ZROBIŁABYM WSZYSTKOToksyczna miłośćBaśka niechętnie mówi o przeszłości. Odkąd pamięta, zawsze z zazdrością patrzyła na rówieśników. Tak chętnie wracali ze szkoły do domu, tyle opowiadali, a ona… Nigdy nie czuła miłości. Dzisiaj wie, że rodzice albo byli nieporadni wychowawczo, albo mieli jakieś problemy natury psychicznej. Wchodząc w dorosłe życie, tak bardzo pragnęła mieć cudowny dom. Dom, o którym zawsze marzyła. A przede wszystkim tak bardzo chciała być kochana i kochać. Była spragniona miłości. Gdy poznała Bartka, świat zawirował przed jej oczyma, a w momencie, gdy ten wykazał zainteresowanie jej osobą, gotowa była za nim w ogień wskoczyć. Zrobiłaby wszystko, by dać mu miłość, ciepło - to, co zagwarantowałoby jej trwałość tej relacji. Tego uczucia, którym ją obdarzył była zgłodniała, dlatego pragnęła je odwzajemnić z nawiązką, bo przecież nie zasługiwała na miłość, skoro rodzice jej nie potrafili tego uczucia dać. Pamięta, jak bardzo bliskości i akceptacji pragnęła jako dziecko, potem jako nastolatka. I często zadawała sobie pytanie – co ze mną jest nie tak, skoro nie potrafią mnie kochać? Basia do czasu spotkania Bartka nie czuła, by była dla kogoś ważna. Dzisiaj wie, że każdy człowiek potrzebuje bliskości drugiej osoby. Dlatego miłość, którą została obdarzona potraktowała jako najcenniejszy skarb, którego za nic nie chciała stracić. Robiła wszystko, co było w jej mocy, by go uszczęśliwić, ale na swój sposób. Chciała niejako urządzić mu życie, zawładnąć nim. I tu pojawił się problem. Bartek tego nie chciał. Zaczął czuć się osaczony i zniewolony. A ona tego zrozumieć nie mogła. Ona o takiej miłości, jaką dawała Bartkowi zawsze marzyła. Zawsze pragnęła być dla kogoś tak ważna. Dlatego wyprzedzała jego marzenia, zgadywała, co czuje, chciała usunąć spod jego nóg każdą widzianą jej oczyma przeszkodę. A on chciał poznawać i smakować życie w całym jego wymiarze. Im bardziej Basia się starała, tym bardziej on się oddalał. Toksyczna miłość. Miłość polegająca na nieświadomej próbie zawładnięcia drugim człowiekiem. Bartek jako normalnie funkcjonujący człowiek nie chciał być zniewolony, a Basia nie rozumiała, dlaczego odrzuca jej dobre intencje. To spowodowało w niej pojawienie się znanego przez nią uczucia frustracji, które z kolei wywoływało w niej agresję. Agresja rodziła agresję i Bartek nie pozostawał dłużny, nie dochodziło co prawda do rękoczynów, ale była to agresja słowna, która prowadziła do tego, że powstawał między nimi mur. Bartek nie rozumiał pułapki, w jakiej się znalazł. Nie rozumiał przyczyn takiego zachowania. Dla niego miłość oznaczała zupełnie coś innego, aniżeli to, co prezentowała swoją postawą Basia. Tylko dzięki temu, że był osobą dojrzałą emocjonalnie, trwanie w toksycznym związku nie było dla niego sposobem na życie. Być może inna osoba trwałaby w związku, który stawałby się coraz bardziej destrukcyjny albo dawno odeszłaby w swoją stroną. Bartek szukał powodu zachowania Basi, które stało się problem w ich związku. Z czasem zrozumieli mechanizm, który nią kierował, a który pomimo jej dobrych intencji doprowadzał do zabijania uczucia. To, co Basia nazywała miłością, nie miało z nią nic wspólnego. Nie było to prawdziwe uczucie, które tylko w formie dojrzałej, a nie nerwicowej potrzeby, może być podstawą szczęśliwej relacji. Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
RODZINNE FOTOGRAFIERodzeństwo, relacje w rodzinie, poczucie wartościZ fotografii spoglądały na Ninę dwie śliczne dziewczynki. Ze wzruszeniem oglądała zdjęcia z dzieciństwa. Wycieczka do Krakowa, wakacje w Jastrzębiej Górze, ferie u Dziadków w Karpaczu. To był wspaniały, beztroski czas. Nikt wówczas nie zdawał sobie sprawy, co przyniosą kolejne lata ich życia. Nie zawahała się przez chwilę. Wiedziała o ryzyku, ale zawsze, pomimo wylanych łez, pomimo żalu, złości, czasami nawet nienawiści, zdawała sobie sprawę, że w takiej sytuacji jak ta, do ognia by za Kaliną wskoczyła. Życie przybiera czasem niespodziewany obrót. Papużki nierozłączki. Siostry, które nie wyobrażały sobie wówczas życia bez siebie. Dzieciństwo, którego każdy by im zazdrościł. Świat jak z bajki. Kochający rodzice, którzy nieba by im uchylili, wspaniała rodzina, bardzo dobre warunki życia. I one - dwie trzymające się kurczowo za ręce, wpatrzone w siebie, kochające się, niewidzące świata poza sobą. Żadna nie mogła wówczas przypuszczać, jak potoczą się ich losy. Gdy mama zadzwoniła z płaczem, Nina zrozumiała, że musiało wydarzyć się coś strasznego. „Kalinka… Moja mała córeczka…” Nina wiedziała, że dla mamy jej siostra na zawsze pozostanie maleńką, kruchą i potrzebująca wsparcia kruszynką. Nieważne, że skończyła trzydzieści pięć lat. „Nina, czy Ty sobie wyobrażasz? Konieczny jest przeszczep… Wybaczysz? To przecież twoja siostra…” Nina nie zdawała sobie sprawy, jakie konsekwencje niosło kroczenie przez Kalinkę jej śladami po szkole. Gdy szła do trzeciej klasy, jej młodsza siostrzyczka przekraczała po raz pierwszy próg szkoły. Dopiero po latach zrozumiała, jak trudny to był dla niej czas. Nie zastanawiała się ani chwili. Dzisiaj przypomina sobie ostatnie tygodnie, które płynęły w zastraszająco szybkim tempie. Badania, badania i ostateczna decyzja, a dzisiaj czas, by ruszyć w drogę, której pomimo swojej niezwykłej siły, boi się niesłychanie. Zamykając torbę, spojrzała raz jeszcze na fotografie z dzieciństwa, na dobre oczy ojca, w których znalazła siłę do dalszej walki o zdrowie i