CO NAM UMYKA I DLACZEGO TO JEST TAKIE WAŻNEW ogóle mnie nie słuchasz„Jeden dzień może zmienić wszystko….Błyskawicznie. I nagle staje się jasne, czego nam brakowało. Pełne życie nie może być serią zapomnianych dni. <<Później>> może nie nadejść. Życie nie służy do odkładania go na później. Sol zawsze szukał chwil. Śmiechu, pocałunku, smaku, tańca. To był jego dar dla nas. Przypomnienie, żeby kolekcjonować chwile. Każdego dnia. Bo jeśli będziesz je znajdować, dni nigdy nie zleją się ze sobą. To w tych chwilach odnajdziesz siebie. Dzięki Solowi żyję dniem dzisiejszym. Żyję chwilą. Wiem, co to znaczy kochać i być kochaną. Naprawdę czuć się kochaną. Pozwalam, by te chwile prowadziły mnie w życiu. By mnie leczyły, wzmacniały. Właśnie tak będę żyć. Każdego dnia do końca życia.” Te słowa od paru dni krążą po mojej głowie, gdyż poruszyły moje serce podczas oglądania filmu „All my life”. Młoda dziewczyna zmienia swoje podejście do życia pod wpływem tego, co chciał jej przekazać człowiek, którego pokochała. Wcześniej uważała, że większość jej dni mija w sposób niezauważalny, były nijakie i bez znaczenia, zlewały się ze sobą, a ona wszystko odkładała na później. Dokonała zmiany, bo umiała słuchać, bo była otwarta na przekaz drugiego człowieka. Słuchanie…. Mamy z tym duży problem. Komunikacja między nami bardzo szwankuje. A przede wszystkim mamy problem właśnie ze słuchaniem drugiego człowieka. Zarówno w rodzinie, w związkach, ale i na gruncie zawodowym. Dlaczego? Ponieważ słuchając, mamy tendencję do własnego interpretowania poprzez przyjmowanie swojej perspektywy, czyli poprzez koncentrowanie się bardziej na sobie aniżeli na naszym rozmówcy. A słuchając, powinniśmy nie tylko słuchać, ale przede wszystkim słyszeć, czyli patrzeć ze zrozumieniem i empatią na osobę, z którą rozmawiamy, skupiać na niej swoją uwagę, poświęcać czas, a niekiedy wykazać się cierpliwością i tolerancją. Nie jest to łatwe. Słuchanie jest sztuką, a więc wymaga wysiłku. Niestety obecnie, gdy doskwiera nam brak czasu, a poza tym jesteśmy nadmiernie skoncentrowani na sobie, poświęcenie uwagi i cierpliwości drugiemu człowiekowi nie jest łatwe. „Współcześnie zachęca się nas, żebyśmy słuchali głosu serca, wsłuchiwali się w swoje ciało i najgłębiej ukryte potrzeby. Rzadko jednak jesteśmy nakłaniani do słuchania innych z uwagą i skupieniem. Angażujemy się więc w swoisty <<dialog głuchych>>, przekrzykujemy się na imprezach, spotkaniach zawodowych, a nawet na rodzinnych obiadkach, przyzwyczajeni do tego, że w rozmowie należy mieć coś do powiedzenia, a niekoniecznie podążać za tokiem czyjejś wypowiedzi. Zarówno w dyskusjach internetowych, jak i prowadzonych twarzą w twarz każdy stara się określić swoją pozycję, wyznaczyć tor opowieści i trzymać się własnego przekazu. Większą wartość upatrujemy w tym, co ludziom przedstawiamy, niż w tym, co od nich przyjmujemy. A przecież słuchanie można uznać za bardziej wartościowe od mówienia. Z powodu braku umiejętności słuchania wywoływano wojny, tracono fortuny i niszczono przyjaźnie.”* Myślę, że wielu z nas niejednokrotnie zdawała sobie sprawę podczas rozmowy, że osoba, do której mówiliśmy, słuchała nas, ale nie słyszała tego, co chcieliśmy jej przekazać. Rozmawialiśmy z innymi, a tak naprawdę czuliśmy się, jakbyśmy wygłaszali monolog. Oczywiście różne mogły być tego przyczyny. Zaliczyć do nich można zarówno niesprzyjające warunki, ale i liczne blokady, które stosujemy zarówno świadomie, jak i nieświadomie. Do barier słuchania zaliczyć można między innymi czytanie w myślach i domyślanie się, filtrowanie, formułowanie rad, osądzanie, porównywanie, przekonywanie do swoich racji, przygotowywanie odpowiedzi, manipulowanie, zmianę toru. Seligman przedstawił model słuchania, którego autorami są Kroth i Edge. Według niego wyróżniamy: słuchanie bierne i aktywne oraz niesłuchanie aktywne i bierne. Słuchanie bierne polega na słuchaniu, podczas którego odbiorca wysyła nadawcy sygnały niewerbalne świadczące o zainteresowaniu tym, co ten do niego mówi. Jest zachowany zarówno kontakt wzrokowy, ale również osoba słuchająca okazuje empatię, potakuje, jedynie nie zadaje pytań. Sytuacja taka ma miejsce na przykład wówczas, gdy słuchamy osoby będącej naszym autorytetem. Wówczas pomimo tego, iż jesteśmy wsłuchani w każde słowo tej osoby, pomimo że nasza mimika pokazuje przeżywanie emocjonalne tego, co słyszymy, nie odzywamy się, ponieważ albo nie mamy możliwości zadania pytania, albo jest nam niezręcznie, jesteśmy skrępowani bądź czujemy się niekompetentni, by zabrać głos. Słuchanie aktywne wzbogacone jest w stosunku do słuchania biernego o zadawanie pytań i parafrazowanie. Na przykład słuchając przyjaciółki opowiadającej o ekscytującym spotkaniu, zadajemy pytania, dopytujemy, przytakujemy, ale i parafrazujemy jej wypowiedź, oczywiście pokazując swoją mową ciała duże zainteresowanie i zaangażowanie. Bierne niesłuchanie to niekoncentrowanie się na wypowiedzi rozmówcy. Osoba mówiąca często w takiej sytuacji czuje się zlekceważona, choć powody niesłuchania mogą być róże, np. zmęczenie, złe samopoczucie. Takie sytuacje mają miejsce np. podczas powrotu do domu, gdy w autobusie spotykamy znajomą, która chce zdać nam relację z ostatniego weekendu. Poniedziałek był dla nas intensywnym dniem w pracy, w myślach układamy plan na wieczór, zastanawiamy się, co musimy jeszcze po