POLECAMY:
UWOLNIJ GŁOWĘ!Nawyk zamartwiania się, overthinkingDaria, wracając z pracy, wciąż analizuje dzisiejsze spotkanie ze współpracownikami i dyrekcją. Rozkłada na czynniki pierwsze każde swoje wypowiedziane słowo. Zastanawia się, co mogła jeszcze dodać, a czego powiedziała za dużo. A co będzie, jeśli potraktują ją jako osobę małostkową? A jeśli zarzucą jej brak profesjonalizmu? Wyciąga telefon i dzwoni do przyjaciółki. Opowiada ze szczegółami przebieg spotkania i dochodzi do wniosku, że jej zatrudnienie wisi na włosku. Jaka ze mnie idiotka -wypłakuje się koleżance. Nadia wpatruje się w voucher do spa. Marzyła od lat o tym wyjeździe. Mąż, wiedząc, że jest przeciążona pracą i codziennymi obowiązkami, zrobił jej niespodziankę, z której cieszyła się jak małe dziecko. Ale im bardziej zbliżał się termin wyjazdu, tym miała większą gonitwę myśli. A jeśli... w tym czasie będę potrzebna w pracy? Czy mąż zajmie się dobrze dzieckiem? A może mama będzie potrzebowała jej opieki? Karol od trzech tygodni nie może spać. Z miłością i czułością, ale też z lękiem patrzy na śpiącą obok żonę. Od kiedy dowiedział się o tym, że bratowa zdradziła brata, nie umie poradzić sobie z własnymi myślami. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nic nie jest dane na zawsze. Zrozumiał, jak wielką wartością jest dla niego małżeństwo. Od pięciu lat jest szczęściarzem i codziennie na nowo sobie to uświadamia, natomiast od miesiąca paraliżuje go strach. A jeśli kogoś pozna... jest przecież taka piękna, dobra i elokwentna... A jeśli coś jej się stanie... Nie wyobrażam sobie życia bez niej.... Daria, Nadia i Karol zaśmiecili swój umysł "martwieniem się na zapas". Zaczęli snuć scenariusze, które podkręciły spiralę ich lęku. Karol i Nadia zamartwiali się przyszłością, Daria analizowała przeszłość, w kontekście jej wpływu na przyszłe życie. A przecież tego, co było, nie możemy zmienić. Nie jesteśmy w stanie raz jeszcze przeżyć danego dnia, wrócić do odbytych rozmów i przeprowadzić ich w inny sposób. Nie da się cofnąć filmu naszego życia i wprowadzić korekt. Przeszłości nie możemy zmienić, ale możemy o niej zapomnieć (lub przepracować np. z psychologiem, jeśli była trudna). Z kolei przyszłość jeszcze nie zaistniała, nie jest realna, ale możemy ją kształtować naszymi działaniami. I właśnie to ostatnie przekonanie uzasadnia nasze zamartwianie się przyszłością. Zapominamy jednak, że zamartwianie nie jest działaniem, więc także tej przyszłości nie zmieni. Jedynie nasze działanie tu i teraz może mieć wpływ na przyszłość, ale samo zamartwianie nie ma większego sensu. Kradnie nam czas, wpędza w niepotrzebny stres, wzbudza lęk, prowadzi do złych zachowań. Wiele nierozsądnych decyzji podejmujemy ze strachu przed oceną, samotnością, biedą. Martwimy się, że ktoś będzie źle o nas myślał, więc nie zachowujemy się zgodnie ze swoimi przekonaniami, wiążemy się z nieodpowiednimi partnerami, bo obawiamy się, że nikt inny nas nie pokocha, pracujemy ponad własne siły, zaniedbując bliskich, gdyż obawiamy się braku pieniędzy. Zmartwienia kładą na nasze barki ciężar nie do udźwignięcia. A są nierzeczywistymi wyobrażeniami. Zapewne wiecie, że to myślenie w niczym nie pomaga, a tylko nas zadręcza, wyczerpuje, utrudnia życie, a jednak… Jak możemy sobie i innym pomóc? Recept jest wiele. Ale jedna z nich pochodzi z