W BAŃCE ILUZJIJak być szczerym ze sobą. Mechanizmy obronneMija rok od czasu, gdy mąż Julii zaczął wychodzić sam na spotkania towarzyskie, tłumacząc jej, że nudziłaby się wśród samych mężczyzn. Poczuła się wówczas jak niepotrzebna rzecz. Z czasem męskie wieczory stały się coraz częstsze, a męża nawet na tłumaczenie nie było już stać. Ich znajomość trwa od paru miesięcy. Basia stawała się mu coraz bliższa, ale każda próba postawienia kolejnego kroku w tej relacji kończyła się dla Dawida fiaskiem. Dziewczyna wyraźnie dawała znać, że nie chce iść dalej. Wizyty teściowej na początku małżeństwa irytowały Hanię. Dochodziła do wniosku, że tworzą jakiś magiczny trójkąt: ona, mąż i jego mama. Czuła wszędzie jej cień, widziała, że mąż radzi się jej przed podjęciem każdej ważnej, ale i błahej decyzji. Julia zaczęła powoli dostrzegać plusy swojej sytuacji. Przekonywała samą siebie, że dzięki częstym wyjściom męża może odpocząć, poczytać, wrócić do swojej dawnej pasji - malowania, zapraszać przyjaciółki na pogawędki. Uznała, ze taka przestrzeń jest jej potrzebna. Tylko czasami gdzieś w środku czuła bunt… Oskar doceniał, że Basia jest osobą, która wie czego chce. Cieszył się, że jest dla niej kimś ważnym, że mogą wzajemnie na siebie liczyć, że koleżanka zgadza się na wspólny spacer, wyjście do kina. Zaczął sobie tłumaczyć, że ona jest inna niż kobiety, które dotychczas spotykał, że nie jest osobą, która dziś weźmie ślub, a za rok będzie już po rozwodzie. Ale pojawiały się chwile, gdy miał ochotę zapytać Basię, jak widzi przyszłość ich relacji i czy może liczyć na coś poważniejszego z jej strony. Nie pytał jednak, bo bał się, że ją straci… Teściowa stała się osobą, na którą Julia z mężem zawsze mogli w wielu sytuacjach liczyć. Gdyby nie ona, nie byłoby ich stać na kupno wymarzonego domu - to mama Bartka pożyczyła im pieniądze i dzięki jej znajomościom byli w stanie załatwić wiele spraw. To ona była tą, która chciała dla nich jak najlepiej. Jest mądra, doświadczona, życzliwa, czego chcieć więcej. Ale… Julia, Oskar i Hania zaprzeczali przed samymi sobą, że coś w ich życiu dzieje się nie tak. Wykreowali życie, w którym według nich wszystko funkcjonowało nienagannie, z którego był zadowoleni. Nawet mieli poczucie, że sprawują nad nim kontrolę. Nie zdawali sobie sprawy, że powoli wpadali w sidła mechanizmów obronnych, czyli nieświadomych sposobów radzenia sobie z konfliktami wewnętrznymi. Wygodniej im było siebie oszukiwać, wiedząc, że stan rzeczy, na który tak naprawdę nie czują zgody, jest przez nich akceptowany. „Większość z nas, a może nawet każdy, ma w swoim <<życiowym pakiecie podręcznym>> zestaw iluzji/przekonań/mrzonek na temat siebie oraz innych, który działa niczym poduszka powietrzna — amortyzuje bolesne zderzenie z rzeczywistością. Kiedy nie chcemy zmierzyć się z niewygodną prawdą na temat samych siebie czy też bliskich nam osób, sięgamy po takie dobrze nam znane zdania — wentyle bezpieczeństwa (…) Takie życie w kokonie iluzji opiera się zwykle na stosowaniu tak zwanych mechanizmów obronnych”.* Mechanizmy obronne, jak sama nazwa wskazuje, są ochroną przed zagrożeniem, pojawiają się one wówczas, gdy doświadczamy silnych emocji. Ich celem jest ochrona naszego ego, naszego wewnętrznego świata przed zbyt silnymi zmianami czy emocjami. Z jednej strony mają pomóc w utrzymaniu równowagi psychicznej, ale z drugiej – bywają źródłem wielu problemów, gdyż zniekształcają rzeczywistość i w pewnych wypadkach mają destrukcyjne działanie. Człowiek zamiast stawić czoła, rozwiązać problemy, odsuwa je od siebie i „sięga” po mechanizmy obronne. One stają się kołem ratunkowym, gdy w sytuacjach, kiedy życie nas przytłacza i sprawy toczą się nie po naszej myśli. Niekiedy pozwalają nam poczuć się lepiej, ale czasami stają się czymś, po co sięgamy za często i wówczas nasze życie staje się iluzją. Julia, Basia i Oskar stosowali mechanizm obronny zwany racjonalizacją, a ściślej mówiąc, słodkie cytryny. Polega on na zaprzeczeniu sytuacji lub emocjom przy pomocy logicznego i akceptowanego społecznie wytłumaczenia, jest udowodnieniem sobie, że sytuacja (obiektywnie zła), w której się znaleźliśmy, wcale nie jest taka zła, jak się nam na początku wydawało. Julia, Basia i Oskar czuli się lepiej i pewniej w sytuacjach, które czasami irytowały ich i stawały się nie do zniesienia, gdy tłumaczyli sobie, że czerpią korzyści, gdyż mają czas dla siebie, spędzają czas z wartościową dziewczyną, mogą liczyć na pomoc teściowej, dzięki której zyskali dużo. Innym rodzajem racjonalizacji są kwaśne winogrona, czyli uznawanie za nieważny cel, którego nie osiągnęliśmy. Poza racjonalizacją stosujemy też inne mechanizmy obronne, miedzy innymi:
Zmierzenie się z prawdą bywa bolesne, szczególnie gdy za murem obronnym chowałyśmy się latami. Ale przedostanie się przez niego spowoduje, że spojrzymy w zupełnie innym świetle na siebie i swoje życie i wreszcie będziemy mogły oddychać pełną piersią i odzyskać spokój oraz bezcenne poczucie, że jesteśmy osobami wartościowymi, które mają wpływ na swoje życie. Pamiętajcie, że „Życie w bańce iluzji da nam ułudę zadowolenia, ale odsunie nas od autentycznego szczęścia. Sprawi, że będziemy sabotować własny rozwój, nie stawimy czoła życiu.”* *Fragmenty pochodzą z książki M. Janiszewskiej/A. Klos "Jak być szczerym ze sobą.", Sensus, 2021 Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
TEGO NIE WIE NIKTZdrada w małżeństwie. Komunikacja w związkuHania Chyba ją tą męczyło. Powiedziała mężowi zaraz po wycieczce. Wyjechała do Grecji z biurem podróży. Sama - bez Marcina. Chyba wtedy nie mógł zostawić firmy, był zajęty interesami, a ona czuła, że musi odpocząć. Kierowca autokaru od razu zwrócił jej uwagę. Młodszy od niej, przystojny. Widziała, że też się mu podoba się. Zawsze uczynny, pomagał jej. W sumie nawet nie wie jak to się stało? Wieczorne imprezy na plaży, wino (może za dużo wina?) i pewnej nocy – stało się. Spędzili noc w jej pokoju, tylko jedną. Po powrocie czuła, że musi powiedzieć mężowi. I to był szok. Nie był na to absolutnie przygotowany. Byli małżeństwem od prawie dwudziestu lat, mieli nastoletnie dzieci. On nie mógł się z tym w ogóle pogodzić. Po kilku dniach wiedziało o tym pół małego miasteczka i wszyscy znajomi. Marcin nie mógł spać, ale nie mógł też patrzeć na Hanię. Musiała się wyprowadzić. Miała na szczęście kawalerkę po mamie. Po rozwodzie nie dostała praktycznie nic, a gdy po 7 latach zachorowała na stwardnienie rozsiane zamieszkała z córką. Zmarła mając niespełna 60 lat. Czy żałowała swoich decyzji? Krystian Szkolenie firmowe. Tak, banalna sprawa. Po całym dniu intensywnej pracy intelektualnej – impreza przy piwie i muzyce. Atrakcyjne koleżanki, szum w głowie. Gdy obudził się rano przy Zuzi czuł kaca, chyba także moralnego. Wracając do domu zastanawiał się jak to powiedzieć Magdzie. Czy go zrozumie? Czekała na niego z obiadem, taka uradowana, uśmiechnięta. Zrobiła jego ulubiony sernik. Dzieci śmiały się i przekomarzały przy stole. Nie, dziś nie, może jutro. Jutro także jakoś się nie złożyło. Nazajutrz rano powiedział, że chciałby z Magdą porozmawiać. „To mów teraz” – zaproponowała przygotowując drugie śniadania dla wszystkich. „Nie to poważna sprawa – wieczorem” – powiedział. Trochę ją to zaniepokoiło, ale nie aż tak bardzo. Byli zgodnym małżeństwem. Jak wszyscy, od czasu do czasu się kłócili, mieli ciche dni, ale wokół ludzie się rozwodzili, a oni ciągle trwali. Nie przypuszczała, że mógłby jej powiedzieć coś takiego. Wieczorną krzątaninę przerwał dzwonek telefonu – tata Magdy miał zawał, trafił do szpitala. Krystian nie miał więc okazji się przyznać. Gdy kilka dni później, gdy wszystko powoli zaczęło wracać do normy, Magda, zapytała, co Krystian chciał jej powiedzieć. „Nie pamiętam. To chyba nie było nic ważnego” – skłamał. Minęło kilka lat. Krystian lubi przyglądać się uśmiechniętej i radosnej Magdzie, która potrafi rozśmieszyć go po najtrudniejszym dniu w pracy, piecze jego smakołyki i wspaniale dba o dzieci. Ma swoje wady, ale kto ich nie ma. A Krystian swój sekret schował głęboko. Czy żałuje, że nie powiedział? Nie, chyba nie. Nie wiadomo jak mogłoby się to skończyć. Małgosia Złapała się na tym, że sprawdza rachunki z osiedlowego sklepiku, czy nie policzyli więcej niż faktycznie kupiła. Wielu ludzi podejrzewa o złe intencje. Nie uśmiecha się tak często jak kiedyś. Nie ma już w niej takiej radości. Źle sypia. Krytycznie patrzy na siebie w lustrze. Z szaf wylewają się jej ciuchy, ale ona ciągle nie czuje się atrakcyjna. Mąż powiedział jej o romansie rok temu. Co prawda twierdził, że już go zakończył i że żałuje, ale ona nie potrafiła tak łatwo zapomnieć. Wręcz nieświadomie wącha jego koszule, ogląda kołnierzyki szukając śladów szminki. Gdy tylko zostawi gdzieś komórkę – przegląda maile i SMSy. Pierwsze trzy miesiące to był wręcz fizyczny ból, depresja, nie umiała się pozbierać. Pomogła mama i psycholog. Teraz stała się znerwicowana, podejrzliwa. Nie miałaby jak odejść (bo i to rozważała), nie ma w sobie tyle siły, nie ma dobrej pracy, żeby utrzymać siebie i dzieci. Czy go jeszcze kocha? To trudne pytanie. Na pewno nie jest tak jak wcześniej. Chyba wolałaby się nigdy o tym nie dowiedzieć. Zdrada – jednorazowa, czy dłuższy romans – to chyba najtragiczniejsze doświadczenie dla związku. Niszczy zaufanie, poczucie bezpieczeństwa i bliskość w związku. Zdarza się, że i miłość. Osoba, która dowiaduje się o zdradzie czuje się okropnie oszukana, czuje ból, rozpacz, żal, gorycz. Związek dotyka kryzys. Jest naturalne, że osoba zdradzona odczuwa także nienawiść i agresję. Będzie musiała sobie poradzić z silnymi emocjami, jakie się w niej pojawiają, z ranami po "strzale w jej serce". Czasami jednak paradoksalnie zdrada może umocnić związek. Jak zareagowalibyśmy na zdradę, tego nie wie nikt. Tyle wiemy bowiem o sobie, na ile zostaliśmy sprawdzeni. Joseph Luft i Harrington Ingham opracowali model komunikacji zwany Oknem Johari, dzięki któremu lepiej zrozumieć siebie i innych. Jednym z czterech okien jest tak zwane okno zamknięte, czyli „obszar nieznany” – który nie jest znany ani dla jego posiadacza, ani dla innych. Informacje z tego obszaru ujawniają się w procesie poznawania siebie. Dopóki nie zostaliśmy zdradzeni, nie wiemy jak na ten fakt byśmy zareagowali. Czy w takim razie warto przyznać się do zdrady? To zależy. Zależy od konkretnej sytuacji. Ponieważ jest duże prawdopodobieństwo, że wyznanie spowoduje głęboki kryzys w związku, warto pomyśleć, czemu wyznanie niewierności ma służyć? Jeśli mamy poczucie winy, nie umiemy poradzić sobie ze swoją zdradą, to dlaczego chcemy obarczać swoim problemem naszego partnera? Skoro mamy postanowienie nie romansować więcej, to co nasze przyznanie się do winy ma dać? Czy to będzie budujące dla związku? Co ma to zmienić? Czemu chcemy zranić naszego partnera? Może lepiej samemu uporać się ze swoim problemem, nawet z pomocą psychologa i wziąć odpowiedzialność za swoje działania. Natomiast w sytuacji, gdy chcemy opuścić męża lub żonę, bo romans przysłonił nam świat, to przy wyprowadzce naszemu partnerowi należy się wyjaśnienie i wówczas przyznanie się do zdrady jest jak najbardziej na miejscu. To nie są łatwe sprawy i decyzje. Zawsze to bardzo indywidualna i potwornie trudna decyzja. * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POLECAMY:
"PEŁNA MOC MOŻLIWOŚCI"Wywiad z Jackiem z WalkiewiczemDoskonale pamiętam, jak dziewięć lat temu po ciężkim dniu szkoleniowym Zosia - moja koleżanka trenerka - powiedziała, że wysłała mi niezwykły filmik z konferencji TED. Chyba widząc zmęczenie rysujące się na mojej twarzy i niechęć do robienia czegokolwiek jeszcze tego dnia, dodała: proszę, obejrzyj. Pamiętam te słowa do dziś. Nie ukrywam, że byłam tak wykończona, że na nic nie miałam ochoty, a tym bardziej na słuchanie wykładów 😊 Ale obiecałam i obejrzałam. I tak… zaczęła się moja przygoda z Jackiem Walkiewiczem. Oczarował mnie ten elegancki stojący niemal bez ruchu Pan, nienarzucający się widowni, ale w sposób niezauważalny elektryzujący ją. Oczarował mnie, bo mówił o rzeczach oczywistych, ale w sposób przemawiający do wyobraźni, poruszający emocje. Dlaczego? Bo czuć było pewną autentyczność, spójność, transparentność. Stał mi się bliski, bo takim też byłam trenerem. Moi słuchacze po paru godzinach pracy ze mną znali Jasia, Małgosię i Zosię - moje dzieci. Mówiąc do ludzi, nie posługiwałam się jedynie prawdami przeczytanymi w książkach, ale myślę, że wnosiłam powiew świeżości, autentyczności, uchylając drzwi mojego życia, opowiadając o historiach z życia prywatnego i zawodowego wziętych. I pewnie dlatego kupiłam to, co mówił wówczas Jacek Walkiewicz, i z pewnością dlatego towarzyszył mi potem na mojej drodze trenerskiej, gdyż niejednokrotnie prezentowałam film z wykładu TED z eleganckim panem w śnieżnobiałej koszuli. Nie spodziewałam się, że po latach będę miała przyjemność przeprowadzić ten wywiad. Bardzo mi miło, Panie Jacku, gościć Pana u mnie na blogu Psychologii przy kawie. Będziemy dzisiaj rozmawiać między innymi o Pana książce. Psychologia przy kawie: Panie Jacku, czy faktycznie jest Pan osobą transparentną, przejrzystą, taką z krwi i kości? Czy inni też tak Pana odbierają, i czy taki się Pan czuje? Jacek Walkiewicz: Czuję, że jestem spójny w tym, co robię, myślę, czuję. Oczywiście są momenty, kiedy wiem, że jestem niespójny. Ale dzisiaj potrafię zauważyć te sytuacje. Lubię mówić, że jestem filozofem, bo żyję w zgodzie z własną filozofią. Trzymam się swoich wartości. Wiem też, kiedy od nich się oddalam, a to daje mi szansę powrotu na właściwą ścieżkę. Co do odbioru przez innych, to mam sygnały, że tak mnie odbierają, a przez to mój przekaz jest dla nich bardzo wiarygodny. Ppk: Napisał Pan w swojej książce, że „Zaufanie do siebie nie jest pewnie czymś podarowanym na zawsze, dlatego jako bezcenny kapitał wymaga naszej uwagi i opieki.” Jak Pana zdaniem o nie dbać? JW: Tak, to wielki życiowy kapitał. Warto być refleksyjnym. Podsumowywać swój dzień, tydzień, rok. Zauważać swoje sukcesy i być z nich zadowolonym. Przechowywać dobre wspomnienia i czerpać z nich siłę w trudnych momentach. Nie być dla siebie zbyt krytycznym, nie mówić i nie myśleć o sobie źle. Być swoim przyjacielem, czyli mieć sporo tolerancji dla swojej niedoskonałości. Dobrze się czuć w swoim towarzystwie. Ppk: Czasami wydaje nam się, że siebie znamy, ale różne okoliczności życiowe stawiają nas przed próbą. Taką próbą niewątpliwie jest odniesienie sukcesu. Czy był Pan na to gotowy? Czy wystąpienie we Wrocławiu w 2012 roku i jego konsekwencje zmieniły Pana jako człowieka? Czy poznał Pan swoje inne oblicze? JW: To wydarzenie uświadomiło mi, jak wielką moc mają moje słowa. Do dzisiaj jestem pod wrażeniem, jak jedno zdanie może sprawić, że obcy ludzie podejmują życiowe decyzje. Dało mi to dużo satysfakcji z tego, co robię. Poza tym, że jestem rozpoznawalną osobą, nic się nie zmieniło. Nadal prowadzę wykłady, tylko teraz jestem witany szczerymi oklaskami, zanim cokolwiek powiem. Trochę bardziej się stresuję niż kiedyś i więcej pozuję do zdjęć z uczestnikami konferencji. I oczywiście czuję jeszcze większą motywację do dbania o poruszaną wcześniej spójność. Ppk: Jaka jest Pana recepta na taki sukces? JW: Robić „swoje”, czyli iść własną świadomie obraną drogą, mieć wizję, do czego ta droga ma doprowadzić, ale być na tyle uważnym, aby widzieć momenty, w których możemy dokonać korekty swoich wcześniejszych decyzji. Nie wykuwać życia w kamieniu. Jest piękne, bo jest tajemnicze i czasami to, co robimy dzisiaj, doprowadzi nas do tego, co będziemy robić jutro. Gdybym był konsekwentny, to zostałbym lekarzem, a potem psychologiem dziecięcym, a potem specjalistą od reklamy. A jestem inspirującym mówcą. Moja polonistka 30 lat temu powiedziała mi, że jest rozczarowana tym, co robię, bo ona widziała mnie za katedrą. Gdyby żyła, pewnie by się ucieszyła, że ostatecznie znalazłem się za tą symboliczną katedrą. Ppk: Przeczytałam w Pana książce, że „Nawet cofając się, człowiek wykonuje jakiś ruch. Najgorzej jest stanąć w miejscu i ciągle się rozglądać”. To prawda, cofając się, możemy zobaczyć wszystko z innej perspektywy, zwiększamy też siłę rozpędu. Ale czasem w zrobieniu kroku w tył przeszkadza nam upór, który mylimy z konsekwencją. Mam rację? JW: „Nigdy się nie poddawaj” to skrót myślowy. Podobnie jak „zwycięzcy nigdy nie rezygnują” i wiele podobnych motywujących haseł. Wycofać się, nie znaczy przegrać. Jest wiele powodów, dla których czasami trzeba zrobić krok wstecz, zboczyć z trasy, zatrzymać się, przemyśleć, poszukać inspiracji. Czasami wspinamy się na nie swoją ścianę. Kiedy to odkryjemy, nie jest niczym złym poszukać sobie innej, bardziej spójnej z nami. Miałem kilka takich momentów, kiedy decydowałem się na dużą życiową zmianę. Jednak do tego nowego świata czasami musimy przejść przez „ciemny tunel”. Ale potem nie żałujemy. Ppk: „Możesz powoływać się na swoje prawdy, ale nigdy, przenigdy nie zmuszaj nikogo do tego, aby uznał je za swoje. Opowiadaj, inspiruj, wizualizuj, głoś, ale nie oczekuj, że inni zgodzą się z tym, co mówisz.” - to Pana słowa. Czy były takie osoby w Pana życiu, które właśnie tą drogą do Pana trafiły? Oczywiście poza Jaśkiem 😊 Kto słuchał Pana wystąpienia albo czytał książkę, ten wie, o czym mówię 😊 JW: Ja jestem wodnikiem zodiakalnym, a w każdym horoskopie jest napisane, że wodniki cenią sobie wolność. Również wolność wyboru swoich prawd. Swoich mistrzów też sobie wybierałem sam i brałem od nich to, co było spójne ze mną. Ppk: Niezwykle ważne jest to, jakimi ludźmi się otaczamy. Pamiętam Pana słowa: „Cieszę się, że ciągle spotykam ludzi, którzy mają marzenia i pasje. Od nich biorę nowe inspiracje. Spotykając ich, czuję, że coś się wydarzy”. Ale trafiamy na różne osoby na naszej drodze. Czy łatwo jest Panu odciąć się od osób, które nie inspirują, a wręcz odwrotnie - ściągają w dół? JW: Odkąd wiem, że to jest ważne, kto nam towarzyszy, to mam narzędzia do tego, aby niezależnie od tego, kogo spotkam, nie zarażać się „złą energią”. Na swojej drodze spotykam wiele osób, ale zdecydowana większość jest pozytywna. Ppk: Według Pana „lojalność w stosunku do siebie jest najtrudniejsza - bo jej nie widać. Tylko Ty wiesz, czy jesteś lojalny”. Czy ta lojalność ma związek z asertywnością? JW: Asertywność to postawa wobec otoczenia chroniąca nas przed jego negatywnym wpływem na nas, przed manipulacją, wykorzystywaniem. Lojalność to raczej dotrzymywanie swoich postanowień. Ppk: Aby być lojalnym w stosunku do siebie, trzeba moim zdaniem patrzeć na siebie z szacunkiem, widzieć w sobie niepowtarzalną wartość. Ale jak tego dokonać, kiedy jesteśmy wciąż od najmłodszych lat porównywani z innymi. Napisał Pan: „Być unikalnym i niepowtarzalnym oznacza, że nie ma sensu porównywać się z innymi.” Czy jest szansa na to, by przeprowadzić rewolucję systemu edukacji i uświadamiać przyszłych rodziców, jaką krzywdę wyrządzamy, porównując dzieci z innymi? JW: Raczej trzeba podejść ewolucyjnie. Kropla drąży skałę. Myślę, że młode pokolenia rodziców są już bardziej świadome roli pozytywnego rodzicielstwa. Ppk: Żyjemy w czasach, gdy towarzyszy nam wciąż słowo muszę. A Pan mówi, że w swoim życiu dotarł Pan do punktu, w którym czuje, że wypełnia Pana słowo mogę. „Ostatnie lata towarzyszyło mi słowo chcę. Mogę jest przyjemniejsze. Nie przymusza. Jest cierpliwe i wyrozumiałe.” Myślę, że niejeden czytający te słowa zada pytanie - ale jak to osiągnąć? JW: Trzeba przejść drogę przez muszę, potrzebuję, chcę i dojść do mogę. Po prostu zaliczyć wszystkie etapy i cierpliwie poczekać na ten dający wybór. Do wszystkiego warto dojrzeć, nie iść na skróty, aby życie się nie skróciło. Ważny jest rozwój, zmiana, dojrzewanie. Nie jest dobrze oglądać film od końca. Traci się tę tajemniczość i zaskoczenie. Ppk: Powiedział Pan: „Nie jestem niewolnikiem swoich wizji i celów. Mam do nich dystans. Potrafię się z nimi rozstać bez poczucia, że to przegrana”. Czy po tych słowach nie zarzucano Panu braku konsekwencji? JW: Ja jestem konsekwentnie niekonsekwentny. A tak na serio, to można się ze mną nie zgodzić. Nawet byłoby wskazane, aby być krytycznym i podważać to, co mówię. W innym przypadku zaczynamy się uzależniać od swoich mistrzów. A przecież oni też się zmieniają, mylą, tracą spójność, błądzą. Też potrzebują swoich mentorów. Bo refleksyjni ludzie poszukują całe życie odpowiedzi na pytanie - jak żyć. Ppk: Kiedyś znalazłam cytat, niestety nie pamiętam autora, mówiący o tym, że wspomnienia i marzenia to raj, z którego nikt nie może nas wygnać. Oczywiście te wspomnienia i marzenia mogą stać się naszą pułapką, ale mogą być, jeśli odpowiednio je wykorzystamy, pewnego rodzaju kołem ratunkowym. W Pana książce przeczytałam zdanie, które też przygarniam: „Wspomnienia to kapitał na trudniejsze czasy”. Czy wykorzystuje Pan tę siłę wspomnień, bywa ona czasem kołem ratunkowym Jacka Walkiewicza? JW: Tak, lubię wracać do różnych pięknych chwil z przeszłości. Wracam do nich z sentymentem. Zwłaszcza wtedy, gdy czuję spadek energii, radości, optymizmu. Pamięć to cudowna rzecz. Życie bez pamięci musi być smutne. „Tu i teraz” jest ważne, ale ja też lubię wracać do „tam i kiedyś”. Zawsze tak miałem. Ppk: Czy Jacek Walkiewicz mocno stąpa nogami po ziemi? JW: Tak, jestem osobą bardzo kontrolującą świat wokół siebie. Parkując samochód, analizuję różne warianty zdarzeń, np. że ktoś może mnie zastawić i będę miał kłopot z wyjechaniem. Staram się zabezpieczyć przed taką ewentualnością i przestawiam samochód w inne miejsce. Ale poza tym jestem romantyczną duszą, lubiącą celebrowanie życia, i oczywiście nie zapominam o małych i dużych marzeniach. Ppk: A co lubi Pan robić w czasie wolnym? Co Pana relaksuje? JW: Lubię czytać, oglądać, spotykać, rozmawiać z interesującymi ludźmi. Lubię siedzieć przy kawie i przyglądać się ludziom. Lubię zatrzymać na chwilę czas i zatopić się w poczuciu, że wszystko jest takie, jakie ma być i przez to życie jest piękne. Lubię spacer po okolicy i odkrywanie, co się zmieniło. Lubię czas z bliskimi, porywającą muzykę, i widok morza. Ppk: Ludzie oczekują przepisów, porad. Może daje im to poczucie bezpieczeństwa. Według Pana „Przepisu na życie nie ma. Ci, co twierdzą, że go mają, najzwyczajniej się mylą. Jest tylko przepis na przepis. Czyli trzeba próbować, eksperymentować, odkrywać”. Tak odnosi się Pan do odpowiedzi na pytania internautów, które znajdują się w Pana książce. To prawda, tak jak Pan napisał, że to, co w Pana przypadku się sprawdziło i upiekł Pan niejedno ciasto z danego przepisu, w przypadku innej osoby może okazać się zakalcem. Jednak moim zdaniem mądrych należy słuchać i od doświadczonych się uczyć. Jestem przekonana, że te odpowiedzi to skarbnica nie tylko wiedzy, ale również pewnego rodzaju poręcz, której będą mogli się złapać, gdy grunt będzie ich zdaniem usuwał im się spod nóg. Nie tylko odpowiedzi na pytania internautów znajdują się w Pana książce. Co tam jeszcze można znaleźć i do kogo jest ona adresowana? JW: To książka napisana z myślą o tych, którzy obejrzeli wykład na YT i czują niedosyt. W książce wyjaśniam wszystkie te skróty myślowe typu „podróże kształcą wykształconych” itp. Czytając ją, można mieć wrażenie, że to dalsza część wykładu. Książka jest dla wszystkich szukających inspiracji do zmian w swoim życiu. Ale jest również dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, czy chcą cokolwiek zmieniać. Ppk: „Rozumienie płynie z doświadczenia, więc życzę Ci, abyś otwarcie podchodził do doświadczeń życiowych. Niech będą fundamentem Twoich prawd. A te prawdy niech będą wspierające i pomagają Ci żyć”. Czytałam ten fragment parokrotnie. Takie niby oczywiste… Ale faktycznie każdy z nas ma swoją prawdę, której nikt inny w pełni zrozumieć nie może, bo nie przeszedł naszą drogą życia, nie ma naszego doświadczenia. Dlaczego Pana zdaniem odwracamy się od tego, co nasze, dlaczego nie jesteśmy na nie otwarci? JW: Bo trawa jest bardziej zielona u sąsiada. Mało znamy siebie i mało w siebie wierzymy. Wydaje nam się, że inni mają to, czego nam brakuje. Ale innym się wydaje, że to my to coś cennego mamy. Dlatego warto rozmawiać i wymieniać się wiedzą i doświadczeniem. Wtedy odkryjemy, że mamy wszystko, czego potrzebujemy do podejmowania decyzji, zmieniania swojego życia, realizacji marzeń, a przede wszystkim do bycia wdzięcznym za to, co już osiągnęliśmy czy dostaliśmy od życia. Warto być refleksyjnym, zadawać sobie pytania i do tego warto być urealnionym, czyli naprawdę docenić świat wokół nas. Ppk: Według Pana „trzeba w życiu nauczyć się czytać poezję - bo dobra poezja jest pomiędzy słowami. W podtekście. W kontekście. A słowa to tylko pretekst. Tak jest z inspirującymi słowami: trzeba się w nie wczytać <<pomiędzy>>, a nie dosłownie.” To niezwykle piękne, ale rodzi moim zdaniem niebezpieczeństwo, że zaczniemy się komunikować nie wprost, będziemy nieczytelni. JW: Chodzi o to, aby nas proza życia nie przygniotła swoim ciężarem. Przez odrobinę poezji nie zapomnimy swojej prozy, która jest naszą codziennością. A jeśli nawet, to tylko na chwilę, bo ci którzy stąpają twardo po ziemi, nas obudzą z tego poetyckiego snu. Ppk: „Choć uważam marzenia za bardzo ważny element życia - wspierający, motywujący, często jedyny, który pozwala przetrwać trudne chwile - to nie podporządkowuję swojego życia tylko marzeniom. Staram się zadbać o ten czas, który jest przed ich realizacją, czyli o drogę, która do nich prowadzi. Zgadzam się z tymi, którzy mówią, że ważna jest droga, a nie sam cel. Ta droga to w przeważającej mierze proza życia - ona prowadzi do marzeń i ona wypełnia większą część naszej egzystencji.” Panie Jacku, odnosząc się do Pana słów, życzę Panu, aby nie przestawał Pan dostrzegać piękna tej prozy naszego życia i inspirował do tego innych. JW: Bardzo dziękuję. *Fragmenty pochodzą z książki "Pełna moc możliwości." Wydanie drugie, Jacka Walkiewicza, Wydawnictwo Onepress, 2023 **Wywiad powstał we współpracy z Wydawnictwem Onepress POLECAMY:
JAK UWOLNIĆ SIĘ Z WIĘZÓW |
POLECAMY: | NOWOŚĆ! Maciej Bennewicz, Anna Jera "Wolna i szczęśliwa. Jak wyzwolić się z toksycznego związku." Wydawnictwo Luna PREMIERA ODBĘDZIE SIĘ 22 LUTEGO 2023! |
CZY ŻYCIE JEST PIĘKNE?