drodze kupić, do kogo wykonać pilny telefon i pomimo iż ciałem uczestniczymy w tej rozmowie – patrzymy na koleżankę, nasze myśli krążą w innym wymiarze. Aktywne niesłuchanie polega natomiast na mówieniu do siebie nawzajem, ale o czym innym. W takim sposobie komunikowania się każda ze stron nie jest zainteresowana tym, co mówi do niej partner, ale rozmawia. Każdy w tej wymianie zdań chce bowiem przeforsować swój temat, ale trafiając na równego sobie, żadna ze stron nie jest wysłuchana. Typowy przykład takiej sytuacji ma miejsce, gdy żona po powrocie z pracy opowiada mężowi o swoim sukcesie, a mąż wchodzi jej w pół zdania i oznajmia, że na weekend zaprosił kolegę i trzeba zastanowić się, jak go ugościć. „Rozmowa idealna stanowi nieprzerwany ciąg pętli, w których informacje zwrotne od słuchającego wpływają na treść i styl kolejnych wypowiedzi. <<To dobry czytelnik sprawia, że książka jest dobra>> – pisał Ralph Waldo Emerson. Analogicznie: to dobry słuchacz sprawia, że rozmowa dobrze przebiega. Gdy obie strony są skupione i zaangażowane, konwersacja przypomina wspaniały taniec, w którym dwoje tancerzy wzajemnie siebie słucha, niezależnie od tego, kto w danym momencie mówi (…) Rozmowa z kimś, kto nie słucha uważnie – nie nadąża za twoimi słowami lub nie bierze pod uwagę twoich odczuć związanych z jego wypowiedzią – przypomina taniec z kimś, kto porusza się w całkiem innym rytmie lub w ogóle nie ma poczucia rytmu. Czujemy się wtedy niezręcznie – i musimy uważać na czubki palców. Być może rozmówca ma nam coś ciekawego do powiedzenia, lecz żeby się tego dowiedzieć, musimy włożyć mnóstwo energii i wykazać się dyscypliną.”* O porozumiewaniu się powiedziano bardzo dużo i napisano wiele książek, natomiast nie wszyscy ich autorzy z taką uwagą skupili się na temacie słuchania jak Kate Murphy, której książka „W ogóle mnie nie słuchasz! Czyli co nam umyka i dlaczego to takie ważne” trafiła niedawno do moich rąk, a której Psychologia przy kawie została patronem medialnym. Jest to wyjątkowa pozycja, gdyż jej autorka nie tylko zgłębia naukowe strony procesu słuchania – fizjologiczną, psychologiczną i społeczną, ale przede wszystkim opiera ją na doświadczeniu wynikającym z przeprowadzenia licznych wywiadów z osobami, których zawody związane są ze słuchaniem – szpiegami, księżmi, psychoterapeutami, barmanami, mediatorami, fryzjerami, kontrolerami ruchu lotniczego, producentami radiowymi. Czyta się ją jednym tchem, gdyż historie w niej opisane przykuwają naszą uwagę i ciężko się od niej oderwać. Lektura jej sprawi przyjemność każdemu, a dodatkowo, czego jestem niemal pewna, zostawi po sobie niezwykle cenny ślad w postaci zrozumienia tego, jak ważne jest słuchanie w naszym codziennym życiu. Pamiętajcie, nikt z nas nie urodził się idealnym słuchaczem, ale każdy może nim się stać. Już jutro na naszym blogu będziecie mogli przeczytać fragment z książki Kate Murpy, a dzisiaj zastanówcie się nad tym: „Kiedy ostatni raz zdarzyło wam się kogoś wysłuchać? Ale tak naprawdę, bez zastanawiania się, co zaraz powiecie, zerkania na telefon lub przerywania czyjejś wypowiedzi, żeby wygłosić własną opinię? A kiedy ostatni raz ktoś was naprawdę wysłuchał? Z uwagą chłonął wasze słowa, a potem odpowiedział na nie tak trafnie, że napełnił was poczuciem całkowitego zrozumienia?”* *Fragmenty pochodzą z książki Kate Murphy "W ogóle mnie nie słuchasz", Wyd. Marginesy, 2022 POLECAMY:
0 Comments
CHCĘ WYJŚĆ Z POTRZASKUJak wybaczyć samemu sobie?„Już nie chcę dotykać niczego w tym domu. Po raz pierwszy mam świeże spojrzenie na swoje meble. To są rzeczy, którymi się otoczyłam podczas aresztu domowego, który sama na siebie nałożyłam. Ten stolik to część sztucznego życia. To krzesło jest kłamstwem. Ozdoby są symbolem udawanego istnienia, które sama sobie skonstruowałam. Wszystko to przypomina mi o czającym się lęku. Wypracowałam sobie wewnętrzną potrzebę ukarania samej siebie. To wszystko skutek mojego poczucia winy. W końcu sobie to uświadamiam. Moje poczucie winy to nie emocja, to żyjąca, oddychająca rzecz, która próbuje mnie udusić.”* Poczucie winy. Ono trzyma nas w potrzasku, więzi i nakazuje szukania dla siebie kary. Jest brzemieniem, bagażem, który uniemożliwia spokojne życie. Ale niestety wybaczyć sobie jest najtrudniej. Wielu ludzi ma z tym wielki problem. Tkwią nieustannie jedną nogą w przeszłości i nie potrafią, nie dają sobie wewnętrznego przyzwolenia, by spojrzeć w przyszłość i mieć odwagę, by skupić się na życiu tu i teraz. Oni wciąż oglądają się za siebie, chcąc cofnąć czas, gdyż nie są w stanie wybaczyć sobie popełnionych błędów. Takie osoby nieustannie samobiczują się, samooskarżając i uciekając od świata. Taka postawa powoduje w nich stres, niepokój, lęk. Uciekają przed czymś, ale nie zdają sobie sprawy, że nie uciekną przed sobą, o ile sami sobie nie wybaczą popełnionych błędów. „Uciekam, nigdzie nie biegnąc, utknęłam na zakurzonej bieżni życia (…) Karałam samą siebie przez ostatnie kilka lat, bo nie wierzyłam, że zasługuję na życie.”