filozofii stoików. W książce Donalda Robertsona "Myśl jak rzymski cesarz. Praktykuj stoicyzm Marka Aureliusza" znalazłam niezbędne kroki, które należy wykonać, aby uwolnić głowę od niepotrzebnego martwienia się na zapas :) Oto one: 1. Samokontrola. Stale wypatruj wczesnych sygnałów ostrzegawczych, takich jak marszczenie brwi lub specyficzne, niespokojne wiercenie się. Już samo ich uświadomienie często staje na przeszkodzie nawykowi zamartwiania się. 2. Jeśli nie zdołasz pozbyć się niepokoju, natychmiast odłóż myślenie o tym, aż uczucia naturalnie osłabną; wróć do problemu w określonej, wybranej przez Ciebie „porze na martwienie się”. 3. Pozwól biec potokowi myśli, nie próbuj go aktywnie hamować. Zamiast tego po prostu powiedz sobie, że odkładasz je na boczny tor, że wrócisz do nich później, w określonym czasie i miejscu. Możesz skreślić słowo lub dwa na kartce, aby nie zapomnieć (!), co Cię trapi, złóż ją i schowaj do kieszeni; zajmiesz się tym później. 4. Wróć do tego, co „tu i teraz”, świadomie przyjrzyj się sobie i otoczeniu, spróbuj zauważyć drobne, wcześniej przeoczone szczegóły. Zmartwienie gna w wyobraźni ku przyszłym nieszczęściom, wymaga więc nieuwagi na bieżącą chwilę. Zakotwicz zatem w tym, co jest i co się dzieje tu i teraz. 5. Gdy później powrócisz do swojego utrapienia, wówczas, jeśli okaże się, że straciło ono już dla Ciebie znaczenie, możesz po prostu dać sobie z nim spokój. W przeciwnym razie wyobraź sobie najgorszy scenariusz lub opłakane skutki budzących Twój lęk obaw. Możesz dokonać dekatastrofizacji przez opisanie przerażającego zdarzenia w kategoriach obiektywnych, językiem wyzbytym z emocji lub sądów wartościujących. Uwypuklij tymczasowy charakter przedmiotu Twojego zmartwienia, pytając: „Co dalej?” i rozważając, jak sprawy potoczą się z biegiem czasu. "Stoicy każą nam stale baczyć na to, co robimy, i zwracać uwagę na niepokojące wrażenia, samoistnie nasuwające się myśli lub obrazy. Zamiast godzić się na nie i ulegać zmartwieniom, powinniśmy mówić sobie, że to tylko wrażenia, a nie sprawy, które rzekomo reprezentują. W ten sposób zyskujemy w stosunku do nich dystans poznawczy i możemy odłożyć ich ocenę do czasu, w którym nasz nastrój poprawi się na tyle, by się nimi zająć. Chryzyp rzekł był ponoć, że wraz z upływem czasu <<płomień emocji słabnie>>, a gdy powraca rozum, znajdując przestrzeń do właściwego funkcjonowania, wówczas może ukazać irracjonalny charakter naszych namiętności." Tak więc zamiast zamartwiać się tym, co było i tym, co może się wydarzyć, zaufajmy stoikom. Stoicyzm naprawdę dostarcza kilku bardzo skutecznych sposobów pokonywania strachu i niepokoju. Trzymajmy się teraźniejszości, dostrzegajmy zmartwienia u samego ich początku oraz nabierajmy do nich dystansu. Ważne też, aby korzystać z naturalnego procesu emocjonalnej habituacji (osłabiania reakcji na bodziec), czyli cierpliwie mierzyć się w wyobraźni z naszymi lękami - tak długo, aż osłabną. Jest to niewątpliwa zaleta stoickiej techniki zwanej „wkalkulowywaniem przeciwności losu”, w czym możemy sobie pomóc poprzez zastosowanie werbalnej dekatastrofizacji i opisanie tego, co nas przeraża, spokojniejszym, zobiektywizowanym językiem, z zawieszeniem sądów wartościujących, odpowiedzialnych za nasze strapienia. Warto sięgnąć po książkę Donalda Robertsona. Zapewne pomoże nam w osiągnięciu równowagi, pokaże jak radzić sobie w sytuacjach, gdy próbują nami rządzić emocje, a poza tym dostarczy ciekawej wiedzy dotyczącej filozofii stoickiej. Jeżeli nie macie jeszcze pomysłu na prezent, uważam, że ta książka sprawi radość każdemu i może pomóc odzyskać spokój :) POLECAMY:
JAKĄ DROGĘ WYBRAĆ?Komplementarność nerwicHania z rozrzewnieniem wspomina początki swojego małżeństwa, pomimo że w tej chwili buduje je na nowo. Przemek… - pierwsza prawdziwa miłość, stanowił dla niej wyzwanie. Ona – dziewczyna z wielodzietnej rodziny, gdzie bieda i brak miłości doskwierał każdego dnia i on – chłopak z tak zwanego dobrego domu, wzorowy uczeń, grzeczny, kulturalny i przystojny. Hanię z jednej strony ciągnęło do towarzystwa , które do później nocy błąkało się po ulicach Krakowa, ale z drugiej, gdzieś w głębi duszy tęskniła do świata Przemka, który był tak bardzo dla niej odległy. Czy zakochała się w tym ułożonym chłopaku, czy w świecie, do którego ją ciągnęło? Sama do końca nie potrafi szczerze odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ten świat był odległy i tak bardzo przez to fascynujący, bo niedostępny. Przemek posiadał to wszystko, czego jej było brak – dom pełen miłości, w którym wszystko było przewidywalne i przez to bezpieczne. Wyjście z jej środowiska było niemalże niemożliwe, a ten wpatrzony w nią dużymi niebieskimi oczyma chłopak stanowił swego rodzaju trampolinę, dzięki której Hania mogła wskoczyć na najwyższy szczyt swoich marzeń. Ostatecznie Przemka chyba pokochała. Był pierwszą osobą, dla której stała się ważna. Mogła dojrzeć w jego oczach uczucie, którego jej w całym dzieciństwie brakowało. Ale dzisiaj wie, że nie była to prawdziwa miłość… Spokój i stabilizacja. Tego pragnęła z całych sił. Marzyła o tym, że będzie miała dom, męża, dzieci i pieniądze, których w jej domu brakowało. Była gotowa ciężko pracować, byle tylko udowodnić sobie, że osiągnie swój cel. Dążyła do niego w pocie czoła każdego dnia, nie marnując żadnej chwili. Stała się pracoholiczką, która wie, czego chce. I w momencie, gdy osiągnęła niemal wszystko, szczęście rozprysło się na drobne kawałki. Zdrada. Po dziesięciu latach wspólnego życia, w momencie, gdy byli już zdecydowani na ślub. Do dzisiaj nie potrafi zrozumieć, co pchnęło Przemka do tego. Zranił ją do żywego, zawiódł, spowodował, że jej świat się zawalił… Nie odeszła… Pomimo iż nie potrafiła sobie z tym poradzić, zdecydowała się na ślub. Nie chciała rzucać tego, do czego dążyła z determinacją . Wiedziała ile nauki, pracy, potu kosztowało ją to, co wspólnie osiągnęli. Bała się, że wróci tam, skąd przyszła. Pojawiały się lęki, niezrozumiałe lęki. Dlatego zdecydowała się na małżeństwo z Przemkiem pomimo upokorzenia. Czuła, że pomimo wszystko, paradoksalnie wręcz, to on, jego osoba daje jej bezpieczeństwo i stabilizację. Małżeństwo nie było już tym, czym wcześniejsza ich relacja. Zdrada rzuciła cień na ich życie. Nie była podejrzliwa, ale Przemek zmienił się, stał się obcy. Starał się odpłacić jej ból, który przeżyła, ale coś się między nimi zepsuło, jakby znajdował się za szklaną szybą. Ale to ona się za nią ukryła, choć sama tego nie wiedziała. Po dwóch latach Hania urodziła śliczną córeczkę. Czy była szczęśliwa? Nie. Nadal czuła się zraniona, upokorzona, tęskniąca za miłością, prawdziwą miłością, którą