CO NIEWIDOCZNE DLA OCZU…Skutki choroby afektywnej dwubiegunowejWe wczorajszym poście "Ze skrajności w skrajność" poruszony został istotny temat związany z chorobą afektywną dwubiegunową. Dzisiaj powracamy do niego i zamieszczmy fragment nowej książki Moniki Kotlarek. Wiele skutków choroby afektywnej dwubiegunowej widać na pierwszy rzut oka. Wahania nastroju są łatwe do zauważenia. Ale są także inne, trudniejsze fragmenty choroby i życia z nią. Te niewidoczne. Niezauważalne nawet dla najbliższych. Oto, jak może się zachowywać/co może sobie myśleć osoba z ChAD-em. Przez większość czasu nienawidzi siebie. Siebie, który jest w stanie neutralnym, chory kocha najbardziej. Ale gdy dopada go depresja, hipomania czy mania (czyli bardzo często), zamienia się w człowieka, którego nienawidzi. Co to znaczy? Nie szanuje się. Nie spełnia swoich oczekiwań. Nie zaspokaja potrzeb. I nie ma dla siebie współczucia. Nikt tego nie widzi, bo najczęściej osoba chora nie rozmawia o tym, a poza tym udawanie miłości do siebie jest łatwiejsze niż morze pytań i trudnych odpowiedzi. Nie chce nikogo odpychać. Czasem taki człowiek jest nieprzyjemny, opryskliwy i wredny dla najbliższych. Nie chce tego, ale bardzo trudno jest mu kontrolować negatywne emocje. Nie chce odpychać od siebie ludzi, ale zachowania robią to za niego, a przyciągnięcie kogoś z powrotem niekiedy graniczy z cudem. Czasem wszystko wydaje mu się beznadziejne, odstręczające i bez sensu. Stan depresyjny to nie tylko sama depresja. To często lęk, niepewność, poczucie przytłoczenia przez życie i codzienne zadania. Każda mała czynność, jak posprzątanie kociej kuwety czy ubranie się i prysznic, wydają się nie do przeskoczenia, dlatego często osoby w takim stanie unikają ich. Trudno jest mu kochać. Człowiek cierpiący na ChAD czuje mnóstwo emocji naraz. Gniew, złość, obrzydzenie, błogość, rozkosz i radość — wszystko mieszające się w wielkim emocjonalnym kotle. A zatem pozostaje tak naprawdę bardzo niewiele miejsca na miłość. Chory jest tak silnie skoncentrowany na negatywnych przeżyciach i emocjach, że niejednokrotnie kochanie kogoś jest po prostu niezwykle trudne. Siebie także. Dużo łatwiej jest dać się opanować wszelkim negatywom, niż pracować nad miłością do siebie i innych. Niestety, jest to bardzo wyniszczające. Martwią go skutki uboczne leków. Jeśli chory chce być stabilny, powinien przyjmować leki codziennie. Jednak skutki uboczne, których może być mnóstwo, jak nadmierna potliwość, problemy ze snem, drżenie wszystkich mięśni itp., są bardzo trudne do udźwignięcia i wciąż martwią, nawet jeśli przyjmuje się leki przez długi czas (czasem też potrzebne są modyfikacje). Potrzeba pomocy rani jego dumę. Terapia, leki, monitorowanie nastroju — to wszystko pomaga zachować stabilność. Jednocześnie może pojawić się uczucie, że chory sobie nie radzi. A to, czego bardzo chce, to radzić sobie z chorobą samemu. Ale tak się nie da. I mimo że chory wie, że proszenie o pomoc jest jak najbardziej w porządku, to jednak jego duma na tym czasem cierpi. Zmiany nastroju są wręcz bolesne. Huśtawki nastroju są oczywiste, bo w chorym zmienia się niemal wszystko. Poza nastrojem jest to sposób mówienia, wygląd, apetyt i priorytety życiowe. Tym, czego nie widać, jest to, jak te zmiany mogą ranić. Spadanie ze stanu hipomanii lub manii w depresję daje się odczuwać jak lot z drapacza chmur głową w dół. Na beton. Chory może czuć się fizycznie kiepsko, a nawet rozchorować się w trakcie wahań. Ale mówienie o tym może dodatkowo martwić bliskich, dlatego najczęściej zachowuje to dla siebie. Hipomania nie jest dla niego fajna. Wielu bliskich ludzi zauważa, że w stanie hipomanii chory ma więcej energii, jest lepiej zmotywowany do wszelkich działań i chętniej się bawi. To wszystko prawda, ale nie wiedzą, że osoba cierpiąca na chorobę afektywną dwubiegunową czuje się bezwolna i nie może kontrolować tego, co mówi i robi. Hipomania wcale nie jest fajna. Bo nie ma się wyboru. Martwi się tym, jak traktuje innych. Ciągłe poirytowanie sprawia, że chory bardzo się przejmuje tym, jak traktuje innych. Nie chce być wciąż rozdrażniony, ale ChAD robi z niego takiego człowieka. Nie chce traktować innych źle, ale nie może do końca kontrolować słów i zachowań. Martwi się, bo nigdy nie chce nikogo zranić, nawet nieintencjonalnie, a jednak to robi. Martwi się tym, jak traktuje siebie. Podczas depresji chory zaniedbuje siebie i nie zaspokaja podstawowych potrzeb, jak jedzenie, odpowiednia ilość snu czy higiena. W czasie manii staje się lekkoduchem, nie szanuje swojego ciała, zdrowia i siebie. Postępuje bezmyślnie i czasem niebezpiecznie. Martwi się tym, jak się zachowuje i jak traktuje siebie podczas wahań nastroju. Przez większość czasu choroba sprawia, że chory czuje, jakby w ogóle o siebie nie dbał, a chce siebie kochać i traktować w sposób, na jaki zasługuje. Ale często po prostu ma to gdzieś. Życie z chorobą afektywną dwubiegunową nie jest łatwe. Objawy, leki, skutki uboczne, ból fizyczny — to wszystko niszczy codzienną rutynę i sprawia, że życie jest nieprzyjemne. Wiele aspektów życia z chorobą jest nie tylko nieprzyjemnych, ale także widocznych dla innych. Nawet jeśli chory bardzo cierpi, choroba jest widoczna tylko częściowo i tylko częściowo bywa rozumiana. Albo w ogóle jest nierozumiana. Fragment pochodzi z książki "CHOROBA AFEKTYWNA DWUBIEGUNOWA, czyli ze skrajności w skrajność." M. Kotlarek, Wydawnictwo Sensus, 2022 POLECAMY:
ZE SKRAJNOŚCI W SKRAJNOŚĆChoroba afektywna dwubiegunowaOd zawsze była duszą towarzystwa. Charyzmatyczna, dowcipna, elokwentna. Uwielbiana przez znajomych. Potrafiła zaistnieć, oczarować, rozbawić. Gdy wraz z mężem Janka pojawiła się na imprezie integracyjnej zorganizowanej przez firmę Piotra, oczarowała wszystkich. Zastanawiano się nad tym, jak taka dziewczyna - pełna życia, energii i pomysłów - dogaduje się z cichym i posępnym mężem. Szeptano po kątach, że z taką kobietą życie nie może być nudne… I faktycznie takie dla Piotra nie było… Ale nikt nie znał prawdy skrywanej przez niego przed całym niemal światem… Wiktor uchodził za człowieka skrytego, małomównego, nieśmiałego. Zwykle chował się za plecami żony albo kolegów z pracy. Ten, co najchętniej chodziłby w czapce niewidce - śmiali się znajomi. Nagły jego pomysł na zorganizowanie wielkiego projektu spowodował, że wszyscy przecierali oczy ze zdziwienia. Zaczęto dostrzegać w nim człowieka rzutkiego, szybko myślącego, niebojącego się wyzwania, które można uznać za należące do grupy wysokiego ryzyka. Pociągnąłby za sobą wiele osób, namawiając ich do inwestycji, gdyż sam zaryzykował, dając przykład i stawiając wszystko na jedną kartę. Gdyby nie ingerencja siostry Wiktora, która odkryła karty, mogłoby to się dla wielu skończyć tragicznie… Choroba afektywna dwubiegunowa (ChAD) to zaburzenie, które polega na cyklicznych zmianach nastroju następujących po sobie z różną częstotliwością i nasileniem. Charakterystyczne dla niej jest występowanie epizodów depresji i manii (minimum dwóch), czyli zaburzeń nastroju uwidaczniających się w postaci wzmożonej aktywności lub jej obniżenia z rozmaicie długą przerwą, tzw. remisją. Zmiany nastroju są wyraźne i mogą zostać opisane na przykładzie kontinuum depresja-mania. „Dwubiegunowość” znacząco wpływa na codzienne funkcjonowanie chorego. Epizody depresyjne charakteryzuje zmęczenie i utrata energii życiowej powodującej nawet niemożność podejmowania podstawowych codziennych czynności takich jak wstanie z łóżka i codzienna toaleta, ale także spowolnienie tempa myślenia, zaburzenia pamięci, uwagi i koncentracji, smutek, poczucie beznadziejności i pustki. Z kolei podczas epizodu nierealistycznie optymistycznego nastroju (manii) charakterystyczne jest nadmierne poczucie radości - euforia, pragnienie aktywności (fizycznej, społecznej, towarzyskiej), nadpobudliwość, nagły wzrost samooceny połączony czasami z myśleniem wielkościowym i nieadekwatną oceną sytuacji (błędne i nadmierne decyzje finansowe, ryzykowne zachowania, nadużywanie substancji psychoaktywnych), szybkie przechodzenie od stanu szczęścia do drażliwości, a czasem nawet agresji, narzucanie innym swojego zdania, gonitwa myśli, słowotok. „Dwubiegunówka” jest chorobą, której nie da się całkowicie pozbyć. Oczywiście odpowiednia farmakoterapia w połączeniu z psychoterapią dają efekty, które pozwalają powrócić do prawidłowego funkcjonowania. Parę dni temu zadzwonił do mnie kolega z zapytaniem, jak pomóc osobie chorej na ChAD, która nie dopuszcza do siebie informacji o tym, że dzieje się z nią coś niepokojącego. Powiedziałam, że nie tylko on stoi przed takim właśnie dylematem. Co mogę zrobić? Co można zrobić? Myślę, że po pierwsze poznać chorobę i zrozumieć ją chociaż powierzchownie, aby mieć pojęcie, z czym mamy do czynienia. Można to zrobić, sięgając po książkę, która przybliży nam „dwubiegunówkę”. To, czego nie znamy budzi zwykle nasz lęk i powoduje pewnego rodzaju niemoc. I tu niezawodna staje się nie po raz pierwszy osoba specjalisty, z pomocy której nie raz już mogliśmy skorzystać - Pani Monika Kotlarek - autorka takich książek jak „Depresja, gdy każdy oddech boli” oraz „Borderline, czyli jedną nogą nad przepaścią”. Pamiętacie? Pisałam o nich na naszym bogu. Za parę dni odbędzie się premiera kolejnej książki, którą już dziś możecie kupić: „Choroba afektywna dwubiegunowa, czyli ze skrajności w skrajność”. Pani Monika napisała ten poradnik, moim zdaniem, myśląc o tym, by był pierwszą pomocą dla chorych i ich bliskich, często bezradnych w obliczu wyzwań, jakie stawia przed nimi ChAD. W książce przeczytać możemy o tym, jakie są przyczyny „dwubiegunówki”, jak wygląda proces diagnozy, jakie są mity związane z nią, ale i znaki ostrzegawcze, jak przebiega ona u dzieci i młodzieży, mężczyzn, kobiet, szczególnie kobiet w ciąży. Myślę, że niezwykle wartościowa jest w niej część będąca odpowiedzią na pytanie: „jak pomóc komuś, kto cierpi na tę chorobę”. Moją uwagę zwrócił też rozdział „Co niewidoczne dla oczu”, w którym Pani Monika uwrażliwia czytelnika na skutki choroby afektywnej dwubiegunowej, których nie widzi się na pierwszy rzut oka. Myślę, że dla wielu osób będzie to niezwykle przydatne i dlatego obiecuję, że wrócimy do tego jutro na naszym blogu. „Otwierasz zaspane oczy. Z prawego kącika wydłubujesz resztki snu. Patrzysz przez okno i widzisz deszcz. Chmury. Ciemno. Jakoś tak leniwie. Wyskakujesz z łóżka. Szybki prysznic. Bieg po kawę. W międzyczasie wstawione pranie i opróżniona zmywarka. Bo przecież nie można tracić czasu na bezsensowne czekanie. Pół kubka wypijasz w drodze do pokoju, jednocześnie czytając zaległą powieść, nad którą wczoraj zasnąłeś. Siadasz do komputera. Zaczynasz pracę. Mija godzina. Potem kolejna. Nogi Ci same chodzą. Nie możesz usiedzieć w miejscu, więc łazisz po domu, pokoju, idziesz do sklepu po jedną jedyną bułkę, bez której przecież możesz się obyć, bo w domu jest cały chleb, ale nie. Ty musisz się ruszać. Musisz chodzić. Biegać. Tańczyć. Robisz pięć rzeczy jednocześnie. Wstawiasz