* Przebaczenie samemu sobie nie polega na unieważnieniu tego, co się stało. Wybaczenie to decyzja, ale równocześnie spojrzenie na siebie nie jako na osobę, która oskarża i rzuca kamieniem, ale na kogoś, kogo się rozumie, kto patrzy na cały obraz sytuacji, a nie tylko na to, co się wydarzyło. To danie sobie prawa do wolności, do odczuwania spokoju, radości, szczęścia. „Budzę się, machając rękami przed twarzą. (…) To moja wina. Obezwładniające poczucie winy wraca do mnie tak szybko, że czuję, jakby ktoś kopnął mnie w żołądek. Ale nic tu nie ma, tylko zagracony, mroczny pokój i przesiąknięte potem łóżko. Podciągam kolana i chowam w nich twarz, czując, jak pot z czoła wsiąka w moje leginsy…”* Wielu z nas żyje czasami latami w poczuciu winy, podobnie jak Hannah – bohaterka książki „Uratować dziecko”- kobieta naznaczona przeszłością, dręczona lękiem, która żyła w więzieniu, które sama sobie stworzyła, którego kratami stały się wyrzuty sumienia. Ona nie wybaczając sobie, zbudowała mur, a od muru - jak powiedział kiedyś Phil Bosmans – zaczyna się więzienie. Co można zrobić, by sobie wybaczyć i tym samym dać sobie prawo do nowego życia? Przebaczenie jest procesem. Pierwszym krokiem na tej drodze jest danie sobie prawa do popełniania błędów. Nikt nie przejdzie przez życie bez potknięć i bez krzywd wyrządzonych innym. I nie chodzi o to, by nie zauważać zła, by je ignorować, by usprawiedliwiać błędy, które były naszym udziałem, ale by spojrzeć na sytuację z szerszej perspektywy, by zobaczyć ją z różnych stron. Niezwykle istotne jest zadanie sobie pytań odnośnie tego, co się zdarzyło, by choć w części zrozumieć, dlaczego tak się stało, czy mieliśmy inne wyjście, kto jeszcze był winny temu zdarzeniu, jak dzisiaj byśmy postąpili i jakie wnioski możemy wyciągnąć na przyszłość. Ważne, by uzmysłowić sobie, co nam i innym da to przebaczenie. Nie da się bowiem wybaczać innym ludziom, żyjąc w ciągłym poczuciu winy. Przebaczenie sobie jest kluczem do odzyskania równowagi psychicznej. Wybaczanie działa oczyszczająco. Sprawia, że dajemy wybrzmieć uczuciom złości, gniewu, nienawiści, żalu, po to, by pozwolić im odejść i zacząć na nowo żyć. *Fragment pochodzą z książki Sarah A. Denzil "Uratować dziecko", Wyd. Filia, 2021 Jeżeli nie potrafisz radzić sobie ze swoimi emocjami, nie wiesz jak uporządkować myśli, przywrócić wiarę w siebie, zamknąć pewne rozdziały i wybaczyć sobie - zapraszam na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POLECAMY:
POLECAMY:
Powiązany post:
NIE MOGĘ JEJ STRACIĆ Toksyczna miłośćBaśka niechętnie mówi o przeszłości. Odkąd pamięta, zawsze z zazdrością patrzyła na rówieśników. Tak chętnie wracali ze szkoły do domu, tyle opowiadali, a ona… Nigdy nie czuła miłości. Dzisiaj wie, że rodzice albo byli nieporadni wychowawczo, albo mieli jakieś problemy natury psychicznej. Wchodząc w dorosłe życie, tak bardzo pragnęła mieć cudowny dom. Dom, o którym zawsze marzyła. A przede wszystkim tak bardzo chciała być kochana i kochać. Była spragniona miłości. Gdy poznała Bartka, świat zawirował przed jej oczyma, a w momencie, gdy ten wykazał zainteresowanie jej osobą, gotowa była za nim w ogień wskoczyć. Zrobiłaby wszystko, by dać mu miłość, ciepło - to, co zagwarantowałoby jej trwałość tej relacji. Tego uczucia, którym ją obdarzył była zgłodniała, dlatego pragnęła je odwzajemnić z nawiązką, bo przecież nie zasługiwała na miłość, skoro rodzice jej nie potrafili tego uczucia dać. Pamięta, jak bardzo bliskości i akceptacji pragnęła jako dziecko, potem jako nastolatka. I często zadawała sobie pytanie – co ze mną jest nie tak, skoro nie potrafią mnie kochać? Basia do czasu spotkania Bartka nie czuła, by była dla kogoś ważna. Dzisiaj wie, że każdy człowiek potrzebuje bliskości drugiej osoby. Dlatego miłość, którą została obdarzona potraktowała jako najcenniejszy skarb, którego za nic nie chciała stracić. Robiła wszystko, co było w jej mocy, by go uszczęśliwić, ale na swój sposób. Chciała niejako urządzić mu życie, zawładnąć nim. I tu pojawił się problem. Bartek tego nie chciał. Zaczął czuć się osaczony i zniewolony. A ona tego zrozumieć nie mogła. Ona o takiej miłości, jaką dawała Bartkowi zawsze marzyła. Zawsze pragnęła być dla kogoś tak ważna. Dlatego wyprzedzała jego marzenia, zgadywała, co czuje, chciała usunąć spod jego nóg każdą widzianą jej oczyma przeszkodę. A on chciał poznawać i smakować życie w całym jego wymiarze. Im bardziej Basia się starała, tym bardziej on się oddalał. Toksyczna miłość. Miłość polegająca na nieświadomej próbie zawładnięcia drugim człowiekiem. Bartek jako normalnie funkcjonujący człowiek nie chciał być zniewolony, a Basia nie rozumiała, dlaczego odrzuca jej dobre intencje. To spowodowało w niej pojawienie się znanego przez nią uczucia frustracji, które z kolei wywoływało w niej agresję. Agresja rodziła agresję i Bartek nie pozostawał dłużny, nie dochodziło co prawda do rękoczynów, ale była to agresja słowna, która prowadziła do tego, że powstawał między nimi mur. Bartek nie rozumiał pułapki, w jakiej się znalazł. Nie rozumiał przyczyn takiego zachowania. Dla niego miłość oznaczała zupełnie coś innego, aniżeli to, co prezentowała swoją postawą Basia. Tylko dzięki temu, że był osobą dojrzałą emocjonalnie, trwanie w toksycznym związku nie było dla niego sposobem na życie. Być może inna osoba trwałaby w związku, który stawałby się coraz bardziej destrukcyjny albo dawno odeszłaby w swoją stroną. Bartek szukał powodu zachowania Basi, które stało się problem w ich związku. Z czasem zrozumieli mechanizm, który nią kierował, a który pomimo jej dobrych intencji doprowadzał do zabijania uczucia. To, co Basia nazywała miłością, nie miało z nią nic wspólnego. Nie było to prawdziwe uczucie, które tylko w formie dojrzałej, a nie nerwicowej potrzeby, może być podstawą szczęśliwej relacji. Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
