ZE ZŁAMANYMI SKRZYDŁAMIOsoby Wysoko WrażliweWrażliwi ludzie są najbardziej autentycznymi i uczciwymi ludźmi, których kiedykolwiek spotkasz. Nie ma niczego, czego nie powiedzieliby o sobie, jeśli Ci zaufają. Jednak w momencie, gdy ich zdradzisz, odrzucisz lub poniżysz, zakończą Waszą przyjaźń. Wrażliwcy żyją z poczuciem winy i ciągłym cierpieniem, wynikającym z nierozwiązanych sytuacji i nieporozumień. Nie są w stanie żyć, gdy nienawidzą lub są znienawidzeni przez innych. Ten typ osób potrzebuje tyle miłości, ile nikt nie jest w stanie im dać, ponieważ ich dusza jest stale raniona przez innych. Jednak pomimo tragedii, które muszą przejść w życiu, pozostają najbardziej współczującymi ludźmi, których warto poznać i często zostają działaczami na rzecz innych: zranionych, zapomnianych i niezrozumianych. Są aniołami ze złamanymi skrzydłami, które latają tylko, gdy są kochani.
Shannon L. Adler lessonslearnedinlife.com
0 Comments
BAWIŁ SIĘ EMOCJAMIManipulacja. Atrakcyjność fizyczna. AutorytetMiasto z marzeń i ona – młoda, zdolna lekarka, która trafiła na staż do tutejszego szpitala. To jak sen. Każdy dzień przynosi Izie coraz więcej wrażeń. Kraków, praca, o jakiej marzyła, codzienne wyzwania, niezwykli ludzie i on… Iza należała do tych kobiet, dla których dążenie do celu było niezwykle istotne. Dobra uczennica, a przy tym niezwykle błyskotliwa, inteligentna, rzutka dziewczyna. Koleżanki w szkole, a potem na studiach spoglądały na nią z zazdrością. Miała wszystko, o czym inne mogły tylko marzyć. Nie było mężczyzny, który przeszedłby obok niej obojętnie. Zdawała sobie z tego sprawę, ale w żaden sposób nie zmieniało jej to jako człowieka. Być może jej bardzo racjonalne podejście do życia i stawianie wykształcenia na pierwszym planie, a życia rodzinnego na drugim, powodowało, że w oczach kolegów jej akcje tym bardziej szły w górę. Iza była otwarta, życzliwa, rozmowna, ale niedostępna dla mężczyzn. W Krakowie nastąpiło „trzęsienie ziemi”. Tak Iza to określała. Elektryzujący głos, przenikliwe spojrzenie. Nie poznawała siebie. Dostrzegała, jak reaguje na przelotne spojrzenia ordynatora, na przypadkowe dotknięcia dłoni. Inteligentny, tajemniczy, przystojny, nienagannie ubrany. Człowiek z klasą. Nie umiała sobie odpowiedzieć, czy to siła autorytetu, czy potrzeba oparcia, której na pewno zabrakło jej po stracie ukochanego ojca, czy czar tych orzechowych oczu. Próbowała, pomimo, iż serce mówiło co innego, stawiać opór. „Będą plotki - stażystka i ordynator. Przecież to banalna historia.” Tego nie było jej potrzeba. Ale im bardziej, wbrew sobie była niedostępna, tym bardziej on pragnął ją zdobyć. Tak, zdobyć - jak później się okazało, o zdobycie Izy tylko chodziło. Nie była pierwsza i najprawdopodobniej nie ostatnia. Ona zaufała i w końcu pomimo wielu wątpliwości postanowiła dopuścić do głosu uczucia. Pokochała bez granic. Tak jakby na tę miłość czekała latami. Znalazła w ramionach Zbyszka to wszystko, czego potrzebowała. Zdała sobie sprawę z wielu tłumionych potrzeb - przede wszystkim z tak ważnej potrzeby bliskości. Energia rozpierała ją całą. Była naprawdę szczęśliwa. Być może to szczęście nie pozwoliło jej dostrzec pierwszych symptomów wskazujących na wycofywanie się ze związku tego, z którym zaczęła wiązać przyszłość, tego, który pół roku wcześniej zrobiłby wszystko, by jemu zaufała i dała szansę. „Byłaś dla mnie wyzwaniem. Byłaś niedostępna, piękna, pociągająca. Zrobiłbym wszystko, by Cię rozkochać. Po prostu moja męska ambicja kazała mi Ciebie zdobyć.” Te słowa i wiele innych przeczytała Iza, ocierając łzy. W pewnym momencie zaczęło do niej docierać, że z każdym dniem Zbyszek oddalał się, a potem wręcz odpychał ją, jakby chciał wyrzucić ze swojego życia, jak niepotrzebną rzecz. To historia jest jedną z wielu, jakie pisze życie. Człowiek manipulujący drugim człowiekiem. Bawiący się czyimiś uczuciami. Wykorzystujący zarówno swój autorytet, który działa cuda, o czym jeszcze na naszym blogu będziemy pisały, ale i wykorzystujący swoja atrakcyjność fizyczną. Wiele badań pokazuje, jaką rolę odgrywa wygląd. Bardzo silny i wyraźny jest związek pomiędzy atrakcyjnością fizyczną a lubieniem – osoby atrakcyjne łatwo zyskują sympatię. Niezwykle często faworyzujemy osoby atrakcyjne, atrakcyjność fizyczna wpływa na nasze decyzje, ocenę, zmienia nasze postawy. Elliot Aronson mówi nawet, iż nasza percepcja wzrokowa wywiera niezwykły wpływ na nasze uczucia i zachowania. I używa do zobrazowania dosadnego sformułowania, że jesteśmy niewolnikami naszych oczu. Skoro ktoś jest przystojny, według nas jest też dobry, wrażliwy, opiekuńczy. Niestety jest grupa osób atrakcyjnych fizycznie, którym brak poczucia własnej wartości i które wykorzystują swoje zewnętrzne atuty do dowartościowywania swojego „chorego” ego. To ludzie podobni do Zbyszka - raniący i krzywdzący innych. Ślepota spowodowana efektem aureoli, o którym już pisałyśmy w poście „Piękną być?” powoduje, że wiele osób, podobnie jak Iza, nie dostrzega ich wyrafinowanej gry. Wielu przystojnych mężczyzn, ale i piękne kobiety, które nie lubią siebie, wykorzystują innych, by przeglądać się w ich zakochanych oczach, dla osiągnięcia swojego celu, którym jest budowanie poczucia własnej wartości, w którą nie potrafią uwierzyć. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