Wpływ wiarygodności. Lęk przed śmiercią
Pogoda była okropna. Niebo czarne od chmur, deszcz zacinał, wiatr wiał tak, że nie można było otworzyć parasola, aby ochronić się przed kroplami zacinającego deszczu. Do tego zimno. „I psa z domu w taką pogodę nie wygonisz” – mówimy tak czasami. I to był właśnie jeden z takich okropnych listopadowych dni. Wtedy w osiedlowym sklepiku spotkałam Gosię – naszą sąsiadkę. Wyszłyśmy razem na ten świat ogarnięty wichurą i rozpoczynającą się burzą. Gosia otworzyła drzwi, zrobiła pierwszy krok i z lekkim uśmiechem powiedziała bardzo wiarygodnie i przekonywająco ”Życie jest piękne!”. Nie ukrywam w pierwszym momencie zszokowało mnie to. Sprzeczność między otaczającym nas światem a opinią Gosi była drastyczna. Ale co ważne, a czego jeszcze nie powiedziałam: Gosia na głowie – jak się domyślam bezwłosej – miała rodzaj chusty, turbana. Chorowała na nowotwór. Miała przerzuty i trójkę dość małych dzieci w domu.
Stałam przez moment nie wiedząc, co powiedzieć. Bo jak naprawdę można to skomentować? Dla mnie to był kolejny pracowity dzień, w kołowrocie obowiązków, zabiegania i kiepską pogodą, od której wszystkiego się odechciewało. A przede mną stała wychudzona kobieta, bez makijażu, z chustą na głowie, z dość radosnym – jak na okoliczności – wyrazem twarzy, która na pewno bardzo chciała żyć i miała dla kogo. Wszystko, co powiedziałabym wydawało mi się nie na miejscu. W końcu nie odniosłam się do jej słów, choć mocno mnie dotknęły.Przeszłyśmy kawałek rozmawiając o jakichś mało istotnych sprawach. Cały dzień robiąc wszystkie zaplanowane rzeczy z listy, pamiętałam jej słowa „Życie jest piękne”. Normalnie narzekałabym, realizując połowę spraw, przy drugiej połowie - byłabym zdenerwowana, albo nieco wściekła. No i do tego nastrój psułaby mi ta paskudna pogoda. Tego dnia było jednak inaczej. Zaczęłam dopatrywać się w tych prozaicznych (nie ukrywajmy: czasami monotonnych i meczących) codziennych czynnościach – właśnie tego piękna. Zaczęłam myśleć inaczej.
Dlaczego to spotkanie i słowa Gosi wywarły na mnie tak duży wpływ? Oczywiście po pierwsze usłyszałam je tak wyraźnie na zasadzie kontrastu, dysonansu – zupełnie nie pasowały do okoliczności i były sprzeczne z moim nastrojem tego dnia spowodowanym pogodą. Po drugie uznałam pewnie Gosię za osobę niezwykle wiarygodną, swego rodzaju „eksperta życia”. Gdybym nie znała jej historii, nie wiedziała o jej chorobie i byłaby to nieznajoma – pomyślałabym pewnie, że to ktoś delikatnie mówiąc „dziwny”. Natomiast ktoś, kto może utracić życie (choć dzielnie i z całych sił o nie walczy) – wydał mi się wiarygodną osobą do mówienia właśnie o życiu. Taki ktoś „wie”, zmieniają się mu priotytety, wie, co naprawdę jest ważne. Zaczynają naprawdę cenić życie, dopiero wtedy, gdy mogą je stracić.
Wiarygodność jest jednym z czynników, które silnie wpływają na zmianę naszych poglądów. Jak pisze Aronson: „Na nasze opinie mają wpływ osoby, które znają się na rzeczy i są godne zaufania”.* Gosia z pewnością taka była, miała jeszcze jedną cechę, która zwiększała jej wiarygodność: nie starała się wpłynąć na moje opinie. Zupełnie naturalnie podzieliła się myślą, jaka akurat w tym momencie przyszła je do głowy. Nie chciała nic osiągnąć, zmienić mnie. Udało się jej to zupełnie niezamierzenie.
Naukowcy na podstawie wielu eksperymentów określili, że „gdy wiarygodność nadawcy jest duża, wówczas im większa rozbieżność między głoszonym przezeń poglądem a poglądami innych ludzi, w tym większym stopniu audytorium zmieni swe stanowisko; z drugiej strony, gdy wiarygodność nadawcy jest wątpliwa lub niewielka, największą zmianę opinii wywołuje umiarkowaną rozbieżność poglądów”. *
Wracając do Gosi, warto zastanowić się, czy tylko osoby, które dzięki swoim doświadczeniom potrafią rzeczywiście prawdziwie docenić życie a my zmagający się z codziennością być może nie? Może ulegamy czasami regule „odwróconej niedostępności”? Reguła ta mówi, że jeśli coś jest powszechne, dostępne codziennie i bez ograniczeń (w tym wypadku nasze życie) – traci dla nas wartość, nie wydaje się nam cenne i tak atrakcyjne. Zapominamy w kołowrocie codzienności, że „Życie jest piękne!”
Ktoś może zapytać, czy czasami Gosia wpłynęła na mnie nie poprzez swoją wiarygodność, ale przez wzbudzenie we mnie lęku przed śmiercią? Według wielu autorów, lęk przed śmiercią (tanatyczny) dominuje nad wszystkimi innymi lękami, mimo iż nie działa tak bezpośrednio jak one. Nasze lęki także wywierają na nas wpływ.
A co Wy zrobilibyście, gdybyście teraz dowiedzieli się, że zostały Wam jeszcze tylko 3 miesiące życia?
Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.
*E. Aronson „Człowiek – istota społeczna”
Stałam przez moment nie wiedząc, co powiedzieć. Bo jak naprawdę można to skomentować? Dla mnie to był kolejny pracowity dzień, w kołowrocie obowiązków, zabiegania i kiepską pogodą, od której wszystkiego się odechciewało. A przede mną stała wychudzona kobieta, bez makijażu, z chustą na głowie, z dość radosnym – jak na okoliczności – wyrazem twarzy, która na pewno bardzo chciała żyć i miała dla kogo. Wszystko, co powiedziałabym wydawało mi się nie na miejscu. W końcu nie odniosłam się do jej słów, choć mocno mnie dotknęły.Przeszłyśmy kawałek rozmawiając o jakichś mało istotnych sprawach. Cały dzień robiąc wszystkie zaplanowane rzeczy z listy, pamiętałam jej słowa „Życie jest piękne”. Normalnie narzekałabym, realizując połowę spraw, przy drugiej połowie - byłabym zdenerwowana, albo nieco wściekła. No i do tego nastrój psułaby mi ta paskudna pogoda. Tego dnia było jednak inaczej. Zaczęłam dopatrywać się w tych prozaicznych (nie ukrywajmy: czasami monotonnych i meczących) codziennych czynnościach – właśnie tego piękna. Zaczęłam myśleć inaczej.
Dlaczego to spotkanie i słowa Gosi wywarły na mnie tak duży wpływ? Oczywiście po pierwsze usłyszałam je tak wyraźnie na zasadzie kontrastu, dysonansu – zupełnie nie pasowały do okoliczności i były sprzeczne z moim nastrojem tego dnia spowodowanym pogodą. Po drugie uznałam pewnie Gosię za osobę niezwykle wiarygodną, swego rodzaju „eksperta życia”. Gdybym nie znała jej historii, nie wiedziała o jej chorobie i byłaby to nieznajoma – pomyślałabym pewnie, że to ktoś delikatnie mówiąc „dziwny”. Natomiast ktoś, kto może utracić życie (choć dzielnie i z całych sił o nie walczy) – wydał mi się wiarygodną osobą do mówienia właśnie o życiu. Taki ktoś „wie”, zmieniają się mu priotytety, wie, co naprawdę jest ważne. Zaczynają naprawdę cenić życie, dopiero wtedy, gdy mogą je stracić.
Wiarygodność jest jednym z czynników, które silnie wpływają na zmianę naszych poglądów. Jak pisze Aronson: „Na nasze opinie mają wpływ osoby, które znają się na rzeczy i są godne zaufania”.* Gosia z pewnością taka była, miała jeszcze jedną cechę, która zwiększała jej wiarygodność: nie starała się wpłynąć na moje opinie. Zupełnie naturalnie podzieliła się myślą, jaka akurat w tym momencie przyszła je do głowy. Nie chciała nic osiągnąć, zmienić mnie. Udało się jej to zupełnie niezamierzenie.
Naukowcy na podstawie wielu eksperymentów określili, że „gdy wiarygodność nadawcy jest duża, wówczas im większa rozbieżność między głoszonym przezeń poglądem a poglądami innych ludzi, w tym większym stopniu audytorium zmieni swe stanowisko; z drugiej strony, gdy wiarygodność nadawcy jest wątpliwa lub niewielka, największą zmianę opinii wywołuje umiarkowaną rozbieżność poglądów”. *
Wracając do Gosi, warto zastanowić się, czy tylko osoby, które dzięki swoim doświadczeniom potrafią rzeczywiście prawdziwie docenić życie a my zmagający się z codziennością być może nie? Może ulegamy czasami regule „odwróconej niedostępności”? Reguła ta mówi, że jeśli coś jest powszechne, dostępne codziennie i bez ograniczeń (w tym wypadku nasze życie) – traci dla nas wartość, nie wydaje się nam cenne i tak atrakcyjne. Zapominamy w kołowrocie codzienności, że „Życie jest piękne!”
Ktoś może zapytać, czy czasami Gosia wpłynęła na mnie nie poprzez swoją wiarygodność, ale przez wzbudzenie we mnie lęku przed śmiercią? Według wielu autorów, lęk przed śmiercią (tanatyczny) dominuje nad wszystkimi innymi lękami, mimo iż nie działa tak bezpośrednio jak one. Nasze lęki także wywierają na nas wpływ.
A co Wy zrobilibyście, gdybyście teraz dowiedzieli się, że zostały Wam jeszcze tylko 3 miesiące życia?
Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.
*E. Aronson „Człowiek – istota społeczna”
UCIEKAJ,PÓKI CZAS
Związek z psychopatą, gaslighting
Byłam od początku zabawką w twoich rękach. Nie liczyłeś się z moimi uczuciami. Coraz bardziej na chłodno wiele rzeczy do mnie dociera i nie mogę pojąć, jak można kłamać w kwestii uczuć. Nie mogę pojąć. Przysięgałeś na życie swojej matki, że mnie kochasz. To jest chore!!!
Prawda, prawda jest najważniejsza!!! Co za bzdury? Jak sobie uświadamiam te wszystkie kłamstwa, to ciarki mnie przechodzą.
Kłamałeś i kłamiesz, a ja ci ufałam, rozumiałam i nawet zaczynałam wierzyć, że mnie kochasz. Żałosne!!!
Zasłaniasz się dobrem całego świata, a nikogo nie szanujesz. Myślisz tylko o sobie, o swoich kompleksach…
Bodźcem do sięgnięcia po starą korespondencję stała się dla Weroniki lektura artykułu, w którym mężczyzna opowiadał o toksycznym związku, z którego z trudem udało mu się wydostać. Przypomniała sobie w jednej chwili piekło, w którym tkwiła przez długie miesiące, emocje, których nie zapomni do końca życia, a które doprowadzały ją do granic wytrzymałości. Związek z psychopatą, z którego z wielkim trudem udało jej się uciec. W historii Antka odnalazła siebie sprzed lat, ofiarę, która wpadła w sieć osoby, która szła po trupach do celu…
W życiu Antka punktem zapalnym stała się próba przeprowadzenia z żoną rozmowy na temat jej zachowań budzących jego niepokój. Podejrzewał ją o romans. Nie było niestety płaszczyzny do komunikacji. Został postawiony pod ścianą. Żona zaczęła wmawiać mu, że ma urojenia. Usłyszał: „o co ci chodzi, coś sobie wymyślił, jesteś szalony, powinieneś się leczyć”. Od tego momentu Antek upewniał się niemal na każdym kroku wśród otoczenia, jak oni spostrzegali daną rzeczywistość. Konsultował wersję zdarzeń. Czuł się zdezorientowany, bezradny, w końcu zaczął brać winę na siebie, tracił do siebie zaufanie. Z dnia na dzień stawał się ofiarą perfidnej i wyrafinowanej manipulacji.
Ze związku z psychopatą - czy to w związku, czy pracy - należy uciekać. Ale nie zawsze jest to takie proste. Czasami jest niemożliwe i dlatego Jarosław Gibas – autor książki „Psychopata w pracy, w rodzinie i wśród znajomych" - proponuje wypracować własną strategię, własną „instrukcję obsługi” psychopaty. Twierdzi, „że najszybszym i najskuteczniejszym sposobem rozpoznania psychopaty są narzędzia, których używa, a nie jego cechy charakteru. Bo cechami charakteru każdy — nawet jeszcze mało wytrenowany — psychopata potrafi nam zamydlić oczy. Jego narzędziowa torba zdradza go jednak natychmiast. (…) A dzieje się tak dlatego, że psychopaci mają swoje ulubione narzędzia, którymi się posługują, by osiągnąć swoje cele.”* A ponieważ zdecydowana większość psychopatów ma podobny zestaw ulubionych narzędzi, Jarosław Gibas uważa, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że pośród nich rozpoznamy te, których ktoś kiedyś próbował używać na nas i „spróbujemy wyposażyć własną skrzynkę narzędziową — tak byśmy mieli do dyspozycji skuteczny oręż obronny i umieli się nim posłużyć.”*
O psychopatach pisałyśmy już na naszym blogu wiele razy. Ale dzisiaj chcę napisać o gaslightingu – jednym z narzędzi, który stosują psychopaci.
