NA WŁASNE ŻYCZENIEJak uwolnić się od zaklęć, które rzucono na nas w dzieciństwie?W Justynie coś się przelało. Zmęczona opadła na krzesło. Takie dni, gdy w pracy projekt gonił projekt powodowały, że nie była w stanie ogarnąć tego wszystkiego, co było poza biurem, a co należało do jej obowiązków. Rano niewyspana po czterech godzinach snu (czas w pracy w gorących okresach to za mało na domknięcie wszystkiego do końca) przygotowywała obiad, robiła śniadanie, mężowi kanapki do pracy, pomagała ubrać się córeczce i biegiem pędziła z nią do przedszkola. Do pracy wpadała zziajana, a po ośmiu intensywnych godzinach w biurze czekał ją kolejny maraton- przedszkole, sklep, dom. Po przekroczeniu progu domu ledwie żyła, a musiała mieć siły, by …. W domu czekał drugi etat, a mąż uśmiechając się słodko, informował, że po obiedzie umówił się z kolegami na basen. Justyna miała już tego dość. Basen, tenis, dobra książka, gry komputerowe. Wymieniać można długo. A ona… Sama z tym wszystkim. Tym razem postawiła na swoim. Ze złością w głosie oznajmiła mężowi, że wychodzi. Postanowiła spotykać się z Ewą. Ewa była dla niej mistrzynią organizacji. Zadbana, uśmiechnięta, wzorowa żona i mama czwórki dzieci. Jak ona to robi? To, co usłyszała od Ewy było proste. Niezwykle proste, ale… Justyna uzmysłowiła sobie, że ogranicza samą siebie. Na własne życzenie wiedzie życie, które zaczyna ją od dawna uwierać, które frustruje ją i powoduje, że chwilami ma poczucie, że jeszcze tylko moment, a coś w niej pęknie. Po spotkaniu z Ewą zrozumiała, co sprawiło, że nie jest panią swojego życia, uzmysłowiła sobie, gdzie tkwi źródło jej błędnego myślenia. Do Justyny dotarło, że żyje tak, by zadowolić innych, by być wzorowym pracownikiem, wspaniałą żoną i matką, troskliwą córką, i robi to, nawet kosztem własnego zdrowia i szczęścia, bo… „co ludzie powiedzą…” Dzisiaj przypomniała sobie słowa, które wypowiadali rodzice, a które podcinały jej skrzydła i ograniczały ją jako dziecko, a potem dorastającą dziewczynę. Gdy weszła w dorosłość słowa matki i ojca wciąż brzmiały w jej głowie i pomimo że założyła rodzinę i żyła na własny rachunek podejmując wiele życiowych i zawodowych decyzji, wciąż jak echo docierały one do niej na nowo: „Justyna, pomyśl, co ludzie powiedzą….” To zdanie wielokrotnie słyszała w domu rodzinnym i to te właśnie słowa determinowały wiele jej działań. Dzisiaj zrozumiała, że w wiele razy stojąc na rozstaju dróg, nie wybierała tej w którą chciała skręcić, nie podążała za własnymi marzeniami, nie robiła tego, czego naprawdę chciała, bo przejmowała się opinią innych. Czy jej pomysły były złe, szkodzące komukolwiek, krzywdzące innych? Absolutnie! Ale pamiętała, że żyje wśród ludzi i z ich opinią należy się liczyć, bo co będzie, jeśli powiedzą, ocenią…. To rodzice wtłoczyli jej do głowy przekonanie, że opinia innych jest ważniejsza niż jej rozwój i szczęście. Justyna zdała sobie sprawę, że podporządkowywała się innym. Już jako dziecko była grzeczna, uległa, dopasowująca się do oczekiwań otoczenia. Chciała być dobrą córką, wzorową uczennicą, uległą żoną, najlepszą matką. Zauważyła dopiero po rozmowie z Ewą, że to zaklęcie rodziców przekładało się na jej wybory – nie ubierała się tak, jakby chciała, bo może ta spódnica jest za krótka, wyjście z koleżanką na kawę nie przystoi żonie i matce, które powinna cały czas poświęcać rodzinie. Dzisiaj widzi, że nie miała odwagi zrobienia odważnych kroków na przód, gdyż automatycznie zaciągała hamulec – nie wypada, nie można, nie przystoi. Nieustannie i na każdym kroku przejmowała się opinią drugiego człowieka i paraliżował ją wstyd. Czy możemy wpłynąć na pewne schematy tkwiące w naszej głowie, czy możemy coś zmienić w naszym postepowaniu? Oczywiście. Najważniejsze jest uświadomienie ich sobie, a następnie podjęcie konkretnych kroków. W książce „Uwięzieni w słowach rodziców” Agnieszki Kozak i Jacka Wasilewskiego znalazłam receptę, która może okazać się przydatna dla wielu z nas – osób ograniczonych przez przekonanie „co ludzie powiedzą?” Autorzy wskazują na kilka kroków do spotkania ze wstydem i poczucia empatii dla siebie. - Kiedy wstyd się pojawia, zastanów się, jakie myśli pojawiają się razem z nim w twojej głowie. Zapisz je, nie oceniając ani nie wartościując. Niech płyną, a ty wylej je na kartkę. - Przeczytaj je uważnie i zastanów się, kto je wypowiadał do ciebie w przeszłości. Kto za nimi stoi? - Jakie niosą ze sobą oczekiwania względem ciebie? Czy te oczekiwania są możliwe do spełnienia? Czy jeśli je spełnisz, to dadzą ci zadowolenie? Czy osoby, które je wypowiadały, były spełnione? Czy postrzegasz je jako szczęśliwe? Czy naprawdę chciałbyś żyć tak jak one? - Jakie emocje pojawiają się w tobie w związku z tymi oczekiwaniami? Czy to jest smutek? Może lęk? A może jakaś obawa czy niepewność, że może mają rację? Może jest to napięcie? - Co te emocje niosą ze sobą? Jaką informację o twoich potrzebach ci przesyłają? Czy to jest informacja o potrzebie bliskości? Czy bycia kochanym? Czy może akceptacji? - Z kim mógłbyś/mogłabyś o tym porozmawiać? To może być najbardziej przerażające pytanie, jednak pamiętaj, że wstyd uwielbia sekrety — wtedy trzyma nas w swojej mocy, bo tylko wtedy może straszyć negatywną oceną i odrzuceniem. Pomyśl, jak by to było opowiedzieć komuś, kogo kochasz i komu ufasz, o swoim lęku i związanym z nim wstydzie. - Znajdź swoje narzędzia do samoobrony przed wstydem. Zamiast mierzyć się z negatywnymi myślami na swój temat, możesz zbudować sobie pozytywny obraz siebie. Od początku naszego życia funkcjonujemy wśród słów, które nas kształtują, ale także powodują w nas wiele lęków i hamują nasz naturalny rozwój. Te słowa są pewnymi zaklęciami: „musisz być dzielna”; „nie rób kłopotu”; „a nie mówiłem?”; „bądź grzeczna”; „chłopaki nie płaczą”. Znacie je? Czy nie było tak, że przez te słowa, które słyszeliście będąc pod skrzydłami rodziców, mając do nich zaufanie i wierząc im bezgranicznie – staliście się osobami, które za wszelką cenę musiały zaciskać zęby i radzić sobie, bez względu na okoliczności; nie podjęliście wielu działań, bo baliście się porażki i wstydu, który miał być jej udziałem; dostosowywałyście się i nie byłyście asertywne, bo przecież ważne, by być grzeczną i miłą; zablokowaliście wiele emocji, bo nie wypadało, by mężczyzna pokazywał to, co czuje; nie pokazywałyście swoich potrzeb, bo nie wypada”. Przyjrzyj się swoim schematom myślowym, spójrz na własne emocje, myśli i działania i dojdź do wniosku, że to jest ten czas na rozplątanie pewnych supełków, które blokują szczęście. * Fragmenty pochodzą z książki "Uwięzieni w słowach rodziców", Wydawnictwo Onepress/Sensus, 2022 Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
0 Comments
MAGIA GRANICFragment książki "Wyznaczanie granic"Dzisiaj dzięki życzliwości Wydawnictwa Luna publikujemy fragment książki "Wyznaczanie granic. Jak je stawiać, żeby czuć się wolnym", której autorką jest Melissa Urban. W niniejszej książce opowiedziałam wiele własnych historii i pomyślałam, że dobrze byłoby ją zakończyć, przytaczając jeszcze jedną. Chcę się podzielić tym, co wydarzyło się w zeszłym tygodniu, ale nie dlatego, że było ekscytujące czy niezwykłe – w rzeczywistości stanowiło coś zupełnie typowego i w tym właśnie tkwi cała magia. W poniedziałek po szkole rozpoczynał się mój wspólny tydzień z synem. Wiedziałam, że mam przed sobą całkiem intensywny okres w pracy, toteż wieczorem postanowiłam wyjątkowo wcześnie położyć się spać. Wraz z mężem bardzo lubimy powtórki Top Chefa,poza tym byłam niezwykle podekscytowana tym, co wydarzyło się w kolejnym odcinku Wojen barowych, ale przed rozpoczęciem kolejnego dnia w pracy bardzo chciałam poćwiczyć, więc w poniedziałek położyłam się do łóżka zaraz po tym, jak mój syn poszedł spać o 20:00. Takie wczesne kładzenie się do łóżka nazywam „chodzeniem spać z kurami” i warto je raz na jakiś czas wypróbować, bo to wspaniałe. Wczesnym rankiem we wtorek wybrałam się na siłownię i pełna energii zaczęłam mój dzień. Późnym popołudniem dostałam e-mail od koleżanki z pracy, w którym zapytała, czy nie zechciałabym udostępnić na moim profilu na Instagramie informacji o jej nowym projekcie crowdfundingowym na Kickstarterze. Odpisałam jej z entuzjazmem, że słyszę o nim już od jakiegoś czasu, że jestem podekscytowana perspektywą jego realizacji i że oczywiście pomogę. Wyjaśniłam, że w moich mediach społecznościowych nie udostępniam informacji o zbiórkach pieniędzy na finansowanie różnych akcji, ale zaproponowałam, że w ramach promocji jej pomysłu wspólnie porozmawiamy na Instagramie podczas transmisji na żywo i że osobiście dokonam wpłaty. Umówiłyśmy się na następny tydzień, dzięki czemu miałam wystarczająco dużo czasu na odpowiednie przygotowanie się. W środę otrzymałam nieoczekiwane zaproszenie do wygłoszenia gościnnego wykładu na prestiżowym uniwersytecie na zajęciach z zakresu żywienia, zdrowia i technologii żywności. (To był Stanford; nie będę nawet próbować być skromna!) Znałam wykładowczynię tych zajęć i schlebiało mi, że chciała, abym to właśnie ja poprowadziła ten wykład, ale miałam już napięty grafik w pracy i nie mogłam na czas przygotować wykładu i prezentacji w PowerPoincie. Powiedziałam jej, że oczywiście z przyjemnością bym go poprowadziła, ale wyjaśniłam, że jestem na granicy wytrzymałości, po czym zaproponowałam kilka sposobów, dzięki którym mogłabym znaleźć czas na to przedsięwzięcie. Ostatecznie zdecydowałyśmy się na swobodną dyskusję bez konieczności prezentowania slajdów, do której studenci mieli przesłać mi pytania z wyprzedzeniem – format, który już wcześniej z powodzeniem stosowali na zajęciach. (Spoiler: poszło mi tak świetnie, że z trudem powstrzymałam się przed dodaniem do mojego CV na LinkedIn „profesorka na Stanfordzie”). W czwartek moja manikiurzystka (z którą umawiam się od lat) napisała mi esemesa, że przed moją umówioną wizytą niespodziewanie wyskoczył jej wolny termin i zapytała, czy mogłabym przyjść pół godziny wcześniej. Wie, że mam elastyczny grafik, a ja często zgadzałam się na takie prośby, by ulżyć jej trochę w pracy. Tego dnia technicznie rzecz ujmując, mogłam przyjść wcześniej, ale owe pół godziny zarezerwowałam sobie na lunch, ponieważ resztę popołudnia miałam wypełnioną następującymi bezpośrednio po sobie rozmowami telefonicznymi przez Zooma. Szybko odpowiedziałam, że nie mogę, ale potwierdziłam, że w południe przyjdę z wybranym już kolorem, dzięki czemu nie będziemy musiały tracić czasu. W weekend mój syn brał udział w swoich pierwszych zawodach wspinaczkowych. Poszliśmy mu kibicować, ale w przerwie między zawodami wyszłam na zewnątrz, żeby udostępnić na Instagramie zaplanowane treści sponsorowane. Godzinę później dostałam esemesa od sponsora z kilkoma pytaniami o to, jak prezentują się opublikowane materiały. Natychmiast odpowiedziałam: „Spędzam weekend z rodziną – porozmawiajmy w poniedziałek”. Odesłał mi szybkie „miłego weekendu”, a ja wróciłam na zawody, na których spędziliśmy cztery godziny w oczekiwaniu na emocjonowanie się całymi czterema minutami wspinaczki – życie mamy sportowca w pigułce. W niedzielę rano mój były mąż wysłał mi esemesa z prośbą o rozmowę na temat pewnego szczególnego aspektu codzienności naszego syna w moim domu. Szczerze mówiąc, nie byłam pewna, czy taka rozmowa byłaby dla nas rozsądnym rozwiązaniem; nie kontrolujemy tego, co dzieje się w domu drugiego rodzica, i wydało mi się to czymś więcej niż tylko odrobinę drobiazgowym. Po kilku godzinach odpisałam: „Chcę być dobrym współrodzicem i wysłuchać twoich obaw, ale jednocześnie przypominam ci, że nie kontrolujemy tego, co dzieje się w naszych osobnych domach. Może prześlij mi swoje spostrzeżenia e-mailem, a ja wezmę je pod uwagę?”