DZIECIŃSTWO DO POPRAWKIWpływ dzieciństwa na nasze życieMichał, w momencie gdy zorientował się, że należałoby podejmować męskie decyzje, wycofywał się rakiem. Cieszący się uznaniem wykładowca na prestiżowej uczelni, dorosły metrykalne, a zachowanie i emocje dziecka. Czterdziestoletni mężczyzna w spodniach na szelkach, wieczny chłopiec. Bojący się wejść w relacje z kobietami, niedojrzały i nieodpowiedzialny. Stwarzał pozory niedostępnego, stawiającego wysoko poprzeczkę, a tak naprawdę bał się relacji. Nienawidził matki, ale był od niej uzależniony. Amelia budziła podziw otoczenia. Piękna, inteligentna, odnosząca sukcesy zawodowe. Szła odważnie przez życie. Koleżanki zazdrościły jej aparycji, przebojowości, zdecydowania, umiejętności komunikowania się i wywierania dobrego wrażenia. Ale ona jedna wiedziała, co czuła każdego dnia, z jakimi lękami musiała się zmierzać na każdym niemal kroku. Codziennie obawiała się, że wyjdzie na jaw, jak mało wie, jakie są w niej niedoskonałości i braki. Bała się, że ludzie szanujący ją dowiedzą się, kim jest naprawdę. Miała poczucie, że to, co osiągnęła było dziełem przypadku, dziwnym zbiegiem okoliczności. „Przekonania to nasza nawigacja. Dzięki przekonaniom nie musimy się zastanawiać nad każdą decyzją, wiemy, co lubimy, a czego nie, co cenimy, a czego nie, co i o czym myślimy, jakie mamy wartości, jak oceniamy siebie lub innych itp. Przekonania to drogowskaz na życie. Od nich zależą nasze decyzje, nasze samopoczucie, nasza interpretacja rzeczywistości. Jest to uproszczony sposób przetwarzania tego, co dzieje się dookoła nas i w naszym życiu. Przekonania niestety czasami idą zupełnie w poprzek faktom, ale jako że mamy tendencję do potwierdzania tego, co uważamy za słuszne, rzadko kiedy podważamy nasze przekonania, gdyż po prostu uznajemy je za prawdziwe. Podwaliny do przekonań tworzą się w dzieciństwie. Znaczy to tyle, że wtedy nabieramy pewnej skłonności, aby na pewne rzeczy zwracać większą uwagę niż na inne.”* W pewnym momencie Michał pękł. Wykrzyczał to, co chciałby powiedzieć matce. Miał do niej pretensje, żal, mówił nawet o nienawiści, ale z drugiej strony tłumił te uczucia w sobie, bo nie wypada, nie wolno. To przecież matka. Dobrze jednak widział, że relacja między matką a nim była dziwna. Nigdy nie odczuł z jej strony miłości, akceptacji. Traktowała go jak rywala. Ona nie była, jak nazwaliby twórcy Analizy Transakcyjnej, osobą dorosłą ani rodzicem, ona pomimo swoich 30,40,50, potem 60 lat wciąż była emocjonalnym dzieckiem. W takiej relacji matka – syn trudno stać się mężczyzną. Jeżeli nie będzie nam dane być dziećmi, jeżeli nie doświadczymy bezwarunkowej miłości, akceptacji, wsparcia wówczas gdy tego potrzebujemy, w wieku dojrzałym będziemy infantylni. Mężczyzna nie będzie w stanie zapewnić oparcia kobiecie. Będzie szukał silnych kobiet, gdyż będzie poszukiwał w kobietach matki, ale w pewnym momencie będzie się z tego związku wycofywał. Amelia poczuła, że schodzi z niej powietrze, gdy psycholog podczas diagnozy stawianej przy okazji unieważnienia jej małżeństwa zwrócił uwagę na to, co skrywała przed światem. Poczuła wielką ulgę, wiedząc, że może z kimś porozmawiać o swoim brzemieniu, które niosła całe życie. Wiedziała, że w końcu może przed kimś zdjąć maskę, pod którą kryła się przed światem. Pomimo że przez wszystkich była podziwiana, ona sama czuła się głupia, niekompetentna, niezasługująca na uznanie. Każdego dnia tak bardzo bała się, że prawda wyjdzie