Gaslighting jest rodzajem przemocy psychicznej, polegającej na takim manipulowaniu drugą osobą, by stopniowo przejmować kontrolę nad jej sposobem postrzegania rzeczywistości za pomocą zaprzeczania, kłamania, wprowadzania w błąd, sprzeczności i dezinformacji. Manipulator osłabia psychicznie swoją ofiarę, umniejsza jej, często wywołując u niej dezorientację i obniżony nastrój. Z czasem działanie sprawcy powoduje zaniżenie u ofiary poczucia własnej wartości, tak by ofiara manipulacji poczuła się zdezorientowana, bezradna i niezrozumiana, by przejęła winę na siebie i – w najbardziej zaawansowanym stadium - zakwestionowała własne zdrowie psychiczne. Manipulant może udawać, że nie rozumie drugiej osoby. Ale jego działania są prowadzone celowo i ostrożnie, a w jego zachowaniu przeplatają się momenty czułości i wściekłości, co sprawia, że dla osoby z zewnątrz manipulant może wyglądać na dobrego i troskliwego partnera. Ofiarą gaslightingu stał się Antek.
„Termin Gaslighting został zaczerpnięty z tytułu sztuki Patricka Hamiltona Gas Light Gaslighting, czyli nie daj sobie wmówić, że jesteś walnięty („Lampa gazowa”) z 1938 roku, zekranizowanej sześć lat później z głośną rolą Ingrid Bergman. W tej historii mąż za pomocą drobnych, ale konsekwentnych przekłamań usiłuje wmówić swojej żonie chorobę psychiczną i czyni to na tyle skutecznie, że ta zaczyna w to wierzyć. W jednej ze scen widzimy migające lampy gazowe — oczywiście, zostało to skrupulatnie przygotowane przez męża. Odpowiednio zmanipulowana żona wierzy, że wyłącznie ona widzi to migotanie, co ma dowodzić, że to z nią jest coś nie tak.”*
Gaslighting jest obecny nie tylko w związkach czy relacjach małżeńskich. To niezwykle często wykorzystywany zabieg, którego możemy doświadczyć choćby w naszej pracy. Zdarzało wam się słyszeć od czarującego szefa „Ja ci obiecywałem podwyżkę? Chyba coś źle zapamiętałeś albo sam sobie taki scenariusz stworzyłeś w głowie i w niego uwierzyłeś." Brzmi znajomo?
Jak tłumaczy Jarosław Gibas, powołując się na teorię Sterna, manipulację typu gaslighting można rozpoznać dzięki kilku sygnałom ostrzegawczym.
Są to:
„Czasem nie można się odseparować od psychopaty, nie da się uciec, nie ma dokąd. I zadziwiające jest to, że bardzo wiele osób, które to mówią, po latach dochodzi do wniosku, że jednak popełniły błąd, zostając w pracy z szefem psychopatą, nie biorąc rozwodu z psychopatycznym mężem czy nie usamodzielniając się i odseparowując od psychopatycznego rodzica. Wówczas mówią: <<Czemu nie zrobiłem tego wcześniej, czemu nie znalazłem w sobie wówczas odpowiednio dużo odwagi, czemu za mój brak odwagi musiałem zapłacić zmarnowaniem kilku, kilkunastu lat życia, zszarganymi nerwami i utratą życiowej energii?>>”*
Warto mieć oczy szeroko otwarte i walczyć o siebie. Każdy rok, miesiąc, dzień spędzony z bezwzględnym manipulatorem osłabia nas, pozbawia sił, powoduje, że nie wierzymy, że damy sami radę. Natomiast odcięcie się od tej toksycznej osoby spowoduje, że powoli zaczniemy oddychać swobodniej i patrzeć na siebie i świat ze zdrowego punktu widzenia. A to jest bezcenne.
*Fragmenty pochodzą z książki Jarosława Gibasa "Psychopata w pracy, w rodzinie i wśród znajomych", Wyd. Onepress, 2021
Prawda, prawda jest najważniejsza!!! Co za bzdury? Jak sobie uświadamiam te wszystkie kłamstwa, to ciarki mnie przechodzą.
Kłamałeś i kłamiesz, a ja ci ufałam, rozumiałam i nawet zaczynałam wierzyć, że mnie kochasz. Żałosne!!!
Zasłaniasz się dobrem całego świata, a nikogo nie szanujesz. Myślisz tylko o sobie, o swoich kompleksach…
Bodźcem do sięgnięcia po starą korespondencję stała się dla Weroniki lektura artykułu, w którym mężczyzna opowiadał o toksycznym związku, z którego z trudem udało mu się wydostać. Przypomniała sobie w jednej chwili piekło, w którym tkwiła przez długie miesiące, emocje, których nie zapomni do końca życia, a które doprowadzały ją do granic wytrzymałości. Związek z psychopatą, z którego z wielkim trudem udało jej się uciec. W historii Antka odnalazła siebie sprzed lat, ofiarę, która wpadła w sieć osoby, która szła po trupach do celu…
W życiu Antka punktem zapalnym stała się próba przeprowadzenia z żoną rozmowy na temat jej zachowań budzących jego niepokój. Podejrzewał ją o romans. Nie było niestety płaszczyzny do komunikacji. Został postawiony pod ścianą. Żona zaczęła wmawiać mu, że ma urojenia. Usłyszał: „o co ci chodzi, coś sobie wymyślił, jesteś szalony, powinieneś się leczyć”. Od tego momentu Antek upewniał się niemal na każdym kroku wśród otoczenia, jak oni spostrzegali daną rzeczywistość. Konsultował wersję zdarzeń. Czuł się zdezorientowany, bezradny, w końcu zaczął brać winę na siebie, tracił do siebie zaufanie. Z dnia na dzień stawał się ofiarą perfidnej i wyrafinowanej manipulacji.
Ze związku z psychopatą - czy to w związku, czy pracy - należy uciekać. Ale nie zawsze jest to takie proste. Czasami jest niemożliwe i dlatego Jarosław Gibas – autor książki „Psychopata w pracy, w rodzinie i wśród znajomych" - proponuje wypracować własną strategię, własną „instrukcję obsługi” psychopaty. Twierdzi, „że najszybszym i najskuteczniejszym sposobem rozpoznania psychopaty są narzędzia, których używa, a nie jego cechy charakteru. Bo cechami charakteru każdy — nawet jeszcze mało wytrenowany — psychopata potrafi nam zamydlić oczy. Jego narzędziowa torba zdradza go jednak natychmiast. (…) A dzieje się tak dlatego, że psychopaci mają swoje ulubione narzędzia, którymi się posługują, by osiągnąć swoje cele.”* A ponieważ zdecydowana większość psychopatów ma podobny zestaw ulubionych narzędzi, Jarosław Gibas uważa, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że pośród nich rozpoznamy te, których ktoś kiedyś próbował używać na nas i „spróbujemy wyposażyć własną skrzynkę narzędziową — tak byśmy mieli do dyspozycji skuteczny oręż obronny i umieli się nim posłużyć.”*
O psychopatach pisałyśmy już na naszym blogu wiele razy. Ale dzisiaj chcę napisać o gaslightingu – jednym z narzędzi, który stosują psychopaci.
Gaslighting jest rodzajem przemocy psychicznej, polegającej na takim manipulowaniu drugą osobą, by stopniowo przejmować kontrolę nad jej sposobem postrzegania rzeczywistości za pomocą zaprzeczania, kłamania, wprowadzania w błąd, sprzeczności i dezinformacji. Manipulator osłabia psychicznie swoją ofiarę, umniejsza jej, często wywołując u niej dezorientację i obniżony nastrój. Z czasem działanie sprawcy powoduje zaniżenie u ofiary poczucia własnej wartości, tak by ofiara manipulacji poczuła się zdezorientowana, bezradna i niezrozumiana, by przejęła winę na siebie i – w najbardziej zaawansowanym stadium - zakwestionowała własne zdrowie psychiczne. Manipulant może udawać, że nie rozumie drugiej osoby. Ale jego działania są prowadzone celowo i ostrożnie, a w jego zachowaniu przeplatają się momenty czułości i wściekłości, co sprawia, że dla osoby z zewnątrz manipulant może wyglądać na dobrego i troskliwego partnera. Ofiarą gaslightingu stał się Antek.
„Termin Gaslighting został zaczerpnięty z tytułu sztuki Patricka Hamiltona Gas Light Gaslighting, czyli nie daj sobie wmówić, że jesteś walnięty („Lampa gazowa”) z 1938 roku, zekranizowanej sześć lat później z głośną rolą Ingrid Bergman. W tej historii mąż za pomocą drobnych, ale konsekwentnych przekłamań usiłuje wmówić swojej żonie chorobę psychiczną i czyni to na tyle skutecznie, że ta zaczyna w to wierzyć. W jednej ze scen widzimy migające lampy gazowe — oczywiście, zostało to skrupulatnie przygotowane przez męża. Odpowiednio zmanipulowana żona wierzy, że wyłącznie ona widzi to migotanie, co ma dowodzić, że to z nią jest coś nie tak.”*
Gaslighting jest obecny nie tylko w związkach czy relacjach małżeńskich. To niezwykle często wykorzystywany zabieg, którego możemy doświadczyć choćby w naszej pracy. Zdarzało wam się słyszeć od czarującego szefa „Ja ci obiecywałem podwyżkę? Chyba coś źle zapamiętałeś albo sam sobie taki scenariusz stworzyłeś w głowie i w niego uwierzyłeś." Brzmi znajomo?
Jak tłumaczy Jarosław Gibas, powołując się na teorię Sterna, manipulację typu gaslighting można rozpoznać dzięki kilku sygnałom ostrzegawczym.
Są to:
- częste powątpiewanie w swoje własne sądy,
- tworzenie listy kontrolnej (byle tylko nie narazić się na negatywną reakcję po drugiej stronie relacji),
- przygotowywanie się na konfrontację,
- zastanawianie się, czy warto poruszać jakiś temat z obawy przed konsekwencjami,
- łapanie się na przybieraniu postawy przepraszającej,
- niewinne kłamstwa, by uniknąć niezadowolenia,
- zastąpienie swobody i luzu powątpiewaniem w siebie.
„Czasem nie można się odseparować od psychopaty, nie da się uciec, nie ma dokąd. I zadziwiające jest to, że bardzo wiele osób, które to mówią, po latach dochodzi do wniosku, że jednak popełniły błąd, zostając w pracy z szefem psychopatą, nie biorąc rozwodu z psychopatycznym mężem czy nie usamodzielniając się i odseparowując od psychopatycznego rodzica. Wówczas mówią: <<Czemu nie zrobiłem tego wcześniej, czemu nie znalazłem w sobie wówczas odpowiednio dużo odwagi, czemu za mój brak odwagi musiałem zapłacić zmarnowaniem kilku, kilkunastu lat życia, zszarganymi nerwami i utratą życiowej energii?>>”*
Warto mieć oczy szeroko otwarte i walczyć o siebie. Każdy rok, miesiąc, dzień spędzony z bezwzględnym manipulatorem osłabia nas, pozbawia sił, powoduje, że nie wierzymy, że damy sami radę. Natomiast odcięcie się od tej toksycznej osoby spowoduje, że powoli zaczniemy oddychać swobodniej i patrzeć na siebie i świat ze zdrowego punktu widzenia. A to jest bezcenne.
*Fragmenty pochodzą z książki Jarosława Gibasa "Psychopata w pracy, w rodzinie i wśród znajomych", Wyd. Onepress, 2021
Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POWIĄZANY POST:
POLECAMY:
Thibaut Meurisse "Siła emocji. Jak je rozpoznać, kontrolować i ułatwić sobie życie". Wydawnictwo Sensus PREMIERA ODBYŁA SIĘ 11 STYCZNIA! |
NIEWYSTARCZAJĄCO DOBRA
Poczucie wartości, samoocena
Mówiono mi, że brak ojca zostawi wyrwę w moim sercu. Czy tak się stało? Nie wiem, ale raczej się z tym nie zgadzam. Nie pamiętam, abym odczuwała jego brak, bo nigdy nie poznałam jego miłości, obecności, nie miałam więc za czym i za kim tęsknić. Oczywiście to mój punkt widzenia.
Nie pamiętam ojca, natomiast doskonale utkwiła mi w pamięci rozmowa mamy, którą przed laty jako mała dziewczynka przypadkowo usłyszałam. Trudno było przejść obok niej z obojętnością, byłoby dziwne, gdyby nie poruszyła wówczas mojego serca. Nie zapomnę złości mamy, która pełna emocji mówiła do koleżanki, jakie konsekwencje ponoszę jako dziecko mężczyzny, dla którego kusa spódniczka i długie nogi były ważniejsze od rodziny i jej dobra. Dzisiaj zastanawiam się, czy faktycznie je odczuwałam i odczuwam. Pamiętam, że wówczas dochodziły do mnie strzępy rozmowy, w których mama mówiła o poczuciu bezpieczeństwa, o tym, że dziewczynka powinna czuć się chroniona przez ojca, że potrzebuje męskiej energii. Oczywiście snuła wizję przerażającej przyszłości. Wyobrażała sobie mnie jako osobę, która będzie unikała mężczyzn, będzie się ich bała, nie będzie w stanie zaufać osobom płci przeciwnej. Dzisiaj wiem, że to było tylko takie „babskie gadanie”, które w moim przypadku nie miało chyba odbicia w rzeczywistości. Nigdy nie miałam problemu w relacjach z chłopakami. Do dzisiejszego dnia świetnie dogaduję się z kolegami z pracy. Być może posiadanie starszego brata i sąsiedztwo starszych o parę lat kuzynów, z którymi spędzałam wiele czasu i na których zawsze mogłam liczyć, spowodowało, że dobrze czułam się z przedstawicielami płci przeciwnej i nie miałam problemów z budowaniem z nimi relacji. Ale…
Od najmłodszych lat miałam poczucie gorszości i nie wiem, czy można to wiązać z odejściem ojca, czy też nie. W zasadzie nie pamiętam go dobrze. Natomiast doskonale pamiętam, że dla mamy zawsze byłam za gruba, za niska, za mało lotna, zbyt rozbrykana. Wymieniać można długo. Wciąż widzę jej rozczarowane oczy, gdy wracałam ze szkoły z ocenami, które nie były w stanie zaspokoić jej oczekiwań. Pamiętam złość, gdy przybiegałam z podwórka z podartymi rajtuzkami. Zawsze porównywała mnie do pilnego i grzecznego brata, do ślicznych i mądrych rówieśników. Widziałam, jak z podziwem spogląda na moje zgrabne koleżanki, jak podziwia córki swoich przyjaciółek. A ja nie byłam w stanie doskoczyć do jej oczekiwań. W szkole zaczęłam coraz częściej chować się po kątach. Już wówczas czułam się gorsza. Skoro mama tak mnie oceniała, jak mogą na mnie z życzliwością patrzeć osoby obce. Na zajęciach wychowania fizycznego przeżywałam swoje małe piekiełko. Nigdy, z uwagi na moja nadwagę i słabą kondycję fizyczną, nie byłam wybierana do gier zespołowych. Zazdrościłam koleżankom, które zabierały głos na lekcjach. Podziwiałam osoby angażujące się w różnego rodzaju inicjatywy. A mi nawet się nie śniło, aby mieć odwagę, bo przecież jestem za głupia, za mało błyskotliwa, za leniwa. Wmawiałam sobie, że nie uda mi się, nie wyjdzie tak jak trzeba, to nie dla mnie… I tak wypełniałam samospełniające się proroctwo mojej mamy. A jak coś zrobiłam dobrze, to zawsze znalazłam sposób, aby sobie popsuć samopoczucie. Zawsze było to niewystarczająco dobre albo czułam się jak oszustka, obawiając się, że w końcu zostanę zdemaskowana, bo wyjdzie szydło z worka i wyda się, że nie ja powinnam być na tym miejscu i wówczas ze wstydu zapadnę się pod ziemię. Na każdym kroku sprawdzałam samą siebie, poprawiałam, uważałam, że wciąż za mało wiem, niewiele umiem, nie doceniałam swojego potencjału, podważałam swoje kompetencje. Byłam przekonana, że tu, gdzie się znalazłam, jestem przez przypadek, przez dziwny zbieg okoliczności. Tak budowałam moje niskie poczucie wartości, brak wiary w siebie, niską samoocenę. Z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc i z roku na rok stawałam się coraz bardziej przestraszoną szarą myszką zagubioną wśród wielobarwnego świata, w którym każdy był lepszy ode mnie. Często lęk stawał się przeszkodą na drodze do rozwinięcia skrzydeł i osiągnięcia sukcesów.