drugie pranie, chociaż pierwsze dopiero rozwiesiłeś, ale nie możesz przestać robić czegokolwiek. Energia Cię rozpiera! Jest tak wspaniale! Świat jest cudowny. To nic, że pada. To nic, że zza ściany deszczu nie widzisz czubka własnego buta. Jest fantastycznie, a Ty chcesz czerpać z życia pełnymi garściami. Kończysz pracę. Jedziesz na spacer do lasu czy nad morze lub w góry. Wszystko jedno. Byle CHODZIĆ. Byle nie siedzieć w miejscu. Byle ciało się ruszało chociaż odrobinę. Dotykasz swojej szyi i czujesz napięcie. Zęby zgrzytają, ścierasz szkliwo, ale to nic. Najważniejsze, że się ruszasz, że coś się dzieje. Przecież MUSI się coś dziać, bo oszalejesz, jak będziesz siedzieć w miejscu. Nie śpisz od szóstej rano, ale nie czujesz zmęczenia. Jest fantastycznie. Zbliża się godzina Twojego zwyczajowego snu, ale Ty myślisz jeszcze o tym, żeby przebiec półmaraton, zrobić zakupy, przespacerować się z psem, pojeździć na rowerze i koniecznie ugotować obiady na najbliższy tydzień dla całej rodziny. Najlepiej składające się z siedmiu dań. Fajnie, nie? Energii nie brakuje. Ba! Ona nie chce się skończyć. Boże, jak cudownie! Tyle planów uda Ci się zrealizować. Spełnianie marzeń? Pestka. Dążenie do celu? Jasne. Pokonywanie przeciwności losu i omijanie kłód pod nogami? No pewnie, że tak. Przecież nie może się nie udać. Jest genialnie. Ty czujesz się genialnie. Świat jest genialny. Życie jest genialne. Idziesz powoli spać, chociaż Twój umysł wcale tego nie chce. Rozmyślasz już o tym, co rewelacyjnego będziesz robić następnego dnia. I każdego kolejnego. Zaczyna świtać. Euforia. Wcale nie zmęczony w końcu zasypiasz… Otwierasz zaspane oczy. Z lewego kącika wydłubujesz resztki snu. Spoglądasz przez okno. Piękne słońce. Przecierasz twarz. Znowu się obudziłeś. I już czujesz, że to będzie kolejny dzień z koszmaru. Ale halo, halo! Gdzie Twoja energia z wczoraj? Gdzie wszystkie plany i marzenia? Gdzie chęć do zdobywania ośmiotysięczników i zaśpiewania duetu z Podsiadło? Nie ma. Umarła razem z Tobą tej nocy. Ach nie, Ty przecież nadal żyjesz, ale już tego żałujesz. Oddech boli. Mruganie boli. Pójście do łazienki to wyczyn. Nie jesz, nie pijesz, nie kąpiesz się. Chowasz twarz w dłoniach i wyjesz. To już nie jest płacz. To nie jest szlochanie. To wycie z rozpaczy. Wszystko marność. Ty też marność. Chcesz umrzeć. Myślisz o tym intensywnie. A nie, nie! Chwila. Ty nie chcesz umrzeć, Ty chcesz przestać być, przestać istnieć. Pęknąć jak bańka mydlana, bo nie masz siły nawet kaszlnąć, a co dopiero popełnić samobójstwo. Marzenia są czarne. Świat jest czarny. Wszystko jest czarne, tak jak wszystko to marność. Znowu boli Cię dusza. Nie masz siły na nic. I kolejny dół. Kolejny epizod depresyjny. Kolejna porażka. Mózg wygrywa z ciałem i z duchem. Kontroluje wszystko, nawet to, że nie masz siły napić się ulubionego soku. Płaczesz, krzyczysz, frustrujesz się. To na nic, bo ona znów przyszła Cię odwiedzić. Pani D. „Pamiętaj o tabletkach!” — słyszysz nad głową. I żresz te leki. Garściami. Czasem wydaje Ci się, że możesz je sobie rano zmiksować z jogurtem i mieć antydepresyjne musli. Tylko… ileż można? I dopiero po dłuższym czasie dociera do Ciebie to, co w głowie huczy Ci od wielu, wielu tygodni. „Nie. To nie może być prawda. Nie. Nie znowu. Nie chcę już niczego”. Ale wiesz co? Masz ChAD. Chorobę afektywną dwubiegunową. Depresja dla Twojego umysłu to było widocznie za mało. Dziwią Cię te dwa skrajnie różne opisy dnia? Dzieli je zaledwie sześć godzin snu. Przerażające trochę, co? Witaj w świecie dwubiegunówki. Zapnij pasy. Będzie ostro.”* *Fragmenty pochodzi z książki "CHOROBA AFEKTYWNA DWUBIEGUNOWA, czyli ze skrajności w skrajność." M. Kotlarek, Wydawnictwo Sensus, 2022 POLECAMY:
DLACZEGO TAK WYGLĄDA ICH OBECNE ŻYCIE?Zaburzone relacjeŚLADY PRZESZŁOŚCIPaweł i Marta. Młodzi, inteligentni, wykształceni i atrakcyjni. Obydwoje otoczeni grupą znajomych, przyjaciół, a tak bardzo samotni. Poznałam ich na mojej drodze zawodowej, natomiast oni nigdy się spotkali, choć tak wiele ich łączy, przede wszystkim nieumiejętność nawiązywania bliskich relacji emocjonalnych i wchodzenie w związki. Marta jest uroczą, piękną kobietą. Ukończyła architekturę. Praca, pasja, głowa pełna pomysłów, przelotni mężczyźni. Ona jedna wie, że prześladuje ją czas dzieciństwa, który pozostawił ślad w jej psychice, jak mówi: „na całe życie”. Wchodząc w relacje z mężczyznami zachowuje się nie jak dojrzała trzydziestolatka, lecz jak siedemnastoletnia dziewczynka. O swoim ostatnim związku mówi tak: „wszystkiego w życiu właściwie dowiedziałam się od Kuby - mojego ostatniego mężczyzny. Analizowaliśmy moje porażki, cieszyliśmy się z sukcesów, przytulał, gotował, kochał. Wszystko to, czego nie dała mi rodzina, dał mi on, ale nie pisał się na taką rolę. Ja zadurzałam się w innych facetach, więc się rozstaliśmy w końcu. Ale nawet jest mi z tym OK, bo tak jakoś prościej. Będę tęsknić za tym, co miałam z nim, bo jest mega mądry i znajduje rozwiązania na wszystko i zawsze mogłam się do niego zwrócić, na niego liczyć. Poza tym on pokazał mi, że jestem szczęśliwa, a tego smaku się nie zapomina. Przy nim piękniałam i promieniałam. Wytrzymał ze mną dużo. Oj... dawałam, mu czasem popalić. Ale nie chciał być tatusiem i nie ma co się dziwić.” Paweł w momencie, gdy zorientował się, że należałoby podejmować męskie decyzje wycofywał się rakiem. Prawnik z doktoratem, dorosły metrykalne, a zachowanie i emocje dziecka. Czterdziestoletni mężczyzna w spodniach na szelkach, wieczny