życie Kaliny, dla której odważyła się zaryzykować swoje. Wówczas nie zdawała sobie sprawy, że dla Kalinki przekroczenie progu szkoły okazało się trudnym rozdziałem życia. Gdyby nie ona, Kalina byłaby postrzegana w zupełnie innym świetle. Byłaby doceniana za to, kim była i na co zasługiwała. Niestety na każdym kroku była porównywana. Wciąż słyszała raniące ją słowa: „Fajna z ciebie dziewczyna, ale siostrze to ty do pięt nie dorastasz”, „To szczęście mieć taką siostrę jak Nina”. Kalina uczyła się na piątkach, rzadko przynosiła czwórki, ale nie była idealna jak starsza siostra. Zaciskała zęby, ale to było nie do wytrzymania. Przecież uczyła się bardzo dobrze, przecież nie sprawiała trudności. Dlaczego nikt nie chciał spojrzeć na nią inaczej, jak tylko przez prymat Niny, która tak wysoko postawiła poprzeczkę? Kalina nie raz zastanawiała się, jak to by było być po prostu sobą, a nie siostrą Niny. Tego wówczas pragnęła najbardziej. Taksówka wiozła ją przez Warszawę. A w jej pamięci przesuwały się obrazy z ostatnich lat. W zasadzie po śmierci taty straciła wszystko. Mama zapomniała o jej istnieniu, bo widziała tylko Kalinkę. Nie raz słyszała, jak mówiła do znajomych: „Nina jest twarda, ona sobie poradzi”. Nie wie, dlaczego tak ją oceniała przy znajomych, gdyż na co dzień była wciąż krytykowana. Nina czuła, że nigdy w nią nie wierzyła. Kalina natomiast była jej oczkiem w głowie. Śmierć taty spadła na nie jak grom z jasnego nieba. Wysportowany, zdrowy człowiek i zawał, który zabrał im kochającego ojca, ale i beztroskie dzieciństwo, spokój i szczęście. Nina dobrze pamięta, co zaczęło się dziać w domu, w jej życiu od tego czasu. Dla mamy wpatrzonej od zawsze w ojca cały świat się zawalił. Nina nie wie, skąd czerpała siłę, by w sposób niezwykle dojrzały jak na trzynastolatkę przejść przez ten trudny czas. Widziała wiecznie płaczącą mamę i Kalinkę, która zamknęła się w sobie. Pomału zaczęło do niej docierać, że mama uczucie, którym darzyła ojca przelała bez reszty na jej młodszą siostrę. Widocznie żyła z przekonaniem, że Nina dająca sobie zawsze radę ze wszystkim, i tym razem zda egzamin, tyle że, egzamin z życia. I dała radę. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Nie tylko wzięła się w garść, ale i wspierała mamę, patrząc jak ta z kolei ochrania swoją młodszą córkę. Mama wynagradzała Kalince stratę ojca, zapominając, że ma nie jedno, a dwójkę dzieci. Wchodząc do szpitala ujrzała Marka. Widziała zmieszanie w jego oczach. Czy miała żal? Chyba nie. Przecież nie łączyły ich więzy krwi, wspólne dzieciństwo. Był tylko mężem jej siostry. Być może nie rozumiał, dlaczego były sobie obce. Matura, studia, małżeństwo, praca. Tomek był miłością jej życia. Pobrali się jeszcze w czasie studiów, a na ostatnim roku Nina urodziła Anulkę. Wreszcie po latach odnalazła miłość, zrozumienie, oparcie i bezpieczeństwo. To wszystko, co prysło, co w dzieciństwie zabrał jej los. Niestety nie dane jej było w życiu mieć szczęścia na dłużej. Pamięta dzisiaj jak Tomek wychodził z trzyletnią Anulką do przedszkola. To, co działo się później… Trudno jej wracać do wspomnień. Wypadek, pijany kierowca i chwila, w której runął jej świat. Śmierć na miejscu i ból, który rozrywał jej serce. Nie została sama. Byli wśród niej ludzie, którzy czuwali jak dobre anioły. Ale zabrakło tych, którzy być powinni. Dlaczego? Tego nigdy nie potrafiła pojąć. Czy rany z dzieciństwa, porównywanie przez nauczycieli wywarły takie piętno? Czy postawa chroniąca mamy spowodowała, że Kalina stała się taką egoistką? Czy przez to nie umiała widzieć potrzeb drugiego człowieka, siostry, która potrzebowała wsparcia bliskich? Nigdy by się nie zawahała. Przecież w życiu nie można kalkulować i dawać tylko tym, którzy na to zasługują. Bolały ją te rany powstałe przez lata, przez czas, w którym potrzebowała dobrego słowa, obecności, wsparcia. Serce pękało jej z żalu. Targały nią emocje, miała potworny żal, ale potem zawsze usprawiedliwiała. Nic nie dziej się przecież przez przypadek. Zachowanie Kaliny było konsekwencją emocji, między innymi zazdrości, które powstały na niskim poczuciu wartości, które ukształtowali nauczyciele. A matka kochająca za bardzo nie nauczyła jej zarządzać emocjami. A przecież jednym z najważniejszych wychowawczych zadań rodziców jest dbanie o to, aby od najmłodszych lat rodzeństwo darzyło się wzajemnym szacunkiem, wspierało się i było ze sobą w życiu na dobre i złe. Kalina wiecznie w dorosłym życiu rywalizowała z Niną. Jej niskie poczucie wartości powodowało, że na każdym kroku deprecjonowała siostrę. Najprawdopodobniej było to pokłosie faktu, że w szkole była nieustannie porównywana ze starsza siostrą. I to zranienie pozostało w niej na długie lata. *Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób. Jeżeli nie umiesz poradzić sobie z ranami z przeszłości. Masz niskie poczucie, które wpływa na relacje z innymi. Czujesz się niedowartościowana i nieakceptowana. Zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
