Powiązany post: POLECAMY:
BĄDŹ PO MOJEJ STRONIE I ZROZUM MNIE!Jak zrozumieć i wspierać nastolatka?Oj, trudna ta miłość, trudna. Szukają pomocy, gdzie tylko się da. Psycholog jest często ostatnią deską ratunku. Odbyłam setki rozmów z rodzicami nastolatków, którzy przecierali ze zdziwienia oczy i chcieli wybudzić się z koszmarnego snu. „Do tej pory słodka dziewczynka ze złotymi loczkami, uroczy niebieskooki synuś… Nie! To niemożliwe, aby to była ona! To nie może być mój syn. Jest pyskaty, nie wraca o umówionej porze, ubiera się ekstrawagancko. A ta fryzura!” - ale to tylko jedna strona medalu. „Mam dość! Nie jestem w stanie sprostać oczekiwaniom wszystkich wokół. I tego nie chcę! To przecież moje życie! Mama chce, abym bym kulturalny, układny, wszystkim wokół - zanim się spostrzegą - mówił głośno i wyraźnie <<Dzień dobry>>. Tata chciałby we mnie widzieć twardziela. Mam być odważny i nie pokazywać uczuć. To przecież nie przystoi jego synowi. Nauczyciel matematyki wymaga ode mnie konkretów, wychowawczyni ceni kreatywność, a ja w tym wszystkim się już gubię! Mam poczucie, że to wszystko mnie przygniata, ich oczekiwania przytłaczają mnie. A ja po prostu chcę być sobą!” „Czas nastoletni to czas budowania swojej tożsamości, wyodrębniania się, szukania odpowiedzi na pytanie <<kim jestem?>>. To czas, w którym tożsamość jest niezwykle krucha, delikatna, podatna na wszelkie zarysowania i niezwykle czuła na krytykę. Nastolatek potrzebuje czułego towarzysza, który pomoże mu dostrzec i uznać to, co w nim dobre…”* To nie byłoby normalne, gdyby dzieci niezauważalnie weszły w dorosłość. Zmiana, której się boimy jest przecież oznaką rozwoju, ale może niekiedy mieć różny wymiar i różne oblicze. Dziecko wchodząc w okres dorastania staje się niezależne i chce to wyrazić. To czas niezwykle trudny dla młodego człowieka. Otóż, to, co dla dziecka było proste i jasne, przestaje takie być dla nastolatka. Dziecko przyjmuje na wiarę to, co mówią rodzice, a potem wychowawcy i nauczyciele. Nie ma jeszcze potrzeby kwestionowania tego. W wieku „nastu” lat wchodzi natomiast w inną perspektywę, zaczyna przyglądać się sobie i światu z innego pułapu. Widzi szerzej, dalej i to go zaczyna niekiedy przerastać. To, co wcześniej przyjmowało bez zastrzeżeń, budzi jego niepokój. Zaczyna stawać się autorefleksyjne, ale i krytyczne wobec innych ludzi. Zaczyna podważać autorytety. Ale z drugiej strony czuje jeszcze swoją nieporadność i bezsilność, nie zawsze panuje nad swoimi emocjami, w grę dochodzą hormony… I w tym momencie niezbędna jest właśnie mądrość i wyczucie rodziców, którzy mają wielki wpływ na to, co o sobie będzie myślało dziecko. „Nastolatek naprawdę bardzo przejmuje się opinią innych, bo nie potrafi poruszać się samodzielnie pomiędzy tym, co jest społecznie akceptowalne i co da mu akceptację, a tym, co podpowiada mu jego intuicja. Trudno jest słuchać swojego wewnętrznego mistrza, kiedy z tyłu głowy brzmi złowieszcze <<a co ludzie powiedzą?>>. Ponieważ tożsamość nastolatka dopiero się tworzy, oczywiste jest, że jego poczucie wartości jest bardzo zależne od ocen innych — to ich zadowolenie i uznanie nadają wartość, a ich brak powoduje poczucie bezwartościowości. Dlatego tak bardzo żywo reaguje zarówno na każdą krytykę, jak i na potwierdzenie tego, co robi. Okazuje się, że jest w stanie zrobić bardzo dużo, by być widzianym i akceptowanym (…) Rodzice — jako ważne osoby w naszym życiu — mogą zakorzeniać w dzieciach kompleksy i wpływać na to, że będą je miały (uwaga: mogą, bo są <<ważnymi dorosłymi>>, choć oczywiście ten wpływ mogą mieć też inne ważne osoby). Tak działamy słowami i tak działa efekt modelowania — różne nasze zachowania i komunikaty kierowane do dzieci mogą wpływać na przekonanie, że one nie są wystarczająco dobre.”* Autorzy książki „Nastolatek potrzebuje wsparcia” wymieniają w niej kilka komunikatów wpływających na przekonanie dziecka, że nie jest ono wystarczająco dobre: - Wygórowane oczekiwania, które wypowiadamy do dziecka — oczywiście w tak zwanej dobrej wierze. Te wszystkie zdania typu: „Stać cię na więcej”, „Mógłbyś (mogłabyś) się bardziej postarać”, „Nie możesz mnie zawieść”, „Jesteś moją podporą i chciał(a)bym zawsze na ciebie liczyć”, „Gdybyś się bardziej postarał(a), to mógłbyś (mogłabyś) być kimś więcej”. Oczywiście intencjonalnie są one motywujące i mają spowodować, żeby dziecko się „bardziej starało”, „więcej robiło”, „lepiej działało”, ale w konsekwencji mają ukryty w sobie przekaz, że nigdy nie jest wystarczająco dobrze, a co za tym idzie — młody człowiek musi się ciągle starać, bo… nigdy nie jest wystarczająco dobry. - Warunkowa akceptacja, której przejawem są wszystkie zdania warunkowe, czyli: „Pójdziemy do kina, jeśli będziesz grzeczny(-na)”, „Kupię ci rower, jeśli zasłużysz”, „Jeśli nazbierasz pięć kropek za tzw. dobre zachowanie albo sprzątanie w domu, to wtedy