W GĄSZCZU NATRĘTNYCH MYŚLINiepokój, lęk, proces zmianyŚwiat się dla niej zatrzymał. Odejście Piotra spowodowało, że grunt usunął się pod jej nogami. Dla Małgosi Piotr był ostoją i wsparciem. Nie tylko jego kochała nad życie, ale też czuła, że jest przez niego kochana. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa, nigdy się na nim zawiodła. Dlaczego w takim razie odszedł? Co spowodowało, że bez słowa wyjaśnienia, bez pożegnania po prostu wyjechał, zostawiając jej jedynie list. Prosił w nim o wybaczenie, nie tłumaczył się i nie oczekiwał, że zrozumie. Przepraszał tylko za krzywdę, jaką jej wyrządził. Małgosia nie chciała uwierzyć w to, co się stało. Uważała, że to jakiś żart. Wydzwaniała nieustannie, ale nie odbierał. W głowie jej się nie mieściło, nie mogła pojąć, jak po pięciu latach wspólnego szczęśliwego życia mógł bez słowa odejść… Po tygodniu do Małgosi dotarło, że odejście Piotra jest faktem. Gdyby stanął teraz przed nią, nie darowałaby mu tego, co jej zrobił. Jak mógł? Dla niego przecież by w ogień skoczyła. Z pewnością chodziło mu dziecko, ale nigdy nie chciał się do tego przyznać. Lata starań nie przynosiły żadnego efektu. - Ale przecież to nie moja wina! To nie moja wina! - powtarzała w złości Małgosia. - Jak mógł? Ufałam, kochałam! Jak on mógł mi to zrobić?! Niech tu tylko się pojawi, to ja mu pokażę! Mijały tygodnie i Piotr nie wracał. Przyjaciele otoczyli ją opieką. Zaczęła spotykać się z ludźmi, dla których od lat nie miała czasu. Zawsze życie w domowym azylu przedkładała nad wszystko inne. Teraz zaczęła dostrzegać wartość posiadania przyjaciół. Ale nie trwało to długo… Wieczorami Małgosia rozmyślała, zadawała sobie tysiące pytań. Tęskniła za Piotrem, szamotała się wewnętrznie. Bała się iść do przodu. Zrozumiała bowiem, że życie jest kruche. Piotr, który był ostoją, zniknął. Bała się o siebie, o niego. A przede wszystkim z lękiem patrzyła w przyszłość. Czuła swoją nieporadność. Zaczynała dostrzegać, iż przywykła do życia z człowiekiem, który przejmował wiele inicjatyw, który był niejako przewodnikiem ich wspólnej wędrówki. Była przerażona. W nocy budziła się zlana potem i serce biło jej jak szalone. Z pomocą terapeuty, bez którego nie umiała sobie poradzić, zaczęła podążać naprzód, ale nie było to łatwe. Szereg wyrzutów sumienia. Ciążące poczucie winy. Co ja zrobiłam nie tak? Nie dam rady żyć, skoro spotkała mnie taka porażka! Gdyby nie Zosia - osoba o wielkiej empatii, a przede wszystkim świetny specjalista, Małgosię przytłoczyłaby przeszłość, na którą nie miała wpływu. Wiedziała już, że Piotr przepadł jak kamień w wodę. Zdawała sobie sprawę, że wszystko musiał wcześniej zaplanować. Pytania dlaczego?- czy miały sens… Małgosia dzisiaj nie potrafi odpowiedzieć, kiedy nastąpił przełom w tej wewnętrznej walce. Pamięta, że z każdym spotkaniem coraz bardziej ufała Zosi - swojej terapeutce. W zasadzie czuła się jak dziecko, które ktoś prowadził we mgle, aż w końcu zrozumiała, że może podążać dalej sama. Poczuła siłę, moc i chęć do działania. Zaczęła odzyskiwać siły i akceptować po pierwsze siebie, nową siebie i swoje życie, w którym przede wszystkim musiała sama stanąć nogami na ziemi. Dostrzegła, że Zosia w sposób niezwykle subtelny powodowała, że zaczęła podejmować różne nowe wyzwania. Miała odwagę, by iść do przodu i odkrywać przestrzenie, które do tej pory budziły w niej lęk - nie