CZUŁA DLA SIEBIEŻyj wolna od presji i lękuPola po powrocie z pracy wróciła do artykułu, w którym odnalazła siebie. Ostatnio coraz częściej zdarzało jej się dostrzegać coraz więcej obszarów, które w sobie powinna zmienić. Jej wewnętrzny krytyk wciąż dawał o sobie znać jak bezwzględny i surowy sędzia, który krytykuje, potępia, karze. Rzadko kiedy prokrastynacja, czyli nałogowe odkładanie obowiązków na później, na ostatnią chwilę, wynika tylko z lenistwa. Prokrastynacja jest trwałym nieadaptacyjnym mechanizmem działania, który przeszkadza człowiekowi w osiąganiu celów i powoduje różnego rodzaju trudności i to zarówno w życiu zawodowym, ale i osobistym. Pomimo że czasami lenistwo mylone jest z prokrastynacją, nie są one tożsame. W przypadku lenistwa świadomie decydujemy, by czegoś nie robić kosztem innej czynności, np. nie odkurzę mieszkania, ale zadzwonię do koleżanki. Nie robiąc czegoś z lenistwa, z reguły nie odczuwamy z tego powodu wyrzutów sumienia. Lenistwo jest odpoczynkiem i zazwyczaj jest nam z nim dobrze, o ile po czasie relaksu i leniuchowania w końcu zabierzemy się do naszych obowiązków. Nie odkurzyłam, ale porozmawiałam z koleżanką i naładowałam akumulatory i to było mi potrzebne. W przypadku prokrastynacji, odkładając obowiązki na później, powodujemy pojawienie się w nas ogromnego stresu i wyrzutów sumienia. Osoby prokrastynujące w sposób chorobliwy odkładają rzeczy na później i nie są w stanie zabrać się do pracy. Prokrastynację porównuje się do uzależnienia. Ma ona patologiczny przebieg – schemat jest powtarzalny, a sam proces upośledza życie prokrastynatora, uniemożliwiając mu osiąganie sukcesów i zadowolenia z życia. W skrajnych przypadkach prowadzi to do stanów nerwicowych i depresyjnych. Z przerażeniem czytała o tym, że prokrastynacja jest porównywana do uzależnienia, a gdy poznała przyczyny prokrastynacji, zdała sobie sprawę z iloma swoimi wadami do tej pory nie umiała sobie poradzić. Skoro prokrastynacja może być spowodowana lękiem przed porażką i odpowiedzialnością, buntem przeciw zewnętrznej kontroli, brakiem asertywności, brakiem celu, zaburzoną percepcją czasu...to... Tak, to wszystko nagle zaczęła w sobie dostrzegać i jak z rękawa sypała przykładami sytuacji, w których była...uległa, uparta, bojaźliwa, roztrzepana, niezorganizowana... I tu wewnętrzny krytyk miał pole do popisu. Tyle mankamentów! Jak się ich pozbyć? A wewnętrzny wszystkowiedzący, niestrudzony i bezwzględnym nieprzyjaciel zacierał ręce... "Czy to wszystko musi być takie trudne? Dlaczego jestem taka beznadziejna?"* - brzmi znajomo? Zadajecie sobie wielokrotnie takie pytania? A może warto spróbować inaczej? "A co by się stało, gdybyś to w sobie zaakceptowała? Gdybyś zgodziła się na to, że tak masz?"* Wiem, wiem, odpowiedź już ciśnie Ci się na usta. "Nie, to niemożliwe. Nie mogę. Nie, nie, nie!"* A może zamiast wytykać sobie błędy i w nieskończoność zmieniać siebie, warto być dla siebie czułą, kochającą, wyrozumiałą i opiekuńczą? "Kiedy siebie nie lubisz i nie akceptujesz, w Twoim życiu dominuje cierpienie. Może nie zawsze jest na pierwszym planie, przysłonięte codzienną gonitwą i powinnościami, ale zawsze blisko, wyczuwalne tuż obok, gotowe Cię objąć i przytulić, gdy tylko nieco zwolnisz tempo. Wtedy budzą się w Tobie lęk, poczucie winy i samotność, niezależnie od tego, czy rzeczywiście jesteś sama, czy żyjesz w tłumie. A czujesz się samotna, bo najważniejsza osoba w Twoim życiu odwróciła się od Ciebie z dezaprobatą. Zostawiła Cię, bo nie spełniłaś jej oczekiwań i głęboko rozczarowałaś swoją niedoskonałością, kompromitującymi błędami i nawracającymi — pomimo licznych prób ich naprawienia — słabościami. Tą osobą jesteś Ty sama, zniesmaczona swoją ułomnością i brakiem widoków na szybką poprawę. Twój brak samoakceptacji wynika z dojmującego poczucia, że nie jesteś wartościowa, że coś jest z Tobą mocno nie tak i nie możesz zgodzić się, na to, że taka jesteś. Opuszczasz siebie, nie jesteś w stanie na siebie spojrzeć, dać sobie ciepła, opieki ani przyjaźni, ale ponieważ tak bardzo tego ciepła chcesz, oczekujesz, że dostaniesz je od innych. Ale nie. Nie dostajesz. Projektujesz na nich swój brak samoakceptacji i wydaje Ci się, że oni też Tobą pogardzają. Kiedy to zauważasz, postanawiasz jeszcze mocniej nad sobą pracować. Za wszelką cenę pragniesz się zmienić! <<Jak już się zmienię, to będę mogła siebie pokochać. Wtedy zaakceptuję to, jaka jestem>> — myślisz i zaczynasz siebie motywować. Jak? Przy pomocy samokrytyki, bo wydaje Ci się, że to najskuteczniejsza forma automotywacji. Bez litości piętnujesz swoje błędy, wyśmiewasz słabości, szydzisz ze swoich potknięć, śledzisz i surowo oceniasz każdy swój ruch. I nieustannie masz do siebie pretensje. Codziennie walczysz, by stać się lepszą wersją siebie. Stale wywierasz na siebie presję. Zmagasz się ze swoimi wadami, pokonujesz słabości, rozprawiasz się z niedoskonałościami. Pacyfikujesz wewnętrzny opór i mocujesz się sama ze sobą. Jak długo tak można? Nic dziwnego, że po jakimś czasie czujesz się wyczerpana, a poza tym ogarnia Cię coraz większy lęk. Boisz się, bo nie masz w tej walce żadnego sprzymierzeńca. Nie ufasz nikomu, nawet Ty sama jesteś swoim wrogiem. Nie możesz nawet na chwilę stracić czujności, bo wtedy właśnie może nastąpić najbardziej dotkliwy cios. Cios od siebie wymierzony w najbardziej czuły punkt. Bolesna krytyka, zero docenienia, pogarda, kpiny i szyderstwa. Boisz się, że czegokolwiek byś nie zrobiła i tak będzie źle, bo nie jesteś w stanie siebie zadowolić. Wpadasz w błędne koło samokrytyki. Coś zrobiłam źle, więc się zrugałam. Tak bardzo siebie zrugałam, że znów coś źle zrobiłam… W szybkim tempie zbliżasz się do ściany. Zderzenie jest bolesne, ale przynajmniej Cię zatrzymuje. Padasz i poddajesz się. Przestajesz walić głową w mur, przestajesz zmagać się ze sobą i kłócić z życiem. Leżysz poobijana, wyczerpana i czujesz się totalnie bezsilna. I to jest w tym wszystkim najlepsze. Dlaczego? Bo brak sił wybija Cię z działania na oślep i z rozpaczliwej pogoni za zmianą. A przede wszystkim z desperackich starań osiągnięcia nowych rezultatów, przy powtarzaniu w kółko tych samych schematycznych prób. Gdy ustaje wszelka aktywność, pojawia się bezruch, który może sprawić, że zobaczysz albo poczujesz coś, czego nie widziałaś ani nie czułaś do tej pory. Może zobaczysz siebie. Może dostrzeżesz w sobie kogoś więcej niż tylko ułomną istotę, którą dotąd odrzucałaś. Może pojawi się drobny powiew akceptacji i uznasz, że jest, jak jest i przestaniesz z tym walczyć. Jak sprawić, by ten zalążek samoakceptacji pojawił się wcześniej? Jak uniknąć wyczerpującej walki? Co zrobić, by nie doszło do zderzenia ze ścianą?"