na jaw. Przecież to przypadek, dziwny zbieg okoliczności sprawił, że tak daleko w życiu zaszła. Jak taka głupia i beznadziejna - jak mawiał ojciec - mogła osiągnąć sukces? Odkrycie przekonań utrwalonych w dzieciństwie jest niezwykle ważne. One są jak „mapa, jak drogowskaz, jak klucz do naszego życia, determinują to, jak widzimy świat, co myślimy i jak się zachowujemy (…) Są soczewką, przez którą przepuszczasz wszystko, co dzieje się dookoła. W zależności od tego, jakie masz przekonania, tak interpretujesz życie. Ich zalążki powstały w dzieciństwie, a przez całe życie zbierałeś doświadczenia potwierdzające ich słuszność, najczęściej pomijając te, które im zaprzeczały. Masz za sobą wiele, wiele lat wiary w myśli, niekoniecznie słuszne i nie do końca adekwatnie oddające to, kim i jaki jesteś. Trochę czasu upłynie, zanim się z nimi rozprawisz i stworzysz nowe, bardziej prawdziwe przekonania na własny temat. Ważne jest, aby nowe przekonania oddawały to, co Ty myślisz o sobie na bazie życiowych doświadczeń, a nie to, co wydaje Ci się, że myśleli o Tobie rodzice, koledzy z podwórka czy inne osoby z wczesnego dzieciństwa.”* Michał i Amelia wiedzieli jako osoby inteligentne, że dzieciństwo wpływa na dorosłe życie, ale pomimo tego wpadli w pułapkę i nie starali się zrozumieć, co wpłynęło na ich postrzeganie siebie i jaki miało to przeogromny wpływ na ich życie. Sylwia Sitkowska w książce „Dzieciństwo do poprawki” napisała, „to, w jaki sposób traktowano nas w dzieciństwie, bardzo intensywnie wpływa na nasze dorosłe życie. (..) te najwcześniejsze doświadczenia mają olbrzymi wpływ na to, w jaki sposób rozwija się nasz mózg, a to on jest główną jednostką zawiadującą wszystkimi funkcjami życiowymi. Wczesnodziecięce doświadczenia pozostawiają w nas piętno i konsekwencje na całe życie. Nie wszystkie są na szczęście nieodwracalne (…)”* Każdy z nas niesie ze sobą przez drogę, którą jest życie plecak, w który wyposażyli nas najbliżsi w pierwszych latach naszego życia. Czasami dostrzegamy, że dźwigamy na swoich plecach ciężar, który jest ponad nasze siły, który hamuje, utrudnia naszą wędrówkę, powoduje, że potykamy się i przewracamy. Gdy zajrzymy do środka, nie potrafimy pojąć, po co są nam niepotrzebne kamienie, które tylko utrudniają drogę. Ale rzadko kiedy uświadamiamy sobie, że nasz stosunek do samego siebie i relacje z innymi ludźmi są uwarunkowane przeżyciami z naszego dzieciństwa. Doświadczeniami, które odcisnęły na nas swoje piętno – pozytywnymi i negatywnymi, które zebraliśmy w relacji z naszymi rodzicami oraz innymi bliskimi i ważnymi dla nas osobami. Są to nasze lęki, zmartwienia i nieszczęścia, które napotkaliśmy w dzieciństwie. Są to także wszystkie pozytywne doświadczenia, których wtedy doznaliśmy. Po książkę Sylwii Sitkowskiej sięgnęłam z ciekawością. Wiele ukazało się książek, które mają za zadanie pomóc czytelnikowi pogodzić się z trudnościami wynikającymi z dzieciństwa i zrozumieć, co determinuje nasze życie. Ona jest nieco inna. Autorka korzystając ze swojego doświadczenia zawodowego, przedstawia wiele konkretnych przykładów osób, z którymi spotkała się na swojej zawodowej drodze. Każdy z nas ma okazję odnaleźć w nich siebie albo osoby ze swojego otoczenia. Dzięki lekturze mamy możliwość spojrzeć na siebie i innych w innym świetle niż zwykle, uwierzyć w siebie i odzyskać wpływ na swoje życie. Książka jest podzielona na trzy części: psychoedukacyjną, ćwiczeniową i karty pracy. Jestem przekonana, że każdy, kto po nią sięgnie, nie będzie żałował poświęconego na nią czasu. Jeżeli nawet nie pomoże spojrzeć inaczej na swoje życie i uwolnić się od cienia kładącego się na nim od dzieciństwa, to z pewnością skłoni do refleksji i będzie bodźcem do lepszego zrozumienia siebie i innych. *Cytaty i fragmenty pochodzą z książki "Dzieciństwo do poprawki" S.Sitkowskiej, Wydawnictwo Sensus, 2021 POLECAMY:
POWIAZANE POSTY: POLECAMY:
POLECAMY:
RODZICIELSTWO NA ETACIEJak pogodzić życie rodzinne z pracą?Gdy otworzyła oczy, próbowała sobie przypomnieć, jak się tutaj znalazła. W ubraniu, skulona na fotelu, zasnęła w nocy. Ładunek emocjonalny dał o sobie znać. Teraz zaczęły na nowo budzić się wraz z porankiem emocje, które nabrzmiewały w ostatnich dwóch dniach. Za jakie grzechy? Trzy dni wcześniej dla Julki był sądny dzień. Kończyła projekt. W nocy miała zrobić jeszcze drobne poprawki. Jej perfekcjonizm dawał o sobie znać i coraz bardziej doskwierał. Praca, dom, dziecko. Wszędzie chciała być idealna, ale przerastało to jej możliwości. Nie zawsze jej staranne planowanie można było gładko zrealizować. Zjedli z mężem kolację, wykąpała Majkę i miała zamiar skupić się na ostatnich szlifach pracy. Ale jak to w takich sytuacjach bywa, mała zaczęła wymiotować. Boże! Lepszego momentu nie mogło być. Pomiędzy jedną „akcją” a drugą - przebieraniem, zmianą pościeli, siadała do komputera. Oczywiście pojawiło się pytanie - co będzie jutro? Przedszkole odpada. Tomek z samego rana wyjeżdża służbowo do Katowic. Ona miała o ósmej zameldować się u przełożonego z ukończonym projektem. „Większość pracujących rodziców miewa czasem przeświadczenie, że są jak chomiki biegające na karuzeli. Chcemy być dobrymi rodzicami. Nie chcemy popełnić żadnego błędu. Ale mamy przy tym ograniczony czas, ograniczone zasoby energii i cierpliwości, a do tego zbyt wiele zadań do wykonania. Po całym dniu pracy rzadko kiedy jesteśmy w najlepszej formie – a to zwykle przecież wtedy najczęściej przyjmujemy rolę rodzica.”* Anita Cleare w niedawno wydanej książce „Rodzicielstwo na etacie” napisała, że rodzice mają opanowaną do perfekcji żonglerkę, w której jednak niestety łatwo o błąd, który powoduje, że cały misterny plan wali się jak domek z kart. Dzieci potrzebują tego, aby rodzice poświęcali im swój czas, aby poświęcali im mnóstwo czasu. Tymczasem świat stawia przed rodzicami wiele zadań, które absorbują ich bez reszty. By zapewnić dzieciom zaspokojenie wielu potrzeb, pracują intensywniej, dłużej, wydajniej. W życiu codziennym matki stawiają sobie coraz wyżej poprzeczkę. Chcą być idealnym gospodyniami, perfekcyjnymi paniami domu, zadbanymi kobietami, doskonałymi kucharkami, wspaniałymi partnerkami. A nie da się być na każdym polu najlepszą, bo będzie to się odbywało kosztem czasu, który potrzebny jest dziecku. Rodzic zmęczony i zestresowany ma większą trudność z radzeniem sobie ze sprawiającymi problem zachowaniami swoich pociech. Jak zatem znaleźć balans? Jak przełączyć się między życiem zawodowym i prywatnym i być uważnym rodzicem, rodzicem obecnym emocjonalnie, którego potrzebuje dziecko i który chce czuć się spełniony? Anita Cleare próbując wyjść naprzeciw rodzicom, którym zmęczenie i stres nie pozwalają na pielęgnowanie bliskich relacji z dziećmi, proponuje przesunięcie celów. Sugeruje, by wychowywali swoje pociechy w sposób dobry dla dzieci, ale również dla nich samych, by rodzicielstwo dawało im poczucie szczęścia i spełnienia, a nie wyczerpywało