Psychologia przy kawie
  • Blog
  • PORADY ON LINE
  • O NAS
  • WYCHOWANIE
  • RELACJE
  • PRACA
  • ONA
  • WYWIADY
  • Kontakt / Współpraca
Obraz

Czego potrzebujesz od życia?

11/13/2022

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

Chwytaj okazje

11/12/2022

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

Traktuj jako dar

11/11/2022

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

Odrzucenie otoczenia

11/10/2022

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

Wstając każdego ranka

11/9/2022

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

Ona sama wejdzie do twego domu

11/8/2022

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

TO JEST TWÓJ WYBÓR

11/8/2022

0 Comments

 
Obraz

TO JEST TWÓJ WYBÓR

Wpływ innych ludzi na nasze szczęście

Tego dnia Ewa padała z nóg. Przekroczyła próg domu. Zrobiła sobie filiżankę gorącej kawy. Usiadła i zaczęła wracać myślami do swoich lat studenckich. Boże, drogi! Ileż to już czasu upłynęło? Ile w jej życiu się wydarzyło dobrego i złego. Ale nie o tym teraz chciała myśleć. Przed oczami miała Marię. Maria, Marysia… Kobieta, która przewijała się przez życie Ewy od dwudziestu lat. Poznała ją podczas studiów. Była ciocią jej koleżanki z roku. I pomimo różnicy wieku, pomimo upływu lat, pomimo tego, iż wiele znajomości gdzieś po drodze rozpadało się, ta jedna z niewielu przetrwała. Co prawda widywały się sporadycznie, ale z większą lub mniejszą częstotliwością rozmawiały przez telefon. Ewa siedząc w fotelu i popijając ulubione cappuccino znalazła niespodziewanie odpowiedź na pojawiające się często pytanie dotyczące trwałości tej znajomości.

Rano wychodząc z poczty, gdzie odbierała list polecony natknęła się na Magdę. Dziesięć lat młodsza siostra jej przyjaciółki. Zgrabna, ładna, modnie ubrana, opalona. Ale coś psuło ten obraz. Chwila rozmowy wystarczyła, by zorientować się, co stanowiło rysę na tym pozornie ładnym obrazku. Magda z miną „zbitego psa” w ciągu chwili rozmowy poskarżyła się na swój los. Jest zmęczona, bo dzieci, praca, mąż wyjeżdżający w delegacje. Stwierdziła, że nic jej się już nie chce i ma już wszystkiego serdecznie dość. Po tym przelotnym spotkaniu Ewa czuła się, jakby ktoś nałożył na jej ramiona ciężarki. Boże, ile goryczy było w tej młodej, ślicznej dziewczynie. Biegnąc do pracy zastanawiała się, gdzie tkwi problem? Jest zdrowa, ma kochającego męża, śliczne dzieci, pracę, pieniądze. Niczego im przecież nie brakuje. A może… Może właśnie ten brak problemów jest powodem jej frustracji?

Po pracy Ewa chciała zrobić drobne zakupy. Nie spieszyła się. W domu czekał jedynie kot. Dzieci na obozie sportowym, a mąż… odszedł z młodszą. Przechodząc powoli pomiędzy półkami poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. To był Tomek. Pięć lat temu zdiagnozowali u niego nowotwór. Operacja, chemia.  Wydawało się, że wszystko będzie już dobrze. Ale niestety… Tomek wyznał, że nastąpił nawrót i lekarze rozłożyli ręce. Nie są już w stanie pomóc. Guz nieoperacyjny. Ewę przeszedł dreszcz. Słuchała, ale nogi się pod nią uginały. Starała się zrobić dobra minę, pocieszać. Ale Tomek tego nie oczekiwał. Szybko zmienił temat. Pytał o dzieci Ewy, o jej rodziców. Uśmiech, szczery uśmiech nie schodził z jego twarzy. Jak to możliwe? Chyba wyczuł, że Ewa odczuwa pewien dysonans pomiędzy tym, co słyszy, a tym, co widzi. Dlatego patrząc jej głęboko w oczy, ze szczerością dziecka powiedział: „Wiesz, zaczynam doceniać rzeczy małe i cieszyć się tym, na co wcześniej nie zwracałem uwagi. Mówię Ci Ewa, nie przejmuj się drobiazgami". W oczach Tomka było tyle ciepła, tyle spokoju. Boże, skąd on czerpie tę siłę? To pytanie kołatało w głowie Ewy w drodze do domu.
Obraz
​Gdy usiadło wieczorem w fotelu, przed oczami stanęła jej Maria. Dołączyła do galerii spotkanych tego dnia osób. Ten dzień, te rozmowy, jak się okazało miały przynieść odpowiedź na pytanie, dotyczące trwałości znajomości z Marią. Nieraz myślała, że to inteligencja, mądrość życiowa, poczucie humoru były magnesem przyciągającym? Ale dzisiaj zaczęła układać pewne elementy układanki w jedną całość. Przypomniała sobie, że parę tygodni wcześniej Maria zadzwoniła i wyznała, że nie jest w stanie zrozumieć postawy wielu osób. Wokół sami frustraci. Złość, niezadowolenie, gorycz… Rozsiewają wokół siebie aurę niezadowolenia. Powiedziała, że ucieka od takich ludzi, bo nie chce się taką stać. Wyznała Ewie, że jest jedną z nielicznych osób, z którymi utrzymuje kontakt, bo dzięki rozmowom z nią zaraża się pozytywną energią i naładowuje swoje akumulatory. Wówczas Ewa nie przywiązała większej wagi do tych sów. Teraz one brzmiały w sposób szczególny. Trzy tygodnie temu Maria dowiedziała się, że jej ukochany mąż ma nowotwór złośliwy. Ewę zaskoczyło jej podejście do tej tragedii. Nie było żalu do Pana Boga, pretensji do świata. Maria przekazując tę smutną informację, powiedziała, że stoi przed nią wyzwanie, musi wspierać męża, gdyż wyruszają wspólnie na wojnę i trzeba walczyć, by wygrać.

Ewa przypominając sobie tę rozmowę - w kontekście dzisiejszych przypadkowych spotkań -  zrozumiała, jaka siła trzyma ją przy Marysi. Zrozumiała, że w życiu człowiek spotyka wielu malkontentów, którzy wokół siebie rozsiewają pretensje do całego świata. Ci ludzie nie są szczęśliwi i unieszczęśliwiają innych swoim podejściem do życia. Ewa, która zawsze uważała, że do szczęścia człowiekowi potrzebne jest tylko zdrowie, oczywiście to fizyczne, zmieniła zdanie. Zrozumiała, że tak samo ważny jak zdrowie fizyczne, jest zdrowy duch. Maria, Tomek to osoby, które pomimo ciężaru, miały w sobie radość. One wiedziały, że należy otaczać się ludźmi, którzy pokazują nam jasne strony, nawet w tych najtrudniejszych sytuacjach. W życiu bowiem niezwykle ważne jest, jakimi ludźmi jesteśmy otoczeni. Badania prowadzone przez 20 lat w  Framingham Heart Study, udowodniły, że osoby, które otoczone są szczęśliwymi ludźmi, same mają większe szanse na bycie szczęśliwymi. Wybór należy do nas :)

*Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.
Obraz
Katarzyna Krakowska
​współautorka bloga
​Jeżeli często masz wszystkiego dość, życie i jego problemy przerastają Ciebie. Nie umiesz się z niczego cieszyć. Masz niskie poczucie, które wpływa na relacje z innymi. Czujesz się niedowartościowana i nieakceptowana. Zapraszamy Cię na porady on line.  Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
​
Obraz
0 Comments

Miej duszę

11/7/2022

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

To tylko błysk

11/6/2022

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

POD DYKTANDO MĘŻA

11/5/2022

0 Comments

 
Obraz

​POD DYKTANDO MĘŻA

Relacje małżeńskie. Dominujący i Uległa 

Perfekcyjna Pani Domu. Tak Anetę nazywają jej koleżanki. Od czasu, gdy wyszła za mąż za Michała, nie ma czasu dla nikogo. Na spotkania z koleżankami z roku nie przychodzi, bo mąż, bo dzieci. Nikt z grona jej przyjaciół z lat dzieciństwa nie  może zrozumieć, dlaczego dała zamknąć się w złotej klatce. Dlaczego tak mądra, zdolna osoba nie realizuje się zawodowo, nie rozwija?

Michał studiował na tym samym kierunku dwa lata wyżej. Gdy sprowokował rozmowę , Aneta była wniebowzięta. Przystojny i taki męski… - tak go określała. Koleżanki postrzegały go nieco inaczej -widziały w nim dominującego zarozumialca. A Aneta nie mogła pojąć,  jak taki facet jak on, mógł na taką sierotkę jak ona zwrócić uwagę. Nikt takiego postrzegania własnej osoby przez śliczną i mądrą dziewczynę nie rozumiał.

Na czwartym roku pobrali się i wówczas Aneta zmieniła się nie do poznania. Jej ambitne plany prysły jak bańki mydlane. O pracy nie było mowy. Najważniejszy stał się mąż i dzieci. Może  dobrze ustawione priorytety, ale…

Aneta w związku zaczęła żyć pod dyktando męża. On - Pan i Władca, który musi mieć wszystko pod kontrolą. Dom lśniący, dzieci starannie ubrane, obiad na stole.  Aneta jest sprzątaczką, praczką, kucharką.  Ale czy coś w tym dziwnego? Skoro mąż zarabia na utrzymanie rodziny, cudownie, że żona może dbać o domowe ognisko. Nie musi nocami gotować obiadów, myśleć w pracy o niewypracowanej stercie prania. Nie denerwuje się, stojąc w korkach w drodze z pracy, że zamkną świetlicę, przedszkole, że jeszcze zakupy ma do zrobienia. Cudowna rola żony i matki. Czy na pewno?

W tym związku role przydzielił Michał. To on zdecydował o tym, że Aneta nie pójdzie do pracy, to on podjął decyzję o kupnie mieszkania, o inwestycjach, to on wybrał przedszkole i szkołę. On dobierał towarzystwo, ograniczając Anecie kontakt z jej znajomymi z czasów studiów.

Aneta i Michał to związek Dominującego i Uległej. W takiej relacji żądny władzy Dominujący uzależnia od siebie partnera. Z reguły osobę, która nie jest pewna siebie i ucieka od odpowiedzialności. Uległa, pomimo, iż metrykalnie jest osobą dorosłą,  boi się samodzielności, jest zależna.