. Wydawało mi się to rozsądnym kompromisem. W niedzielę wieczorem bezmyślnie odświeżałam pocztę i sprawdzałam wiadomości na Instagramie, ale zaczynało mnie to już nużyć, więc odłożyłam telefon, żeby móc nacieszyć się ostatnim wieczorem z synem. Zakończyliśmy nasz wspólny tydzień mocnym akcentem – spacerem z naszym psem Henrym, bezglutenową pizzą z dodatkowym pepperoni i seansem Gwiezdnych wojen. W poniedziałek rano odwiozłam syna do szkoły i wróciłam do domu, wiedząc, że mam tydzień wolny od obowiązków rodzicielskich i że będę mogła nadrobić zaległości w pracy, we śnie, w pisaniu i oczywiście w Wojnach barowych. Kibicujemy ci, Gregory! (Bez spoilerów, proszę). ŻYCIE Z GRANICAMI Czy udało wam się wyłapać wszystkie granice, które postawiłam w ciągu tego standardowego tygodnia? Założę się, że tak – a przynajmniej większość z nich. (Brawo, jeśli wychwyciliście granice wytyczone samej sobie!). Najpierw jednak prześledźmy, jak wyglądałby mój tydzień bez tych granic: Siedzę do późna, oglądając z mężem Top Chefa, a potem odpuszczam sobie siłownię, bo jestem zbyt zmęczona, żeby wcześnie wstać. Mój tydzień zaczyna się źle, a ja jestem z tego powodu wyjątkowo nieznośna. Przez trzy dni ignoruję prośbę mojej koleżanki, bo nie chcę jej odmawiać, ale wiem, że jeśli udostępnię jej zbiórkę na Kickstarterze, zostanę zasypana podobnymi prośbami od innych. Znajoma znowu wysyła mi e-mail, a ja mam tak silne poczucie winy, że mimo wszystko publikuję informację o jej projekcie, jednocześnie się na nią wściekając, że postawiła mnie w takiej sytuacji. Nie sprawdzam, jak wyszło – i z tego powodu również okropnie się czuję. Mówię „tak” dla wykładu na Stanfordzie („cokolwiek zechcecie – zrobię to!”) i wypruwam sobie żyły, żeby do mojego i tak już pełnego tygodnia dodać i wykład, i prezentację. Skutkuje to większym wypaleniem, mniejszą ilością snu i jeszcze większym rozdrażnieniem. Wykład wypada dobrze, ale wiem, że mogłam to zrobić lepiej. Rezygnuję z lunchu, żeby dostosować się do grafiku mojej manikiurzystki, a potem spędzam resztę dnia wściekła na nią, wściekła na siebie i głodna, bo popołudnie mam już wypchane po brzegi. Dlaczego to sobie robię? Omijają mnie dwie najlepsze rundy wspinaczkowe mojego syna, gdyż w tym samym czasie w sobotę wertuję statystyki na Instagramie, odpowiadając na pytania mojego sponsora, bo może nie będzie już chciał ze mną współpracować, jeśli nie zareaguję od razu? (Nie przestaję zadawać sobie pytania, czy to na pewno firma, z którą w ogóle chcę współpracować). Czuję się jak okropna matka i jestem sfrustrowana tym, że praca zawsze wkrada się do mojego życia prywatnego. Cały dzień zamartwiam się prośbą mojego byłego. Ponieważ jestem tak przemęczona i rozdrażniona, odpowiadam arogancko, co ze zrozumiałych względów wywołuje u niego konsternację i zdenerwowanie. Spędzam resztę wieczoru, dając wycisk każdemu, kto da radę wysłuchać, jak bardzo jestem w tym tygodniu zmęczona, wypalona i zirytowana. Przyjeżdża pizza. Zimna. Siedzę do późna, odświeżając pocztę, przewijając Instagram i oglądając Netflixa, a tydzień zaczynam od opuszczenia siłowni (znowu), bo jestem po prostu cholernie zmęczona. Czy pizza to tylko zbieg okoliczności? A może to dzięki granicom wszystko staje się lepsze? Pozostawię to do oceny wam. Nie będę snuć przypuszczeń, jak bardzo ten scenariusz przypomina obecnie wasze życie, ale jeśli brzmi to aż nazbyt znajomo, to cieszę się, że trafiliście na tę książkę i że zaczynacie waszą nową przygodę z granicami. Nie musicie tak żyć! Zapewne już wiecie, że kilka uprzejmie sformułowanych, jasno nakreślonych granic może pomóc wam zaoszczędzić energię i czas, zachować dobrą kondycję psychiczną oraz zredukować lub wyeliminować wszystkie źródła frustracji, złości, pretensji i wypalenia. Czy jesteście gotowi rzucić okiem na swoją przyszłość? Oto jak wyglądał mój tydzień po tym, jak z pełnym przekonaniem zastosowałam te jasne, życzliwe granice w sposób, który przysłużył się mojemu zdrowiu, szczęściu i możliwościom. Udało mi się wypełnić moje zdrowotne zobowiązania, wyznaczając samej sobie granicę „wczesnego kładzenia się spać” i wysypiając się, dzięki czemu cieszyłam się dobrą kondycją, a tydzień rozpoczęłam w sposób aktywny i przepełniona energią. Wsparłam projekt znajomej, nie naruszając przy tym mojej integralności ani granic dotyczących mediów społecznościowych. Pomogło jej to odnieść sukces i wzmocniło naszą relację. Udało mi się poprowadzić gościnny wykład na STANFORDZIE, nie wypalając się przy tym ani nie zawalając innych projektów. Ze względu na sposób, w jaki potraktowałam tę propozycję, wykładowczyni kursu wie, że mówię to, co mam na myśli, i że dotrzymuję słowa, a to dobrze wróży naszej przyszłej współpracy. Zadbałam o siebie, zjadając lunch, zamiast ulec presji, że muszę zrezygnować z tych kilku chwil, aby dostosować się do czyjegoś harmonogramu. Dzięki temu przez resztę dnia byłam skoncentrowana i pełna energii, utwierdziłam się też w przekonaniu, że jestem warta tego, żeby o siebie zadbać. Trzymałam rękę na pulsie i zamiast dać się wciągnąć w sobotnią rozmowę o pracy, mogłam cieszyć się sportową rywalizacją syna i kibicowaniem mu. Wyznaczenie całej granicy zajęło mi dziesięć sekund i nie myślałam o tym aż do poniedziałku rano – a sposób, w jaki zareagował mój biznesowy partner, utwierdził mnie jeszcze bardziej w przekonaniu, że jest to dobra marka do współpracy. Współpracowałam z ojcem mojego syna w najzdrowszy możliwy (dla mnie) sposób, ustalając wobec samej siebie granicę, że nie odpowiem, dopóki się nie upewnię, co naprawdę czuję w związku z prośbą mojego byłego męża. Później z kolei byłam w stanie odpowiedzieć w sposób zgodny z moją integralnością, który jednocześnie nadal uwzględniał także dobro mojego syna. Zauważyłam, że moje nawyki dotyczące korzystania z telefonu obniżają jakość moich wieczorów, i wyznaczyłam względem siebie granicę odkładania go na bok. Pozwoliło mi to zrelaksować się, miło spędzić wieczór i wcześnie położyć się spać… znowu. To moglibyście być wy! I to będziecie wy, jeśli wykorzystacie wszystko, czego dowiedzieliście się o granicach, i zaczniecie stosować to w realnym świecie. Nie musicie robić tego wszystkiego jednocześnie. Nie musicie robić tego od razu idealnie. Nie musicie nawet w pierwszej kolejności atakować i stawiać czoła granicom najtrudniejszym – choć brawa dla tych, którzy gotowi są do takiej próby. Wszystko, co musicie zrobić, to dostrzec potrzebę postawienia granicy, wziąć głęboki oddech i użyć tych jasnych, życzliwych słów, które ćwiczyliśmy, aby zapewnić sobie tę przestrzeń. Przez lata pomogłam tysiącom ludzi zrobić to samo i słyszałam o tym, jak praktyka stawiania granic w nieoczekiwany sposób zmieniła ich życie. Gdy z powodzeniem ustalacie granice w jednym obszarze życia, daje wam to pewność, że możecie je ustalać także w innych dziedzinach. Kiedy widzicie, jak poprawiają się wasze relacje, utwierdzacie się w przekonaniu, że granice nie są czymś egoistycznym – są aktami życzliwości podjętymi z miłości do nich i do was. Kiedy w ciągu dnia odczuwacie bliższą więź z wami samymi i z waszymi potrzebami, zaczynacie wierzyć, że jesteście warci tego, by stawiać się na pierwszym miejscu. A kiedy wszędzie zaczniecie pojawiać się z większą pewnością siebie, energią, możliwościami i uprzejmością… nie znajdzie się w waszym życiu nic, co nie zmieniłoby się na lepsze. Ponieważ to wy zmieniacie je na lepsze – i to właśnie dzięki granicom. *Fragment książki "Wyznaczanie granic" mogłyśmy opublikować za zgodą Wydawnictwa Luna. Dziękujemy! POLECAMY: CO BĘDZIE JUTRO?Komunikacja niewerbalna, sprzężenie zwrotneGdy otworzyła oczy, próbowała sobie przypomnieć, jak się tutaj znalazła. W ubraniu, skulona na fotelu, zasnęła w nocy. Ładunek emocjonalny dał o sobie znać. Teraz zaczęły na nowo budzić się wraz z porankiem emocje, które nabrzmiewały w ostatnich dwóch dniach. Za jakie grzechy? Trzy dni wcześniej dla Julki był sądny dzień. Kończyła projekt. W nocy miała zrobić jeszcze drobne poprawki. Jej perfekcjonizm dawał o sobie znać i coraz bardziej doskwierał. Praca, dom, dziecko. Wszędzie chciała być idealna, ale przerastało to jej możliwości. Nie zawsze jej staranne planowanie można było gładko zrealizować. Zjedli z mężem kolację, wykąpała Majkę i miała zamiar skupić się na ostatnich szlifach pracy. Ale jak to w takich sytuacjach bywa, mała zaczęła wymiotować. Boże! Lepszego momentu nie mogło być. Pomiędzy jedną „akcją” a drugą - przebieraniem, zmianą pościeli, siadała do komputera. Oczywiście pojawiło się pytanie - co będzie jutro? Przedszkole odpada. Tomek z samego rana wyjeżdża służbowo do Katowic. Ona miała o ósmej zameldować się u przełożonego z ukończonym projektem. Teściowa - ostatnia deska ratunku. Sporadycznie korzystali z jej pomocy, a babcia na emeryturze wciąż dopytywała, kiedy Majeczka przyjdzie. Jest okazja. Z samego rana zadzwoni i zawiezie małą. Walcząc z czasem, Julka przemierzała ulice Wrocławia. Dotarła, zostawili córeczkę i pojechała do pracy. Zmęczona, niewyspana, poddenerwowana, ale punktualnie stawiła się u dyrektora. I tu się zaczęło. Lawina pytań, wątpliwości, niezadowolenie malujące się na apodyktycznym obliczu szefa. Boże mój! O co temu człowiekowi chodzi? Wszystko zrobione zgodnie z planem, perfekcyjnie. Chyba za dużo z siebie daję. Przez cały dzień nie mogła skupić się na bieżącej pracy. Jej wysiłek nie został doceniony, poza tym wciąż myślała o Majce. Złość, frustracja, niepokój, wściekłość. Te emocje buzowały w Julce. Gdy przyjechała do teściowej, była szczęśliwa, że odbierze małą i w spokoju wrócą do domu. Z rozmowy telefonicznej, którą odbyła w ciągu dnia wiedziała, że po koszmarnej nocy dzień wyglądał spokojniej. Poza bólem brzuszka inne dolegliwości ustąpiły. Ale czarna seria dopiero miała swój początek. Mama Tomka niemalże od progu zaczęła bombardować Julkę gradem pytań, oskarżeń i złotych rad. Biedna dziecinka chora, bo wychodzi ten wasz basen. Kto to widział, by w takie zimno dzieciaka wyciągać na pływalnię? Moim zdaniem ta kurteczka też nie jest odpowiednia jak na tę porę roku. Pewnie ją przewiało. I to wasze odżywianie… zdrowe, ekologiczne… W głowie się nie mieści, co wy młodzi macie za teorie. Julka zaciskała zęby, żeby nie wybuchnąć. Tego już było za wiele. Gdyby nie to, że Majka zaczęła marudzić i był pretekst do szybkiego wyjścia, chyba by eksplodowała. Wróciły do domu, położyła Majkę, przeczytała jej bajeczkę i zabrała się za kolację. Tomek miał wrócić przed dwudziestą drugą. Czuła jak głowę jej rozsadza. Miała pretensje do siebie, że nie umie stawiać granic i daje się poniżać zarówno dyrektorowi, jak i traktować jak dziewczynkę przez teściową. Zmęczenie i niewyspanie też zrobiły swoje. Dobrze, że na jutro wzięła dzień wolny. Musi złapać oddech i nabrać dystansu. Z zamyślenia wyrwał ją zgrzyt otwieranych drzwi. - Cześć Kochanie! - Tomek zawołał od progu. Nie miała siły na entuzjastyczną odpowiedź. Gdy podszedł, zobaczył, że coś jest nie tak. - Juleńko, czy coś się stało? - odwarknęła, że nie wie, o co mu chodzi. Tomek nie chciał naciskać. Wziął prysznic i schodząc na kolację, sądził, że przy stole atmosfera się poprawi. Niestety żona zakomunikowała, że jest zmęczona i idzie spać. Kolejna próba dopytywania nie przyniosła skutku. Rano atmosfera była podobna. Poza pochmurnym obliczem, z którego wyczytał, że żona jest zła, nie dowiedział się nic. W pracy ciężko było mu się skupić na czymkolwiek. Wciąż myślami powracał do wczorajszego wieczoru i dzisiejszego poranka. Z zamyślenia wyrwało go pytanie kolegów. Jak zwykle w piątek umawiali się na kręgle. Tomek tradycyjnie zręcznie się wykręcił. Wolał wrócić do swoich dziewczyn, jak nazywał żonę i córkę. Lubił ludzi, z którymi pracował, natomiast rodzina była zawsze na pierwszym miejscu. To była dla niego przystań, ładowarka dobrej energii, azyl. Gdy o tym pomyślał, poczuł dysonans. Wczoraj wracając z Katowic, wracał jak do miejsca, w którym czeka ktoś, kto daje ciepło