HISTORIA WIELU KOBIETToksyczne związkiMijały tygodnie, a ona wciąż nie umiała powrócić na normalności. Nie umiała skupić się na pracy, na projektach, którym poświęcała czas i serce, w które angażowała się bez reszty. W kółko czytała treść maili, które rozpoczęły tę niespodziewaną, niechcianą, a wnoszącą tyle emocji znajomość. Tak – wszystko, co nas łączy jest naprawdę ekscytujące, no i nie jest proste. Nie powielę Twojego wywodu i nie napiszę "może”. Zacznę od wielkich liter zdanie: Należy poczekać, pozwolić się temu potoczyć, bo nic przecież nie dzieje się przez przypadek. Rozumiem, że boisz się mi zaufać i nie będę Cię do tego namawiał, gonił i popędzał. Czas pokaże, że można, ale to musi nastąpić samo, nic na siłę bo wszystko można by zepsuć… Po śmierci Pawła nie szukała miłości. On był jej pierwszą i jedyną, najwspanialszą, jaka może się zdarzyć. Gdy wreszcie po trzech latach zaczęła uczyć się życia, nowego życia, pojawił się on. Broniła się jak mogła. Nie chciała, by ktokolwiek zastąpił miejsce tego, który przecież nie mógł być zastąpiony. Nie jestem nieuczciwym wyrachowanym egoistą. Może jestem odpowiedzialnym człowiekiem, który tęskni za czymś, czego nigdy nie doznał? Jednak nie potrafię sprecyzować - czego. Cieszę się, że jesteśmy od początku szczerzy i że umiemy o pewnych sprawach mówić… Zaufała, a może tęskniła za ciepłem, bliskością, może potrzebowała oparcia, miłości, poczucia bezpieczeństwa. To był piękny czas, w którym wreszcie zaczęła się uśmiechać i patrzeć w przyszłość. Dzisiejsze Urodziny wyobrażała sobie od paru tygodni. Co prawda dostrzegała, że Grzegorz nie jest tym, który ją zdobywał kilka miesięcy temu, ale tłumaczyła go wciąż przed samą sobą. Dzwonek do drzwi spowodował szybsze bicie serca. Widok kuriera z bukietem czerwonych róż potraktowała jako początek świętowania. Od razu zauważyła śnieżnobiałą kopertę kontrastująca z czerwienią róż. W jej wyobraźni kryła niespodziankę, której tak bardzo pragnęła… Nie chciała otwierać jej w pośpiechu. Wykąpała się, przygotowała ulubioną kawę i drżącymi z podekscytowania dłońmi zaczęła sprawdzać, co kryła zawartość… Wybacz. Nie mogę, nie chcę tego dalej kontynuować. Tak będzie lepiej dla nas. Nie mogła uwierzyć. Może to jakiś żart. Łzy napłynęły jej do oczu. Wzrokiem zaczęła przebiegać po linijkach tekstu, szukając słów wyjaśniających, że to żart… Początek był super, wydaje mi się, że kiedy człowiek poznaje drugiego i chce go poznać lepiej, a może i zdobyć, nie widzi pewnych wad, a może nie chce widzieć. A tak było ze mną. Widziałem w Tobie super babkę, atrakcyjną, mądrą i dlatego potoczyło się to przez te pierwsze miesiące tak, a nie inaczej. Jednak potem zaczęły mnie pewne sprawy drażnić, denerwować. Chciałem pisać, ale tylko kiedy miałem na to ochotę, chciałem spotykać się, ale tylko wtedy kiedy miałbym na to czas. Tak wiem, że to egoizm, ale powiedziałem Ci kiedyś, że zdaję sobie sprawę, że jestem egoistą. Dla mnie znajomość ta mogłaby mieć sens tylko na takich warunkach, o których napisałem, że to ja ustalam warunki. Więc kiedy nie piszę przez tydzień, i kiedy nie spotykamy się przez dwa tygodnie, to po prostu tak ma być, bo ja nie mam ani czasu, ani ochoty. Więc kiedy zauważyłem, że taki układ Ci nie odpowiada, próbowałem Ci to delikatnie powiedzieć. Ale kiedy zaczęliśmy rozmawiać o