ŚNIŁO MI SIĘWielki PiątekPewnego razu śniło mi się, Że spacerowałam plażą z Panem, Na ciemnym niebie rozbłyskiwały sceny z mego życia. Po każdej z nich na piasku pojawiały się dwie pary stóp: jedne należały do mnie, a drugie do Pana. Kiedy błysnęła przede mną ostatnia scena, Spojrzałam znowu za siebie. Nie zauważyłam śladów stóp Pana. Uświadomiłam sobie, że był to najgorszy i najsmutniejszy czas w moim życiu. Nigdy nie mogłam o nim zapomnieć. „Panie – rzekłam – kiedy postanowiłam iść za Tobą, powiedziałeś mi, że zawsze będziesz przy mnie. Jednak w najtrudniejszych chwilach mego życia na piasku widniały ślady tylko jednych stóp. Panie, dlaczego, gdy najbardziej Cię potrzebuję, Ty mnie zostawiasz?” „Moje drogie dziecko – wyszeptał – kocham cię i nigdy cię nie opuszczę, nigdy i nigdzie, w chwilach prób i doświadczeń. Gdy widziałaś ślady tylko jednych stóp, to znak, że cię niosłem." Margaret Fishback w przekładzie Aldony Nowak
0 Komentarze
POWIĄZANY POST: *Dziękujemy Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego za możliwość zareklamowania tak wartościowej ksiażki. POLECAMY:
TRWAŁE ZMIANY W MOIM ŻYCIUSamowspółczucieZosia kładąc się spać po raz kolejny analizuje swój los. Jest pełna niepokoju. Obawia się, że przeszłość kładzie się cieniem na jej obecne życie. A może coraz bardziej dostrzega, że związek, w którym tkwi od wielu miesięcy jest daleki od ideału. Czuje lęk i obawę przed zmianą, ale z drugiej strony coraz częściej do niej dociera, że nie chce być tylko dodatkiem w związku. Zawsze wyobrażała sobie, że w relacji z drugim człowiekiem będzie czuła się jak osoba najważniejsza dla swojego partnera. A obecnie dostrzega, że musi konkurować z pasją, która wypełnia życie mężczyzny, z którym tak bardzo by chciała dzielić swój los. Czuje, że znajduje się na dalszym planie, a to przypomina jej bolesną przeszłość. Nigdy nie była ważna, zawsze stała z boku… Nie chce powrotu do czasów dzieciństwa, to sprawia ból… Pola siedząc pod kocem i słuchając muzyki, która przynosi chwilowe ukojenie, zadaje sobie pytanie, co może zrobić, by w końcu być osobą szczęśliwą. Dociera do niej każdego dnia, że nie radzi sobie ze sobą i swoim życiem. „Przecież nie umiem stworzyć normalnych relacji z ludźmi, wybrać odpowiedniego partnera, dbać o swoje interesy. Wiem, że tylko narzekam i nic z tym nie robię. Ale nie wiem, jak to zmienić…” Ma świadomość tego, że przeszłość wpływa na jej obecne życie. Wie, że w każdym partnerze z przerażeniem odnajduje cechy swojego ojca. Obawia się, że zawsze będzie się doszukiwać problemów, bo chciałaby mieć idealne życie. Ale czy takie jest możliwe? Beata nie pamięta momentu, gdy urwał jej się film. Nie wie, jaki jest dzień i jak długo znajduje się w tej obcej sali, której biel ścian powoduje w niej wielkie przerażenie i uświadamia, że najprawdopodobniej wydarzyło się coś złego. Po chwili obrazy zaczynają powoli pojawiać się w pamięci. Wracają hałasy i emocje dnia, w którym musiała skończyć projekt, terminy goniły, a ona przecież wszystko chciała mieć dopięte na ostatni guzik. Nie było ważne, że padała z nóg, że zasypiała, stojąc w korku. Goniła, jakby ścigała się z czasem. Wciąż pragnęła więcej, skuteczniej, szybciej. Pięcie się wzwyż było jej życiową dewizą. I o tyle, o ile zdobywanie życiowych szczytów zasługuje na podziw i jest godne naśladowania, w przypadku Beaty było maratonem w tempie sprinterskim bez chwili na odpoczynek, wytchnienie, złapanie dystansu. Ona nie miała czasu na nic poza pracą. Zawsze perfekcyjna, idealna, bez