Postawy te są wynikiem niskiego poczucia własnej wartości i słabości zarówno Dominującego, jak i Uległej. Osoby te jako dzieci bardzo często były wychowywane w rodzinach, gdzie nadrzędnymi wartościami  była władza i wpływ. Wchodząc w dorosłe życie, przyjmują  rolę osoby słabszej i są uległe bądź silniejszej i stają się dominującymi.

W związkach takich ludzie funkcjonują dobrze, pomimo, iż relacja ta nie jest oparta zwykle na prawdziwej miłości, lecz na uzależnieniu. Oni potrzebują siebie. Problem pojawia się w momencie, gdy jedna z osób zaczyna dojrzewać emocjonalnie. Na przykład Uległa zaczyna mieć swoje zdanie, chce odzyskać  niezależność. I co wówczas może się stać? Albo są to pozorne ruchy i w pewnym momencie brakuje jej sił, by walczyć o niezależność  i wyjść z pancerza własnych ograniczeń. I wówczas ponosząc porażkę, z podkulonym ogonem wracają do roli Uległej. Drugie wyjście polega na wyjściu na prostą. Często dzieje się to z pomocą osób z zewnątrz - rodziny, psychologa, ale i partnera, który dostrzega, iż ich związek był relacją dwóch niedojrzałych osób.

* Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.

​
Obraz
​Katarzyna Krakowska
​współautorka bloga
Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać  z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie! ​
​​
Obraz
0 Comments

Ona zostanie przy Tobie

11/4/2022

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

WYROK

11/2/2022

0 Comments

 
Obraz

WYROK

Żałoba, strata, tęsknota

„Zmiany w kościach uszkodziły kręgosłup Billa na wielu poziomach. Kiepsko to wygląda… nowotwór. Gdy radiolog wymieniał możliwe diagnozy, przerwałam mu: <<Czy Bill wie?>>. Znałam go, nadal czekał na dodatkowe badania. Wiedział. Leżał na wąskiej platformie (…) Popatrzyliśmy sobie w oczy. I w tych pierwszych chwilach narodziła się żałoba.”*

Wyrok, który słyszymy z ust lekarzy, dotyczący osób nam najbliższych, powoduje utratę gruntu pod nogami. Emocje, które w tym momencie nam towarzyszą, eksplodują jak wulkan. To są chwile, w których czujemy się tak bardzo samotni, pomimo że dzielimy je z najdroższą nam osobą, która jest główną postacią dramatu, którego bohaterami jesteśmy również my.

„Wyjechaliśmy ze szpitala w pełnej oszołomienia ciszy (…) Zatrzymaliśmy się w porcie. Poszliśmy do ulubionej ławki na skraju portu Rockport – to przepiękne miejsce. Kiedy tuliłam i całowałam Billa, przystanął przy nas starszy mężczyzna, by zażartować: <<Jeśli ona ci się narzuca, daj mi znać>>. Obserwowaliśmy, jak mężczyzna i jego żona powoli idą do następnej ławki, aby rozpakować obiad na piknik – prosty, piękny moment. W naszych głowach pojawiła się taka sama myśl: Czy czeka nas jeszcze taka przyszłość?”*

Miłość i śmierć - doświadczenia angażujące nas bez reszty, powodujące trzęsienie ziemi w naszym emocjonalnym życiu, zmieniające je w jego podstawach. Gdy ich drogi krzyżują się - gdy śmierć zabiera miłość naszego życia, kogoś, kto nadawał mu sens, był naszą ostoją - stajemy się nagle niepełni. Można powiedzieć, że umieramy wraz z człowiekiem, którego chcielibyśmy zatrzymać z wszystkich naszych sił, pomimo że wiemy, iż koniec zbliża się nieuchronnie.

„Spodziewałam się, że żałoba to nieznośny smutek, ale dałam się zaskoczyć. Była olbrzymią niestabilnością. Utratą orientacji, utratą stabilności, utratą spójnego <<ja>>. Miejscem, w którym życie jest zdeformowane i rozwija się w  surrealistyczny łańcuch zdarzeń. Miejscem, gdzie spodziewamy się smutku, a nadchodzi zmieniona rzeczywistość.”*

Nie każdemu jest dane doświadczyć takiej miłości, jaką przeżyła dr Lisa M. Shulman – autorka książki „Mózg w żałobie”. Na trzystu jej stronach dzieli się z czytelnikami najboleśniejszym doświadczeniem swojego życia. Z perspektywy kochającej żony, ale i neurologa opowiada o walce, jaką stoczyli wraz ze śmiertelnie chorym mężem. Autorka opisuje dramatyczny czas od chwili diagnozy aż do jego śmierci, przeplatając swoje wspomnienia kartkami z dziennika Billa, który podobnie jak i ona, był neurologiem.

„Od wielu lat zajmuję się przekazywaniem pacjentom informacji, które zmieniają ich życie – myślałem, że rozumiem siłę przekazywanych przeze mnie wiadomości, ale wyrażenie <<wywracać świat do góry nogami>> można zrozumieć dopiero, gdy człowiek sam staje w takiej sytuacji – gdy podczas  rezonansu magnetycznego radiolog wchodzi do pomieszczenia i mówi, że potrzebuje więcej zdjęć.”*

Lisa Shulman nie tylko pokazuje w swojej książce dramat człowieka tracącego życie i tego, który traci najbliższą sercu osobę. Ukazuje ona również emocje człowieka po opadnięciu kurtyny. Autorka prowadzi nas długą drogą prowadzącą od diagnozy, poprzez leczenie, któremu towarzyszy nadzieja, aż do nieuniknionej śmierci. A następnie przeprowadza nas przez kolejne etapy żałoby, ukazując życie w nowym wymiarze, życie, które początkowo przypomina pobojowisko, ale stopniowo, malutkimi kroczkami prowadzi do innej rzeczywistości, w której można na nowo odnaleźć siebie. Na przykładzie własnego doświadczenia chce pomóc wszystkim tym, którzy utracili dobrze im znaną codzienność, w której czuli się bezpiecznie, a którzy po stracie ukochanej osoby nie wiedzą i nie wierzą w to, że jest możliwe normalne funkcjonowanie bez człowieka, który stanowił przez długie lata nieodzowną część ich świata. Pokazuje czytelnikowi z perspektywy neurologa nie tylko jak mózg reaguje po traumatycznej stracie, ale również jak się leczy. Próbuje w sposób zrozumiały dla czytelnika nie będącego lekarzem wytłumaczyć ten proces od strony neurologicznej, po to, by pokazać, jak powrócić do zdrowia po poważnej stracie i długotrwałej traumie emocjonalnej. Czyli wskazuje człowiekowi zrozpaczonemu po stracie bliskiej osoby światełko w tunelu i daje szansę na powrót do normalnego życia. Książka, jak sama o niej napisała Lisa Shulman, „bada punkt styku między doświadczeniem ogromnej straty a poszukiwaniem emocjonalnej odbudowy i uzdrowienia.”*

Niewątpliwie wielkim walorem książki poza jej autentycznością wynikającą z osobistych przeżyć, jest podparcie doświadczeń autorki jej wiedzą medyczną. Nieocenioną wartością, jaką wnosi książka są narzędzia w niej zawarte. Lisa Shulman opisuje trzy zasady leczenia umysłu i mózgu po stracie. Zachęca czytelnika do pisania dziennika, na który przeznaczone są niezapisane kartki „Mózgu w żałobie”. Dzięki temu książka staje się jeszcze bliższa osobie, która nie tylko ją czyta, ale i jest współautorem własnego i niepowtarzalnego jej egzemplarza. Celem książki - jak napisała jej autorka - jest „pomoc w zwiększeniu poczucia pewności siebie i kontroli podczas radzenia sobie z żałobą. Ma ona pomóc w zmaganiu się ze stratą po doświadczeniu utraty znanego życia i przynieść uzdrowienie prowadzące do przetrwania spójnego <<ja>>”.*
 
Książka Lisy Shuman pomimo że porusza niezwykle trudny temat rozstania, niesie nadzieję dla osób cierpiących po odejściu najbliższych. Pokazuje, że nawet śmierć tych, bez których nie wyobrażamy sobie życia, nie zamyka nam drogi do szczęścia. Autorka daje wszystkim szansę na nowe dni, które zależą od tego, czy zechcemy je wykorzystać. Jak pisze: „Gdy przepracujemy żałobę, jesteśmy coraz bardziej świadomi cech naszych bliskich i ich wpływu na nasze życie. (…) Dochodzenie do siebie polega na odnalezieniu nowej równowagi, w której budujemy zaufanie do tego, co nas czeka, i wiarę w naszą zdolność radzenia sobie z przeciwnościami losu, abyśmy mogli stopniowo odzyskać orientację w życiu”.*
 
Ta historia wielkiej miłości, cierpienia, będąca opowieścią o determinacji w walce o ukochaną osobę, ale i walce o odzyskanie siebie z pewnością stanie się kołem ratunkowym dla wielu z nas. Natomiast dla szczęśliwców, którzy jeszcze nie doświadczyli straty, będzie stanowiła pomoc w zrozumieniu siebie i spojrzeniu w innym świetle na świat. Jestem przekonana, że nikt, kto po nią sięgnie, nie pożałuje czasu poświęconego na jej lekturę. Piękna i mądra książka.
​
*Fragment i cytaty pochodzą z książki Dr Lisa M. Shulman "Mózg w żałobie", Wyd. Filia, 2019
​

Obraz

​Katarzyna Krakowska
współautorka bloga
Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, jesteś na życiowym zakręcie - pomożemy Ci. O ile chcesz skorzystać  z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie! 
Obraz
0 Comments

Odeszli stąd, aby żyć

11/1/2022

0 Comments

 
Obraz

ODESZLI STĄD, ABY ŻYĆ

Wspomnienia, tęsknota, żal

​„Odeszli stąd, aby żyć…” i żyją również w naszych myślach oraz sercu. Szczególnie w pierwszych dniach listopada wspominany osoby, których z nami już nie ma. Czasem byliśmy przygotowani na ich odejście (tak się nam się może wydawało, ale śmierć przychodzi chyba zawsze za wcześnie i nie w porę), czasem odeszli całkiem niespodziewanie.