nas, zaczęło być to dla mnie nie do wytrzymania. Zacząłem odczuwać to tak, jakbyś mnie osaczała. Wiem, że nie miałaś ani takiego zamiaru, ani nie odbierałaś tego w ten sposób, być może powiedziałabyś, że to ja prowokowałem takie sytuacje, ale piszę jak to odbierałem. Kilka razy próbowałem o tym mówić, ale skutków nie było i dlatego zacząłem wysyłać Ci sygnały że, chyba nie ma to sensu. Problem był w tym, że dalej pociągałaś mnie jako kobieta. Już wówczas wiedziałem, że jeśli nie przerwę tego, jeśli nie skończę – zrobię Ci wielką krzywdę, domyślałem się, że z twojej strony zaczęły się krystalizować jakieś uczucia, a to znaczyłoby, że ta znajomość nie jest już tak prosta i nieskomplikowana jak do tej pory. Jednak jak pisałem i mówiłem, nie chcę Cię oszukiwać, nie chcę robić Ci nadziei i być może postępuję zbyt drastycznie, ale nie widzę innego wyjścia. Historia Poli to historia wielu kobiet, których życie przeplatają radości i cierpienia, miłość i lęk, zaufanie i rozczarowanie, ból i tęsknota. Życie, w którym dokonujemy czasami niewłaściwych wyborów, popełniamy błędy wynikające z obdarzania ludzi zbyt dużym zaufaniem, a może patrzeniem na innych przez pryzmat swojej uczciwości. Zrozpaczona, zawiedziona, rozczarowana dziewczyna miała dwa wyjścia, wyciągnąć lekcję z trudnego związku i z podniesioną głową ruszyć dalej w życie, albo rozpamiętywać popełniony błąd. Przecież mogłam się nie oprzeć, nie musiałam rzucać się w ramiona tego człowieka. Dlaczego podjęłam tak głupią decyzję? – te pytania powracały jak bumerang do Poli każdego dnia. I w tym miejscu można by było odpowiedzieć dziewczynie słowami Pani Kasi Miller pochodzącymi z najnowszej książki, w której to sama autorka opowiada:<< Jeśli ktoś mnie pyta: „Czy ja mam się związać z tym facetem, czy nie, bo nie chciałabym popełnić błędu”, odpowiadam: „Nie ma szansy, ponieważ to, co bierzesz w tej chwili pod uwagę, to jest tylko kawałeczek czegoś, co widzisz. Na to, co się będzie działo pomiędzy Tobą a tym człowiekiem, nie wpływa tylko to, co jest w nim i w Tobie teraz, ale cały świat, mnóstwo rzeczy może się zdarzyć>>. Pola nie mogła wielu rzeczy przewidzieć, ale od niej zależało, jaką drogę wybierze po odejściu Grzegorza. Od nas bowiem zależy, co wybieramy. Katarzyna Miller ze swoim dystansem do życia podsuwa kolejną myśl: ,,…widzę wszystko, ale wybieram dobre. A jak wybieram dobre, to ono mnie wybiera. I mam ochotę na więcej.” Błędy i złe wybory są rzeczą ludzką, natomiast ważne, by nie odebrały nam ochoty na delektowanie się życiem. Wspomniana książka „Życie od A do Z” to zbiór felietonów rozpisanych według liter alfabetu, które wciągają czytelnika bez reszty. Kolejne rozdziały, które można czytać w dowolnej kolejności są poświęcone różnym aspektom życia, między innymi: miłości, zdradzie, wolności, dojrzałości, optymizmowi, krzywdzie. Pani Kasia w charakterystyczny dla siebie, niezwykle dowcipny, inteligentny, a zarazem ciepły sposób „otwiera” nas na życie, uczy uważności i pokazuje, iż to od nas w bardzo dużej mierze zależy, jakie będzie miało ono barwy i odcienie. Jak stwierdza autorka „ Życia od A do Z”: „Błędem jest trwać w błędzie, w tym, co już jest dla nas niedobre. Jeść niesmaczne, zepsute rzeczy, utrzymywać iluzję, że coś trwa, choć się już skończyło. Niezgoda na przemijanie też jest błędem, ponieważ zatrzymujemy coś, z czego nie ma już energii. Będąc w kontakcie ze sobą i z realnością, możemy zaczynać na nowo, odradzać się, zamiast patrzeć do tyłu i się nie rozwijać.” Wspaniała lektura na popołudnie z kawą. A jeśli powiecie: "Nie mam czasu", to od razu pomyślcie, jak w takim razie cieszyć się życiem, nie mając czasu na życie? :) Dziś sobota - spróbujcie! Fragmenty pochodzą z książki Katarzyny Miller, Dariusaz Janiszewskiego "Życie od A do Z". Wydawnictwo Zwierciadło Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POLEAMY:
BEZ ILUZJI I UPIĘKSZANIAJak zarządzać sobą? Czynniki blokujące rozwój Siedziałam już na widowni przed premierą przedstawienia i nagle ją ujrzałam. Czy to na pewno Mirka? Wchodząca na salę śliczna blondynka w czerwonej sukience przypominała mi moją koleżankę z liceum. W zasadzie spotykałam ją co jakiś czas, bo mieszkamy w pobliżu, ale ta jakaś młodsza, subtelniejsza, zgrabniejsza. Nie mogłam uwierzyć i oderwać oczu, aż nagle gasnące światło przypomniało mi, że jestem w teatrze i lada moment rozpocznie się przedstawienie. Podczas przerwy w foyer natknęłam się na Mirkę. To jednak ona! Nie kryłam mojego podziwu. Przecież dziewczyna, którą miałam w pamięci wyglądała inaczej. Tamta była dobrze zbudowana, trochę przy kości. A teraz stoi przede mną szczuplutka, przyciągająca wzrok mężczyzn subtelna blondynka. „Wyglądasz olśniewająco”- powiedziałam. „To efekt współpracy z dietetykiem i moja silna wola. Zawsze pragnęłam schudnąć, ale kręciłam się w kółko. Korzystałam z wielu diet i nic. To było ostatnie podejście, po którym w razie kolejnej porażki, miałam zaakceptować siebie w rozmiarze 40 plus”- odpowiedziała z uśmiechem. Prawdę mówiąc, moim sukcesem nie tylko jest zgubienie zbędnych kilogramów. Zawalczyłam o siebie. Moja systematyczność i konsekwencja pomagają mi osiągnąć moje cele, zrealizować odkładane wciąż marzenia, których nie realizowałam, bo błędnie uważałam, że wszyscy wokół byli temu winni, dostrzegałam jedynie przeszkody tkwiące na zewnątrz. Na szczęście przebudziłam się i dokonałam zmian w moim myśleniu i dzisiaj inaczej podchodzę do życia. Zrozumiałam, że przez wiele lat traciłam czas, energię, pieniądze i kręciłam się w kółko. „Wychodzenie naprzeciw własnej wolności i szczęściu to nie jest łatwy proces. Pewnie dlatego tak kochamy własne marzenia, ale i w nich utykamy. Z kolei ponieważ boimy się je realizować, znajdujemy tysiące wytłumaczeń — rynek, (…), żona, mąż, teściowa — wszyscy są winni.”* Patrząc na Mirkę, pomyślałam o mojej siostrze Julce. Śliczna, inteligentna, wykształcona, zjednująca sobie wszystkich przy pierwszym kontakcie, ale nieszczęśliwa, zniewolona swoimi emocjami: poczuciem winy, zazdrością, złością, frustracją. Emocje kłębiły się w tej cudownej dziewczynie i stawały się panami jej życia, a ona niczym niewolnica poddawała się im. Nie umiała też żyć teraźniejszością, wciąż wracała do tego, co było, katowała się myślami, że kiedyś było pięknie, a teraz… Wmawiała sobie wciąż, że zbyt wiele się zmieniło i nic dobrego już w życiu jej nie spotka. Marzyła o tym, czego by pragnęła, ale to tylko ją frustrowało. Wmawiała sobie wciąż, że nic nie umie, jest do niczego, że po urodzeniu dzieci wyszła z pewnego rytmu i nawet na znalezienie pracy nie ma szans. „Zza kulis mogę Cię zapewnić, że każdy sukces, który podziwiasz, to spektakl. Coś, co widzi się z zewnątrz, i nie masz bladego pojęcia, z czym ten człowiek jest w środku. Każdy ma swoje demony, mniejsze lub większe głody, lepsze i gorsze dni. Świadomość tego, że <<inn>>; też mierzą się z podobnymi jak Twoje wyzwaniami, może być kojąca.”