WCZESNE OBJAWY AUTYZMUJak nadać autyzmowi inny kierunek?Klara nie spała, nie jadła i nie mogła myśleć o niczym innym, tylko wciąż w uszach brzmiały jej słowa koleżanki: „A może Mikołaj ma autyzm?” Pamięta, że widziała w niej wówczas najgorszego wroga. Nie miała pojęcia,, jak ona mogła nawet o tym pomyśleć. Przecież każde dziecko ma prawo rozwijać się w swoim tempie. Ale gdy emocje opadły. Klara zaczęła baczniej przyglądać się Mikusiowi. Wiktoria, gdy tylko Antoś poszedł spać, wtuliła się w męża i ze smutkiem podzieliła się tym, co od dłuższego czasu było powodem jej ogromnego lęku. Widziała od paru miesięcy, że jej ukochany synek zachowuje się inaczej niż dzieci, których rozwój obserwowała przed laty. Pamiętała, jak rozwijało się sporo od niej młodsze rodzeństwo, Z dnia na dzień docierało do niej, że zachowanie Antosia powinno budzić jej niepokój. Gdy mama poszła z Basią na spacer, Marta postanowiła wyprasować zaległe pranie słuchając przy okazji audycji radiowej. I właśnie wtedy usłyszała rozmowę, która otworzyła jej oczy. Gdyby nie byłą jej świadkiem, być może długo jeszcze żyłaby w niewiedzy. Co prawda, czasami zastanawiała się dlaczego Basia… Tych pytań "dlaczego" od pewnego czasu było coraz więcej… Mary Lynch Barbera w praktycznym przewodniku dla rodziców małych dzieci „Wczesne objawy autyzmu” wymienia zachowania i objawy stanowiące sygnały alarmowe, które powinny być tzw. czerwonymi flagami dla rodziców, świadczącymi o ryzyku występowania autyzmu. Nie należy oczywiście, jak podkreśla autorka na stronach książki, wpadać w panikę i wyciągać pochopnych wniosków, ale podjąć odpowiednia kroki mające przede wszystkim pomóc dziecku. Do zachowań i objawów, których nie należy bagatelizować należą:
Rodzice, którzy zauważą u swojego dziecko niepokojące zachowania, powinni sami podjąć odpowiednie kroki, aby wspierać rozwój dziecka. Daje to szansę na wdrożenia właściwych działań. Rodzicom dzieci z autyzmem wychodzi naprzeciw Mary Lynch Barbera, która pokazuje, jak wprowadzić odpowiednie kroki poprzez dostarczenie szczegółowych instrukcji i praktycznych wskazówek. A jej metoda TAA, którą dokładnie opisuje w książce "Wczesne objawy autyzmu. Praktyczny przewodnik dla rodziców małych dzieci.", umożliwia odpowiednią stymulację rozwoju dziecka, jego umiejętności społecznych i komunikacyjnych, rozwiązywanie problemów ze snem oraz jedzeniem, a także przeprowadzenie treningu czystości. „Twoje dziecko ma tylko jedno życie, ale to samo dotyczy ciebie i wszystkich członków twojej rodziny. To jest maraton, a nie sprint. Często mówię, że takie życie przypomina jazdę kolejką górską, z nieoczekiwanymi zwrotami akcji, nie zapomnij zatem zadbać też o siebie. Możesz mi jeszcze nie wierzyć, ale gdy staniesz się kapitanem tego statku i zaczniesz nadawać autyzmowi (lub jego oznakom) inny kierunek, w pozytywnym sensie zmienisz nie tylko życie swojego dziecka, ale również swoje. To nie jest książka, którą chciałoby się komuś pożyczać albo oddać w prezencie, ponieważ najprawdopodobniej będziesz musiała ponownie przeczytać wybrane rozdziały lub fragmenty, gdy twoje dziecko będzie się uczyć i rozwijać. To, co przeczytałaś, być może pomogło ci wydostać się z dziury, w którą wpadłaś, albo znaleźć się w jednej czwartej drogi na szczyt. Miejmy nadzieję, że mniej się boisz, gdy dostrzegasz nad sobą czystsze niebo.”* *Fragmenty i cytaty pochodzą z książki M.L.Barbera "Wczesne objawy autyzmu", Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego ** Dziękujemy Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego za możliwość zareklamowania tej wartościowej książki. POLECAMY:
0 Comments
POLECAMY:
*Fragmenty i cytaty pochodzą z książki M.R. Sanders, G.S. Thompson.”Rozwój dziecka i teoria poliwagalna", Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego ** Dziękujemy Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego za możliwość zareklamowania tej wartościowej książki. POLECAMY:
BUFOR W SYTUACJACH STRESUTeoria poliwagalnaAsia miała niespełna 23 lata, kiedy urodziła swoje pierwsze dziecko. Doskonale pamięta tamten lipcowy poranek, gdy jechała do szpitala z radością, ale i niepewnością oraz lękiem. Koleżanki opowiadały jej, co ją czeka, zanim nadejdzie najpiękniejszy moment tulenia swojego nowonarodzonego maleństwa. Być może te mocno przejaskarwione opowieści spowodowały, że nie czuła się w szpitalnych murach aż tak źle, jak wcześniej zakładała. Ale z minuty na minutę coraz bardziej brakowało jej poczucia bezpieczeństwa. Pamięta doskonale, że w chwili, gdy znalazła się na sali porodowej i moment kuliminacyjny zbliżał się wielkim krokami, spojrzała na opaloną dłoń położnej i zapragnęła ją trzymać, by czuć się bezpieczniej. Majka chciałaby zapomnieć o tych najtrudniejszych godzinach swojego życia, ale nie jest to takie proste. Pamięta doskonale, jak niewinna infekcja dwuletniej córeczki przerodziła się w obturacyjne zapalenie oskrzeli. Wszystko działo się tak nagle… Pamięta szpital, emocje, które nią targały, maleństwo, które walczyło o życie i młodego lekarza… On z pewnością nie ma pojęcia, jak często będzie powracał po latach we wspomnieniach Majki. W tym trudnym dla niej momencie takie zwykłe ludzkie odruchy miały niesamowitą moc. Kubek herbaty, koc, którym ją okrył i oczy, w których szukała iskierki nadziei, dały jej poczucie bezpieczeństwa. Karolina na sesjach z psychologiem wraca do bolesnych wspomnień z dzieciństwa związanych z pobytem w szpitalu. Brak poczucia bezpieczeństwa - o tym mówi najczęściej. Pamięta swój strach związany z zabiegami, dzieci, które ją irytowały i samotność, potworną samotność i niezrozumienie sytuacji, w której się znalazła. Karolina dzisiaj ze złością wspomina lekarzy, którzy nie okazywali emocji i niesympatyczne pielęgniarki. Poczucie bezpieczeństwa. Tak bardzo ważna potrzeba każdego z nas szczególnie w sytuacjach, gdy przez nasze życie przechodzi sztorm. W takich momentach jak choroba, pobyt w szpitalu, strach o zdrowie i życie swoje i swoich najbliższych, odczuwamy wzmożoną potrzebę tego, by poczuć się bezpiecznie. Tak bardzo zależy nam na złapaniu kogoś za rękę, na gestach świadczących o trosce, na zwykłym ludzkim odruchu zaopiekowania się osobą. O poczuciu bezpieczeństwa możemy przeczytać w książce, która dzisiaj ma swoją premierę na rynku polskim "Rozwój dziecka i teoria poliwagalna". Jej autorzy napisali, że „sedno teorii poliwagalnej sprowadza się do tego, że pokazuje ona, w jaki sposób nieuświadamiane sobie przez nas, lecz obecne w mózgu, poczucie bezpieczeństwa lub zagrożenia wpływa na nasze emocje i zachowania.”* Autorzy zwracają nasza uwagę na fakt, iż nieświadomie i bezustannie monitorujemy otoczenie, by zorientować się, czy jest ono przyjazne, czy niebezpieczne. Ten automatyczny proces przebiega w tle naszej świadomości. Teoria poliwagalna opisuje trzy kolejno aktywowane reakcje behawioralne, będące odpowiedzią na sygnały działającego poza naszą świadomością systemu alarmowego, rejestrującego zmiany wewnątrz organizmu lub w otoczeniu, wskazujące na niebezpieczeństwo lub zagrożenie dla życia. Kiedy znajdujemy się wśród przyjaciół, jesteśmy zrelaksowani i gotowi do pracy lub zabawy wespół z innymi. Gdy organizm wykrywa niebezpieczne otoczenie (takie jak pozbawiona oświetlenia nocna ulica), przechodzimy w stan obronny, przygotowując się do walki lub ucieczki. Jeśli znaleźliśmy się w potrzasku i nie możemy w żaden sposób uciec przed niebezpieczeństwem zagrażającym życiu, może wówczas dojść do zamknięcia się (zawieszenia się), co przejawia się odrętwieniem emocjonalnym, dysocjacją, a nawet omdleniem. W każdym z tych stanów nasza uwaga, interpretacja rzeczywistości oraz reakcje mogą być inne.”* Autorzy książki wspominają o tym, że „Teoria poliwagalna pokazała nam (…), że pracownicy służby zdrowia mogą odgrywać kluczową rolę w tym, jakie sygnały będą odbierać na drodze neurocepcji pacjenci oraz ich rodziny”. Według nich - jako przedstawicieli profesji medycznych - „poczucie bezpieczeństwa to coś więcej niż przyjemne doświadczenie. Jest ono bowiem jednocześnie warunkiem zdrowego wzrostu fizycznego i emocjonalnego, rozwoju oraz powrotu do zdrowia.”