chłopiec. Marta szukała miłości w ramionach silnych, opiekuńczych mężczyzn i pomimo, iż było jej z nimi dobrze, zdradzała ich. Oni mieli pełnić w jej życiu rolę ojca, którego nie miała, a ona wchodziła w rolę poszukującej wrażeń rozkapryszonej dziewczynki. Paweł wciąż uzależniony od matki, której nienawidził. Bojący się wejść w relacje z kobietami, niedojrzały i nieodpowiedzialny. Dlaczego tak wygląda ich obecne życie? Marta tłumaczy swoją postawę przekleństwem braku miłości i akceptacji. Opowiada o rozstroju nerwowym, które komplikuje zdolności poznawcze i koncentrację uwagi oraz spokój wewnętrzny. Wspomina czas nauki w szkole, gdy była najlepszą, niesprawiającą problemów uczennicą, pomimo, iż jej życie rozsypywało się na najdrobniejsze kawałeczki. Mówi, że była to ucieczka w naukę. Jej siostry wpadły w depresję i nie chodziły do szkoły. Dla Marty szkoła i nauka były jedyną rozrywką. W domu nie miała co robić, a wszystko wokół bardzo ją ciekawiło. I to wyszło jej na dobre, gdyby nie blizny… Paweł w pewnym momencie pękł. Wykrzyczał to, co chciałby powiedzieć matce. Miał do niej pretensje, żal, mówił nawet o nienawiści, ale z drugiej strony tłumił te uczucia w sobie, bo nie wypada, nie wolno. To przecież matka. Dobrze jednak widział, że relacja między matką a nim była dziwna. Nigdy nie odczuł z jej strony miłości, akceptacji. Traktowała go jak rywala. Ona nie była, jak nazwaliby twórcy Analizy Transakcyjnej, osobą dorosłą, ani rodzicem, ona pomimo swoich 30,40,50, potem 60 lat wciąż była emocjonalnym dzieckiem. W takiej relacji matka – syn trudno stać się mężczyzną. Jeżeli nie będzie nam dane być dziećmi, jeżeli nie doświadczymy bezwarunkowej miłości, akceptacji, wsparcia wówczas, gdy tego potrzebujemy, w wieku dojrzałym będziemy infantylni. Mężczyzna nie będzie w stanie zapewnić oparcia kobiecie. Będzie szukał silnych kobiet, gdyż będzie poszukiwał w kobietach matki, ale w pewnym momencie będzie się z tego związku wycofywał. Marta pamięta odejście ojca. To było jak trzęsienie ziem. Ktoś, kto miał zapewniać poczcie bezpieczeństwa, odszedł. I nie chodziło tu tylko o bezpieczeństwo fizyczne i finansowe, ale przede wszystkim psychiczne. Jak wiadomo dziecko czuje się psychicznie bezpieczne, gdy jest kochane, gdy wie gdzie jest jego miejsce, gdy czuje, że jest tam chciane i bardzo ważne dla swoich rodziców. Dziecku, którego ojciec porzuca, wali się jego świat. Bardzo ważna potrzeba – potrzeba bezpieczeństwa w tym momencie nie może być zaspokojona. O ile część osób dorosłych potrafi poradzić sobie z niezaspokojonymi potrzebami, z niemożnością zrealizowania celu, do którego dążyło, o tyle dziecko nie jest w stanie sobie dać rady z tą sytuacja. U dziecka rodzi się lęk i napięcie. Lęk, którego istotą jest ciągłe oczekiwanie na coś strasznego, bo skoro odszedł ojciec, który miał być ostoją, to w każdej chwili coś jeszcze może się wydarzyć i ten lęk wzmaga napięcie. Z kolei wzrastające napięcie potęguje lęk i tak nakręca się nerwicowe błędne koło. Ten mechanizm ma naturalną tendencje do utrwalania i pogłębiania się. Dochodzi u dziecka do powstania zachowań nerwicowych. Dziecko budzi się w nocy, trzęsą mu się ręce, zapiera mu dech w piersiach, wszystkiego się boi, itd. Jeśli odchodzi najbliższa osoba, człowiek, który miał dawać miłość, akceptację to znaczy - w odczuciach dziecka - odrzuca mnie, bo nie zasługuję na miłość. Skoro najbliższa osoba nie kocha, widocznie nie jestem wart tej miłości. Jestem złe, beznadziejne, do niczego się nie nadaję. Życie dziecka traci sens. Prowadzi to do rozwoju depresji. Dziecko jest smutne, nic je nie cieszy, nie potrafi się na niczym skoncentrować, bardzo nisko ocenia siebie i swoje możliwości, traci apetyt albo wręcz przeciwnie je, żeby zapomnieć. Widzi siebie jako nieudolne, bezwartościowe, ma powracające poczucie winy. Paweł zrozumiał, że ma prawo do złości, nienawiści, żalu... Zrozumienie całej trudnej sytuacji, dało mu poczucie wielkiej ulgi. Dotarło do niego, że w rodzinie, poprzez rodziców w dziecku tworzą się podstawy psychiki, zręby osobowości. To rodzice są pierwszymi ludźmi, którzy mają najbardziej istotny wkład w budowę i rozwój całego bogactwa życia emocjonalnego. Od nich dziecko odbiera pierwsze gesty i zachowania, które powinny być wyrazem miłości, radości i dumy. Zrozumiał, iż to nie w nim jest problem, że jego zachowanie jest tylko konsekwencją tego, co wydarzyło się przed laty. Odejście ojca wywiera nieodwracalny wpływ na dziewczynki. Może taka sytuacja potoczyć się inaczej, o ile matka zadba o zapewnienie poczucia bezpieczeństwa, a w życiu dziewczynki pojawi się mężczyzna, który nie tylko będzie wzorem odpowiedzialności, ale zaspokoi choć w części jej potrzebę uznania i wartości. Taką osobą mogą być dziadkowie, starsi bracia, nauczyciele, trenerzy. Mówi się, że silny ojciec to silne córki. Ta relacja pomiędzy ojcem a dziewczynką ma wpływ na poczucie wartości w późniejszych latach kobiety, która z niej wyrośnie. Zdrowa relacja pomiędzy matką a synem powoduje, że będzie on silnym mężczyzną szanującym kobiety i gotowym wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Ważne, by rodzice o tym pamiętali. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
MIEJMY KONTROLĘWpływ nowych technologii na mózgi dzieciNasze dzieci nie wyobrażają już sobie życia bez ekranów: telewizora, laptopa, smartfona. I oczywiście nie o to chodzi, aby całkowicie zabronić im dostępu do zdobyczy techniki, ale jak wszystko, należy robić to „z głową”.