i siłę. A tak się nie stało. Julka była zła i nie chcąc wyjaśnić dlaczego, spowodowała w nim niepokój. Dopowiedział sobie, że musi być powodem tej złości, skoro nie chciała z nim rozmawiać. Nie rozumiał, o co jej chodzi? Nie wiedział, o co ma pretensje? Przecież starał się jak mógł, pracował ponad siły, żeby zapewnić bardzo dobry standard życia. Nie zdradzał, nie dawał powodów do zazdrości, nie chodził z kolegami na piwo i kręgle. A może…? Może po prostu Julka ma za dobrze. Ostatnio gdzieś usłyszał takie stwierdzenie, że ludziom, gdy mają wszystko, zaczyna przewracać się w głowach i szukają dziury w całym. W tym momencie zaczęła narastać w nim złość. Po powrocie do domu był obojętny. Żona, z której emocje opadły, dopytywała o powód niezadowolenia, którego nie krył. Myślała, że złapał wirusa od Majki. Natomiast on bez słowa wyjaśnienia włączył komputer i zaszył się w swoim świecie. Julka dopytywała. Na co usłyszała, że jeżeli czegoś jej brak, jeżeli jest złym mężem, niech poszuka sobie lepszego. Powiedział, że pogratuluje jej, gdy znajdzie takiego oddanego jak pies, który poza rodziną świata nie widzi. Julka nie mogła zrozumieć postawy męża. O co jemu chodzi? Jest nerwowy. Nie znała go z tej strony. Może coś go gryzie, może ma coś do ukrycia? A może kogoś poznał i próbuje odwrócić kota ogonem? Naczytała się o takich historiach, nasłuchała się licznych opowieści z życia wziętych. W końcu trzaskając drzwiami, oznajmiła - tak rozmawiać nie będziemy - i zaszyła się w fotelu na poddaszu. Myśli kłębiły się w jej głowie, zaczęła wkręcać sobie różne czarne scenariusze. W końcu usnęła. „Tak rozmawiać nie będziemy” - te słowa w złości wykrzyczała Julka. Czy oni w ogóle rozmawiali? Czy ludzie ci przekazywali sobie jasne i czytelne komunikaty? Oczywiście, że nie! Przyczyną ich konfliktu, który mógł być początkiem oddalania się bliskich sobie ludzi, było błędne odczytywanie komunikatów niewerbalnych i brak informowania drugiej strony o swoich emocjach, powodujących błędne ich interpretowanie. Julka była zmęczona (przygotowywała pracochłonny projekt), poddenerwowana i niewyspana (zachorowało jej dziecko, przy którym czuwała w nocy), sfrustrowana (przełożony skrytykował jej pracę), zła (nie umiała postawić granic i pozwoliła je przekraczać zarówno przełożonemu, jak i teściowej). Te emocje buzowały w niej, gdy do domu z Katowic wrócił Tomek. On zobaczył, że coś nie jest w należytym porządku. Dlatego pytał. Gdyby Julka krótko dała mu komunikat informujący, że jest zła, zrobiłby wszystko, by żona poczuła się lepiej. Takiej informacji nie uzyskał, więc zaczął interpretować komunikaty, które wysyłała. Interpretował błędnie, uważał bowiem, że jest ich adresatem. Dołożył do tego jeszcze własną ideologię i droga do konfliktu była gotowa. Początkiem konfliktu pomiędzy Julką a Tomkiem była zła interpretacja komunikacji niewerbalnej przez Tomka. Mąż widział niespójność pomiędzy komunikacją werbalną (żona twierdziła, że wszystko jest w porządku), a komunikacją niewerbalną (sygnały wysyłane przez jej postawę odczytane były przez męża jako złość). Często w naszym porozumiewaniu jest niespójność pomiędzy tym, co mówimy a tym co komunikujemy mową naszego ciała. Dlatego niezwykle ważne, by emocje wyrażać wprost, otwarcie i bezpośrednio. Wówczas komunikat będzie efektywny. Natomiast dając odbiorcom konieczność domyślania się, powodujemy wiele nieporozumień. Julka była przede wszystkim sfrustrowana (przygotowała projekt, który został skrytykowany przez przełożonego). Do tego nałożyło się zmęczenie, poddenerwowanie i złość na teściową. Jej intencją nie było pokazanie Tomkowi, że jest na niego zła. Natomiast mąż jej komunikat niewerbalny odczytał jako złość. Zinterpretował to jako złość na niego, co z kolei wywołało w nim emocje, których nie miała zamiaru swoim komunikatem wywołać Julka. Mąż nie dopytał, nie powiedział, jak zinterpretował jej zachowanie, czyli zabrakło niezwykle istotnego sprzężenia zwrotnego, co doprowadziło do konfliktu. Pamiętajmy, iż droga od naszych intencji do interpretacji przez osobę, która je odczytuje jest daleka. Nie zawsze jesteśmy źle rozumiani z powodu złych intencji odbiorcy, tylko naszego myślenia, że inni powinni wiedzieć, o co nam chodzi. *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Chcesz mieć dobre relacje w rodzinie? Dogadywać się ze wszystkimi? Umieć rozmawiać z innymi? Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie:) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie! POLECAMY: PRZYTUL MNIEReakcje naszego ciała i umysłu na przytulanieTo, że przytulanie jest ważne dla rozwoju dzieci, wiedzą wszyscy. Mamy tulą niemowlęta, noszą na rękach (ostatnio stało się także modne noszenie w chustach), przytulają do piersi. Z wiekiem jednak powoli o tym zapominamy, a okazuje się, że i dla dorosłych przytulanie jest ważne. „Powinniśmy być przytulani 4 razy dziennie by przeżyć, 8 razy dziennie, żeby zachować zdrowie i 12 razy, żeby się rozwijać” – piszą Jack Canfield i Mark Victor w książce „Zrób to, o czym marzysz”. Dzięki dotykowi, przytuleniu zachodzą w osobach przytulanych zmiany: obniża się ciśnienie krwi, zwiększa się odporność, zwalnia oddech, obniża się poziom kortyzolu - hormonu stresu, wydziela się oksytocyna – naturalny antydepresant. Do tej pory mówiłyśmy o tym, jak ludzie wpływają na siebie – o perswazji, wpływaniu na czyjeś poglądy, a tymczasem okazuje się, że - tak wydawałoby się prostą sprawą jak przytulenie - możemy także wpływać na ciało drugiego człowieka (a przy okazji też swoje). Badania pokazały, że pary, które się często przytulają są bardziej zadowolone ze związku. Łączy ich głębsza więź emocjonalna. Przytulanie wpływa na zwiększenie wzajemnego zaufania. Pary, które dużo się przytulają mają większą szanse na stworzenie trwałego wieloletniego związku. W badaniach wykazano, że u mężczyzn wyższy poziom oksytocyny, która wytwarza się w czasie przytulania, powoduje, że są mniej skłonni do zdrady. Przytulanie nie tylko wyraża czułość, ale także zwiększa poczucie bezpieczeństwa oraz poczucie pewności siebie i swoich umiejętności. Dzięki przytulaniu możemy się poczuć zrelaksowani, ukoić emocje. Przytulanie też potrafi ułatwić zasypianie. To tylko niektóre z potencjalnych korzyści. Niestety współcześnie dotyk kojarzy się nam źle. Wszędzie dopatrujemy się podtekstów seksualnych i w związku z tym dotyk, przytulanie jest ograniczany w wychowaniu, czy wręcz piętnowany. W konsekwencji często dorośli realizują tę niezaspokojoną potrzebę w pożądaniu seksualnym, zaczynają szukać substytutów, którymi mogą być np. kompulsywne jedzenie, czy właśnie seks bez psychicznej bliskości. Badacze donoszą, że z powodu braku dotyku najczęściej cierpią mieszkańcy dużych miast pracujący w wielkich odhumanizowanych korporacjach, z ograniczoną liczbą znajomych, czujący się samotnie. Takie osoby, albo takie, które akurat w danym momencie swojego życia nie mają za bardzo bliskich, do których mogliby się przytulić, mogą tulić swoje zwierzaki. To także przynosi korzyści. Jeśli więc chcemy poprawić komuś nastrój, bo jest smutny, wesprzeć go, pocieszyć, dodać wiary we własne siły – poklepmy go choć po ramieniu, albo w bliższych relacjach – przytulmy serdecznie. Nie bójmy się tego. Nie zawsze potrzebne są słowa. Ściskamy Was wszystkich bardzo mocno! Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POLECAMY: POLECAMY:
PRZEKONANIA - |
GDY MYŚLISZ ZA DUŻO
Overthinking, techniki pokonywania paraliżu analitycznego
Odkąd pamiętam, rozkminiałam, rozmyślałam i rozkładałam wszystko na czynniki pierwsze. Przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji musiałam stoczyć ze sobą niejedną bitwę. Czy to dobry kierunek podroży…, czy aby w tym terminie powinnam jechać…, bo przecież praca i inne zobowiązania…, a co będzie, jeżeli… Rozmyślaniom i analizom nie było końca. Nigdy nie zapomnę, jakie miałam rozterki, podejmując moją pierwszą pracę. Wątpliwościom nie było końca, wszystko chciałam przeanalizować i przewidzieć od początku do końca. Ale praca, wakacje… to można wytłumaczyć. To nie jest kupno
przysłowiowych rękawiczek. Natomiast niepokojące stało się to, że nad wszystkim chciałam sprawować kontrolę i wszystko poddawałam dogłębnej analizie. Wypowiedzi znajomych brałam pod lupę. Przyglądałam się niemal każdemu słowu, szukałam wciąż drugiego dna, nie mogłam spać w nocy, bo zadręczałam się mnóstwem różnych drobiazgów. Nie raz myślałam o tym, że oddałabym wszystko, aby cofnąć czas. Gdybym miała jeszcze jedną szansę, to zachowałabym się inaczej, powiedziałabym coś innego, podjęłabym diametralnie inną decyzję. W pewnym momencie moje myśli zaczęły mnie przytłaczać. Widziałam, że tonę w oceanie, który sama sobie stworzyłam, ale nie wiedziałam, jak się z niego wydostać.
„Wszyscy żyjemy w napiętym niczym struna, przestymulowanym i bardzo <<mózgowym>> świecie. Paraliż analityczny (ang. overthinking) powoduje, że nasze zwykłe instynkty poznawcze zaczynają pracować na najwyższych obrotach. Do paraliżu analitycznego dochodzi wtedy, gdy nasze procesy myślowe wymykają się spod kontroli, powodując lęk. Niekończąca się analiza życia i samego siebie jest zazwyczaj niechciana, niepowstrzymana i prowadzi do samozniszczenia. W normalnych warunkach nasz mózg pomaga nam rozwiązywać problemy i lepiej rozumieć rzeczy - ale paraliż analityczny przynosi odwrotne skutki.”*
Tendencja do nadmiernego rozmyślania, analizowania, zamartwiania się bierze się przede wszystkim z lęku przed działaniem i zatrzymaniem się w fazie dokonywania analizy poznawczej. Może być ona związana ze sposobem wychowania i oczekiwaniami otoczenia, które nie daje często przyzwolenia na popełnianie błędów, na kreatywność, a wymaga „wbijania się” w pewne sztywne ramy. Ale tendencja ta wiąże się również z pewnymi cechami osoby poddającej się paraliżowi analitycznemu, takimi jak: niskie poczucie własnej wartości, niska lub chwiejna samoocena, zewnątrzsterowność, która powiązana jest z potrzebą zdobywania ciągłej akceptacji otoczenia i życia w taki sposób, jaki nakazują i oczekują inni ludzie, nadmierna potrzeba kontroli, brak samodzielności w podejmowaniu decyzji, zależność, patrzenie na świat w sposób pesymistyczny, czy też perfekcjonizm.
Paraliż analityczny przynosi wiele szkód. Powoduje, że zatrzymujemy się w miejscu i energia oraz czas zamiast na działanie poświęcony zostaje na zadawanie sobie mnóstwa pytań. I najczęściej te pytania nie dają konstruktywnych rozwiązań, a tylko napędzają machinę wątpliwości i powodują stanie w miejscu, a w końcu spadek nastroju, czasem depresję, lęki. Przestajemy czerpać radość „tu i teraz”. A ponieważ nie umiemy podjąć dobrej decyzji, jesteśmy coraz bardziej sfrustrowani, zaczynamy czuć się źle nie tylko emocjonalnie, ale nawet i fizycznie. I pozostaniemy sparaliżowani tak długo, dopóki nie rozpoznamy tego, co się dzieje i nie zainterweniujemy.
„Niezależnie od tego, czy nazwiemy to zamartwianiem się, lękiem, stresem, rozmyślaniem, czy nawet obsesją, cechą charakterystyczną paraliżu analitycznego jest fakt, że to okropne uczucie, które w żaden sposób nam w niczym nie pomaga. Klasyczny paraliż analityczny często się nasila lub nieustannie kręci się w kółko, a pojawiające się wtedy myśli wydają się natrętne.”*
Jeżeli zastanawiacie się nad tym, czy poddaliście się paraliżowi analitycznemu, przeanalizujcie następujące sytuacje, o których wspomina w książce „Overthinking, czyli gdy myślisz za dużo” Nick Trenton:
• Często jesteś świadomy własnych myśli w każdej chwili.
• Angażujesz się w metamyślenie, to znaczy myślisz o swoich myślach.
• Usilnie starasz się kontrolować swoje myśli lub kierować nimi.
• Odczuwasz niepokój lub niechęć do spontanicznych myśli i często masz wrażenie, że niektóre myśli są niepożądane.
• Myślenie o sobie często przypomina walkę między konkurującymi ze sobą impulsami.