i nie doprowadzało do załamania. Aby to zrobić, należy według autorki „Rodzicielstwa na etacie” zejść z karuzeli, stanąć z boku i spróbować zrozumieć, czego potrzebuje od nas dziecko i czego my sami oczekujemy od swojej rodziny. Nie jest to łatwe zadanie, ale pomóc może lektura książki Anity Cleare, dzięki której każdy rodzic będzie mógł przewartościować swoje życie i wprowadzić - jeżeli nie fundamentalne zmiany - to chociaż drobne korekty. Poniżej przedstawiamy sześć pułapek, w które wpadają rodzice żyjący pod ciągłą presją, a których poznanie pozwoli zrobić pierwszy krok w kierunku świadomego i szczęśliwszego rodzicielstwa pozwalającego w spokoju godzić pracę zawodową z byciem rodzicem. Zostały one zaczerpnięte z książki „Rodzicielstwo na etacie.” 1. Oczekiwanie, że cały wspólnie spędzony czas będzie jedną wielką sielanką. Jest to nierealistyczne! Jeśli oczekujesz więc nieustannej idylli, gorzko się rozczarujesz. Tak wysoko zawieszona poprzeczka będzie oznaczać, że każda chwila spędzona z rodziną będzie odbierana przez ciebie jako porażka. 2. Uleganie dziecku, aby tylko uniknąć sytuacji konfliktowej. Wyznaczanie granic i konsekwentne pilnowanie, by dzieci ich nie przekraczały to podstawa skutecznego wychowywania. To smar, którym oliwisz mechanizm rodzinnego życia, podstawowe narzędzie zapewniające bezpieczeństwo i zdrowie twoich dzieci, sposób wpajania im umiejętności niezbędnych w życiu. Unikanie konfliktów poprzez uleganie w dłuższej perspektywie zawsze prowadzi tylko do większych konfliktów w przyszłości. 3. Brak konsekwencji. Konsekwencja znacznie przyspiesza proces uczenia się. Niekonsekwentne reakcje wywołują niekonsekwentne zachowania. Dziecko lepiej radzi sobie, gdy otrzymuje jasne komunikaty i konsekwentne reakcje. Zagubione jest, gdy panujące reguły są zbyt elastyczne. 4. Koncentracja na tych zachowaniach dziecka, które uważamy za niewłaściwe. Konsekwencja nie oznacza ciągłego czepiania się i wytykania dziecku jego każdego, nawet najdrobniejszego przewinienia i potknięć. 5. Negatywne schematy myślowe. Jeśli rodzic całą odpowiedzialność za niewłaściwe zachowania składa na barki swoich dzieci, wpada w spiralę negatywnego myślenia: „Moje dziecko musi się zmienić. To jego wina, że …” W ten sposób pomijasz swoją rolę w tym wszystkim. Nie rozumiesz, w jaki sposób sam przyczynia się do problematycznych zachowań swoich dzieci. W konsekwencji nie zastanawiasz się nad tym, co możesz zmienić w swoim własnym zachowaniu, aby uzyskać oczekiwany rezultat. 6. Rodzicielstwo na autopilocie. Jesteś obecny ciałem, ale nie duchem i dziecko nie ma z tobą praktycznie żadnego kontaktu. Czasem nawet kiwasz potakująco głową, ale nie pamiętasz później ani słowa. Twój mózg zajęty był czymś zupełnie innym. Dzieci szybko uczą się, że pod względem emocjonalnym jesteś dla nich niedostępny. Że muszą się postarać – zachować naprawdę niegrzecznie – abyś zwrócił w końcu na nie uwagę. Że gotowanie obiadu jest ważniejsze niż wysłuchanie ich. Że nie zależy ci na bliskości z nimi. Takie zajmowanie się dziećmi na autopilocie jest szkodliwe dla obu stron. Rodzice nie dostrzegają subtelnych sygnałów wysyłanych przez dzieci, które pomogłyby im je zrozumieć i dowiedzieć się, co naprawdę myślą i co czują.. „Każdy rodzic od czasu do czasu wpada w którąś z tych dziur. Chodzi więc o to, by jak najszybciej poznać wszystkie potencjalne pułapki i starać się ich unikać (…) Bycie dobrym rodzicem nie oznacza, że wszystko musi być idealnie przez cały czas.”* Wśród wielu poradników pomagających rodzicom w wychowaniu, wydana przed miesiącem książka Anity Cleare niewątpliwie wyróżnia się w sposób pozytywny. Napisana jest w prosty, czytelny i zrozumiały sposób. Zawiera główne założenia, których wprowadzenie w życie nie wymaga wielkiego wysiłku i wiedzy oraz zręczności psychologicznej. Autorka podpowiada między innymi, jak:
Książka dzięki temu, że została napisana przez eksperta od tematyki wychowania, mającego nie tylko wykształcenie, ale i praktykę z zakresu rozwój dziecka i psychologii rozwojowej, powinna stać się obowiązkową lekturą dla każdego rodzica, któremu zależy na dobru swoich dzieci i całej rodziny. Na początku mogą być to trudne do zapamietania. Może warto wspierać się "ściągą" jak ta poniżej? PONIŻEJ PRZYGOTOWAŁYŚMY ŚCIĄGĘ - PLANSZĘ DO WYDRUKOWANIA, KTÓRĄ MOŻECIE UMIEŚCIĆ NA LODÓWCE :) POBIERZ PLIK DO WYDRUKU "PUŁAKI, W KTÓRE WPADAJĄ RODZICE": ![]()
*Cytat i fragmenty pochodzą z książki "Rodzicielstwo na etacie" Anity Cleare, Wydawnictwo Laurum, 2021 POLECAMY: OCALIĆ SYNATrudna miłość matki, pedofilia„Czułam, że cały nasz świat się rozpada i zaczęłam niepowstrzymanie szlochać. To było dużo gorsze od wszelkich dramatów i koszmarów, z którymi, jak sobie wyobrażałam, będę musiała sobie poradzić. Jak wszyscy rodzice, widziałam różnorakie scenariusze tego, co mogło się przydarzyć moim dzieciom: chorobę, śmierć, wypadki, porwanie. We wszystkich jednak widziałam je jako ofiary, a nie jako sprawców. Potrafiłam wyobrazić sobie absolutnie wszystko, ale to? Nigdy. To nie mógł być mój synek….”* Miłość matki. Najwspanialsze, a zarazem najtrudniejsze uczucie, które daje radość, spełnienie, szczęście, dumę, ale również niesie za sobą lęk, czasem złość, wstyd, a nawet upokorzenie. Miłość do dziecka związana jest z odpowiedzialnością i troską o drugiego człowieka. Ale czasem wiąże się z wielkim dramatem, w którym matce przychodzi grać główną rolą. „Pokochałam go natychmiast, zachwycając się jego perfekcją i tym, że to ja go stworzyłam, komórka po komórce, w moim własnym ciele. Moje uczucia tkwiły głęboko, w tej części duszy, o której istnieniu nie miałam pojęcia, dopóki Noah się nie urodził. Nie był nową, obcą istotą, kiedy pierwszy raz mi go podano – czułam się raczej, jakbym wreszcie odzyskała brakującą część mnie samej.”* Mówi się o tym, że miłość matki ze wszystkich rodzajów miłości jest najsilniejsza. To uczucie z reguły jest bezwarunkowe. Ochrona bezbronnego dzieciątka rozpoczyna się od chwili, gdy kobieta dowiaduje się, że jest w ciąży. A potem w ciągu następnych dziewięciu miesięcy, staje się ono dla niej najcenniejszym skarbem na świecie. Ta bezwarunkowa miłość, poczucie silnej relacji z matką, daje dziecku niezwykły fundament do budowania całego późniejszego życia: daje poczucie bezpieczeństwa i wpływa na jego zdolność do nauki, zaufania, empatii. „Przysiadłam na brzegu łóżka (…) Sięgnęłam więc po jego dłoń i zamknęłam ją w swoich. – Kocham cię bez względu na wszystko – powiedziałam. Powtarzałam mu to od najwcześniejszego dzieciństwa. Nie umiem zliczyć, ile razy wcześniej brałam go w ramiona i mówiłam to samo. Kiedy miał kilka lat, uwielbiał, kiedy podczas jazdy samochodem wykrzykiwałam: – Kto cię kocha? – Mamusia mnie tocha! – wrzeszczał z zachwytem z tylnego siedzenia. – Jak bardzo? Unosił wtedy wyprostowane ręce nad głowę, naprężając się pod pasami bezpieczeństwa. – Tak bardzo! – Bez względu na wszystko?”