Przełom nastąpił w momencie, gdy poznałam Adę. Od grudnia zaczęła pracować w naszym dziale. Osoba zarażająca wszystkich poczuciem humoru, ciepła, życzliwa, moim zdaniem lubiąca siebie i wierząca w swoje możliwości. Pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że była osobą niepełnosprawną, poruszającą się na wózku. Z każdym dniem patrząc w jej śmiejące się oczy, obserwując jej duży dystans do siebie i odwagę w podejmowaniu różnych wyzwań, docierało do mnie, że wszystko jest w naszej głowie, w naszych przekonaniach dotyczących siebie i świata. Gdy spojrzałam w lustro, dostrzegłam piękną, elegancką, ze smakiem ubraną kobietę i zdałam sobie sprawę, że ten obraz jest sprzeczny z tym, który noszę w sobie, że jest sprzeczny z tym, w jaki sposób postrzegam siebie. Zdałam sobie sprawę, że nie widzę siebie w obiektywnym świetle, że patrząc na siebie, dostrzegam niewysoką, korpulentną, pyzatą dziewczynkę spoglądająca na świat z przerażeniem i przepraszającą za błędy, które mogą jej się w życiu przydarzyć. Widziałam dziewczynkę i potem kobietę, która nigdy nie była zadowolona z efektu swojej pracy, która nie była dość dobra, wystraczająco zdolna, która była niecierpliwa, niekonsekwentna, której angielski nie był na odpowiednim poziomie, a niemiecki pozostawiał wiele do życzenia. Wymieniać mogłam w nieskończoność…
A Ty, patrzysz na siebie z miłością, wiarą w siebie i szacunkiem? A może podobnie jak Zuzia, z lękiem spoglądasz wokół, obawiasz się oceny, podcinasz sobie skrzydła, nie umiesz cieszyć się z sukcesu i przyjmować komplementów? Może coraz bardziej zamykasz się w sobie i wciąż czujesz na sobie wzrok osób patrzących na ciebie z pogardą? Czas to zmienić!
Nie tylko Ty, ale wielu z nas z różnych powodów nie wykorzystuje swojego potencjału. Nie jedna osoba w wyniku doświadczeń przeszłości poczucie wartości ma mocno nadszarpnięte. Stajemy się coraz bardziej zamknięci w sobie, wycofujemy się z wielu działań, uciekamy przed światem. Wydaje nam się, że jesteśmy wciąż obserwowani i oceniani. Jakbyśmy nie wiedzieli, że właśnie brak wiary w siebie i niska samocena zabijają nasze marzenia i powodują, że tracimy szansę na kosztowanie życia.
Czy jest sposób na to, by naprawić to, co ktoś zepsuł przez swoją nieświadomość, brak wiedzy, uważności, a może własne kompleksy? Mama Zuzi najprawdopodobniej nie miała pojęcia, jaką krzywdę wyrządza córce ciągłymi uwagami, porównywaniem, ocenianiem, moralizowaniem, wyśmiewaniem. Czasu cofnąć się nie da, natomiast zawsze jest szansa na budowanie zdrowego poczucia własnej wartości. Oczywiście przede wszystkim z pomocą przyjść może specjalista, ale każdy we własnym zakresie może dzień po dniu budować swoją samoocenę poprzez różnego rodzaju ćwiczenia. Jedno z nich znalazłam w fantastycznej książce „Siła emocji” wydanej przez Wydawnictwo Sensus. Jej autor Thibaut Meurisse prezentuje ćwiczenie, które zostało nazwane Rejestr Zwycięstw. Poniżej możecie się z nim zapoznać.
REJESTR ZWYCIĘSTW
Jednym z najlepszych sposobów na zauważenie swoich osiągnieć jest zapisywanie ich. Polecam Ci założyć w tym celu osobny notatnik.
*Fragment pochodzi z książki "Siła emocji", T. Meurisse'a, Wydawnictwo Sensus, 2023
**Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Sensus
Nie pamiętam ojca, natomiast doskonale utkwiła mi w pamięci rozmowa mamy, którą przed laty jako mała dziewczynka przypadkowo usłyszałam. Trudno było przejść obok niej z obojętnością, byłoby dziwne, gdyby nie poruszyła wówczas mojego serca. Nie zapomnę złości mamy, która pełna emocji mówiła do koleżanki, jakie konsekwencje ponoszę jako dziecko mężczyzny, dla którego kusa spódniczka i długie nogi były ważniejsze od rodziny i jej dobra. Dzisiaj zastanawiam się, czy faktycznie je odczuwałam i odczuwam. Pamiętam, że wówczas dochodziły do mnie strzępy rozmowy, w których mama mówiła o poczuciu bezpieczeństwa, o tym, że dziewczynka powinna czuć się chroniona przez ojca, że potrzebuje męskiej energii. Oczywiście snuła wizję przerażającej przyszłości. Wyobrażała sobie mnie jako osobę, która będzie unikała mężczyzn, będzie się ich bała, nie będzie w stanie zaufać osobom płci przeciwnej. Dzisiaj wiem, że to było tylko takie „babskie gadanie”, które w moim przypadku nie miało chyba odbicia w rzeczywistości. Nigdy nie miałam problemu w relacjach z chłopakami. Do dzisiejszego dnia świetnie dogaduję się z kolegami z pracy. Być może posiadanie starszego brata i sąsiedztwo starszych o parę lat kuzynów, z którymi spędzałam wiele czasu i na których zawsze mogłam liczyć, spowodowało, że dobrze czułam się z przedstawicielami płci przeciwnej i nie miałam problemów z budowaniem z nimi relacji. Ale…
Od najmłodszych lat miałam poczucie gorszości i nie wiem, czy można to wiązać z odejściem ojca, czy też nie. W zasadzie nie pamiętam go dobrze. Natomiast doskonale pamiętam, że dla mamy zawsze byłam za gruba, za niska, za mało lotna, zbyt rozbrykana. Wymieniać można długo. Wciąż widzę jej rozczarowane oczy, gdy wracałam ze szkoły z ocenami, które nie były w stanie zaspokoić jej oczekiwań. Pamiętam złość, gdy przybiegałam z podwórka z podartymi rajtuzkami. Zawsze porównywała mnie do pilnego i grzecznego brata, do ślicznych i mądrych rówieśników. Widziałam, jak z podziwem spogląda na moje zgrabne koleżanki, jak podziwia córki swoich przyjaciółek. A ja nie byłam w stanie doskoczyć do jej oczekiwań. W szkole zaczęłam coraz częściej chować się po kątach. Już wówczas czułam się gorsza. Skoro mama tak mnie oceniała, jak mogą na mnie z życzliwością patrzeć osoby obce. Na zajęciach wychowania fizycznego przeżywałam swoje małe piekiełko. Nigdy, z uwagi na moja nadwagę i słabą kondycję fizyczną, nie byłam wybierana do gier zespołowych. Zazdrościłam koleżankom, które zabierały głos na lekcjach. Podziwiałam osoby angażujące się w różnego rodzaju inicjatywy. A mi nawet się nie śniło, aby mieć odwagę, bo przecież jestem za głupia, za mało błyskotliwa, za leniwa. Wmawiałam sobie, że nie uda mi się, nie wyjdzie tak jak trzeba, to nie dla mnie… I tak wypełniałam samospełniające się proroctwo mojej mamy. A jak coś zrobiłam dobrze, to zawsze znalazłam sposób, aby sobie popsuć samopoczucie. Zawsze było to niewystarczająco dobre albo czułam się jak oszustka, obawiając się, że w końcu zostanę zdemaskowana, bo wyjdzie szydło z worka i wyda się, że nie ja powinnam być na tym miejscu i wówczas ze wstydu zapadnę się pod ziemię. Na każdym kroku sprawdzałam samą siebie, poprawiałam, uważałam, że wciąż za mało wiem, niewiele umiem, nie doceniałam swojego potencjału, podważałam swoje kompetencje. Byłam przekonana, że tu, gdzie się znalazłam, jestem przez przypadek, przez dziwny zbieg okoliczności. Tak budowałam moje niskie poczucie wartości, brak wiary w siebie, niską samoocenę. Z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc i z roku na rok stawałam się coraz bardziej przestraszoną szarą myszką zagubioną wśród wielobarwnego świata, w którym każdy był lepszy ode mnie. Często lęk stawał się przeszkodą na drodze do rozwinięcia skrzydeł i osiągnięcia sukcesów.
Przełom nastąpił w momencie, gdy poznałam Adę. Od grudnia zaczęła pracować w naszym dziale. Osoba zarażająca wszystkich poczuciem humoru, ciepła, życzliwa, moim zdaniem lubiąca siebie i wierząca w swoje możliwości. Pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że była osobą niepełnosprawną, poruszającą się na wózku. Z każdym dniem patrząc w jej śmiejące się oczy, obserwując jej duży dystans do siebie i odwagę w podejmowaniu różnych wyzwań, docierało do mnie, że wszystko jest w naszej głowie, w naszych przekonaniach dotyczących siebie i świata. Gdy spojrzałam w lustro, dostrzegłam piękną, elegancką, ze smakiem ubraną kobietę i zdałam sobie sprawę, że ten obraz jest sprzeczny z tym, który noszę w sobie, że jest sprzeczny z tym, w jaki sposób postrzegam siebie. Zdałam sobie sprawę, że nie widzę siebie w obiektywnym świetle, że patrząc na siebie, dostrzegam niewysoką, korpulentną, pyzatą dziewczynkę spoglądająca na świat z przerażeniem i przepraszającą za błędy, które mogą jej się w życiu przydarzyć. Widziałam dziewczynkę i potem kobietę, która nigdy nie była zadowolona z efektu swojej pracy, która nie była dość dobra, wystraczająco zdolna, która była niecierpliwa, niekonsekwentna, której angielski nie był na odpowiednim poziomie, a niemiecki pozostawiał wiele do życzenia. Wymieniać mogłam w nieskończoność…
A Ty, patrzysz na siebie z miłością, wiarą w siebie i szacunkiem? A może podobnie jak Zuzia, z lękiem spoglądasz wokół, obawiasz się oceny, podcinasz sobie skrzydła, nie umiesz cieszyć się z sukcesu i przyjmować komplementów? Może coraz bardziej zamykasz się w sobie i wciąż czujesz na sobie wzrok osób patrzących na ciebie z pogardą? Czas to zmienić!
Nie tylko Ty, ale wielu z nas z różnych powodów nie wykorzystuje swojego potencjału. Nie jedna osoba w wyniku doświadczeń przeszłości poczucie wartości ma mocno nadszarpnięte. Stajemy się coraz bardziej zamknięci w sobie, wycofujemy się z wielu działań, uciekamy przed światem. Wydaje nam się, że jesteśmy wciąż obserwowani i oceniani. Jakbyśmy nie wiedzieli, że właśnie brak wiary w siebie i niska samocena zabijają nasze marzenia i powodują, że tracimy szansę na kosztowanie życia.
Czy jest sposób na to, by naprawić to, co ktoś zepsuł przez swoją nieświadomość, brak wiedzy, uważności, a może własne kompleksy? Mama Zuzi najprawdopodobniej nie miała pojęcia, jaką krzywdę wyrządza córce ciągłymi uwagami, porównywaniem, ocenianiem, moralizowaniem, wyśmiewaniem. Czasu cofnąć się nie da, natomiast zawsze jest szansa na budowanie zdrowego poczucia własnej wartości. Oczywiście przede wszystkim z pomocą przyjść może specjalista, ale każdy we własnym zakresie może dzień po dniu budować swoją samoocenę poprzez różnego rodzaju ćwiczenia. Jedno z nich znalazłam w fantastycznej książce „Siła emocji” wydanej przez Wydawnictwo Sensus. Jej autor Thibaut Meurisse prezentuje ćwiczenie, które zostało nazwane Rejestr Zwycięstw. Poniżej możecie się z nim zapoznać.
REJESTR ZWYCIĘSTW
Jednym z najlepszych sposobów na zauważenie swoich osiągnieć jest zapisywanie ich. Polecam Ci założyć w tym celu osobny notatnik.
- Na początek spisuj wszystkie swoje osiągniecia życiowe. Przypomnij sobie przynajmniej pięćdziesiąt pozycji. Jeśli skończą Ci się pomysły, dopisz mniejsze osiągnięcia. To pomoże Ci uzmysłowić sobie, jak wiele już masz na koncie.
- Następnie w każdy wieczór zapisuj wszystkie osiągniecia danego dnia. Mogą to być proste rzeczy w rodzaju: obudziłem się na czas, ćwiczyłem, zjadłem zdrowe śniadanie.
*Fragment pochodzi z książki "Siła emocji", T. Meurisse'a, Wydawnictwo Sensus, 2023
**Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Sensus
POLECAMY:
Thibaut Meurisse "Siła emocji. Jak je rozpoznać, kontrolować i ułatwić sobie życie". Wydawnictwo Sensus PREMIERA ODBYŁA SIĘ 11 STYCZNIA! |
POWIĄZANY POST:
POLECAMY:
ZMIEŃ PERSPEKTYWĘ!
"Prawa na każdy dzień"
KASIA
Otworzyła okno, bo potrzebowała zimnego powietrza, dusiła się pod nagłą lawiną emocji, której nie mogła powstrzymać. Dostrzegała, że robi się coraz większą pesymistką. Coraz częściej irytowali ją inni ludzie. Miała pretensje do męża, że nie umie wykorzystać swojego potencjału, miała żal do rodziców, że nie zapewnili jej lepszego startu, patrzyła ze złością na koleżanki w pracy, które miały lepiej niż ona. Dostrzegała, że coraz częściej zalewa ją fala żalu, zazdrości, pretensji do całego świata. Widziała, że coraz częściej wpada w złość, ale nie wiedziała jak to zmienić.