• Często kwestionujesz, wątpisz, analizujesz lub oceniasz swoje myśli.
• W sytuacjach kryzysowych często zwracasz się ku sobie i swoim myślom jako źródłu problemu.
• Skupiasz się na zrozumieniu swoich myśli i zagłębieniu się w wewnętrzne funkcjonowanie swojego umysłu.
• Masz problemy z podejmowaniem decyzji i często wątpisz w dokonane wybory.
• Jest wiele rzeczy, o które się martwisz i niepokoisz.
• Rozpoznajesz u siebie powtarzające się negatywne wzorce myślowe.
• Czasami masz wrażenie, że nie możesz powstrzymać się od wielokrotnego powracania do jakiejś myśli, nawet jeśli należy ona do przeszłości i nic już nie można z nią zrobić.
Jak wyjść z tego błędnego koła? Pomysłów jest wiele. Można na przykład:
1. Stosować technikę „odwracania uwagi”, czyli zamiast myśleć i analizować dany problem, należy zająć się czymś innym, skoncentrować całą uwagę na innym zadaniu, najlepiej zaległym, które nie łączy się absolutnie z aktualnym problemem. Można zająć się angażującym hobby, pójść na zajęcia fitness, pobiegać po lesie.
2. Żyć „tu i teraz", bez lęku w podejmowaniu wyzwań, z szacunkiem do samej siebie i
bagażem pozytywnej energii pochodzącej między innymi z pozytywnego myślenia. Myślenie to wiąże się z umiejętnością stawiania celu i ponoszenia konsekwencji swoich
działań, akceptacją siebie, swoich pozytywnych i negatywnych stron. Jedną z technik życia „tu i teraz" może być np. pielęgnowanie życiowych przyjemności. Proponuje ją prof. Sonja Lyubomirsky (nurt psychologii pozytywnej). Gdy zdarzają ci się wspaniałe szczęśliwe momenty, rozkoszuj się nimi „tu i teraz", ale też staraj się je zapamiętać (zrób stopklatki w pamięci), tak, aby w dowolnym momencie móc je sobie przypomnieć.
3. Pielęgnować wdzięczność. Od dawna wiadomo, że człowiek, który koncentruje się na
wdzięczności, staje się osobą pozytywniej nastawioną do siebie i innych. Świat zaczyna
postrzegać w optymistycznych barwach i staje się szczęśliwszy. Wdzięczność pojawia się w następstwie osobiście korzystnego zdarzenia, do którego doszło w związku z działaniem jakiegoś zewnętrznego czynnika. Jesteśmy wdzięczni wówczas, gdy widzimy nie tylko swój udział w danym sukcesie, ale dostrzegamy też znaczenie wpływu innych osób czy zdarzeń. Warto więc codziennie wieczorem przypomnieć sobie trzy rzeczy, jakie przydarzyły się nam w ciągu dnia, za jakie jesteśmy wdzięczni. Potrenuj ten „dziennik wdzięczności" przynajmniej dwa tygodnie i zobacz, czy nie żyje ci się lepiej? :)
Nick Trenton proponuje czytelnikowi techniki pokonywania paraliżu analitycznego i skupiania się na teraźniejszości. Poniżej przedstawiamy jedną z nich:
Technika uziemniania 5-4-3-2-1
• Najpierw znajdź w swoim otoczeniu pięć rzeczy, które możesz zobaczyć. Możesz zatrzymać wzrok na lampie w rogu, na własnych dłoniach, na obrazie na ścianie. Poświęć chwilę, aby naprawdę przyjrzeć się tym wszystkim rzeczom - ich fakturom, kolorom, kształtom. Nie spiesz się, aby prześledzić wzrokiem każdy centymetr i wszystko sobie wyobrazić.
• Następnie spróbuj znaleźć w swoim otoczeniu cztery rzeczy, które możesz poczuć lub dotknąć. Poczuj ciężar swojego ciała na krześle, fakturę kurtki, którą masz na sobie, lub wyciągnij rękę, aby poczuć, jak chłodna i gładka jest szyba samochodowa w kontakcie z Twoimi palcami.
• Następnie znajdź trzy rzeczy, które możesz usłyszeć. Twój własny oddech. Dalekie odgłosy ruchu ulicznego lub ptaków.
• Następnie znajdź dwie rzeczy, które możesz powąchać. Na początku może to być trudne, ale zauważ, że wszystko ma swój zapach, jeśli tylko zwrócisz na to uwagę. Czy czujesz zapach mydła na swojej skórze lub delikatny ziemisty zapach papieru na biurku?
• Na koniec znajdź jedną rzecz, której możesz spróbować. Może to być smak kawy utrzymujący się na języku. Nawet jeśli nic nie znajdziesz, zastanów się przez chwilę nad tym, co wyczuwają Twoje kubki smakowe. Czy są one naprawdę „wyłączone”, czy też Twoje usta mają niemal własny smak, jeśli tylko przestaniesz zdawać sobie z tego sprawę? Zastanów się przez chwilę i poznaj to uczucie.
Według autora: „celem tego ćwiczenia jest z pozoru rozproszenie uwagi. Gdy zmysły są aktywne, mózg zajmuje się czymś innym niż niekończące się rozmyślania, a paraliż analityczny zostaje zatrzymany. W ten sposób hamuje się ucieczkę myśli.” Nick Trenton proponuje, by ćwiczyć tę technikę wystarczająco często, a wówczas widoczne będą efekty.
*Cytaty i fragmenty pochodzą z książki N. Trentona "Overthinking, czyli gdy myślisz za dużo", Wydawnictwo Sensus, 2023
**Post powstał we współpracy z Wydawnictwem Sensus.
przysłowiowych rękawiczek. Natomiast niepokojące stało się to, że nad wszystkim chciałam sprawować kontrolę i wszystko poddawałam dogłębnej analizie. Wypowiedzi znajomych brałam pod lupę. Przyglądałam się niemal każdemu słowu, szukałam wciąż drugiego dna, nie mogłam spać w nocy, bo zadręczałam się mnóstwem różnych drobiazgów. Nie raz myślałam o tym, że oddałabym wszystko, aby cofnąć czas. Gdybym miała jeszcze jedną szansę, to zachowałabym się inaczej, powiedziałabym coś innego, podjęłabym diametralnie inną decyzję. W pewnym momencie moje myśli zaczęły mnie przytłaczać. Widziałam, że tonę w oceanie, który sama sobie stworzyłam, ale nie wiedziałam, jak się z niego wydostać.
„Wszyscy żyjemy w napiętym niczym struna, przestymulowanym i bardzo <<mózgowym>> świecie. Paraliż analityczny (ang. overthinking) powoduje, że nasze zwykłe instynkty poznawcze zaczynają pracować na najwyższych obrotach. Do paraliżu analitycznego dochodzi wtedy, gdy nasze procesy myślowe wymykają się spod kontroli, powodując lęk. Niekończąca się analiza życia i samego siebie jest zazwyczaj niechciana, niepowstrzymana i prowadzi do samozniszczenia. W normalnych warunkach nasz mózg pomaga nam rozwiązywać problemy i lepiej rozumieć rzeczy - ale paraliż analityczny przynosi odwrotne skutki.”*
Tendencja do nadmiernego rozmyślania, analizowania, zamartwiania się bierze się przede wszystkim z lęku przed działaniem i zatrzymaniem się w fazie dokonywania analizy poznawczej. Może być ona związana ze sposobem wychowania i oczekiwaniami otoczenia, które nie daje często przyzwolenia na popełnianie błędów, na kreatywność, a wymaga „wbijania się” w pewne sztywne ramy. Ale tendencja ta wiąże się również z pewnymi cechami osoby poddającej się paraliżowi analitycznemu, takimi jak: niskie poczucie własnej wartości, niska lub chwiejna samoocena, zewnątrzsterowność, która powiązana jest z potrzebą zdobywania ciągłej akceptacji otoczenia i życia w taki sposób, jaki nakazują i oczekują inni ludzie, nadmierna potrzeba kontroli, brak samodzielności w podejmowaniu decyzji, zależność, patrzenie na świat w sposób pesymistyczny, czy też perfekcjonizm.
Paraliż analityczny przynosi wiele szkód. Powoduje, że zatrzymujemy się w miejscu i energia oraz czas zamiast na działanie poświęcony zostaje na zadawanie sobie mnóstwa pytań. I najczęściej te pytania nie dają konstruktywnych rozwiązań, a tylko napędzają machinę wątpliwości i powodują stanie w miejscu, a w końcu spadek nastroju, czasem depresję, lęki. Przestajemy czerpać radość „tu i teraz”. A ponieważ nie umiemy podjąć dobrej decyzji, jesteśmy coraz bardziej sfrustrowani, zaczynamy czuć się źle nie tylko emocjonalnie, ale nawet i fizycznie. I pozostaniemy sparaliżowani tak długo, dopóki nie rozpoznamy tego, co się dzieje i nie zainterweniujemy.
„Niezależnie od tego, czy nazwiemy to zamartwianiem się, lękiem, stresem, rozmyślaniem, czy nawet obsesją, cechą charakterystyczną paraliżu analitycznego jest fakt, że to okropne uczucie, które w żaden sposób nam w niczym nie pomaga. Klasyczny paraliż analityczny często się nasila lub nieustannie kręci się w kółko, a pojawiające się wtedy myśli wydają się natrętne.”*
Jeżeli zastanawiacie się nad tym, czy poddaliście się paraliżowi analitycznemu, przeanalizujcie następujące sytuacje, o których wspomina w książce „Overthinking, czyli gdy myślisz za dużo” Nick Trenton:
• Często jesteś świadomy własnych myśli w każdej chwili.
• Angażujesz się w metamyślenie, to znaczy myślisz o swoich myślach.
• Usilnie starasz się kontrolować swoje myśli lub kierować nimi.
• Odczuwasz niepokój lub niechęć do spontanicznych myśli i często masz wrażenie, że niektóre myśli są niepożądane.
• Myślenie o sobie często przypomina walkę między konkurującymi ze sobą impulsami.
• Często kwestionujesz, wątpisz, analizujesz lub oceniasz swoje myśli.
• W sytuacjach kryzysowych często zwracasz się ku sobie i swoim myślom jako źródłu problemu.
• Skupiasz się na zrozumieniu swoich myśli i zagłębieniu się w wewnętrzne funkcjonowanie swojego umysłu.
• Masz problemy z podejmowaniem decyzji i często wątpisz w dokonane wybory.
• Jest wiele rzeczy, o które się martwisz i niepokoisz.
• Rozpoznajesz u siebie powtarzające się negatywne wzorce myślowe.
• Czasami masz wrażenie, że nie możesz powstrzymać się od wielokrotnego powracania do jakiejś myśli, nawet jeśli należy ona do przeszłości i nic już nie można z nią zrobić.
Jak wyjść z tego błędnego koła? Pomysłów jest wiele. Można na przykład:
1. Stosować technikę „odwracania uwagi”, czyli zamiast myśleć i analizować dany problem, należy zająć się czymś innym, skoncentrować całą uwagę na innym zadaniu, najlepiej zaległym, które nie łączy się absolutnie z aktualnym problemem. Można zająć się angażującym hobby, pójść na zajęcia fitness, pobiegać po lesie.
2. Żyć „tu i teraz", bez lęku w podejmowaniu wyzwań, z szacunkiem do samej siebie i
bagażem pozytywnej energii pochodzącej między innymi z pozytywnego myślenia. Myślenie to wiąże się z umiejętnością stawiania celu i ponoszenia konsekwencji swoich
działań, akceptacją siebie, swoich pozytywnych i negatywnych stron. Jedną z technik życia „tu i teraz" może być np. pielęgnowanie życiowych przyjemności. Proponuje ją prof. Sonja Lyubomirsky (nurt psychologii pozytywnej). Gdy zdarzają ci się wspaniałe szczęśliwe momenty, rozkoszuj się nimi „tu i teraz", ale też staraj się je zapamiętać (zrób stopklatki w pamięci), tak, aby w dowolnym momencie móc je sobie przypomnieć.
3. Pielęgnować wdzięczność. Od dawna wiadomo, że człowiek, który koncentruje się na
wdzięczności, staje się osobą pozytywniej nastawioną do siebie i innych. Świat zaczyna
postrzegać w optymistycznych barwach i staje się szczęśliwszy. Wdzięczność pojawia się w następstwie osobiście korzystnego zdarzenia, do którego doszło w związku z działaniem jakiegoś zewnętrznego czynnika. Jesteśmy wdzięczni wówczas, gdy widzimy nie tylko swój udział w danym sukcesie, ale dostrzegamy też znaczenie wpływu innych osób czy zdarzeń. Warto więc codziennie wieczorem przypomnieć sobie trzy rzeczy, jakie przydarzyły się nam w ciągu dnia, za jakie jesteśmy wdzięczni. Potrenuj ten „dziennik wdzięczności" przynajmniej dwa tygodnie i zobacz, czy nie żyje ci się lepiej? :)
Nick Trenton proponuje czytelnikowi techniki pokonywania paraliżu analitycznego i skupiania się na teraźniejszości. Poniżej przedstawiamy jedną z nich:
Technika uziemniania 5-4-3-2-1
• Najpierw znajdź w swoim otoczeniu pięć rzeczy, które możesz zobaczyć. Możesz zatrzymać wzrok na lampie w rogu, na własnych dłoniach, na obrazie na ścianie. Poświęć chwilę, aby naprawdę przyjrzeć się tym wszystkim rzeczom - ich fakturom, kolorom, kształtom. Nie spiesz się, aby prześledzić wzrokiem każdy centymetr i wszystko sobie wyobrazić.
• Następnie spróbuj znaleźć w swoim otoczeniu cztery rzeczy, które możesz poczuć lub dotknąć. Poczuj ciężar swojego ciała na krześle, fakturę kurtki, którą masz na sobie, lub wyciągnij rękę, aby poczuć, jak chłodna i gładka jest szyba samochodowa w kontakcie z Twoimi palcami.