dane by jej było jeszcze przeżyć dla wyrównania rachunków, a może po to, by mieć co wspominać. Gdy Tosia miała roczek, w jej życiu pojawił się Bartek. Był osobą, o której marzyła, której wypatrywała każdego dnia. Młody, inteligentny i wpatrzony w nią jak w obraz. Nie chciała odchodzić od męża, nie chciała burzyć rodziny, pragnęła jedynie chwili zapomnienia. Tych chwil było wiele. Czerpała z nich całą sobą to, co dawał jej Bartek. A dawał jej to wszystko, czego jej było brak. Budował jej poczucie wartości jako człowieka, jako kobiety. Od momentu, gdy go poznała, zaczęła inaczej postrzegać siebie. Uważała, że jest zakochana. Ale czy kochała Bartka? Nie, ona zakochała się po raz pierwszy w sobie, dzięki przeglądaniu się w jego oczach? Było to cudowne uczucie. Unosiła się pięć metrów nad ziemią. Chciała, by ta chwila trwała wiecznie, choć nie wyobrażała sobie, by zmieniać swoje życie. W domu była przykładną żoną i matką, a w ramionach Bartka zapominała o wszystkim. Ale to życie w kłamstwie nie mogło trwać wiecznie. Hania z jednej strony rozpływała się w jego ramionach, ale z drugiej strony wyrzuty sumienia nie pozwalały jej żyć. Wiedziała, że na Przemka zawsze mogła liczyć, że po zdradzie robił wszystko, by nie zawieść jej zaufania. Rozsądek podpowiadał, że z nim będzie wiodła spokojne życie. Pomimo iż relacja pomiędzy nimi nie przypominała tej z początku znajomości, czuła, że oddalili się bardzo. Do Bartka pchała ją namiętność. Ale czy umiałaby z nim żyć, stworzyć rodzinę? Czy byłby dobrym ojcem dla Tosi? Którędy pójść, jaką drogę wybrać ? Czy odejście od Bartka spowoduje odnalezienie w małżeństwie szczęścia? Czy to wyrównanie rachunków będzie gwarancją tego, że z mężem będą mogli ruszyć dalej do przodu i budować razem szczęśliwe życie? Wiedziała, że jest dobrym ojcem, dobrym człowiekiem, a błąd który popełnił zadośćuczynił jej z nawiązką. Ale czy będzie umiała zapomnieć o Bartku, o tym szaleństwie, które przeżywała przy jego boku? A z kolei, jeśli zostanie z Przemkiem, czy nie będzie szukała nadal miłości, czy będzie umiała naprawdę wybaczyć i zaufać? Życia u boku Bartka nie umiała sobie do końca wyobrazić. Nie była wstanie dostrzec w nim osoby, z którą byłaby gotowa spędzać każdy dzień. Nie wiedziała nawet dlaczego. Ale odejść jej było ciężko. Dawał jej coś, dzięki czemu rozkwitała każdego dnia. Przyjaciółka powtarzała, że w życiu należy iść za głosem serca. Ale ona nie była tego pewna. Nie wiedziała też, czy umiałaby konsekwentnie podążać wybraną drogą? Czy pójście za głosem serca byłoby rozsądne? Te pytania kołatały jej się w głowie. Nie dawały spać. Hania w tym momencie, gdy stała na rozstaju dróg, nie wiedziała jeszcze, że żaden z tych mężczyzn nie będzie gwarancją jej szczęścia. Nie wiedziała, że zarówno Przemek, jak i Bartek w pewnych momentach jej życia byli tylko lekiem na jej niezaspokojone potrzeby, lekiem na jej nerwicową potrzebę miłości. Oni dali jej to, czego wówczas potrzebowała, a co było tylko namiastką szczęścia. Nie mogła być w pełni szczęśliwa, bo nie kochała siebie i nie była zdolna do miłości drugiego człowieka. Była w nich zakochana, bo sprawiali, że dzięki nim miała zaspokojoną potrzebę znaczenia, akceptacji, wartości, miłości. Ale przeglądanie się w czyiś oczach, bez wiary w to, iż jest się człowiekiem takim, jakiego widzi się w oczach