CZY WSZYSTKO ZALEŻY OD NAS?Czynniki warunkujące sukcesWróciła do domu zmarznięta. Skostniałymi dłońmi włączyła wodę na herbatę i siadając przy stole, zgarnęła okruszki, które pozostały po niecodziennym śniadaniu. To były piękne dwa dni, które spędziła z przyjaciółką z liceum. Dwa dni i trzy noce – czas wypełniony rozmowami, śmiechem, tęsknotą za tym, co minęło bezpowrotnie i refleksjami na temat życia, szczęścia, sukcesu. Natalka była dla Sonii jak siostra. Pomimo, że były rówieśniczkami, Sonia zawsze miała w Natalii oparcie, traktowała ją zawsze jak wyrocznię, jako osobę, z której zdaniem liczyła się i miała pewność, że nigdy się na niej nie zawiedzie. Była osobą, która swoim przykładem pokazywała, iż w życiu osiągnąć można to, o czym się marzy. Dziewczyna z biednego domu, w którym zamiast chleba często na stole gościł alkohol. A kłótnie i rękoczyny matki i ojca to obrazy, które zapewne chciałaby wymazać ze swojej pamięci. „Gdyby nie Ala, nie byłabym dzisiaj tu, gdzie jestem” - Natalka wspomniała w czasie wizyty o swojej cioci, która przed laty stała się dla niej kimś najważniejszym na świecie. „To ona była dla mnie nie tylko kołem ratunkowym, ale i przepustką do innego życia.” Natalka do dziś pamięta zapach jej perfum, który wraz z powiewem innego, lepszego świata pojawiał się wraz z Alą w jej obskurnym małomiasteczkowym domu raz na parę miesięcy, gdy przyjeżdżała z wizytą. Natalka początkowo z zaciekawieniem dziecka, a potem z podziwem nastolatki słuchała o życiu ciotki, osoby, która odznaczała się pracowitością i siłą charakteru. A Ala z kolei z zainteresowaniem i przejęciem, które tak obce było dla rodziców Natalki, wypytywała o sukcesy dziewczynki i była pod wielkim wrażeniem jej bystrości, elokwencji, błyskotliwości oraz umiejętności, z jaką opowiadała o swoim małym świecie, świecie nauki, w który uciekała od problemów codziennego dnia. „Gdyby Ala miała swoją rodzinę, moje życie dzisiaj wyglądałoby zupełnie inaczej i uwierz mi, moja wiara w siebie, pozytywne myślenie, determinacja i umiejętność planowania mogłyby nie zagwarantować sukcesu. Popatrz na życie naszych kolegów Wojtka i Roberta… Oni też zawsze powtarzali słowa, które w latach osiemdziesiątych nie były tak popularne jak dzisiaj, słowa, które są wypowiadane przez wielu coachów: chcieć to znaczy móc. Oni przecież tak bardzo chcieli, starali się z całych sił, mieli ogromny potencjał, a spójrz jak różnie potoczyły się ich losy. Gdyby w moim życiu nie pojawiła się Ala, gdyby nie miała możliwości i chęci, by wyciągnąć do mnie pomocną dłoń, przyjąć pod własny dach i utorować wiele dróg, różnie mogłoby być. Spójrz, jakie znaczenie miało to, że byłam czwartym, a nie pierwszym dzieckiem moich rodziców. Gdy dorastało moje starsze rodzeństwo, Ala była licealistką i nie miała możliwości dania im tego, czym mnie obdarowała. Gdybym urodziła się 10 lat wcześniej, nie wchodziłabym w dorosłe życie w czasach sprzyjających tak niepokornym i ciekawym świata ludziom jak ja. Tak więc widzisz, Kochana, nie wszystko w życiu zależy od nas. Choć my powinniśmy dać z siebie wszystko, by wiedzieć, że nie zmarnowaliśmy szansy danej nam być może ten jeden jedyny raz przez życie.” Z rozmyślania wyrwała Sonię jej ulubiona melodia „My Way” ustawiona jako dźwięk dzwonka w telefonie. To Natalia zameldowała, że szczęśliwie dotarła do domu. Podziękowała za wspólnie spędzony czas i za spotkanie, które dla Sonii poza wieloma wartościami dostarczyło też zmiany dotychczasowego spojrzenia na ludzi sukcesu. Ona zawsze żyła w przekonaniu i tego uczyła swoich synów, że sami jesteśmy panami swojego losu i od nas zależy jak wysoko wzlecimy. Dzisiaj uświadomiła sobie, że nie zawsze jest to takie proste przełożenie. Choroba, niesprzyjające okoliczności, czas, w którym dane nam było się urodzić często decydują o tym, że nasz potencjał nie jest w pełni wykorzystany. I pomimo, iż zrobiliśmy wszystko, by wykorzystać dany nam przez życie dar w postaci talentu, dochodzimy jedynie do podnóża szczytu, którego wierzchołek zdobywają Ci, którym wiatr zawiał pomyślniej. To, że w życiu nie wszystko jest zdeterminowane czynnikami wewnętrznymi i wiele zależy w nim od sprzyjających okoliczności, to nie tylko wnioski osób podchodzących z dużym dystansem do swojego sukcesu, takich jak Natalia, czy też frustratów szukających uzasadnienia swoich niepowodzeń. Są bowiem dowody uzasadniające tezę, że do osiągnięcia sukcesu w życiu potrzebne jest szczęście, o czym możemy przeczytać w wyśmienitej, wciągającej jak najlepsza powieść książce Malcolma Gladwella „Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu”. Według jej autora dostateczna inteligencja, pracowitość oraz określone cechy osobowościowe, które niewątpliwie ułatwiają zauważanie okazji, jakie nie każdemu w jednakowej mierze serwuje życie, to tylko jedna strona medalu determinującego sukces. Wszyscy chcemy wierzyć w mit „od pucybuta do milionera”, bo daje nam poczucie kontroli nad własnym życiem. Znamy też oczywiste czynniki sukcesu: po pierwsze: talent, zdolności, po drugie ciężka praca, żeby tego talentu nie zmarnować, ale go rozwinąć i po trzecie: oryginalne postrzeganie świata, dzięki któremu wyróżnimy się spośród innych ciężko pracujących utalentowanych ludzi. Kojarzymy sukces wyłącznie z wysiłkami jednostki. Ale jak twierdzi autor „Poza schematem” niestety to nie wystarcza. Potrzeba czegoś więcej - jest jeszcze druga strona medalu, bo jak mówi „nasze dotychczasowe postrzeganie sukcesu opiera się na całkowicie błędnych przesłankach”. Gladwell na podstawie wielu badań, eksperymentów, biografii, które przeczytał lub do których sam dotarł, twierdzi, że w przypadku ludzi sukcesu - geniuszy, znanych przedsiębiorców, gwiazd rocka, czy programistów komputerowych: „Ich sukcesy są produktem historii, społeczeństwa, sposobności i dziedzictwa kulturowego. Nie ma w nich nic wyjątkowego ani tajemniczego. Mają swe źródło w splocie kulturowych uwarunkowań, zasłużonych i niezasłużonych możliwości, a nawet szczęśliwych zbiegów okoliczności.”