• Następnie znajdź trzy rzeczy, które możesz usłyszeć. Twój własny oddech. Dalekie odgłosy ruchu ulicznego lub ptaków.
• Następnie znajdź dwie rzeczy, które możesz powąchać. Na początku może to być trudne, ale zauważ, że wszystko ma swój zapach, jeśli tylko zwrócisz na to uwagę. Czy czujesz zapach mydła na swojej skórze lub delikatny ziemisty zapach papieru na biurku?
• Na koniec znajdź jedną rzecz, której możesz spróbować. Może to być smak kawy utrzymujący się na języku. Nawet jeśli nic nie znajdziesz, zastanów się przez chwilę nad tym, co wyczuwają Twoje kubki smakowe. Czy są one naprawdę „wyłączone”, czy też Twoje usta mają niemal własny smak, jeśli tylko przestaniesz zdawać sobie z tego sprawę? Zastanów się przez chwilę i poznaj to uczucie.
Według autora: „celem tego ćwiczenia jest z pozoru rozproszenie uwagi. Gdy zmysły są aktywne, mózg zajmuje się czymś innym niż niekończące się rozmyślania, a paraliż analityczny zostaje zatrzymany. W ten sposób hamuje się ucieczkę myśli.” Nick Trenton proponuje, by ćwiczyć tę technikę wystarczająco często, a wówczas widoczne będą efekty.
*Cytaty i fragmenty pochodzą z książki N. Trentona "Overthinking, czyli gdy myślisz za dużo", Wydawnictwo Sensus, 2023
**Post powstał we współpracy z Wydawnictwem Sensus.
POLECAMY:
Nick Trenton Overthinking, czyli gdy myślisz za dużo. Przekład: A. Zawiła, T. Zawiła Wydawnictwo Sensus PREMIERA ODBYŁA SIĘ 12 kwietnia 2023 |
WIECZNY CHŁOPIEC
Relacje w związkach. Nadopiekuńczy Rodzic i Nieporadne Dziecko
Oczy przecierała ze zmęczenia. Litery na ekranie monitora rozmazywały się. Nie miała już sil. Od dwóch miesięcy godzi pracę, opiekę nad dziećmi i doglądanie chorego ojca z poszukiwaniem pracy dla Maksa. Ledwie żyje. Odczuwa, że brakuje jej sił, ale musi…
Zawsze perfekcyjna. W pracy wszystko dopięte na ostatni guzik, dzieci zadbane, dom, który bez problemu przeszedłby test białej rękawiczki. Otwarta na innych, gotowa do poświęceń, niestawiająca granic.
Czy Ania musi szukać pracy dla Maksa? Czy musi zawsze o wszystkich i za wszystkich myśleć? Czy sama nie wykreowała takiej sytuacji? Zawsze odpowiedzialna, od dziecka starała się być „bohaterem”. W domu rodzinnym opiekowała się młodszym rodzeństwem, dawała im poczucie bezpieczeństwa, dbała o ich potrzeby, bo było jak było… Ojciec alkoholik, ciągłe awantury, mama cierpiąca na depresję. Ania brała na siebie odpowiedzialność za wszystkich, dźwigająca świat na swoich ramionach.
Gdy poznała Maksa zrozumiała, że jest mu potrzebna. Cudowny, inteligentny, ale taki zagubiony. Koleżanki określały go jako Piotrusia Pana, Wiecznego Chłopca, a Ania uważała, że to niesprawiedliwe. Doskonale rozumiała, czego brakowało w jego dzieciństwie. Ich domy przecież były takie podobne, choć różne…
Mama Maksa, gdy poznała jego ojca zakochała się bez pamięci. Ciąża pokrzyżowała jej ambitne plany. Dziewczyna, która ze wsi przyjechała do miasta i konsekwentnie dążyła do celu, nagle musiała zrezygnować z wszystkiego o czy marzyła. Szalona miłość stanęła na jej drodze. Obiekt westchnień nie miał ambicji. Co prawda oczarowany dziewczyną, zaakceptował myśl o ślubie i dziecku, ale nie potrafił się w tej sytuacji odnaleźć. Gdy dotarło do niego, co się wydarzyło w jego beztroskim życiu, zaczął z niego uciekać. Koledzy, alkohol, hazard, kobiety… Mama Maksa początkowo chlipała w poduszkę, potem zaczęła myśleć o sobie. Dziecko podrzucała rodzicom na wieś, a sama dużo podróżowała, nawiązywała wiele relacji towarzyskich. Dla Maksa w życiu rodziców nie było miejsca. Matka widziała w nim kogoś, kto pokrzyżował jej ambitne plany. Nie dawała mu miłości, opieki, poczucia bezpieczeństwa.
Ania i Maks odnaleźli się w życiu, by zaspokoić wzajemnie swoje potrzeby. Ona mająca chęć opiekowania się, on szukający kogoś kto dałby mu, to, czego nie zaznał w dzieciństwie. Dziecko i Rodzic. Relacja małżeńska, która przypominała relacje nieporadnego dziecka i nadopiekuńczej matki. Matki, która wiecznie czuwa, opiekuje się, wyręcza, szuka pracy, ratuje z potrzasku, ale i kontroluje. On z kolei oczekujący opieki, a w zamian tracący niezależność, poddający się ciągłej kontroli , a w ten sposób dający żonie satysfakcję. Przecież dzięki niemu może o sobie powiedzieć: gdyby nie ja… Dlaczego weszli w takie role?
Człowiek, który w domu rodzinnym nie zaznał poczucia bezpieczeństwa i opieki albo będzie podobni jak Maks szukał partnera, w którego ramionach znajdzie to, czego zabrakło w dzieciństwie albo będzie projektował tę potrzebę na drugiego człowieka, i tak Ania stanie się osobą nadopiekuńczą, co w relacji małżeńskiej będzie wyglądało wręcz wygląda wręcz groteskowo.
Czy wyjście z takiego związku jest możliwe? Oczywiście, ale tylko wówczas, gdy jedna ze stron „zbuntuje się” i w sposób dojrzały spojrzy na swoje życie, rozumiejąc, że bycie kontrolowanym, bądź bycie wykorzystywanym, to nie miłość. Ale nie jest to proste, gdyż potrzeby, które partnerzy zaspakajają w tych chorych związkach powodują, iż czują się w nich dobrze, pomimo, iż dla ludzi z zewnątrz ta relacja nie przypomina miłości.
Zawsze perfekcyjna. W pracy wszystko dopięte na ostatni guzik, dzieci zadbane, dom, który bez problemu przeszedłby test białej rękawiczki. Otwarta na innych, gotowa do poświęceń, niestawiająca granic.
Czy Ania musi szukać pracy dla Maksa? Czy musi zawsze o wszystkich i za wszystkich myśleć? Czy sama nie wykreowała takiej sytuacji? Zawsze odpowiedzialna, od dziecka starała się być „bohaterem”. W domu rodzinnym opiekowała się młodszym rodzeństwem, dawała im poczucie bezpieczeństwa, dbała o ich potrzeby, bo było jak było… Ojciec alkoholik, ciągłe awantury, mama cierpiąca na depresję. Ania brała na siebie odpowiedzialność za wszystkich, dźwigająca świat na swoich ramionach.
Gdy poznała Maksa zrozumiała, że jest mu potrzebna. Cudowny, inteligentny, ale taki zagubiony. Koleżanki określały go jako Piotrusia Pana, Wiecznego Chłopca, a Ania uważała, że to niesprawiedliwe. Doskonale rozumiała, czego brakowało w jego dzieciństwie. Ich domy przecież były takie podobne, choć różne…
Mama Maksa, gdy poznała jego ojca zakochała się bez pamięci. Ciąża pokrzyżowała jej ambitne plany. Dziewczyna, która ze wsi przyjechała do miasta i konsekwentnie dążyła do celu, nagle musiała zrezygnować z wszystkiego o czy marzyła. Szalona miłość stanęła na jej drodze. Obiekt westchnień nie miał ambicji. Co prawda oczarowany dziewczyną, zaakceptował myśl o ślubie i dziecku, ale nie potrafił się w tej sytuacji odnaleźć. Gdy dotarło do niego, co się wydarzyło w jego beztroskim życiu, zaczął z niego uciekać. Koledzy, alkohol, hazard, kobiety… Mama Maksa początkowo chlipała w poduszkę, potem zaczęła myśleć o sobie. Dziecko podrzucała rodzicom na wieś, a sama dużo podróżowała, nawiązywała wiele relacji towarzyskich. Dla Maksa w życiu rodziców nie było miejsca. Matka widziała w nim kogoś, kto pokrzyżował jej ambitne plany. Nie dawała mu miłości, opieki, poczucia bezpieczeństwa.
Ania i Maks odnaleźli się w życiu, by zaspokoić wzajemnie swoje potrzeby. Ona mająca chęć opiekowania się, on szukający kogoś kto dałby mu, to, czego nie zaznał w dzieciństwie. Dziecko i Rodzic. Relacja małżeńska, która przypominała relacje nieporadnego dziecka i nadopiekuńczej matki. Matki, która wiecznie czuwa, opiekuje się, wyręcza, szuka pracy, ratuje z potrzasku, ale i kontroluje. On z kolei oczekujący opieki, a w zamian tracący niezależność, poddający się ciągłej kontroli , a w ten sposób dający żonie satysfakcję. Przecież dzięki niemu może o sobie powiedzieć: gdyby nie ja… Dlaczego weszli w takie role?
Człowiek, który w domu rodzinnym nie zaznał poczucia bezpieczeństwa i opieki albo będzie podobni jak Maks szukał partnera, w którego ramionach znajdzie to, czego zabrakło w dzieciństwie albo będzie projektował tę potrzebę na drugiego człowieka, i tak Ania stanie się osobą nadopiekuńczą, co w relacji małżeńskiej będzie wyglądało wręcz wygląda wręcz groteskowo.
Czy wyjście z takiego związku jest możliwe? Oczywiście, ale tylko wówczas, gdy jedna ze stron „zbuntuje się” i w sposób dojrzały spojrzy na swoje życie, rozumiejąc, że bycie kontrolowanym, bądź bycie wykorzystywanym, to nie miłość. Ale nie jest to proste, gdyż potrzeby, które partnerzy zaspakajają w tych chorych związkach powodują, iż czują się w nich dobrze, pomimo, iż dla ludzi z zewnątrz ta relacja nie przypomina miłości.
Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
WYBACZAM
Proces wybaczenie, aborcja, adopcja, zdrada, rany przeszłości
„Edyta zamknęła zeszyt z notatkami i sięgnęła po stojące nieopodal chusteczki, zastanawiając się nad tym, ile łez człowiek może z siebie wylać. Te należące do niej zdawały się nie mieć końca, a mimo to uparcie wierzyła (…) że i dla niej nadejdzie lepsze jutro, pod warunkiem że (..) sobie na nie pozwoli. Myśli o tym, ilu ludzi w swym życiu skrzywdziła, wracały jak natarczywy bumerang, a gdy próbowała zrobić unik, potem i tak, prędzej czy później, plądrowały uderzeniem jej głowę. A mimo to wciąż wstawała z kolan, nawet wtedy, kiedy wydawało się jej, że ma do nich przyspawane ciężkie mosiężne kule, i próbowała sobie radzić. Raz wychodziło jej to lepiej, a raz gorzej…”*
Wyrzuty sumienia, poczucie winy, które obsadza nas w roli oskarżyciela i powoduje stres oraz niepokój, sprawiając, że nie umiemy żyć „tu i teraz” i myśleć o przyszłości, ale cały czas oglądamy się za siebie, nie mogąc pogodzić się z tym, co było, co zrobiliśmy nie tak na rozdrożu naszego życia.
Anna Niemczynow w książce „Jeszcze w zielone gramy” odsłania przed nami myśli i emocje Edyty – niezwykle pięknej i utalentowanej kobiety, która pomimo podążania przez życie ze wspaniałym mężczyzną u boku, będącego miłością jej życia, pomimo sukcesów zawodowych, nie jest szczęśliwa. Jej radość odbiera nie tylko niemożność posiadania dziecka, ale i echo przeszłości, od którego nie potrafi się wyzwolić.
„Gdyby tak można było połknąć jakiś czarodziejski eliksir, wymazujący z podświadomości dawno przeżyte chwile, zrobiłaby to natychmiast. Oddałaby wszystkie pieniądze świata, by cofnąć czas i otrzymać szansę postąpienia we właściwy i jedynie słuszny sposób. Niestety. Nie ma, nie było i nigdy nie będzie na świecie takiej instytucji, w kolejce do której mogłaby się ustawić, by o to poprosić. Czas zawsze mija bezpowrotnie. Niby wszyscy to wiedzą, lecz tylko niewielu zachowuje się tak, jakby miało tego świadomość. Oparła ramiona na podkurczonych nogach i ułożyła na nich głowę. Łzy kapały jej na opaloną skórę nóg. Czuła się przegrana. Miała wszystkiego dosyć.”*
Rozdrapywanie ran, zadręczanie się, wracanie do przeszłości, analizowanie w nieskończoność tego, czego nie zrobiliśmy albo żałowanie podjętych decyzji, które pokutują żrącymi nas od środka wyrzutami sumienia – to codzienność niejednej z nas. Bycie w jednej osobie ofiarą, prokuratorem i katem. Znacie to z własnego doświadczenia?
Wybaczyć samemu sobie nie jest łatwo. A tylko ono jest oczyszczeniem i tylko ono sprawi, że w końcu poczujemy ulgę, odzyskamy spokój i zaczniemy swobodnie oddychać, ale nie jest proste… Wypłynąć na głębokie wody nie jest łatwo. Jest to proces. Wybaczając sobie, czujemy niekiedy zagubienie, gdyż musimy wyjść z roli, którą niekiedy pielęgnowaliśmy latami, pożegnanie tej wersji nas samych, która biczowała się każdego dnia, obwiniała się, czasami nawet za jedną popełnioną błędnie decyzję, która odebrała nam wolność.