* Uważają, że teoria poliwagalna pozwala im zrozumieć pacjentów, ich rodziny oraz personel i inaczej, w innym świetle spojrzeć na swoją pracę. Ale przede wszystkim zaznaczają na stronach swojej książki, że poczucie bezpieczeństwa jest fundamentem prawidłowego rozwoju fizycznego i psychicznego od pierwszych godzin życia. „Dzięki bezpiecznym relacjom mózgi dzieci zostają <<zaprogramowane>> w taki sposób, że angażują się w kontakty ze swoimi dorosłymi opiekunami i przywiązują się do nich, by z czasem nabrać do nich zaufania i rozwijać w pełni swój potencjał. Takie dzieci potrafią reagować odpowiednio na sygnały bezpieczeństwa lub zagrożenia. Poczucie bezpieczeństwa w relacjach z innymi pomaga im, gdy podejmują wyzwania, i działa jak bufor w chwilach stresu. Wykazują one zdolność adaptacji, gdy na ich drodze pojawiają się przewidywalne stresory, oraz rezyliencję pozwalającą im wrócić do stanu równowagi po doświadczeniu znaczących zmian. Gdy dzieciom brak takich bezpiecznych relacji lub ich życie naznaczone jest traumą emocjonalną, medyczną lub fizyczną, wpływa to negatywnie na ich zdolność do miłości, okazywania zaufania otoczeniu i rozwijania w pełni swego potencjału. U dzieci doświadczających wielokrotnie i przez długi czas zaburzeń bezpiecznych relacji, mogą wystąpić problemy dotyczące zdrowia fizycznego i psychicznego oraz trudności behawioralne, które towarzyszyć im będą aż do dorosłości, wpływając na długość lub jakość życia."* *Fragmenty i cytaty pochodzą z książki M.R. Sanders, G.S. Thompson.”Rozwój dziecka i teoria poliwagalna", Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego ** Dziękujemy Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego za możliwość zareklamowania tej wartościowej książki. POLECAMY:
POWIĄZANY POST: POLECAMY:
POWIĄZANY LINK: POLECAMY:
LĘK U DZIECIJak pomóc dziecku oswoić lęk?Roztrzęsiona Jola zadzwoniła do męża: - Tomek, musimy koniecznie porozmawiać. Z Anią dzieje się coś niepokojącego, w tym przedszkolu jest coś nie tak. Trzeba ją stamtąd koniecznie zabrać. Znowu dzisiaj jak szłyśmy, nerwowo reagowała na przechodzące psy. Po obozie letnim nauczycielka próbowała przekonać rodziców Antka do wizyty z dzieckiem u specjalisty. - Moczenie nocne w tym wieku jest sygnałem, że dzieje się coś niepokojącego. Im szybciej zareagujecie, tym lepiej. Wojtuś od paru dni woła rodziców, gdyż wieczorami widzi na półce z książkami potwora. Do tej pory był radosnym, spokojnym dzieckiem. Co w takim razie mogło się stać? Zaniepokojeni chcą szukać pomocy u psychologa. Rodziców Anulki zaniepokoiły lęki dziewczynki. Zauważyli i skojarzyli, że od czasu, gdy poszła do przedszkola, zaczęła reagować lękowo, szczególnie boi się psów. Zaczęli zastanawiać się, co tam musi się dziać. Przecież dziecko do tej pory było takie spokojne. Byli przekonani, że musi tam dziać się coś złego. Rodzice Antka zbagatelizowali sugestię nauczyciela. Przecież to normalne, podobno chłopcy tak mają. Uspakajali się wzajemnie. Gdzieś ktoś coś opowiadał, czytali… Wyrośnie z tego. Dzisiaj znowu przeraźliwy płacz przerwał rodzicom Wojtka oglądanie filmu. Chłopiec przerażony przekonywał, że na półce stoi i patrzy na niego potwór z wielkimi oczami. Mówi się, że strach ma wielkie oczy i można powiedzieć, że rodzice Anulki zaczęli oczami wyobraźni widzieć to, co mogło dziać się w przedszkolu, tak jak i oczami wyobraźni mała Anula zaczynała coraz bardziej przyglądać się światu, który odkrywany był przed nią miedzy innymi w przedszkolu. Bajka o Czerwonym Kapturku zwróciła uwagę dziewczynki na wilki. Z ciekawością przeglądała kartki z pięknymi ilustracjami. Wilk tak bardzo przypominał jej niektóre psy. I dziewczynka zaczęła lękać się psów, które do tej pory nie wywoływały w niej reakcji lękowych. Wyobraźnia Wojtusia, szczególnie w godzinach wieczornych, gdy zostawał sam w pokoju zaczynała „pracować”. To normalne. Pojawiły się u niego tzw. lęki wytwórcze- irracjonalne i nierzeczywiste wynikające po prostu z bujnej wyobraźni dziecka. Co w takich sytuacjach, gdy u dziecka pojawiają się reakcje lękowe, mogą zrobić rodzice? Po pierwsze, należy pamiętać, że niektóre lęki są rozwojowe przeminą pod warunkiem, że nie będziemy ich utrwalać. Lęk jest bowiem czymś naturalnym w rozwoju dziecka. Jest informacją dla rodziców, iż rozwija się ono, zdobywa coraz więcej informacji o świecie, a jego wyobraźnia jest coraz większa. Ważne natomiast, aby lęków dziecka nie bagatelizować i nie śmiać się z niego, a tym bardziej nie kompromitować go w oczach otoczenia. Przestraszone dziecko należy uspokoić, przytulić, odwrócić uwagę, ale i okazać zrozumienie dla jego odczuć. Natomiast gdy opadną emocje, należy porozmawiać i przedstawić daną sytuację z naszego punktu widzenia. Warto też dopytać, czego dziecko się tak konkretnie boi. Bardzo często