dostaniesz order grzecznego dziecka, a jeśli dostaniesz order grzecznego dziecka, to różne rzeczy będą ci się należały”. - Porównywanie. Te krzywdzące porównania to między innymi: „Inne dzieci są grzeczne”, „Inni to mogą, a ty to nie”, „Inni mają porządek”, „Inni rodzice nie muszą się wstydzić tak jak ja”. To historie, które wpływają na kompleks poczucia bycia gorszym, bo kształtują przekonanie, że to inni są zawsze lepsi. To wszystko powoduje, że my cały czas mamy przekonanie, że możemy innym zazdrościć, że my nie jesteśmy wystarczająco dobrzy, że to, co nas dotyczy, zawsze wypada słabiej. I ciągle ten lęk związany z porównaniami: „nigdy nie będę tak dobry jak Piotrek”, „nigdy nie będę tak szybki”, „tak ładny”, „ja już nigdy nie będę tak młoda jak osoby wokół mnie”. „Inni są lepsi” oznacza, że ja jestem gorszy. To zakodowane przekonanie: „nie jestem dość dobry, inni są lepsi” nie pozwala na życie na miarę siebie. - Oceny i etykiety. „Jesteś zdolny, ale leniwy”, „Jesteś bardzo niecierpliwy”, „Krzysio to jest nieśmiały”, „Zosia jest niepewna siebie”, „Ania to zamknięta dziewczynka”, „Mój syn jest roszczeniowy i rozwydrzony” — wszystkie te etykiety i oceny, które powodują, że słyszymy, iż jesteśmy niewłaściwi. To w konsekwencji kształtuje przekonanie, że działanie jest niemożliwe, ponieważ „Jestem zdolny, ale leniwy. Nie muszę się starać”. Ale też potem nastolatek, odmawiając robienia czegoś, mówi: „No taki się urodziłem”, „Urodziłem się nieśmiały”, „Urodziłem się niecierpliwy”, „Taki mam charakter”. A to nie jest prawda, że taki ma charakter. Takie ma przekonania na swój temat, bo takie rzeczy o sobie słyszał, a one stały się programem, który realizuje. Wejście w dorosłość może wiązać się też z odwagą wyrażania swojego zdania. Dziecko, które do tej pory potulnie przytakiwało rodzicom i ich zdanie było dla niego wyrocznią, zaczyna wyrażać swoje opinie. I dobrze. I tak ma być! O ile pozwolimy jako rodzice mu na to, o ile damy pole do rozwoju, przyzwolenie na potknięcia i poniesienie konsekwencji swoich decyzji, wówczas dziecko wejdzie w tak zwany „drugi wymiar” z poczuciem tożsamości, będzie wiedziało, na tyle oczywiście, na ile nastolatek jest w stanie to wiedzieć, kim jest, co jest dla niego dobre, a co jest złe. Będzie to jeszcze płytkie i niezweryfikowane przez życie, ale jego własne. O ile nie będziemy chcieli słuchać, rozmawiać wówczas dziecko będzie chciało za wszelką cenę, nawet wbrew swoim przekonaniom przeforsować swoje zdanie i swoją odrębność poprzez „tupanie nogami”, którym może być ekstrawagancki strój, niekulturalne zachowanie, niecenzuralne słownictwo. Młody człowiek potrzebuje pomimo, iż o tym nie mówi, poczucia bezpieczeństwa. Oczekuje, że rodzice po prostu będą, nienachalni, ale czuwający, dający wsparcie, gdy tego będzie potrzebował. Chce czuć ich obecność dającą mu świadomość, że czuwają, ale równocześnie dają mu wolność i płaszczyznę do rozwoju. On chce doświadczać, odkrywać, poznawać, rozpoznawać, kim jest i dokąd zmierza. Trzeba mu tylko na to pozwolić i obdarzyć go zaufaniem. Można powiedzieć, że na w miarę bezbolesne przejście okresu dojrzewania rodzice pracują już od pierwszych miesięcy życia swojego dziecka. Akceptacja, poczucie bezpieczeństwa, ale i konkretne, jasne, czytelne dla dziecka granice. No i oczywiście zaufanie, którym dziecko może nas darzyć. Nie jest to proste. No pewnie, że nie jest! Ale powiem Wam, że warto zainwestować. Przede wszystkim dziecko musi w rodzicach widzieć osoby godne zaufania, będące autorytetem, osoby transparentne, stabilne, przewidywalne, za których słowami idą czyny. Taki rodzic daje dziecku bezpieczną przystań, do której ono zawsze może powracać. Ale pamiętajcie, rodzic ten nie trzyma nastolatka kurczowo w tej przystani, tylko zachęca do wypłynięcia na coraz głębsze wody. Im bardziej będziemy bowiem zabraniać, tym ono będzie miało większą ochotę wyrwać się, po to, by nam zrobić na przekór. Dobrze przecież wiecie, że zakazany owoc smakuje najlepiej. Na zakończeniu proponujemy małą ściągę zaczerpniętą z książki „Nastolatek potrzebuje wsparcia” Autorzy jej proponują nam – rodzicom, abyśmy pomyśleli, jakie słowa, które wypowiadamy do nastolatka budują w nim poczucie godności i spowodować mogą, że zdejmie kaptur i odkryje głowę, z dumą rozglądając się wokół siebie. Pamiętajcie o nich: *Cytaty i fragmenty pochodzą z książki A. Kozak, R. Bieleckiego, M. Rzeczkowskiego "Nastolatek potrzebuje wsparcia", Wydawnictwo Sensus, 2023 **Post powstał we współpracy z Wydawnictwem Sensus POLECAMY:
NIE MARTW SIĘ!Nawyk zamartwiania sięZaśmiecamy swój umysł „martwieniem się na zapas”. To zły nawyk, który nie przynosi żadnych korzyści. Martwimy się, jak sobie poradzimy, gdy zdarzy się coś. A jak stracę pracę? A jak umrze mój mąż? A jak stanie się coś mojemu dziecku? A jak… ? Snujemy groźne scenariusze i zaczynamy się bać.
Z reguły zamartwiamy się przyszłością, jeśli przeszłością to także raczej w kontekście jej wpływu na nasze przyszłe życie. A przecież przeszłości nie możemy zmienić, można co najwyżej o niej zapomnieć (lub przepracować np. z psychologiem, jeśli była trudna), ale nie można jej zmienić. Z kolei przyszłość jeszcze nie zaistniała, nie jest realna, ale możemy ją kształtować naszymi działaniami. I właśnie to ostatnie przekonanie uzasadnia nasze zamartwianie się przyszłością. Zapominamy jednak, że zamartwianie nie jest działaniem, więc także tej przyszłości nie zmieni. Jedynie nasze działanie tu i teraz może mieć wpływ na przyszłość, ale samo zamartwianie nie ma większego sensu. Kradnie nam czas, wpędza w niepotrzebny stres, wzbudza lęk, prowadzi do złych zachowań. Martwimy się, że nikt nas nie pokocha, więc wiążemy się z pierwszym napotkanym człowiekiem, który okazuje się niestety nieodpowiednim partnerem. Martwimy się o swoją sytuację finansową, więc pracujemy za 2 etaty do późna zaniedbując swoją rodzinę. Zmartwienia kładą na nasze barki ciężar nie do udźwignięcia. A są nierzeczywistymi wyobrażeniami. Dlaczego dręczymy samych siebie? Gdybyśmy tylko potrafili skupić się na teraźniejszości, żyć bardziej tu i teraz. Zapytacie jak to zrobić, gdy mamy tyle problemów związanych z przeszłością i tych, które wiążą się z przyszłością? Jednym ze sposobów skupienia się na chwili obecnej, prawdziwym antidotum na nawyk zamartwiania się jest – wdzięczność. Nie możemy jednocześnie zamartwiać się i być wdzięcznym. Albo, albo. Gdy zaczniemy dziękować za wszystkie dobre rzeczy, jakie przytrafiają się nam, troski wydadzą się nam niepotrzebną stratą czasu. Będzie nam łatwiej skupić się na teraźniejszości. Rozbudowując wdzięczność, życie stanie się prostsze, radośniejsze, mniej skomplikowane. Psychologowie pozytywni proponują prowadzenie „dziennika wdzięczności”. Pisałyśmy już o tym. Codziennie wieczorem przypomnij sobie 3 dobre rzeczy, które przydarzyły Co się w ciągu dnia. Zapisz je w specjalnie kupionym do tego celu zeszycie. Rób to regularnie i zobacz, jak zmienia się Twoje nastawienie do życia już po 2-3 tygodniach. Czy życie nie jest piękne dziś? Zamartwiając się o przyszłość, nie możesz być szczęśliwy, nie cieszysz się tym, co masz tu i teraz. Inspiracja: Susan K. Rowland. Make Room for God: Clearing Out the Clutter, 2007 Jeżeli ",martwisz się na zapas" albo nie potrafisz poradzić sobie z przeszłością, chcesz zacząć inaczej reagować, podchodzić nawet do trudnych spraw z odrobiną humoru - pomożemy Ci. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie SMAK TAMTYCH CHWILManipulacja. Atrakcyjność fizyczna. AutorytetMiasto z marzeń i ona – młoda, zdolna lekarka, która trafiła na staż do tutejszego szpitala. To jak sen. Każdy dzień przynosi Izie coraz więcej wrażeń. Kraków, praca, o jakiej marzyła, codzienne wyzwania, niezwykli ludzie i on… Iza należała do tych kobiet, dla których dążenie do celu było niezwykle istotne. Dobra uczennica, a przy tym niezwykle błyskotliwa, inteligentna, rzutka dziewczyna. Koleżanki w szkole, a potem na studiach spoglądały na nią z zazdrością. Miała wszystko, o czym inne mogły tylko marzyć. Nie było mężczyzny, który przeszedłby obok niej obojętnie. Zdawała sobie z tego sprawę, ale w żaden sposób nie zmieniało jej to jako człowieka. Być może jej bardzo racjonalne podejście do życia i stawianie wykształcenia na pierwszym planie, a życia rodzinnego na drugim, powodowało, że w oczach kolegów jej akcje tym bardziej szły w górę. Iza była otwarta, życzliwa, rozmowna, ale niedostępna dla mężczyzn. W Krakowie nastąpiło „trzęsienie ziemi”. Tak Iza to określała. Elektryzujący głos, przenikliwe spojrzenie. Nie poznawała siebie. Dostrzegała, jak reaguje na przelotne spojrzenia ordynatora, na przypadkowe dotknięcia dłoni. Inteligentny, tajemniczy, przystojny, nienagannie ubrany. Człowiek z klasą. Nie umiała sobie odpowiedzieć, czy to siła