DLACZEGO TAK WYGLĄDA ICH OBECNE ŻYCIE?Zaburzone relacjeŚLADY PRZESZŁOŚCIPaweł i Marta. Młodzi, inteligentni, wykształceni i atrakcyjni. Obydwoje otoczeni grupą znajomych, przyjaciół, a tak bardzo samotni. Poznałam ich na mojej drodze zawodowej, natomiast oni nigdy się spotkali, choć tak wiele ich łączy, przede wszystkim nieumiejętność nawiązywania bliskich relacji emocjonalnych i wchodzenie w związki. Marta jest uroczą, piękną kobietą. Ukończyła architekturę. Praca, pasja, głowa pełna pomysłów, przelotni mężczyźni. Ona jedna wie, że prześladuje ją czas dzieciństwa, który pozostawił ślad w jej psychice, jak mówi: „na całe życie”. Wchodząc w relacje z mężczyznami zachowuje się nie jak dojrzała trzydziestolatka, lecz jak siedemnastoletnia dziewczynka. O swoim ostatnim związku mówi tak: „wszystkiego w życiu właściwie dowiedziałam się od Kuby - mojego ostatniego mężczyzny. Analizowaliśmy moje porażki, cieszyliśmy się z sukcesów, przytulał, gotował, kochał. Wszystko to, czego nie dała mi rodzina, dał mi on, ale nie pisał się na taką rolę. Ja zadurzałam się w innych facetach, więc się rozstaliśmy w końcu. Ale nawet jest mi z tym OK, bo tak jakoś prościej. Będę tęsknić za tym, co miałam z nim, bo jest mega mądry i znajduje rozwiązania na wszystko i zawsze mogłam się do niego zwrócić, na niego liczyć. Poza tym on pokazał mi, że jestem szczęśliwa, a tego smaku się nie zapomina. Przy nim piękniałam i promieniałam. Wytrzymał ze mną dużo. Oj... dawałam, mu czasem popalić. Ale nie chciał być tatusiem i nie ma co się dziwić.” Paweł w momencie, gdy zorientował się, że należałoby podejmować męskie decyzje wycofywał się rakiem. Prawnik z doktoratem, dorosły metrykalne, a zachowanie i emocje dziecka. Czterdziestoletni mężczyzna w spodniach na szelkach, wieczny chłopiec. Marta szukała miłości w ramionach silnych, opiekuńczych mężczyzn i pomimo, iż było jej z nimi dobrze, zdradzała ich. Oni mieli pełnić w jej życiu rolę ojca, którego nie miała, a ona wchodziła w rolę poszukującej wrażeń rozkapryszonej dziewczynki. Paweł wciąż uzależniony od matki, której nienawidził. Bojący się wejść w relacje z kobietami, niedojrzały i nieodpowiedzialny. Dlaczego tak wygląda ich obecne życie? Marta tłumaczy swoją postawę przekleństwem braku miłości i akceptacji. Opowiada o rozstroju nerwowym, które komplikuje zdolności poznawcze i koncentrację uwagi oraz spokój wewnętrzny. Wspomina czas nauki w szkole, gdy była najlepszą, niesprawiającą problemów uczennicą, pomimo, iż jej życie rozsypywało się na najdrobniejsze kawałeczki. Mówi, że była to ucieczka w naukę. Jej siostry wpadły w depresję i nie chodziły do szkoły. Dla Marty szkoła i nauka były jedyną rozrywką. W domu nie miała co robić, a wszystko wokół bardzo ją ciekawiło. I to wyszło jej na dobre, gdyby nie blizny… Paweł w pewnym momencie pękł. Wykrzyczał to, co chciałby powiedzieć matce. Miał do niej pretensje, żal, mówił nawet o nienawiści, ale z drugiej strony tłumił te uczucia w sobie, bo nie wypada, nie wolno. To przecież matka. Dobrze jednak widział, że relacja między matką a nim była dziwna. Nigdy nie odczuł z jej strony miłości, akceptacji. Traktowała go jak rywala. Ona nie była, jak nazwaliby twórcy Analizy Transakcyjnej, osobą dorosłą, ani rodzicem, ona pomimo swoich 30,40,50, potem 60 lat wciąż była emocjonalnym dzieckiem. W takiej relacji matka – syn trudno stać się mężczyzną. Jeżeli nie będzie nam dane być dziećmi, jeżeli nie doświadczymy bezwarunkowej miłości, akceptacji, wsparcia wówczas, gdy tego potrzebujemy, w wieku dojrzałym będziemy infantylni. Mężczyzna nie będzie w stanie zapewnić oparcia kobiecie. Będzie szukał silnych kobiet, gdyż będzie poszukiwał w kobietach matki, ale w pewnym momencie będzie się z tego związku wycofywał. Marta pamięta odejście ojca. To było jak trzęsienie ziem. Ktoś, kto miał zapewniać poczcie bezpieczeństwa, odszedł. I nie chodziło tu tylko o bezpieczeństwo fizyczne i finansowe, ale przede wszystkim psychiczne. Jak wiadomo dziecko czuje się psychicznie bezpieczne, gdy jest kochane, gdy wie gdzie jest jego miejsce, gdy czuje, że jest tam chciane i bardzo ważne dla swoich rodziców. Dziecku, którego ojciec porzuca, wali się jego świat. Bardzo ważna potrzeba – potrzeba bezpieczeństwa w tym momencie nie może być zaspokojona. O ile część osób dorosłych potrafi poradzić sobie z niezaspokojonymi potrzebami, z niemożnością zrealizowania celu, do którego dążyło, o tyle dziecko nie jest w stanie sobie dać rady z tą sytuacja. U dziecka rodzi się lęk i napięcie. Lęk, którego istotą jest ciągłe oczekiwanie na coś strasznego, bo skoro odszedł ojciec, który miał być ostoją, to w każdej chwili coś jeszcze może się wydarzyć i ten lęk wzmaga napięcie. Z kolei wzrastające napięcie potęguje lęk i tak nakręca się nerwicowe błędne koło. Ten mechanizm ma naturalną tendencje do utrwalania i pogłębiania się. Dochodzi u dziecka do powstania zachowań nerwicowych. Dziecko budzi się w nocy, trzęsą mu się ręce, zapiera mu dech w piersiach, wszystkiego się boi, itd. Jeśli odchodzi najbliższa osoba, człowiek, który miał dawać miłość, akceptację to znaczy - w odczuciach dziecka - odrzuca mnie, bo nie zasługuję na miłość. Skoro najbliższa osoba nie kocha, widocznie nie jestem wart tej miłości. Jestem złe, beznadziejne, do niczego się nie nadaję. Życie dziecka traci sens. Prowadzi to do rozwoju depresji. Dziecko jest smutne, nic je nie cieszy, nie potrafi się na niczym skoncentrować, bardzo nisko ocenia siebie i swoje możliwości, traci apetyt