​Rozpacz i ból

​Z psychologicznego punktu widzenia wspomnienia o tych, co odeszli mogą rozbudzić w nas smutek, żal, złość, gniew, zazdrość, czyli emocje, które nakręcą w nas spiralę destruktywnej frustracji. Szczególnie, gdy chodzi o osoby bardzo nam bliskie, z którą byliśmy związani emocjonalnie. Mama, mąż, ojciec, ukochana babcia, a czasem i własne dziecko. 
​
Wdzięczność za czas​

Ale może być też inny wymiar wspomnień. Wspomnień, wyzwalających w nas wdzięczność za czas, który był dany do przeżycia z tymi, których kochaliśmy, a którzy odeszli.
 
W ten listopadowy czas pamiętajmy o tym, co poza wspomnieniami i fotografiami, z których uśmiechają się do nas, zostawili. Pamiętajmy o wszystkich dobrych chwilach, przywołajmy w pamięci wszystkie szczęśliwe wydarzenia. Zostało nam też po Nich świadectwo Ich życia, Ich mądrość, dobroć, miłość, którymi się z nami dzielili oraz posag w postaci poczucia naszej wartości i wiary w siebie, to wszystko w co nas wyposażyli, a czego nikt nigdy nam nie odbierze. I o tym nie zapominajmy.

Miłość i śmierć

W jednym z postów "Wywracać świat do góry nogami" pisałyśmy o tym, co dzieje się, gdy krzyżują się drogi miłości i śmierci - gdy śmierć zabiera miłość naszego życia, kogoś, kto nadawał mu sens, był naszą ostoją. Gdy umieramy wraz z człowiekiem, którego chcielibyśmy zatrzymać z wszystkich naszych sił, pomimo że wiemy, iż koniec zbliża się nieuchronnie.


​,,Czas leczy rany"​

Mówimy, że „czas leczy rany” i dlatego potrzebna jest nam żałoba. Nie chodzi w niej o to, aby zapomnieć i zaprzeczyć swoim uczuciom. W różnych kulturach i religiach żałoba trwa rok – nie bez przyczyny. Przez ten rok mamy czas, aby nauczyć się żyć bez utraconej osoby. Przeżyć po kolei wszystkie pory roku, różne rocznice, urodziny, wydarzenia – bez Niej, bez Niego i dla większości opuszczonych „rana” po stracie zacznie się goić, będzie mniejsza, mniej dokuczliwa. Co nie znaczy, że zniknie zupełnie. Dziękujmy za dobry czas, jaki mogliśmy przeżyć, z tymi, których teraz z nami już nie ma.

A wszystkich przeżywających żałobę odsyłamy do przepięknej książki "Mózg w żałobie", której autorka Lisa Shulman - neurolog  przeprowadza czytelnika  przez kolejne etapy żałoby, ukazując życie w nowym wymiarze, życie, które początkowo przypomina pobojowisko, ale stopniowo, malutkimi kroczkami prowadzi do innej rzeczywistości, w której można na nowo odnaleźć siebie. Na przykładzie własnego doświadczenia chce pomóc wszystkim tym, którzy utracili dobrze im znaną codzienność, w której czuli się bezpiecznie, a którzy po stracie ukochanej osoby nie wiedzą i nie wierzą w to, że jest możliwe normalne funkcjonowanie bez człowieka, który stanowił przez długie lata nieodzowną część ich świata.
0 Comments

Chcę usłyszeć dzisiaj

10/31/2022

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

Miłość nie wymaga reklamy

10/30/2022

0 Comments

 
Obraz
POWIĄZANY POST:

WYWIAD Z SĘDZIĄ ANNĄ MARIĄ WESOŁOWSKĄ I AGNIESZKĄ WOJCIECHOWSKĄ



POLECAMY:
Obraz
KUPISZ TUTAJ>>

​NOWOŚĆ!

Anna Maria Wesołowska, Agnieszka Wojciechowska

"Nie kłóćcie się. Jak pomóc dziecku,
kiedy rodzice się kłócą".


Wydawnictwo Sensus

PREMIERA ODBYŁA SIĘ 11 PAŹDZIERNIKA 2022!
0 Comments

WYWIAD Z SĘDZIA ANNĄ MARIĄ WESOŁOWSKĄ I AGNIESZKĄ WOJCIECHOWSKĄ

10/29/2022

0 Comments

 
Obraz

WYWIAD Z SĘDZIĄ ANNĄ MARIĄ WESOŁOWSKĄ
I AGNIESZKĄ WOJCIECHOWSKĄ

"NIE KŁÓĆCIE SIĘ. Jak pomóc dziecku, kiedy rodzice się kłócą"

11 października odbyła się premiera niezwykle potrzebnej książki "Nie kłóćie się. Jak pomóc dziecku, kiedy rodzice się kłócą", która jest efektem spotkania się przy kawie z mlekiem i herbacie z cytryną dwóch doświadczonych zawodowo i życiowo kobiet. Sędzia Anna Maria Wesołowska i pedagog Agnieszka Wojciechowska przeprowadziły rozmowę dotyczącą potrzeb dzieci w tych trudnych czasach, w których zapominamy o istocie obecności i gubimy troskę o to, co najważniejsze. Dzisiaj mam przyjemność zaprezentować wywiad, który z Nimi przeprowadziłam. 
​
Psychologia przy kawie: Rozpocznę pewnie od banalnego pytania - do kogo kierujecie swoją książkę? Chciałam zapytać w pierwszym odruchu - o kim myślałyście, pisząc ją, ale to jest jasne jak słońce, kierowałyście się dobrem dziecka i czytając ją, miałam poczucie, że nie zapomniałyście o NIM ani przez chwilę.

Agnieszka Wojciechowska: Potrzeba napisania tej właśnie książki powstała z doświadczeń z naszej wcześniejszej współpracy. Z propozycją przyszłam do p. Anny ja, ponieważ znałyśmy się od dłuższego czasu, p. Ania była gościem specjalnym organizowanych przez nas szkoleń. Często po takim szkoleniu rozmawiałyśmy przy wspominanej w książce kawie i herbacie o coraz trudniejszej sytuacji dzieci, w związku z przemocą czy krzywdzeniem. Niejednokrotnie nawiązując do rozwodów i kryzysów, jakimi są dla dzieci takie sytuacje. I tak, wracając z jednego ze szkoleń, pomyślałam sobie, że ten temat zbyt często pojawia się w rozmowach z nauczycielami, pracownikami ośrodków pomocy społecznej czy nawet policjantami, którzy widzą, że dziecko stało się „zakładnikiem” przy konflikcie okołorozwodowym swoich rodziców. Dlatego przy kolejnym spotkaniu z p. Anią zapytałam, czy nie myślała, żeby napisać o tym książkę. Jakież było moje zdziwienie, kiedy p. Anna odparła, że w zasadzie to ona już coś pisze, ale nie ma za bardzo na to czasu. Trochę mi to podcięło skrzydła, ale p. Ania zaproponowała: „Napisz parę stron, prześlij mi i zobaczymy”. No to napisałam, była aprobata i powstała książka. Z jednym tylko „ale”, ja zakładałam, że napiszemy ją w rok, zajęło nam to trzy lata, ale chyba było warto. Książka może pomóc rozwodzącym się rodzicom, ale również osobom, które są przed, po lub w trakcie rozwodu. Wiemy, że czytały ją już zarówno osoby będące na „świeżo” po rozwodzie i takie 20 lat po. Książka jest też bardzo pomocna dla różnych jednostek pomocowych pracujących z rodziną. To
nie jest i nigdy nie miał być poradnik, chociaż w książce można znaleźć pewne zawiłości prawne. Na osobnych stronach tłumaczymy, kim np. jest mediator i jaka jest jego rola przy np. ustalaniu planu wychowawczego, czemu służy separacja lub jakie artykuły nakładają na nas obowiązek zgłaszania przemocy. Rozwód nie dotyczy tylko dwojga dorosłych ludzi, rozlewa się na rodzinę, znajomych i wiele innych osób, które nie mogą lub nie chcą pozostać obojętne. Może ta książka uratuje czyjś związek, może pozwoli zrozumieć niektóre decyzje sprzed 15 lat, a może, w przypadku młodej osoby będzie przestrogą, że miłość wymaga wiele pracy, zrozumienia i uważności, żeby tak łatwo nie umarła. Jednym słowem, ta książka może pomóc zrozumieć rozwodzącym się rodzicom, żeby nie mówili o sobie ON i ONA, może podpowiedzieć, jak uniknąć wielu pułapek przy rozwodowej batalii, w które bardzo łatwo wpaść. Dodatkowo rozwód zawsze odbywa się według pewnego schematu i my ten schemat w aspekcie emocjonalnym, prawnym i społecznym pokazujemy.

Anna Maria Wesołowska: Książka skierowana jest do wszystkich dorosłych i tych mniej dorosłych, ale marzących o bliskich relacjach z drugą osobą. Marzy mi się społeczność szczęśliwa, świadoma podejmowanych decyzji, potrafiąca zadbać o dobre relacje, a więc wyedukowana. Każdy z nas może prowokować czytelników, przyjaciół, znajomych, bliskich, do refleksji nad kondycją współczesnej rodziny. Wszyscy o niej marzymy, więc musimy nauczyć się o nią walczyć. Mam na myśli dorosłych, bo dzieci walczą o rodzinę od momentu przyjścia na świat. Nie powinny być w tej walce osamotnione.

Ppk: Dlaczego od jakiegoś czasu małżeństwa przeżywają kryzys, który nie kończy się wyjściem z niego obronną ręką? Jak wiemy, wiele małżeństw rozpada się i to bardzo szybko.

AW: Może dlatego, że żyjemy za szybko, bezrefleksyjnie. Świat wartości zanika, a wokół pustynia emocjonalna. Na tym trudno budować cokolwiek trwałego. Dodatkowo, rozwód w dzisiejszych czasach przychodzi za łatwo, to takie narzędzie, które mamy wrażenie, że przerosło zamysł twórcy.

Ppk: „Miłość nie wymaga (...) reklamy, ale uważności, zrozumienia, czułości i pokory.”* Czytając to zdanie, pomyślałam, że faktycznie dzisiejszy świat jest tak kolorowy, głośny, wręcz krzykliwy, niekiedy nawet tandetny, a niestety wielu z nas dopasowuje się do niego. A przecież miłość, ta prawdziwa, nie szuka poklasku, powinno być w niej właśnie wiele uważności, zrozumienia, czułości i pokory, zarówno w stosunku do siebie, jak i drugiego człowieka. I zadałam sobie w tym miejscu pytanie. Gdybyśmy zaczęli zauważać i rozumieć siebie, może łatwiej byłoby nam być dobrym dla drugiego człowieka, z którym postanowiliśmy iść przez życie? Zgadzacie się, Panie, ze mną?  