umiem, nie potrafię, nie dam rady. Do dzisiejszego dnia pamięta słowa: ,,Jeżeli nie wskoczysz na głęboką wodę, nie zaryzykujesz, nie przekonasz się." Próbowała dzięki sile, którą zaczynała w sobie odnajdywać. Historia Małgosi pokazuje proces zmiany, który w różnych momentach naszego życia przechodzimy. John Fisher jest autorem koncepcji zmiany osobistej, której towarzyszą kolejne przewidywalne stany emocjonalne: złość, nadmierny entuzjazm, strach, zagrożenie, poczucie winy, depresja, stopniowa akceptacja, poruszanie się naprzód, podobnie jak miało to miejsce w przypadku Małgosi. Oczywiście u każdego może przebiegać to nieco inaczej (w innej kolejności lub niektóre procesy mogą po prostu nie wystąpić). * Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób Jeżeli chcesz znowu zacząć patrzeć na życie pozytywnie, poczuć radość, spowodować, aby przeszłość nie kierowała Tobą, żeby czuć się osobą pewną siebie, spełnioną i szczęśliwą, osobą, która ma dobre relacje z innymi, akceptuje ich i siebie - zapraszamy Cię na porady on line. Wielu osobom pomogłyśmy, pomożemy i Tobie :)
SZKATUŁKA PEŁNA DZIECIĘCYCH RANJak odnaleźć drogę do siebie?"Przychodzi do mnie czasem skulona… malutka we mnie ona… trzymając szkatułkę pełną dziecięcych ran i niezrozumiałości. Przychodzi, kiedy tak bardzo tęskni i potrzebuje mojej miłości. I staje u progu niewinna… otulona w poszargane dzianiny lęku i po czucia odrzucenia… Ich krańce wilgotne od opowieści o tym, jak mało jest ważna, jak znów musi się starać, by zasłużyć na ich miłość. Dawniej i ja ją zbywałam… nie chcąc czuć tego, z czym przybywała… Latami ignorowana, falami wybuchów uciszana… umniejszana, bo przecież inni mają gorzej, a to już wcale nie jest takie ważne… Dziś jednak biorę ją już w swe ramiona… malutka we mnie ona… tuląc do piersi, czuję i słucham jej szeptanych dziewczęcym głosem opowieści… Niczym świergot bajecznego koliberka wypływają z jej sklejonych waniliowymi lodami pocieszenia ust jej czyste, proste słowa…Każde z nich woła o przytulenie… Każde z nich jedynie pragnie, by być zauważone… by znów poczuć się ważną…I tak też siedzimy wtulone… w opowieściach jej snów tak blisko za topione… Trzymając jej dłoń, mówię, że to prawdziwe… wszystko to, co czuje… i jestem, zawsze jestem, kiedy mnie tylko zapragnie, gdy mnie potrzebuje. I wciąż przychodzi do mnie ona… coraz pewniejsza, częściej zadowolona… bo wie, że każde skulenie przyciąga mój wzrok i sercem otulam wszystkie codzienne opowieści…”* Podczas przeprowadzki Zuzia trafiła na kartonik ze zdjęciami sprzed lat. W oczach dziewczynki spoglądającej na nią z fotografii widać było tęsknotę, lęk, potrzebę miłości i akceptacji. Przypomniała sobie dziecięce rany, bycie niezrozumianą, krytykowaną, sabotowaną. Dotarło do niej patrząc na to niewinne dziecko, że odkąd sięga pamięcią, zawsze miała podcinane skrzydła, każdy jej pomysł oceniany był jako głupi i nieprzemyślany, była wiecznie porównywana do mądrzejszych, inteligentniejszych, bardziej bystrych i odpowiedzialniejszych rówieśników. Przypomniała sobie, co czuła, gdy matka nie wierzyła w to, że poradzi sobie na studiach, a potem przy nadarzających się okazjach podważała jej kwalifikacje. Pamięta doskonale czasy młodości, gdy pomimo niesprzyjającej w domu atmosferze, próbowała, walczyła, choć w uszach wciąż brzmiały słowa: „nie umiesz, nie dasz rady, to nie dla