HELA
Hela długo nie mogła dojść do siebie po śmierci męża. Wpadła w depresję. Uważała, że Bóg się od niej odwrócił, obwiniała go o krzyż, który dostała na swoje barki, a pod którego ciężarem się ugięła i nie miała już sił, aby się podnieść i iść dalej. Wiara, która pomagała jej przez długie lata znajdywać właściwy kierunek i stanowiła w dużej mierze o jej poczuciu bezpieczeństwa, rozpadła się na malutkie kawałeczki. Znalazła się w punkcie, z którego nie widziała światełka w tunelu swojego życia, w którym w danym momencie się znalazła. Straciła samokontrolę. Wszystko widziała w ciemnych barwach.
POLA
Od wczesnego dzieciństwa nosiła w sobie traumy i rany. Z każdym rokiem swojego życia kumulowała rozczarowania i urazy. Czuła się bezwartościowa, gorsza od innych. Obawiała się nieprzewidywalności życia. Wciąż żyła z lękiem, obawiała się, że grunt pewnego dnia może osunąć się pod jej nogami. Panicznie bała się, że znów kogoś w swoim życiu straci, dlatego nie wchodziła w bliższe relacje ze strachu przed opuszczeniem. Wiedziała, że za miłość i przywiązanie trzeba płacić. Uważała też, że nic w życiu dobrego nie może jej już spotkać. Przyjmowała wobec życia postawę wycofania, pełną obaw. Coraz częściej też zaglądała do kieliszka.
KASIA
Zarówno mąż, jak i przyjaciółki dostrzegli, że Kasia straciła dawną radość życia. Z roku na rok stawała się coraz bardziej zrzędliwa, niezadowolona z tego, co miała, wytykająca wszystkim błędy. Bliscy dostrzegli, że wykorzystuje swoją przewagę wynikającą z wieku, roli, pozycji nad innymi i byli przekonani, że nie jest to wynikiem jej siły, ale bezradności, która powoduje, że wpada w złość, zastrasza, szantażuje. Kasia miała szczęście, że kochające ją osoby pomimo że czasami miały już dość jej zachowania, umiały pokazać, na czym polega jej problem. W sposób subtelny uświadomili, że się zapętliła, poddała niszczącym emocjom, że zamiast oczekiwać od innych i losu zmiany zachowania, powinna sama przejmować kontrolę i dokonywać zmian. Do Kasi powoli zaczęło docierać, że przeszkody i upadki należy traktować jak szanse i możliwości. Zrozumiała też, że otaczała się od dłuższego czasu ludźmi, których emocje i sposoby myślenia wpływały na nią negatywnie, zarażając ją pesymizmem i ucząc wchodzić w role ofiary.
HELA
Tylko przypadek sprawił, że kolejnej bezsennej nocy Hela przeglądając Internet, trafiła na artykuł pisany przez psychologa. Obraz życzliwych oczu terapeutki spoglądających na zdjęciu oraz znajdujące się pod fotografią słowa skierowane do osób potrzebujących wsparcia, przez kolejne dni powracały do niej jak bumerang. Hela znalazła siłę, a może był to akt desperacji, i napisała maila. Terapia spowodowała, że zmieniła nastawienie do życia, do siebie i innych. Małymi kroczkami zaczynała zmieniać swoje myślenie. I powoli udawało jej się odzyskiwać spokój i nadzieję.
POLA
Czy czuła się jak w więzieniu, które sobie sama zafundowała? Chyba nie! Uświadomienie sobie tego powinno dawać możliwość wyboru i skłaniać do działania. A przecież wygodniej było zamykać się i kulić w sobie. Niewątpliwie łatwiej było obwiniać innych, użalać się nad swoją przeszłością, niż wziąć odpowiedzialność za swoje życie, nabrać zdrowego dystansu i podjąć radykalną decyzję o zmianie, aby zawalczyć o siebie. Pola pamięta dokładnie ten dzień, w którym nastąpił punkt zwrotny. Potrzebowała chyba lustra, aby móc się przejrzeć. I przejrzała się w oczach bohaterki filmu ukazującego problem ran dzieciństwa i alkoholizmu. Zrozumiała, że nie ponosi winy za to, co działo się w jej domu, gdy miała 5, 10 czy 15 lat. Dotarło do niej, że wówczas była dzieckiem i miała prawo do tego, by odczuwać bezradność, lęk, by mieć poczucie niesprawiedliwości. Ale dzisiaj jest w innym miejscu i ponosi odpowiedzialność za każdą podjęta decyzję i za zaniechanie działań. Ta świadomość i ta odwaga skonfrontowania się z samą sobą, z trudną przeszłością spowodowała, że w więzieniu, w którym tkwiła na własne życzenie, w końcu zaczęła zrywać murom zęby krat.
Kasie, Heleny, Pole… Wiele ich wśród nas. Wielu z nas podobnie jak one uwikłanych jest w różnego rodzaju więzy. Rany przeszłości, emocje, niezdrowe przywiązania, nałogi powodują, że nie możemy oddychać pełną piersią, wchodzić w zdrowe relacje i smakować życia. Jesteśmy bezradni, smutni, paraliżuje nas wstyd, zazdrość, blokuje poczucie gorszości, tracimy do siebie szacunek, wiarę w swoje możliwości. Jak wyjść z tego impasu? Zwykle potrzebny jest albo impuls, albo drugi człowiek, który pomoże nam zmienić perspektywę i zawalczyć o siebie, gdyż nigdy nie jest za późno. Poniżej przedstawiam dwanaście wskazówek Roberta Greene'a, które zaczerpnęłam z książki "Prawa na każdy dzień" będącej pewnego rodzaju poradnikiem. Jego rady moim zdaniem mogą stanowić pewnego rodzaju błysk, który pozwoli na refleksję i pomoże między innymi rozpoznać swoje talenty, nauczyć się przenikać do serc i umysłów innych ludzi, a także doświadczać radości i szczęścia.
1. Zaakceptuj swoje ograniczenia i wykorzystaj to, co masz do dyspozycji, zamiast fantazjować o boskich mocach, których nie posiądziesz. Przyjmij realistyczne podejście, jak powiedział Ksenofont, Twoimi przeszkodami nie są rzeki, góry ani inni ludzie Twoją przeszkodą jesteś Ty sam.
2. Kontroluj swoje emocje i planuj z wyprzedzeniem swoje ruchy, zawsze obserwując całą szachownicę, rozwiązuj problemy po kolei. Zapanuj nad naturalną ludzką skłonnością do natychmiastowej reakcji i naucz się robić krok do tyłu i wyobrażać sobie wielkie rzeczy, które kształtują się poza zasięgiem Twojego wzroku.
3. Pamiętaj, że niewielu ludzi jest tak szczęśliwych, jak sugeruje ich zewnętrzny wizerunek, który prezentują otoczeniu. Zajrzyj pod tę fasadę, a docenisz to, co masz.
4. Życie to ciągła walka i nieustanne zmagania. Trudne sytuacje, destrukcyjne relacje, niebezpieczne przedsięwzięcia to nasza codzienność. To, jak sobie radzisz z tymi trudnościami, decyduje o Twoim losie. Jeśli czujesz się zagubiony i zdezorientowany, nie wiesz, dokąd zmierzasz i nie potrafisz odróżnić przyjaciela od wroga, możesz za to winić tylko siebie. Wszystko zależy od Twojego nastawienia i od tego, jak patrzysz na świat. Zmiana perspektywy może sprawić, że z pasywnego i zagubionego najemnika zmienisz się w zmotywowanego i kreatywnego wojownika.
5. Zamiast odczuwać chęć skrzywdzenia czy pozbawienia czegoś osoby, która osiągnęła więcej, zapragnij wznieść się na jej poziom. W ten sposób zazdrość stanie się bodźcem dążenia do doskonałości. Praktykując tego rodzaju działania, możemy starać się znaleźć w otoczeniu ludzi, którzy stymulują pragnienia współzawodnictwa, ludzi, którzy są nieco zdolniejsi od nas samych.
6. Zamiast chcieć tego, co ma ktoś inny, i posuwać się z bezradności do aktów sabotażu, pragnij zdobyć to samo dla siebie i wierzyć, że jesteś do tego zdolny.
7. Mechanizmu porównywania się z innymi nie możemy w swoim umyśle zatrzymać, więc najlepiej przekieruj jego działanie na coś produktywnego i kreatywnego.
8. Uprzedmiotawiaj cechy, których inni powinni się Twoim zdaniem wstydzić. Bądź lustrem, dzięki któremu będą mogli przyjrzeć się swoim niewłaściwym zachowaniom i wyciągnąć odpowiednie wnioski.
9. Moment zwycięstwa często jest również momentem największego zagrożenia. Nie pozwól, żeby sukces uderzył Ci do głowy.
10. Przyjrzyj się emocjom, które nieustannie wpływają na Twoje koncepcje i decyzje. Naucz się zadawać sobie pytania: skąd ten gniew czy żal? Skąd się bierze ta nieustanna potrzeba zwracania na siebie uwagi?
11. Możliwe, że zazdrość jest najbrzydszą ludzką emocją. Zniszcz ją, zanim ona zniszczy Ciebie. Zbuduj silne poczucie wartości, którego źródłem będą Twoje wewnętrzne standardy, a nie ciągłe porównywanie się z innymi.
12. Potraktuj przeszkody jak okazje do nauczenia się czegoś nowego, jako sposób na zwiększenie swojej siły.
*Fragmenty pochodzą z książki "Prawa na każdy dzień" Roberta Greene'a, Wydawnictwo Sensus, 2023
**Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Sensus
Otworzyła okno, bo potrzebowała zimnego powietrza, dusiła się pod nagłą lawiną emocji, której nie mogła powstrzymać. Dostrzegała, że robi się coraz większą pesymistką. Coraz częściej irytowali ją inni ludzie. Miała pretensje do męża, że nie umie wykorzystać swojego potencjału, miała żal do rodziców, że nie zapewnili jej lepszego startu, patrzyła ze złością na koleżanki w pracy, które miały lepiej niż ona. Dostrzegała, że coraz częściej zalewa ją fala żalu, zazdrości, pretensji do całego świata. Widziała, że coraz częściej wpada w złość, ale nie wiedziała jak to zmienić.
HELA
Hela długo nie mogła dojść do siebie po śmierci męża. Wpadła w depresję. Uważała, że Bóg się od niej odwrócił, obwiniała go o krzyż, który dostała na swoje barki, a pod którego ciężarem się ugięła i nie miała już sił, aby się podnieść i iść dalej. Wiara, która pomagała jej przez długie lata znajdywać właściwy kierunek i stanowiła w dużej mierze o jej poczuciu bezpieczeństwa, rozpadła się na malutkie kawałeczki. Znalazła się w punkcie, z którego nie widziała światełka w tunelu swojego życia, w którym w danym momencie się znalazła. Straciła samokontrolę. Wszystko widziała w ciemnych barwach.
POLA
Od wczesnego dzieciństwa nosiła w sobie traumy i rany. Z każdym rokiem swojego życia kumulowała rozczarowania i urazy. Czuła się bezwartościowa, gorsza od innych. Obawiała się nieprzewidywalności życia. Wciąż żyła z lękiem, obawiała się, że grunt pewnego dnia może osunąć się pod jej nogami. Panicznie bała się, że znów kogoś w swoim życiu straci, dlatego nie wchodziła w bliższe relacje ze strachu przed opuszczeniem. Wiedziała, że za miłość i przywiązanie trzeba płacić. Uważała też, że nic w życiu dobrego nie może jej już spotkać. Przyjmowała wobec życia postawę wycofania, pełną obaw. Coraz częściej też zaglądała do kieliszka.
KASIA
Zarówno mąż, jak i przyjaciółki dostrzegli, że Kasia straciła dawną radość życia. Z roku na rok stawała się coraz bardziej zrzędliwa, niezadowolona z tego, co miała, wytykająca wszystkim błędy. Bliscy dostrzegli, że wykorzystuje swoją przewagę wynikającą z wieku, roli, pozycji nad innymi i byli przekonani, że nie jest to wynikiem jej siły, ale bezradności, która powoduje, że wpada w złość, zastrasza, szantażuje. Kasia miała szczęście, że kochające ją osoby pomimo że czasami miały już dość jej zachowania, umiały pokazać, na czym polega jej problem. W sposób subtelny uświadomili, że się zapętliła, poddała niszczącym emocjom, że zamiast oczekiwać od innych i losu zmiany zachowania, powinna sama przejmować kontrolę i dokonywać zmian. Do Kasi powoli zaczęło docierać, że przeszkody i upadki należy traktować jak szanse i możliwości. Zrozumiała też, że otaczała się od dłuższego czasu ludźmi, których emocje i sposoby myślenia wpływały na nią negatywnie, zarażając ją pesymizmem i ucząc wchodzić w role ofiary.
HELA
Tylko przypadek sprawił, że kolejnej bezsennej nocy Hela przeglądając Internet, trafiła na artykuł pisany przez psychologa. Obraz życzliwych oczu terapeutki spoglądających na zdjęciu oraz znajdujące się pod fotografią słowa skierowane do osób potrzebujących wsparcia, przez kolejne dni powracały do niej jak bumerang. Hela znalazła siłę, a może był to akt desperacji, i napisała maila. Terapia spowodowała, że zmieniła nastawienie do życia, do siebie i innych. Małymi kroczkami zaczynała zmieniać swoje myślenie. I powoli udawało jej się odzyskiwać spokój i nadzieję.
POLA
Czy czuła się jak w więzieniu, które sobie sama zafundowała? Chyba nie! Uświadomienie sobie tego powinno dawać możliwość wyboru i skłaniać do działania. A przecież wygodniej było zamykać się i kulić w sobie. Niewątpliwie łatwiej było obwiniać innych, użalać się nad swoją przeszłością, niż wziąć odpowiedzialność za swoje życie, nabrać zdrowego dystansu i podjąć radykalną decyzję o zmianie, aby zawalczyć o siebie. Pola pamięta dokładnie ten dzień, w którym nastąpił punkt zwrotny. Potrzebowała chyba lustra, aby móc się przejrzeć. I przejrzała się w oczach bohaterki filmu ukazującego problem ran dzieciństwa i alkoholizmu. Zrozumiała, że nie ponosi winy za to, co działo się w jej domu, gdy miała 5, 10 czy 15 lat. Dotarło do niej, że wówczas była dzieckiem i miała prawo do tego, by odczuwać bezradność, lęk, by mieć poczucie niesprawiedliwości. Ale dzisiaj jest w innym miejscu i ponosi odpowiedzialność za każdą podjęta decyzję i za zaniechanie działań. Ta świadomość i ta odwaga skonfrontowania się z samą sobą, z trudną przeszłością spowodowała, że w więzieniu, w którym tkwiła na własne życzenie, w końcu zaczęła zrywać murom zęby krat.