AMW: Trudno się nie zgodzić, mam jednak świadomość, że do takich wniosków dochodzi się z wiekiem. Rozumienie siebie w młodości jest zupełnie innym rozumieniem, niż dialog ze sobą mojego pokolenia. Uczymy się najlepiej na własnych błędach. Efekty tych błędów nie powinny jednak obciążać tych, których najbardziej kochamy. To wymaga jednak uważności skupionej nie tylko na sobie, ale także na uczuciach innych. W dzisiejszej rzeczywistości nie jest to proste. Refleksja wymaga chociaż chwili zastanowienia, czyli czasu, a obecnie to dobro deficytowe.

Ppk: W Waszej rozmowie podejmujecie niezwykle istotną kwestię zaprzyjaźnienia się ze sobą, odnalezienia siebie. Człowiek, który odnajduje siebie, może na sobie polegać, ufa sobie, nie potrzebuje drugiego człowieka, by czuć swoją wartość. I tak czasem myślę, że ta zależność powoduje, że wiele osób rzuca się z jednego związku w kolejny. Bez momentu na zatrzymanie się, na przeanalizowanie, na wsłuchanie się w siebie. Dlaczego Waszym zdaniem tak się dzieje?

AMW: Boimy się samotności, potrzebujemy bliskości, a jednocześnie nie potrafimy zrozumieć, że bliskość wymaga kompromisów. Nie jesteśmy na to przygotowani. Wmawiamy sobie, że najważniejszy jest nasz dobrostan, nie zastanawiając się co kryje się za tym pojęciem. Skoro potrzebuję bliskości, to muszę otworzyć się na drugą stronę. Bliskość to relacja, ona nie występuje w próżni. Koło się zamyka. Żeby zrozumieć innych, muszę zrozumieć siebie. Żeby zrozumieć siebie muszę, przynajmniej postarać się tych innych zauważać, szanować, a reszta przychodzi z czasem.

AW: Znowu możemy wrócić do tej „kiczowatości i głośności świata”, jak ciągle żyjemy w takiej rzeczywistości, to cisza nas przeraża. Nie umiemy w niej funkcjonować. Pustkę chcemy od razu czymś wypełnić, bo wydaje się nam, że ona nas dopełnia. Błąd! Nikt lepiej Ciebie nie dopełni niż Ty sam! Drugi człowiek nie może stanowić o poczuciu naszej wartości. To jest szczególnie ważna uwaga dla młodych ludzi, którzy wchodzą w związek i chcą stworzyć coś trwałego, ale czasem chyba zbyt romantycznie podchodzą do tej miłości. Oddają jej wszystko, podporządkowując się lub stając się nieświadomie jej zakładnikami. Samotność nie jest zła, nawet dodałabym, że ona jest ogromną szansą na zbudowanie zdrowej relacji z samym sobą i odniosłabym się, tak jak w naszej książce do Smerfów, to tu do cytatu z Muminków: „Wszystko trzeba odkryć samemu. I również przejść przez to zupełnie samemu”.

Ppk: Zwracacie uwagę w swojej rozmowie na kwestię wytrwałości. Niestety brakuje nam jej w związkach. Czym to jest spowodowane? 

AMW: Relacje międzyludzkie są coraz bardziej powierzchowne. Internet bliskość rzeczywistą, zastąpił wirtualną. Problemy, które są nieodłączną częścią naszego życia pozostawił jednak na dotychczasowym miejscu, czyli w świecie rzeczywistym. Zagubieni w cyberprzestrzeni, nie potrafimy się z nimi zmierzyć. W wirtualnej rzeczywistości nie ma miejsca na wytrwałość, tam liczy się szybkość.

AW: Tłumaczymy to najczęściej brakiem czasu, ale to żadna wymówka. Możemy tu śmiało zacytować fragment z naszej książki: „Agnieszka Osiecka napisała kiedyś: Nie wierzę w brak czasu. Zawsze jest czas na ten krótki błysk, na ten znak: jesteś dla mnie ważna.” Dlatego myślę, że my jesteśmy chyba trochę rozleniwieni, bo obecnie wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Nowa miłość? Proszę bardzo! Do wszystkiego w życiu mamy aplikację, która może nam to ułatwić. Myślę też, że żyjemy w bardzo trudnych czasach, z pozoru łatwych, ale zabija nas codzienna rutyna i przyziemne obowiązki. Miłość to nie motyle w brzuchu i wieczna ekscytacja - to charakteryzuje stan zakochania. A kiedy on przemija, to pozostaje tylko i aż miłość. A ona jest trudna. Piękna, ale wymaga uważności i czułości. Bądźmy realistami, gdzie to znaleźć, skoro przygniata nas inflacja, ciągłe problemy finansowe, odrabianie lekcji z dziećmi do późnych godzin, przejazd w tą i z powrotem na basen, judo czy dodatkowe zajęcia z matematyki. Można się w tym wszystkim zagubić. Trudno to odstawić na bok, usunąć z naszej „TO DO” listy. A partnera można. Dlatego to robimy.

Ppk: Jako psycholog widzę wiele osób tkwiących w toksycznych relacjach, w których wszyscy, z dziećmi na czele, przeżywają piekło. I z tego piekła kobietom bardzo ciężko wyjść. Nie potrafią, boją się... Jest strach, że „nie dam rady, że zostanę sama”... Niestety tak się często dzieje, że kobiety zostają same z tym wszystkim, co niesie za sobą rozstanie i rozwód. Nagle ci, którzy podjudzali, doradzali, którzy ekscytują się tragiczną sytuacją, nie potrafią wyciągnąć pomocnej dłoni, nie można na nich liczyć. Kobiety często zostają pozostawione same sobie. Dlaczego ludzie są tak obojętni nie tylko na krzywdę kobiet, ale i dzieci?

AW: Bo jak czegoś nie widzę, to nie muszę reagować. Jeżeli zobaczę, usłyszę, a moje sumienie nie znajdzie na to wymówki - to jestem zobowiązany działać. Często ludzie mówią, że się boją, bo ktoś im samochód porysuje albo zwyzywa, jak się dowie, że miał odwagę reagować. Do mnie to nie przemawia i nie stanowi to dla mnie żadnego argumentu. Odwróć to zdanie i pomyśl, jak bardzo boi się dziecko, w jakim lęku i strachu dorasta. Empatia, to nie jest długie słowo, ale ma niebywałe znaczenie. Zawsze na warsztatach powtarzam dzieciom, że nikt z nas nie wybierał, w jakiej rodzinie się urodził, a ta rodzina ma ogromne znaczenie dla naszego rozwoju, przyszłości i tego, jakim człowiekiem się staniemy. Ludzie brak reakcji tłumaczą bardzo różnie, że to zależy od poziomu wykształcenia, rozwoju emocjonalnego, przeżytych doświadczeń. Ja bym ujęła to inaczej, to świadczy o naszym człowieczeństwie. Przeczytałam kiedyś takie ciekawe zdanie w Internecie: „Wolę kogoś, kto mówi poszłem i pomogłem, niż poszedłem i miałem w dupie”.

Ppk: Gdy czytałam fragment Waszego wywiadu, miałam ciarki. „Na spotkaniach z dziećmi i młodzieżą staram się przekazać im ważną maksymę: Przygotuj się na problemy, one są nieodłączną częścią naszego życia, ale kiedy przyjdą, podnieś głowę wysoko, powiedz sobie: <<Dam radę>> i dasz radę, a później powtarzaj: <<To minie>> i minie, i będzie dobrze.”* Doskonale pamiętam, jak mój Tata, gdy byłam młodą mamą powiedział mi niezwykle mądre słowa mówiące o tym, że moją wielką miłością matczyną nie zapewnię dzieciom parasola, który uchroni je przed stresem i różnymi trudnymi emocjami. Moją rolą jest nauczenie ich radzenia sobie w sytuacjach trudnych. Dlaczego rodzice o tym zapominają? A może nie widzą, że tak dla dzieci będzie lepiej?

AMW: My, dorośli pogubiliśmy się w dzisiejszej rzeczywistości, która przerosła nasze oczekiwania. Chcemy dla naszych dzieci jak najlepiej, dajemy więc wszystko co pod ręką. Dzisiaj wybór jest ogromny, dostają więc „metkowe” ubrania, zagraniczne wakacje, nadmiar zajęć dodatkowych i przeświadczenie, że to wszystko im się należy, tu i teraz. Nie muszą o nic walczyć, więc jak mają sobie radzić w trudnych sytuacjach? My dorośli mamy „czyste” sumienie, dajemy wszystko na co nas stać. Często jest to niestety prawda. Na czas i rozmowę, której dzieci potrzebują najbardziej dzisiaj rzadko
nas stać.

AW: Bo żeby uczyć/nauczać, trzeba mieć czas. Łatwiej jest wiecznie chronić, wyręczać i odgradzać od tego, co złe. W ostatecznym rozrachunku i tak my - rodzice wychodzimy na tym źle, a dzieci - najgorzej. Inwestycja naszego czasu w dzieci to najbardziej opłacalne zyski, jakie w życiu zbierzemy. Cierpienie jest nieodłącznym stanem naszego życia, to od nas zależy, czy będzie jego częścią, na którą mamy wpływ, czy zawładnie naszym funkcjonowaniem i emocjami.

Ppk: „Moje pokolenie oceniane jest jako niezdolne do miłości. Nie umiemy kochać, potrafimy się zakochiwać. Bawimy się tym uczuciem, lawirujemy na granicy pożądania, podniecenia i zaciekawienia. A kiedy ono przemija, bez większego zdziwienia mówimy: To nie było to.”* Czytając tę refleksję, pomyślałam o tym, co kiedyś powiedział Fromm, że nie potrafimy rozróżnić stanu zakochania od kochania drugiego człowieka. Zakochujemy się, czyli przeżywamy stan, który jest niezwykle miły, bo przeglądając się w oczach drugiej osoby, która patrzy na nas z podziwem, zachwytem, może i miłością, czujemy się wspaniale, ale to jest pokochanie siebie w oczach drugiego człowieka, a nie ma wiele wspólnego z kochaniem drugiej osoby. Ma niewiele wspólnego z miłością, która połączona jest z troską i odpowiedzialnością. Jak to odczarować? Jak sprawić, aby kolejne pokolenia umiały kochać, by umiały widzieć różnicę między kochaniem kogoś a stanem zakochania. 