* Odpowiedź na te i wiele innych pytań znajdziecie w doskonałej książce Małgorzaty Trzaskowskiej "Czuła dla siebie. Żyj wolna od presji i lęku." Moim zdanie książka została napisana w taki sposób, że trafi do każdego niemal czytelnika. Pomimo że porusza bardzo ważne tematy, napisana jest przystępnym, ciepłym językiem, a bezpośrednia forma powoduje, że mamy wrażenie bliskiego kontaktu z autorką. Małgorzata Trzaskowska daje nam podczas lektury poczucie akceptacji, wsparcia i zrozumienia. *Fragmenty pochodzą z książki M.Trzaskowskiej "Czuła dla siebie. Żyj wolna od presji i lęku", Sensus 2022
POLECAMY:
WZAJEMNA ZALEŻNOŚĆKomplementarność nerwicSzymon. Przystojny mężczyzna. Metrykalnie dorosły, ale zachowujący się jak chłopiec w spodenkach na szelkach. Z pomocą terapeuty zaczął powracać do bolesnej przeszłości. Bolało. Bardzo bolało, bo trzeba było zajrzeć tam, gdzie nie chciał zaglądać. Trzeba było poruszyć te struny, które spowodowały, że łzy same napływały do oczu. Mama… Pamięta jej zielone duże oczy. Doskonale pamięta ten dzień, tę chwilę, gdy stanęła w progu z plecakiem. Niewiele wówczas rozumiał. Gdzieś w głowie kołatały słowa, które usłyszał już wcześniej, a które potem pojawiały się w rozmowach rodziny: Bieszczady, choroba, przemęczenie, odpoczynek. Nigdy więcej mamy nie widział. Przepadła. Zapadła się jak kamień w wodzie. Ojciec, babcia i ciocia robili wszystko, by zapewnić mu to, czego potrzebował, ale… On nie potrafił już być takim dzieckiem jak przed odejściem kogoś, kogo brakowało każdego dnia. Nie było jej w tak ważnych momentach jego życia – pierwszy dzień w szkole, dzień Pierwszej Komunii Świętej, wybór szkoły średniej, matura… Jej nie było… Przez lata targały nim różne emocje. Od złości, żalu do smutku i poczucia niższości, wstydu. Nie umiał sobie z nimi poradzić. Czuł się gorszy. Wstydził się tego, że nie ma mamy, że jego dom jest inny. Nie wiedział, co ma mówić, gdy koledzy pytali. Matura. Dostał się bez problemu po niej na wymarzone studia. Ale wciąż czuł się gorszy. Próbował swoim poczuciem humoru, pracowitością imponować kolegom i koleżankom. Był inteligentny, sympatyczny, chętny do pomocy. A przy tym konsekwentnie dążył do celu. Ania. Gdy ją poznał, przeglądał się w jej zakochanych oczach i poszukiwał tego, co stracił przed laty. Była dobra, czuła, dawała mu to, czego wówczas zabrakło. Ale… w jej ramionach poczuł się jak dziecko, które gdzieś przed laty w nim musiało ustąpić miejsca dorosłemu pomimo iż miał tylko 8 lat. Wówczas musiał bardzo szybko dojrzeć, zrozumieć to, czego nie potrafił pojąć. Ania dała mu poczucie bezpieczeństwa, miłości, akceptacji. Wówczas coś w nim pękło. Poczuł się błogo i chciał czerpać z jej miłości i opiekuńczości. Miłość. Dzięki mądrości i dojrzałemu uczuciu, jakim obdarzyła go Ania, zrozumiał, że ich związek będzie miał szanse na przetrwanie tylko wówczas, gdy upora się z przeszłością. Kochająca go kobieta uświadomiła mu, że pokochała w nim mężczyznę, a nie dziecko. Wytłumaczyła, że chce być jego partnerką i żoną, a nie matką. Taka relacja między dojrzałymi ludźmi nie miała jej zdaniem szans na przetrwanie. Ania sprawiła, że odważył się stawić czoła przeszłości, że z Szymonka, który wciąż czekał na miłość matki, stal się dojrzałym mężczyzną. Terapia. Była bolesna, ale otworzyła mu drogę ku wolności i dojrzałemu życiu. Wychodząc z gabinetu psychologa dostrzegł, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystkie lata życia po odejściu mamy to lata udowadniania całemu światu, że jest mądry, pracowity, że zasługuje na to, by być kochanym. Miał jeden cel. Wspinać się na palce i być zawsze "naj..." Nie marnował ani chwili. Nie pozwalał sobie na najmniejszy błąd i minimalne nawet niedociągnięcia. Perfekcjonista i pracuś w jednym. Dorosły metrykalnie, a w środku bezbronne dziecko szukające akceptacji. Wokół nas wiele związków opartych jest na komplementarności nerwic. Ludzie szukają partnera ( często nie zdając sobie nawet z tego sprawy), który zaspokoi ich potrzeby. Z reguły znajdują kogoś, kto też ma problemy, które pchają go w takie właśnie ramiona. Związki te oparte są na wzajemnym uzależnieniu. Gdyby Szymon trafił na kobietę, która chciałaby się nim opiekować, ten związek mógłby trwać latami, ale nie byłby oparty na prawdziwym uczuciu. Szymon trafił na Anię, która pokochała go, ale nie szukała w nim osoby będącej narzędziem do zaspokojenia jej potrzeb. Dzięki temu ich uczucie miało szansę na rozwój, a Szymon na uporanie się z przeszłością. Jeżeli nie potrafisz poradzić sobie z przeszłością, chcesz zacząć inaczej reagować, wchodzić w zdrowe relacje - pomożemy Ci. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie.
