ŚLADY MIŁOŚCI I PAMIĘCI Wspomnienia, tęsknota, żal„Odeszli stąd, aby żyć…” i żyją również w naszych myślach oraz sercu. Szczególnie w pierwszych dniach listopada wspominany osoby, których z nami już nie ma. Czasem byliśmy przygotowani na ich odejście (tak się nam się może wydawało, ale śmierć przychodzi chyba zawsze za wcześnie i nie w porę), czasem odeszli całkiem niespodziewanie. Rozpacz i ból Z psychologicznego punktu widzenia wspomnienia o tych, co odeszli mogą rozbudzić w nas smutek, żal, złość, gniew, zazdrość, czyli emocje, które nakręcą w nas spiralę destruktywnej frustracji. Szczególnie, gdy chodzi o osoby bardzo nam bliskie, z którą byliśmy związani emocjonalnie. Mama, mąż, ojciec, ukochana babcia, a czasem i własne dziecko. Wdzięczność za czas Ale może być też inny wymiar wspomnień. Wspomnień, wyzwalających w nas wdzięczność za czas, który był dany do przeżycia z tymi, których kochaliśmy, a którzy odeszli. W ten listopadowy czas pamiętajmy o tym, co poza wspomnieniami i fotografiami, z których uśmiechają się do nas, zostawili. Pamiętajmy o wszystkich dobrych chwilach, przywołajmy w pamięci wszystkie szczęśliwe wydarzenia. Zostało nam też po Nich świadectwo Ich życia, Ich mądrość, dobroć, miłość, którymi się z nami dzielili oraz posag w postaci poczucia naszej wartości i wiary w siebie, to wszystko w co nas wyposażyli, a czego nikt nigdy nam nie odbierze. I o tym nie zapominajmy. Miłość i śmierć W jednym z postów "Wywracać świat do góry nogami" pisałyśmy o tym, co dzieje się, gdy krzyżują się drogi miłości i śmierci - gdy śmierć zabiera miłość naszego życia, kogoś, kto nadawał mu sens, był naszą ostoją. Gdy umieramy wraz z człowiekiem, którego chcielibyśmy zatrzymać z wszystkich naszych sił, pomimo że wiemy, iż koniec zbliża się nieuchronnie. ,,Czas leczy rany" Mówimy, że „czas leczy rany” i dlatego potrzebna jest nam żałoba. Nie chodzi w niej o to, aby zapomnieć i zaprzeczyć swoim uczuciom. W różnych kulturach i religiach żałoba trwa rok – nie bez przyczyny. Przez ten rok mamy czas, aby nauczyć się żyć bez utraconej osoby. Przeżyć po kolei wszystkie pory roku, różne rocznice, urodziny, wydarzenia – bez Niej, bez Niego i dla większości opuszczonych „rana” po stracie zacznie się goić, będzie mniejsza, mniej dokuczliwa. Co nie znaczy, że zniknie zupełnie. Dziękujmy za dobry czas, jaki mogliśmy przeżyć, z tymi, których teraz z nami już nie ma. A wszystkich przeżywających żałobę odsyłamy do przepięknej książki "Mózg w żałobie", której autorka Lisa Shulman - neurolog przeprowadza czytelnika przez kolejne etapy żałoby, ukazując życie w nowym wymiarze, życie, które początkowo przypomina pobojowisko, ale stopniowo, malutkimi kroczkami prowadzi do innej rzeczywistości, w której można na nowo odnaleźć siebie. Na przykładzie własnego doświadczenia chce pomóc wszystkim tym, którzy utracili dobrze im znaną codzienność, w której czuli się bezpiecznie, a którzy po stracie ukochanej osoby nie wiedzą i nie wierzą w to, że jest możliwe normalne funkcjonowanie bez człowieka, który stanowił przez długie lata nieodzowną część ich świata. POWIĄZANY POST:
NIEZWYCZAJNI LUDZIENowe spojrzenie na autyzmMichalina - drobna szczupła szatynka, o nietuzinkowej urodzie. Zawsze nienaganny strój i makijaż. Chyba nikt nie dałby jej 35 lat. Specjalistka wysokiego szczebla, podlegająca bezpośrednio Zarządowi międzynarodowego banku. Perfekcjonistka i pracoholiczka. Skupiona na zadaniach, nie na ludziach. Maksymalnie wykorzystująca czas pracy, mało przerw i rozmów na korytarzach. Trochę jak cyborg, nie kobieta - dla firmy pewnie ideał pracownika. Swoją ambicją, pracowitością i uporem - pewnie bardziej niż wybitną inteligencją - osiągnęła bardzo wiele jak na dziewczynę z małego prowincjonalnego miasteczka. Zresztą zawsze była najlepszą uczennicą. Pierwsza w klasie, świadectwa z czerwonym paskiem - pilna i sumienna. Jeszcze na studiach w Krakowie poznała Dawida i jeszcze na studiach się pobrali. To była jej pierwsza prawdziwa miłość i totalne zauroczenie. Są ze sobą od 14 lat. Start mieli pewnie łatwiejszy niż większość młodych małżeństw. Rodzice wynajęli im mieszkanie, finansowali ich życie do końca studiów. Dawid nosił ją wtedy na rękach. Wspaniały okres. Nauka nie zajmowała aż tak dużo czasu, byli zdolni, więc czasu na zabawę i rozrywkę pozostawało sporo. Długo czekali z Dawidem na pierwsze dziecko. Najpierw chcieli nacieszyć się sobą, urządzali mieszkanie, potem przyszła pierwsza praca, chcieli się sprawdzić, nie zawieść pracodawców, którzy dali im szansę, chcieli zarabiać. Chyba też chcieli żyć bez specjalnej odpowiedzialności, przyjemnie, dla siebie. Byli bardzo blisko ze sobą, trochę jak papużki nierozłączki. Po 9 latach mieli już bardzo dużo: przestronny apartament w centrum miasta, dwa samochody, wygodne życie. To wtedy Michalina strasznie zapragnęła dziecka. Miała wszystko - męża, dom, stabilną pracę i dobre stanowisko. Chyba doszła najwyżej spośród wszystkich koleżanek ze studiów, tak jej się przynajmniej wydawało. Ale czuła pustkę, której nic nie było w stanie wypełnić. Koleżanki miały już dzieci, część urodziła je na studiach. Czuła, że robi się coraz starsza, bardzo wiele już dokonała i uważała, że do pełni szczęścia brakuje jej tylko dziecka. Zawsze uważała, że jest w czepku urodzona, bo jej marzenia zwykle się spełniały i tak było w tym wypadku. Kolejne Boże Narodzenie spędzali już w trójkę. Michalina urodziła ślicznego synka Stasia. Niczego nie brakowało im do szczęścia aż do momentu, gdy zaczęła czuć dziwny niepokój. Pewne reakcje Stasia wydawały jej się nieprawidłowe. Ale starała się odrzucać myśli, które powodowały u niej bezsenne noce. Gdy Staś poszedł do przedszkola, nauczycielka zasugerowała kontakt ze specjalistą. I wówczas padło słowo, którego tak bardzo Michalina się obawiała… Autyzm. Przed oczami rodziców Stasia świat tamtego dnia zawirował. Nie mieli żadnego pojęcia na ten temat. Czuli się zagubieni. Nie wiedzieli, jak poruszać się po terytorium, które było im nieznane. Czuli smutek, złość, ale przede wszystkim lęk. „Całkiem niedawno brałem udział w spotkaniu grupy pedagogów w szkole podstawowej, gdy nagle dyskusja przybrała ton osobisty. Uczestniczyłem w nim w roli doradcy szkolnego do spraw programów na rzecz dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, a ponieważ spotkanie dobiegało końca, dyrektor poprosił mnie o rozmowę na osobności. Stwierdziłem, że chciał omówić kwestie kadrowe, ale ten niezwykle poważny człowiek zamknął drzwi, przysunął bliżej krzesło, spojrzał mi w oczy i zaczął opowiadać o swoim dziewięcioletnim synu. Opisał nieśmiałego, ekscentrycznego i samotnego chłopca, który dorastał coraz bardziej wyizolowany. Dużo czasu spędzał, grając w gry wideo, przy czym rzadko nawiązywał kontakt z innymi dziećmi w swoim wieku. Później przeszedł do rzeczy – psycholog niedawno stwierdził u niego autyzm. Dyrektor mocno pochylił się do przodu, jego twarz znalazła się zaledwie kilka centymetrów od mojej. – Barry, czy powinienem się bać? - zapytał.”