CZAS RELACJIWspieranie rozwoju społeczno-emocjonalnego dzieckaDzisiaj mam przyjemność zaprezentować wywiad, który przeprowadziłam z Joanną Węglarz i Dorotą Bentkowską - autorkami książki "Czas relacji, czyli wspieranie rozwoju społeczno-emocjonalnego dziecka". Jestem przekonana, że zainteresuje on nie tylko rodziców, ale i osoby przygotowujące się do tej roli. Psychologia przy kawie: Co skłoniło Panie do napisania książki? Joanna Węglarz, Dorota Bentkowska: Treningiem umiejętności społecznych zajmujemy się od paru lat i w tym czasie zobaczyłyśmy małą ewolucję w zakresie rozumienia tej metody oraz świadomości tego, jak ważny jest rozwój społeczno-emocjonalny dziecka. Na początku tym tematem głównie interesowali się nauczyciele i terapeuci i oni szukali szkoleń, różnych materiałów i narzędzi do wykorzystania podczas treningów czy zajęć rozwijających kompetencje społeczno-emocjonalne. Natomiast w czasie pandemii okazało się, że bardzo dużo odpowiedzialności zostało przerzuconych na rodziców. Bo to rodzice często uczyli dziecko podczas edukacji zdalnej i wspierali je, gdy gabinety terapeutyczne były zamknięte. Wielu rodziców niestety nie wiedziało, gdzie szukać pomocy i otrzymywałyśmy coraz więcej pytań o to, co zrobić z własnym dzieckiem i jak mu pomóc. Dlatego postanowiłyśmy napisać książkę, która będzie adresowana głównie do rodziców. Oczywiście mogą z niej korzystać również wychowawcy, terapeuci i nauczyciele, natomiast jest napisana z myślą o rodzicach, po to, by mogli wspierać rozwój swojego dziecka w domu podczas codziennych aktywności. Ppk: Nie jest ona z tego, co wiem, Waszą pierwszą książką. JW, DB: To nasza trzecia wspólna książka. Pierwsza książka pt. "Wspólna przygoda" była wydana w 2019 r. dla wydawnictwa Bliżej Przedszkola, kolejna "Trening umiejętności społecznych dzieci i młodzieży, przewodnik dla terapeutów" została wydana przez wydawnictwo Harmonia i w roku 2021 wydałyśmy naszą trzecią wspólną książkę. Wszystkie dotyczą tego samego tematu, czyli treningu umiejętności społecznych, natomiast każda adresowana jest do innej grupy wiekowej. Ppk: Czym różni się od Waszych wcześniejszych książek? Po pierwsze tym, do kogo jest adresowana, czyli do rodziców i opiekunów. Jest też najbardziej praktyczna. Zminimalizowałyśmy ilość teorii, żeby rodzic czy opiekun wiedział, o co chodzi i rozumiał podstawowe pojęcia, natomiast zakładamy, że mniej go interesują terminy psychologiczne i różne definicje, a bardziej to, co on może zrobić podczas codziennej aktywności z dzieckiem, na co zwrócić uwagę, a co być może już intuicyjnie robił i może robić tego więcej, żeby pomóc swojemu dziecku. Ppk: Do kogo jest skierowana? JW, DB: do rodziców przedszkolaków, ewentualnie rodziców dzieci w wieku wczesnoszkolnym. Młodsze dzieci są na etapie bardzo silnego rozwoju umiejętności społeczno-emocjonalnych, ponieważ czas przedszkola to czas po pierwsze socjalizacji, a po drugie kształtowania się norm. Te maluchy naprawdę są chłonne, by przyswajać wiedzę, jak funkcjonuje świat. Przedszkolaki często interesują się ekologią, przepisami ruchu drogowego, literami, jaka jest wartość pieniądza itd. Chcą poznać reguły rządzące światem i dlatego to bardzo dobry czas, kiedy możemy uczyć je reguł rządzących światem społecznym, zwiększyć ich wrażliwość, pokazywać, jak mogą sobie lepiej radzić ze swoimi emocjami, ponieważ jeszcze nie mają do końca rozwiniętej samokontroli emocjonalnej i jeszcze są dość chwiejne emocjonalnie, a ich emocje są krótkotrwałe, aczkolwiek bardzo intensywne. Książka pomaga rodzicom, żeby lepiej zrozumieli emocje swoich dzieci i żeby pomogli dzieciom je zrozumieć. Ppk: W jaki sposób literatura może pomóc czytelnikowi? JW, DB: założenie jest takie, żeby czytelnik mógł dowiedzieć się więcej o ośmiu obszarach umiejętności społecznych i jak ewoluują na różnych etapach rozwoju dziecka. Zależy nam, aby rodzic umiał zwiększyć skuteczność swoich oddziaływań wychowawczych, czyli żeby mógł lepiej pomagać swojemu dziecku. Żeby lepiej je zrozumiał, żeby łatwiej mu było znieść różne trudne emocje czy zachowania dziecka, żeby się dowiedział, że te zachowania są zgodne z normą rozwojową i że dziecko z nich wyrośnie. Ppk: Wasza książka jest nie tylko bogata w wiedzę, która powinna być przydatna każdemu rodzicowi, ale można w niej również znaleźć zestawy ćwiczeń do wykonywania podczas pracy i zabaw z rodzicami. Domyślam się, że wiecie, czego rodzicom i nauczycielom potrzeba. JW, DB: Pracujemy z rodzicami i specjalistami, nauczycielami, terapeutami od kilku lat wspólnie nad metodą treningu umiejętności społecznych. W tym czasie przeprowadziłyśmy bardzo wiele rozmów i otrzymałyśmy bardzo wiele wiadomości prywatnych, obydwie też pracujemy zawodowo jako psycholożki, więc kontaktujemy się z wieloma rodzicami i starałyśmy się odpowiedzieć na te ich potrzeby, które zgłaszają często w wiadomościach prywatnych lub podczas konsultacji. Ppk: Wiemy, że tytuł "Czas relacji" można interpretować na kilka sposobów. Czy możecie Panie powiedzieć coś na ten temat? JW, DB: Długo zastanawiałyśmy się nad tytułem, który mógłby oddać to, o co nam chodziło i w końcu wpadł nam pomysł na "Czas relacji". Uważamy, że