* Trzeba więc w odpowiednim czasie być w odpowiednim miejscu i spotkać na swojej drodze odpowiednie osoby. Gdyby nie ciocia Ala, nie wiadomo jak potoczyłoby się życie Natalki. Według Gladwella sukces odnoszą ci, do których wyciągnięto pomocną dłoń: „Ludzie robiący karierę nigdy nie są sami. Ważne jest, skąd pochodzą, bo są wytworem konkretnych miejsc i środowisk.”* Okazuje się więc, że jeżeli w ten sposób rozumiemy szczęście, życzenia, które sobie kurtuazyjnie i nieco automatycznie składamy – „Szczęścia Ci życzę” - mają głęboki sens. * Fragmenty pochodzą z książki Gladwella "Poza schematem" Wydawnictwo Znak Literanova, 2019 Jeżeli często masz wszystkiego dość, życie i jego problemy przerastają Ciebie. Nie umiesz się z niczego cieszyć. Masz niskie poczucie, które wpływa na relacje z innymi. Czujesz się niedowartościowana i nieakceptowana. Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
ŻYCIOWY CHAOSFrustracja, zmęczenie, żal. M. SeligmanZe łzami w oczach spojrzała na zegar. Dobiegała dwudziesta czwarta. Dopiero zasnął. Lekarz tłumaczył, że trzy dni, a szczególnie noce mogą być ciężkie. Inhalacja, smarowanie, oklepywanie… W końcu kaszel ustał. Delikatnie wysunęła jego maleńką rączkę ze swojej dłoni. Nie miała już siły. W uszach brzmiała diagnoza: zapalenie oskrzeli. Który to już raz w ciągu jego czteroletniego życia? Próbowała ogarnąć w myślach jutrzejszy dzień. Dlaczego właśnie teraz? Tak bardzo zależało jej na tej pracy. Przeszła przez sito rekrutacyjne. Wiedziała, jak ważny jest pierwszy tydzień. A tu taka niespodzianka. Oczywiście Marcina w takich sytuacjach nie ma w domu. Tyle razy prosiła, błagała, aby zmienił pracę. Przy jego kwalifikacjach i doświadczeniu to nie jest przecież problem. Dość miała ciągłych nieobecności, szczególnie w takich dniach jak dzisiejszy. Zapalenie oskrzeli… wciąż powracały słowa lekarza. Skąd to się przyplątało? No, tak… Pewnie panie w przedszkolu nie dopilnowały, aby się przebrał. Z pewnością biegał po podwórku, zgrzał się, a potem w mokrej koszulce siedział i tak się „załatwił”. Ale on przecież też mógłby pomyśleć, ma już cztery latka. Boże, to moja wina! Za mało z nim rozmawiam, tłumaczę… W głowie Kasi kotłowały się myśli. Zaparzając herbatę, uświadomiła sobie, że od rana nic nie jadła. Ale to nie jest ważne. Jak ja ogarnę jutrzejszy dzień? – pomyślała z przerażeniem. Pierwszy dzień w nowej pracy. W głowie zaczęła układać plan, ale wciąż powracały dręczące myśli. Jak ja dam radę? Wszystko, czego się dotknę, zawsze nie wychodzi. Nigdy nie jestem w stanie zapanować na tym życiowym chaosem. Jestem do niczego. A jutro jak ja temu podołam? W tym momencie uśmiechnęła się resztką sił. Dobrze, że jest Ula. Rano przyjedzie i zostanie z Boryskiem, a ja spokojnie odwiozę bliźniaki do szkoły. Co ja bym bez niej zrobiła? – pomyślała. Ula była lekiem na całe zło. Kasia wiedziała, że na nią zawsze może liczyć. Ulka miała od lat dobrą pracę, w której była ceniona. Dzień urlopu nie był dla niej problemem. Jak się nie ma dzieci, to nagłe sytuacje nie wyrastają jak grzyby po deszczu. Idąc spać, pomimo że miała przed sobą jedynie dwie godziny, nie przeklinała już swojego losu. Parę godzin wcześniej miała dość takiego życia, użalała się nad sobą, miała pretensje do siebie, do świata, do Pana Boga. Ale wraz z przywołaniem do świadomości Uli, przypomniała sobie słowa, które usłyszała jakiś czas temu, wypłakując się jak zwykle w jej ramię. „Dziękuj Bogu i losowi za to, co masz. Skup się na tym, co pozytywne, a nie roztrząsaj tego, co złe.” Pamięta, że przyjaciółka zacytowała słowa Fromma. Chodziło w nich o to, że szczęście nie jest dziełem przypadku, ani darem bogów, ale czymś, co każdy musi sam wypracować dla siebie. Ula tłumaczyła Kasi, że tylko od nas zależy, jakie uczucia pielęgnujemy i które dzięki temu z nami zostają. Kasia często roztrząsała niepowodzenia, traktowała je jako coś trwałego, całościowego i globalnego, obwiniając przy tym siebie i innych. Czy nie miała powodów do narzekań? Oczywiście, że miała. Miało jej prawo być ciężko, czuła się przemęczona, sfrustrowana, poddenerwowana. Miała prawo do poczucia żalu, złości i niesprawiedliwości. Ale zapominała, że nasze szczęście zależy w głównej mierze od tego, jak interpretujemy zdarzenia życiowe. Człowiek bowiem, według jednego z twórców psychologii pozytywnej Martina Seligmana, może nauczyć się optymizmu, modyfikując swój styl wyjaśniania zdarzeń. Gdyby Kasia traktowała to zło, które było jej udziałem jako przejściowe i zależne od czynników zewnętrznych, które dzisiaj są , ale jutro może ich nie być, byłoby jej łatwiej. Natomiast ona często zapadała się w sobie, uważając, że jest złą żoną, złą matką i taka postawa rzutowała na jej nastawienie do życia, działając czasem jak samospełniające się proroctwo. Gdyby natomiast pomyślała, że dzisiaj jest ciężko, ale nie będzie to trwało wieki, byłoby jej lżej. Wiadomo, że gdy dzieci są małe, chorują, ale z reguły tylko przez pierwsze lata swojego życia. Gdyby przyszła refleksja dotycząca tego, co pozytywne, gdyby pomyślała, że cudownie, że ma kochanego męża, że mają zdrowie i pracę, a najważniejsze: trójkę cudownych dzieci, świat nabrałby innych barw. Seligman mówi o stylu wyjaśniania, czyli sposobie, w jaki tłumaczymy sobie niepomyślne zdarzenia. Jest on związany z opinią, jaką mamy na swój temat i posiada trzy wymiary: stałość, zasięg i personalizację. Stałość odnosi się do oceny zdarzeń, które są naszym udziałem - jako stałych bądź chwilowych. Kasia uważała, że zawsze ma pecha, że mąż nigdy nie liczy się z jej zdaniem. I tym samym przypisywała negatywnym zdarzeniom charakter trwały. Zasięg dotyczy przekonań w aspekcie przestrzennym. Można postrzegać go jako ograniczony, czyli niemający