* - to fragment z książki „Niezwyczajni ludzie. Nowe spojrzenie na autyzm. Wydanie drugie”, w którym Barry Prizant opowiada o jednym z wielu spotkań, które odbył na swojej drodze zawodowej. Znajomy autora czuł się zagubiony, podobnie jak Michalina i Dawid, którzy też nie wiedzieli, czy mają się bać? Jak napisał Prizant w swojej książce, jest to pytanie, które zna aż nazbyt dobrze. „Prawie co tydzień rozmawiam z inteligentnymi, kompetentnymi, często pewnymi siebie rodzicami, którzy odnoszą sukcesy w różnych dziedzinach, jednak w chwili, gdy stykają się z autyzmem, czują się zagubieni. Przestają ufać własnym instynktom. Zetknąwszy się z nieoczekiwanym, nieznanym terytorium, odczuwają konsternację, strach i dezorientację. Kilka lat wcześniej to samo pytanie zadał mi światowej sławy muzyk. Wraz z żoną zaprosili mnie, bym przyjrzał się ich czteroletniej córeczce. Intensywna terapia autyzmu polegająca na długich sesjach, które wymagały od niej reagowania na polecenia, okazała się nieskuteczna. Podczas pierwszej wizyty w ich rezydencji jej tata poprosił, żebym poszedł za nim do innego pokoju. - Mogę ci coś pokazać? - zapytał. Sięgnął za tapicerowane krzesło i wyciągnął papierową torbę na zakupy. Następnie ze środka wyjął zabawkę. Była to piłka Bumble Ball - powleczona gumą, teksturowana zabawka na baterie, z silniczkiem w środku, który po włączeniu wprawiał ją w wibracje. Zauważyłem, że była nierozpakowana. - Kupiłem to córce w zeszłym roku na Boże Narodzenie - powiedział z niepokojem. - Czy to coś złego? Myślałem, że jej się spodoba. Wzruszyłem ramionami. - Nie widzę powodu, dla którego miałoby być w tym coś złego - odpowiedziałem. - Jej terapeuta powiedział, że przez nią będzie bardziej autystyczna - odrzekł. Nie miało to żadnego sensu - geniusz muzyczny znany z otwartości i pewności siebie był do tego stopnia sparaliżowany przez słowa niezbyt doświadczonego terapeuty, że bał się dać córce zabawkę. Przez ponad czterdzieści lat zajmowałem się udzielaniem pomocy takim rodzicom - ludziom z różnych środowisk, którym ciężko było zaakceptować fakt, że ich dzieci są w spektrum autyzmu - oraz wspieraniem pedagogów i różnych specjalistów pracujących z tymi dziećmi. Coraz częściej spotykam rodziców, których ta wiadomość wytrąciła z równowagi; którzy nagle czują się zakłopotani, smutni i boją się o swoje pociechy, nie wiedząc, co ta diagnoza może oznaczać z perspektywy przyszłości ich dzieci i całej rodziny. Później, gdy przez korzystanie ze źródeł internetowych i mediów społecznościowych wpadają w pełen kontrowersji, nieznany świat autyzmu, często czują się jeszcze bardziej przytłoczeni.”* Osoby, które spotykał na swojej drodze Berry Prizant, czuły się podobnie jak Michalina i Dawid. I między innymi dla takich osób została napisana książka „Niezwyczajni ludzie. Nowe spojrzenie na autyzm. Wydanie drugie”, która nie tylko ma pomóc zrozumieć, czym jest autyzm, ale też torować drogę pojęciu neuroróżnorodności i wspierać rodziców dzieci w spektrum autyzmu. Jej nowe wydanie jest odpowiedzią na przemiany, jakie nastąpiły od czasu pierwszej publikacji. Jest ona uzupełniona o informacje dotyczące życia osób dorosłych w spektrum, związków autyzmu z kwestiami rasy, płci kulturowej czy orientacji seksualnej oraz działalności na rzecz większej inkluzywności wobec osób autystycznych. Dużym atutem są historie z życia wzięte, praktyczne wskazówki. Moim zdaniem jest to cenna lektura zarówno dla rodziców, opiekunów, jak i nauczycieli oraz terapeutów. *Fragmenty i cytaty pochodzą z książki B.M. Prizanta, T.Fields-Meyera, "Niezwyczajni ludzie. Nowe spojrzenie na autyzm", Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego ** Dziękujemy Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego za możliwość zareklamowania tej wartościowej książki. POLECAMY:
* Dziękujemy Wydawnictwu RM za możliwość zareklamowania tej wartościowej książki.