czujemy presję otoczenia, jest nam wstyd, że mamy dziecko – tchórza i wówczas na siłę chcemy udowodnić sobie i światu, że to pokonamy. Jak? Poprzez np. konfrontowanie z tym, czego się boi. Boisz się wody? Wrzucę cię i zobaczysz, że się nie utopisz. Boisz się psa, pogłaszcz, zobacz, nic ci nie zrobi. Nic bardziej błędnego. Daj dziecku czas. Nie utrwalaj jego lęku. Niech samo zadecyduje, czy jeszcze się boi. Niekiedy rodziców niepokoi fakt, że coś, co nie budziło w dziecku niepokoju, nagle staje się przedmiotem lęku. Otóż, nie ma w tym nic dziwnego. To, że dziecko się czegoś nie boi, nie oznacza, że później będzie podobnie. Wraz z wiekiem dziecka i zdobywaniem wiedzy, zaczyna rozumieć, że pewne rzeczy mogą być niebezpieczne. Anula nie bała się psów, ale gdy poznała bajkę o Czerwonym Kapturku, zaczęła się ich lękać. Nie zawsze reakcja jest natychmiastowa. Bywa, że coś może przywołać wspomnienie i pomimo, iż bezpośrednie zagrożenie nie istnieje, dana sytuacja powoduje, iż dziecko wraca do czegoś, co kiedyś się wydarzyło – co przeżyło albo co widziało lub o czymś słyszało. Jest to lęk odtwórczy, który przywołuje wspomnienie np. rozmowy - dziecko, które nie bało się wody, gdy usłyszało o tym, że dziewczynka utopiła się na basenie, w danym momencie tego nie komentowało, nie dopytywało, ale po jakimś czasie zaczęło się bać wejść na pływalnię. Rodzice Antka zbagatelizowali sugestię nauczyciela. To był błąd. Są bowiem sytuacje, które powinny budzić nasz niepokój. Wówczas należy zasięgnąć pomocy specjalisty. Kiedy? Wówczas, gdy dziecko obawia się coraz większej ilości sytuacji, wycofuje się z wielu aktywności, gdy lęk nie mija pomimo braku bodźca, który go wywołał, gdy unika różnych sytuacji, reaguje nerwowo – często płacze, krzyczy, jest rozdrażnione, reaguje agresywnie. Również wtedy, gdy ma trudności ze snem, gdy pojawiają się reakcje somatyczne towarzyszące lękowi - ból głowy, brzucha, gdy pojawia się moczenie nocne (nie spowodowane innymi czynnikami niż emocje) albo wymioty, biegunka, przyspieszona akcja serca, bezdech, nadmierne pocenie, drgawki, drżenie oraz wówczas gdy całkowicie lęk absorbuje uwagę dziecka. Dzisiaj premierę ma książka wydana przez Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego „Lęki u dzieci. Poradnik z ćwiczeniami”. Wydanie II. Jej autorzy - Ronald Rapee, Ann Wignall, Susan Spence, Vanessa Cobham, Heidi Lyneham pokazują w niej, jak pomóc najmłodszym radzić sobie z problemami. Książka ma formę przewodnika, która „ma prowadzić rodziców przez ustrukturyzowany kurs obejmujący lekturę i ćwiczenia. Jest to nieoceniona pomoc nie tylko dla rodziców, ale i specjalistów. Przedstawia program pracy z dziećmi lękowymi opierający się na dowodach naukowych i prezentujący narzędzia terapii poznawczo-behawioralnej.”* Dzięki niej możemy dowiedzieć się skąd biorą się dziecięce lęki, czym się manifestują i jak im zaradzić. Książka jest bogata w wiele przykładów, ale i praktycznych ćwiczeń. Jedno z nich prezentujemy poniżej: CO ZROBIĆ, GDY DZIECKO JEST PRZERAŻONE? Możliwe, że teraz zastanawiacie się, jak możecie powstrzymać dziecko przed odczuwaniem lęku w momentach, gdy nagle ogarnia je wielki strach skutkujący odmową zrobienia przez dziecko tej czy innej rzeczy. Odpowiedź jest prosta „nie możecie!” Nie da się zupełnie uwolnić dziecka od lęku. Wszyscy go czasem odczuwamy i wszyscy musimy się nauczyć, jak sobie z nim radzić. Chociaż rodzicom trudno jest patrzeć, jak ich dziecko boryka się z lękiem, czasami muszą zaakceptować, że będzie je dręczył. Jeśli dziecko z jakiegoś powodu naprawdę się boi, zazwyczaj ważne jest, by nie szczędzić mu bliskości, pociechy i poczucia bezpieczeństwa. Ponadto, jak już wspomnieliśmy wcześniej, bardzo istotne jest, żebyście zachowali spokój i dystans, aby nie potęgować problemu. I na koniec – niżej opisujemy ustrukturyzowany sposób pomagania dziecku w opanowywaniu paniki i szukaniu potencjalnych rozwiązań. Podejście polegające na rozwiązaniu problemu ma dwie zalety. Po pierwsze, zachęca do wspólnego rozwiązania problemu, tak że i rodzic, i dziecko mają wpływ na rezultat. Po drugie, zachęca dziecko do samodzielności w radzeniu sobie z jego własnym lękiem, ponieważ przekazuje część odpowiedzialności w ręce dziecka. Podejście polegające na rozwiązaniu problemu składa się z sześciu kroków.