ciebie”. Przez całe życie Zuzia patrzyła na siebie krytycznie i zwykle oczami innych ludzi. Chciała sprostać oczekiwaniom otoczenia, a nie zwracała uwagi na własne potrzeby. Wciąż starała się sobie i innym udowadniać, że zasługuje na akceptację, na miłość, na uznanie. Z zewnątrz wyglądała na osobę pewną siebie, świetnie dającą sobie radę z różnymi sytuacjami trudnymi, których nie szczędziło jej życie. Ale tylko ona sama wiedziała, że jest to maska, pod którą ukrywała siebie - osobę smutną, zalęknioną, pełną obaw i niepokoju. Pomimo sukcesów, które osiągała, miałam poczucie, że nie potrafi się z niczego cieszyć. Nic nie sprawiało jej satysfakcji, wciąż miał do siebie wieczne pretensje. Inni widzieli w niej kobietę sukcesu, atrakcyjną, modnie ubraną, mającą nie tylko przystojnego męża i cudowne dzieci, ale i świetną pozycję zawodową. Można by było zapytać: Zuzia! Czegóż chcieć więcej? A ona wiedziała, że nie jest szczęśliwa. Dostrzegała, że nie umie przyjmować miłości, nie wierzy w to, że inni ją szanują i akceptują, ale i ona miała wielki problem z okazywaniem uczuć. Nie umiała wyrażać miłości, nawet w stosunku do osób najbliższych. Czuła, że jestem oziębła, zazdrościłam koleżankom, które przytulały swoje dzieci i robiły to po prostu tak naturalnie. A ona nawet nie umiałam spędzać z nimi czasu, słuchać ich, nie mówiąc o dawaniu im wsparcia i akceptacji. Według Analizy Transakcyjnej w każdym dojrzałym człowieku, w jego myśleniu, odczuwaniu i zachowaniu reprezentowane są trzy stany ”ja” (ja-dziecko, ja-rodzic, ja-dorosły). Ważna jest ich proporcja adekwatna do naszego wieku. Jeżeli chodzi o stan ja-dziecko są przecież mężczyźni – tak zwani wieczni chłopcy, ale i kobiety, które pomimo upływu czasu są nieodpowiedzialne i beztroskie, jak małe dziewczynki. Istnieje też druga skrajność. To ci, którzy za wszelka cenę tłumią swoje wewnętrzne dziecko, nie dając mu dojść do głosu. A ta cząstka nas jest niezbędna i niezwykle ważna. To ona jest sprawcą tego, iż jesteśmy spontaniczni, naturalni, potrafimy śmiać się całym sobą, marzyć, myśleć kreatywnie, bez obawy o krytykę i ocenę. Zabiegamy o miłość i akceptację, staramy się znaleźć w otoczeniu to, czego nie dajemy sobie, gdyż nie potrafimy siebie kochać. Niestety rzadko kiedy uświadamiamy sobie, że nasz stosunek do samego siebie i relacje z innymi ludźmi są uwarunkowane przeżyciami z naszego dzieciństwa, a naszym zachowaniem często kieruje nasze wewnętrzne dziecko z swoimi doświadczeniami, które są wynikiem relacji z innymi, szczególnie najbliższymi osobami. Sylwia Kocoń w swojej najnowszej książce „Szkice miłości. Jak odnaleźć drogę do siebie i swojego szczęścia”* pomaga nam na przykładzie własnej drogi, odnaleźć ścieżki ku samopoznaniu. Niezwykła książka, od której ciężko się oderwać. Piękna, pełna czułości, delikatności i mądrości. To nie tylko książka, którą możemy ze sobą zabrać na majówkę, ale również wspaniały prezent dla tych, których kochamy i których szczęścia pragniemy. Jest ona jak zwierciadło, w którym można zobaczyć siebie 😊 „Tylko Ty… Tylko Ty wiesz, kiedy jesteś ze sobą szczera i prawdziwa. Tylko gdy jesteś sobie wierna, możesz czuć się naprawdę szczęśliwa… Ileż to razy próbowałaś grać jakąś rolę? Zakładać maskę, udawać — tylko po to, by być kochaną, by nie ryzykować odrzucenia… Ileż razy i ja to robiłam… Sporadycznie, gdy lęk jest zbyt duży, po wracam