Swego czasu wielką burzę wywołała książka uznanego niemieckiego neurologa i psychiatry Manfreda Spitzera „Cyfrowa demencja. W jaki sposób pozbawiamy rozumu siebie i swoje dzieci”, dzieląc naukowców na dwa wrogie obozy. Autor twierdzi w niej, że intensywne korzystanie z mediów elektronicznych powoduje - szczególnie u dzieci i młodzieży - zanik samodzielnego myślenia, problemy z koncentracją, zakłócenia w orientacji przestrzennej, a w konsekwencji gorsze wyniki w nauce. Według niego w sferze emocjonalnej również następują zmiany i to wcale nie na lepsze: wycofywanie się z interakcji z innymi, czy wręcz wycofywanie się z realnego życia, problemy z zasypianiem, poczucie osamotnienia, depresja, a w końcu nawet uzależnienie od mediów cyfrowych. Nie brzmi to wszystko zachęcająco, jest więc się nad czym zastanawiać. W tym kontekście, dobrze robią Ci rodzice, którzy ograniczają i limitują dzieciom dostęp do „ekranów” wszelkiego typu. Jak wynika z przeprowadzonych badań KIDS’ MEDIA JOURNEYS w prawie połowie domów dzieci muszą prosić o pozwolenie, gdy chcą obejrzeć telewizję, pograć w gry, czy obejrzeć wideo on line. A ok. 2/3 rodziców kontroluje czas, jaki ich dzieci spędzają w kontakcie z różnymi mediami. Rodzice Ci zdają sobie pewnie sprawę (pamiętając swoje dzieciństwo), że dorastanie to przecież nawiązywanie i utrzymywanie relacji z innymi, ćwiczenie umiejętności społecznych, poszukiwanie i rozwijanie swoich talentów i tysiąc innych rzeczy, których niestety (a może na szczęście) nie da się zrobić on line, bez fizycznej obecności drugiego człowieka. I na które także potrzeba czasu, którego przy niekontrolowanym dostępie do mediów, może po prostu nie wystarczyć. Telewizor nie musi być przecież „domownikiem”, włączonym cały czas i skupiającym uwagę prawdziwych domowników. Przecież przy wspólnej kolacji nie trzeba śledzić losów bohaterów serialu, nie zamieniając ze sobą słowa, ale pobyć ze sobą, zapytać, jak minął dzień, podzielić się swoimi sukcesami i porażkami. Może warto skorzystać z pomysłu zaprzyjaźnionej rodziny, której członkowie po przyjściu do domu wyłączają i wrzucają swoje telefony do jednej wspólnej szuflady, którą potem zamykają. Mają czas tylko dla siebie. Pozytywne jest także to, jak wynika z przeprowadzonego badania, że wielu rodziców deklaruje, iż stara się kontrolować treści, jakie ich dzieci oglądają on line (70%), jakich aplikacji i gier używają (65%), czy jakie programy oglądają w telewizji (63%). Martwią nas pozostali rodzice, ok. 1/3, którzy takiego „nadzoru programowego” nie prowadzą. Teoria uczenia się społecznego, której autorem jest Albert Bandura, mówi o dużej roli modelowania zachowań (przez obserwację innych). To, co dzieci zobaczą albo będą oglądać przez dłuższy czas (np. agresję słowną, poniżanie, wyśmiewanie innych, robienie głupich żartów, złe słownictwo, itp.) wejdzie do repertuaru ich własnych zachowań i zmiana będzie wymagała dużego wysiłku. Oczywiście pozostają cały czas jeszcze większe zagrożenia, na jakie może natknąć się młody człowiek, szczególnie w Internecie. Są to treści absolutnie niedostosowane do wieku i poziomu rozwoju dziecka, z którymi nie powinno się zetknąć i które mogą mieć negatywny wpływ na jego dalsze funkcjonowanie (pornografia, pedofilia, dewiacje itd.) A przecież nawet przy oglądaniu telewizji można uczyć: mądrego gospodarowania swoim czasem (organizacja czasu) i dokonywania przemyślanych wyborów (podejmowanie decyzji). Tak przydatne w dorosłym życiu umiejętności może kształcić tak wydawałoby się trywialna sprawa jak wybór programu telewizyjnego do obejrzenia. Można przecież usiąść z dzieckiem, przeczytać program telewizyjny (młodsze przy okazji poćwiczą dodatkowo naukę czytania) i wybrać jeden interesujący program, czy film, który wspólnie danego dnia dziecko obejrzy z rodzicami o wcześniej ustalonej porze (w dni powszednie można umawiać się na krótszy czas, jaki poświęcamy telewizji, a w weekendy nieco dłuższy). Wszelkie ekrany mają jeszcze jedną groźną funkcję – mogą uzależniać. Dlaczego? Otóż mają wręcz „magiczną” moc oddziaływania na nasz mózg. Pomyślmy, gdzie jeszcze dzieje się w świecie tak, że minimalnym wysiłkiem można osiągnąć tak wiele? Klikasz i widzisz erupcję wulkanu, klikasz i przeskakujesz 20 metrowy mur, klikasz i lecisz samolotem? Generalnie możesz wszystko. Ekran daje nam mnóstwo prostej, szybkiej, wręcz uzależniającej gratyfikacji: "klikasz i masz" - nigdzie w realnym świecie wpływ na rzeczywistość nie jest tak prosty, gdzie wręcz bez wysiłkowa "akcja" powoduje fantastyczny skutek - reakcję na ekranie. Wszystko to powoduje, że