ZNÓW POCZUŁEM, ŻE ŻYJĘFragment książki "Ptakoterapia. Jak przyroda uratowała mi życie." Było na co patrzeć. Widok był przepiękny, rezerwat leżał u naszych stóp jak zielono- niebieska patchworkowa narzuta. Na północny wschód ciągnęła się linia brzegowa ze słynną latarnią morską w Happisburgh pomalowaną w charakterystyczne białe i czerwone pasy. Nabwschodzie znajdowała się wieża kościoła w Winterton, a na zachodzie Barton Broad, drugie największe moczary w okolicy. Z kolei na południu widać było konurbację Potter Heigham, ściśniętą na brzegu rzeki Thurne – dziwne miejsce, które trochę przypominało typowy norfolski nadmorski kurort, tyle że znajdowało się w głębi lądu. Napawaliśmy się widokiem i chłonęliśmy jego piękno. W końcu zeszliśmy z wieży i wsiedliśmy z powrotem do łodzi, aby wrócić do miejsca, z którego wypłynęliśmy. Mogliśmy w tym momencie wraz z dziadkiem wrócić do samochodu, ale obaj chcieliśmy jeszcze przejść się po rezerwacie. Obeszliśmy największe skupisko trzcin, nieruchomych i wysuszonych słońcem, idąc po regularnych, prostopadłych do siebie ścieżkach. Piaszczyste szlaki doprowadziły nas do kolejnej przystani, gdzie z niewielkie punktu obserwacyjnego można było przyglądać się szerokiej połaci mokradeł. Według tabliczki przy drzwiach, trafiliśmy do „Bazy bąka”. Przez głowę przemknęła mi przyjemna myśl – jakby to było spotkać takiego osobnika. Byliśmy sami w bazie i choć mieliśmy przed sobą wspaniały widok na ciągnące się daleko po horyzont moczary, na błotnistej równinie nie wylądował żaden bąk. Nie popsuło nam to jednak nastrojów i w doskonałych humorach ruszyliśmy w drogę powrotną do centrum obsługi turystów i dalej na parking. – Joe, patrz! – zawołał nagle dziadek. Podążyłem wzrokiem za jego dłonią. Czymże było to skrzydlate zjawisko, które nagle znalazło się przed nami? Dziwaczny ptak o baryłkowatej piersi przyleciał szybko znad trzcin po naszej prawej stronie, przefrunął nad ścieżką i zniknął w zaroślach po drugiej stronie. Wyglądał jak pręgowana brązowa czapla, a ja zorientowałem się, że właśnie po raz pierwszy w życiu zobaczyłem bąka. The Birds of Norfolk 2 (Ptaki Norfolk) to pokaźny tom zawierający kilka stron informacji na temat tego właśnie gatunku. Według zawartych tam informacji bąki korzystają wyłącznie z kilku obszarów lęgowych, a część z nich znajduje się właśnie w Norfolk. Z punktu widzenia ornitologii chyba nic tak dobrze nie oddaje istoty tego regionu tak dobrze, jak bąk. To wspaniałe doświadczenie, które przeżyliśmy razem, było po prostu niesamowite. Pamiętam jakby to było wczoraj niezwykłe uczucie spokoju, które mi wtedy towarzyszyło. Było to uczucie, które przybierało na sile w ciągu dnia. Po bardzo długim okresie pustki próżnia wewnątrz mnie zaczynała się wypełniać. Znów poczułem, że żyję. Dzięki temu nie tylko dobrze się czułem, ale też wszystko nabrało nowego sensu dzięki temu, że odkryłem swoje właściwe powołanie. Chciałem to wszystko poczuć jeszcze raz. Zobaczyć więcej, otworzyć się na świat przyrody, który sam otwierał się wokół mnie. Nadal pamiętam tamten dzień – będę go pamiętał do końca życia. Był to początek zainteresowania obserwacją ptaków i początek mojej „ptasiej terapii” – kolejnego etapu mojego życia. * Fragment pochodzi z książki "Ptakoterapia. Jak przyroda uratowała mi życie." POWIĄZANY POST: "Ptakoterapia" POLECAMY:
PTAKOTERAPIAJak przyroda uratowała mi życie?„W szczególnie trudnym momencie brak wsparcia i równowagi między pracą a życiem prywatnym doprowadziły mnie do takiego stanu, że codziennie, od świtu do nocy, odczuwałem ogromny lęk. Mój mózg do późna pracował na pełnych obrotach i nie pozwalał mi spać. Gdy wpadam w taki stan umysłu, gorzej radzę sobie z wyzwaniami codzienności, spada mi nastrój i czuję, jak opuszcza mnie cała motywacja. I w końcu nie zostaje już nic, jestem zupełnie obojętny. Paranoiczny lęk uniemożliwiał mi normalne funkcjonowanie. Czułem dokuczliwy ucisk w głowie, który sprawiał, że nic nie było pewne i towarzyszyło mi cały czas wrażenie, że coś zrobiłem źle. Że zawiodłem."* Czy miewacie takie dni, które przypominają czasami koszmar? Wydaje się, że to nieprawdopodobne, aby zdarzyło się tyle złych rzeczy naraz, a jednak. Albo stresujecie się przed egzaminem, ważną prezentacją w pracy? Albo…tych problemów jest tak wiele, piętrzą się, przerastają nas i czujemy się jakbyśmy stali pod ścianą... "W głowie miałem gonitwę myśli – kumulowana przez lata negatywna energia wymknęła się spod kontroli. Nie było miejsca na racjonalizację i porządek, trząsłem się, płakałem i ściskałem skronie, marząc, żeby to się już skończyło, tak jakby pocieranie głowy mogło pomóc."* Czy będąc przytłoczonym natłokiem spraw, potrafisz przystanąć i zadać sobie pytanie, na ile Twoje szczęście, powodzenie i spokój zależą od Ciebie samego? To pytanie musisz sam sobie zadać. Marca i Angel Chernoff powiedzieliby:
Najważniejsze, byś nigdy nie zakładał, że utknąłeś w życiu, które wygląda dokładnie tak jak obecne. Nie utknąłeś. Sprawy mogą się zmienić, jeśli tylko tego chcesz. Życie zmienia się z każdą chwilą, a więc Ty też możesz. To tylko kwestia podjęcia jednego nowego kroku we właściwym kierunku, a potem kolejnego i jeszcze jednego. Tylko czy o tym wiesz i czy jesteś gotowy? "Chciałem wziąć odpowiedzialność za swoje zdrowie psychiczne i pracować nad nim własnymi siłami. W tamtym okresie musiałem jednak natychmiast coś zmienić, żeby w ogóle zapanować nad swoimi myślami, po długim wahaniu zacząłem zatem zażywać niewielką dawkę sertraliny, która miała <<nieco poprawić>> moje samopoczucie (…) Ostatecznie wziąłem trzytygodniowy urlop i to właśnie wtedy doszło do pierwszego z dwóch wydarzeń, na których fundamencie wyrosła później ptasia terapia. Zacząłem chodzić na spacery, żeby nie siedzieć w domu i zażyć trochę ruchu. Przeczytałem gdzieś, że ruch i świeże powietrze to dwa najlepsze czynniki, które mogły poprawić moje samopoczucie. Wraz z partnerką znaleźliśmy broszurę z trasami spacerów po Norfolk i stopniowo poznawaliśmy niektóre z nich. To właśnie na jednej z tych wypraw, na trasie z North Walsham do Felmingham, doświadczyłem czegoś, co stało się źródłem ptasiej terapii."