* Julka sama sobie zbudowała klatkę utkaną z tego, co ją ograniczało, a pochodziło z wewnątrz, z niej samej. Nie była w stanie poczuć się osobą szczęśliwą, łapiąca wiatr w żagle swojego potencjału i wypłynąć na szerokie wody. Jej łódź była mocno przycumowana do brzegu, obciążona balastem, którego się kurczowo trzymała. „Nie można, nie wypada, muszę, powinnam, nie dam rady”. Czy nie jesteśmy podobni do Julki? Nie dostrzegamy swojego potencjału, nie kochamy siebie, marzeń nie przebijamy w działania, robimy pewne rzeczy wbrew sobie, tylko dlatego, że wypada, nie stawiamy granic. A może warto zacząć oddychać, naprawdę oddychać pełną piersią. Aby to zrobić należy zastanowić się, co jest przyczyną naszego ucisku? Co jest balastem, który nie pozwala nam wypłynąć na szerokie wody? A może jest wiele tych lin trzymających nas przy brzegu i powodujących, że nie możecie być wolni? „Kochamy zmiany, pod warunkiem że nic nie musimy zmieniać. Zmieniamy ubrania, auta i wystrój w domu. Modyfikacje zewnętrzne przychodzą względnie łatwo. Jeśli jednak robienie czegoś inaczej dotyczy nas samych, sprawy się komplikują. Jest to z logicznego punktu widzenia sprzeczne. Zachwycamy się, kiedy dziecko nauczy się chodzić, wypowiada pierwsze słowa albo samodzielnie zacznie jeść. Nie zwracamy najmniejszej uwagi, jaki proces zaszedł w tej małej główce, ba, w całym ciele. Jakaż to determinacja, by ciągle wstawać, nawet po setkach upadków. Pomimo niepewności i utraty równowagi dziecko trwa w tym instynktownym pragnieniu, by w pełni wykorzystać to, co dała mu natura. W dodatku w zgodzie z przeznaczeniem, bo przecież nie uczy się chodzić na rękach. Nikt tego nie kwestionuje. Nikt się nie dziwi, że szkrab gaworzy, potem samodzielnie siada, raczkuje, aż w końcu biega. Nie robi nic innego, tylko się zmienia. Na tym polega zmiana — to rozwój, który ma zaspokoić potrzebę lepszego radzenia sobie. To poszerzanie horyzontu postrzeganej złożoności świata i usprawnianie własnej rzeczywistości zgodnie z pragnieniami i w dopasowaniu do własnego potencjału. Myśl, że miałbyś zatrzymać się na etapie raczkowania, raczej by Ci się nie spodobała. To najlepszy dowód na to, że kochamy zmiany. Jeśli dziecko nie reaguje stosownie do wieku, nie przejawia zmian rozwojowych, rodzice się zamartwiają. Nikogo nie niepokoi natomiast to, że dorośli ludzie tkwią w sztywności przekonań, iluzji władzy i kontroli, jakby zmiana była zamachem na ich jestestwo.”* Julka nie wiedziała tego, co zrozumiała Mirka, że wyjście naprzeciw własnej wolności i szczęściu jest związane z podjęciem rozmaitych, często trudnych decyzji. „Im dłużej świadomymi decyzjami rządzić będą nieświadome głody, tym dłużej trwać będzie chocholi taniec i usprawiedliwianie własnych niepowodzeń czyimiś zachowaniami. Dopóki będziesz trwać w iluzji, dopóty nie poznasz samego siebie. Byłoby szkoda, bo masz wizje i pomysły, które pokocha świat. Potrafisz to zaplanować i zrealizować. Twoja pasja czeka, aż dogoni ją odwaga, a największą odwagą jest się bać.”