autorytetu, czy potrzeba oparcia, której na pewno zabrakło jej po stracie ukochanego ojca, czy czar tych orzechowych oczu. Próbowała, pomimo, iż serce mówiło co innego, stawiać opór. „Będą plotki - stażystka i ordynator. Przecież to banalna historia.” Tego nie było jej potrzeba. Ale im bardziej, wbrew sobie była niedostępna, tym bardziej on pragnął ją zdobyć. Tak, zdobyć - jak później się okazało, o zdobycie Izy tylko chodziło. Nie była pierwsza i najprawdopodobniej nie ostatnia. Ona zaufała i w końcu pomimo wielu wątpliwości postanowiła dopuścić do głosu uczucia. Pokochała bez granic. Tak jakby na tę miłość czekała latami. Znalazła w ramionach Zbyszka to wszystko, czego potrzebowała. Zdała sobie sprawę z wielu tłumionych potrzeb - przede wszystkim z tak ważnej potrzeby bliskości. Energia rozpierała ją całą. Była naprawdę szczęśliwa. Być może to szczęście nie pozwoliło jej dostrzec pierwszych symptomów wskazujących na wycofywanie się ze związku tego, z którym zaczęła wiązać przyszłość, tego, który pół roku wcześniej zrobiłby wszystko, by jemu zaufała i dała szansę. „Byłaś dla mnie wyzwaniem. Byłaś niedostępna, piękna, pociągająca. Zrobiłbym wszystko, by Cię rozkochać. Po prostu moja męska ambicja kazała mi Ciebie zdobyć.” Te słowa i wiele innych przeczytała Iza, ocierając łzy. W pewnym momencie zaczęło do niej docierać, że z każdym dniem Zbyszek oddalał się, a potem wręcz odpychał ją, jakby chciał wyrzucić ze swojego życia, jak niepotrzebną rzecz. Ta historia jest jedną z wielu, jakie pisze życie. Człowiek manipulujący drugim człowiekiem. Bawiący się czyimiś uczuciami. Wykorzystujący zarówno swój autorytet, który działa cuda, o czym jeszcze na naszym blogu będziemy pisały, ale i wykorzystujący swoja atrakcyjność fizyczną. Wiele badań pokazuje, jaką rolę odgrywa wygląd. Bardzo silny i wyraźny jest związek pomiędzy atrakcyjnością fizyczną a lubieniem – osoby atrakcyjne łatwo zyskują sympatię. Niezwykle często faworyzujemy osoby atrakcyjne, atrakcyjność fizyczna wpływa na nasze decyzje, ocenę, zmienia nasze postawy. Elliot Aronson mówi nawet, iż nasza percepcja wzrokowa wywiera niezwykły wpływ na nasze uczucia i zachowania. I używa do zobrazowania dosadnego sformułowania, że jesteśmy niewolnikami naszych oczu. Skoro ktoś jest przystojny, według nas jest też dobry, wrażliwy, opiekuńczy. Niestety jest grupa osób atrakcyjnych fizycznie, którym brak poczucia własnej wartości i które wykorzystują swoje zewnętrzne atuty do dowartościowywania swojego „chorego” ego. To ludzie podobni do Zbyszka - raniący i krzywdzący innych. Ślepota spowodowana efektem aureoli, o którym już pisałyśmy w poście „Piękną być?” powoduje, że wiele osób, podobnie jak Iza, nie dostrzega ich wyrafinowanej gry. Wielu przystojnych mężczyzn, ale i piękne kobiety, które nie lubią siebie, wykorzystują innych, by przeglądać się w ich zakochanych oczach, dla osiągnięcia swojego celu, którym jest budowanie poczucia własnej wartości, w którą nie potrafią uwierzyć. Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
JAK PRZEŻYĆ BURZĘJak zminimalizować skutki rozwodu rodziców, |
NOWOŚĆ! Monika Kotlarek "To nie smutek, to depresja. Poradnik dla rodziców nastolatków w kryzysie" Wydawnictwo Sensus |
TO NIE SMUTEK, TO DEPRESJA
Wywiad z Moniką Kotlarek
Za parę dni odbędzie się premiera bardzo potrzebnej w dzisiejszych czasach książki "To nie smutek, to depresja" będącej poradnikiem dla rodziców i opiekunów nastolatków w kryzysie. A u nas już dzisiaj wywiad, który przeprowadziłam z jej autorką - Panią Moniką Kotlarek - psychologiem, zaangażowaną terapeutką, autorką bloga i wielu bestsellerów.
Psychologia przy kawie: Pani Moniko, jest Pani autorką książek o borderline, chorobie afektywnej dwubiegunowej i depresji. Spotkały się one z bardzo dużym zainteresowaniem ze strony czytelników. Czy ten odzew spowodował, że sięgnęła Pani po kolejny niezwykle ważny dzisiaj temat depresji wśród młodzieży?
