POLECAMY:
0 Comments
MÓZG NA DETOKSIEJak oczyścić swój umysł, odzyskać skupienie i znaleźć szczęścieJestem podminowana, roztrzęsiona, przytłoczona obowiązkami… Nie mam chęci do życia. Coraz mniej rzeczy mnie cieszy. Gdy nadchodzi weekend, na który czekam, przesypiam pół dnia, a potem patrzę bezmyślnie w ekran telewizora. Czuję, że życie przecieka mi przez palce, brak mi sił, i motywacji. Mało co potrafi mnie cieszyć. Podczas dzisiejszej sesji z psychologiem, Kasia została zapytana, jak wyglądał jej dzisiejszy dzień. Zaskoczyło ją to. Nigdy wcześniej nie dokonywała takiej analizy. Codziennie pędzi przed siebie i nie wie, co to uważność w życiu. Ponieważ została o to poproszona, zaczęła powoli odtwarzać kolejne chwile i godziny dzisiejszego dnia. Po przebudzeniu, jak to zwykle rano, zajrzała do telefonu. To chyba normalne. Przeglądała media społecznościowe, wykąpała się, umalowała i popędziła do pracy. Na rozmowę z mężem nie miała czasu. Zwykle rano wymieniają między sobą jedynie zdawkowe zdania. Śniadania też w domu nie jadła. Po drodze zawsze coś przecież można kupić i zjeść w wolnej chwili. Dzisiaj, jadąc do pracy, stała w korku. I wówczas ciśnienie jej podskoczyło. Śpieszyła się strasznie. Wiedziała, że się spóźni, a szef tego nie toleruje. Minuty w samochodzie wlokły jej się niemiłosiernie. Zaczęła się złościć, powoli złość przechodziła w gniew, bo absolutnie nie miała wpływu na sytuację wokół. Czuła się zblokowana ze wszystkich stron, a patrząc na kierowców w sąsiednich samochodach, z trudem powstrzymywała krzyk. Siedząc w gabinecie psychologa i wracając do tych sytuacji, zadała sobie pytanie: Czy warto się denerwować? Może lepiej „wyluzować” i odzyskać spokój na resztę dnia, a może i tygodnia? Każdego dnia podobnie jak Kasia „jesteśmy zalewani przez bodźce, często wtedy, kiedy tego nie chcemy. Pod wieloma względami nasz czas nie jest już nasz. Uświęcona, cicha przestrzeń w naszych umysłach zarezerwowana dla rozmyślania powoli się kurczy. Musimy ją odzyskać dla naszego zdrowia, szczęścia i dobrego samopoczucia mentalnego. Wewnętrzne poczucie spokoju jest antidotum na szaleństwo współczesnego świata.”* Ale jak to zrobić? Autorzy książki „Mózg na detoksie” mówią o tak zwanym wypraniu i przebudowaniu mózgu. Porównują go do komputera, który wolno działa. Zadają nam pytanie, co robimy z takim sprzętem. Większość z nas odpowie, że zwracamy się o pomoc do fachowca. Oczywiście! I co on zrobi? „Pierwszą rzeczą, o którą ten zapyta, jest to, ile aplikacji masz otwartych i ile programów działa w tle. To dobre pytania, które warto zadać także w związku z naszym mózgiem, ponieważ w przeciwieństwie do komputera Ty nie możesz mieć otwartych kilku programów jednocześnie i zachować przy tym wydajność.”* Kasia u psychologa zdała sobie sprawę, że działa jak ten komputer, który ma otwartych wiele kart. Zadała sobie pytanie: Kiedy ostatni raz czułam się wypoczęta i szczęśliwa? A Ty, kiedy czułaś się spełniona, spokojna, miałaś poczucie więzi z samą sobą i ludźmi oraz światem wokół Ciebie? Ale tak naprawdę? Przyznaj szczerze przed samą sobą. Gdy pomyślałaś: Tak, to ten moment. Właśnie teraz. Jak wspaniale! Gdy nie gonił Cię czas. Byłaś tu i teraz. Przepełniała Cię radość. Chciałaś, aby to się nigdy nie skończyło… Może powinnaś zrobić ze swoim mózgiem to samo, co zrobiłby fachowiec z komputerem? Może warto zresetować umysł dla jego lepszego, skuteczniejszego funkcjonowania i dla Twojego dobrego samopoczucia. Może warto zapytać siebie: „Kiedy ostatni raz świadomie usiadłaś na kilka minut w ciszy, tak by nic Cię nie rozpraszało, nie mając w rękach, w zasięgu uszu czy oczu niczego, co mogłoby przykuć Twoją uwagę? Czy było to dziś? Wczoraj? A może nawet nie pamiętasz takiej sytuacji?”