skazy. Dzisiaj leżąc w przerażająco białej szpitalnej sali, zdała sobie sprawę jak kruche jest życie. Jedna chwila, która decyduje o tym, czy będzie miało się jeszcze jedną szansę. Szansę na to, by dostrzec, co w życiu jest najważniejsze. By zauważać wschody i zachody słońca, ukojenie, które przynosi wiejący wietrzyk i piękno oraz zapach kwiatów. Ona nie miała czasu, by cieszyć się życiem. Spała po 4-5 godzin na dobę, ale osiągała kolejne cele. Cele, które zawsze były przez nią zdobywane, ale nie przynosiły szczęścia. Miała poczucie, że jej pociąg odjechał. Straciła szansę na przyjaźń, miłość, na rodzinę. Zdawała sobie sprawę, że rok za rokiem mija w coraz szybszym tempie, a ona jest sama. Leżąc w tej obcej sali, czuła się samotna jak nigdy dotąd. Dotarło do niej, że wiara w to, że kolejny sukces zawodowy, będący spełnieniem marzeń, da wreszcie poczucie szczęścia, już dawno się w niej wypaliła…. Zawsze uważała, że szczęście jest tuż przed nią, za najbliższym zakrętem. Wystarczy jeszcze trochę się postarać i złapie je. Gdy wydawało się, że już je ma, trzyma w swych rękach, okazywało się, że to jeszcze nie to. Wpadła w pułapkę. W pewnym momencie zaczęło brakować jej w tym wiecznym zabieganiu czasu, by być szczęśliwą. Goniła szczęście, a ono z każdym krokiem oddalało się od niej. Dopiero spojrzenie śmierci w oczy spowodowało, że dziasiaj postanowiła być osobą życzliwą przede wszystkim wobec siebie i uważną na swoje potrzeby. Tego, co dostrzegła Beata, nie zauważyła jeszcze Zosia i Pola. Ona stoją w miejscu, jak wielu z nas, choć czują wewnętrzny bunt. Chciałyby podjąć zmianą, ale są niewolnikami własnych myśli, emocji, przeszłości. A przecież warto, zrobić pierwszy krok i zajrzeć w głąb siebie? Czy musi wydarzyć się tragedia w postaci choroby, odejścia współmałżonka, problemów z dziećmi, aby otworzyły nam się oczy? Beata odważyła się i deklaruje gotowość do zmiany i pomimo świadomości, że będzie to nieustanna, ciągła praca nad sobą, jest szczęśliwa. Dzisiaj już wie, że zaśmiecanie swojego umysłu „martwieniem się na zapas” nie przynosi żadnych korzyści. Martwimy się, jak sobie poradzimy, gdy zdarzy się coś. A jak stracę pracę? A jak umrze mój mąż? A jak stanie się coś mojemu dziecku? A jak…? Snujemy groźne scenariusze i zaczynamy się bać. Zmiana jest procesem, w którym z każdym kolejnym dniem należy porzucać dawne błędne myślenie, a zaczynać podejmowanie próby patrzenia na otaczającą nas rzeczywistość z innej perspektywy, bez oceniania, stawiając się w roli obserwatora. To stawanie się osobą uważną i patrzącą z życzliwością na siebie. Przyglądanie się swoim emocjom, pojawiającym się myślom i uczuciom oraz akceptowanie ich. Parę dni temu w moje ręce trafiła książka "Terapia dialektyczno-behawioralna(DBT)", której autorami są: Matthew McKay, Jeffrey C. Wood, Jeffrey Brantley Jest to zbiór praktycznych ćwiczeń rozwijających uważność, efektywność interpersonalną, regulację emocji i odporność na stres. Znalazło się w niej wiele wskazówek, między innymi dotyczących uważności w radzeniu sobie ze skrajnymi emocjami. Dzięki niej można spojrzeć na siebie z życzliwością i współczuciem. A moim zdaniem, jako psychologa, ta umiejętność jest punktem wyjścia do odnalezienia drogi do szczęśliwego życia. Autorzy między innymi zwracają w niej uwagę na współczucie okazywane samemu sobie. Uważają, że okazując komuś współczucie „traktujemy go życzliwie i nie osądzamy go za jego sytuację lub uczucia, niezależnie od tego, czy sam tej sytuacji zawinił. Mimo to wiele osób uważa, że często łatwiej jest pomóc i wybaczyć innym, nawet zupełnie obcym ludziom, niż być miłym dla samych siebie.”* Dlaczego tak się dzieje? Otóż według autorów wspomnianej przeze mnie ksiażki:: • Może uważasz, że inni ludzie bardziej zasługują na pomoc i szacunek niż ty. • Może uważasz, że zrobiłeś tyle złych rzeczy, że nikt nie może ci wybaczyć i nie zasługujesz na współczucie. • Może boisz się przyznać, że odczuwasz ból, ponieważ obawiasz się, że ugniesz się pod jego ciężarem. • Może uważasz, że wybaczenie sobie jest tożsame z usprawiedliwieniem swojego zachowania i uniknięciem konsekwencji. • A może w przeszłości nikt nigdy nie traktował cię ze współczuciem, myślisz więc, że z tobą jest coś nie tak. „W istocie żadne z tych stwierdzeń nie jest prawdziwe. Wyobraź sobie, że jeden z twoich najukochańszych przyjaciół lub członków rodziny przyszedł do ciebie i powiedział:<<Nie zasługuję na współczucie, ponieważ [uzupełnij zdanie jednym z powyższych stwierdzeń]>>. Prawdopodobnie nie zgodziłbyś się z nim i próbowałbyś go przekonać, że jest inaczej. Nadszedł czas, aby zacząć okazywać współczucie samemu sobie oraz uznać, że zasługujesz na życzliwość i pomoc tak samo jak wszyscy inni. Niezależnie od przekonań, które sprawiają, że utknąłeś w impasie, współczucie dla samego siebie jest jedną z najważniejszych umiejętności (…) Potrzebujesz sobie współczuć, aby dokonać trwałych zmian w swoim życiu (…)* "Prawda jest taka, że wszyscy popełniamy w życiu błędy, a niektóre z nich niestety ranią nas samych lub innych. Nie pomaga jednak ciągłe karanie się – to tylko pogarsza sytuację. Na wiele sposobów współczucie wobec samego siebie wymaga zastosowania radykalnej akceptacji. Pamiętaj, że radykalna akceptacja to umiejętność porzucenia osądów i uznania, że to, co dzieje się w twoim życiu, jest wynikiem długiego łańcucha wydarzeń. Współczucie samemu sobie wymaga tego samego. Czas przyznać, że jesteś tym, kim jesteś, i masz za sobą wiele niedających się zmienić wydarzeń, lecz mimo wszystko zasługujesz na spokój, bezpieczeństwo, zdrowie i szczęście. Zaczynając właśnie teraz, możesz radykalnie zaakceptować to, kim jesteś, mimo wszystkich przeszłych błędów, i zacząć podejmować zdrowsze decyzje życiowe oparte na wartościach, ponieważ zasługujesz na szczęście i przebaczenie tak jak wszyscy inni! Jest jeszcze jeden ważny powód, dla którego zasługujesz na współczucie, a jest nim to, że doświadczyłeś w życiu wielkiego bólu. Przeżyłeś straty. Prawdopodobnie w pewnym momencie doświadczyłeś odrzucenia lub porzucenia. Zmierzyłeś się z bólem fizycznym i chorobą. I najpewniej doświadczyłeś rozczarowania, kiedy nie doszło do czegoś, czego tak bardzo pragnąłeś. Prawdopodobnie doświadczyłeś też podobnych krzywd i strat w dzieciństwie, a wspomnienia tych doświadczeń mogą nadal kłaść się cieniem na twoim życiu. Pewnie cierpiałeś też z powodu poczucia wstydu, smutku i strachu. I te same bolesne uczucia nadal pojawiają się w twoim życiu. Zasługujesz na współczucie, ponieważ musiałeś zmierzyć się z bólem i stoczyć walkę. Czy nie czułbyś współczucia dla innego człowieka, który cierpiał w ten sposób, nawet obcego? Czy więc nie powinieneś okazać sobie takiego samego współczucia?"* *Fragmenty pochodzą z książki M.McKay, J. C. Wood, J. Brantley "Terapia dialektyczno-behawioralna", Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2024 **Dziękujemy Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego za możliwość zareklamowania tak wartościowej ksiażki.
*Dziękujemy Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego za możliwość zareklamowania tak wartościowej ksiażki. POLECAMY:
DOMEK Z KARTJak uwolnić związek od codziennych sprzeczek i nieporozumień?Wyszła z poczty, trzymając kopertę w rękach. Nie miała wątpliwości, patrząc na charakter pisma, kto był jego nadawcą. Minęło tyle lat, a on nie odpuszczał. To już czwarty raz w tym roku. Gdy przekroczyła próg domu, przypomniała sobie, że dzisiaj jak mało kiedy tak bardzo liczyła na spokojny wieczór. Po tygodniu ciężkiej pracy marzyła o chwili relaksu przy filiżance aromatycznej herbaty. Na stoliku leżała powieść, której losy bohaterów wciągnęły ją bez reszty. Dzisiaj niestety zamiast czytać o perypetiach miłosnych innych ludzi, skazana została na powrót do swojej przeszłości. A miało być tak pięknie… Westchnęła, otwierając kopertę, a przed oczyma przelatywały jej obrazy z ostatnich 6 lat. Pamięta jak wybrała się z Michaliną i Robertem do Torunia. W ostatniej chwili przed wyjazdem dowiedziały się, że ich kompan zaproponował wspólny wypad swojemu przyjacielowi. Co to był za weekend! Nie tylko z powodu wspaniałej atmosfery, ale dzięki temu, że między nią a Rafałem zaczęło coś iskrzyć. Wróciła do domu podekscytowana. Miły, kulturalny, oczytany i nieziemsko przystojny. Potem już wszystko potoczyło się lawinowo. Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę, podróżowali, nawet ze sobą pomieszkiwali i wciąż utwierdzali się w przekonaniu, że są dla siebie stworzeni. Szybko zdecydowali się na ślub, co powodowało zdziwienie wśród przyjaciół Aliny. Nie do końca podzielali jej zachwyt. Uważali, że nie ma się gdzie spieszyć, że warto jeszcze się poobserwować i dotrzeć. Ona nie chciała o tym słyszeć. Uważała, że szkoda życia, skoro ono postawiło przed nią taką szansę na szczęście i chce z niego czerpać garściami już teraz, nie czekając na nic. Przeszedł ją dreszcz, gdy spojrzała na pierwsze słowa listu. Wiedziała, że Rafał zawsze wiedział co powiedzieć, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak poruszyć w niej najczulsze struny. Zapatrzona w niego przed sześcioma laty z radością przyjęła pierścionek zaręczynowy już po pięciu miesiącach znajomości. Wówczas czuła się jak w bajce z tysiąca i jednej nocy… To był sen, z którego nie chciała się przebudzić. Byli jak dwie połówki jabłka, współgrali ze sobą, dogadywali się w pół zdania. A może po prostu patrzyła na niego wtedy przez różowe okulary? "Owe okulary to mechanizm idealizacji, którego uruchomienie jest jedną z typowych reakcji w obliczu miłości. Idealizacja to proces polegający na nieświadomym rozszczepieniu obiektu miłosnego na dwie części (dobrą i złą), a następnie zaprzeczeniu istnienia tej złej i wyolbrzymieniu dobrej (niedostrzeganie wad, widzenie wyłącznie zalet) (…) Stan ten nie jest związkowi dany na zawsze — w pewnym momencie różowe okulary spadają i zaczynamy dostrzegać, że pokochaliśmy nie bóstwo, a zwykłego człowieka z wadami i zaletami.”* Po ślubie różowe okulary szybko Alinie zaczęły spadać z oczu. To, co wcześniej ją w Rafale bawiło, zaczęło coraz bardziej drażnić. Ona perfekcjonistka, on – bałaganiarz, ona lubiąca spędzać aktywnie czas, on – leń leżący całymi popołudniami na kanapie, ona – romantyczka ceniąca chwile we dwoje, on – ekstrawertyk uwielbiający towarzystwo. Dlaczego tego nie dostrzegła wcześniej? Dlaczego patrząc na swoich przyszłych teściów, nie wiedziała, jaki bagaż doświadczeń gromadzonych latami żyjąc w takim toksycznym domu, Rafał może przenieść do ich związku? Co powodowało, że nie czuła niepokoju, obserwując role, w jakich funkcjonowali jego rodzice? Otóż „etap zauroczenia to wodospad pozytywnych emocji, nieustanny wyrzut endorfin, stan niczym na haju. Oboje właściwie nie muszą się starać, a i tak jest fantastycznie. On jest cudowny, ona doskonała. Wad żadnych nie widać.”* Aż do czasu, gdy… Małżeństwo Aliny i Rafała rozsypało się jak domek z kart. Tak szybko jak postanowili być razem, tak szybko zapadła decyzja o rozstaniu. Wzajemnym oskarżeniom i pretensjom nie było końca. Czuli się oszukani, poranieni i postanowili się rozstać. Nie dali sobie szansy na spokojne rozmowy i dotarcie. Rafał bardzo szybko tego pożałował i nieustanie od czasu rozwodu pisał do Aliny, błagając o możliwość dania sobie nawzajem drugiej szansy. Wkrótce po rozstaniu przenalizował swoje życie i zrozumiał, że ciągnął za sobą „walizę z poturbowaną zawartością”*, w której taszczył „ nie tylko uzbierane dobra materialne, ale także — a może nawet przede wszystkim — rodzinne dziedzictwo. Schemat miłości, jaki zaszczepili w nim rodzice, wyobrażenia i przekonania o tym, jaki powinien być dobry związek, jakie role przypadają w nim kobiecie, a jakie mężczyźnie, na ile swobody możemy sobie pozwolić, a na ile kurczowo trzymać się zasad i norm wpojonych w okresie młodości.”* Po utracie Aliny zrozumiał wiele. Zdał sobie sprawę, że powielał zachowania rodziców, które wcześniej go potwornie raniły i wyprowadzały z równowagi. Ale niestety było już późno, choć obiecał sobie, że nie przestanie walczyć. Poniżej przedstawiamy receptę na wyjście z sytuacji, gdy jako para znaleźliście się na dwóch biegunach. Oczywiście jest ona zaczerpnięta z książki „Pięknie odmienni” 😉 *Cytaty i fragmenty pochodzą z książki M. Janiszewskiej, K. Kuncewicz "Pięknie odmienieni", Wydawnictwo Sensus Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POWIĄZANY POST:
POMIĘDZY"Niezapomniane spotkania u kresu życia"Kornelia dokładnie pamięta ten październikowy dzień. Miała wówczas 15 lat. Wiadomość o śmierci tej, która była całym jej światem, spadła na nią jak grom z jasnego nieba. Jeden moment odmienił jej życie. Pamięta niedowierzanie, smutek, złość, bunt. Mała chwila, niefortunny zbieg okoliczności. Przez wiele lat zastanawiała się, co by było, gdyby mama wyjechała z domu do pracy dwie minuty późnej. Śmierć tej najbliższej osoby miała wpływ na jej późniejsze życie. Niosła przez lata brzemię i lęk związany z utratą. Obawiała się o bliskich, o ich zdrowie, życie. Marta otarła się o śmierć. Była na koncercie w Hali Stoczni w Gdańsku, gdy wybuchł pożar. Jej się udało, ale zajrzała śmierci w oczy. Pamięta radość rodziców, ich szczęście, gdy okazało się, że przeżyła. To doświadczenie, pomimo iż minęło od niego trzydzieści lat, nauczyło ją doceniać każdą chwilę. Pokazało, że nic nie jest dane na zawsze, że życie jest kruche. Dzisiaj wie, co to wdzięczność, pokora, nadzieja. Mateusz nigdy nie zapomni emocji, które nim targały, gdy brutalny los zostawił go z trójką małych dzieci. Bezradność, rozpacz, tysiące myśli przelatujących przez głowę i pytań bez odpowiedzi. Emocje, które w tym momencie mu towarzyszyły, eksplodowały jak wulkan. Czuł się tak bardzo samotny, pomimo że był otoczony rodziną i przyjaciółmi. Każdy zadawał sobie wówczas pytanie, dlaczego ich to spotkało, byli młodzi, piękni i nie myśleli o śmierci. A ona przyszła w momencie, gdy nikt się tego nie spodziewał. Śmierć… Każdy z nas wcześniej lub później się z nią zetknie. Umierają nasi najbliżsi, ale i nam kiedyś przyjdzie stanąć z nią twarzą w twarz. Nikt z nas nie wie, kiedy nadejdzie nasz czas przejścia na drugi brzeg. Z reguły omijamy ten temat szerokim łukiem. A Ty? Może, jak większość z nas, odsuwasz od siebie ten fakt, który jest nieodzownym elementem życia każdego z nas, nie chcesz o tym myśleć, gdyż jest to związane z pewną niewiadomą, a ona zwykle powoduje lęk i jest trudnym doświadczeniem emocjonalnym. „ - Dzień dobry - powiedziałam do niej z uśmiechem. - Właśnie miałam najpiękniejszy sen - westchnęła uszczęśliwiona. - Leciałam z rodzicami ponad łąkami pełnymi kwiatów. Moja mama wyglądała cudownie. Była taka młoda. Czułam ogromne szczęście i spokój. - To brzmi niesamowicie - powiedziałam do niej. Tak właśnie myślałam. Pani Glenda odetchnęła i spojrzała na drewniany stół obok mnie. - Widzę, że moja siostra wciąż tutaj jest. Powiedziała, że zostanie ze mną aż do momentu, kiedy będziemy musiały pójść. Spojrzałam na stół, ale zobaczyłam jedynie stertę książek. Zaintrygowana zapytałam panią Glendę, dokąd będzie musiała pójść. - Nie wiem - odpowiedziała, poprawiając okrywający ją koc.”* Myślisz czasami o momencie, gdy przyjdzie Ci odejść z tego świata? O tym, z kim chciałbyś być w tej ważnej chwili swojego życia? Kogo trzymać za rękę i do kogo wypowiedzieć ostanie słowa? „Podczas tych wszystkich czynności pielęgnacyjnych pani Glenda nie poruszyła się ani nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Prawdopodobnie była w śpiączce. Wyszłam na korytarz, gdzie stała Maria, i przekazałam jej tę informację najdelikatniej, jak tylko potrafiłam. Po jej policzkach natychmiast zaczęły spływać łzy. - Co ja mam robić? - Myślę, że powinnaś z nią porozmawiać, powiedzieć jej, jak bardzo ją kochasz. Uczono mnie na zajęciach, że ludzie w śpiączce wciąż nas słyszą, nawet jeśli nie mogą odpowiadać. Maria pokiwała głową i wytarła dłońmi łzy z twarzy. Patrzyłam, jak klęka przy łóżku swojej mamy i zaczyna z miłością głaskać jej białe loki na głowie. - Mamusiu, to ja. Przepraszam, że wczoraj byłam dla ciebie tak surowa. Po prostu czułam się taka zagubiona. Nauczyłaś mnie w życiu wszystkiego, co wiem, poza jednym. Najistotniejszym. Nigdy nie powiedziałaś mi, jak radzić sobie z utratą najważniejszej osoby w życiu. Co ja bez ciebie zrobię? Kiedy tak na nie patrzyłam, poczułam, że moje oczy robią się wilgotne od łez. A potem pani Glenda głęboko odetchnęła, znacznie głośniej niż wcześniej. Czy to był jej ostatni oddech? Po czasie, który wydawał się całą wiecznością, ale był prawdopodobnie tylko krótką chwilką, pani Glenda znowu głośno odetchnęła, a potem nastąpiła długa przerwa. Córka położyła głowę na ramieniu mamy. - Możesz iść do swojej siostry - szlochała. - Wiem, jak bardzo za nią tęsknisz. A ja już za tobą tęsknię. Mamusiu. Kocham cię. Teraz pani Glenda odetchnęła już płycej i spokojniej, a potem wszystko ucichło. Po chwili jej córka zdała sobie sprawę, że to koniec.”* Czy można na śmierć spojrzeć w innym wymiarze? „Czy nie lepiej byłoby przez ostanie chwile życia, czy to swojego, czy bliskiej osoby, u progu nieznanego, przejść inaczej, z miłością i czułością?”* Otóż można, można spojrzeć na śmierć w inny sposób, oswoić ją między innymi dzięki niezwykłej książce „Pomiędzy”. Muszę się przyznać, że czytając ją, ocierałam łzy. Została ona napisana przez Hadley Vlahos – dyplomowaną pielęgniarkę hospicyjną, która opowiada w niej niezwykłe historie ze swojego życia zawodowego, dzieli się wzruszającymi wspomnieniami historii towarzyszenia ludziom w ostatnich tygodniach i dniach ziemskiej wędrówki. Pomimo że opowiada o śmierci, o tej części naszego życia, o której chcemy zapomnieć, wprowadza ciepło i spokój, pomaga zrozumieć, że można z mniejszym lękiem patrzeć na to, co „pomiędzy”. „Kiedy zaczynałam pracę w hospicjum, wciąż jeszcze poszukiwałam czegoś w życiu. Nie wiedziałam, czy wierzę w siłę wyższą, czy w jeszcze coś innego. Choć nadal nie znalazłam odpowiedzi na wszystkie pytania, jedno mogę Wam powiedzieć na pewno -na świecie istnieją rzeczy, które wymykają się medycznym wyjaśnieniom. I że pomiędzy tym wszystkim, co jest tutaj, na ziemi, a tym, co nadejdzie później, jest coś potężnego i przepełnionego spokojem.”* *Dziękujemy Wydawnictwu Sensus za możliwość zareklamowania tej wartościowej książki. **Cytaty i fragmenty pochodzą z książki H. Vlahos "Pomiędzy. Niezapomniane spotkania u kresu życia". POLECAMY:
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|