TO JESZCZE NIE TOZłudzenie postępu hedonistycznego. Mity na temat szczęścia Upalny lipcowy dzień. Piękne słońce, bezchmurne niebo. Wydawałoby się idylla, nic tylko zalec na leżaku i odpoczywać. Nikomu nie wydaje się, że w taki dzień można tak łatwo i po prostu – umrzeć. I że wystarczy do tego krótka chwila. Paweł leżał na korcie. Rakieta tenisowa wypadła mu bezwładnie z ręki. Nie udało się go uratować, nie odzyskał przytomności. Rozległy zawał serca w wieku 41 lat. Przerwane życie, plany, a chciał przecież jeszcze tak wiele zrobić i osiągnąć. No właśnie – osiągnąć. Paweł osiągał całe życie. „Osiąganie” definiowało go, było jego motorem. Pochodził ze średniej wielkości miasta, kilkadziesiąt kilometrów od dużej metropolii, w której były kina, teatry, opera. Kafejki, w których widział ludzi popijających kawę, domy z ogrodami – po prostu życie, o jakim marzył. Kontrast był szczególnie duży, gdy wracał do swojego pokoju w małym mieszkanku rodziców na 9 piętrze wieżowca. Rodzice pracowali umysłowo, ale w domu się nie przelewało. Paweł uczył się dobrze. Chciał się wybić, opuścić miasteczko, w którym nie był szczęśliwy. Po nocach uczył się angielskiego. Rodziców nie stać było na prywatnego lektora, a w szkole uczyli kiepsko. W czasie wakacji zaczął jeździć do pracy za granicę, szlifował też wówczas język. Gdy zdał na studia, przeniósł się do swojej upragnionej i wyśnionej metropolii. Ale wcale nie przyniosło mu to szczęścia. Mieszkał w akademiku, dorabiał sobie, mimo iż studiował dziennie. Myślał „Muszę wynająć swoje mieszkanie, wtedy będzie lepiej”, więc pracował jeszcze ciężej. Spał po 5 godzin na dobę i cel osiągnął. Ale czy dało mu to szczęście? Nie poczuł go. Potrzebuję samochodu, wtedy będzie już dobrze. Najpierw był więc mały używany, z czasem samochody - większe i nowsze. I zawsze to samo, wiara, że kolejny, będący spełnieniem marzeń da wreszcie poczucie szczęścia. I ciągle nie był szczęśliwy. Spotkał Anię, piękną rudowłosą dziewczynę. Muszę ją zdobyć, z nią będę szczęśliwy… Ludzie odbierali go jako człowieka niezwykle przedsiębiorczego, z głową do interesów. Kreatywnego, pomysłowego, który osiągnie wszystko, co sobie zamarzy. Lubili robić z nim interesy. Obracał się w środowisku zamożnych osób, ale oni cieszyli się jak dzieci, z tego, co posiadali. Byli szczęśliwi w swoim życiu, szczęśliwi z tego, co mają. A Paweł nie. Zawsze uważał, że jego szczęście jest krok przed nim, za najbliższym zakrętem. Wystarczy jeszcze trochę się postarać i złapie je. Gdy wydawało się, że już je ma, trzyma w swych rękach, okazywało się, że to jeszcze nie to. Nowy samochód nie cieszył, tak jak wydawało się, że będzie cieszył. Chyba zbyt „zwykły” – myślał sobie. Kolejne mieszkania, wreszcie dom i ciągle poczucie, to jednak nie to. Ciągle nie czuł szczęścia. Chyba za niskie miałem wymagania, bo gdyby to był dom z basenem, to wtedy pewnie byłbym szczęśliwy. Ciągłe szarpanie się, wypruwanie sobie żył, bo „osiąganie” jest bardzo kosztowne, wymaga wysiłku, ciągłej walki. Eksploatuje i ciało i psychikę. Paweł uległ złudzeniu, które w psychologii nazywamy „złudzeniem postępu hedonistycznego”, czyli fałszywe myślenie, że mogę być szczęśliwszy. Wydaje się nam, że jak posiądziemy więcej nowych, lepszych rzeczy, to będziemy szczęśliwsi. Myślimy sobie: osiągnę szczęście, gdy tylko „to” zdobędę: zawód, rzeczy materialne, kobietę swojego życia, itd. Osiągam to, a szczęście nie przychodzi, więc „podnoszę poprzeczkę”, kreuję kolejne rzeczy do zdobywania, bo przecież one przyniosą mi upragnione szczęście. Ilu znacie ludzi, którzy mówią: Jak wygram w totolotka, to wtedy będę szczęśliwy. A badania pokazują, że reguła jest raczej odwrotna, to szczęśliwi mają pieniądze, a nie pieniądze dają szczęście. I nasza „podróż” zaczyna się znowu i trwa w nieskończoność. Bo jest właśnie złudzeniem. Uważamy, że szczęście jest gdzie indziej, nie w miejscu, w którym aktualnie jesteśmy. Pamiętajmy, że to z gruntu fałszywe myślenie, pułapka, którą przyszykował dla nas nasz umysł i czasami po prostu może nam zabraknąć czasu, aby w tym całym „biegu” być szczęśliwym. Ulegniemy "złudzeniu postępu hedonistycznego", będziemy „szczęście” gonić, a ono z każdym naszym krokiem będzie się oddalać. Może zabraknąć nam czasu, żeby być szczęśliwym tu i teraz. Bo właśnie teraz jest nasz "ciepły, słoneczny, szczęśliwy dzień"! Nawet jeśli za oknem deszczowa jesień. Jeżeli często masz wszystkiego dość, życie i jego problemy przerastają Ciebie. Wzięłaś na siebie za dużo obowiązków, jesteś mało asertywna, nie umiesz się z niczego cieszyć. Nie potrafisz panować nad emocjami, masz niskie poczucie, które wpływa na relacje z innymi. Brak Ci poczucia wartości i akceptacji. Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
TO NIE JEST MIŁOŚĆRelacje małżeńskie. Nadopiekuńczy Rodzic i Nieporadne DzieckoOczy przecierała ze zmęczenia. Litery na ekranie monitora rozmazywały się. Nie miała już sil. Od dwóch miesięcy godzi pracę, opiekę nad dziećmi i doglądanie chorego ojca z poszukiwaniem pracy dla Maksa. Ledwie żyje. Odczuwa, że brakuje jej sił, ale musi… Zawsze perfekcyjna. W pracy wszystko dopięte na ostatni guzik, dzieci zadbane, dom, który bez problemu przeszedłby test białej rękawiczki. Otwarta na innych, gotowa do poświęceń, niestawiająca granic. Czy Ania musi szukać pracy dla Maksa? Czy musi zawsze o wszystkich i za wszystkich myśleć? Czy sama nie wykreowała takiej sytuacji ? Zawsze odpowiedzialna, od dziecka starała się być „bohaterem”. W domu rodzinnym opiekowała się młodszym rodzeństwem, dawała im poczucie bezpieczeństwa, dbała o ich potrzeby, bo było jak było… Ojciec alkoholik, ciągłe awantury, mama cierpiąca na depresję. Ania brała na siebie odpowiedzialność za wszystkich, dźwigająca świat na swoich ramionach. Gdy poznała Maksa zrozumiała, że jest mu potrzebna. Cudowny, inteligentny, ale taki zagubiony. Koleżanki określały go jako Piotrusia Pana, Wiecznego Chłopca, a Ania uważała, że to niesprawiedliwe. Doskonale rozumiała, czego brakowało w jego dzieciństwie. Ich domy przecież były takie podobne, choć różne… Mama Maksa, gdy poznała jego ojca zakochała się bez pamięci. Ciąża pokrzyżowała jej ambitne plany. Dziewczyna, która ze wsi przyjechała do miasta i konsekwentnie dążyła do celu, nagle musiała zrezygnować z wszystkiego o czy marzyła. Szalona miłość stanęła na jej drodze. Obiekt westchnień nie miał ambicji. Co prawda oczarowany dziewczyną, zaakceptował myśl o ślubie i dziecku, ale nie potrafił się w tej sytuacji odnaleźć. Gdy dotarło do niego, co się wydarzyło w jego beztroskim życiu, zaczął z niego uciekać. Koledzy, alkohol, hazard, kobiety… Mama Maksa początkowo chlipała w poduszkę, potem zaczęła myśleć o sobie. Dziecko podrzucała rodzicom na wieś, a sama dużo podróżowała, nawiązywała wiele relacji towarzyskich. Dla Maksa w życiu rodziców nie było miejsca. Matka widziała w nim kogoś, kto pokrzyżował jej ambitne plany. Nie dawała mu miłości, opieki, poczucia bezpieczeństwa. Ania i Maks odnaleźli się w życiu, by zaspokoić wzajemnie swoje potrzeby. Ona mająca chęć opiekowania się, on szukający kogoś kto dałby mu, to, czego nie zaznał w dzieciństwie. Dziecko i Rodzic. Relacja małżeńska, która przypominała relacje nieporadnego dziecka i nadopiekuńczej matki. Matki, która wiecznie czuwa, opiekuje się, wyręcza, szuka pracy, ratuje z potrzasku, ale i kontroluje. On z kolei oczekujący opieki, a w zamian tracący niezależność, poddający się ciągłej kontroli , a w ten sposób dający żonie satysfakcję. Przecież dzięki niemu może o sobie powiedzieć: gdy nie ja… Dlaczego weszli w takie role? Człowiek, który w domu rodzinnym nie zaznał poczucia bezpieczeństwa i opieki albo będzie podobni jak Maks szukał partnera, w którego ramionach znajdzie to, czego zabrakło w dzieciństwie albo będzie projektował tę potrzebę na drugiego człowieka, i tak Ania stanie się osobą nadopiekuńczą, co w relacji małżeńskiej będzie wyglądało wręcz wygląda wręcz groteskowo. Czy wyjście z takiego związku jest możliwe? Oczywiście, ale tylko wówczas, gdy jedna ze stron „zbuntuje się” i w sposób dojrzały spojrzy na swoje życie, rozumiejąc, że bycie kontrolowanym, bądź bycie wykorzystywanym, to nie miłość. Ale nie jest to proste, gdyż potrzeby, które partnerzy zaspakajają w tych chorych związkach powodują, iż czują się w nich dobrze, pomimo, iż dla ludzi z zewnątrz ta relacja nie przypomina miłości. Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli nie potrafisz poradzić sobie z przeszłością, chcesz zacząć inaczej reagować, wchodzić w zdrowe relacje - pomożemy Ci. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie
PRZYTULMY SIĘReakcje naszego ciała i umysłu na przytulanieTo, że przytulanie jest ważne dla rozwoju dzieci, wiedzą wszyscy. Mamy tulą niemowlęta, noszą na rękach (ostatnio stało się także modne noszenie w chustach), przytulają do piersi. Z wiekiem jednak powoli o tym zapominamy, a okazuje się, że i dla dorosłych przytulanie jest ważne. „Powinniśmy być przytulani 4 razy dziennie by przeżyć, 8 razy dziennie, żeby zachować zdrowie i 12 razy, żeby się rozwijać” – piszą Jack Canfield i Mark Victor w książce „Zrób to, o czym marzysz”. Dzięki dotykowi, przytuleniu zachodzą w osobach przytulanych zmiany: obniża się ciśnienie krwi, zwiększa się odporność, zwalnia oddech, obniża się poziom kortyzolu - hormonu stresu, wydziela się oksytocyna – naturalny antydepresant. Do tej pory mówiłyśmy o tym, jak ludzie wpływają na siebie – o perswazji, wpływaniu na czyjeś poglądy, a tymczasem okazuje się, że - tak wydawałoby się prostą sprawą jak przytulenie - możemy także wpływać na ciało drugiego człowieka (a przy okazji też swoje). Badania pokazały, że pary, które się często przytulają są bardziej zadowolone ze związku. Łączy ich głębsza więź emocjonalna. Przytulanie wpływa na zwiększenie wzajemnego zaufania. Pary, które dużo się przytulają mają większą szanse na stworzenie trwałego wieloletniego związku. W badaniach wykazano, że u mężczyzn wyższy poziom oksytocyny, która wytwarza się w czasie przytulania, powoduje, że są mniej skłonni do zdrady. Przytulanie nie tylko wyraża czułość, ale także zwiększa poczucie bezpieczeństwa oraz poczucie pewności siebie i swoich umiejętności. Dzięki przytulaniu możemy się poczuć zrelaksowani, ukoić emocje. Przytulanie też potrafi ułatwić zasypianie. To tylko niektóre z potencjalnych korzyści. Niestety współcześnie dotyk kojarzy się nam źle. Wszędzie dopatrujemy się podtekstów seksualnych i w związku z tym dotyk, przytulanie jest ograniczany w wychowaniu, czy wręcz piętnowany. W konsekwencji często dorośli realizują tę niezaspokojoną potrzebę w pożądaniu seksualnym, zaczynają szukać substytutów, którymi mogą być np. kompulsywne jedzenie, czy właśnie seks bez psychicznej bliskości. Badacze donoszą, że z powodu braku dotyku najczęściej cierpią mieszkańcy dużych miast pracujący w wielkich odhumanizowanych korporacjach, z ograniczoną liczbą znajomych, czujący się samotnie. Takie osoby, albo takie, które akurat w danym momencie swojego życia nie mają za bardzo bliskich, do których mogliby się przytulić, mogą tulić swoje zwierzaki. To także przynosi korzyści. Jeśli więc chcemy poprawić komuś nastrój, bo jest smutny, wesprzeć go, pocieszyć, dodać wiary we własne siły – poklepmy go choć po ramieniu, albo w bliższych relacjach – przytulmy serdecznie. Nie bójmy się tego. Nie zawsze potrzebne są słowa. Ściskamy Was wszystkich bardzo mocno! Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
KOCHANA CÓRECZKAChoroba w rodzinie, chore dziecko a relacje małżeńskie„Musisz się trochę zdystansować i zachowywać normalnie. Wiadomo, że wkrótce wszystko się zmieni, ale do tego czasu nie możesz stać się więźniem we własnym domu. Idź i rób to, na co masz ochotę. Ona potrzebuje ciebie zdrowej na ciele i umyśle.”* Nikt od wielu lat nie zapytał o to, jak się czuję. A ja coraz bardziej z każdym dniem miałam poczucie, że przestaję istnieć. Choroba Marysi spowodowała, że przez nasze dotychczasowe życie przeszło tornado. Czy przez nasze życie…? Od momentu diagnozy odnosiłam wrażenie, jakbym to tylko ja musiała zmagać się ze skutkami tego kataklizmu. Tamten moment, ta jedna chwila spowodowała, że nic już nie było takie samo. Po etapie niedowierzania, buntu, złości, załamania, przyszedł czas, w którym na nowo uczyłam się żyć. Ale uczyłam się żyć, siłując się sama z rzeczywistością, która nie była dla mnie łatwa. A ja czułam, że moi bliscy oddalają się ode mnie każdego dna. A może to ja oddalałam się od nich…? Gdy wracam myślami do wcześniejszych lat naszego małżeństwa, nie mogę uwierzyć, że byłam kiedyś tak bardzo szczęśliwa. Pamiętam doskonale, jak wówczas wyglądało nasze życie. Byliśmy nierozłączni. Nie wyobrażaliśmy sobie dnia spędzonego bez siebie i nie było spraw, z którymi nie moglibyśmy sobie poradzić. Szukałam tej wewnętrznej siły, ale kosztem siebie i innych, natomiast z ich strony nie czułam wsparcia. Nasz dom w momencie pojawienia się w nim choroby dziecka stał się chory. Cały jako organizm zaczął źle funkcjonować. Wówczas tego nie dostrzegałam, bo byłam skupiona jedynie na Marysi. Dzisiaj wiem, że wewnętrzna siła nie polega na siłowaniu się z życiem. Nie polega na dźwiganiu wszystkiego na własnych barkach. Przez wiele lat nie mogłam tego pojąć. Nie przyjmowałam tego do wiadomości. Skoncentrowałam się na małej istotce, której choroba z dnia na dzień zamieniła życie naszej rodziny w piekło. Stawałam na palcach, nie przyznawałam się do swoich słabości, nie myślałam o własnych potrzebach. Dzisiaj zdaję sobie sprawę, że walcząc o Marysię, straciłam męża, dzieci i samą siebie. Choroba dziecka powoduje, że kobiety odnajdują w sobie niezwykłą siłę wewnętrzną, ale nie zdają sobie sprawy, że ta wewnętrzna siła to nie siłowanie się z życiem. To nie wystawienie siebie na próbę. Można być dzielną, silną, ale nie igrać z ogniem. Aby umieć zmagać się z tym, co przynosi życie, należy przede wszystkim zauważać każdego dnia siebie i swoje potrzeby. Pozwolić sobie na to, aby być ważną dla siebie samej. By pozwolić innym na niesienie sobie pomocy, by umieć okazywać swoją słabość, przyznawać się do emocji i łez, by nie dopuścić do osamotnienia emocyjnego w rodzinie. „Wiedziała, że Nick chciał od niej więcej i że Kaycee tak samo chciała mieć ją częściej w swoim życiu. Wszyscy chcieli od niej więcej, ale Theo zabierał wszystko, co miała, włącznie z miłością tak głęboką i kompletną, że czasami nie mogła oddychać, gdy patrzyła na jego anielską buzię. Przez lata bycia jego matką miewała chwile, gdy nie odnajdowała się w tej roli. Były to okropne, mroczne momenty, gdy żałowała, że nie ma przestrzeni i czasu dla samej siebie, żeby odetchnąć i niczym się nie martwić. Po takich chwilach zawsze pracowała z nim znacznie intensywniej, kochała go jeszcze bardziej, poświęcała mu jeszcze więcej czasu. Magia domku w górach zniknęła, ale wracali tam co roku, mimo że oddalali się z mężem od siebie. Nigdy jednak nie sądziła, że ich relacje popsują się bardzo, że zrobi to, co zrobiła.”** Walka o dziecko, dostrzeganie tylko jego potrzeb, powoduje, że bardzo często matki nie zauważają rozpadu rodziny i rozsypki samej siebie. Choroba jednej osoby powoduje bowiem, że dom jako cały układ rodzinny staje się chory. Pojawiają się sprzeczne emocje w stosunku do osoby bliskiej. Miłość przeplata się z nienawiścią, a poczucie krzywdy z poczuciem winy. Sytuacja ta wymaga odwagi, by przyznać się do swoich emocji, by przyznać się do tego, co czujemy. Zatrzaskiwanie emocji powoduje zaburzenie relacji, a czasem prowadzić może do tragedii. Przewlekła choroba jest stresem zarówno dla samego dziecka, jak i jego bliskich. Wymaga ona od poszczególnych członków rodziny i rodziny jako całości stosowania mechanizmów psychologicznego radzenia sobie z emocjami i stresem. Ostatnio do moich rąk trafiły dwie niezwykłe książki, dzięki którym czytelnik może wejść w codzienne zmagania dwóch kobiet, które stają przed egzaminem z życia w obliczu choroby swoich dzieci. Dwie kobiety - żony, matki, które stawiają czoła chorobom swoich dzieci. Pomimo iż jednej syn jest autystykiem, a drugiej córka cierpi na rzadką chorobę genetyczną oczu, łączy je wiele. Determinacja w walce o dziecko jedną i drugą może zapędzić w ślepy zaułek. Do czego są zdolne? Czy dla dobra dziecka poświęciłyby życie i miłość do osób, które kochają? To książki o najtrudniejszych wyborach i zachowaniach, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć, dopóki się w danych traumatycznych sytuacjach nie znajdziemy. *Fragment pochodzi z książeki A. Ragsdale "Kochana córeczka", Wydawnictwo Filia **Fragment pochodzą z książki N. Trope "Gdzie jesteś synku", Wydawnictwo Filia POLECAMY:
UWAŻAJ NA NARCYZAJak rozpoznać narcyzaPołożyła kopertę na stole. Powoli ściągnęła płaszcz, zaparzyła herbatę i usiadła na krześle, wpatrując się w śnieżnobiałe zaproszenie. Zaproszenie na ślub siostrzenicy przywołało wspomnienia, do których niechętnie powracała. Ślub kojarzący się niemal każdemu z atmosferą radości, szczęścia, ekscytacji, dla niej miał zupełnie inny wydźwięk. Pamiętała doskonale dzień, który miał być najpiękniejszym wspomnieniem w życiu, a pozostawił po sobie głęboką ranę. Kostka poznała na jednej z imprez firmowych. Pracował w innym mieście. Oczarował ją, jak i całe towarzystwo od momentu, w którym się pojawił. Przystojny, pewny siebie, czarujący. Tak przynajmniej był odbierany przez otoczenie. Nikt nie miał pojęcia, że pod tą maską kryje się człowiek przepełniony lękiem i złością. Iza od razu wpadła mu w oko. Uczynił wszystko, by ją zaintrygować, a potem pokazać siebie jako ideał. Świetnie grał, robił wszystko, by ją oczarować, a potem rozkochać, aby dała mu poczucie bezpieczeństwa i dowartościowała w zamian za… piekło, które jej zgotował. Iza powoli wpadała w sidła zastawione przez mężczyznę wyrachowanego i nastawionego tylko na branie. Z kobiety pewnej siebie stawała się osobą, która przestawała istnieć. Liczył się w tym związku tylko on - człowiek pozbawiony empatii i poczucia winy. Po odejściu od Kostka Iza długo nie mogła odzyskać równowagi. Przyjaciele znający ją od czasów studenckich nie mogli zrozumieć, jak ona - osoba stojąca nogami na ziemi, o wysokim poczuciu własnej wartości, dała się omotać takiemu zakompleksionemu człowiekowi. Stał się dla niej toksyczny, jak na narcyza przystało. W życiu niejednokrotnie spotykamy wiele toksycznych osób, nie tylko narcyzów, które są przyczyną naszego cierpienia i wielu problemów, z którymi musimy się zmierzyć. Jak się przed nimi ustrzec? Czy powinniśmy być bardziej czujni, a może mniej naiwni? Robert Greene w książce „Prawa ludzkiej natury” napisał: „Gdybyśmy naprawdę rozumieli korzenie ludzkich zachowań, destrukcyjnym jednostkom byłoby znacznie trudniej wymigiwać się od skutków własnych działań. Nie dawalibyśmy się tak łatwo oczarować i wprowadzić w błąd. Moglibyśmy przewidzieć ich podłe manewry i manipulacje. (…) Nie pozwolilibyśmy, aby tacy ludzie wciągali nas w swoje intrygi. (…)”* Co zatem należy zrobić? Otóż Greene proponuje nam - czytelnikom - przyjrzeć się bliżej sobie, poznać swój potencjał i świadomiej się rozwijać, ale także uczyć się obserwowania ludzi, interpretowania sygnałów pochodzących od innych, rozpoznawania ludzkich masek, dzięki czemu będziemy mogli chronić siebie przed wpływem toksycznych osób. Można to zrobić dzięki lekturze jego książki, w której w osiemnastu rozdziałach odnosi się do konkretnych aspektów lub praw ludzkiej natury, między innymi do prawa irracjonalności, narcyzmu, odgrywania ról, kompulsywnego zachowania, pożądliwości, zazdrości, autosabotażu, wypierania śmierci, bezcelowości. Każdy z nich zawiera opowieść o jakiejś znanej osobie lub osobach, która ilustruje dane prawo oraz koncepcje i strategie postępowania z samym sobą i innymi w warunkach oddziaływania tegoż prawa. Możemy przeczytać między innym o Coco Chanel, Lwie Tołstoju, Józefie Stalinie, Abrahamie Lincolnie. Wracając do Izy. Czy mogła rozpoznać narcyza w Kostku? Otóż "osoby głęboko narcystyczne da się rozpoznać na podstawie następujących wzorców zachowania:
*R. Greene "Prawa ludzkiej natury" Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
|
|