wpływu na inne dziedziny, albo wręcz przeciwnie. Kasia mogła uważać, że nie umie przekonać męża do zmiany pracy, ale widzi, że on zawsze liczy się z nią w innych kwestiach. Mogła zdawać sobie sprawę, że kiepska z niej kucharka, natomiast mieć przekonanie, że umie dbać o ciepło domowego ogniska. Ostatni wymiar to personalizacja, czyli upatrywanie winy za niepowodzenia w sobie lub innych. Okazuje się, że osoby szukające winy w sobie i patrzące na siebie jako na ludzi bezwartościowych i do niczego, nie chcą podejmować wyzwań, wysiłku, bo obawiają się kolejnych porażek i kompromitacji. Psychologowie pozytywni kładą duży nacisk na pielęgnowanie pozytywnych emocji i delektowanie się nimi tak, by trwały i trwały. Jedną z praktyk jest praktyka wdzięczności. Polega ona na przypominaniu sobie osoby, której coś w życiu zawdzięczamy. Napisanie listu do tej osoby bądź spotkanie się z nią powoduje, że poziom naszego optymizmu wzrasta i to jest udowodnione. Kasia w momencie, gdy pomyślała o Uli, nabrała dystansu do problemów. Za imieniem Ula kryła się bowiem osoba, która dawała jej wielkie wsparcie, na którą zawsze mogła liczyć. Myśląc, jaki to skarb i jak bardzo jest jej wdzięczna, zmobilizowała się do działania i z uśmiechem rozpoczęła kolejny niełatwy przecież dzień. Spróbujcie zastanowić się, komu w życiu jesteście wdzięczni i za co? Może będzie to okazja do spotkania, które jesteśmy pewne, iż przyniesie Wam wiele cudownych emocji. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POCHWAL MNIE...7 cech dobrej pochwałyChwalenie kojarzy nam się z reguły z chwaleniem dzieci. Im starsi jesteśmy, tym częściej o tym zapominamy, a przecież nam samym też jest bardzo miło, gdy usłyszymy słowa miłe słowa na swój temat, docenienie nas, pochwałę. Potrzebuje tego także nasz mąż, nasza żona, ale i podwładny, gdy jesteśmy szefem, ale i kolega w pracy. Pochwałą nie tylko zaspakajamy nasze ludzkie potrzeby – uznania i szacunku wg A. Maslowa, ale także wzmacniamy pozytywne zachowania (więcej o roli pochwał pisałyśmy już w poście „Doceniaj i komplementuj zawsze, gdy…”). Co znaczy, że „wzmacniają pozytywne zachowania”? Otóż motywują do powtórzenia zachowania, po którym usłyszeliśmy pochwalę. Pochwała jest dla nas nagrodą, utrwala nasze zachowanie. Jeśli tych pochwał zabraknie, niestety zachowania pojawiać się będą coraz rzadziej, aż w końcu w ogóle zanikną. Pamiętajmy tylko, że pochwała powinna być skonstruowana w pozytywny sposób, czyli nie powinniśmy w niej używać słowa „nie” (czyli do męża powinniśmy powiedzieć „Cieszę się, że zostałeś dziś ze mną w domu” a nie: „Cieszę się, że nie poszedłeś na mecz z kolegami”) oraz powinniśmy mówić o swoich uczuciach („Jestem zadowolona, z tego że” „Cieszę się, że…” „Jest mi bardzo miło, bo…” „Jestem szczęśliwa, bo…”). Jeśli dziecko zrobi porządek w swoim pokoju, wyniesie śmieci, czy samo bez przypominania odrobi lekcje - doceńmy to natychmiast. Jeśli mąż przyniesie nam kwiaty, albo zrobi zakupy (oczywiście, jeśli zakupy nie są jego obowiązkiem domowym) – okażmy mu swą radość, pochwalmy (zgodnie z cechami dobrej pochwały), bo inaczej będzie to ostatni bukiet, jaki otrzymałyśmy i do końca życia same będziemy biegać po zakupy. Oczywiście, jeśli żona zrobi coś miłego, nie szczędźmy jej miłych słów. Aby mieć dobry nastrój potrzebujemy więcej pochwał i gestów uznania niż uwag negatywnych i krytyki (od 7 do 11 razy), ale podobno samych pochwał powinno być przynajmniej 10 dziennie, żebyśmy się dobrze czuli. Chcesz lepiej komunikować się z innymi? Dobrze rozumieć się ze swoim mężem, żoną? Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie:) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
WAKACJE I ROMANSZawiedzione oczekiwaniaDzwoniła już do niego trzeci dzień. Bez skutku. Na początku był wolny sygnał – nikt nie odbierał. Hania - koleżanka z pracy poradziła, żeby zadzwoniła z innego numeru. Pożyczyła od niej telefon, ale wtedy już usłyszała informację „Abonent niedostępny” – jak przy rozładowanym, czy wyłączonym telefonie. Od tej pory było już tak cały czas. Na początku naiwnie myślała, że Adam jest zajęty - po powrocie z urlopu ma przecież mnóstwo pracy do nadrobienia. Pewnie oddzwoni wieczorem. Gdy nie oddzwaniał, zaczęła się niepokoić i myśleć, że może stało się coś złego – wypadek, szpital? Koleżanka patrzyła na nią z lekkim pobłażaniem. Na początku nic nie mówiła, ale wiedziała swoje – wakacyjny romans, bez kontynuacji, bez dalszego ciągu. Dwa tygodnie i koniec. Małgosia nie wiedziała. Na początku nie chciała nawet takiej myśli dopuścić do siebie. Adam był przecież takim odpowiedzialnym, statecznym facetem, takim z którym można planować wspólne życie, założenie rodziny. Czuły i opiekuńczy, tak bardzo o nią dbał, tak bardzo mu zależało na niej. Niemożliwe – myślała sobie. Na pewno jest jakieś logiczne wyjaśnienie tej sytuacji. Musi się dowiedzieć. A jeśli faktycznie leży w szpitalu? Może potrzebuje wsparcia, pomocy? Ale jak zaczęła się głębiej zastanawiać, szukać pomysłów jak się z nim skontaktować, uświadomiła sobie, że w sumie mało o nim wie. Spotkali się w Sopocie, on mówił, że przyjechał z Krakowa. Wiedziała, że pracuje w jakiejś agencji reklamowej, ale nazwy nie pamiętała. Znała tylko imię i nazwisko. Miała tylko numer komórki do niego, nic więcej. Małgosia miała 37 lat, pracowała w urzędzie, ale nie obsługiwała petentów. Wyszła wcześnie za mąż. To była licealna wielka miłość, pobrali się jeszcze na studiach. Było im wtedy ciężko, ale dali radę. Jednak po kilku latach coś zaczęło się psuć. Jej mąż często wyjeżdżał w delegacje. Zaczęło brakować wspólnych tematów, seks był coraz rzadszy. Rozmijali się w oczekiwaniach, co do życia. Potem okazało