Monika Kotlarek: Zajęłam się tematem depresji u dzieci i młodzieży, ponieważ o ile mówi się coraz więcej (i bardzo dobrze) o depresji wśród dorosłych, o tyle tę młodzieżową traktuje się bardzo po macoszemu. Wiele osób wciąż uważa, że dzieci nie mogą zachorować na to zaburzenie, co jest ewidentną nieprawdą. Uważam, że o depresji trzeba mówić szeroko. O każdej.
Ppk: Od jakiegoś czasu coraz więcej mówi się na temat depresji dzieci i młodzieży, organizowanych jest wiele akcji, nawet przez młodzież. A jednak i tak świadomość nasza jest zbyt mała. A może popełniamy inne błędy, skoro skala problemu jest tak duża?
MK: To wciąż zbyt mało. Psychoedukacja jest niezwykle ważna i powinno się z nią dotrzeć do szkół, do młodzieży, ale też do dorosłych. Do rodziców. By wiedzieli na co zwracać uwagę, gdzie szukać pomocy i jak wspierać. Trzeba działać przynajmniej dwutorowo.
Ppk: A może jedną z przyczyn bagatelizowania choroby jest problem z rozpoznaniem, depresja przecież ma wiele twarzy? O tym między innymi pisze Pani w swojej nowej książce.
MK: Depresja ma wiele twarzy, ale mało kto dostrzega tam twarz dziecka. A zagrożenie istnieje i choćbyśmy usilnie próbowali temu zaprzeczać - młodzi ludzie także chorują.
Ppk: Młody człowiek bywa labilny emocjonalnie, czasem lubi pobyć sam, niekiedy się buntuje. Jak takie zachowania odróżnić od zachowań, które powinny budzić niepokój?
MK: Należy przede wszystkim zwrócić uwagę na czas trwania oraz intensywność konkretnych zachowań. W przypadku depresji może wystąpić np. odizolowanie się od rówieśników, ale takie samo zachowanie wystąpić może przy dojrzewaniu czy przejściowych kłopotach w szkole, nie mających nic wspólnego z depresją. Dlatego tak ważne jest, by młodego człowieka obserwować, ale i rozmawiać z nim o problemach.
Ppk: Dlaczego w naszym społeczeństwie nadal stygmatyzujemy zaburzenia psychiczne?
MK: Wydaje mi się, że wciąż w społeczeństwie pokutuje przekonanie, że zaburzenia psychiczne wiążą się np. z agresją i nieprzewidywalnością. Wizyta u psychologa daje nam łatkę „świra” czy „wariata”, a takich ludzi przecież nie bierze się na poważnie. To wciąż brak zarówno edukacji (chociaż to się powoli, powoli zmienia) oraz też braku doświadczeń ludzi z kontaktem z osobami z zaburzeniami. Często perspektywa się zupełnie zmienia, gdy okazuje się, że np. mamy osobę chorą w rodzinie.
Ppk: Coraz częściej mówi się dziś o depresji nawet wśród zupełnie małych dzieci. Czy jest to nowe zjawisko?
MK: Nie jest to całkiem nowe zjawisko, po prostu my jako społeczeństwo jesteśmy bardziej wyedukowani i świadomi. Coraz mniej boimy się wizyt u specjalistów. Jesteśmy uważniejsi na zachowania i problemy naszych bliskich. I to jest dobry trend. Byle nie przesadzić w drugą stronę.
Ppk: Napisała Pani, że „Młody człowiek nie ma zasadniczo motywacji do tego, by prosić o pomoc. Często się izoluje, co dodatkowo utrudnia udzielenie mu pomocy. Jeśli czekasz, aż Twoje dziecko samo przyjdzie do Ciebie po pomoc, możesz czekać bardzo długo. Zbyt długo. I nie doczekać się.”* Co w takim razie mają robić rodzice? Czy każdy młody człowiek przyzna się, że potrzebuje pomocy?
MK: Nie każdy przyzna się, że potrzebuje pomocy. Trzeba być uważnym. Ale też nie bać się rozmawiać. Nie bać się szukać pomocy u specjalisty. Zasugerować wizytę u lekarza psychiatry. No i przede wszystkim uświadomić sobie, że depresja istnieje naprawdę, że to nie jest wymysł.
Ppk: Jakie objawy najłatwiej przeoczyć rodzicom i otoczeniu?
MK: Na przykład stopniowe izolowanie się od rodziny i przyjaciół, poirytowanie, długotrwałe zmęczenie czy mówienie wprost o dużej ilości stresu. Łatwo to przeoczyć lub zwyczajnie olać, jeśli nie jest się uważnym na potrzeby i problemy swojego dziecka.
Ppk: Czy często młody człowiek wspomina o samobójstwie, ale mówiąc nie wprost, np. wspominając, że bez niego rodzinie będzie lepiej?
MK: Trzeba byłoby uściślić, co znaczy „często”, ale tak, to się oczywiście zdarza. Niemówienie wprost czy zachowania typu pozbywanie się swoich rzeczy, to dość konkretne i głośne sygnały, że dzieje się źle i w grę może wchodzić plan samobójczy. I znów tutaj uczulam, mimo że się powtarzam, by być uważnym na swoje dziecko. Zwłaszcza jeśli widzimy, że „coś jest nie tak”. Zawsze, ale to ZAWSZE lepiej pójść do psychiatry i dowiedzieć się, że wszystko jest w porządku, niż coś przeoczyć.