do tego miejsca nieprawdy… Ale przychodzi moment refleksji. Obcowania sama ze sobą, gdy w najwyższej trosce o siebie ponownie przysięgam, że już nigdy siebie nie opuszczę. A jeśli nawet — że powrócę tak szybko, jak tylko znów oprzytomnieję, gdy znów rozpoznam, że nie było mnie tu dla siebie…” *Fragmenty i cytaty pochodzą z książki S. Kocoń "Szkice miłości. Jak odnaleźć drogę do siebie i swojego szczęścia." **Dziękujemy Wydawnictwu Sensus za możliwość zareklamowania tej wartościowej książki. POLECAMY:
POLECAMY:
POWIĄZANE LINKI: W TARAPATACH EMPATII (psychologiaprzykawie.pl) WSZYSTKIE EMOCJE SĄ ZARAŹLIWE (psychologiaprzykawie.pl) POLECAMY:
POWIĄZANY POST: POLECAMY:
W TARAPATACH EMPATII"Wsparcie dla wspierających"„Wyobraź sobie, że możesz kontrolować swoją własną empatię za pomocą pokrętła. Gdy je podkręcisz, twoja empatia wzrośnie – będziesz w większym stopniu czuć to, co czuje twój pacjent. Kiedy je przykręcisz, nabierzesz dystansu do wszystkiego, co dzieje się z twoim pacjentem. Gdy twój regulator empatii jest przykręcony, zyskujesz zdolność do myślenia w bardziej przejrzysty i obiektywny sposób o tym, co możesz zrobić, a czego nie, by pomóc sobie i swojemu pacjentowi. Każde ustawienie pokrętła – więcej empatii lub mniej empatii – ma swoje zalety i wady. Jedno lub drugie będzie najodpowiedniejsze w odmiennych okolicznościach. W toku eksperymentów i ćwiczeń z podkręcaniem oraz przykręcaniem swojego po[1]krętła empatii w końcu odkryjesz, że ustawienie w punkcie położonym mniej więcej w środku idealnie sprawdza się w większości sytuacji – choć nie we wszystkich. Ten punkt to miejsce, w którym dostrajasz się do pacjenta na tyle, by wiedzieć, co go trapi, bez narażania na szwank własnej zdolności do jasnego myślenia (…) Zapewniam cię, że przykręcenie empatii i dostrojenia nie oznacza, że przestajesz się o kogoś troszczyć. Absolutnie nie. W pełni możliwe jest utrzymanie współczucia przy jednoczesnym obniżeniu poziomu empatii.”* Gdy drzwi jej gabinetu się zamknęły, siedziała, nie mogąc zebrać myśli. Sięgnęła po kubek z herbatą i trzymając go w dłoni, spojrzała ze smutkiem za okno. Przypomniała sobie końcówkę września sprzed siedmiu lat, gdy wyjeżdżała z domu na studia. Pamięta doskonale, jaka wówczas była szczęśliwa i przekonana co do tego, że jest to droga jej marzeń. W zasadzie odkąd pamięta, słyszała od ludzi, że jest osobą empatyczną. Uważała, że to niezwykły dar i przez lata pielęgnowała go w sobie. Gdy ruszała z plecakiem w swoją życiową wędrówkę, była pewna, że to początek niezwykłej przygody. Dzisiaj spoglądając na drzwi, które przed paroma minutami zamknęła za sobą Ola, Ewelina zastanowiła się, czy ta empatia przypadkiem nie stała się pułapką, w którą wpada. Któryś już raz dostrzegła, że nie potrafi zdystansować się do tragedii, z którymi niestety ma do czynienia. Praca psychologa w szkole nie należy do łatwych. Gdzie zatem leży granica zaangażowania, której dla własnego zdrowia nie należy przekraczać? Piotr po powrocie z nocnego dyżuru długo dochodzi do siebie. Przed oczyma ma obrazy, o których szybko chciałby zapomnieć, ale nie potrafi. Analizuje, rozkłada na czynniki pierwsze. Gdyby szybciej przyszło zgłoszenie, gdyby udało się prędzej dotrzeć na miejsce, gdyby… Zastanawia się, co będzie tego ranka przeżywać rodzina zmarłego mężczyzny, czy miał żonę, a może dzieci? W ciągu jednej nocy świat tych