się, że ma młodszą kochankę – koleżankę z pracy, z którą jeździł w delegacje. Banalne aż do bólu. Nie mieli dzieci, rozwód dostali na pierwszej rozprawie. Małgosia zgodziła się na nieorzekanie o winie, choć była ona przecież ewidentna. Lata mijały. Z kimś wyszła do kina, ktoś zaprosił ją na kolację. A to koleżanka umówiła ją ze swoim kuzynem, a to mama umówiła „randkę w ciemno”. Każda z randek to mniejszy lub większy niewypał. Nie wiadomo, czy była nieufna i cały czas zraniona, nieumiejąca zaufać, czy faktycznie byli to nieinteresujący mężczyźni? Romanse miała przelotne, z nikim jednak nie mieszkała. Miała kota, kwiaty na oknie. Wiodła spokojne życie i tak mijał czas. Lubiła chodzić ubrana wygodnie, na sportowo. Najlepiej jeansy i adidasy. Praktycznie bez makijażu. Nie miała nawet ani jednej sukienki. Spódnice nakładała od wielkiego dzwonu. Żadnych szpilek w szafie, same płaskie buty. W tym roku w okolicach lutego, czy marca, coś ją olśniło. Zaczęła przyglądać się jak jej koleżanki stroją się, malują i opowiadają o nowym szefie działu. Faktycznie postawny, wysoki, przystojny mężczyzna. Nowy w urzędzie. Wywołał duże poruszenie w damskiej części załogi. Małgosia zauważyła całe to zamieszanie z dużym opóźnieniem. Nie należało do tych, którzy częściej parzą sobie kawę i plotkują niż pracują. Ale i ona w końcu dostrzegła nowego szefa i reakcje kobiet. On żonaty, one zamężne, a mimo wszystko „pobudzenie” przeszło przez urząd. Małgosia się otrząsnęła jakby z długiego letargu. Zauważyła, że kobiety wokół ubierają się inaczej, wyglądają inaczej. Dbają o siebie, są… kobiece. Zaczęła je obserwować, potem nawet zaczęła prosić o porady w kuchni, gdzie spotykały się robiąc sobie kawę. A one chętne – potraktowane jak ekspertki – podpowiadały. Czego używają, gdzie kupują fajne ciuchy i buty, skąd czerpią inspiracje. Małgosia zaczęła czytać kolorowe magazyny, poradniki w Internecie. Może nie zgłosiłaby się do „Metamorfoz” proponowanych przez czasopisma, czy programy telewizyjne, ale postanowiła zrobić to na własną rękę. Umówiła się więc na wizytę do stylistki, dietetyczki. Poszła do perfumerii, która wykonuje makijaże. Dobrali jej stroje, pomogli w zakupach – wreszcie w szafie wisiały też sukienki, fikuśna bielizna i szpilki. Poradzili jak dbać o cerę, jakich kosmetyków używać, jak się malować. Zalecili dietę i ćwiczenia. Małgosia po 3 miesiącach była odmieniona, może nie stracił dużo na wadze, ale zmiana ubioru i makijaż – zrobiły swoje. Koleżanki w pracy nie mogły się nadziwić. Chwaliły, doceniały, zawsze oczywiście musiały jednak wytknąć jakieś niedociągnięcie, ale Małgosia się nie obrażała. Słuchała, stosowała i następnym razem podobnego błędu już nie robiła. Nawet nowy szef zagadnął ją na korytarzu. Małgosia poczuła się lepiej, pewniejsza siebie, może jeszcze nie jakaś seks-bomba, ale z pewnością bardziej kobieca niż kilka miesięcy temu. Postanowiła iść za ciosem – wymyśliła urlop nad morzem. Zapytała swoją koleżankę, czy nie pojechałaby z nią. Zgodziła się. Wybrały Sopot, znalazły fajną kwaterę, dwa tygodnie słońca, plaży i błogiego lenistwa. Tak wymyśliły. Adama zobaczyła, gdy siedziały w kafejce na plaży a on wychodził właśnie z wody. Przystojniak – pomyślała Małgosia i pokazała go koleżance. Na niej też zrobił wrażenie. Opalony, szczupły, dobrze zbudowany, klasyczna sylwetka Y – szerokie bary, wąskie biodra. Zwracał uwagę. Przyglądały mu się bacznie. Zauważył to chyba, bo gdy się ubrał, podszedł do nich i zapytał, czy może się dosiąść. Z bliska nie wyglądał już na młodzieńca. Ładna twarz, ale już z pierwszymi zmarszczkami i pierwszymi siwymi włosami na skroniach. Zaczęli rozmawiać, śmiali się, żartowali, było po prostu fajnie. Adam mieszkał w hotelu w Sopocie, umówili się więc na kolejny dzień. Widać było, że Małgosia wpadła mu w oko. Potem zaczęli się umawiać już tylko we dwójkę. Koleżanka sama chodziła na plażę, a Małgosia z Adamem byli nierozłączni. Razem na plażę, do kina, na koncert, na statek, na obiad. Po kilku dniach zaprosił ją do swojego hotelu. Zgodziła się. Ideał faceta. Miły, uprzejmy, kulturalny. Oddawał wieczorem swoją kurtkę, gdy było zimno, zamieniał się daniami, jeśli jej wybór okazywała się nietrafiony, pytał o jej preferencje, co chciałaby robić, gdzie pójść. Oczytany, zawsze potrafił interesująco opowiadać. Ciepły w kontakcie, opiekuńczy. W Małgosi coś się przełamało, wydawało się, że może znowu uwierzyć mężczyźnie. Miała nadzieję, że to fajny początek. Była zaskoczona, że są jeszcze tacy faceci jak Adam. Rozkwitała przy nim. Codzienne inna sukienka, sandałki na szpileczce. Umalowana, włosy ułożone. Nie przypominała co prawda chudej modelki – ideału promowanego przez media, ale figurę miała niezwykle kształtną i ponętną, można by rzecz – seksowną. Kończyły się dwa tygodnie urlopu, Małgosia właśnie kończyła malować się przed lustrem, gdy zadzwonił telefon. Adam w pośpiechu tłumaczył, że jego projekt się wali, zastępujący go kolega nie poradził sobie, musi pilnie wracać i ratować sytuację. Właśnie wsiada do pociągu, bardzo przeprasza, ale zadzwoni w pierwszej wolnej chwili. Małgosia zmartwiła się, bo chciała te ostatnie dwa dni urlopu spędzić jeszcze z Adamem, ale cóż mogła poradzić. Siła wyższa. Zdarza się. Ale wieczorem Adam nie zadzwonił. Ani tego wieczoru, ani kolejnego. Małgosia zaczęła się niepokoić – to wtedy pożyczyła telefon od koleżanki, ale nie udało się jej skontaktować z Adamem. Po trzech dniach postanowiła go odnaleźć. Informacji miała niewiele, ale inteligencji jej nie brakowało. Nie znalazła go na portalach społecznościowych, więc zadzwoniła do hotelu. Nazwisk gości hotelowych nie zdradzają, ale nie poddawała się. Pojechała więc do Sopotu raz jeszcze, weszła do hotelu – pamiętali ją, zmyślona opowiastka zadziałała i dostała prawdziwe nazwisko Adama. Imienia nie zmienił. Teraz to już było prosto, wujek Google pomógł i znalazła go. Choć może jednak byłoby lepiej, gdyby jej się nie udało? Żona i dwoje dzieci. Zdjęcia z wakacji, zdjęcia z boiska, gra z synem w piłkę, piecze z córką ciasto. Czy to na pewno Adam? Na początku nie wierzyła. Siedziała przed ekranem komputera jak zamurowana. Nic się jej nie zgadzało. Przestała jeść, dbać o siebie. Cios był tak duży jak po rozwodzie. Hania – jej koleżanka próbowała tłumaczyć, być przy niej. Małgosia jednak "zapadła się" w sobie. Przestała się malować, wróciła do dżinsów i adidasów, przestała się uśmiechać. Jakaś jej część znowu umarła. Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