* Czasami wystarczy drobna przyjemność. Minuta dla siebie. Coś w ciągu dnia, abyś wieczorem mogła powiedzieć: Super! To, co dzisiaj mi się przytrafiło było super! Nie pędź, "odhaczając" kolejne punkty na liście: raport w pracy, zadanie domowe z dzieckiem, zakupy, obiad, szkolenie... Jeśli zobaczysz wspaniałe promienie wiosennego słońca wśród drzew, po prostu się zatrzymaj, odetchnij głęboko, postaraj się zatrzymać ten obraz w pamięci przez 3 sekundy. Istnieją różne sposoby na utrwalanie poczucia szczęścia. Co prawda, trudno sobie wyobrazić, że jesteśmy spokojni i szczęśliwi w świecie, gdzie obowiązki nas przytłaczają, a my czujemy się nimi obciążeni. Kluczem jest wiedzieć, co dzieje się w Twojej głowie, a potem zmienić ścieżki, które póki co wiodą Cię w kierunku autodestrukcji. Taki klucz odnalazłyśmy w książce „Mózg na detoksie.” To książka, dzięki której można inaczej spojrzeć na świat i na siebie w tym świecie. Odświeżyć umysł, odzyskać spokój, skupienie, wzmocnić swoje ciało i zacząć cieszyć się życiem. Znajdziecie w niej nie tylko treści dotyczące funkcjonowania własnego mózgu, ale także wiele praktyk medytacyjnych i mindfulness oraz przepisów na posiłki, które służą mózgowi. *Fragment pochodzą z książki D. Perlmutter, A. Perlmutter, K. Loberg "Mózg na detoksie", Wyd. Sensus, 2021 POLECAMY:
CHCESZ OSIĄGNĄĆ SUKCES?Recepta na sukcesCo odróżnia ludzi sukcesu od reszty? To nie jest szczęście. Ani nic tak wyjątkowego, że potrafią to tylko nieliczni. 11 nawyków ludzi sukcesu* może praktykować każdy z nas, albo – może powinniśmy powiedzieć – ci z nas, którzy chcą to robić. 1. Mów do siebie. Każdego dnia. Wielcy ludzie sukcesu przypominają sobie, jak są świetni, jak skuteczni, mądrzy, jak są niesamowici. Robią to codziennie. Jest to fantastyczne ćwiczenie dla mózgu. Twój mózg nie ma pojęcia, jak niesamowity jesteś. Trzeba mu to powiedzieć i w końcu uwierzy w to, tak jak i Ty. 2. Rozmawiaj z ludźmi sukcesu.
3. Myśl tylko pozytywnie. Trudne, ale można to zrobić. Ludzie sukcesu nie patrzą na sprawy negatywnie, nie ważne jak duże są to wyzwania, czy rozczarowania. Postrzegają rzeczy w pozytywnym świetle, skupiając się tylko na pozytywach. 4. Planuj, planuj i jeszcze raz planuj. Ludzie sukcesu mają kalendarze, w których naprawdę mają zapisane wszystkie sprawy na każdy dzień tygodnia (nie wyłączając weekendów). Zdecyduj, co musisz zrobić i zapisz to na dany dzień. Zanotuj zadania i terminy tak samo jakbyś notował wizyty u lekarza. 5. Trzymaj się harmonogramu. Rób plan i wypełniaj wszystkie przedziały czasowe, w każdym wpisz tylko jedną rzecz do zrobienia. Np. masz zaplanowany czas w poniedziałek 3-ego o godz. 14.00 na wykonywanie telefonu do klienta. Trzymaj się tego! Zadzwoń. To ważne. Tak jak nie przegapiłbyś wizyty u lekarza, nie przegap tego, co sobie zaplanowałeś. Twój sukces jest tak samo ważny jak zdrowie. 6. Sprawdzaj na bieżąco Łatwo jest mieć wielkie marzenia i cele, ale trzeba sprawdzać, czy można je osiągnąć, w jaki sposób można to zrobić i co jest potrzebne, aby to zrobić? Codziennie wszystko się zmienia. Bądź na bieżąco z najnowszymi trendami, jak robią to inni, czego i jak można się od nich nauczyć. 7. Jeśli plan zawiedzie, zaplanuj porażkę. Musisz mieć plan lub co najmniej pomysł, co chcesz zrobić oraz określić etapy, jakie są potrzebne, aby to osiągnąć. Sporządź plan i sprawdzić, czy jest to realny i czy jest też właściwy dla Ciebie. 8. Relaksuj się. Ludzie sukcesu znajdują czas, aby „odłączyć się” od stresu i codziennej harówki. Jest to coś, co każdy powinien zrobić codziennie: oczyścić umysł, zrelaksować się i zregenerować siły. 9. Ćwicz. Utrzymywanie dobrej kondycji fizycznej i bycie zdrowym jest również bardzo ważne, aby być człowiekiem sukcesu. Zapytacie jak jogging lub pompki mogą sprawić, że odniosę sukces? To nie tylko trening Twojego ciała, ale także Twojego mózgu i nastroju. I nie tylko to. Cała dodatkowa energia, jaką zyskasz dzięki ćwiczeniom może być wykorzystana do dalszej pracy, kreowania nowych pomysłów i do bycia szczęśliwszym. 10. Prowadź pamiętnik – dziennik wydarzeń. Z jakiegoś powodu wielu z nas ma trudności z prowadzeniem pamiętnika, ale to jest ważne. Spisuj swój dzień:
11. Uwierz w siebie. Ludzie sukcesu nie mają wątpliwości, że wiara, którą mają, doprowadzi ich do sukcesu.
Widzisz jak to jest proste? Każdy może to zrobić. Miej trochę wiary, zasmakuj sukcesu, wierz w siebie i nie daj się powstrzymać. Nigdy nie pozwól, by cokolwiek stanęło na drodze do Twojego sukcesu. Masz w sobie siłę! *za guidedmind.com Jeżeli nie potrafisz uwierzyć w siebie, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, masz problemy w relacjach interpersonalnych, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko
SYGNAŁY OSTRZEGAWCZECechy psychopatkiWe wczorajszym poście pisałam o relacji pomiędzy córką a matką. O bardzo dziwnej relacji - relacji z matką psychopatką. Pomimo że psychopatów rozpoznać jest trudno, warto wiedzieć, jakie powinny być dla nas sygnały ostrzegawcze. Poniżej przedstawiam listę cech charakteryzujących psychopatę, które znalazłam w książce Olivii Rayne "Moja matka psychopatka": - pozorny, powierzchowny urok; - zachowanie charyzmatyczne, magnetyczne, uwodzicielskie; - powszechny brak empatii; - ekstremalnie duża potrzeba stymulacj; - skłonność przestępcza; - impulsywność i porywczość; - patologiczne kłamstwo; - przebiegłość i manipulacja; - wczesne problemy behawioralne; - niemożność wzięcia na siebie odpowiedzialności; - słabe panowanie nad swoim zachowaniem; - rozwiązłość seskualna; - wygórowane mniemanie o sobie; - wykorzystywanie pochlebstwa, poczucia winy lub współczucia do osągnięcia tego, czego pragną; - postrzeganie innych jako narzędzi do osiągania własnych korzyści; - płytka reakcja emocjonalna; - brak troski sie o innych, przy stwarzaniu wrażenia szczerych i empatycznych - traktowanie obcych ludzi jako przedmiotów jednorazowego użytku, a członków rodziny jako swojej własności; - brak zdolności do odczuwania prawdziwych wyrzutów sumienia.
MOJA MATKA PSYCHOPATKAO życiu w cieniu potwora„Obecność Matki w moim życiu nieco spłowiała, lecz nie znikła całkowicie (…) Chociaż fizycznie jest dla mnie nieobecna, to nadal tu jest, niczym niewyraźne, ciemne smugi dymu po zdmuchnięciu zapałki.”* Relacja matki i córki. Relacja mająca wielkie znaczenie dla dziewczynki, która w przyszłości stanie się kobietą. Matka jest pierwszym wzorem do naśladowania dla córki. To z nią dziewczynka identyfikuje się i uczy się od niej wielu ról życiowych. Ona staje się w pierwszych latach wzorem kobiecości. To ona uczy miłości, szacunku do siebie i poczucia godności. To ona jest osobą dającą poczucie bezwarunkowej miłości i bezpieczeństwa. Związek z matką daje dziewczynce przeogromną siłę, którą będzie mogła wykorzystać w dorosłym życiu. Dzięki niej z podniesioną głową i poczuciem wartości będzie kroczyła odważnie w swoje dorosłe życie i spełniała marzenia. „W moim śnie Matka przygląda się, jak tonę. Stoi nade mną, głowę przechyla w bok, a ja wpatruję się w nią spod powierzchni wody i widzę, że na mnie patrzy. Jej obraz jest mętny, jakbym widziała ją przez mgłę. Napotykam jej wzrok."* Matka i córka to temat rzeka. Każda z nich ma swoją historię. Niejednokrotnie piękną i nacechowaną niepowtarzalnością, subtelnością, troską, delikatnością i odpowiedzialnością. A czasami bolesną, trudną i niezrozumiałą. Nie każdej młodej kobiecie matka kojarzy się z kimś, kto kochał, wspierał, dodawał otuchy. Ta relacja może być trudna i odcisnąć bolesne piętno, które będzie dawało o sobie znać niekiedy przez całe życie. Bywa ona czasami naznaczona przeogromnym i niewyobrażalnym wręcz cierpieniem. Niejednokrotnie młode dziewczyny dorastają pod skrzydłami toksycznych kobiet i ponoszą koszty związane z niedojrzałością do macierzyństwa spowodowaną na przykład ranami powstałymi w przeszłości. „Często bywała okrutniejsza, niż potrafiłam sobie wyobrazić. W jej zachowaniu brakowało stałości, jakiegokolwiek wzoru, który mogłabym prześledzić. Byłam zawsze spięta. Gdy stawała się dla mnie miła, miałam poczucie winy, pewność, że to ja jestem problemem. Czy mój brak zaufania nie był przejawem paranoi? Czy moje podejrzenia nie były wredne? Czy nie potrafiłam dostrzec, że mnie kochała? Czasem gdy się odwróciłam, przyłapywałam ją na wpatrywaniu się we mnie, a wyraz jej twarzy wyprowadzał mnie z równowagi. Nie odwracała wzroku, kiedy na nią patrzyłam, nadal mi się przyglądała, jej oczy błyszczały, a wargi były zaciśnięte w cienką kreskę. Zdarzało się też, że widziałam, jak mi się przygląda z miną, która wyrażała coś, co można opisać tylko jako nienawiść – ten rodzaj nienawiści, który wykrzywia człowiekowi twarz i zaciska usta. Gdy zauważała, że na nią patrzę, podchodziła do mnie, kładła mi dłonie na policzkach, całowała w czoło i mówiła: <<Moja kochana dziewczynka, tak bardzo cię kocham>>.* Relacja matki i córki nie zawsze jest łatwa, nie zawsze jest idealna. Niekiedy matka ma oczekiwania, które należy spełniać, by zasługiwać na miłość i akceptację. Jest osobą krytykującą, oceniającą, porównującą, dołującą. Ale czasami płaszczyzna pomiędzy matką a córką nacechowana jest nie tylko wielkim bólem, ale wręcz…. Są relacje, które nawet ciężko nazwać trudnymi. Bywają domy, gdzie dziewczynki dorastają w cieniu potwora, gdy matka jest psychopatką. „Wiedziała dokładnie, co powiedzieć, za które sznurki pociągnąć, jakich komplementów pragnie rozmówca, i zawsze spełniała oczekiwania. Ze mną też tak postępowała: obsypywała mnie pochwałami i prezentami, sprawiała, że czułam się wyjątkowa, aby chwilę później cofnąć wszystko. W sekundę potrafiła wyczuć słabość. Odsłoń czułe miejsce, okaż wrażliwość, a rozerwie cię na strzępy. Jej głos był słodki, ale słowa ostre jak brzytwa. Uwielbiała czułe słówka. Bywałam jej <<kochaniem>>, <<miłością>>, <<słodziutkim aniołkiem>> albo <<pieprzoną suką>>, <głupią dziwką>>, <<smutną katastrofą z przeszłości>>. Byłam jej <<serduszkiem>>, <<kwiatuszkiem>>, <<miłością jej życia>>, ale też <<zdzirą>>, <<zbokiem>>, <<karaluchem czekającym na zgniecenie>>. W jednym tygodniu była moją najlepszą przyjaciółką, uczyła mnie malować, czytała mi ulubione bajki, wydawała setki dolarów na sprzęt do pieczenia, żebyśmy mogły razem piec ciasta, w następnym nawet się do mnie nie odzywała. Chodziłam za nią po domu jak pies, błagałam, żeby mi powiedziała, co zrobiłam źle. <<Skoro nie wiesz – mówiła z gorzkim uśmiechem – to ja ci nie powiem>>.”* Olivia Rayne w książce „Moja matka psychopatka” opowiada o swoim życiu, o dorastaniu w cieniu potwora. Czytając powieść, stajemy się niejako towarzyszami głównej bohaterki, która staje nam się bliska dzięki autentyczności przeżyć, których wraz nią, czytając, doświadczamy. Olivia opowiada o swojej relacji z kobietą, której, jak pisze, powinna ufać najbardziej na świecie, a która każdego dnia chciała ją zniszczyć. Opowiada o swoim lęku, o próbach zniszczenia jej, zastraszaniu, manipulowaniu, szantażowaniu, znęcaniu się, a nawet o chęci przejęcia kontroli, gdy ta założyła już własną rodzinę. Książka jest pewnego rodzaju rozrachunkiem z przeszłością, próbą odzyskania wolności, wiary, nadziei i miłości do samej siebie. „Ujrzenie prawdy zajęło mi dużo czasu, ale nie mam wątpliwości, że jedyne, co mogłam zrobić, to uciec i nigdy nie oglądać się za siebie. Taką też radę dam każdemu, kto znalazł się w podobnej sytuacji: jeśli koś cię skrzywdzi, manipuluje tobą, wzbudza w tobie strach, pozbądź się go. Wiedz, że to nie twoja wina, i nigdy nie pozwól, by ktoś pozbawiony sumienia przekonał cię o twojej bezwartościowości. I nie żałuj go. Nie możesz zbawić kogoś, kto nie może zostać zbawiony”. W jutrzejszym poście zamieszę listę sygnałów ostrzegawczych, po których można poznać psychopatkę. *Fragment pochodzą z książki O. Rayne "Moja matka psychopatka", Wyd. Znak, 2021 POLECAMY: NERWY W LASJak odzyskać spokój i radość życia?Grażyna weszła do łazienki i zaczęła liczyć do dziesięciu. Jeden, dwa, trzy… Nie miała już sił. Wydawało jej się, że jest napompowana jak balon, który lada moment pęknie. Od dawna żyła w stresie. Nadmiar obowiązków w pracy, wielka odpowiedzialność, życie pod presją czasu, dzieci, dom, wyrzuty sumienia z powodu braku czasu dla najbliższych. Po dniu pełnym napięcia nie umiała zasnąć. Nie zdawała sobie jednak wówczas sprawy, że może być jeszcze trudniej. Czas pandemii, praca zdalna, dzieci uczące się w domu, lęk o zdrowie swoje i najbliższych, ale i pracę. Ograniczenia na różnych polach. Koszmar, który doprowadzał do chwil, do takich momentów jak dzisiejszy, gdy musiała odizolować się, aby nie wybuchnąć, aby nie zranić, by nie powiedzieć jednego słowa za dużo. Czy miewacie takie dni, które przypominają czasami koszmar? Wydaje się, że to nieprawdopodobne, aby zdarzyło się tyle złych rzeczy naraz, a jednak. Albo stresujecie się przed egzaminem, ważną prezentacją w pracy? Albo… „Jeśli jesteśmy nerwowi przez dłuższy czas, przestajemy funkcjonować prawidłowo, nasze rezerwy są na wyczerpaniu, ciało i odporność słabną. Jednak bodźce zachęcające do życia <<na obrotach>>; napływają do nas nieustannie.”* Co może nam pomóc? Grażyna policzyła do dziesięciu i odtworzyła na smartfonie filmik, który nagrała, będąc w lesie. Zamknęła oczy. Wystarczyły znajome odgłosy, które działały jak miód na jej serce, które uspokajały nerwy. Przeniosła się myślami tam, gdzie czuła się komfortowo i bezpiecznie. Czy natura może nam w trudnych sytuacjach pomóc? Otóż, tak! „Jesteśmy od niej zależni na każdej płaszczyźnie egzystencji i czy nam się to podoba, czy nie, stanowimy jej część.”* Okazuje się, że przebywanie na łonie natury, jej dotykanie – ba – nawet samo oglądanie - sprawia, że ludzie czują się lepiej. Wiele badań wykazało zbawienny wpływ przyrody lub oglądania tylko jej zdjęć. Colin Ellard – psycholog z Uniwersytetu Waterloo - prowadził badania dotyczące stanu emocjonalnego podczas spacerów. Uczestnicy otrzymywali „zmodyfikowanego” smartfona, który na bieżąco sprawdzał nastrój (poczucie szczęścia w danym momencie) oraz poziom pobudzenia lub zdenerwowania. Optymalnie jest przecież czuć się szczęśliwym i spokojnym, a nie np. nieszczęśliwym, przygnębionym i do tego poddenerwowanym. Okazało się, że nastroje zmieniały się wraz z otoczeniem, w jakim aktualnie przebywali badani. Największy wzrost poczucia szczęścia i spadek pobudzenia nastąpił, gdy weszli oni do zamkniętego przepięknego ogrodu należącego do ośrodka dla seniorów. Inne badania pokazują, że pacjenci po zawałach serca są spokojniejsi i odczuwają mniejszy ból, gdy mogą patrzeć na obrazy przedstawiające drzewa, wodę i las niż ci, którzy patrzą na abstrakcyjną sztukę. Osoby przebywające w szpitalach z widokiem na zieleń wracają do zdrowia szybciej i potrzebują mniej środków przeciwbólowych niż ci, którzy widzą za oknem np. inny budynek. Studenci lepiej radzą sobie na egzaminach, gdy w trakcie mogą popatrzeć na jakieś elementy przyrody. U dentysty również jesteśmy mniej zestresowani, gdy na ścianach wiszą zdjęcia czy obrazy przedstawiające przyrodę. Grażyna będąc w lesie, nagrała krótki filmik, do którego instynktownie w momentach trudnych powracała. „Kiedy dopada nas stres czy kryzys, zazwyczaj instynktownie chcemy się schronić. Szukamy w myślach miejsca, które kojarzy nam się z komfortem i poczuciem bezpieczeństwa. To może być dom naszej babci z dzieciństwa, mieszkanie, w którym wychowywaliśmy się jako dzieci, pokój na strychu, szałas, plaża, domek nad jeziorem — cokolwiek, co budzi w nas poczucie przytulności, komfortu i powrotu do bezpiecznego okresu w życiu. Czasami nie mamy takiego miejsca i pojawia się ono tylko w naszych marzeniach. Zazwyczaj dotyczy ono natury. Wiele osób wyobraża sobie chatkę w lesie, zazwyczaj nad wodą, skąpaną w zapachach letniej polany albo z ogniem trzaskającym na kominku. Są to bardzo pierwotne skojarzenia i dotyczą one instynktownego poszukiwania poczucia spokoju i bezpieczeństwa, którego jako ludzkość mogliśmy zaznać w częściowo oswojonych warunkach przyrodniczych.”* Gdy Grażyna myślami przenosiła się do lasu, zaczynała odzyskiwać spokój. Katarzyna Siemonienko w książce „Nerwy w las” napisała, że „las oznacza bezpieczeństwo, możliwość zbudowania schronienia, ukrycia się, rozpalenia ognia. W leśnym powietrzu unoszą się substancje, o których na razie wiemy jeszcze niewiele, ale które wdychane przez nas działają jak ożywczy koktajl na cały nasz organizm. Przez płuca napełniamy nim nasze ciała, pobudzamy odporność, regenerujemy siły i odprężamy się. <<Kąpiąc się>>; w lesie, obmywamy się ze stresów, trosk, dysharmonii, a napełniamy równowagą, dystansem i siłą witalną.” Las, jak pisze autorka, relaksuje nas na poziomie niezależnym od naszej woli, „przebywanie w nim modyfikuje pracę autonomicznego układu nerwowego.” W przeciwieństwie do zatłoczonej ulicy, na której większość z nas ma problem ze skupieniem myśli i zapamiętywaniem informacji (zbyt dużo bodźców oddziałuje na nas w jednym czasie i dużo uwagi musimy poświęcić na ich filtrowanie) - kontakt z naturą zupełnie nieświadomie odświeża nasz umysł, odmienia nas samych. Jeśli więc musimy mieszkać tu, gdzie mieszkamy (np. w mieście), to szukajmy zielonych miejsc w okolicy, chodźmy na spacery, wyjeżdżajmy jak najczęściej do lasu i spróbujmy wprowadzać elementy lasu do naszego życia. Wiele pomysłów na uzyskanie równowagi wewnętrznej znaleźć można w książce „Nerwy w las”. Poniżej przedstawiam jeden z nich – ćwiczenie, które warto wprowadzić do swojego repertuaru sposobów na wprowadzanie harmonii w życiu ;) Ćwiczenie Znajdź obiekt w naturze, który przykuje Twoją uwagę. Może to być coś żywego, liść, kamień czy zjawisko przyrody. Spędź z tym obiektem trochę czasu. Jeśli miałby on reprezentować jakiś Twój obszar czy cechę, co by to było? Takich obiektów możesz wybrać kilka lub jeden. Następnie spróbuj stworzyć coś pod nazwą tej właśnie cechy lub pojęcia przy użyciu tego wybranego elementu. Przykład: znalazłam szyszkę. Szyszka kojarzy mi się/reprezentuje moją wytrwałość. Stworzę obraz pt. „Wytrwałość”, używając symboliki szyszek. Napiszę haiku na temat wytrwałości, używając metafory szyszki. Spróbuję odegrać pantomimę o wytrwałości, nawiązując do szyszki, itd. *Fragment pochodzą z książki K. Simonienko "Nerwy w las", Wyd. Sensus, 2021 POLECAMY:
DLACZEGO MNIE NIE SŁUCHASZ?Różnice w komunikacji kobiet i mężczyznWydaje się, że wszystko o sobie już wiemy: jak myślą i mówią kobiety a jak mężczyźni. Tylko dlaczego w takim razie w naszych związkach ciągle tyle nieporozumień, pretensji i kłótni. A może wiemy, ale nie stosujemy? O ile mężczyźni bardziej skupiają się na działaniu, to kobiety silniej przeżywają wszystko emocjonalnie. Niektórzy nawet mówię, że kobiety „myślą sercem”. Jak teraz te dwa odmienne światy mają się porozumieć? Mężczyźni się nie domyślą Kobieta powinna pamiętać, że jeśli nie powie wprost mężowi o swoich potrzebach, emocjach, czy oczekiwaniach, to on sam się ich nie domyśli. To co, dla innej kobiety byłoby oczywiste, dla własnego męża niestety nie będzie. Szkoda tracić czas. Nie jest prawdziwy obiegowy pogląd, że skoro On mnie naprawdę kocha, to znaczy, że dobrze mnie zna i w związku z tym powinien wiedzieć, jakie są moje pragnienia, czy lęki, albo co czuję w danej chwili. Trzeba mu to niestety zakomunikować. Można nawet podjąć się szczytnego zadania nauczenia męża swoich emocji. Ale to wymaga czasu, cierpliwości i zdolności pedagogicznych. W innym wypadku pojawiają się pretensje, narzekania a napięta i tak relacja, staje się jeszcze trudniejsza. Załóżmy, że nasz mąż naszych komunikatów po prostu nie rozumie, a nie że ma złe intencje i robi - albo nie robi czegoś - specjalnie. Zresztą zakładanie dobrych intencji drugiej strony w każdej relacji - pomaga. Kobieta chce być wysłuchana Z kolei kobieta ma potrzebę mówienia o swoich uczuciach (funkcja emotywna komunikacji*). Wówczas oczekuje od mężczyzny spokojnego wysłuchania, empatii i współodczuwania. To dla męskiej natury trudna sztuka, ale wszystkiego można się nauczyć. Jeśli mąż nie zaspokoi tej potrzeby, to żona znajdzie sobie np. przyjaciółkę lub innego mężczyznę – powiernika, a wówczas może to oznaczać początek końca związku. Żona ma prawo oczekiwać od męża zainteresowania i troski jej sprawami, podobnie jak i mąż jego sprawami. Ważne, aby mąż naprawdę nauczył się słuchać, a nie tylko udawał, że słucha. Kobiety nie chcą rozwiązań Kobiety mówiąc o swoich sprawach, dużo miejsca poświęcają uczuciom, a mężczyźni skupiają się głównie na faktach (dominuje u nich funkcja informacyjna komunikacji). Kobieta potrzebuje zrozumienia, wsparcia, zatroszczenia się o jej uczucia, a wcale nie tłumaczenia, że jej zachowanie nie jest logiczne, pytania o przyczyny płaczu i proponowania jej rozwiązania - jak najlepiej poradzić sobie z danym problemem (a propozycja i tak będzie z męskiego punktu widzenia, który niekoniecznie da się w ogóle zastosować przez kobietę). Wówczas mąż nie może się dziwić, gdy żona z pretensją zarzuci mu "Ty nic nie rozumiesz!" Mężczyźni nie lubią opowiadać Kobiety patrząc ze swojego punktu widzenia czują się czasem niepogodzone z faktem, że mąż o wszystkim nie opowiada. Cierpią z tego powodu, czasem nawet myślą, że mąż ma coś do ukrycia, doszukują się nieistniejących przyczyn i zadręczają się tym. A mężczyzna nie ma po prostu tak dużej potrzeby „wywnętrzniania się” jak żona. Nie ma potrzeby opowiadania o wszystkim i dzielenia się wszystkim z żoną. Szczególnie, gdy ma problemy, woli uporać się z nimi sam, chce też żonie zaoszczędzić niepotrzebnych stresów. Tylko że żona może takie zachowanie zinterpretować niewłaściwie. Niby to wszystko wiemy, ale gdyby tak jeszcze o tym zawsze pamiętać? :) Inspiracja: książka J. Pulikowskiego „Ewa czuje inaczej” Jeżeli masz problem z komunikacją z drugim człowiekiem, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POLECAMY:
POZWÓL SOBIE NA UCZUCIAJak odblokować potęgę własnych emocji?Gdy Ala przekracza próg swojego domu, zrzuca maskę. Maskę, która miała pomagać jej w ukrywaniu przed światem swoich emocji. W pracy chce być profesjonalistką, o czym między innymi świadczy fakt niemówienia o swoim życiu, o myślach, które ją przytłaczają, o emocjach, które przeżywa. Otoczenie widzi w niej osobę, która z jednej strony w kwestiach zawodowych wymaga od siebie i innych i to w niej cenią, ale z drugiej jest osobą nieobliczalną. Mają poczucie, że wszystko jest uzależnione od jej humoru, bywa agresywna słownie, złośliwa, wybuchowa. Tylko ona jedna wie, co jest przyczyną jej zmiennych nastrojów. Opieka nad chorą matką, brak partnera, z którym mogłaby założyć rodzinę doprowadzają do spiętrzenia emocji, nad którymi nie panuje. Pod maską próbuje ukryć to, co czuje. Ale czy to jej się udaje? Michał, patrząc w oczy swojego zrozpaczonego syna, dostrzega siebie sprzed dwudziestu lat. Wróciły koszmary z dzieciństwa. Przypomina sobie agresję skierowaną na niego przez kolegów. „Mały, niezdara, chudzielec…” Na nowo te słowa zaczynają brzmieć w jego uszach. To, co wówczas przeżywał było nie do uniesienia na dziecięcych barkach. A on nie potrafił sobie z własnymi emocjami radzić, nie rozumiał ich, był przerażony, nie mówił rodzicom, co przeżywa. Dzisiaj w Michale odżyły te bolesne wspomnienia, widząc syna będącego ofiara agresji rówieśniczej. Dlaczego on, gdy był dzieckiem ukrywał emocje przed dorosłymi? Martyna nauczona jest, że musi ustępować. Drzemie w niej grzeczna dziewczynka, która staje na głowie, aby wszystkim wokół było dobrze. Nie raz w środku pojawiał się bunt, ale nie wyrażała go, bo przecież nie wypada, nie wolno innych urazić, należy zachowywać się w odpowiedni sposób. Na pytanie, co u niej słychać, zawsze odpowiada: „świetnie”, gdyż nie wyobraża sobie, jak mogłaby narzekać. A poza tym, stara się nie zastanawiać się nad tym, jak się czuje. Dlaczego nie daje sobie do tego prawa? „Zaciskamy zęby, tłumimy emocje, a później borykamy się z niekontrolowanym rozładowywaniem napięć. Unikamy trudnej rozmowy z naszym współpracownikiem; wybuchamy w trakcie dyskusji z ukochaną osobą; pochłaniamy też całe opakowanie ciastek i nie potrafimy wyjaśnić, dlaczego to robimy. Gdy odmawiamy sobie prawa do odczuwania, musimy się mierzyć z długą listą niepożądanych efektów. Nie umiemy określić, co właściwie odczuwamy — to trochę tak, jakbyśmy popadali w naszym wnętrzu w swoiste odrętwienie, nie zauważając tego faktu.”* Wielu z nas ucieka przed emocjami. Niektórych nie chcemy przeżywać, bo są nieprzyjemne, na przykład smutek, wstyd, zażenowanie, a innych nie chcemy do siebie dopuszczać, uważając, że nie należy się złościć, zazdrościć, czuć urazy, nienawiści, żalu. Czasami traktujemy emocje w roli panów, podporządkowując się im, a niekiedy w roli sług, ignorując je. Natomiast emocje należy rozpoznać, po to, by pozwolić im - o ile tego chcemy - odejść, ale mając przy tym poczucie sprawczości. Ala, Michał i Martyna uciekali przed emocjami, bali się, nie rozumieli ich, a tym samym byli wobec nich bezradni. Ala nie chciała przyznać się przed sobą do słabości, do tego, że przeżywa frustrację, złość, smutek, rozczarowanie. Michał jako dziesięcioletni chłopiec czuł wstyd, strach, ale nie przyznał się do tego rodzicom. Martynę od środka rozsadzała złość i wściekłość, ale tłumiła je. „Ironia sytuacji polega jednak na tym, że gdy ignorujemy lub tłumimy nasze uczucia, one tylko przybierają na sile. Naprawdę intensywne emocje narastają w nas niczym mroczna moc, która nieuchronnie zatruje wszystko, co robimy, czy się nam to podoba, czy też nie. Zranione uczucia nie znikają same z siebie. Nie ma też co liczyć na to, że takie rany same się zagoją. Jeśli nie wyrażamy naszych emocji, zaczynają się one gromadzić niczym dług, który ostatecznie trzeba będzie spłacić. Nie mam tu na myśli wyłącznie sytuacji, w których odczuwamy coś nieprzyjemnego. Bywa również, że nie uświadamiamy sobie dokładnie tego, jak się czujemy, gdy wszystko wspaniale się układa. Jesteśmy zadowoleni z samego cieszenia się emocjami, a zatem nie poddajemy ich zbyt wnikliwej analizie. Oczywiście to błąd. Jeżeli mamy dokonywać w przyszłości właściwych wyborów, potrzebujemy wiedzieć, co (i dlaczego) zapewnia nam szczęście.”* Czy wielu z nas nie jest podobnych do Ali, Michała i Martyny? Czy nie jest tak, że pewne emocje są nam nie na rękę, przeszkadzają nam w codziennym życiu? Czy nie mamy problemu z nazywaniem uczuć i oceną sytuacji, czyli diagnozą polegającą na zorientowaniu się, co sprawiło, że czujemy się w określony sposób? A przecież, o ile nie będziemy umieli rozpoznawać i nazywać emocji, nie będziemy umieli wyrażać ich w sposób zrozumiały dla otoczenia. Będziemy wypierali to, co czujemy, zamiast otworzyć się na emocje, by je zaakceptować i nauczyć się nimi zarządzać, aby nie były skierowane przeciwko nam, lecz by były narzędziem w naszym ręku. Uczuć i emocji nie pozbędziemy się, one będą towarzyszyć nam przez całe życie. One motywują nas do działania, dostarczają informacji o naszych potrzebach oraz naszym stosunku do siebie i innych. Do każdego i każdej z nich mamy prawo. Mamy prawo doświadczać zarówno tych wygodnych uczuć, ale i tych, które często są przez nas traktowane jako nieproszeni goście. Marc Brackett w książce „Pozwól sobie na uczucia” poruszył niezwykle istotny temat i potraktował go w bardzo osobisty sposób. Dzieląc się z czytelnikami historią swojego życia, pokazał, jak zmienić podejście do emocji, by pomagały nam, a nie przeszkadzały na naszej drodze. Książka napisana jest w sposób, który angażuje czytelnika bez reszty, między innymi dzięki temu, że autor podzielił się w niej swoim doświadczeniem, a wskazówki, które każdy z nas może wykorzystać, przedstawił w prosty i czytelny sposób. Poniżej przedstawiamy pięć umiejętności, które pomogą nam być bardziej spełnionymi ludźmi. Aby tak było, według Marca Bracketta musimy:
*Fragment pochodzą z książki M. Bracketta "Pozwól sobie na uczucia", Wyd. Septem, 2021 POLECAMY:
GDY ŚWIAT SIĘ ZATRZYMAŁProces zmiany FisheraŚwiat się dla niej zatrzymał. Odejście Piotra spowodowało, że grunt usunął się pod jej nogami. Dla Małgosi Piotr był ostoją i wsparciem. Nie tylko jego kochała nad życie, ale też czuła, że jest przez niego kochana. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa, nigdy się na nim zawiodła. Dlaczego w takim razie odszedł? Co spowodowało, że bez słowa wyjaśnienia, bez pożegnania po prostu wyjechał, zostawiając jej jedynie list. Prosił w nim o wybaczenie, nie tłumaczył się i nie oczekiwał, że zrozumie. Przepraszał tylko za krzywdę, jaką jej wyrządził. Małgosia nie chciała uwierzyć w to, co się stało. Uważała, że to jakiś żart. Wydzwaniała nieustannie, ale nie odbierał. W głowie jej się nie mieściło, nie mogła pojąć, jak po pięciu latach wspólnego szczęśliwego życia mógł bez słowa odejść… Po tygodniu do Małgosi dotarło, że odejście Piotra jest faktem. Gdyby stanął teraz przed nią, nie darowałaby mu tego, co jej zrobił. Jak mógł? Dla niego przecież by w ogień skoczyła. Z pewnością chodziło mu dziecko, ale nigdy nie chciał się do tego przyznać. Lata starań nie przynosiły żadnego efektu. - Ale przecież to nie moja wina! To nie moja wina! - powtarzała w złości Małgosia. - Jak mógł? Ufałam, kochałam! Jak on mógł mi to zrobić?! Niech tu tylko się pojawi, to ja mu pokażę! Mijały tygodnie i Piotr nie wracał. Przyjaciele otoczyli ją opieką. Zaczęła spotykać się z ludźmi, dla których od lat nie miała czasu. Zawsze życie w domowym azylu przedkładała nad wszystko inne. Teraz zaczęła dostrzegać wartość posiadania przyjaciół. Ale nie trwało to długo… Wieczorami Małgosia rozmyślała, zadawała sobie tysiące pytań. Tęskniła za Piotrem, szamotała się wewnętrznie. Bała się iść do przodu. Zrozumiała bowiem, że życie jest kruche. Piotr, który był ostoją, zniknął. Bała się o siebie, o niego. A przede wszystkim z lękiem patrzyła w przyszłość. Czuła swoją nieporadność. Zaczynała dostrzegać, iż przywykła do życia z człowiekiem, który przejmował wiele inicjatyw, który był niejako przewodnikiem ich wspólnej wędrówki. Była przerażona. W nocy budziła się zlana potem i serce biło jej jak szalone. Z pomocą terapeuty, bez którego nie umiała sobie poradzić, zaczęła podążać naprzód, ale nie było to łatwe. Szereg wyrzutów sumienia. Ciążące poczucie winy. Co ja zrobiłam nie tak? Nie dam rady żyć, skoro spotkała mnie taka porażka! Gdyby nie Zosia - osoba o wielkiej empatii, a przede wszystkim świetny specjalista, Małgosię przytłoczyłaby przeszłość, na którą nie miała wpływu. Wiedziała już, że Piotr przepadł jak kamień w wodę. Zdawała sobie sprawę, że wszystko musiał wcześniej zaplanować. Pytania dlaczego?- czy miały sens… W zasadzie dzisiaj nie potrafi odpowiedzieć, kiedy nastąpił przełom w tej wewnętrznej walce. Pamięta, że z każdym spotkaniem coraz bardziej ufała Zosi - swojej terapeutce. W zasadzie czuła się jak dziecko, które ktoś prowadził we mgle, aż w końcu zrozumiała, że może podążać dalej sama. Poczuła siłę, moc i chęć do działania. Zaczęła odzyskiwać siły i akceptować po pierwsze siebie, nową siebie i swoje życie, w którym przede wszystkim musiała sama stanąć nogami na ziemi. Dostrzegła, że Zosia w sposób niezwykle subtelny powodowała, że zaczęła podejmować różne nowe wyzwania. Miała odwagę, by iść do przodu i odkrywać przestrzenie, które do tej pory budziły w niej lęk - nie umiem, nie potrafię, nie dam rady. Zosia wciąż powtarzała, że jeżeli nie wskoczy na głęboką wodę, nie zaryzykuje, nie przekona się. Próbowała dzięki sile, którą zaczynała w sobie odnajdywać. Historia Małgosi pokazuje proces zmiany, który w różnych momentach naszego życia przechodzimy. John Fisher jest autorem koncepcji zmiany osobistej, której towarzyszą kolejne przewidywalne stany emocjonalne: złość, nadmierny entuzjazm, strach, zagrożenie, poczucie winy, depresja, stopniowa akceptacja, poruszanie się naprzód, podobnie jak miało to miejsce w przypadku Małgosi. Oczywiście u każdego może przebiegać to nieco inaczej (w innej kolejności lub niektóre procesy mogą po prostu nie wystąpić). *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli chcesz znowu zacząć patrzeć na życie pozytywnie, poczuć radość, spowodować, aby przeszłość nie kierowała Tobą, żeby czuć się osobą pewną siebie, spełnioną i szczęśliwą, osobą, która ma dobre relacje z innymi, akceptuje ich i siebie - zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
|
|