„Osobie, której najtrudniej jest wybaczyć, powinniśmy pozwolić odejść (..) Ale jak – i czy można – pozwolić odejść samemu sobie? Z jednej strony Edyta chciała sobie przebaczyć, a z drugiej zdaje się nieświadomie potępiała siebie. Ze wszystkich sił pragnęła jednak radykalnego odpuszczenia win, jakie nosiła w swoim sercu. To dlatego (..) przywołała w myślach zdarzenie, które wywoływało w niej poczucie krzywdy. Starała się go nie interpretować, lecz skupiła się na emocjach, jakie sprawiły, że poczuła się ofiarą. Gdy zaczęła je nazywać, jej ciało zesztywniało. Bo jak inaczej miało zareagować na żal, smutek, utraconą nadzieję, pogardę i wściekłość? To wszystko przepływało przez każdą najmniejszą komórkę jej istnienia, raz za razem odbierając oddech. Położyła dłoń na piersi, gdyż tam wszystko, co czuła, zdawało się buzować najintensywniej.”*
Przebaczając, musimy poradzić sobie ze swoimi negatywnymi emocjami, które stanowią zasadniczy problem aktu przebaczenia. Po tym okresie przeżywania złości, żalu, pretensji, wstydu, powinien przyjść czas na zatrzymanie się, nabranie dystansu, wyciszenie emocji, gdy do głosu dochodzi rozsądek. Co prawda, zdajemy sobie sprawę ze zła, ale ono nie trzyma nas już w potrzasku. Wybaczenie jest decyzją, dzięki której wyzwalam się z nienawiści wobec siebie, wrogości, zgorzkniałości i lęku.
„Płakała. I to było piękne. Pozwolenie sobie na przeżycie rozgoryczenia i gniewu co raz dłuższymi krokami prowadziło ją do uwolnienia się od ciągłego poczucia bycia ofiarą. Nie chciała nią być. Pragnęła przebaczenia sobie i innym. Znacie ten moment, gdy stoicie na rozdrożu i dobrze zdajecie sobie sprawę z tego, że nie jest ważne, którą z dróg pójdziecie, bo i tak po dokonaniu wyboru dopadną was wątpliwości co do podjętej decyzji? Moment, w którym wydaje się wam, że choćbyście posiedli całą mądrość świata, to i tak nie zdołacie trafnie wytypować argumentów za i przeciw? Czas, w którym macie pewność, że wasze rozważania są na nic, gdyż koniec końców przyjdzie wam przełknąć gorzkie konsekwencje wyboru, jakikolwiek by on był? Edyta znała to wszystko i oczywiście żałowała, że nie wybrała tej drugiej drogi, tym samym skazując siebie na dożywotnie dudnienie w jej duszy myśli brzmiącej: <<Co by było, gdyby…>>.*
Autorka książki „Jeszcze w zielone gramy” w głównej bohaterce nakreśliła obraz kobiety podobnej do każdej z nas, kobiety, której życiowe wybory były niejednokrotnie podyktowane doświadczeniami wczesnego dzieciństwa, wspomnieniami i uczuciami, które odciskały ślad w jej sercu. Edyta to kobieta, która popełnia błędy i walczy z wyrzutami sumienia, to kobieta pragnąca być matką, ale zmagająca się z pojawiającymi się na drodze przeszkodami. To kobieta silna, ale zarazem krucha, upadająca, ale i walcząca, kochająca, ale i nienawidząca, marząca ale i wątpiąca. W tej jednej osobie wiele z nas może odnaleźć samych siebie, możemy w bohaterce książki przejrzeć się jak w lustrze.
„Ponoć to, co się dzieje w naszym życiu, nie jest naszą winą, lecz naszą odpowiedzialnością. Nie możemy obwiniać nikogo ani niczego za rzeczywistość, w której żyjemy. Jedyne, co możemy zrobić, to zajrzeć w głąb siebie. Zaakceptować to, co tam jest, i pokochać. (…) „Jeszcze w zielone gramy”, choć życie nam (…) doskwiera. Że gramy w nim swoje role, naturszczycy bez suflera.”*
Poniżej wskazówka "Jak wybaczyć sobie?"
Jednym ze sposobów na wybaczenie sobie jest napisanie listu do siebie, który jest pewnego rodzaju rozrachunkiem ze sobą i sposobem na odnalezienie właściwej drogi. Pomaga on skonfrontować się ze swoimi emocjami, uporządkować myśli, przywrócić wiarę w siebie, zamknąć pewne rozdziały.
W napisaniu jego mogą pomóc pytania, które znalazłam w książce Anny Niemczynow „Jeszcze w zielone gramy”. Mamy nadzieję, że przydadzą się i będą stanowiły pierwszy krok w drodze do przebaczenia :)
*Fragment pochodzą z książki Anny H. Niemczynow "Jeszcze w zielone gramy", Wyd. Filia, 2021
Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, nie umiesz poradzić sobie ze stratą - pomożemy Ci. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
PRÓBUJĄC KONTROLOWAĆ PRZYSZŁOŚĆ
Fragment z książki R. Santos "Jak pokonać lęk i ataki paniki"
W poście "Ataki paniki nie trwają wiecznie" mogliście przeczytać o tym, co możemy zrobić dla siebie, aby zadbać o zdrowie psychiczne i fizyczne i zapobiegać atakom paniki. Dzisiaj natomiast dzięki życzliwości Wydawnictwa RM publikujemy fragment książki "Jak pokonać lęk i ataki paniki", której autorka jest Rita Santos.
Otóż u niektórych osób oczekiwanie jakiegoś wydarzenia stanowi wystarczającą zachętę do zastosowania strategii unikania, ucieczki bądź któregoś z innych zachowań ochronnych. Można jednak zarządzać tymi emocjami, tak jak zarządza się emocjami pojawiającymi się w określonych miejscach czy sytuacjach. Czasami masz atak paniki, ponieważ musisz zmierzyć się z wyznaczonym zadaniem albo też obawiasz się czegoś, co ma się wydarzyć w przyszłości, np. zabiegu chirurgicznego, wizyty u dentysty, niezdanego testu czy egzaminu na prawo jazdy. Wyobrażanie sobie, że coś pójdzie nie po twojej myśli, bywa równie nieprzyjemne co doświadczanie tego. Co gorsza, może wywołać takie same lub bardzo podobne reakcje fizjologiczne. Dlatego nie należy niepotrzebnie rozważać takich scenariuszy. Pamiętaj: te myśli to tylko twoje podejrzenia, a nie fakty. A już nieraz przekonałeś się, że podejrzenia nie zawsze znajdują potwierdzenie w rzeczywistości.
Pamiętaj: spodziewanie się czegoś złego wiąże się z obawami, a nie faktami.
Oczywiście należy przewidywać, co może się wydarzyć, tworzyć plany i wyznaczać jasne cele. Droga prowadząca do nich bywa jednak niewyraźna i kręta. Zamiast rozmyślać o tym, co chcielibyśmy osiągnąć w przyszłości, lepiej skupić się na działaniach mogących zagwarantować ów sukces.
Nie chcemy kontrolować swojej przyszłości ani swojego życia. Chcemy czerpać z niego już teraz, i to na każdym kroku.
W przypadku tematu tej książki tym jasnym celem jest zaakceptowanie odczuć i emocji, a także odzyskanie swojego życia i satysfakacji z niego. A więc, zamiast bez przerwy myśleć o tym, lepiej skupić się na każdym kroku, który trzeba po drodze wykonać. Zazwyczaj po wybraniu eksperymentu w twoim umyśle zaczyna roić się od rozmaitych myśli. Po głowie krążą pytania w stylu „Co będzie, jeśli w pociągu poczuję się źle?” albo „A jeśli podczas ćwiczenia coś pójdzie nie tak?”. Warto w takim momencie uświadomić sobie, że nie mierzysz się jeszcze z tym problemem i że uporasz się z nim, kiedy przyjdzie na to pora. Powtarzaj sobie, że posiadasz już wiedzę niezbędną do stoczenia tej bitwy i że wykorzystasz ją tak dobrze, jak to możliwe. Postaraj się skupić na „teraz” w swoim życiu, czyli na tym, co jest dla ciebie ważne.
To samo dotyczy przewidywania innych wymienionych wcześniej sytuacji: zabiegu chirurgicznego, wizyty u dentysty, oblania testu czy egzaminu na prawo jazdy. Pozostań w „tu i teraz”. W tej chwili nie mierzysz się z tym problemem, a rozważanie takich scenariuszy odrywa cię od życia.
Próbując kontrolować przyszłość, tracisz panowanie nad tym, co dzieje się obecnie.
W tej chwili nic ci nie grozi, nie musisz o nic walczyć ani niczego rozstrzygać. Nie warto żyć przyszłością, na którą nie masz wpływu, bo wtedy czujesz się bezradny i przerażony. Zaangażuj się w bieżące sprawy i rób to, co jesteś w stanie zrobić. Próbując kontrolować przyszłość, tracisz kontrolę nad tym, co dzieje się obecnie.
Ochronne działanie prokrastynacji
Częstym zachowaniem ochronnym związanym z przewidywaniem przyszłości jest prokrastynacja. Znasz ją doskonale. Przerażająca przyszłość powstrzymuje cię od działania w teraźniejszości i w efekcie omijają cię ważne rzeczy. Rozwiązaniem okazuje się, po raz kolejny, pozostanie w „tu i teraz”, robienie tego, co możesz zrobić. Spotkaj się z przyjaciółmi, idź na siłownię, przeczytaj rozdział potrzebny do egzaminu, zacznij działać. Włącz się do akcji. Przejmij kontrolę nad swoim życiem.
Jeśli jesteś perfekcjonistą i nie masz ochoty nic robić, ponieważ efekt nie będzie wystarczająco dobry, nie ulegaj prokrastynacji. Zacznij działać, choćby źle. Na chwilę zapomnij o efekcie. Poprawisz się w trakcie. Zresztą pewnie przekonasz się, że nie pracujesz aż tak źle. Wkrótce zaczniesz czuć, że odzyskujesz kontrolę nad życiem. A kiedy nadejdzie ten dzień, zaufaj sobie i swojemu otoczeniu. Pozwól emocjom działać w sposób naturalny. Daj szansę swojemu mózgowi nauczyć się czegoś nowego.
Zaufaj sobie. Pozwól swoim emocjom działać w sposób naturalny.
Fragment pochodzi z książki R. Santos "Jak pokonać lęk i ataki paniki"
POLECANY POST:
Ataki paniki nie trwają wiecznie
Pamiętaj: spodziewanie się czegoś złego wiąże się z obawami, a nie faktami.
Oczywiście należy przewidywać, co może się wydarzyć, tworzyć plany i wyznaczać jasne cele. Droga prowadząca do nich bywa jednak niewyraźna i kręta. Zamiast rozmyślać o tym, co chcielibyśmy osiągnąć w przyszłości, lepiej skupić się na działaniach mogących zagwarantować ów sukces.
Nie chcemy kontrolować swojej przyszłości ani swojego życia. Chcemy czerpać z niego już teraz, i to na każdym kroku.
W przypadku tematu tej książki tym jasnym celem jest zaakceptowanie odczuć i emocji, a także odzyskanie swojego życia i satysfakacji z niego. A więc, zamiast bez przerwy myśleć o tym, lepiej skupić się na każdym kroku, który trzeba po drodze wykonać. Zazwyczaj po wybraniu eksperymentu w twoim umyśle zaczyna roić się od rozmaitych myśli. Po głowie krążą pytania w stylu „Co będzie, jeśli w pociągu poczuję się źle?” albo „A jeśli podczas ćwiczenia coś pójdzie nie tak?”. Warto w takim momencie uświadomić sobie, że nie mierzysz się jeszcze z tym problemem i że uporasz się z nim, kiedy przyjdzie na to pora. Powtarzaj sobie, że posiadasz już wiedzę niezbędną do stoczenia tej bitwy i że wykorzystasz ją tak dobrze, jak to możliwe. Postaraj się skupić na „teraz” w swoim życiu, czyli na tym, co jest dla ciebie ważne.
To samo dotyczy przewidywania innych wymienionych wcześniej sytuacji: zabiegu chirurgicznego, wizyty u dentysty, oblania testu czy egzaminu na prawo jazdy. Pozostań w „tu i teraz”. W tej chwili nie mierzysz się z tym problemem, a rozważanie takich scenariuszy odrywa cię od życia.
Próbując kontrolować przyszłość, tracisz panowanie nad tym, co dzieje się obecnie.
W tej chwili nic ci nie grozi, nie musisz o nic walczyć ani niczego rozstrzygać. Nie warto żyć przyszłością, na którą nie masz wpływu, bo wtedy czujesz się bezradny i przerażony. Zaangażuj się w bieżące sprawy i rób to, co jesteś w stanie zrobić. Próbując kontrolować przyszłość, tracisz kontrolę nad tym, co dzieje się obecnie.
Ochronne działanie prokrastynacji
Częstym zachowaniem ochronnym związanym z przewidywaniem przyszłości jest prokrastynacja. Znasz ją doskonale. Przerażająca przyszłość powstrzymuje cię od działania w teraźniejszości i w efekcie omijają cię ważne rzeczy. Rozwiązaniem okazuje się, po raz kolejny, pozostanie w „tu i teraz”, robienie tego, co możesz zrobić. Spotkaj się z przyjaciółmi, idź na siłownię, przeczytaj rozdział potrzebny do egzaminu, zacznij działać. Włącz się do akcji. Przejmij kontrolę nad swoim życiem.
Jeśli jesteś perfekcjonistą i nie masz ochoty nic robić, ponieważ efekt nie będzie wystarczająco dobry, nie ulegaj prokrastynacji. Zacznij działać, choćby źle. Na chwilę zapomnij o efekcie. Poprawisz się w trakcie. Zresztą pewnie przekonasz się, że nie pracujesz aż tak źle. Wkrótce zaczniesz czuć, że odzyskujesz kontrolę nad życiem. A kiedy nadejdzie ten dzień, zaufaj sobie i swojemu otoczeniu. Pozwól emocjom działać w sposób naturalny. Daj szansę swojemu mózgowi nauczyć się czegoś nowego.