właśnie on oddaje to, co mamy na myśli, bo to czego w dzisiejszym świecie bardzo brakuje, to czas. Wszyscy jesteśmy zagonieni, gdzieś pędzimy, a czas to często najcenniejsza rzecz, którą rodzic może dać swojemu dziecku. Ta książka ma więc skłonić rodzica do refleksji i pokazać, że na relację musi być czas. Drugie rozumienie tytułu jest związane z czasem pandemii, kiedy pojawia się duża nieprzewidywalność i wiele trudnych emocji, nasze poczucie bezpieczeństwa jest zaburzone, jesteśmy ograniczani na wielu polach. Jednak mnóstwo osób właśnie podczas pandemii zdało sobie sprawę z tego, co jest najważniejsze i że są to ludzie, my sami oraz relacja ze sobą i z innymi ludźmi. Obserwujemy teraz, że relacje stają się ważne i że nastał czas relacji. Trzecie rozumienie tego tytułu jest związane z grupą, do której jest adresowana książka, czyli rodziców dzieci w wieku przedszkolnym, bo wiek między 3 a 6 rokiem życia to czas socjalizacji, gdy dziecko bardzo łaknie relacji i chce je budować, nie tylko z rodzicami, ale też ze światem zewnętrznym, z rówieśnikami, z panią nauczycielką, ale też i z sąsiadką, z panią w sklepie. Przedszkolaki są chłonne relacji i też chcemy to podkreślić, że dobrze wykorzystać tę naturalną potrzebę u dziecka, zachęcać je do wielu interakcji i pomagać mu, gdy jest nieśmiałe i ma trudności w budowaniu relacji. Ppk: Czy da się być idealnym rodzicem? JW, DB: Oczywiście, że się nie da. My ciągle dążymy do ideałów i wzorców – chcielibyśmy mieć idealne małżeństwo, być idealnym rodzicem, mieć idealną pracę i żeby wszystko było idealnie. Natomiast potem przychodzi konfrontacja z życiem i okazuje się, że idealne „i żyli długo i szczęśliwie” są na kartach bajek. Rodzic musi zdać sobie sprawę z tego, że nie musi być idealnym rodzicem, że ważne jest, aby starał się być najlepszą wersją samego siebie i nie robił nic na siłę. W ten sposób dziecko też zobaczy, że ludzie nie są idealni. Jeżeli rodzic będzie grał rolę tego idealnego, to poprzeczka, którą postawi dziecku, będzie bardzo wysoko. Dziecko będzie się bało robić błędy, będzie zaprzeczało swoim emocjom, próbowało odgrywać sztuczną rolę, żeby sprostać oczekiwaniom. Więc jeżeli uczymy nasze dzieci, że nie jesteśmy idealni, to uczymy je takiego świata, który jest po pierwsze prawdziwy, po drugie dajemy im prawo do błędów. Dlatego ja uważam, że nie tylko nie da się być idealnym rodzicem, ale wręcz nie należy dążyć do tego, by być idealnym rodzicem, bo to jest szkodliwe dla dziecka. Ppk: "Czas relacji" może być wykorzystywany na zajęciach w przedszkolu i szkole? JW, DB: W szkole, być może po pewnych modyfikacjach też, natomiast głównie myślimy o przedszkolakach i jak najbardziej zachęcamy, żeby nauczyciel przedszkola wykorzystywał zaproponowane w książce zabawy i ćwiczenia, bo myślę, że znajdzie tu wiele inspiracji. Ppk: W książce nawiązałyście Panie do słów "Nie martw się, że dzieci nigdy cię nie słuchają, martw się, że dzieci cię nie obserwują". Dlaczego zapominamy jako rodzice, nauczyciele, jak ważne jest to, co robimy, a nie tylko to, co mówimy? JW, DB: Nam dorosłym wydaje się, że wiedza jest bardzo istotna. Że słowa są bardzo istotne. Że mówienie jest bardzo istotne. Natomiast dla dzieci słowa, mówienie nie są istotne. Dla nich dominującą aktywnością jest zabawa, robienie czegoś w ruchu i dlatego nie do końca chcą słuchać. To nie jest ich naturalna forma komunikowania się. One chcą się bawić, doświadczać i obserwować. To wynika też z tego, że pewne procesy poznawcze jeszcze nie są do końca rozwinięte, a my jesteśmy już po tej drugiej stronie i dla nas intelektualne podejście do sprawy, analiza, myślenie jest bardzo ważne. Natomiast tak naprawdę my sami jesteśmy zawiedzeni, gdy np. polityk mówi jedne rzeczy, a robi zupełnie inne. Dla nas dorosłych zachowanie jest też bardzo istotne. Myślę, że jest jeszcze jedna przyczyna, dlaczego wpadamy w taką pułapkę - ponieważ zachowanie trudniej oszukać niż słowa. Powiedzieć możemy wszystko, natomiast sposób, w jaki się zachowujemy bardziej wymaga samokontroli czy samoświadomości. W zachowaniu po prostu bardziej jesteśmy sobą, a nie zawsze to lubimy. Nie zawsze chcemy być sobą. Czasami chcemy być idealną wersją rodzica czy nauczyciela. Ppk: "W naszej pracy psychologicznej zauważyłyśmy że wielu rodziców oraz nauczycieli unika nazywania swojej złości. Boimy się być źli". To słowa z Waszej książki. Dlaczego boimy się niektórych emocji? JW, DB: Ponieważ przez lata nam mówiono, że ta emocja jest niedobra, niewłaściwa, że nie powinniśmy jej odczuwać i mamy negatywne skojarzenia. Niektórym mówiono wręcz w przekazie międzypokoleniowym, że złość jest zła, złość piękności szkodzi albo różne inne hasła. Funkcjonują też różne bajki o postaciach, które się złościły i to nie było dobre, bo piękne księżniczki przecież nigdy się nie złoszczą. Często mówi się chłopcom, że smutek jest zły, chłopaki nie płaczą, nic się takiego nie stało. Czasami zaprzecza się wręcz strachowi i lękowi dziecka - nie bój się, przecież to nic strasznego... Jeżeli więc do nas tak mówiono i ktoś zaprzeczał naszym uczuciom, to my wzrastamy w poczuciu, że emocje, które czujemy, nie do końca są dobre i staramy się im zaprzeczać. Przez to czasami mamy wewnętrzne zamieszanie i poplątanie, i niewłaściwie interpretujemy emocje, których doświadczamy. Ppk: Obserwując rodziców, często