albo wręcz przeciwnie je, żeby zapomnieć. Widzi siebie jako nieudolne, bezwartościowe, ma powracające poczucie winy. Paweł zrozumiał, że ma prawo do złości, nienawiści, żalu... Zrozumienie całej trudnej sytuacji, dało mu poczucie wielkiej ulgi. Dotarło do niego, że w rodzinie, poprzez rodziców w dziecku tworzą się podstawy psychiki, zręby osobowości. To rodzice są pierwszymi ludźmi, którzy mają najbardziej istotny wkład w budowę i rozwój całego bogactwa życia emocjonalnego. Od nich dziecko odbiera pierwsze gesty i zachowania, które powinny być wyrazem miłości, radości i dumy. Zrozumiał, iż to nie w nim jest problem, że jego zachowanie jest tylko konsekwencją tego, co wydarzyło się przed laty. Odejście ojca wywiera nieodwracalny wpływ na dziewczynki. Może taka sytuacja potoczyć się inaczej, o ile matka zadba o zapewnienie poczucia bezpieczeństwa, a w życiu dziewczynki pojawi się mężczyzna, który nie tylko będzie wzorem odpowiedzialności, ale zaspokoi choć w części jej potrzebę uznania i wartości. Taką osobą mogą być dziadkowie, starsi bracia, nauczyciele, trenerzy. Mówi się, że silny ojciec to silne córki. Ta relacja pomiędzy ojcem a dziewczynką ma wpływ na poczucie wartości w późniejszych latach kobiety, która z niej wyrośnie. Zdrowa relacja pomiędzy matką a synem powoduje, że będzie on silnym mężczyzną szanującym kobiety i gotowym wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Ważne, by rodzice o tym pamiętali. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
MIEJMY KONTROLĘWpływ nowych technologii na mózgi dzieciNasze dzieci nie wyobrażają już sobie życia bez ekranów: telewizora, laptopa, smartfona. I oczywiście nie o to chodzi, aby całkowicie zabronić im dostępu do zdobyczy techniki, ale jak wszystko, należy robić to „z głową”.
Swego czasu wielką burzę wywołała książka uznanego niemieckiego neurologa i psychiatry Manfreda Spitzera „Cyfrowa demencja. W jaki sposób pozbawiamy rozumu siebie i swoje dzieci”, dzieląc naukowców na dwa wrogie obozy. Autor twierdzi w niej, że intensywne korzystanie z mediów elektronicznych powoduje - szczególnie u dzieci i młodzieży - zanik samodzielnego myślenia, problemy z koncentracją, zakłócenia w orientacji przestrzennej, a w konsekwencji gorsze wyniki w nauce. Według niego w sferze emocjonalnej również następują zmiany i to wcale nie na lepsze: wycofywanie się z interakcji z innymi, czy wręcz wycofywanie się z realnego życia, problemy z zasypianiem, poczucie osamotnienia, depresja, a w końcu nawet uzależnienie od mediów cyfrowych. Nie brzmi to wszystko zachęcająco, jest więc się nad czym zastanawiać. W tym kontekście, dobrze robią Ci rodzice, którzy ograniczają i limitują dzieciom dostęp do „ekranów” wszelkiego typu. Jak wynika z przeprowadzonych badań KIDS’ MEDIA JOURNEYS w prawie połowie domów dzieci muszą prosić o pozwolenie, gdy chcą obejrzeć telewizję, pograć w gry, czy obejrzeć wideo on line. A ok. 2/3 rodziców kontroluje czas, jaki ich dzieci spędzają w kontakcie z różnymi mediami. Rodzice Ci zdają sobie pewnie sprawę (pamiętając swoje dzieciństwo), że dorastanie to przecież nawiązywanie i utrzymywanie relacji z innymi, ćwiczenie umiejętności społecznych, poszukiwanie i rozwijanie swoich talentów i tysiąc innych rzeczy, których niestety (a może na szczęście) nie da się zrobić on line, bez fizycznej obecności drugiego człowieka. I na które także potrzeba czasu, którego przy niekontrolowanym dostępie do mediów, może po prostu nie wystarczyć. Telewizor nie musi być przecież „domownikiem”, włączonym cały czas i skupiającym uwagę prawdziwych domowników. Przecież przy wspólnej kolacji nie trzeba śledzić losów bohaterów serialu, nie zamieniając ze sobą słowa, ale pobyć ze sobą, zapytać, jak minął dzień, podzielić się swoimi sukcesami i porażkami. Może warto skorzystać z pomysłu zaprzyjaźnionej rodziny, której członkowie po przyjściu do domu wyłączają i wrzucają swoje telefony do jednej wspólnej szuflady, którą potem zamykają. Mają czas tylko dla siebie. Pozytywne jest także to, jak wynika z przeprowadzonego badania, że wielu rodziców deklaruje, iż stara się kontrolować treści, jakie ich dzieci oglądają on line (70%), jakich aplikacji i gier używają (65%), czy jakie programy oglądają w telewizji (63%). Martwią nas pozostali rodzice, ok. 1/3, którzy takiego „nadzoru programowego” nie prowadzą. Teoria uczenia się społecznego, której autorem jest Albert Bandura, mówi o dużej roli modelowania zachowań (przez obserwację innych). To, co dzieci zobaczą albo będą oglądać przez dłuższy czas (np. agresję słowną, poniżanie, wyśmiewanie innych, robienie głupich żartów, złe słownictwo, itp.) wejdzie do repertuaru ich własnych zachowań i zmiana będzie wymagała dużego wysiłku. Oczywiście pozostają cały czas jeszcze większe zagrożenia, na jakie może natknąć się młody człowiek, szczególnie w Internecie. Są to treści absolutnie niedostosowane do wieku i poziomu rozwoju dziecka, z którymi nie powinno się zetknąć i które mogą mieć negatywny wpływ na jego dalsze funkcjonowanie (pornografia, pedofilia, dewiacje itd.) A przecież nawet przy oglądaniu telewizji można uczyć: mądrego gospodarowania swoim czasem (organizacja czasu) i dokonywania przemyślanych wyborów (podejmowanie decyzji). Tak przydatne w dorosłym życiu umiejętności może kształcić tak wydawałoby się trywialna sprawa jak wybór programu telewizyjnego do obejrzenia. Można przecież usiąść z dzieckiem, przeczytać program telewizyjny (młodsze przy okazji poćwiczą dodatkowo naukę