Zaufaj sobie. Pozwól swoim emocjom działać w sposób naturalny.
Fragment pochodzi z książki R. Santos "Jak pokonać lęk i ataki paniki"
POLECANY POST:
Ataki paniki nie trwają wiecznie
POLECAMY:
Rita Santos "Jak pokonać lęk i ataki paniki" Przełożył Michał Zacharzewski Wydawnictwo RM DZIŚ PREMIERA! Psychologia przy kawie jest patronem medialnym :) |
POWIĄZANY POST:
POLECAMY:
Rita Santos "Jak pokonać lęk i ataki paniki" Przełożył Michał Zacharzewski Wydawnictwo RM DZIŚ PREMIERA! Psychologia przy kawie jest patronem medialnym :) |
ATAKI PANIKI NIE TRWAJĄ WIECZNIE
Jak pokonać lęk i ataki paniki?
Mirka nigdy nie zapomni sytuacji, która miała miejsce przed zaplanowaną rozmową kwalifikacyjną. Gdy weszła do wysokiego biurowca, wsiadła do windy i nacisnęła przycisk z cyfrą 11, poczuła nagły przypływ silnego lęku. Czuła, że serce zaczyna jej bić tak, jakby chciało się wyrwać z piersi, oddychała coraz szybciej. W głowie zaczęła kołatać jej myśl: „Za moment dostanę zawału.”
Paulina przed wejściem do Sądu poczuła ból w klatce piersiowej. Wiedziała, że to zadanie musi wykonać i ucieczka nic nie da. To była jedna z ostatnich rozpraw, która miała zakończyć jej małżeństwo z toksycznym człowiekiem. Po przekroczeniu progu sali, zalała ją fala gorąca i czuła nudności. Była przerażona, bo wydawało jej się, że za moment zemdleje. Czuła, że nie może złapać powietrza, była przerażona tym, co może za moment się z nią stać.
Gdy usłyszał huk, odwrócił się gwałtownie. Parę metrów dalej dostrzegł samochód, z którego wybiegł zdenerwowany i krzyczący wniebogłosy mężczyzna. Dopiero po chwili Piotr zauważył leżącą nieopodal kobietę, nad którą pochylał się kierowca samochodu. Czuł się, jakby był sparaliżowany. Drżał na całym ciele. Nie miał pojęcia, co ma robić. Obawiał się, że za chwilę straci przytomność i upadnie na ziemię.
Ataki paniki charakteryzują się nagłą, silną reakcją fizjologiczną, która wiąże się z dostrzeżeniem zbliżającego się zagrożenia lub wręcz niebezpieczeństwa (strach przed omdleniem, utratą kontroli, zawałem lub nawet śmiercią).
Mirka i Paulina po przejściu ataku zauważyły, że w rzeczywistości sytuacje, w których się znalazły, nie były wcale tak groźne, jak im się wydawało, a swoje reakcje uznały za przesadzone. Ale wiedziały też, że w tamtej chwili nie były w stanie powstrzymać reakcji lękowej. „Wszystko sprowadza się do bitwy między tym, co wiesz, a tym, co czujesz. Twoja armia wiedzy zaczyna rozumieć, że być może nie jesteś w tak wielkim niebezpieczeństwie, jak ci się wydaje.”*
Według dr Rity Santos - autorki książki „Jak pokonać lęk i ataki paniki” - podczas ataku paniki pojawiają się przynajmniej cztery spośród następujących symptomów:
✔ palpitacje, kołatanie serca lub przyspieszona akcja serca,
✔ pocenie się,
✔ drżenie mięśni lub trzęsienie się,
✔ wrażenie dławienia się,
✔ nudności lub dyskomfort w jamie brzusznej,
✔ dreszcze lub uczucie gorąca,
✔ derealizacja (uczucie odrealnienia) lub depersonalizacja (uczucie oderwania od siebie),
✔ braku tchu lub duszności,
✔ ból lub dyskomfort w klatce piersiowej,
✔ zawroty głowy, zaburzenia równowagi, światłowstręt lub omdlenie,
✔ obawa przed utratą kontroli lub „szaleństwem”,
✔ parestezja (drętwienie lub mrowienie),
✔ lęk przed śmiercią
Podczas ataku mogą występować również inne objawy, których jednak nie można uznać za typowe. Wśród nich znajdziemy między innymi:
✔ suchość w ustach,
✔ bóle głowy,
✔ płacz,
✔ krzyk,
✔ tinnitus (szumy i dzwonienia uszne),
✔ napięcia mięśniowe i bóle (np. karku)
Powodów ujawnienia się ataków paniki może być wiele. Dzisiejsze tempo życia, pandemia, wojna, inflacja zapewne przyczyniły się do tego, że żyjemy w stanie czujności i ciągłego reagowania, co przyczynia się do powstania stanu chronicznego wewnętrznego pobudzenia, który może upośledzać pracę narządów wewnętrznych. Wśród psychologicznych czynników doprowadzających do stanów paniki wymienia się katastroficzne myślenie, śmierć osób bliskich, problemy ze zdrowiem, depresję, nękanie, wykorzystywanie seksualne, problemy finansowe. Uznaje się, że duże znaczenie może mieć nawarstwienie określonych bodźców w czasie. Jednak za jedną z najbardziej prawdopodobnych przyczyn uznaje się czynniki genetyczne.
Czy możemy zrobić coś dla siebie, aby zadbać o zdrowie psychiczne i fizyczne i zapobiegać atakom paniki? W jaki sposób pomóc sobie nie tylko mierzyć się ze swoimi lękami, lecz także ułatwić stworzenie satysfakcjonującej, zdrowej relacji z samym sobą i ze swoim życiem? Na te pytania odpowiada dr Rita Santos w książce „Jak pokonać lęk i ataki paniki”, a my prezentujemy je poniżej. Możecie również pobrać w PDF-ie i wydrukować, aby mieć ja pod ręką.
✔ Zaakceptuj siebie.
Bądź sobą i zaufaj sobie w walce z tym, co cię czeka. Dasz radę, ponieważ dobrze sobie radzisz z prawdziwymi wyzwaniami; to te nieprawdziwe stanowią dla ciebie problem.
✔ Skup się na jednym dniu naraz, jednym problemie naraz i daj sobie szansę.
To świetna okazja, by poznać swoje umiejętności i dowiedzieć się, na co cię stać.
✔ Zaakceptuj swoje emocje.
Bycie smutnym jest równie ważne jak bycie szczęśliwym. Wszystkie emocje są zdrowe, więc nie unikaj ich. Ucz się ich, rozwijaj się z nimi.
✔ Nie dąż do doskonałości, gdyż ona nie istnieje.
Staraj się robić to, na co stać cię w danych okolicznościach. Przyjmij, że więcej nie zdołasz i że zbliżyłeś się do doskonałości na tyle, na ile to możliwe.
✔ Nie odkładaj niczego na później.
Zacznij robić proste rzeczy, choćby źle, jeśli nie dasz rady inaczej. Następnie postaraj się je poprawić. Dzięki działaniu poczujesz, że odzyskujesz kontrolę nad swoim życiem. Bądź jego aktywnym uczestnikiem, zmierz się z wyzwaniami, które odkładałeś na później, i po prostu je podejmij.
✔ Zrób coś, na czym ci zależy, co jest ważne dla ciebie, wywołuje pozytywne emocje i sprawia, że czujesz, że żyjesz.
Pomagaj innym i pozwól im pomóc sobie.
✔ Przyjmij wszystko, co życie ma do zaoferowania, dobre lub złe.
Zaakceptuj to, ucz się i dalej się rozwijaj. I wreszcie, bądź dla siebie życzliwy. Nie karz siebie za to, że nie możesz czegoś osiągnąć lub kontrolować. Jeśli miałeś atak paniki, nie obwiniaj się. Spróbuj wykorzystać okazję i wyciągnąć z niego wnioski. Dzięki temu możesz poszerzyć wiedzę na swój temat. Jesteś silniejszy, niż myślisz. Musisz tylko sam się o tym przekonać.
Paulina przed wejściem do Sądu poczuła ból w klatce piersiowej. Wiedziała, że to zadanie musi wykonać i ucieczka nic nie da. To była jedna z ostatnich rozpraw, która miała zakończyć jej małżeństwo z toksycznym człowiekiem. Po przekroczeniu progu sali, zalała ją fala gorąca i czuła nudności. Była przerażona, bo wydawało jej się, że za moment zemdleje. Czuła, że nie może złapać powietrza, była przerażona tym, co może za moment się z nią stać.
Gdy usłyszał huk, odwrócił się gwałtownie. Parę metrów dalej dostrzegł samochód, z którego wybiegł zdenerwowany i krzyczący wniebogłosy mężczyzna. Dopiero po chwili Piotr zauważył leżącą nieopodal kobietę, nad którą pochylał się kierowca samochodu. Czuł się, jakby był sparaliżowany. Drżał na całym ciele. Nie miał pojęcia, co ma robić. Obawiał się, że za chwilę straci przytomność i upadnie na ziemię.
Ataki paniki charakteryzują się nagłą, silną reakcją fizjologiczną, która wiąże się z dostrzeżeniem zbliżającego się zagrożenia lub wręcz niebezpieczeństwa (strach przed omdleniem, utratą kontroli, zawałem lub nawet śmiercią).
Mirka i Paulina po przejściu ataku zauważyły, że w rzeczywistości sytuacje, w których się znalazły, nie były wcale tak groźne, jak im się wydawało, a swoje reakcje uznały za przesadzone. Ale wiedziały też, że w tamtej chwili nie były w stanie powstrzymać reakcji lękowej. „Wszystko sprowadza się do bitwy między tym, co wiesz, a tym, co czujesz. Twoja armia wiedzy zaczyna rozumieć, że być może nie jesteś w tak wielkim niebezpieczeństwie, jak ci się wydaje.”*
Według dr Rity Santos - autorki książki „Jak pokonać lęk i ataki paniki” - podczas ataku paniki pojawiają się przynajmniej cztery spośród następujących symptomów:
✔ palpitacje, kołatanie serca lub przyspieszona akcja serca,
✔ pocenie się,
✔ drżenie mięśni lub trzęsienie się,
✔ wrażenie dławienia się,
✔ nudności lub dyskomfort w jamie brzusznej,
✔ dreszcze lub uczucie gorąca,
✔ derealizacja (uczucie odrealnienia) lub depersonalizacja (uczucie oderwania od siebie),
✔ braku tchu lub duszności,
✔ ból lub dyskomfort w klatce piersiowej,
✔ zawroty głowy, zaburzenia równowagi, światłowstręt lub omdlenie,
✔ obawa przed utratą kontroli lub „szaleństwem”,
✔ parestezja (drętwienie lub mrowienie),
✔ lęk przed śmiercią
Podczas ataku mogą występować również inne objawy, których jednak nie można uznać za typowe. Wśród nich znajdziemy między innymi:
✔ suchość w ustach,
✔ bóle głowy,
✔ płacz,
✔ krzyk,
✔ tinnitus (szumy i dzwonienia uszne),
✔ napięcia mięśniowe i bóle (np. karku)
Powodów ujawnienia się ataków paniki może być wiele. Dzisiejsze tempo życia, pandemia, wojna, inflacja zapewne przyczyniły się do tego, że żyjemy w stanie czujności i ciągłego reagowania, co przyczynia się do powstania stanu chronicznego wewnętrznego pobudzenia, który może upośledzać pracę narządów wewnętrznych. Wśród psychologicznych czynników doprowadzających do stanów paniki wymienia się katastroficzne myślenie, śmierć osób bliskich, problemy ze zdrowiem, depresję, nękanie, wykorzystywanie seksualne, problemy finansowe. Uznaje się, że duże znaczenie może mieć nawarstwienie określonych bodźców w czasie. Jednak za jedną z najbardziej prawdopodobnych przyczyn uznaje się czynniki genetyczne.
Czy możemy zrobić coś dla siebie, aby zadbać o zdrowie psychiczne i fizyczne i zapobiegać atakom paniki? W jaki sposób pomóc sobie nie tylko mierzyć się ze swoimi lękami, lecz także ułatwić stworzenie satysfakcjonującej, zdrowej relacji z samym sobą i ze swoim życiem? Na te pytania odpowiada dr Rita Santos w książce „Jak pokonać lęk i ataki paniki”, a my prezentujemy je poniżej. Możecie również pobrać w PDF-ie i wydrukować, aby mieć ja pod ręką.
✔ Zaakceptuj siebie.
Bądź sobą i zaufaj sobie w walce z tym, co cię czeka. Dasz radę, ponieważ dobrze sobie radzisz z prawdziwymi wyzwaniami; to te nieprawdziwe stanowią dla ciebie problem.
✔ Skup się na jednym dniu naraz, jednym problemie naraz i daj sobie szansę.
To świetna okazja, by poznać swoje umiejętności i dowiedzieć się, na co cię stać.
✔ Zaakceptuj swoje emocje.
Bycie smutnym jest równie ważne jak bycie szczęśliwym. Wszystkie emocje są zdrowe, więc nie unikaj ich. Ucz się ich, rozwijaj się z nimi.
✔ Nie dąż do doskonałości, gdyż ona nie istnieje.
Staraj się robić to, na co stać cię w danych okolicznościach. Przyjmij, że więcej nie zdołasz i że zbliżyłeś się do doskonałości na tyle, na ile to możliwe.
✔ Nie odkładaj niczego na później.
Zacznij robić proste rzeczy, choćby źle, jeśli nie dasz rady inaczej. Następnie postaraj się je poprawić. Dzięki działaniu poczujesz, że odzyskujesz kontrolę nad swoim życiem. Bądź jego aktywnym uczestnikiem, zmierz się z wyzwaniami, które odkładałeś na później, i po prostu je podejmij.
✔ Zrób coś, na czym ci zależy, co jest ważne dla ciebie, wywołuje pozytywne emocje i sprawia, że czujesz, że żyjesz.
Pomagaj innym i pozwól im pomóc sobie.