odnoszę wrażenie, że obarczają dzieci odpowiedzialnością za swoje emocje. Czytając o tym, że to my, dorośli, jesteśmy odpowiedzialni za nasze emocje, a nie dziecko, uśmiechnęłam się, przypominając sobie wielu rodziców. Czy łatwe jest zrozumienie przez nich, że nie dziecko, a oni są odpowiedzialni za swoje emocje? JW, DB: To jest bardzo często jedna z trudniejszych sytuacji w pracy psychologa dziecięcego, ponieważ trzeba skonfrontować rodzica z pewnymi rzeczami, a my wszyscy, ludzie, oczekujemy łatwych rozwiązań. Bardzo marzy nam się złota rybka, która spełni nasze marzenia albo czarodziejska różdżka, którą ktoś machnie i wszystko się dobrze skończy. I często rodzice, którzy przychodzą do psychologa z dzieckiem, oczekują takiej różdżki. Że psycholog zrobi czary mary i dziecko już będzie sobie radzić z emocjami i nie będzie miało trudnych zachowań. Natomiast tak naprawdę nie ma prostych rozwiązań albo zdarzają się bardzo rzadko. Zazwyczaj rodzic musi zacząć pracować nad sobą i przyjrzeć się temu, jak komunikuje się sam ze sobą i radzi sobie ze swoimi emocjami. Nie wszyscy rodzice są gotowi, żeby to usłyszeć podczas pierwszej rozmowy, więc ważne, żeby terapeuta, psycholog czy nauczyciel odpowiednio taką rozmowę poprowadził i nie przerzucał odpowiedzialności na rodzica, mówiąc „to wszystko pani wina”, tylko aby rodzicowi pokazał, że jeżeli on zacznie pracować nad swoimi emocjami, zacznie się przyglądać temu, co się w nim dzieje, jakie ma problemy i z czego wynikają, to i jemu będzie lepiej, i jego dziecku też. Ppk: Dlaczego normy grzecznościowe bywają niezwykle skomplikowane? Poruszacie ten temat w książce. JW, DB: Zajmując się treningiem umiejętności społecznych, zauważyłyśmy, że normy to temat niesamowicie spłycany. Rodzice czy wychowawcy zakładają zero-jedynkowe podejście - albo dziecko słucha, przestrzega norm, jest grzeczne, albo nie słucha, łamie normy i jest niegrzeczne. Natomiast tak naprawdę rozumienie czy nierozumienie norm może być na kilku poziomach. Może być tak, że dziecko nie rozumie idei norm, po co mówić „dzień dobry”, „przepraszam” itp. Może mieć problem z tzw. ekspozycją społeczną, czyli wstydzi się odezwać. Ono wie, że powinno powiedzieć "dzień dobry", ale to jest dla niego bardzo trudne. Może być tak, że dziecko jest w jakiejś fazie buntu i celowo wybiera niestosowanie norm. Może być też tak, że jest zajęte inną aktywnością i zapomina o normach. I jeżeli problem z normami wrzucimy do jednego worka, to niekoniecznie jesteśmy w stanie zrozumieć, dlaczego to konkretne dziecko, z którym pracujemy, albo nasze dziecko, ma problem z daną normą. I możemy zastosować niewłaściwe oddziaływanie, czyli będziemy mu zwracać uwagę, a ono będzie się tylko bardziej stresować. Czasem warto odpuścić albo znaleźć taki sposób na zastosowanie norm, aby dziecku było łatwiej. Ppk: Często zdarza się, że uważa się, że empatia i responsywność rodziców ogranicza rozwój komunikacji u dziecka. Wydaje się, że jest to wręcz niemożliwe, a jednak. Jak to więc możliwe, że te cechy mogą ograniczyć rozwój dziecka? JW, DB: Może się tak wydawać, bo wielu rodziców, szczególnie takich, którzy skupieni są na bliskości i stawiają za cel podążanie za dzieckiem, przesadzają w drugą stronę w stosunku do rodziców, którzy wychowują dzieci bardzo surowo. Maluch potrzebuje z jednej strony zasad i norm i jasnego komunikowania, gdzie jest granica pewnych zachowań, a z drugiej strony swobody. Ja uważam, że jedną z trudniejszych rzeczy w życiu jest zachowanie złotego środka. Bo bardzo często jest tak, że staramy się na czymś skupić, że aż przesadzamy w drugą stronę. Rodzic, który bardzo stara się podążać za dzieckiem, słuchać, być empatycznym, wspierać, czasami może przestać stawiać ograniczenia i wymagać od dziecka. I nie mówię tutaj o wymaganiu jakichś niesamowitych rzeczy, ale uczeniu dziecka np. samodzielności, tego, żeby odniosło po sobie talerzyk, albo odpowiedzialności za swoje czyny, czyli np. jak rozsypałeś, to musisz posprzątać. Jeżeli kogoś uderzyłeś, to musisz przeprosić. Czasami nadmierna empatia i responsywność sprawia, że dziecko staje się niesamodzielne i nie potrafi brać odpowiedzialności za swoje czyny. Ppk: Poruszyłyście w książce temat teorii umysłu. Może to brzmieć tajemniczo dla wielu osób. A to oznacza? JW, DB: To rzeczywiście termin brzmiący tajemniczo i może nawet troszeczkę dziwacznie, natomiast najprościej to pojęcie można wyjaśnić tak, że ja mam teorię na temat tego, co może myśleć druga osoba. Teorię, czyli nie wiem, co myśli druga osoba, ponieważ nie umiem czytać w myślach, natomiast mogę się domyślić na podstawie jej mimiki, kontekstu sytuacyjnego, swoich doświadczeń. Jest założenie, że teoria umysłu jest wrodzona, że rozwija się u dzieci do 3-4 roku życia, natomiast są dzieci, które mają z nią problem. Będą to np. maluchy ze spektrum autyzmu, dzieci z różnymi problemami rozwojowymi i w tym przypadku potrzeba wsparcia w jest kluczowa. Ppk: Każdy rodzic chciałby, aby jego dziecko było szczęśliwe i by jego życie było pozbawione stresu, ale tak się nie da. Napisałyście, że powinniśmy pisać, że zadaniem rodzica nie jest stwarzanie świata pozbawionego stresu. Pamiętam, jak mój tata, gdy moje dziecko pierwszy raz wyjeżdżało na kolonie, jako młoda mama drżałam, modliłam się, aby nie stresowało się tam niczym, usłyszałam bardzo mądre słowa. Powiedział, że