*Fragmenty i cytaty pochodzą z książki R. Rapee, A. Wignall, S. Spence, V. Cobham, H. Lyneham "LĘK U DZIECI. Poradnik z ćwiczeniami." Wydanie II **Dziękujemy Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego za możliwość zareklamowania tej wartościowej książki. POLECAMY:
POWIĄZANY POST: *Dziękujemy Wydawnictwu RM za za możliwość zareklamowania tej ciekawej książki. **Fragmenty i cytaty pochodzą z książki Aleksandry Sileńskiej "Bliska sobie. Jak zostać swoją przyjaciółką?" POLECAMY:
BLISKA SOBIEJak zostać swoją przyjaciółką? - wywiad z Aleksandrą SileńskąDzisiaj mamy przyjemność zaprezentować wywiad, który przeprowadziłyśmy z Panią Aleksandrą Sileńską - psychoterapeutką, która od lat w swojej pracy towarzyszy innym ludziom w odnajdywaniu spokoju i spełnienia w życiu. Z Panią Aleksandrą rozmawiałyśmy o Jej najnowszej książce "Bliska sobie. Jak zostać swoją najlepszą przyjaciółką?". Psychologia przy kawie: Pani Aleksandro, napisała Pani w swojej najnowszej książce, że najbardziej fundamentalną relacją w Pani życiu jest relacja z samym sobą. Dlaczego jest ona taka ważna? Aleksandra Sileńska: Dlatego że jestem jedyną osobą, z którą spędzam całe swoje życie. Głęboko wierzę w to, że jeśli nasza relacja ze sobą będzie oparta na prawdzie, otwartości i zrozumieniu, to łatwiej będzie nam tworzyć bliskie relacje z innymi. Żyjemy w czasach, w których stwierdzenie „by kochać innych, potrzebujesz najpierw pokochać siebie” stało się nieco banalne. Jednak z mojego punktu widzenia, nie ma innej drogi do budowania bliskich relacji. Ppk: „Zawsze zaczynaj od siebie, a jeśli nie możesz zacząć, zawsze do siebie wróć”* - to słowa z Pani książki. Dlaczego ciężko jest nam zacząć od siebie? AS: Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to stwierdzenie, że „tak nie wolno” albo „tak nie wypada”. Te sformułowania mocno kojarzą mi się z okresem dzieciństwa i dorastania wielu kobiet z mojego pokolenia i wcześniejszych, w których często miałyśmy okazję słyszeć, co każda z nas robić powinna, a co nam nie przystoi. „Zaczynanie od siebie” nierzadko kojarzy się z postawą egoistyczną. Wiele razy w swoim gabinecie słyszałam słowa oburzenia ze strony kobiet, które utożsamiały bycie dla siebie numerem jeden z byciem egoistką. Jednak w zaczynaniu od siebie chodzi o coś zupełnie innego. Bo egoistka to osoba, która nie liczy się z innymi, nie zwraca uwagi na uczucia innych, tylko robi to, co jest ważne dla niej. Tymczasem ja zachęcam do tego, by po prostu o sobie pamiętać, być w kontakcie ze swoimi myślami i odczuciami czy dbać o własne potrzeby i wartości. Warto robić to po to, by mieć poczucie, że żyję po swojemu, ale też po to, by móc być dla innych ważnych dla nas osób. Ppk: A jak do siebie wrócić? AS: Powrót do siebie może wyglądać różnie. Dużo zależy od tego, na jakim etapie jest nasza znajomość samych siebie. Czasami ten powrót jest dłuższą i bardziej wymagającą drogą, związaną na przykład z podjęciem terapii czy zaciekawieniem się sobą poprzez czytanie książek rozwojowych lub uczestnictwo w warsztatach. Z czasem jednak te powroty do siebie stają się znacznie prostsze i szybsze. Niekiedy wystarczy po prostu pamiętać o tym, by zadać sobie pytania typu: „a co ja o tym myślę?”, „jak się teraz czuję?”, „czego potrzebuję?”. Ppk: Napisała Pani, że jest Pani bliska swoim potrzebom. Jak być blisko nich? AS: Na początek warto sprawdzić, czy my w ogóle potrafimy nazwać nasze potrzeby, bo choć wydaje się to bardzo proste, to w rzeczywistości często takie nie jest. A zwłaszcza na początku budowania świadomej relacji ze sobą. Trudność w tym temacie ma zazwyczaj swoje korzenie w naszym dzieciństwie, które przypadało na czasy, w których temat potrzeb właściwie nie istniał. Więcej się mówiło o powinnościach, zasadach, obowiązkach, karach i nagrodach niż potrzebach, konsekwencjach czy prawie do błędów. Dlatego na wstępie, warto sprawdzić, czy ja w ogóle potrafię nazwać swoje potrzeby, czy potrafię je komunikować otoczeniu, jak ja to robię, a także czy ja je zaspakajam. Na takim fundamencie rodzi się nasza bliskość z własnymi potrzebami. Ppk: Pani Aleksandro, czy można zapełnić worek pełen braków, z którym niejedna z nas wchodzi w