Monika Kotlarek: Zajęłam się tematem depresji u dzieci i młodzieży, ponieważ o ile mówi się coraz więcej (i bardzo dobrze) o depresji wśród dorosłych, o tyle tę młodzieżową traktuje się bardzo po macoszemu. Wiele osób wciąż uważa, że dzieci nie mogą zachorować na to zaburzenie, co jest ewidentną nieprawdą. Uważam, że o depresji trzeba mówić szeroko. O każdej.
Ppk: Od jakiegoś czasu coraz więcej mówi się na temat depresji dzieci i młodzieży, organizowanych jest wiele akcji, nawet przez młodzież. A jednak i tak świadomość nasza jest zbyt mała. A może popełniamy inne błędy, skoro skala problemu jest tak duża?
MK: To wciąż zbyt mało. Psychoedukacja jest niezwykle ważna i powinno się z nią dotrzeć do szkół, do młodzieży, ale też do dorosłych. Do rodziców. By wiedzieli na co zwracać uwagę, gdzie szukać pomocy i jak wspierać. Trzeba działać przynajmniej dwutorowo.
Ppk: A może jedną z przyczyn bagatelizowania choroby jest problem z rozpoznaniem, depresja przecież ma wiele twarzy? O tym między innymi pisze Pani w swojej nowej książce.
MK: Depresja ma wiele twarzy, ale mało kto dostrzega tam twarz dziecka. A zagrożenie istnieje i choćbyśmy usilnie próbowali temu zaprzeczać - młodzi ludzie także chorują.
Ppk: Młody człowiek bywa labilny emocjonalnie, czasem lubi pobyć sam, niekiedy się buntuje. Jak takie zachowania odróżnić od zachowań, które powinny budzić niepokój?
MK: Należy przede wszystkim zwrócić uwagę na czas trwania oraz intensywność konkretnych zachowań. W przypadku depresji może wystąpić np. odizolowanie się od rówieśników, ale takie samo zachowanie wystąpić może przy dojrzewaniu czy przejściowych kłopotach w szkole, nie mających nic wspólnego z depresją. Dlatego tak ważne jest, by młodego człowieka obserwować, ale i rozmawiać z nim o problemach.
Ppk: Dlaczego w naszym społeczeństwie nadal stygmatyzujemy zaburzenia psychiczne?
MK: Wydaje mi się, że wciąż w społeczeństwie pokutuje przekonanie, że zaburzenia psychiczne wiążą się np. z agresją i nieprzewidywalnością. Wizyta u psychologa daje nam łatkę „świra” czy „wariata”, a takich ludzi przecież nie bierze się na poważnie. To wciąż brak zarówno edukacji (chociaż to się powoli, powoli zmienia) oraz też braku doświadczeń ludzi z kontaktem z osobami z zaburzeniami. Często perspektywa się zupełnie zmienia, gdy okazuje się, że np. mamy osobę chorą w rodzinie.
Ppk: Coraz częściej mówi się dziś o depresji nawet wśród zupełnie małych dzieci. Czy jest to nowe zjawisko?
MK: Nie jest to całkiem nowe zjawisko, po prostu my jako społeczeństwo jesteśmy bardziej wyedukowani i świadomi. Coraz mniej boimy się wizyt u specjalistów. Jesteśmy uważniejsi na zachowania i problemy naszych bliskich. I to jest dobry trend. Byle nie przesadzić w drugą stronę.
Ppk: Napisała Pani, że „Młody człowiek nie ma zasadniczo motywacji do tego, by prosić o pomoc. Często się izoluje, co dodatkowo utrudnia udzielenie mu pomocy. Jeśli czekasz, aż Twoje dziecko samo przyjdzie do Ciebie po pomoc, możesz czekać bardzo długo. Zbyt długo. I nie doczekać się.”* Co w takim razie mają robić rodzice? Czy każdy młody człowiek przyzna się, że potrzebuje pomocy?
MK: Nie każdy przyzna się, że potrzebuje pomocy. Trzeba być uważnym. Ale też nie bać się rozmawiać. Nie bać się szukać pomocy u specjalisty. Zasugerować wizytę u lekarza psychiatry. No i przede wszystkim uświadomić sobie, że depresja istnieje naprawdę, że to nie jest wymysł.
Ppk: Jakie objawy najłatwiej przeoczyć rodzicom i otoczeniu?
MK: Na przykład stopniowe izolowanie się od rodziny i przyjaciół, poirytowanie, długotrwałe zmęczenie czy mówienie wprost o dużej ilości stresu. Łatwo to przeoczyć lub zwyczajnie olać, jeśli nie jest się uważnym na potrzeby i problemy swojego dziecka.
Ppk: Czy często młody człowiek wspomina o samobójstwie, ale mówiąc nie wprost, np. wspominając, że bez niego rodzinie będzie lepiej?
MK: Trzeba byłoby uściślić, co znaczy „często”, ale tak, to się oczywiście zdarza. Niemówienie wprost czy zachowania typu pozbywanie się swoich rzeczy, to dość konkretne i głośne sygnały, że dzieje się źle i w grę może wchodzić plan samobójczy. I znów tutaj uczulam, mimo że się powtarzam, by być uważnym na swoje dziecko. Zwłaszcza jeśli widzimy, że „coś jest nie tak”. Zawsze, ale to ZAWSZE lepiej pójść do psychiatry i dowiedzieć się, że wszystko jest w porządku, niż coś przeoczyć.