mózg chce więcej i więcej. Tylko, czy potem dla dziecka będzie atrakcyjna biała kartka papieru i kredki, które, gdy jej dotkną nie spowodują powstania wielokolorowego pięknego obrazu? Trzeba trudu, wysiłku, treningu, cierpliwości, tego wszystkiego, co potrzebne jest w prawdziwym życiu i tylko w prawdziwym życiu można to wyćwiczyć. GRY W ZWIĄZKACHGdyby Nie Ty...Ada poznała Piotra w klasie maturalnej. Kolorowy zawrót głowy, jak to mówią młodzi. O takim chłopaku śniła. Ona – bardzo dobra uczennica marząca o medycynie, on stojący twardo nogami na ziemi urodzony ekonomista. Serce nie sługa. Po wpływem Piotra zmieniła kurs. Postanowili wspólnie wyjechać na studia, wynająć mieszkanie i zacząć nowy rozdział wspólnego życia. Decyzja Ady o zmianie planów była niezrozumiała dla osób, które znały ją od lat. W zasadzie pierwsze tygodnie wspólnego życia pokazały, że nie było ono bajką. Ciągłe kłótnie, brak pieniędzy, różnice zdań i odwieczne słowa Ady: „Gdyby nie Ty, studiowałabym medycynę. Marzyłam o tym od dziecka.” Osoby patrzące z zewnątrz na relację tej pary zdziwiła decyzja o ich ślubie. Ale cóż, uważali, że to iskrzenie było im potrzebne do normalnego funkcjonowania. Krótko po tym, jak stanęli na ślubnym kobiercu, Ada urodziła Jaśminkę. Zbiegło się to z ukończeniem studiów. Piotr podjął pracę w firmie, z która od dwóch lat dorywczo współpracował. Natomiast Ada miała pierwszy rok spędzić z córeczką w domu. Zaakceptowała taki stan rzeczy. Piotrowi ten układ bardzo odpowiadał. Żona w domu, czekająca z gorącym obiadem, zadbane i spokojne dziecko. Czego chcieć więcej? Zaczął więc namawiać ją, by iść za ciosem i postarać się o braciszka dla Jaśminy. Wówczas zaczęły się awantury. „Gdyby nie ty, twoje parcie na ślub, na dziecko, zaczęłabym pracę. Tyle ciekawych ofert przeszło mi koło nosa.” W momencie, gdy zaczęli decydować się na żłobek, gdy Ada podobno rozpoczęła poszukiwania pracy, okazało się, że pragnienie Piotra ziściło się i żona zaszła w ciążę. Pierwszy miesiąc to czas wiecznych awantur, które wszczynała Ada. Miała dosyć takiego życia. Ale czy to Piotr był winowajcą takiego stanu rzeczy? Eric Berne w książce „W co grają ludzie” opisał miedzy innymi grę „Gdyby Nie Ty…” Ada nie przez przypadek wybrała jako swojego partnera życiowego człowieka dominującego. Ona – osoba bojąca się podejmowania decyzji, wyzwań, „potrzebowała” kogoś, kto mógłby być oskarżany za ograniczanie jej tych aktywności, których tak naprawdę się bała. Medycyna będąca marzeniem jej rodziców, przerażała ją. Piotr stanowił świetną wymówkę. To przez niego – przez uczucie do niego zmieniła plany. Uciekła od tego, czego się bała, po to, by potem oskarżyć go za to. A tak naprawdę Piotr oddawał jej przysługę, chroniąc ją przed tym, czego się chorobliwie bała. Jak być może zauważyliście, wiele osób wiąże się z taka a nie inną osobą nie przez przypadek. Osoby wchodzące w grę „Gdyby Nie Ty” potrzebują kogoś, kto „ograniczy ich”. Taką osobę można oskarżać o to, czego nie udało się osiągnąć. Celem bowiem tej gry jest uśmierzanie własnych lęków i usprawiedliwianie swojej bierności. Problem pojawia się dopiero wówczas, gdy jedna z osób wychodzi ze swojej roli. Gdyby Piotr powiedział Adzie: studiuj medycynę, marzyłem, by mieć żonę lekarza, mogłoby się okazać, że … nie on był przeszkodą. Gdyby Piotr uznał, że decyzje o ślubie przełożą na czas, gdy obydwoje odnajdą się na rynku pracy, okazałoby się, że Ada wcale nie chce podejmować tego kroku. Często okazuje się, że to nie partner jest problemem, ale są nim własne lęki. A zmiana zasad gry poprzez powiedzenie: „Rób, to czego pragniesz” , nagle demaskuje fobie i lęki drugiej strony. *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
ZE ZŁAMANYMI SKRZYDŁAMIOsoby Wysoko WrażliweWrażliwi ludzie są najbardziej autentycznymi i uczciwymi ludźmi, których kiedykolwiek spotkasz. Nie ma niczego, czego nie powiedzieliby o sobie, jeśli Ci zaufają. Jednak w momencie, gdy ich zdradzisz, odrzucisz lub poniżysz, zakończą Waszą przyjaźń. Wrażliwcy żyją z poczuciem winy i ciągłym cierpieniem, wynikającym z nierozwiązanych sytuacji i nieporozumień. Nie są w stanie żyć, gdy nienawidzą lub są znienawidzeni przez innych. Ten typ osób potrzebuje tyle miłości, ile nikt nie jest w stanie im dać, ponieważ ich dusza jest stale raniona przez innych. Jednak pomimo tragedii, które muszą przejść w życiu, pozostają najbardziej współczującymi ludźmi, których warto poznać i często zostają działaczami na rzecz innych: zranionych, zapomnianych i niezrozumianych. Są aniołami ze złamanymi skrzydłami, które latają tylko, gdy są kochani.