ŻYCIOWE WYBORYKoszt alternatywnych wyborów, psychologiczny system odpornościMAŁGOSIA W chwilach smutku, cierpienia Małgosia wraca wspomnieniami do czasów sprzed dziesięciu lat. Tego ciepła nigdy nie zapomni. A zaczęło się jak uderzenie pioruna. Pamięta swoja pierwszą dorywczą pracę na studiach. Świnoujście, stoisko z książkami, turyści i On. Pojawił się nagle. Wysoki, niebieskooki, w jasnych dżinsach i czarnym T-shircie. Pamięta, jak serce załomotało jej w piersiach. Jak się potem okazało, ona również zrobiła na Marcinie piorunujące wrażenie. JUREK Jurek od lat czuł, jak życie przelatuje mu między palcami. Studencka pierwsza miłość, ciąża i tak to się potoczyło. Patrząc z boku, stanowili z żoną udane małżeństwo. Jak na ich pokolenie osiągnęli dużo. Pięknie urządzone, duże mieszkanie, dwa samochody, wakacje zagranicą, modne ciuchy. W zasadzie, czego chcieć więcej? Tylko oni wiedzieli, że za tą atrakcyjną powłoką nie kryło się wiele. PIOTR Pracowity, inteligentny, przyzwyczajony, że nic w życiu nie dostaje za darmo. Piotr latami pracował na kolejne stopnie awansu. Powoli, ale skutecznie piął się wzwyż. Udane małżeństwo, cudowne dzieci, to wszystko było motorem jego działań. W domu była bezpieczna przystań i miejsce ładowania akumulatorów. Po latach wynajmowania pokoju, gnieżdżenia się w ciasnym, ale własnym mieszkaniu, podjęli wreszcie odważną decyzję. Wezmą kredyt i kupią dom. To najlepszy moment. Stała praca, a teraz awans i lepsza pensja. Szansa na zmianę w życiu… MAŁGOSIA Małgosia nigdy nie zapomni miłości, jaką obdarzył ją Marcin. W zasadzie wyprzedzał wszystkie jej pragnienia. Był dobry, czuły i bardzo cierpliwy. A ona… Dzisiaj nie potrafi zrozumieć, dlaczego bała się tego uczucia. Być może drzemała w niej jeszcze niespełniona miłość. Marcin rozumiał, był nienachalny. Był jej najcudowniejszym przyjacielem. Ale w momencie, gdy wyznał Małgosi, jak bardzo ją pokochał, uciekła. Dzisiaj nie rozumie tego. Nie pojmuje swojej decyzji. Wówczas nie chciała go zranić. Nie chciała zaczynać czegoś, gdy w sercu żył jeszcze ktoś inny. JUREK Jurek nigdy by nie przypuszczał, że przed pięćdziesiątką przeżyje jeszcze taki poryw namiętności. Czy to miłość? Bronił się przed nią, ale nie było to proste. Ania oczarowała go swoją naturalnością i ciepłem. Była śliczna, inteligentna i dobra. Przy niej czuł się nie tylko jakby znowu miał naście lat, ale przede wszystkim był dowartościowany. W domu atmosfera stawała się nie do wytrzymania. Żona miała wieczne pretensje, poniżała go, ośmieszała przy ludziach. A on cierpliwie to znosił, bo przecież dzieci, rodzice, tyle wspólnych lat. Gdy pojawiła się Ania, świat nabrał innych barw. Ale… czy teraz jest odpowiedni czas na zmianę? Czy jest gotów dla miłości poświęcić stabilizację i „ciepłe kapcie”? Wiedział, co miał. A jeśli Ania za trzy lata znajdzie młodszego? Zostanie wówczas na lodzie… PIOTR Dlaczego właśnie teraz? Piotr tyle czasu czekał na to stanowisko i właśnie teraz, gdy zapracował na to, czego pragnął, zadzwonił przyjaciel sprzed lat. Zawsze mógł na niego liczyć. Powrócił po latach z Kanady, by w Polsce rozkręcić interes. Piotr był idealnym partnerem. Pracowity, uczciwy. Przyjaciel zadzwonił z propozycją nie do odrzucenia. Ale Piotr w tym momencie zbyt dużo miał do stracenia. Gdyby ta propozycja pojawiła się w ubiegłym roku, to kto wie… MAŁGOSIA, JUREK, PIOTR Małgosia nigdy nie zapomni tych zakochanych, wpatrzonych w nią oczu, pomimo iż minęło tyle lat… Jurek, siedząc wieczorami w przytulnym mieszkaniu, obok nadąsanej żony myśli, co by było, gdyby nie zabrakło mu odwagi. Piotr, widząc kupony, jakie przyjaciel odcina z inwestycji, do której się nie przyłączył, ma do siebie żal. Nigdy nie wiemy, ile możemy stracić? Ale jedno jest pewne. To, czego nie mamy, co dzisiaj nie jest dla nas dostępne, staje się bardziej pożądane. Człowiek w swoim życiu niejednokrotnie stoi przed różnymi wyborami. Wybór jednej z opcji, niesie ze sobą stratę drugiej. Towarzyszy temu niepewność. Daniel Gilbert i Timothy Wilson swoimi badaniami udowodnili, że w człowieku funkcjonuje mechanizm, który jest odpowiedzialny za redukowanie negatywnych konsekwencji emocjonalnych podjętych niewłaściwych decyzji. Z reguły działa on poza naszą świadomością i nazwany jest psychologicznym system odporności. Dzięki niemu nawet, jeśli podejmiemy decyzję, z której konsekwencji nie jesteśmy zadowoleni, uruchomione zostają procesy znajdujące pozytywne aspekty owej decyzji i tym samym – redukujące negatywne emocje z nią związane. Małgosia uważa, że pomimo straty Marcina, pomimo koszmaru swojego małżeństwa nie żałuje, że się rozstali, bo nie miałaby teraz dwóch uroczych synków. Jurek, widząc schorowaną matkę, wie, że jego rozwód byłby dla niej gwoździem do trumny. Piotr docenia wolne weekendy, których przy prowadzeniu interesu pewnie by nie miał. Ale jak wiemy, człowiek jest