* Doświadczyliście kiedykolwiek cudownej zmiany samopoczucia po wejściu do lasu albo nawet do parku? Po przejściu paru metrów i głębokim oddychaniu powietrzem, nawet po ciężkim dniu, z pewnością zaczęliście się uspokajać. Patrząc na staw otoczony zielenią ze wszystkich stron, niespiesznie przepływające kaczki, stwierdzaliście, że to uspokajający widok, a wejście do parku było bardzo dobrym pomysłem. Okazuje się, że przebywanie na łonie natury, jej dotykanie – ba – nawet samo oglądanie - sprawia, że ludzie czują się lepiej. Wiele badań wykazało zbawienny wpływ przyrody lub oglądania tylko jej zdjęć. Okazuje się, że pacjenci po zawałach serca są spokojniejsi i odczuwają mniejszy ból, gdy mogą patrzeć na obrazy przedstawiające drzewa, wodę i las, niż ci, którzy patrzą na abstrakcyjną sztukę, a osoby przebywające w szpitalach z widokiem na zieleń wracają do zdrowia szybciej i potrzebują mniej środków przeciwbólowych niż ci, którzy widzą za oknem np. inny budynek, studenci lepiej radzą sobie na egzaminach, gdy w trakcie mogą popatrzeć na jakieś elementy przyrody. U dentysty również jesteśmy mniej zestresowani, gdy na ścianach wiszą zdjęcia, czy obrazy przedstawiające przyrodę. W przeciwieństwie do zatłoczonej ulicy, na której większość z nas ma problem ze skupieniem myśli i zapamiętywaniem informacji (zbyt dużo bodźców oddziałuje na nas w jednym czasie i dużo uwagi musimy poświęcić na ich filtrowanie) - kontakt z naturą zupełnie nieświadomie odświeża nasz umysł, odmienia nas samych. Być może, mając wiedzę na temat zbawiennej roli przyrody na nasze zdrowie psychiczne, z przyjemnością przeczytałam książkę „Ptakoterapia. Jak przyroda uratowała mi życie?”, której Psychologia przy kawie stała się partnerem medialnym. Sam autor napisał o niej : "To radosny dziennik dokumentujący zmianę na lepsze, jaka dokonała się w moim życiu dzięki odkryciu pasji, jaką stała się dla mnie obserwacja ptaków. Tamta chwila miała okazać się punktem zwrotnym i impulsem do napisania tej książki."* I takim radosnym dziennikiem wnoszącym wiele spokoju do naszego zabieganego i pełnego stresu życia jest moim zdaniem książka Joego Harknessa. Autor odkrywa w niej przed czytelnikiem siebie, mówi wprost o swoich problemach, depresji i stanach lękowych i sposobie na wyjście z tego impasu. Jestem przekonana, że chciał w książce podzielić się swoim doświadczeniem, by pomóc innym, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji, ale nie tylko.... Przecież każdy z nas doświadcza stresu. Joe Harkness opracował ptakoterapię opartą na uważnej i świadomej obserwacji, bliskim kontakcie z naturą oraz aktywności na świeżym powietrzu. Książka bogata jest w wiele praktycznych wskazówek z których skorzystać mogą osoby chcące zacząć obserwować życie ptaków. Jestem pod jej wielkim wrażeniem i będę ją polecała wielu osobom, nie tylko tym, z którymi spotykam się na sesjach psychologicznych, ale również moim znajomym i myślę, że stanie się ona trafionym prezentem dla każdego, kto jest bliski memu sercu, bo spokój i szczęście tych osób, są dla mnie niezwykle ważne. "To wspaniałe doświadczenie, które przeżyliśmy razem, było po prostu niesamowite. Pamiętam jakby to było wczoraj niezwykłe uczucie spokoju, które mi wtedy towarzyszyło. Było to uczucie, które przybierało na sile w ciągu dnia. Po bardzo długim okresie pustki próżnia wewnątrz mnie zaczynała się wypełniać. Znów poczułem, że żyję. Dzięki temu nie tylko dobrze się czułem, ale też wszystko nabrało nowego sensu dzięki temu, że odkryłem swoje właściwe powołanie. Chciałem to wszystko poczuć jeszcze raz. Zobaczyć więcej, otworzyć się na świat przyrody, który sam otwierał się wokół mnie. Nadal pamiętam tamten dzień – będę go pamiętał do końca życia. Był to początek zainteresowania obserwacją ptaków i początek mojej „ptasiej terapii” – kolejnego etapu mojego życia."* * Fragmenty pochodzą z książki J. Harknessa "Ptakoterapia. Jak przyroda uratowała mi życie?", bo. WIEM, 2022
POLECAMY:
TAKTYKA SOCJOPATÓWFragment książki "Jak skutecznie bronić się przed socjopatami"Socjopata wygrywa, gdy: • nie rozumiesz jego prawdziwej natury, • grasz według jego zasad, • tracisz z oczu swoje prawdziwe cele w życiu, • pozwalasz mu napawać się swoim gniewem, zmieszaniem lub poczuciem krzywdy, • izolujesz się od innych i podejmujesz z nim samotną walkę, • poświęcasz cały swój czas i energię na zajmowanie się nim lub myślenie o nim, • gubisz równowagę w życiu, wyznaczając sobie niesamowicie trudne zadania, • tracisz cierpliwość (która jest cnotą, nad którą obecnie pracujesz), • dopuszczasz do siebie panikę lub katastroficzne myśli (wyobrażasz sobie bardzo mało prawdopodobny, a niekorzystny rozwój zdarzeń), •nie przeciwdziałasz stresowi, który negatywnie wpływa na twoje codzienne funkcjonowanie, lub poddajesz się chorobie, • tracisz poczucie sensu, historii i wspólnych doświadczeń związanych z tym, co robisz (tj. ze swoją misją). I odwrotnie, to ty wygrywasz za każdym razem, gdy: • sięgasz po obiektywne informacje na temat socjopatów, • pamiętasz o tym, że twój konflikt z bezwzględną osobą jest częścią znacznie szerszej i starszej walki empatii z socjopatią, • zmieniasz zasady gry prowadzonej z socjopatą (tj. zmieniasz definicję wygranej), • koncentrujesz się na osiąganiu własnego celu, a nie na nim, • nie pozwalasz socjopacie napawać się swoimi emocjami, • umacniasz więzi z ludźmi mającymi sumienie i zdolnymi do empatii, • dzielisz swoją misję na kroki, jakie masz wykonać, • wyznaczasz sobie rytm działania, • postępujesz racjonalnie i pragmatycznie, • dbasz o swoje zdrowie, ćwicząc techniki rozładowywania stresu. Pamiętaj, że w walce, którą rozpoczął z tobą socjopata, na jego niekorzyść działają dwa powiązane ze sobą czynniki: 1. Nie potrafi wyobrazić sobie „wygranej” w innych kategoriach niż manipulacja i podporządkowywanie sobie innych, toteż wkrótce traci zainteresowanie wszelkimi działaniami, które do nich nie prowadzą. Ty zachowujesz większą elastyczność, ponieważ samodzielnie decydujesz, co to znaczy wygrać. 2. Jest pozbawiony zdolności do automatycznej interpretacji uczuć przeżywanych przez innych – brak mu nawet śladowych zdolności do odczuwania empatii – zamiast tego beznamiętnie analizuje emocje innych, podobnie jak emocjonalnie zdrowa osoba rozwiązuje zadania matematyczne. Dzięki temu przy odrobinie samokontroli możesz ukryć przed nim wywoływane przez niego emocje, przyspieszając w ten sposób nadejście jego najbardziej przerażającej nemezis, czyli nudy. Socjopaci zawsze powtarzają terapeutom, rodzinie i innym, że często się nudzą i niemal bezustannie poszukują atrakcji. (Niektórzy przyznają, że są uzależnieni: od emocji, od ryzyka, od wywoływania u ludzi określonych reakcji). Nuda pozostaje najtrudniejszym przeciwnikiem socjopaty po kres jego dni – i twoim najlepszym sprzymierzeńcem w udaremnianiu jego intryg. *Fragmenty pochodzą z książki M. Stout "Jak skutecznie bronić się przed socjopatami" Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