* Miłość macierzyńska to miłość, która wybaczy, która nie stawia warunków, która rozumie. To uczucie powoduje, że dziecko w jego cieple rozkwita. Ale czy matka jest w stanie kochać bez względu na wszystko? Czy jest gotowa na to, co może przynieść życie? Czy będzie umiała kochać nie tylko za coś, ale również wbrew czemuś? Jaka będzie granica jej miłości? Czy będzie w stanie zaakceptować wybory dziecka, czy będzie w stanie znieść błędy, które ono popełnia? Czy matka patrząc na małe stópki swojego rozkosznego maleństwa, na jego bezbronność, będzie w stanie przewidzieć, czy będzie umiała je kochać, gdy za kilkanaście czy za kilkadziesiąt lat ten człowiek będący owocem jej łona popełni nie tylko niewinne błędy, ale gdy skrzywdzi innych, gdy dopuści się zbrodni albo… okaże się pedofilem? Dramat matki i jej dziecka pedofila. To inna perspektywa niż ta, z którą z reguły się spotykamy, pochylając się nad nieszczęściem ofiar. A to przecież również dramat ludzi, który rozgrywa się po drugiej stronie. Rzadko kiedy zastanawiamy się nad tym, co przeżywa matka osoby dopuszczającej się czynów karalnych. Czasami wszystkich „wkładamy” do jednego worka i rzucamy w nich kamieniem, patrząc jedynie przez pryzmat niekwestionowanej krzywdy wyrządzonej ofiarom. I nie jest to absolutnie dziwne. Krzywda, szczególnie wyrządzana dzieciom, budzi w każdym bunt, złość i nienawiść. Ale nie zawsze wszystko jest czarne - białe. Czasami dramat dotyczy również człowieka, który krzywdzi innych, ale sam też jest ofiarą tego dramatu, gdyż niejednokrotnie przeżywa nieopisane cierpienie. Pedofil, który nie jest dotknięty zaburzeniem osobowości, bardzo często przeżywa swoją osobistą tragedię i doświadcza zabijającego poczucia winy i myśli samobójczych. „Zgiął się wpół i zapłakał tak żałośnie i rozpaczliwie, że poczułam to w całym ciele. Podbiegłam do syna i objęłam go tak, jak to robiłam wiele razy w przeszłości. Ale tym razem nie mówiłam mu, że wszystko będzie dobrze, bo to była nieprawda i Noah od początku o tym wiedział. Trzymałam go w ramionach, a on rozpadał się na kawałki, rozdzierany szlochem. Nie puszczałam, gdy zawodzenie przeszło z gwałtownej nawałnicy w ciche chlipanie, a potem przerywane oddechy i wreszcie ciszę, kiedy całkowicie opadł z sił. Poprowadziłam go z powrotem na krzesło i posadziłam na nim delikatnie. Przysunęłam swoje krzesło bliżej, żeby usiąść obok niego. Spojrzał na mnie ze łzami na policzkach i usmarkanym nosem. – Chcę umrzeć. – W jego oczach widziałam udrękę. Prześladowały go obrazy, których ja nie potrafiłam sobie wyobrazić; obrazy tego, co zrobił, co obawiał się zrobić i co zrobiono jemu. Chwyciłam jego dłoń. Nie potrafiłam znaleźć słów i przestałam udawać, że znam odpowiedzi.”* W nowym thrillerze psychologicznym „Ocalić syna” Lucinda Berry porusza niezwykle trudny temat pedofilii, przedstawia sytuację z dwóch perspektyw; z perspektywy matki pedofila, ale i z punktu widzenia osoby chorej, która boi się samej siebie. Spojrzenie matki, jej myśli, emocje, zachowania poruszają bez reszty. Autorka zwraca uwagę na zdarzenia, które potrafią w naszym życiu spowodować lawinę problemów. W sytuacji, gdy grunt usuwa się spod naszych nóg, nie zawsze możemy liczyć na wsparcie osób nam bliskich. Każdy inaczej przeżywa osobiste dramaty, gdyż każdy ma swoją historię, która również wpływa na jego decyzje i postępowanie. Lucinda Berry -rysując portret matki będącej wzorem postawy macierzyńskiej, tej która nie tylko kochała