Shannon L. Adler lessonslearnedinlife.com BAWIŁ SIĘ EMOCJAMIManipulacja. Atrakcyjność fizyczna. AutorytetMiasto z marzeń i ona – młoda, zdolna lekarka, która trafiła na staż do tutejszego szpitala. To jak sen. Każdy dzień przynosi Izie coraz więcej wrażeń. Kraków, praca, o jakiej marzyła, codzienne wyzwania, niezwykli ludzie i on… Iza należała do tych kobiet, dla których dążenie do celu było niezwykle istotne. Dobra uczennica, a przy tym niezwykle błyskotliwa, inteligentna, rzutka dziewczyna. Koleżanki w szkole, a potem na studiach spoglądały na nią z zazdrością. Miała wszystko, o czym inne mogły tylko marzyć. Nie było mężczyzny, który przeszedłby obok niej obojętnie. Zdawała sobie z tego sprawę, ale w żaden sposób nie zmieniało jej to jako człowieka. Być może jej bardzo racjonalne podejście do życia i stawianie wykształcenia na pierwszym planie, a życia rodzinnego na drugim, powodowało, że w oczach kolegów jej akcje tym bardziej szły w górę. Iza była otwarta, życzliwa, rozmowna, ale niedostępna dla mężczyzn. W Krakowie nastąpiło „trzęsienie ziemi”. Tak Iza to określała. Elektryzujący głos, przenikliwe spojrzenie. Nie poznawała siebie. Dostrzegała, jak reaguje na przelotne spojrzenia ordynatora, na przypadkowe dotknięcia dłoni. Inteligentny, tajemniczy, przystojny, nienagannie ubrany. Człowiek z klasą. Nie umiała sobie odpowiedzieć, czy to siła autorytetu, czy potrzeba oparcia, której na pewno zabrakło jej po stracie ukochanego ojca, czy czar tych orzechowych oczu. Próbowała, pomimo, iż serce mówiło co innego, stawiać opór. „Będą plotki - stażystka i ordynator. Przecież to banalna historia.” Tego nie było jej potrzeba. Ale im bardziej, wbrew sobie była niedostępna, tym bardziej on pragnął ją zdobyć. Tak, zdobyć - jak później się okazało, o zdobycie Izy tylko chodziło. Nie była pierwsza i najprawdopodobniej nie ostatnia. Ona zaufała i w końcu pomimo wielu wątpliwości postanowiła dopuścić do głosu uczucia. Pokochała bez granic. Tak jakby na tę miłość czekała latami. Znalazła w ramionach Zbyszka to wszystko, czego potrzebowała. Zdała sobie sprawę z wielu tłumionych potrzeb - przede wszystkim z tak ważnej potrzeby bliskości. Energia rozpierała ją całą. Była naprawdę szczęśliwa. Być może to szczęście nie pozwoliło jej dostrzec pierwszych symptomów wskazujących na wycofywanie się ze związku tego, z którym zaczęła wiązać przyszłość, tego, który pół roku wcześniej zrobiłby wszystko, by jemu zaufała i dała szansę. „Byłaś dla mnie wyzwaniem. Byłaś niedostępna, piękna, pociągająca. Zrobiłbym wszystko, by Cię rozkochać. Po prostu moja męska ambicja kazała mi Ciebie zdobyć.” Te słowa i wiele innych przeczytała Iza, ocierając łzy. W pewnym momencie zaczęło do niej docierać, że z każdym dniem Zbyszek oddalał się, a potem wręcz odpychał ją, jakby chciał wyrzucić ze swojego życia, jak niepotrzebną rzecz. To historia jest jedną z wielu, jakie pisze życie. Człowiek manipulujący drugim człowiekiem. Bawiący się czyimiś uczuciami. Wykorzystujący zarówno swój autorytet, który działa cuda, o czym jeszcze na naszym blogu będziemy pisały, ale i wykorzystujący swoja atrakcyjność fizyczną. Wiele badań pokazuje, jaką rolę odgrywa wygląd. Bardzo silny i wyraźny jest związek pomiędzy atrakcyjnością fizyczną a lubieniem – osoby atrakcyjne łatwo zyskują sympatię. Niezwykle często faworyzujemy osoby atrakcyjne, atrakcyjność fizyczna wpływa na nasze decyzje, ocenę, zmienia nasze postawy. Elliot Aronson mówi nawet, iż nasza percepcja wzrokowa wywiera niezwykły wpływ na nasze uczucia i zachowania. I używa do zobrazowania dosadnego sformułowania, że jesteśmy niewolnikami naszych oczu. Skoro ktoś jest przystojny, według nas jest też dobry, wrażliwy, opiekuńczy. Niestety jest grupa osób atrakcyjnych fizycznie, którym brak poczucia własnej wartości i które wykorzystują swoje zewnętrzne atuty do dowartościowywania swojego „chorego” ego. To ludzie podobni do Zbyszka - raniący i krzywdzący innych. Ślepota spowodowana efektem aureoli, o którym już pisałyśmy w poście „Piękną być?” powoduje, że wiele osób, podobnie jak Iza, nie dostrzega ich wyrafinowanej gry. Wielu przystojnych mężczyzn, ale i piękne kobiety, które nie lubią siebie, wykorzystują innych, by przeglądać się w ich zakochanych oczach, dla osiągnięcia swojego celu, którym jest budowanie poczucia własnej wartości, w którą nie potrafią uwierzyć. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
CZY WSZYSTKO ZALEŻY OD NAS?Czynniki warunkujące sukcesWróciła do domu zmarznięta. Skostniałymi dłońmi włączyła wodę na herbatę i siadając przy stole, zgarnęła okruszki, które pozostały po niecodziennym śniadaniu. To były piękne dwa dni, które spędziła z przyjaciółką z liceum. Dwa dni i trzy noce – czas wypełniony rozmowami, śmiechem, tęsknotą za tym, co minęło bezpowrotnie i refleksjami na temat życia, szczęścia, sukcesu. Natalka była dla Sonii jak siostra. Pomimo, że były rówieśniczkami, Sonia zawsze miała w Natalii oparcie, traktowała ją zawsze jak wyrocznię, jako osobę, z której zdaniem liczyła się i miała pewność, że nigdy się na niej nie zawiedzie. Była osobą, która swoim przykładem pokazywała, iż w życiu osiągnąć można to, o czym się marzy. Dziewczyna z biednego domu, w którym zamiast chleba często na stole gościł alkohol. A kłótnie i rękoczyny matki i ojca to obrazy, które zapewne chciałaby wymazać ze swojej pamięci. „Gdyby nie Ala, nie byłabym dzisiaj tu, gdzie jestem” - Natalka wspomniała w czasie wizyty o swojej cioci, która przed laty stała się dla niej kimś najważniejszym na świecie. „To ona była dla mnie nie tylko kołem ratunkowym, ale i przepustką do innego życia.” Natalka do dziś pamięta zapach jej perfum, który wraz z