AW: Bardzo dobre pytanie, może nawet rada dla młodych ludzi? Znajdź różnice… To może skoro do młodych to kierujemy, to odpowiem im ściągą z polskiej literatury i odniosę się do „uwielbianej” „Lalki” Prusa, który napisał: „Przez rok cierpiałem na jakąś chorobę mózgową, a zdawało mi się, że jestem zakochany.” Trzeba przeżyć jakąś miłość, być może ją stracić, żeby zrozumieć, czym było zakochanie. Odniosę się do tego, co padło w pytaniu o przeglądaniu się w oczach drugiej osoby, i może to będzie jakaś rada dla młodych. Tak więc, trochę na wesoło… Kiedy jesteśmy zakochani i przeglądamy się w oczach drugiej osoby, to nie ma dla nas rzeczy niemożliwych, kiedy kogoś kochamy, to dostrzegamy nagle ze zdziwieniem, że ten ktoś może mieć zeza, ale chce z nami patrzeć w jedną stronę.

Ppk: Pamiętam, jakie emocje wywołały we mnie usłyszane chyba na katechezie słowa dotyczące mezaliansu. Nie mogłam pojąć, jak można o tym mówić. Przecież jak jest miłość, to stan konta, wykształcenie nie są ważne.  A jednak... Coś w tym chyba jest. Przypomniałam sobie o tym, czytając Waszą książkę i część dotyczącą fundamentu i nadbudowy, czyli pewnej wiarygodności, ale i zgodności wartości, przekonań, religii, czy majątku. Te podstawy kiedyś były solidne. A dzisiaj wydaje nam się, że miłość pokona różne przeszkody, różnice i... czasem wpadamy w pułapkę. Mam rację?

AW: Zdecydowanie tak, na początku wierzymy, że nasza miłość uratuje wszystko, ale zapominamy, że na początku jest stan zakochania, a on nie jest dobrym doradcą. Kiedy zaczyna nas przygniatać szara rzeczywistość, comiesięczne opłaty, rachunki, zakupy, ale też pragnienia i potrzeby, które chcemy spełnić, nagle okazuje się, że więcej nas dzieli niż łączy. Trzeba dobrze poznać naszego partnera, sprawdzić się w różnych sytuacjach, ale warto też znać dobrze siebie. Wtedy będziemy mogli chociaż minimalnie przewidzieć nasze reakcje. Warto też pamiętać, że nikogo nigdy do końca nie uda nam się poznać, ludzie potrafią zaskakiwać, życie potrafi zaskakiwać i mogą pojawić się scenariusze niezależne od nas, ale to od nas zależy, jak je odegramy.

Ppk: Czy zgodzą się Panie ze mną, że często kompleksy i brak poczucia wartości są pierwszym krokiem do rozpadu związku? Nie ten, który ma wyższe wykształcenie, pochodzi z rodziny o lepszej pozycji społecznej, cieszy się większym szacunkiem, tylko ten, który nie umie się w tym odnaleźć, bo czuje się gorszy, doprowadza do konfliktów, bo frustracja przeradza się w nim w agresję. Zgodzicie się ze mną?

AW: Tak, często nasz partner potrafi to zaakceptować, ale to my sami mamy z tym problem. Trzeba też powiedzieć o naszych bliskich - rodzinie, przyjaciołach czy znajomych z pracy. Oni również potrafią namieszać. W niewybrednych komentarzach dają do zrozumienia naszą wyższość lub istniejące braki. Znam niejeden związek, który zakończyła przyszła niedoszła teściowa. I skoro mówimy już o agresji w związku, to idźmy o krok dalej, powiedzmy też o przemocy ekonomicznej, która obecnie jest tak bardzo bagatelizowana. Wydzielanie pieniędzy, odbieranie ich lub zdecydowane wyznaczanie ich przeznaczenia, to wszystko się dzieje. Dotyka zarówno kobiet, jak i mężczyzn.
Obraz
​Ppk: Łatwiej dzisiaj wyrzucić kogoś ze swojego życia jak zepsuty odkurzacz, którego da się pozbyć bez żalu, bo tanio można kupić nowy. Czy nie jest tak, że świat, w którym żyjemy uczy ludzi, że szkoda czasu i energii, a czasem i pieniędzy na przykład na terapię, aby naprawić to, co przecież jest ważne?

AMW: Jak zwykle wracam do edukacji. Nie odbieram młodym ludziom prawa do błędu, do rozstań, ale do momentu gdy nie zapadnie decyzja o założeniu rodziny. Dziecko ma do niej prawo, a my nie mamy prawa do pozbawiania małego człowieka, tego najważniejszego dla niego prawa. Janusz Korczak upominał świat, że prawa dzieci nie mogą zależeć od dobrej woli dorosłych, ja dodam, że nie powinny zależeć od naszej niewiedzy. Gdyby rodzice mieli świadomość, czym jest rozwód dla dziecka, znaleźli by czas i energię żeby o związek powalczyć.

Ppk: Nie ukrywam, że zdziwiłam się, czytając: „że drugim marzeniem przedszkolaków jest to, aby rodzice nie bluźnili, nie używali brzydkich słów.”* Zdaję sobie doskonale sprawę jako psycholog, że słowa te mogą budzić w dziecku poczucie braku bezpieczeństwa, ale nie myślałam, że jest to dla nich aż tak ważne. Moim zdaniem słowem ranimy i poprzez słowo wyrażamy szacunek lub jego brak w stosunku do drugiego człowieka. Myślę, że kobieta pozwalająca na to, by ktoś w jej obecności używał słów niecenzuralnych, przykłada rękę do tego, by w przyszłości jej dziecko czuło lęk i miało marzenia, które nie kojarzą się z marzeniami dziecka. Dlaczego tyle agresji w naszych słowach? Dlaczego marzenia dzieci są dalekie od tego, o czym powinno marzyć dziecko?

AMW: Dziesięć lat temu, gdy po raz pierwszy usłyszałam marzenia przedszkolaków, też byłam zaskoczona. Dorosłym się wydaje, że dzieci na wulgaryzmy nie zwracają uwagi, albo są dla nich ciekawostką do powtarzania. Zapominamy, że słowa te wypowiadane są z reguły na wysokiej tonacji. Dziecko ich nie rozumie, ale budzą w nim lęk. Z czasem się z nimi oswaja i używa jak przerywników, „wyssanych z mlekiem matki”.

AW: Skoro mówimy o słowach, to podam przykład z jednego z ćwiczeń, które robię z dzieciakami podczas warsztatów profilaktycznych. Proszę, aby na kartce napisali wszystkie te słowa, które najczęściej słyszą w ciągu dnia. I oczywiście, że bardzo często pada pytanie, czy przekleństwa też mogą być. Odpowiadam, że jeżeli będą mieć odwagę przeczytać je na głos, to tak. Proszę mi wierzyć, odsetek przeczytanych wulgaryzmów nagle drastycznie maleje. Ale nie o to chodzi w tym zadaniu, a więc co piszą dzieciaki: „Elo, cześć, siema, co masz zadane, jak było w szkole, otwórzcie podręczniki na str…, wyciągnijcie kartki, idź posprzątaj pokój, zapiszcie zadanie domowe, odrób lekcje, grasz dzisiaj, kładź się spać”. Później, w drugiej części warsztatów, proszę, żeby odwrócili kartki i napisali na nich, jakie słowa chcieliby najczęściej słyszeć w ciągu dnia. I powiem szczerze, zawsze jak już zaczynają pisać i mimo że robiłam to ćwiczenie setki razy, powtarzam sobie w głowie: „Tylko nie rycz!”. Co piszą dzieci? Jakie słowa chcieliby najczęściej słyszeć w ciągu dnia? (I od razu powiem, że to piszą zarówno dzieciaki w klasie IV i VIII). „Kocham Cię, jesteś dla mnie ważna, wierzę Ci, nie przejmuj się, pomogę Ci, dzisiaj pójdziemy na te lody, które Ci obiecałem, dzisiaj pójdziemy na ryby, tak jak się umawialiśmy, jesteś ładna, jesteś mądry, lubię Cię”. Oczywiście, że jest to przeplatane słowami : „nie musisz nigdy sprzątać swojego pokoju, kupię Ci najnowsze PlayStation, masz 5 z matematyki”. Czytających ten artykuł rodziców zostawię jednak z tymi napisanymi zdanie wcześniej. Przemyślcie to. Ja zawsze ryczę.

Ppk: „Miarą miłości do dziecka według założycielek Fundacji ABC XXI Cała Polska czyta dzieciom jest czas. To słowo składa się z czterech cennych liter. C jak czułość, Z jak zachwyt, A jak akceptacja, S jak szacunek. W tych słowach spoczywa magiczna siła.”* Jakie to mądre. W tych czterech słowach zawiera się tak wiele... Czy gdybyśmy zaczęli samych siebie akceptować, traktować z szacunkiem, czułością i patrzyli wciąż na nowo z zachwytem, byłaby to recepta na uzdrowienie dzisiejszych rodzin? Jak, Panie, sądzicie?

AMW: Szacunek dla człowieka, zawiera w sobie zachwyt, czułość i akceptację. Każdy z nas ma w sobie bogactwo dobra. Spotykając się na co dzień z maluchami w całej Polsce widzę jak czysta jest ich moralność. Traktują świat z ufnością i zachwytem. Kochają bezwarunkowo, są skłonne wiele wybaczyć dla bliskości, która dla nich jest sensem życia, dla dorosłych często frazesem. Kłócąc się, rozstając zapominamy o szacunku, odbieramy dzieciom dziecięce marzenia, a sobie prawo do szczęścia i normalności.
 
Ppk: Jaki powinien być współczesny rodzic?

AMW: Obecny i świadomy, że jest dla dziecka najważniejszy. Badania na reprezentatywnej grupie nastolatków wykazały, że to rodzice są dla nich najistotniejszą przewodnią siłą życiową. Niestety do pewnego momentu, dopóki rodzina jest cała. Kiedy rodzina się rozpada matka traci 6% z zaufania dziecka, ojciec 37%. Jest to ogromna wyrwa w poczuciu bezpieczeństwa młodego człowieka. Ktoś musi to miejsce zastąpić. Okazuje się, że babcia może stać się w trudnych dla dziecka chwilach ostatnią deską ratunku. Inwestycja w rodzinę wielopokoleniową jest więc potrzebą chwili. Dzisiaj żeby sprostać obowiązkom rodzicielskim musimy mieć świadomość, jaką rzeczywistość stworzyliśmy naszym dzieciom. Chcieliśmy dobrze, a wyszło jak wyszło. Nie wymagajmy od siebie doskonałości, bo nikt nie jest doskonały, ale bądźmy świadomi naszych praw i obowiązków, a to wymaga zrozumienia roli edukacji prospołecznej w naszym życiu. Powinniśmy z niej czerpać pełnymi garściami. Szkoła ma obowiązek wspierać rodziców w procesie wychowawczym. Musi dostarczać rodzicom wiedzę o funkcjach wychowawczych i opiekuńczych rodziny. Na spotkaniach ze specjalistami sale świecą jednak pustkami. Czas to zmienić. Żeby wychować dziecko nie wystarczy kontakt z dziennikiem elektronicznym. Potrzebna jest edukacja i świadomość co kryje się za słowem szacunek.