bezwarunkowo, ale również uczyła wrażliwości, empatii, która pragnęła ponad wszystko wychować swoje dzieci na ludzi dobrych i uczciwych - chciała na jej przykładzie pokazać nam, że los potrafi z nas niekiedy zadrwić, tak jak z bohaterki książki. Można powiedzieć, że życie wobec niej nie było sprawiedliwe. Ale przecież każdy z nas dobrze wie, że na naszej drodze nie zawsze zbieramy to, co zasiejemy. Nasz ziemski żywot często jest niezrozumiały z naszej ludzkiej perspektywy. Ale czy to oznacza, że nie warto być człowiekiem prawym i kierującym się wartościami moralnymi? *Cytat i fragmenty pochodzą z książki "Ocalić syna" Lucindy Berry, Wydawnictwo Fila, 2021 POLECAMY: CIEMNOŚĆ I CISZAFragment książki "Umysł w ogniu"We poście "Umysł w ogniu" mogliście przeczytać o walce z rzadką i przerażającą chorobą. Dzisiaj natomiast dzięki życzliwości WYDAWNICTWA FILIA publikujemy wstęp do książki "Umysł w ogniu", której autorką jest Susannah Cahalan. Na początku jest tylko ciemność i cisza. – Mam otwarte czy zamknięte oczy? Halo? Nie wiem, czy poruszam ustami ani nawet czy jest w pobliżu ktoś, kogo mogłabym o to zapytać. Jest zbyt ciemno, aby cokolwiek dojrzeć. Mrugam oczami raz, dwa, trzy razy. Nic, nadal ciemność. W dole brzucha tępo trzepocze złe przeczucie. Znam to doskonale. Moje myśli powoli przekładają się na tekst, zupełnie jakby wyłaniały się z garnka pełnego miodu. Słowo po słowie, formują się pytania: gdzie ja jestem? Dlaczego czuję się tak dziwnie? Czemu swędzi mnie skóra głowy? Gdzie są wszyscy? Następnie świat wokół mnie po kawałku zaczyna być widoczny, najpierw ma wielkość dziurki, ale jego średnica stopniowo się rozrasta. Przedmioty wyłaniają się z mroku i wyostrzają, abym mogła je po chwili rozpoznać: telewizor, zasłony, łóżko. Od razu wiem, że muszę się stąd wydostać. Pochylam się do przodu, ale coś mnie przytrzymuje. Dotykam talii i odkrywam grubą ażurową kamizelkę przykuwającą mnie do łóżka niczym – jak to się nazywa? – kaftan bezpieczeństwa. Kamizelka łączy się z dwoma zimnymi metalowymi poręczami. Kiedy przenoszę ciężar ciała do przodu, pasy wbijają mi się w klatkę piersiową. Ustępują tylko na kilka centymetrów. Po mojej prawej stronie znajduje się zamknięte okno wychodzące na ulicę. Samochody. Żółte samochody. Taksówki. Jestem w Nowym Jorku. Jestem w domu. Zanim ogarniająca mnie ulga znika, dostrzegam ją. Kobietę w purpurze. Patrzy na mnie. – Pomocy! – wołam. Wyraz jej twarzy nie zmienia się, jakbym nic nie powiedziała. Ponownie odpycham się od pasów. – No, nie rób już tego – mówi z nieobcym mi jamajskim akcentem. – Sybil? – Przecież to nie może być ona. Sybil była moją nianią, której nie widziałam od dzieciństwa. Czemu akurat dzisiaj powróciła do mojego życia. – Gdzie ja jestem? – W szpitalu, leż spokojnie. – Boli mnie. Kobieta w purpurze podchodzi, nachyla się nade mną, ociera biustem o moją twarz, odpinając pasy, najpierw z prawej, później te z lewej strony. Mając uwolnione ręce, instynktownie podnoszę prawą dłoń i drapię się po głowie. Ale zamiast włosów, wyczuwam bawełniany czepek. Zrywam go nagle ze złością i już obiema dłońmi badam głowę. Wyczuwam całe rzędy plastikowych przewodów. Wyrywam jeden z nich i odkrywam, że jest różowy. Na nadgarstku mam plastikową pomarańczową opaskę. Mrużę oczy, usiłując odczytać napis, litery po paru sekundach przestają być rozmazane: RYZYKO UCIECZKI. *Fragment książki "Umysł w ogniu"mogłyśmy opublikować za zgodą Wydawnictwa Filia. Dziękujemy! POLECAMY: |
|