dorosłe życie? AS: Ja bym raczej zachęcała do tego, żebyśmy uznały nasz worek braków i przekierowały uwagę na zapełnianie worka naszych zasobów. Do tego zachęcam w obu moich książkach. Niesamowicie przemawia do mnie myśl, że każdy człowiek jest kompletną całością, która składa się z zasobów i deficytów. Wszystko, co mamy w sobie, jest nam do czegoś potrzebne. Jeśli czujemy, że za bardzo skupiamy się na tym, czego nie mamy, czego nam nie dano, co nam zabrano, to znaczy, że my nie znamy całej siebie. Bo żadna z nas nie jest przecież sumą braków. Ppk: Wiele osób czuje się samotnych w dzisiejszym świecie. Czy uświadomienie sobie, ze „osamotnienie i radzenie sobie to awers i rewers tej samej monety”* może im pomóc? AS: Życzyłabym nam tego, żeby ta myśl była pomocna. Mnie to odkrycie bardzo wspierało w czasie, kiedy większość swoich dni spędzałam w towarzystwie moich malutkich córek. Czułam wtedy ogromne rozczarowanie ludźmi, zwłaszcza tymi z najbliższej rodziny. Miałam poczucie żalu, że nie ma ich przy mnie, choć wcześniej wiele razy obiecywali, że będą obecni. Choć to, co czułam, było uzasadnione, to widziałam że pławienie się w tych nieprzyjemnych emocjach nic nie zmienia w moim życiu. Nadal byłam sama, a w dodatku pełna złości, żalu i pretensji. Dlatego świadomie postanowiłam szukać plusów tej sytuacji i okazało się, że było ich niesowicie dużo. Dzięki temu, że byłam zdana na siebie, odkryłam, jak wiele potrafię, jak bardzo jestem zaradna, zaczęłam bardziej doceniać siebie, niesamowicie wzmocniła się moja relacja z córkami, odkryłam swój talent do pisania. Oczywiście pewnie gdybym mogła, wybrałabym mniej bolesny sposób odkrywania tych miłych prawd o sobie, ale życie nie dało mi możliwości wyboru. Mogłam za to wybrać, czy chcę żyć w żalu za tym, czego nie mam, czy iść ku spełnieniu, skupiając się na tym, co mam. Wybrałam to drugie i jestem sobie za to ogromnie wdzięczna. Ppk: „Kłujące poczucie winy może w końcu sprawić, że ostrze krytyki zwrócisz w swoją stronę.”* Czy Pani zdaniem wiele z nas ściąga w dół nasze poczucie winy? AS: Poczucie winy to wierny towarzysz macierzyństwa, a może nawet pokuszę się o stwierdzenie, że jest to towarzysz kobiecego życia. To uczucie bywa w nas tak silne, że faktycznie potrafi ściągnąć nas w emocjonalny dół i uniemożliwić realizowanie swoich planów, umniejszać nasze potrzeby i spychać to, co dla nas ważne, na boczny tor. Warto jednak pamiętać, że każde uczucie pojawia się w nas w jakimś celu. Jest zakodowaną informacją od nas dla nas. Taka perspektywa bardzo ułatwia nam radzenie sobie z nieprzyjemnymi odczuciami i może być bardzo pomocne w układaniu się z poczuciem winy. Warto bowiem pamiętać, że poczucie winy informuje nas o tym, że robimy coś nie tak, np. niezgodnie z naszymi wartościami czy przyjętymi zasadami. Warto się jednak na tym zatrzymywać, by stwierdzić, czy bardziej potrzebujemy w tej konkretnej sytuacji zmienić zachowanie, czy na przykład swoje zasady. Przykładowo - jeśli kobieta czuje się winna, bo wyjechała na samotny weekend, żeby złapać trochę oddechu od codzienności, to pojawienie się w niej tego uczucia wcale nie musi być potwierdzeniem, że zrobiła coś nie tak. Zdecydowanie bardziej warto byłoby skupić się na zmianie przekonania o tym, że mama musi cały czas być przy swoim dziecku i samotny wyjazd jest czymś złym. Ppk: Czym jest sztywna rama, o której można przeczytać w Pani książce? AS: Nie jestem pewna, o które rozumienie sztywnej ramy chodzi, ale najczęściej posługuję się tym terminem po to, by zachęcić do większej elastyczności myślenia i działania. Mam takie spostrzeżenie, że wiele kobiet wciąż działa w rytmie usztywniającej nas melodii „muszę - tak trzeba - powinnam”. Taki rytm funkcjonowania bardzo usztywnia nas w działaniu i umacnia w nas lęk. Tymczasem bardzo ważne jest to, by częściej wsłuchiwać się w głos swoich potrzeb, które trudno jest umieścić w sztywnych ramach. Podążanie za nimi pozwala nam przełamywać schematy, wprowadza więcej naturalności i pozwala zobaczyć prawdziwą siebie. Oczywiste jest, że zawsze prędzej czy później stajemy przed koniecznością zmierzenia się z powinnościami, ale najważniejsze jest to, by słowo „muszę” nie