz czubka własnego buta. Jest fantastycznie, a Ty chcesz czerpać z życia pełnymi garściami. Kończysz pracę. Jedziesz na spacer do lasu czy nad morze lub w góry. Wszystko jedno. Byle CHODZIĆ. Byle nie siedzieć w miejscu. Byle ciało się ruszało chociaż odrobinę. Dotykasz swojej szyi i czujesz napięcie. Zęby zgrzytają, ścierasz szkliwo, ale to nic. Najważniejsze, że się ruszasz, że coś się dzieje. Przecież MUSI się coś dziać, bo oszalejesz, jak będziesz siedzieć w miejscu. Nie śpisz od szóstej rano, ale nie czujesz zmęczenia. Jest fantastycznie. Zbliża się godzina Twojego zwyczajowego snu, ale Ty myślisz jeszcze o tym, żeby przebiec półmaraton, zrobić zakupy, przespacerować się z psem, pojeździć na rowerze i koniecznie ugotować obiady na najbliższy tydzień dla całej rodziny. Najlepiej składające się z siedmiu dań. Fajnie, nie? Energii nie brakuje. Ba! Ona nie chce się skończyć. Boże, jak cudownie! Tyle planów uda Ci się zrealizować. Spełnianie marzeń? Pestka. Dążenie do celu? Jasne. Pokonywanie przeciwności losu i omijanie kłód pod nogami? No pewnie, że tak. Przecież nie może się nie udać. Jest genialnie. Ty czujesz się genialnie. Świat jest genialny. Życie jest genialne. Idziesz powoli spać, chociaż Twój umysł wcale tego nie chce. Rozmyślasz już o tym, co rewelacyjnego będziesz robić następnego dnia. I każdego kolejnego. Zaczyna świtać. Euforia. Wcale nie zmęczony w końcu zasypiasz… Otwierasz zaspane oczy. Z lewego kącika wydłubujesz resztki snu. Spoglądasz przez okno. Piękne słońce. Przecierasz twarz. Znowu się obudziłeś. I już czujesz, że to będzie kolejny dzień z koszmaru. Ale halo, halo! Gdzie Twoja energia z wczoraj? Gdzie wszystkie plany i marzenia? Gdzie chęć do zdobywania ośmiotysięczników i zaśpiewania duetu z Podsiadło? Nie ma. Umarła razem z Tobą tej nocy. Ach nie, Ty przecież nadal żyjesz, ale już tego żałujesz. Oddech boli. Mruganie boli. Pójście do łazienki to wyczyn. Nie jesz, nie pijesz, nie kąpiesz się. Chowasz twarz w dłoniach i wyjesz. To już nie jest płacz. To nie jest szlochanie. To wycie z rozpaczy. Wszystko marność. Ty też marność. Chcesz umrzeć. Myślisz o tym intensywnie. A nie, nie! Chwila. Ty nie chcesz umrzeć, Ty chcesz przestać być, przestać istnieć. Pęknąć jak bańka mydlana, bo nie masz siły nawet kaszlnąć, a co dopiero popełnić samobójstwo. Marzenia są czarne. Świat jest czarny. Wszystko jest czarne, tak jak wszystko to marność. Znowu boli Cię dusza. Nie masz siły na nic. I kolejny dół. Kolejny epizod depresyjny. Kolejna porażka. Mózg wygrywa z ciałem i z duchem. Kontroluje wszystko, nawet to, że nie masz siły napić się ulubionego soku. Płaczesz, krzyczysz, frustrujesz się. To na nic, bo ona znów przyszła Cię odwiedzić. Pani D. „Pamiętaj o tabletkach!” — słyszysz nad głową. I żresz te leki. Garściami. Czasem wydaje Ci się, że możesz je sobie rano zmiksować z jogurtem i mieć antydepresyjne musli. Tylko… ileż można? I dopiero po dłuższym czasie dociera do Ciebie to, co w głowie huczy Ci od wielu, wielu tygodni. „Nie. To nie może być prawda. Nie. Nie znowu. Nie chcę już niczego”. Ale wiesz co? Masz ChAD. Chorobę afektywną dwubiegunową. Depresja dla Twojego umysłu to było widocznie za mało. Dziwią Cię te dwa skrajnie różne opisy dnia? Dzieli je zaledwie sześć godzin snu. Przerażające trochę, co? Witaj w świecie dwubiegunówki. Zapnij pasy. Będzie ostro.”* *Fragmenty pochodzi z książki "CHOROBA AFEKTYWNA DWUBIEGUNOWA, czyli ze skrajności w skrajność." M. Kotlarek, Wydawnictwo Sensus, 2022 POLECAMY:
DLACZEGO TAK WYGLĄDA ICH OBECNE ŻYCIE?Zaburzone relacjeŚLADY PRZESZŁOŚCIPaweł i Marta. Młodzi, inteligentni, wykształceni i atrakcyjni. Obydwoje otoczeni grupą znajomych, przyjaciół, a tak bardzo samotni. Poznałam ich na mojej drodze zawodowej, natomiast oni nigdy się spotkali, choć tak wiele ich łączy, przede wszystkim nieumiejętność nawiązywania bliskich relacji emocjonalnych i wchodzenie w związki. Marta jest uroczą, piękną kobietą. Ukończyła architekturę. Praca, pasja, głowa pełna pomysłów, przelotni mężczyźni. Ona jedna wie, że prześladuje ją czas dzieciństwa, który pozostawił ślad w jej psychice, jak mówi: „na całe życie”. Wchodząc w relacje z mężczyznami zachowuje się nie jak dojrzała trzydziestolatka, lecz jak siedemnastoletnia dziewczynka. O swoim ostatnim związku mówi tak: „wszystkiego w życiu właściwie dowiedziałam się od Kuby - mojego ostatniego mężczyzny. Analizowaliśmy moje porażki, cieszyliśmy się z sukcesów, przytulał, gotował, kochał. Wszystko to, czego nie dała mi rodzina, dał mi on, ale nie pisał się na taką rolę. Ja zadurzałam się w innych facetach, więc się rozstaliśmy w końcu. Ale nawet jest mi z tym OK, bo tak jakoś prościej. Będę tęsknić za tym, co miałam z nim, bo jest mega mądry i znajduje rozwiązania na wszystko i zawsze mogłam się do niego zwrócić, na niego liczyć. Poza tym on pokazał mi, że jestem szczęśliwa, a tego smaku się nie zapomina. Przy nim piękniałam i promieniałam. Wytrzymał ze mną dużo. Oj... dawałam, mu czasem popalić. Ale nie chciał być tatusiem i nie ma co się dziwić.” Paweł w momencie, gdy zorientował się, że należałoby podejmować męskie decyzje wycofywał się rakiem. Prawnik z doktoratem, dorosły metrykalne, a zachowanie i emocje dziecka. Czterdziestoletni mężczyzna w spodniach na szelkach, wieczny chłopiec. Marta szukała miłości w ramionach silnych, opiekuńczych mężczyzn i pomimo, iż było jej z nimi dobrze, zdradzała ich. Oni mieli pełnić w jej życiu rolę ojca, którego nie miała, a ona wchodziła w rolę poszukującej wrażeń rozkapryszonej dziewczynki. Paweł wciąż uzależniony od matki, której nienawidził. Bojący się wejść w relacje z kobietami, niedojrzały i nieodpowiedzialny. Dlaczego tak wygląda ich obecne życie? Marta tłumaczy swoją postawę przekleństwem braku miłości i akceptacji. Opowiada o rozstroju nerwowym, które komplikuje zdolności poznawcze i koncentrację uwagi oraz spokój wewnętrzny. Wspomina czas nauki w szkole, gdy była najlepszą, niesprawiającą problemów uczennicą, pomimo, iż jej życie rozsypywało się na najdrobniejsze kawałeczki. Mówi, że była to ucieczka w naukę. Jej siostry wpadły w depresję i nie chodziły do szkoły. Dla Marty szkoła i nauka były jedyną rozrywką. W domu nie miała co robić, a wszystko wokół bardzo ją ciekawiło. I to wyszło jej na dobre, gdyby nie blizny… Paweł w pewnym