CZAS NA TERAPIĘDługoterminowa terapia psychodynamicznaJulia – filigranowa brunetka o szczerych niebieskich oczach. Inteligentna, wykształcona, atrakcyjna czterdziestolatka. Gdy przyszła do mnie po raz pierwszy, nie potrzebowałam wiele czasu, by te wszystkie jej atuty dostrzec. Ona niestety ich nie widziała. Kobieta zniewolona była swoimi emocjami: poczucie winy, zazdrość, złość, frustracja kłębiły się w niej i stawały się panami jej życia, a ona niczym niewolnica poddawała się im. Drugim powodem jej niewoli wewnętrznej były wspomnienia. Wracając do przeszłości, sprawiała sobie ból. Nie mogła spać, bo wciąż katowała się myślami, że kiedyś było pięknie, a teraz… Wmawiała sobie wciąż, że zbyt wiele się zmieniło i nic dobrego już w życiu jej nie spotka. Marzyła o tym, czego by pragnęła, ale to tylko ją frustrowało. Wmawiała sobie wciąż, że nic nie umie, jest do niczego, że po urodzeniu dzieci wyszła z pewnego rytmu i nawet na znalezienie pracy nie ma szans. Julia odbyła ze mną podróż w głąb siebie. Przede wszystkim nauczyła się dostrzegać swój potencjał, pokochała siebie, zobaczyła jak marzenia można przebijać w działania, zrozumiała, że nie musi robić pewnych rzeczy wbrew sobie, tylko dlatego, że wypada. Nauczyła się stawiać granice. Dzisiaj pisze do mnie tak:„…Podarowała mi Pani drugie życie…ten etap w moim życiu, który rozpoczął się po wizytach u Pani, jest najlepszym w moim dorosłym życiu… Zaczęłam oddychać, naprawdę oddychać. I mimo, iż wiem, że mam jeszcze wiele do przepracowania, to nic w porównaniu z tamtym smutkiem. Dziękuję za drugą szansę, za to, że ten straszny ucisk w klatce piersiowej zniknął”. Terapia… Jedni czują przed nią lęk, inni patrzą na nią z nadzieją, a dla wielu - jak mówią - była najlepszą inwestycją. Ale terapia to też mnóstwo pytań. Zastanawiamy się nie tylko nad wyborem odpowiedniego psychologa, ale także nad nurtem, w którym specjalista pracuje. Jednym z nich jest długotrwała psychoterapia psychodynamiczna, która nie tylko pomaga zrozumieć głęboko zakorzenione przekonania i motywacje, ale także uczy rozpoznawać i regulować emocje oraz dostrzegać wpływ traumatycznych doświadczeń na teraźniejszość. Przed paroma dniami otrzymałam książkę od Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego autorstwa Glena O. Gabbarda pt. „Długoterminowa psychoterapia psychodynamiczna. Wydanie II.” Jest ona fenomenalnym podręcznikiem nie tylko dla osób pracujących w tym nurcie. W sposób jasny i przystępny wyjaśnione są w niej założenia tego podejścia i wytłumaczone podstawowe pojęcia, jak również zaprezentowane kolejne etapy pracy. Dodatkowym atutem są przykłady kliniczne ilustrujące poruszane w podręczniku zagadnienia. Ponadto możemy w niej znaleźć wyniki najnowszych badań klinicznych oraz dowiedzieć się, jakie zmiany zaszły w tym nurcie w ciągu ostatnich lat. Książka stanowi nie tylko zbiór teoretycznej wiedzy, ale również praktyczne wsparcie w pracy z pacjentami. A dodatkowo publikacja odsyła do materiałów wideo, które dają możliwość obserwowania, jak doświadczony terapeuta radzi sobie z najczęstszymi wyzwaniami procesu terapeutycznego. „(…) często nie można w pełni docenić wartości długoterminowej psychoterapii psychodynamicznej, dopóki nie spojrzy się wstecz na ten proces, gdy zbliża się on już do końca. Rozpoczęcie tej formy leczenia onieśmiela i często narusza poczucie bezpieczeństwa pacjenta. Wielu pacjentów jednak czuje intuicyjnie, że krótsze formy terapii nie są w stanie przynieść im odpowiedzi, które pragnęliby uzyskać, i nie dadzą wprawnemu terapeucie wystarczającego czasu, by zdołał ich poznać dogłębnie, tak jak chcieliby zostać poznani. W istocie satysfakcja pacjenta rośnie wraz ze zwiększeniem czasu trwania terapii”* Poniżej przedstawiam błędne przekonania krążące na temat psychoterapii psychodynamiczneji oraz jej podstawowe zasady, które zaczerpnęłam z książki Glena Gabbarda. Błędne przekonania krążące na temat psychoterapii psychodynamicznej: 1. Terapeuta psychodynamiczny głównie milczy. 