zakochanego, jest tylko chwilową radością, nietrwałą jak bańka mydlana. Aby zacząć iść drogą spokoju, drogą realizowania siebie, swojego szczęścia i swojej rodziny, Hania musiała stanąć na nogach. Musiała zrozumieć, że jest wspaniałą, piękną , umiejącą dążyć do celu kobietą, która co prawda popełniła wiele błędów, ale dzięki nim stała się mądrzejsza i dojrzalsza. Hania musiała zrozumieć, że tworzyła do tej pory toksyczne związki, gdyż nie była zdolna do zdrowych relacji. Związki, w które wchodziła, były oparte na komplementarności nerwic. Ich fundamentem było wzajemne uzależnienie, dlatego też wybierała osoby, które również potrzebowały osoby takiej jak ona. Dzięki temu, iż Hania zaczęła dojrzewać emocjonalnie, zrozumiała, że musi zacząć inaczej żyć. Musi zbudować własną autonomię, pokochać siebie, zrozumieć swoją przeszłość, uporać się z ranami z dzieciństwa i z wiarą w swoją wartość budować relacje z innymi. Chcesz mieć satysfakcjonujący związek? Dobrze rozumieć się ze swoim mężem, żoną? Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie:) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
JAK MÓGŁ ODEJŚĆ?Proces zmiany Fishera Świat się dla niej zatrzymał. Odejście Piotra spowodowało, że grunt usunął się pod jej nogami. Dla Małgosi Piotr był ostoją i wsparciem. Nie tylko jego kochała nad życie, ale też czuła, że jest przez niego kochana. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa, nigdy się na nim zawiodła. Dlaczego w takim razie odszedł? Co spowodowało, że bez słowa wyjaśnienia, bez pożegnania po prostu wyjechał, zostawiając jej jedynie list. Prosił w nim o wybaczenie, nie tłumaczył się i nie oczekiwał, że zrozumie. Przepraszał tylko za krzywdę, jaką jej wyrządził. Małgosia nie chciała uwierzyć w to, co się stało. Uważała, że to jakiś żart. Wydzwaniała nieustannie, ale nie odbierał. W głowie jej się nie mieściło, nie mogła pojąć, jak po pięciu latach wspólnego szczęśliwego życia mógł bez słowa odejść… Po tygodniu do Małgosi dotarło, że odejście Piotra jest faktem. Gdyby stanął teraz przed nią, nie darowałaby mu tego, co jej zrobił. Jak mógł? Dla niego przecież by w ogień skoczyła. Z pewnością chodziło mu dziecko, ale nigdy nie chciał się do tego przyznać. Lata starań nie przynosiły żadnego efektu. - Ale przecież to nie moja wina! To nie moja wina! - powtarzała w złości Małgosia. - Jak mógł? Ufałam, kochałam! Jak on mógł mi to zrobić?! Niech tu tylko się pojawi, to ja mu pokażę! Mijały tygodnie i Piotr nie wracał. Przyjaciele otoczyli ją opieką. Zaczęła spotykać się z ludźmi, dla których od lat nie miała czasu. Zawsze życie w domowym azylu przedkładała nad wszystko inne. Teraz zaczęła dostrzegać wartość posiadania przyjaciół. Ale nie trwało to długo… Wieczorami Małgosia rozmyślała, zadawała sobie tysiące pytań. Tęskniła za Piotrem, szamotała się wewnętrznie. Bała się iść do przodu. Zrozumiała bowiem, że życie jest kruche. Piotr, który był ostoją, zniknął. Bała się o siebie, o niego. A przede wszystkim z lękiem patrzyła w przyszłość. Czuła swoją nieporadność. Zaczynała dostrzegać, iż przywykła do życia z człowiekiem, który przejmował wiele inicjatyw, który był niejako przewodnikiem ich wspólnej wędrówki. Była przerażona. W nocy budziła się zlana potem i serce biło jej jak szalone. Z pomocą terapeuty, bez którego nie umiała sobie poradzić, zaczęła podążać naprzód, ale nie było to łatwe. Szereg wyrzutów sumienia. Ciążące poczucie winy. Co ja zrobiłam nie tak? Nie dam rady żyć, skoro spotkała mnie taka porażka! Gdyby nie Zosia - osoba o wielkiej empatii, a przede wszystkim świetny specjalista, Małgosię przytłoczyłaby przeszłość, na którą nie miała wpływu. Wiedziała już, że Piotr przepadł jak kamień w wodę. Zdawała sobie sprawę, że wszystko musiał wcześniej zaplanować. Pytania dlaczego?