Kasie, Heleny, Pole… Wiele ich wśród nas. Wielu z nas podobnie jak one uwikłanych jest w różnego rodzaju więzy. Rany przeszłości, emocje, niezdrowe przywiązania, nałogi powodują, że nie możemy oddychać pełną piersią, wchodzić w zdrowe relacje i smakować życia. Jesteśmy bezradni, smutni, paraliżuje nas wstyd, zazdrość, blokuje poczucie gorszości, tracimy do siebie szacunek, wiarę w swoje możliwości. Jak wyjść z tego impasu? Zwykle potrzebny jest albo impuls, albo drugi człowiek, który pomoże nam zmienić perspektywę i zawalczyć o siebie, gdyż nigdy nie jest za późno. Poniżej przedstawiam dwanaście wskazówek Roberta Greene'a, które zaczerpnęłam z książki "Prawa na każdy dzień" będącej pewnego rodzaju poradnikiem. Jego rady moim zdaniem mogą stanowić pewnego rodzaju błysk, który pozwoli na refleksję i pomoże między innymi rozpoznać swoje talenty, nauczyć się przenikać do serc i umysłów innych ludzi, a także doświadczać radości i szczęścia.
1. Zaakceptuj swoje ograniczenia i wykorzystaj to, co masz do dyspozycji, zamiast fantazjować o boskich mocach, których nie posiądziesz. Przyjmij realistyczne podejście, jak powiedział Ksenofont, Twoimi przeszkodami nie są rzeki, góry ani inni ludzie Twoją przeszkodą jesteś Ty sam.
2. Kontroluj swoje emocje i planuj z wyprzedzeniem swoje ruchy, zawsze obserwując całą szachownicę, rozwiązuj problemy po kolei. Zapanuj nad naturalną ludzką skłonnością do natychmiastowej reakcji i naucz się robić krok do tyłu i wyobrażać sobie wielkie rzeczy, które kształtują się poza zasięgiem Twojego wzroku.
3. Pamiętaj, że niewielu ludzi jest tak szczęśliwych, jak sugeruje ich zewnętrzny wizerunek, który prezentują otoczeniu. Zajrzyj pod tę fasadę, a docenisz to, co masz.
4. Życie to ciągła walka i nieustanne zmagania. Trudne sytuacje, destrukcyjne relacje, niebezpieczne przedsięwzięcia to nasza codzienność. To, jak sobie radzisz z tymi trudnościami, decyduje o Twoim losie. Jeśli czujesz się zagubiony i zdezorientowany, nie wiesz, dokąd zmierzasz i nie potrafisz odróżnić przyjaciela od wroga, możesz za to winić tylko siebie. Wszystko zależy od Twojego nastawienia i od tego, jak patrzysz na świat. Zmiana perspektywy może sprawić, że z pasywnego i zagubionego najemnika zmienisz się w zmotywowanego i kreatywnego wojownika.
5. Zamiast odczuwać chęć skrzywdzenia czy pozbawienia czegoś osoby, która osiągnęła więcej, zapragnij wznieść się na jej poziom. W ten sposób zazdrość stanie się bodźcem dążenia do doskonałości. Praktykując tego rodzaju działania, możemy starać się znaleźć w otoczeniu ludzi, którzy stymulują pragnienia współzawodnictwa, ludzi, którzy są nieco zdolniejsi od nas samych.
6. Zamiast chcieć tego, co ma ktoś inny, i posuwać się z bezradności do aktów sabotażu, pragnij zdobyć to samo dla siebie i wierzyć, że jesteś do tego zdolny.
7. Mechanizmu porównywania się z innymi nie możemy w swoim umyśle zatrzymać, więc najlepiej przekieruj jego działanie na coś produktywnego i kreatywnego.
8. Uprzedmiotawiaj cechy, których inni powinni się Twoim zdaniem wstydzić. Bądź lustrem, dzięki któremu będą mogli przyjrzeć się swoim niewłaściwym zachowaniom i wyciągnąć odpowiednie wnioski.
9. Moment zwycięstwa często jest również momentem największego zagrożenia. Nie pozwól, żeby sukces uderzył Ci do głowy.
10. Przyjrzyj się emocjom, które nieustannie wpływają na Twoje koncepcje i decyzje. Naucz się zadawać sobie pytania: skąd ten gniew czy żal? Skąd się bierze ta nieustanna potrzeba zwracania na siebie uwagi?
11. Możliwe, że zazdrość jest najbrzydszą ludzką emocją. Zniszcz ją, zanim ona zniszczy Ciebie. Zbuduj silne poczucie wartości, którego źródłem będą Twoje wewnętrzne standardy, a nie ciągłe porównywanie się z innymi.
12. Potraktuj przeszkody jak okazje do nauczenia się czegoś nowego, jako sposób na zwiększenie swojej siły.
*Fragmenty pochodzą z książki "Prawa na każdy dzień" Roberta Greene'a, Wydawnictwo Sensus, 2023
**Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Sensus
POLECAMY:
BYŁAM NAIWNA
W sieci narcyza
Położyła kopertę na stole. Powoli ściągnęła płaszcz, zaparzyła herbatę i usiadła na krześle, wpatrując się w śnieżnobiałe zaproszenie. Zaproszenie na ślub siostrzenicy przywołało wspomnienia, do których niechętnie powracała. Ślub kojarzący się niemal każdemu z atmosferą radości, szczęścia, ekscytacji, dla niej miał zupełnie inny wydźwięk. Pamiętała doskonale dzień, który miał być najpiękniejszym wspomnieniem w życiu, a pozostawił po sobie głęboką ranę.
Kostka poznała na jednej z imprez firmowych. Pracował w innym mieście. Oczarował ją, jak i całe towarzystwo od momentu, w którym się pojawił. Przystojny, pewny siebie, czarujący. Tak przynajmniej był odbierany przez otoczenie. Nikt nie miał pojęcia, że pod tą maską kryje się człowiek przepełniony lękiem i złością.
Iza od razu wpadła mu w oko. Uczynił wszystko, by ją zaintrygować, a potem pokazać siebie jako ideał. Świetnie grał, robił wszystko, by ją oczarować, a potem rozkochać, aby dała mu poczucie bezpieczeństwa i dowartościowała w zamian za… piekło, które jej zgotował. Iza powoli wpadała w sidła zastawione przez mężczyznę wyrachowanego i nastawionego tylko na branie. Z kobiety pewnej siebie stawała się osobą, która przestawała istnieć. Liczył się w tym związku tylko on - człowiek pozbawiony empatii i poczucia winy.
Po odejściu od Kostka Iza długo nie mogła odzyskać równowagi. Przyjaciele znający ją od czasów studenckich nie mogli zrozumieć, jak ona - osoba stojąca nogami na ziemi, o wysokim poczuciu własnej wartości, dała się omotać takiemu zakompleksionemu człowiekowi. Stał się dla niej toksyczny, jak na narcyza przystało.
W życiu niejednokrotnie spotykamy wiele toksycznych osób, nie tylko narcyzów, które są przyczyną naszego cierpienia i wielu problemów, z którymi musimy się zmierzyć. Jak się przed nimi ustrzec? Czy powinniśmy być bardziej czujni, a może mniej naiwni?
Robert Greene w książce „Prawa ludzkiej natury” napisał: „Gdybyśmy naprawdę rozumieli korzenie ludzkich zachowań, destrukcyjnym jednostkom byłoby znacznie trudniej wymigiwać się od skutków własnych działań. Nie dawalibyśmy się tak łatwo oczarować i wprowadzić w błąd. Moglibyśmy przewidzieć ich podłe manewry i manipulacje. (…) Nie pozwolilibyśmy, aby tacy ludzie wciągali nas w swoje intrygi. (…)”*
Co zatem należy zrobić? Otóż Greene proponuje nam - czytelnikom - przyjrzeć się bliżej sobie, poznać swój potencjał i świadomiej się rozwijać, ale także uczyć się obserwowania ludzi, interpretowania sygnałów pochodzących od innych, rozpoznawania ludzkich masek, dzięki czemu będziemy mogli chronić siebie przed wpływem toksycznych osób. Można to zrobić dzięki lekturze jego książki, w której w osiemnastu rozdziałach odnosi się do konkretnych aspektów lub praw ludzkiej natury, między innymi do prawa irracjonalności, narcyzmu, odgrywania ról, kompulsywnego zachowania, pożądliwości, zazdrości, autosabotażu, wypierania śmierci, bezcelowości.
Każdy z nich zawiera opowieść o jakiejś znanej osobie lub osobach, która ilustruje dane prawo oraz koncepcje i strategie postępowania z samym sobą i innymi w warunkach oddziaływania tegoż prawa. Możemy przeczytać między innym o Coco Chanel, Lwie Tołstoju, Józefie Stalinie, Abrahamie Lincolnie.
Wracając do Izy. Czy mogła rozpoznać narcyza w Kostku?
Otóż "osoby głęboko narcystyczne da się rozpoznać na podstawie następujących wzorców zachowania:
*R. Greene "Prawa ludzkiej natury"
Kostka poznała na jednej z imprez firmowych. Pracował w innym mieście. Oczarował ją, jak i całe towarzystwo od momentu, w którym się pojawił. Przystojny, pewny siebie, czarujący. Tak przynajmniej był odbierany przez otoczenie. Nikt nie miał pojęcia, że pod tą maską kryje się człowiek przepełniony lękiem i złością.
Iza od razu wpadła mu w oko. Uczynił wszystko, by ją zaintrygować, a potem pokazać siebie jako ideał. Świetnie grał, robił wszystko, by ją oczarować, a potem rozkochać, aby dała mu poczucie bezpieczeństwa i dowartościowała w zamian za… piekło, które jej zgotował. Iza powoli wpadała w sidła zastawione przez mężczyznę wyrachowanego i nastawionego tylko na branie. Z kobiety pewnej siebie stawała się osobą, która przestawała istnieć. Liczył się w tym związku tylko on - człowiek pozbawiony empatii i poczucia winy.
Po odejściu od Kostka Iza długo nie mogła odzyskać równowagi. Przyjaciele znający ją od czasów studenckich nie mogli zrozumieć, jak ona - osoba stojąca nogami na ziemi, o wysokim poczuciu własnej wartości, dała się omotać takiemu zakompleksionemu człowiekowi. Stał się dla niej toksyczny, jak na narcyza przystało.
W życiu niejednokrotnie spotykamy wiele toksycznych osób, nie tylko narcyzów, które są przyczyną naszego cierpienia i wielu problemów, z którymi musimy się zmierzyć. Jak się przed nimi ustrzec? Czy powinniśmy być bardziej czujni, a może mniej naiwni?
Robert Greene w książce „Prawa ludzkiej natury” napisał: „Gdybyśmy naprawdę rozumieli korzenie ludzkich zachowań, destrukcyjnym jednostkom byłoby znacznie trudniej wymigiwać się od skutków własnych działań. Nie dawalibyśmy się tak łatwo oczarować i wprowadzić w błąd. Moglibyśmy przewidzieć ich podłe manewry i manipulacje. (…) Nie pozwolilibyśmy, aby tacy ludzie wciągali nas w swoje intrygi. (…)”*
Co zatem należy zrobić? Otóż Greene proponuje nam - czytelnikom - przyjrzeć się bliżej sobie, poznać swój potencjał i świadomiej się rozwijać, ale także uczyć się obserwowania ludzi, interpretowania sygnałów pochodzących od innych, rozpoznawania ludzkich masek, dzięki czemu będziemy mogli chronić siebie przed wpływem toksycznych osób. Można to zrobić dzięki lekturze jego książki, w której w osiemnastu rozdziałach odnosi się do konkretnych aspektów lub praw ludzkiej natury, między innymi do prawa irracjonalności, narcyzmu, odgrywania ról, kompulsywnego zachowania, pożądliwości, zazdrości, autosabotażu, wypierania śmierci, bezcelowości.
Każdy z nich zawiera opowieść o jakiejś znanej osobie lub osobach, która ilustruje dane prawo oraz koncepcje i strategie postępowania z samym sobą i innymi w warunkach oddziaływania tegoż prawa. Możemy przeczytać między innym o Coco Chanel, Lwie Tołstoju, Józefie Stalinie, Abrahamie Lincolnie.
Wracając do Izy. Czy mogła rozpoznać narcyza w Kostku?
Otóż "osoby głęboko narcystyczne da się rozpoznać na podstawie następujących wzorców zachowania:
- Gdy ktokolwiek je obraża lub kwestionuje ich słowa albo działania, nie dysponują żadną obroną, niczym wewnętrznym, co mogłoby im zapewnić ukojenie lub potwierdzić ich wartość. Reagują na ogół z wściekłością w poczuciu tego, że to one mają słuszność, pragną zemsty. To jedyny sposób, w jaki potrafią koić poczucie zagubienia.
- We wszelkiego rodzaju konfliktach odgrywają rolę zranionych ofiar, co dezorientuje innych, a nawet wzbudza ich sympatię.
- Są zgryźliwe i nadwrażliwe. Niemal wszystko biorą do siebie. Mogą stawać się dosyć paranoiczne i we wszystkich doszukiwać się wrogów.
- Gdy mówimy o czymś, co w jakiś sposób nie dotyczy ich bezpośrednio, nie trudno doszukać się w wyrazie ich twarzy objawów zniecierpliwienia lub dystansu. Natychmiast kierują rozmowę z powrotem na siebie i rzucają jakąś historyjkę lub anegdotę, aby odwrócić uwagę od trawiącego je poczucia niepewności.
- Widząc, że inni zwracają uwagę na siebie, a we własnym mniemaniu zasługują na nie one, mogą wykazywać skłonność do wściekłych ataków zazdrości.
- Często cechuje je skrajna pewność siebie, bo jest to coś, co zawsze pomaga zwracać na siebie uwagę i starannie ukrywa ich wewnętrzną pustkę.
- Wykazują tendencję do postrzegania innych jako przedłużenia siebie – ludzie są dla nich wyłącznie narzędziami do zapewnienia sobie uwagi i walidacji. Ich pragnieniem jest kontrolowanie innych, jakby kontrolowali własną rękę lub nogę. W związkach stopniowo skłaniają swoich partnerów do zrywania kontaktów z przyjaciółmi – bo przecież nie mogą mieć konkurencji w kwestii zwracania na siebie uwagi. (…)
*R. Greene "Prawa ludzkiej natury"
Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
PRAGNIENIE MIŁOŚCI
Konsekwencje niskiego poczucia wartości
Marianna zapaliła światło, ściągnęła prochowiec, ale wciąż w jej uszach brzmiały słowa Wioli. Koleżanka ze szkolnej ławy, będąc przejazdem w Warszawie, przypadkowo „wpadła” na Starówce na Manię. Oczom nie mogła uwierzyć. Z niedowierzaniem patrzyła tak jakby zobaczyła ducha. „Mania! To Ty? Niewiarygodne!” Wyraz jej oczu i słowa zdziwienia od rana nie dawały Mariannie spokoju. Siadając teraz w fotelu, ze smutkiem rozejrzała się po swoim przytulnym mieszkanku. Wiedziała, że niejeden oddałby wiele, by mieć tak piękne gniazdko. Ale nie ona. Zamieniłaby je, gdyby tylko mogła…
Ile to już lat minęło od czasu, gdy rozstała się z koleżankami ze szkoły? Czasami zastanawiała się, jak ułożyły sobie życie, ale nie tęskniła do spotkań. Tamten czas chciała odciąć grubą kreską. Ciągle uciekała od wspomnień. Wtedy, gdy była dzieckiem sposobem na odcięcie się od tego, czego się wstydziła, były marzenia. Wizja, którą roztaczała przez lata przed sobą dodawała jej motywacji do działania. Tak bardzo pragnęła, aby było inaczej. I gdyby ktoś zobaczył jej obecne życie, podobnie jak Wiola otworzyłby oczy ze zdziwienia i uważałby, że dokonała cudów. Faktycznie, nie trzeba było być bacznym obserwatorem, by zauważyć metamorfozę. Z zahukanej chudziutkiej, ubranej w przypadkowe ciuszki dziewczynki, zamieniła się w piękną elegancko ubraną kobietę, która pięła się po szczeblach kariery, otaczała się luksusowymi przedmiotami, ale brakowało jej tego najważniejszego… To wszystko, co posiadała miało być tylko narzędziem, środkiem prowadzącym do celu. Ale chyba zagubiła się na tej drodze.