było najgłośniejsze w naszym życiu. Ppk: Niepokój… Ten, który, tak jak Pani napisała, „bywa, że przebija się wyraźniej i jak za dawnych lat blokuje…”* Czy pamięta Pani takie sytuacje ze swojego życia, gdy właśnie on stanął na drodze do jakiegoś celu? AS: Było ich całe mnóstwo. Na szczęście na różnych etapach życia miałam przy sobie wspaniałych ludzi, którzy zawsze wierzyli we mnie bardziej niż ja i to oni często pomagali mi zrobić pierwszy, najważniejszy krok ku celom. Przykładowo, mój chłopak, obecny mąż, pojechał złożyć za mnie dokumenty na studia, bo ja byłam święcie przekonana, że się nie dostanę i nie warto nawet próbować. To, co najbardziej utrudnił mi w życiu mój niepokój, to poznanie siebie. W okresie nastoletnim był tak silny, że nie potrafiłam znaleźć w sobie nic pozytywnego. Prawda jest taka, że dopiero rok po urodzeniu swojej córki udało mi się wejść na ścieżkę, która doprowadziła mnie do prawdziwej mnie. Teraz z perspektywy czasu mam dużo wdzięczności dla mojego niepokoju, bo wiem, przed czym mnie uchronił, jednak nigdy nie chciałabym, aby tak bardzo dominował w moim wnętrzu, jak właśnie wtedy, gdy byłam nastolatką. Ppk: Wraca Pani w swojej książce do początku zmian w swoim życiu. Do chwili, gdy siedziała Pani w zalanym deszczem samochodzie i wówczas podarowała Pani sobie wiarę w to, że jest Pani warta starań, że zasługuje na to, by myśleć o sobie inaczej. Co może stać się dla nas punktem zwrotnym? Jakie trudne momenty warto wykorzystać? AS: Szczerze? Każdy, nawet najbardziej parszywy moment naszego życia, jest warty tego, by został punktem zwrotnym. Każdy z nas ma jakąś swoją ścianę, do której czasami potrzebuje dojść, by powiedzieć sobie: „już więcej tak nie chcę, potrzebuję zmiany”. Dla mnie tą ścianą były właśnie te dwa słowa: „nienawidzę siebie”. Kiedy w końcu to nazwałam, poczułam, że ja nie chcę tak o sobie myśleć, że zasługuję na więcej i moja córka zasługuje na inaczej myślącą o sobie mamę. Pracowałam już wtedy w swoim zawodzie i wiedziałam, że mogę coś z tym zrobić. Dlatego sięgnęłam po pomoc. To była najlepsza decyzja w moim dorosłym życiu. Ppk: „Cokolwiek wydarzyło się w twoim życiu, cokolwiek dzieje się w nim teraz, TY zasługujesz na wszystko, co DLA CIEBIE najlepsze, a to, co najlepsze, tylko TY możesz sobie dać.”* To apel do osób, które być może dzisiaj czują się sponiewierane i przytłoczone przez życie, a może nawet odarte z godności. Co by Pani im powiedziała? AS: Po pierwsze, przypomniałabym, że nie są same w swoich trudnościach. Zawsze zachęcam do tego, żeby spróbować zobaczyć to zdanie oczami wyobraźni i zwizualizować sobie, że dokładnie w tym samym momencie, w jakimś innym domu ktoś płacze, bo stracił kogoś bliskiego, jakaś inna mama czuje się osamotniona, czy ktoś opiekuje się swoim chorym dzieckiem. Po drugie, zachęciłabym do tego, żeby zaciekawić się sobą. To piękny sposób, który może pomóc nam wcielić w życie słowa z tego cytatu. My bardzo często oceniamy siebie, myśląc sobie: „to zrobiłem dobrze, a to beznadziejnie”. Ja proponuję, żeby zamiast tego, zadać sobie pytania typu: „co się takiego stało, że zareagowałem tak, jak nie chcę reagować”, „co mogę następnym razem zrobić inaczej”, „czego w tej chwili potrzebuję”. Ciekawość zwiększa otwartość na siebie. A tego potrzebujemy zwłaszcza w momentach przytłoczenia i życiowego zagubienia. Ppk: Jaką iskierkę nadziei by Pani wlała w ich serca?\ AS: W czasie swojej 11-letniej pracy z ludźmi poznałam wiele historii. Niektóre z nich łamały serca, wywoływały łzy zdumienia albo powalały swoją mocą. Jednak moja praca i również moja osobista historia utwierdza mnie w tym, że dopóki jesteśmy, to zawsze coś możemy. Kluczowe jest jednak to, żeby skupiać się na tym, co daje nam siłę, nie tracić kontaktu z tym, co jest w nas i nieustannie szukać tego, co nam służy. Każdy z nas zasługuje na to, by przeżyć, a nie przetrwać swoje życie. Każdy z nas może to zrobić. Ppk: Pani Aleksandro, dziękuję za rozmowę i za wartościową książkę! AS: Bardzo dziękuję! *Dziękujemy Wydawnictwu RM za za możliwość zareklamowania tej ciekawej książki. **Fragmenty i cytaty pochodzą z książki Aleksandry Sileńskiej "Bliska sobie. Jak zostać swoją przyjaciółką?|" POLECAMY:
PORUSZONE STRUNYKomplementarność nerwicSzymon. Przystojny mężczyzna. Metrykalnie dorosły, ale zachowujący się jak chłopiec w spodenkach na szelkach. Z pomocą terapeuty zaczął powracać do bolesnej przeszłości. Bolało. Bardzo bolało, bo trzeba było zajrzeć tam, gdzie nie chciał zaglądać. Trzeba było poruszyć te struny, które spowodowały, że łzy same napływały do oczu. Mama… Pamięta jej zielone duże oczy. Doskonale pamięta ten dzień, tę chwilę, gdy stanęła w progu z plecakiem. Niewiele wówczas rozumiał. Gdzieś w głowie kołatały słowa, które usłyszał już wcześniej, a które potem pojawiały się w rozmowach rodziny: Bieszczady, choroba, przemęczenie, odpoczynek. Nigdy więcej mamy nie widział. Przepadła. Zapadła się jak kamień w wodzie. Ojciec, babcia i ciocia robili wszystko, by zapewnić mu to, czego potrzebował, ale… On nie potrafił już być takim dzieckiem jak przed odejściem kogoś, kogo brakowało każdego dnia. Nie było jej w tak ważnych momentach jego życia – pierwszy dzień w szkole, dzień Pierwszej Komunii Świętej, wybór szkoły średniej, matura… Jej nie było… Przez lata targały nim różne emocje. Od złości, żalu do smutku i poczucia niższości, wstydu. Nie umiał sobie z nimi poradzić. Czuł się gorszy. Wstydził się tego, że nie ma mamy, że jego dom jest inny. Nie wiedział, co ma mówić, gdy koledzy pytali. Matura. Dostał się bez problemu po niej na wymarzone studia. Ale wciąż czuł się gorszy. Próbował swoim poczuciem humoru, pracowitością imponować kolegom i koleżankom. Był inteligentny, sympatyczny, chętny do pomocy. A przy tym konsekwentnie dążył do celu. Ania. Gdy ją poznał, przeglądał się w jej zakochanych oczach i poszukiwał tego, co stracił przed laty. Była dobra, czuła, dawała mu to, czego wówczas zabrakło. Ale… w jej ramionach poczuł się jak dziecko, które gdzieś przed laty w nim musiało ustąpić miejsca dorosłemu pomimo iż miał tylko 8 lat. Wówczas musiał bardzo szybko dojrzeć, zrozumieć to, czego nie potrafił pojąć. Ania dała mu poczucie bezpieczeństwa, miłości, akceptacji. Wówczas coś w nim pękło. Poczuł się błogo i chciał czerpać z jej miłości i opiekuńczości. Miłość. Dzięki mądrości i dojrzałemu uczuciu, jakim obdarzyła go Ania, zrozumiał, że ich związek będzie miał szanse na przetrwanie tylko wówczas, gdy upora się z przeszłością. Kochająca go kobieta uświadomiła mu, że pokochała w nim mężczyznę, a nie dziecko. Wytłumaczyła, że chce być jego partnerką i żoną, a nie matką. Taka relacja między dojrzałymi ludźmi nie miała jej zdaniem szans na przetrwanie. Ania sprawiła, że odważył się stawić czoła przeszłości, że z Szymonka, który wciąż czekał na miłość matki, stał się dojrzałym mężczyzną. Terapia. Była bolesna, ale otworzyła mu drogę ku wolności i dojrzałemu życiu. Wychodząc z gabinetu psychologa dostrzegł, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystkie lata życia po odejściu mamy to lata udowadniania całemu światu, że jest mądry, pracowity, że zasługuje na to, by być kochanym. Miał jeden cel. Wspinać się na palce i być zawsze "naj..." Nie marnował ani chwili. Nie pozwalał sobie na najmniejszy błąd i minimalne nawet niedociągnięcia. Perfekcjonista i pracuś w jednym. Dorosły metrykalnie, a w środku bezbronne dziecko szukające akceptacji. Wokół nas wiele związków opartych jest na komplementarności nerwic. Ludzie szukają partnera (często nie zdając sobie nawet z tego sprawy), który zaspokoi ich potrzeby. Z reguły znajdują kogoś, kto też ma problemy, które pchają go w takie właśnie ramiona. Związki te oparte są na wzajemnym uzależnieniu. Gdyby Szymon trafił na kobietę, która chciałaby się nim opiekować, ten związek mógłby trwać latami, ale nie byłby oparty na prawdziwym uczuciu. Szymon trafił na Anię, która pokochała go, ale nie szukała w nim osoby będącej narzędziem do zaspokojenia jej potrzeb. Dzięki temu ich uczucie miało szansę na rozwój, a Szymon na uporanie się z przeszłością. *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli nie potrafisz poradzić sobie z przeszłością, chcesz zacząć inaczej reagować, wchodzić w zdrowe relacje - pomożemy Ci. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie.
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|