WYJDŹ Z LABIRYNTUJak oswoić własny opór i żyć pełnią życiaKinga, atrakcyjna trzydziestopięciolatka, straciła w związku, który trwał dziesięć lat swoją niezależność, podporządkowała się mężczyźnie, który odbierał jej każdego dnia prawo decydowania o sobie, godność, w końcu całkowicie ją od siebie uzależniając. Ania, wykształcona, drobna czterdziestolatka, upokarzana, poniżana i manipulowana, najczęściej poczuciem winy. Słyszała wciąż, iż jest do niczego, że jest fatalną żoną i matką. W końcu zaczęła w to wierzyć. Wiele kobiet, jak pokazują wyniki badań, tkwi w toksycznych związkach. Nie potrafią powiedzieć „dość”, nie umieją postawić granic. To wszystko trwa zwykle latami. Granica jest przesuwana powoli. „Zanim dowiedziałam się o twoim istnieniu, nie miałam pojęcia, że tkwię we własnoręcznie zbudowanym więzieniu. Nie miałam pojęcia, że moje zachowania, sposób bycia, wybory wynikają z lęku, który stale mną steruje. Nie wiedziałam, że ciągle się dopasowuję, gram, uciekam, gonię, szukam, unikam, udowadniam i że robię to wszystko, by czuć się bezpieczniej, by doświadczać choć odrobinę więcej miłości, by być ważną. Byłam przekonana, że moje wybory, sposób bycia, zachowanie są częścią mojej tożsamości i że to ja podejmuję decyzje. Nie zdając sobie z tego wszystkiego sprawy, nie mogłam też wiedzieć, że non stop stawiam opór sobie i życiu. Bo przecież kiedy nie pozwalam sobie na bycie sobą, kiedy udaję, gram, zamykam się na siebie, gloryfikując tę sztucznie tworzoną tożsamość. To wszystko sprawiało, że cię długo nie znałam. Choć ty byłeś zawsze blisko, niezauważany i jednocześnie tak mocno wpływający na moje życie.”* Dlaczego kobiety tkwią w takich małżeństwach, w jakich przez lata żyły Kinga I Ania? Skąd bierze się ich opór przed zmianą? Pierwszym powodem są dzieci. Kobiety tłumaczą sobie często, że najważniejsze jest dobro dzieci, które muszą przecież rozwijać się w rodzinie pełnej. Pytanie, czy większej krzywdy nie wyrządza się dzieciom, skazując je na takie życie? Druga sprawa to lęk. Kobiety boją się, że sobie same nie poradzą. Przecież codziennie słyszały, że są nic nie warte, niczego nie umieją. Niekiedy mają niskie poczucie własnej wartości, które wyniosły z domu rodzinnego, które spowodowało, że nie mają żadnych wymagań, zadowalają się każdym okruszkiem, cieszą się, że ktoś koło nich jest i nie sądzą, by zasługiwały na coś dobrego. Uważają, że lepsza taka miłość, niż żadna. Jest też wiele kobiet, które pomimo wszystko kochają i wierzą w siłę swojej miłości. Wiele znoszą, wierząc, że ich uczucie zdziała cuda i zmieni mężczyznę. Niekiedy też względy religijne powodują, że kobieta tkwi latami w chorym związku. Uważa, że jest to krzyż, który powinna nieść pokornie na swoich ramionach. Tymczasem jest to błędne myślenie, niezgodne z nauką Kościoła. „Pewnie do dziś nie dostrzegałabym tego, co się we mnie naprawdę dzieje, gdyby nie ciągle powracające niemiłe wrażenie dyskomfortu. Nie rozumiałam ani jego, ani przekazu, który niosło. Ale to byłeś zawsze ty. W swojej troskliwej odsłonie starałeś się mi przypomnieć, że nie żyję blisko siebie, że samą siebie okłamuję. Kiedy pewnego dnia o tobie usłyszałam, kiedy cię poznałam, wtedy nie byłam jeszcze gotowa, by przyjąć cię w całości. Stworzyłam sobie pewien obraz ciebie. Zawęziłam twój udział do sytuacji, w których po coś konkretnego sięgałam, chciałam coś zrobić. Przyzwyczaiłam się wtedy mawiać, że czuję opór, by coś zacząć lub skończyć. Wciąż byłeś dla mnie tylko pewnym konceptem. Przyznam, że był to też czas, gdy delikatne mówiąc, nie patrzyłam na ciebie zbyt przychylnie, ponieważ tak naprawdę chciałam cię unicestwić, pozbyć się ciebie, całkowicie zwalczyć. Winiłam cię za wszystkie swoje słabości, poddanie się, wycofanie, brak spełnienia. Przepraszam, ale tak po prostu było mi łatwiej. Wiesz, jak to jest — gdy winisz czy oceniasz innych, nie musisz samemu czuć, nie musisz na siebie patrzeć. Tak jest lżej. Po jakimś czasie nie umiesz już jednak udawać, dopuszczasz do siebie świadomość, że przerzucanie winy na kogoś przynosi tylko krótkotrwałe wytchnienie. Dojrzewasz i zaczynasz wyczuwać, że już czas, by przejąć odpowiedzialność za swoje życie."* Wiele kobiet broni i chroni swojego gniazda. Jak lwice nie pozwalają, by ktokolwiek cokolwiek złego powiedział na ich mężów. Kryją prawdę przed rodziną i przyjaciółmi. Ale niekiedy przychodzi kres. Często dzieci, które latami okłamywały, wybielając tatusia, zaczynają dorastać i widzieć dokładnie, w jakiej rodzinie żyją. Do matki zaczyna wówczas stopniowo docierać, jaki może być dalszy scenariusz, jakie mogą być konsekwencje. Wiedzą, że jest duże prawdopodobieństwo, że córki dorastające w takiej rodzinie w przyszłości przyjmą postawę dziewczynki do bicia, chłopcy natomiast wejdą w rolę agresora. Tak może się stać, gdyż dzieci kształtują swoje postawy drogą modelowania (rodzic jest dla nich modelem, wzorem, który naśladują). Niekiedy dochodzi do przekroczenia kolejnych granic i to jest impulsem do zmiany. Czasami ktoś bliski potrząśnie, otworzy oczy i przemówi do rozsądku. Co wówczas może kryć się za zakrętem? Wiele kobiet boi się tej zmiany. Nawet jeśli dostrzegą, że żyją w piekle, nawet jeżeli strach jest potężny, lęk przed nieznanym paraliżuje je i nie pozwala zrobić kroku naprzód. Niekiedy nie widzą wyjścia z potrzasku i ich obawy są słuszne. Kobiety będące ofiarami przemocy zostają z niczym. Prawo nie staje po ich stronie, nie mają pomocy państwa. Zamykając drzwi, niekiedy muszą się pogodzić z pozostawieniem dorobku swojego życia. I co dalej? " I to był ten czas, gdy przyznałam, że jesteś ze mną i za mnie wybierasz w każdej dziedzinie i momencie życia. Wiedziałam