- czy miały sens… W zasadzie dzisiaj nie potrafi odpowiedzieć, kiedy nastąpił przełom w tej wewnętrznej walce. Pamięta, że z każdym spotkaniem coraz bardziej ufała Zosi - swojej terapeutce. W zasadzie czuła się jak dziecko, które ktoś prowadził we mgle, aż w końcu zrozumiała, że może podążać dalej sama. Poczuła siłę, moc i chęć do działania. Zaczęła odzyskiwać siły i akceptować po pierwsze siebie, nową siebie i swoje życie, w którym przede wszystkim musiała sama stanąć nogami na ziemi. Dostrzegła, że Zosia w sposób niezwykle subtelny powodowała, że zaczęła podejmować różne nowe wyzwania. Miała odwagę, by iść do przodu i odkrywać przestrzenie, które do tej pory budziły w niej lęk - nie umiem, nie potrafię, nie dam rady. Zosia wciąż powtarzała, że jeżeli nie wskoczy na głęboką wodę, nie zaryzykuje, nie przekona się. Próbowała dzięki sile, którą zaczynała w sobie odnajdywać. Historia Małgosi pokazuje proces zmiany, który w różnych momentach naszego życia przechodzimy. John Fisher jest autorem koncepcji zmiany osobistej, której towarzyszą kolejne przewidywalne stany emocjonalne: złość, nadmierny entuzjazm, strach, zagrożenie, poczucie winy, depresja, stopniowa akceptacja, poruszanie się naprzód, podobnie jak miało to miejsce w przypadku Małgosi. Oczywiście u każdego może przebiegać to nieco inaczej (w innej kolejności lub niektóre procesy mogą po prostu nie wystąpić). Jeżeli chcesz znowu zacząć patrzeć na życie pozytywnie, poczuć radość, spowodować, aby przeszłość nie kierowała Tobą, żeby czuć się osobą pewną siebie, spełnioną i szczęśliwą, osobą, która ma dobre relacje z innymi, akceptuje ich i siebie - zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
UWAŻAJ NA PSYCHOPATĘ!Toksyczne związki„Kiedy pierwszy raz rozmawiałem z Tobą w windzie, właściwie byłaś jedynie koleżanką z biura, ale kiedy podeszłaś, prosząc mnie o konsultację, okazało się, że widzę w Tobie interesującą kobietę. Nie wiem, czy myślałem już wówczas o czymś więcej niż o zwykłej znajomości, ale chyba tak, skoro zaproponowałem niezobowiązującą kawę. Kiedy zgodziłaś się, potraktowałem to jako naturalną zachętę. Pierwsze spotkania faktycznie sprawiły, że zaczęłaś mnie fascynować jako kobieta, a im bardziej stawiałaś ostre warunki, mówiłaś o barierach i granicach, których nie można przejść i przekroczyć, tym bardziej moja męska ambicja nakazywała mi spróbować. To było dla mnie wyzwanie. Byłaś niedostępna, piękna, pociągająca. Zrobiłbym wszystko, by Cię rozkochać. Po prostu moja męska ambicja kazała mi Ciebie zdobyć. Co jak wiesz, w jakiś sposób się stało. Na podstawie tego, co mówiłaś, wiedziałem, że być może nigdy nie pójdziemy do łóżka, ale mimo to chciałem spróbować. Czy myślałem wówczas o czymś poza seksem? Chyba nie…” Psychopaci to nie tylko przestępcy, którzy siedzą w więzieniach, to także ludzie, których mijamy na ulicy, z którymi pracujemy w firmach. Szacuje