momencie pękł. Wykrzyczał to, co chciałby powiedzieć matce. Miał do niej pretensje, żal, mówił nawet o nienawiści, ale z drugiej strony tłumił te uczucia w sobie, bo nie wypada, nie wolno. To przecież matka. Dobrze jednak widział, że relacja między matką a nim była dziwna. Nigdy nie odczuł z jej strony miłości, akceptacji. Traktowała go jak rywala. Ona nie była, jak nazwaliby twórcy Analizy Transakcyjnej, osobą dorosłą, ani rodzicem, ona pomimo swoich 30,40,50, potem 60 lat wciąż była emocjonalnym dzieckiem. W takiej relacji matka – syn trudno stać się mężczyzną. Jeżeli nie będzie nam dane być dziećmi, jeżeli nie doświadczymy bezwarunkowej miłości, akceptacji, wsparcia wówczas, gdy tego potrzebujemy, w wieku dojrzałym będziemy infantylni. Mężczyzna nie będzie w stanie zapewnić oparcia kobiecie. Będzie szukał silnych kobiet, gdyż będzie poszukiwał w kobietach matki, ale w pewnym momencie będzie się z tego związku wycofywał. Marta pamięta odejście ojca. To było jak trzęsienie ziem. Ktoś, kto miał zapewniać poczcie bezpieczeństwa, odszedł. I nie chodziło tu tylko o bezpieczeństwo fizyczne i finansowe, ale przede wszystkim psychiczne. Jak wiadomo dziecko czuje się psychicznie bezpieczne, gdy jest kochane, gdy wie gdzie jest jego miejsce, gdy czuje, że jest tam chciane i bardzo ważne dla swoich rodziców. Dziecku, którego ojciec porzuca, wali się jego świat. Bardzo ważna potrzeba – potrzeba bezpieczeństwa w tym momencie nie może być zaspokojona. O ile część osób dorosłych potrafi poradzić sobie z niezaspokojonymi potrzebami, z niemożnością zrealizowania celu, do którego dążyło, o tyle dziecko nie jest w stanie sobie dać rady z tą sytuacja. U dziecka rodzi się lęk i napięcie. Lęk, którego istotą jest ciągłe oczekiwanie na coś strasznego, bo skoro odszedł ojciec, który miał być ostoją, to w każdej chwili coś jeszcze może się wydarzyć i ten lęk wzmaga napięcie. Z kolei wzrastające napięcie potęguje lęk i tak nakręca się nerwicowe błędne koło. Ten mechanizm ma naturalną tendencje do utrwalania i pogłębiania się. Dochodzi u dziecka do powstania zachowań nerwicowych. Dziecko budzi się w nocy, trzęsą mu się ręce, zapiera mu dech w piersiach, wszystkiego się boi, itd. Jeśli odchodzi najbliższa osoba, człowiek, który miał dawać miłość, akceptację to znaczy - w odczuciach dziecka - odrzuca mnie, bo nie zasługuję na miłość. Skoro najbliższa osoba nie kocha, widocznie nie jestem wart tej miłości. Jestem złe, beznadziejne, do niczego się nie nadaję. Życie dziecka traci sens. Prowadzi to do rozwoju depresji. Dziecko jest smutne, nic je nie cieszy, nie potrafi się na niczym skoncentrować, bardzo nisko ocenia siebie i swoje możliwości, traci apetyt albo wręcz przeciwnie je, żeby zapomnieć. Widzi siebie jako nieudolne, bezwartościowe, ma powracające poczucie winy. Paweł zrozumiał, że ma prawo do złości, nienawiści, żalu... Zrozumienie całej trudnej sytuacji, dało mu poczucie wielkiej ulgi. Dotarło do niego, że w rodzinie, poprzez rodziców w dziecku tworzą się podstawy psychiki, zręby osobowości. To rodzice są pierwszymi ludźmi, którzy mają najbardziej istotny wkład w budowę i rozwój całego bogactwa życia emocjonalnego. Od nich dziecko odbiera pierwsze gesty i zachowania, które powinny być wyrazem miłości, radości i dumy. Zrozumiał, iż to nie w nim jest problem, że jego zachowanie jest tylko konsekwencją tego, co wydarzyło się przed laty. Odejście ojca wywiera nieodwracalny wpływ na dziewczynki. Może taka sytuacja potoczyć się inaczej, o ile matka zadba o zapewnienie poczucia bezpieczeństwa, a w życiu dziewczynki pojawi się mężczyzna, który nie tylko będzie wzorem odpowiedzialności, ale zaspokoi choć w części jej potrzebę uznania i wartości. Taką osobą mogą być dziadkowie, starsi bracia, nauczyciele, trenerzy. Mówi się, że silny ojciec to silne córki. Ta relacja pomiędzy ojcem a dziewczynką ma wpływ na poczucie wartości w późniejszych latach kobiety, która z niej wyrośnie. Zdrowa relacja pomiędzy matką a synem powoduje, że będzie on silnym mężczyzną szanującym kobiety i gotowym wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Ważne, by rodzice o tym pamiętali. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
MIEJMY KONTROLĘWpływ nowych technologii na mózgi dzieciNasze dzieci nie wyobrażają już sobie życia bez ekranów: telewizora, laptopa, smartfona. I oczywiście nie o to chodzi, aby całkowicie zabronić im dostępu do zdobyczy techniki, ale jak wszystko, należy robić to „z głową”.
Swego czasu wielką burzę wywołała książka uznanego niemieckiego neurologa i psychiatry Manfreda Spitzera „Cyfrowa demencja. W jaki sposób pozbawiamy rozumu siebie i swoje dzieci”, dzieląc naukowców na dwa wrogie obozy. Autor twierdzi w niej, że intensywne korzystanie z mediów elektronicznych powoduje - szczególnie u dzieci i młodzieży - zanik samodzielnego myślenia, problemy z koncentracją, zakłócenia w orientacji przestrzennej, a w konsekwencji gorsze wyniki w nauce. Według niego w sferze emocjonalnej również następują zmiany i to wcale nie na lepsze: wycofywanie się z interakcji z innymi, czy wręcz wycofywanie się z realnego życia, problemy z zasypianiem, poczucie osamotnienia, depresja, a w końcu nawet uzależnienie od mediów cyfrowych. Nie brzmi to wszystko zachęcająco, jest więc się nad czym zastanawiać. W tym kontekście, dobrze robią Ci rodzice, którzy ograniczają i limitują dzieciom dostęp do „ekranów” wszelkiego typu. Jak wynika z przeprowadzonych badań KIDS’ MEDIA JOURNEYS w prawie połowie domów dzieci muszą prosić o pozwolenie, gdy chcą obejrzeć telewizję, pograć w gry, czy obejrzeć wideo on line. A ok. 2/3 rodziców kontroluje czas, jaki ich dzieci spędzają w kontakcie z różnymi mediami. Rodzice Ci zdają sobie pewnie sprawę (pamiętając swoje dzieciństwo), że dorastanie to przecież nawiązywanie i utrzymywanie relacji z innymi, ćwiczenie umiejętności społecznych, poszukiwanie i rozwijanie swoich talentów i tysiąc innych rzeczy, których niestety (a może na szczęście) nie da się zrobić on line, bez fizycznej obecności drugiego człowieka. I na które także potrzeba czasu, którego przy niekontrolowanym dostępie do mediów, może po prostu nie wystarczyć. Telewizor nie musi być przecież „domownikiem”, włączonym cały czas i skupiającym uwagę prawdziwych domowników. Przecież przy wspólnej kolacji nie