istotą bardzo złożoną. I poza oddziaływaniem systemu odporności działa również zasada niedostępności (opisana przez Roberta Cialdiniego - polegająca na tym, że człowiek pragnie tego, co jest niedostępne albo czego jest mało) oraz koszt alternatywnych wyborów (nawet, jeśli nasza decyzja jest właściwa, widzimy atrakcyjność innych opcji). Zarówno zasada niedostępności, jak i kosztu alternatywnych wyborów powodują, że nie umiemy być szczęśliwi tu i teraz, tylko powracamy myślami do rozdroża naszych życiowych dróg i podobnie jak Małgosia, Jurek i Piotr zastanawiamy się, co by było gdyby… Ale przecież wszystko zależało od nas i od naszych wyborów. Ważne, by wyciągać dobro z każdej sytuacji, w jakiej jesteśmy i szukać szczęścia każdego dnia. Jeżeli podjęliśmy decyzje, które niosą ze sobą ciężkie konsekwencje, niech staną się dla nas lekcją na przyszłość, z której warto wyciągnąć wnioski. *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
ZROBIŁABYM WSZYSTKOToksyczna miłośćBaśka niechętnie mówi o przeszłości. Odkąd pamięta, zawsze z zazdrością patrzyła na rówieśników. Tak chętnie wracali ze szkoły do domu, tyle opowiadali, a ona… Nigdy nie czuła miłości. Dzisiaj wie, że rodzice albo byli nieporadni wychowawczo, albo mieli jakieś problemy natury psychicznej. Wchodząc w dorosłe życie, tak bardzo pragnęła mieć cudowny dom. Dom, o którym zawsze marzyła. A przede wszystkim tak bardzo chciała być kochana i kochać. Była spragniona miłości. Gdy poznała Bartka, świat zawirował przed jej oczyma, a w momencie, gdy ten wykazał zainteresowanie jej osobą, gotowa była za nim w ogień wskoczyć. Zrobiłaby wszystko, by dać mu miłość, ciepło - to, co zagwarantowałoby jej trwałość tej relacji. Tego uczucia, którym ją obdarzył była zgłodniała, dlatego pragnęła je odwzajemnić z nawiązką, bo przecież nie zasługiwała na miłość, skoro rodzice jej nie potrafili tego uczucia dać. Pamięta, jak bardzo bliskości i akceptacji pragnęła jako dziecko, potem jako nastolatka. I często zadawała sobie pytanie – co ze mną jest nie tak, skoro nie potrafią mnie kochać? Basia do czasu spotkania Bartka nie czuła, by była dla kogoś ważna. Dzisiaj wie, że każdy człowiek potrzebuje bliskości drugiej osoby. Dlatego miłość, którą została obdarzona potraktowała jako najcenniejszy skarb, którego za nic nie chciała stracić. Robiła wszystko, co było w jej mocy, by go uszczęśliwić, ale na swój sposób. Chciała niejako urządzić mu życie, zawładnąć nim. I tu pojawił się problem. Bartek tego nie chciał. Zaczął czuć się osaczony i zniewolony. A ona tego zrozumieć nie mogła. Ona o takiej miłości, jaką dawała Bartkowi zawsze marzyła. Zawsze pragnęła być dla kogoś tak ważna. Dlatego wyprzedzała jego marzenia, zgadywała, co czuje, chciała usunąć spod jego nóg każdą widzianą jej oczyma przeszkodę. A on chciał poznawać i smakować życie w całym jego wymiarze. Im bardziej Basia się starała, tym bardziej on się oddalał. Toksyczna miłość. Miłość polegająca na nieświadomej próbie zawładnięcia drugim człowiekiem. Bartek jako normalnie funkcjonujący człowiek nie chciał być zniewolony, a Basia nie rozumiała, dlaczego odrzuca jej dobre intencje. To spowodowało w niej pojawienie się znanego przez nią uczucia frustracji, które z kolei wywoływało w niej agresję. Agresja rodziła agresję i Bartek nie pozostawał dłużny, nie dochodziło co prawda do rękoczynów, ale była to agresja słowna, która prowadziła do tego, że powstawał między nimi mur. Bartek nie rozumiał pułapki, w jakiej się znalazł. Nie rozumiał przyczyn takiego zachowania. Dla niego miłość oznaczała zupełnie coś innego, aniżeli to, co prezentowała swoją postawą Basia. Tylko dzięki temu, że był osobą dojrzałą emocjonalnie, trwanie w toksycznym związku nie było dla niego sposobem na życie. Być może inna osoba trwałaby w związku, który stawałby się coraz bardziej destrukcyjny albo dawno odeszłaby w swoją stroną. Bartek szukał powodu zachowania Basi, które stało się problem w ich związku. Z czasem zrozumieli mechanizm, który nią kierował, a który pomimo jej dobrych intencji doprowadzał do zabijania uczucia. To, co Basia nazywała miłością, nie miało z nią nic wspólnego. Nie było to prawdziwe uczucie, które tylko w formie dojrzałej, a nie nerwicowej potrzeby, może być podstawą szczęśliwej relacji. Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
RODZINNE FOTOGRAFIERodzeństwo, relacje w rodzinie, poczucie wartościZ fotografii spoglądały na Ninę dwie śliczne dziewczynki. Ze wzruszeniem oglądała zdjęcia z dzieciństwa. Wycieczka do Krakowa, wakacje w Jastrzębiej Górze, ferie u Dziadków w Karpaczu. To był wspaniały, beztroski czas. Nikt wówczas nie zdawał sobie sprawy, co przyniosą kolejne lata ich życia. Nie zawahała się przez chwilę. Wiedziała o ryzyku, ale zawsze, pomimo wylanych łez, pomimo żalu, złości, czasami nawet nienawiści, zdawała sobie sprawę, że w takiej sytuacji jak ta, do ognia by za Kaliną wskoczyła. Życie przybiera czasem niespodziewany obrót. Papużki nierozłączki. Siostry, które nie wyobrażały sobie wówczas życia bez siebie. Dzieciństwo, którego każdy by im zazdrościł. Świat jak z bajki. Kochający rodzice, którzy nieba by im uchylili, wspaniała rodzina, bardzo dobre warunki życia. I one - dwie trzymające się kurczowo za ręce, wpatrzone w siebie, kochające się, niewidzące świata poza sobą. Żadna nie mogła wówczas przypuszczać, jak potoczą się ich losy. Gdy mama zadzwoniła z płaczem, Nina zrozumiała, że musiało wydarzyć się coś strasznego. „Kalinka… Moja mała córeczka…” Nina wiedziała, że dla mamy jej siostra na zawsze pozostanie maleńką, kruchą i potrzebująca wsparcia kruszynką. Nieważne, że skończyła trzydzieści pięć lat. „Nina, czy Ty sobie wyobrażasz? Konieczny jest przeszczep… Wybaczysz? To przecież twoja siostra…” Nina nie zdawała sobie sprawy, jakie konsekwencje niosło kroczenie przez Kalinkę jej śladami po szkole. Gdy szła do trzeciej klasy, jej młodsza siostrzyczka przekraczała po raz pierwszy próg szkoły. Dopiero po latach zrozumiała, jak trudny to był dla niej czas. Nie zastanawiała się ani chwili. Dzisiaj przypomina sobie ostatnie tygodnie, które płynęły w zastraszająco szybkim tempie. Badania, badania i ostateczna decyzja, a dzisiaj czas, by ruszyć w drogę, której pomimo swojej niezwykłej siły, boi się niesłychanie. Zamykając torbę, spojrzała raz jeszcze na fotografie z dzieciństwa, na dobre oczy ojca, w których znalazła siłę do dalszej walki o zdrowie i życie Kaliny, dla której odważyła się zaryzykować swoje. Wówczas nie zdawała sobie sprawy, że dla Kalinki przekroczenie progu szkoły okazało się trudnym rozdziałem życia. Gdyby nie ona, Kalina byłaby postrzegana w zupełnie innym świetle. Byłaby doceniana za to, kim była i na co zasługiwała. Niestety na każdym kroku była porównywana. Wciąż słyszała raniące ją słowa: „Fajna z ciebie dziewczyna, ale siostrze to ty do pięt nie dorastasz”, „To szczęście mieć taką siostrę jak Nina”. Kalina uczyła się na piątkach, rzadko przynosiła czwórki, ale nie była idealna jak starsza siostra. Zaciskała zęby, ale to było nie do wytrzymania. Przecież uczyła się bardzo dobrze, przecież nie sprawiała trudności. Dlaczego nikt nie chciał spojrzeć na nią inaczej, jak tylko przez prymat Niny, która tak wysoko postawiła poprzeczkę? Kalina nie raz zastanawiała się, jak to by było być po prostu sobą, a nie siostrą Niny. Tego wówczas pragnęła najbardziej. Taksówka wiozła ją przez Warszawę. A w jej pamięci przesuwały się obrazy z ostatnich lat. W zasadzie po śmierci taty straciła wszystko. Mama zapomniała o jej istnieniu, bo widziała tylko Kalinkę. Nie raz słyszała, jak mówiła do znajomych: „Nina jest twarda, ona sobie poradzi”. Nie wie, dlaczego tak ją oceniała przy znajomych, gdyż na co dzień była wciąż krytykowana. Nina czuła, że nigdy w nią nie wierzyła. Kalina natomiast była jej oczkiem w głowie. Śmierć taty spadła na nie jak grom z jasnego nieba. Wysportowany, zdrowy człowiek i zawał, który zabrał im kochającego ojca, ale i beztroskie dzieciństwo, spokój i szczęście. Nina dobrze pamięta, co zaczęło się dziać w domu, w jej życiu od tego czasu. Dla mamy wpatrzonej od zawsze w ojca cały świat się zawalił. Nina nie wie, skąd czerpała siłę, by w sposób niezwykle dojrzały jak na trzynastolatkę przejść przez ten trudny czas. Widziała wiecznie płaczącą mamę i Kalinkę, która zamknęła się w sobie. Pomału zaczęło do niej docierać, że mama uczucie, którym darzyła ojca przelała bez reszty na jej młodszą siostrę. Widocznie żyła z przekonaniem, że Nina dająca sobie zawsze radę ze wszystkim, i tym razem zda egzamin, tyle że, egzamin z życia. I dała radę. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Nie tylko wzięła się w garść, ale i wspierała mamę, patrząc jak ta z kolei ochrania swoją młodszą córkę. Mama wynagradzała Kalince stratę ojca, zapominając, że ma nie jedno, a dwójkę dzieci. Wchodząc do szpitala ujrzała Marka. Widziała zmieszanie w jego oczach. Czy miała żal? Chyba nie. Przecież nie łączyły ich więzy krwi, wspólne dzieciństwo. Był tylko mężem jej siostry. Być może nie rozumiał, dlaczego były sobie obce. Matura, studia, małżeństwo, praca. Tomek był miłością jej życia. Pobrali się jeszcze w czasie studiów, a na ostatnim roku Nina urodziła Anulkę. Wreszcie po latach odnalazła miłość, zrozumienie, oparcie i bezpieczeństwo. To wszystko, co prysło, co w dzieciństwie zabrał jej los. Niestety nie dane jej było w życiu mieć szczęścia na dłużej. Pamięta dzisiaj jak Tomek wychodził z trzyletnią Anulką do przedszkola. To, co działo się później… Trudno jej wracać do wspomnień. Wypadek, pijany kierowca i chwila, w której runął jej świat. Śmierć na miejscu i ból, który rozrywał jej serce. Nie została sama. Byli wśród niej ludzie, którzy czuwali jak dobre anioły. Ale zabrakło tych, którzy być powinni. Dlaczego? Tego nigdy nie potrafiła pojąć. Czy rany z dzieciństwa, porównywanie przez nauczycieli wywarły takie piętno? Czy postawa chroniąca mamy spowodowała, że Kalina stała się taką egoistką? Czy przez to nie umiała widzieć potrzeb drugiego człowieka, siostry, która potrzebowała wsparcia bliskich? Nigdy by się nie zawahała. Przecież w życiu nie można kalkulować i dawać tylko tym, którzy na to zasługują. Bolały ją te rany powstałe przez lata, przez czas, w którym potrzebowała dobrego słowa, obecności, wsparcia. Serce pękało jej z żalu. Targały nią emocje, miała potworny żal, ale potem zawsze usprawiedliwiała. Nic nie dziej się przecież przez przypadek. Zachowanie Kaliny było konsekwencją emocji, między innymi zazdrości, które powstały na niskim poczuciu wartości, które ukształtowali nauczyciele. A matka kochająca za bardzo nie nauczyła jej zarządzać emocjami. A przecież jednym z najważniejszych wychowawczych zadań rodziców jest dbanie o to, aby od najmłodszych lat rodzeństwo darzyło się wzajemnym szacunkiem, wspierało się i było ze sobą w życiu na dobre i złe. Kalina wiecznie w dorosłym życiu rywalizowała z Niną. Jej niskie poczucie wartości powodowało, że na każdym kroku deprecjonowała siostrę. Najprawdopodobniej było to pokłosie faktu, że w szkole była nieustannie porównywana ze starsza siostrą. I to zranienie pozostało w niej na długie lata. *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli nie umiesz poradzić sobie z ranami z przeszłości. Masz niskie poczucie, które wpływa na relacje z innymi. Czujesz się niedowartościowana i nieakceptowana. Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
|
|