* W moje ręce parę dni temu trafiła książka Moniko Reszko „Mindf*ck szefa. Żeby w końcu wyszło tak, jak ma wyjść.” Co prawda książka jest skierowana dla osób budujących firmy, ale moim zdaniem jest skarbnicą wiedzy dla każdego człowieka, który chce ruszyć z miejsca, dokonać zmian w swoim życiu, dla każdego, kto chce przekuwać marzenia w działania, kto po prostu chce być szczęśliwy. Ta książka może stać się bodźcem dla każdego z nas, może zmotywować nas do podjęcia działań na różnych polach naszego życia. Dzięki niej możemy pokonać prawdziwe blokady i rozpoznać przyczyny niepowodzeń. To książka dla osób, które są gotowe na zmianę na lepsze, ponieważ ona może pomóc nam jej dokonać, o ile tylko będziemy chcieli. Na koniec proponuję każdemu z Was ćwiczenie zaczerpnięte z książki Moniki Reszko. Pytania z niego w formie PDF będziecie mogli pobrać i wydrukować, aby mieć do nich łatwy dostęp każdego dnia. „Gdyby na podstawie Twojego doświadczenia ostatnich miesięcy miałby powstać scenariusz, to jakiego gatunku byłby to film? Czym charakteryzuje się główny bohater? Skorzystaj z kilku pytań, które ułatwią Ci napisanie scenariusza godnego Oscara. Do pobrania i wydrukowania: ![]()
* Fragmenty pochodzą z książki M. Reszko "Mindf*ck szefa", Wydawnictwo Onepress, 2022 POLECAMY:
W OBJĘCIACH NARCYZAToksyczne związki. NarcyzOna i on. Szukają się, by w chorym związku zaspakajać swoje potrzeby. Potrzeby będące wynikiem błędów wychowawczych swoich rodziców. Narcyz i Kopciuszek. Szukają się, by odnajdując siebie, nie zaznać prawdziwego szczęścia. Narcyz, o którym pisałyśmy w poście „Uwaga, Narcyz!”, wychowywany był w domu, w którym na miłość musiał zasłużyć byciem idealnym. Zabrakło w nim bezwarunkowego uczucia. Rodzice oczekiwali, by był idealny i wciąż dawali mu odczuć, że nie zasługuje na ich miłość. W dorosłym życiu poszukuje kobiety, która będzie wzmacniała jego niskie poczucie wartości. I często trafia na osoby, które kochają za bardzo. Odnajduje kobiety, które z kolei w domu rodzinnym były zależne od innych. Od dzieciństwa uświadamiano im, że potrzebują wsparcia, bo same sobie w życiu nie poradzą. Ta potrzeba zależności wpłynęła na ich sposób myślenia i zachowania. Osoby te uważają, że nie zasługują na szczęście. Są gotowe do niesienia pomocy, poświęcania się. To daje im poczucie bycia potrzebną. Wybaczają, dają się krzywdzić, bo przecież nie zasługują na miłość. Panicznie boją się opuszczenia. Gdy trafią na Narcyza, zostaje zaspokojona ich potrzeba bycia dowartościowywaną i docenianą, ale do czasu. Narcyz w związku z Kopciuszkiem paradoksalnie im więcej dostaje, tym szybciej się oddala. Potrzebuje kobiet, które go wielbią, by przeglądać się w ich zakochanych oczach, ale nie wierząc w swoją wartość, ucieka i odtrąca Kopciuszka, obawiając się, że zostanie zdemaskowany. Ratunkiem dla takiego związku jest rozwój emocjonalny jednego z partnerów. Wówczas jest szansa na otwarcie drugiej osobie oczu. Terapia może pomóc w wyzwoleniu się z zaklętego kręgu, który miał swoje początki w domu rodzinnym. Jeżeli żyjesz w toksycznym związku, przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
POLECAMY:
UWIĘZIENI W SŁOWACH RODZICÓWJak uwolnić się od zaklęć, które rzucono na nas w dzieciństwie?W Justynie coś się przelało. Zmęczona opadła na krzesło. Takie dni, gdy w pracy projekt gonił projekt powodowały, że nie była w stanie ogarnąć tego wszystkiego, co było poza biurem, a co należało do jej obowiązków. Rano niewyspana po czterech godzinach snu (czas w pracy w gorących okresach to za mało na domknięcie wszystkiego do końca) przygotowywała obiad, robiła śniadanie, mężowi kanapki do pracy, pomagała ubrać się córeczce i biegiem pędziła z nią do przedszkola. Do pracy wpadała zziajana, a po ośmiu intensywnych godzinach w biurze czekał ją kolejny maraton- przedszkole, sklep, dom. Po przekroczeniu progu domu ledwie żyła, a musiała mieć siły, by …. W domu czekał drugi etat, a mąż uśmiechając się słodko, informował, że po obiedzie umówił się z kolegami na basen. Justyna miała już tego dość. Basen, tenis, dobra książka, gry komputerowe. Wymieniać można długo. A ona… Sama z tym wszystkim. Tym razem postawiła na swoim. Ze złością w głosie oznajmiła mężowi, że wychodzi. Postanowiła spotykać się z Ewą. Ewa była dla niej mistrzynią organizacji. Zadbana, uśmiechnięta, wzorowa żona i mama czwórki dzieci. Jak ona to robi? To, co usłyszała od Ewy było proste. Niezwykle proste, ale… Justyna uzmysłowiła sobie, że ogranicza samą siebie. Na własne życzenie wiedzie życie, które zaczyna ją od dawna uwierać, które frustruje ją i powoduje, że chwilami ma poczucie, że jeszcze tylko moment, a coś w niej pęknie. Po spotkaniu z Ewą zrozumiała, co sprawiło, że nie jest panią swojego życia, uzmysłowiła sobie, gdzie tkwi źródło jej błędnego myślenia. Do Justyny dotarło, że żyje tak, by zadowolić innych, by być wzorowym pracownikiem, wspaniałą żoną i matką, troskliwą córką, i robi to, nawet kosztem własnego zdrowia i szczęścia, bo… „co ludzie powiedzą…” Dzisiaj przypomniała sobie słowa, które wypowiadali rodzice, a które podcinały jej skrzydła i ograniczały ją jako dziecko, a potem dorastającą dziewczynę. Gdy weszła w dorosłość słowa matki i ojca wciąż brzmiały w jej głowie i pomimo że założyła rodzinę i żyła na własny rachunek podejmując wiele życiowych i zawodowych decyzji, wciąż jak echo docierały one do niej na nowo: „Justyna, pomyśl, co ludzie powiedzą….” To zdanie wielokrotnie słyszała w domu rodzinnym i to te właśnie słowa determinowały wiele jej działań. Dzisiaj zrozumiała, że w wiele razy stojąc na rozstaju dróg, nie wybierała tej w którą chciała skręcić, nie podążała za własnymi marzeniami, nie robiła tego, czego naprawdę chciała, bo przejmowała się opinią innych. Czy jej pomysły były złe, szkodzące komukolwiek, krzywdzące innych? Absolutnie! Ale pamiętała, że żyje wśród ludzi i z ich opinią należy się liczyć, bo co będzie, jeśli powiedzą, ocenią…. To rodzice wtłoczyli jej do głowy przekonanie, że opinia innych jest ważniejsza niż jej rozwój i szczęście. Justyna zdała sobie sprawę, że podporządkowywała się innym. Już jako dziecko była grzeczna, uległa, dopasowująca się do oczekiwań otoczenia. Chciała być dobrą córką, wzorową uczennicą, uległą żoną, najlepszą matką. Zauważyła dopiero po rozmowie z Ewą, że to zaklęcie rodziców przekładało się na jej wybory – nie ubierała się tak, jakby chciała, bo może ta spódnica jest za krótka, wyjście z koleżanką na kawę nie przystoi żonie i matce, które powinna cały czas poświęcać rodzinie. Dzisiaj widzi, że nie miała odwagi zrobienia odważnych kroków na przód, gdyż automatycznie zaciągała hamulec – nie wypada, nie można, nie