Ppk: Dlaczego nie stanowi to dla wielu osób ostrzeżenia? Dlaczego bagatelizują takie sygnały?
MK: Często rodzicom czy opiekunom jest bardzo trudno w ogóle uwierzyć w to, że ich dziecko może chcieć odebrać sobie życie. Że ma jakiś problem, a najprawdopodobniej zaburzenie psychiczne. Czasem jest to niewiedza i przekonanie, że „to tylko takie gadanie”. Dlatego dotarcie do rodziców z psychoedukacją jest tak ważne.
Ppk: Jak zmienić spojrzenie dorosłych na depresję? Czego obawiają się, prosząc o pomoc dla swojego dziecka? Co hamuje ich przed zwróceniem się o pomoc do specjalisty?
MK: Boją się stygmatyzacji, tego, że łatki będą się ciągnąć za dzieckiem dożywotnio. Obawiają się też opinii innych o sobie, że są np. złymi rodzicami. I wreszcie boją się też o swoje dziecko. Tak zwyczajnie i po ludzku. Zawsze chcą, by ich dzieci były zdrowe i szczęśliwe.
Ppk: Czy pieniądze mogą stanowić barierę?
MK: Niestety w przypadku leczenia na NFZ musimy się mierzyć z tym, że terminy wizyt mogą być odległe. Prywatnie można się umówić do specjalisty nieco szybciej, no ale to się wiąże z kosztami, często bardzo dużymi. Koszt leków przy włączonej farmakoterapii też nie jest mały. Ale mimo wszystko, mocno naciskam, by korzystać z tej pomocy. Z poradni, szpitali, lekarzy i innych specjalistów zdrowia psychicznego.
Ppk: Pani Moniko, jak rozmawiać z dzieckiem z depresją?
MK: Delikatnie, ale wprost. Nie traktować młodego człowieka jak niższego czy gorszego. Tłumaczyć (dostosowując do wieku), pytać, obserwować i reagować gdy to konieczne. Nastolatkom można polecić jakąś ciekawą literaturę w tym temacie. Z młodszym dzieckiem można porozmawiać o tym, co czuje, jak się czuje, czy pójść do psychologa dziecięcego, który wyjaśni w odpowiedni sposób zawiłości depresji.
Ppk: Co możemy zrobić, gdy dzieci nie chcą rozmawiać?
MK: Być przy nich. Zapewnić, że jesteśmy, że chcemy wspierać i BĘDZIEMY wspierać. Obserwować. I wciąż próbować. Bo niewykluczone, że teraz nie jest najlepszy moment, ale może za tydzień dziecko zmieni zdanie i zechce coś z siebie wyrzucić. Pokażmy, że interesujemy się dzieckiem, jego emocjami, przeżyciami, doświadczeniami i tym, co czuje. Bądźmy opoką i takim stałym punktem, do którego zawsze można się zwrócić z problemem.
Ppk: A jak rozmawiać z dziećmi o depresji? Czy w Pani książce rodzice i opiekunowie znajdą podpowiedź?
MK: W mojej nowej książce „To nie smutek, to depresja” rodzice i opiekunowie na pewno znajdą sposoby komunikacji z dzieckiem o depresji. Dowiedzą się, co mówić, a czego absolutnie nie mówić, by nie pogorszyć sytuacji. To książka psychoedukacyjna z praktycznymi sposobami pracy z depresją u swojego dziecka.
Ppk: „W całym procesie leczenia depresji wiadomo, że na pierwszym miejscu postawisz swoje dziecko. I słusznie. Natomiast MUSISZ także pamiętać o sobie. To na Twoich barkach, rodzica lub opiekuna, spoczywać będzie ogromna część odpowiedzialności za proces zdrowienia Twojego dziecka.”* Jak przekonać do tego rodziców, do tego, by myśleli o sobie, o swoim zdrowiu, czasie na wypoczynek, sen?
MK: Pokazywać i tłumaczyć, że jeśli oni nie będą mieli sił i zdrowia, to nie będą w stanie się tym podzielić ze swoim dzieckiem i może się okazać, że w jakimś bardzo trudnym, krytycznym momencie życia, zabraknie im energii, by zapobiec nieszczęściu.
Ppk: Pani Moniko, do kogo kierowała Pani swoją książkę i kogo zachęca Pani do jej przeczytania?
MK: Rodziców, opiekunów i młodych ludzi, którzy borykają się z depresją lub są po prostu zainteresowani tematem. To książka dla rodziców dzieciaków z depresją, ale i dla nauczycieli czy psychologów pracujących z dziećmi, gdzie może się pojawić ktoś cierpiący na to zaburzenie. To wreszcie książka dla tych wszystkich, których temat depresji dzieci i młodzieży interesuje, czy to prywatnie, czy zawodowo.
Ppk: Ja również wszystkim polecam książkę Pani Moniki jako obowiązkową lekturę. Nawet jeżeli problem w danym momencie bezpośrednio nas nie dotyczy. A Pani dziękuję za wszystkie dotychczasowe książki i rozmowę. I oczywiście czekamy na kolejne.