się, że to 2-3% społeczeństwa. Na pozór mili, szarmanccy, ale naprawdę gracze i manipulatorzy, którzy nie cofną się przed niczym. Mówimy czasem o takich osobach, że idą „po trupach do celu”, wykorzystują innych. Chociaż psychopata sam nie jest w stanie odczuwać żadnych emocji, doskonale reaguje na konkretne przejawy uczuć u innych, a szczególnie wyczulony jest na oznaki słabości drugiej osoby. „Początek był super, wydaje mi się, że kiedy człowiek poznaje drugiego i chce go poznać lepiej, a może i zdobyć, nie widzi pewnych wad, a może nie chce widzieć. A tak było ze mną. Widziałem w Tobie super babkę, atrakcyjną, mądrą i dlatego potoczyło się to przez te pierwsze miesiące tak, a nie inaczej. Jednak potem zaczęły mnie pewne sprawy drażnić, denerwować. Dla mnie znajomość ta mogłaby mieć sens tylko na takich warunkach, o których napisałem, że to ja je ustalam. Więc kiedy nie piszę przez miesiąc, i kiedy nie spotykamy się przez dwa miesiące, to po prostu tak ma być, bo ja nie mam ani czasu, ani ochoty. W pewnym momencie zacząłem odczuwać to tak, jakbyś mnie osaczała. Wiem, że nie miałaś ani takiego zamiaru, ani nie odbierałaś tego w ten sposób, być może powiedziałabyś, że to ja prowokowałem takie sytuacje, ale piszę jak to odbierałem. Kilka razy próbowałem o tym mówić, ale skutków nie było i dlatego zacząłem wysyłać ci sygnały, że chyba nie ma to sensu. Problem był w tym, że dalej pociągałaś mnie jako kobieta.” Brak empatii i poczucia winy pozwala im świetnie zidentyfikować ofiarę, a potem ją oszukiwać. Potrafią świetnie wzbudzać zaufanie dzięki niemal patologicznej zdolności do kłamania. Nie mają żadnych lęków społecznych, lęków przed zdemaskowaniem, ani wyrzutów sumienia, czy poczucia winy. To, co zwykle hamuje nas przed antyspołecznymi zachowaniami, u nich praktycznie nie istnieje. Potrafią opowiadać tak nieprawdopodobne historie w tak przekonujący sposób, że wszyscy w nie wierzą i im ufają. Co dziwne, nawet w momencie, gdy zostają zdemaskowani, ludzie-ofiary znają prawdę o nich, oni nadal kłamią i robią to tak umiejętnie, że ofiary zaczynają wątpić we własną wiedzę i zaczynają im wierzyć i zmieniać swoje zdanie. To właśnie siła psychopatycznej manipulacji. Pomimo, że psychopatów rozpoznać jest trudno, warto wiedzieć, jakie powinny być dla nas sygnały ostrzegawcze. Otóż, psychopata: 1. Jest mistrzem wywierania pozytywnego wrażenia – umie oczarować, odpowiednio się zaprezentować, by błyskawicznie wzbudzić podziw. Umie udawać uczucia, jednak nigdy ich nie przeżywa tak, jak normalni ludzie. 2. Nie liczy się z uczuciami innych. Ma sadystyczną naturę. Lubi zadawać innym ból i czerpie z tego przyjemność. Instrumentalnie traktuje drugiego człowieka, najczęściej wykorzystując każdą relację do swoich celów. Pasożytuje na innych, gdy osiągnie to, na czym jemu zależy, porzuca swoją ofiarę bez wyrzutów sumienia, szukając kolejnej. Brak mu poczucia winy. 3. Ma narcystyczne przekonanie o własnej wyjątkowości. Uważa, że jest pępkiem świata. Jest niezwykle pewny siebie. Nic nie jest w stanie zachwiać jego przekonania o własnej wyższości. Nie ma wątpliwości co do tego, że jest najlepszy. 4. Dość szybko ujawnia swoje prawdziwe oblicze, wpada w szał, dostaje ataku furii, by szybko się tłumaczyć zmęczeniem, stresem i znowu mydlić oczy innym. 