nawet jako kochająca mama nie mam takiej możliwości, by dać mu parasol, który uchroni go na całe życie przed stresem. To było w tamtym momencie trudne dla mnie, ale wiele podczas tej rozmowy zrozumiałam. A co Wy chciałybyście przekazać drżącym rodzicom? JW, DB: Bardzo trudno powiedzieć jedno zdanie, które dotrze do wszystkich rodziców. Przede wszystkim emocje rodzica są ważne i jeżeli się boi, to też ważne, żeby o siebie w tym momencie zadbał. W byciu rodzicem trudne jest to, że cały czas się pojawiają różne emocje, że rodzic się boi albo się niepokoi, albo się zastanawia, albo się złości, albo czasem ma wyrzuty sumienia. Ważne, żeby mieć odskocznię, by nie skupiać się tylko na byciu rodzicem, ale mieć inne cele i wtedy będzie łatwiej dać dziecku wolność, pozwolić mu żyć swoim życiem. Bo taka jest też kolej rzeczy, że w pewnym momencie dziecko zaczyna podejmować swoje decyzje i zaczyna odchodzić od rodzica. A jeżeli rodzic ciągle będzie się bał, zamartwiał i nadmiernie troszczył, to wychowa kogoś bardzo zależnego, mało samodzielnego i przede wszystkim bardzo nieszczęśliwego. Ppk: Dużo się mówi ostatnio o wdzięczności. W Waszej książce również poruszacie tę kwestię. Czy ważne jest, by już dzieci wdrażać w pielęgnowanie wdzięczności? JW, DB: Tak, uważam, że dzieci mają większą łatwość do odczuwania wdzięczności niż dorośli, więc zachęcam, żeby rodzice, dorośli, nauczyciele i inne osoby mające kontakt z małymi dziećmi uczyły się tego praktykowania wdzięczności i zachwycania się światem od dzieci, ponieważ one mają naturalną zdolność do dostrzegania piękna wokół nas, do zauważania różnych drobiazgów. My często o tym zapominamy. Pielęgnujmy wdzięczność razem z dziećmi, a nawet, być może, zachęcajmy je, żeby nas tego uczyły. Ppk: Gorąco dziękuję za ten ciekawy wywiad. Wierzę, że był cenny dla wielu rodziców i chętnie sięgną po Waszą książkę. :) POLECAMY:
DROGA DO RADOŚCIAnhedonia. Pięć dróg radości św. Tomasza z AkwinuRadości i szczęścia… Tego zwykle życzymy innym poza zdrowiem i miłością. Radość to emocja wyrażająca spełnienie, zadowolenie, satysfakcję. Wszyscy jej pragniemy. To ona powoduje, że mamy chęć do życia i z entuzjazmem witamy każdy kolejny dzień. Niestety w dzisiejszej dobie mamy coraz większy problem z tym, by jej doświadczać. Jest coraz więcej osób wśród nas cierpiących na anhedonię, czyli brak odczuwania radości z elementarnych przejawów życia. Co jest powodem takiego stanu rzeczy? Otóż, jest to efekt specyfiki dzisiejszego życia, jego tempa, braku czasu na sen i kontakty z innymi ludźmi. A właśnie drugi człowiek i relacje z nim są źródłem naszej radości, pomimo, iż często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Uśmiech dziecka, zakochane oczy mężczyzny, wdzięczność ludzi, dla których uczyniliśmy jakiekolwiek dobro. To gesty dobroci ze strony osób, którzy nie liczą na naszą wdzięczność, ich wrażliwość, empatia. Inni ludzie dostarczają nam powodów ku temu, by iść dalej z radością w sercu i chęcią do działania. Radości nam brak, bo wpadliśmy w szalony wir życia, który spłyca relacje z innymi. Ale to nie jedyna przyczyna. Im bardziej czekamy na radość, im bardziej skupiamy się na jej znalezieniu i zatrzymaniu, wówczas ona paradoksalnie nas opuszcza. Wynikiem jest też często zapatrzenie w siebie i chęć rywalizowania i porównywania siebie z innymi ludźmi. Chcemy być najlepsi i czerpiemy radość z niezdrowej rywalizacji, a czasem nawet z czyjegoś nieszczęścia. Niewiarygodne, ale prawdziwe. O tyle, o ile powodem naszej radości są sukcesy osób, które darzymy sympatią, o tyle budzi ją również porażka osób, których nie lubimy. Nie zdajemy sobie niestety sprawy, że ten rodzaj radości jest tylko chwilową przyjemnością, która bardzo szybko mija. Warto się zastanowić, czy chcemy czerpać chwilowe, szybko przemijające chwile zadowolenia, czy mieć w sercu prawdziwe szczęście, powodujące spokój, satysfakcję i spełnienie. Oczywiście ważne, by myśląc o innych wokół, nie zapominać również o sobie. Bowiem, o ile nam będzie ze sobą dobrze, pokochamy siebie, wówczas z życzliwością spojrzymy na świat i poczujemy radość. Wielki filozof św. Tomasz z Akwinu jest autorem pięciu dróg radości. Mamy nadzieję, że skorzystacie z nich i odnajdziecie to, co w życiu jest niezwykle istotne. Pięć dróg radości św. Tomasza z Akwinu:
Jeżeli przeżywasz trudne chwile, czujesz się zniechęcona, smutna,, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
Psychopata wśród nasToksyczne związki „Kiedy pierwszy raz rozmawiałem z Tobą w windzie, właściwie byłaś jedynie koleżanką z biura, ale kiedy podeszłaś, prosząc mnie o konsultację, okazało się, że widzę w Tobie interesującą kobietę. Nie wiem, czy myślałem już wówczas o czymś więcej niż o zwykłej znajomości, ale chyba tak, skoro zaproponowałem niezobowiązującą kawę. Kiedy zgodziłaś się, potraktowałem to jako naturalną zachętę. Pierwsze spotkania faktycznie sprawiły, że zaczęłaś mnie fascynować jako kobieta, a im bardziej stawiałaś ostre warunki, mówiłaś o barierach i granicach, których nie można przejść i przekroczyć, tym bardziej moja męska ambicja nakazywała mi spróbować. To było dla mnie wyzwanie. Byłaś niedostępna, piękna, pociągająca. Zrobiłbym wszystko, by Cię rozkochać. Po prostu moja męska ambicja kazała mi Ciebie zdobyć. Co jak wiesz, w jakiś sposób się stało. Na podstawie tego, co