2. Przełomy w leczeniu następują w dramatycznych, emocjonalnych momentach katharsis, gdy nagle ujawniają się wyparte wspomnienia. 3. Terapia koncentruje się głównie na seksualności pacjenta. 4. Wszystkie reakcje wobec terapeuty stanowią zniekształcenie obecnej sytuacji wynikające z przeszłych relacji. 5. Terapia ciągnie się bez końca i jest nieskuteczna (podobnie jak terapie, którym poddają się bohaterowie filmów Woody Allena). 6. Terapeuta psychodynamiczny jest nieodgadnioną postacią z kamienną twarzą, która nie ujawnia żadnych osobistych reakcji wobec pacjenta. 7. Terapeuta psychodynamiczny nigdy nie wyraża opinii, które zawierają ocenę tego, co mówi pacjent. Założenia psychoterapii psychodynamicznej: 1. Znaczna część życia umysłowego jest nieświadoma. 2. Doświadczenia z dzieciństwa wraz z czynnikami genetycznymi kształtują osobę dorosłą. 3. Przeniesienie pacjenta na terapeutę jest głównym źródłem zrozumienia. 4. Przeciwprzeniesienie terapeuty zapewnia cenne zrozumienie tego, co pacjent wywołuje u innych. 5. Opór pacjenta wobec procesu terapeutycznego jest istotnym przedmiotem zainteresowania terapii. 6. Objawy i zachowania mają wiele funkcji oraz są zdeterminowane przez złożone i często nieświadome siły. 7. Terapeuta psychodynamiczny pomaga pacjentowi osiągnąć poczucie autentyczności i wyjątkowości. * Fragmenty i cytaty pochodzą z książki Glen O. Gabbarda "Długoterminowa psychoterapia psychodynamiczna", Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego ** Dziękujemy Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego za możliwość zareklamowania tej wartościowej książki. POLECAMY:
POWIĄZANY POST: * Dziękujemy Wydawnictwu Mamania za możliwość zareklamowania tej wartościowej książki.
BĄDŹ PO SWOJEJ STRONIEEmpatia w stosunku do siebieGdy drzwi jej gabinetu się zamknęły, siedziała, nie mogąc zebrać myśli. Sięgnęła po kubek z herbatą i trzymając go w dłoni, spojrzała ze smutkiem za okno. Przypomniała sobie końcówkę września sprzed siedmiu lat, gdy wyjeżdżała z domu na studia. Pamięta doskonale, jaka wówczas była szczęśliwa i przekonana co do tego, że jest to droga jej marzeń. W zasadzie odkąd pamięta, słyszała od ludzi, że jest osobą empatyczną. Uważała, że to niezwykły dar i przez lata pielęgnowała go w sobie. Gdy ruszała z plecakiem w swoją życiową wędrówkę, była pewna, że to początek niezwykłej przygody. Dzisiaj spoglądając na drzwi, które przed paroma minutami zamknęła za sobą Ola, Ewelina zastanowiła się, czy ta empatia przypadkiem nie stała się pułapką, w którą wpada. Któryś już raz dostrzegła, że nie potrafi zdystansować się do tragedii, z którymi niestety ma do czynienia. Praca psychologa w szkole nie należy do łatwych. Gdzie zatem leży granica zaangażowania, której dla własnego zdrowia nie należy przekraczać? Piotr po powrocie z nocnego dyżuru długo dochodzi do siebie. Przed oczyma ma obrazy, o których szybko chciałby zapomnieć, ale nie potrafi. Analizuje, rozkłada na czynniki pierwsze. Gdyby szybciej przyszło zgłoszenie, gdyby udało się prędzej dotrzeć na miejsce, gdyby… Zastanawia się, co będzie tego ranka przeżywać rodzina zmarłego mężczyzny, czy miał żonę, a może dzieci? W ciągu jednej nocy świat tych ludzi legł w gruzach, stał się tak diametralnie inny od wczorajszego, a on jako ratownik medyczny nie