powiewem innego, lepszego świata pojawiał się wraz z Alą w jej obskurnym małomiasteczkowym domu raz na parę miesięcy, gdy przyjeżdżała z wizytą. Natalka początkowo z zaciekawieniem dziecka, a potem z podziwem nastolatki słuchała o życiu ciotki, osoby, która odznaczała się pracowitością i siłą charakteru. A Ala z kolei z zainteresowaniem i przejęciem, które tak obce było dla rodziców Natalki, wypytywała o sukcesy dziewczynki i była pod wielkim wrażeniem jej bystrości, elokwencji, błyskotliwości oraz umiejętności, z jaką opowiadała o swoim małym świecie, świecie nauki, w który uciekała od problemów codziennego dnia. „Gdyby Ala miała swoją rodzinę, moje życie dzisiaj wyglądałoby zupełnie inaczej i uwierz mi, moja wiara w siebie, pozytywne myślenie, determinacja i umiejętność planowania mogłyby nie zagwarantować sukcesu. Popatrz na życie naszych kolegów Wojtka i Roberta… Oni też zawsze powtarzali słowa, które w latach osiemdziesiątych nie były tak popularne jak dzisiaj, słowa, które są wypowiadane przez wielu coachów: chcieć to znaczy móc. Oni przecież tak bardzo chcieli, starali się z całych sił, mieli ogromny potencjał, a spójrz jak różnie potoczyły się ich losy. Gdyby w moim życiu nie pojawiła się Ala, gdyby nie miała możliwości i chęci, by wyciągnąć do mnie pomocną dłoń, przyjąć pod własny dach i utorować wiele dróg, różnie mogłoby być. Spójrz, jakie znaczenie miało to, że byłam czwartym, a nie pierwszym dzieckiem moich rodziców. Gdy dorastało moje starsze rodzeństwo, Ala była licealistką i nie miała możliwości dania im tego, czym mnie obdarowała. Gdybym urodziła się 10 lat wcześniej, nie wchodziłabym w dorosłe życie w czasach sprzyjających tak niepokornym i ciekawym świata ludziom jak ja. Tak więc widzisz, Kochana, nie wszystko w życiu zależy od nas. Choć my powinniśmy dać z siebie wszystko, by wiedzieć, że nie zmarnowaliśmy szansy danej nam być może ten jeden jedyny raz przez życie.” Z rozmyślania wyrwała Sonię jej ulubiona melodia „My Way” ustawiona jako dźwięk dzwonka w telefonie. To Natalia zameldowała, że szczęśliwie dotarła do domu. Podziękowała za wspólnie spędzony czas i za spotkanie, które dla Sonii poza wieloma wartościami dostarczyło też zmiany dotychczasowego spojrzenia na ludzi sukcesu. Ona zawsze żyła w przekonaniu i tego uczyła swoich synów, że sami jesteśmy panami swojego losu i od nas zależy jak wysoko wzlecimy. Dzisiaj uświadomiła sobie, że nie zawsze jest to takie proste przełożenie. Choroba, niesprzyjające okoliczności, czas, w którym dane nam było się urodzić często decydują o tym, że nasz potencjał nie jest w pełni wykorzystany. I pomimo, iż zrobiliśmy wszystko, by wykorzystać dany nam przez życie dar w postaci talentu, dochodzimy jedynie do podnóża szczytu, którego wierzchołek zdobywają Ci, którym wiatr zawiał pomyślniej. To, że w życiu nie wszystko jest zdeterminowane czynnikami wewnętrznymi i wiele zależy w nim od sprzyjających okoliczności, to nie tylko wnioski osób podchodzących z dużym dystansem do swojego sukcesu, takich jak Natalia, czy też frustratów szukających uzasadnienia swoich niepowodzeń. Są bowiem dowody uzasadniające tezę, że do osiągnięcia sukcesu w życiu potrzebne jest szczęście, o czym możemy przeczytać w wyśmienitej, wciągającej jak najlepsza powieść książce Malcolma Gladwella „Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu”. Według jej autora dostateczna inteligencja, pracowitość oraz określone cechy osobowościowe, które niewątpliwie ułatwiają zauważanie okazji, jakie nie każdemu w jednakowej mierze serwuje życie, to tylko jedna strona medalu determinującego sukces. Wszyscy chcemy wierzyć w mit „od pucybuta do milionera”, bo daje nam poczucie kontroli nad własnym życiem. Znamy też oczywiste czynniki sukcesu: po pierwsze: talent, zdolności, po drugie ciężka praca, żeby tego talentu nie zmarnować, ale go rozwinąć i po trzecie: oryginalne postrzeganie świata, dzięki któremu wyróżnimy się spośród innych ciężko pracujących utalentowanych ludzi. Kojarzymy sukces wyłącznie z wysiłkami jednostki. Ale jak twierdzi autor „Poza schematem” niestety to nie wystarcza. Potrzeba czegoś więcej - jest jeszcze druga strona medalu, bo jak mówi „nasze dotychczasowe postrzeganie sukcesu opiera się na całkowicie błędnych przesłankach”. Gladwell na podstawie wielu badań, eksperymentów, biografii, które przeczytał lub do których sam dotarł, twierdzi, że w przypadku ludzi sukcesu - geniuszy, znanych przedsiębiorców, gwiazd rocka, czy programistów komputerowych: „Ich sukcesy są produktem historii, społeczeństwa, sposobności i dziedzictwa kulturowego. Nie ma w nich nic wyjątkowego ani tajemniczego. Mają swe źródło w splocie kulturowych uwarunkowań, zasłużonych i niezasłużonych możliwości, a nawet szczęśliwych zbiegów okoliczności.”* Trzeba więc w odpowiednim czasie być w odpowiednim miejscu i spotkać na swojej drodze odpowiednie osoby. Gdyby nie ciocia Ala, nie wiadomo jak potoczyłoby się życie Natalki. Według Gladwella sukces odnoszą ci, do których wyciągnięto pomocną dłoń: „Ludzie robiący karierę nigdy nie są sami. Ważne jest, skąd pochodzą, bo są wytworem konkretnych miejsc i środowisk.”* Okazuje się więc, że jeżeli w ten sposób rozumiemy szczęście, życzenia, które sobie kurtuazyjnie i nieco automatycznie składamy – „Szczęścia Ci życzę” - mają głęboki sens. * Fragmenty pochodzą z książki Gladwella "Poza schematem" Wydawnictwo Znak Literanova, 2019 Jeżeli często masz wszystkiego dość, życie i jego problemy przerastają Ciebie. Nie umiesz się z niczego cieszyć. Masz niskie poczucie, które wpływa na relacje z innymi. Czujesz się niedowartościowana i nieakceptowana. Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|