MK: Bardzo dziękuję za rozmowę. 😊
*Fragmenty pochodzą z książki M. Kotlarek "To nie smutek, to depresja." Wydawnictwo Sensus, 2023
** Wywiad powstał we współpracy z Wydawnictwem Sensus
MK: Często rodzicom czy opiekunom jest bardzo trudno w ogóle uwierzyć w to, że ich dziecko może chcieć odebrać sobie życie. Że ma jakiś problem, a najprawdopodobniej zaburzenie psychiczne. Czasem jest to niewiedza i przekonanie, że „to tylko takie gadanie”. Dlatego dotarcie do rodziców z psychoedukacją jest tak ważne.
Ppk: Jak zmienić spojrzenie dorosłych na depresję? Czego obawiają się, prosząc o pomoc dla swojego dziecka? Co hamuje ich przed zwróceniem się o pomoc do specjalisty?
MK: Boją się stygmatyzacji, tego, że łatki będą się ciągnąć za dzieckiem dożywotnio. Obawiają się też opinii innych o sobie, że są np. złymi rodzicami. I wreszcie boją się też o swoje dziecko. Tak zwyczajnie i po ludzku. Zawsze chcą, by ich dzieci były zdrowe i szczęśliwe.
Ppk: Czy pieniądze mogą stanowić barierę?
MK: Niestety w przypadku leczenia na NFZ musimy się mierzyć z tym, że terminy wizyt mogą być odległe. Prywatnie można się umówić do specjalisty nieco szybciej, no ale to się wiąże z kosztami, często bardzo dużymi. Koszt leków przy włączonej farmakoterapii też nie jest mały. Ale mimo wszystko, mocno naciskam, by korzystać z tej pomocy. Z poradni, szpitali, lekarzy i innych specjalistów zdrowia psychicznego.
Ppk: Pani Moniko, jak rozmawiać z dzieckiem z depresją?
MK: Delikatnie, ale wprost. Nie traktować młodego człowieka jak niższego czy gorszego. Tłumaczyć (dostosowując do wieku), pytać, obserwować i reagować gdy to konieczne. Nastolatkom można polecić jakąś ciekawą literaturę w tym temacie. Z młodszym dzieckiem można porozmawiać o tym, co czuje, jak się czuje, czy pójść do psychologa dziecięcego, który wyjaśni w odpowiedni sposób zawiłości depresji.
Ppk: Co możemy zrobić, gdy dzieci nie chcą rozmawiać?
MK: Być przy nich. Zapewnić, że jesteśmy, że chcemy wspierać i BĘDZIEMY wspierać. Obserwować. I wciąż próbować. Bo niewykluczone, że teraz nie jest najlepszy moment, ale może za tydzień dziecko zmieni zdanie i zechce coś z siebie wyrzucić. Pokażmy, że interesujemy się dzieckiem, jego emocjami, przeżyciami, doświadczeniami i tym, co czuje. Bądźmy opoką i takim stałym punktem, do którego zawsze można się zwrócić z problemem.
Ppk: A jak rozmawiać z dziećmi o depresji? Czy w Pani książce rodzice i opiekunowie znajdą podpowiedź?
MK: W mojej nowej książce „To nie smutek, to depresja” rodzice i opiekunowie na pewno znajdą sposoby komunikacji z dzieckiem o depresji. Dowiedzą się, co mówić, a czego absolutnie nie mówić, by nie pogorszyć sytuacji. To książka psychoedukacyjna z praktycznymi sposobami pracy z depresją u swojego dziecka.
Ppk: „W całym procesie leczenia depresji wiadomo, że na pierwszym miejscu postawisz swoje dziecko. I słusznie. Natomiast MUSISZ także pamiętać o sobie. To na Twoich barkach, rodzica lub opiekuna, spoczywać będzie ogromna część odpowiedzialności za proces zdrowienia Twojego dziecka.”* Jak przekonać do tego rodziców, do tego, by myśleli o sobie, o swoim zdrowiu, czasie na wypoczynek, sen?
MK: Pokazywać i tłumaczyć, że jeśli oni nie będą mieli sił i zdrowia, to nie będą w stanie się tym podzielić ze swoim dzieckiem i może się okazać, że w jakimś bardzo trudnym, krytycznym momencie życia, zabraknie im energii, by zapobiec nieszczęściu.
Ppk: Pani Moniko, do kogo kierowała Pani swoją książkę i kogo zachęca Pani do jej przeczytania?
MK: Rodziców, opiekunów i młodych ludzi, którzy borykają się z depresją lub są po prostu zainteresowani tematem. To książka dla rodziców dzieciaków z depresją, ale i dla nauczycieli czy psychologów pracujących z dziećmi, gdzie może się pojawić ktoś cierpiący na to zaburzenie. To wreszcie książka dla tych wszystkich, których temat depresji dzieci i młodzieży interesuje, czy to prywatnie, czy zawodowo.
Ppk: Ja również wszystkim polecam książkę Pani Moniki jako obowiązkową lekturę. Nawet jeżeli problem w danym momencie bezpośrednio nas nie dotyczy. A Pani dziękuję za wszystkie dotychczasowe książki i rozmowę. I oczywiście czekamy na kolejne.
MK: Bardzo dziękuję za rozmowę. 😊
*Fragmenty pochodzą z książki M. Kotlarek "To nie smutek, to depresja." Wydawnictwo Sensus, 2023
** Wywiad powstał we współpracy z Wydawnictwem Sensus
POLECAMY:
NOWOŚĆ! Monika Kotlarek "To nie smutek, to depresja. Poradnik dla rodziców nastolatków w kryzysie" Wydawnictwo Sensus |