AW: Fragment z naszej książki najlepiej odpowie na to pytanie: „Obecny, ale nie tylko ciałem. Powinien być wzorem właściwego postępowania: rozmawiać, tłumaczyć, dopytywać, ale również… wymagać. Dziecko szczęśliwe to takie, któremu stawia się granice, od którego czegoś oczekujemy. Nie chodzi mi tu jednak tylko o wyniki w nauce i dobre zachowanie. Obecne pokolenie rodziców to młodzi ludzie, którym moje pokolenie chciało dać wszystko, czego sami nie mieliśmy. Zapomnieliśmy o obowiązkach przygotowujących do prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie. Dzisiejsi rodzice powielają nasze błędy. Dzieciaki chodzą na dodatkowe zajęcia, uczą się trzeciego języka obcego, uczęszczają na szermierkę i garncarstwo. Brakuje czasu na relacje rodzinne, gotowanie, sprzątanie, podlewanie kwiatów. Takie domowe obowiązki prowokują do bliskości i rozmowy. Jak przegapimy ten moment, kiedy dziecko jeszcze chce z nami wszystko robić, zaczynamy się oddalać. Nie czujemy, bo przecież jesteśmy blisko, wozimy z zajęć na zajęcia, grzecznie czekamy w samochodzie i zmęczeni nawet nie zauważamy, że wszystko dzieje się w kompletnej ciszy. Ciszy, która zabija współczesną rodzinę”.

Ppk: „Ile jest warta czyjaś miłość do dziecka?”* To pytanie zadałyście, pisząc o alimentach. Zrobiło mi się smutno, czytając o tym, ile osób miga się przed płaceniem alimentów, ukrywa zarobki, udaje bezrobotnych, byle tylko okraść własne dziecko, bo trzeba nazwać rzeczy po imieniu. Z jednej strony kombinacje, egoizm, manipulacje i niejednokrotnie wsparcie rodziny, która pomaga w ukryciu majątku, a z drugiej czuwająca w nocy przy chorym dziecku matka, miotająca się pomiędzy wychowywaniem dziecka a pracą, myśląca wciąż, jak związać koniec z końcem, by niczego nie zabrakło, by dzieci nie chodziły głodne, by mieć na ortodontę, leki, na komitet rodzicielski, na wycieczkę, na nowe buty, bo zeszłoroczne już są małe, na podręczniki, nie mówiąc o wodzie, prądzie, Internecie... wymieniać można długo. I te nieustanne wyrzuty sumienie matki, która doskonale wie, że czas biegnie nieubłaganie i nie nadrobi się dzieciństwa oraz młodości i wspomnień z nimi związanych za dziesięć lat, gdy może pieniędzy będzie więcej... Gdzie ci ojcowie mają serce? Czy nie myślą o tych potrzebach? O realiach? Czy dzisiejsze bezstresowe wychowanie uczące kombinowania, egoizmu, manipulacji powoduje, że tak łatwo mieć oczy zamknięte i nie dostrzegać podstawowych potrzeb dziecka?

AW: Alimenty najczęściej są zasądzane na dzieci, ale mamy wrażenie, że panów najbardziej boli zwrot „do rąk własnych matki”. Z punktu prawnego nie można inaczej tego ująć, ale psychologicznie niesie to za sobą dużo negatywnych emocji. Warto pamiętać o jednym, ktoś, kto płaci alimenty, zawsze powie, że to za dużo, ktoś, kto je otrzymuje, że za mało. Nie ma kwoty, którą wynagrodzimy brak matki czy ojca. Jeżeli uważasz, że płacisz za dużo, to zdecyduj, z czego w takim razie Twoje dziecko ma zrezygnować, co mu odbierzesz, bo zostało mu już odebrane wiele. Druga kwestia to ukryte koszty, których tak łatwo nie da się policzyć, i których gołym okiem tak po prostu nie widać. Prąd, gaz, benzyna i czas, który od teraz jeden rodzic musi poświęcić, często rezygnując z jakiejś możliwości zarobku, żeby być z dzieckiem. Lekarstwa, obiady w szkole, nowe buty na wf, zgubione słuchawki i za mała kurtka na zimę. A co jeżeli potrzebna jest rehabilitacja dziecka, jakieś specjalistyczne leczenie? Wtedy koszty szybują w górę niebywale szybko. A co jeżeli masz więcej niż jedno dziecko, które zwyczajnie trzeba ubrać, nakarmić i wychować…

Ppk: Wywiad z takimi mądrymi i ciepłymi kobietami, a wnosi wiele smutku. Czy możemy zakończyć go w jakiś optymistyczny sposób? Wasza książka, mimo poruszania trudnego tematu, wnosi nie tylko ciepło, ale i momentami humor, który sprawia, że czyta się ją jednym tchem. Uda nam się zakończyć jakimś akcentem wnoszącym choć mały promyk nadziei?

AW: To może dowód w postaci żywego człowieka, czyli mnie, który przeżył rozwód, którego ten rozwód zaskoczył, i na który ten człowiek nie był gotowy. Rozwód, który wprowadził chaos, cierpienie, ogrom strachu i bólu. Rozwód, który ujawnił emocje, o które w życiu bym siebie nie podejrzewała. Rozwód, który zdemolował życie mojego dziecka i moje na wielu poziomach. Rozwód, który… zbudował nową osobę, która pokochała siebie, swoją samotność i pustą połowę łóżka. Rozwód, który stał się opowieścią pisaną latami, opowieścią, gdzie z wielkim trudem trzeba zastosować podstawowe schematy matematyczne, by ułożyć życie swojego dziecka, a później dopasować je do nowej rzeczywistości, bo jak możesz się domyślić, życie w pewnym momencie napisało dla mnie nowy scenariusz. Rozwód, który nie kończy wszystkiego na sali rozpraw, ale jest dopiero początkiem wielu lat ciężkich rozmów, trudnych sytuacji, a czasem nieprzyjemnych powrotów do wydarzeń sprzed lat. ALE skoro mi się udało, to Tobie też się może udać. Dlaczego? Bo rozwód nie jest najgorszą rzeczą, jaka może nas spotkać w życiu, mimo że bardzo często na początku tak właśnie uważamy. I powiem więcej, skoro czytasz ten artykuł, z jakiegoś powodu odwiedzasz tę stronę, to być może masz jeszcze wielkie szanse na uratowanie tego, co dla Ciebie ważne.

AMW: Wrócę do Janusza Korczaka. Stary doktor powiedział; „Nie wolno nam zostawić świata takim jakim jest”. Po osiemdziesięciu latach słowa te są bardzo aktualne. Mam pełną świadomość, że budzimy się do walki o lepsze jutro dla naszych dzieci. W głębi serca nie chcemy się dzielić, kłócić, rozstawać. Jesteśmy społeczeństwem bardzo wrażliwym, trochę zagubionym, ale świadomym tego, że nie chcemy żyć w ciemności, pragniemy miłości, a miłość jest światłem. Dajmy to światło przyszłym pokoleniom.

*Fragmenty i cytaty pochodzą z książki "Nie kłóćcie się. Jak pomóc dziecku, kiedy rodzice się kłócą"
​
POLECAMY: 
Obraz
​NOWOŚĆ!

Anna Maria Wesołowska, Agnieszka Wojciechowska

"Nie kłóćcie się. Jak pomóc dziecku,
kiedy rodzice się kłócą".


Wydawnictwo Sensus

PREMIERA ODBYŁA SIĘ 11 PAŹDZIERNIKA 2022!
KUPISZ TUTAJ>>
0 Comments

Ci, którzy udają przyjaciół

10/28/2022

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

Tego, nikt nie może skraść

10/27/2022

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

WIDZIAŁAM W NIEJ SIEBIE

10/26/2022

0 Comments

 
Obraz

WIDZIAŁAM W NIEJ SIEBIE

Doświadczenia z przeszłości, niepewność, lęk

​Nie spodziewała się, że ta oaza spokoju, do której w końcu dotarła, stanie się po paru latach miejscem, gdzie zacznie brakować wody gaszącej pragnienie i powietrza pozwalającego spokojnie oddychać. To właśnie tutaj poczuła się wolna, to tu przed trzema laty w końcu mogła być sobą. Ale jak się okazało, nic nie trwa wiecznie… A może to demony przeszłości zaczęły do niej powracać?

Spacerując po parku, Majka wyznała przyjaciółce, że ma świadomość przenoszenia na swój obecny związek pewnych wyuczonych zachowań z poprzedniego małżeństwa, które nie pozostawiło po sobie dobrych wspomnień… „Mój  problem polega na tym, że czuję się w obowiązku, aby Michał był zadowolony, uważam, że to jest moje zadanie. Dlatego staram się zmienić  jego nastawienie, ponieważ życie w takim stresie mnie paraliżuje. Gdy wychodzę z domu pobiegać, gdy idę na próbę chóru, albo spotkać się z kimś bliskim, na przykład z Tobą, to wiem, że on jest bardzo niezadowolony, ponieważ chce, abym jak najszybciej była z nim w domu. I to odbiera mi całą przyjemność. Spieszę się, dzwonię, wyjaśniam, przepraszam za to, że robię to, co lubię i co jest dla mnie ważne, gdyż wiem, że na mnie czeka i się niecierpliwi. A przecież każdy ma prawo do… Wiesz chyba o co mi chodzi? Gdy wczoraj wróciłam z próby chóru i usłyszałam, że martwił się, że tak długo mnie nie było, bo przyszłam 10 minut później niż zwykle, to coś we mnie pękło… Poczułam się jak na smyczy, na której byłam przez wszystkie lata małżeństwa. A przecież z Michałem miało być inaczej. Ta sytuacja spowodowała, że czułam wściekłość i moją złość wyraziłam podczas kolacji. Odnoszę ogólnie wrażenie, że ostatnio nakręcam się, że jak zacznę wylewać moje żale, to ciężko jest mi skończyć. Już sama siebie nie poznaję. A przy kolacji chodziło mi oczywiście o Idę. ”

Gdy szesnastoletnia córka Michała zamieszkała z nimi przed rokiem, Majka z otwartymi ramionami powitała ją w progach swojego domu. Jak się szybko okazało, ta młoda osoba nie sprawiała problemów, była cicha, spokojna, nie wadziła nikomu. Ale paradoksalnie z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc Majka odczuwała coraz większy dyskomfort. Obserwując zachowania dziewczyny, miała ochotę ingerować w jej wychowanie. Nie rozumiała izolowania się od rówieśników, braku aktywności, nieracjonalnego odżywiania się. Niepokoił ją brak reakcji ojca. Miała poczucie, że z tą dziewczyna dzieje się coś złego. Nie wyobrażała sobie takiej postawy obojętności u siebie w stosunku do swoich już dorosłych dzieci, gdy te były w wieku Idy. Ale Michał nie wiedział, w czym ona widzi problem. Był zdania, że skoro córka ma dach na głową, wyżywienie, jest czysto, schludnie i modnie ubrana, to wszystko gra. I na zewnątrz wszystko grało. Majka była tego pewna. Ale… doskonale wiedziała, że to za mało!

Majka… Wyjątkowa kobieta, która by serce oddała drugiemu człowiekowi, która umiała z dystansem podchodzić do siebie. I nagle… zaczęła wpadać w pułapkę. Dzisiaj zrozumiała, że w Idzie widziała siebie. Dziewczynkę, a potem dziewczynę, której dla osoby patrzącej z zewnątrz niczego nie brakowało. Ale nie miała tego, czego najbardziej potrzebowała - zainteresowania ze strony mamy, która samotnie ją wychowując, była skupiona na zaspokojeniu jej wielu potrzeb, ale niestety nie tych, które były dla Majki najważniejsze. Patrząc dzisiaj na Idę, widziała siebie sprzed lat, a w Michale swoją matkę zostawiającą dziecko samo sobie…
​
Gdy Michał w drzwiach powitał ją słowami „Dobrze, że już jesteś” - nie poczuła w nich troski i miłości, ale chęć zniewolenia i ograniczenia. A to z kolei spowodowało wieczorny wybuch podczas kolacji i wygarnięcie mu niewłaściwej - według niej - postawy rodzicielskiej, która była, jak uważała, nie do zaakceptowania. Zastanawiała się, jak zmienić jego zachowanie, gdyż relacja z najbliższą osobą, zaczęła być coraz bardziej stresująca. 

Jak Majka może odzyskać wewnętrzne wyciszenie, jak wyłączyć autopilota i spróbować przejmować kontrolę nad własnym życiem? Czy jej zachowanie nie przypomina wielu naszych postaw? Czy nie targają nami podobne emocje? Czy w głowie nie mamy gonitwy myśli i paraliżującego nas niewytłumaczalnego niepokoju? Czy relacje z bliskimi, zamiast nieść wsparcie, jeszcze bardziej nas stresują? A może nawet nie umiemy, tak jak to zrobiła Majka, zatrzymać się i przyznać przed samym sobą, że coś nie tylko z otoczeniem, ale i z nami jest nie tak.

Majka skupiała swoją uwagę na innych - na Michale i na Idze i nie było to niczym dziwnym. Czuła zagrożenie, gdyż w pamięci miała wcześniejsze doświadczenie z mężem, który trzymał ją na krótkiej smyczy, ograniczał wolność, przy którym nie miała możliwości bycia sobą. Nagle w relacji z Michałem zaczęła odczuwać przedsmak prowadzący do znanego jej piekła. Zaczęła czuć niepokój będący reakcją lękową na być może wyobrażone zagrożenie. Chcąc się chronić, zaczęła inwestować energię po to, by wpłynąć na zachowanie innych, których przecież i tak nie była w stanie kontrolować. Dużo łatwiej i skuteczniej jest wpłynąć na siebie, na to, na co my sami mamy wpływ. Majka, gdy przystanęła, widziała, że problem niekoniecznie jest w zachowaniu Michała, ale w jej podejściu do postawy, którą prezentował. Jako osoba o dużej samoświadomości zorientowała się, że koncentrując się na Michale, może paradoksalnie przestać mieć wpływ na bieg wydarzeń i wpaść w pewnego rodzaju pułapkę, odrywając uwagę od samej siebie.
 
Majka, jak wielu z nas w sytuacji niepokoju, zadawała sobie pytanie „dlaczego” sugerujące popełnienie błędu przez Michała. Dlaczego on chce mnie zniewolić? Dlaczego on źle wychowuje córkę? Odpowiedzi na postawienie pytania „dlaczego” ułatwia nam zrzucenie winy na kogoś innego. A należałoby skupić się na sobie, gdyż to my jesteśmy zmienną w równaniu, na którą mamy wpływ. I to my możemy sobie pomóc poprzez skupienie się nie na innych, ale na sobie. 

Z reguły, gdy skupimy się na roli, jaką odgrywamy w swoim związku, zaczniemy się uspokajać. Wynika to z faktu, że będziemy mogli skoncentrować się  na tym, co możemy kontrolować, czyli na samym sobie. Majka zaczęła dostrzegać, że projektuje relację z poprzedniego małżeństwa na obecny związek, w Michale widzi osoby, przez które cierpiała w swoim życiu (matkę, męża), a w Idze siebie sprzed lat. Zrozumiała, że to ją irytują słowa Michała, który pewnie wolałby, aby siedziała z nim na kanapie każdego wieczora, podczas gdy ona lubi aktywnie spędzać czas i wie, że nie ma to negatywnego wpływu na funkcjonowanie związku. Musi jedynie zmienić podejście do jego słów. Nie ma sensu jego zmieniać, ale własne podejście.
​
Obraz
Katarzyna Krakowska
​współautorka bloga
Jeżeli przeżywasz trudne chwile, nie możesz poradzić sobie z tłumionymi uczuciami, targają Tobą emocje, - pomożemy CI. O ile chcesz skorzystać  z naszej wiedzy i doświadczenia, zapraszamy na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :) Możemy pomóc Ci inaczej patrzeć na świat... bo przecież wszystko zaczyna się w naszej głowie!
​
Obraz
Obraz
0 Comments

Przymykałam uczy...

10/25/2022

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

To wróci...

10/24/2022

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

Wypieranie emocji

10/23/2022

0 Comments

 
Obraz
Powiązany post: 

WYWIAD Z ORINĄ KRAJEWSKĄ



POLECAMY:
Obraz
KUPISZ TUTAJ>>
​

​NOWOŚĆ! 

Orina Krajewska

"Siła umysłu. Siła emocji. Duchowe ścieżki zdrowia."

Wydawnictwo Sensus

PREMIERA ODBYŁA SIĘ 12 PAŹDZIERNIKA 2022!
0 Comments

WYWIAD Z ORINĄ KRAJEWSKĄ

10/22/2022

0 Comments

 
Obraz

WYWIAD Z ORINĄ KRAJEWSKĄ

Siła umysłu, siła emocji.

12 października odbyła się premiera  książki "Siła umysłu. Siła emocji. Duchowe ścieżki zdrowia", która jest skarbnicą wiedzy medycznej i psychologicznej, a przy pracy nad którą jej autorka miała okazję rozmawiać ze światowymi autorytetami. 

Miałam wielką przyjemność przeprowadzić wywiad z autorką książki - Oriną Krajewska - aktorką, współzałożycielką i prezeską Fundacji Małgosi Braunek „Bądź". Propagatorką holistycznego stylu życia i integralnego podejścia do zdrowia, która kończyła aktorstwo w London International School of Performing Arts (LISPA). Na co dzień znana jest widzom m.in. z serialu Barwy szczęścia. Od 2014 roku prowadzi cykliczne zajęcia teatralne, szkolenia i warsztaty. Ponadto jest autorką książki „Holistyczne ścieżki zdrowia. Bądź", felietonistką i autorką podcastów o zdrowiu na Vogue Polska.



Psychologia przy kawie: Pani Orino, co było bodźcem do napisania książki "Siła umysłu. Siła emocji. Duchowe ścieżki zdrowia"?

Orina Krajewska: Bezpośrednim bodźcem do napisania książki były oczywiście moje prozdrowotne zainteresowania i poszukiwania oraz głębokie przekonanie, że zdrowie w ogromnej mierze leży w naszych rękach. W holistycznej filozofii mówi się, że zdrowie to równowaga między ciałem, duchem a umysłem. Byłam ciekawa, jak ze zdrowotnego punktu widzenia można definiować stan ducha, jak dbałość o nasze wewnętrzne samopoczucie przekłada się na równowagę całego organizmu. W codziennej pracy w
naszej fundacji (Fundacja Małgosi Braunek Bądź) kierujemy się wiarygodnością i rzetelnością przekazywanej wiedzy. Wierzę w dawanie głosu autorytetom, stąd książka ma formę zbioru wywiadów ze światowymi autorytetami. Wobec społecznego kryzysu emocjonalnego i psychicznego, w jakim się znajdujemy, jest wręcz niezbędne, żebyśmy świadomie dbali o siebie, wzmacniali się na co dzień, wdrażając nie tylko podstawowe profilaktyczne zalecenia, ale też rozpoznawali zależności między ciałem, umysłem a stanem naszego ducha. Te wszystkie aspekty wpływają na siebie wzajemnie i mogą mieć ogromny wpływ na jakość naszego życia. Jest to już kwestia szeroko przebadana i udowodniona.

Ppk: We wstępie do książki przeczytałam Pani słowa: "Dostęp do podstawowej prozdrowotnej wiedzy i ośrodków, które oferują holistyczne leczenie, jest bardzo nierówny. W wielu miejscach choroba to nadal wstyd, lekarza nie wypada o nic zapytać i jedyne, co można robić, to czekać. A przecież każdy pacjent ma prawo do zajęcia aktywnej postawy wobec własnego zdrowia, tylko musi otrzymać w tym odpowiednie wsparcie, musi wiedzieć, jak mądrze o siebie zadbać"*. No właśnie, jak mądrze możemy o siebie zadbać?