5. Seks wykorzystuje jako mechanizm przywiązania i uzależnienia od siebie. Doskonale umie uwodzić i zaciągać do łóżka. Dla niego seks to sposób do osiągnięcia zamierzonego celu, rozładowanie nadmiernej energii, a nie intymne przeżycie. Wykorzystuje seks jako sposób do uzależnienia partnerki od siebie. 5. Brak mu empatii, rozumienia innych, brak odruchów moralnych, ma skłonność do oszukiwania. Jego związek z innymi ludźmi jest powierzchowny, relacje oparte są na przydatności do własnych celów. Nie przyjmują na siebie odpowiedzialności 6. Ma sadystyczną naturę. Zadaje innym ból i czerpie z tego przyjemność. Cieszy się, gdy może kogoś zniszczyć. 7. Kłamie jak z nut. Nie widzi w kłamstwach niczego złego. Zaprzecza sobie nawet w jednej wypowiedzi. 8. Manipuluje ludźmi. Czerpie radość ze skłócania ludzi. Dąży do tego, by partnerka wpadła w konflikt z rodziną i przyjaciółmi. Izoluje ją od innych, by stała się zagubiona i pozostawiona sama sobie. Odkrycie, co osoby psychopatyczne ukrywają pod swoją czarującą maską pozwoli ich zrozumieć i jednocześnie obronić się przed nimi. Działanie psychopatów bardzo często przebiega w trzech fazach. Wynika ono raczej z ich osobowości niż przemyślanego świadomego planu. Pierwsza faza to wartościowanie ludzi przez psychopatów – określenie, na ile dana osoba (potencjalna ofiara) przyda się do ich potrzeb oraz jakie są jej mocne i słabe strony. Kolejny etap to manipulacja ludźmi, stosowanie odpowiednich komunikatów, wykorzystywanie reakcji potencjalnych ofiar i utrzymywanie kontroli. Trzecia faza to porzucenie – opuszczają zdezorientowane ofiary, kiedy przestają być im potrzebne, kiedy się nimi znudzą lub kończą z nimi w inny sposób (np. przypadki kryminalne). Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
JAK POWSTAĆ?Cebulowa teoria szczęścia prof. Janusza CzapińskiegoNajpierw okradli im dom, nowy, piękny, jeszcze nie zdążyli się wprowadzić. Hania chwilę rozpaczała, ale już niedługo potem była znowu szczęśliwa. Po pół roku mąż miał wypadek samochodowy, wyglądało groźnie, ale po kilku miesiącach w szpitalu i późniejszej rehabilitacji zaczął wracać do zdrowia. I Hania po kryzysie - podniosła się. Znowu była szczęśliwa. Wydawało się, że już więcej nieszczęść nie może ich spotkać, że wyczerpali swój limit. Czasami jednak los sprawia niespodzianki. W tym samym roku mama Hani zachorowała na raka i zmarła. Hania była z nią związana, bardzo ją kochała. Strata była dla niej ogromna. Żałoba wielka. Trwało to tym razem dłużej, ale po roku, czy może dwóch – Hania znowu była tak samo szczęśliwa jak wcześniej. Prawdziwa „wańka-wstańka”.
Znacie takich ludzi? Takich, którzy potrafią podnieść się po najcięższych doświadczeniach? A takich, którzy żyją jak „pączek w maśle”, niczego im nie brakuje, mówimy czasami, że „życie mają usłane różami”, a ciągle jacyś skwaszeni, niezadowoleni, marudzący, mało szczęśliwi? Może pamiętacie ich z naszego postu „Wybór należy do Ciebie”? Dlaczego tak się dzieje? Sprawę wyjaśni nam cebula, a dokładnie cebulowa teoria szczęścia prof. Janusza Czapińskiego – psychologa społecznego, który od dziesięcioleci zajmuje się tematyką szczęścia oraz prowadzi Diagnozę Społeczną Polaków. Maksymalnie upraszczając teorię Pana Profesora, szczęście – podobnie jak cebula – składa się z kilku warstw:
POLECAMY:
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|