mówiłaś, wiedziałem, że być może nigdy nie pójdziemy do łóżka, ale mimo to chciałem spróbować. Czy myślałem wówczas o czymś poza seksem? Chyba nie…” Psychopaci to nie tylko przestępcy, którzy siedzą w więzieniach, to także ludzie, których mijamy na ulicy, z którymi pracujemy w firmach. Szacuje się, że to 2-3% społeczeństwa. Na pozór mili, szarmanccy, ale naprawdę gracze i manipulatorzy, którzy nie cofną się przed niczym. Mówimy czasem o takich osobach, że idą „po trupach do celu”, wykorzystują innych. Chociaż psychopata sam nie jest w stanie odczuwać żadnych emocji, doskonale reaguje na konkretne przejawy uczuć u innych, a szczególnie wyczulony jest na oznaki słabości drugiej osoby. „Początek był super, wydaje mi się, że kiedy człowiek poznaje drugiego i chce go poznać lepiej, a może i zdobyć, nie widzi pewnych wad, a może nie chce widzieć. A tak było ze mną. Widziałem w Tobie super babkę, atrakcyjną, mądrą i dlatego potoczyło się to przez te pierwsze miesiące tak, a nie inaczej. Jednak potem zaczęły mnie pewne sprawy drażnić, denerwować. Dla mnie znajomość ta mogłaby mieć sens tylko na takich warunkach, o których napisałem, że to ja je ustalam. Więc kiedy nie piszę przez miesiąc, i kiedy nie spotykamy się przez dwa miesiące, to po prostu tak ma być, bo ja nie mam ani czasu, ani ochoty. W pewnym momencie zacząłem odczuwać to tak, jakbyś mnie osaczała. Wiem, że nie miałaś ani takiego zamiaru, ani nie odbierałaś tego w ten sposób, być może powiedziałabyś, że to ja prowokowałem takie sytuacje, ale piszę jak to odbierałem. Kilka razy próbowałem o tym mówić, ale skutków nie było i dlatego zacząłem wysyłać ci sygnały, że chyba nie ma to sensu. Problem był w tym, że dalej pociągałaś mnie jako kobieta.” Brak empatii i poczucia winy pozwala im świetnie zidentyfikować ofiarę, a potem ją oszukiwać. Potrafią świetnie wzbudzać zaufanie dzięki niemal patologicznej zdolności do kłamania. Nie mają żadnych lęków społecznych, lęków przed zdemaskowaniem, ani wyrzutów sumienia, czy poczucia winy. To, co zwykle hamuje nas przed antyspołecznymi zachowaniami, u nich praktycznie nie istnieje. Potrafią opowiadać tak nieprawdopodobne historie w tak przekonujący sposób, że wszyscy w nie wierzą i im ufają. Co dziwne, nawet w momencie, gdy zostają zdemaskowani, ludzie-ofiary znają prawdę o nich, oni nadal kłamią i robią to tak umiejętnie, że ofiary zaczynają wątpić we własną wiedzę i zaczynają im wierzyć i zmieniać swoje zdanie. To właśnie siła psychopatycznej manipulacji. Pomimo, że psychopatów rozpoznać jest trudno, warto wiedzieć, jakie powinny być dla nas sygnały ostrzegawcze. Otóż, psychopata: 1. Jest mistrzem wywierania pozytywnego wrażenia – umie oczarować, odpowiednio się zaprezentować, by błyskawicznie wzbudzić podziw. Umie udawać uczucia, jednak nigdy ich nie przeżywa tak, jak normalni ludzie. 2. Nie liczy się z uczuciami innych. Ma sadystyczną naturę. Lubi zadawać innym ból i czerpie z tego przyjemność. Instrumentalnie traktuje drugiego człowieka, najczęściej wykorzystując każdą relację do swoich celów. Pasożytuje na innych, gdy osiągnie to, na czym jemu zależy, porzuca swoją ofiarę bez wyrzutów sumienia, szukając kolejnej. Brak mu poczucia winy. 3. Ma narcystyczne przekonanie o własnej wyjątkowości. Uważa, że jest pępkiem świata. Jest niezwykle pewny siebie. Nic nie jest w stanie zachwiać jego przekonania o własnej wyższości. Nie ma wątpliwości co do tego, że jest najlepszy. 4. Dość szybko ujawnia swoje prawdziwe oblicze, wpada w szał, dostaje ataku furii, by szybko się tłumaczyć zmęczeniem, stresem i znowu mydlić oczy innym. 5. Seks wykorzystuje jako mechanizm przywiązania i uzależnienia od siebie. Doskonale umie uwodzić i zaciągać do łóżka. Dla niego seks to sposób do osiągnięcia zamierzonego celu, rozładowanie nadmiernej energii, a nie intymne przeżycie. Wykorzystuje seks jako sposób do uzależnienia partnerki od siebie. 5. Brak mu empatii, rozumienia innych, brak odruchów moralnych, ma skłonność do oszukiwania. Jego związek z innymi ludźmi jest powierzchowny, relacje oparte są na przydatności do własnych celów. Nie przyjmują na siebie odpowiedzialności 6. Ma sadystyczną naturę. Zadaje innym ból i czerpie z tego przyjemność. Cieszy się, gdy może kogoś zniszczyć. 7. Kłamie jak z nut. Nie widzi w kłamstwach niczego złego. Zaprzecza sobie nawet w jednej wypowiedzi. 8. Manipuluje ludźmi. Czerpie radość ze skłócania ludzi. Dąży do tego, by partnerka wpadła w konflikt z rodziną i przyjaciółmi. Izoluje ją od innych, by stała się zagubiona i pozostawiona sama sobie. Odkrycie, co osoby psychopatyczne ukrywają pod swoją czarującą maską pozwoli ich zrozumieć i jednocześnie obronić się przed nimi. Działanie psychopatów bardzo często przebiega w trzech fazach. Wynika ono raczej z ich osobowości niż przemyślanego świadomego planu. Pierwsza faza to wartościowanie ludzi przez psychopatów – określenie, na ile dana osoba (potencjalna ofiara) przyda się do ich potrzeb oraz jakie są jej mocne i słabe strony. Kolejny etap to manipulacja ludźmi, stosowanie odpowiednich komunikatów, wykorzystywanie reakcji potencjalnych ofiar i utrzymywanie kontroli. Trzecia faza to porzucenie – opuszczają zdezorientowane ofiary, kiedy przestają być im potrzebne, kiedy się nimi znudzą lub kończą z nimi w inny sposób (np. przypadki kryminalne). Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|