TO BYŁ POCZĄTEK DROGI Fragment ksiażki "Noc" E. WieselaDzisiaj dzięki życzliwości Wydawnictwa Kompania Mediowa publikujemy fragment z książki "Noc", której autorem jest Elie Wiesel, a przetłumaczona została przez Hannę Abramowicz "Dzień spędziliśmy, poszcząc. Jednak wcale nie czuliśmy głodu. Byliśmy wyczerpani. Mój ojciec towarzyszył deportowanym aż do bramy getta. Najpierw przeprowadzono ich przez Dużą Synagogę, gdzie drobiazgowo ich przeszukano, żeby sprawdzić, czy nie zabrali ze sobą złota, srebra lub innych wartościowych przedmiotów. Zdarzały się histerie i ciosy pałkami. – Kiedy nasza kolej? – zapytałem ojca. – Pojutrze. Chyba że... chyba że sprawy jakoś się ułożą. Być może jakiś cud... Dokąd zabierano tych ludzi? Nie było jeszcze wiadomo? Nie, tajemnica była dobrze strzeżona. Zapadła noc. Tego wieczoru wcześnie położyliśmy się spać. Ojciec powiedział: – Śpijcie spokojnie, moje dzieci. To będzie dopiero pojutrze, we wtorek. Poniedziałkowy dzień przeminął jak mała letnia chmurka, jak sen w pierwszych godzinach świtu. Zajęci przygotowywaniem tobołków, pieczeniem chlebów i placków, nie myśleliśmy o niczym. Wyrok już zapadł. Wieczorem mama kazała nam wcześnie kłaść się spać, żebyśmy nabrali sił, jak powiedziała. Ostatnia noc spędzona w domu. O świcie byłem na nogach. Chciałem mieć czas na modlitwę, zanim nas wyrzucą. Ojciec wstał przed wszystkimi, żeby uzyskać jakieś informacje. Wrócił około ósmej. Dobra wiadomość: to jeszcze nie dziś opuścimy miasto. Przeniesiemy się tylko do małego getta. Tam poczekamy na ostatni transport. Będziemy wysłani jako ostatni. O dziewiątej powtórzyły się sceny z niedzieli. Wrzeszczący żandarmi z pałkami: <<Wszyscy Żydzi, wychodzić!>>. Byliśmy gotowi. Wyszedłem pierwszy. Nie chciałem patrzeć na twarze moich rodziców. Nie chciałem zalać się łzami. Siedzieliśmy na środku ulicy, jak tamci przedwczoraj. To samo piekielne słońce. To samo pragnienie. Tyle że już nie było nikogo, kto przyniósłby nam wodę. Przyglądałem się naszemu domowi, gdzie całe lata spędziłem na poszukiwaniu mojego Boga, na poszczeniu, by przyspieszyć nadejście Mesjasza, na wyobrażaniu sobie mojego życia. Wcale nie byłem smutny. Nie myślałem o niczym. – Wstawać! Odliczanie! Stać. Policzeni. Siadać. Znowu wstawać. Ponownie na ziemię. Bez końca. Czekaliśmy niecierpliwie, dokąd nas zaprowadzą. Na co czekają? Wreszcie padł rozkaz: „Naprzód!”. Mój ojciec płakał. Po raz pierwszy widziałem go płaczącego. Nigdy nie przyszło mi na myśl, że on mógłby płakać. Mama natomiast szła z kamienną twarzą, milcząca, zatopiona w swoich myślach. Patrzyłem na moją młodszą siostrę, Cyporę, jej ładnie uczesane blond włosy, czerwony płaszcz na ramionach: siedmioletnia dziewczynka. Na plecach zbyt ciężka dla niej torba. Zaciskała zęby – już wiedziała, że narzekanie na nic się nie zda. Żandarmi wymierzali pałką tu i ówdzie ciosy: <<Szybciej!>>. Nie miałem już sił. Droga dopiero się zaczynała, a ja już czułem się taki słaby... – Szybciej! Szybciej! Ruszajcie się, próżniaki! – wrzeszczeli węgierscy żandarmi. To w tej chwili zacząłem ich nienawidzić i moja nienawiść jest jedyną rzeczą, która łączy mnie z nimi jeszcze do dziś. Byli naszymi pierwszymi oprawcami. Byli pierwszym obliczem piekła śmierci. Rozkazano nam biec. Ruszyliśmy biegiem. Kto by pomyślał, że mieliśmy tyle sił? Zza okien, zza okiennic patrzyli na nas nasi współrodacy. Dotarliśmy wreszcie do celu. Torby już rzucone na ziemię, więc mogliśmy sami upaść: – Mój Boże, Panie Wszechświata, zmiłuj się nad nami w Twoim wielkim miłosierdziu..."* *Fragment pochodzi z książki "Noc" E. Wiesel, Wydawnictwo Kompania Mediowa, 2023 POWIĄZANY POST: POLECAMY:
0 Comments
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|