ludzi legł w gruzach, stał się tak diametralnie inny od wczorajszego, a on jako ratownik medyczny nie miał mocy sprawczej, aby zatrzymać tego człowieka przy życiu. Piotr kocha swoja pracę, uwielbia pomagać, ale przekleństwem są takie noce jak ta, która minęła, a zostawiła tyle bólu… Czy można się od tego odciąć? Ania zgłasza swój udział do wszelkich działań charytatywnych. Po pracy angażuje się na rzecz dzieci, seniorów, uchodźców. Postrzegana jest jako człowiek o wielkim sercu. Jest wrażliwa na krzywdę, otwarta na czynienie dobra. Dzisiaj wracając z pracy i przysłuchując się rozmowie w autobusie, w której chłopiec był poniżany przez matkę, czuła smutek, złość, współczucie, bezradność. Potem siedząc już w domu na sofie, nie była w stanie skupić się na czytaniu książki, wciąż jej myśli krążyły wokół tego bezbronnego dziecka, któremu nie mogła pomóc. Ania coraz częściej dostrzega, że czuje przemęczenie i widzi w sobie duży poziom frustracji. Empatia, krótko mówiąc, jest umiejętnością zrozumienia emocji odczuwanych przez innych i patrzenia na świat z ich perspektyw i wykracza poza tylko współczucie i żałowanie innych osób. Odczuwanie cudzego bólu motywuje nas do pomocy, otwiera nas na drugiego człowieka, na jego potrzeby, uczy wrażliwości i wyjścia z własnej perspektywy, łagodzi nasz wewnętrzny dyskomfort związany z patrzeniem na krzywdę drugiego człowieka. I oczywiście, pomagając innym, czujemy się dobrze. „Każdy z nas wie, że empatia jest tkanką łączną dobrej terapii. Sprzyja rozwojowi zaufania u pacjentów i pozwala nam wychodzić im naprzeciw z naszymi uczuciami, a także przemyśleniami i umiejętnościami. Empatia wyostrza naszą wnikliwość oraz intuicję i stanowi dopełnienie naszej wiedzy teoretycznej. Jednak kiedy nie jesteśmy świadomi mechanizmów empatii lub kiedy ich nie kontrolujemy, możemy się znaleźć w poważnych tarapatach.”* Babette Rothschild w książce „Wsparcie dla wspierających”, jak sama napisała, starała się „rzucić nieco światła na mechanizmy neurologiczne, psychologiczne i somatyczne, w których wyniku ów dar, jakim jest nasza zdolność do empatii, może się zwrócić przeciwko nam. Gdy nie panujemy nad własnymi talentami i skłonnościami do empatii, może ona ulec mutacji, zmieniając nasze współczucie w zmęczenie współczuciem, a nasze dostrojenie w traumatyzację wtórną.”* Autorka zwraca uwagę na kluczowe znaczenie dobrostanu osób niosących pomoc innym i wyjaśnia, dlaczego terapeuta doświadcza negatywnych skutków nadmiernej empatii oraz jak może je pokonywać. W książce można też zaleźć wiele praktycznych wskazówek, które między innymi mogą pomóc w radzenia sobie ze stresem i wyzwaniami współczesnego świata. takimi jak kryzys klimatyczny, niepokoje społeczne czy konflikty zbrojne.To ksiażka nie tylko dla "pomagaczy" :) *Fragmenty i cytaty pochodzą z książki "Wsparcie dla wspierających. Jak zapobiegać zmęczeniu współczuciem i traumie zastępczej." **Dziękujemy Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego za możliwość zareklamowania tej wartościowej książki. POLECAMY:
POWIĄZANY POST: *Fragmenty i cytaty pochodzą z książki E. Notbohm "Dziesięć rzeczy, o których chciałoby ci powiedzieć dziecko z autyzmem". **Dziękujemy Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego za możliwość zareklamowania tej wartościowej książki. POLECAMY:
|
JESTEŚMY NA FACEBOOKU:
POMAGAMY:
PISZEMY DLA WAS:
|