miał mocy sprawczej, aby zatrzymać tego człowieka przy życiu. Piotr kocha swoja pracę, uwielbia pomagać, ale przekleństwem są takie noce jak ta, która minęła, a zostawiła tyle bólu… Czy można się od tego odciąć? Ania zgłasza swój udział do wszelkich działań charytatywnych. Po pracy angażuje się na rzecz dzieci, seniorów, uchodźców. Postrzegana jest jako człowiek o wielkim sercu. Jest wrażliwa na krzywdę, otwarta na czynienie dobra. Dzisiaj wracając z pracy i przysłuchując się rozmowie w autobusie, w której chłopiec był poniżany przez matkę, czuła smutek, złość, współczucie, bezradność. Potem siedząc już w domu na sofie, nie była w stanie skupić się na czytaniu książki, wciąż jej myśli krążyły wokół tego bezbronnego dziecka, któremu nie mogła pomóc. Ania coraz częściej dostrzega, że czuje przemęczenie i widzi w sobie duży poziom frustracji. Empatia… Daniel J. Siegel w książce „Świadomość” napisał, że obejmuje ona co najmniej pięć aspektów takich jak:
Empatia, krótko mówiąc, jest umiejętnością zrozumienia emocji odczuwanych przez innych i patrzenia na świat z ich perspektyw i wykracza poza tylko współczucie i żałowanie innych osób. Odczuwanie cudzego bólu motywuje nas do pomocy, otwiera nas na drugiego człowieka, na jego potrzeby, uczy wrażliwości i wyjścia z własnej perspektywy, łagodzi nasz wewnętrzny dyskomfort związany z patrzeniem na krzywdę drugiego człowieka. I oczywiście, pomagając innym, czujemy się dobrze. Ale… nie do końca wszystko wygląda tak różowo. Osoby empatyczne, niepotrafiące stawiać granicy, a przede wszystkim te, które nie odczuwają empatii w stosunku do samych siebie, stają się wyczerpane współczuciem, szczególnie, gdy ich zawód powoduje, że są ciągle poddane stresowi. „Arthur Zajonc, profesor fizyki kwantowej, który (…) zajmował się empatią i współczuciem w pracy zawodowej praktykujących lekarzy, zauważył (…): <<Z jednej strony mamy chłód, cynizm, dystans wobec pacjentów i cierpiących osób w celu utrzymania równowagi i zdolności do obiektywnej, profesjonalnej oceny sytuacji. Z drugiej strony możemy zaangażować się tak mocno, że prowadzi to do wypalenia, zachowań autodestrukcyjnych i tak dalej. Zwykle poruszamy się pomiędzy tymi dwiema skrajnymi możliwościami… Musi istnieć droga środka, na której empatyczna troska łączy nas z uczuciami innych, ale w sposób umożliwiający nam inteligentną reakcję jako lekarzom, jako troskliwym, przejętym osobom, jako rodzicom, jako przyjaciołom lub towarzyszom życiowym>>”* Znalezienie tej drogi środka nie tylko dotyczy osób zajmujących się zawodowo pomaganiem. Jedną z dróg pomocy sobie jest empatia wobec siebie. Ale wielu z nas ciężko jest zrozumieć, że podobnie jak i inni, my też zasługujemy na zrozumienie i współczucie. Badania pokazują, że osoby empatyczne wobec siebie są lepiej zmotywowane, wytrzymalsze, bardziej twórcze, zadowolone z życia i oczywiście - empatyczne wobec innych. Jak się tej autoempatii nauczyć? Otóż, najważniejsze, by zadać sobie pytanie, dlaczego nie potrafimy zadbać o swoje potrzeby z taką samą troską i uważnością, jak dbamy o innych ludzi. A drugi krok to nauczenie się szacunku wobec siebie i akceptacji, byśmy nie musieli przeglądać się w oczach innych, by czuć się dobrze. Pomocna w tym może stać się książka Daniela Siegela „Świadomość”, będąca przewodnikiem, który pozwoli nam stać się bardziej skupionym i obecnym, a także bardziej energicznym i odpornym emocjonalnie w obliczu stresu i codziennych wyzwań. * Fragmenty i cytaty pochodzą z książki Daniela J. Siegela "Świadomość", Wydawnictwo Mamania ** Dziękujemy Wydawnictwu Mamania za możliwość zareklamowania tej wartościowej książki. POLECAMY:
|
|