OK: Mądre dbanie o siebie to dla mnie dbanie uważne i kompleksowe, w zgodzie ze sobą. Każda i każdy z nas jest inna/inny, w związku z tym metody, które na co dzień będą nam towarzyszyć, będą się między sobą różnić. Myślę, że nie istnieje jedno remedium dobre dla nas wszystkich. Poza tym cały czas się zmieniamy, nasze potrzeby względem wieku, sił, potrzeb też będą ewoluować. Raz ze względu na natłok pracy, tempo i stres będę w ramach codziennej aktywności fizycznej potrzebować wyciszającej i rozciągającej jogi, a kiedy indziej, kiedy będę potrzebować doenergetyzowania i zrzucenia z siebie emocji, to może być box. Myślę, że pozostawać w kontakcie z sobą to pierwszy krok do zdrowia. Oczywiście pewne podstawy dotyczą nas wszystkich - zrównoważona dieta, regularna aktywność fizyczna, regenerujący sen, prawidłowy oddech czy dobre relacje z innymi i otaczającym nas światem. Dla mnie to, co stało się niezwykle ważne w kontekście budowania zdrowia po napisaniu książki, to jasność, że codzienna dbałość o równowagę wewnętrzną, emocjonalną i duchową stoi u podstawy jakościowego życia.

Ppk: Uważa Pani, że dzięki wielu badaniom niepodważalnym stał się fakt, że praktyka uważności czy praktyki oddechowe poprawiają odporność organizmu. Dlaczego jako ludzie, którzy borykają się ze swoim zdrowiem, nie sięgamy po to, co dostępne, co jest tak blisko, co jest nam dostępne?

OK: Myślę, że jest to konsekwencją wielu lat fragmentaryzowania i gloryfikowania natychmiastowych rozwiązań oraz leczenia objawowego. Zapędziliśmy się “przyklejaniu plastrów”, które oczywiście dają efekty ale krótkotrwałe. Być może pozwalają nam funkcjonować na wysokich obrotach, być efektywnymi, ale w konsekwencji oddaliły nas od natury, naturalnego rytmu, uważności i wrażliwości na siebie i środowisko. Praktyki z zakresu umysł-ciało, zdrowe nawyki to profilaktyka, która jest bezdyskusyjnie skuteczna, ale wymaga systematyczności i przestawienia się na inne podejście do siebie i kwestii budowania zdrowia. I oczywiście nie chodzi o bycie w opozycji do medycyny konwencjonalnej albo o usztywnienie się w zdrowych nawykach. Dla mnie chodzi o mądre łączenie, o zbudowanie solidnej podstawy w postaci praktyk czy zdrowych nawyków, do której zawsze mogę się odwołać i korzystanie z dobrodziejstw medycyny, kiedy tylko jest to potrzebne i koniecznie.

Ppk: Ile jesteśmy w stanie zrobić dla siebie „domowymi sposobami”, mając do dyspozycji tylko i aż siebie - swój oddech, swoje ciało, uczucia i myśli?

OK: Myślę, że każda i każdy z nas musi to poczuć na własnej skórze. Po rozmowach ze wspaniałymi specjalistkami i specjalistami o światowych renomach, po zapoznaniu się dzięki nim z przytaczanymi badaniami czy świadectwami jest to bezdyskusyjna kwestia. To jak żyjemy, jak oddychamy, co jemy, jakie emocje nam na co dzień towarzyszą, jak odnosimy się do siebie i innych - ma ogromne znaczenie. Determinuje jakość naszego życia, a ona wpływa na stan naszego zdrowia.

Ppk: Napisała Pani, że nie da się zgłębiać tematów, które dotyczą rozwoju wewnętrznego, tego, co w nas intuicyjne, intymne, bez zatopienia się w nie. Jak możemy dokonać tego zatopienia? Czy Pani książka może nam w tym pomóc?

OK: Żeby odpowiedzieć na to pytanie powołam się tutaj na cytat z książki, z wywiadu z Sharon Salzberg, światowej sławy nauczycielką uważności, medytacji i praktyki loving-kindness “Nawet jeśli zapoznamy się z 10 tysiącami publikacji naukowych, zdobyta w ten sposób wiedza nie będzie się w pełni pokrywać ze spostrzeżeniami płynącymi z 10 minut samodzielnego medytowania”. Dlatego też każdy z wywiadów w książce uzupełniony jest praktycznymi ćwiczeniami do stosowania od razu, w domu.

Ppk: "Przy pracy nad książką <<Siła umysłu. Siła emocji. Duchowe ścieżki zdrowia>> miałam okazję rozmawiać ze światowymi autorytetami, których jeszcze niedawno w najśmielszych wyobrażeniach nie spodziewałam się spotkać."* Przemawia przez Panią wielka pokora. Czy tak podchodzi Pani do życia?

OK: Ścieżka związana z rozwojem i rozwojem prozdrowotnym to niekończąca się podróż i rozwój. Im więcej wiem, tym bardziej widzę jak wiele jeszcze nie wiem. To fascynujące, bo nie ma tu celu do osiągnięcia, podchodząc w ten sposób do życia, mam nadzieję zawsze pozostać ciekawą świata, otwartą i gotową poszerzać horyzonty. Dzięki pracy w fundacji i wychowywaniu się w bardzo otwartym domu, orientuję się w środowisku związanym z rozwojem zdrowotnym i duchowym. Myślę, że moi rodzice zaszczepili we mnie to poszukiwanie u innych mądrości i głębi. To są cechy łączące autorytety, z którymi się spotkałam, a spotkania z nimi uczą pokory. Wobec tak wyjątkowych osób zamieniam się w gąbkę i chłonę.

Ppk: A drugie moje pytanie brzmi: Jak Pani tego dokonała, jak dokonała Pani tego, czego się Pani nie spodziewała w najśmielszych wyobrażeniach?

OK: Krok po kroku. Kiedy zaczynaliśmy fundację, pierwszy wykład o medycynie integralnej i jej założeniach odbył się dla 5 osób. W tym 3 to byliśmy my. Kolejny to było już 10 osób, aż doszliśmy do momentu, w którym mamy kilkanaście realizowanych projektów. IV Kongres medycyny integralnej, który planujemy w marcu z Fundacją Legii, to całodniowy konwent wykładowo-warsztatowy na kilkaset osób. Wierzę w metodę małych kroków. A one mogą nas zaprowadzić daleko.

Ppk: Jest Pani osoba niezwykle sprawczą. Czy pomaga to Pani w życiu?

OK: Myślę, że jeśli w coś głęboko wierzymy, coś stanowi naszą wewnętrzną misję, to pojawia się gotowość do działania. Bardzo ważne jest dla mnie w życiu kierowanie się wartościami i wspólne działanie. Żaden z projektów nie zostałby zrealizowany, gdyby nie nasze wspólne zaangażowanie w fundacji. Fundacja to dla mnie rodzina. Jestem wdzięczna każdej zaangażowanej osobie. Myślę też, że w obliczu tego, co dzieje się teraz na świecie, wojny, cierpienia, niepewności, kryzysu ekonomicznego i egzystencjonalnego wspólnota, pomaganie sobie wzajemnie, dialog, empatia i miłość są przeciwwagą. Wkładanie energii w to, na co mam wpływ, angażowanie się w pomoc jest dla mnie odpowiedzią nie tylko na palące potrzeby, ale też potrafi złagodzić ten wewnętrzny ból. Głęboko wierzę, że to, co się dzieje przejdziemy tylko wspólnie, pozostając czujnymi na siebie, siebie wzajemnie i planetę. O tym jest też książka “Siła umysłu. Siła emocji. Duchowe ścieżki zdrowia”.

Ppk: Czego mogę życzyć tak pięknej, mądrej, ciepłej i spełniającej się kobiecie jak Pani?

OK: Ach! Na dzisiaj mam nadzieję, że książka okazała się pomocna i dotarła do jak największej ilości osób w potrzebie. Mam nadzieję że spełni swoją rolę! A nam wszystkim życzyłabym zdrowia na każdym poziomie i oczywiście spokoju tego wewnętrznego i spokoju na świecie.

Ppk: Ślicznie dziękuję w imieniu moim i Czytelników. Dziękuję również za książkę, jak i za rozmowę i życzę spełnienia wszystkich wypowiedzianych i tych skrytych w sercu marzeń. 

*Fragmenty i cytaty pochodzą z książki O. Krajewskiej "Siła umysłu. Siła emocji",
 Wydawnictwo Sensus, 2022 
​
POLECAMY:
Obraz
KUPISZ TUTAJ>>


NOWOŚĆ! 

Orina Krajewska

"Siła umysłu. Siła emocji. Duchowe ścieżki zdrowia."

Wydawnictwo Sensus

PREMIERA ODBYŁA SIĘ 12 PAŹDZIERNIKA 2022!
0 Comments

Jeden uścisk

10/21/2022

0 Comments

 
Obraz
0 Comments

Sprawczość

10/20/2022

0 Comments

 
Obraz
POWIĄZANY POST:

(Nie)miły facet

POLECAMY:
Obraz
KUPISZ TUTAJ>>
​
​NOWOŚĆ! 

Robert A. Glover

"(Nie)miły facet. Męskie spojrzenie na miłość, seks
​i związki"


tłumaczenie: M. Baka

Wydawnictwo Kompania Mediowa

PREMIERA ODBYŁA SIĘ 12 PAŹDZIERNIKA 2022!
0 Comments
<<Previous
Forward>>
    JESTEŚMY NA FACEBOOKU:

    POMAGAMY:
    Obraz
    Kliknij i sprawdź

    PUBLIKUJEMY W:
    Obraz
      

    Newsweek Psychologia
    Obraz
    Cosmopolitan
    Obraz
    Newsweek
    Obraz

    PISZEMY DLA WAS:

    Obraz
    Katarzyna Krakowska
    Obraz
    Joanna Kotarska

    REKLAMA:
    piszcie do nas na adres: 
    ​psychologiaprzykawie@gmail.com 
    ​

​Strony:  1   2   3   4   5   6   7   8   9  10  11  12  13  14  15  16  17  18  19  20  21  22  23  24  25  26  27  28  29  30  31  32  33  34  35  36  37  38  39  40  41  42  43  44  45  46  47  48  49  50  51  52  53  54  55  56  57  58  59  60  61  62  63  64  65  66  67  68  69  70  71  72  73  74  75  76  77  78  79  80  81  82  83  84  85  86  87  88  89  90  
​

Powered by Weebly
  • Blog
  • PORADY ON LINE
  • O NAS
  • WYCHOWANIE
  • RELACJE
  • PRACA
  • ONA
  • WYWIADY
  • Kontakt / Współpraca