przystoi. Nieustannie i na każdym kroku przejmowała się opinią drugiego człowieka i paraliżował ją wstyd. Czy możemy wpłynąć na pewne schematy tkwiące w naszej głowie, czy możemy coś zmienić w naszym postepowaniu? Oczywiście. Najważniejsze jest uświadomienie ich sobie, a następnie podjęcie konkretnych kroków. W książce „Uwięzieni w słowach rodziców” Agnieszki Kozak i Jacka Wasilewskiego znalazłam receptę, która może okazać się przydatna dla wielu z nas – osób ograniczonych przez przekonanie „co ludzie powiedzą?” Autorzy wskazują na kilka kroków do spotkania ze wstydem i poczucia empatii dla siebie. - Kiedy wstyd się pojawia, zastanów się, jakie myśli pojawiają się razem z nim w twojej głowie. Zapisz je, nie oceniając ani nie wartościując. Niech płyną, a ty wylej je na kartkę. - Przeczytaj je uważnie i zastanów się, kto je wypowiadał do ciebie w przeszłości. Kto za nimi stoi? - Jakie niosą ze sobą oczekiwania względem ciebie? Czy te oczekiwania są możliwe do spełnienia? Czy jeśli je spełnisz, to dadzą ci zadowolenie? Czy osoby, które je wypowiadały, były spełnione? Czy postrzegasz je jako szczęśliwe? Czy naprawdę chciałbyś żyć tak jak one? - Jakie emocje pojawiają się w tobie w związku z tymi oczekiwaniami? Czy to jest smutek? Może lęk? A może jakaś obawa czy niepewność, że może mają rację? Może jest to napięcie? - Co te emocje niosą ze sobą? Jaką informację o twoich potrzebach ci przesyłają? Czy to jest informacja o potrzebie bliskości? Czy bycia kochanym? Czy może akceptacji? - Z kim mógłbyś/mogłabyś o tym porozmawiać? To może być najbardziej przerażające pytanie, jednak pamiętaj, że wstyd uwielbia sekrety — wtedy trzyma nas w swojej mocy, bo tylko wtedy może straszyć negatywną oceną i odrzuceniem. Pomyśl, jak by to było opowiedzieć komuś, kogo kochasz i komu ufasz, o swoim lęku i związanym z nim wstydzie. - Znajdź swoje narzędzia do samoobrony przed wstydem. Zamiast mierzyć się z negatywnymi myślami na swój temat, możesz zbudować sobie pozytywny obraz siebie. Dzięki książce „Uwięzieni w słowach rodziców” możemy przekonać się, że od początku naszego życia funkcjonujemy wśród słów, które nas kształtują, ale także powodują w nas wiele lęków i hamują nasz naturalny rozwój. Te słowa są pewnymi zaklęciami: „musisz być dzielna”; „nie rób kłopotu”; „a nie mówiłem?”; „bądź grzeczna”; „chłopaki nie płaczą”. Znacie je? Czy nie było tak, że przez te słowa, które słyszeliście będąc pod skrzydłami rodziców, mając do nich zaufanie i wierząc im bezgranicznie – staliście się osobami, które za wszelką cenę musiały zaciskać zęby i radzić sobie, bez względu na okoliczności; nie podjęliście wielu działań, bo baliście się porażki i wstydu, który miał być jej udziałem; dostosowywałyście się i nie byłyście asertywne, bo przecież ważne, by być grzeczną i miłą; zablokowaliście wiele emocji, bo nie wypadało, by mężczyzna pokazywał to, co czuje; nie pokazywałyście swoich potrzeb, bo nie wypada”. Uważam, że każdy z nas powinien sięgnąć po książkę „Uwięzieni w słowach rodziców” po to, by przyjrzeć się swoim schematom myślowym, spojrzeć na własne emocje, myśli i działania i dojść do wniosku, że to jest ten czas na rozplątanie pewnych supełków, które blokują nasze szczęście. * Fragmenty pochodzą z książki "Uwiężieni w słowach rodziców", Wydawnictwo Onepress/Sensus, 2022 POLECAMY:
|
|