✔ Przyjmij wszystko, co życie ma do zaoferowania, dobre lub złe.
Zaakceptuj to, ucz się i dalej się rozwijaj. I wreszcie, bądź dla siebie życzliwy. Nie karz siebie za to, że nie możesz czegoś osiągnąć lub kontrolować. Jeśli miałeś atak paniki, nie obwiniaj się. Spróbuj wykorzystać okazję i wyciągnąć z niego wnioski. Dzięki temu możesz poszerzyć wiedzę na swój temat. Jesteś silniejszy, niż myślisz. Musisz tylko sam się o tym przekonać.
*Fragmenty pochodzą z książki R. Santos "Jak pokonać lęk i ataki paniki", Wydawnictwo RM, 2023
**Post powstał we współpracy z Wydawnictwem RM
**Post powstał we współpracy z Wydawnictwem RM
panika_4.pdf | |
File Size: | 237 kb |
File Type: |
POLECAMY:
Rita Santos "Jak pokonać lęk i ataki paniki" Przełożył Michał Zacharzewski Wydawnictwo RM DZIŚ PREMIERA! Psychologia przy kawie jest patronem medialnym :) |
AUTOBUS MOJEGO ŻYCIA
Wewnętrzni sabotażyści
Kaja tkwi od lat w toksycznym związku. Ciągle wierzy, że dzięki jej oddaniu i miłości Grzegorz się zmieni. Zapomniała już dawno o swoich potrzebach, na wszystko się zgadza, przymyka oczy na kłamstwa i upokorzenia i karmi się nielicznymi chwilami szczęścia. Natomiast na co dzień jest ofiarą przemocy.
Dziewięć lat na tym samym stanowisku w tej samej firmie spowodowało, że Czarek zaczął się dusić. Monotonia pracy sprawiła, że wpadał w rutynę, wypala się i ma wszystkiego dość. Ale nie potrafi podjąć decyzji o zmianie.
Lena kocha rywalizację. Uwielbia ścigać się z innymi i z samą sobą. Wciąż stawia sobie poprzeczkę coraz wyżej i wyżej. Tym razem wiedziała, że nie da rady. Zdawała sobie sprawę, że konkurencja jest duża, a ona ze względu na problemy zdrowotne nie miała możliwości, by dać z siebie w ostatnim czasie wszystko. Pojechała, bo trener nalegał. Ale była przekonana, że te zawody zakończą się porażką. I tak się stało.
Kaja, podobnie jak wiele osób płci pięknej, nie potrafiła wydostać się z toksycznego związku. W Polsce aż cztery miliony kobiet pada ofiarą przemocy ze strony swojego partnera. „Większość z nich nie odchodzi i tkwi w relacji z krzywdzącym mężczyzną. (…) One się boją. Boją się odejść, ponieważ sądzą, że bez mężczyzny będzie im jeszcze gorzej, że same sobie nie poradzą.”* Brak pewności siebie jest jedną z głównych przyczyn, dla których nie są w stanie zakończyć związku.
Dlaczego Czarek tkwił w miejscu, w którym już dawno się wypalił, które hamowało jego rozwój? Jak wiemy, „do podjęcia decyzji o opuszczeniu pracy i daniu sobie szansy na szukanie kolejnego zajęcia, potrzeba pewności siebie, bo ona daje poczucie bezpieczeństwa i wiarę w to, że nie tylko znajdziemy następną pracę, ale i w to, że będzie ona ciekawsza, pozwoli nam się spełnić, więcej zarobić, rozwijać się zawodowo itd.”* Czarek obawiał się zmiany, ponieważ bał się nowych wyzwań, obawiał się, że w nowym miejscu może sobie nie poradzić.
Czy Lena pomimo przeszkód losu miała szansę na wygraną? Czy jej nastawienie mogło mieć wpływ na porażkę, która stałą się jej udziałem? Jak wiemy, jeśli człowiek „jest niepewny siebie, czuje się skonfundowany i obawia się przyszłości, umysł zaserwuje mu wyobrażenie porażki. Szansa na to, że sportowiec pojedzie na zawody, zmaleje. A jeśli nawet się na nie wybierze i przystąpi do rywalizacji, to towarzyszące negatywnym projekcjom wyobraźni dialogi wewnętrzne osłabią go i przepowiednia się spełni - sportowiec przegra.”* Być może inne nastawienie Leny spowodowałoby, że podjęłaby równą walkę ze swoimi rywalkami.
Kaja, Czarek i Lena stali się ofiarami swoich sabotażystów, czyli zasobów, które utrudniają osiągnięcie celu. To głosy wewnętrznych krytyków, które mówią „Nie uda się”, „Jesteś głupia”, „Nie dasz rady”, „Nie powinnaś tego robić”. Wiecie, o jakich głosach myślę? Wsłuchujecie się w nie czasem? Słyszycie krytyka, który poniża, wyśmiewa, wyzywa? To głos, który kiedyś usłyszeliśmy, głos zakompleksionego męża, znerwicowanej matki, złośliwego nauczyciela. To głos pochodzący z naszego otoczenia, które umniejszało nam, żeby poczuć się lepiej. Niestety wokół nas jest wiele osób niezadowolonych z siebie, które za wszelka cenę chcą ściągać innych w dół, aby poprawić sobie samopoczucie. A my niestety często przejmujemy się tym, co słyszymy i traktujemy to jako pewnik, biczując siebie poprzez powtarzanie usłyszanych słów, które nie mają nic wspólnego z prawdą. To, co kierujemy pod własnym adresem, niszczy nas, podcina skrzydła, odbiera chęć do działania. A to właśnie sposób, w jaki mówimy do siebie, szczególnie w sytuacjach, gdy coś nam nie wyjdzie, gdy spotyka nas porażka, ma wielkie znaczenie dla naszej pewności siebie. Zamiana zwrotów negatywnych na pozytywne, wpływa na naszą wiarę w siebie, poprawia samopoczucie i pozytywne nastawienie zarówno do siebie, jak i do świata. Gdy wewnętrzny krytyk mówi : „Znów ci nie wyszło”, „Nie umiesz”, „Nie nadajesz się”, „Nie jesteś tego warta”, zastanów się, czy nie jest to sygnał ostrzegający, że to właśnie on próbuje przejąć nad Tobą kontrolę. To właśnie wewnętrzny sabotażysta wiecznie szepcze do ucha: „Nie tak zrobiłaś”, „Za wolno”, „Za słabo”, „Za mało”. Jeżeli nie powiemy mu: „Dość!”, jeżeli sami w siebie nie uwierzymy, to również nie uwierzymy w to, że inni mogą nas polubić, pokochać, docenić.
Pamiętajcie, że ważne, by dać sobie prawo do popełniania błędów. W życiu każdego zdarzają się porażki, każdy ma jakieś braki i słabe punkty. Jeżeli ulegniemy krytycznemu głosowi, nasze życie może stać się koszmarem. Spadnie wówczas nasze poczucie wartości, postrzegana rzeczywistość będzie zniekształcona, a nam będzie brakowało pewności siebie. W wewnętrznych rozmowach ze sobą niezwykle istotne jest, by siebie docenić i pochwalić za to, co robimy dobrze i właściwie. Aby siebie wspierać, uczyć optymizmu i wiary we własne możliwości oraz pokazywać, że błędy nie są przekleństwem, ale błogosławieństwem. Od tego, jakiego głosu będziemy słuchali, będzie zależała nie tylko nasza droga i osiągnięty cel, ale również nasza kondycja psychiczna. Jako osoby dorosłe musimy wiedzieć kim jesteśmy, czego chcemy i z rozwagą kierować naszym życiem, słuchając głosu serca i głosu rozsądku.
W książce „Pewność siebie. Jak być asertywnym, pokonać lęk i sięgnąć po swoje” jej autor - Mateusz Grzesiak - między innymi zwraca naszą uwagę na wewnętrzne głosy, zarówno na głosy sabotażystów, ale i pomocników. „Pomocnicy to pozytywne zasoby wewnętrzne, które wspierają człowieka w osiągnięciu pożądanego celu”. Są nimi m.in. motywujący bohater, który dodaje odwagi, kochająca mama obdarzająca bezwarunkową miłością, wdzięczna babcia dająca radość, zbuntowany indywidualista strzeżący granic, czy racjonalny naukowiec bazujący na faktach. „Znając swoich pomocników, możesz wzywać ich na pomoc, na przykład w razie braku pewności siebie, (…) korzystać z ich zasobów, bo to są twoje myśli – możesz używać ich świadomie, gdy czujesz zagrożenie ze strony <<sabotażystów>>”.*
Na zakończenie publikujemy fragment z książki Mateusza Grzesiaka. Zastanówcie się, czy czasem tak nie wygląda Wasze życie i co możecie z tym zrobić.
„Powiedzmy, że jedziesz autobusem. Autobus nazywa się <<moje życie>> i siedzą w nim różni pasażerowie: Ty krytyczny, Ty dziecko, Twoi znajomi, Twoi rodzice, Twoje autorytety itd. Kierujesz tym autobusem, zatrzymujesz się na przystankach, ale jedziesz dalej, bo przyświeca Ci cel — Twoje życie i samorealizacja. Nagle pojawia się dialog krytyczny, bezwzględne standardy, który jest Twoim aspiracyjnym ja, i mówi: powinieneś jechać szybciej. I teraz powstaje pytanie: czy oddasz mu kierownicę i tym samym pozwolisz, by jedna część psyche zarządzała całością? Czy może porozmawiasz ze swoim krytykiem i poinformujesz go: dziękuję za sugestię, a teraz usiądź z tyłu, ponieważ ja jestem kierowcą. To ja decyduję, gdzie jadę? Za moment podniesie się z fotela Twoje wewnętrzne dziecko, które się boi, i powie: jedź wolniej. Oddasz mu kierowanie autobusem? Podejdzie do Ciebie Twoja matka z upomnieniem: nie powinieneś jechać tam, powinieneś jechać w kierunku relacji, zatrzymać się tam na przystanku, ponieważ jesteś już w takim wieku, że wypadałoby się ustatkować. Albo wtrąci się ojciec: powinieneś być bardziej zaradny, wiesz? Zatrzymaj się na przystanku pt. „bycie lekarzem”, bo ja byłem lekarzem, dziadek był lekarzem, Ty też się powinieneś tam zatrzymać. Jeśli oddasz kierownicę któremukolwiek z tych ja, pozwolisz im na sobie pasożytować.(…) Chodzi nam o to, by kierownica naszego autobusu zwanego <<moje życie>> znajdowała się nie w rękach dziecka, krytyka, mamusi czy tatusia, a raczej w pewnych rękach zdrowego dorosłego, który jest kierowcą z uprawnieniami i jest świadom tego, kto jedzie razem z nim.”*
* Fragmenty pochodzą z książki M. Grzesiaka "Pewność siebie. Jak być asertywnym, pokonać lęk i sięgać po swoje", Wydawnictwo Onepress, Sensus, 2020
Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, nie umiesz poradzić sobie ze stratą - pomożemy Ci. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
Życzenia świąteczne
Kochani, z okazji nadchodzących Świąt
życzymy Wam zdrowia, miłości i nadziei. Przede wszystkim nadziei,
abyście jej nigdy nie stracili i każdego dnia z wiarą spoglądali w przyszłość.
Kochani, z okazji nadchodzących Świąt
życzymy Wam zdrowia, miłości i nadziei. Przede wszystkim nadziei,
abyście jej nigdy nie stracili i każdego dnia z wiarą spoglądali w przyszłość.
PEWNEGO RAZU ŚNIŁO MI SIĘ
Wielki Piątek
Pewnego razu śniło mi się,
Że spacerowałam plażą z Panem,
Na ciemnym niebie rozbłyskiwały sceny z mego życia.
Po każdej z nich na piasku pojawiały się dwie pary stóp:
jedne należały do mnie,
a drugie do Pana.
Kiedy błysnęła przede mną ostatnia scena,
Spojrzałam znowu za siebie.
Nie zauważyłam śladów stóp Pana.
Uświadomiłam sobie, że był to najgorszy
i najsmutniejszy czas w moim życiu.
Nigdy nie mogłam o nim zapomnieć.
„Panie – rzekłam – kiedy postanowiłam iść za Tobą,
powiedziałeś mi, że zawsze będziesz przy mnie.
Jednak w najtrudniejszych chwilach mego życia
na piasku widniały ślady tylko jednych stóp.
Panie, dlaczego, gdy najbardziej Cię potrzebuję,
Ty mnie zostawiasz?”
„Moje drogie dziecko – wyszeptał – kocham cię
i nigdy cię nie opuszczę, nigdy i nigdzie,
w chwilach prób i doświadczeń.
Gdy widziałaś ślady tylko jednych stóp,
to znak, że cię niosłem."
Margaret Fishback w przekładzie Aldony Nowak
Że spacerowałam plażą z Panem,
Na ciemnym niebie rozbłyskiwały sceny z mego życia.
Po każdej z nich na piasku pojawiały się dwie pary stóp:
jedne należały do mnie,
a drugie do Pana.
Kiedy błysnęła przede mną ostatnia scena,
Spojrzałam znowu za siebie.
Nie zauważyłam śladów stóp Pana.
Uświadomiłam sobie, że był to najgorszy
i najsmutniejszy czas w moim życiu.
Nigdy nie mogłam o nim zapomnieć.
„Panie – rzekłam – kiedy postanowiłam iść za Tobą,
powiedziałeś mi, że zawsze będziesz przy mnie.
Jednak w najtrudniejszych chwilach mego życia
na piasku widniały ślady tylko jednych stóp.
Panie, dlaczego, gdy najbardziej Cię potrzebuję,
Ty mnie zostawiasz?”
„Moje drogie dziecko – wyszeptał – kocham cię
i nigdy cię nie opuszczę, nigdy i nigdzie,
w chwilach prób i doświadczeń.
Gdy widziałaś ślady tylko jednych stóp,
to znak, że cię niosłem."
Margaret Fishback w przekładzie Aldony Nowak
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS: