WAKACJE I ROMANSZawiedzione oczekiwaniaDzwoniła już do niego trzeci dzień. Bez skutku. Na początku był wolny sygnał – nikt nie odbierał. Hania - koleżanka z pracy poradziła, żeby zadzwoniła z innego numeru. Pożyczyła od niej telefon, ale wtedy już usłyszała informację „Abonent niedostępny” – jak przy rozładowanym, czy wyłączonym telefonie. Od tej pory było już tak cały czas. Na początku naiwnie myślała, że Adam jest zajęty - po powrocie z urlopu ma przecież mnóstwo pracy do nadrobienia. Pewnie oddzwoni wieczorem. Gdy nie oddzwaniał, zaczęła się niepokoić i myśleć, że może stało się coś złego – wypadek, szpital? Koleżanka patrzyła na nią z lekkim pobłażaniem. Na początku nic nie mówiła, ale wiedziała swoje – wakacyjny romans, bez kontynuacji, bez dalszego ciągu. Dwa tygodnie i koniec. Małgosia nie wiedziała. Na początku nie chciała nawet takiej myśli dopuścić do siebie. Adam był przecież takim odpowiedzialnym, statecznym facetem, takim z którym można planować wspólne życie, założenie rodziny. Czuły i opiekuńczy, tak bardzo o nią dbał, tak bardzo mu zależało na niej. Niemożliwe – myślała sobie. Na pewno jest jakieś logiczne wyjaśnienie tej sytuacji. Musi się dowiedzieć. A jeśli faktycznie leży w szpitalu? Może potrzebuje wsparcia, pomocy? Ale jak zaczęła się głębiej zastanawiać, szukać pomysłów jak się z nim skontaktować, uświadomiła sobie, że w sumie mało o nim wie. Spotkali się w Sopocie, on mówił, że przyjechał z Krakowa. Wiedziała, że pracuje w jakiejś agencji reklamowej, ale nazwy nie pamiętała. Znała tylko imię i nazwisko. Miała tylko numer komórki do niego, nic więcej. Małgosia miała 37 lat, pracowała w urzędzie, ale nie obsługiwała petentów. Wyszła wcześnie za mąż. To była licealna wielka miłość, pobrali się jeszcze na studiach. Było im wtedy ciężko, ale dali radę. Jednak po kilku latach coś zaczęło się psuć. Jej mąż często wyjeżdżał w delegacje. Zaczęło brakować wspólnych tematów, seks był coraz rzadszy. Rozmijali się w oczekiwaniach, co do życia. Potem okazało się, że ma młodszą kochankę – koleżankę z pracy, z którą jeździł w delegacje. Banalne aż do bólu. Nie mieli dzieci, rozwód dostali na pierwszej rozprawie. Małgosia zgodziła się na nieorzekanie o winie, choć była ona przecież ewidentna. Lata mijały. Z kimś wyszła do kina, ktoś zaprosił ją na kolację. A to koleżanka umówiła ją ze swoim kuzynem, a to mama umówiła „randkę w ciemno”. Każda z randek to mniejszy lub większy niewypał. Nie wiadomo, czy była nieufna i cały czas zraniona, nieumiejąca zaufać, czy faktycznie byli to nieinteresujący mężczyźni? Romanse miała przelotne, z nikim jednak nie mieszkała. Miała kota, kwiaty na oknie. Wiodła spokojne życie i tak mijał czas. Lubiła chodzić ubrana wygodnie, na sportowo. Najlepiej jeansy i adidasy. Praktycznie bez makijażu. Nie miała nawet ani jednej sukienki. Spódnice nakładała od wielkiego dzwonu. Żadnych szpilek w szafie, same płaskie buty. W tym roku w okolicach lutego, czy marca, coś ją olśniło. Zaczęła przyglądać się jak jej koleżanki stroją się, malują i opowiadają o nowym szefie działu. Faktycznie postawny, wysoki, przystojny mężczyzna. Nowy w urzędzie. Wywołał duże poruszenie w damskiej części załogi. Małgosia zauważyła całe to zamieszanie z dużym opóźnieniem. Nie należało do tych, którzy częściej parzą sobie kawę i plotkują niż pracują. Ale i ona w końcu dostrzegła nowego szefa i reakcje kobiet. On żonaty, one zamężne, a mimo wszystko „pobudzenie” przeszło przez urząd. Małgosia się otrząsnęła jakby z długiego letargu. Zauważyła, że kobiety wokół ubierają się inaczej, wyglądają inaczej. Dbają o siebie, są… kobiece. Zaczęła je obserwować, potem nawet zaczęła prosić o porady w kuchni, gdzie spotykały się robiąc sobie kawę. A one chętne – potraktowane jak ekspertki – podpowiadały. Czego używają, gdzie kupują fajne ciuchy i buty, skąd czerpią inspiracje. Małgosia zaczęła czytać kolorowe magazyny, poradniki w Internecie. Może nie zgłosiłaby się do „Metamorfoz” proponowanych przez czasopisma, czy programy telewizyjne, ale postanowiła zrobić to na własną rękę. Umówiła się więc na wizytę do stylistki, dietetyczki. Poszła do perfumerii, która wykonuje makijaże. Dobrali jej stroje, pomogli w zakupach – wreszcie w szafie wisiały też sukienki, fikuśna bielizna i szpilki. Poradzili jak dbać o cerę, jakich kosmetyków używać, jak się malować. Zalecili dietę i ćwiczenia. Małgosia po 3 miesiącach była odmieniona, może nie stracił dużo na wadze, ale zmiana ubioru i makijaż – zrobiły swoje. Koleżanki w pracy nie mogły się nadziwić. Chwaliły, doceniały, zawsze oczywiście musiały jednak wytknąć jakieś niedociągnięcie, ale Małgosia się nie obrażała. Słuchała, stosowała i następnym razem podobnego błędu już nie robiła. Nawet nowy szef zagadnął ją na korytarzu. Małgosia poczuła się lepiej, pewniejsza siebie, może jeszcze nie jakaś seks-bomba, ale z pewnością bardziej kobieca niż kilka miesięcy temu. Postanowiła iść za ciosem – wymyśliła urlop nad morzem. Zapytała swoją koleżankę, czy nie pojechałaby z nią. Zgodziła się. Wybrały Sopot, znalazły fajną kwaterę, dwa tygodnie słońca, plaży i błogiego lenistwa. Tak wymyśliły. Adama zobaczyła, gdy siedziały w kafejce na plaży a on wychodził właśnie z wody. Przystojniak – pomyślała Małgosia i pokazała go koleżance. Na niej też zrobił wrażenie. Opalony, szczupły, dobrze zbudowany, klasyczna sylwetka Y – szerokie bary, wąskie biodra. Zwracał uwagę. Przyglądały mu się bacznie. Zauważył to chyba, bo gdy się ubrał, podszedł do nich i zapytał, czy może się dosiąść. Z bliska nie wyglądał już na młodzieńca. Ładna twarz, ale już z pierwszymi zmarszczkami i pierwszymi siwymi włosami na skroniach. Zaczęli rozmawiać, śmiali się, żartowali, było po prostu fajnie. Adam mieszkał w hotelu w Sopocie, umówili się więc na kolejny dzień. Widać było, że Małgosia wpadła mu w oko. Potem zaczęli się umawiać już tylko we dwójkę. Koleżanka sama chodziła na plażę, a Małgosia z Adamem byli nierozłączni. Razem na plażę, do kina, na koncert, na statek, na obiad. Po kilku dniach zaprosił ją do swojego hotelu. Zgodziła się. Ideał faceta. Miły, uprzejmy, kulturalny. Oddawał wieczorem swoją kurtkę, gdy było zimno, zamieniał się daniami, jeśli jej wybór okazywała się nietrafiony, pytał o jej preferencje, co chciałaby robić, gdzie pójść. Oczytany, zawsze potrafił interesująco opowiadać. Ciepły w kontakcie, opiekuńczy. W Małgosi coś się przełamało, wydawało się, że może znowu uwierzyć mężczyźnie. Miała nadzieję, że to fajny początek. Była zaskoczona, że są jeszcze tacy faceci jak Adam. Rozkwitała przy nim. Codzienne inna sukienka, sandałki na szpileczce. Umalowana, włosy ułożone. Nie przypominała co prawda chudej modelki – ideału promowanego przez media, ale figurę miała niezwykle kształtną i ponętną, można by rzecz – seksowną. Kończyły się dwa tygodnie urlopu, Małgosia właśnie kończyła malować się przed lustrem, gdy zadzwonił telefon. Adam w pośpiechu tłumaczył, że jego projekt się wali, zastępujący go kolega nie poradził sobie, musi pilnie wracać i ratować sytuację. Właśnie wsiada do pociągu, bardzo przeprasza, ale zadzwoni w pierwszej wolnej chwili. Małgosia zmartwiła się, bo chciała te ostatnie dwa dni urlopu spędzić jeszcze z Adamem, ale cóż mogła poradzić. Siła wyższa. Zdarza się. Ale wieczorem Adam nie zadzwonił. Ani tego wieczoru, ani kolejnego. Małgosia zaczęła się niepokoić – to wtedy pożyczyła telefon od koleżanki, ale nie udało się jej skontaktować z Adamem. Po trzech dniach postanowiła go odnaleźć. Informacji miała niewiele, ale inteligencji jej nie brakowało. Nie znalazła go na portalach społecznościowych, więc zadzwoniła do hotelu. Nazwisk gości hotelowych nie zdradzają, ale nie poddawała się. Pojechała więc do Sopotu raz jeszcze, weszła do hotelu – pamiętali ją, zmyślona opowiastka zadziałała i dostała prawdziwe nazwisko Adama. Imienia nie zmienił. Teraz to już było prosto, wujek Google pomógł i znalazła go. Choć może jednak byłoby lepiej, gdyby jej się nie udało? Żona i dwoje dzieci. Zdjęcia z wakacji, zdjęcia z boiska, gra z synem w piłkę, piecze z córką ciasto. Czy to na pewno Adam? Na początku nie wierzyła. Siedziała przed ekranem komputera jak zamurowana. Nic się jej nie zgadzało. Przestała jeść, dbać o siebie. Cios był tak duży jak po rozwodzie. Hania – jej koleżanka próbowała tłumaczyć, być przy niej. Małgosia jednak "zapadła się" w sobie. Przestała się malować, wróciła do dżinsów i adidasów, przestała się uśmiechać. Jakaś jej część znowu umarła. Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
0 Comments
ŻYCIOWE WYBORYKoszt alternatywnych wyborów, psychologiczny system odpornościMAŁGOSIA W chwilach smutku, cierpienia Małgosia wraca wspomnieniami do czasów sprzed dziesięciu lat. Tego ciepła nigdy nie zapomni. A zaczęło się jak uderzenie pioruna. Pamięta swoja pierwszą dorywczą pracę na studiach. Świnoujście, stoisko z książkami, turyści i On. Pojawił się nagle. Wysoki, niebieskooki, w jasnych dżinsach i czarnym T-shircie. Pamięta, jak serce załomotało jej w piersiach. Jak się potem okazało, ona również zrobiła na Marcinie piorunujące wrażenie. JUREK Jurek od lat czuł, jak życie przelatuje mu między palcami. Studencka pierwsza miłość, ciąża i tak to się potoczyło. Patrząc z boku, stanowili z żoną udane małżeństwo. Jak na ich pokolenie osiągnęli dużo. Pięknie urządzone, duże mieszkanie, dwa samochody, wakacje zagranicą, modne ciuchy. W zasadzie, czego chcieć więcej? Tylko oni wiedzieli, że za tą atrakcyjną powłoką nie kryło się wiele. PIOTR Pracowity, inteligentny, przyzwyczajony, że nic w życiu nie dostaje za darmo. Piotr latami pracował na kolejne stopnie awansu. Powoli, ale skutecznie piął się wzwyż. Udane małżeństwo, cudowne dzieci, to wszystko było motorem jego działań. W domu była bezpieczna przystań i miejsce ładowania akumulatorów. Po latach wynajmowania pokoju, gnieżdżenia się w ciasnym, ale własnym mieszkaniu, podjęli wreszcie odważną decyzję. Wezmą kredyt i kupią dom. To najlepszy moment. Stała praca, a teraz awans i lepsza pensja. Szansa na zmianę w życiu… MAŁGOSIA Małgosia nigdy nie zapomni miłości, jaką obdarzył ją Marcin. W zasadzie wyprzedzał wszystkie jej pragnienia. Był dobry, czuły i bardzo cierpliwy. A ona… Dzisiaj nie potrafi zrozumieć, dlaczego bała się tego uczucia. Być może drzemała w niej jeszcze niespełniona miłość. Marcin rozumiał, był nienachalny. Był jej najcudowniejszym przyjacielem. Ale w momencie, gdy wyznał Małgosi, jak bardzo ją pokochał, uciekła. Dzisiaj nie rozumie tego. Nie pojmuje swojej decyzji. Wówczas nie chciała go zranić. Nie chciała zaczynać czegoś, gdy w sercu żył jeszcze ktoś inny. JUREK Jurek nigdy by nie przypuszczał, że przed pięćdziesiątką przeżyje jeszcze taki poryw namiętności. Czy to miłość? Bronił się przed nią, ale nie było to proste. Ania oczarowała go swoją naturalnością i ciepłem. Była śliczna, inteligentna i dobra. Przy niej czuł się nie tylko jakby znowu miał naście lat, ale przede wszystkim był dowartościowany. W domu atmosfera stawała się nie do wytrzymania. Żona miała wieczne pretensje, poniżała go, ośmieszała przy ludziach. A on cierpliwie to znosił, bo przecież dzieci, rodzice, tyle wspólnych lat. Gdy pojawiła się Ania, świat nabrał innych barw. Ale… czy teraz jest odpowiedni czas na zmianę? Czy jest gotów dla miłości poświęcić stabilizację i „ciepłe kapcie”? Wiedział, co miał. A jeśli Ania za trzy lata znajdzie młodszego? Zostanie wówczas na lodzie… PIOTR Dlaczego właśnie teraz? Piotr tyle czasu czekał na to stanowisko i właśnie teraz, gdy zapracował na to, czego pragnął, zadzwonił przyjaciel sprzed lat. Zawsze mógł na niego liczyć. Powrócił po latach z Kanady, by w Polsce rozkręcić interes. Piotr był idealnym partnerem. Pracowity, uczciwy. Przyjaciel zadzwonił z propozycją nie do odrzucenia. Ale Piotr w tym momencie zbyt dużo miał do stracenia. Gdyby ta propozycja pojawiła się w ubiegłym roku, to kto wie… MAŁGOSIA, JUREK, PIOTR Małgosia nigdy nie zapomni tych zakochanych, wpatrzonych w nią oczu, pomimo iż minęło tyle lat… Jurek, siedząc wieczorami w przytulnym mieszkaniu, obok nadąsanej żony myśli, co by było, gdyby nie zabrakło mu odwagi. Piotr, widząc kupony, jakie przyjaciel odcina z inwestycji, do której się nie przyłączył, ma do siebie żal. Nigdy nie wiemy, ile możemy stracić? Ale jedno jest pewne. To, czego nie mamy, co dzisiaj nie jest dla nas dostępne, staje się bardziej pożądane. Człowiek w swoim życiu niejednokrotnie stoi przed różnymi wyborami. Wybór jednej z opcji, niesie ze sobą stratę drugiej. Towarzyszy temu niepewność. Daniel Gilbert i Timothy Wilson swoimi badaniami udowodnili, że w człowieku funkcjonuje mechanizm, który jest odpowiedzialny za redukowanie negatywnych konsekwencji emocjonalnych podjętych niewłaściwych decyzji. Z reguły działa on poza naszą świadomością i nazwany jest psychologicznym system odporności. Dzięki niemu nawet, jeśli podejmiemy decyzję, z której konsekwencji nie jesteśmy zadowoleni, uruchomione zostają procesy znajdujące pozytywne aspekty owej decyzji i tym samym – redukujące negatywne emocje z nią związane. Małgosia uważa, że pomimo straty Marcina, pomimo koszmaru swojego małżeństwa nie żałuje, że się rozstali, bo nie miałaby teraz dwóch uroczych synków. Jurek, widząc schorowaną matkę, wie, że jego rozwód byłby dla niej gwoździem do trumny. Piotr docenia wolne weekendy, których przy prowadzeniu interesu pewnie by nie miał. Ale jak wiemy, człowiek jest istotą bardzo złożoną. I poza oddziaływaniem systemu odporności działa również zasada niedostępności (opisana przez Roberta Cialdiniego - polegająca na tym, że człowiek pragnie tego, co jest niedostępne albo czego jest mało) oraz koszt alternatywnych wyborów (nawet, jeśli nasza decyzja jest właściwa, widzimy atrakcyjność innych opcji). Zarówno zasada niedostępności, jak i kosztu alternatywnych wyborów powodują, że nie umiemy być szczęśliwi tu i teraz, tylko powracamy myślami do rozdroża naszych życiowych dróg i podobnie jak Małgosia, Jurek i Piotr zastanawiamy się, co by było gdyby… Ale przecież wszystko zależało od nas i od naszych wyborów. Ważne, by wyciągać dobro z każdej sytuacji, w jakiej jesteśmy i szukać szczęścia każdego dnia. Jeżeli podjęliśmy decyzje, które niosą ze sobą ciężkie konsekwencje, niech staną się dla nas lekcją na przyszłość, z której warto wyciągnąć wnioski. *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
ZROBIŁABYM WSZYSTKOToksyczna miłośćBaśka niechętnie mówi o przeszłości. Odkąd pamięta, zawsze z zazdrością patrzyła na rówieśników. Tak chętnie wracali ze szkoły do domu, tyle opowiadali, a ona… Nigdy nie czuła miłości. Dzisiaj wie, że rodzice albo byli nieporadni wychowawczo, albo mieli jakieś problemy natury psychicznej. Wchodząc w dorosłe życie, tak bardzo pragnęła mieć cudowny dom. Dom, o którym zawsze marzyła. A przede wszystkim tak bardzo chciała być kochana i kochać. Była spragniona miłości. Gdy poznała Bartka, świat zawirował przed jej oczyma, a w momencie, gdy ten wykazał zainteresowanie jej osobą, gotowa była za nim w ogień wskoczyć. Zrobiłaby wszystko, by dać mu miłość, ciepło - to, co zagwarantowałoby jej trwałość tej relacji. Tego uczucia, którym ją obdarzył była zgłodniała, dlatego pragnęła je odwzajemnić z nawiązką, bo przecież nie zasługiwała na miłość, skoro rodzice jej nie potrafili tego uczucia dać. Pamięta, jak bardzo bliskości i akceptacji pragnęła jako dziecko, potem jako nastolatka. I często zadawała sobie pytanie – co ze mną jest nie tak, skoro nie potrafią mnie kochać? Basia do czasu spotkania Bartka nie czuła, by była dla kogoś ważna. Dzisiaj wie, że każdy człowiek potrzebuje bliskości drugiej osoby. Dlatego miłość, którą została obdarzona potraktowała jako najcenniejszy skarb, którego za nic nie chciała stracić. Robiła wszystko, co było w jej mocy, by go uszczęśliwić, ale na swój sposób. Chciała niejako urządzić mu życie, zawładnąć nim. I tu pojawił się problem. Bartek tego nie chciał. Zaczął czuć się osaczony i zniewolony. A ona tego zrozumieć nie mogła. Ona o takiej miłości, jaką dawała Bartkowi zawsze marzyła. Zawsze pragnęła być dla kogoś tak ważna. Dlatego wyprzedzała jego marzenia, zgadywała, co czuje, chciała usunąć spod jego nóg każdą widzianą jej oczyma przeszkodę. A on chciał poznawać i smakować życie w całym jego wymiarze. Im bardziej Basia się starała, tym bardziej on się oddalał. Toksyczna miłość. Miłość polegająca na nieświadomej próbie zawładnięcia drugim człowiekiem. Bartek jako normalnie funkcjonujący człowiek nie chciał być zniewolony, a Basia nie rozumiała, dlaczego odrzuca jej dobre intencje. To spowodowało w niej pojawienie się znanego przez nią uczucia frustracji, które z kolei wywoływało w niej agresję. Agresja rodziła agresję i Bartek nie pozostawał dłużny, nie dochodziło co prawda do rękoczynów, ale była to agresja słowna, która prowadziła do tego, że powstawał między nimi mur. Bartek nie rozumiał pułapki, w jakiej się znalazł. Nie rozumiał przyczyn takiego zachowania. Dla niego miłość oznaczała zupełnie coś innego, aniżeli to, co prezentowała swoją postawą Basia. Tylko dzięki temu, że był osobą dojrzałą emocjonalnie, trwanie w toksycznym związku nie było dla niego sposobem na życie. Być może inna osoba trwałaby w związku, który stawałby się coraz bardziej destrukcyjny albo dawno odeszłaby w swoją stroną. Bartek szukał powodu zachowania Basi, które stało się problem w ich związku. Z czasem zrozumieli mechanizm, który nią kierował, a który pomimo jej dobrych intencji doprowadzał do zabijania uczucia. To, co Basia nazywała miłością, nie miało z nią nic wspólnego. Nie było to prawdziwe uczucie, które tylko w formie dojrzałej, a nie nerwicowej potrzeby, może być podstawą szczęśliwej relacji. Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
RODZINNE FOTOGRAFIERodzeństwo, relacje w rodzinie, poczucie wartościZ fotografii spoglądały na Ninę dwie śliczne dziewczynki. Ze wzruszeniem oglądała zdjęcia z dzieciństwa. Wycieczka do Krakowa, wakacje w Jastrzębiej Górze, ferie u Dziadków w Karpaczu. To był wspaniały, beztroski czas. Nikt wówczas nie zdawał sobie sprawy, co przyniosą kolejne lata ich życia. Nie zawahała się przez chwilę. Wiedziała o ryzyku, ale zawsze, pomimo wylanych łez, pomimo żalu, złości, czasami nawet nienawiści, zdawała sobie sprawę, że w takiej sytuacji jak ta, do ognia by za Kaliną wskoczyła. Życie przybiera czasem niespodziewany obrót. Papużki nierozłączki. Siostry, które nie wyobrażały sobie wówczas życia bez siebie. Dzieciństwo, którego każdy by im zazdrościł. Świat jak z bajki. Kochający rodzice, którzy nieba by im uchylili, wspaniała rodzina, bardzo dobre warunki życia. I one - dwie trzymające się kurczowo za ręce, wpatrzone w siebie, kochające się, niewidzące świata poza sobą. Żadna nie mogła wówczas przypuszczać, jak potoczą się ich losy. Gdy mama zadzwoniła z płaczem, Nina zrozumiała, że musiało wydarzyć się coś strasznego. „Kalinka… Moja mała córeczka…” Nina wiedziała, że dla mamy jej siostra na zawsze pozostanie maleńką, kruchą i potrzebująca wsparcia kruszynką. Nieważne, że skończyła trzydzieści pięć lat. „Nina, czy Ty sobie wyobrażasz? Konieczny jest przeszczep… Wybaczysz? To przecież twoja siostra…” Nina nie zdawała sobie sprawy, jakie konsekwencje niosło kroczenie przez Kalinkę jej śladami po szkole. Gdy szła do trzeciej klasy, jej młodsza siostrzyczka przekraczała po raz pierwszy próg szkoły. Dopiero po latach zrozumiała, jak trudny to był dla niej czas. Nie zastanawiała się ani chwili. Dzisiaj przypomina sobie ostatnie tygodnie, które płynęły w zastraszająco szybkim tempie. Badania, badania i ostateczna decyzja, a dzisiaj czas, by ruszyć w drogę, której pomimo swojej niezwykłej siły, boi się niesłychanie. Zamykając torbę, spojrzała raz jeszcze na fotografie z dzieciństwa, na dobre oczy ojca, w których znalazła siłę do dalszej walki o zdrowie i życie Kaliny, dla której odważyła się zaryzykować swoje. Wówczas nie zdawała sobie sprawy, że dla Kalinki przekroczenie progu szkoły okazało się trudnym rozdziałem życia. Gdyby nie ona, Kalina byłaby postrzegana w zupełnie innym świetle. Byłaby doceniana za to, kim była i na co zasługiwała. Niestety na każdym kroku była porównywana. Wciąż słyszała raniące ją słowa: „Fajna z ciebie dziewczyna, ale siostrze to ty do pięt nie dorastasz”, „To szczęście mieć taką siostrę jak Nina”. Kalina uczyła się na piątkach, rzadko przynosiła czwórki, ale nie była idealna jak starsza siostra. Zaciskała zęby, ale to było nie do wytrzymania. Przecież uczyła się bardzo dobrze, przecież nie sprawiała trudności. Dlaczego nikt nie chciał spojrzeć na nią inaczej, jak tylko przez prymat Niny, która tak wysoko postawiła poprzeczkę? Kalina nie raz zastanawiała się, jak to by było być po prostu sobą, a nie siostrą Niny. Tego wówczas pragnęła najbardziej. Taksówka wiozła ją przez Warszawę. A w jej pamięci przesuwały się obrazy z ostatnich lat. W zasadzie po śmierci taty straciła wszystko. Mama zapomniała o jej istnieniu, bo widziała tylko Kalinkę. Nie raz słyszała, jak mówiła do znajomych: „Nina jest twarda, ona sobie poradzi”. Nie wie, dlaczego tak ją oceniała przy znajomych, gdyż na co dzień była wciąż krytykowana. Nina czuła, że nigdy w nią nie wierzyła. Kalina natomiast była jej oczkiem w głowie. Śmierć taty spadła na nie jak grom z jasnego nieba. Wysportowany, zdrowy człowiek i zawał, który zabrał im kochającego ojca, ale i beztroskie dzieciństwo, spokój i szczęście. Nina dobrze pamięta, co zaczęło się dziać w domu, w jej życiu od tego czasu. Dla mamy wpatrzonej od zawsze w ojca cały świat się zawalił. Nina nie wie, skąd czerpała siłę, by w sposób niezwykle dojrzały jak na trzynastolatkę przejść przez ten trudny czas. Widziała wiecznie płaczącą mamę i Kalinkę, która zamknęła się w sobie. Pomału zaczęło do niej docierać, że mama uczucie, którym darzyła ojca przelała bez reszty na jej młodszą siostrę. Widocznie żyła z przekonaniem, że Nina dająca sobie zawsze radę ze wszystkim, i tym razem zda egzamin, tyle że, egzamin z życia. I dała radę. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Nie tylko wzięła się w garść, ale i wspierała mamę, patrząc jak ta z kolei ochrania swoją młodszą córkę. Mama wynagradzała Kalince stratę ojca, zapominając, że ma nie jedno, a dwójkę dzieci. Wchodząc do szpitala ujrzała Marka. Widziała zmieszanie w jego oczach. Czy miała żal? Chyba nie. Przecież nie łączyły ich więzy krwi, wspólne dzieciństwo. Był tylko mężem jej siostry. Być może nie rozumiał, dlaczego były sobie obce. Matura, studia, małżeństwo, praca. Tomek był miłością jej życia. Pobrali się jeszcze w czasie studiów, a na ostatnim roku Nina urodziła Anulkę. Wreszcie po latach odnalazła miłość, zrozumienie, oparcie i bezpieczeństwo. To wszystko, co prysło, co w dzieciństwie zabrał jej los. Niestety nie dane jej było w życiu mieć szczęścia na dłużej. Pamięta dzisiaj jak Tomek wychodził z trzyletnią Anulką do przedszkola. To, co działo się później… Trudno jej wracać do wspomnień. Wypadek, pijany kierowca i chwila, w której runął jej świat. Śmierć na miejscu i ból, który rozrywał jej serce. Nie została sama. Byli wśród niej ludzie, którzy czuwali jak dobre anioły. Ale zabrakło tych, którzy być powinni. Dlaczego? Tego nigdy nie potrafiła pojąć. Czy rany z dzieciństwa, porównywanie przez nauczycieli wywarły takie piętno? Czy postawa chroniąca mamy spowodowała, że Kalina stała się taką egoistką? Czy przez to nie umiała widzieć potrzeb drugiego człowieka, siostry, która potrzebowała wsparcia bliskich? Nigdy by się nie zawahała. Przecież w życiu nie można kalkulować i dawać tylko tym, którzy na to zasługują. Bolały ją te rany powstałe przez lata, przez czas, w którym potrzebowała dobrego słowa, obecności, wsparcia. Serce pękało jej z żalu. Targały nią emocje, miała potworny żal, ale potem zawsze usprawiedliwiała. Nic nie dziej się przecież przez przypadek. Zachowanie Kaliny było konsekwencją emocji, między innymi zazdrości, które powstały na niskim poczuciu wartości, które ukształtowali nauczyciele. A matka kochająca za bardzo nie nauczyła jej zarządzać emocjami. A przecież jednym z najważniejszych wychowawczych zadań rodziców jest dbanie o to, aby od najmłodszych lat rodzeństwo darzyło się wzajemnym szacunkiem, wspierało się i było ze sobą w życiu na dobre i złe. Kalina wiecznie w dorosłym życiu rywalizowała z Niną. Jej niskie poczucie wartości powodowało, że na każdym kroku deprecjonowała siostrę. Najprawdopodobniej było to pokłosie faktu, że w szkole była nieustannie porównywana ze starsza siostrą. I to zranienie pozostało w niej na długie lata. *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli nie umiesz poradzić sobie z ranami z przeszłości. Masz niskie poczucie, które wpływa na relacje z innymi. Czujesz się niedowartościowana i nieakceptowana. Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
CZUŁA DLA SIEBIEŻyj wolna od presji i lękuPola po powrocie z pracy wróciła do artykułu, w którym odnalazła siebie. Ostatnio coraz częściej zdarzało jej się dostrzegać coraz więcej obszarów, które w sobie powinna zmienić. Jej wewnętrzny krytyk wciąż dawał o sobie znać jak bezwzględny i surowy sędzia, który krytykuje, potępia, karze. Rzadko kiedy prokrastynacja, czyli nałogowe odkładanie obowiązków na później, na ostatnią chwilę, wynika tylko z lenistwa. Prokrastynacja jest trwałym nieadaptacyjnym mechanizmem działania, który przeszkadza człowiekowi w osiąganiu celów i powoduje różnego rodzaju trudności i to zarówno w życiu zawodowym, ale i osobistym. Pomimo że czasami lenistwo mylone jest z prokrastynacją, nie są one tożsame. W przypadku lenistwa świadomie decydujemy, by czegoś nie robić kosztem innej czynności, np. nie odkurzę mieszkania, ale zadzwonię do koleżanki. Nie robiąc czegoś z lenistwa, z reguły nie odczuwamy z tego powodu wyrzutów sumienia. Lenistwo jest odpoczynkiem i zazwyczaj jest nam z nim dobrze, o ile po czasie relaksu i leniuchowania w końcu zabierzemy się do naszych obowiązków. Nie odkurzyłam, ale porozmawiałam z koleżanką i naładowałam akumulatory i to było mi potrzebne. W przypadku prokrastynacji, odkładając obowiązki na później, powodujemy pojawienie się w nas ogromnego stresu i wyrzutów sumienia. Osoby prokrastynujące w sposób chorobliwy odkładają rzeczy na później i nie są w stanie zabrać się do pracy. Prokrastynację porównuje się do uzależnienia. Ma ona patologiczny przebieg – schemat jest powtarzalny, a sam proces upośledza życie prokrastynatora, uniemożliwiając mu osiąganie sukcesów i zadowolenia z życia. W skrajnych przypadkach prowadzi to do stanów nerwicowych i depresyjnych. Z przerażeniem czytała o tym, że prokrastynacja jest porównywana do uzależnienia, a gdy poznała przyczyny prokrastynacji, zdała sobie sprawę z iloma swoimi wadami do tej pory nie umiała sobie poradzić. Skoro prokrastynacja może być spowodowana lękiem przed porażką i odpowiedzialnością, buntem przeciw zewnętrznej kontroli, brakiem asertywności, brakiem celu, zaburzoną percepcją czasu...to... Tak, to wszystko nagle zaczęła w sobie dostrzegać i jak z rękawa sypała przykładami sytuacji, w których była...uległa, uparta, bojaźliwa, roztrzepana, niezorganizowana... I tu wewnętrzny krytyk miał pole do popisu. Tyle mankamentów! Jak się ich pozbyć? A wewnętrzny wszystkowiedzący, niestrudzony i bezwzględnym nieprzyjaciel zacierał ręce... "Czy to wszystko musi być takie trudne? Dlaczego jestem taka beznadziejna?"* - brzmi znajomo? Zadajecie sobie wielokrotnie takie pytania? A może warto spróbować inaczej? "A co by się stało, gdybyś to w sobie zaakceptowała? Gdybyś zgodziła się na to, że tak masz?"* Wiem, wiem, odpowiedź już ciśnie Ci się na usta. "Nie, to niemożliwe. Nie mogę. Nie, nie, nie!"* A może zamiast wytykać sobie błędy i w nieskończoność zmieniać siebie, warto być dla siebie czułą, kochającą, wyrozumiałą i opiekuńczą? "Kiedy siebie nie lubisz i nie akceptujesz, w Twoim życiu dominuje cierpienie. Może nie zawsze jest na pierwszym planie, przysłonięte codzienną gonitwą i powinnościami, ale zawsze blisko, wyczuwalne tuż obok, gotowe Cię objąć i przytulić, gdy tylko nieco zwolnisz tempo. Wtedy budzą się w Tobie lęk, poczucie winy i samotność, niezależnie od tego, czy rzeczywiście jesteś sama, czy żyjesz w tłumie. A czujesz się samotna, bo najważniejsza osoba w Twoim życiu odwróciła się od Ciebie z dezaprobatą. Zostawiła Cię, bo nie spełniłaś jej oczekiwań i głęboko rozczarowałaś swoją niedoskonałością, kompromitującymi błędami i nawracającymi — pomimo licznych prób ich naprawienia — słabościami. Tą osobą jesteś Ty sama, zniesmaczona swoją ułomnością i brakiem widoków na szybką poprawę. Twój brak samoakceptacji wynika z dojmującego poczucia, że nie jesteś wartościowa, że coś jest z Tobą mocno nie tak i nie możesz zgodzić się, na to, że taka jesteś. Opuszczasz siebie, nie jesteś w stanie na siebie spojrzeć, dać sobie ciepła, opieki ani przyjaźni, ale ponieważ tak bardzo tego ciepła chcesz, oczekujesz, że dostaniesz je od innych. Ale nie. Nie dostajesz. Projektujesz na nich swój brak samoakceptacji i wydaje Ci się, że oni też Tobą pogardzają. Kiedy to zauważasz, postanawiasz jeszcze mocniej nad sobą pracować. Za wszelką cenę pragniesz się zmienić! <<Jak już się zmienię, to będę mogła siebie pokochać. Wtedy zaakceptuję to, jaka jestem>> — myślisz i zaczynasz siebie motywować. Jak? Przy pomocy samokrytyki, bo wydaje Ci się, że to najskuteczniejsza forma automotywacji. Bez litości piętnujesz swoje błędy, wyśmiewasz słabości, szydzisz ze swoich potknięć, śledzisz i surowo oceniasz każdy swój ruch. I nieustannie masz do siebie pretensje. Codziennie walczysz, by stać się lepszą wersją siebie. Stale wywierasz na siebie presję. Zmagasz się ze swoimi wadami, pokonujesz słabości, rozprawiasz się z niedoskonałościami. Pacyfikujesz wewnętrzny opór i mocujesz się sama ze sobą. Jak długo tak można? Nic dziwnego, że po jakimś czasie czujesz się wyczerpana, a poza tym ogarnia Cię coraz większy lęk. Boisz się, bo nie masz w tej walce żadnego sprzymierzeńca. Nie ufasz nikomu, nawet Ty sama jesteś swoim wrogiem. Nie możesz nawet na chwilę stracić czujności, bo wtedy właśnie może nastąpić najbardziej dotkliwy cios. Cios od siebie wymierzony w najbardziej czuły punkt. Bolesna krytyka, zero docenienia, pogarda, kpiny i szyderstwa. Boisz się, że czegokolwiek byś nie zrobiła i tak będzie źle, bo nie jesteś w stanie siebie zadowolić. Wpadasz w błędne koło samokrytyki. Coś zrobiłam źle, więc się zrugałam. Tak bardzo siebie zrugałam, że znów coś źle zrobiłam… W szybkim tempie zbliżasz się do ściany. Zderzenie jest bolesne, ale przynajmniej Cię zatrzymuje. Padasz i poddajesz się. Przestajesz walić głową w mur, przestajesz zmagać się ze sobą i kłócić z życiem. Leżysz poobijana, wyczerpana i czujesz się totalnie bezsilna. I to jest w tym wszystkim najlepsze. Dlaczego? Bo brak sił wybija Cię z działania na oślep i z rozpaczliwej pogoni za zmianą. A przede wszystkim z desperackich starań osiągnięcia nowych rezultatów, przy powtarzaniu w kółko tych samych schematycznych prób. Gdy ustaje wszelka aktywność, pojawia się bezruch, który może sprawić, że zobaczysz albo poczujesz coś, czego nie widziałaś ani nie czułaś do tej pory. Może zobaczysz siebie. Może dostrzeżesz w sobie kogoś więcej niż tylko ułomną istotę, którą dotąd odrzucałaś. Może pojawi się drobny powiew akceptacji i uznasz, że jest, jak jest i przestaniesz z tym walczyć. Jak sprawić, by ten zalążek samoakceptacji pojawił się wcześniej? Jak uniknąć wyczerpującej walki? Co zrobić, by nie doszło do zderzenia ze ścianą?"* Odpowiedź na te i wiele innych pytań znajdziecie w doskonałej książce Małgorzaty Trzaskowskiej "Czuła dla siebie. Żyj wolna od presji i lęku." Moim zdanie książka została napisana w taki sposób, że trafi do każdego niemal czytelnika. Pomimo że porusza bardzo ważne tematy, napisana jest przystępnym, ciepłym językiem, a bezpośrednia forma powoduje, że mamy wrażenie bliskiego kontaktu z autorką. Małgorzata Trzaskowska daje nam podczas lektury poczucie akceptacji, wsparcia i zrozumienia. *Fragmenty pochodzą z książki M.Trzaskowskiej "Czuła dla siebie. Żyj wolna od presji i lęku", Sensus 2022
POLECAMY:
WZAJEMNA ZALEŻNOŚĆKomplementarność nerwicSzymon. Przystojny mężczyzna. Metrykalnie dorosły, ale zachowujący się jak chłopiec w spodenkach na szelkach. Z pomocą terapeuty zaczął powracać do bolesnej przeszłości. Bolało. Bardzo bolało, bo trzeba było zajrzeć tam, gdzie nie chciał zaglądać. Trzeba było poruszyć te struny, które spowodowały, że łzy same napływały do oczu. Mama… Pamięta jej zielone duże oczy. Doskonale pamięta ten dzień, tę chwilę, gdy stanęła w progu z plecakiem. Niewiele wówczas rozumiał. Gdzieś w głowie kołatały słowa, które usłyszał już wcześniej, a które potem pojawiały się w rozmowach rodziny: Bieszczady, choroba, przemęczenie, odpoczynek. Nigdy więcej mamy nie widział. Przepadła. Zapadła się jak kamień w wodzie. Ojciec, babcia i ciocia robili wszystko, by zapewnić mu to, czego potrzebował, ale… On nie potrafił już być takim dzieckiem jak przed odejściem kogoś, kogo brakowało każdego dnia. Nie było jej w tak ważnych momentach jego życia – pierwszy dzień w szkole, dzień Pierwszej Komunii Świętej, wybór szkoły średniej, matura… Jej nie było… Przez lata targały nim różne emocje. Od złości, żalu do smutku i poczucia niższości, wstydu. Nie umiał sobie z nimi poradzić. Czuł się gorszy. Wstydził się tego, że nie ma mamy, że jego dom jest inny. Nie wiedział, co ma mówić, gdy koledzy pytali. Matura. Dostał się bez problemu po niej na wymarzone studia. Ale wciąż czuł się gorszy. Próbował swoim poczuciem humoru, pracowitością imponować kolegom i koleżankom. Był inteligentny, sympatyczny, chętny do pomocy. A przy tym konsekwentnie dążył do celu. Ania. Gdy ją poznał, przeglądał się w jej zakochanych oczach i poszukiwał tego, co stracił przed laty. Była dobra, czuła, dawała mu to, czego wówczas zabrakło. Ale… w jej ramionach poczuł się jak dziecko, które gdzieś przed laty w nim musiało ustąpić miejsca dorosłemu pomimo iż miał tylko 8 lat. Wówczas musiał bardzo szybko dojrzeć, zrozumieć to, czego nie potrafił pojąć. Ania dała mu poczucie bezpieczeństwa, miłości, akceptacji. Wówczas coś w nim pękło. Poczuł się błogo i chciał czerpać z jej miłości i opiekuńczości. Miłość. Dzięki mądrości i dojrzałemu uczuciu, jakim obdarzyła go Ania, zrozumiał, że ich związek będzie miał szanse na przetrwanie tylko wówczas, gdy upora się z przeszłością. Kochająca go kobieta uświadomiła mu, że pokochała w nim mężczyznę, a nie dziecko. Wytłumaczyła, że chce być jego partnerką i żoną, a nie matką. Taka relacja między dojrzałymi ludźmi nie miała jej zdaniem szans na przetrwanie. Ania sprawiła, że odważył się stawić czoła przeszłości, że z Szymonka, który wciąż czekał na miłość matki, stal się dojrzałym mężczyzną. Terapia. Była bolesna, ale otworzyła mu drogę ku wolności i dojrzałemu życiu. Wychodząc z gabinetu psychologa dostrzegł, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystkie lata życia po odejściu mamy to lata udowadniania całemu światu, że jest mądry, pracowity, że zasługuje na to, by być kochanym. Miał jeden cel. Wspinać się na palce i być zawsze "naj..." Nie marnował ani chwili. Nie pozwalał sobie na najmniejszy błąd i minimalne nawet niedociągnięcia. Perfekcjonista i pracuś w jednym. Dorosły metrykalnie, a w środku bezbronne dziecko szukające akceptacji. Wokół nas wiele związków opartych jest na komplementarności nerwic. Ludzie szukają partnera ( często nie zdając sobie nawet z tego sprawy), który zaspokoi ich potrzeby. Z reguły znajdują kogoś, kto też ma problemy, które pchają go w takie właśnie ramiona. Związki te oparte są na wzajemnym uzależnieniu. Gdyby Szymon trafił na kobietę, która chciałaby się nim opiekować, ten związek mógłby trwać latami, ale nie byłby oparty na prawdziwym uczuciu. Szymon trafił na Anię, która pokochała go, ale nie szukała w nim osoby będącej narzędziem do zaspokojenia jej potrzeb. Dzięki temu ich uczucie miało szansę na rozwój, a Szymon na uporanie się z przeszłością. Jeżeli nie potrafisz poradzić sobie z przeszłością, chcesz zacząć inaczej reagować, wchodzić w zdrowe relacje - pomożemy Ci. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie.
ZNÓW POCZUŁEM, ŻE ŻYJĘFragment książki "Ptakoterapia. Jak przyroda uratowała mi życie." Było na co patrzeć. Widok był przepiękny, rezerwat leżał u naszych stóp jak zielono- niebieska patchworkowa narzuta. Na północny wschód ciągnęła się linia brzegowa ze słynną latarnią morską w Happisburgh pomalowaną w charakterystyczne białe i czerwone pasy. Nabwschodzie znajdowała się wieża kościoła w Winterton, a na zachodzie Barton Broad, drugie największe moczary w okolicy. Z kolei na południu widać było konurbację Potter Heigham, ściśniętą na brzegu rzeki Thurne – dziwne miejsce, które trochę przypominało typowy norfolski nadmorski kurort, tyle że znajdowało się w głębi lądu. Napawaliśmy się widokiem i chłonęliśmy jego piękno. W końcu zeszliśmy z wieży i wsiedliśmy z powrotem do łodzi, aby wrócić do miejsca, z którego wypłynęliśmy. Mogliśmy w tym momencie wraz z dziadkiem wrócić do samochodu, ale obaj chcieliśmy jeszcze przejść się po rezerwacie. Obeszliśmy największe skupisko trzcin, nieruchomych i wysuszonych słońcem, idąc po regularnych, prostopadłych do siebie ścieżkach. Piaszczyste szlaki doprowadziły nas do kolejnej przystani, gdzie z niewielkie punktu obserwacyjnego można było przyglądać się szerokiej połaci mokradeł. Według tabliczki przy drzwiach, trafiliśmy do „Bazy bąka”. Przez głowę przemknęła mi przyjemna myśl – jakby to było spotkać takiego osobnika. Byliśmy sami w bazie i choć mieliśmy przed sobą wspaniały widok na ciągnące się daleko po horyzont moczary, na błotnistej równinie nie wylądował żaden bąk. Nie popsuło nam to jednak nastrojów i w doskonałych humorach ruszyliśmy w drogę powrotną do centrum obsługi turystów i dalej na parking. – Joe, patrz! – zawołał nagle dziadek. Podążyłem wzrokiem za jego dłonią. Czymże było to skrzydlate zjawisko, które nagle znalazło się przed nami? Dziwaczny ptak o baryłkowatej piersi przyleciał szybko znad trzcin po naszej prawej stronie, przefrunął nad ścieżką i zniknął w zaroślach po drugiej stronie. Wyglądał jak pręgowana brązowa czapla, a ja zorientowałem się, że właśnie po raz pierwszy w życiu zobaczyłem bąka. The Birds of Norfolk 2 (Ptaki Norfolk) to pokaźny tom zawierający kilka stron informacji na temat tego właśnie gatunku. Według zawartych tam informacji bąki korzystają wyłącznie z kilku obszarów lęgowych, a część z nich znajduje się właśnie w Norfolk. Z punktu widzenia ornitologii chyba nic tak dobrze nie oddaje istoty tego regionu tak dobrze, jak bąk. To wspaniałe doświadczenie, które przeżyliśmy razem, było po prostu niesamowite. Pamiętam jakby to było wczoraj niezwykłe uczucie spokoju, które mi wtedy towarzyszyło. Było to uczucie, które przybierało na sile w ciągu dnia. Po bardzo długim okresie pustki próżnia wewnątrz mnie zaczynała się wypełniać. Znów poczułem, że żyję. Dzięki temu nie tylko dobrze się czułem, ale też wszystko nabrało nowego sensu dzięki temu, że odkryłem swoje właściwe powołanie. Chciałem to wszystko poczuć jeszcze raz. Zobaczyć więcej, otworzyć się na świat przyrody, który sam otwierał się wokół mnie. Nadal pamiętam tamten dzień – będę go pamiętał do końca życia. Był to początek zainteresowania obserwacją ptaków i początek mojej „ptasiej terapii” – kolejnego etapu mojego życia. * Fragment pochodzi z książki "Ptakoterapia. Jak przyroda uratowała mi życie." POWIĄZANY POST: "Ptakoterapia" POLECAMY:
PTAKOTERAPIAJak przyroda uratowała mi życie?„W szczególnie trudnym momencie brak wsparcia i równowagi między pracą a życiem prywatnym doprowadziły mnie do takiego stanu, że codziennie, od świtu do nocy, odczuwałem ogromny lęk. Mój mózg do późna pracował na pełnych obrotach i nie pozwalał mi spać. Gdy wpadam w taki stan umysłu, gorzej radzę sobie z wyzwaniami codzienności, spada mi nastrój i czuję, jak opuszcza mnie cała motywacja. I w końcu nie zostaje już nic, jestem zupełnie obojętny. Paranoiczny lęk uniemożliwiał mi normalne funkcjonowanie. Czułem dokuczliwy ucisk w głowie, który sprawiał, że nic nie było pewne i towarzyszyło mi cały czas wrażenie, że coś zrobiłem źle. Że zawiodłem."* Czy miewacie takie dni, które przypominają czasami koszmar? Wydaje się, że to nieprawdopodobne, aby zdarzyło się tyle złych rzeczy naraz, a jednak. Albo stresujecie się przed egzaminem, ważną prezentacją w pracy? Albo…tych problemów jest tak wiele, piętrzą się, przerastają nas i czujemy się jakbyśmy stali pod ścianą... "W głowie miałem gonitwę myśli – kumulowana przez lata negatywna energia wymknęła się spod kontroli. Nie było miejsca na racjonalizację i porządek, trząsłem się, płakałem i ściskałem skronie, marząc, żeby to się już skończyło, tak jakby pocieranie głowy mogło pomóc."* Czy będąc przytłoczonym natłokiem spraw, potrafisz przystanąć i zadać sobie pytanie, na ile Twoje szczęście, powodzenie i spokój zależą od Ciebie samego? To pytanie musisz sam sobie zadać. Marca i Angel Chernoff powiedzieliby:
Najważniejsze, byś nigdy nie zakładał, że utknąłeś w życiu, które wygląda dokładnie tak jak obecne. Nie utknąłeś. Sprawy mogą się zmienić, jeśli tylko tego chcesz. Życie zmienia się z każdą chwilą, a więc Ty też możesz. To tylko kwestia podjęcia jednego nowego kroku we właściwym kierunku, a potem kolejnego i jeszcze jednego. Tylko czy o tym wiesz i czy jesteś gotowy? "Chciałem wziąć odpowiedzialność za swoje zdrowie psychiczne i pracować nad nim własnymi siłami. W tamtym okresie musiałem jednak natychmiast coś zmienić, żeby w ogóle zapanować nad swoimi myślami, po długim wahaniu zacząłem zatem zażywać niewielką dawkę sertraliny, która miała <<nieco poprawić>> moje samopoczucie (…) Ostatecznie wziąłem trzytygodniowy urlop i to właśnie wtedy doszło do pierwszego z dwóch wydarzeń, na których fundamencie wyrosła później ptasia terapia. Zacząłem chodzić na spacery, żeby nie siedzieć w domu i zażyć trochę ruchu. Przeczytałem gdzieś, że ruch i świeże powietrze to dwa najlepsze czynniki, które mogły poprawić moje samopoczucie. Wraz z partnerką znaleźliśmy broszurę z trasami spacerów po Norfolk i stopniowo poznawaliśmy niektóre z nich. To właśnie na jednej z tych wypraw, na trasie z North Walsham do Felmingham, doświadczyłem czegoś, co stało się źródłem ptasiej terapii."* Doświadczyliście kiedykolwiek cudownej zmiany samopoczucia po wejściu do lasu albo nawet do parku? Po przejściu paru metrów i głębokim oddychaniu powietrzem, nawet po ciężkim dniu, z pewnością zaczęliście się uspokajać. Patrząc na staw otoczony zielenią ze wszystkich stron, niespiesznie przepływające kaczki, stwierdzaliście, że to uspokajający widok, a wejście do parku było bardzo dobrym pomysłem. Okazuje się, że przebywanie na łonie natury, jej dotykanie – ba – nawet samo oglądanie - sprawia, że ludzie czują się lepiej. Wiele badań wykazało zbawienny wpływ przyrody lub oglądania tylko jej zdjęć. Okazuje się, że pacjenci po zawałach serca są spokojniejsi i odczuwają mniejszy ból, gdy mogą patrzeć na obrazy przedstawiające drzewa, wodę i las, niż ci, którzy patrzą na abstrakcyjną sztukę, a osoby przebywające w szpitalach z widokiem na zieleń wracają do zdrowia szybciej i potrzebują mniej środków przeciwbólowych niż ci, którzy widzą za oknem np. inny budynek, studenci lepiej radzą sobie na egzaminach, gdy w trakcie mogą popatrzeć na jakieś elementy przyrody. U dentysty również jesteśmy mniej zestresowani, gdy na ścianach wiszą zdjęcia, czy obrazy przedstawiające przyrodę. W przeciwieństwie do zatłoczonej ulicy, na której większość z nas ma problem ze skupieniem myśli i zapamiętywaniem informacji (zbyt dużo bodźców oddziałuje na nas w jednym czasie i dużo uwagi musimy poświęcić na ich filtrowanie) - kontakt z naturą zupełnie nieświadomie odświeża nasz umysł, odmienia nas samych. Być może, mając wiedzę na temat zbawiennej roli przyrody na nasze zdrowie psychiczne, z przyjemnością przeczytałam książkę „Ptakoterapia. Jak przyroda uratowała mi życie?”, której Psychologia przy kawie stała się partnerem medialnym. Sam autor napisał o niej : "To radosny dziennik dokumentujący zmianę na lepsze, jaka dokonała się w moim życiu dzięki odkryciu pasji, jaką stała się dla mnie obserwacja ptaków. Tamta chwila miała okazać się punktem zwrotnym i impulsem do napisania tej książki."* I takim radosnym dziennikiem wnoszącym wiele spokoju do naszego zabieganego i pełnego stresu życia jest moim zdaniem książka Joego Harknessa. Autor odkrywa w niej przed czytelnikiem siebie, mówi wprost o swoich problemach, depresji i stanach lękowych i sposobie na wyjście z tego impasu. Jestem przekonana, że chciał w książce podzielić się swoim doświadczeniem, by pomóc innym, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji, ale nie tylko.... Przecież każdy z nas doświadcza stresu. Joe Harkness opracował ptakoterapię opartą na uważnej i świadomej obserwacji, bliskim kontakcie z naturą oraz aktywności na świeżym powietrzu. Książka bogata jest w wiele praktycznych wskazówek z których skorzystać mogą osoby chcące zacząć obserwować życie ptaków. Jestem pod jej wielkim wrażeniem i będę ją polecała wielu osobom, nie tylko tym, z którymi spotykam się na sesjach psychologicznych, ale również moim znajomym i myślę, że stanie się ona trafionym prezentem dla każdego, kto jest bliski memu sercu, bo spokój i szczęście tych osób, są dla mnie niezwykle ważne. "To wspaniałe doświadczenie, które przeżyliśmy razem, było po prostu niesamowite. Pamiętam jakby to było wczoraj niezwykłe uczucie spokoju, które mi wtedy towarzyszyło. Było to uczucie, które przybierało na sile w ciągu dnia. Po bardzo długim okresie pustki próżnia wewnątrz mnie zaczynała się wypełniać. Znów poczułem, że żyję. Dzięki temu nie tylko dobrze się czułem, ale też wszystko nabrało nowego sensu dzięki temu, że odkryłem swoje właściwe powołanie. Chciałem to wszystko poczuć jeszcze raz. Zobaczyć więcej, otworzyć się na świat przyrody, który sam otwierał się wokół mnie. Nadal pamiętam tamten dzień – będę go pamiętał do końca życia. Był to początek zainteresowania obserwacją ptaków i początek mojej „ptasiej terapii” – kolejnego etapu mojego życia."* * Fragmenty pochodzą z książki J. Harknessa "Ptakoterapia. Jak przyroda uratowała mi życie?", bo. WIEM, 2022
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|