o twoim istnieniu, widziałam cię wszędzie, ale nie miałam jeszcze śmiałości, żeby wyjąć z twoich dłoni berło i zacząć żyć po swojemu. Nie wiedziałam, co takie życie mogłoby dla mnie oznaczać. I co najlepsze, panicznie nieświadomie bałam się po prostu być sobą, być szczęśliwą. Dziś wiem, że to ty wywoływałeś we mnie zwątpienie, przekonywałeś, że wyjście poza to, co znam, może być niebezpieczne. Na szczęście kiedy długo tkwimy w lękach, po jakimś czasie tracą one na sile, a nawet stają się nudne. No bo jak długo można lękać się czyjejś opinii, odrzucenia czy stanu, który określilibyśmy jako porażkę? Jak długo możesz tak samo mocno bać się szczekania psa sąsiada, gdy widzisz, że on niczego Ci nie robi, kiedy się zbliżasz? Z czasem im częściej zderzałam się z czymś trudnym, tym wyraźniej czułam, że ani bolesna emocja, ani myśl, ani nawet niekomfortowe zdarzenie nie mogą mnie zabić. Co więcej, zauważyłam też, że większość tego, czego się obawiam ,nie może mnie dotknąć ani zranić, a cierpienie pojawia się wtedy, gdy poświęcam uwagę temu, czego nie chcę, gdy opieram się rzeczywistości. Skoro zatem tak niewiele rzeczy stanowi dla mnie prawdziwe zagrożenie, to dlaczego miałabym wciąż stosować uniki, wycofywać się, kulić, umniejszać? Dlaczego miałabym oddawać swoje życie, wybory w ręce kierującego się lękiem oporu, czyli ciebie? Zobaczyłam, że robię to wyłączenie dla ciebie, co oznaczało, że to ty przeżywasz moje życie. To było szokujące odkrycie, ale właśnie ono stało się pierwszą odsłoną przestrzeni, w której świadomie spotykałam się z tobą, oswajałam to, co do tej pory wywoływało we mnie strach i przerażało mnie."* Nie są to proste decyzje. Każdy musi je podjąć w zgodzie z własnym sumieniem. Choć ta zgoda z samym sobą nie ułatwia trudnej drogi, którą będą miały do pokonania. Ważne, by być otoczonym ludźmi, którzy pomogą odzyskać wiarę we własne siły, uwolnić się od poczucia winy, wyzwolić od poczucia krzywdy. Nie jest to proste, ale możliwe. Trzeba wyjść z pewnej granej latami roli i wejść w rolę kobiety świadomej, silnej i pewnej siebie, która kocha przede wszystkim siebie, między innymi po to, by kochać też tych, którzy tego uczucia nie podepczą. "Tak właśnie zaczęliśmy być prawdziwie ważni i obecni dla siebie. Stałam się twoją najbliższą osobą, a ty moją. Nasze pozycje w życiu stawały się również klarowne i uporządkowane. Wyjęłam ci z ręki berło, włożyłam koronę i poszłam przeżywać dalej życie. Ale nie bez ciebie, lecz u twego boku, bo stałeś się moim przyjacielem, kompanem. Wiem, jaki jesteś, czego dla mnie pragniesz, i choć wciąż żyjesz w lęku, to rozumiem, że to, iż starasz mi się coś wyperswadować, robisz z miłości do mnie. Dziękuję ci za to i wybieram, by widzieć cię, szanować, czasem nawet słuchać, ale w większości czuć to, czego pragnę, i pozwalać sobie na to. I nie bój się, bo przy mnie sam się przekonasz, jak pełne i finezyjne może być życie. Tu, poza stawianymi przez ciebie mistrzowsko granicami. Chodźmy dalej razem, bo tylko wtedy, gdy uznaję ciebie, mogę doświadczać prawdziwego życia w pełni. A poza tym twoje towarzystwo dodaje memu życiu smaku..."* Wyrwanie się z toksycznego związku, zmiana pracy, nawyków związane są oporem przed zmianą. który jest naturalną ludzką reakcją przed zachowaniem status quo, a którego źródłem może być wiele różnych czynników: zarówno świadomych jak i nieświadomych. Najczęściej jest to to obawa przed nieznanym, czasem błędy komunikacji, brak świadomości problemów i korzyści zmiany, brak zrozumienia konieczności zmiany; zmiana odczuwana jest jako deprecjacja osobista. Do szans, które oferuje nam życie podchodzimy z rezerwą, stawiamy im opór, Chciałybyśmy otworzyć drzwi temu co nowe postawić pierwszy krok, ale....Dopada nas wiele wątpliwość. Czy dam radę, czy to dobre dla mnie, czy bezpieczne? Z jednej strony ten wewnętrzny głos jest naszym sprzymierzeńcem, pełni funkcję ochronną, ale z drugiej odbiera szansę na nowe możliwości. Każda zmiana związana jest z kosztem, który musimy za nią zapłacić, gdyż pomimo wizji zysku, w człowieku często pojawia się żal za tym, co musi za sobą zostawić. Obserwując ludzi sukcesu, widzimy zazwyczaj ich pozycję zawodową i społeczną, gruby portfel, radość i szczęście na mecie maratonu, dumę podczas odbierania statuetek, popularność, powodzenie, natomiast nie zastanawiamy się, co za tym się kryje. Z reguły dostrzegamy tylko wierzchołek góry lodowej, a pod nim przecież stoi człowiek, który każdego dnia musi prowadzić najcięższą walkę, walkę z samym sobą, z przezwyciężaniem tych wszystkich sił hamujących, które kuszą go do pozostania w tak wygodnej strefie komfortu. Mozolna praca, pot, poświęcenie, oddanie, cierpliwość, determinacja, ale również rozczarowania i porażki, które są nierozerwalnie wpisane w rozwój. Aby poczuć wiatr w żaglach i oderwać swą łódź od brzegu przyzwyczajeń, rutyny, stagnacji, musimy przede wszystkim popatrzeć na siebie w sposób pozytywny. Spojrzeć przez pryzmat swoich mocnych stron, dzięki którym będziemy z odwagą stawiać każdego dnia kolejne kroki naprzód. Co prawda niejednokrotnie uświadomimy sobie, iż droga po której kroczymy jest długa i nie zawsze dobrze oznakowana, jak napisał w książce „Jak zrobić karierę” Gunter Fritz, ale dzięki wytrwałości damy radę. Czujność i umiejętność chwytania każdej okazji pozwalającej przybliżać nas do celu, będą naszymi sprzymierzeńcami, a docierając do kresu naszej wędrówki, nie tylko osiągniemy zamierzony efekt na przykład w postaci zgrabnej sylwetki, zdanego egzaminu, czy ukończonego maratonu, ale dostając dodatkowy bonus, którym jest nieoceniona wartość satysfakcji i wzrostu poczucia własnej wartości. A dzięki nim postawienie kolejnego pierwszego kroku na nowej drodze rozwoju będzie o wiele łatwiejsze. Nie ukrywam, że po raz pierwszy w moje ręce trafiła książka dotyczą oporu. Oporu, który sabotuje wiele naszych decyzji. Dzięki Sylwii Koceń możemy nauczyć się go demaskować, rozpoznawać różne jego twarze, ale również go zrozumieć i oswoić. Jeżeli chcecie wyjść z labiryntu w którym tkwicie, nie traćcie czasu, sięgnijcie po książkę, która może odmienić wasze życie. * Fragmenty pochodzą z książki S. Kocoń "Spełniaj się. Jak oswoić własny opór i żyć pełnią życia", Wydawnictwo Onepress, 2022 POLECAMY:
|
|