trzeba śledzić losów bohaterów serialu, nie zamieniając ze sobą słowa, ale pobyć ze sobą, zapytać, jak minął dzień, podzielić się swoimi sukcesami i porażkami. Może warto skorzystać z pomysłu zaprzyjaźnionej rodziny, której członkowie po przyjściu do domu wyłączają i wrzucają swoje telefony do jednej wspólnej szuflady, którą potem zamykają. Mają czas tylko dla siebie. Pozytywne jest także to, jak wynika z przeprowadzonego badania, że wielu rodziców deklaruje, iż stara się kontrolować treści, jakie ich dzieci oglądają on line (70%), jakich aplikacji i gier używają (65%), czy jakie programy oglądają w telewizji (63%). Martwią nas pozostali rodzice, ok. 1/3, którzy takiego „nadzoru programowego” nie prowadzą. Teoria uczenia się społecznego, której autorem jest Albert Bandura, mówi o dużej roli modelowania zachowań (przez obserwację innych). To, co dzieci zobaczą albo będą oglądać przez dłuższy czas (np. agresję słowną, poniżanie, wyśmiewanie innych, robienie głupich żartów, złe słownictwo, itp.) wejdzie do repertuaru ich własnych zachowań i zmiana będzie wymagała dużego wysiłku. Oczywiście pozostają cały czas jeszcze większe zagrożenia, na jakie może natknąć się młody człowiek, szczególnie w Internecie. Są to treści absolutnie niedostosowane do wieku i poziomu rozwoju dziecka, z którymi nie powinno się zetknąć i które mogą mieć negatywny wpływ na jego dalsze funkcjonowanie (pornografia, pedofilia, dewiacje itd.) A przecież nawet przy oglądaniu telewizji można uczyć: mądrego gospodarowania swoim czasem (organizacja czasu) i dokonywania przemyślanych wyborów (podejmowanie decyzji). Tak przydatne w dorosłym życiu umiejętności może kształcić tak wydawałoby się trywialna sprawa jak wybór programu telewizyjnego do obejrzenia. Można przecież usiąść z dzieckiem, przeczytać program telewizyjny (młodsze przy okazji poćwiczą dodatkowo naukę czytania) i wybrać jeden interesujący program, czy film, który wspólnie danego dnia dziecko obejrzy z rodzicami o wcześniej ustalonej porze (w dni powszednie można umawiać się na krótszy czas, jaki poświęcamy telewizji, a w weekendy nieco dłuższy). Wszelkie ekrany mają jeszcze jedną groźną funkcję – mogą uzależniać. Dlaczego? Otóż mają wręcz „magiczną” moc oddziaływania na nasz mózg. Pomyślmy, gdzie jeszcze dzieje się w świecie tak, że minimalnym wysiłkiem można osiągnąć tak wiele? Klikasz i widzisz erupcję wulkanu, klikasz i przeskakujesz 20 metrowy mur, klikasz i lecisz samolotem? Generalnie możesz wszystko. Ekran daje nam mnóstwo prostej, szybkiej, wręcz uzależniającej gratyfikacji: "klikasz i masz" - nigdzie w realnym świecie wpływ na rzeczywistość nie jest tak prosty, gdzie wręcz bez wysiłkowa "akcja" powoduje fantastyczny skutek - reakcję na ekranie. Wszystko to powoduje, że mózg chce więcej i więcej. Tylko, czy potem dla dziecka będzie atrakcyjna biała kartka papieru i kredki, które, gdy jej dotkną nie spowodują powstania wielokolorowego pięknego obrazu? Trzeba trudu, wysiłku, treningu, cierpliwości, tego wszystkiego, co potrzebne jest w prawdziwym życiu i tylko w prawdziwym życiu można to wyćwiczyć. |
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|