czytania) i wybrać jeden interesujący program, czy film, który wspólnie danego dnia dziecko obejrzy z rodzicami o wcześniej ustalonej porze (w dni powszednie można umawiać się na krótszy czas, jaki poświęcamy telewizji, a w weekendy nieco dłuższy). Wszelkie ekrany mają jeszcze jedną groźną funkcję – mogą uzależniać. Dlaczego? Otóż mają wręcz „magiczną” moc oddziaływania na nasz mózg. Pomyślmy, gdzie jeszcze dzieje się w świecie tak, że minimalnym wysiłkiem można osiągnąć tak wiele? Klikasz i widzisz erupcję wulkanu, klikasz i przeskakujesz 20 metrowy mur, klikasz i lecisz samolotem? Generalnie możesz wszystko. Ekran daje nam mnóstwo prostej, szybkiej, wręcz uzależniającej gratyfikacji: "klikasz i masz" - nigdzie w realnym świecie wpływ na rzeczywistość nie jest tak prosty, gdzie wręcz bez wysiłkowa "akcja" powoduje fantastyczny skutek - reakcję na ekranie. Wszystko to powoduje, że mózg chce więcej i więcej. Tylko, czy potem dla dziecka będzie atrakcyjna biała kartka papieru i kredki, które, gdy jej dotkną nie spowodują powstania wielokolorowego pięknego obrazu? Trzeba trudu, wysiłku, treningu, cierpliwości, tego wszystkiego, co potrzebne jest w prawdziwym życiu i tylko w prawdziwym życiu można to wyćwiczyć. GRY W ZWIĄZKACHGdyby Nie Ty...Ada poznała Piotra w klasie maturalnej. Kolorowy zawrót głowy, jak to mówią młodzi. O takim chłopaku śniła. Ona – bardzo dobra uczennica marząca o medycynie, on stojący twardo nogami na ziemi urodzony ekonomista. Serce nie sługa. Po wpływem Piotra zmieniła kurs. Postanowili wspólnie wyjechać na studia, wynająć mieszkanie i zacząć nowy rozdział wspólnego życia. Decyzja Ady o zmianie planów była niezrozumiała dla osób, które znały ją od lat. W zasadzie pierwsze tygodnie wspólnego życia pokazały, że nie było ono bajką. Ciągłe kłótnie, brak pieniędzy, różnice zdań i odwieczne słowa Ady: „Gdyby nie Ty, studiowałabym medycynę. Marzyłam o tym od dziecka.” Osoby patrzące z zewnątrz na relację tej pary zdziwiła decyzja o ich ślubie. Ale cóż, uważali, że to iskrzenie było im potrzebne do normalnego funkcjonowania. Krótko po tym, jak stanęli na ślubnym kobiercu, Ada urodziła Jaśminkę. Zbiegło się to z ukończeniem studiów. Piotr podjął pracę w firmie, z która od dwóch lat dorywczo współpracował. Natomiast Ada miała pierwszy rok spędzić z córeczką w domu. Zaakceptowała taki stan rzeczy. Piotrowi ten układ bardzo odpowiadał. Żona w domu, czekająca z gorącym obiadem, zadbane i spokojne dziecko. Czego chcieć więcej? Zaczął więc namawiać ją, by iść za ciosem i postarać się o braciszka dla Jaśminy. Wówczas zaczęły się awantury. „Gdyby nie ty, twoje parcie na ślub, na dziecko, zaczęłabym pracę. Tyle ciekawych ofert przeszło mi koło nosa.” W momencie, gdy zaczęli decydować się na żłobek, gdy Ada podobno rozpoczęła poszukiwania pracy, okazało się, że pragnienie Piotra ziściło się i żona zaszła w ciążę. Pierwszy miesiąc to czas wiecznych awantur, które wszczynała Ada. Miała dosyć takiego życia. Ale czy to Piotr był winowajcą takiego stanu rzeczy? Eric Berne w książce „W co grają ludzie” opisał miedzy innymi grę „Gdyby Nie Ty…” Ada nie przez przypadek wybrała jako swojego partnera życiowego człowieka dominującego. Ona – osoba bojąca się podejmowania decyzji, wyzwań, „potrzebowała” kogoś, kto mógłby być oskarżany za ograniczanie jej tych aktywności, których tak naprawdę się bała. Medycyna będąca marzeniem jej rodziców, przerażała ją. Piotr stanowił świetną wymówkę. To przez niego – przez uczucie do niego zmieniła plany. Uciekła od tego, czego się bała, po to, by potem oskarżyć go za to. A tak naprawdę Piotr oddawał jej przysługę, chroniąc ją przed tym, czego się chorobliwie bała. Jak być może zauważyliście, wiele osób wiąże się z taka a nie inną osobą nie przez przypadek. Osoby wchodzące w grę „Gdyby Nie Ty” potrzebują kogoś, kto „ograniczy ich”. Taką osobę można oskarżać o to, czego nie udało się osiągnąć. Celem bowiem tej gry jest uśmierzanie własnych lęków i usprawiedliwianie swojej bierności. Problem pojawia się dopiero wówczas, gdy jedna z osób wychodzi ze swojej roli. Gdyby Piotr powiedział Adzie: studiuj medycynę, marzyłem, by mieć żonę lekarza, mogłoby się okazać, że … nie on był przeszkodą. Gdyby Piotr uznał, że decyzje o ślubie przełożą na czas, gdy obydwoje odnajdą się na rynku pracy, okazałoby się, że Ada wcale nie chce podejmować tego kroku. Często okazuje się, że to nie partner jest problemem, ale są nim własne lęki. A zmiana zasad gry poprzez powiedzenie: „Rób, to czego pragniesz” , nagle demaskuje fobie i lęki drugiej strony. *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
ZE ZŁAMANYMI SKRZYDŁAMIOsoby Wysoko WrażliweWrażliwi ludzie są najbardziej autentycznymi i uczciwymi ludźmi, których kiedykolwiek spotkasz. Nie ma niczego, czego nie powiedzieliby o sobie, jeśli Ci zaufają. Jednak w momencie, gdy ich zdradzisz, odrzucisz lub poniżysz, zakończą Waszą przyjaźń. Wrażliwcy żyją z poczuciem winy i ciągłym cierpieniem, wynikającym z nierozwiązanych sytuacji i nieporozumień. Nie są w stanie żyć, gdy nienawidzą lub są znienawidzeni przez innych. Ten typ osób potrzebuje tyle miłości, ile nikt nie jest w stanie im dać, ponieważ ich dusza jest stale raniona przez innych. Jednak pomimo tragedii, które muszą przejść w życiu, pozostają najbardziej współczującymi ludźmi, których warto poznać i często zostają działaczami na rzecz innych: zranionych, zapomnianych i niezrozumianych. Są aniołami ze złamanymi skrzydłami, które latają tylko, gdy są kochani.
Shannon L. Adler lessonslearnedinlife.com BAWIŁ SIĘ EMOCJAMIManipulacja. Atrakcyjność fizyczna. AutorytetMiasto z marzeń i ona – młoda, zdolna lekarka, która trafiła na staż do tutejszego szpitala. To jak sen. Każdy dzień przynosi Izie coraz więcej wrażeń. Kraków, praca, o jakiej marzyła, codzienne wyzwania, niezwykli ludzie i on… Iza należała do tych kobiet, dla których dążenie do celu było niezwykle istotne. Dobra uczennica, a przy tym niezwykle błyskotliwa, inteligentna, rzutka dziewczyna. Koleżanki w szkole, a potem na studiach spoglądały na nią z zazdrością. Miała wszystko, o czym inne mogły tylko marzyć. Nie było mężczyzny, który przeszedłby obok niej obojętnie. Zdawała sobie z tego sprawę, ale w żaden sposób nie zmieniało jej to jako człowieka. Być może jej bardzo racjonalne podejście do życia i stawianie wykształcenia na pierwszym planie, a życia rodzinnego na drugim, powodowało, że w oczach kolegów jej akcje tym bardziej szły w górę. Iza była otwarta, życzliwa, rozmowna, ale niedostępna dla mężczyzn. W Krakowie nastąpiło „trzęsienie ziemi”. Tak Iza to określała. Elektryzujący głos, przenikliwe spojrzenie. Nie poznawała siebie. Dostrzegała, jak reaguje na przelotne spojrzenia ordynatora, na przypadkowe dotknięcia dłoni. Inteligentny, tajemniczy, przystojny, nienagannie ubrany. Człowiek z klasą. Nie umiała sobie odpowiedzieć, czy to siła autorytetu, czy potrzeba oparcia, której na pewno zabrakło jej po stracie ukochanego ojca, czy czar tych orzechowych oczu. Próbowała, pomimo, iż serce mówiło co innego, stawiać opór. „Będą plotki - stażystka i ordynator. Przecież to banalna historia.” Tego nie było jej potrzeba. Ale im bardziej, wbrew sobie była niedostępna, tym bardziej on pragnął ją zdobyć. Tak, zdobyć - jak później się okazało, o zdobycie Izy tylko chodziło. Nie była pierwsza i najprawdopodobniej nie ostatnia. Ona zaufała i w końcu pomimo wielu wątpliwości postanowiła dopuścić do głosu uczucia. Pokochała bez granic. Tak jakby na tę miłość czekała latami. Znalazła w ramionach Zbyszka to wszystko, czego potrzebowała. Zdała sobie sprawę z wielu tłumionych potrzeb - przede wszystkim z tak ważnej potrzeby bliskości. Energia rozpierała ją całą. Była naprawdę szczęśliwa. Być może to szczęście nie pozwoliło jej dostrzec pierwszych symptomów wskazujących na wycofywanie się ze związku tego, z którym zaczęła wiązać przyszłość, tego, który pół roku wcześniej zrobiłby wszystko, by jemu zaufała i dała szansę. „Byłaś dla mnie wyzwaniem. Byłaś niedostępna, piękna, pociągająca. Zrobiłbym wszystko, by Cię rozkochać. Po prostu moja męska ambicja kazała mi Ciebie zdobyć.” Te słowa i wiele innych przeczytała Iza, ocierając łzy. W pewnym momencie zaczęło do niej docierać, że z każdym dniem Zbyszek oddalał się, a potem wręcz odpychał ją, jakby chciał wyrzucić ze swojego życia, jak niepotrzebną rzecz. To historia jest jedną z wielu, jakie pisze życie. Człowiek manipulujący drugim człowiekiem. Bawiący się czyimiś uczuciami. Wykorzystujący zarówno swój autorytet, który działa cuda, o czym jeszcze na naszym blogu będziemy pisały, ale i wykorzystujący swoja atrakcyjność fizyczną. Wiele badań pokazuje, jaką rolę odgrywa wygląd. Bardzo silny i wyraźny jest związek pomiędzy atrakcyjnością fizyczną a lubieniem – osoby atrakcyjne łatwo zyskują sympatię. Niezwykle często faworyzujemy osoby atrakcyjne, atrakcyjność fizyczna wpływa na nasze decyzje, ocenę, zmienia nasze postawy. Elliot Aronson mówi nawet, iż nasza percepcja wzrokowa wywiera niezwykły wpływ na nasze uczucia i zachowania. I używa do zobrazowania dosadnego sformułowania, że jesteśmy niewolnikami naszych oczu. Skoro ktoś jest przystojny, według nas jest też dobry, wrażliwy, opiekuńczy. Niestety jest grupa osób atrakcyjnych fizycznie, którym brak poczucia własnej wartości i które wykorzystują swoje zewnętrzne atuty do dowartościowywania swojego „chorego” ego. To ludzie podobni do Zbyszka - raniący i krzywdzący innych. Ślepota spowodowana efektem aureoli, o którym już pisałyśmy w poście „Piękną być?” powoduje, że wiele osób, podobnie jak Iza, nie dostrzega ich wyrafinowanej gry. Wielu przystojnych mężczyzn, ale i piękne kobiety, które nie lubią siebie, wykorzystują innych, by przeglądać się w ich zakochanych oczach, dla osiągnięcia swojego celu, którym jest budowanie poczucia własnej wartości, w którą nie potrafią uwierzyć. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
CZY WSZYSTKO ZALEŻY OD NAS?Czynniki warunkujące sukcesWróciła do domu zmarznięta. Skostniałymi dłońmi włączyła wodę na herbatę i siadając przy stole, zgarnęła okruszki, które pozostały po niecodziennym śniadaniu. To były piękne dwa dni, które spędziła z przyjaciółką z liceum. Dwa dni i trzy noce – czas wypełniony rozmowami, śmiechem, tęsknotą za tym, co minęło bezpowrotnie i refleksjami na temat życia, szczęścia, sukcesu. Natalka była dla Sonii jak siostra. Pomimo, że były rówieśniczkami, Sonia zawsze miała w Natalii oparcie, traktowała ją zawsze jak wyrocznię, jako osobę, z której zdaniem liczyła się i miała pewność, że nigdy się na niej nie zawiedzie. Była osobą, która swoim przykładem pokazywała, iż w życiu osiągnąć można to, o czym się marzy. Dziewczyna z biednego domu, w którym zamiast chleba często na stole gościł alkohol. A kłótnie i rękoczyny matki i ojca to obrazy, które zapewne chciałaby wymazać ze swojej pamięci. „Gdyby nie Ala, nie byłabym dzisiaj tu, gdzie jestem” - Natalka wspomniała w czasie wizyty o swojej cioci, która przed laty stała się dla niej kimś najważniejszym na świecie. „To ona była dla mnie nie tylko kołem ratunkowym, ale i przepustką do innego życia.” Natalka do dziś pamięta zapach jej perfum, który wraz z powiewem innego, lepszego świata pojawiał się wraz z Alą w jej obskurnym małomiasteczkowym domu raz na parę miesięcy, gdy przyjeżdżała z wizytą. Natalka początkowo z zaciekawieniem dziecka, a potem z podziwem nastolatki słuchała o życiu ciotki, osoby, która odznaczała się pracowitością i siłą charakteru. A Ala z kolei z zainteresowaniem i przejęciem, które tak obce było dla rodziców Natalki, wypytywała o sukcesy dziewczynki i była pod wielkim wrażeniem jej bystrości, elokwencji, błyskotliwości oraz umiejętności, z jaką opowiadała o swoim małym świecie, świecie nauki, w który uciekała od problemów codziennego dnia. „Gdyby Ala miała swoją rodzinę, moje życie dzisiaj wyglądałoby zupełnie inaczej i uwierz mi, moja wiara w siebie, pozytywne myślenie, determinacja i umiejętność planowania mogłyby nie zagwarantować sukcesu. Popatrz na życie naszych kolegów Wojtka i Roberta… Oni też zawsze powtarzali słowa, które w latach osiemdziesiątych nie były tak popularne jak dzisiaj, słowa, które są wypowiadane przez wielu coachów: chcieć to znaczy móc. Oni przecież tak bardzo chcieli, starali się z całych sił, mieli ogromny potencjał, a spójrz jak różnie potoczyły się ich losy. Gdyby w moim życiu nie pojawiła się Ala, gdyby nie miała możliwości i chęci, by wyciągnąć do mnie pomocną dłoń, przyjąć pod własny dach i utorować wiele dróg, różnie mogłoby być. Spójrz, jakie znaczenie miało to, że byłam czwartym, a nie pierwszym dzieckiem moich rodziców. Gdy dorastało moje starsze rodzeństwo, Ala była licealistką i nie miała możliwości dania im tego, czym mnie obdarowała. Gdybym urodziła się 10 lat wcześniej, nie wchodziłabym w dorosłe życie w czasach sprzyjających tak niepokornym i ciekawym świata ludziom jak ja. Tak więc widzisz, Kochana, nie wszystko w życiu zależy od nas. Choć my powinniśmy dać z siebie wszystko, by wiedzieć, że nie zmarnowaliśmy szansy danej nam być może ten jeden jedyny raz przez życie.” Z rozmyślania wyrwała Sonię jej ulubiona melodia „My Way” ustawiona jako dźwięk dzwonka w telefonie. To Natalia zameldowała, że szczęśliwie dotarła do domu. Podziękowała za wspólnie spędzony czas i za spotkanie, które dla Sonii poza wieloma wartościami dostarczyło też zmiany dotychczasowego spojrzenia na ludzi sukcesu. Ona zawsze żyła w przekonaniu i tego uczyła swoich synów, że sami jesteśmy panami swojego losu i od nas zależy jak wysoko wzlecimy. Dzisiaj uświadomiła sobie, że nie zawsze jest to takie proste przełożenie. Choroba, niesprzyjające okoliczności, czas, w którym dane nam było się urodzić często decydują o tym, że nasz potencjał nie jest w pełni wykorzystany. I pomimo, iż zrobiliśmy wszystko, by wykorzystać dany nam przez życie dar w postaci talentu, dochodzimy jedynie do podnóża szczytu, którego wierzchołek zdobywają Ci, którym wiatr zawiał pomyślniej. To, że w życiu nie wszystko jest zdeterminowane czynnikami wewnętrznymi i wiele zależy w nim od sprzyjających okoliczności, to nie tylko wnioski osób podchodzących z dużym dystansem do swojego sukcesu, takich jak Natalia, czy też frustratów szukających uzasadnienia swoich niepowodzeń. Są bowiem dowody uzasadniające tezę, że do osiągnięcia sukcesu w życiu potrzebne jest szczęście, o czym możemy przeczytać w wyśmienitej, wciągającej jak najlepsza powieść książce Malcolma Gladwella „Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu”. Według jej autora dostateczna inteligencja, pracowitość oraz określone cechy osobowościowe, które niewątpliwie ułatwiają zauważanie okazji, jakie nie każdemu w jednakowej mierze serwuje życie, to tylko jedna strona medalu determinującego sukces. Wszyscy chcemy wierzyć w mit „od pucybuta do milionera”, bo daje nam poczucie kontroli nad własnym życiem. Znamy też oczywiste czynniki sukcesu: po pierwsze: talent, zdolności, po drugie ciężka praca, żeby tego talentu nie zmarnować, ale go rozwinąć i po trzecie: oryginalne postrzeganie świata, dzięki któremu wyróżnimy się spośród innych ciężko pracujących utalentowanych ludzi. Kojarzymy sukces wyłącznie z wysiłkami jednostki. Ale jak twierdzi autor „Poza schematem” niestety to nie wystarcza. Potrzeba czegoś więcej - jest jeszcze druga strona medalu, bo jak mówi „nasze dotychczasowe postrzeganie sukcesu opiera się na całkowicie błędnych przesłankach”. Gladwell na podstawie wielu badań, eksperymentów, biografii, które przeczytał lub do których sam dotarł, twierdzi, że w przypadku ludzi sukcesu - geniuszy, znanych przedsiębiorców, gwiazd rocka, czy programistów komputerowych: „Ich sukcesy są produktem historii, społeczeństwa, sposobności i dziedzictwa kulturowego. Nie ma w nich nic wyjątkowego ani tajemniczego. Mają swe źródło w splocie kulturowych uwarunkowań, zasłużonych i niezasłużonych możliwości, a nawet szczęśliwych zbiegów okoliczności.”* Trzeba więc w odpowiednim czasie być w odpowiednim miejscu i spotkać na swojej drodze odpowiednie osoby. Gdyby nie ciocia Ala, nie wiadomo jak potoczyłoby się życie Natalki. Według Gladwella sukces odnoszą ci, do których wyciągnięto pomocną dłoń: „Ludzie robiący karierę nigdy nie są sami. Ważne jest, skąd pochodzą, bo są wytworem konkretnych miejsc i środowisk.”* Okazuje się więc, że jeżeli w ten sposób rozumiemy szczęście, życzenia, które sobie kurtuazyjnie i nieco automatycznie składamy – „Szczęścia Ci życzę” - mają głęboki sens. * Fragmenty pochodzą z książki Gladwella "Poza schematem" Wydawnictwo Znak Literanova, 2019 Jeżeli często masz wszystkiego dość, życie i jego problemy przerastają Ciebie. Nie umiesz się z niczego cieszyć. Masz niskie poczucie, które wpływa na relacje z innymi. Czujesz się niedowartościowana i nieakceptowana. Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
ŻYCIOWY CHAOSFrustracja, zmęczenie, żal. M. SeligmanZe łzami w oczach spojrzała na zegar. Dobiegała dwudziesta czwarta. Dopiero zasnął. Lekarz tłumaczył, że trzy dni, a szczególnie noce mogą być ciężkie. Inhalacja, smarowanie, oklepywanie… W końcu kaszel ustał. Delikatnie wysunęła jego maleńką rączkę ze swojej dłoni. Nie miała już siły. W uszach brzmiała diagnoza: zapalenie oskrzeli. Który to już raz w ciągu jego czteroletniego życia? Próbowała ogarnąć w myślach jutrzejszy dzień. Dlaczego właśnie teraz? Tak bardzo zależało jej na tej pracy. Przeszła przez sito rekrutacyjne. Wiedziała, jak ważny jest pierwszy tydzień. A tu taka niespodzianka. Oczywiście Marcina w takich sytuacjach nie ma w domu. Tyle razy prosiła, błagała, aby zmienił pracę. Przy jego kwalifikacjach i doświadczeniu to nie jest przecież problem. Dość miała ciągłych nieobecności, szczególnie w takich dniach jak dzisiejszy. Zapalenie oskrzeli… wciąż powracały słowa lekarza. Skąd to się przyplątało? No, tak… Pewnie panie w przedszkolu nie dopilnowały, aby się przebrał. Z pewnością biegał po podwórku, zgrzał się, a potem w mokrej koszulce siedział i tak się „załatwił”. Ale on przecież też mógłby pomyśleć, ma już cztery latka. Boże, to moja wina! Za mało z nim rozmawiam, tłumaczę… W głowie Kasi kotłowały się myśli. Zaparzając herbatę, uświadomiła sobie, że od rana nic nie jadła. Ale to nie jest ważne. Jak ja ogarnę jutrzejszy dzień? – pomyślała z przerażeniem. Pierwszy dzień w nowej pracy. W głowie zaczęła układać plan, ale wciąż powracały dręczące myśli. Jak ja dam radę? Wszystko, czego się dotknę, zawsze nie wychodzi. Nigdy nie jestem w stanie zapanować na tym życiowym chaosem. Jestem do niczego. A jutro jak ja temu podołam? W tym momencie uśmiechnęła się resztką sił. Dobrze, że jest Ula. Rano przyjedzie i zostanie z Boryskiem, a ja spokojnie odwiozę bliźniaki do szkoły. Co ja bym bez niej zrobiła? – pomyślała. Ula była lekiem na całe zło. Kasia wiedziała, że na nią zawsze może liczyć. Ulka miała od lat dobrą pracę, w której była ceniona. Dzień urlopu nie był dla niej problemem. Jak się nie ma dzieci, to nagłe sytuacje nie wyrastają jak grzyby po deszczu. Idąc spać, pomimo że miała przed sobą jedynie dwie godziny, nie przeklinała już swojego losu. Parę godzin wcześniej miała dość takiego życia, użalała się nad sobą, miała pretensje do siebie, do świata, do Pana Boga. Ale wraz z przywołaniem do świadomości Uli, przypomniała sobie słowa, które usłyszała jakiś czas temu, wypłakując się jak zwykle w jej ramię. „Dziękuj Bogu i losowi za to, co masz. Skup się na tym, co pozytywne, a nie roztrząsaj tego, co złe.” Pamięta, że przyjaciółka zacytowała słowa Fromma. Chodziło w nich o to, że szczęście nie jest dziełem przypadku, ani darem bogów, ale czymś, co każdy musi sam wypracować dla siebie. Ula tłumaczyła Kasi, że tylko od nas zależy, jakie uczucia pielęgnujemy i które dzięki temu z nami zostają. Kasia często roztrząsała niepowodzenia, traktowała je jako coś trwałego, całościowego i globalnego, obwiniając przy tym siebie i innych. Czy nie miała powodów do narzekań? Oczywiście, że miała. Miało jej prawo być ciężko, czuła się przemęczona, sfrustrowana, poddenerwowana. Miała prawo do poczucia żalu, złości i niesprawiedliwości. Ale zapominała, że nasze szczęście zależy w głównej mierze od tego, jak interpretujemy zdarzenia życiowe. Człowiek bowiem, według jednego z twórców psychologii pozytywnej Martina Seligmana, może nauczyć się optymizmu, modyfikując swój styl wyjaśniania zdarzeń. Gdyby Kasia traktowała to zło, które było jej udziałem jako przejściowe i zależne od czynników zewnętrznych, które dzisiaj są , ale jutro może ich nie być, byłoby jej łatwiej. Natomiast ona często zapadała się w sobie, uważając, że jest złą żoną, złą matką i taka postawa rzutowała na jej nastawienie do życia, działając czasem jak samospełniające się proroctwo. Gdyby natomiast pomyślała, że dzisiaj jest ciężko, ale nie będzie to trwało wieki, byłoby jej lżej. Wiadomo, że gdy dzieci są małe, chorują, ale z reguły tylko przez pierwsze lata swojego życia. Gdyby przyszła refleksja dotycząca tego, co pozytywne, gdyby pomyślała, że cudownie, że ma kochanego męża, że mają zdrowie i pracę, a najważniejsze: trójkę cudownych dzieci, świat nabrałby innych barw. Seligman mówi o stylu wyjaśniania, czyli sposobie, w jaki tłumaczymy sobie niepomyślne zdarzenia. Jest on związany z opinią, jaką mamy na swój temat i posiada trzy wymiary: stałość, zasięg i personalizację. Stałość odnosi się do oceny zdarzeń, które są naszym udziałem - jako stałych bądź chwilowych. Kasia uważała, że zawsze ma pecha, że mąż nigdy nie liczy się z jej zdaniem. I tym samym przypisywała negatywnym zdarzeniom charakter trwały. Zasięg dotyczy przekonań w aspekcie przestrzennym. Można postrzegać go jako ograniczony, czyli niemający wpływu na inne dziedziny, albo wręcz przeciwnie. Kasia mogła uważać, że nie umie przekonać męża do zmiany pracy, ale widzi, że on zawsze liczy się z nią w innych kwestiach. Mogła zdawać sobie sprawę, że kiepska z niej kucharka, natomiast mieć przekonanie, że umie dbać o ciepło domowego ogniska. Ostatni wymiar to personalizacja, czyli upatrywanie winy za niepowodzenia w sobie lub innych. Okazuje się, że osoby szukające winy w sobie i patrzące na siebie jako na ludzi bezwartościowych i do niczego, nie chcą podejmować wyzwań, wysiłku, bo obawiają się kolejnych porażek i kompromitacji. Psychologowie pozytywni kładą duży nacisk na pielęgnowanie pozytywnych emocji i delektowanie się nimi tak, by trwały i trwały. Jedną z praktyk jest praktyka wdzięczności. Polega ona na przypominaniu sobie osoby, której coś w życiu zawdzięczamy. Napisanie listu do tej osoby bądź spotkanie się z nią powoduje, że poziom naszego optymizmu wzrasta i to jest udowodnione. Kasia w momencie, gdy pomyślała o Uli, nabrała dystansu do problemów. Za imieniem Ula kryła się bowiem osoba, która dawała jej wielkie wsparcie, na którą zawsze mogła liczyć. Myśląc, jaki to skarb i jak bardzo jest jej wdzięczna, zmobilizowała się do działania i z uśmiechem rozpoczęła kolejny niełatwy przecież dzień. Spróbujcie zastanowić się, komu w życiu jesteście wdzięczni i za co? Może będzie to okazja do spotkania, które jesteśmy pewne, iż przyniesie Wam wiele cudownych emocji. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POCHWAL MNIE...7 cech dobrej pochwałyChwalenie kojarzy nam się z reguły z chwaleniem dzieci. Im starsi jesteśmy, tym częściej o tym zapominamy, a przecież nam samym też jest bardzo miło, gdy usłyszymy słowa miłe słowa na swój temat, docenienie nas, pochwałę. Potrzebuje tego także nasz mąż, nasza żona, ale i podwładny, gdy jesteśmy szefem, ale i kolega w pracy. Pochwałą nie tylko zaspakajamy nasze ludzkie potrzeby – uznania i szacunku wg A. Maslowa, ale także wzmacniamy pozytywne zachowania (więcej o roli pochwał pisałyśmy już w poście „Doceniaj i komplementuj zawsze, gdy…”). Co znaczy, że „wzmacniają pozytywne zachowania”? Otóż motywują do powtórzenia zachowania, po którym usłyszeliśmy pochwalę. Pochwała jest dla nas nagrodą, utrwala nasze zachowanie. Jeśli tych pochwał zabraknie, niestety zachowania pojawiać się będą coraz rzadziej, aż w końcu w ogóle zanikną. Pamiętajmy tylko, że pochwała powinna być skonstruowana w pozytywny sposób, czyli nie powinniśmy w niej używać słowa „nie” (czyli do męża powinniśmy powiedzieć „Cieszę się, że zostałeś dziś ze mną w domu” a nie: „Cieszę się, że nie poszedłeś na mecz z kolegami”) oraz powinniśmy mówić o swoich uczuciach („Jestem zadowolona, z tego że” „Cieszę się, że…” „Jest mi bardzo miło, bo…” „Jestem szczęśliwa, bo…”). Jeśli dziecko zrobi porządek w swoim pokoju, wyniesie śmieci, czy samo bez przypominania odrobi lekcje - doceńmy to natychmiast. Jeśli mąż przyniesie nam kwiaty, albo zrobi zakupy (oczywiście, jeśli zakupy nie są jego obowiązkiem domowym) – okażmy mu swą radość, pochwalmy (zgodnie z cechami dobrej pochwały), bo inaczej będzie to ostatni bukiet, jaki otrzymałyśmy i do końca życia same będziemy biegać po zakupy. Oczywiście, jeśli żona zrobi coś miłego, nie szczędźmy jej miłych słów. Aby mieć dobry nastrój potrzebujemy więcej pochwał i gestów uznania niż uwag negatywnych i krytyki (od 7 do 11 razy), ale podobno samych pochwał powinno być przynajmniej 10 dziennie, żebyśmy się dobrze czuli. Chcesz lepiej komunikować się z innymi? Dobrze rozumieć się ze swoim mężem, żoną? Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie:) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
WAKACJE I ROMANSZawiedzione oczekiwaniaDzwoniła już do niego trzeci dzień. Bez skutku. Na początku był wolny sygnał – nikt nie odbierał. Hania - koleżanka z pracy poradziła, żeby zadzwoniła z innego numeru. Pożyczyła od niej telefon, ale wtedy już usłyszała informację „Abonent niedostępny” – jak przy rozładowanym, czy wyłączonym telefonie. Od tej pory było już tak cały czas. Na początku naiwnie myślała, że Adam jest zajęty - po powrocie z urlopu ma przecież mnóstwo pracy do nadrobienia. Pewnie oddzwoni wieczorem. Gdy nie oddzwaniał, zaczęła się niepokoić i myśleć, że może stało się coś złego – wypadek, szpital? Koleżanka patrzyła na nią z lekkim pobłażaniem. Na początku nic nie mówiła, ale wiedziała swoje – wakacyjny romans, bez kontynuacji, bez dalszego ciągu. Dwa tygodnie i koniec. Małgosia nie wiedziała. Na początku nie chciała nawet takiej myśli dopuścić do siebie. Adam był przecież takim odpowiedzialnym, statecznym facetem, takim z którym można planować wspólne życie, założenie rodziny. Czuły i opiekuńczy, tak bardzo o nią dbał, tak bardzo mu zależało na niej. Niemożliwe – myślała sobie. Na pewno jest jakieś logiczne wyjaśnienie tej sytuacji. Musi się dowiedzieć. A jeśli faktycznie leży w szpitalu? Może potrzebuje wsparcia, pomocy? Ale jak zaczęła się głębiej zastanawiać, szukać pomysłów jak się z nim skontaktować, uświadomiła sobie, że w sumie mało o nim wie. Spotkali się w Sopocie, on mówił, że przyjechał z Krakowa. Wiedziała, że pracuje w jakiejś agencji reklamowej, ale nazwy nie pamiętała. Znała tylko imię i nazwisko. Miała tylko numer komórki do niego, nic więcej. Małgosia miała 37 lat, pracowała w urzędzie, ale nie obsługiwała petentów. Wyszła wcześnie za mąż. To była licealna wielka miłość, pobrali się jeszcze na studiach. Było im wtedy ciężko, ale dali radę. Jednak po kilku latach coś zaczęło się psuć. Jej mąż często wyjeżdżał w delegacje. Zaczęło brakować wspólnych tematów, seks był coraz rzadszy. Rozmijali się w oczekiwaniach, co do życia. Potem okazało się, że ma młodszą kochankę – koleżankę z pracy, z którą jeździł w delegacje. Banalne aż do bólu. Nie mieli dzieci, rozwód dostali na pierwszej rozprawie. Małgosia zgodziła się na nieorzekanie o winie, choć była ona przecież ewidentna. Lata mijały. Z kimś wyszła do kina, ktoś zaprosił ją na kolację. A to koleżanka umówiła ją ze swoim kuzynem, a to mama umówiła „randkę w ciemno”. Każda z randek to mniejszy lub większy niewypał. Nie wiadomo, czy była nieufna i cały czas zraniona, nieumiejąca zaufać, czy faktycznie byli to nieinteresujący mężczyźni? Romanse miała przelotne, z nikim jednak nie mieszkała. Miała kota, kwiaty na oknie. Wiodła spokojne życie i tak mijał czas. Lubiła chodzić ubrana wygodnie, na sportowo. Najlepiej jeansy i adidasy. Praktycznie bez makijażu. Nie miała nawet ani jednej sukienki. Spódnice nakładała od wielkiego dzwonu. Żadnych szpilek w szafie, same płaskie buty. W tym roku w okolicach lutego, czy marca, coś ją olśniło. Zaczęła przyglądać się jak jej koleżanki stroją się, malują i opowiadają o nowym szefie działu. Faktycznie postawny, wysoki, przystojny mężczyzna. Nowy w urzędzie. Wywołał duże poruszenie w damskiej części załogi. Małgosia zauważyła całe to zamieszanie z dużym opóźnieniem. Nie należało do tych, którzy częściej parzą sobie kawę i plotkują niż pracują. Ale i ona w końcu dostrzegła nowego szefa i reakcje kobiet. On żonaty, one zamężne, a mimo wszystko „pobudzenie” przeszło przez urząd. Małgosia się otrząsnęła jakby z długiego letargu. Zauważyła, że kobiety wokół ubierają się inaczej, wyglądają inaczej. Dbają o siebie, są… kobiece. Zaczęła je obserwować, potem nawet zaczęła prosić o porady w kuchni, gdzie spotykały się robiąc sobie kawę. A one chętne – potraktowane jak ekspertki – podpowiadały. Czego używają, gdzie kupują fajne ciuchy i buty, skąd czerpią inspiracje. Małgosia zaczęła czytać kolorowe magazyny, poradniki w Internecie. Może nie zgłosiłaby się do „Metamorfoz” proponowanych przez czasopisma, czy programy telewizyjne, ale postanowiła zrobić to na własną rękę. Umówiła się więc na wizytę do stylistki, dietetyczki. Poszła do perfumerii, która wykonuje makijaże. Dobrali jej stroje, pomogli w zakupach – wreszcie w szafie wisiały też sukienki, fikuśna bielizna i szpilki. Poradzili jak dbać o cerę, jakich kosmetyków używać, jak się malować. Zalecili dietę i ćwiczenia. Małgosia po 3 miesiącach była odmieniona, może nie stracił dużo na wadze, ale zmiana ubioru i makijaż – zrobiły swoje. Koleżanki w pracy nie mogły się nadziwić. Chwaliły, doceniały, zawsze oczywiście musiały jednak wytknąć jakieś niedociągnięcie, ale Małgosia się nie obrażała. Słuchała, stosowała i następnym razem podobnego błędu już nie robiła. Nawet nowy szef zagadnął ją na korytarzu. Małgosia poczuła się lepiej, pewniejsza siebie, może jeszcze nie jakaś seks-bomba, ale z pewnością bardziej kobieca niż kilka miesięcy temu. Postanowiła iść za ciosem – wymyśliła urlop nad morzem. Zapytała swoją koleżankę, czy nie pojechałaby z nią. Zgodziła się. Wybrały Sopot, znalazły fajną kwaterę, dwa tygodnie słońca, plaży i błogiego lenistwa. Tak wymyśliły. Adama zobaczyła, gdy siedziały w kafejce na plaży a on wychodził właśnie z wody. Przystojniak – pomyślała Małgosia i pokazała go koleżance. Na niej też zrobił wrażenie. Opalony, szczupły, dobrze zbudowany, klasyczna sylwetka Y – szerokie bary, wąskie biodra. Zwracał uwagę. Przyglądały mu się bacznie. Zauważył to chyba, bo gdy się ubrał, podszedł do nich i zapytał, czy może się dosiąść. Z bliska nie wyglądał już na młodzieńca. Ładna twarz, ale już z pierwszymi zmarszczkami i pierwszymi siwymi włosami na skroniach. Zaczęli rozmawiać, śmiali się, żartowali, było po prostu fajnie. Adam mieszkał w hotelu w Sopocie, umówili się więc na kolejny dzień. Widać było, że Małgosia wpadła mu w oko. Potem zaczęli się umawiać już tylko we dwójkę. Koleżanka sama chodziła na plażę, a Małgosia z Adamem byli nierozłączni. Razem na plażę, do kina, na koncert, na statek, na obiad. Po kilku dniach zaprosił ją do swojego hotelu. Zgodziła się. Ideał faceta. Miły, uprzejmy, kulturalny. Oddawał wieczorem swoją kurtkę, gdy było zimno, zamieniał się daniami, jeśli jej wybór okazywała się nietrafiony, pytał o jej preferencje, co chciałaby robić, gdzie pójść. Oczytany, zawsze potrafił interesująco opowiadać. Ciepły w kontakcie, opiekuńczy. W Małgosi coś się przełamało, wydawało się, że może znowu uwierzyć mężczyźnie. Miała nadzieję, że to fajny początek. Była zaskoczona, że są jeszcze tacy faceci jak Adam. Rozkwitała przy nim. Codzienne inna sukienka, sandałki na szpileczce. Umalowana, włosy ułożone. Nie przypominała co prawda chudej modelki – ideału promowanego przez media, ale figurę miała niezwykle kształtną i ponętną, można by rzecz – seksowną. Kończyły się dwa tygodnie urlopu, Małgosia właśnie kończyła malować się przed lustrem, gdy zadzwonił telefon. Adam w pośpiechu tłumaczył, że jego projekt się wali, zastępujący go kolega nie poradził sobie, musi pilnie wracać i ratować sytuację. Właśnie wsiada do pociągu, bardzo przeprasza, ale zadzwoni w pierwszej wolnej chwili. Małgosia zmartwiła się, bo chciała te ostatnie dwa dni urlopu spędzić jeszcze z Adamem, ale cóż mogła poradzić. Siła wyższa. Zdarza się. Ale wieczorem Adam nie zadzwonił. Ani tego wieczoru, ani kolejnego. Małgosia zaczęła się niepokoić – to wtedy pożyczyła telefon od koleżanki, ale nie udało się jej skontaktować z Adamem. Po trzech dniach postanowiła go odnaleźć. Informacji miała niewiele, ale inteligencji jej nie brakowało. Nie znalazła go na portalach społecznościowych, więc zadzwoniła do hotelu. Nazwisk gości hotelowych nie zdradzają, ale nie poddawała się. Pojechała więc do Sopotu raz jeszcze, weszła do hotelu – pamiętali ją, zmyślona opowiastka zadziałała i dostała prawdziwe nazwisko Adama. Imienia nie zmienił. Teraz to już było prosto, wujek Google pomógł i znalazła go. Choć może jednak byłoby lepiej, gdyby jej się nie udało? Żona i dwoje dzieci. Zdjęcia z wakacji, zdjęcia z boiska, gra z synem w piłkę, piecze z córką ciasto. Czy to na pewno Adam? Na początku nie wierzyła. Siedziała przed ekranem komputera jak zamurowana. Nic się jej nie zgadzało. Przestała jeść, dbać o siebie. Cios był tak duży jak po rozwodzie. Hania – jej koleżanka próbowała tłumaczyć, być przy niej. Małgosia jednak "zapadła się" w sobie. Przestała się malować, wróciła do dżinsów i adidasów, przestała się uśmiechać. Jakaś jej część znowu umarła. Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|