Pamiętam doskonale Mariannę, pomimo że minęło wiele lat od kiedy pojawiła się w moim gabinecie. Życzenia na święta, ciepły SMS od czasu do czasu przypominają mi nasze rozmowy. Pamiętam jak ciężko jej było nieść brzemię samotności. Stoczyła wielką walkę, zanim poprosiła o pomoc. Osoba, która odznaczała się wielką determinacją i odwagą w podążaniu do obranego celu, perfekcjonistka w każdym calu, kobieta niezwykle inteligentna, ale nieumiejąca z własnej perspektywy dostrzec, gdzie leżał klucz do szczęścia, po który tylko należało sięgnąć.
Marianna wychowała się w rodzinie, o której mówi się, że jest patologiczna. Alkohol, bieda, ciągłe kłótnie. Pamięta jak kiedyś oglądając jako dziecko serial, w którym rodzina wiodła sielskie i anielskie życie, zapragnęła, by taką w przyszłości stworzyć. Pragnęła z całych sił spotkać człowieka, który by ją pokochał. Ale wciąż dręczyło ją pytanie: czy ja na to zasługuję? To pytanie zadawała sobie każdego dnia, widząc pogardę ze strony kolegów i koleżanek. Doskonale widziała, że jest inna. Wstydziła się rodziców, swojego domu, wstydziła się siebie… Ale jej atutem było to, że wiedziała, czego chce. Pragnęła miłości i życia w innym świecie.
Ten inny świat stanął przed nią otworem. Praca, ciężka praca połączona z nauką stały się trampoliną do lepszego życia. Pamięta nieprzespane noce, pustą lodówkę, ale każdy grosz, który zarobiła i oglądała ze wszystkich stron, zaprocentował. Skończyła studia, podjęła pracę i tak się potoczyło. Ale w tym życiu zabrakło kogoś, kogo tak bardzo pragnęła i za kim tęskniła. Kogoś, kto by ją pokochał, zaakceptował, podziwiał i z kim stworzyłaby tak inną rodzinę od tej, w której przyszło jej się wychowywać.
Gdzie tkwił problem Marianny? W pogoni za szczęściem szukała tego kogoś, kto wynagrodziłby jej wszystkie dotychczasowe lata. Dla tego jedynego była gotowa na wszystko, wiedziała, że pokochałaby go całym sercem. Była tak bardzo spragniona kochania i bycia kochaną. Niestety nie zdawała sobie sprawy, że oczekuje, aby ktoś dostrzegł coś, czego ona sama nie widziała i nie czuła. Marianna przez te wszystkie lata nie nauczyła się kochać samej siebie. Osiągnęła wiele, ale nie była szczęśliwa, spełniona, usatysfakcjonowana. Bił z niej smutek. Zainwestowała w siebie, ale nie czuła się atrakcyjna i wartościowa. I pomimo wszelkich walorów nie pociągała mężczyzn. Pragnęła stworzyć relację, ale nie zdawała sobie sprawy, że najpierw musi zadbać o zbudowanie zdrowego poczucia własnej wartości. Musi uwierzyć w swoją wartość, by ktoś ją mógł dostrzec.
Osoby, takie jak Marianna, o niskim poczucia własnej wartości mogą mieć problemy w tworzeniu bliskich relacji. Nie uważają się za wartościowe, dostatecznie dobre osoby, postrzegają siebie nieadekwatnie, nie potrafią w pełni zaakceptować i pokochać siebie, w związku z tym nie wierzą, że ktoś inny byłby w stanie wybrać je na życiowego partnera i byłby w stanie szczerze i prawdziwie je pokochać. Jeśli uda im się znaleźć taką osobę, zaczną niszczyć – często nieświadomie – ich więź. Jeśli te zachowania nie doprowadzą do rozstania, to np. doprowadzą do toksycznego związku, w którym paradoksalnie osoba o niskim poczucia wartości, będzie postrzegana tak jak sama o sobie wewnętrznie myśli.
Dzisiaj Marianna jest szczęśliwa żoną i matką uroczych bliźniczek. Pracuje, zajmuje się domem, ma wspaniałego męża, który ją podziwia każdego dnia i jest z niej dumny. A ona nie wstydzi się, skąd pochodzi, bo historia jej drogi do lepszego życia jest jej wizytówką i powodem do dumy. Pokochała siebie. Dostrzegła w sobie to, czego nie widziała przez lata. Ma cudowną rodzinę, ale ma też w sobie niezwykłą moc i wiarę, że razem mogą wszystko. Wie, że wspaniałą kobietą – silną, mądrą, doświadczoną, która umie nie tylko marzyć, ale i je realizować.
Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
BŁĘKIT JEGO OCZU
Syndrom Kopciuszka. Narcyz
Honorata spoglądając jej głęboko w oczy, zapytała: czy Ty jesteś Kochana szczęśliwa? Nie wierzę, by odpowiadał Ci ten blichtr, szpan, przecież to nie w Twoim stylu! Beata zaprzeczała. Nie rozumiała, dlaczego przyjaciołom nie odpowiada jej związek z Piotrem. Może przeszkadza im, że jest z innej bajki, z innego kręgu, nie z ich paczki.
Zdaniem Beaty, te błękitne oczy rozkochałyby każdą kobietą. Przystojny, wykształcony, nienagannie ubrany, szarmancki. Koleżanki, poza przyjaciółkami, były nim zachwycone. Takiego faceta ze świecą szukać! Ty to masz szczęście! – słyszała. Czuła się jak księżniczka, jak gwiazda, którą Piotr chwalił się całemu światu. Ona też była z niego dumna. Wierzyła, że w końcu jej ukochany nagra płytę i będą podróżować po świecie.
Beata, obudź się! Takich jak on mogłabyś mieć na pęczki!!! Dajesz temu pasożytowi wypijać z siebie wszystkie soki! Nie poznajemy Cię! Opamiętaj się póki jeszcze czas! Czy Ty nie widzisz, że pracujesz ponad ludzkie siły, by utrzymywać tego picusia - glancusia i pracować na jego luksusowe zachcianki?!
Musiało upłynąć nie mało czasu, by do Beaty powoli zaczęło docierać, w jaką pułapkę wpadła. Wcześniej nie potrafiła zauważyć tego, co widzieli jej przyjaciele, dla których stawała się osobą uzależnioną od Narcyza. Oni wiedzieli, że w tym związku nie jest sobą. Przecież znali ją od piaskownicy.
Relacja Beaty i Piotra to relacja, w której Narcyz musi błyszczeć , by istnieć. Musi być podziwiany, chwalony, wspierany. Dlaczego? Gdyż sam w siebie nie wierzy. Na zewnątrz pokazuje postawę pewnego siebie zarozumialca, a w środku czuje się nikim. Ma bardzo niskie poczucie własnej wartości.
Gdzie leży podłoże takiej postawy? Przecież takich ludzi można spotkać wśród nas. Otóż Piotr wychowywany był przez rodziców, którzy stawiali mu bardzo wysoko poprzeczkę i wiecznie byli z niego niezadowoleni. Sami natomiast zaabsorbowani byli wszystkim poza własnym dzieckiem. To rodziło w nim ciągłe pytania: „ Dlaczego wszystko inne jest ważniejsze? ”, „Dlaczego mnie nie kochają?”, „Co ze mną jest nie w porządku?” Relację tę cechował brak czułości. Piotr w odpowiedzi na to, nauczył się grać kogoś, kogo chcieli w nim widzieć rodzice. Nie wierzył, że można go kochać za to, kim jest, dlatego musiał wciąż wchodzić w rolę. W efekcie jako osoba dorosła nie miał stabilnego obrazu siebie, brakowało mu poczucia własnej wartości. Żył w ciągłym lęku, obawiając się, że zostanie zdemaskowany, iż inni odkryją, że nie jest tym, za którego go mają.
Ona i on. Szukają się, by w chorym związku zaspakajać swoje potrzeby. Potrzeby będące wynikiem błędów wychowawczych swoich rodziców. Narcyz i Kopciuszek. Szukają się, by odnajdując siebie, nie zaznać prawdziwego szczęścia.
Narcyz, często wychowywany był w domu, w którym na miłość musiał zasłużyć byciem idealnym. Zabrakło w nim bezwarunkowego uczucia. Rodzice oczekiwali, by był idealny i wciąż dawali mu odczuć, że nie zasługuje na ich miłość.
W dorosłym życiu poszukuje kobiety, która będzie wzmacniała jego niskie poczucie wartości. I często trafia na osoby, które kochają za bardzo. Odnajduje kobiety, które z kolei w domu rodzinnym były zależne od innych. Od dzieciństwa uświadamiano im, że potrzebują wsparcia, bo same sobie w życiu nie poradzą. Ta potrzeba zależności wpłynęła na ich sposób myślenia i zachowania. Osoby te uważają, że nie zasługują na szczęście. Są gotowe do niesienia pomocy, poświęcania się. To daje im poczucie bycia potrzebną. Wybaczają, dają się krzywdzić, bo przecież nie zasługują na miłość. Panicznie boją się opuszczenia. Gdy trafią na Narcyza, zostaje zaspokojona ich potrzeba bycia dowartościowywaną i docenianą, ale do czasu. Narcyz w związku z Kopciuszkiem paradoksalnie im więcej dostaje, tym szybciej się oddala. Potrzebuje kobiet, które go wielbią, by przeglądać się w ich zakochanych oczach, ale nie wierząc w swoją wartość, ucieka i odtrąca Kopciuszka, obawiając się, że zostanie zdemaskowany.
Ratunkiem dla takiego związku jest rozwój emocjonalny jednego z partnerów. Wówczas jest szansa na otwarcie drugiej osobie oczu. Terapia może pomóc w wyzwoleniu się z zaklętego kręgu, który miał swoje początki w domu rodzinnym.
Zdaniem Beaty, te błękitne oczy rozkochałyby każdą kobietą. Przystojny, wykształcony, nienagannie ubrany, szarmancki. Koleżanki, poza przyjaciółkami, były nim zachwycone. Takiego faceta ze świecą szukać! Ty to masz szczęście! – słyszała. Czuła się jak księżniczka, jak gwiazda, którą Piotr chwalił się całemu światu. Ona też była z niego dumna. Wierzyła, że w końcu jej ukochany nagra płytę i będą podróżować po świecie.
Beata, obudź się! Takich jak on mogłabyś mieć na pęczki!!! Dajesz temu pasożytowi wypijać z siebie wszystkie soki! Nie poznajemy Cię! Opamiętaj się póki jeszcze czas! Czy Ty nie widzisz, że pracujesz ponad ludzkie siły, by utrzymywać tego picusia - glancusia i pracować na jego luksusowe zachcianki?!
Musiało upłynąć nie mało czasu, by do Beaty powoli zaczęło docierać, w jaką pułapkę wpadła. Wcześniej nie potrafiła zauważyć tego, co widzieli jej przyjaciele, dla których stawała się osobą uzależnioną od Narcyza. Oni wiedzieli, że w tym związku nie jest sobą. Przecież znali ją od piaskownicy.
Relacja Beaty i Piotra to relacja, w której Narcyz musi błyszczeć , by istnieć. Musi być podziwiany, chwalony, wspierany. Dlaczego? Gdyż sam w siebie nie wierzy. Na zewnątrz pokazuje postawę pewnego siebie zarozumialca, a w środku czuje się nikim. Ma bardzo niskie poczucie własnej wartości.
Gdzie leży podłoże takiej postawy? Przecież takich ludzi można spotkać wśród nas. Otóż Piotr wychowywany był przez rodziców, którzy stawiali mu bardzo wysoko poprzeczkę i wiecznie byli z niego niezadowoleni. Sami natomiast zaabsorbowani byli wszystkim poza własnym dzieckiem. To rodziło w nim ciągłe pytania: „ Dlaczego wszystko inne jest ważniejsze? ”, „Dlaczego mnie nie kochają?”, „Co ze mną jest nie w porządku?” Relację tę cechował brak czułości. Piotr w odpowiedzi na to, nauczył się grać kogoś, kogo chcieli w nim widzieć rodzice. Nie wierzył, że można go kochać za to, kim jest, dlatego musiał wciąż wchodzić w rolę. W efekcie jako osoba dorosła nie miał stabilnego obrazu siebie, brakowało mu poczucia własnej wartości. Żył w ciągłym lęku, obawiając się, że zostanie zdemaskowany, iż inni odkryją, że nie jest tym, za którego go mają.
Ona i on. Szukają się, by w chorym związku zaspakajać swoje potrzeby. Potrzeby będące wynikiem błędów wychowawczych swoich rodziców. Narcyz i Kopciuszek. Szukają się, by odnajdując siebie, nie zaznać prawdziwego szczęścia.
Narcyz, często wychowywany był w domu, w którym na miłość musiał zasłużyć byciem idealnym. Zabrakło w nim bezwarunkowego uczucia. Rodzice oczekiwali, by był idealny i wciąż dawali mu odczuć, że nie zasługuje na ich miłość.
W dorosłym życiu poszukuje kobiety, która będzie wzmacniała jego niskie poczucie wartości. I często trafia na osoby, które kochają za bardzo. Odnajduje kobiety, które z kolei w domu rodzinnym były zależne od innych. Od dzieciństwa uświadamiano im, że potrzebują wsparcia, bo same sobie w życiu nie poradzą. Ta potrzeba zależności wpłynęła na ich sposób myślenia i zachowania. Osoby te uważają, że nie zasługują na szczęście. Są gotowe do niesienia pomocy, poświęcania się. To daje im poczucie bycia potrzebną. Wybaczają, dają się krzywdzić, bo przecież nie zasługują na miłość. Panicznie boją się opuszczenia. Gdy trafią na Narcyza, zostaje zaspokojona ich potrzeba bycia dowartościowywaną i docenianą, ale do czasu. Narcyz w związku z Kopciuszkiem paradoksalnie im więcej dostaje, tym szybciej się oddala. Potrzebuje kobiet, które go wielbią, by przeglądać się w ich zakochanych oczach, ale nie wierząc w swoją wartość, ucieka i odtrąca Kopciuszka, obawiając się, że zostanie zdemaskowany.
Ratunkiem dla takiego związku jest rozwój emocjonalny jednego z partnerów. Wówczas jest szansa na otwarcie drugiej osobie oczu. Terapia może pomóc w wyzwoleniu się z zaklętego kręgu, który miał swoje początki w domu rodzinnym.
Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!